rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przyznam Wam szczerze, że oczarowała mnie pierw okładka. Tak odmienna od innych na książkach autorstwa Pani Kisiel. Inny styl i niesamowite dzieło graficzne. Byłam zakochana w tej okładce od początku. Dzieło pana Tomasza Majewskiego, tak na marginesie. Naprawdę genialne grafiki.

No ale dobrze, znam "Siłę Niższą" i "Dożywocie" i kurczę jednak okładka nie pasowała mi za nic do klimatów, jakie kojarzę z autorką. A gdy się przeczytało opis książki, obiecywał on tak wiele! No i cóż miałam duże wymagania biorąc ją do łapek. Do tego upolowałam ją na Pyrkonie i zaraz pobiegłam do miejsca, gdzie styrani autorzy rozdawali autografy swym czytelnikom. (No może nie tak, że pobiegłam, bo jestem strasznie nie oswojonym zwierzem i gdyby nie moje przyjaciółki pewnie nie podeszłabym do Pani Marty. Ale, to insza historia). Tam grzecznie odczekałam swoje i chwilkę pomówiłam z Panią Martą. Byłyśmy chyba obie mocno przestraszone, ale przyznam, że było mi niesamowicie miło!!! Tak jakoś lepiej się człowiek czuje, gdy autor też okazuje się człowiekiem (niesamowicie sympatycznym) a nie ludziem-idolem bez skazy. Wiecie, o co chodzi. No dobrze w każdym razie byłam napalona na tą książkę. I jak wiecie lub nie jedną z bohaterek jest Dżusi czyli... Yep! Justyna!!! Generalnie łączy mnie z nią wiele, ale nie hiperekstrawertyzm. Ale do bohaterów to dojdziemy za chwilkę! Ugh… wybaczcie dziś nieco szaleje z kolejnością.
Zacznijmy od tego, że książka mnie powaliła na kolana. Niby nie za gruba (czytałam wcześniej ostatni tom Dworów i sami rozumiecie... objętościowo się różnią). Niby nie sugerująca za wiele, ale to był majstersztyk! Jestem pod wrażeniem stylu pani Marty! Nie wiem jak tworzy takie dzieła, które z pozoru będąc komedią, ukazują to co znamy, co jest szare, co jest bolesne i w cholerę trudne. Pokazuje trud życia, ludzkie problemy i w dużej mierze, ludzkie okrucieństwo, a jednak czytając śmiejemy się i mimo, że w duszy pojawia się czarny ślad sugerujący "halo! To ciężki kaliber! nie lubimy czytać o PRAWDZIWYCH problemach" to jednak brniemy w to dalej. Bo autorka magicznie wciąga i hipnotyzuje!

Był moment, w którym czytając całość miałam wrażenie, że czytam polską wersję "Skarbu Narodów". Przygoda, historia i poszukiwanie skarbów. Przyznam, że pisząc ten tekst zastanawiałam się czy opisać Wam o czym dokładnie jest książka. Opisać to tak by nie zniszczyć tego zaskoczenia, które pojawia się ze strony na stronę.
Zatem zarysuje Wam tu tylko odrobinę. Mamy Wrocław, ten współczesny i jego problemy; jego mieszkańców zarówno ludzkich jak i tych dużo mniej; mamy rozbite, dysfunkcyjne, nawet bym rzekła patologiczne rodziny i ich tajemnice skrywane w starych kamienicach. Mamy też masę humoru i niesamowitych, wyraźnych i cudnie nakreślonych bohaterów. I mamy też fabułę pełną zagadek, tajemnic i skarbów. Brzmi kusząco?
Bo takie właśnie jest! Kuszące i satysfakcjonujące!
Choć oczywiście pani Marta nie byłaby sobą gdyby nie nakreśliła otwartego nieco zakończenia. Przecież nie lubimy się ot tak, żegnać z ulubionymi bohaterami, prawda? Ja osobiście nie lubię.

Sumując, książka przeszłą moje najśmielsze oczekiwania. Jestem nią oczarowana i przyznam, że nie mogę się doczekać kolejnych historii lub opowiadań o Dżusi, Eleonorze, Ramzesie oraz wszystkich tych, których poznałam w "Toń". I nie, nie odmieniam tytułu bo w sumie chodzi o czasownik rozkazujący w osobie pierwszej od "tonąć". Tak tylko nadmieniam, a jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego jest taki tytuł? Po prostu sięgnijcie po tą genialną pozycje.

Przyznam Wam szczerze, że oczarowała mnie pierw okładka. Tak odmienna od innych na książkach autorstwa Pani Kisiel. Inny styl i niesamowite dzieło graficzne. Byłam zakochana w tej okładce od początku. Dzieło pana Tomasza Majewskiego, tak na marginesie. Naprawdę genialne grafiki.

No ale dobrze, znam "Siłę Niższą" i "Dożywocie" i kurczę jednak okładka nie pasowała mi za nic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Diabelski młyn" autorstwa Anety Jadowskiej będzie dzisiaj naszą nowością do zrecenzowania. Czekałam. Wierzcie mi lub nie, ale czekałam!!! Ten tom jest zakończeniem trylogii o Nikicie, kobiecie noszącej w sobie berserka, mentalnie niestabilnej, należącej do elitarnej jednostki najemników i zabójców zwanych Zakonem Cieni. Jej partnerem jest Robin, wojownik z wielkim sercem i niewinnością dziecka. Razem wpakują się w coraz to nowe niebezpieczne historie, przygody i ratowanie sobie nawzajem tyłków. 
Przyznaję się szczerze. Tej pary nie da się nie lubić. Nikita mimo popapranej przeszłości jest przyjemnym bohaterem. Świetnie się o niej czyta i przeżywa jej rozterki. Tak było w ostatnich dwóch tomach i tak też pozostało w tym trzecim kończącym serie. Ale w tym tomie pojawia się coś nowego. Narracja z punktu widzenia Robina. Bo właściwie to on jest bohaterem tego tomu. Jak wiecie szuka on swojej przeszłości oraz odpowiedzi, kim właściwie jest. I tak wraz z Nikitą wyruszają w drogę po niebezpiecznych Bezdrożach, alternatywnych drogach dla magicznych.  Zdradzę Wam tylko, że będzie dużo śmiechu, nieco mniej zabijania i dużo wzruszających momentów. 

Ta część jest przyjemną i lekką kontynuacją. Mamy tu wiele wyjaśnionych wątków. Leczenie dusz i w sumie wgląd w nową grupę magicznych jaką się Niespokojni. Byłam zachwycona czytając ją. CK czyli Cygański Książę jest ciekawą postacią, choć chciałabym go poznać nieco bardziej. Myślę, że może kiedyś się o nim dowiemy nieco więcej z opowiadań a może wśród tych które wychodzą w październiku też coś będzie. Nie wiem, ale byłoby miło. Czarny Tabor jest ciekawym wątkiem i struktura magiczną. W sumie nie muszę się chyba powtarzać, że jestem zachwycona rozbudowywaniem uniwersum jakie stworzyła Pani Jadowska. Choć jeśli chcecie... to powtórzę. JESTEM zakochana w tym uniwersum! Jego zaplątanych regułach, które mimo wszystko mają sens. Jego szalonych strukturach i coraz to nowych istotach, które je zasiedlają. Bohaterowie różnych serii są z jednego świata a to w żaden sposób nie ogranicza autorki, co do jej wizji i pomysłów na kolejne książki!
Jedyne co mogłabym zarzucić treści to brak jakiś bardziej rozwiniętych antagonistów. Są oczywiście przeciwności i problemy, ale wydawały się nieco mniej ważne. Bo liczyła się w sumie droga do tego by je rozwiązać. Więc może rzeczywiście antagoniści nie byli potrzebni w takim stopniu? Oceńcie sami.

„Diabelski młyn" autorstwa Anety Jadowskiej będzie dzisiaj naszą nowością do zrecenzowania. Czekałam. Wierzcie mi lub nie, ale czekałam!!! Ten tom jest zakończeniem trylogii o Nikicie, kobiecie noszącej w sobie berserka, mentalnie niestabilnej, należącej do elitarnej jednostki najemników i zabójców zwanych Zakonem Cieni. Jej partnerem jest Robin, wojownik z wielkim sercem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacznijmy od tego, że jeśli uważacie, że Wasze życie jest niepełne to dlatego, że nie przeczytaliście jeszcze tej serii. Bo ja po skończeniu tego tomu jestem na etapie... o psia krówka i kurczaczki uliczne jakim cudem? co? jak? gdzie?! Więcej!!! Brak mi powietrza, brak mi książek! Chce więcej z tej historii!
Moi Państwo takie są objawy przeczytania drugiego tomu. Przypomnijmy sobie o czym to było? A tak, nasza bohaterska ludzka kobieta stawiła czoła trzem zadaniom, wrednej samozwańczej władczyni Fae i pokonała klątwę trawiącą ukochanego i jego Dwór przypłacając to życiem. Ale wdzięczni książęta Fae oddali po okruchu swojej mocy by na nowo odbudować jej ciało. Tym razem już magiczne ciało Fae. A co teraz? Teraz nasza bohaterka zmaga się z niczym innym jak z zespołem stresu pourazowego. By wykonać ostatnie zadanie musiała zabić dwoje niewinnych Fae. Musiała splamić swoje ręce niewinną krwią. Dodajmy do tego miesiące przebywania w zatęchłej celi, pod ziemią, robiąc pod siebie, wymiotując trucizną, będąc na granicy szaleństwa... macie już obraz wraku osoby?

To właśnie była pierwsza rzecz jaka mi zaimponowała w drugim tomie. Freya jest wrakiem. Mimo szczęśliwego zakończenia, jej umysł nie stal się magicznie uleczony. Ma może ciało nieśmiertelnej istoty, pięknej i szlachetnej, ale jej umysł i dusza jest ludzka. Nie dość zatem, że splątana jest w nowym ciele, którego nie rozumie, to jeszcze dręczą ja psychozy. Nie robią nagle magicznie szczęśliwej i uroczej bohaterki, która cudownym sposobem pojawi się w drugim tomie i wszystko kocha i jest pięknie i kolorowo. Wszystko jest prawdziwe. Klaustrofobia, strach przed czerwonym kolorem, koszmary, ataki paniki i depresja. Wszystko jest prawdziwe. Nie bajeczne, nie urocze, nie kolorowo piękne. Prawdziwe. Do tego nagle okazuje się, że jej przyjaciele nie mają odwagi jej pomóc, a Tamlin – ukochany, dla którego tyle poświeciła... też wpadł w paranoje, też przeżywa koszmar w jakim był, ale całkowicie ją od tego oddziela. I odwraca się od tego co przeżywa Freya. I znów mamy coś prawdziwego, nie bajkowego, nie słodkiego. Mamy prawdziwe problemy, które są gorsze i cięższe do przełamania niż klątwa. No i mamy Rhysa, który jak zwykle robi zamieszanie i w dzień ślubu Freyi zabiera ją do siebie. I o boginie ile tu się dzieje w tej książce!! I gwarantuje - znów kibicujecie Mrocznemu Księciu Dowru Koszmarów Rhysandowi!

Przyznam, że nie napiszę Wam więcej o fabule, by nie psuć zabawy. Bo ja szalałam z radości wczytując się głębiej i głębiej. I naprawdę jestem pod wrażeniem. Bardzo dobra fantastyka! Świetnie napisana i nie czujecie problemu z prawie 800 stronicowym tomem. Czyta się płynnie i szybko. Fabuła wciąga mocniej niż Włoch swoje spaghetti. Porywa czytelnika pięknie nakreślając tła, dwory, miasta i całe krainy. Pojawiają się nowi bohaterowie, tak barwi i piękni, że chcemy więcej. Pojawiają się nowe gatunki Fae, nowe społeczeństwa. Autorka w magiczny sposób tworzy uniwersum. Świetne, kolorowe, ale jakże prawdziwe w swoim bestialstwie i pięknie. Jestem zachwycona i zakochana. Bałam się, wciąż się bałam zbyt mdłego zagrania na miłosnym trójkącie naszych bohaterów, ale zawiodłam się w pozytywny sposób. Nie ma tu jakiś mdłych zagrań w stylu klasycznych YA. Nie ma zachowania nastolatków.

I to kolejna rzecz, która porywa mnie w tej książce i serii. Kolejna, która udowadnia, że kategoria książek Young Adult może być bogatsza niż myślicie. Nie płaska, małostkowa, skupiona na problemach dorastania nastolatków, a głębsza, większa, bardziej szalona i wielowarstwowa. Tą serię chce się czytać i to z przyjemnością. I choć nadal uważam, że największą frajdę z czytania jej będą miały kobiety to ze spokojnym sercem polecam Wam ją. Uniwersum i ogrom bogactwa postaci i akcji jest tego wart.

Zacznijmy od tego, że jeśli uważacie, że Wasze życie jest niepełne to dlatego, że nie przeczytaliście jeszcze tej serii. Bo ja po skończeniu tego tomu jestem na etapie... o psia krówka i kurczaczki uliczne jakim cudem? co? jak? gdzie?! Więcej!!! Brak mi powietrza, brak mi książek! Chce więcej z tej historii!
Moi Państwo takie są objawy przeczytania drugiego tomu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

I tak oto po nieco chaotycznym pierwszym tomie, który wydawał się być zlepkiem przygód naszej W. Rednej znaczy Wolhy przyszło nam trafić na całkiem ogarnięty tom. Nasza Wolha kończy szkołę, zdaje egzaminy i musi zdecydować, co dalej zrobić z własnym życiem. Myśli oczywiście o pracy w krainach ulubionego księcia wampirów, no ale co dalej? To takie prozaiczne? I właściwie gdzie się ten książę podziewa! A sprawy komplikują się znacznie, gdy go w końcu znajduje martwego... a przecież jechał się hajtać.
Robi się szałowo powiem Wam. Bardzo mi się podoba odejście od pewnego zlepku przygód jaki był w pierwszym tomie. Tu mamy ładne połączenie faktów zarówno z tego tomu jak i z pierwszego.  Wyjaśnienie szczegółów i kilku pytań jakie nam pozostały zawieszone po pierwszym tomie. Autorka jak zawsze powala nas humorem jaki wręcz bije z tej książki oraz ciekawymi zwrotami akcji. Przyznam szczerze świetna by była z tej serii bajka... już widzę tą animacje. Na skalę Disneya! O tak! Choć może bardziej Pixar? Nie ważne, póki nie nastawiamy się na "poważną" fantastykę, książka jest świetna. Nieco przewidywalna momentami, ale nawet to nie psuło nam radości z czytania.

To na co warto zwrócić uwagę to bohaterowie. Naprawdę uwielbiam kreowanie bohaterów przez Panią Olgę Gromyko. Są to bohaterowie barwni, bardzo często w jakimś stopniu karykaturalni i przede wszystkim pełni dobrego humoru. Często o charakterach dzieci, ale co nam to przeszkadza? Uwielbiamy ich od pierwszego poznania. I nie mówię tu tylko o pierwszoplanowych, ale o tych gdzieś tam w tle (uwielbiam tu smoki! No jak nie lubić takich ślicznych gadów?). Ilość zabawnych i wręcz genialnych tekstów między bohaterami powala i wierzcie mi co jakiś czas wybuchałam śmiechem (jak zwykle w środkach komunikacji miejskiej i tak już współpasażerowie mnie nie lubią, bo mają mnie za wariata).

Co do minusów, nie byłam pewna motywu "Opiekunki" który tu w zasadzie jest głównym motywem. Nieco pokrętne było to wyjaśnione w książce i musiałam czytać kilkakrotnie by się połapać co i jak. Nie chcę Wam tu zdradzać za wiele ale w zasadzie wydał mi się ten motyw naciągany.  Nie mniej jednak jest on w pełni ok.

Jedno jest pewne, z całą przyjemnością sięgnę po kolejny tom Kronik Belorskich, bo no dobra to muszę Wam zdradzić... Len powiedział te dwa ważne słowa!!! I teraz jestem ciekawa na ile Wolha dorośnie w końcu do wielu decyzji w swoim życiu.
Humoru nie brak i jeśli szukacie czegoś do relaksu, to jak najbardziej Kroniki Belorskie są idealne. A ten tom póki co najlepszy, z całych dwóch które przeczytałam.

I tak oto po nieco chaotycznym pierwszym tomie, który wydawał się być zlepkiem przygód naszej W. Rednej znaczy Wolhy przyszło nam trafić na całkiem ogarnięty tom. Nasza Wolha kończy szkołę, zdaje egzaminy i musi zdecydować, co dalej zrobić z własnym życiem. Myśli oczywiście o pracy w krainach ulubionego księcia wampirów, no ale co dalej? To takie prozaiczne? I właściwie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

im jest Witkac? A właściwie Piotr Duszyński. Otóż jest policjantem. Policjantem z przeszłością. Nie było bowiem chyba takiego narkotyku jakiego by na sobie nie próbował, za co został przeniesiony do najbardziej dziwnego oddziału w Toruniu. I tam właśnie poznał naszą Dorę a ona z czasem poznała także jego prawdziwe oblicze. I okazało się, że Witkac jest szamanem. Takim prawdziwym choć o tym nie wiedział prawie całe swoje życie. Seria zaczyna się już po jego początkowym przeszkoleniu. Jako bardzo dobry glina i człowiek, Witkac jest nietypowym szamanem i bardziej ugaduje się z duchami niż je egzorcyzmuje (Dobry ziomek szaman-egzorcysta). Oczywiście nie dajmy sobie wmówić, że gdy trzeba nie sięga po większe siły i nie pozbywa się upiorów i innych ektoplazm. Sęk w tym, że jako bohater nasz szaman jest typem niedorajdy w płaszczu Bogarta i swetrze Cobaina. I przyznam Wam, że jako taki mix go własnie widzę. Ma on nietypowe przygody, które, jak już wspominałam, bardziej dotyczą ludzkich ciemnych sprawek niż tych magicznych. Może przez to właśnie cała książka wydaje się być cięższa i mroczniejsza w treści od serii o Dorze.

Przyznam Wam szczerze, że książka ma klimat. I czuć go cały czas. Z okowów przeszłości wyciągane są ciężkie ludzkie zbrodnie. I powiem Wam szczerze, bardziej mnie to przerażało niż jakieś zbrodnie dziejące się w fantastycznym świecie. Im bliżej czegoś jest człowiek tym lepiej odbiera pewne przekazy. Dużo lepiej było mi sobie wyobrazić zbrodnie dziejące się PRL-owskim Toruniu niż w obecnym Thornie.

Generalnie podoba mi się nie tylko klimat całej książki, który jest inny od serii o Dorze, ale także barwne postacie oraz charaktery. Naprawdę zarówno postacie drugoplanowe jak i te główne są bardzo, ale to bardzo dobrze wykreowane. Barwnie i nietypowo. Dzięki czemu każda z tych postaci żyje osobno i nie zlewa nam się w szare tło. No i oczywiście coś co od zawsze doceniam w pracy pisarskiej pani Jadowskiej. Przez całą książkę odczujecie jaki niesamowity reserch musiała zrobić by tak dokładnie opisać niektóre przypadki czy historie z przeszłości Torunia.
Przyznam się szczerze, że na siłę szukałam jakiś minusów, żeby nie wyszło znów że jestem nieobiektywna (choć jestem, więc w sumie po co się wypierać), ale nie. Nie widziałam jakichś minusów jeśli chodzi o tę książkę.

Z mojej strony na pewno Was zapraszam do czytania. Seria mroczniejsza, poważniejsza choć nadal z nieodzownym humorem pani Jadowskiej. Spodoba się fanom zarówno kryminałów, jak i urban fantasy.

im jest Witkac? A właściwie Piotr Duszyński. Otóż jest policjantem. Policjantem z przeszłością. Nie było bowiem chyba takiego narkotyku jakiego by na sobie nie próbował, za co został przeniesiony do najbardziej dziwnego oddziału w Toruniu. I tam właśnie poznał naszą Dorę a ona z czasem poznała także jego prawdziwe oblicze. I okazało się, że Witkac jest szamanem. Takim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Co mogę powiedzieć na początek? Jest to miła i przyjemna fantastyka. Historia pewnej adeptki i uczennicy szkoły magicznej (Nie, to nie Harry Potter w spódnicy). Dziewczyna jest ruda, szalona, uparta, wścibska, nie umie trzymać języka za zębami i ogólnie prędzej kogoś zabije przypadkiem niż specjalnie. Ma jednak w tym wszystkim głowę na karku więc wiecie nie da się jej nie lubić. I tak jawi nam się Wolha Redna, która na początku historii otrzymuje zadanie od mistrza, by zająć się delikatną sytuacją na ziemiach wampirów. Jak się domyślacie jakieś tam obawy co do krwiopijców ma, ale zbyt pyskata jest by się tym przejmować. Przecież tylko 14 osób przed nią zginęło gdy zawitali na te ziemie… a ona jest mistrzem dyplomacji. Tak jakby.

Generalnie jest to książka fantastyczno-komediowa. Lekka, przyjemna, wywołująca salwy śmiechu. Czytało mi się ją bardzo, ale to bardzo dobrze. Mimo akcji, która ładnie się rozwija nie jest to książka porywająca. Nie będziecie czytali jej z zapartym tchem. Są zwroty akcji i nawet jakiś tam wątek kryminalny – osobiście uważam, że bardzo słaby. Jednak książkę tę czyta się głównie dla komedii i może lekkiego romansu. Choć wolałabym nieco mroczniejszego władcę wampirów. Sami rozumiecie uwielbiam mrocznych książąt ciemności jeśli tylko nie robi się z nich wypłoszów o dziwnych kłach którzy latają na swojej pelerynie. I tu chciałam zauważyć, że wampir jako rasa w tej książce jest bardzo, ale to bardzo ciekawie ujęty. Świat tam stworzony jest dla nas nieco chaotyczny, bo właściwie wiemy tylko o istnieniu kilku krain niczym dziur na mapie. Ale w sumie ograniczamy się do wiedzy samej bohaterki. To ona nakreśla ten świat i wprowadza nam informacje o rasach i świecie dookoła. Powiedziałabym, że jest to bardzo typowy świat fantastyczny. Mamy elfy, krasnoludy, trolle, wampiry i magów. Duża część informacji jest tam ujęta w sposób naukowy (wszak mamy je z punktu widzenia studentki/adeptki magii) i to też jest ciekawe podejście do tego typu rzeczy. Mamy zatem: ciekawe sytuacje, cechy charakterów danych ras, czy też kwestie anatomiczne danych ras. Owszem, wampiry mają tu skrzydła. I tylko samce. Czemu? Jeszcze nie wiem. Nie zostało to wyjaśnione do końca w pierwszym tomie. Z pewnością nie do latania (choć ja mam kilka ciekawych pomysłów...).
Działanie samych umiejętności magicznych też tu jest ładnie nakreślone. Oczywiście naukowo. Nie nastawiajcie się jednak na styl jaki przedstawia nam na przykład magia w „Wieży” Daniela O’Malleya. Jest to miły bełkot studentów. Zatem podejdźcie do tego na luzie, myśląc kategoriami studenciaka a zapewniam, wszystko Wam będzie grało.

Co jeszcze zwraca uwagę prócz dobrego humoru? Tytuły rozdziałów sugerujące wypracowania studenckie i wykłady. To taki mały smaczek. Ale wiecie jak ja lubię szczegóły. Na kolejny plus na pewno zasługuje opracowanie okładki i grafika, bo powiem Wam, że miodzio!

Co mogę powiedzieć na początek? Jest to miła i przyjemna fantastyka. Historia pewnej adeptki i uczennicy szkoły magicznej (Nie, to nie Harry Potter w spódnicy). Dziewczyna jest ruda, szalona, uparta, wścibska, nie umie trzymać języka za zębami i ogólnie prędzej kogoś zabije przypadkiem niż specjalnie. Ma jednak w tym wszystkim głowę na karku więc wiecie nie da się jej nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak wiecie to jest tom kończący całą serię. Tom, który łączy ostatecznie wszystkie wątki w jedno. Który wyjaśnia i pokazuje wszystko czego potrzebowaliśmy. Wiecie już, z ostatniego tomu, że obudził się nie ten co trzeba. Wiecie, że robi się jeszcze mroczniej i jeszcze groźniej, że śmierć wisi nad Cabeswater jaki i nad naszymi bohaterami. Pojawiają się nowi bohaterowie, którzy jednak cały czas byli w akcji choć dowiadujemy się o tym dopiero teraz. I dopiero teraz dostrzegamy pajęczynę zdarzeń i osób. I wszystkie połączenia, które prowadzą do tego jednego konkretnego momentu. To też jest niesamowita umiejętność poskładać wszystkie sznureczki akcji i pokazać, gdzie które się łączą i tworzą właśnie obecne centrum fabuły i akcji.
Przyznam, że bardzo ciężko mi pisać by Wam niczego nie zaspojlerować, by nie zepsuć tego efektu uderzenia w twarz tym wszystkim, którzy jeszcze nie czytali. To jest naprawdę cudowny tom.

Po pierwsze – wątek romansu Ronana i Adama. Doczekałam się! I jest gorąco! Naprawdę mocno im kibicowałam. Mają Stodółki i mają siebie i Opal! No prawdziwa rodzina!
Po drugie – wątek Noah, choć smutny, tak bardzo smutny, to jednak w jakiś sposób podnoszący na duchu. Abstrakcyjne zdanie biorąc pod uwagę kim jest Noah.
Po trzecie – wyjaśnienie kim właściwie jest Artemus i kim w takim razie jest w połowie Blue oraz dlaczego jej pocałunek ma zabić miłość jej życia.
Po czwarte – sam Glendower. Król walijski i jego historia oraz Zło. To Zło które Niweczy. Ukazanie wszystkiego, co nie jest czarno-białe. I ludzi, którzy nie są czarno-biali. I nie będą, nie mogą być. Bo nie byli by ludźmi. I nawet postacie czarnych charakterów nagle nabierają więcej pełni i życia, co jak pamiętacie wydawało mi się płytkie w trzecim tomie. Widać po prostu wymagało uzupełnienia, zakończenia całości jak tu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja recenzja jest enigmatyczna, ale naprawdę nie mogę pogodzić moich odczuć z tym by Wam nie zdradzić za wiele. Po prostu musicie sięgnąć po tą książkę by zrozumieć.

Czy mam jakieś negatywne odczucia co do tomu. Powiem wam, że długo myślałam. Widzicie zakończenie jest otwarte. Nie wszystko zostało zakończone by nie zepsuć Świata jaki stworzyła autorka. Podejrzewam zatem, że znajdą się takie osoby, którym to nie będzie w smak. Ja byłam jednak zadowolona, bo wiem, że są jeszcze opowiadania oraz… że pojawi się oddzielna seria o samym Ronanie, który jest diabelnie ale to diabelnie ważny. I podejrzewam, że tam zobaczymy wiele z postaci, które znamy obecnie z serii o Kruczych chłopcach. Zakończenie jest też hmm… na swój sposób do pomyślenia. Nie czytajcie go za szybko, bo jest nieco enigmatyczne. Szczególnie gdy w grę wchodzi myślenie Cabeswater.

Na pewno polecam tą serię, jak mówię jestem w niej zakochana po uszy i mam straszny sentyment do wszystkich postaci.

Jak wiecie to jest tom kończący całą serię. Tom, który łączy ostatecznie wszystkie wątki w jedno. Który wyjaśnia i pokazuje wszystko czego potrzebowaliśmy. Wiecie już, z ostatniego tomu, że obudził się nie ten co trzeba. Wiecie, że robi się jeszcze mroczniej i jeszcze groźniej, że śmierć wisi nad Cabeswater jaki i nad naszymi bohaterami. Pojawiają się nowi bohaterowie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W dużym skrócie jest to historia kelnerki, której przyjaciel znika w niewyjaśnionych okolicznościach, zostawiając jej wcześniej swój plecak. Dziewczyna, martwiąc się o niego, zaczyna go szukać na własną rękę i wplątuje się w mafijną intrygę. A że główny czarny charakter którego podejrzewa jest przystojny i ma wyraźną słabość do niej, no cóż... aż grzech by nie korzystać. Czyż nie? I tak mamy miłą i przyjemną fabułę. Z góry uprzedzam jest to lektura prosta, miła i urocza i nie oszukujmy się nastawiona bardziej na żeńskich czytelników.



Czytało mi się ją niesamowicie miło. Serio, taka lektura, którą czasem trzeba przeczytać by mózg mógł się zresetować, nieco się powzruszać i pozachwycać męskim bohaterem (albo i dwoma jeśli się da!) i odpocząć po prostu. To jest taka książka. Doceniam każdy świetny kryminał, trzymający w napięciu, skrojony na miarę pana Remigiusza Mroza czy Agaty Christie, ale czasem warto sięgnąć po coś z niższej półki po to by się odprężyć.

To jest właśnie taka książka. Są wątki kryminalne, są bogate i mocno charakterystyczne postacie, są wątki miłosne i jest nawet zwrot akcji. Jeśli oglądaliście serial Veronica Mars, to powiedziałabym, że jest to książka właśnie w takich klimatach. I możliwe też dlatego mam do niej sentyment, bo uwielbiałam ten serial!!!



Tyle z plusów, teraz minusy. Jak pisałam wcześniej nie mam zamiaru oceniać tej książki jako słabego kryminału, bo uważam, że nigdy nie planował być to genialny kryminał. Jednak jest kilka rzeczy jakie mnie irytują i niestety jest to główna bohaterka. Jak do tych bohaterów drugoplanowych ma się sentyment, bo są naprawdę fajni i bogaci, tak niektóre decyzje i sama Rose jest... no cóż, jest nieco głupia. Na szczęście są to może ze dwie, trzy sytuacje, ale jednak. Są też małe luki w treści o które mogłabym się przyczepić. Niestety. Jednak jak podkreślałam od początku, jeśli tylko nastawimy się na to, że nie jest to książka, która ma nas powalić wątkiem kryminalnym, to jest to Ok.



Dodatkowym minusem, jest to, że jest to pierwszy z pięciu tomów, które niestety nie zostaną wydane po polsku. Podejrzewam, że książka się nie sprzedawała (klasyczny powód) i Dom Wydawniczy PWN nie zdecydował się wykupić praw do kolejnych tomów. Więc jeśli jesteście ciekawi kolejnych przygód Rose i Przystojnego Prawnika oraz Mrocznego Gangstera to zapraszam do lektury po angielsku.

W dużym skrócie jest to historia kelnerki, której przyjaciel znika w niewyjaśnionych okolicznościach, zostawiając jej wcześniej swój plecak. Dziewczyna, martwiąc się o niego, zaczyna go szukać na własną rękę i wplątuje się w mafijną intrygę. A że główny czarny charakter którego podejrzewa jest przystojny i ma wyraźną słabość do niej, no cóż... aż grzech by nie korzystać....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja przygoda z serią Kryminalnych zagadek panny Fisher rozpoczęła się przyznaję od... serialu. Owszem. Najpierw obejrzałam serial i zakochałam się doszczętnie. A gdy dowiedziałam się, że ów serial, który tak lubię, jest oparty na książkach szukałam wszędzie. I oto wydawnictwo Albatros pokazało, że wydadzą pierwsze 4 tomy. Urzeczona oczywiście czatowałam z datą premiery by się zaopatrzyć i przeczytać to cudo. I tak w kwietniu 2015 roku dorwałam pierwszy tom pt "Kokainowy blues".





Zacznijmy od tego co i kto i gdzie i kiedy. Akcja toczy się w latach 20 ubiegłego wieku w Australii. Naszą bohaterką jest sprytna i żądna przygód Panna Fisher. Panna z majątkiem i klasą, z ciekawą nieco mroczną przeszłością. Wraca po latach do rodzinnego Melbourne na prośbę jednego ze znajomych rodziny, który się martwi o córkę, którą to miałby podtruwać mąż by zająć jej majątek. Zadaniem Panny Fisher jest oczywiście dowiedzieć się prawdy i uratować dziewczynę. Jednak na miejscu okazuje się, że sprawa jest dużo bardziej złożona a do tego należy uratować nie jedną a wiele młodych dziewczyn a przy okazji nieco poromansować z przystojnym baletmistrzem oraz upartym komisarzem policji. Brzmi kusząco prawda?






Mamy tu zatem zderzenie dwóch światów, śmietanki towarzyskiej, nadal mocno tradycjonalistycznej, oraz klas robotniczych, chcących jakoś przeżyć w nowym świecie. Książka ta ma ogromny potencjał. Poruszane są tu bowiem kwestie nielegalnych aborcji, handlu narkotykami, oraz antykoncepcji. Wszystko w latach 20-tych ubiegłego wieku. Latach pełnych zakazów, pruderii i mimo wszystko rozwoju. Oczywiście dochodzą do tego kwestie złamania tabu, że kobiety nie nadają się do takich zawodów jak lekarze czy organy ścigania. Historyczne ciasteczko! Dodatkowo osadzone w miejscu tak nietypowym dla fabuły jak Australia. I jak mówiłam... książką ma potencjał. Ale niewykorzystany!


Bohaterowie są barwni, ciekawi, różnorodni, ale coś gdzieś nie styka. Fabuła kryminalna jest ok. Prosta, miła ale ok. Ale… nie wiem dokładnie, co jest nie tak, ale coś jest za proste. Książkę czytamy z łatwością i spokojnie kilka godzin nam wystarczy. I naprawdę uważam, że to mogła by być świetna książka! Świetny miły kryminał z serii tych jakie pisała Agata Christie. Z humorem, historią i fabułą. Ale coś nie wyszło. Nie umiem tego określić. I chyba największym zawodem dla mnie było to, że serial oparty na tych książkach jest świetny! Zabawny, trzymający w napięciu, pełen świetnych bohaterów. I gdy zabierałam się za tą książkę oczekiwałam czegoś jeszcze lepszego, co zwykle bywa gdy dochodzi do ekranizacji książek. A tu... psikus. Naprawdę dziwna rzecz. I nie chodzi o to, że jest to zła książka. Nadal warto ją przeczytać. Sęk w tym, że nie powala choć tak wiele obiecuje.

Zapraszam też na mojego bloga po więcej recenzji:
http://double-troubles-maker.blogspot.com/

Moja przygoda z serią Kryminalnych zagadek panny Fisher rozpoczęła się przyznaję od... serialu. Owszem. Najpierw obejrzałam serial i zakochałam się doszczętnie. A gdy dowiedziałam się, że ów serial, który tak lubię, jest oparty na książkach szukałam wszędzie. I oto wydawnictwo Albatros pokazało, że wydadzą pierwsze 4 tomy. Urzeczona oczywiście czatowałam z datą premiery by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Widzicie przyznaję, że kocham urban fantasy. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam połączenie magii i realiów współczesnych. Wplątania tego wszystkiego co magiczne w świat rzeczywisty, współczesny, który obecnie znamy. Może to jakaś forma dawania nadziei, że jednak nie jest tak do dupy jak się okazuje co dnia gdy włączam telewizor lub odpalam przeglądarkę. Może. Wiem, jednak, że póki co Pani Jadowska jest mistrzynią polskiego urban fantasy i choć jestem nieobiektywna, bo po prostu lubię tą autorkę i jej styl pisania, to musicie przyznać, że odwala kawał dobrej roboty. Jej światy są idealne a raczej po prostu nie są idealne. Nie są przerysowane, nie są mdłe, są ciekawe. I to osadzanie ich w polskich realiach. W polskich miastach! No musicie przyznać, że to cudo! I tak, jak poznaliśmy wcześniej świat z punktu widzenia Dory Wilk, magiczny Toruń (Thorn) oraz magiczne Trójmiasto, tak teraz Nikita (dawna dziewczyna Dory i najemnik) pokazuje nam swój punkt widzenia oraz Warszawę, a raczej Warsa i Sawę. Magiczne odpowiedniki naszej stolicy podzielone rzeką. Właśnie to jest jedną z najlepszych rzeczy w tej książce (oczywiście poza fabułą, ale do tego dojdziemy za chwilkę). Historia magicznej Warszawy, historia tak skonstuowana, by pomieścić bombardowanie i zniszczenie Warszawy podczas wojny, rozrost stolicy po wojnie, oraz stan obecny. Wszystko objęte magią! I powiem Wam, że ogromnie wielce zdradziłabym Wam na czym to tam się opiera ale to byłby za duży spoiler! A historia jest warta świeczki i tego by ją poznać. No dobra wróćmy do faktów. Fabuła. Jak w wypadku Dory fabuła była lekka i przyjemna (może poza ostatnim tomem, który był moim zdaniem ciężki), tak w wypadku Nikity jest inaczej, fabuła jest nieco ponura, dobijająca, pełna potworów i złych doświadczeń. I tą ciężką jakby nie patrzeć fabułę rozświetlają nam bohaterowie. No może nie sama Nikita, która jest największym ponurakiem (i ma do tego powody), ale już Robin (jej partner zawodowy) owszem. Nie widziałam bardziej pozytywnej osoby, która równocześnie kryje tak depresyjną postać. Właśnie to uwielbiam w książkach Jadowskiej, nic nie jest czarno-białe. Nic nie jest do końca oczywiste, a równocześnie tak czytelne. Owszem, Dora była postacią mocno stereotypową, choć nie da się jej nie lubić. Jednak postacie poboczne, które wraz z rozwojem cyklu zaczęły żyć własnym życiem, są coraz bardziej bogate. Uwielbiam Witkaca, który jest sierotą życiową i żadna kobieta by go nie chciała a równocześnie jest wspaniały i niezastąpiony. I takie postacie zaczynają się pojawiać w tej książce, są coraz bardziej bogate, co świadczy o rozwoju pisarskim Pani Jadowskiej.



No dobrze, o czym to wogóle jest. Mamy historię Nikity z zakonu Cienia, najemnika i córkę szefowej, która mimo traumatycznego dzieciństwa i w sumie dorosłego życia, stara się jakoś poukładać sobie istnienie. I nagle na jej drodze zostaje postawiony nowy partner, który nie ma przeszłości, bo ją wymazano, jedyne co ma to umiejętności bojowe i dziwny amulet z jeleniem. Na dodatek zostaje porwana niepisana dziewczyna Nikity, a wszystko zdaje się mieć związek ze sprawami rodzinnymi. To bardzo duży zarys, ale chcę byście mieli nakreśloną sytuację, jak zawsze pierwsze tomy mają za zadanie oczarować i wprowadzić w świat bohaterów i tu jak już wspominałam wcześniej, jest to zrobione perfekcyjnie. Mamy cudowny świat, oparty na polskich realiach i tak bliski z tego powodu nam polskim czytelnikom. Mamy nowych bohaterów, zarysowaną tajemnicę, rząd zagadek i niekonwencjonalną protagonistkę! Czemu? Oh kiedy ostatni raz czytaliście książkę, gdzie śliczna dziewczyna jest berserkiem? No właśnie. Jak pisałam wcześniej, to niekonwencjonalni bohaterowie a ja wciąż kombinuję kim jest Robin. Zresztą poznacie wszystkich jak tylko dorwiecie książkę, bo polecam ją gorąco. Jednak ostrzegam, książka wciąga i macie ją na jeden wieczór. Przyjemna, choć krótka, to diabelnie dobra.

Widzicie przyznaję, że kocham urban fantasy. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam połączenie magii i realiów współczesnych. Wplątania tego wszystkiego co magiczne w świat rzeczywisty, współczesny, który obecnie znamy. Może to jakaś forma dawania nadziei, że jednak nie jest tak do dupy jak się okazuje co dnia gdy włączam telewizor lub odpalam przeglądarkę. Może. Wiem, jednak, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to już trzeci z kolei tom o przygodach Kruczych Chłopców i Blue. I myślę, że jak na razie jest to najlepszy tom z całej trójki. Ustalmy jedno - ten tom jest po prostu N I E S A M O W I T Y! Autorka zaczyna łączyć wszystkie fakty, a im bliżej rozwiązania zagadki (odnalezienia grobu Glendowera) tym mroczniej! Cudo! Mamy więc coraz więcej mrocznych faktów z życia walijskiego króla. Pojawia się w końcu ojciec Blue i poznajemy tajemnicę profesora Malory'ego. Wszystkie wątki powoli się splatają, Cabeswater jest coraz bardziej szalone a Noah zaczyna być coraz straszniejszy. Ten tom łączy wszystko. Pojawia się szaleństwo, mrok i zło. W pełni czyste zło. To jest coś na co tak wyczekiwałam od początku! Oczywiście uwielbiam, gdy bohaterowie nie są czarno-biali, ale uwielbiam w takich historiach zło przeciwko któremu bohaterowie walczą. Cały tom jest usiany smaczkami jakich dawno nie czytałam. Pochłonęłam go w ciągu dwóch dni (bo pracowałam a sami rozumiecie, że ogranicza mnie to czasowo z czytaniem) i była to prawdziwa uczta. Naprawdę nadal jestem pod wrażeniem jak niektórzy autorzy potrafią stworzyć takie cuda. Historie, które gdzieś tam wryją się w pamięć i mózg i nie chcą odejść. Historie, które tworzą światy, nowe uniwersa. Pani Stiefvater właśnie to potrafi. I ja się tylko pytam.. KIEDY W KOŃCU TO ZEKRANIZUJĄ? Naprawdę, ten cykl jest tak dobrym, tak wspaniałym materiałem na filmy (bo w jednym filmie nie jest się w stanie zmieścić tyle tego dobrego co w książkach), że ja tylko czekam aż ktoś wpadnie na to, by wykupić prawa. Nic tylko czekać.

No dobra zachwycam się i zachwycam, ale czy nie mam jakiś innych odczuć do tego tomu? Ano mam.. zastanawia mnie kreacja Piper i Colina Greenmantle. To główni antagoniści w tej książce... Bez obrazy dla talentu pisarskiego autorki, ale oni są płytcy. Strasznie, strasznie mnie zawiedli, szczególnie Colin wspominany z wcześniejszego tomu, nakreślony jako naprawdę zły człowiek. Okazał się być płytki. Nie tylko z charakteru, ale i całego zarysu jego postaci. Jedynie to mi przeszkadzało w całym tomie. I trochę żal, bo Colin ( miał być fajnym "złym" a wyszedł taki sobie, taki pffyy... No cóż, nie można mieć wszystkiego.

Podsumowując, jeśli czytaliście pierwsze dwa tomy to bierzcie się i za ten i wraz ze mną czekajcie na ekranizacje. Oczywiście ekranizacja może być tym co złamie nam serce, ale jednak miejmy dobre nadzieje. Książka jest warta zachodu i naprawdę świetnie się ją czyta. Ja jak zawsze jestem pod wrażeniem tej serii.

Jest to już trzeci z kolei tom o przygodach Kruczych Chłopców i Blue. I myślę, że jak na razie jest to najlepszy tom z całej trójki. Ustalmy jedno - ten tom jest po prostu N I E S A M O W I T Y! Autorka zaczyna łączyć wszystkie fakty, a im bliżej rozwiązania zagadki (odnalezienia grobu Glendowera) tym mroczniej! Cudo! Mamy więc coraz więcej mrocznych faktów z życia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czytając tą książkę zaskakuje nas, z jednej strony prostota języka, z drugiej emocje bez emocji. Bohaterowie mówią o nich, przeżywają je i to te gwałtowne, jak miłość, nienawiść, smutek, strach a równocześnie opis tych emocji wydaje się chłodny jakby z otoczką rezerwy i wszechobecnego spokoju. Jest to tak charakterystyczne dla kultury japońskiej, ten brak eksponowania wprost emocji, niegodnych dla szanujących się, dobrze wychowanych Japończyków. I może to właśnie tak mocno odbija się w ich literaturze, jednak by stwierdzić to w stu procentach musiałabym czytać więcej i więcej autorów pochodzenia japońskiego.

Dobrze, wróćmy do książki. Do faktów. Jest to saga opisująca trzy pokolenia kobiet z rodziny Akakuchibów: Manyo - babki sieroty poślubiającej bogatego dziedzica, Kemari – jej zbuntowanej wiecznie córki artystki, oraz Toko, która w zasadzie opowiada nam całą sagę by w końcu dojść do odkrycia tajemnicy jaka ciąży na ich rodzinie. W jakimś stopniu jest to zatem legenda o kopciuszku w czasach rozwoju technologicznego Japonii. Legenda o magii, śmierci i prawdziwej przyjaźni, a na koniec historia współczesnej kobiety Japonii próbującej odnaleźć gdzieś siebie oraz próbującej odkryć tajemnicę morderstwa do jakiego na łożu śmierci przyznaje się jej babka.

Całą książkę podzielono na trzy rozdziały opowiadające trzem pokoleniom kobiet. Historie ich życia przeplatają się tworząc niesamowitą historię osadzoną w czasach po drugiej wojnie światowej. Mamy zatem Japonię, która się poddała, mamy obraz żołnierzy którzy wrócili z frontu, by na nowo uczyć się żyć w społeczeństwie, mamy rybaków i rzemieślników których postawiono przed gwałtownym rozwojem przemysłowym, mamy małe miasteczko idące z duchem czasu niekoniecznie dla dobra ich mieszkańców i mamy magię. Magię niezwykłą, jak i sama Japonia. Magię która jest czystą naturą, lasem, górami, wiatrem. Magię, która opisana przez bohaterów nie musi wcale być prawdziwa, ale oni w nią wierzą, więc jest. Mamy tu wszystko co japońskie. Honor, wiarę, dumę. Mamy mangę, bunt i gangi motocykli. Mamy w końcu tradycję i rozwój przemysłowy. Wszystko połączone w jakiś sposób. Przyznam, ze dawno nie czytałam takiej książki. Byłam i jestem nią oczarowana, zafascynowana i całkowicie pochłonięta. Nie umiem wyrazić jak bardzo mi się podoba. I w stylu pisania (choć do tego musicie się przyzwyczaić) i nawet w dziwnej narracji (do tego tym bardziej musicie się przyzwyczaić). Książka ta nie jest jednak książką jednego dnia. Wiele razy musiałam się zatrzymać, pomyśleć nad jej treścią, nad tym co przezywają bohaterowie i co się ma zdarzyć. Od początku wiemy, że ktoś został zamordowany i od początku książki snujemy rozważania wraz z Toko. Jest to niesamowite i bardzo inne jeśli chodzi o rozwiązanie wątku kryminalnego. Nie zdradzę wam zakończenia choć, przyznam, że domyślałam się w jakimś stopniu rozwiązania. Może dlatego, że tak dobrze poznajemy bohaterki? W jakiś sposób jesteśmy z nimi związani. To też niesamowita umiejętność autora. Sprawić, że jesteśmy częścią książki, jesteśmy jej bohaterami. No dobrze, ja wiem, ja ZAWSZE przeżywam książki, ale w tym wypadku było to czyste uniesienie. Naprawdę. Dodam tylko na koniec, że nie jest to książka dla osób szukających czegoś "bo lubią mangę i Naturo i wszystko co japońskie! Kawai!!!". Bardzo was przepraszam, ale was ta książka zmęczy, chyba, że chcecie sięgnąć głębiej w serce Japonii i poznać jej także nie tylko słodkie aspekty.



Podsumowywując polecam Wam ją ogromnie, jeśli macie więcej czasu w te niedługo na nowo zimowe wieczory. Historia niesamowita i warta poznania. Może nieco przybliży wam właśnie kulturę japońską i jej nieco zamkniętą, diabelnie skomplikowaną dla nas Europejczyków naturę.

Czytając tą książkę zaskakuje nas, z jednej strony prostota języka, z drugiej emocje bez emocji. Bohaterowie mówią o nich, przeżywają je i to te gwałtowne, jak miłość, nienawiść, smutek, strach a równocześnie opis tych emocji wydaje się chłodny jakby z otoczką rezerwy i wszechobecnego spokoju. Jest to tak charakterystyczne dla kultury japońskiej, ten brak eksponowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam szczerze, że „Złodziei Snów” połknęłam. Dosłownie, wystarczyły dwa luźniejsze dni i przeczytane. Po pierwszym tomie wiedziałam już czego się spodziewać i dzięki temu miałam inne nastawienie przy czytaniu i to mnie nieco zwiodło. Styl powieści został ten sam, tak samo świetnie się ją czyta, ale podejrzewam, że drugi tom powstał by móc wyjaśnić masę spraw, które w kolejnych tomach rozwijają fabułę i całą zagadkę śpiącego króla. I tak, drugi tom skupia się głównie na Adamie i Ronanie. Nazwa tomu wręcz wskazuje na samego Ronana, który już w pierwszym tomie przyznał się, że "wyciąga" rzeczy ze snów. Jego wątek i historia są niesamowite, pełne zagmatwań i nieoczekiwanych zwrotów akcji, nieco gwałtowne i chaotyczne, jak sam charakter Ronana. Muszę przyznać, że im dłużej czytam tą serie tym lepiej zauważam pewne niuanse i zmiany w prowadzeniu wątków i historii wszystkich postaci. Chodzi o to, że samo opisywanie, czy prowadzenie historii postaci odpowiada jej charakterowi. Mamy Ronana, wątek jest gwałtowny, agresywny, wulgarny, ale wewnątrz tego jest uczucie, lojalność i ciepło. Wątek Adama jest zagubiony, pojawia się i znika, nieco ukryty, bojaźliwy na swój sposób. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba to zagranie, choć rozumiem, dlaczego nie wszystkim czytelnikom ten tom przypadł do gustu.

Wracając jednak do Ronana. Do końca nadal nie wiemy, kim lub czym są wszyscy bracia Lynch. Dowiadujemy się jednak w końcu, co się stało z ojcem Ronana oraz dlaczego musiał zginąć. Pojawiają się nam nowi poboczni bohaterowie (naprawdę lubię kreowanie charakterów przez panią Stefivater, bo nie ma tu bohaterów do końca złych jak i do końca dobrych.), którzy na nowo rysują nam obraz sennego/magicznego miasteczka Henriertta.


Jeśli zaś chodzi o Adama, to przyznam, że miałam moment w którym mnie irytował. Ale było to związane z jego wyborami i w pełni prawdziwe jak na osobę w jego sytuacji (i o jego psychice). Nie był to błąd autorki, czy nagła zmiana charakteru postaci, ale czysta irytacja z serii "młody i głupi". Ale spokojnie, Adam potrzebował jak to zwykle on odbicia od dna by na nowo stać się postacią do której będziemy się uśmiechać. Jak mówiłam jego wątek jest nieco tajemniczy, może trochę dołujący z powodu tego, co kierowało Adamem. Chwilami zastanawiałam się, czy dzieciństwo w patologicznej rodzinie nie odbiło się na nim aż za nadto i nie straci on tego co zyskał, dążąc do celu który przesłonił mu nieco światopogląd. Jednak jak mówię wszystko to było potrzebne, by nakreślić nam wszystkie aspekty przed rozwiązaniem zagadki Króla.

Na koniec oczywiście chce zwrócić uwagę na postać Kavińskiego i jego zainteresowanie Ronanem. Przez całą książkę pojawiają się delikatne sugestie, co do jego orientacji seksualnej. I przyznam szczerze, że rozważam czy i sam Ronan też takowej nie ma. Ten wątek jest jednak tak subtelnie nakreślony, że nic nie jest opowiedziane wprost, delikatne sugestie, może słowa. Nic romantycznego, nic wręcz obleśnego. Wszystko pozostaje w domysłach. Do tego stopnia, że sami nie jesteśmy pewni czy tak było, czy nam się wydawało. Z pewnością jest to jeden z talentów autorki - tworzyć pewne rzeczy w sferze domysłów.



Podsumowując, książka jest inna od pierwszego tomu. Rozumiem, czemu nie wszyscy czytelnicy ją polubili, ale uważam (teraz gdy przeczytałam już trzeci tom), że jest ona potrzebna. Jak pisałam, nakreśla nam rozwój postaci, ich wątki i wprowadza nowe, ważne osoby. Nie jest tak porywająca jak pierwszy tom, czuje się po niej niedosyt Ganseya, Blue i Noah, jednak uważam ją nadal za bardzo dobrą pozycję.

więcej na :
http://double-troubles-maker.blogspot.com/2018/03/zodzieje-snow-maggie-stefivater-recenzja.html

Przyznam szczerze, że „Złodziei Snów” połknęłam. Dosłownie, wystarczyły dwa luźniejsze dni i przeczytane. Po pierwszym tomie wiedziałam już czego się spodziewać i dzięki temu miałam inne nastawienie przy czytaniu i to mnie nieco zwiodło. Styl powieści został ten sam, tak samo świetnie się ją czyta, ale podejrzewam, że drugi tom powstał by móc wyjaśnić masę spraw, które w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak wiecie, reklamowano ją jako „inną” wersję historii o Pięknej i Bestii. Kochamy widać syndrom sztokholmski. Czy to można zauważyć? Przyznam szczerze, że jest ten wątek. Bardziej z bajek braci Grimm niż z Disneya, ale jest. Mamy zatem biedną dziewczynę, trzecią córkę głodującej rodziny. Mamy środek zimy i mamy ojca kupca. Dziewczyna zabija wilka, który wilkiem nie jest. Jest on magiczną istotą Fearie i w zamian za jego zabicie dziewczyna musi poświecić swoje życie. Ma dwa wyjścia, albo spędzi resztę swoich dni w krainie magicznych, albo zostanie zabita na miejscu. Oczywiście pragnie uratować rodzinę (jest ich jedynym żywicielem, bo tatuś to pierdoła) i decyduje się na ta pierwszą opcję by w razie czego uciec. I tak poznajmy Bestie - Tamlilna który jest całkiem seksowną bestią i dość ludzką z wyglądu. Nasza bohaterka - Freya ma charakter i jakoś potrafi się odnaleźć w magicznym świecie. Szczególnie gdy staje przed przełamaniem klątwy by uratować przyjaciół oraz trzema zadaniami ( z serii "Mission Imposible") by ratować swoją miłość oraz skórę. Tyle z wprowadzenia dla tych co nie czytali. Dla tych którzy są fanami powiem, że dużo w fabule mnie zaskoczyło ( a to świadczy o naprawdę dobrym prowadzeniu akcji). Świat jest NAPRAWDĘ dobry. Wyjaśniony jest podział na krainy i Dwory oraz co i jak funkcjonuje w danym świecie. Przyznam, że byłam nieco niepewna w podejściu do tego świata, bo bardzo przypominał mi celtyckie dwory Seelie i Unseelie oraz same Sidhe ( a te już miałam mocno nakreślone przez cykl o Mery Gentry autorstwa Laurell K. Hamilton). Ogólnie autorka bardzo się opiera na tej mitologii i można znaleźć tu wiele podobieństw do celtyckich podań. Podoba mi się, że książka jest realnie okrutna gdy trzeba i czasem bajkowa (momentami wręcz naiwnie bajkowa, ale mi to nie przeszkadza, ponieważ opowieści celtyckie też takie są). Całość jest zgrana i miła w czytaniu. Mimo grubości książki akcja jest na tyle wciągająca, że nie zauważamy jak już kończymy tom. Osoby polecające mi ten tytuł ostrzegały, że książka długo się rozkręca. Owszem, wprowadzenie bohaterów nieco trwa i rzeczywiście zanim zaczniemy łapać co i jak to jest już 200 strona, ale nie jest to jakąś wadą, bo styl autorki jest naprawdę fajny. Muszę też przyznać, że bohaterka mnie NIE irytuje! A właśnie takiej się spodziewałam gdy przeczytałam opis. Podoba mi się też, że nie wie wszystkiego od razu. Jest człowiekiem i nie jest genialna (zdradzę wam, że jest analfabetką), popełnia błędy. Nie jest dzieckiem przeznaczenia, choć w jakiś sposób jest wybrana. Jednak na jej miejscu mógł być KAŻDY (a właściwie "każda" bo klątwa w książce dotyczy kobiety - kolejne nawiązanie do Pięknej i Bestii). To jest plus. Nie jest też wybitnie ładną czy utalentowaną bohaterką (tu ktoś może się kłócić, bo przecież maluje obrazy, ale nigdzie nie jest napisane że robi to wybitnie. Sama podkreśla, że nie jest z nich zadowolona). Ma charyzmę i upór i to jej daje przewagę w okrutnym świecie magicznych.

Zastanawiałam się nad wadami. Możliwe, że wadą jest nieco za szybkie poprowadzenie akcji w wypadku trzech zadań Freyi, ale to kwestia gustu. Cieszę, się że książka ma jeszcze dwa tomy, bo nieco brakuje mi też nakreśleń postaci pobocznych. Oczywiście Fearie wyższego rodu (patrz - seksowni faceci) są całkiem nieźle rozwinięci i opisani, ale co z resztą? Dałoby radę jeszcze ładniej ją tu określić. Ale jak mówię, są kolejne tomy i kolejne oczekiwania. Co jeszcze... czy ktoś wie czy ta seria ma jakiś tytuł? Nazwę? Wszędzie figurują nazwy tomów, ale nie serii. Ach! I jeszcze jedno jak do diabła się czyta "Prythian" ???

Podsumowując, jest to książka dla dziewczyn. Ilość seksownych facetów na metr kwadratowy to potwierdza. Oczywiście, chłopak też może znaleźć przyjemność w czytaniu tej serii, ale najwięcej wyciągnie jednak dziewczyna. Owszem jest to wyraźne YA, i kierowane jest przede wszystkim do takich odbiorców. Jednak uważam, że ktoś starszy też będzie zadowolony z czytania tej historii. Nie zawiedzie się.

Jak wiecie, reklamowano ją jako „inną” wersję historii o Pięknej i Bestii. Kochamy widać syndrom sztokholmski. Czy to można zauważyć? Przyznam szczerze, że jest ten wątek. Bardziej z bajek braci Grimm niż z Disneya, ale jest. Mamy zatem biedną dziewczynę, trzecią córkę głodującej rodziny. Mamy środek zimy i mamy ojca kupca. Dziewczyna zabija wilka, który wilkiem nie jest....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/01/jest-zima-i-niby-jest-i-niby-jej-nie-ma.html#more

Wybrałam ją bo zaintrygowały mnie teksty typu:„Jest to gatunek Urban Fantasy, ale inny”„jest to INNA książka fantastyczna niż do tej pory czytaliście”
Niby no wiecie, standardowe teksty pojawiające się na każdej książce do których podchodzę raczej sceptycznie. Ale tu było inaczej. Wszędzie, ale to wszędzie ludzie, krytycy, recenzenci książkoblogowi (ośmieliłam się stworzyć słowo) podkreślali to słowo INNA. Z takim natchnieniem, że stwierdziłam no dobra. Zainteresowaliście mnie. Przeczytałam opis.. i.. oho to mi bardziej na Science fiction wygląda… ale ok weźmy. I zaniemowiłam. Książka już od pierwszych stron zaczyna intrygować i wciągać w akcje, w świat tak perfekcyjnie zbudowany, że człowiek wsiąka (nawet bardziej niż woda w ściereczkę Viledy).

Pan Daniel O’Malley stworzył istny majstersztyk. Widzimy dokładnie funkcjonowanie świata, tajnej organizacji o niebo lepszej o MI6, widzimy naprawdę bogatych duchowo bohaterów. Pełnych własnego Ja. Pełnych tajemnic. I Gwarantuję przez 90% książki co chwilę będziecie podejrzewać kogoś! Cudo! To jakby połączyć thriller, kryminał, science fiction, urban fantasy i komedie w jedno. Bo jeszcze nie wspominałam, że książka ma całą masę genialnego humoru. Autor magicznym sposobem władował to wszystko w jedną książkę i o bogowie! Ma to ręce i nogi!
No dobra, oczywiście nic nie jest perfekcyjne. Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to do imion. Ja wiem, że pisał to obcokrajowiec. Ja wiem, że dla Australijczyka imię głównej bohaterki to nie problem ( choć sama bohaterka wypowiada je ponoć źle i przez pierwsze strony tłumaczy jak je czytać ), ale nosz kurczaczek! Całą książkę miałam z nimi problem! MYFANWY ??!! Imiona! Ja wiem, że to rzecz do której absolutnie nie powinnam się przyczepiać, ale ugh!

Tyle w temacie negatywnych emocji do autora. Co do książki.. drogie wydawnictwo Papierowy Księżyc, nie jestem gramar nazi, nie jestem hejterem, ale co się stało u was z redaktorami dzieje, albo co się stało w drukarni? Tylu błędów w druku jeszcze nie widziałam ( no chyba że w moich esejach na studiach… ale ich na szczęście nigdzie nie opublikowano). Brak liter, połączone słowa, zdublowane słowa, dodatkowe spacje między literami.. horror. Bynajmniej nie literacki. Była to jedyna rzecz jaka mnie odrywała od fabuły, a wierzcie mi zwykle to olewam. Jeden dwa błędy mogą się zdarzyć. Ale tu to był jakiś pogrom! Jak kocham was moje drogie wydawnictwo za wydanie takiej perełki, tak mam ochotę udusić za odwalenie czegoś takiego.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/01/jest-zima-i-niby-jest-i-niby-jej-nie-ma.html#more

Wybrałam ją bo zaintrygowały mnie teksty typu:„Jest to gatunek Urban Fantasy, ale inny”„jest to INNA książka fantastyczna niż do tej pory czytaliście”
Niby no wiecie, standardowe teksty pojawiające się na każdej książce do których podchodzę raczej sceptycznie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/trup-na-plazy-i-inne-sekrety-rodzinne.html#more

Jest to pierwszy debiut w "pełni" kryminalny (wcześniej wątki kryminalne były, ale zazwyczaj osadzone w realiach fantastycznych) pani Anety Jadowskiej. Od czasu „Złodzieja Dusz”, w którym pojawiły się pierwsze wątki kryminalne przepłynęło wiele wody i kunszt autorki nabiera coraz więcej perfekcji i mocy. I wiedziona instynktem sięgnęłam po książkę z entuzjazmem i przyznaje nie zawiodłam się. Styl pani Jadowskiej pozostał, kryminał nie jest ciężki, depresyjny, okalany strachem i brutalnością. Naprawdę nie lubię takich kryminałów, wręcz nienawidzę czytając książkę czuć się depresyjnie. Lubię myśleć nad lekturą, cieszyć się, że wymaga ode mnie więcej uwagi. Ale nienawidzę, jeśli po przeczytaniu mam ochotę rzucić się pod tramwaj. Może dlatego rzadko sięgam po kryminały norweskich autorów, którzy chyba lubują się w takich klimatach (to oczywiście generalizowanie, ale sami rozumiecie). Stąd mój zachwyt, gdy czytając książkę okazało się, że bohaterka jest normalna, zdarzają jej się przykre a czasem śmieszne sytuacje. Całkowicie normalne, życiowe, a ona sama nie jest jakąś super mega bohaterką a całkowicie zwyczajną dziewczyną. Nakreślone charaktery postaci pobocznych w książce też są dobre (nie spodziewałabym się niczego innego po książce autorstwa pani Jadowskiej). Uwielbiam to, że autorka często opisuje naszych policjantów takimi jacy są. Pokazuje ich dobre i gorsze strony, typy z czasów PRL oraz tych nowoczesnych młodych wilków. Dodatkowo miejsce akcji, czyli Ustka wraz z jej charakterem, urokiem i magią małego miasteczka, są świetnym dopełnieniem powieści. Bardzo dobrze widać tu pracę i czas, jaki autorka włożyła w zbieranie materiału do książki. To jedna z wielu rzeczy jakie podziwiam w książkach pani Jadowskiej. Książkę czyta się płynnie, przyjemnie i całość po prostu wciąga. Nie byłam pewna zakończenia historii i przyznaję czytałam dwa razy fragment rozwiązania zagadki, ale jest on prawidłowy i dobry.Tego się będę trzymać, choć odbiega on w przyjemny sposób od standardowych rozwiązań w kryminałach.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/trup-na-plazy-i-inne-sekrety-rodzinne.html#more

Jest to pierwszy debiut w "pełni" kryminalny (wcześniej wątki kryminalne były, ale zazwyczaj osadzone w realiach fantastycznych) pani Anety Jadowskiej. Od czasu „Złodzieja Dusz”, w którym pojawiły się pierwsze wątki kryminalne przepłynęło wiele wody i kunszt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/magiczne-akta-scotland-yardu-anna-lange.html#more

Zaczynając od początku.. po dobrych 120 stronach byłam prawie pewna, że to książka spisana na scenariuszu gry RPG ( miałam już styczność z taką książką i był to ogromny zawód..) na szczęście było to mylne uczucie. Powiedziałabym, że książka mocno skupia się na kwestiach struktur społecznych XIX wiecznej Anglii , perypetii rodzinnych oraz konfliktów w kwestii dziedziczenia.Taka trochę inna wersja klasyków angielskich. Kwestie magii i fantasy są tu na drugim planie jeśli chodzi o fabułę. I jeśli chodzi o magię właśnie nie do końca rozumiem sens „poziomu mocy człowieka magicznego” jakim posługuje się narrator. Autorka uznała, że każdy ma ( jak w grach komputerowych) ograniczony poziom magii który zużywa każdym rzuconym przez siebie zaklęciem, a który sam się odnawia z czasem. Taka jakby bateria magiczna. Zatem mamy osobę która rzuci z 3 zaklęcia i poziom magii się wyczerpuje i koniec, jest bezbronna (magicznie oczywiście, bo broń palną lub białą może posiadać i używać).
Rozumiem, że chodziło o to by człowiek posługujący się magią nie był wszechpotężny, ale idea ta jest to dla mnie zbyt podobna do tej z gier komputerowych.Czytając fragmenty z użyciem zaklęć wciąż miałam przed oczyma niebieski i czerwony pasek z HP i MP ( czyli zdrowie i moc dla nie-graczy ). No proszę was! Jakbym czytała gre komputerową!
Drugą rzeczą jakiej mogłabym się przyczepić jest brak wyjaśnienia pojęć magicznych. Glyfy czy rodzaje uprawianej magii. Jeśli ktoś lubi fantastykę zapewne wie czym jest kinomancja lub nekromancja. Jednak reszta czytelników? Dla nich to pojęcia obce i nieznane. Nic o nich nie wiadomo. Takie zakładanie, że tylko wprawny fantasta sięgnie po tą książkę jest trochę na wyrost.
Kolejną dziurą w treści jest brak czegoś więcej jeśli chodzi o Wydział Magiczny. Sięgając miałam nadzieje, że będzie on głównym miejscem akcji. Jego tłem. A tu się okazuje, ze jest on potraktowany mocno po macoszemu. Stąd uważam że nazwa książki wręcz wprowadza w błąd! To nie są "akta wydziału magicznego" a "historia rodziny LaFey"!
Kolejną rzeczą jaka może zaskakiwać to niesamowita ilość retrospekcji. Jest ich chyba z 12 w całej książce i przeplatają się one z rozdziałami. Z początku może było to niesamowicie dziwne, podobnie jak pisanie z punktu widzenia bohatera. Nie jednego, a każdego który akurat się pojawia. Ale po czasie łączy się w to jedną całość i wtedy mamy pewność zrozumienia całości. A retrospekcje pomagają bardzo zrozumieć powiązania oraz motywy postępowania bohaterów w czasie teraźniejszej akcji.
Coś co jeszcze nieco mnie zmartwiło to nieco skrócone na siłę zakończenie. Rozumiem, ze autorka chciała zrobić je otwarte, by z czasem moc na przykład napisać kontynuacje (czego bym bardzo chciała, bo z bohaterami ciężko się rozstać), ale podsumowanie wydarzeń i konsekwencji tych wydarzeń jest no cóż, skrócone do absolutnego minimum.

Spodziewałam się całkiem czegoś innego i możliwe, że to było przyczyną pewnego rozczarowania. Nie chodzi o to, że to zła książka. Ba! Jest to świetna książka którą mogę polecić każdemu kto lubi klimaty angielskiej arystokracji. Jednak jeśli ktoś się spodziewa kryminału czy powieści fantasy pełnej magii mogę od razu powiedzieć, że może się mocno zawieść.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/magiczne-akta-scotland-yardu-anna-lange.html#more

Zaczynając od początku.. po dobrych 120 stronach byłam prawie pewna, że to książka spisana na scenariuszu gry RPG ( miałam już styczność z taką książką i był to ogromny zawód..) na szczęście było to mylne uczucie. Powiedziałabym, że książka mocno skupia się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/magia-kasa-ilona-andrews-recenzja.html#more


Zacznijmy od tego, jakie mamy tu uniwersum. Dlaczego warto zwrócić na nie uwagę? Bo jest to uniwersum postapokaliptyczne. Mamy świat, gdzie doszło do przesilenia techniki i nagle magia niczym jakaś forma energii wybucha nieoczekiwanymi falami niszcząc technikę. Z jednej strony są jakieś pozostałości techniki (telefony, komputery), z drugiej jest magia, która pojawia się falami budząc czasem potwory i starych bogów. Nigdy nie byłam fanem tematów postapokaliptycznych, ale to uniwersum jest niesamowicie ciekawie skonstruowane. Lubię takie światy. Sycę się tym, jeśli są tak doskonale zbudowane, mają konkretne zasady i wyjaśnione prawa działania. To pierwsza rzecz jaka mnie uwiodła gdy zaczęłam czytać pierwszy tom. Drugą są bohaterowie. Bardzo barwni, niesamowicie skonstruowani, na zasadach jakie uwielbiam. Mamy oczywiście schematyczną bohaterkę – Kate Daniels. Pyskatą, wygadaną, z tajemniczą przeszłością oraz umiejętnościami odrąbywania łbów niegrzecznym potworom. Nie jest ona jednak mdła. Od razu da się ją polubić. Dodatkowo sceny komediowe z nią są naprawdę świetne. Uwielbiam parskać śmiechem podczas takiej lektury (jeśli oczywiście nie zaburza to tylko klimatu opowieści). Przyznam, że od pierwszego tomu przewidywałam jej „tajemniczą tajemnicę” ale to był specjalny zabieg autora. Postacie poboczne są cudownym zaskoczeniem. Naprawdę świetnie rozbudowane, zabawne i barwne. Do tego stopnia, że cześć z nich doczekała się własnych opowiadań. Niestety nie miałam okazji ich jeszcze czytać, są jednak na liście „must have”. I najważniejsze - cudowny bohater męski. Serio. Kocham. Uwielbiam drania. Póki co, nie widzę dla niego jakiejś konkurencji, ale nie mówię hop może się jeszcze zaskoczę. Curran – bo tak ma na imię nasz bohater (drań seksowny) - jest Władcą Bestii (zmiennokształtnych, których istota i pochodzenie genialnie jest opisane i wyjaśnione. Nic wam jednak nie zdradzam!). Cieszy mnie to, że bohater męski jest (dosłownie) samcem alfa i przejawia normalne cechy mężczyzn. Nie jest wyidealizowany. Nie jest wszechpotężny i wszechwiedzący i nie ratuje ciągle z opresji naszej biednej bohaterki. Naprawdę mocny, fajny charakter. Do samego końca kibicowałam mu we wnerwianiu Kate!
Dodatkowo mamy tu świetny wątek kryminalny, i to miłe przyjemne napięcie oskarżania każdego, kto się pojawi o zbrodnię. Jednak widzę, że głównym celem tego tomu jest po prostu przedstawienie świata i głównych aktorów (bohaterów). Dlatego też mimo ciągłej akcji autorka mocno skupia się na opisach oraz wyjaśnieniu zasad działania świata. Uwaga! Nie ma jednak przynudzania! Długaśnych opisów rodem z „Nad Niemnem”! Zdradzę jeszcze, że naprawdę ogromnie mi się podoba teoria, skąd biorą się wampiry oraz zmiennokształtni. Ale już ciii nic więcej nie piszę! Przeczytacie - zobaczycie.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/magia-kasa-ilona-andrews-recenzja.html#more


Zacznijmy od tego, jakie mamy tu uniwersum. Dlaczego warto zwrócić na nie uwagę? Bo jest to uniwersum postapokaliptyczne. Mamy świat, gdzie doszło do przesilenia techniki i nagle magia niczym jakaś forma energii wybucha nieoczekiwanymi falami niszcząc technikę. Z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Idiota skończony Krzysztof Abramowski, Adrian Atamańczuk, Ewa Białołęcka, Bartek Biedrzycki, Michał Gołkowski, Krzysztof Haladyn, Aneta Jadowska, Tomasz Kołodziejczak, Jacek Komuda, Hubert Olkowski, Marcin Podlewski, Robert J. Szmidt
Ocena 6,5
Idiota skończony Krzysztof Abramowsk...

Na półkach: , ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/idiota-skonczony-antologia-recenzja.html#more

Na pewno dużymi zaskoczeniami było opowiadanie „Garażowy” pani Ewy Białołęckiej , „Ostatni dzień służby” pana Krzysztofa Abramowskiego oraz „Wyklęci” Michała Gołkowskiego.

W wypadku „Garażowego” jest to świetna miła komediowa historia z pełną słowiańskich stworzeń oprawą. Naprawdę pozytywna i śmieszna z ładnie naznaczonymi bohaterami i przyznam sięgnęłabym po cześć dalszą! Dlaczego było to dla mnie zaskoczenie? Bo znam inne książki pani Białołęckiej i nigdy jakoś po nie nie sięgałam! „Tkacz iluzji” czy „Kroniki drugiego kręgu” nigdy nie zachęcały mnie swoimi opasami a wręcz odstraszały. Były dla mnie zbyt trywialne, dziecięce (mimo że sama miałam wtedy nie więcej jak 15 lat). W każdym razie nie znałam zatem stylu autorki i nagle szok! Możliwe ze nawet sięgnę jednak po tamte historie? Może mnie zaskoczą?



Jeśli zaś chodzi o „Ostatni dzień służby” to przyznaję nie kojarzę w ogóle pana Krzysztofa Abramowskiego. Nic a nic. Do tego stopnia, że zaczęłam robić reaserch w internetach by sprawdzić kto to taki i co napisał. Historia biesów wojskowych z Lublina. Świetnie ustawiana w czasie, doskonały styl i wysmakowana akcja (chyba głodna jestem jak to piszę… ) Naprawdę super. Chętnie bym sięgnęła po coś tego autora, ale… nie widzę nigdzie nic innego. Poza jedną z wcześniejszych antologii z fabryki Słów. Czy zatem pomożecie? Znacie może coś więcej pana Krzysztofa Abramowskiego?

Ostatnim opowiadaniem na które zwróciłam uwagę było opowiadanie pana Michała Gołkowskiego pt. „Wyklęci”. Świetnie poprowadzona fabuła! Historia z puentą. Nieco smutna i do zastanowienia. Jednak warto przeczytać. Tu nie chciałabym kontynuacji czy rozwinięcia. Opowiadanie jest dobre samo w sobie i nic więcej mu nie trzeba. Kończy i zaczyna wszystko. Naprawdę ciekawa perełka jak dla mnie. Nie sięgam raczej po tak mocno męską wojskowo-historyczną fantastykę, ale przyznaję chętnie w przyszłości przeczytam „Komornika”. Jeśli ma tak fantastycznie poprowadzoną akcję jak to opowiadanie. Mocno polecam i mam wielkie nadzieje co do innych książek autora.

Oczywiście, nie wszystkie opowiadania przypadły mi do gustu. Jednak , żadne nie było złe czy beznadziejne. Po prostu nie zwróciły mojej uwagi lub zostawiły jakiś niedosyt lub niesmak. Tyle. Są style autorów których nie lubię i będzie mi ciężko się do nich przekonać. Po prostu.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/idiota-skonczony-antologia-recenzja.html#more

Na pewno dużymi zaskoczeniami było opowiadanie „Garażowy” pani Ewy Białołęckiej , „Ostatni dzień służby” pana Krzysztofa Abramowskiego oraz „Wyklęci” Michała Gołkowskiego.

W wypadku „Garażowego” jest to świetna miła komediowa historia z pełną słowiańskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/krol-krukow-maggie-stefivater-recenzja.html#more


Zacznijmy o tego co klasyczne. Mamy zatem pięcioro głównych bohaterów w wieku 16-17 lat mieszkających w miasteczku Henrietta w USA (sprawdzałam istnieje naprawdę!) Jedną pannę i 4 cudownych chłopaków, każdy inny i pewnie każdy się w niej kocha. Nie, żartuję. Tylko jeden. Reszta to kumple. I tak mamy kolejny klasyk, czyli mały gang, klikę, grupę przyjaciół czy jak to tam nazwiecie. Książka opowiada o ich przygodach, o relacjach w tej grupie i, w pewnym stopniu, o dojrzewaniu, na szczęście nie skupia się na tym! Mamy typowe problemy nastolatków ale, i co najważniejsze, przygodę, kryminał i niesamowitą magię. Magię ślicznie wkomponowaną w normalny świat. To absolutnie nie jest Urban fantasy. Magia jest, ale tak naprawdę nie jest ona najważniejsza.Nie dominuje tego świata, nie nakreśla go, ale jednocześnie się w niego wplata. Dzieciaki są, ale nie są mdłe, proste i prymitywne jak w niektórych tego typu opowieściach. Mają charakter. Niesamowicie narysowany słowami i uwydatniony w ciągu jednego (zaledwie) tomu, pełen charakterystycznych zachowań idealnie dopasowanych do konkretnej postaci i pozycji społecznej. O czym mówię? Wszyscy chłopcy uczęszczają do prywatnej elitarnej szkoły dla chłopców. Troje z bogatych rodzin, z różnych środowisk śmietanki towarzyskiej. Mamy typowych bogaczy, zarówno tych co celują w senat jak i tych którzy wzbogacili się na jakiejś inwestycji. Pełen przekrój elity. Czwarty z chłopców to stypendysta z patologicznej rodziny. Bity przez ojca, a mimo to posiadający wielkie ambicje i chęć wybicia się z biedy i przemocy w jakiej się wychował. Cała ta zgraja poznaje ekscentryczną, lekko hipisowską dziewczynę mieszkającą z samymi jasnowidzącymi kobietami. I choć ona sama nie posiada daru jasnowidzenia, jest niesamowitym łącznikiem/baterią z tą stroną magii jakiej potrzebują. Naprawdę podziwiam to z jaką wprawą są tu nakreślone charaktery bohaterów. Będę się jeszcze pewnie przez godzinę zachwycać, ale nigdy tak pozytywnie się nie rozczarowałam jak tu!
Do całości dodajmy otoczkę małego miasteczka, tajemne rytuały, duchy i niesamowitą przygodę poszukiwania grobu walijskiego króla. Dbałość o szczegóły historyczne to prawdziwy smaczek. A ja doceniam takie małe akcenty, które świadczą o pracy autora nad zbieraniem materiałów do powieści. Książka też kończy się tak by oczekiwać dalszych części, ale nie zostawia jakiegoś niedosytu historii wręcz przeciwnie - chcesz sięgać po więcej. Nie ma jakiś niedopowiedzeń które psują obraz całości, ale miłe obietnice tego co będzie dalej.

Więcej na blogu:
www.double-troubles-maker.blogspot.com/2018/02/krol-krukow-maggie-stefivater-recenzja.html#more


Zacznijmy o tego co klasyczne. Mamy zatem pięcioro głównych bohaterów w wieku 16-17 lat mieszkających w miasteczku Henrietta w USA (sprawdzałam istnieje naprawdę!) Jedną pannę i 4 cudownych chłopaków, każdy inny i pewnie każdy się w niej kocha. Nie, żartuję....

więcej Pokaż mimo to