-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-07-28
2016-11-29
2017-12-31
2018-11-28
2019-12-27
2022-07-10
2022-08-20
2022-11-18
2021-06-01
2016-06-24
2016-07-15
2016-07-29
2015-01-29
Kiedy tylko pojawiła się informacja, że Christina Klein, czyli moja ulubiona piosenkarka LaFee, pracuje nad książką, wiedziałam, że MUSZĘ ją przeczytać, cokolwiek to będzie. Ostatecznie okazało się, że jest to coś w rodzaju (auto)biografii, ale zaliczających się do tych raczej nietypowych. Współautorka książki Anne von Straelen opisuje swoje spotkania z Christiną (oraz również z jej mamą Koulą), nie rzadko opisując miejsca, co obie dziewczyny razem robiły oraz znacznie częściej przelewając na papier myśli dotyczące kariery LaFee, mediów, życia Christiny i wszystkiego, o czym właśnie się dowiedziała.
Jednak opisy i komentarze Anne są tylko dodatkiem do tego, co jest najistotniejsze w "Frei": Rozmowa. Większość książki zawiera zacytowane rozmowy bądź ich fragmenty, w których najważniejsze są wypowiedzi Christiny o tym, co przeżyła dzięki ogromnemu sukcesowi jako LaFee, zarówno w czasach popularności jak i co było później. Mam wrażenie, że większość rozmowy dotyczyła raczej tych późniejszych czasów (i żeby była jasność: to NIE jest wywiad!)
Po przeczytaniu książki byłam odrobinę rozczarowana, bo spodziewałam się więcej informacji o współpracy z Bobem i wspomnień z lat 2006-2009. Ale z drugiej strony pojawia się wiele informacji o prywatnym życiu, Christina wydaje się być naprawdę otwarta w wielu sprawach. Czytelnik na wielu przykładach może przekonać się, jak bardzo media są fałszywe i że wstąpienie do tego świata wymaga silnej psychiki.
Dla mnie wielką zaletą są wypowiedzi mamy Christiny, bardzo się cieszę, że Anne je tutaj zamieściła. Poza tym wydanie książki jest przecudowne, cytaty z tekstu wytłuszczone ogromną czcionką, co świetnie wygląda i przede wszystkim zdjęcia, zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. Głownie nowe zdjęcia (z 2014 roku), z sesji robionych specjalnie dla tej książki, które są przecudowne. Ale i też znalazło się miejsce dla kilku świetnych zdjęć sprzed lat...
Książkę mogę polecić każdemu fanowi LaFee, nie tylko dlatego, że każdy fan miło spędzi czas z tą książką, ale dowie się o niej i jej pracy wielu rzeczy. Lektura pozwoliła mi na pewne wydarzenia spojrzeć z innej strony, dokładnie z punktu widzenia Christiny i zrozumieć rzeczy, których do tej pory nie potrafiłam zrozumieć. Nie raz mnie też zaskoczyła.
Teoretycznie ludzie, którzy nigdy o niej nie słyszeli, ale interesują się mediami i jak to wszystko wygląda "od środka", mogliby znaleźć wiele informacji na interesujący ich temat, ale obawiam się, że "Frei" jako całokształt mogłaby ich trochę znudzić.
Odkąd skończyłam czytać książkę, zastanawiam się tylko nad jednym. Skoro według Christiny w latach 06-09 tak wiele było "fake'ów", czyli że w "Projekcie-LaFee" nie wszystko było "jej" (np. styl), a przecież była autentyczna, to ciekawi mnie, czy to wszystko, co powiedziała pracując nad książką i brzmi autentycznie, jest prawdą...
Kiedy tylko pojawiła się informacja, że Christina Klein, czyli moja ulubiona piosenkarka LaFee, pracuje nad książką, wiedziałam, że MUSZĘ ją przeczytać, cokolwiek to będzie. Ostatecznie okazało się, że jest to coś w rodzaju (auto)biografii, ale zaliczających się do tych raczej nietypowych. Współautorka książki Anne von Straelen opisuje swoje spotkania z Christiną (oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-10
2014-03-27
2016-11-30
Jakiś czas temu zauważyłam w Empiku podczas przeglądania różnych pomocy naukowych interesująco zapowiadające się kryminały po niemiecku wraz z przetłumaczonym słownictwem oraz ćwiczeniami do każdego, krótkiego rozdziału. Pomyślałam, że to świetny sposób spędzenia czasu oraz nauki, więc skusiłam się i zakupiłam książkę. Ok, prawdę mówiąc kupiłam 3 z tej serii (2 po niemiecku i 1 po angielsku), ale przeczytałam póki co tylko „Klassische Fälle”.
Moje wrażenia po lekturze? W tej książce znajdziemy 3 krótkie opowiadanie, które zaczynają się morderstwem, następnie opisują krótkie śledztwo, po czym komisarz Kolm przedstawia, kto jest winny i skąd on wie. Ponieważ to książka do nauki, nie wymagam skomplikowanego kryminału – do tych celów sprawdza się świetnie, ale jako kryminał istniejący „samodzielnie” wydaje się na dobrą sprawę mało interesujący.
Ta książka została określona na poziom B1 i nie będę pisać, że jest prosta, banalna itp., bo każdy ma inny poziom językowy i każdy odbierze ją inaczej. Dla mnie była to dość prosta lektura. Oczywiście nie znałam wszystkich słówek, ale rzadko musiałam sięgać do słownika – 95% słówek, których nie znałam, zostało przetłumaczonych na marginesie, więc dla mnie to ogromny plus. Do tego po każdym rozdziale były ćwiczenia i tu mam mieszane uczucia. Większość z nich była bardzo fajna, tj. uzupełnić przyimki, z czym mam wiecznie problem, znaleźć słówka w wężyku, połączyć wyrażenia (synonimy, antonimy, pociachane słówka czy wyrażenia w całość itp. itd.). Znalazło się kilka ćwiczeń „przemycających” gramatykę. Chociaż zdecydowana większość z nich była dla mnie bardzo łatwa (to dowodzi, że nie doceniałam siebie, kupując poziom B1, aczkolwiek i tak robiłam błędy :)), był jeden typ ćwiczenia, który bardzo mi się tu nie podoba: Odpowiadania na pytania. Bo wiecie, to jak na maturze… albo traficie w klucz albo nie. Moim zdaniem ten typ jest tu zbędny, lepsze byłoby w tym miejscu coś innego.
Jeśli lubicie czytać i lubicie uczyć się języków obcych poprzez robienie ćwiczeń – myślę, że mogę Wam spokojnie polecić nie tylko tę konkretną pozycję, ale i całą serię. Marzy mi się wydanie książki niemieckojęzycznej właśnie w tej formie. Inne wydawnictwo już wydało kilka książek po angielsku, a ja bym marzyła o książce niemieckojęzycznej z tymi słówkami, ćwiczeniami itp. Wiecie, coś z klasyki literatury albo jakąś powieść, którą ludzie normalnie czytają i która nie jest króciutkim opowiadaniem, jakby napisano je tylko w celu nauki języka obcego, jak w tym przypadku. Ale cieszmy się z tego, co mamy, a to naprawdę ciekawa metoda nauki. Polecam
Jakiś czas temu zauważyłam w Empiku podczas przeglądania różnych pomocy naukowych interesująco zapowiadające się kryminały po niemiecku wraz z przetłumaczonym słownictwem oraz ćwiczeniami do każdego, krótkiego rozdziału. Pomyślałam, że to świetny sposób spędzenia czasu oraz nauki, więc skusiłam się i zakupiłam książkę. Ok, prawdę mówiąc kupiłam 3 z tej serii (2 po niemiecku...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-15
„Proste, nieskomplikowane opowiadanie” – mniej więcej tak autorka powiedziała o „Agave”. Historia młodego chłopaka, który pragnie zostać malarzem. Tekst wybrałam na chybił trafił do pracy dyplomowej i trafiłam na interesującą, wielowątkową historię. Jestem oczarowana tą opowieścią i mam nadzieję, że podczas jej analizy mi nie zbrzydnie. Z chęcią sięgnę również po inne opowiadania Marie.
„Proste, nieskomplikowane opowiadanie” – mniej więcej tak autorka powiedziała o „Agave”. Historia młodego chłopaka, który pragnie zostać malarzem. Tekst wybrałam na chybił trafił do pracy dyplomowej i trafiłam na interesującą, wielowątkową historię. Jestem oczarowana tą opowieścią i mam nadzieję, że podczas jej analizy mi nie zbrzydnie. Z chęcią sięgnę również po inne...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ogółem fabuła może nie byłaby taka fascynująca, gdyby nie magia. Kocham magię i sama się sobie dziwię, że kiedy Harry miał swoje pierwsze lata, kompletnie mnie nie interesował. Ba, byłam przekonana, że to coś okropnego, odrzucało mnie też to, że zdobył tak ogromną popularność. Kiedy w końcu telewizja wyemitowała film, obejrzałam, bo „jeśli to puszczają, to nic nie stracę”. I w ciągu kilku najbliższych tygodni od razu nadrobiłam wszystkie dostępne części na rynku – oczywiście mam na myśli książki.
„Harry Potter…” jest jednym z moich ulubionych cyklów. Trudno dokładnie powiedzieć, ile razy przeczytałam pierwszą część. 20? 30? Może więcej? Lubię do niej wracać. Siła tej książki nie polega tylko na ciekawej fabule – główną zaletą jest świat magii. Bardzo rzadko się spotyka tak dokładnie i szczegółowo opisany świat, który jest wytworem wyobraźni. Te wszystkie detale, które opracowała autorka: szkoła, dojazd do niej, przedmioty szkolne, magiczne zwierzęta, Ministerstwo Magii… żeby coś takiego wymyślić, trzeba mieć nie tylko ogromną wyobraźnię, ale i talent. Właśnie też za to kocham ten cykl: za tę niesamowitą szczegółowość, na którą podczas czytania nie zwraca się przecież tak wielkiej uwagi, wydaje się to nam takie… naturalne. Właśnie dlatego ta książka jest taka… prawdziwa, realistyczna.
Język zawarty w książce jest prosty. Czasami mam wrażenie, że zbyt prosty, brakuje mi trochę opisów itp. Myślę, że młodsi czytelnicy nie będą mieć problemów z zrozumieniem, przeczytaniem treści, pod tym względem. Oprócz tego zawarta jest tu dawka humoru. Jest wiele śmiesznych sytuacji i dialogów, jak dla mnie Hagrid jest kopalnią humoru np. „Och, przymknij się, Dursley, ty wielka śliwko w occie”. Oprócz tego znajdziemy w książce również sceny wzruszające. Z początku, a czasami nawet teraz, podczas czytania mam łzy w oczach.
Książka już jest klasyką. Ma ona bardzo wielu zwolenników i niestety też trochę przeciwników (których raczej jest mniej). Jest nie tylko rozrywką, uczy, szczególnie młodszych dzieci, jak ważna jest przyjaźń i również nauka. Oprócz tego widzimy walkę dobra ze złem, gdzie doskonale widać, po której stronie stoi główny bohater. Mimo że mamy wyraźny podział na tych „dobrych” i „złych”, nie ma (bądź jest ich baaardzo mało) bohaterów typowo czarno-białych, typowo dobrych lub złych. Każdy z nich jest człowiekiem i ma swoje wady oraz zalety, i czasem można zrozumieć motywy jego postępowania. Co również sprawia, że książka jest bardziej „prawdziwa”.
Ogółem fabuła może nie byłaby taka fascynująca, gdyby nie magia. Kocham magię i sama się sobie dziwię, że kiedy Harry miał swoje pierwsze lata, kompletnie mnie nie interesował. Ba, byłam przekonana, że to coś okropnego, odrzucało mnie też to, że zdobył tak ogromną popularność. Kiedy w końcu telewizja wyemitowała film, obejrzałam, bo „jeśli to puszczają, to nic nie stracę”....
więcej Pokaż mimo to