-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-11-04
2019-09-09
"Too late" to książka autorstwa popularnej pisarki Colleen Hoover. Dodam, że jest ona jedną z moich ulubionych autorek. Ta pozycja jest reklamowana jako inne oblicze Hoover, jako mroczna historia ociekająca seksem i przemocą. Colleen Hoover pisała tą powieść, gdy miała blokadę pisarską w stosunku do innych swoich książek. Pierwotnie "Too late" miało nigdy zostać niewydane, autorka bowiem jedynie publikowała rozdziały tej historii w Internecie i udostępniła je swoim czytelnikom. Byłam niesamowicie ciekawa jak sprawdzi się to nowe oblicze Colleen Hoover i czy mi się spodoba. Teraz, po lekturze tej książki zdecydowanie mogę powiedzieć, że tak!
Sloan nigdy nie miała łatwego życia z matką narkomanką i chorym bratem, którym od najmłodszych lat musiała sama się opiekować. Gdy więc poznaje charyzmatycznego Asę, szybko się w nim zakochuje, a on otacza ją opieką... Pozornie. Ich związek jest bowiem pełen przemocy i agresji. Asa ma obsesję na punkcie dziewczyny, jest zazdrosny o każdego mężczyznę przebywającego w jej towarzystwie. Asa jest nieobliczalny i pogrążony w uzależnieniach, nie tylko od imprez. Sloan tkwi w toksycznym związku ze względu na swojego brata i wsparcie finansowe od Asy... Jednak powoli ta toksyczna relacja zaczyna ją wyniszczać. Życie jednak zaskakuje ją, gdy pojawia się w nim Carter. I wszystko powoli zaczyna stawać się niebezpieczną grą pomiędzy tych trojgiem: Sloan, Asą i Carterem...
Po lekturze "Too late" jestem wstanie zrozumieć dlaczego Colleen Hoover początkowo nie chciała jej wydawać. Ta książka bowiem nie przypomina żadnej innej powieści tej pisarki. I mi się bardzo spodobało to jej nowe i mroczne oblicze. Bo pomijając wiele wątków pełnych toksyczności, ta książka jest po prostu dobra. Została ona napisana podobnym stylem co inne powieści Colleen Hoover, czyli dobrym. Hoover nie przebiera w słowach, ostro opisuje intymne sceny. "Too late" zawiera wiele brutalnych opisów scen seksu, nie ma tutaj subtelnego i niewinnego seksu czy wzruszających randek. Ta książka jest ostra i prawdziwa. Sloan przeszła przez piekło wiele razy i przechodzi przez nie nadal.
Jedną z największych zalet "Too late" jest prowadzenie przez Colleen Hoover kilkutorowej narracji. Pozwala to na poznanie punktu widzenia każdego bohatera (Sloan, Asa oraz Carter). Pozwala to na spojrzenie czytelnikowi na wszystko z innej strony i poznanie subiektywnych opinii postaci, bowiem każda z nich różne sytuacje postrzega w różny sposób. Ponadto autorka opublikowała rozdziały "Too late" w takiej samej kolejności jak publikowała je w Internecie, udostępniając swoim czytelnikom. Akcja w tych rozdziałach nie zawsze toczy się chronologicznie, dlatego dzięki temu czytelnik ma też okazję poznać np. przeszłość bohaterów.
Asa to postać, którą ciężko rozszyfrować. Owszem, jest on okrutny, brutalny i pozbawiony wyrzutów sumienia. Ale gdy czytelnik dowiaduje się o jego przeszłości, zaczyna mu niechętnie trochę współczuć. A przynajmniej ja miałam takie odczucia. Asa to tragiczny bohater, który miał ciężką przeszłość. Nie chciałabym w żaden sposób go usprawiedliwiać, lecz przez pokazanie jego doświadczeń po prostu zaczynałam mu współczuć. Trochę mi go było po ludzku żal, bo odniosłam wrażenie, że wisi nad nim fatum, które przesądza o jego życiu. Jakby on sam był już na zawsze skazany na życie w toksycznych związkach i na handel narkotykami. Tak też chyba postrzegał on sam siebie.
Spotkanie z "Too late" mogę zaliczyć do udanych. Bardzo przypadło mi do gustu to nowe i mroczne oblicze Colleen Hoover, o które szczerze jej nie posądzałam. Po jej przeczytaniu miałam natłok myśli i dużą mieszaninę emocji. Zdecydowanie polecam!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/09/colleen-hoover-too-late.html
"Too late" to książka autorstwa popularnej pisarki Colleen Hoover. Dodam, że jest ona jedną z moich ulubionych autorek. Ta pozycja jest reklamowana jako inne oblicze Hoover, jako mroczna historia ociekająca seksem i przemocą. Colleen Hoover pisała tą powieść, gdy miała blokadę pisarską w stosunku do innych swoich książek. Pierwotnie "Too late" miało nigdy zostać niewydane,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019
Książka o parze przechodzącej kryzys z pozoru wydaję się być bardzo oklepanym i banalnym pomysłem, a przynajmniej tak myślałam od początku. Mając jednak małe doświadczenie w czytaniu powieści Colleen Hoover wiedziałam, że mogę spodziewać się czegoś więcej... I się nie myliłam. Gdy tylko zaczęłam czytać "Wszystkie nasz obietnice" całkowicie przepadłam!
Główni bohaterowie tej powieści, Quinn i Graham poznali się obok mieszkania, gdzie ich obecni partnerzy dokonali zdrady. To niespodziewane spotkanie zmienia ich życie. Oboje mają ciężkie decyzje do podjęcia - czy pozostaną z obecnymi partnerami i wybaczą zdradę, czy się rozstaną. Wydawałoby się, iż Quinn i Graham nigdy więcej się nie spotkają. Jednak, jak wiadomo los bywa przewrotny i ich ścieżki ponownie się krzyżują...
"Wszystkie nasze obietnice" to fantastyczna książka, która ma wszystko, czego szukam w tego rodzaju powieściach. Wartka akcja, sympatyczni bohaterowie i w tle ukazane bardzo ludzkie problemy sprawiają, iż przy czytaniu mogłam bez problemu wczuć się w sytuację protagonistów. Z niepokojem i wypiekami śledziłam rozwój akcji, niezwykle zaciekawiona, czy bohaterom uda się przezwyciężyć ciężki kryzys. Czy wyjaśnią oni między sobą wszystkie niedopowiedzenia i animozje. Ta książka niesamowicie mnie wciągnęła, a Colleen Hoover tą pozycją udowodniła, że jest świetną pisarką i nawet z najbardziej oklepanego pomysłu może zrobić hit.
Colleen Hoover ma dar do budowania napięcia. Bardzo spodobał mi się zabieg przeplatania dobrych chwil w życiu bohaterów z tymi złymi. Buduje to napięcie, ale także i ciekawość jak potoczą się dalsze losy postaci. Ukazywanie przez autorkę dobrych chwil sprawia, iż czytelnikowi niemal ciężko uwierzyć, jak źle potoczyło się małżeństwo Quinn i Grahama. Jak wcześniej tak kochający i dobrze dogadujący się ludzie mogli przestać się dogadywać i toczyć nieustanne kłótnie? Jesteście ciekawi, czy im się uda? Czy przetrwają? To są pytania, które nieustannie towarzyszyły mi przy czytaniu.
Głównym wątkiem, a także kością niezgodny pomiędzy głównymi bohaterami jest bezpłodność. Nie da się ukryć, iż jest to temat tabu. Ludzie boją się o tym mówić, jednak jest to realny i istniejący problem, z którym zmaga się wiele par. Świetnie, że Colleen Hoover zdecydowała się złamać to tabu i poruszyć ten temat w swojej historii.
"Wszystkie nasze obietnice" spodobają się nie tylko nieuleczalnym romantyczkom, ale też każdemu, komu kryzys w związku i zwyczajne, ludzkie problemy nie są obce. Czyli na pewno większości. Autorka z pozornie banalnej fabuły potrafi stworzyć coś wyjątkowego. Pochłonęłam tą powieść w jeden dzień i na pewno sięgnę po inne książki tej pisarki.
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/03/colleen-hoover-wszystkie-nasze-obietnice.html
Książka o parze przechodzącej kryzys z pozoru wydaję się być bardzo oklepanym i banalnym pomysłem, a przynajmniej tak myślałam od początku. Mając jednak małe doświadczenie w czytaniu powieści Colleen Hoover wiedziałam, że mogę spodziewać się czegoś więcej... I się nie myliłam. Gdy tylko zaczęłam czytać "Wszystkie nasz obietnice" całkowicie przepadłam!
Główni bohaterowie...
2019-08-11
Lily Bloom to dwudziestotrzyletnia kobieta, która ma za sobą trudne doświadczenia i przemoc w rodzinie. Bohaterka chce zapomnieć o swojej przeszłości przeprowadza się do Bostonu, aby zacząć nowe i lepsze życie. Tam, kobieta spełnia swoje marzenie i otwiera własną kwiaciarnię, którą prowadzi z prawdziwą pasją i zaangażowaniem.
Pewnego dnia Lily poznaje ambitnego lekarza, Ryle'a Kincaid'a. Między obojgiem od razu pojawia się nić porozumienia i wzajemne przyciąganie. Między obojgiem rodzi się trudna do pokonania wzajemna fascynacja. Nic jednak nie jest takie, jakie się wydaje... A w sercu Lily wciąż ma miejsce jej pierwsza miłość z dzieciństwa.
Colleen Hoover to niezwykle popularna pisarka, jej twórczość dla mnie również nie pozostaje obca. Mam za sobą kilka książek tej pisarki, wszystkie wspominam bardzo dobrze. Najbardziej przypadły mi do gusty jej interesujące pomysły na fabułę, a przede wszystkim bardzo dobry warsztat pisarski."It ends with us" to kolejna jej powieść, po którą sięgnęłam i która mnie nie zawiodła. Poprzeczkę postawiłam wysoko, ale ta powieść zdecydowanie jej sprostała. To będzie moja ulubiona książka pani Hoover. Naprawdę, jestem nią zachwycona i oczarowana!
"It ends with us" porusza mocny temat, jakim jest przemoc w rodzinie. Główna bohaterka, Lily Bloom nie miała łatwego życia z despotycznym ojcem i uległą matką. Jednak poradziła sobie i znalazła lepsze życie w Bostonie. Temat przemocy w rodzinie mam wrażenie jest trochę tematem tabu. Nie rozmawia się o nim, a osoby borykające się z tym problemem unikają przyznania się przed samymi sobą, że przemoc jest obecna w ich życiu. Colleen Hoover wiele mi uświadomiła tą powieścią. Zawsze patrzy się na kobiety będące w związkach pełnych agresji i przemocy z pogardą, z wypisanym pytaniem "Dlaczego ona z nim jest?". Pani Hoover pokazała, że to wcale nie jest takie proste, jakby się wydawało. To odejście wcale nie jest łatwym zadaniem. Kobiety, które żyją w takich związkach często robią to z jednego powodu... bo kochają. Kochają i ciągle tłumaczą sobie, że będzie lepiej, że nie chciał... Ciągle pojawia się jakaś wymówka, a kiedy są dzieci, jest jeszcze ciężej. Wielki plus dla Colleen Hoover za ukazanie siły kobiet, które się zmagały z przemocą. Wielki szacunek wzbudziła we mnie nie tylko Lily Bloom, ale także Jenny Bloom, jej matka.
"It ends with us" to książka, która jest świetna, a na to wpływa kilka czynników. Nie tylko fabuła, nie tylko bohaterowie, ale także sam kunszt pisarski. A ten Colleen Hoover ma naprawdę dobry. Uwielbiam jej warsztat pisarski. Jest prosty, ale jednocześnie nie brakuje w nim obrazowych opisów, pięknych cytatów, przesyconych emocjami. Hoover ma naprawdę unikalny styl pisania. Umie przelać na papier prawdziwe emocje. Już wcześniej polubiłam jej książki, a przez tą historię pani Hoover staje się jedną z moich ulubionych pisarek!
Lektura "It ends with us" pochłonęła mnie bez reszty. Cudowna, świetnie napisana książka z mocnym przekazem, która zapada w pamięć. Cała historia wciągnęła mnie już od pierwszej strony, do połowy lektury myślałam, że wiem czego się spodziewać, ale okazało się, że nie wiem. Autorka nieźle mnie zaskoczyła dalszym przebiegiem fabuły. "It ends with us" nie przypomina innych książek Colleen Hoover. Ta historia jest bardziej dojrzalsza, pełna głębi i ukrytego mroku. Przysparza wiele różnych emocji. Powieść ta uczy, aby nie patrzeć na przemoc w rodzinie stereotypowo, żeby nie szykanować kobiet, które tkwią w takich związkach. To książka, która na długo zapadnie mi w pamięć! Bardzo polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/08/colleen-hoover-it-ends-with-us.html
Lily Bloom to dwudziestotrzyletnia kobieta, która ma za sobą trudne doświadczenia i przemoc w rodzinie. Bohaterka chce zapomnieć o swojej przeszłości przeprowadza się do Bostonu, aby zacząć nowe i lepsze życie. Tam, kobieta spełnia swoje marzenie i otwiera własną kwiaciarnię, którą prowadzi z prawdziwą pasją i zaangażowaniem.
Pewnego dnia Lily poznaje ambitnego lekarza,...
2019-04-20
2019-04-14
"Skaza" to pierwsza część cyklu autorstwa Cecelii Ahern, do tej pory dobrze znanej czytelnikom z powieści obyczajowych i romansów. Ja również znam twórczość tej pisarki i bardzo ją lubię, więc gdy zauważyłam nową jej powieść "Skaza", od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. A gdy przeczytałam opis i zobaczyłam, iż Cecelia Ahern próbuje swoich sił w powieściach fantastycznych, czyli innego gatunku niż do którego nas przyzwyczaiła wiedziałam, że muszę przeczytać tą pozycję. Skończyłam i wiecie co? To było cudowne spotkanie.
Akcja "Skazy" osadzona jest w dystopijnym świecie. W świecie, w którym ludzie muszą być idealni, zakładać maski, i dopasować się do społeczeństwa. Tym krajem rządzi Trybunał. Niegdyś tym państwem rządzili politycy, którzy postępowali niemoralnie i tym samym doprowadzili kraj do upadku. Nowe władze nauczyły się na błędach i stworzyły nowy system. System, który eliminuje moralnie skażonych ludzi. To niezwykle surowe prawo, przez które moralnie skażeni ludzie otrzymują wypalony znak S i stają się Naznaczonymi. Żyją oni na granicy społeczeństwa, są postrzegani jako źli i brudni, a od pory naznaczenia obowiązują ich inne, czasem absurdalne reguły niż resztę społeczeństwa. Muszą się oni całkowicie podporządkować państwu, muszą przestrzegać określonej diety, godzin policyjnych i innych zasad. Ponadto są oni kontrolowani przez specjalnie wyznaczone osoby przez rząd - Demaskatorów. Ich życie od momentu naznaczenia jest kontrolowane, są oni pogardzani przez społeczeństwo.
W takim świecie żyje główna bohaterka "Skazy" siedemnastoletnia Celestine North. To ułożona i inteligentna dziewczyna, która wszystkim wydaje się idealna. Postępuje w sposób moralny, dobrze się uczy, potrafi odpowiednio zachować się w społeczeństwie. Wydaje się być obywatelem idealnym, bez skazy. Do pewnego feralnego dnia, który zmienia wszystko. Celestine wskutek jednego wydarzenia zostaje postawiona przed Sądem. Zostaje ona naznaczona okropnymi i strasznymi bliznami, z którymi musi żyć do końca życia. Ponadto zostaje ona ikoną rewolucji i nadziei wielu Naznaczonych. Jej życie od momentu naznaczenia staje się niebezpieczną walką.
"Skaza" to fantastyczna książka. Dawno nie czytałam tak świetnie napisanej i poruszającej historii od tej, którą przedstawiła Cecelia Ahern. Miałam obawy, czy pisarka, która do tej pory specjalizowała się raczej w innych gatunkach sprosta zadaniu. Moje obawy były bezpodstawne. Gdy tylko zaczęłam czytać, dosłownie przepadłam. "Skaza" pochłonęła mnie od początku, do samego końca dosłownie czytałam z wypiekami na twarzy. Opowieść o Celestine tak mnie wciągnęła, że skończyłam czytać "Skazę" w ciągu pięciu godzin!
Świat wykreowany przez Cecelię Ahern jest przerażający. Pomyślcie sobie - drobna skaza, odstawanie od społeczeństwa może Was skazać na bycie moralnie skażonym. To straszna wizja, przecież nikt z nas nie jest idealny, wszyscy popełniamy błędy i się na nich uczymy. Istotą "Skazy" i systemu, który panuje w tej powieści jest to, że ludzie nie powinni uczyć się na błędach, ponieważ to nic nie daje i powinni być oni perfekcyjni. Przecież to jest niewykonalne i straszne, przedstawia przede wszystkim pewną lekcję i mądrość, że życie w takim społeczeństwie jest absurdalne i niemożliwe, a nic co ludzkie nie jest nam obce.
Cecelia Ahern podołała zadaniu stworzenia historii dystopicznej. Dodatkowo, co ogromnie mnie cieszy, "Skaza" jest tak samo emocjonująca jak inne książki tej pisarki. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, iż Ahern specjalizuje się w emocjach i ich opisywaniu.
Bardzo polubiłam główną protagonistkę, Celestine. Nie lubię buńczucznych, głupio odważnych i nierealnych bohaterek. Celestine taka nie jest. Nigdy nie ukrywała swojego przerażenia sytuacją, w której się znalazła, w końcu jest tylko nastolatką. Umie jednak się ona dopasować do nowej sytuacji, a czasem chce i staje się ikoną rewolucji, choć ciągle w głębi jest przerażona tym, co się wokół niej dzieje.
"Skaza" to niezwykła historia, która przypadnie go gustu nawet osobom, które nie gustują w dystopiach. Sądziłam, że ocena tej powieści jest mocno zawyżona, ale się myliłam. Wartka i dynamiczna akcja, świetnie wykreowani bohaterowie i ciekawa, wciągająca fabuła to tylko ułamek tego, co Was czeka. Cecelia Ahern stworzyła przesyconą emocjami historię. Zdecydowanie polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/04/cecelia-ahern-skaza.html
"Skaza" to pierwsza część cyklu autorstwa Cecelii Ahern, do tej pory dobrze znanej czytelnikom z powieści obyczajowych i romansów. Ja również znam twórczość tej pisarki i bardzo ją lubię, więc gdy zauważyłam nową jej powieść "Skaza", od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. A gdy przeczytałam opis i zobaczyłam, iż Cecelia Ahern próbuje swoich sił w powieściach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-06-02
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD HAZEL WOOD
Alice Crewe ma siedemnaście lat i większość swojego życia spędziła w drodze, uciekając razem ze swoją matką przed prześladującym je pechem. Nastolatka nie ma łatwego życia, razem ze swoją matką Ellą musi się ciągle przeprowadzać, nie przywiązując się do żadnego miejsca ani żadnych ludzi. Pewnego dnia kobiety myślą, że prześladujący je pech się skończył wraz ze śmiercią babki nastolatki, autorki kultowych, mrocznych opowiadań "Opowieści z Uroczyska". Okazuje się jednak, że prawdziwy pech dopiero się zaczyna. Ginie bowiem matka Alice, a dziewczyna, aby ją odnaleźć będzie musiała wyruszyć w niebezpieczną podróż... Niebezpieczną podróż do mrocznej posiadłości należącej do babki Alice - do Hazel Wood. Towarzyszyć będzie jej ekscentryczny wielbiciel twórczości jej babci - Ellery Finch.
"Hazel Wood" to książka będąca połączeniem klimatu dark fantasy z baśnią. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak dobrej i dopracowanej w każdym szczególe powieści. Jestem zachwycona stworzoną przez Melissą Albert historią. Jest to coś nowego, oryginalnego, coś, czego zdecydowanie nigdy wcześniej nie czytałam. Za sam pomysł mogę dać autorce ocenę 10/10, natomiast jeżeli chodzi o całą resztę o wykonanie, akcję i bohaterów, również mogę wszystko ocenić na 10. Cieszę się, że pomimo tego, że na rynku wydawniczym jest wiele powieści młodzieżowych z gatunku fantasy, wciąż znajdują się pisarki, które tworzą coś oryginalnego, wyróżniającego się, a przede wszystkim z zachwycającym tajemniczym klimatem. Lektura "Hazel Wood" minęła mi tak szybko, że żałowałam, że dotarłam już do końca. Przez całą książkę sunęłam po napisanych na kartce słowach, chłonąć każde zdanie ciekawa, co się dalej wydarzy. Naprawdę, dosłownie czytałam z wypiekami na twarzy. Właśnie dla takich książek uwielbiam czytać. Dla książek przez które zapominam o całym otaczającym mnie świecie.
"Hazel Wood" to mroczna, przepełniona klimatem i tajemniczością książka, której grupą docelową jest młodzież. Jestem jednak pewna, że świat wykreowany przez Melissę Albert przypadnie także do gustu starszym czytelnikom. Połączenie dark fantasy, baśni i elementów grozy sprawia, że nawet starsi czytelnicy znajdą w tej powieści coś dla siebie. Ta książka to tylko pozornie historia o baśniowych opowieściach rodem z Disneya. Tutaj nie znajdzie się nic cukierkowego, wręcz przeciwnie - autorka stworzyła baśnie pełne grozy i mroku, nie są to żadne disneyowskie bajeczki. Melissa Albert w "Hazel Wood" odarła baśnie z ich bajkowego klimatu z dobrym zakończeniem, tworząc coś przeciwstawnego. Właśnie ten aspekt czyni tą powieść tak oryginalną i wyróżniającą się. Wraz z każdą przeczytaną stroną rośnie w czytelniku uczucie niepokoju i grozy. Ponadto Melissa Albert ma genialny kunszt pisarski. Jej styl pisania jest prosty i bardzo przystępny, a jednocześnie naprawdę zachwycający. Zdarzały się cytaty, które czytałam po kilka razy, tak zachwycona nimi byłam. Styl pisania autorki jest nasycony ciekawymi opisami i dialogami.
"Opowieści z Uroczyska" to opowiadania stworzone przez babkę Alice. Są one kluczowym elementem fabuły w "Hazel Wood". Autorka splata Uroczysko wraz z normalnym, ludzkim światem. To połączenie jest naprawdę niezwykłe i intrygujące. "Hazel Wood" nie przypomina nic, co bym wcześniej czytała. To wielowątkowa powieść z dużym potencjałem do odkrycia. Autorka udowadnia, że nadal jest wiele pomysłów na stworzenie dobrej, wciągającej książki. W "Hazel Wood" magia przeplata się z mrokiem, a fantazja z rzeczywistością, autorka udowadnia, że słowa mają ogromną moc. Ta powieść wywołuje w czytelnik uczucie niepokoju i pewnej dziwności. Czytelnik wie, że czyta coś niezwykłego. Zdecydowanie polecam! Nie oderwiecie się od tej książki aż do samego końca. Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/06/melissa-albert-hazel-wood_7.html
TRZYMAJ SIĘ Z DALA OD HAZEL WOOD
Alice Crewe ma siedemnaście lat i większość swojego życia spędziła w drodze, uciekając razem ze swoją matką przed prześladującym je pechem. Nastolatka nie ma łatwego życia, razem ze swoją matką Ellą musi się ciągle przeprowadzać, nie przywiązując się do żadnego miejsca ani żadnych ludzi. Pewnego dnia kobiety myślą, że prześladujący je pech...
2019-12-27
2015-04-11
"Zakon Mimów" to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier w 2015 roku. "Czas Żniw" Samanthy Shannon totalnie mnie w sobie rozkochał, przez co wręcz odliczałam dni do upragnionej premiery kontynuacji. I będzie to miało miejsce już 22 kwietnia, więc całkiem niedługo. Tymczasem ja już mogę się podzielić z Wami swoimi wrażeniami. Przygotujcie się na prawdziwą jazdę bez trzymanki i na emocjonalny rollercoaster!
Dziewiętnastoletniej Paige Mahoney wraz z kilkoma innymi osobami udało się uciec z kolonii karnej Szeol I. To jednak nie koniec problemów wyjątkowej Bladej Śniącej, wręcz przeciwnie - one dopiero się zaczynają. Bohaterka wraz z innymi uciekinierami jest zmuszona do ukrywania się na ulicach Londynu i oglądania się za ramię, obserwując czyhające na nią zagrożenia. Paige pragnie za wszelką cenę ostrzec wszystkich odmieńców i poinformować ich o Refaitach i Emmitach, aby mogli oni podjąć walkę w zbliżającej się być może wojnie. Nikt jednak nie jest skłonny, aby jej w tym pomóc, a w szczególności jej mim-lord Jaxon. Nikt nie chce słuchać o wytworach wyobraźni młodej dziewczyny. Blada Śniąca jest jednak zdeterminowana, aby dopiąć swego. A za rogiem czyha na nią coraz większe niebezpieczeństwo...
Przypuszczałam, że po tak długiej przerwie ciężko będzie mi się znowu odnaleźć w mistycznie stworzonym przez Shannon świecie. Jej seria Czas Żniw choć diabelnie wciągająca i rozbudowana do granic możliwości, na początku może się jawić w niezbyt pozytywnych barwach. Ze mną tak było, gdy zaczęłam czytać prequel jej cyklu. Totalnie nie mogłam się "wbić" w przedstawioną przez nią historię, ale już gdy tylko to zrobiłam, gdy tylko przebrnęłam przez żmudny początek - dosłownie nie mogłam się oderwać od czytania i spijałam każde słowo z każdej kartki. To była niesamowita przygoda. Gdy zaczęłam czytać sequel "Zakon Mimów", historia się powtórzyła. Ponownie nie mogłam się odnaleźć w tej opowieści, jak się okazało - długa przerwa pomiędzy poszczególnymi częściami nie służy niczemu dobremu, szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z fantastyką w swojej najczystszej postaci. Pozapominałam wiele szczegółów, wiele wydarzeń zatarło mi się w pamięci i w efekcie czułam się dosyć zmieszana. Moje obawy sięgały zenitu, ale - uff - na szczęście po około pięćdziesięciu stronach ponownie odnalazłam klimat niebezpiecznego Sajonu, poprzypominałam sobie większość akcji poprzedniego tomu i nie czułam się już tak zagubiona. Wręcz przeciwnie - atmosfera nieuniknionego zagrożenia na nowo mnie w sobie rozkochała.
Długo się zastanawiałam, czy "Zakon Mimów" jest lepszy od pierwszej części. I ostatecznie stwierdziłam, że niestety nie jest. Nie zrozumcie mnie źle - podobał mi się, jednak klimat kolonii karnej bardzo ciężko jest przebić, choć młoda pisarka niewątpliwie zadbała o to, aby nie było nudno. Dynamiczna akcja i wielowątkowość z powodzeniem sprawiły, że oderwanie się od lektury przychodziło mi z ogromną trudnością. Intryga sprytnie uknuta przez Samanthę Shannon okazała się bardzo absorbująca. Wraz z główną bohaterką, Paige, zastanawiałam się, jak dalej potoczy się ta historia. Czy Emmici w końcu zaatakują, czy, a raczej kiedy, żądna zemsty rodzina Sargas przystąpi do działania. Wszystko powoli zmierzało do nieuniknionego końca, przez co całą książkę czytałam z wypiekami na twarzy i sercem bijącym w przyśpieszonym tempie. A zakończenia i tak nijak nie mogłam przewidzieć... Jak ja wytrzymam do premiery 3 tomu, który przecież nawet jeszcze nie został opublikowany w Stanach Zjednoczonych?
Bohaterowie to jedna z wielu zalet tej serii. Są pełnokrwiści, prawie jakby wyrwani z rzeczywistości i umieszczeni na kartach powieści. Dawno już nie spotkałam się z tak porządną i szczegółową kreacją postaci. Przemiana Paige okazała się niewyobrażalnie duża, a młoda autorka nie zawiodła w jej ukazaniu. Czytelnik obserwuje, jakiej stopniowej ewolucji, której ulega Blada Śniąca. To już nie ta sama dziewczyna co na początku całej serii. Pobyt w kolonii, straty, których doświadczyła i rebelia, której dokonała wywarły na niej ogromne piętno. Naczelnik jest za to osobowością, której za nic w świecie nie potrafię rozszyfrować. Nie wiem jakie są jego intencje, zamiary. Jest on na tyle złożonym bohaterem, że w jego stosunku nie można być niczego pewnym. Bardzo urzekł mnie także wątek miłosny, który jest nienachalny, subtelny i wyważony. Przede wszystkim nie jest w centrum akcji, jest jedynie jej dodatkiem. Chemia pomiędzy Naczelnikiem i Paige została przedstawiona niesamowicie realnie, wręcz wyczuwałam panujące pomiędzy nimi napięcie.
"Zakon Mimów" pozostawił mnie zaskoczoną, ale w pozytywny sposób. Szokujące zakończenie sprawia, że czekanie na kolejny tom będzie istną torturą. Jeśli ktokolwiek jeszcze nie sięgnął po "Czas Żniw" radzę szybko to zmienić. Każdy fan fantastyki z dynamiczną akcją na pewno pokocha to dzieło. Emocje gwarantowane. Polecam
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2015/04/przedpremierowo-samantha-shannon-zakon.html
"Zakon Mimów" to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier w 2015 roku. "Czas Żniw" Samanthy Shannon totalnie mnie w sobie rozkochał, przez co wręcz odliczałam dni do upragnionej premiery kontynuacji. I będzie to miało miejsce już 22 kwietnia, więc całkiem niedługo. Tymczasem ja już mogę się podzielić z Wami swoimi wrażeniami. Przygotujcie się na prawdziwą jazdę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-19
Głęboko w lasach Maine znajduje się wielki i państwowy obiekt, gdzie są uprowadzane i więzione dzieci z całego kraju, na których przeprowadza się rozmaite oraz przerażające eksperymenty. W Instytucie testom poddawane są "niezwykłe" dzieci posiadające równie niezwykłe umiejętności - telekinezę i telepatię.
Rekrutem Instytutu staje się 12-letni Luke Ellis. Jest on bardzo mądrym chłopcem, ale oprócz tego posiada także dar, który uczynił go dla władz Instytutu bardzo atrakcyjnym. Luke zostaje porwany i wraz z innymi dziećmi oraz nastolatkami zostaje poddawany eksperymentom.
Luke od tej pory staje się więźniem Instytutu i nie ma on co do tego żadnych wątpliwości. Chłopiec nieustannie martwi się, co się stało z jego rodzicami, a także, co się wydarzy, gdy przestanie on być już atrakcyjny dla władz przerażającej instytucji. Ale mały trybik może poruszyć wielką maszynę, a inteligentny, młody Luke wraz z innymi dziećmi postanawiają połączyć swoje siły, aby wydostać się z Instytutu.
"Instytut" to druga książka Stephen'a King'a, którą miałam okazję przeczytać. Pierwszą była powieść "Outsider". Postanowiłam, że będę zapoznawać się z książkami tego autora zaczynając od tych najnowszych, a później stopniowo będę wybierać inne tytuły. "Outsider" bardzo mi się podobał, szczególnie świetnie dopracowany pomysł i fabuła stopniowo budująca napięcie. Mimo woli porównywałam do siebie te dwie powieści, które przeczytałam i zastanawiam się trochę co poszło nie tak. Podczas gdy "Outsider" bardzo mi się podobał, "Instytut" zdecydowanie mniej skradł moje serce. Choć pomysł ciekawy, sama fabuła wydawała mi się w pewnym momencie bardzo żmudna i za długa. W pewnym momencie lektury czułam, że ta powieść jest po prostu za długa, a autor rozciąga akcję byleby dobić do tych prawie siedmiuset stron. Zdaję sobie sprawę, że Stephen King jest autorem, który pisze długie książki i to jest format, który się sprawdza. W przypadku "Instytutu" objętość była dla mnie dużym problemem, a pod koniec czytania już nie mogłam się doczekać końca...
Największą zaletą "Instytutu" jest oczywiście sam pomysł oraz warsztat pisarski autora. Idea stworzenia państwowej placówki, gdzie są więzione dzieci na których przeprowadza się eksperymenty jest bardzo ciekawa. Czytelnik sam mimo woli podczas czytania zadaje sobie nieustannie pytanie: dlaczego? Dlaczego ktoś miałby zamknąć dzieci i przeprowadzać na nich różne i przerażające eksperymenty? Uważam, że Stephen King świetnie pociągnął ten pomysł dalej i równie dobrze wyjaśnił całą ideę "Instytutu". Jeżeli natomiast chodzi o styl napisania... Tutaj wiele chyba nie muszę pisać. Stephen King ma doskonały warsztat pisarski, dzięki któremu lektura płynie lekko i szybko.
"Instytut" to pozycja obowiązkowa dla fanów Stephen'a King'a, ale także i dla osób, które lubią dopracowane pomysły i misternie wykreowaną fabułę. Choć szczerze mówiąc uważam, że autor ten w swoim dorobku artystycznym ma na pewno lepsze tytuły.
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/12/stephen-king-instytut.html
Głęboko w lasach Maine znajduje się wielki i państwowy obiekt, gdzie są uprowadzane i więzione dzieci z całego kraju, na których przeprowadza się rozmaite oraz przerażające eksperymenty. W Instytucie testom poddawane są "niezwykłe" dzieci posiadające równie niezwykłe umiejętności - telekinezę i telepatię.
Rekrutem Instytutu staje się 12-letni Luke Ellis. Jest on bardzo...
2019-12-03
Gina Royal niegdyś miała idealne życie. Ma dobrego i świetnie zarabiającego męża oraz dwójkę wspaniałych dzieci. Wszyscy zazdroszczą jej tak stabilnego i poukładanego życia. Pewnego dnia wszystko jednak legło w gruzach i to za sprawą przypadku... Nieznany samochód przypadkowo uderzył w ścianę jej garażu. Tak wychodzi na jaw straszliwa tajemnica. W garażu bowiem znajdowały się zwłoki torturowanej i zaginionej kobiety. Okazało się, że idealny mąż Giny to seryjny morderca, okrutny zwyrodnialec i człowiek pozbawiony wszelkich skrupułów. Gina nie może w to uwierzyć, a przede wszystkim nieustannie dręczy ją pytanie jak mogła tego nie zauważyć?
Teraz Gina i jej dzieci są dręczeni przez anonimowych prześladowców. Jej mąż znajduje się w więzieniu, ale istnieje wiele osób, które twierdzi, że Gina wiedziała o tych okrutnych morderstwach i wspierała swojego małżonka. Ludzie grożą Ginie śmiercią, a ona sama wraz z dziećmi jest zmuszona do ciągłej ucieczki, ukrywania się i przybierania nowych tożsamości...Wie, że już zawsze będzie musiała być czujna i uważna.
Rachel Caine była kiedyś jedną z moich ulubionych pisarek. Pokochałam ją będąc nastolatką za cykl "Wampiry z Morganville". Cieszę się więc, gdy widzę, że spod jej pióra wyszła książka będąca kryminałem. Uważam, że to bardzo inspirujące, gdy autorzy próbują swoich sił w wielu gatunkach. Świetnym tego przykładem może być np. Cecelia Ahern, znana z powieści obyczajowych i romansów, a napisała świetną powieść fantastyczną dla młodzieży. W przypadku "Żony mordercy" jest podobnie, choć książka ta nie jest kryminałem idealnym i posiada wady, to uważam, że jak na to, że Rachel Caine nie słynie z kryminałów, to jest bardzo dobrze! Sam pomysł jest ciekawy, kobieta uciekająca przed swoim byłym mężem, który okazał się być seryjnym mordercą, a ona nawet się nie zorientowała... Przykładny ojciec i mąż.
Wspomniałam, że książka "Żona mordercy" nie jest idealna. Do pierwszej połowy lektura tej powieści sprawiała mi dużą przyjemność. Interesująca fabuła, lekkie pióro charakterystyczne dla pisarki, dynamiczna akcja - było naprawdę świetnie, nie mogłam oderwać się od czytania. Później jednak niestety poszło coś nie tak. Akcja była dla mnie chwilami bardzo... odrealniona. Pierwsza kwestia to zawód Giny. Skąd ma tyle pieniędzy, co robi w życiu? Niby jest powiedziane, że ma pracę zdalną, ale w sumie nic poza tym. Niby zostało wyjaśnione skąd ma odpowiednie zasoby na ciągle nowe tożsamości, ale mimo wszystko autorka mogłaby opisać czym zajmuje się główna bohaterka jej książki. Druga kwestia to lincz, który spotkał Ginę i jej dzieci. Może nie znam świata, lecz ciężko mi w to uwierzyć. Gina nie zorientowała się co robi jej mąż. I nie ma w tym jej winy. Owszem, może była naiwna, ale jej mąż się z tym świetnie krył. W to jestem wstanie uwierzyć, bo istnieje mnóstwo kobiet, które nie zdawały sobie sprawy ze zbrodni, jakie popełniają ich małżonkowie. To, co było dla mnie niezrozumiałe to ten lincz... To, że Gina ciągle musi uciekać, mieć nowe tożsamości, nie mieć żadnego wsparcia ze strony policji... Może jestem naiwna, lecz chciałabym wierzyć, że są ludzie, który wykazali by się dobrocią w stosunku do Giny, która jakby nie patrzeć, także została ofiarą swojego męża.
To, co jest największą zaletą "Żony mordercy" to interesujący pomysł na fabułę. Nie spotkałam się jeszcze z żadną pozycją na rynku wydawniczym, która przypominałaby tą książkę. Ta historia intryguje i wciąga od początku dzięki lekkiemu warsztatowi pisarskiemu autorki. Gina jako główna bohaterka inspiruje i zadziwia. Jej siła i upór to coś, czego można jej pozazdrościć. Pomimo trudnych doświadczeń nie poddała się i walczyła o dobro swoich dzieci. Dawniej była gospodynią domową, zajmowała się domem i dziećmi, ale gdy jej sytuacja tak diametralnie uległa zmianie, ona też się zmieniła i się nie poddała.
"Żona mordercy" to ciekawy kryminał poruszający temat, który jest powiewem świeżości w tym gatunku. Pomimo kilku niedociągnięć sama historia bardzo mnie wciągnęła i czytałam ją z wypiekami na twarzy. Polecam!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/12/rachel-caine-zona-mordercy.html
Gina Royal niegdyś miała idealne życie. Ma dobrego i świetnie zarabiającego męża oraz dwójkę wspaniałych dzieci. Wszyscy zazdroszczą jej tak stabilnego i poukładanego życia. Pewnego dnia wszystko jednak legło w gruzach i to za sprawą przypadku... Nieznany samochód przypadkowo uderzył w ścianę jej garażu. Tak wychodzi na jaw straszliwa tajemnica. W garażu bowiem znajdowały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-09
"Sekretny język kotów" to poradnik autorstwa Susanne Schotz, który jak sam tytuł na to wskazuje będzie poruszał temat kotów. Kiedy tylko zobaczyłam tą książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać z jednego, prostego względu - sama mam cudownego kotka. Jesteście ciekawi, czy ten poradnik mi się spodobał? A czy najważniejsze - uzupełnił moją wiedzę na temat kotów?
Koty są bardzo inteligentnymi zwierzakami. Komunikują się z ludźmi w różny sposób. Poprzez "mówienie", głośne zawodzenie niczym człowiek, mruczenie czy brak mruczenia. Ja, jako właścicielka nauczyłam się "rozszyfrowywać" co mój kot ma na myśli. Byłam jednak ciekawa, czy Susanne Schotz uzupełni moją wiedzę w ciekawy sposób. Niestety, ale ten poradnik niewiele wniósł do mojego życia. Najważniejszą wadą "Sekretnego języka kotów" jest to, że autorka jako fonetyczka z zawodu zbyt często pisała np. o zapisie fonetycznym poszczególnych dźwięków, np. fonetyczny zapis "miauuu". Opisywanie tego w ten sposób okazało się dla mnie trochę bez sensu - po co to robić? Po co normalnego i przeciętnemu człowiekowi wiedza na temat zapisu fonetycznego słówka "miauuu". Szczerze mówiąc przez te przydługie fonetyczne opisy lektura tej książki dłużyła mi się niemiłosiernie. Liczyłam na to, że dowiem się co oznacza mowa kociego ciała, a nie, że dowiem się jak fonetycznie zapisywać dźwięki wydawane przez kota.
"Sekretny język kotów" to bardzo słaby poradnik, który moim zdaniem nie zawiera wielu przydatnych informacji. Dowiedziałam się m.in. tego, że koty nie mówią na zawołanie. Poza tym większość informacji była mi już wcześniej znana, a wcale aż tak wielką "kociarą" nie jestem. Po prostu autorka poruszała bardzo oczywiste wątki.
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/12/susanne-schotz.html
"Sekretny język kotów" to poradnik autorstwa Susanne Schotz, który jak sam tytuł na to wskazuje będzie poruszał temat kotów. Kiedy tylko zobaczyłam tą książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać z jednego, prostego względu - sama mam cudownego kotka. Jesteście ciekawi, czy ten poradnik mi się spodobał? A czy najważniejsze - uzupełnił moją wiedzę na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-03
Nastoletnia Violet Saunders po śmierci swojej siostry Rosie przeprowadza się do swojego rodzinnego miasteczka wraz z ciocią i matką. Szybko odkrywa, że małe miasteczko o nazwie Cztery Ścieżki rządzi się dziwnymi prawami, a ona sama jest tego częścią będąc jedną z Rodzin Założycieli. Violet wcale nie jest zadowolona będąc częścią tego dziwnego miasta, jednocześnie czuje żal do matki, że najpierw wywiozła ją z tego miasteczka, a następnie z powrotem ją do niego przywiozła. Mimo tych wszystkich zmagań, które toczy sama ze sobą, jedno jest pewne - wraz z innymi potomkami Rodzin Założycieli będzie musiała powstrzymać Szarość, bezwzględnego potwora, który czyha na innych mieszkańców Czterech Ścieżek.
"Więźniowie szarości" to powieść młodzieżowa, w której autorka Christine Lynn Herman porusza świetnie wszystkim znany motyw potwora zagrażającego mieszkańcom małego miasteczka i grupki młodych osób, które będą musiały powstrzymać tego potwora. Od razu, gdy tylko przeczytałam opis skojarzył mi się on z serialem "Stranger Things". I za bardzo się nie pomyliłam. Sam motyw na powieść jest bardzo podobny do netfliksowskiego serialu. Nie oznacza to, że "Więźniowie szarości" są skazani na porażkę, wręcz przeciwnie sądzę, że ze względu na te podobieństwa dużo osób zapewne sięgnie po tą powieść. Moim zdaniem nie jest mankamentem to podobieństwo, a inne aspekty, które chwilami odbierały mi przyjemność z czytania. "Więźniowie szarości" to trochę niedopracowana książka. Niby nie jest aż tak długa, ale czytanie chwilami bardzo mi się dłużyło. Sama fabuła wydawała mi się czasem trochę absurdalna. Główna bohaterka w jednej chwili dowiaduje się, że ma jakieś moce, musi przejść Próbę i od tak to akceptuje... Mało realne dla mnie to było. Płascy bohaterowie to chyba największy mankament tej książki. Żeby nie było, umówmy się, ja wiem, że to nie jest arcydzieło literackie, ale do postaci wypadałoby w jakimś stopniu zapałać sympatią. Ja nie zapałałam sympatią do nikogo.
"Więźniowie szarości" to połączenie thrillera z fantastyką. Dosyć ciekawe i niespotykane w powieściach młodzieżowych, ale tutaj myślę, że się sprawdziło. Ten tytuł jest ma w sobie trochę mroku, a zarazem i uroku, bowiem autorka porusza wszystkim świetnie znany odwieczny motyw walki dobra ze złem.
"Więźniowie szarości" to książka, której grupą docelową jest młodzież i im na pewno się spodoba. To taka typowa lekka młodzieżówka do przeczytania na kilka długich jesiennych wieczorów. Spodoba się także fanom "Stranger things". Jednak ja, jako trochę już starszy czytelnik odczułam lekki niedosyt. Czegoś mi tutaj zabrakło.
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/12/christine-lynn-herman-wiezniowie.html
Nastoletnia Violet Saunders po śmierci swojej siostry Rosie przeprowadza się do swojego rodzinnego miasteczka wraz z ciocią i matką. Szybko odkrywa, że małe miasteczko o nazwie Cztery Ścieżki rządzi się dziwnymi prawami, a ona sama jest tego częścią będąc jedną z Rodzin Założycieli. Violet wcale nie jest zadowolona będąc częścią tego dziwnego miasta, jednocześnie czuje żal...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-01
Siedemnastoletnia Merit Voss zdecydowanie nie ma normalnego życia. Mieszka w domu, który kiedyś był kościołem wraz z ojcem, macochą, siostrą bliźniaczką, dwoma braćmi, a także swoją... matką. Matką, która jest schorowana, po przebytej ciężkiej chorobie - raku i mieszka w piwnicy przerobionej na małą kawalerkę. Merit zmaga się z wieloma problemami. Jej siostra bliźniaczka Honor jest od niej we wszystkim lepsza, a jej brat Utah stanowi odzwierciedlenie idealnego starszego brata. A najmłodszy przyrodni 4-letni braciszek Moby jest po prostu dzieckiem i wszyscy go lubią. Merit czuje, że mając perfekcyjne rodzeństwo odstaje od reszty rodziny i do niej nie pasuje. Nastolatka coraz bardziej zaszywa się w domu, rezygnuje ze szkoły, ze znajomych... A życie powoli zaczyna ją przerastać, prowadząc do tragicznych w skutkach wydarzeń.
Zawsze bardzo ceniłam twórczość amerykańskiej pisarki Colleen Hoover. To fantastyczna autorka powieści z gatunku young adult oraz new adult. "Without Merit" to kolejna jej książka, po którą sięgnęłam i która bardzo mi się spodobała. To, za co lubię panią Hoover to fakt, że jej powieści zawsze niosą za sobą jakąś dobrą wartość i przesłanie. W historii Merit tym przesłaniem jest to, że depresja dotyka absolutnie każdego, nawet jeżeli my twierdzimy, że jest inaczej. To choroba, która atakuje znienacka. Wiele osób sądzi, że depresja oznacza leżenie w łóżku, zamknięcie się kompletnie w domu, zaniedbanie siebie. To nie do końca tak jest. Często osoby z depresją normalnie pracują, ukrywając wszystko przed innymi. Bardzo się cieszę, że Colleen Hoover poruszyła ten temat jako główny motyw powieści "Without Merit". Po jej książki sięga w dużej mierze młodzież, więc jestem pewna, że niejednemu czytelnikowi pozwoliła ona na uświadomienie sobie jak ważnym problemem jest depresja.
"Without Merit" oprócz ciekawej fabuły i charakterystycznego lekkiego pióra Colleen Hoover zawiera także dużo zabawnych i humorystycznych scen. Bardzo mi się spodobało to połączenie trudnego tematu z lekką dozą humoru. Sprawiło to, że cała fabuła wydawała mi się bardziej przystępna i interesująca. Colleen Hoover w "Without Merit" ukazuje skomplikowane relacje rodzinne. Wszystko jest z perspektywy Merit, to, jak czuje się niezrozumiana i mniej idealna od reszty rodzeństwa.
"Without Merit" porusza ważny temat, wobec którego nie można przejść obojętnie - depresję. Autorka uświadamia, że może ona spotkać absolutnie każdego. Gdy tylko zaczęłam czytać tą powieść, dosłownie nie mogłam jej odłożyć, a ze względu na małą objętość skończyłam ją czytać w kilka godzin. Wiele osób twierdzi, że ta książka jest dobra, ale nie tak jak inne książki pani Hoover. Nie zgadzam się. Uważam, że jest równie świetna. Polecam!
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/12/colleen-hoover-without-merit.html
Siedemnastoletnia Merit Voss zdecydowanie nie ma normalnego życia. Mieszka w domu, który kiedyś był kościołem wraz z ojcem, macochą, siostrą bliźniaczką, dwoma braćmi, a także swoją... matką. Matką, która jest schorowana, po przebytej ciężkiej chorobie - raku i mieszka w piwnicy przerobionej na małą kawalerkę. Merit zmaga się z wieloma problemami. Jej siostra bliźniaczka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-08-01
Tella Holloway ma szesnaście lat i nic w jej życiu nie układa się tak jak powinno. Nastolatka ma ciężko chorego brata i żaden lekarz nie może ustalić co mu dokładnie dolega. Rodzice nastolatków decydują o przeprowadzce do Montany, aby jej brat - Cody mógł oddychać "świeżym powietrzem". Tella jest zmuszona zostawić swoich wszystkich przyjaciół w Bostonie i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Pewnego dnia, krótko po przeprowadzce nastolatka otrzymuje informacje o tajemniczym Piekielnym Wyścigu... Nagrodą za wygraną w wyścigu jest lekarstwo na każdą chorobę. Tella rozpaczliwie pragnie uratować brata, ale nie ona jedna, bowiem w tym wyścigu biorą osoby równie zdesperowane co ona... Osoby, które są zdolne do poświęceń, tak samo jak Tella.
"Ogień i woda" to książka, o której słyszałam już kilka lat temu, jednak nigdy wcześniej nie miałam okazji jej przeczytać. Słyszałam jednak same pozytywne opinie, a więc moje oczekiwania były wysokie. Dużo słyszałam o podobieństwach do "Igrzysk śmierci" i fakt, powieść trochę przez ten wyścig i klimat przypomina dzieło Suzanne Collins. Nie jest jednak słabsze, wręcz przeciwnie - dorównuje mu poziomem. Zdecydowanie książka Victorii Scott sprostała moim oczekiwaniom. To świetna historia, niezwykle wciągająca i dopracowana. Victoria Scott pisze w sposób zrozumiały i prosty, ale jednocześnie w samej historii nie brakuje dokładnych opisów, które pozwalają czytelnikowi na zobrazowanie umiejscowienia akcji. Fabuła w całej książce toczy bardzo dynamicznie, czytelnik praktycznie od razu zostaje rzucony w wir wydarzeń. Właśnie ten dynamizm akcji czyni "Ogień i wodę" tak dobrą książką. Dynamizm sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Ciągle mówiłam sobie, jeszcze jeden rozdział, jeszcze jeden, aż w końcu skończyłam czytać całą książkę.
Największą zaletą książki "Ogień i woda" jest pomysł. Pomimo tego, że dzisiejszy rynek wydawniczy jest przesycony tego typu powieściami, autorce nadal udało się wyróżnić. Piekielny Wyścig to ciekawa idea, która została świetnie przedstawiona przez Victorię Scott. Jest niezwykle
Victoria Scott ukazuje, jak wiele są zdolni zrobić ludzie, aby chronić tych, którzy kochają. Jak daleko sięga ludzkie poświęcenie, gdzie kończy się granica zła i dobra i czy taka istnieje, kiedy chodzi o dobro naszych bliskich? Pani Scott ukazuje ludzkie oblicza, które pokazują się w ekstremalnych sytuacjach. Bohaterowie zawierają sojusze i jednocześnie walczą o swoje przetrwanie. To była naprawdę świetna podróż przez dżunglę i pustynie. Świetnie spędziłam czas przy lekturze "Ognia i wody" i na pewno szybko nie zapomnę o tej historii.
"Ogień i woda" miało tak zaskakujące zaskoczenie, że nie sposób nie sięgnąć po kontynuację. To powieść, która wciąga już od pierwszej strony. Gdy zaczęłam ją czytać, dosłownie nie mogłam się oderwać i po przeczytaniu ostatniej kartki bardzo żałowałam, że nie mam od razu przed sobą drugiego tomu "Kamień i sól". Serdecznie polecam nie tylko fanom "Igrzysk śmierci", ta książka chwyta za serce i zaskakuje. Pomimo tego, że jest to powieść młodzieżowa, to zabrała mnie w interesującą i niezapomnianą podróż.
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/11/victoria-scott-ogien-i-woda.html
Tella Holloway ma szesnaście lat i nic w jej życiu nie układa się tak jak powinno. Nastolatka ma ciężko chorego brata i żaden lekarz nie może ustalić co mu dokładnie dolega. Rodzice nastolatków decydują o przeprowadzce do Montany, aby jej brat - Cody mógł oddychać "świeżym powietrzem". Tella jest zmuszona zostawić swoich wszystkich przyjaciół w Bostonie i rozpocząć nowy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-08-24
Nell Lamb nie ma najłatwiejszego życia. Jej ojcem jest alkoholik, jej siostra jest chora na raka., a matka opuściła rodzinę dawno temu. Dziewczyna jest poniekąd opiekunką swojej siostry, ponieważ jej ojciec jest zbyt pochłonięty religią i alkoholizmem, żeby spełniać funkcję głowy rodziny. Nell na co dzień towarzyszy tęsknota za matką, coraz trudniej także przychodzi jej zmaganie się ze swoimi codziennymi obowiązkami i opieką nad siostrą. Nastolatka czuje, że jej życie nie jest naprawdę jej... Ojciec zabrania jej naprawdę wielu rzeczy.
Pewnego i przypadkowego dnia Nell poznaje tajemniczego Lukasa. Chłopak od samego początku wydaje jej się bardzo zagadkowy, dziwny, ale także i bardzo intrygujący. Dzięki niemu dziewczyna zaczyna marzyć o ucieczce ze swojego dotychczasowego życia, a także wierzyć, że może coś jeszcze ją dobrego w życiu spotkać. Lukas jednak skrywa wiele niebezpiecznych tajemnic...
Akcja w książce "Blizny" osadzona jest w mroźnej Norwegii. Ten fakt zdecydowanie dodaje dużo klimatu i uroku tej powieści. Dzięki temu zdecydowanie też ta pozycja wyróżnia się na tle innych tego typu pozycji. Lucy van Smit stworzyła historię z nietuzinkową fabułą, podobnej jeszcze nie zdarzyło mi się czytać. Sama idea wmieszania wilków w fabułę tej książki, a także kilka innych aspektów fabularnych uczyniło ją naprawdę ciekawą książką na kilka wieczorów. "Blizny" jest bowiem powieścią mroczną i tajemniczą, zdecydowanie wyróżniającą się na tle innych pozycji młodzieżowych. Ponadto kunszt pisarski Lucy van Smit jest lekki, przez co czytając "Blizny" czułam wręcz jakbym "sunęła" po zapisanych słowach na kartkach powieści.
"Blizny" to tytuł idealny na jesiennie, a także nieuchronnie zbliżające się zimowe wieczory. Autorka w interesujący i obrazowy sposób opisuje piękno oraz dzikość natury. Czytelnik w czasie czytania czuje się, jakby to on sam został wyrzucony w środek opuszczonego i tajemniczego lasu.
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/11/lucy-van-smit-blizny.html
Nell Lamb nie ma najłatwiejszego życia. Jej ojcem jest alkoholik, jej siostra jest chora na raka., a matka opuściła rodzinę dawno temu. Dziewczyna jest poniekąd opiekunką swojej siostry, ponieważ jej ojciec jest zbyt pochłonięty religią i alkoholizmem, żeby spełniać funkcję głowy rodziny. Nell na co dzień towarzyszy tęsknota za matką, coraz trudniej także przychodzi jej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014
"The Bone Season" to powieść, o której słyszałam jeszcze przed polską premierą. Od razu czułam, iż jest to jedna z tych książek, które po prostu pokocham. I nie myliłam się. W polskim przekładzie tytuł brzmi: "Czas żniw", intrygująco, prawda? Jesteście ciekawi, jak spodobało mi się tak wychwalane w wielu recenzjach debiutanckie dzieło?
Najpierw chciałabym napisać kilka słów o autorce tej głośnej powieści. Mianowicie Samantha Shannon to zaledwie 23-letnia angielska pisarka. I nie byłoby nic w tym dziwnego, w końcu wiele jest młodych pisarzy/pisarek. Jednak Shannon coś od nich odróżnia - ona w istocie napisała wspaniały debiut, którego po prostu nie da się odłożyć aż do momentu przeczytania ostatniej strony. Gdybym nie przeczytała na skrzydełku książki, iż jest to debiut - nie uwierzyłabym. Naprawdę. Nie ma co się oszukiwać - tak wciągających, tak dobrze napisanych debiutów nie ma praktycznie wcale. Dlatego każdą taką perełkę traktuję wyjątkowo, także i "Czas żniw" na mojej półce będzie miało swoje specjalne miejsce.
Postaram się Wam przybliżyć fabułę "Czasu żniw", jednak jest ona tak wielowątkowa i tak rozbudowana, że ciężko będzie to zrobić, nie zdradzając przy tym istotnych części fabularnych. Jest rok 2059. Nasza główna bohaterka to dziewiętnastoletnia Paige Mahoney, która jest jasnowidzem i to jednym z najrzadziej spotykanych. Są to osoby, które potrafią nawiązać kontakt z zaświatami, ich przeciwnością są zwyczajni ludzie- "ślepcy", którzy nie mają aury i żadnych nadprzyrodzonych umiejętności. Wydawałoby się, iż Paige powinna mieć wszystko, czego zapragnie. I można by powiedzieć, że tak jest. Ma wszystko oprócz... bezpieczeństwa. Prawda jest taka, iż nieustanie musi na siebie uważać, ponieważ państwo, w którym przyszło jej mieszkać nie patrzy zbyt przyjaznym okiem na odmieńców, na takich, jak ona.
Nasza bohaterka mieszka w Londynie - najważniejszym mieście państwa, jakim jest potężny Sajon. Na co dzień pracuje w barze, jednak to tylko przykrywka, mająca zapewnić jej bezpieczeństwo. Jest ona członkiem gangu, a raczej syndykatu, bo tak brzmi jego prawidłowa nazwa - zrzesza on innych podobnych jej ludzi, będących jasnowidzami, wyrzutkami społeczeństwa, którzy nieustannie muszą się oglądać za swoje ramię. Pewnego dnia Paige natrafia na rutynową kontrolę, co powoduje iż dziewczyna ląduje w Oksfordzie- tajemniczej kolonii karnej, której istnienie od dwustu lat jest skrzętnie ukrywane. Czy Paige uda się przeżyć w nowym miejscu, gdzie - dosłownie - będzie musiała zawalczyć o swoje życie?
Niesamowite... Naprawdę nadal jestem pod wrażeniem umiejętności pisarskich Samanthy Shannon. Nigdy bym nie powiedziała, że jest to literacki debiut. Jeśli ten pierwszy tom z tego siedmioczęściowego cyklu jest tak dobry, tak spójny i trzymający w napięciu, to co będzie dalej? Już podczas lektury ostatnich stron "Czas żniw" nie mogłam usiedzieć w miejscu i nieustannie zastanawiałam się, co jeszcze ta młoda autorka przygotowała dla swoich czytelników. Tak jakby chciała sprawić, aby jej fani popadli w załamanie nerwowe, bo podczas lektury tej książki Shannon po prostu trzymała moje emocje w garści.
Koncepcja świata stworzona przez Samanthę Shannon to kolejny aspekt tej powieści, któremu nic nie mogę zarzucić. To tak jakby ta pisarka za wszelką cenę starała się napisać o czymś, czego nie było. I potrafię to zrozumieć, i docenić. Mam już dość ciągle powtarzających się tych samych utartych schematów, których czytelnik ma już po prostu dość. Ile można czytać w kółko o tym samym? Shannon na rynek wydawniczy wniosła coś nowego, innowacyjnego, będącego powiewem świeżości. Dystopie po prostu uwielbiam, a "Czas żniw" będzie jedną z moich ulubionych.
Bohaterowie... I tym samym przechodzimy do kolejnych licznych plusów tej książki. Są wielowymiarowi i interesujący. Chyba nikogo nie zdziwię, iż napiszę, że to Naczelnik skradł większość mojej uwagi. Jest to postać mająca głębsze dno, a pod koniec lektury tej powieści byłam już utwierdzona w tym przekonaniu, które najpierw powoli kwitło w mojej głowie. Samantha Shannon dobrze wie, co robi, wydaje się wręcz, iż idealnie zaplanowała każdą najmniejszą część losów swoich dopracowanych postaci, a także ewolucję ich charakterów. Idealnym przykładem jest Paige, którą czytelnik w retrospekcjach widzi jako zagubioną dziewczynę, która nie do końca wie, co zrobić ze swoim życiem, ale już w finale tego dzieła to nie jest ta sama osoba. Inna, silniejsza i bardziej zdeterminowana, aby walczyć. Paige to jedna z najlepszych żeńskich kreacji postaci, o jakich kiedykolwiek miałam okazję czytać.
Wątek miłosny także znalazł swoje miejsce w tej książce (w tym momencie zapewne wielu z Was przewróciło oczami). Nie skreślajcie jednak "Czasu żniw", jeśli nie lubicie przerysowanych romansów. Ten taki nie jest. Sama nie wiem jakim cudem, ale dopiero praktycznie pod koniec lektury zorientowałam się, iż będzie romans, a przez całą resztę nawet tego nie dostrzegłam. Tak, miłość w tej powieści jest delikatna i subtelna i czytelnik nie wie, że właśnie tego chce do momentu, gdy wszystko staje się jasne. Wtedy wręcz nie potrafi wyobrazić sobie "Czasu żniw" bez owej historii miłosnej Paige. A z kim? Tego nie zdradzę, bo też musicie mieć frajdę z tej diabelnie dobrej lektury!
"Czas żniw" okazał się dla mnie zaskakujący na wielu płaszczyznach. Gdzieś tam po cichu, w najdalszych zakamarkach mojego umysłu myślałam sobie, że to niemożliwe, żeby ten debiut był tak dobry, jak czytałam w wielu recenzjach. I szczęśliwie mogę powiedzieć, że jest tak dobry, a nawet lepszy. Wzbudził we mnie całą szeroką gamę emocji i czekanie na drugi tom będzie istną torturą. Gorąco polecam!
"Nadzieja to jedyna rzecz, która może jeszcze wszystkich nas ocalić."
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2014/10/samantha-shannon-czas-zniw.html
"The Bone Season" to powieść, o której słyszałam jeszcze przed polską premierą. Od razu czułam, iż jest to jedna z tych książek, które po prostu pokocham. I nie myliłam się. W polskim przekładzie tytuł brzmi: "Czas żniw", intrygująco, prawda? Jesteście ciekawi, jak spodobało mi się tak wychwalane w wielu recenzjach debiutanckie dzieło?
Najpierw chciałabym napisać kilka...
2019-11-13
Natsya Kashnikov pragnie zemsty. Chce, żeby osoba, która zabrała jej dosłownie wszystko - tożsamość, dusze i chęć do życia - zapłaciła za to. Pragnie jednak też spokoju, dlatego decyduje, aby zamieszkać ze swoją ciotką, z dala od matki, ojca i brata i wszystkiego co jej przypomina o traumatycznych wydarzeniach.
Życie Josh'a Bennett'a od najmłodszych lat nie jest usłane różami. Chłopak stracił wszystkie bliskie mu osoby, najpierw matkę i siostrę, później ojca, a na koniec dziadka. Josh jest młodym mężczyzną przepełnionym bólem i nienawiścią do świata.
Ścieżki tych obojga niesprawiedliwie potraktowanych przez życie młodych osób niespodziewanie się krzyżują. Natsya chce, aby wszyscy zostawili ją w spokoju, jednak Josh ją intryguje. Stopniowo ich relacja nasila się, a żadne z nich nie przewidziało, jakie konsekwencje będą z tym związane...
"Morze spokoju" to powieść, na którą nieustannie gdzieś natrafiałam, słysząc same pozytywne recenzje na temat tej książki. Gdy w końcu więc miałam ją w swoich rękach, moje oczekiwania były wysokie. Niestety, ale jak to często bywa w takich przypadkach, bardzo się rozczarowałam. "Morze spokoju" okazało się chwilami dla mnie zbyt dramatyczną i pełną patosu historią... Oczywiście rozumiem ciężkie przeżycia Natsyi, ale czasem jej zachowanie było dla mnie irracjonalne. Bezsensowna chęć zemsty i dziwny ubiór były bardzo przerysowanie. Zachowanie Josh'a jestem wstanie zrozumieć, ponieważ moim zdaniem ma on za sobą naprawdę trudne doświadczenia. Wszystko jednak w jego przypadku było dla mnie bardziej autentyczne i realistyczne, ponieważ Josh tak nie manifestował swojego cierpienia, co miało miejsce w przypadku Natsyi.
"Morze spokoju" jest niby trochę mroczną powieścią o chęci zemsty i utracie chęci do życia. A tak naprawdę jest to książka, która jest po prostu nużąca w czytaniu. Może gdyby Katja Millay skróciła książkę o sto stron, byłoby lepiej. Moim zdaniem "Morze spokoju" ma zbyt dużą objętość jak na brak ciekawego głównego wątku. W tej książce w zasadzie nie ma interesujących wątków fabularnych. Jest chęć zemsty i nic porozumienia między bohaterami, ale nic więcej. Niby można by powiedzieć, że autorka buduje relacje pomiędzy Natsyą a Josh'em stopniowo, zbliża do siebie poranione dusze obojga, ale to było dla mnie zbyt trudne jak na książkę, która liczy ponad czterysta stron.
"Morze spokoju" nie było złą książką, lecz skończenie jej przyszło mi z trudem. Pierwsza połowa jeszcze "jakoś" mi się podobała, ale im dalej w las, tym bardziej traciłam chęci do czytania. Nie wiem co poszło nie tak, być może nie zrozumiałam głębokiego przekazu tej powieści... Całość po prostu była dla mnie zbyt przerysowana, a zachowanie Natsyi przesadzone, za bardzo manifestowane. Co tu dużo mówić - z trudem przebrnęłam przez tą historię. Jednak jest to historia, która z pewnością wielu osobom przypadnie do gustu. Ja niestety nie jestem jedną z tych osób.
https://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/11/katja-millay-morze-spokoju.html
Natsya Kashnikov pragnie zemsty. Chce, żeby osoba, która zabrała jej dosłownie wszystko - tożsamość, dusze i chęć do życia - zapłaciła za to. Pragnie jednak też spokoju, dlatego decyduje, aby zamieszkać ze swoją ciotką, z dala od matki, ojca i brata i wszystkiego co jej przypomina o traumatycznych wydarzeniach.
Życie Josh'a Bennett'a od najmłodszych lat nie jest usłane...
2019-11-10
2019-11-10
W moje ręce ostatnio trafiła książka, a raczej pewnego rodzaju poradnik o tytule: „Jak lepiej myśleć”. Jest to kontynuacja pierwszej części „Jak mniej myśleć”. Pierwszej części nie miałam okazjo czytać, ale bez problemu odnalazłam się w aspektach opisywanych przez autorkę.
„Jak lepiej myśleć” jest rozwinięciem myśli, które zostały przedstawione w pierwszej części (której nie czytałam). Autorka przedstawia tutaj listy wraz z prośbami, które otrzymała od swoich czytelników.
„Jak lepiej myśleć” to poradnik, który porusza wiele aspektów z życia osob wysoko wrażliwych i analizujących bez końca. Gdy tylko zobaczyłam ten tytuł, wiedziałam, że jest to coś dla mnie. Ja jestem taką osobą opisywaną przez Christel Petitcollin. Analizuję bez końca, moją głowę ciągle zaprząta milion myśli. I nawet jak nie mam żadnych powodów do zmartwień, to zawsze sobie takie znajdę. Jest to straszne i bardzo uporczywe w życiu codziennym, dlatego staram się z tym walczyć. „Jak lepiej myśleć” uzmysłowiło mi wiele ważnych rzeczy i pozwoliło mi się „dostać” do sedna moich problemów i zdać sobie sprawę skąd się one biorą w pierwszej kolejności. Autorka porusza wiele interesujących aspektów, takich jak niska samoocena, alienacja społeczna czy generalnie temat „ego” i jak jest ono ważne w codziennym życiu.
„Jak lepiej myśleć” to ciekawy poradnik, który pozwala czytelnikowi na poszukiwania sedna własnych problemów. Nie jest on oczywiście żadnym rozwiązaniem, w końcu największą pracę ostatecznie i tak musimy wykonać my sami. Żałuję jedynie, że wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że jest pierwsza część „Jak mniej myśleć” i nie sięgnęłam po nią wcześniej.
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/11/christel-petitcollin-jak-lepiej-myslec.html
W moje ręce ostatnio trafiła książka, a raczej pewnego rodzaju poradnik o tytule: „Jak lepiej myśleć”. Jest to kontynuacja pierwszej części „Jak mniej myśleć”. Pierwszej części nie miałam okazjo czytać, ale bez problemu odnalazłam się w aspektach opisywanych przez autorkę.
„Jak lepiej myśleć” jest rozwinięciem myśli, które zostały przedstawione w pierwszej części (której...
Pewnego dnia, a dokładnie 9 listopada poznają się dwie osoby: Fallon oraz Ben. Ten dzień na zawsze zmienia ich życie. Oboje są sobą zauroczeni od samego początku, lecz postanawiają, że w obecnych momentach ich życia nie potrzebują związku, który według nich, nie pozwoli im w pełni rozwinąć skrzydeł. Ben oraz Fallon postanawiają więc spotykać się co roku, 9 listopada przez pięć lat. Ich wzajemna fascynacja jest tak silna, że postanawiają oni, aby dać sobie chociaż jeden dzień w roku... Jednak nie więcej.
Tak rozpoczyna się ich ciekawa przygoda, która na zawsze odmieni ich życie...
Każda książka napisana przez Colleen Hoover niesie za sobą niezapomnianą przygodę. Nie inaczej było także w przypadku "November 9", o której słyszałam od wielu fanów, że jest to najlepsza powieść pani Hoover. Moim zdaniem nie jest najlepsza, ponieważ większe wrażenie wywarł na mnie tytuł "It ends with us", niemniej "November 9" to wciąż niezwykle wciągająca i ciekawa historia. Colleen Hoover napisała o dwójce zagubionych, lecz ambitnych młodych ludziach, którzy nie chcą stawiać miłości i związku ponad wszystko inne, dlatego wiec postanawiają, aby spotykać się co roku, tego samego dnia przez pięć lat. Sam pomysł na tą historię jest nietypowy i zdecydowanie zyskał moje uznanie, choć przyznaję, że z trudem mogłabym uwierzyć, że podobna historia zdarza się w rzeczywistości. Ciężko mi uwierzyć, że dwie osoby pomiędzy którymi jest niezaprzeczalna chemia mogłyby z tego zrezygnować... To jednak fikcja literacka, która rządzi się swoimi prawami. Niemniej uważam, że taki pomysł spotykania się co roku przez pięć lat jest rozsądną ideą. Fallon oraz Ben poznali się w młodym wieku, wczesny związek nie pozwoliłby im na wystarczające rozwinięcie skrzydeł. Poprzez spotykanie się raz w roku upewnili się oni, że jedynie ich potrzeby oraz będą najważniejsze, a nie potrzeby drugiej osoby. Często spotyka się związki, w których jedna strona jest zdominowana przez drugą. Jedna strona bardziej zaniedbuje siebie, stawiając na piedestał potrzeby ukochanego. Nie jest to zdrowe podejście. Uważam, że trzeba dojrzeć do poważnego związku, w którym obie osoby będą mogły rozwijać się w zadowalający dla siebie sposób.
Colleen Hoover to od lat jedna z moich ulubionych pisarek. Jej powieści praktycznie zawsze mi się podobają i sięgając po nie wiem, że się nie zawiodę. Pani Hoover pisze nie tylko niezwykle ciekawie, tworzy także bohaterów z krwi i kości, a jej książki niosą również za sobą wiele uniwersalnych prawd. „November 9” poniekąd jest o tym, jak ważne jest, aby na pierwszym miejscu stawiać swoje potrzeby i ambicje, a nie miłość. Najważniejsza jest bowiem miłość do samego siebie.
Serdecznie polecam!
http://mojeksiazkoweniebo.blogspot.com/2019/11/colleen-hoover-november-9.html
Pewnego dnia, a dokładnie 9 listopada poznają się dwie osoby: Fallon oraz Ben. Ten dzień na zawsze zmienia ich życie. Oboje są sobą zauroczeni od samego początku, lecz postanawiają, że w obecnych momentach ich życia nie potrzebują związku, który według nich, nie pozwoli im w pełni rozwinąć skrzydeł. Ben oraz Fallon postanawiają więc spotykać się co roku, 9 listopada przez...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to