-
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać1 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant2 -
Artykuły
Zwyciężczyni Bookera ścigana przez indyjski rząd. W tle kontrowersyjne prawo antyterrorystyczneKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2016-02-18
2016-08-06
Okazała się powieścią taką, jakie lubię najbardziej: wielką, ambitną, psychologiczną, wielowymiarową, wręcz epicką, i - przede wszystkim - wyczerpującą emocjonalnie. Bo, "Małe życie" to jedna z tych książek, w których czasami narracja jest tak bolesna, że jedynym wyjściem pozostaje zatrzymać się na dłuższą chwilę i spróbować złapać oddech. Skończyłam ją już jakiś czas temu i wciąż nie mogę przestać o niej myśleć - tak, to zdecydowanie najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku i prawdopodobnie jedna z najlepszych, jakie czytałam w ogóle. Przejmująca i przeszywająca dreszczem powieść, która bez retuszu portretuje najmroczniejsze fragmenty ludzkiej duszy, a właściwie to, jak wielką krzywdę jesteśmy w stanie wyrządzić sobie nawzajem i jak wielkim cieniem położy się to na naszym późniejszym życiu.
Jeżeli więc ktoś, podobnie jak ja, gustuje w głębokich, obezwładniających treściach wpływających na system wartości - polecam.
Okazała się powieścią taką, jakie lubię najbardziej: wielką, ambitną, psychologiczną, wielowymiarową, wręcz epicką, i - przede wszystkim - wyczerpującą emocjonalnie. Bo, "Małe życie" to jedna z tych książek, w których czasami narracja jest tak bolesna, że jedynym wyjściem pozostaje zatrzymać się na dłuższą chwilę i spróbować złapać oddech. Skończyłam ją już jakiś czas temu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-11
Ach, co to były za emocje! Uwielbiam książki dopracowane pod względem psychologicznym, przesycone atmosferą niepokojącej tajemnicy i pełne napięcia. Takie, które bez ostrzeżenia łapią i wciągają w intrygę, że aż nie można złapać oddechu. I takie właśnie jest "Sprostowanie" - mocne, wiarygodne, szokujące. Aż trudno uwierzyć, że to debiut!
Pomysł na fabułę już sam w sobie jest intrygujący. Oto pewnego dnia, główna bohaterka, Catherine, znajduje na stoliku nocnym książkę. Co prawda, nie pamięta skąd się tam wzięła, ale zważając na niedawną przeprowadzkę, wiele rzeczy mogło przecież umknąć jej pamięci. Zaciekawiona zaczyna czytać i ze zdumieniem odkrywa, że to książka o niej. Problem jednak w tym, że fabuła dotyczy traumatycznych zdarzeń sprzed lat, o których nie chce pamiętać. Co więcej - osoba, która napisała tę książkę, obwinia ją za nie i bez wątpienia, chce by cierpiała. Catherine nie może spać i wpada w depresję, bo wydawało jej się, że przez lata wyparła to tragiczne wydarzenie z pamięci i nauczyła się z nim żyć, ale teraz wszystko wraca ze zdwojoną siłą, ponieważ wbrew jej woli, mroczna tajemnica powraca i może zniszczyć szczęście jej i jej rodziny...
Autorka konsekwentnie, świadomie i z psychologiczną wręcz dokładnością buduje fabułę pełną napięcia, i sprawnie przeplata narrację, pokazując tę samą sytuację z perspektywy różnych bohaterów. Z jednej strony jest Catherine, która ciągle wraca myślami do zdarzeń sprzed lat, czuje się winna i chce zrzucić z siebie ciężar, ale nie potrafi - i tutaj intryga się zapętla, ponieważ Catherine nie mówi niczego wprost, ale jest jasne, że w jej przeszłości wydarzyło się coś okropnego, o czym do tej pory nie miała odwagi opowiedzieć nikomu, nawet mężowi. A z drugiej strony - inni bohaterowie, także przekonani o swojej prawdzie i posiadający na nią solidne argumenty. W efekcie każda z przedstawionych wersji zdarzeń wydaje się prawdopodobna i wiarygodna, a to stwarza w głowie mętlik i aż do ostatniej chwili nie można się zdecydować, kto ma rację.
Przyznaję, wielokrotnie odczuwałam złość na bohaterów za ich brak tolerancji i osądzanie, bez wysłuchania czyjejś wersji. Za obwinianie o wszystko kobiety, tylko za to, że ośmieliła się pomyśleć o sobie i o swoich potrzebach. Za grzebanie w przeszłości i rozdrapywanie dawno już zabliźnionych ran, tylko dla chwilowej egoistycznej i perwersyjnej wręcz satysfakcji. Jednak mimo, że te odczucia były w większości negatywne, to podobało mi się to, jak autorka umiała je we mnie wzbudzić. Uwielbiam takie książki!
"Sprostowanie" to naprawdę świetny thriller psychologiczny o niszczącej sile zemsty, kumulowanym przez lata bólu i tajemnicach, które uciskają. To książka, w której tylko ci się wydaje, że znasz bohaterów, i że rozgryzłeś motywy ich działania. Naiwnie dajesz się wodzić za nos i ślepo wierzysz, że to co napisane jest prawdą, ale to tylko pozory, ułuda i szczątki prawdziwej wersji - przewracając ostatnią kartkę pozostaniesz z palącymi wyrzutami sumienia, bo tak jak wszyscy, ty również nie wysłuchałaś jej wersji, i zdążyłeś już wydać swój osąd. Dramatyczny zwrot akcji w zakończeniu to coś, po czym niełatwo się otrząsnąć...
"Sprostowanie" podobało mi się. Podobało mi się tak bardzo, że polecam szczerze i daję dziesiątkę!
www.recenzjeami.blogspot.com
Ach, co to były za emocje! Uwielbiam książki dopracowane pod względem psychologicznym, przesycone atmosferą niepokojącej tajemnicy i pełne napięcia. Takie, które bez ostrzeżenia łapią i wciągają w intrygę, że aż nie można złapać oddechu. I takie właśnie jest "Sprostowanie" - mocne, wiarygodne, szokujące. Aż trudno uwierzyć, że to debiut!
Pomysł na fabułę już sam w sobie...
2016-02-09
"Mam na imię Roksana, choć nikt nigdy tak się do mnie nie zwraca. Wszyscy mówią na mnie Roxi, nawet moi rodzice. Moi rodzice... Jak ja ich nienawidzę! Mój ojciec to pijak, a matka nie ma mózgu. Brat to narkoman, a moja przyrodnia siostra ze strony ojca puszcza się z kim popadnie. Ojciec całymi dniami pracuje i nigdy nie ma go w domu, a jeśli nawet jest, to zazwyczaj pijany. Matka całe dnie spędza na wydawaniu forsy ojca u fryzjera, kosmetyczki, w SPA, ewentualnie na zakupach. Ciągle też lata na jakieś fitnessy, siłownię i jogę. Matka robi wszystko, aby zatrzymać czas i mojego ojca przy sobie. Bezskutecznie. Wszyscy oprócz mojej ślepej matki już wiedzą, że ojciec ma na boku inną kobietę, młodą kochankę, niewiele starszą ode mnie, która w tym roku robi licencjat. Chuj mu w dupę. Mam nadzieję, że zdechnie na zawał, jak będzie ją ruchał."
Ten fragment to taki przedsmak. Wrzuciłam go tutaj specjalnie i z pełną premedytacją ;) Jeżeli go przeczytaliście i przetrwaliście ten sposób narracji łącznie z ciętym językiem - ta książka jest dla Was i zachęcam do czytania recenzji dalej ;) Natomiast tym, którym nie podeszło - odradzam. W trakcie cała fabuła i jej tempo tylko nabierają na sile i robi się zdecydowanie ostrzej, pikantniej, goręcej i o wiele bardziej drapieżnie. "aż do DNA" to taka jazda bez trzymanki. Karuzela emocji z soczyście płynną narracją i dosadnym językiem, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Tutaj po prostu nie da się być biernym i niewzruszonym. Albo nas chwyci - albo nie. Mnie chwyciła i przepadłam. Chciałam tylko zacząć... Chciałam poczuć tylko kilka zdań, sprawdzić jak smakują, i już po drugim akapicie wiedziałam, że nie odłożę tej książki do póki nie poznam jej zakończenia. I wiecie co? I tak się stało!
"aż do DNA" to dość wulgarna i mocno sarkastyczna opowieść o burzliwym i kontrowersyjnym życiu 19-letniej Roxi. A raczej o kilku miesiącach z jej życia, bo cała powieść oparta jest na kanwie pamiętnika. Roxi jest piękną dziewczyną, pewną siebie, pozbawioną hamulców i kompleksów, świadomą swojego ciała. Co tu dużo mówić - Roxi jest próżna. Jej życie to ciąg imprez, używek oraz seksu z przypadkowymi mężczyznami dającego jej poczucie władzy nad nimi. Do czasu… Pewnego dnia Roxi poznaje starszego, intrygującego mężczyznę i z zaskoczeniem odkrywa, że... tego musicie dowiedzieć się już sami ;) Zdradzę jedynie, że Roxi to postać dużo bardziej wielowątkowa i interesująca. To postać, która trochę się pogubiła i sama nie potrafi odnaleźć własnej drogi...
Ta książka to niezwykle osobisty, autentyczny i wręcz paranoiczny monolog wewnętrzny dziewiętnastolatki, która po wielu tarapatach odnajduje samą siebie. To prawdziwe pomieszanie z poplątaniem myśli inteligentnej nimfomanki i wrażliwej dziewczyny, która błędnie myślała, że to ciało jest najważniejsze, i że tylko ono wpływa na poczucie jej własnej wartości. Wielkim atutem całej historii jest właśnie jej autentyczność. "aż do DNA" to niezwykle udana próba zagłębienia się w psychikę Roxi i wierne oddanie jej młodzieńczej energii i buntu. Czyta się dobrze i lekko, na co niewątpliwie wpływa styl pisania autorki i sposób w jaki ukazała postać głównej bohaterki. Roxi jest wyrazista, barwna, emocjonalna, po prostu ''jakaś''. Uwielbia być w centrum uwagi, i uwielbia też kusić i zwodzić mężczyzn. Lecz jak później się okaże - to tylko zewnętrzna maska, maska opracowana do perfekcji przez wrażliwą, łaknącą ciepła i bliskości dziewczynę z bagażem rodzinnych doświadczeń. Całość napisana jest prostym, dosadnym językiem, nasączonym sporą dawką przekleństw i sarkastyczno-ironicznych porównań do... dosłownie wszystkiego ;) Znajdziemy tu także kilka niezwykle śmiałych i - chwilami wręcz wprawiających w osłupienie - opisów scen erotycznych.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu kontrowersyjne wspomnienia temperamentnej Roxi przypadną do gustu. Tym bardziej, że dziewczyna nie przebiera w słowach. Wulgarne określenia i zwroty z czasem stają się osią główną tej historii, co więcej - wydaje się wręcz, że bez nich nie byłoby głównej bohaterki. Mi jednak nie sprawiło to żadnego problemu, ba!, wręcz w kilku momentach wybuchłam głośnym śmiechem i ani przez sekundę nie potrafiłam oderwać się od czytania. Na co niewątpliwie miał wpływ wątek miłosny pojawiający się w fabule, a raczej - kilka wątków. Dużo tutaj tych mężczyzn, oj dużo. Jest gorąco, jest namiętnie, jest ostro i jest niestety też toksycznie...
"aż do DNA" to odważna, bezkompromisowa i chwilami wręcz ogłuszająca autentyzmem lawina zwierzeń młodej kobiety poszukującej swojego miejsca w życiu i odrobiny szczęścia. "aż do DNA" to niepewność, przerażenie i brak zrozumienia u rówieśników. To powieść o tym jak wygląda współczesny świat - bez ozdobników i upiększaczy. Na surowo. Gorzka prawda o tym, że nie wystarczy udawać kogoś lepszego, kogoś kim nie jesteśmy, by zyskać akceptację i pokochać samego siebie. To powieść skłaniająca do poznania i zrozumienia swojego DNA. Jeżeli więc macie ochotę na zupełnie nieromantyczną historię o miłości (sic!) - z "aż do DNA" traficie idealnie. Ze swojej strony bardzo polecam!
__________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/02/az-do-dna-renata-chaczko.html
"Mam na imię Roksana, choć nikt nigdy tak się do mnie nie zwraca. Wszyscy mówią na mnie Roxi, nawet moi rodzice. Moi rodzice... Jak ja ich nienawidzę! Mój ojciec to pijak, a matka nie ma mózgu. Brat to narkoman, a moja przyrodnia siostra ze strony ojca puszcza się z kim popadnie. Ojciec całymi dniami pracuje i nigdy nie ma go w domu, a jeśli nawet jest, to zazwyczaj pijany....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-20
"Nocny film" to mroczny kryminał i horror psychologiczny w jednym. Opisywane tutaj wydarzenia głęboko zapadają w umysł i prowokują do niekończących się refleksji na temat nas samych i funkcjonowania całego świata, a nieokiełznana wyobraźnia Marishy Pessl gwarantuje jazdę bez trzymanki. Mamy tu bowiem nie tylko opowieść o szaleństwie, obsesji, czy pogoni za marzeniami, ale również o sztuczności, ludzkiej głupocie i niewyobrażalnym okrucieństwie. A jeżeli dodam, że Pessl dodała do wewnątrz jeszcze wątki okultyzmu, mistycyzmu i co barwniejsze cechy charakterystyczne horrorów, powieść okazuje się mieszanką wybuchową i w efekcie może okazać się zbyt przytłaczająca dla wrażliwego czytelnika. Koneserzy sięgną po nią pewnie bez zastanowienia ;)
Niemniej, biorąc pod uwagę jak ciekawa i wciągająca jest fabuła, niejednoznaczne zakończenie okazało się niezaspokajające, jestem jednak w stanie przymknąć na to oko, ponieważ uwielbiana przeze mnie czytelnicza ekscytacja i niedająca o sobie zapomnieć aura tajemnicy towarzyszą tutaj praktycznie od pierwszych stron. "Nocny film" bez ostrzeżenia wdziera się do wnętrza, zmienia punkt widzenia i pogląd na pewne sprawy, skłania do myślenia i nie daje wyraźnej odpowiedzi na postawione pytania, wręcz przeciwnie - pozawala mieć swój pogląd i wyobrażenie na wiele istotnych kwestii.
Mówiąc o "Nocnym filmie" nie można nie wspomnieć, że znaczna część książki to skany stron internetowych, zdjęcia, artykuły prasowe, transkrypcje, notatki, przedruki, a nawet kadry z filmów Cordovy. Oczywiście wszystko jest totalną fikcją i zostało stworzone na potrzeby fabuły, ale efekt robi wrażenie! Chwilami ułuda posuwa się tak daleko, że opowiadana tu historia przypomina literaturę faktu. Autorka dołożyła naprawdę ogromnych starań, by zatrzeć granicę między fikcją literacką, a światem realnym i by wszystko wyglądało realistycznie. Zresztą, ta sfabrykowana dokumentacja to chyba najlepsza i najbardziej fascynująca część powieści. Jestem pod wrażeniem, pod wielkim wrażeniem - powieść została nie tylko dobrze przemyślana, ale przede wszystkim dobrze skonstruowana. Te ponad siedemset stron dało konkretne pole do popisu dla wyobraźni Marishy Pessl, która raz po raz bawi się z czytelnikiem nie tylko stylem, ale też konwencją.
"Nocny film" jest niepokojący i porywający. Jest też mega zawikłany, zwodniczy, a chwilami wręcz niedorzeczny, co nie zmienia faktu, że cały czas intryguje ;) Ta gęsta, duszna i mroczna mieszanka thrillera, kryminału i horroru w akompaniamencie popkulturowych wątków i całej tej sfabrykowanej otoczki wypadła naprawdę przekonująco i zapewniła mi świetną zabawę na wiele godzin. Mogę potwierdzić, że nazwisko Pessl gwarantuje niezapomniane czytelnicze wrażenia!
www.recenzjeami.blogspot.com
"Nocny film" to mroczny kryminał i horror psychologiczny w jednym. Opisywane tutaj wydarzenia głęboko zapadają w umysł i prowokują do niekończących się refleksji na temat nas samych i funkcjonowania całego świata, a nieokiełznana wyobraźnia Marishy Pessl gwarantuje jazdę bez trzymanki. Mamy tu bowiem nie tylko opowieść o szaleństwie, obsesji, czy pogoni za marzeniami, ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-18
To niesamowite, jak dobrze wykreowana historia potrafi zawładnąć umysłem i emocjami. Czytając tę książkę, niemal czułam jakbym przeniosła się do innego wymiaru. Coś niesamowitego! Tess Gerritsen udało się rozbudzić mój czytelniczy apetyt. Co prawda pierwszy raz czytałam thriller medyczny, jak i pierwszy raz czytałam Gerritsen, niemniej czuję się w pełni usatysfakcjonowana i jestem przekonana, że nie było to moje ostatnie spotkanie z tą autorką ;) Okej, może obawiałam się trochę natężenia wątków medycznych i tym podobnych haseł, ale zupełnie niepotrzebnie. Pisarka wcale nie zarzuca swojego czytelnika niezrozumiałymi definicjami, sformułowaniami czy pojęciami przez co powieść czyta się właściwie jednym tchem.
Oryginalny pomysł na fabułę, znakomicie poprowadzony i zwieńczony zaskakującym zakończeniem, a w tle XIX-wieczny Boston ze stukotem końskich kopyt, urokiem kamienic i barwnie opisanym dawnym życiem pełnym zaskakujących medycznych szczegółów, czego chcieć więcej? ;) Ach, tak. Jest też pięknie opisana wzruszająca miłość dwojga młodych ludzi, którzy pochodzą z zupełnie różnych środowisk.
Dałabym jej wiele plusów, na których czele wyróżnia się przede wszystkim trzymanie w napięciu, a chyba o to w thrillerach chodzi, prawda? Co więcej, chwilami Gerritsen niczym Jürgen Thorwald (autor drastycznych "Ginekologów") nie przebiera w środkach, a opisy ówczesnych metod badań często mrożą krew w żyłach potęgując tylko doznania płynące z lektury. Jest wciągająco, jest dramatycznie, a czasami też i zabawnie. Nic dodać, nic ująć. "Ogród kości" to fascynująca mozaika czasów współczesnych i końcówki dziewiętnastego wieku. Polecam zwłaszcza wielbicielom mrocznych tajemnic oraz zaskakujących zwrotów akcji - tego tutaj z pewnością nie brakuje.
www.recenzjeami.blogspot.com
To niesamowite, jak dobrze wykreowana historia potrafi zawładnąć umysłem i emocjami. Czytając tę książkę, niemal czułam jakbym przeniosła się do innego wymiaru. Coś niesamowitego! Tess Gerritsen udało się rozbudzić mój czytelniczy apetyt. Co prawda pierwszy raz czytałam thriller medyczny, jak i pierwszy raz czytałam Gerritsen, niemniej czuję się w pełni usatysfakcjonowana i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-04-16
Te cztery ściany to jedyne miejsce, jakie zna. Tu się urodził, tu się bawił i tu też uczył się ze swoją Mamą. To tutaj był prawdziwie szczęśliwy, bo mógł do woli cieszyć się obecnością i bliskością ukochanej Mamy.
Mały Jack z dziecięcą fascynacją opowiada o ulubionych zabawach i ubraniach, o przyzwyczajeniach i codziennych rytuałach. To z jego perspektywy poznamy "Jajowęża" i Starego Nicka. Dowiemy się, dlaczego musi zasypiać w szafie i na czym polega "częstowanie się" czy "Niedzielna Rozpusta". To właśnie on wytłumaczy nam, że Pokój, to tak naprawdę, jedyne w całym wszechświecie pomieszczenie, w którym żyją prawdziwi ludzie, czyli on i jego Mama...
"Pokój" to opowiedziany przez pięcioletniego chłopca, przejmujący i zapadający w pamięci opis traumatycznych przeżyć Mamy i małego Jacka, dla którego tytułowy Pokój był całym światem.
Jednak "Pokój" to też wydarzenia, które mają miejsce po wydostaniu się do "Nazewnątrz". To opis wielu trudności związanych z życiem wśród ludzi oraz rodzących się konfliktów między nierozłącznymi dotąd Mamą i Jackiem. Bo chłopiec nie tylko, nie potrafi odnaleźć się w tym wielkim, obcym świecie, ale również, po raz pierwszy, nie jest w stanie zrozumieć zachowania swojej Mamy. Jej znajomość "Nazewnątrz" i potrzeba bliskości tych wszystkich ludzi, budzą w chłopcu nieznane dotąd uczucia zazdrości, frustracji i strachu przed rozłąką. Powrót do "Nazewnątrz" powoduje, że mały Jack, urodzony i wychowany w hermetycznym, tytułowym Pokoju, musi nauczyć się wszystkiego od nowa, a przede wszystkim - musi nauczyć się, jak ma się dzielić swoją Mamą.
Autorka poprzez swoją książkę, każe nam zastanowić się nad traumatycznymi i wielowymiarowymi skutkami przebywania w zamknięciu, które odbijają się na ludzkiej psychice. Uświadamia ogrom wyzwań, jakich wymaga proces resocjalizacji i ponowne przystosowanie się do życia w społeczeństwie, albo - przystosowanie się do niego w ogóle. Sposób narracji (narratorem jest pięcioletni chłopiec) jeszcze bardziej podkreśla wiarygodność i tragizm całej tej potwornej sytuacji związanej z uprowadzeniem oraz potęguje ogrom zła, jakie spotkało Mamę i Jacka, którzy teraz muszą stawić czoła światu. Niezaprzeczalnego uroku książce dodaje jednak typowo dziecięcy styl wypowiedzi - pełen błędów, przekształceń i dziwnych zwrotów oraz zaskakującej mądrości jaką wykazywał chłopiec. Narracja jest chyba największą zaletą tej książki - robi naprawdę wielkie wrażenie. Przetłumaczyć te wszystkie skróty myślowe i dziecięce słowotwórstwo na pewno nie było łatwo, dlatego kłaniam się w pas autorce przekładu - Ewie Borówce - bo wykonała naprawdę kawał dobrej roboty!
"Pokój" to oryginalnie napisana książka, która z każdą kolejną stroną wciągała mnie w swój świat coraz bardziej i bardziej. Pojawiły się nawet chwile, że dosłownie nie mogłam się od niej oderwać...
Ta książka to zatrważający opis przemocy psychicznej oraz walki ze strachem.
To także udana próba wejrzenia w głąb dziecięcej psychiki, łącznie ze wszystkimi pytaniami i próbami szukania odpowiedzi oraz (a może przede wszystkim) wzruszająca i chwilami wręcz zdumiewająca opowieść o woli walki i sile macierzyńskiej miłości, która pozwoli przetrwać nawet największe zło.
Warto, powtarzam warto przeczytać.
Recenzja opublikowana na moim blogu:
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/04/pokoj-emma-donoghue.html
Te cztery ściany to jedyne miejsce, jakie zna. Tu się urodził, tu się bawił i tu też uczył się ze swoją Mamą. To tutaj był prawdziwie szczęśliwy, bo mógł do woli cieszyć się obecnością i bliskością ukochanej Mamy.
Mały Jack z dziecięcą fascynacją opowiada o ulubionych zabawach i ubraniach, o przyzwyczajeniach i codziennych rytuałach. To z jego perspektywy poznamy...
2016-04-08
"Worek kości" to książka odpowiedniej perspektywy o tym, jak bezwzględni potrafią być ludzie. To także książka o dylematach, która przy okazji wydaje się być rasowym ghost story z wątkami paranormalnymi - wydaje się być, ale tak naprawdę nim nie jest. Duchy wcale nie są osią główną fabuły. Jest nią raczej powieść obyczajowa i romantyczna historia miłosna. King pokazuje, jak wielką determinacją potrafi wykazać się człowiek, który pragnie zmienić stan rzeczy oraz jak można "wykorzenić" smutny ślad z przegranego życia... Śledząc zmagania Michaela z niemocą twórczą, i przyglądając się jego rozpaczy po stracie ukochanej żony, nie mogłam pozbyć się wrażenia, melancholii i swoistej depresyjności, którą ta książka wręcz ocieka. Podczas lektury czuć ciągły niepokój, wzmagany przez garść sukcesywnie podrzucanych niedopowiedzeń, tajemniczy dom nawiedzany przez nadprzyrodzone moce i zagęszczającą się ze strony na stronę duszną atmosferę... Stephen King, jak prawdziwy mistrz grozy, potrafi zafundować emocjonalny rollercoaster. Bardzo spodobał mi się pomysł na tę książkę, nie tylko dlatego, że King mówi dosadnie i gorzko o tym, jaki jest świat i jacy są ludzie, ale też dlatego, że "Worek kości" jest po prostu dobrą książką. I to pod każdym względem.
Całość recenzji dostępna na: http://recenzjeami.blogspot.com/2016/04/worek-kosci-stephen-king.html
"Worek kości" to książka odpowiedniej perspektywy o tym, jak bezwzględni potrafią być ludzie. To także książka o dylematach, która przy okazji wydaje się być rasowym ghost story z wątkami paranormalnymi - wydaje się być, ale tak naprawdę nim nie jest. Duchy wcale nie są osią główną fabuły. Jest nią raczej powieść obyczajowa i romantyczna historia miłosna. King pokazuje, jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-10
Świetnym "Zanim zasnę" S.J. Watson postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Niestety chyba za wysoko, bo tym razem nawet jej nie dosięgnął. Z początku rzeczywiście miałam nadzieję, że będzie to dobry thriller psychologiczny z intrygującym wątkiem "cyberseksu na miarę XXI w.", ale po drodze wszystko się gdzieś rozlazło.
"Drugie życie" opowiada historię kobiety z przeszłością, która wiedzie ustabilizowane i wydawałoby się szczęśliwe życie przykładnej żony i matki, a jednak za sprawą śmierci siostry, wplątuje się w internetową znajomość z pewnym mężczyzną, który ożywia w niej stare rany i wtedy wszystko zaczyna się psuć.
Na plus na pewno zasługuje dobrze nakreślony romans (chwilami przypominający powieści erotyczne), który trochę namącił mi w głowie tym upodobaniem Watsona do żeńskich głównych bohaterek i ich deficytów w obszarze relacji damsko-męskich. Podobało mi się też poruszenie wątku uzależnienia od narkotyków, czy alkoholu, grupy wsparcia, przemocy psychicznej i fizycznej oraz internetowej znajomości. Książka wiarygodnie opisuje też poszczególne etapy poznawania kogoś w sieci, a także uczula przed zbytnim angażowaniem się w takie relacje.
Przyznaję, że opis tego jak poukładane życie zmienia się w chaos za sprawą niejasnego i intensywnie seksualnego romansu z internetu, to całkiem niezły pomysł na książkę - niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Pod tym względem "Drugie życie" mocno rozczarowuje. Krótkie, proste zdania, to nie jest szczyt marzeń w przypadku thrillerów psychologicznych, przez co już po około stu stronach zaczęłam odczuwać znużenie i irytację. Nie mogłam pozbyć się też wrażenia, że autor za bardzo chciał zamącić czytelnikowi w głowie wprowadzając te wszystkie wątki, przez co książka wydawała się momentami zbyt zawikłana, i aż nieprzekonywująca. Mimo wszystko chciałam jednak dotrwać do końca i poznać tę zaskakującą końcówkę, która jak się okazało... wcale taka zaskakująca nie była.
Podsumowując: książka posiada za dużo nie do końca wyjaśnionych wątków, które niestety nie potęgują napięcia, a raczej nerwy. Leniwie snująca się fabuła nie sprzyja ekscytacji, a sztywny język utrudnia czytanie. Jakby tego było mało - zakończenie intrygi sprawia wrażenie skleconego naprędce i doklejonego na siłę, więc niestety nie do końca mnie przekonało. Niemniej wciąż wierzę w Watsona i w to, że jeszcze mnie pozytywnie zaskoczy :)
www.recenzjeami.blogspot.com
Świetnym "Zanim zasnę" S.J. Watson postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Niestety chyba za wysoko, bo tym razem nawet jej nie dosięgnął. Z początku rzeczywiście miałam nadzieję, że będzie to dobry thriller psychologiczny z intrygującym wątkiem "cyberseksu na miarę XXI w.", ale po drodze wszystko się gdzieś rozlazło.
"Drugie życie" opowiada historię kobiety z...
2016-03-28
Okładkowy blurb krzyczy, że "Prawda o dziewczynie" to elektryzujący thriller dla fanów "Zaginionej dziewczyny" i "Dziewczyny z pociągu". Jako, że czytałam te dwie ostatnie, i obie przypadły mi do gustu (jedna mniej, druga bardziej) to bez wahania postanowiłam sprawdzić jaką prawdę kryje w sobie tytułowa dziewczyna z debiutu T.R Richmonda.
Ten thriller psychologiczny zapowiadany jako dreszczowiec XXI wieku, okazuje się rzetelną i ciekawie nakreśloną literaturą w swojej klasie. Niebanalną, bo przedstawiającą niepokojący obraz generacji współczesnych dwudziestolatków (uzależnionych od Facebooka i innych social mediów). I w dodatku tak zarysowaną, że po lekturze trzeba ją sobie dobrze przemyśleć, aby docenić wszystkie zagrania autora. Richmond zresztą celnie punktuje wszystkie wady pokolenia wychowanego w wirtualnym świecie.
Intrygująca jest już sama konstrukcja tej książki. Dość nietypowa, bo tytułową prawdę poznajemy dzięki zaangażowaniu niejakiego Cooke'a. Otóż profesor Cooke (postać dość irytująca) z niejasnych powódek rozpoczyna własne śledztwo zaraz po tym, gdy z rzeki wyłowione zostają zwłoki tytułowej dziewczyny (i zarazem jego dawnej studentki, z którą łączyły go, co najmniej mętne i dwuznaczne relacje). 25-letnia Alice Salmon - zdolna dziennikarka, pilna uczennica, dobra córka, ukochana dziewczyna, lubiana koleżanka - komu mogło zależeć na jej śmierci? Tego właśnie nie wiemy, ale możemy liczyć na Cooke'a, który nachalnie grzebiąc w przeszłości dziewczyny, skrupulatnie odtwarza sylwetkę ofiary ze strzępów informacji, które po sobie zostawiła. Obsesyjnie przekopuje się przez setki smsów, e-maili, statusów na Facebooku, tweetów, i łączy je z transkrypcjami przesłuchań czy wspomnieniami bliskich, po to, by zrozumieć ostatnie chwile jej życia i dotrzeć do sedna tego, kim rzeczywiście była. Pytanie: dlaczego tak bardzo mu na tym zależy?
T.R. Richmond z pełną premedytacją rzuca nam garść nieposegregowanych informacji i wymaga byśmy sami dociekli prawdy. Między stronami trzeba więc dostrzec praktycznie wszystko. A nie jest łatwo, bo cała książka to jeden wielki kołtun niedopowiedzeń i sekretów ludzi, którzy mieli coś wspólnego z tytułową dziewczyną, a niekoniecznie chcą przyznać co takiego. Fabuła jest świeża, pomysł sklejenia treści z różnorakich wpisów - również. I choć nie mrozi krwi w żyłach zawrotnym tempem, to łamie schematy i daje nadzieję na nowy nurt w gatunku thrillerów. Jest jednak pewne "ale". Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że Cooke to po pierwsze - bohater, któremu ciężko zaufać. A po drugie - przywłaszcza sobie zbyt wiele uwagi i wręcz tłamsi tę historię swoją osobą. Mogę wręcz pokusić się o stwierdzenie, że Cooke ukradł tę książkę tytułowej dziewczynie.
"Prawda o dziewczynie" to książka o tym, jak niewiele możemy wiedzieć o drugim człowieku i jego emocjonalności. To także błyskotliwie skonstruowana, mozolna próba oddzielenia prawdy od kłamstw, z której wnętrza wydobywa się przejmujące przeświadczenie, że nawet w obliczu tragedii każdy myśli tylko o swojej korzyści, a świat i tak pozostanie niewzruszony. Bardzo dobrze napisana, świetnie przemyślana, ale czy rzeczywiście tak fascynująca i elektryzująca jak głosi okładka? Dobrze mi się to czytało, połknęłam całość w dwóch podejściach, ale pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu i obawiam się, że za parę miesięcy nie będę o niej pamiętała.
____________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/03/prawda-o-dziewczynie-tr-richmond.html
Okładkowy blurb krzyczy, że "Prawda o dziewczynie" to elektryzujący thriller dla fanów "Zaginionej dziewczyny" i "Dziewczyny z pociągu". Jako, że czytałam te dwie ostatnie, i obie przypadły mi do gustu (jedna mniej, druga bardziej) to bez wahania postanowiłam sprawdzić jaką prawdę kryje w sobie tytułowa dziewczyna z debiutu T.R Richmonda.
Ten thriller psychologiczny...
2016-01-17
"Farma" to powieść, klasyfikowana jako thriller psychologiczny, jednak co ciekawe - zaskakująco mało w niej wspomnianego thrillera, a i suspensu szukać tu ze świecą. Wyraźnie wyeksponowano za to wątek psychologiczny, który chwilami wręcz zdominował ospałą fabułę. W tle pojawia się zatem intrygująca opowieść o zdradzie, przemocy, samotności, zbrodni oraz o próbie poradzenia sobie z koszmarną przeszłością. "Farma" jest więc powieścią niejednoznaczną, niejednoznaczną o tyle, że przykuwa uwagę wciągającą oraz iście gawędziarską narracją pełną różnorodnych... trolli i pszczół.
(...)
Podsumowując: spotkanie z "Farmą" okazało się mniej ekscytujące, niż zakładałam. Zapowiadało się na świetną historię, ale mam wrażenie, że autor do końca sam nie wiedział jak cała historia ma się skończyć. To właśnie te zaniedbane i niewyjaśnione przez autora wątki pozostawiają uczucie sporego niedosytu. Mimo wszystko uważam, że warto przebrnąć przez tę powieść i dokopać się do odpowiedzi na pytanie jakie mroczne tajemnice kryje za sobą tytułowa farma, bo gruncie rzeczy to całkiem niezła historia z wciągającą narracją. Chociaż moim zdaniem, zbyt mało w niej zwrotów akcji oraz elementów zaskoczenia, by móc uznać ją za coś więcej, niż tylko przyzwoity thriller. Polecam głównie tym, którzy chcą przeczytać coś na szybko, bez wnikliwego wchodzenia w szczegóły.
______________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/01/farma-tom-rob-smith.html
"Farma" to powieść, klasyfikowana jako thriller psychologiczny, jednak co ciekawe - zaskakująco mało w niej wspomnianego thrillera, a i suspensu szukać tu ze świecą. Wyraźnie wyeksponowano za to wątek psychologiczny, który chwilami wręcz zdominował ospałą fabułę. W tle pojawia się zatem intrygująca opowieść o zdradzie, przemocy, samotności, zbrodni oraz o próbie poradzenia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-01-12
"Bliźnięta z lodu" to książka ciężka, trudna i przytłaczająca. Lecz niestety nie w sposób, o którym teraz myślicie. Temat początkowo mnie zaciekawił. Bliźniaczki jednojajowe, jedna z nich ginie i nagle nie wiadomo która zginęła... A w tle mroczna szkocka wyspa, zwana Wyspą Piorunów, opuszczona latarnia morska, bagna, mokradła i domek po babci, w którym zawsze jest przeraźliwie zimno. Do tego oczywiście brak czystej bieżącej wody, Internetu a nawet zasięgu telefonu. I bardzo, ale to bardzo utrudniona droga na stały ląd - albo groblą przez bagna (tylko w krótkim czasie odpływu) albo łodzią, a raczej pontonem! Czytając tę książkę wprost nie mogłam pozbyć się z głowy pytania: kto przy zdrowych zmysłach decyduje się na aż tak desperacki krok i ciągnie na ten koniec świata swoje 8-letnie dziecko?
Owszem, S. K. Tremayne opisuje w swojej książce rodziców, którzy zmagają się ze swoimi obawami i nie potrafią znaleźć porozumienia między sobą. Porusza tematy ważne i trudne, takie jak: silna więź między bliźniętami, depresja po starcie dziecka, romans, zdrada, rywalizacja, a nawet ciężki temat pedofilii. Autor naprawdę zapowiada fenomenalny thriller psychologiczny, jednak w trakcie czytania napięcie i oczekiwania niestety gdzieś się ulatniają. A w całej fabule ewidentnie coś nie gra.
"Bliźnięta z lodu" bardzo mnie rozczarowały. Spodziewałam się książki, która - nawiązując do niezliczonej ilości pozytywnych recenzji - wzbudzi we mnie emocje i zostawi znaczny ślad w mojej psychice. Bo właśnie po to czytam thrillery psychologiczne - uwielbiam silny i poplątany rys psychologiczny postaci, który wywraca mój pogląd na świat o 180 stopni. Niestety nic z tych rzeczy się nie wydarzyło. Książka wciąga (fragmentarycznie), ale jako czytelnik - cały czas oczekiwałam czegoś więcej. Czytałam z nadzieją, że za chwilę historia nabierze nowego tempa. Tym bardziej, że autor od samego początku przedstawia matkę bliźniaczek w stanie depresyjnym, czyli od początku coś jest nie tak, pojawia się wewnętrzny niepokój i strach, ale z drugiej strony - jest męcząco i nudno. Wciąż te same pytania i problemy. Postacie są płaskie, wątki (poza jednym) do bólu schematyczne, upiorna wyspa mało upiorna, a straszny klimat - mało straszny. Rys psychologiczny dziwnie zaplątany i zagmatwany, chwilami wręcz absurdalny, i to do tego stopnia, że czasem zadawałam sobie pytanie: co jeszcze się tutaj pojawi? Reasumując: wyspa i jej klimat, który miał potęgować narastanie grozy - w efekcie doprowadzały mnie do niecierpliwego przewracania kartkami. I to nie dlatego, że było intrygująco... Owszem ostatnie 100 stron znów nadaje tempo powiewając grozą, ale to wcale nie ratuje książki.
"Bliźnięta z lodu" to książka, która niestety nie zostanie zbyt długo w mojej pamięci. Nużące powtórzenia, bezsensowne opisy, które tylko dodają objętości i niewiele znaczą. Autor niestety sukcesywnie tonował wrażenie niepokoju, by finalnie - z potencjału powieści naprawdę świetnej - przeobrazić ją w lekturę jedynie przeciętną. W tym przypadku określenie "thriller psychologiczny" jest sporym nadużyciem. W dodatku praktycznie cała fabuła została streszczona w notatce na okładce.
________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/01/bliznieta-z-lodu-sk-tremayne.html
"Bliźnięta z lodu" to książka ciężka, trudna i przytłaczająca. Lecz niestety nie w sposób, o którym teraz myślicie. Temat początkowo mnie zaciekawił. Bliźniaczki jednojajowe, jedna z nich ginie i nagle nie wiadomo która zginęła... A w tle mroczna szkocka wyspa, zwana Wyspą Piorunów, opuszczona latarnia morska, bagna, mokradła i domek po babci, w którym zawsze jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-09-22
Uwielbiam baśnie i szczerze przyznaję, że to ta wariacja Sarah J. Maas na temat baśni o "Pięknej i Bestii", którą zastosowała w "Dworze cierni i róż", skłoniła mnie do przeczytania tej powieści. Skusiłam się i wcale tego nie żałuję. Ta baśniowo-fantastyczna lektura wprowadziła mnie w piękny świat i sprawiła, że trudno było mi się od niej oderwać. Napisana prosto, lekko i z polotem okazała się świetną rozrywką. Oczywiście główny wątek, czyli motyw zaczerpnięty z "Pięknej i Bestii" został przez autorkę trochę przerobiony i pozmieniany, Sarah J. Maas jednak idealnie wyważyła historię nadając jej akcję, dodając szczyptę tajemniczości, trochę niebezpieczeństwa i wprowadzając nowe magiczne wątki. Podobało mi się również w jaki sposób autorka opisała niezwykłe stworzenia oraz świat "za murem", czyli miejsce pełne piękna i niespotykanej nigdzie magii, obrzędów, czy zasad, ale również obszar, w którym rządziły intrygi złych istot i ciągła walka o władzę.
Książkę można podzielić na dwie części, które są nierozerwalnie splecione z istnieniem tytułowego dworu. Początkowo fabuła toczy się powoli i spokojnie, a świat poznajemy poprzez perspektywę dziewczyny, która wychowała się na opowieściach o okrutnej naturze złych wróżek. Druga część jest już natomiast bardziej niebezpieczna i mroczna - tutaj wszędzie czai się śmierć. Owszem, zgadzam się ze stwierdzeniem, że jest to historia, którą z powodzeniem można zamknąć w jednym tomie, jednak z drugiej strony, cieszę się, że powstanie drugi tom i że będę miała szansę powrócić do tego barwnego świata pełnego barwnych bohaterów, dworskich gierek, intryg i magii, która sprawia że lektura wciąga i nie sposób się oderwać :)
"Dwór cierni i róż" to oparta na ciekawym pomyśle, zręcznie nakreślona baśń fantasy dla romantyczek, w której pierwsze skrzypce gra przeznaczenie oraz miłość. Jeżeli więc ktoś, podobnie jak ja, lubi wariacje na temat baśni, historie o miłości, magicznych światach, czy klątwie, która ciąży nad losem bohaterów - polecam. To całkiem fajny początek ciekawie zapowiadającej się serii, który skutecznie rozbudzi apetyt na kolejną część.
www.recenzjeami.blogspot.com
Uwielbiam baśnie i szczerze przyznaję, że to ta wariacja Sarah J. Maas na temat baśni o "Pięknej i Bestii", którą zastosowała w "Dworze cierni i róż", skłoniła mnie do przeczytania tej powieści. Skusiłam się i wcale tego nie żałuję. Ta baśniowo-fantastyczna lektura wprowadziła mnie w piękny świat i sprawiła, że trudno było mi się od niej oderwać. Napisana prosto, lekko i z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-14
Senatorowie i laureaci Nagrody Nobla, chirurdzy, architekci, geniusze matematyczni, muzycy i sportowcy - Harvard kształci wybitne jednostki, których ścieżki kariery niestety wielokrotnie okupione są wyrzeczeniami i rozczarowaniem. Tak jest też tutaj. Na zjeździe absolwentów, Harvardu spotyka się pięciu mężczyzn, którzy przed wieloma laty zaczynali studia na tej prestiżowej uczelni. Uroczystość okazuje się świetną okazją, by porównać swoje osiągnięcia i pochwalić się rodziną czy sukcesami. Co pozostało z pełnych ambicji studentów rocznika 1958, i jaką cenę przyszło im zapłacić za realizację marzeń i planów - o tym właśnie traktuje powieść Segala. Przez te ponad 500 stron poznajemy praktycznie całe życie każdego z pięciorga bohaterów - bohaterów, z których każdy obrał inną życiową drogę. Jeden został pianistą i odniósł ogromny sukces. Drugi, uchodźca z Europy Środkowo-Wschodniej, wspiął się po szczeblach kariery politycznej. Trzeci stał się poważanym i znanym filologiem klasycznym, zaś czwarty osiadł w Izraelu i wstąpił do tamtejszej armii. Wszystkich splotła postać piątego z absolwentów, który pochodził z arystokratycznej rodziny z tradycjami harwardzkimi i był jednocześnie głównym narratorem powieści. Autor z niepohamowaną wnikliwością obnaża sekrety swoich bohaterów, by ukazać ich trudną walkę z rzeczywistością i zadać najważniejsze pytanie: jak daleko można się posunąć, by odnieść sukces?
"Absolwenci" to w zasadzie męska powieść, nie tylko dlatego, że opowiadają ją sami mężczyźni, czy że nie brakuje tu wątków historycznych, naukowych i zawodowych, po prostu na próżno szukać tutaj romansu. Na tle wydarzeń politycznych, wojen, dawnej segregacji rasowej przewija się wiele postaci, tak fikcyjnych, jak i prawdziwych, a sami "Absolwenci" to w gruncie rzeczy książka o ludzkich ambicjach oraz zderzeniu marzeń z rzeczywistością. O tym, że sukces zawodowy to nie wszystko, i że w życiu liczy się coś więcej. Rzecz dzieje się od połowy lat 50. do połowy lat 80. i jest opowieścią o poszukiwaniu prawdy o sobie, zagubieniu oraz o tym, jak wiele kosztuje sukces. Niestety żaden z bohaterów nie miał recepty na szczęście - "tego jednego na Harvardzie nie można się nauczyć".
Co jednak ważne, Segal trafnie pisze o rzeczach uniwersalnych, takich jak: przyjaźń, poszukiwanie sensu, czy popełnianie życiowych błędów. Niejednokrotnie stawia też swoich bohaterów przed różnymi, trudnymi wyborami, które wpływają na proces kształtowania się ich osobowości, bowiem zderzenie młodzieńczego idealizmu ze śmiercią, walką o wolność, czy porażką zawsze mocno weryfikuje zamierzone cele. Sporo tutaj tego, przez co treść chwilami wydaje się nudnawa i niestety smutna. Nie można zapomnieć jednak o klimacie, który przypominający do złudzenia stare filmy, dodaje treści specyficzny nastrój. Konkludując, nie jest to powieść zła, wiele w niej ważnych treści i celnych obserwacji, problem w tym, że oczekiwałam czegoś więcej. Niemniej warto przeczytać, choćby dla samego kunsztu pisarskiego Segala.
www.recenzjeami.blogspot.com
Senatorowie i laureaci Nagrody Nobla, chirurdzy, architekci, geniusze matematyczni, muzycy i sportowcy - Harvard kształci wybitne jednostki, których ścieżki kariery niestety wielokrotnie okupione są wyrzeczeniami i rozczarowaniem. Tak jest też tutaj. Na zjeździe absolwentów, Harvardu spotyka się pięciu mężczyzn, którzy przed wieloma laty zaczynali studia na tej prestiżowej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-08-07
2016-07-30
Jestem pełna uznania dla Patricka Nessa za to, że po pierwsze, zrealizował ostatni pomysł wielokrotnie nagradzanej pisarki, Siobhan Dowd, która niestety zmarła na raka i nie mogła sama dokończyć tej historii, a po drugie, że stanął na wysokości zadania i stworzył w ten sposób naprawdę niezwykle odważną, mroczną, a jednocześnie głęboko poruszającą i przejmującą powieść o małym chłopcu i jego ciężko chorej mamie, która zostaje w wyobraźni jeszcze na długo po zamknięciu okładki...
"Siedem minut po północy" to krótka, ale pełna treści opowieść o przygodzie, wielkim smutku, nieszczęściu i stracie. A także o potworach, które pojawiają się zawsze w złych i trudnych chwilach, i to niezależnie od tego, czy jesteśmy mali, czy już dorośli.
Nie wiem co więcej mogłabym dodać, chyba tylko to, że naprawdę nie mogłam uciec od wzruszenia, bo "Siedem minut po północy" jest jedną z tych książek, które dotykają najwrażliwszych części naszej duszy. Historia chłopca, który bał się stracić swoją mamę i który na swój własny sposób, próbował radzić sobie z lękami i koszmarami to wyjątkowa, mądra i zapadająca w pamięć opowieść, która wchodzi głęboko wewnątrz i po której świat przestaje być taki sam jak wcześniej.
Z pewnością "Siedem minut po północy" pozostanie ze mną na długo.
Coś jeszcze? Tak. Książka wewnątrz jest po prostu piękna! Cudowny gruby kredowy papier, pokryty mrocznymi ilustracjami Jima Kaya dodaje niepowtarzalnego charakteru opisanej tu historii. Przekonajcie się sami.
www.recenzjeami.blogspot.com
Jestem pełna uznania dla Patricka Nessa za to, że po pierwsze, zrealizował ostatni pomysł wielokrotnie nagradzanej pisarki, Siobhan Dowd, która niestety zmarła na raka i nie mogła sama dokończyć tej historii, a po drugie, że stanął na wysokości zadania i stworzył w ten sposób naprawdę niezwykle odważną, mroczną, a jednocześnie głęboko poruszającą i przejmującą powieść o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-28
Ta mała książeczka o wielkim wnętrzu potwierdza, że Neil Gaiman to pisarz o nieograniczonej wyobraźni: fabuła wciąga, robi się strasznie, a wszystko to sprawia, że od czytania ciężko się oderwać. Podczas lektury zastanawiałam się jednak, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy może też opowiedziana historia działa się jedynie w wyobraźni małego bohatera? Bo jeśliby zajrzeć pomiędzy wersy, da się dostrzec tutaj opowieść o nieszczęśliwym dzieciństwie. Główny bohater to siedmiolatek, którego spotykają w życiu same przykre rzeczy - śmierć bliskich, dorosłe decyzje i bolesna utrata tego, co miało być już na zawsze, w smutny sposób odbijają się na świecie widzianym oczami dziecka, świecie, który miał być prosty, a przez dorosłych stał się skomplikowany tak bardzo, że pomóc może jedynie staw, staw który... zmienia się w ocean.
Neil Gaiman poprzez swoją krótką, ale jakże bogatą w przekaz historyjkę pozwala ponownie zauważyć to, czego przez natężenie spraw dnia codziennego i "dorosłych" problemów zwyczajnie nie jesteśmy już w stanie dostrzec. Dorastając bowiem tracimy w sobie dziecko i zmienia się nasz sposób postrzegania świata. Nagle zapominamy jak to jest bać się potwora pod łóżkiem, czy czuć, że wszystko jest możliwe. Gonimy za pieniędzmi, komfortem i nieustannie walczymy z własnym przemijaniem, bagatelizując dziecięce troski i marzenia. Ta książka to niezwykle smutna i metaforyczna tęsknota za szczęściem, a zarazem próba odnalezienia się w dorosłej rzeczywistości. Warto przeczytać i przypomnieć sobie na czym polega prawdziwa odwaga, czy poświęcenie, jak to jest wierzyć w przyjaźń i mieć oparcie w drugim człowieku. Polecam tę książkę zwłaszcza tym, którzy nie boją się przekonać, jak wiele dziecięcej wrażliwości odebrała nam dorosłość.
www.recenzjeami.blogspot.com
Ta mała książeczka o wielkim wnętrzu potwierdza, że Neil Gaiman to pisarz o nieograniczonej wyobraźni: fabuła wciąga, robi się strasznie, a wszystko to sprawia, że od czytania ciężko się oderwać. Podczas lektury zastanawiałam się jednak, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy może też opowiedziana historia działa się jedynie w wyobraźni małego bohatera? Bo jeśliby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-25
"Rybacy" łączą w sobie popularną formę powieści z tradycją dawnych ustnych mitów i podań przekazywanych z pokolenia na pokolenie, tworząc w efekcie powieść-legendę głęboko zakorzenioną w koncepcji greckiej tragedii. Oto bowiem czterej bracia: Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin, mieszkający w Akure, miejscowości położonej w południowo-zachodniej Nigerii (skąd pochodzi sam Obioma), po wyjeździe ojca muszą zadbać o dom i rodzinę, porzucają więc szkołę i zostają rybakami - wbrew woli ojca, który chciałby dla swoich synów wykształcenia i lepszych perspektyw. Jednak pewnego popołudnia, nad przeklętą rzeką, Omi-Ala, chłopcy spotykają miejscowego szaleńca-wróżbitę, Abulu, ponoć opętanego przez demona, który ma "moc przepowiedni". Ten wzywa Ikenna po imieniu i przepowiada mu morderstwo z ręki jednego ze swych braci, przywołując biblijne bratobójstwo Kaina i Abla. To spotkanie z prorokiem i budząca trwogę tragiczna przepowiednia nieodwracalnie przemienia życie nigeryjskiej rodziny. Ich wierzące w zabobony serca, z dnia na dzień stają się siedliskiem zarazków nieufności, oszustwa, zazdrości, gniewu i przemocy. A w głowach krążyć będzie tylko jedno pytanie: który z nich okaże się w przyszłości zabójcą swego brata? Ikenna natomiast staje się coraz bardziej rozdarty pomiędzy swoim strachem dotyczącym proroctwa, a miłością do braci. Zaczyna oddalać się od rodziny i zamyka się w sobie. I tak, stopniowo, gdy wzajemne podejrzenia rosną, zgubne proroctwo staje się spiralą napędową fabuły, która wciąga, ale też niepokoi...
Autor daje tutaj prawdziwy popis swoich umiejętności nie tylko poprzez zabawę dialektami i podkreślenie wartości staro-afrykańskiego języka wskazującego na bogactwo nigeryjskich kultur, ale przede wszystkim oddając narrację w ręce czwartego z braci, dorastającego Benjamina, który miesza teraźniejszość ze wspomnieniem przeszłych zdarzeń. W ten sposób kiedy Obioma chce na przykład podnieść napięcie lub suspens - powraca do dziecięcego punktu widzenia, nierzadko przerażając tragizmem wydarzeń, a przechodzi do tego współczesnego, gdy chce stworzyć przejrzystość i narzucić pewnego rodzaju autorytet. To szczegółowe, i chwilami mozolne wręcz budowanie napięcia naprawdę działa i daje powieści unikalną moc - moc, która sprawia, że od książki wprost nie sposób się oderwać.
Jednak w tle tej doskonałej opowieści o arystotelesowskiej tragedii, pobrzmiewa jeszcze jedno przesłanie "Rybaków". Otóż Obioma po mistrzowsku wykorzystuje tę nigeryjską tradycję opowiadania, jako alegorię do krytyki społeczno-politycznej Nigerii lat 90.. Nigeria powstała bowiem z idei szaleństwa, oszustwa i fałszywych proroków, którzy spowodowali dysharmonię i zniszczenie w Afryce. I właśnie to nagromadzenie wielu symboli, przysłów, odniesień i metafor oraz ukazanie świata pełnego zamachów stanu, niebezpieczeństw i korupcji powstałych w konsekwencji złych decyzji mających dalekosiężne skutki pozostawia po lekturze gorzki posmak. Niemniej najbardziej istotne są tutaj przemiany i wgląd w psychikę bohaterów, a zwłaszcza obserwowanie powolnego wyniszczenia jakiemu ulega najstarszy z braci. Jego ślepa wiara we wróżbę znad rzeki, ma ogromny wpływ nie tylko na jego los, ale także na przyszłość całej rodziny. Chigozie Obioma w "Rybakach" nie tylko sprawnie sięga po zagadnienia związane z wolną wolą czy wiarą w przesądy, on skupia swoją historię wokół wpływu przepowiedni, fatum, mistycyzmu oraz pychy na wybory moralne, które napędzając walkę z losem, tak naprawdę przyczyniają się do powolnego rozpadu - tak rodziny, jak i kraju.
"Rybacy" to naznaczona śmiercią a zarazem pełna życia powieść-legenda o samospełniającej się przepowiedni, ludzkim przeznaczeniu, braterstwie, utraconej nadziei, a przede wszystkim o dorastaniu w warunkach kryzysu i lękach, które niepohamowane mogą dramatycznie i już nieodwracalnie zawładnąć ludzkim umysłem. Wspaniały debiut i zdecydowanie jedna z najważniejszych książek tego roku. Chigozie Obioma to hipnotyczny, ambitny i bardzo utalentowany pisarz, o którym z pewnością jeszcze usłyszymy. Osobiście - już nie mogę się tego doczekać.
www.recenzjeami.blogspot.com
"Rybacy" łączą w sobie popularną formę powieści z tradycją dawnych ustnych mitów i podań przekazywanych z pokolenia na pokolenie, tworząc w efekcie powieść-legendę głęboko zakorzenioną w koncepcji greckiej tragedii. Oto bowiem czterej bracia: Ikenna, Boja, Obembe i Benjamin, mieszkający w Akure, miejscowości położonej w południowo-zachodniej Nigerii (skąd pochodzi sam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-23
"Alicja w Krainie Czarów" to jedna z tych książek, które muszą poczekać na właściwy moment. Być może dlatego tak długo zwlekałam z jej lekturą... ;) Księgarnie oferują ogrom wydań i przekładów "Alicji...", od których aż kręci się w głowie, ale znalezienie tej jednej, jedynej z nieskróconą treścią i dobrym przekładem to nie lada wyzwanie. Ostatecznie mój wybór padł na wydanie Wydawnictwa Bona, które pokusiło się o nowe tłumaczenie prof. Elżbiety Tabakowskiej (która dodatkowo opatrzyła je posłowiem) oraz ilustracje niezastąpionej Tove Jansson (autorki książek o Muminkach).
Niniejsze, fińskie opracowanie graficzne, wykonane przez malarkę pierwotnie w latach 60., zostało zaprezentowane polskim czytelnikom po raz pierwszy. Po lekturze mogę szczerze przyznać, że ilustracje zachwycają minimalizmem i prostotą, przez co perfekcyjną kreskę z pewnością docenią dorośli ;)
Co do samej treści, książka Lewisa Carrolla zalicza się do kanonu klasyki literatury dziecięcej i została przetłumaczona już na ponad 125 języków. Jej niesłabnąca popularność jest zdecydowanie zasłużona. To historia, którą bez wątpienia można się zachwycić, biorąc pod uwagę chociażby przepiękny język, którym posługuje się jej autor, czy wspaniale prowadzoną groteskową grę i wiele zawartych w niej absurdów, czy niedorzeczności.
"Alicja w Krainie Czarów" zachwyciła mnie zwłaszcza swoimi satyrycznymi aluzjami do prawie wszystkiego, okazując się idealną opowieścią na dobranoc. I mimo, że żadne czary w niej nie występują, to bardzo się cieszę, że wreszcie ją przeczytałam, bo dzięki niej pobudziłam wyobraźnię i na nowo poczułam magię czytanych historii. To książka pełna niuansów, nawiązań, aluzji i ukrytych sensów, którą można czytać dosłownie, lub też doszukiwać się w niej całego mnóstwa interpretacji. Tak, tak, Alicja to niewyczerpane źródło gry słów i refleksji na tematy filozoficzne, logiczne, życiowe oraz językowe, oczywiście ;) Jeśli więc ktoś - podobnie jak ja - jeszcze nigdy nie czytał "Alicji..." musi jak najszybciej nadrobić zaległości. Lewis Carroll stworzył coś naprawdę niezwykłego i ponadczasowego - cudownie dziwny świat pełen życiowej mądrości. Polecam zwłaszcza w tym pięknym wydaniu z ilustracjami arcyzdolnej Finki.
Zdjęcia wnętrza książki:
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/07/alicja-w-krainie-czarow-lewis-carroll.html
www.recenzjeami.blogspot.com
"Alicja w Krainie Czarów" to jedna z tych książek, które muszą poczekać na właściwy moment. Być może dlatego tak długo zwlekałam z jej lekturą... ;) Księgarnie oferują ogrom wydań i przekładów "Alicji...", od których aż kręci się w głowie, ale znalezienie tej jednej, jedynej z nieskróconą treścią i dobrym przekładem to nie lada wyzwanie. Ostatecznie mój wybór padł na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-17
"(...) chwile wyobcowania. W życiu jest ich mnóstwo. Zawsze mi się wydawało, że przygotowujesz się przez całe życie na wielkie chwile, wiesz? Ale kiedy do nich dochodzi, czasami czujesz się całkowicie nieprzygotowana, a nawet czujesz, że nie jesteś tym, kim ci się wydawało. I przez to są o b c e. Rzeczywistość naprawdę różni się od fantazji." [s. 31]
Pod tą kolorową i elektryzującą okładką kryje się równie wielobarwna treść. Meg Wolitzer na ponad trzydziestoletniej przestrzeni opowiedziała wciągającą historię o zwykłych ludziach, którzy dla siebie nawzajem byli wyjątkowi. Zrobiła to z ogromnym wyczuciem, bez zbędnego sentymentalizmu czy pseudointelektualnych wywodów. W jej powieści odnajdziemy nie tylko obraz życia mieszkańców pełnego żywiołowości Nowego Jorku, ale przede wszystkim wielowarstwowe, prawdziwe, pełne rozterek portrety postaci - ludzi, którzy dorośli i zaczynają rozliczać się ze swojego życia. Każde z nich miało kiedyś swoje marzenia i pasje, ale jednocześnie wiele strachu, który jednych sparaliżował, powodując, że nie byli w stanie rzucić wyzwania światu i w efekcie zadowolili się swoją niezbyt ambitną teraźniejszością, a drugich - zmotywował, stając się tylko momentem zapalnym świetlanej kariery.
"Wyjątkowi" to panoramiczna i epicka epopeja, nakreślona na schemacie dream come true, która uwodzi oryginalną i prawdopodobną historią. Wydarzenia z przeszłości przeplatają się tu z teraźniejszością, ale wszystko jest jasne i logiczne. Lekkie pióro, natężenie dialogów, subtelność i niewymuszony styl autorki sprawiały, że czytałam tę książkę z wielką przyjemnością. "Wyjątkowi" Meg Wolitzer wzruszają, bawią, ale też skłaniają do refleksji całym tym wachlarzem trudnych wątków. Znajdziemy tutaj dojrzewanie, niespełnioną miłość, niezrealizowane marzenia, przerwane studia, zniszczoną karierę, zazdrość, strach, samotność, niepewność, chorobę i śmierć. Lecz tym, co okaże się chyba najważniejsze będzie przywiązanie do drugiego człowieka i przyjaźń, potrafiąca przetrwać największe zło.
To uniwersalna opowieść o dojrzewaniu i wyzwaniach dorosłego życia. O tym, że to ambicja, pragnienie, sukces, zazdrość i zawiść kształtują więzy przyjaźni, miłości i lojalności, a kluczem do szczęścia jest pogodzenie się z własnymi mocnymi stronami i ograniczeniami. Każda z opisanych historii intryguje i zaciekawia, a Wolitzer porusza wiele czułych strun i ukazuje jak skomplikowane mogą być relacje międzyludzkie, które tak naprawdę nigdy nie są oczywiste, czy jednoznaczne. Nie brak tu jednak humoru, ironii, czy intelektualnych pogawędek. Autorka z prawdziwą pasją nakreśliła naprawdę świetne portrety psychologiczne, z których na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Jules. Początkowo enigmatyczna i nijaka, jakby uwięziona w tej książce przypadkiem, która z biegiem kolejnych wydarzeń dojrzewa i nabiera kształtów jako przyjaciółka, żona, matka, by wreszcie stać się postacią wokół której tętni ta książka - stać się rdzeniem tej powieści, i jej siłą. Jednak jeżeli się dobrze przyjrzymy to okaże się, że każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, każdy ma swoje charakterystyczne cechy, i choć różnią się od siebie tak bardzo, to wydaje się, że tylko razem mogą tworzyć spójną całość. I ma to sens, bo człowiek jest istotą społeczną, która potrzebuje obecności innych, życia wśród ludzi. Potrzebujemy przyjaciół, dla których bez względu na wszystko będziemy wyjątkowi. I właśnie o tym jest ta książka. Polecam, warto przeczytać.
www.recenzjeami.blogspot.com
"(...) chwile wyobcowania. W życiu jest ich mnóstwo. Zawsze mi się wydawało, że przygotowujesz się przez całe życie na wielkie chwile, wiesz? Ale kiedy do nich dochodzi, czasami czujesz się całkowicie nieprzygotowana, a nawet czujesz, że nie jesteś tym, kim ci się wydawało. I przez to są o b c e. Rzeczywistość naprawdę różni się od fantazji." [s. 31]
Pod tą kolorową i...
Richard Papen, narrator i główny bohater, jest jedynym dzieckiem dysfunkcyjnych rodziców. Mieszka w Kalifornii, gdzie wiedzie nudne i stereotypowe życie. Kończy szkołę średnią i wbrew oczekiwaniom, rozpoczyna studia na medycynie. Szybko jednak stwierdza że to nie to, czego chce od życia i dokładnie wtedy, zupełnie przypadkiem, odnajduje ulotkę reklamową ekskluzywnego college’u w Nowej Anglii. Dzięki swojemu uporowi trafia tam już po kilku miesiącach. Wstydząc się jednak swojego pochodzenia - postanawia nieco ubarwić swoją biografię i pokolorować pochodzenie. Z sukcesem. Następnie dołącza do grupy inteligentnych i nieco ekscentrycznych studentów filologii klasycznej, którzy pod wodzą charyzmatycznego wykładowcy odkrywają sposób myślenia i życia niemający nic wspólnego z monotonną egzystencją ich rówieśników. Kiedy jednak eksperymenty z narkotykami, alkoholem i seksualnością nie przynoszą odpowiedzi... Piątka studentów morduje swojego przyjaciela z roku, spychając go w przepaść. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Gdzie była ich moralność i trzeźwy osąd sytuacji? Ile tak naprawdę musi wydarzyć, aby młodzi ludzie, którzy mają przed sobą całe życie z zimną krwią zabili rówieśnika? "Tajemna historia" Donny Tartt to: zbrodnia, kara i konsekwencje, plus coś jeszcze. Wielkie COŚ "pomiędzy".
Gdybym miała w trzech słowach określić prozę Donny Tartt - byłyby to bogactwo, magnetyzm i pasja. Cieszę się, że miałam już przyjemność zaczytywać się jej "Szczygłem", cieszę się, że powstała lista książek BBC (na której z wielką radością dostrzegłam "Tajemną historię"), i cieszę się także, że dzieła tej autorki są po kolei wznawiane (zaraz po "Szczygle" i "Tajemnej historii" ukazał się "Mały przyjaciel"). Na "Tajemną historię" miałam ochotę od dawna, jednak jej zdobycie graniczyło niemalże z cudem, a ceny na allegro osiągały horrendalne wysokości. Wiedziałam, że dla wielu jest to lektura kultowa i wiedziałam, też że autorka pracowała nad nią dekadę, dlatego czekałam. Czekałam cierpliwie na tę intelektualną ucztę i ją otrzymałam. "Tajemna historia" to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w całym swoim życiu. Dopracowana, wiarygodna i pochłaniająca. Śmiem nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest lepsza od "Szczygła". To książka wyjątkowa, a może nawet "książka życia"?
Sama powieść rozpoczyna się rewelacyjnie i z każdą stroną - podobnie jak w przypadku "Szczygła" - coraz bardziej wciąga swoją obezwładniającą narracją. Co więcej - czytając ją, niemal utwierdzasz się w przekonaniu, że jest jedną z najlepszych książek w całym czytelniczym życiu. Sama fabuła, jak już wspomniałam wyżej, dotyczy grupy przyjaciół, drobiazgowo wyselekcjonowanych do elitarnego kręgu studentów literatury klasycznej. Są to typowi outsiderzy, wysoko urodzeni i z manią wyższości. Jednak co ciekawe - wszystkie postaci są bardzo zróżnicowane. Donna Tartt dołożyła wielu starań by ubarwić ich biografie i wskazać wielowymiarowość. Osiągnęła też niemal mistrzostwo w budowaniu napięcia. Powiedziałabym nawet, że poszła trochę w ślady Dostojewskiego przy tworzeniu swoich postaci. Każdy z nich jest inny, ale również na swój sposób skomplikowany. To zróżnicowanie charakterów wzbogaca "Tajemną historię" i potęguje wrażenie, że najbardziej interesująca jest właśnie pod względem psychologicznym. Powiem więcej - wydaje się zupełnie nie ważne, że największy sekret opowieści zostaje odkryty na drugiej stronie prologu. Jako czytelnik wciąż trwasz w specyficznym transie, że w tej psychologii kryje się coś więcej, że istnieje głębsza warstwa tajemnicy, którą po prostu musisz odkryć.
Nie dziwię się, że ta powieść sprzedała się w kilkumilionowym nakładzie, ani tym bardziej, że została przetłumaczona na trzydzieści języków i jest dziś uznawana za jedną z najważniejszych powieści końca XX wieku. "Tajemna historia" jest wspaniałą, głęboką powieścią psychologiczną. W dodatku pięknie napisaną i cudownie opowiedzianą. To intelektualna opowieść o moralności, karze i odkupieniu. Ale też o błędach młodości. Mroczna i uzależniająca, w której powietrze jest gęste i ciężkie od wewnętrznego skomplikowania, a niewątpliwego smaku całej treści dodają ciągłe podszepty autorki. Uwierzcie mi na słowo, pulsująca fabuła - która wraz ze zbliżaniem się zakończenia ukazuje ciężar kolejnych tajemnic - jest w stanie tak zahipnotyzować, że nawet morderstwo uznacie za coś koniecznego.
Tak na koniec gorzką puentą dodam, że "Tajemna historia" nie jest książką dla każdego. Trzeba chcieć odnaleźć się w wielu poplątanych wątkach, lubić nieśpieszną narrację z powolnym rozwojem sytuacji oraz (a może przede wszystkim) drobiazgową analizę psychologiczną postaci. "Tajemna historia" to bardzo udana współczesna wariacja na temat "Zbrodni i kary" Dostojewskiego (którą notabene uwielbiam). To historia wspaniałą, sącząca, błyskotliwa, pełna znaczeń i błogiej przyjemności płynącej z lektury, która zasługuje na to, byście ją poznali. Oczarowała mnie i wciąż jestem pod wrażeniem. Dlatego polecam, nakłaniam, nalegam...
______________________________
źródło recenzji:
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/02/tajemna-historia-donna-tartt.html
Za książkę i czytelniczą ucztę dziękuję Księgarni "Książka i prezent"
Richard Papen, narrator i główny bohater, jest jedynym dzieckiem dysfunkcyjnych rodziców. Mieszka w Kalifornii, gdzie wiedzie nudne i stereotypowe życie. Kończy szkołę średnią i wbrew oczekiwaniom, rozpoczyna studia na medycynie. Szybko jednak stwierdza że to nie to, czego chce od życia i dokładnie wtedy, zupełnie przypadkiem, odnajduje ulotkę reklamową ekskluzywnego...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to