-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Biblioteczka
2024-03-26
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne spostrzeżenia i uwagi o naszej rzeczywistości i słuszne drwiny z wszelakich przywar naszych czasów.
Lubię jej, nieraz mocno odjechane pomysły, jeśli chodzi o kreacje postaci i przebieg akcji; prześmiewcze charakterystyki pewnych typów ludzi i przedstawianie pokrętnych, często niepojętych dróg ich rozumowania.
Nie inaczej jest i w tej książce.
Gabi nie poślubiła Piotrka, mężczyzny wpisanego we wzorzec "mięśnie zamiast mózgu", który chciał mieć za żonę typową tradwife. Uznała, że się intelektualnie rozmijają i odeszła, tym samym zyskując w niedoszłej teściowej wroga numer jeden.
Zatrudniła się w bibliotece, co, jak sądziła, gwarantowało w miarę spokojne życie; ale tam znienacka pojawił się Samuel Kaszak, bohater książek Daniela Adacha, postać nierzeczywista, wymyślona przez pisarza. Przybył z prośbą o pomoc - wie, że jego twórca ma zostać zamordowany. a wtedy i on zniknie - a tak bardzo chciałby poznać pełnię życia, wziąć udział w tym wszystkim co autor dla niego szykował ...
I nie było to podejrzenie urojone przez nierealny umysł - Adach razem z trzema pisarkami, Grażyną, Martą i Gosią, chcąc zwiększyć sprzedaż swoich książek wymyślili "świetną" akcję promocyjną: on miał zniknąć, a one zostać podejrzane o jego zamordowanie!
Ale - w tym właśnie czasie w miasteczku zostało popełnione prawdziwe morderstwo ...
Do tego swoje trzy grosze dokłada grasujący w miasteczku tzw. "Upiór w moherze", którego tożsamości nie zna nikt.
Policja będzie miała pełne ręce roboty, a czytelnicy - niezłą zabawę ...
Ta książka jest klasycznie typowa dla twórczości autorki. Jest kolejną "śmiechotką", przepełnioną tak samo humorem słownym jak i sytuacyjnym, pełną spostrzeżeń genialnie zwracających uwagę na sedno rzeczy i wykpiwających bezlitośnie zdobywanie za wszelką cenę lajków i followersów, klikalność, chorobliwe już uzależnienie od internetu i social mediów, bo przecież jeśli nie ma cię chociaż na FB, to nie istniejesz ...
To naprawdę jest AŻ TAK ważne? ...
Nooo, dla zbyt wielu osób tak.
I z pewnością każdy czytelnik zna i ma w swoich otoczeniu takie osoby jak tu opisane: żyjących tylko "w sieci", bezwzględnych fascynatów mody czy "zdrowego żywienia", upiornie zachłanne matki, oddanych swej misji, ale widzących tylko czubek góry lodowej ekologów, a przede wszystkim takich, u których zanika umiejętność używania szarych komórek ...
Śmieszne to bardzo, ale i przerażające ...
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!" (Mikołaj Gogol, "Rewizor)
Prawda?
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne...
2024-03-03
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie takie książki lubię.
Zgodnie z tytułem, jest to pamiętnik zwykłego, pręgowanego kotka, który, żył "wędrując od domu do domu niczym nomada". Aż znalazł się w schronisku, a następnie trafił do rodziny z dwójką dzieci i psem.
Rodzina od razu pokochała kiciusia, uważa że jest śliczny i uroczy, zachwyca się wszystkim co robi i stara się zapewnić mu najlepsze warunki życia - dostaje zdrową karmę, dbają o jego zdrowie i rozrywki.
A kot wcale nie jest zadowolony - pobyt u nich uważa za niewolę i starannie odlicza jej dni w pamiętniku.
Bo przede wszystkim nie znosi traktowania go jak maskotki!
Bardzo trafnie zwraca uwagę, że potraktowanie niedźwiedzia, który był inspiracją do stworzenia misia zabawki, właśnie jak maskotki, niemal na 100 % zakończy się bardzo źle i dlatego prawie nikt tego nie robi; czemu więc wszyscy traktują jego, dzikiego kota, który czuje się co najmniej Attylą, jak zabawkę? Czemu bez przerwy starają się go miąchać, miziać, głaskać nie zważając na to, że on sobie tego nie życzy?! Owszem, czasem lubi być pogłaskanym - CZASEM!!!
I nikogo nie powinno dziwić, że podczas wizyt małych, piszczących z zachwytu na widoki kiciusia dzieci, chowa się na szafie!
Tłumaczy też, że podróż - zwłaszcza wielogodzinna, w samochodzie z włączoną muzyką i rozentuzjazmowanymi dziećmi i dorosłymi, bo "Hura! Jedziemy na wakacje!" - dla kota jest udręką.
Nie smakuje mu zdrowa karma, irytuje nierozumienie przez ludzi jego przekazów, intencji i postępowania.
Wyraz swej frustracji daje w pamiętniku, relacjonując różne wydarzenia i przebieg uczenia rodziny kocich zwyczajów i zasad, jakich kot przestrzega:
"Zasada nr 1: Kot nigdy za nic nie przeprasza. Przepraszanie jest dobre dla psów.
Zasada nr 2: Kot nie przestrzega żadnych zasad oprócz zasady nr 1."
Czytając jego zapiski trudno się chociaż nie uśmiechnąć - ale w tych zabawnych tekstach jest dużo mądrości, prawd i wskazówek na temat życia z kotem lub kotami pod jednym dachem.
Autorzy są mi nieznani i nie znalazłam o nich informacji w języku polskim. Ale - umieją pisać i myślę, że koty i lubią, i znają. Kot Edgar, moim zdaniem, spokojnie może "przybić piątkę" z kotami Simonem i Garfieldem ...
Książka, a właściwie książeczka, bo tekst i ilustracje zajmują tylko 144 strony, jest ładnie wydana, a rysunki autorstwa Rity Berman dokładnie pokazują to, co opisuje Edgar.
Czyta się dobrze, a humoru nie brakuje.
Tak że polecam, choć zauważyłam pewne nieścisłości w tekście - trudno mi określić kto je przeoczył, autorzy, tłumacz czy redaktor, ale że nie wpływają znacząco na całość, to i jakoś specjalnie czepiać się nie będę.
Bardziej istotne jest to, że uważnie czytając można całkiem nieźle poznać naturę kota i zrozumieć wiele jego zachowań, co może być dobrą lekcją dla chcących mieć kota w domu lub pomóc zrozumieć kota przez tych, co już go mają.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie...
2024-02-19
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie - nie tylko w pieśni o małym rycerzu, czyli pułkowniku Wołodyjowskim, ale i o innych postaciach znanych nam z sienkiewiczowskiej Trylogii i historii powszechnej.
Albo i nieznanych, bo o ile większość z nas wie kim są urodzeni na Kresach Zbyszek Cebulski, Jarosław Dąbrowski, Wojciech Jaruzelski, Józef Ignacy Kraszewski, Daniel Passent, Juliusz Słowacki, generał Stanisław Sosabowski, to nazwiska Franciszek Smolka, Anna Dorota Chrzanowska, Stanisław Vincenz, Karolina Sobańska większości nie mówią nic. A przecież poza wymienionymi, Polaków tu urodzonych czy związanych z Kresami swoją pracą twórczą, społeczną lub polityczną jest tylu co gwiazd na niebie ...
Z zebranego w tej wędrówce materiału powstało nowe, zmienione i rozszerzone wydanie książki, napisanej w 2011 roku, a zatytułowanej "Ukraina".
Ze względu na ilość i jakość zmian ukazała się jako odrębna pozycja pod tytułem "W stepie szerokim".
Wg autora jest ona rajzą po Ukrainie, a w moim odczuciu wędrówką w poszukiwaniu polskości, śladów po Polakach, którzy tu się urodzili, żyli i działali na terenach, które przez wieki przynależały do Polski, i wciąż są nam bliskie, a teraz są częścią Ukrainy. Wędrówką po miejscach, które znaczyły bardzo wiele dla nas jako narodu, a które mało kto poznał inaczej niż z lektur.
Napisana jest w formie relacji z podróży, wiodącej nas do najbardziej znanych i ważnych miejsc - do Lwowa, Bełzu, na Chortycę, do Żytomierza, przez Wołyń, Podole z Kamieńcem Podolskim, Pokucie, do Odessy, Kijowa i na Krym.
Nie zliczyć, ile na tej trasie jest wartych zobaczenia zabytków i miejsc pamięci; nawet hotele, restauracje i knajpy zasługują na uwagę z racji ich dawnych bywalców, możliwości posmakowania dań i napoi kuchni regionalnej.
Bardzo interesujące są też opowieści o historii tych miejsc
Np. przy Lwowskiej Szkole Matematycznej Stefana Banacha, jest mowa o matematykach dyskutujących w kawiarni o równaniach matematycznych, zapisywanych ołówkiem na marmurowych blatach; w Bełzie poznajemy ukraińską część historii jasnogórskiej Madonny, a w Stanisławowie okoliczności szarży Ułanów Krechowieckich.
Kijów to m. in. świat prawosławnych ikon, a w Kołomyi wabi Muzeum Pisanek.
Jest krótko, ale jasno i dość dokładnie opowiedziana historia wojen kozackich, w czasie których przelano ocean krwi i wymordowano setki ludzi, bez cienia litości z obu stron.
Oczywiście, są też sceny i relacje z "tu i teraz". Czasem śmieszne, jak starcie z księdzem-ochroniarzem w katedrze lwowskiej w której jest zakaz fotografowania czy nieustanne próby załatwienia wszystkiego poza kolejką, a czasem smutne i straszne jak brak dbałości o zabytki, to, że nikt z kierowców z przepisami się nie liczy, że są dziury w jezdni i chodnikach grożące wypadkami, że policję interesują głównie mandaty itp., itd.
Powstała książka tak barwna jak barwna jest kraina, o której opowiada.
Nie sposób w recenzji chociaż wspomnieć o wszystkich miejscach, ludziach i sprawach w niej poruszanych - na 456 stronach tekstu i zdjęć. A komu jeszcze mało to może skorzystać z ponad 7 stron wybranej (!) bibliografii.
Bo na razie, dopóki trwa wojna Rosji z Ukrainą, wycieczka na Kresy nie jest możliwa; a jak już będzie można wyruszyć, to z pewnością nie będzie to ten sam kraj jakim był przed wojną. Tamtego, opisanego przez autora, już nie ma i zapewne nie będzie. Wielka to szkoda ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie -...
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych samochodów, uparła się jechać razem z nim - co ze względu na jej nieprzewidywalność było stresujące.
Jako że "Nie było na tym świecie człowieka – wliczając w to samą zainteresowaną – który mógłby choćby w najmniejszym stopniu przewidzieć, co strzeli do głowy Lindzie Miller. Istniało co prawda spore prawdopodobieństwo, że kilkaset odpicowanych klasyków motoryzacji zajmie ją na tyle, żeby nie zrobiła żadnego głupstwa, jednak nigdy nie można było mieć stu procent pewności."
Dodatkowo Linda, bardzo przejęta tym, że w Topaczu mógł być również jej były, zapakowała ubrania na absolutnie KAŻDĄ możliwą okazję, czego nie mógł pojąć Jeremi, człowiek praktyczny i bez wyobraźni.
"– To po jakie licho chcesz się dla niego stroić?
– Bo nic tak nie boli jak szczęście byłej i nic tak nie cieszy jak utyty, zapuszczony i smutny były – odparła z powagą. – Dlatego ja zamierzam być piękna i szczęśliwa, żeby mu te jego czarujące gały wyszły z orbit. "
Na miejscu na Lindę czekała niespodzianka, od byłego, która wprawdzie wprawiła ją w euforię, ale tylko do momentu znalezienie przez nią na terenie wystawy zwłok. Jej wściekły krzyk "Komu zginął trup?!!!" zelektryzował wszystkich obecnych, od razu wezwano policję, a przeczucie Lindy, "że to będzie szałowy weekend!" stało się rzeczywistością ...
Miło było znów poczytać o wydarzeniach z życia Jeremiego, inspektora Bączka i Lindy, która tym razem mocno mnie irytowała. Rozumiem, że przy jej temperamencie i poglądach, perspektywa spotkania z byłym mocno wyprowadziła ją z równowagi, a niespodziewane znalezienie zwłok, które tym razem nie znikały, tylko dołożyło do ognia. Ale ja nie nie jestem tak cierpliwa jak Organek ...
Choć przyznaję, że wyciszenie Lindy ujęłoby trochę barw tej pięknej historii ...
Wszyscy znający twórczość Małgorzaty Starosty wiedzą czego się spodziewać po jej książkach i nic więcej nie trzeba pisać.
Natomiast tych, co jeszcze jej nie znają zapewniam, że dostaną towar "prima sort" - książkę napisaną pięknym językiem polskim, soczystym, żywym i barwnym. Jest w niej inteligentny humor, dowcipne dialogi, zabawa słowem i nawiązania do różnych utworów innych twórców. Jest pełna niespodzianek fabuła, a wykreowane postacie są interesujące, wyraziste i rzeczywiste. A jak ktoś lubi, to i będzie miał nad czym porozmyślać.
To czego więcej można chcieć kochając książki dobrze napisane i komedie kryminalne?
#czytamcolubię
No i mamy to! Drugą część historii Lindy i Jeremiego, mocno nietypowej pary przyjaciół.
Jeremi Organek, właściciel mercedesa 280 SL w kolorze tunis beige, 26 sierpnia wybierał się na cykliczny zlot pojazdów zabytkowych w zamku Topacz.
Miał zamiar miło spędzić czas i świetnie się bawić, mimo że Linda Miller, zbzikowana jak i on na punkcie starych...
2024-02-13
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim. Kobiet samodzielnych i samowystarczalnych, pełnych pasji i apetytu na życie, inteligentnych i nieco szalonych.
Które ledwo się poznały, a już założyły konsorcjum ślubno-funeralne. Takie połączenie od razu zapowiadało, że tak zwyczajnie raczej nie będzie ...
Tym razem autorka zaprasza nas na ucztę, na której podaje aperitif, danie główne i deser.
Ale czy mogło być inaczej, skoro w tej części rządzi Magda Sandurska, właścicielka restauracji Zamieszane?
W zasadzie można było się tego domyślić, że skoro w pierwszej części najwięcej było o Jagnie, właścicielce domu pogrzebowego Było-Minęło, a w drugiej królowała Marta, właścicielka kwiaciarni Cuda-Wianki to część trzecia należała się Magdzie.
Magda od dziecka wiedziała kim chce być i co robić w życiu - marzyła o własnej restauracji. Ułożyła sobie plan i konsekwentnie go zrealizowała - zaczynając od wyboru kierunku studiów (SGGW, Wydział Technologii Żywności i Żywienia Człowieka), pracując w czasie studiów jako kelnerka, pomoc w kuchni i szatniarka, po podjęcie pracy jako menedżer w międzynarodowej korporacji zarządzającej siecią restauracji. Aż przyszedł czas na własną firmę.
A w międzyczasie stała się szczęśliwą żona i matką. No i poznała się z Jagną i Martą.
Bawiłam się i wzruszałam nie mniej niż poprzednio czytając opisy scen z pracy kelnerki, fragment "Rozmowy lirycznej" Gałczyńskiego w przysiędze ślubnej, szalony pogrzeb tancerki flamenco, apetyczne, że aż ślinka cieknie opisy potraw, rozważania klientów o zupach kremach i wycieczka do Nowego Jorku, która była jedną z tych rzeczy, które muszą zrobić przed śmiercią.
I tak sobie myślę, ze to nie może być koniec!
Może wystarczyłoby zmienić nazwę i pisać dalej Trylogię afirmującą życie? 🤔 ...
Przecież jeszcze nie zdobyły Aconcagui, nie popływały katamaranem po Karaibach, nie zrobiły tatuażu, nie nauczyły się stepować i nawet jeszcze nowych marzeń nie wymyśliły!
A mi się marzy poczytać o ich kolejnych przygodach i perypetiach ...
Z czystym sumieniem polecam tę książkę wszystkim, a przede wszystkim kochającym życie i lubiącym książki, które nie straszą czytelnika, a bawią i które nie dołują a zachęcają do działania.
I DZIĘKUJĘ autorce, że znów powstała książka, która bawi i wzrusza.
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim....
2024-01-18
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się długotrwale obniżonym nastrojem, co znacząco obniża jakość życia. Może pojawić się u każdego i w każdym wieku - nawet u noworodków i niemowląt!
Jest tak groźna i tak powszechna, że można uznać ją za dżumę XXI wieku.
Samo słowo "depresja" jest w tej chwili mocno nadużywane i przez to wprowadza w błąd, którego skutki mogą być tragiczne.
Bo nawet znaczące obniżenie nastroju nie musi być depresją, ale też nie będzie niczym złym zasięgnięcie opinii np. psychoterapeuty.
Z kolei objaw tak nietypowy, jak ból głowy i brzucha, może sygnalizować depresję i tu zlekceważenie objawów może, w najgorszym wypadku, doprowadzić do śmierci.
Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Jak odróżnić jedno od drugiego? I, co najistotniejsze, jak pomóc osobie z kiepskim nastrojem, a jak tej z depresją? ...
Moim zdaniem, oprócz fachowców, pomocne mogą być mądre książki, np. poradniki - takie jak ten.
Mogą nam przypomnieć, co mówił specjalista, pomóc zrozumieć jego zalecenia, dać wiedzę co znaczą różne mądre a niezrozumiale brzmiące słowa.
Autorka jest lekarzem, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i na co dzień pracuje z dorosłymi i z dziećmi mającymi problemy ze zdrowiem psychicznym.
Zdecydowała się napisać książkę poświęconą depresji ludzi młodych i bardzo młodych; poradnik przeznaczony dla rodziców przede wszystkim, ale i dla wszystkich innych, którzy opiekują się dziećmi. By wiedzieli co powinno zaniepokoić i jak reagować, by byli w stanie zrozumieć swoich podopiecznych - bo dziecko rozumuje inaczej niż dorosły.
"Pamiętajmy, że nie każda myśl samobójcza prowadzi do śmierci, ale każde samobójstwo zaczyna się od myśli o nim."
Depresja jest chorobą, tak samo jak grypa czy reumatyzm, ale nie ciała, a duszy; i może, przy niewłaściwym postępowaniu otoczenia i braku leczenia doprowadzić chorego do samobójstwa.
A społeczeństwo wypiera problem depresji u dzieci i młodzieży, bo wciąż zbyt wielu nie wierzy w jego istnienie, no i hasło"choroba psychiczna", wciąż przeraża - głównie z braku stosownej wiedzy ...
Autorka zaczyna od omówienia emocji - czym są, jak je rozpoznać i jak na nas wpływają, jak je odczuwa i rozumie dziecko.
Potem omawia czynniki ryzyka wystąpienia depresji, jej związek z istniejącymi różnymi chorobami zarówno psychicznymi jak np. współistniejące spektrum autyzmu, jak i somatycznymi. Wyjaśnia, co powoduje, że chorzy na różne choroby często zapadają i na depresję. Pisze też o jej przebiegu w zależności od wieku, o samouszkodzeniach i próbach samobójczych. I oczywiście o tym jak pomagać; jaka jest pierwsza pomoc w depresji, jak postępować, leczyć, jakie jest znaczenie terapii rodzinnej. Jak pogodzić leczenie i terapię z codziennym życiem.
Autorka kładzie duży nacisk na rolę rodziny w zapobieganiu depresji i jej terapii. Zwraca też uwagę by pamiętać również o sobie - by zdrowy egoizm uchronił nas przed popadnięciem w chorobę z powodu nieustannego napięcia i zmęczenia: "Niekiedy problemy rodzinne zaczynają nas przerastać, sami mamy obniżony nastrój, jesteśmy przygnębieni, tracimy zainteresowanie. To czerwona flaga dla nas, jako rodziców, wskazująca na to, że teraz jest czas, żeby zająć się również sobą. Depresyjny rodzic nie pomoże choremu dziecku. Rodzice muszą być oparciem dla swojego dziecka."
Wszystko to jest tak napisane, że praktycznie nie ma tu zbędnych słów, sama skondensowana treść na 239 stronach,czytelna i zrozumiała dla każdego.
Czy polecam? - tak, zdecydowanie. Nie znam wszystkich pozycji na rynku z tego tematu, ale tę uważam za bardzo dobrą - m. in. dlatego, że porządkuje naszą wiedzę i że informuje, jak groźnym i niebezpiecznym wrogiem zdrowia i normalnego życia jest depresja.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wydawnictwo RM
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się...
2023-11-26
Dorastałam w czasach bez Internetu, gdy źródłem wiedzy o świecie, była nauka w szkole i słowo pisane: prasa, encyklopedie, książki popularnonaukowe i beletrystyczne - o ile autor miał odpowiednio duży zasób wiedzy.
Jednym z takich autorów jest Juliusz Gabriel Verne (1828 - 1905) – francuski pisarz, jeden z pionierów gatunku science fiction. Napisał ponad 100 powieści podróżniczych, fantastyczno-naukowych, historycznych, geograficznych, kryminalnych, sztuk teatralnych i wierszy. Część jest mniej lub bardziej znana do dziś, o części wiedzą nieliczni. Przetłumaczone na ponad 90 języków obcych były czytane na całym świecie.
Jego książki odkryłam jako nastolatka, gdy zaczytywałam się książkami przygodowymi i spodobały mi się tak bardzo, że wracałam do nich wielokrotnie, czytając "po całości" lub wybrane fragmenty. Zachwyciłam się żywą i interesującą akcją, różnorodnymi bohaterami, mnóstwem informacji z geografii, biologii, historii i techniki.
Najczęściej sięgałam po "Dzieci kapitana Granta" - bo i ciekawe to było niezmiernie, i wzruszające, i nie sposób było ogarnąć całości w jednym czytaniu, tyle jest w tej książce przeróżnych wiadomości, geograficznych przede wszystkim. Przy każdej okazji dzieli się nimi z towarzyszami wyprawy (no i z czytelnikami) jeden z głównych bohaterów, Jakub Paganel, światowej sławy geograf, człowiek o olbrzymiej wiedzy.
A okazji miał niemało, bo jest to opowieść o wyprawie lorda Glenervana, zorganizowanej, by odszukać zaginionego kapitana Harry'ego Granta. Z wiadomości jaka dotarła do rąk Glenervana, było wiadomo, że statek kapitana rozbił się na 37 stopniu szerokości geograficznej półkuli południowej - niestety długości geograficznej nie dało się odczytać. Nie zrażony tym lord decyduje się wyruszyć i szukać - kapitana lub śladów po nim - wzdłuż 37 równoleżnika ...
Jest w tej powieści wszystko to, co potrzebne, by zainteresować czytelników. Wartka akcja, mnóstwo przygód, budzący sympatię bohaterowie, tubylcy - Indianie z Patagonii, Aborygenowie i Maorysi - z egzotycznych krain, bandyci, humor i smutek, pościgi, ucieczki, przyjaźń, lojalność i pomaganie sobie w potrzebie. I jest to dobrze napisane, czyta się samo i chwilami trudno się oderwać.
Takie wrażenia miałam czytając tę książkę jako nastolatka, w latach 60-tych XX wieku, w mniej więcej sto lat od jej wydania.
Czytając ją teraz, w roku 2023, czyli w kilkadziesiąt lat od pierwszego czytania i w 155 lat od jej powstania, dalej mi się podoba, na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Ale! - na wiele spraw patrzę teraz inaczej, m. in. na kolonializm, "cywilizowanie" podbitych ziem i traktowanie tubylców nie jak ludzi. I dlatego nie będę zaprzeczać, że powieść trochę się zestarzała i jest trochę naiwna - właśnie przez głoszenie powszechnych wówczas poglądy o znaczeniu i wyższości nad innymi białego człowieka, Europejczyka.
A mimo to wciąż jest jedną z fajniejszych powieści przygodowych jakie znam. Jeśli przymkniemy oko na jej "niedzisiejszość", czytając będziemy po prostu pamiętać, że czas jej powstania i czas w niej opisywany były takie jakie były, a teraz żyjemy inaczej, to możemy znakomicie się bawić przygodami grupy odważnych ludzi, którzy bez wahania wyruszyli na pomoc bez żadnej pewności, że im się uda ...
Kto sięgnie po "Dzieci kapitana Granta" - myślę, że nie pożałuje.
Dorastałam w czasach bez Internetu, gdy źródłem wiedzy o świecie, była nauka w szkole i słowo pisane: prasa, encyklopedie, książki popularnonaukowe i beletrystyczne - o ile autor miał odpowiednio duży zasób wiedzy.
Jednym z takich autorów jest Juliusz Gabriel Verne (1828 - 1905) – francuski pisarz, jeden z pionierów gatunku science fiction. Napisał ponad 100 powieści...
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo dynamiczna akcja i wciągająca treść. W moim odczuciu jest tylko jedna zmiana - zrobiło się poważniej.
Złe, mimo wszystko, rośnie w siłę, a dotychczasowe starcia karczmarza i jego niezwyczajnej kompanii z rzezimieszkami wszelkiej maści i butnymi rycerzykami przerodziły się w bardzo poważną walkę o dobre życie dla całej Doliny i bezpieczeństwo WSZYSTKICH jej mieszkańców.
Ponieważ w tomie III rozstaliśmy się z drużyną w momencie gdy Eliah, Gramm, Urgo i Żychłoń ruszyli szukać ukrytych, nie za bardzo wiadomo gdzie, dusz trolli, a Kociołek ze Zwierzakiem mieli czekać na ich powrót w karczmie, tytuł tego tomu sugeruje, że jego treścią jest wracanie poszukiwaczy do Gryfa. No i owszem, wracają, ale nie tak po prostu - Złe zaatakowało Dolinę w sposób jakiego nikt się nie spodziewał i z wielką siłą. Tak wielką, że wszystkie znane Drużynie sposoby ledwo, ledwo wystarczyły by zwyciężyć; a może i przegraliby, gdyby w tym ostatnim starciu zabrakło Sary i wsparcia od ludzi prawdziwie służących Doli.
Aż Kociołek zaczął się zastanawiać, czym to Złe tak naprawdę jest ...
Podziwiam tego karczmarza z tomu na tom coraz bardziej! Życie stawia przed nim coraz więcej zadań, a on, zwykły człowiek, taki chłopek-roztropek, nie poddaje się, walczy jak umie, głową głównie, choć i orężem, a czasem ... zupą grzybową. Początkowo chodzi mu tylko o wyjście cało z opresji i powrót do domu, do żony i dzieci. Ale z czasem, z karczmarza przekształca się w rycerza, (choć bez pasowania i zbroi), broniącego jak lew swego świata i tego wszystkiego, co dla niego ważne. Myślącego o tym, co zostawi po sobie, w jakim świecie będą żyły jego dzieci.
Ale - bez przyjaciół tworzący razem z nim Drużynę do zadań specjalnych zapewne nie przetrwałby tak długo.
"– Oprócz obowiązku jest jeszcze przyjaźń – powiedział Talvinn [Zwierzak] ... – Walczymy razem. Wędrujemy razem. Śmiejemy się razem. To prawdziwi przyjaciele."
Brakuje takich ludzi w dzisiejszych czasach ...
Ludzi szanujących się nawzajem, akceptujących bez zastrzeżeń inność swoją i innych, walczących ze Złem w każdej postaci.
Kolejny raz Team Marcin Mortka - SQN - Piotr Sokołowski (ilustrator) zapewnił nam mnóstwo emocji i przeżyć, takich, co chce się ich jeszcze i jeszcze ...
Na szczęście - ciąg dalszy jest zapowiedziany!
Nowy Kociołek pojawił się znienacka, bez fanfar i odliczania dni do premiery, bez zachwytów jaka to będzie bomba, petarda i cuda-wianki, a tylko po mrukniętej gdzieś tam, kiedyś, zapowiedzi #kociołekwpaździerniku ...
A książka jest wspaniała, z tych nieodkładalnych. Idealnie komponuje się z poprzednimi tomami: ten sam styl okładki i narracji, ci sami bohaterowie, bardzo...
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę w jeziorach wciąż jeszcze ciepłą, tak że można pływać ... za spokój na polach i w lasach ...
A ta książka jest jesienna jak żadna inna - jesień jest w tytule, na okładce i w treści, akcja toczy się od września do grudnia, no i premiera odbyła się jesienią.
I jest w niej wszystko to co, co stanowi jesienny klimat i atmosferę - cudowne barwy liści i kwiatów, grzybobrania, dynie, wrzosy, babie lato, mgły i deszcze, Święto Zmarłych, przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia.
Czytający ją teraz, jesienią 2023, czyli po premierze, a przed Nowym Rokiem, nawet jeśli nie mieszkają w miejscu tak pięknym jak Olszowy Jar, mają za oknem tę samą porę roku co bohaterowie książki, Weronika i Darek.
Oni w pełni doceniają to szczęście, że mieszkają w tak pięknym miejscu. A my, czytając, możemy napawać się jego urodą, razem z nimi chodzić po lesie, górach i dolinach, zbierać grzyby i przeżywać przygody; bo tak, nawet na spokojnym spacerze po lesie zdarzają się niespodzianki - spotkanie z dzikiem czy szerszeniami, budzi wielkie emocje, niezależnie od jego przebiegu ...
Życie też dostarcza im mnóstwa radości, trochę smutków i zmartwień ... Tak jak i nam ...
Lubię książki autorki, a ku mej radości jest ich niemało - 19.
W większości są typowo obyczajowe i miło się je czyta, ale to nie tylko "fajne czytadła"; dużo w nich jest o sprawach ważnych dla nas wszystkich: o związkach łączących ludzi, o pracy, której brak, jak i nadmiar, jest trudny dla samodzielnego człowieka, szukaniu swego miejsca w świecie, o pomaganiu sobie nawzajem nawet gdy nie słychać prośby o pomoc, o miłości i przyjaźni. O wierze w siebie i wsparciu bliskich.
Jeśli ktoś nie zna całej serii, a chciałby poznać - to spokojnie może, tak jak ja, przeczytać teraz, jesienią, tom ostatni, a potem, przedświątecznie tom I, a tęskniąc za wiosna i latem sięgnąć po tomy II i III. By poznać całą historię Weroniki, Darka i ich bliskich i podziwiać cztery pory roku w Olszowym Jarze tak pięknie opisane przez autorkę.
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę...
2023-01-02
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też nadzieję, że nie ma takiej siły, która mogłaby mu to odebrać.
Ale! ... ale wie, że to tylko pobożne życzenie...
Przez pewien czas, ze sześć tygodni, udaje mu się żyć w ten sposób tak dobrze, że nawet doczekał się od żony i Grama wątpliwego komplementu, że dziadzieje ...
No i pewnej nocy do bramy Gryfa załomotały trolle - ledwie siedmiu, poranionych, poobijanych, proszących (!) o gościnę; ale na czele z Thulem - niedawnym przeciwnikiem Drużyny ...
Kociołek wbrew zasadzie obowiązującej karczmarzy, że nie wolno nie przyjąć podróżnego co puka do drzwi z prośbą o gościnę, nie chce ich wpuścić - przecież to trolle!; ale w końcu daje się przekonać i otwiera bramę.
Przy posiłku Thul i Olhar opowiadają całej Drużynie i Sarze (dzieci na szczęście spały) co ich wywiodło z Głodnej Puszczy i o potyczkach jakie stoczyli tuż przed dotarciem do Gryfa z grupą zbrojnych dowodzonych przez rycerza, w którym Urgo rozpoznał z opisu członka rodu Rosomaków, poddanych księcia Ruperta.
Cała Drużyna decyduje się dojść o co tu chodzi, czy faktycznie o przejęcie dusz trolli przez księcia Ruperta i jednocześnie dać trollom Thula więcej czasu na dotarcie w bezpieczne miejsce.
Wyruszają więc - i tym samym wkraczają w kolejny etap walki ze Złem, które usiłuje zapanować nad Doliną. Odbędzie się jeszcze jeden sprawdzian ich waleczności, inteligencji i przyjaźni.
CZYTAM CO LUBIĘ - czyli to, co mnie interesuje, bawi, daje do myślenia i ma ciekawą historię z, ewentualnie, dobrą zagadką. Nie zawsze to wszystko jest razem - a w tej serii tak!
Toteż kocham ją i za to, i za olbrzymi ładunek przyjaźni, rozsądku, pomysłowości i humoru. Jest pięknie napisana, jest o czym pomyśleć. Może się spodobać nawet tym, co za fantasy nie przepadają, bo przecież ta odrobina magii - naprawdę tylko odrobina! - w niczym nie przeszkadza ...
Dlatego bardzo chciałam i chcę, by Kociołek ze swoją kompanią działał dalej - tzn. by Marcin Mortka pisał, Piotr Sokołowski tworzył okładki, a wydawnictwo SQN wydawało kolejne tomy. I cieszę się bardzo, bardzo, bardzo z trzeciego już tom serii, bo cudny jest!
I oczywiście liczę na kolejne ...
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też...
2023-08-07
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1 kwietnia do 21 grudnia roku 2019.
Pisze o wydarzeniach, ale też o tym co czuła i myślała; zapisuje swoje refleksje i wnioski, wspomnienia i plany.
Dniem przełomowym dla niej stał się poniedziałek, 01.04.2019.
Zaczęło się od braku prądu w domu, a wieczorem najpierw dowiedziała się od sąsiada (!), że jej mąż się wyprowadził, a chwilę później odkryła, że dom został ogołocony nie tylko z rzeczy osobistych męża, ale i wspólnych, a wartościowych, i nawet z zawartości lodówki i zamrażarki.
Zaś brak prądu, jak wyjaśniono jej następnego dnia w zakładzie energetycznym, nie był awarią, ale odcięto go z powodu nieopłaconych rachunków ...
Że to wszystko nie jest primaaprilisowym żartem potwierdził otrzymany dopiero we wtorek o 23.30 (!) SMS od męża: "Cześć, tak wyszło, nie zdążyłem ci powiedzieć, że się wyprowadzam. Chcę rozwodu, papiery złożyłem. Dom sprzedamy.”
Po sześciu latach małżeństwa NIE ZDĄŻYŁ (!) powiedzieć ...
Zdenerwowana, rozżalona i wkurzona Monika w miarę szybko odzyskuje równowagę - "Nie ma co rozczulać się nad rozlanym mlekiem, na razie trzeba wziąć ścierę i wytrzeć do sucha, żeby się ktoś jeszcze nie pośliznął."
W tej biedzie może liczyć na tatę i brata, bo mama - no cóż, kocha córkę i dąży do jej szczęścia, ale zgodnie ze swoim wyobrażeniem, co Monika kwituje: "Kocham moją mamę bardzo, ale lubię coraz mniej."
I teściowa, już prawie była, zaproponowała jej pomoc i przyjaźń ...
Rozmyślając i analizując minione lata Monika zaczyna widzieć swoje błędy i powoli zmienia myślenie o sobie; zamierza być zależną tylko od siebie i wszystko zacząć od początku, jako że, odkąd pamięta, zawsze starała się zadowolić innych. Nie miała nawet marzeń, takich swoich. Jej spokojny, ugodowy charakter pomaga w nabraniu dystansu do sytuacji, dostrzeżeniu dobrych stron minionych wydarzeń i nie zapiekaniu się w złości i żalu.
Czytając tę książkę stwierdziłam, że dla wielu będzie to nieciekawa, może i nudna lektura - dla tych, którzy szukają w książkach tylko rozrywki, sposobu na miłe zabicie czasu.
Ale ci, co lubią porozmyślać o tym co zostało przeczytane i ci, co przeżywali podobne sytuacje powinni być zadowoleni. Mieć poczucie, że dobrze spędzili czas i zyskać świadomość, że nie jest się samym w danej sytuacji - a to przynosi ulgę. Nawet wtedy, jeśli w tej sytuacji są bohaterowie książki, a nie żywi ludzie - przecież żaden pisarz nie wymyślił niczego, co nie zdarzyło się lub nie zdarzy w realnym życiu i świecie.
Jest to książka tak pełna emocji, że nie sposób pozostać na nie obojętnym, ogarnąć po jednym przeczytaniu. Na pewno będę do niej wracać.
I na koniec uniwersalne przesłanie dla każdego:
"Ufaj tyle, ile trzeba. Żyj całą sobą, dla siebie i na własnych zasadach. Spełniaj własne marzenia, nie cudze, i pamiętaj, że życie ma niepowtarzalny smak. Ciesz się nim, dziel się radością i kochaj, bo jest tu i teraz, a nie potem i później."
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1...
2023-07-25
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też Agata ma mu do powiedzenia ...
A nic wcześniej nie zapowiadało takich atrakcji.
Zaproszenie Agaty Śródki do poprowadzenia warsztatów w programie kulinarnym, na których miała wyszkolić uczestników w robieniu m. in. śląskich rolad, było w jej karierze czymś zupełnie normalnym.
Fakt, że warsztaty zaplanowano w mieście Jastrzębie Zdrój, w pałacu Borynia, też nie budził żadnych zastrzeżeń.
Toteż pojechała. Trafiła na koniec obiadu dla uczestników i niemal od razu natknęła się na Alana Szpilę, bardzo popularnego krytyka kulinarnego, do którego żywiła, z wzajemnością, "bardzo gorące uczucia, wśród których prym wiodły nienawiść, odraza i wstręt."
On nie omieszkał wetknąć jej "szpileczki" na temat wzrostu, ona go zignorowała. Ponownie spotkali się dopiero na kolacji, po 17 - i od tego momentu, do godziny 4 rano następnego dnia, jedynym właściwym określeniem stanu Agaty jest to, że "film jej się urwał" ...
Co było tym straszniejsze, że gdy obudziła się nad ranem, zobaczyła że w jej łóżku leży Alan Szpila - martwy, z termometrem do mięsa wbitym w kark ...
Rzecz oczywista, że w tej sytuacji trudno było nie uznać Agaty za pierwszą podejrzaną ...
Szczęśliwie dla niej, do śledztwa przydzielono komisarza Fuksa, którego inteligencja była równie wielka jak jego wzrost (2 m), umysł miał otwarty i nie bez powodu uchodził za jednego z najlepszych śląskich śledczych.
Mimo to, nie raz żałował, że to jemu, a nie koledze trafiła się ta sprawa ...
Zgadzam się z autorką, że to najlepsza książka o Agacie Śródce.
Jest w niej wszystko to, co wg mnie w fajnej książce powinno być: duża ilość humoru, przygody różne i różniste, żywa akcja, sporo emocji, świetnie wykreowani bohaterowie i osoby z dalszego planu, wśród których pojawiają się, choćby we wspomnieniu, starzy znajomi z poprzednich książek autorki, no i ten inteligentny, sympatyczny, a bardzo ludzki śledczy - aż szkoda, że pewnie już go nie spotkamy ...
Do tego znak firmowy Małgorzaty Starosty czyli piękna, bezbłędna polszczyzna; a także oryginalna intryga kryminalna, dużo rzeczywistych informacji o przeszłości Jastrzębia Zdroju, kulinariach z regionu i nie tylko plus przepisy na dania tworzące w zestawie typowy obiad po śląsku.
I już tylko taka moja bardzo osobista refleksja ...
Czytając opis sporządzania rolad śląskich nie mogłam uwierzyć własnym oczom - w identyczny sposób moja mama, wilnianka, przygotowywała danie "zrazy wołowe zawijane", podawane u nas z kaszą gryczaną i mizerią.
Czytając o roladach śląskich nigdy na myśl mi nie przyszło, że świetnie znam to danie, i umiem je zrobić, nawet bez warsztatów!
I tak się teraz zastanawiam, jak to było - czy wiele, wiele lat temu trafił na Wileńszczyznę kucharz ze Śląska? Czy mimo dzielących Wilno od Ślaska około 800 kilometrów i tu, i tam wymyślono identyczną potrawę?
Czy ktoś to wie? ... Bo chętnie bym się dowiedziała, ze zwykłej babskiej ciekawości ...
A może Agata Śródka mogłaby rozwiązać tę zagadkę? ...
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też...
2023-07-19
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka jest zupełnie inna niż tom I.
Więcej tu spraw poważnych, nawet takich przy których policja ma co robić - oszustwa, zastraszenia, chuligaństwo; pojawia się kilka nowych osób dobrych i złych; akcja trwa tylko rok: od stycznia do grudnia i koncentruje się, tym razem, na życiu Marty Bandurskiej, właścicielki kwiaciarni Cuda-Wianki, matki Kocia.
Marta, widząc jak szczęśliwa jest jej przyjaciółka z nowym partnerem zapragnęła podobnych emocji i szczęścia. Była mężatką od blisko 25 lat i stwierdziła, że oboje z mężem praktycznie się nie znają, żyją tylko obok siebie, bez namiętności i bliskości, a łączy ich tylko syn. Że jej mąż jest kochającym ojcem i przyzwoitym człowiekiem, ale ona nie mogła liczyć z jego strony na nic z tego, czego oczekiwała i pragnęła ...
Pojąć nie mogła, dlaczego marnowała sobie życie z człowiekiem, którego teraz nawet nie lubiła ...
Kroplą przelewającą kielich stała się wizyta w jej kwiaciarni młodego mężczyzny z niecodzienną i zadziwiającą prośbą - o dostarczanie jego żonie bukietu i listu od niego, siódmego dnia miesiąca, przez rok od jego śmierci. Chciał, by zauważyła, że świat się nie zatrzymał, czas wciąż płynie, a ona musi iść dalej i zmierzyć się na nowo z życiem.
Wtedy Marta uświadomiła sobie, że jej małżeństwo koło ideału nawet nie stoi ...
Oczywiście, próbowała, delikatnie, ożywić swoje życie małżeńskie, ale mąż nie wykazał ani zrozumienia, ani chęci współdziałania, .
No to postanowiła zadbać o siebie - i zaczęła trenować boks. Tu z kolei, wśród młodych ludzi, poczuła się staro ...
To oburzyło jej przyjaciółki i Jagna powiedziała: "Weź, Marta, kopnij w ten kalendarz, niech się nam nie narzuca! Jeszcze mamy trochę wina do wypicia i kilka marzeń do spełnienia."
I spisały co mają zrobić przed śmiercią i - kiedy.
A nie były to drobiazgi - skok ze spadochronem, wielka miłość, zdobycie Aconcagui i parę innych zadań wymagały czasu, samozaparcia i wysiłku ...
Nie szkodzi. "Marzenia trzeba spełniać. I trzeba mieć ciągle nowe, żeby zawsze był jakiś cel."
Bo od nicnierobienia człowiek szybciej się starzeje.
Co przy takim podejściu do sprawy żadnej z nich raczej nie groziło ...
Kocham takie książki! Z ciekawą treścią i ucieszne, z tematami do rozmyślań i różnymi interesującymi wiadomościami - ja np. nie wiedziałam, że istnieje niebieska herbata, a o cmentarzach pamięci tylko słyszałam.
Z bohaterami, których się lubi i z którymi nie chce się tracić kontaktu.
Które czytają się same z szybkością światła i ciężko się od nich oderwać.
Dające kopa nie tylko kalendarzowi, ale i nam.
Po prostu afirmujące życie.
P.S. Dla nie znających słowa, a nie mająch czasu na szukanie wyjaśnienia: Afirmacja życia to ukochanie życia, świata, drugiego człowieka; zaakceptowanie życia i czerpanie z niego radości oraz satysfakcji; pełne radości zaangażowanie w sprawy życia.
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka...
2023-04-06
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech na twarzy, choć zapewne nie u każdego. A jednocześnie nikogo i niczego nie ośmiesza, nie ma w tym drwiny, jest tylko życzliwy uśmiech i wyczucie sytuacji.
I nawet temat tak ważny i poważny jak
śmierć - opisywany przez nią staje się czymś po prostu normalnym, nie śmiesznym, ale i nie aż tak przerażającym.
Powiedziałabym, że zajmuje należne sobie miejsce, jako nieodłączny element naszego świata, wszak życie każdej istoty zaczyna się narodzinami, a kończy śmiercią.
Jednak dla większości ludzi śmierć jest czymś strasznym i wg nich najlepiej udawać, że jej nie ma, trwać w przekonaniu, że będzie się żyło bez końca i oczywiście należy chronić dzieci przed wiedzą o umieraniu.
Błąd. Chowanie głowy w piasek nie pomoże; prędzej czy później wszyscy umrzemy; a wychowywanie dzieci w niewiedzy skutkuje tym, że jako dorośli boją się śmierci, nawet tej ze starości ...
Takiego błędu nie popełniła mama Kocia - nie zwalczała jego fascynacji śmiercią, która zaczęła się na pogrzebie dziadka, gdy chłopiec miał 4 lata. Po prostu jak najprościej, rzeczowo i rzetelnie odpowiadała na jego pytania i tłumaczyła m. in. czemu nie może spać w trumnie.
Dzięki tej pasji Kocio w szkole zyskał przyjaciela na zawsze, zaprzyjaźniły się - też na zawsze - ich mamy i nawet zaczęły ze sobą współpracować, jako że jedna prowadziła zakład pogrzebowy, a druga kwiaciarnię.
Wspólnie z przyjaciółką zajmującą się cateringiem stworzyły świetnie funkcjonującą nieformalną spółkę mogącą obsłużyć praktycznie kazdą imprezę. A prywatnie po prostu się przyjaźniły, na dobre i na złe.
Czy opowieść o życiu nawet tak mało typowych ludzi nie będzie nużąca? A otóż nie! Nie ma tu nawet jednej nudnej strony, przez tekst się płynie, a mimo tego że akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat i są przeskoki w czasie, to w zorientowaniu się kto-co-kiedy nie ma żadnego problemu.
Wiele zalet ma ta książka: humor - dużo i w najlepszym gatunku, fajna i fajnie opowiedziana historia, pokazanie że nie taka śmierć straszna jak ją malują i że "nie ma przypadków, wszystko jest po coś", a przyjaźń i miłość są najważniejsze.
A wracając jeszcze do zachęty z okładki - dla mnie przerażające jest to, że wśród książek określanych jako "komedia" jest stanowczo za mało książek tak komediowych jak ta. I że tak niewiele o tej książce się mówi i pisze, a inne, które są zdecydowanie za nią, jeśli chodzi o ilość i jakość humoru, promuje się na potęgę i na wszelkie sposoby, łącznie z autorytarywnym stwierdzeniem, że to "druga Chmielewska".
No nie! Chmielewska to Chmielewska, autorka niezapomniana i niepowtarzalna; ale podrobić jej się nie da, ewentualnie można mniej lub bardziej udanie sparodiować - dlatego nie ma co szukać tej "drugiej", tylko ludzi, co piszą "po swojemu", ale równie dobrze, ciekawie i z humorem.
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech...
Znakomity kryminał!
Przeczytałam i przepadłam!
Oto Sara Lipner, zwana w pracy Szajbą, gdańska połicjantka, z niesamowitym instynktem śledczym, kobieta żywioł, niezłomna i bezkompromisowa. Osiem miesięcy temu w parę chwil zawalił się jej świat i choć żyła, to chęci do życia w niej nie było. Po wyjściu ze szpitala wzięła urlop i teraz po prostu egzystowała, działając na zasadzie odruchów i przyzwyczajeń. Brakowało jej zadowolenia z tego co robi, silniejszych bodźców, adrenaliny.
Takiego bodźca, przypadkiem, dostarcza jej kolega z pracy, Piotr Sulich; jedyny z jej otoczenia, który nie stracił cierpliwości i nie odpuścił, nie pogodził się z tym, że ona może nigdy nie wróci do formy i nie zacznie normalnie żyć.
Dzwonił, odwiedzał, wyciągał na kawę lub piwo. I w czasie jednego z takich spotkań, w luźnej rozmowie wspomniał o swojej najnowszej sprawie - a Sarze już po pierwszych zdaniach włączył się dzwonek alarmowy - i słusznie, bo zamordowanym okazał się jej znajomy, z którym od kilku dni nie mogła nawiązać kontaktu ...
Przejęta tą śmiercią zaczyna pomału zbierać informacje; najpierw z ciekawości i dawnych nawyków, później z chęci znalezienia sprawcy.
Działa trochę we współpracy z Sulichem, trochę na własną rękę, przy czym bardzo stara się nie zaszkodzić przyjacielowi w jego pracy, a jeśli się da, to pomóc. Nie do końca jej się to udało ...
Odważna i inteligentna, nie bojaca się bezpośredniego starcia nawet z kilkoma napastnikami, rusza tropić mordercę, sprawdzając każdy ślad i każdą przesłankę. Nie waha się wejść na teren gdzie rządzą brutalni przestępcy, a normą są narkotyki, prostytucja, wymuszenia, zastraszenia i nawet zabójstwa. A że zamordowany był człowiekiem spokojnym, praworządnym i - wydawałoby się - nie mającym wrogów, to i ona, i policja przez dłuższy czas szukają po omacku.
Jak to jest opisane!
Czułam się jakbym cały czas była razem z Sarą na gdańskich ulicach, w ciemnych kątach, na rodzinnym obiedzie i na spotkaniu z Sulichem.
Nie ma tu ani nadmiaru słodyczy, ani przesady w scenach przykrych dla uczestników i niektórych czytelników. Jest tak, jak mogłoby być naprawdę,
świata pokazany jest nie tylko w czerni i bieli, ale i w rożnych odcieniach szarości,
Ci co czytając nie poprzestaja na szybkim łyknięciu treści, ale lubię mieć nad czym porozmyślać, też znajdą do tego materiał. Bo oprócz przestępstw (zabójstwa, narkotyki, pedofilia, wymuszenia) poruszone są tematy związane ze zwyczajnym życiem - rodzicielstwem, małżeństwem, przyjaźnią i lojalnością, zagrożeniem życia przez morderców, poczuciem winy, nawet bezzasadnym.
No i piękny "złoty Gdańsk" w tle, który ma i "ciemną stronę mocy".
Uważam, że to najlepsza książka jednej z moich ulubionych autorek, a trochę ich już napisała (dokładnie to 23).
I niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ...
Znakomity kryminał!
Przeczytałam i przepadłam!
Oto Sara Lipner, zwana w pracy Szajbą, gdańska połicjantka, z niesamowitym instynktem śledczym, kobieta żywioł, niezłomna i bezkompromisowa. Osiem miesięcy temu w parę chwil zawalił się jej świat i choć żyła, to chęci do życia w niej nie było. Po wyjściu ze szpitala wzięła urlop i teraz po prostu egzystowała, działając na...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż mało kto mu w to wierzy, ale jak pokazują kolejne sprawy i zdarzenia racja - jednak! - jest po jego stronie.
Nie inaczej dzieje się i tym razem, gdy zostaje poproszony o pomoc w sprawie tak dziwnej, jak zagrożenie życia powszechnie znanego aktywisty rowerowego, przez postać ... z jego własnych snów!
Nie mniej niecodzienna jest sprawa zabitego kuriera rowerowego, bo czy jest możliwe, że zamordował go za pomocą laleczki voodoo kolega z pracy, z zazdrości, bo wcześniej denat odbił mu dziewczynę? ...
A praktycznie nierozwiązalną zagadką wydawało się wyjaśnienie, jakim cudem, znany i mający szanse na wygraną w wyścigu zawodnik został w jego trakcie porażony prądem - co było tak nieprawdopodobne, że brano pod uwagę trafienie piorunem ...
W tych wszystkich sprawach Jackowi Przypadkowi do zorientowania się o co w nich tak naprawdę chodzi, wystarczyło ustalenie paru faktów i porozmawianie osobiście z zamieszanymi w sprawę osobami z najbliższego otoczenia aktywisty, kuriera i zawodnika.
Czy i tym razem logika, umiejętność myślenia i kojarzenia faktów odniosą niezaprzeczalne zwycięstwo, udowadniając przy okazji, że ludzie naprawdę są banalnie przewidywalni?...
Lubię pana Jacka Przypadka jako człowieka, bardzo cenię jego logiczne myślenie, a w tej książce dodatkowo podziwiam, że rozwiązywał te sprawy praktycznie sam, mając dodatkowo na głowie różne swoje i nie swoje kłopoty.
Polecam!
I pozwolę sobie dodać jeszcze jedno: zgadzam się z podkomisarzem Łosiem, że są jeszcze porządni ludzie na świecie, skoro znaleźli się tacy, co pozbierali stare, drukowane kiedyś w gazetach kryminały i wydają je na nowo, w wersji książkowej ...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż...
2023-06-19
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de Saint-Exupery 31 lipca 1944 o godzinie 08.45 wystartował do swojego kolejnego lotu bojowego i już nie powrócił. Do jego zestrzelenia przyznało się dwóch niemieckich pilotów, ale ciała nie odnaleziono, a części jego samolotu odkryto dopiero w 2003 roku na dnie morza.
Zginął czy zaginął?
Ludzie nie lubią jak zagadki czy tajemnice są nierozwiązane, lubią je rozwiązywać i wiedzieć wszystko na pewno. Zawsze jest ktoś, kto tak długo snuje domysły, śledzi i tropi aż tajemnicę rozwiąże lub podda się - z braku materiałów czy pomysłów.
Toteż i w sprawie interpretacji treści "Małego Księcia" oraz zaginięcia jej autora, wciąż są snute przeróżne hipotezy, rozważane są najrozmaitsze scenariusze zdarzeń.
Tym razem sprawą zajał się znany i poczytny autor kryminałów, Michel Bussi.
W przedmowie napisał: "Taka jest właśnie myśl przewodnia tej powieści: podążyć tropem dziwnego podobieństwa między odejściem pisarza i odejściem jego bohatera. Przeprowadzić ponowne śledztwo."
Bo zdaniem autora, śmierć Małego Księcia w książce i prawdopodobna rzeczywista śmierć Saint-Exupéry’ego, są szalenie podobne. Dlatego stawia pytania: Kto zabił Małego Księcia? Kto zabił Antoine’a de Saint-Exupéry’ego?
Odpowiedzi szukają bohaterowie książki przeprowadzając nowe śledztwo, bazując na powszechnie znanych faktach, zachowanych dokumentach i logicznym myśleniu.
A my, czytając, towarzyszymy im w szukaniu odpowiedzi; możemy przy tym wierzyć lub nie w ich wnioski i snuć własne przypuszczenia...
Możemy uznać, że "Mały Książę" to tylko piękna, niezwykła baśń, jej autor został zwyczajnie zestrzelony, a jego szczątki wciąż pozostają w głębinach morza.
Możemy zgodzić się z którąś wersją o innym zakończeniu niż śmierć Saint -Exuoery'ego po zestrzeleniu.
Możemy też stworzyć własną legendę ...
Z pewnością jest to książka oryginalna i interesująca, przede wszystkim dla fanów Małego Księcia.
Ale chociaż, przynajmniej dla mnie, nie jest tak porywająca jak inne kryminały autorstwa Bussy'ego, to nie żałuję czasu jaki zajęło mi jej przeczytanie.
I zapewne wrócę do niej, kiedyś ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de...
Na tysiącu okrętów przybyli Grecy pod Troję, walczyli i zwyciężyli; a wrócili do domów ci, co przeżyli. Opowiedział o tym Homer pisząc "Iliadę" - opowieść o ostatnich latach 10-letniej wojny trojańskiej i "Odyseję" - opowieść o 10-letniej drodze powrotnej Odyseusza spod Troi na Itakę.
Lepiej lub gorzej znają je prawie wszyscy. To opowieści o walkach, śmierci, bogach, potworach, zdradach, podstępach, zemście i przygodach. Same męskie sprawy i zabawy.
Czytając je, jako nastolatka i w latach późniejszych, byłam zachwycona. Wielkie wrażenie zrobili na mnie wspaniali bohaterowie, a nie mniejsze - mistrzowskie opisanie walk, przygód i wszelkich wydarzeń. Te dwa eposy to hołd oddany odwadze, waleczności, sztuce walki, bohaterstwu.
Ta książka zachwyciła mnie nie mniej, choć inaczej i bardzo poruszyła.
Podtytuł - "Opowieść o wojnie trojańskiej z perspektywy kobiet" - mówi wszystko. Można rzec, że to "Iliada" i "Odyseja" - ale ... widziana od drugiej strony. Od strony kobiet, które nie uczestniczyły bezpośrednio w walkach pod Troją i nie towarzyszyły Odysowi w drodze powrotnej do domu, ale - choć to nie była ich wojna - też walczyły: z tęsknotą, trudami samotnej codzienności, trwogą o los ukochanych, żalem po ich stracie.
To kobiety najbardziej, najboleśniej, odczuły wojnę trojańską. I nie tylko tę, ale i każdą inną, gdzie by się nie była toczona i w jakim momencie istnienia świata.
Bo to kobiety tracą i opłakują poległych mężów, ojców i braci.
To one, gdy mężczyźni wojują gdzieś daleko, muszą - nierzadko bez żadnej pomocy - zadbać o dom, dzieci, gospodarstwo.
One żyją, czekają i tęsknią, nie wiedząc czy się doczekają, czy ich mężczyźni jeszcze są wśród żywych!
One będą jednym z łupów zwycięzców, brankami, o losie niepewnym zawsze, a często pożałowania godnym.
I choć bezpośrednim powodem wojny trojańskiej była kobieta, a Odyseusz starał się wrócić do swojej kobiety, to w obu eposach mało jest kobiet i mało o nich zostało napisane.
A tu zabierają głos Trojanki (Hekabe, Poliksena, Andromacha, Kreuza, Teano, Bryzeida, Chryzeida, Kasandra), Greczynki (Penelopa, Laodamia, Ifigenia, Klitajmestra), królowa Amazonek Pentezylea, boginie i boginki (Kaliope, Tetyda, Afrodyta, Hera, Atena, Ojnone, Gaja, Eris, Mojry). Opowiadają czym dla nich była wojna trojańska i jak zmieniła ich życie.
Smutne i tragiczne są to opowieści ...
Dla mnie ta książka jest przywróceniem proporcji - by zachwycając się czynami mężczyzn na wojnach mieć świadomość, że drugą stroną medalu jest cierpienie kobiet.
By podziwiając Achillesa i Hektora, pamiętać o rozpaczy ich matek po śmierci synów, a także o losie żony i syna Hektora ...
I jak pięknym językiem jest to napisane ...
Warta jest ta książka przeczytania, naprawdę warta!
Na tysiącu okrętów przybyli Grecy pod Troję, walczyli i zwyciężyli; a wrócili do domów ci, co przeżyli. Opowiedział o tym Homer pisząc "Iliadę" - opowieść o ostatnich latach 10-letniej wojny trojańskiej i "Odyseję" - opowieść o 10-letniej drodze powrotnej Odyseusza spod Troi na Itakę.
Lepiej lub gorzej znają je prawie wszyscy. To opowieści o walkach, śmierci, bogach,...
2023-05-25
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo inteligentna. Koty niezależne, co lubią chodzić swoimi ścieżkami bacznie obserwując otoczenie, szybko się uczą i potrafią podjąć współpracę z człowiekiem, nie tylko w temacie napełniania miski.
Sheila lubiła i doceniała Jovana, swego opiekuna, który dbał o nią bardziej niż o siebie. Uważała, że jest człowiekiem dobrym, smutnym i samotnym. Dobrze im było razem.
Toteż gdy został na jej oczach zabity, uznała, że trzeba go pomścić, bo "nie może być tak, że byle łachudra przychodzi i wbija nóż w trzewia innego człowieka i nikt z tym nic nie robi". I zaczyna działać ...
Nie do końca nikt nic nie robił - policja, zawiadomiona przez sąsiadkę, nie traciła czasu, machina śledcza ruszyła natychmiast, ale - niewiele było punktów zaczepienia, bo jak to najczęściej jest nikt nic nie widział, nie slyszał i nic istotnego nie wiedział.
Najwięcej do powiedzenia miałaby Sheila, którą zaopiekowała się prowadząca śledztwo komisarz Magda Borkońska - ale kto z normalnych ludzi rozumie miauknięcia i pomruki kota?
Widzimy jak krok po kroku śledczy starają się ustalić dlaczego i kto zabił. Jak sprawdzają nawet mało prawdopodobne przypuszczenia. Jak w międzyczasie dopasowują się do siebie Sheila i Magda. I jak kotka różnymi sposobami doprowadza policjantkę do bardzo istotnych informacji ...
Wśród 31 rozdziałów w kilku narracja należy do Sheili.
Kłaniam się nisko autorom!
Myślę, że gdyby ubrać w słowa, to co myśli i czuje kot, to byłoby to właśnie to.
Od 15 lat żyją w naszym domu norweskie koty leśne, teraz jest 8 - i czytając fragmenty z Sheilą miałam nieodparte wrażenie, że czytam o swojej kotce. Wprawdzie Barsa nie miała okazji tropić mordercy, ale na codzień wciąż zadaje kłam twierdzeniu, że nie należy uczłowieczać zwierząt. Bo ona tylko wygląda jak kot i po ludzku nie mówi ...
Jakiś czas temu przeczytałam cykl o Tomku Winklerze,
poprzednie książki autorów. Są to dobrze i sprawnie napisane kryminały, nie epatujące zbędnym okrucieństwem - a właśnie takie lubię. Czekalam na ich kolejną książkę i zapowiedź, że będzie to komedia kryminalna w której jednym z głównych bohaterów jest kot, szalenie mnie ucieszyła. Bo kocham koty i uwielbiam dobre komedie kryminalne, a książka tych autorów nie miała prawa być zła.
Chociaż i bałam się - czy kota z powieści nie spotka żadna krzywda? ... Komedia komedią, ale ...
No cóż - wg moich kryteriów nie jest to komedia kryminalna, ale kryminał z drobinkami humoru.
Jak na komedię za mało tu okazji do uśmiania się, a za dużo powagi, bo treść dotyczy spraw poważnych o naprawdę dużym ciężarze gatunkowym.
Ale absolutnie nie jestem rozczarowana - czort bierz, że komedia okazała się być niekomediowa - jest to wspaniała książka, z wzruszającą dedykacją "przyjaciołom co odeszli", pięknie opowiedzianą ciekawą i oryginalną historią. Więcej takich chcę!
P. S. A tym co chcą i Winklera poznać a zależy im na chronologii, to radzę czytac w tej kolejności:
Dwudziesta trzecia, Zimny trop, Szwedzki kryminał, Siódmy koci żywot, Śmierć druga.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo...
#czytamcolubię
Przez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko odrobina humoru nie są cechami charakterystycznymi jej twórczości, której większość stanowią komedie kryminalne. Ale ta książka, kryminał z zagadką "zamkniętego pokoju", udowadnia, że Starosta na poważnie też umie! I to jak!
Co zresztą wcale a wcale mnie nie dziwi ...
W agencji detektywistycznej Jonatana Harpera, zjawia się jego znajoma, Ruth Roseworth, dziennikarka.
Mimo suchej informacji sekretarki agencji iż pan Harper jest niedysponowany, ale wkrótce przybędzie drugi detektyw, dziewczyna uparcie domaga się rozmowy właśnie z "Jonnym" - i osiąga cel.
Wyjaśnia Harperowi, że chce, by zbadał sprawę niedawnej śmierci jej ojca - a konkretnie, by udowodnił, że NIKT z rodziny go nie zabił ...
Lord Thadeus Roseworth, zmarł 23 sierpnia 1959 roku, w dniu przyjęcia z okazji jego 70 urodzin. Ciało odkryto wieczorem, w gabinecie zamkniętym od środka na klucz. I w pierwszej chwili trudno było powiedzieć czy popełniono morderstwo czy to jednak samobójstwo ...
Z ramienia Scotland Yardu śledztwo prowadzi nadinspektor Harper, ojciec Jonatana, który uznaje, że oto ma "od dawna wyczekiwaną szansę udowodnienia ojcu, że detektyw nie musi nosić policyjnego munduru, żeby rozwiązywać zagmatwane sprawy kryminalne."
Prowadzone śledztwo wywołuje coraz więcej pytań odkrywając nieznane fakty i informacje z przeszłości Roseworthów, ale i Jonatana - często zaskakujących i czytelnika, i tych, których dotyczą; rośnie napięcie, sprawa się gmatwa, a atmosferę tajemnicy i niepokoju potęguje ogrom domu, pełnego pokoi, korytarzy, schodów i schowków.
Wszystko jest tak, jak powinno być w klasycznym kryminale, którego sednem jest zagadka, a nie przerażanie czytelnika. I który pięknym językiem opisuje interesującą historię z niezmiernie trudną zagadką.
Tak pisali Agatha Christie i jej współcześni, członkowie Klubu Detektywów, zrzeszającego autorów powieści kryminalnych, a później wzorowało się na nich wielu innych autorów, jak chociażby Joe Alex.
Gdyby ten Klub istniał do dziś, Małgorzata Starosta z pewnością zostałaby do niego przyjęta.
#czytamcolubię
więcej Pokaż mimo toPrzez minione cztery lata Małgorzata Starosta napisała
18 książek, każdą z nich przeczytałam przynajmniej raz.
Myślę, że wiem całkiem nieźle jak ona mówi i pisze.
A jednak, gdyby dano mi do przeczytania tę powieść wątpię bym odgadła kto jest autorem! A z pewnością nie za pierwszym razem ...
Poważny, nawet bardzo poważny ton całej historii i tylko...