-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2024-04-30
2024-04-28
2024-04-27
2024-04-22
2024-04-19
Bardzo ważna książka i bardzo wstrząsająca. Wzbudza wiele emocji. Sama jestem po ciężkim porodzie i oczywiście, że przywołała wspomnienia, które na co dzień staram się zepchnąć ze świadomości, nie myśleć o tym, ale ten reportaż daje też częściowo ukojenie. Raz, słuchając historii innych kobiet, myślę że nie jestem sama, że to co odbieram jako wydarzenia, które nie powinny się wydarzyć, również inne kobiety tak odbierają. Dwa - część książki, w której autorka nazywa to, co się wydarzyło fachowymi terminami, opisuje na czym to polega i podkreśla, że to się nie powinno wydarzyć daje poczucie, że nie jestem histeryczką, że tak to odbieram, że moje uczucia są ważne i że mam prawo się tak czuć. Duży plus za rozmowy z położnymi, szkoda że głównie z takimi, które pracują za granicą. Aż zazdroszczę, że tam są te położne (chociaż fakt, podkreślały, że nigdzie nie jest idealnie, ale i tak jest lepiej). Brakuje mi tylko jednej części - pozytywnych historii porodowych opowiedzianych przed rodzące. Tak trudno trafić na pozytywne historie, a myślę, że również ich potrzebujemy. Ja ich potrzebuję, żeby przekonać się, że są dobre porody. Żeby mieć nadzieję, że jeśli zajdę w ciążę i urodzę drugie dziecko, to że ten drugi poród może być dobry, że są takie porody. Również tu, w Polsce.
Polecam, przede wszystkim kobietom, które źle wspominają swój poród - o ile oczywiście mają na to tyle siły. Po to, by przekonały się, że nie są jedyne, że ich intuicja mówi prawdę, że to nie powinno się przydarzyć. Ciężarnym zdecydowanie odradzam pierwszą część, ale polecam wywiady z położnymi i przede wszystkim samą końcówkę, gdzie jest mowa o prawach rodzącej (dopiero z tej książki się dowiedziałam, że jedno z moich praw zostało złamanych, prawo, które BARDZO wpłynęły na cały mój poród). Natomiast bliskim ciężarnej, tym, którzy będą jej towarzyszyć przy porodzie, zdecydowanie polecam całość - przede wszystkim, by potrafili rozpoznać zachowania personelu, które NIE POWINNY się wydarzyć.
Chociaż słuchanie tej książki (przesłuchałam audiobooka) wzbudziło we mnie wiele trudnych emocji, z którymi teraz muszę sobie jakoś poradzić, cieszę się, że to zrobiłam. Mam nadzieję, że z czasem to, co dzieje się na porodówkach się zmieni.
Bardzo ważna książka i bardzo wstrząsająca. Wzbudza wiele emocji. Sama jestem po ciężkim porodzie i oczywiście, że przywołała wspomnienia, które na co dzień staram się zepchnąć ze świadomości, nie myśleć o tym, ale ten reportaż daje też częściowo ukojenie. Raz, słuchając historii innych kobiet, myślę że nie jestem sama, że to co odbieram jako wydarzenia, które nie powinny...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-17
2024-04-15
2024-04-08
2024-04-11
2024-04-03
Lubię sięgać po książki Andersa Hansena, odkąd przeczytałam "Wyloguj swój mózg", które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ucieszyłam się z nowej książki w serii, ale byłam zaskoczona, gdy zorientowałam się, że "Rozruszaj swój mózg" jest wznowieniem, tyle że pod nowym (moim zdaniem ciekawszym) tytułem i ze znacznie ładniejszą szatą graficzną (wizualnie podoba mi się cała seria). W środku książka również bardzo mi się podoba - zastosowanie żółtego koloru (np. jako ramki) sprawia, że tekst jest bardziej przejrzysty i książkę czyta się dużo lepiej. Natomiast jako tekst mógłby być trochę ciemniejszy, przy gorszym świetle trudniej go odczytać.
Jedną z zalet tego, że książka została wznowiona jest to, że w ogóle ją przeczytałam. Do tej pory nie miałam tego w planach, ponieważ sądziłam, że skoro autor wydał 4 lata później (w oryginale) kolejną książkę o aktywności fizycznej, to pewnie musiał ją bardziej przemyśleć i uzupełnić, więc po lekturze "W zdrowym ciele zdrowy mózg" nie ma sensu sięgać do tej wcześniejszej pozycji... Myliłam się. Oczywiście połowa informacji się powtarza (i też nie pamiętam wszystkiego, zbyt wiele czasu minęło od lektury), natomiast pewne tematy wydają mi się tutaj bardziej rozbudowane i mam poczucie, że dowiedziałam się czegoś nowego. Przede wszystkim zaciekawiły mnie rozdziały o genetyce i HIIT, resztę czytało się również z przyjemnością, ale dla mnie to była taka powtórka. Autorzy często powtarzają te same informacje w odniesieniu do różnych kontekstów (chociaż i tak mam wrażenie, że tych powtórzeń jest tu mniej niż w kolejnych książkach Hansena), ale mnie osobiście to nie przeszkadzało, właściwie myślę, że dzięki temu łatwiej zapamiętać to, co najważniejsze. Autorzy również sami piszą, że uprościli pewne zagadnienia medyczne - co dla mnie jest plusem, ponieważ nie trzeba bardzo się koncentrować, by zrozumieć ich wyjaśnienia. Ogólnie książka nie wymaga dużego skupienia, czyta się ją szybko, lekko i przyjemnie. Polecam.
Dodatkowym plusem jest to, że lektura tej książki zmotywowała mnie do większej ilości ruchu - na razie głównie spacerów i ogólnego ruszania się po domu, zamiast zalegania na kanapie :)
Za książkę dziękuję wydawnictwu Znak.
Lubię sięgać po książki Andersa Hansena, odkąd przeczytałam "Wyloguj swój mózg", które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ucieszyłam się z nowej książki w serii, ale byłam zaskoczona, gdy zorientowałam się, że "Rozruszaj swój mózg" jest wznowieniem, tyle że pod nowym (moim zdaniem ciekawszym) tytułem i ze znacznie ładniejszą szatą graficzną (wizualnie podoba mi się cała...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-23
Jedno mi przeszkadza w tej książce: tytuł. Może to kwestia interpretacji, ale moim zdaniem o wiele lepiej by pasowało do treści „Gdybyś mnie teraz zobaczyła”. Taka mała różnica, prawda? A tak wiele zmienia. Bo w tej powieści chodzi przede wszystkim o to, by Elizabeth zobaczyła Ivana. A nie odwrotnie.
Powieść kompletnie zaskoczyła mnie elementami, które z całą pewnością nie mogą wydarzyć się w rzeczywistości. A może jestem po prostu człowiekiem zbyt małej wiary?
Od razu pokochałam tę książkę, ponieważ Ivan ukazuje Elizabeth, jak należy żyć, by cieszyć się każdą chwilą. Podczas gdy on ją tego uczy, my również „bierzemy” coś dla siebie. Po lekturze czułam się tak przepełniona emocjami i motywacją, by cieszyć się z wszystkiego, co posiadam. Do tego w jakimś stopniu podniosła mnie na duchu. Jestem pewna, że jeszcze kiedyś wrócę do tej powieści. Chociaż to romansidło, jest takie inne niż zwykle. I czyta się bardzo dobrze. Oraz przede wszystkim to coś więcej niż tylko romansidło.
Jedno mi przeszkadza w tej książce: tytuł. Może to kwestia interpretacji, ale moim zdaniem o wiele lepiej by pasowało do treści „Gdybyś mnie teraz zobaczyła”. Taka mała różnica, prawda? A tak wiele zmienia. Bo w tej powieści chodzi przede wszystkim o to, by Elizabeth zobaczyła Ivana. A nie odwrotnie.
Powieść kompletnie zaskoczyła mnie elementami, które z całą pewnością nie...
2024-01-08
2024-03-16
2024-03-15
2024-03-11
2024-03-07
Jedna z najciekawszych i najbardziej inspirujących książek o wychowywaniu dziecka, jaką przeczytałam. Poza dużą dawką wiedzy (trochę teorii, ale też sporo opisywania jak coś zastosować w praktyce i konkretne przykłady) podoba mi się przesłanie: więcej luzu, mniej perfekcyjności. Pomaga też zrozumieć sposób myślenia dziecka :)
Jedna z najciekawszych i najbardziej inspirujących książek o wychowywaniu dziecka, jaką przeczytałam. Poza dużą dawką wiedzy (trochę teorii, ale też sporo opisywania jak coś zastosować w praktyce i konkretne przykłady) podoba mi się przesłanie: więcej luzu, mniej perfekcyjności. Pomaga też zrozumieć sposób myślenia dziecka :)
Pokaż mimo to2024-01-25
Emily pisze książki dość nierówno, "Beach read" i "Book lovers" bardzo mi się podobały i dlatego sięgam po jej kolejne pozycje, "Ludzie, których spotykamy na wakacjach" podobało mi się dużo mniej, ale jeszcze było takie do przeczytania, natomiast "Happy Place" jest zdecydowanie najsłabszą pozycją z tych czterech. Przyznam, że dawno nie męczyłam się podczas czytania książki i początkowo myślałam, że jest to spowodowane zmęczeniem podróżą i zwiedzaniem (bo wybrałam tę pozycję jako coś lekkiego na urlop), natomiast jak miałam jeden spokojny dzień, podczas którego mogłam dokończyć tę książkę i bardziej się na niej skupić, doszłam do wniosku, że to bardziej wina samej książki, bo jest tak nudna i czasami chaotyczna, przede wszystkim na początku, że dość trudno przez nią przebrnąć. Nie porzuciłam jej tylko dlatego, że miałam nadzieję, że później się trochę rozkręci, ale nic z tego.
Emily pisze książki dość nierówno, "Beach read" i "Book lovers" bardzo mi się podobały i dlatego sięgam po jej kolejne pozycje, "Ludzie, których spotykamy na wakacjach" podobało mi się dużo mniej, ale jeszcze było takie do przeczytania, natomiast "Happy Place" jest zdecydowanie najsłabszą pozycją z tych czterech. Przyznam, że dawno nie męczyłam się podczas czytania książki...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza połowa dość mnie wciągnęła, chociaż jest sporo psychologicznego pitu pitu - mnie to odpowiada, lubię tę tematykę, ale nie wszystkim będzie to pasować. Natomiast w drugiej części to pitu pitu już nawet mnie zaczęło trochę męczyć. Mogłoby być tego mniej. Jasne, rozumiem, że narratorem jest psychiatra, ale gdyby ta książka była wiarygodna, gdyby można było mieć pewność, że to, co tyczy się psychologii jest zgodne z tą nauką. Co prawda książkę (według podziękowań) sprawdzało dwóch specjalistów, ale jako że główny wątek leku wymazującego pamięć jest fikcją, a autorka jest prawniczką, a nie psychologiem, trudno uznać, co jeszcze jest niezgodne z rzeczywistością. Dlatego nawet dla mnie tej psychologicznej gadki było tu trochę za dużo.
Natomiast sama historia jest wciągająca. Przede wszystkim w drugiej połowie książki staje się trochę chaotyczna, narrator nie trzyma się linii czasowej, co z jednej strony trochę mnie już irytowało, natomiast z drugiej ta książka nie wciągałaby tak bardzo, gdybyśmy wcześniej dowiedzieli się to, co zostało nam odkryte na samym końcu.
Mam mieszane uczucia, ale plusy przeważają nad minusami. Bardzo podobał mi się zabieg, że do 7 rozdziału właściwie nie wiadomo, kto jest narratorem. Z tym jeszcze się nie spotkałam i początek wciągał głównie dlatego, że aż chciałam się dowiedzieć, kto tę historię opowiada.
Pierwsza połowa dość mnie wciągnęła, chociaż jest sporo psychologicznego pitu pitu - mnie to odpowiada, lubię tę tematykę, ale nie wszystkim będzie to pasować. Natomiast w drugiej części to pitu pitu już nawet mnie zaczęło trochę męczyć. Mogłoby być tego mniej. Jasne, rozumiem, że narratorem jest psychiatra, ale gdyby ta książka była wiarygodna, gdyby można było mieć...
więcej Pokaż mimo to