-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Biblioteczka
2024-03-03
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie takie książki lubię.
Zgodnie z tytułem, jest to pamiętnik zwykłego, pręgowanego kotka, który, żył "wędrując od domu do domu niczym nomada". Aż znalazł się w schronisku, a następnie trafił do rodziny z dwójką dzieci i psem.
Rodzina od razu pokochała kiciusia, uważa że jest śliczny i uroczy, zachwyca się wszystkim co robi i stara się zapewnić mu najlepsze warunki życia - dostaje zdrową karmę, dbają o jego zdrowie i rozrywki.
A kot wcale nie jest zadowolony - pobyt u nich uważa za niewolę i starannie odlicza jej dni w pamiętniku.
Bo przede wszystkim nie znosi traktowania go jak maskotki!
Bardzo trafnie zwraca uwagę, że potraktowanie niedźwiedzia, który był inspiracją do stworzenia misia zabawki, właśnie jak maskotki, niemal na 100 % zakończy się bardzo źle i dlatego prawie nikt tego nie robi; czemu więc wszyscy traktują jego, dzikiego kota, który czuje się co najmniej Attylą, jak zabawkę? Czemu bez przerwy starają się go miąchać, miziać, głaskać nie zważając na to, że on sobie tego nie życzy?! Owszem, czasem lubi być pogłaskanym - CZASEM!!!
I nikogo nie powinno dziwić, że podczas wizyt małych, piszczących z zachwytu na widoki kiciusia dzieci, chowa się na szafie!
Tłumaczy też, że podróż - zwłaszcza wielogodzinna, w samochodzie z włączoną muzyką i rozentuzjazmowanymi dziećmi i dorosłymi, bo "Hura! Jedziemy na wakacje!" - dla kota jest udręką.
Nie smakuje mu zdrowa karma, irytuje nierozumienie przez ludzi jego przekazów, intencji i postępowania.
Wyraz swej frustracji daje w pamiętniku, relacjonując różne wydarzenia i przebieg uczenia rodziny kocich zwyczajów i zasad, jakich kot przestrzega:
"Zasada nr 1: Kot nigdy za nic nie przeprasza. Przepraszanie jest dobre dla psów.
Zasada nr 2: Kot nie przestrzega żadnych zasad oprócz zasady nr 1."
Czytając jego zapiski trudno się chociaż nie uśmiechnąć - ale w tych zabawnych tekstach jest dużo mądrości, prawd i wskazówek na temat życia z kotem lub kotami pod jednym dachem.
Autorzy są mi nieznani i nie znalazłam o nich informacji w języku polskim. Ale - umieją pisać i myślę, że koty i lubią, i znają. Kot Edgar, moim zdaniem, spokojnie może "przybić piątkę" z kotami Simonem i Garfieldem ...
Książka, a właściwie książeczka, bo tekst i ilustracje zajmują tylko 144 strony, jest ładnie wydana, a rysunki autorstwa Rity Berman dokładnie pokazują to, co opisuje Edgar.
Czyta się dobrze, a humoru nie brakuje.
Tak że polecam, choć zauważyłam pewne nieścisłości w tekście - trudno mi określić kto je przeoczył, autorzy, tłumacz czy redaktor, ale że nie wpływają znacząco na całość, to i jakoś specjalnie czepiać się nie będę.
Bardziej istotne jest to, że uważnie czytając można całkiem nieźle poznać naturę kota i zrozumieć wiele jego zachowań, co może być dobrą lekcją dla chcących mieć kota w domu lub pomóc zrozumieć kota przez tych, co już go mają.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Jestem kociarą i molem książkowym; jest więc oczywiste, że zainteresuję się każdą książką "z kotem".
Opis wydawcy, mówiący, że jest to zapis "400 dni z życia przezabawnego kota malkontenta. Poznajcie Edgara i jego codzienność. Pokochacie go szczerą nienawiścią!" uznałam za zachęcający.
I słusznie, bo mamy tu interesująca treść, zabawną i dobrze napisaną, a właśnie...
2024-02-19
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie - nie tylko w pieśni o małym rycerzu, czyli pułkowniku Wołodyjowskim, ale i o innych postaciach znanych nam z sienkiewiczowskiej Trylogii i historii powszechnej.
Albo i nieznanych, bo o ile większość z nas wie kim są urodzeni na Kresach Zbyszek Cebulski, Jarosław Dąbrowski, Wojciech Jaruzelski, Józef Ignacy Kraszewski, Daniel Passent, Juliusz Słowacki, generał Stanisław Sosabowski, to nazwiska Franciszek Smolka, Anna Dorota Chrzanowska, Stanisław Vincenz, Karolina Sobańska większości nie mówią nic. A przecież poza wymienionymi, Polaków tu urodzonych czy związanych z Kresami swoją pracą twórczą, społeczną lub polityczną jest tylu co gwiazd na niebie ...
Z zebranego w tej wędrówce materiału powstało nowe, zmienione i rozszerzone wydanie książki, napisanej w 2011 roku, a zatytułowanej "Ukraina".
Ze względu na ilość i jakość zmian ukazała się jako odrębna pozycja pod tytułem "W stepie szerokim".
Wg autora jest ona rajzą po Ukrainie, a w moim odczuciu wędrówką w poszukiwaniu polskości, śladów po Polakach, którzy tu się urodzili, żyli i działali na terenach, które przez wieki przynależały do Polski, i wciąż są nam bliskie, a teraz są częścią Ukrainy. Wędrówką po miejscach, które znaczyły bardzo wiele dla nas jako narodu, a które mało kto poznał inaczej niż z lektur.
Napisana jest w formie relacji z podróży, wiodącej nas do najbardziej znanych i ważnych miejsc - do Lwowa, Bełzu, na Chortycę, do Żytomierza, przez Wołyń, Podole z Kamieńcem Podolskim, Pokucie, do Odessy, Kijowa i na Krym.
Nie zliczyć, ile na tej trasie jest wartych zobaczenia zabytków i miejsc pamięci; nawet hotele, restauracje i knajpy zasługują na uwagę z racji ich dawnych bywalców, możliwości posmakowania dań i napoi kuchni regionalnej.
Bardzo interesujące są też opowieści o historii tych miejsc
Np. przy Lwowskiej Szkole Matematycznej Stefana Banacha, jest mowa o matematykach dyskutujących w kawiarni o równaniach matematycznych, zapisywanych ołówkiem na marmurowych blatach; w Bełzie poznajemy ukraińską część historii jasnogórskiej Madonny, a w Stanisławowie okoliczności szarży Ułanów Krechowieckich.
Kijów to m. in. świat prawosławnych ikon, a w Kołomyi wabi Muzeum Pisanek.
Jest krótko, ale jasno i dość dokładnie opowiedziana historia wojen kozackich, w czasie których przelano ocean krwi i wymordowano setki ludzi, bez cienia litości z obu stron.
Oczywiście, są też sceny i relacje z "tu i teraz". Czasem śmieszne, jak starcie z księdzem-ochroniarzem w katedrze lwowskiej w której jest zakaz fotografowania czy nieustanne próby załatwienia wszystkiego poza kolejką, a czasem smutne i straszne jak brak dbałości o zabytki, to, że nikt z kierowców z przepisami się nie liczy, że są dziury w jezdni i chodnikach grożące wypadkami, że policję interesują głównie mandaty itp., itd.
Powstała książka tak barwna jak barwna jest kraina, o której opowiada.
Nie sposób w recenzji chociaż wspomnieć o wszystkich miejscach, ludziach i sprawach w niej poruszanych - na 456 stronach tekstu i zdjęć. A komu jeszcze mało to może skorzystać z ponad 7 stron wybranej (!) bibliografii.
Bo na razie, dopóki trwa wojna Rosji z Ukrainą, wycieczka na Kresy nie jest możliwa; a jak już będzie można wyruszyć, to z pewnością nie będzie to ten sam kraj jakim był przed wojną. Tamtego, opisanego przez autora, już nie ma i zapewne nie będzie. Wielka to szkoda ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
"W stepie szerokim którego okiem
Nawet sokolim nie zmierzysz
Wstań unieś głowę wsłuchaj się w słowa
Pieśni o małym rycerzu…"
I autor tak właśnie zrobił, choć nie tylko stanął, ale i wędrował po szerokich stepach Ukrainy, dawnych Dzikich Polach i wsłuchiwał się w to co śpiewały mu i mówiły ukraińska ziemia, miasta, zamki, kościoły i cerkwie, dwory, pola bitew, no i ludzie -...
2024-02-13
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim. Kobiet samodzielnych i samowystarczalnych, pełnych pasji i apetytu na życie, inteligentnych i nieco szalonych.
Które ledwo się poznały, a już założyły konsorcjum ślubno-funeralne. Takie połączenie od razu zapowiadało, że tak zwyczajnie raczej nie będzie ...
Tym razem autorka zaprasza nas na ucztę, na której podaje aperitif, danie główne i deser.
Ale czy mogło być inaczej, skoro w tej części rządzi Magda Sandurska, właścicielka restauracji Zamieszane?
W zasadzie można było się tego domyślić, że skoro w pierwszej części najwięcej było o Jagnie, właścicielce domu pogrzebowego Było-Minęło, a w drugiej królowała Marta, właścicielka kwiaciarni Cuda-Wianki to część trzecia należała się Magdzie.
Magda od dziecka wiedziała kim chce być i co robić w życiu - marzyła o własnej restauracji. Ułożyła sobie plan i konsekwentnie go zrealizowała - zaczynając od wyboru kierunku studiów (SGGW, Wydział Technologii Żywności i Żywienia Człowieka), pracując w czasie studiów jako kelnerka, pomoc w kuchni i szatniarka, po podjęcie pracy jako menedżer w międzynarodowej korporacji zarządzającej siecią restauracji. Aż przyszedł czas na własną firmę.
A w międzyczasie stała się szczęśliwą żona i matką. No i poznała się z Jagną i Martą.
Bawiłam się i wzruszałam nie mniej niż poprzednio czytając opisy scen z pracy kelnerki, fragment "Rozmowy lirycznej" Gałczyńskiego w przysiędze ślubnej, szalony pogrzeb tancerki flamenco, apetyczne, że aż ślinka cieknie opisy potraw, rozważania klientów o zupach kremach i wycieczka do Nowego Jorku, która była jedną z tych rzeczy, które muszą zrobić przed śmiercią.
I tak sobie myślę, ze to nie może być koniec!
Może wystarczyłoby zmienić nazwę i pisać dalej Trylogię afirmującą życie? 🤔 ...
Przecież jeszcze nie zdobyły Aconcagui, nie popływały katamaranem po Karaibach, nie zrobiły tatuażu, nie nauczyły się stepować i nawet jeszcze nowych marzeń nie wymyśliły!
A mi się marzy poczytać o ich kolejnych przygodach i perypetiach ...
Z czystym sumieniem polecam tę książkę wszystkim, a przede wszystkim kochającym życie i lubiącym książki, które nie straszą czytelnika, a bawią i które nie dołują a zachęcają do działania.
I DZIĘKUJĘ autorce, że znów powstała książka, która bawi i wzrusza.
Oto mam przed sobą trzecią i, NIESTETY 😰, ostatnią część Trylogii Funeralnej.
Wszystkie trzy części same się czytają, tylko kartki trzeba obracać ręcznie 😉, serdecznie bawią, wzruszają i nie za dużo, tylko tak w sam raz, dają do myślenia.
Pięknie i zabawnie opisana piękna historia przyjaźni trzech kobiet, które poznały się nie w piaskownicy, ale będąc w wieku średnim....
2024-01-18
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się długotrwale obniżonym nastrojem, co znacząco obniża jakość życia. Może pojawić się u każdego i w każdym wieku - nawet u noworodków i niemowląt!
Jest tak groźna i tak powszechna, że można uznać ją za dżumę XXI wieku.
Samo słowo "depresja" jest w tej chwili mocno nadużywane i przez to wprowadza w błąd, którego skutki mogą być tragiczne.
Bo nawet znaczące obniżenie nastroju nie musi być depresją, ale też nie będzie niczym złym zasięgnięcie opinii np. psychoterapeuty.
Z kolei objaw tak nietypowy, jak ból głowy i brzucha, może sygnalizować depresję i tu zlekceważenie objawów może, w najgorszym wypadku, doprowadzić do śmierci.
Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Jak odróżnić jedno od drugiego? I, co najistotniejsze, jak pomóc osobie z kiepskim nastrojem, a jak tej z depresją? ...
Moim zdaniem, oprócz fachowców, pomocne mogą być mądre książki, np. poradniki - takie jak ten.
Mogą nam przypomnieć, co mówił specjalista, pomóc zrozumieć jego zalecenia, dać wiedzę co znaczą różne mądre a niezrozumiale brzmiące słowa.
Autorka jest lekarzem, absolwentką Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i na co dzień pracuje z dorosłymi i z dziećmi mającymi problemy ze zdrowiem psychicznym.
Zdecydowała się napisać książkę poświęconą depresji ludzi młodych i bardzo młodych; poradnik przeznaczony dla rodziców przede wszystkim, ale i dla wszystkich innych, którzy opiekują się dziećmi. By wiedzieli co powinno zaniepokoić i jak reagować, by byli w stanie zrozumieć swoich podopiecznych - bo dziecko rozumuje inaczej niż dorosły.
"Pamiętajmy, że nie każda myśl samobójcza prowadzi do śmierci, ale każde samobójstwo zaczyna się od myśli o nim."
Depresja jest chorobą, tak samo jak grypa czy reumatyzm, ale nie ciała, a duszy; i może, przy niewłaściwym postępowaniu otoczenia i braku leczenia doprowadzić chorego do samobójstwa.
A społeczeństwo wypiera problem depresji u dzieci i młodzieży, bo wciąż zbyt wielu nie wierzy w jego istnienie, no i hasło"choroba psychiczna", wciąż przeraża - głównie z braku stosownej wiedzy ...
Autorka zaczyna od omówienia emocji - czym są, jak je rozpoznać i jak na nas wpływają, jak je odczuwa i rozumie dziecko.
Potem omawia czynniki ryzyka wystąpienia depresji, jej związek z istniejącymi różnymi chorobami zarówno psychicznymi jak np. współistniejące spektrum autyzmu, jak i somatycznymi. Wyjaśnia, co powoduje, że chorzy na różne choroby często zapadają i na depresję. Pisze też o jej przebiegu w zależności od wieku, o samouszkodzeniach i próbach samobójczych. I oczywiście o tym jak pomagać; jaka jest pierwsza pomoc w depresji, jak postępować, leczyć, jakie jest znaczenie terapii rodzinnej. Jak pogodzić leczenie i terapię z codziennym życiem.
Autorka kładzie duży nacisk na rolę rodziny w zapobieganiu depresji i jej terapii. Zwraca też uwagę by pamiętać również o sobie - by zdrowy egoizm uchronił nas przed popadnięciem w chorobę z powodu nieustannego napięcia i zmęczenia: "Niekiedy problemy rodzinne zaczynają nas przerastać, sami mamy obniżony nastrój, jesteśmy przygnębieni, tracimy zainteresowanie. To czerwona flaga dla nas, jako rodziców, wskazująca na to, że teraz jest czas, żeby zająć się również sobą. Depresyjny rodzic nie pomoże choremu dziecku. Rodzice muszą być oparciem dla swojego dziecka."
Wszystko to jest tak napisane, że praktycznie nie ma tu zbędnych słów, sama skondensowana treść na 239 stronach,czytelna i zrozumiała dla każdego.
Czy polecam? - tak, zdecydowanie. Nie znam wszystkich pozycji na rynku z tego tematu, ale tę uważam za bardzo dobrą - m. in. dlatego, że porządkuje naszą wiedzę i że informuje, jak groźnym i niebezpiecznym wrogiem zdrowia i normalnego życia jest depresja.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wydawnictwo RM
Depresja jest obecnie czymś bardzo powszechnym, ale tak naprawdę mało znanym.
Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej, to ta książka jest dobrym źródłem informacji.
#czytamcolubię #recenzja
Depresja u dzieci i młodzieży - Anna Duman
Depresja jest chorobą psychiczną potencjalnie śmiertelną, ale - możliwą do wyleczenia. Charakteryzuje się...
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę w jeziorach wciąż jeszcze ciepłą, tak że można pływać ... za spokój na polach i w lasach ...
A ta książka jest jesienna jak żadna inna - jesień jest w tytule, na okładce i w treści, akcja toczy się od września do grudnia, no i premiera odbyła się jesienią.
I jest w niej wszystko to co, co stanowi jesienny klimat i atmosferę - cudowne barwy liści i kwiatów, grzybobrania, dynie, wrzosy, babie lato, mgły i deszcze, Święto Zmarłych, przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia.
Czytający ją teraz, jesienią 2023, czyli po premierze, a przed Nowym Rokiem, nawet jeśli nie mieszkają w miejscu tak pięknym jak Olszowy Jar, mają za oknem tę samą porę roku co bohaterowie książki, Weronika i Darek.
Oni w pełni doceniają to szczęście, że mieszkają w tak pięknym miejscu. A my, czytając, możemy napawać się jego urodą, razem z nimi chodzić po lesie, górach i dolinach, zbierać grzyby i przeżywać przygody; bo tak, nawet na spokojnym spacerze po lesie zdarzają się niespodzianki - spotkanie z dzikiem czy szerszeniami, budzi wielkie emocje, niezależnie od jego przebiegu ...
Życie też dostarcza im mnóstwa radości, trochę smutków i zmartwień ... Tak jak i nam ...
Lubię książki autorki, a ku mej radości jest ich niemało - 19.
W większości są typowo obyczajowe i miło się je czyta, ale to nie tylko "fajne czytadła"; dużo w nich jest o sprawach ważnych dla nas wszystkich: o związkach łączących ludzi, o pracy, której brak, jak i nadmiar, jest trudny dla samodzielnego człowieka, szukaniu swego miejsca w świecie, o pomaganiu sobie nawzajem nawet gdy nie słychać prośby o pomoc, o miłości i przyjaźni. O wierze w siebie i wsparciu bliskich.
Jeśli ktoś nie zna całej serii, a chciałby poznać - to spokojnie może, tak jak ja, przeczytać teraz, jesienią, tom ostatni, a potem, przedświątecznie tom I, a tęskniąc za wiosna i latem sięgnąć po tomy II i III. By poznać całą historię Weroniki, Darka i ich bliskich i podziwiać cztery pory roku w Olszowym Jarze tak pięknie opisane przez autorkę.
#czytam co lubię
"Dedykuję wszystkim, którzy kochają jesień" - trudno o bardziej trafną dedykację w książce dla mnie ...
Bo pod każdym względem ta pora roku jest moją ulubioną i ukochaną - za ciepłe barwy, jakimi maluje przed zimą świat, za grzyby i owoce oraz ich zbieranie za temperaturę powietrza najczęściej taką w sam raz, a nie zabijającą żarem lub mrozem ... za wodę...
2022-02-11
Marzanna - słowiańska bogini zimy, śmierci i odrodzenia.
Do dziś zachował się z jej kultu tylko zwyczaj palenia i topienia lub jedynie topienia, specjalnie sporządzonej na tę okazję kukły. Symbolizuje to odejście zimy i jednocześnie jest powitaniem wiosny.
Jest to też imię żeńskie, rzadko nadawane - w tej książce noszą je Marzanna Wicher, nestorka rodu, zwana Starszą (tylko poza jej plecami) i jej stryjeczne: wnuczka, zwana Średnią i prawnuczka zwana Marą, narratorka tej historii.
Mara przyjechała do stryjecznej prababci z okazji jej nieustająco 45 (!) urodzin, na które chcąc nie chcąc zjeżdża się rokrocznie prawie cała rodzina. Żeby nie popaść w depresję z powodu kochanej rodzinki i nikogo nie zamordować zabrała ze sobą przyjaciółkę, Maję.
Obie dziewczyny są dość szalone i zwariowane, nawet jak na studenckie standardy, ale to co dzieje się w domu Starszej trochę je zadziwia. Ilość obecnych tam osób, trudne do zapamiętania łączące ich więzy, dziwaczne zachowania, niezaprzeczalna jędzowatość nestorki rodu - co by nie mówić, po prostu dom wariatów. I na dodatek zostaje popełnione morderstwo - na Marzannie Wicher zwanej Starszą ...
A potem dzieje się tak, jak przewiduje Mara - Starsza nawet zza grobu dostarcza rodzinie wrażeń i kłopotów ...
Tę książkę, wyjątkowo, kupiłam "w ciemno" - bez wcześniejszego przeczytania, bez upewnienia się, że kiedyś będę chciała do niej wrócić - bo nie miałam innej możliwości by ją przeczytać. A bardzo mi na tym zależało, jako wielbicielce komedii kryminalnych ...
Fakt, że wiedziałam jak pisze Magdalena Kubasiewicz, bo wcześniej przeczytałam kilka jej książek - liczyłam więc na to, że i ta książka będzie niezła.
I absolutnie nie żałuję decyzji o zakupie, przeciwnie, cieszę się niezmiernie że ją mam!
Jest książką dokładnie taką, jakich szukam - bo lubię jeśli książka mnie interesuje, bawi, daje do myślenia i ma ciekawą historię z, ewentualnie, dobrą zagadką.
Uważam też, że dobra komedia kryminalna to dobry kryminał (czyli taki, gdzie stawia się na zagadkę, a nie na opisywanie okropności) plus dużo okazji do niewymuszonego śmiechu lub chociaż uśmiechu.
"Topienie Marzanny", moim zdaniem, wszystkie te warunki spełnia. Czytając po raz pierwszy bawiłam się znakomicie i równie dobrze gdy czytałam po raz drugi.
Charakterni i realni bohaterowie, niby zwyczajni, ale mniej lub bardziej specyficzni, mnóstwo zabawnych sytuacji i dialogów, trochę skomplikowanych tajemnic i zagadek, wartka akcja; jest tu wszystko - oprócz nudy.
To naprawdę fajna, dobra komedia kryminalna, warto tego, by ją poznać.
Jedna z tych, przy czytaniu których co najmniej dobrze spędzamy czas lub nawet nie możemy się oderwać od lektury.
Marzanna - słowiańska bogini zimy, śmierci i odrodzenia.
Do dziś zachował się z jej kultu tylko zwyczaj palenia i topienia lub jedynie topienia, specjalnie sporządzonej na tę okazję kukły. Symbolizuje to odejście zimy i jednocześnie jest powitaniem wiosny.
Jest to też imię żeńskie, rzadko nadawane - w tej książce noszą je Marzanna Wicher, nestorka rodu, zwana...
2023-01-02
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też nadzieję, że nie ma takiej siły, która mogłaby mu to odebrać.
Ale! ... ale wie, że to tylko pobożne życzenie...
Przez pewien czas, ze sześć tygodni, udaje mu się żyć w ten sposób tak dobrze, że nawet doczekał się od żony i Grama wątpliwego komplementu, że dziadzieje ...
No i pewnej nocy do bramy Gryfa załomotały trolle - ledwie siedmiu, poranionych, poobijanych, proszących (!) o gościnę; ale na czele z Thulem - niedawnym przeciwnikiem Drużyny ...
Kociołek wbrew zasadzie obowiązującej karczmarzy, że nie wolno nie przyjąć podróżnego co puka do drzwi z prośbą o gościnę, nie chce ich wpuścić - przecież to trolle!; ale w końcu daje się przekonać i otwiera bramę.
Przy posiłku Thul i Olhar opowiadają całej Drużynie i Sarze (dzieci na szczęście spały) co ich wywiodło z Głodnej Puszczy i o potyczkach jakie stoczyli tuż przed dotarciem do Gryfa z grupą zbrojnych dowodzonych przez rycerza, w którym Urgo rozpoznał z opisu członka rodu Rosomaków, poddanych księcia Ruperta.
Cała Drużyna decyduje się dojść o co tu chodzi, czy faktycznie o przejęcie dusz trolli przez księcia Ruperta i jednocześnie dać trollom Thula więcej czasu na dotarcie w bezpieczne miejsce.
Wyruszają więc - i tym samym wkraczają w kolejny etap walki ze Złem, które usiłuje zapanować nad Doliną. Odbędzie się jeszcze jeden sprawdzian ich waleczności, inteligencji i przyjaźni.
CZYTAM CO LUBIĘ - czyli to, co mnie interesuje, bawi, daje do myślenia i ma ciekawą historię z, ewentualnie, dobrą zagadką. Nie zawsze to wszystko jest razem - a w tej serii tak!
Toteż kocham ją i za to, i za olbrzymi ładunek przyjaźni, rozsądku, pomysłowości i humoru. Jest pięknie napisana, jest o czym pomyśleć. Może się spodobać nawet tym, co za fantasy nie przepadają, bo przecież ta odrobina magii - naprawdę tylko odrobina! - w niczym nie przeszkadza ...
Dlatego bardzo chciałam i chcę, by Kociołek ze swoją kompanią działał dalej - tzn. by Marcin Mortka pisał, Piotr Sokołowski tworzył okładki, a wydawnictwo SQN wydawało kolejne tomy. I cieszę się bardzo, bardzo, bardzo z trzeciego już tom serii, bo cudny jest!
I oczywiście liczę na kolejne ...
W poprzedniej części rozstaliśmy się z Drużyną do zadań specjalnych w momencie, gdy wrócili do Gryfa, karczmy Edmunda Kociołka, dla nich wszystkich będącej bezpiecznym domem.
Sam Kociołek ma zamiar wreszcie cieszyć się zwykłym, prostym życiem, być ojcem, mężem i przyjacielem, gotować, prowadzić karczmę i nawet - wreszcie! - wykopać staw rybny.
Ma też...
2023-08-07
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1 kwietnia do 21 grudnia roku 2019.
Pisze o wydarzeniach, ale też o tym co czuła i myślała; zapisuje swoje refleksje i wnioski, wspomnienia i plany.
Dniem przełomowym dla niej stał się poniedziałek, 01.04.2019.
Zaczęło się od braku prądu w domu, a wieczorem najpierw dowiedziała się od sąsiada (!), że jej mąż się wyprowadził, a chwilę później odkryła, że dom został ogołocony nie tylko z rzeczy osobistych męża, ale i wspólnych, a wartościowych, i nawet z zawartości lodówki i zamrażarki.
Zaś brak prądu, jak wyjaśniono jej następnego dnia w zakładzie energetycznym, nie był awarią, ale odcięto go z powodu nieopłaconych rachunków ...
Że to wszystko nie jest primaaprilisowym żartem potwierdził otrzymany dopiero we wtorek o 23.30 (!) SMS od męża: "Cześć, tak wyszło, nie zdążyłem ci powiedzieć, że się wyprowadzam. Chcę rozwodu, papiery złożyłem. Dom sprzedamy.”
Po sześciu latach małżeństwa NIE ZDĄŻYŁ (!) powiedzieć ...
Zdenerwowana, rozżalona i wkurzona Monika w miarę szybko odzyskuje równowagę - "Nie ma co rozczulać się nad rozlanym mlekiem, na razie trzeba wziąć ścierę i wytrzeć do sucha, żeby się ktoś jeszcze nie pośliznął."
W tej biedzie może liczyć na tatę i brata, bo mama - no cóż, kocha córkę i dąży do jej szczęścia, ale zgodnie ze swoim wyobrażeniem, co Monika kwituje: "Kocham moją mamę bardzo, ale lubię coraz mniej."
I teściowa, już prawie była, zaproponowała jej pomoc i przyjaźń ...
Rozmyślając i analizując minione lata Monika zaczyna widzieć swoje błędy i powoli zmienia myślenie o sobie; zamierza być zależną tylko od siebie i wszystko zacząć od początku, jako że, odkąd pamięta, zawsze starała się zadowolić innych. Nie miała nawet marzeń, takich swoich. Jej spokojny, ugodowy charakter pomaga w nabraniu dystansu do sytuacji, dostrzeżeniu dobrych stron minionych wydarzeń i nie zapiekaniu się w złości i żalu.
Czytając tę książkę stwierdziłam, że dla wielu będzie to nieciekawa, może i nudna lektura - dla tych, którzy szukają w książkach tylko rozrywki, sposobu na miłe zabicie czasu.
Ale ci, co lubią porozmyślać o tym co zostało przeczytane i ci, co przeżywali podobne sytuacje powinni być zadowoleni. Mieć poczucie, że dobrze spędzili czas i zyskać świadomość, że nie jest się samym w danej sytuacji - a to przynosi ulgę. Nawet wtedy, jeśli w tej sytuacji są bohaterowie książki, a nie żywi ludzie - przecież żaden pisarz nie wymyślił niczego, co nie zdarzyło się lub nie zdarzy w realnym życiu i świecie.
Jest to książka tak pełna emocji, że nie sposób pozostać na nie obojętnym, ogarnąć po jednym przeczytaniu. Na pewno będę do niej wracać.
I na koniec uniwersalne przesłanie dla każdego:
"Ufaj tyle, ile trzeba. Żyj całą sobą, dla siebie i na własnych zasadach. Spełniaj własne marzenia, nie cudze, i pamiętaj, że życie ma niepowtarzalny smak. Ciesz się nim, dziel się radością i kochaj, bo jest tu i teraz, a nie potem i później."
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
Iwona Mejza zazwyczaj opisuje codzienne życie i sprawy dotyczące większości z nas. Robi to najprościej jak się da i delikatnie, bez "smrodku dydaktycznego" czy walenia kogokolwiek po głowie, jakby mimochodem, trafia słowem w samo sedno problematycznych sytuacji.
Ta książka ma formę pamiętnika, w którym Monika Olszewska, lat 35, opisuje co działo się w jej życiu od 1...
2023-07-25
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też Agata ma mu do powiedzenia ...
A nic wcześniej nie zapowiadało takich atrakcji.
Zaproszenie Agaty Śródki do poprowadzenia warsztatów w programie kulinarnym, na których miała wyszkolić uczestników w robieniu m. in. śląskich rolad, było w jej karierze czymś zupełnie normalnym.
Fakt, że warsztaty zaplanowano w mieście Jastrzębie Zdrój, w pałacu Borynia, też nie budził żadnych zastrzeżeń.
Toteż pojechała. Trafiła na koniec obiadu dla uczestników i niemal od razu natknęła się na Alana Szpilę, bardzo popularnego krytyka kulinarnego, do którego żywiła, z wzajemnością, "bardzo gorące uczucia, wśród których prym wiodły nienawiść, odraza i wstręt."
On nie omieszkał wetknąć jej "szpileczki" na temat wzrostu, ona go zignorowała. Ponownie spotkali się dopiero na kolacji, po 17 - i od tego momentu, do godziny 4 rano następnego dnia, jedynym właściwym określeniem stanu Agaty jest to, że "film jej się urwał" ...
Co było tym straszniejsze, że gdy obudziła się nad ranem, zobaczyła że w jej łóżku leży Alan Szpila - martwy, z termometrem do mięsa wbitym w kark ...
Rzecz oczywista, że w tej sytuacji trudno było nie uznać Agaty za pierwszą podejrzaną ...
Szczęśliwie dla niej, do śledztwa przydzielono komisarza Fuksa, którego inteligencja była równie wielka jak jego wzrost (2 m), umysł miał otwarty i nie bez powodu uchodził za jednego z najlepszych śląskich śledczych.
Mimo to, nie raz żałował, że to jemu, a nie koledze trafiła się ta sprawa ...
Zgadzam się z autorką, że to najlepsza książka o Agacie Śródce.
Jest w niej wszystko to, co wg mnie w fajnej książce powinno być: duża ilość humoru, przygody różne i różniste, żywa akcja, sporo emocji, świetnie wykreowani bohaterowie i osoby z dalszego planu, wśród których pojawiają się, choćby we wspomnieniu, starzy znajomi z poprzednich książek autorki, no i ten inteligentny, sympatyczny, a bardzo ludzki śledczy - aż szkoda, że pewnie już go nie spotkamy ...
Do tego znak firmowy Małgorzaty Starosty czyli piękna, bezbłędna polszczyzna; a także oryginalna intryga kryminalna, dużo rzeczywistych informacji o przeszłości Jastrzębia Zdroju, kulinariach z regionu i nie tylko plus przepisy na dania tworzące w zestawie typowy obiad po śląsku.
I już tylko taka moja bardzo osobista refleksja ...
Czytając opis sporządzania rolad śląskich nie mogłam uwierzyć własnym oczom - w identyczny sposób moja mama, wilnianka, przygotowywała danie "zrazy wołowe zawijane", podawane u nas z kaszą gryczaną i mizerią.
Czytając o roladach śląskich nigdy na myśl mi nie przyszło, że świetnie znam to danie, i umiem je zrobić, nawet bez warsztatów!
I tak się teraz zastanawiam, jak to było - czy wiele, wiele lat temu trafił na Wileńszczyznę kucharz ze Śląska? Czy mimo dzielących Wilno od Ślaska około 800 kilometrów i tu, i tam wymyślono identyczną potrawę?
Czy ktoś to wie? ... Bo chętnie bym się dowiedziała, ze zwykłej babskiej ciekawości ...
A może Agata Śródka mogłaby rozwiązać tę zagadkę? ...
Szepto-krzyk "To nie ja!" o 4 rano (!) w w słuchawce telefonu Michela Blanca obudził go, ale nie otrzeźwił na tyle, by chciał rozmawiać - nawet po rozpoznaniu, że osobą dzwoniącą o tej nieludzkiej porze jest jego szefowa, Agata Śródka ...
Dopiero wykrzyczane w słuchawkę pełne zdanie - "To nie ja go zabiłam!" - na tyle Michela zaciekawiło, że zechciał wysłuchać, co też...
2023-07-19
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka jest zupełnie inna niż tom I.
Więcej tu spraw poważnych, nawet takich przy których policja ma co robić - oszustwa, zastraszenia, chuligaństwo; pojawia się kilka nowych osób dobrych i złych; akcja trwa tylko rok: od stycznia do grudnia i koncentruje się, tym razem, na życiu Marty Bandurskiej, właścicielki kwiaciarni Cuda-Wianki, matki Kocia.
Marta, widząc jak szczęśliwa jest jej przyjaciółka z nowym partnerem zapragnęła podobnych emocji i szczęścia. Była mężatką od blisko 25 lat i stwierdziła, że oboje z mężem praktycznie się nie znają, żyją tylko obok siebie, bez namiętności i bliskości, a łączy ich tylko syn. Że jej mąż jest kochającym ojcem i przyzwoitym człowiekiem, ale ona nie mogła liczyć z jego strony na nic z tego, czego oczekiwała i pragnęła ...
Pojąć nie mogła, dlaczego marnowała sobie życie z człowiekiem, którego teraz nawet nie lubiła ...
Kroplą przelewającą kielich stała się wizyta w jej kwiaciarni młodego mężczyzny z niecodzienną i zadziwiającą prośbą - o dostarczanie jego żonie bukietu i listu od niego, siódmego dnia miesiąca, przez rok od jego śmierci. Chciał, by zauważyła, że świat się nie zatrzymał, czas wciąż płynie, a ona musi iść dalej i zmierzyć się na nowo z życiem.
Wtedy Marta uświadomiła sobie, że jej małżeństwo koło ideału nawet nie stoi ...
Oczywiście, próbowała, delikatnie, ożywić swoje życie małżeńskie, ale mąż nie wykazał ani zrozumienia, ani chęci współdziałania, .
No to postanowiła zadbać o siebie - i zaczęła trenować boks. Tu z kolei, wśród młodych ludzi, poczuła się staro ...
To oburzyło jej przyjaciółki i Jagna powiedziała: "Weź, Marta, kopnij w ten kalendarz, niech się nam nie narzuca! Jeszcze mamy trochę wina do wypicia i kilka marzeń do spełnienia."
I spisały co mają zrobić przed śmiercią i - kiedy.
A nie były to drobiazgi - skok ze spadochronem, wielka miłość, zdobycie Aconcagui i parę innych zadań wymagały czasu, samozaparcia i wysiłku ...
Nie szkodzi. "Marzenia trzeba spełniać. I trzeba mieć ciągle nowe, żeby zawsze był jakiś cel."
Bo od nicnierobienia człowiek szybciej się starzeje.
Co przy takim podejściu do sprawy żadnej z nich raczej nie groziło ...
Kocham takie książki! Z ciekawą treścią i ucieszne, z tematami do rozmyślań i różnymi interesującymi wiadomościami - ja np. nie wiedziałam, że istnieje niebieska herbata, a o cmentarzach pamięci tylko słyszałam.
Z bohaterami, których się lubi i z którymi nie chce się tracić kontaktu.
Które czytają się same z szybkością światła i ciężko się od nich oderwać.
Dające kopa nie tylko kalendarzowi, ale i nam.
Po prostu afirmujące życie.
P.S. Dla nie znających słowa, a nie mająch czasu na szukanie wyjaśnienia: Afirmacja życia to ukochanie życia, świata, drugiego człowieka; zaakceptowanie życia i czerpanie z niego radości oraz satysfakcji; pełne radości zaangażowanie w sprawy życia.
#czytamcolubię
Tym razem napis na okładce, "Przerażająco śmieszne!", jest mniej zasadny niż w tomie I, ale spokojnie, dawka humoru w książce jest mniej więcej taka sama,
Jest też ten sam niepodrabialny styl pisania, bez dwóch zdań jest to komedia funeralna (nie kryminalna!) i są ci sami główni bohaterowie, a treścią książki są ich dalsze losy - jednak ta książka...
2023-04-06
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech na twarzy, choć zapewne nie u każdego. A jednocześnie nikogo i niczego nie ośmiesza, nie ma w tym drwiny, jest tylko życzliwy uśmiech i wyczucie sytuacji.
I nawet temat tak ważny i poważny jak
śmierć - opisywany przez nią staje się czymś po prostu normalnym, nie śmiesznym, ale i nie aż tak przerażającym.
Powiedziałabym, że zajmuje należne sobie miejsce, jako nieodłączny element naszego świata, wszak życie każdej istoty zaczyna się narodzinami, a kończy śmiercią.
Jednak dla większości ludzi śmierć jest czymś strasznym i wg nich najlepiej udawać, że jej nie ma, trwać w przekonaniu, że będzie się żyło bez końca i oczywiście należy chronić dzieci przed wiedzą o umieraniu.
Błąd. Chowanie głowy w piasek nie pomoże; prędzej czy później wszyscy umrzemy; a wychowywanie dzieci w niewiedzy skutkuje tym, że jako dorośli boją się śmierci, nawet tej ze starości ...
Takiego błędu nie popełniła mama Kocia - nie zwalczała jego fascynacji śmiercią, która zaczęła się na pogrzebie dziadka, gdy chłopiec miał 4 lata. Po prostu jak najprościej, rzeczowo i rzetelnie odpowiadała na jego pytania i tłumaczyła m. in. czemu nie może spać w trumnie.
Dzięki tej pasji Kocio w szkole zyskał przyjaciela na zawsze, zaprzyjaźniły się - też na zawsze - ich mamy i nawet zaczęły ze sobą współpracować, jako że jedna prowadziła zakład pogrzebowy, a druga kwiaciarnię.
Wspólnie z przyjaciółką zajmującą się cateringiem stworzyły świetnie funkcjonującą nieformalną spółkę mogącą obsłużyć praktycznie kazdą imprezę. A prywatnie po prostu się przyjaźniły, na dobre i na złe.
Czy opowieść o życiu nawet tak mało typowych ludzi nie będzie nużąca? A otóż nie! Nie ma tu nawet jednej nudnej strony, przez tekst się płynie, a mimo tego że akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat i są przeskoki w czasie, to w zorientowaniu się kto-co-kiedy nie ma żadnego problemu.
Wiele zalet ma ta książka: humor - dużo i w najlepszym gatunku, fajna i fajnie opowiedziana historia, pokazanie że nie taka śmierć straszna jak ją malują i że "nie ma przypadków, wszystko jest po coś", a przyjaźń i miłość są najważniejsze.
A wracając jeszcze do zachęty z okładki - dla mnie przerażające jest to, że wśród książek określanych jako "komedia" jest stanowczo za mało książek tak komediowych jak ta. I że tak niewiele o tej książce się mówi i pisze, a inne, które są zdecydowanie za nią, jeśli chodzi o ilość i jakość humoru, promuje się na potęgę i na wszelkie sposoby, łącznie z autorytarywnym stwierdzeniem, że to "druga Chmielewska".
No nie! Chmielewska to Chmielewska, autorka niezapomniana i niepowtarzalna; ale podrobić jej się nie da, ewentualnie można mniej lub bardziej udanie sparodiować - dlatego nie ma co szukać tej "drugiej", tylko ludzi, co piszą "po swojemu", ale równie dobrze, ciekawie i z humorem.
"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż mało kto mu w to wierzy, ale jak pokazują kolejne sprawy i zdarzenia racja - jednak! - jest po jego stronie.
Nie inaczej dzieje się i tym razem, gdy zostaje poproszony o pomoc w sprawie tak dziwnej, jak zagrożenie życia powszechnie znanego aktywisty rowerowego, przez postać ... z jego własnych snów!
Nie mniej niecodzienna jest sprawa zabitego kuriera rowerowego, bo czy jest możliwe, że zamordował go za pomocą laleczki voodoo kolega z pracy, z zazdrości, bo wcześniej denat odbił mu dziewczynę? ...
A praktycznie nierozwiązalną zagadką wydawało się wyjaśnienie, jakim cudem, znany i mający szanse na wygraną w wyścigu zawodnik został w jego trakcie porażony prądem - co było tak nieprawdopodobne, że brano pod uwagę trafienie piorunem ...
W tych wszystkich sprawach Jackowi Przypadkowi do zorientowania się o co w nich tak naprawdę chodzi, wystarczyło ustalenie paru faktów i porozmawianie osobiście z zamieszanymi w sprawę osobami z najbliższego otoczenia aktywisty, kuriera i zawodnika.
Czy i tym razem logika, umiejętność myślenia i kojarzenia faktów odniosą niezaprzeczalne zwycięstwo, udowadniając przy okazji, że ludzie naprawdę są banalnie przewidywalni?...
Lubię pana Jacka Przypadka jako człowieka, bardzo cenię jego logiczne myślenie, a w tej książce dodatkowo podziwiam, że rozwiązywał te sprawy praktycznie sam, mając dodatkowo na głowie różne swoje i nie swoje kłopoty.
Polecam!
I pozwolę sobie dodać jeszcze jedno: zgadzam się z podkomisarzem Łosiem, że są jeszcze porządni ludzie na świecie, skoro znaleźli się tacy, co pozbierali stare, drukowane kiedyś w gazetach kryminały i wydają je na nowo, w wersji książkowej ...
"Rower to jest świat!" śpiewa Lech Janerka, bo jazda rowerem to radość, przyjemność, wygoda i zdrowie; ale gdy w grę wchodzą "sprawy wyższe" (uczucia, pieniądze itp.) to i wśród rowerzystów do głosu dochodzą negatywne emocje i nawet życie można stracić ...
Detektyw Jacek Przypadek wciąż uważa, że nic nie dzieje się przypadkiem, a ludzie są banalnie przewidywalni - i wciąż...
2023-06-19
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de Saint-Exupery 31 lipca 1944 o godzinie 08.45 wystartował do swojego kolejnego lotu bojowego i już nie powrócił. Do jego zestrzelenia przyznało się dwóch niemieckich pilotów, ale ciała nie odnaleziono, a części jego samolotu odkryto dopiero w 2003 roku na dnie morza.
Zginął czy zaginął?
Ludzie nie lubią jak zagadki czy tajemnice są nierozwiązane, lubią je rozwiązywać i wiedzieć wszystko na pewno. Zawsze jest ktoś, kto tak długo snuje domysły, śledzi i tropi aż tajemnicę rozwiąże lub podda się - z braku materiałów czy pomysłów.
Toteż i w sprawie interpretacji treści "Małego Księcia" oraz zaginięcia jej autora, wciąż są snute przeróżne hipotezy, rozważane są najrozmaitsze scenariusze zdarzeń.
Tym razem sprawą zajał się znany i poczytny autor kryminałów, Michel Bussi.
W przedmowie napisał: "Taka jest właśnie myśl przewodnia tej powieści: podążyć tropem dziwnego podobieństwa między odejściem pisarza i odejściem jego bohatera. Przeprowadzić ponowne śledztwo."
Bo zdaniem autora, śmierć Małego Księcia w książce i prawdopodobna rzeczywista śmierć Saint-Exupéry’ego, są szalenie podobne. Dlatego stawia pytania: Kto zabił Małego Księcia? Kto zabił Antoine’a de Saint-Exupéry’ego?
Odpowiedzi szukają bohaterowie książki przeprowadzając nowe śledztwo, bazując na powszechnie znanych faktach, zachowanych dokumentach i logicznym myśleniu.
A my, czytając, towarzyszymy im w szukaniu odpowiedzi; możemy przy tym wierzyć lub nie w ich wnioski i snuć własne przypuszczenia...
Możemy uznać, że "Mały Książę" to tylko piękna, niezwykła baśń, jej autor został zwyczajnie zestrzelony, a jego szczątki wciąż pozostają w głębinach morza.
Możemy zgodzić się z którąś wersją o innym zakończeniu niż śmierć Saint -Exuoery'ego po zestrzeleniu.
Możemy też stworzyć własną legendę ...
Z pewnością jest to książka oryginalna i interesująca, przede wszystkim dla fanów Małego Księcia.
Ale chociaż, przynajmniej dla mnie, nie jest tak porywająca jak inne kryminały autorstwa Bussy'ego, to nie żałuję czasu jaki zajęło mi jej przeczytanie.
I zapewne wrócę do niej, kiedyś ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Antoine de Saint-Exupery, Francuz, pisarz i lotnik, napisał powiastkę filozoficzną o chłopcu, co przybył na ziemię z gwiazd. Wydana 6 kwietnia 1943 roku okazała się światowym fenomenem.
I od tamtego czasu bardzo wielu ludziom nie dają spokoju dwie zagadki: co autor miał na myśli pisząc "Małego Księcia" i co dokładnie stało się z nim samym.
Wiadomo, że Antoine de...
2023-05-25
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo inteligentna. Koty niezależne, co lubią chodzić swoimi ścieżkami bacznie obserwując otoczenie, szybko się uczą i potrafią podjąć współpracę z człowiekiem, nie tylko w temacie napełniania miski.
Sheila lubiła i doceniała Jovana, swego opiekuna, który dbał o nią bardziej niż o siebie. Uważała, że jest człowiekiem dobrym, smutnym i samotnym. Dobrze im było razem.
Toteż gdy został na jej oczach zabity, uznała, że trzeba go pomścić, bo "nie może być tak, że byle łachudra przychodzi i wbija nóż w trzewia innego człowieka i nikt z tym nic nie robi". I zaczyna działać ...
Nie do końca nikt nic nie robił - policja, zawiadomiona przez sąsiadkę, nie traciła czasu, machina śledcza ruszyła natychmiast, ale - niewiele było punktów zaczepienia, bo jak to najczęściej jest nikt nic nie widział, nie slyszał i nic istotnego nie wiedział.
Najwięcej do powiedzenia miałaby Sheila, którą zaopiekowała się prowadząca śledztwo komisarz Magda Borkońska - ale kto z normalnych ludzi rozumie miauknięcia i pomruki kota?
Widzimy jak krok po kroku śledczy starają się ustalić dlaczego i kto zabił. Jak sprawdzają nawet mało prawdopodobne przypuszczenia. Jak w międzyczasie dopasowują się do siebie Sheila i Magda. I jak kotka różnymi sposobami doprowadza policjantkę do bardzo istotnych informacji ...
Wśród 31 rozdziałów w kilku narracja należy do Sheili.
Kłaniam się nisko autorom!
Myślę, że gdyby ubrać w słowa, to co myśli i czuje kot, to byłoby to właśnie to.
Od 15 lat żyją w naszym domu norweskie koty leśne, teraz jest 8 - i czytając fragmenty z Sheilą miałam nieodparte wrażenie, że czytam o swojej kotce. Wprawdzie Barsa nie miała okazji tropić mordercy, ale na codzień wciąż zadaje kłam twierdzeniu, że nie należy uczłowieczać zwierząt. Bo ona tylko wygląda jak kot i po ludzku nie mówi ...
Jakiś czas temu przeczytałam cykl o Tomku Winklerze,
poprzednie książki autorów. Są to dobrze i sprawnie napisane kryminały, nie epatujące zbędnym okrucieństwem - a właśnie takie lubię. Czekalam na ich kolejną książkę i zapowiedź, że będzie to komedia kryminalna w której jednym z głównych bohaterów jest kot, szalenie mnie ucieszyła. Bo kocham koty i uwielbiam dobre komedie kryminalne, a książka tych autorów nie miała prawa być zła.
Chociaż i bałam się - czy kota z powieści nie spotka żadna krzywda? ... Komedia komedią, ale ...
No cóż - wg moich kryteriów nie jest to komedia kryminalna, ale kryminał z drobinkami humoru.
Jak na komedię za mało tu okazji do uśmiania się, a za dużo powagi, bo treść dotyczy spraw poważnych o naprawdę dużym ciężarze gatunkowym.
Ale absolutnie nie jestem rozczarowana - czort bierz, że komedia okazała się być niekomediowa - jest to wspaniała książka, z wzruszającą dedykacją "przyjaciołom co odeszli", pięknie opowiedzianą ciekawą i oryginalną historią. Więcej takich chcę!
P. S. A tym co chcą i Winklera poznać a zależy im na chronologii, to radzę czytac w tej kolejności:
Dwudziesta trzecia, Zimny trop, Szwedzki kryminał, Siódmy koci żywot, Śmierć druga.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Wielka poetka napisała: "Umrzeć? Tego nie robi się kotu ..."
No nie robi i Jovan z własnej woli nigdy by Sheili tego nie zrobił, ale jego mordercy to nie obchodziło i pewnie mocno by się uśmiał, gdyby usłyszał, że czeka go zemsta kotki, tak, tak - kotki, rasy norweski kot leśny ...
A norweski kot leśny, kot Wikingów, to rasa stara, szlachetna i bardzo, ale to bardzo...
2023-03-30
Nie jest to książka, dla której zarwałam noc, nie czytałam jej z wypiekami na twarzy i gryząc palce z niecierpliwości "Co dalej? Co dalej?"
Nie polecam jej tym, co w książkach szukają tylko i wyłącznie rozrywki i wielkich emocji, obojętne jakich.
A przede wszystkim nie polecam tym, dla których wiara w Boga, jakiegokolwiek, to gusła i zabobony - bo tu bohaterami książki sa ludzie prawdziwie wierzący, katolicy, dla których wiara to nie puste słowa, ale życiowy drogowskaz.
Natomiast polecam ją, nawet bardzo polecam, paniom oczekującym pierwszego dziecka. Bo to jest tak, jakby serdeczna przyjaciółka, taka której się ufa i która wszystko rozumie, dokładnie opowiedziała co i jak może być, nie czarując, ale i nie strasząc. Która powie, że tak, urodzenie dziecka to euforia unosząca matkę pod niebiosa, ale też ból i wysiłek, a personel medyczny nie zawsze jest miły i uprzejmy ... i że miłości do dziecka też trzeba się nauczyć ... I że mąż też człowiek, ma prawo nie wiedzieć lub nie rozumieć ...
Sama mogę tylko żałować, że jak miałam urodzić pierwsze dziecko nie wiedziałam tego, co w tej książce jest podane jak na tacy.
Każdy jest sobą, każda rodzina i życie są inne, ale pewne sprawy i procesy są takie same - i działając tylko według swoich poglądów i upodobań, z niekompletną wiedzą o życiu, bez świadomości na czym polega małżeństwo i bycie rodzicem, nie zawsze dajemy sobie radę z "wyrabianiem się na zakrętach" i męczymy się jak potępieńcy, albo i przegrywamy życie.
Nie zawsze mamy przy sobie kogoś, kto mądrze podpowie, wytłumaczy co się dzieje, pocieszy, uświadomi, ze to nie koniec świata tylko hormony, fizjologia i zwyczajna kolej rzeczy.
Bo ta książka to samo życie - czytałam jak o sobie, wiele, wiele razy myślałam - prawda, też tak czułam, też tak uważam ...
Oto dwoje ludzi, Kamila i Brunon - wpadają na siebie przypadkiem, ale bardzo szybko spotykają się ponownie i niewiele czasu minęło, gdy podejmują decyzję o wspólnym życiu. Dzieli ich dużo - ona jest niewierząca, nie zna historii swojej rodziny, uważa się za kobietę nowoczesną; on historyk, prawdziwie wierzący, Kaszub dumny ze swego pochodzenia, tradycjonalista. A jednak, mimo tych różnic, niezgodności i nieporozumień - dali radę.
Miesiąc po miesiącu towarzyszymy Kamili i Brunonowi w ich życiu, widzimy ich radości, rozterki i smutki, ich staranie wzajemne o siebie, o swoją rodzinę.
A w tle piękne Kaszuby i Kaszubi, ludzie charakterni, z zachowanym od wieków językiem, kuchnią i obyczajami. Których w książce jest sporo i dobrze, bo warto się z nimi zapoznać.
Autorka mówi o sobie, że jest obywatelką polską narodowości kaszubskiej - i widać w tej książce, że bliskie jej jest wszystko co kaszubskie.
Nie znam autorki osobiście, nie czytałam wcześniej żadnego jej tekstu. Ale jestem ciekawa co jeszcze napisze, bo ta powieść była dla mnie jak rozmowa z dawno, dawno niewidzianą przyjaciółką, pełną jej wspomnień i opowieści o wszystkim, co dla nas ważne.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Nie jest to książka, dla której zarwałam noc, nie czytałam jej z wypiekami na twarzy i gryząc palce z niecierpliwości "Co dalej? Co dalej?"
Nie polecam jej tym, co w książkach szukają tylko i wyłącznie rozrywki i wielkich emocji, obojętne jakich.
A przede wszystkim nie polecam tym, dla których wiara w Boga, jakiegokolwiek, to gusła i zabobony - bo tu bohaterami książki sa...
2023-03-08
Niecierpliwie czekałam na tę książkę, na ciąg dalszy historii mieszkańców Anielina - bo przecież tyle spraw zostalo jeszcze niewyjaśnionych, tak bardzo gryzła ciekawość o dalsze losy ludzi, którzy, przynajmniej dla mnie, stali się osobami bliskimi i których los żywo mnie obchodził ...
Minął już rok od wypadku, w którym zginęli Marylka i Tadzik Wójciccy. Wydawałoby się, że wszystko powoli się ułożyło i życie wrócilo w koleiny codzienności, ale nie. O ile Pola i babcia Czesia pogodziły się z sytuacją i po prostu żyją dalej, to Marta wciąż nie może dać sobie rady - nie ma w niej zgody na to co się stało, jest niepewna przyszłości, a codzienność przytłacza. Zmuszona do zajęcia się Polą i pomagania babci, usiłuje żyć chwilą - bo to już wie, że jutra może nie być. Ale nie umie zaakceptować faktu, że nie ma wpływu na to, co się wydarzy i że nie uda się wszystkiego zaplanować i przewidzieć - bo życie jest po prostu pełne niespodzianek ...
Marcin natomiast pogodził się, że jest jak jest i skupił się na teraźniejszości, na zbudowaniu wspólnego życia z Martą i Polą. Pracuje u braci Pruskich, choć dla niego to nie praca, a czysta przyjemność. Nawet zamieszkanie pani Elizy w domu braci, nic w tym względzie nie zmieniło.
Za to życie Ksawerego, Teofila i wielu innych osób stało się bardzo intensywne - pani Eliza zmusiła do dobrowolnego zwiększenia aktywności prawie wszystkich mieszkańców Anielina. Ponieważ potrafi dużo zobaczyć i zrozumieć, nie brakuje jej też pomysłów, postarala się po prostu by pomóc potrzebującym w sposób niezauważalny a skuteczny.
I choć nie ma tu zakończenia "żyli długo i szczęśliwie", to zamknięcie pewnych spraw staje się początkiem kolejnych, przejściem do następnego etapu życia, którego zapewne nie poznamy, bo to ostatnia część serii.
Miasteczko Anielin oczarowało mnie od pierwszego wejrzenia. Tu każdy żyje po swojemu, ale też nie jest sam - jest wśród ludzi, którzy nie odmówią pomocy, a nie raz udzielą jej bez proszenia.
Nie wszyscy są idealni, nie ma tak dobrze, jak wszędzie, tak i tu są czarne owce. A jednak większość mieszkańców nie chce żyć nigdzie indziej, uważają, że to tu jest ich miejsce na ziemi. Jeśli wyjeżdżają - to wracają, nawet z daleka, tak jak Romano.
Anielin z powieści móglby być i moim miejscem na na ziemi - m. in. dlatego, że tu szanuje się ludzi niezależnie od wieku; i głos dzieci jest brany pod uwagę, i ludzi starszych.
Często ludzie mocno starsi są mniej lub bardziej świadomie spychani przez otoczenie na margines życia - bywa, że sami się o to proszą. A przecież można tak jak w Anielinie, żyć w przyjaźni ze światem, robić swoje, kochać, realizować pragnienia nie przejmując się, że "w tym wieku nie wypada ..." - bo nie wypada tylko szkodzić innym!
Tak, nasze miejsce na ziemi, to to miejsce, gdzie jest nam dobrze. Dobrze z ludźmi, którzy w nim są, lub dobrze w miejscu, w którym jesteśmy. Albo jedno i drugie - i tak jest najlepiej.
Myślę, że można przejrzeć się w tej książce jak w lustrze - świat Anielina jest odbiciem naszego świata i życia, znanych nam wszystkim problemów, emocji i radości.
I wszystko to jest pięknie napisane, delikatnie, z zadumą, w sposób, który daje nadzieję, że tak czy inaczej, ale będzie dobrze. I dyskretnie zwracający naszą uwagę na wiele ważnych spraw - jak choć by na to by zawsze patrzeć na sprawy także z perspektywy innej osoby, nie tylko własnej. By pamiętać, że warto pomagać i warto doceniac to co jest, to co mamy, a nie tylko gonić za ... - czasami nie wiadomo czym.
I żebyśmy chcąc dobrze, a nawet jeszcze lepiej, wierząc że tylko dzięki naszym działaniom, świat jeszcze jakoś funkcjonuje nie utrudniali życia innym, nie byli uciążliwi - pozwólmy po prostu tym innym być szczęśliwym, na ich wlasny sposób.
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon
Niecierpliwie czekałam na tę książkę, na ciąg dalszy historii mieszkańców Anielina - bo przecież tyle spraw zostalo jeszcze niewyjaśnionych, tak bardzo gryzła ciekawość o dalsze losy ludzi, którzy, przynajmniej dla mnie, stali się osobami bliskimi i których los żywo mnie obchodził ...
Minął już rok od wypadku, w którym zginęli Marylka i Tadzik Wójciccy. Wydawałoby się, że...
2023-03-17
Co sprawia, że sięgamy po tę, a nie inną książkę?
"Błyskotliwy kryminał w klasycznym stylu, znakomicie osadzony w realiach PRL-u. Połowa lat 60. XX wieku. Mały, górski kurort, a w nim elegancki pensjonat ...
W tle muzyka puszczana z adapteru Bambino, tętniące życiem kuracjuszy uzdrowisko oraz przepiękna symfonia Cevenole. Sielankę przerywa dopiero tajemnicze morderstwo. ... " (fragmenty opisu wydawcy)
Nie moglam nie zainteresować się książką tak opisaną, sprawdzić czy faktycznie jest tak, czy może znów informacje o treści są bardziej interesujące niż sama treść.
I okładka - w pięknych barwach, z sylwetką, którą od razu skojarzyłan z najnowszymi wydaniami książek o Jacku Reacherze (którego bardzo lubię) - zdecydowanie zachęcająca do sprawdzenia co jest w środku.
Obco brzmiący tytuł nie mówił mi nic, o debiutującym tą książką autorze też wiedzialam tyle co nic, ale bardzo spodobała mi się zapowiedź, że jest to kryminał w klasycznym stylu, a nie TAKI, w którym w wymyślny sposób mordowani i torturowani są bezbronni; nie brodzi się tu w krwi i szczątkach istot żywych, nie ma zrezygnowanych, zapijaczonych śledczych z nałogami.
Miał być klimat, zagadka, dawne tajemnice i detektyw-amator - inteligentny, mocno doświadczony przez życie człowiek.
I tak właśnie było ...
12 września 1964, dzień piękny i sloneczny, dzień urodzin Anny Małeckiej, wlaścicielki uroczego pensjonatu Fraszka w Krzyżowcu Zdroju. Na wieczornym przyjęciu urodzinowym są bawiący tu aktualnie goście, najbliżsi sąsiedzi i domownicy. Wszystko jest tak, jak trzeba - pięknie nakryty stół, znakomite jedzenie, alkohol i muzyka. Swobodna zabawa trwająca do północy. Prawie jak co roku.
Ale następnego dnia rano w pensjonacie zostają znalezione zwłoki i nie ma żadnych wątpliwości, że to morderstwo ...
Tak, jest to prawdziwy kryminał, bez dwóch zdań, tak jak autor zapowiadał - ze skomplikowaną, choć pozornie prostą zagadką, a bez makabry i chamstwa.
Ale nie tylko - kto ma w sobie ciekawość świata i historii, znajdzie tu zapis czasu co przeminął ...
Bo to PRL, rok 1964, czas gdy działa UB, milicja musi nie tylko szukać "kto?", ale i liczyć się z uwarunkowaniami czasu i miejsca, wciąż źle widziane są powiązania z żołnierzami wyklętymi, nawet jeśli mają oni już za sobą sąd i wyrok lub tylko nie przeżyli ...
To ciężki czas panoszenia się zła, do którego z czasem ludzie się przyzwyczaili - a stępienie wrażliwości jest nie mniej złe niż patologiczni mordercy i wszelkie dewiacje.
Szczęśliwie możemy mówić "było - minęło", choć echa przeszłości wcale nie umilkły, a minione sprawy wciąż jeszcze wypływają z głębin czasu i pamięci, wciąż Dobro toczy walkę ze Złem.
Warto przeczytać, warto poznać Stanisława Gorszewskiego i parę innych osób.
Warto odszukać nagranie i wysłuchać "Cevenole" - symfonię skomponowaną przez Vincenta d'Indy w 1886 roku ("Symphonie sur un chant montagnard français" tzn. Symfonia na temat francuskiej pieśni góralskiej).
Autor polecając swą książkę napisał: "... kocham "Cevenole" i marzę o tym, by pokochali ją i inni."; no to wprawdzie ja jej nie pokochałam, ale szczerze polubiłam i kiedyś do niej wrócę, bo wracam i do kryminałów, tak jak wraca się do muzyki. I nie polecam jej jedynie tym, którzy uznają tylko TAKIE kryminały jakim "Cevenole" nie jest i dla których wiara w Boga jest obrazą boską ...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Co sprawia, że sięgamy po tę, a nie inną książkę?
"Błyskotliwy kryminał w klasycznym stylu, znakomicie osadzony w realiach PRL-u. Połowa lat 60. XX wieku. Mały, górski kurort, a w nim elegancki pensjonat ...
W tle muzyka puszczana z adapteru Bambino, tętniące życiem kuracjuszy uzdrowisko oraz przepiękna symfonia Cevenole. Sielankę przerywa dopiero tajemnicze morderstwo....
2023-02-28
Pierwsze co przyciągnęło moją uwagę, to tytuł - "Szaroburylas".
No, w sumie - las, zwlaszcza w czasie bezlistnym, można tak właśnie określić, że jest szaro-bury ...
Potem, na portalu nakanapie.pl, przeczytałam opis. I to już było interesujące:
"Trzy młode kobiety. Absurdalna podróż, aby ratować świat. Czy uda im się zapobiec katastrofie? Komedia! ...
... To nie jest zwyczajny kryminał. To kryminał niezwykły, w dodatku inteligentnie napisany. I zabawny!”
Komedia i kryminał w jednym to coś dla mnie, dopisałam tytuł do listy "chcę przeczytać", ale - zaczęłam się zastanawiać czy to dobry pomysł ...
Bo niestety, jak dotąd, wszystkie książki wydawane w systemie self publishing, które zaczynalam czytać, miały wielką wadę - ewidentnie było widać, że nie zajmował się nimi żaden redaktor czy chociaż korektor. Byla w nich tak duża ilość błędów wszelkiej maści, od stylistycznych po ortograficzne, że rezygnowałam z czytania - bo nie jestem masochistką, czytam dla przyjemności, a nie po to by się umartwiać ...
Nie, zdecydowanie nie lubię takich książek i obawiałam się kolejnego rozczarowania.
Ale kiedyprzeczytałam recenzję na portalu "Książka zamiast kwiatka", autorstwa Małgorzaty Kursy, która napisała, że została zaskoczona in plus i poleca "Szaroburylas", m. in. dlatego, że jego autorka uniknęła najczęściej popełnianych błędów samowydawców - przeczytałam.
z przyjemnością potwierdzam opinię pani Kursy i kilku innych osób, wypowiadających się pozytywnie na temat debiutu autorki.
Faktycznie, błędów albo nie ma, albo ich nie zauważyłam, akcja toczy się wartko, są prawdziwie wykreowane postacie, nawet drugoplanowe, choć nieźle "zakręcone", wszystko jest spójne i ma sens, choć aż roi się tam od absurdów i elementów groteski. Co w niczym nie przeszkadza, skoro, jak pisze autorka "Szaroburylas rozpiera się w dziale powieści humorystycznych".
Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, bo wolę trochę inne tematy, do tego wiele postaci irytowało mnie aż nadto swoim zachowaniem i charakterem. W życiu realnym po prostu unikalabym z nimi kontaktu, natomiast przy lekturze miałam trochę mniejszą przyjemność z czytania.
Mimo to absolutnie nie żałuję, że przeczytałam i jestem pewna, że na pewno wiele osób będzie zachwyconych - a zwlaszcza ci, co lubią absurdy.
Pierwsze co przyciągnęło moją uwagę, to tytuł - "Szaroburylas".
No, w sumie - las, zwlaszcza w czasie bezlistnym, można tak właśnie określić, że jest szaro-bury ...
Potem, na portalu nakanapie.pl, przeczytałam opis. I to już było interesujące:
"Trzy młode kobiety. Absurdalna podróż, aby ratować świat. Czy uda im się zapobiec katastrofie? Komedia! ...
... To nie jest...
2023-02-01
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Widząc na okładce kota (a jestem kociarą) i słowo "komedia" (bardzo lubię!) sięgnęłam po książkę jak najszybciej.
Przeczytałam.
I trochę się rozczarowałam - bo to książka, co na pewno może się podobać, ale ...
Po pierwsze, spodziewałam się, że kot odegra trochę większą rolę niż bycie żywą maskotką.
Po drugie, jak na mój gust, za mało było "komedii w komedii".
A po trzecie, upewniłam się, że ani romanse, ani erotyki nie są moimi ulubionymi gatunkami literackimi - ta książka jest zdecydowanie dla osób co lubią opowieści o miłości i są dorosłe - ze względu na wielką ilość tzw. "momentów" ...
Oto Emilia, zwana Emi, lekarz medycyny; dziewczyna szczęśliwie zakochana i tak poukładana, że nie tylko ma ustalone jaką płeć i imiona będą miały jej dzieci, ale też WIE, GDZIE I JAK spędzi 20 rocznicę ślubu!
Życie jest pełne niespodzianek. Banał? Frazes? I tak, i nie ...
Gdy na romantycznej kolacji Emi spodziewa się przypieczętowania związku oświadczynami i wręczeniem pierścionka zaręczynowego, niespodziewanie otrzymuje od ukochanego propozycję nie do odrzucenia: między nimi zrobiło się nijako, więc czas się rozstać.
Dla niej to grom z jasnego nieba i koniec świata, z którym nie jest w stanie się pogodzić, a przynajmniej nie tak od razu, mimo wsparcia przyjaciółki ...
Początek, jak dla mnie, jest irytujący! Język swędział, by powiedzieć Emi, że marzyć może, starać się o spełnienie marzeń też, jak najbardziej, ale w sprawie przyszłości, to mąż i dzieci mają chyba coś do powiedzenia? Mają prawo do własnych życzeń i marzeń? A mogą to być plany i pragnienia zupełnie inne niż jej ...
Ciekawie, jak dla mnie, zrobiło się dopiero wtedy, gdy
rozpoczęła się korespondencja z Kacprem - rozpoczęta od porady medycznej online, przechodzi na tematy bardziej ogólne i w końcu bardzo osobiste.
Oboje z połamanymi sercami, czując, że rozmawiają z bratnią duszą, nie mają tematów tabu i rozmawiają jak nieznajomi w pociągu: szczerze, o wszystkim, po koleżeńsku, bez osądu, z szacunkiem do siebie. I bez żadnych myśli o wspólnej przyszłości.
Długa i kręta jest droga do odzyskania spokoju ...
Zawód miłosny to zawsze mniejsza lub większa tragedia, raczej nie wiemy czy i kiedy się zdarzy. I co wtedy? Jak żyć? Czy posklejanie połamanego serca jest w ogóle możliwe?
Historia Emi poucza, że wszystko może się ułożyć, można być szczęśliwym, ale nie stanie się to samo z siebie.
Trzeba uwierzyć w swoją wartość, uświadomić sobie kim jestem i co mi da szczęście takie naprawdę, a nie wg wyobrażeń swoich lub innych. Nauczyć się oceniać ludzi nie po pozorach i pamiętać, że jesteśmy różni, mamy różne poczucie wstydu, potrzeby i poglądy, w różnym stopniu zgadzamy się na uzewntrznianie swoich odczuć i siebie samych.
W żadnym związku nie ma tak, że druga strona chce zawsze tego samego co ja, jest taka sama jak ja i marzy o tym samym co ja. Im większa zgodność tym lepiej, ale bardzo źle rokuje, jeśli nie widzi się inności drugiej osoby.
I najważniejsze - odważyć się, jeśli trzeba, nawet na radykalne zmiany i iść do szczęścia swoją drogą.
Bo "najlepszy seks jest z właściwą osobą". Życie też.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Widząc na okładce kota (a jestem kociarą) i słowo "komedia" (bardzo lubię!) sięgnęłam po książkę jak najszybciej.
Przeczytałam.
I trochę się rozczarowałam - bo to książka, co na pewno może się podobać, ale ...
Po pierwsze, spodziewałam się, że kot odegra trochę większą rolę niż bycie żywą maskotką.
Po drugie, jak na mój...
"I śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne spostrzeżenia i uwagi o naszej rzeczywistości i słuszne drwiny z wszelakich przywar naszych czasów.
Lubię jej, nieraz mocno odjechane pomysły, jeśli chodzi o kreacje postaci i przebieg akcji; prześmiewcze charakterystyki pewnych typów ludzi i przedstawianie pokrętnych, często niepojętych dróg ich rozumowania.
Nie inaczej jest i w tej książce.
Gabi nie poślubiła Piotrka, mężczyzny wpisanego we wzorzec "mięśnie zamiast mózgu", który chciał mieć za żonę typową tradwife. Uznała, że się intelektualnie rozmijają i odeszła, tym samym zyskując w niedoszłej teściowej wroga numer jeden.
Zatrudniła się w bibliotece, co, jak sądziła, gwarantowało w miarę spokojne życie; ale tam znienacka pojawił się Samuel Kaszak, bohater książek Daniela Adacha, postać nierzeczywista, wymyślona przez pisarza. Przybył z prośbą o pomoc - wie, że jego twórca ma zostać zamordowany. a wtedy i on zniknie - a tak bardzo chciałby poznać pełnię życia, wziąć udział w tym wszystkim co autor dla niego szykował ...
I nie było to podejrzenie urojone przez nierealny umysł - Adach razem z trzema pisarkami, Grażyną, Martą i Gosią, chcąc zwiększyć sprzedaż swoich książek wymyślili "świetną" akcję promocyjną: on miał zniknąć, a one zostać podejrzane o jego zamordowanie!
Ale - w tym właśnie czasie w miasteczku zostało popełnione prawdziwe morderstwo ...
Do tego swoje trzy grosze dokłada grasujący w miasteczku tzw. "Upiór w moherze", którego tożsamości nie zna nikt.
Policja będzie miała pełne ręce roboty, a czytelnicy - niezłą zabawę ...
Ta książka jest klasycznie typowa dla twórczości autorki. Jest kolejną "śmiechotką", przepełnioną tak samo humorem słownym jak i sytuacyjnym, pełną spostrzeżeń genialnie zwracających uwagę na sedno rzeczy i wykpiwających bezlitośnie zdobywanie za wszelką cenę lajków i followersów, klikalność, chorobliwe już uzależnienie od internetu i social mediów, bo przecież jeśli nie ma cię chociaż na FB, to nie istniejesz ...
To naprawdę jest AŻ TAK ważne? ...
Nooo, dla zbyt wielu osób tak.
I z pewnością każdy czytelnik zna i ma w swoich otoczeniu takie osoby jak tu opisane: żyjących tylko "w sieci", bezwzględnych fascynatów mody czy "zdrowego żywienia", upiornie zachłanne matki, oddanych swej misji, ale widzących tylko czubek góry lodowej ekologów, a przede wszystkim takich, u których zanika umiejętność używania szarych komórek ...
Śmieszne to bardzo, ale i przerażające ...
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!" (Mikołaj Gogol, "Rewizor)
Prawda?
Książkę otrzymałam z Wydawnictwo Dragon.
"I śmiech niekiedy może być nauką,
więcej Pokaż mimo toKiedy się z przywar, nie z osób natrząsa".
(Ignacy Krasicki - Monachomachia, Pieśń V)
Te słowa mogłyby być mottem twórczości Iwony Banach, która jest pisarką mającą swój własny, rozpoznawalny i niepodrabialny styl, a pisze tak, że albo sięją lubi, albo nie.
Ja - lubię.
Uwielbiam jej poczucie humoru, szalone i absurdalne, wyjątkowo celne...