-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-28
2024-03-29
To naprawdę spore tomisko (choć metaforycznie, bo czytałem na Kindlu) jest dla mnie objawieniem. To w fantasy ktoś jeszcze tak pisze? Nie ogranicza się do relacji zdarzeń? Ta książka to w jakimś sensie urocza ramotka z „opisami przyrody”, choć to nie przyroda jest zazwyczaj przedmiotem tych opisów tylko ludzie. Pełnokrwiści, że aż strach. Jest tu cudowny detal i momentami całkiem imponująca epika. I tylko szkoda, że nie mam drugiego tomu tej serii, bo z chęcią ciąg dalszy losów Kvothe poznałbym od razu.
To naprawdę spore tomisko (choć metaforycznie, bo czytałem na Kindlu) jest dla mnie objawieniem. To w fantasy ktoś jeszcze tak pisze? Nie ogranicza się do relacji zdarzeń? Ta książka to w jakimś sensie urocza ramotka z „opisami przyrody”, choć to nie przyroda jest zazwyczaj przedmiotem tych opisów tylko ludzie. Pełnokrwiści, że aż strach. Jest tu cudowny detal i momentami...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-21
2024-02-21
Kiedyś nuż to przeczytałem i jakoś nie dołączyłem do chóru zachwytów. Teraz, wiele lat później, zasiadłem do książki ponownie… i nadal mam ambiwalencję. „Malowanego” przeczytałem szybko, bo Peter Brett nie pisze źle - nie ma tu ozdobników, to literatura nastawiona na pchanie fabuły do przodu. Ciekawy jest świat przedstawiony, cała ta konstrukcja należącego do ludzi dnia i demonicznej nocy. Ale są też takie miejsca, gdzie się nadal krzywiłem - Peter Brett nie zna zasady „show, don’t tell” i często musi nam dokładnie wytłumaczyć, że Arlen chce tego, a Leesha poczuła tamto. No i większość tych bohaterów utworzona jest na jednej cesze charakteru, trudno tu znaleźć jakieś niuanse.
6,5/10
Kiedyś nuż to przeczytałem i jakoś nie dołączyłem do chóru zachwytów. Teraz, wiele lat później, zasiadłem do książki ponownie… i nadal mam ambiwalencję. „Malowanego” przeczytałem szybko, bo Peter Brett nie pisze źle - nie ma tu ozdobników, to literatura nastawiona na pchanie fabuły do przodu. Ciekawy jest świat przedstawiony, cała ta konstrukcja należącego do ludzi dnia i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-20
Całkiem dobry habek, co dziś nie jest takie częste. Guadalcanal jest bardzo ważną kampanią II wojny światowej o której w Polsce bardzo mało wiemy i to się nigdy nie zmieni, ale dla tych, którzy chcą się dowiedzieć o tych szalonych zmaganiach, ta książka jest całkiem dobrym punktem startowym. Choć jest tu jeden zgrzyt: prawie nie ma tu map, a Autor opisuje bitwy morskie tak, że nie zawsze można się w nich połapać (starć lądowych trochę też to dotyczy).
7/10
Całkiem dobry habek, co dziś nie jest takie częste. Guadalcanal jest bardzo ważną kampanią II wojny światowej o której w Polsce bardzo mało wiemy i to się nigdy nie zmieni, ale dla tych, którzy chcą się dowiedzieć o tych szalonych zmaganiach, ta książka jest całkiem dobrym punktem startowym. Choć jest tu jeden zgrzyt: prawie nie ma tu map, a Autor opisuje bitwy morskie tak,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-28
„Napoleon” Adama Zamoyskiego nie dostarcza nam tak naprawdę odpowiedzi na pytanie, kim był człowiek schowany za napoleońskim mitem. To chyba zresztą niemożliwe: zbyt dużo energii poświęcił Bonaparte na tworzenie maski, za którą żył co najmniej od czasów pierwszej kampanii włoskiej. Ale książka dostarcza wielu poszlak, wyważonych podpowiedzi, jakich chyba tylko autor zawieszony w swym życiu między Wielką Brytanią a Polską mógł udzielić. Książka jest monumentalna, choć widać też chwile skrótu i przyspieszenia, szczególnie w momencie, gdy akcja przenosi się na Świętą Helenę. Może i dobrze dla mnie, bo moje bonapartystyczne serce mogłoby tego nie przetrwać. Polecam.
„Napoleon” Adama Zamoyskiego nie dostarcza nam tak naprawdę odpowiedzi na pytanie, kim był człowiek schowany za napoleońskim mitem. To chyba zresztą niemożliwe: zbyt dużo energii poświęcił Bonaparte na tworzenie maski, za którą żył co najmniej od czasów pierwszej kampanii włoskiej. Ale książka dostarcza wielu poszlak, wyważonych podpowiedzi, jakich chyba tylko autor...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-13
2023-12-03
Moją podróż po twórczości Naoki Urasawy domyka na razie pierwszy tomik serii Monster. I wyrzucę to z siebie od razu: „Chłopaki” i „Pluto” są, przynajmniej na razie dla mnie, seriami lepszymi.
Oczywiście, kreska jest tu fantastyczna, bez dwóch zdań. Nie czytałem na razie mangi z lepszą techniką rysunku, z większą dokładnością szczegółu, tu nic się nie zmienia. To, co mi nie pasuje, to główny bohater, doktor Tenma. Nie ma w sobie tej złożoności, tej charyzmy chłopaków z XX wieku czy robotów z Pluto. To, co o nim wiem, to fakt że jest idealistą i że jest afektowany, na cokolwiek niemal reagując niemym szokiem na twarzy. Nie potrafiłem go na razie polubić, zżyć się z nim. Główny przeciwnik jest intrygujący, ale na razie niespecjalnie jest eksponowany. Demoniczny policjant… no na razie też jakoś do mnie nie przemawia. Może gdyby nie miał tak oczywiście villainowej twarzy…
6,5/10
Moją podróż po twórczości Naoki Urasawy domyka na razie pierwszy tomik serii Monster. I wyrzucę to z siebie od razu: „Chłopaki” i „Pluto” są, przynajmniej na razie dla mnie, seriami lepszymi.
Oczywiście, kreska jest tu fantastyczna, bez dwóch zdań. Nie czytałem na razie mangi z lepszą techniką rysunku, z większą dokładnością szczegółu, tu nic się nie zmienia. To, co mi nie...
2023-11-24
Mam aktualnie okres fascynacji twórczością Urasawy, Pluto jest jednym z trzech moich frontów owej fascynacji. Z trójki Chłopaki-Monster-Pluto, ten ostatni na razie plasuje się na drugim miejscu: jest to bardzo porządne czytadło, eksplorujące okolice odkrywane kiedyś przez Blade Runnera. Jest to swoją drogą remake, nie mam pojęcia jak wyglądał pierwowzór… ale sądząc po wizji Urasawy, wyglądał dobrze. Roboty marzące o człowieczeństwie robią to tu przeróżnie: wzruszająco, pompatycznie, zabawnie i czasem surrealistycznie, a ta różnorodność jest naprawdę ujmująca. Jak to u Urasawy - są tutaj przepiękne szkatułki zaklęte w fabule, jak ta o robocie, który chciał nauczyć się czuć muzykę. Polecam!
Mam aktualnie okres fascynacji twórczością Urasawy, Pluto jest jednym z trzech moich frontów owej fascynacji. Z trójki Chłopaki-Monster-Pluto, ten ostatni na razie plasuje się na drugim miejscu: jest to bardzo porządne czytadło, eksplorujące okolice odkrywane kiedyś przez Blade Runnera. Jest to swoją drogą remake, nie mam pojęcia jak wyglądał pierwowzór… ale sądząc po wizji...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-20
„Chłopaki” po delikatnym zwolnieniu akcji… to rzucili się znowu do szaleńczego biegu. Narastająca katastrofa światowa która najcudowniej wygląda w tych kameralnych zbliżeniach w rodzaju tego z Niemiec, mnóstwo nowych, mylących tropów, kolejne momenty z napięciem niemal niemożliwym do wytrzymania (Przyjacieloland!)… Dla mnie pomnikowy tomik.
„Chłopaki” po delikatnym zwolnieniu akcji… to rzucili się znowu do szaleńczego biegu. Narastająca katastrofa światowa która najcudowniej wygląda w tych kameralnych zbliżeniach w rodzaju tego z Niemiec, mnóstwo nowych, mylących tropów, kolejne momenty z napięciem niemal niemożliwym do wytrzymania (Przyjacieloland!)… Dla mnie pomnikowy tomik.
Pokaż mimo to2023-10-28
Więcej tego samego… czyli wszystko w porządku :) Saga nadal w wysokich lotach, polecam serdecznie!
8/10
Więcej tego samego… czyli wszystko w porządku :) Saga nadal w wysokich lotach, polecam serdecznie!
8/10
2023-09-17
Pan Urasawa nie zwalnia, a gdy nawet wydaje się że zwalnia, to jest to tylko cisza przed burzą. Sposób, w który nagromadza napięcie przed finałowym strzałem w szkolnym laboratorium to po prostu czyste mistrzostwo i szczerze pisząc nie wiem, jak on udźwignie aż taki poziom w następnych tomach. Czapki z głów!
9/10
Pan Urasawa nie zwalnia, a gdy nawet wydaje się że zwalnia, to jest to tylko cisza przed burzą. Sposób, w który nagromadza napięcie przed finałowym strzałem w szkolnym laboratorium to po prostu czyste mistrzostwo i szczerze pisząc nie wiem, jak on udźwignie aż taki poziom w następnych tomach. Czapki z głów!
9/10
2023-09-06
Jest ten album spotkaniem z klasyką, która ma delikatny urok ramoty, która się tak do końca nie zestarzała. Owszem, przez 2/3 tomu kreska jest taka mocno średnia, ale ubranie tego w czerń i biel sprawiło, że mocno to wyszlachetniało. Przygody Wolverina w Madripoor są zaś naprawdę znośne, najsłabiej chyba jest w tym arcu o Baalu, reszta podlana sosem noir czyta się naprawdę zacnie. Aż szkoda, że pod koniec Wolvie znowu ubiera swój strój, jako Muscle Marlow naprawdę dobrze się sprawdzał :)
Jest ten album spotkaniem z klasyką, która ma delikatny urok ramoty, która się tak do końca nie zestarzała. Owszem, przez 2/3 tomu kreska jest taka mocno średnia, ale ubranie tego w czerń i biel sprawiło, że mocno to wyszlachetniało. Przygody Wolverina w Madripoor są zaś naprawdę znośne, najsłabiej chyba jest w tym arcu o Baalu, reszta podlana sosem noir czyta się naprawdę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-28
Gdybym miał oceniać wyłącznie walory literackie, Dałbym tej książce 10/10. Książka jest napisana absolutnie cudownie, co zresztą z uwagi na znajomość autora nie było dla mnie niespodzianką. Kampania 1815 rozwija się przed nami jak koherentna, spójna opowieść. Mnogość źródeł wspomnieniowych tylko to wrażenie podkreśla. Liczne mapy też pomagają.
Są jednak rysy na tym pomniku. Uwielbienie dla Wellingtona i wyraźna niechęć do Napoleona, która kazała Cornwellowi napisać, że cesarz pożądał wojny (podczas gdy w większości sam był obiektem wypowiedzeń takowych). No i działania Prusaków są tu jednak marginalizowane: o Ligny jest tu kilka stron, a o Quatre Bras cały rozdział (i jeszcze ta uwaga, że Blucher przegrał, bo Gneisenau zlekceważył radę Wellingtona…).
Tym niemniej: książka wspaniała, polecam.
Gdybym miał oceniać wyłącznie walory literackie, Dałbym tej książce 10/10. Książka jest napisana absolutnie cudownie, co zresztą z uwagi na znajomość autora nie było dla mnie niespodzianką. Kampania 1815 rozwija się przed nami jak koherentna, spójna opowieść. Mnogość źródeł wspomnieniowych tylko to wrażenie podkreśla. Liczne mapy też pomagają.
Są jednak rysy na tym...
2023-08-14
Przyjemna i zwięzła książka o umieraniu jednolitego imperium Aleksandra Wielkiego, narracja zaczyna się tu wraz z jego śmiercią, a kończy kilka lat po bitwie pod Kuropedion, gdy ustabilizowała się już klasyczna hellenistyczna triada: Antygonidzi - Seleukidzi - Lagidzi (tu nazywani Ptolemeuszami).
Ma jednak ta książka w moich oczach jedną wadę: skłonność do dygresji. Robin Waterfield miał chyba ambicje zrobienia z niej monografii, ostatecznie jednak tak jakby zatrzymał się przed realizacją tego ambitnego pomysłu. Zostało z niego kilka wtrętów i niektóre z nich, jak wzmianki o szkołach filozoficznych w Atenach, wyglądają jak ciała obce. Tym niemniej, lektury nie żałuję.
7,5/10
Przyjemna i zwięzła książka o umieraniu jednolitego imperium Aleksandra Wielkiego, narracja zaczyna się tu wraz z jego śmiercią, a kończy kilka lat po bitwie pod Kuropedion, gdy ustabilizowała się już klasyczna hellenistyczna triada: Antygonidzi - Seleukidzi - Lagidzi (tu nazywani Ptolemeuszami).
Ma jednak ta książka w moich oczach jedną wadę: skłonność do dygresji. Robin...
2023-08-12
Pierwszy raz chyba czytałem coś od Annandale’a w tym cyklu… i było to zaskakująco dobre! Tym bardziej, że „The Damnation of Pythos” nie cieszy się szczególną estymą wśród fanów WH40k. Opowieść o boju 111. Kompanii Iron Hands (wspieranej przez elementy Salamander i Raven Guard) na planecie Pythos w systemie Pandorax ma jednak w sobie takie miłe mi elementy tragicznego fatalizmu, obok których nie mogłem przejść obojętnie. W dodatku, prawdziwa rzadkość - co najmniej dwóch Astartes czymś się tu wyróżnia! Sierżant Galba ze swoim wewnętrznym konfliktem i dowódca kompanii Atticus ze swoim zimnym fanatyzmem są tu małymi ozdobami fabuły.
Pierwszy raz chyba czytałem coś od Annandale’a w tym cyklu… i było to zaskakująco dobre! Tym bardziej, że „The Damnation of Pythos” nie cieszy się szczególną estymą wśród fanów WH40k. Opowieść o boju 111. Kompanii Iron Hands (wspieranej przez elementy Salamander i Raven Guard) na planecie Pythos w systemie Pandorax ma jednak w sobie takie miłe mi elementy tragicznego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-04
2023-07-02
2023-07-01
Miałem ją 40 lat prawie na półce, trzeba było wreszcie przeczytać :) Nie żałuję, całkiem ok synteza Risorgimento.
Miałem ją 40 lat prawie na półce, trzeba było wreszcie przeczytać :) Nie żałuję, całkiem ok synteza Risorgimento.
Pokaż mimo to2023-06-28
Całkiem porządny przedstawiciel podupadłej niestety serii Historyczne Bitwy. Niestety, nie jest pozbawiony wad - nie mam pojęcia na przykład, po co jest tam wstawiony początkowy, obszerny rozdział o podróży Lewisa i Clarka. Wiem, że doszło wtedy do pierwszego kontaktu Amerykanów z Nez Perce, ale czy nie wystarczyłaby tylko wzmianka?
7/10
Całkiem porządny przedstawiciel podupadłej niestety serii Historyczne Bitwy. Niestety, nie jest pozbawiony wad - nie mam pojęcia na przykład, po co jest tam wstawiony początkowy, obszerny rozdział o podróży Lewisa i Clarka. Wiem, że doszło wtedy do pierwszego kontaktu Amerykanów z Nez Perce, ale czy nie wystarczyłaby tylko wzmianka?
7/10
Kolejna antologia z cyklu Horus Heresy, chyba najsłabsza. Dużo tu krótkich zapychaczy stron, niektóre z nich, jak Wolf’s Claw są wręcz absurdalnie słabe. Jaśniejsze strony: „Brotherhood of the Storm” Wrighta całkiem przyjemnie wprowadzająca w powieść „Scars”; „Butcher’s Nails”, Dembskiego-Bowdena, czyli prolog do „Betrayer”; „Thief of Revelations”, McNeilla traktująca o 1000 Synów na wygnaniu; „The Eightfold Path” Reynoldsa o Kharnie tracącym złudzenia no i „Censure”, chyba pierwsza fajna literatura od Nicka Kyma jaką przeczytałem (epizod z Calth). Generalnie: przeczytać można, ale niekoniecznie.
5,5/10
Kolejna antologia z cyklu Horus Heresy, chyba najsłabsza. Dużo tu krótkich zapychaczy stron, niektóre z nich, jak Wolf’s Claw są wręcz absurdalnie słabe. Jaśniejsze strony: „Brotherhood of the Storm” Wrighta całkiem przyjemnie wprowadzająca w powieść „Scars”; „Butcher’s Nails”, Dembskiego-Bowdena, czyli prolog do „Betrayer”; „Thief of Revelations”, McNeilla traktująca o...
więcej Pokaż mimo to