-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2015-05-07
2016-02-18
Richard Papen, narrator i główny bohater, jest jedynym dzieckiem dysfunkcyjnych rodziców. Mieszka w Kalifornii, gdzie wiedzie nudne i stereotypowe życie. Kończy szkołę średnią i wbrew oczekiwaniom, rozpoczyna studia na medycynie. Szybko jednak stwierdza że to nie to, czego chce od życia i dokładnie wtedy, zupełnie przypadkiem, odnajduje ulotkę reklamową ekskluzywnego college’u w Nowej Anglii. Dzięki swojemu uporowi trafia tam już po kilku miesiącach. Wstydząc się jednak swojego pochodzenia - postanawia nieco ubarwić swoją biografię i pokolorować pochodzenie. Z sukcesem. Następnie dołącza do grupy inteligentnych i nieco ekscentrycznych studentów filologii klasycznej, którzy pod wodzą charyzmatycznego wykładowcy odkrywają sposób myślenia i życia niemający nic wspólnego z monotonną egzystencją ich rówieśników. Kiedy jednak eksperymenty z narkotykami, alkoholem i seksualnością nie przynoszą odpowiedzi... Piątka studentów morduje swojego przyjaciela z roku, spychając go w przepaść. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Gdzie była ich moralność i trzeźwy osąd sytuacji? Ile tak naprawdę musi wydarzyć, aby młodzi ludzie, którzy mają przed sobą całe życie z zimną krwią zabili rówieśnika? "Tajemna historia" Donny Tartt to: zbrodnia, kara i konsekwencje, plus coś jeszcze. Wielkie COŚ "pomiędzy".
Gdybym miała w trzech słowach określić prozę Donny Tartt - byłyby to bogactwo, magnetyzm i pasja. Cieszę się, że miałam już przyjemność zaczytywać się jej "Szczygłem", cieszę się, że powstała lista książek BBC (na której z wielką radością dostrzegłam "Tajemną historię"), i cieszę się także, że dzieła tej autorki są po kolei wznawiane (zaraz po "Szczygle" i "Tajemnej historii" ukazał się "Mały przyjaciel"). Na "Tajemną historię" miałam ochotę od dawna, jednak jej zdobycie graniczyło niemalże z cudem, a ceny na allegro osiągały horrendalne wysokości. Wiedziałam, że dla wielu jest to lektura kultowa i wiedziałam, też że autorka pracowała nad nią dekadę, dlatego czekałam. Czekałam cierpliwie na tę intelektualną ucztę i ją otrzymałam. "Tajemna historia" to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w całym swoim życiu. Dopracowana, wiarygodna i pochłaniająca. Śmiem nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest lepsza od "Szczygła". To książka wyjątkowa, a może nawet "książka życia"?
Sama powieść rozpoczyna się rewelacyjnie i z każdą stroną - podobnie jak w przypadku "Szczygła" - coraz bardziej wciąga swoją obezwładniającą narracją. Co więcej - czytając ją, niemal utwierdzasz się w przekonaniu, że jest jedną z najlepszych książek w całym czytelniczym życiu. Sama fabuła, jak już wspomniałam wyżej, dotyczy grupy przyjaciół, drobiazgowo wyselekcjonowanych do elitarnego kręgu studentów literatury klasycznej. Są to typowi outsiderzy, wysoko urodzeni i z manią wyższości. Jednak co ciekawe - wszystkie postaci są bardzo zróżnicowane. Donna Tartt dołożyła wielu starań by ubarwić ich biografie i wskazać wielowymiarowość. Osiągnęła też niemal mistrzostwo w budowaniu napięcia. Powiedziałabym nawet, że poszła trochę w ślady Dostojewskiego przy tworzeniu swoich postaci. Każdy z nich jest inny, ale również na swój sposób skomplikowany. To zróżnicowanie charakterów wzbogaca "Tajemną historię" i potęguje wrażenie, że najbardziej interesująca jest właśnie pod względem psychologicznym. Powiem więcej - wydaje się zupełnie nie ważne, że największy sekret opowieści zostaje odkryty na drugiej stronie prologu. Jako czytelnik wciąż trwasz w specyficznym transie, że w tej psychologii kryje się coś więcej, że istnieje głębsza warstwa tajemnicy, którą po prostu musisz odkryć.
Nie dziwię się, że ta powieść sprzedała się w kilkumilionowym nakładzie, ani tym bardziej, że została przetłumaczona na trzydzieści języków i jest dziś uznawana za jedną z najważniejszych powieści końca XX wieku. "Tajemna historia" jest wspaniałą, głęboką powieścią psychologiczną. W dodatku pięknie napisaną i cudownie opowiedzianą. To intelektualna opowieść o moralności, karze i odkupieniu. Ale też o błędach młodości. Mroczna i uzależniająca, w której powietrze jest gęste i ciężkie od wewnętrznego skomplikowania, a niewątpliwego smaku całej treści dodają ciągłe podszepty autorki. Uwierzcie mi na słowo, pulsująca fabuła - która wraz ze zbliżaniem się zakończenia ukazuje ciężar kolejnych tajemnic - jest w stanie tak zahipnotyzować, że nawet morderstwo uznacie za coś koniecznego.
Tak na koniec gorzką puentą dodam, że "Tajemna historia" nie jest książką dla każdego. Trzeba chcieć odnaleźć się w wielu poplątanych wątkach, lubić nieśpieszną narrację z powolnym rozwojem sytuacji oraz (a może przede wszystkim) drobiazgową analizę psychologiczną postaci. "Tajemna historia" to bardzo udana współczesna wariacja na temat "Zbrodni i kary" Dostojewskiego (którą notabene uwielbiam). To historia wspaniałą, sącząca, błyskotliwa, pełna znaczeń i błogiej przyjemności płynącej z lektury, która zasługuje na to, byście ją poznali. Oczarowała mnie i wciąż jestem pod wrażeniem. Dlatego polecam, nakłaniam, nalegam...
______________________________
źródło recenzji:
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/02/tajemna-historia-donna-tartt.html
Za książkę i czytelniczą ucztę dziękuję Księgarni "Książka i prezent"
Richard Papen, narrator i główny bohater, jest jedynym dzieckiem dysfunkcyjnych rodziców. Mieszka w Kalifornii, gdzie wiedzie nudne i stereotypowe życie. Kończy szkołę średnią i wbrew oczekiwaniom, rozpoczyna studia na medycynie. Szybko jednak stwierdza że to nie to, czego chce od życia i dokładnie wtedy, zupełnie przypadkiem, odnajduje ulotkę reklamową ekskluzywnego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-29
Macie czasami tak, że przekręcając ostatnią stronę, chcielibyście przeczytać tę samą książkę jeszcze raz, a później jeszcze i jeszcze? Że żałujecie, że się skończyła, a zarazem uważacie, że jej zakończenie było tak i d e a l n e, że nie chcecie, by skończyła się inaczej? Może brzmi to trochę niejasno, wybaczcie, ale tak to jest, gdy pisze się recenzję zaraz po skończeniu książki :) Wtedy, gdy emocje są tak żywe, że nie sposób nad nimi zapanować. Nie mam pojęcia od czego mam zacząć... Tak wiele chciałabym Wam napisać, tak zachęcić do przeczytania, że aż brakuje mi słów. Mi, tej której się wydaje, że potrafi opisać wszystko, teraz zwyczajnie brakuje słów - tak, myślę, że to samo w sobie, powinno być już zupełną rekomendacją.
"Zabłądziłam" to opowieść o stracie i samotności. O traumie i o smutku tak wielkim, że aż zagłuszającym. Ale też o miłości. O przyjemności dotyku, o bliskości i o sztuce bycia kochanym. O pokonywaniu strachu i odczuwaniu prawa do szczęścia. To jedna z tych powieści, które wciągają, pochłaniają i do ostatniej strony nie pozwalają odejść. To powieść, która odciska trwały ślad na psychice czytelnika, która skłania do refleksji i nikogo nie pozostawi obojętnym.
Szesnastoletnia Maja uparcie walczy z demonami przeszłości. Jest wyobcowana, samotna i cicha, ale też silna. Jednak wciąż dusi w sobie to, co się stało w jej rodzinie, gdy miała zaledwie 12 lat. To od tamtej pory tata ciągle ma czerwone oczy od płaczu i mama nie zachowuje się jak mama, a Kaja - starsza siostra Mai - cóż Kaja... Kai nie ma. Ten ból po stracie jest dla niej tak wielki, że aż nie do zniesienia. Jedną z dwóch rzeczy dających Mai prawdziwa ucieczkę są treningi, drugą - Alek. Maja zwróciła uwagę na Alka, gdy ten został przeniesiony do jej szkoły dwa lata temu. Sprawiał wrażenie wewnętrznie podobnego do niej, tyle że miał swój własny system istnienia - lubił zwracać na siebie uwagę. Rodzące się w niej czysto platoniczne uczucie do Alka, daje Mai nadzieję i sens otaczającej rzeczywistości. Jednak ta para, jak dotąd nie zamieniła ze sobą ani jednego zdania... Wkrótce jednak los da im szansę. Jak ją wykorzystają, i czy uda im się pokonać przeszłość i na nowo poskładać rozpadający się świat? Jak to jest ufać komuś i być blisko niego? Na te i inne pytania poszukajcie odpowiedzi w tej powieści, która odkrywa przed światem sekrety duszy współczesnego nastolatka.
Może ten opis nie wyszedł tak jakbym chciała. Może nie zobrazował w pełni tego, co tak naprawdę kryje się wewnątrz tej historii, ale nie chciałam zabrać Wam przyjemności z jej odkrywania. Ze scalania faktów ukrytych gdzieś między pomiędzy akapitami... Pomyślicie sobie pewnie, że to kolejna książka o rozterkach nastolatków, że jest płytka, taka banalna i że nic sobą nie wnosi - och jak bardzo się mylicie! To zupełnie nie jest tak - uwierzcie mi na słowo - dawno nie miałam w ręku książki z tak zaskakująco prawdziwymi opisami przeżyć i rozterek młodych ludzi. Kiedyś wiele bym dała za taką powieść... Za taki sposób kreślenia wewnętrznych obaw i duszących myśli; problemów wieku dojrzewania. Po tej lekturze czuję się jakby przejechał mnie ogromny emocjonalny walec... ale jestem również pewna, że gdybym czytała ją w wieku lat kilkunastu - odebrałabym ją znacznie, znacznie mocniej i nawet możliwe, że płakałabym przez większość rozdziałów.
"Zabłądziłam" to naprawdę piękna, zapierająca dech w piersiach opowieść o nadziei, prawdziwej miłości i uczeniu się siebie. I odniosę się teraz do tego, co możemy przeczytać na jednym z jej wewnętrznych skrzydełek: "To nie jest powieść, to jest jak zeszyt zostawiony po kimś" - i tak właśnie jest. Tak dokładnie jest. Główną narratorką jest Maja, to z jej punktu widzenia widzimy wszystkie wydarzenia. To jej rozterki przeżywamy i razem z nią podejmujemy decyzje. To z nią przechodzimy przez ten cały bolesny proces przez który przejść musi...
Całą książkę charakteryzuje dość prosty styl i krótkie zdania - nie przepadam za taką formą wypowiedzi, ale uwierzcie mi - "Zabłądziłam" w takiej wersji - jest dokładnie takie, jakie powinno być. To przede wszystkim mądra książka, która swoją wymową i tą niezwykle poruszającą historią, stawia ważne pytania dotyczące prawdziwych problemów, z jakimi na co dzień spotyka się większość współczesnych nastolatków. Wielkie dramaty, niełatwe nadzieje i nadmiar lęku, a także pierwsze wzajemne fascynacje i piękne chwile stanowią idealne tło naszego rodzimego Young/New Adult. To książka, która absolutnie zasługuje na przeczytanie i to nie tylko przez nastolatków, ale też przez ich rodziców i pedagogów. Z całego serca polecam!
______________________________________________
recenzjeami.blogspot.com
Macie czasami tak, że przekręcając ostatnią stronę, chcielibyście przeczytać tę samą książkę jeszcze raz, a później jeszcze i jeszcze? Że żałujecie, że się skończyła, a zarazem uważacie, że jej zakończenie było tak i d e a l n e, że nie chcecie, by skończyła się inaczej? Może brzmi to trochę niejasno, wybaczcie, ale tak to jest, gdy pisze się recenzję zaraz po skończeniu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-27
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
" Dedykowane kobietom, które dopiero mają odnaleźć swój głos, siłę i odwagę. Nigdy nie pozwól, żeby odebrano ci to wszystko, z czym się urodziłaś. Odzyskaj to. [dedykacja autorki]
Emily podejmuje bardzo trudną decyzję, żeby być z mężczyzną, który zdobył jej serce. Niestety nie ma pewności, że Gavin naprawdę ją kocha. Zdruzgotana i bardzo samotna, idąc za głosem serca, rusza więc w podróż do Playa del Carmen w Meksyku, by ratować związek z mężczyzną swojego życia. Niestety Gavin nie jest zachwycony jej wizytą. Dążący do autodestrukcji, zamknięty we własnym ponurym świecie wystawia Emily na ciężką próbę. To jednak nie koniec emocji! W tle wciąż obecny jest Dillon, który uparcie nie daje o sobie zapomnieć, i który z pełną premedytacją wtrąca się w życie głównych bohaterów. Powieść rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyła się akcja Collide. Autorka nie szczędzi swoim bohaterom trosk i zmartwień notorycznie rzucając im kłody pod nogi. W tym tomie Gavin i Emily stają przed trudnymi wyborami. Gdy oboje robią krok naprzód, zaraz muszą zrobić dwa w tył, a w pewnym momencie wydarzenia tak się komplikują, że serce pęka na miliony małych kawałków, i łzy płyną strumieniem...
" Wiesz, jakie to straszne, gdy pragniesz czegoś tak bardzo, że dla tego czegoś chcesz zmienić całe swoje życie?"
O. Mój. Boże!
Pozwolę sobie zacząć tę recenzję podobnym zwrotem co ostatnio, chociaż nie. Powinnam to napisać inaczej - użyć więcej emotikonek, więcej Caps Locka, więcej kropek czy wykrzykników, tchnąć w te słowa więcej emocji, ponieważ ta książka nie tylko trzyma poziom "Collide" - ona jest od niego lepsza! Pamiętacie moją recenzję "Collide", tę w której pisałam o tym jak zarwałam dla niej noc? O tym, że kochałam i nienawidziłam ją jednocześnie. O tym, że śmiałam się i wzruszałam, smuciłam i złościłam. O tym, że doprowadziła mnie na wyżyny czytelniczego odurzenia? Cóż więcej mogę powiedzieć - w przypadku "Pulse" było dokładnie tak samo. Chociaż, co ja piszę! Było znacznie lepiej. Po raz kolejny Gavin wstrząsnął moim światem!
Gavin Blake to multimilioner o złotym sercu. Słodki, zabawny, uwodzicielski, zaborczy, inteligentny, "szmeksy", a przy tym niezwykle romantyczny i czuły. Doskonały. Tak, jego czułość i miłość do Emily przemawiała do mnie i myślę, że przemówi do wielu kobiet. Gavin kocha Emily w sposób, o jakim większość z nas może tylko pomarzyć. Jest w 100% zaangażowany i byłby gotów oddać za nią wszystko. Drogie Panie, uwierzcie mi na słowo - każda z nas chciałaby spotkać takiego mężczyznę w swoim życiu :) Takiego, który rozpieszcza, słucha, i który samymi słowami potrafi sprawić, że serce bije szybciej...
" Gavin zrozumiał, że nigdy nie zdoła zapomnieć o Emily. Pijany czy trzeźwy, zawsze będzie świadom jej braku w swoim życiu. Kochał ją. Oddychał nią jak powietrzem... Powietrzem, którego właśnie pozbawiono go na zawsze."
"Collide" & "Pulse" to duologia, która odbiera oddech, która całkiem obezwładnia myśli i rozbudza marzenia. Czytając te książki myślisz tylko o tym, aby chociaż na chwilę móc się stać Emily Cooper i być kochaną przez takiego mężczyznę jak Gavin Blake. Autorka pisze tak pięknie, tak wymownie, i tak plastycznie, że każda strona jest niczym karuzela doświadczeń, niezwykła podróż pełna niezapomnianych wrażeń. "Pulse" to miłość, która pokona wszystko, wspaniałe wsparcie i siła, a przy tym wiele emocjonujących momentów i humoru. Niepewność, strach, uczucie i determinacja do walki, która przezwycięży wszystko. Relacja głównych bohaterów pokazuje, jak ważna jest bliskość drugiego człowieka i zaufanie, szczególnie w tych najcięższych chwilach.
Brak mi słów, by wyrazić to, co czuję po lekturze. Dzięki "Pulse" odpłynęłam do całkiem innego świata. Starałam się nie czytać tej książki zachłannie, lecz moje wszelkie próby spełzły na niczym. Tę powieść się pochłania dosłownie upijając słowami. "Pulse" jest jeszcze bardziej wulgarna, bardziej erotyczna i bardziej odważna. Bardziej skomplikowana i emocjonalna. Absolutnie warta każdej chwili oczekiwania! Autorka wdzięcznie porusza się przez krainę zmysłów, dając niezwykle miły i przyjemny w odbiorze kąsek obłędnej namiętności, który po prostu się połyka. Czyta się świetnie. Gail McHugh napisała nasycony namiętnością romans erotyczny, który zdecydowanie wyróżnia się na tle innych podobnych powieści. Nie jest to naiwna historyjka - ale historia poruszająca tematy poważne i trudne, bowiem miłość jest jednym z najwspanialszych uczuć, które mogą nas spotkać. Przypomina powiew chłodnego powietrza w upalny dzień, najbardziej oczekiwany prezent. Posiadając ją uważamy się za osoby najszczęśliwsze na świecie. To ona daje nam poczucie bezpieczeństwa i bliskości drugiej osoby. Niestety, nie każda kończy się słowami z bajki "...i żyli długo i szczęśliwie." Przemoc w związku jest niewątpliwie jednym z największych problemów dzisiejszych czasów. Wszystkie akty przemocy mają jeden wspólny mianownik - emocjonalne i psychologiczne piętno, które pozostawia we wnętrzu niemalże zgliszcza odbierając człowiekowi najcenniejszy skarb - jego godność, poczucie własnej wartości i mocy sprawczej. Rany przemocy emocjonalnej tworzą blizny, które mogą być znacznie głębsze i bardziej trwałe niż fizyczne. I o tym również jest ta książka. Historia Emily to tak naprawdę historia o poszukiwaniu własnej równowagi, siły, wiary w siebie i asertywności. Gail McHugh zdecydowanie pisze o tym, że toksyczne relacje, nie są już tematem tabu. Coraz częściej stają się przedmiotem troski i działań profilaktycznych oraz naprawczych. I za to należy jej się ukłon!
Jestem pod wrażeniem i bez wątpienia zakochałam się w tej historii! No a poza tym, McHugh zdecydowanie dba o to by seks nie był schematyczny i niesmaczny, ubarwia go i urozmaica - jest intensywnie, namiętnie, kreatywnie i... zabawnie ;) Całość wzbogacają postaci drugoplanowe, cięte dialogi i cenne rady wplecione gdzieś między pomiędzy całą tę historię.
"Pulse" to kontynuacja z całkowicie wykorzystanym potencjałem. To pełna namiętności powieść rozpalająca zmysły, która bez ostrzeżenia wchłania w misternie utkaną esencję uczuć, których nie jest w stanie zniszczyć nawet najgorszy scenariusz. To obraz pełen chwil, które poruszają wyobraźnię i sprawiają przyjemność. "Collide" & "Pulse" to wprost wymarzony pomysł na prezent dla romantyczek i kobiet poszukujących pikantnego realnego romansu!
" Odrzucił niepewność. Odepchnął wątpliwości. I poniósł ją na skrzydłach swojej niezaprzeczalnej, niewątpliwej miłości."
_____________________________
RecenzjeAmi.blogspot.com
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
" Dedykowane kobietom, które dopiero mają odnaleźć swój głos, siłę i odwagę. Nigdy nie pozwól, żeby odebrano ci to wszystko, z czym się urodziłaś. Odzyskaj to. [dedykacja autorki]
Emily podejmuje bardzo trudną decyzję, żeby być z mężczyzną, który zdobył jej serce. Niestety nie ma pewności, że Gavin naprawdę ją kocha. Zdruzgotana i bardzo samotna,...
2015-06-30
O. Mój. Boże. Ta książka to emocjonalny roller coaster! Kochałam ją i nienawidziłam jednocześnie. Śmiałam się i wzruszałam, smuciłam i złościłam - doprowadziła mnie na wyżyny czytelniczego odurzenia...
Gail McHugh napisała romans erotyczny, który zdecydowanie wyróżnia się na tle innych podobnych powieści. Nie jest to naiwna historyjka pełna podniecających momentów - ale historia poruszająca tematy poważne i trudne. Tematy dotyczące ludzkich słabości i uczuć, relacji którymi sami często jesteśmy związani, a także tego, że intencje prawie nigdy nie są krystalicznie czyste...
Czasami bycie w związku tylko dlatego, że uważa się to za właściwe nie okazuje się najzdrowszym wyborem. Emily boleśnie się o tym przekona i stanie twarzą w twarz ze swoimi najskrytszymi lękami. Będzie musiała podjąć decyzje, które zaważą na jej przyszłym życiu. A droga życia, podobnie jak droga miłości - nie zawsze jest przecież usłana różami. Często sprawy pozornie nieistotne tak się komplikują, że wydaje się niemożliwym znaleźć jakiekolwiek wyjście. Historia Emily to tak naprawdę historia o poszukiwaniu własnej równowagi, wiary w siebie i asertywności. Styl autorki jest bardzo lekki i przyjemny. Całość wzbogacają magnetyzujące opisy erotycznych doznać, cięte dialogi i cenne rady wplecione gdzieś między pomiędzy całą tę historię.
Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o idealnie wykreowanych bohaterach, którzy są tak pełnokrwiści, że sprawiają wrażenie jakby istnieli naprawdę. Niemal czułam jak czuła się Emily - rozdarta pomiędzy kiełkującym pożądaniem Gavina, a wiarą w miłość do Dillona, mężczyzny z pozoru idealnego, który traktuje ją jako trofeum. Mężczyzny kameleona dostosowującego się do otoczenia w chwili, gdy może coś skorzystać, mężczyzny mrocznego, nieprzewidywalnego i agresywnego... Z kolei Gavin, och Gavin! Mogłabym poświęcić całą swoją recenzję na wygłaszanie ochów i achów pod kierunkiem samego Gavina uwierzcie mi na słowo - każda z nas chciałaby spotkać takiego mężczyznę w swoim życiu :) Przystojny, inteligentny, zabawny, czuły, szarmancki, romantyczny, taki - który samymi słowami potrafi sprawić, że serce bije szybciej...
"Gavin Blake miał wiele warstw, które trzeba było zedrzeć. Niektóre były oczywiste, jednak inne przypominały jej raczej żelazny pancerz, którym się odgradzał."
"Collide" to powieść, która wsysa i pochłania. Zaczęłam czytać ją przed snem i nie mogłam przestać - musiałam, po prostu musiałam wiedzieć co będzie dalej. Skończyło się na tym, że zarwałam dla niej noc i odłożyłam z burzą głośnych myśli. "Collide" to zdecydowanie jedna z tych książek, które bez uprzedzenia chwytają za duszę. Jestem pod wrażeniem i bez wątpienia zakochałam się w tej historii! A zakończenie, cóż zakończenie rozbija na milion małych kawałków... Tak głębokiej i pełnej namiętności, pełnej skrywanych pragnień, uczuć i emocji powieści nie czytałam już dawno. Bohaterowie są niesamowicie realni przez co sprawiają, że wierzymy, że taka miłość mogła zdarzyć się każdemu. Przecież w życiu nie ma łatwych wyborów i nic nie jest stricte czarne albo stricte białe. Teraz czekam na drugi tom, na kolejną nieprzespaną noc…
___________________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2015/06/collide-gail-mchugh.html
O. Mój. Boże. Ta książka to emocjonalny roller coaster! Kochałam ją i nienawidziłam jednocześnie. Śmiałam się i wzruszałam, smuciłam i złościłam - doprowadziła mnie na wyżyny czytelniczego odurzenia...
Gail McHugh napisała romans erotyczny, który zdecydowanie wyróżnia się na tle innych podobnych powieści. Nie jest to naiwna historyjka pełna podniecających momentów - ale...
2014-07-24
Cała recenzja dostępna na moim blogu:
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/07/wieczerza-tatiana-jachyra.html
____________________________________________
Szczerze mówiąc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po "Wieczerzy" Tatiany Jachyry. Slogany na okładce twierdzące, że to najbardziej bulwersująca i skandalizująca książka ostatnich lat czy też niezwykle śmiały pod względem obyczajowym thriller psychologiczny, w którym chorobliwa namiętność i niezdrowa seksualna fascynacja odgrywają równie ważną rolę jak religijny fanatyzm działały jednak jak magnes... Nie mogłam się oprzeć pokusie przeczytania.
Początek książki to prolog, w którym poznajemy Dawida. Przystojnego, samotnego i uwielbianego przez pacjentki ginekologa, który gdy opadną już światła dnia zupełnie oddaje się swojej obsesji. Tą obsesją jest mieszkająca niedaleko Joanna, która niebawem stanie sie jego pacjentką... Historia Joanny i Dawida przeplata się z historią Yasmine i Tomasza. Yasmine to striptizerka w nocnym klubie czasami dorabiająca jako prostytutka. Tomasz... tego nie zdradzę, bo odebrałabym Wam przyjemność z odkrycia. Historie tych dwóch tak pozornie różnych par łączy jednak coś więcej. Wyobcowanie? Nieobliczalność? Demony przeszłości? Odkryjcie sami.
"Wieczerza" to odważna i mocna, a zarazem hipnotyzująca książka, którą czytałam z prawdziwym zafascynowaniem. Niezwykle ujął mnie język oraz styl w jakim utrzymana została cała powieść. Uwodzicielska tajemniczość, połączona z poetyckimi sformułowaniami oraz zatracaniem się w odczuciach na przeróżnych płaszczyznach emocji, niczym balansowanie na krawędzi piękna i odrazy, wzbudziły we mnie gdzieś głęboko skrywane pokłady ekscytacji, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Autorka bez wahania ukazuje najmroczniejszą stronę człowieka. Na surowo, bez ozdobników i bez upiększaczy. Zdania są krótkie, czasem konkretne, a czasem metaforyczne balansujące na granicy prozy i metaforycznej poezji, zaś narracja zmienia się tutaj równie szybko, co emocje targające głównymi bohaterami.
Główny motyw powieści, ujęty także w tytule, to połączenie religijnego fanatyzmu Ostatniej Wieczerzy z jej absolutnym przeciwieństwem - grzechem ciężkim. W książce pojawia się też motyw winy i kary, żałowania za grzechy i odkupienia, cielesnej czystości i konsekwencji zdrady. "Wieczerza" dosadnie obnaża, jak destrukcyjny dla człowieka potrafi być wpływ bolesnego dzieciństwa oraz związane z nim traumatyczne przeżycia, które tak naprawdę nigdy nie pozwolą o sobie zapomnieć i zawsze, ale to zawsze powrócą falami o różnej intensywności otwierając przy tym rany, w dawno już zabliźnionej psychice.
To zdecydowanie jedna z tych książek, które wywołają w czytelniku skrajnie silne emocje, od napięcia, niepokoju i podniecenia przez namiętność, pasję, a nawet - jak to było w moim przypadku - zachwyt. Absolutnie nikt nie pozostanie obojętny. Propozycja Tatiany Jachyry łącząca w sobie motywy stricte erotyczne z thrillerem psychologicznym trafiła w mój gust idealnie wzbudzając przy tym wielkie uznanie i swego rodzaju fascynację. Polecam tę książkę wszystkim tym, którzy lubią ciekawe czytelnicze doznania, a ja będę oczekiwała na kolejne książki autorki z prawdziwą i niekłamaną niecierpliwością.
Cała recenzja dostępna na moim blogu:
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/07/wieczerza-tatiana-jachyra.html
____________________________________________
Szczerze mówiąc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po "Wieczerzy" Tatiany Jachyry. Slogany na okładce twierdzące, że to najbardziej bulwersująca i skandalizująca książka ostatnich lat czy też niezwykle śmiały pod...
2015-03-08
"Moje historie prawdziwe" to ponad pięćset stron opowieści - ułożonych tematycznie według zasady: ONA, ON, ONI - które zawierają w sobie wszystkie teksty pisarza wydane wcześniej w dziewięciu osobnych zbiorach (m.in. Ślady, Moja bliskość największa, Sceny z życia za ścianą). W "Moich historiach prawdziwych" autor po raz kolejny udowadnia, że jest naprawdę świetnym słuchaczem ludzkich historii, z których z wrodzonym sobie urokiem, potrafi wycisnąć kwintesencję esencji - bo Wiśniewski, jako jeden z niewielu pisarzy, potrafi w minimalistycznej formie utworu oddać maksymalną ilość emocji i uczuć. Jego teksty są inteligentne, błyskotliwe i pełne intymności, poza tym Wiśniewski ma też jedną cudowną manierę - poprzez urwanie powieści w "momencie kulminacyjnym" pozwala na własną interpretację i własne zakończenie, bo nie ma jednej jedynej i ostatecznej prawdy. Jest ona tak samo względna, jak wszystko inne w otaczającym nas świecie. [Epilog, s. 548]
"Albo wtedy, w szesnastą miesięczną rocznicę. Spacer i piknik w czasie oberwania chmury w parku, w pobliżu szpitala. Spijał krople deszczu z jej podbrzusza. A teraz? Teraz odbywają spacery tylko w niedziele. Dokładnie o piętnastej trzydzieści wychodzą z psem i łażą wokół osiedla, ale tylko wtedy, gdy w telewizji nie zapowiedzą zachmurzenia. [s. 388]
Opowiadania Wiśniewskiego nie zaskakują - są dokładnie tym, czego od niego oczekujemy - wzruszającym opisem uczuć, relacji między kobietą a mężczyzną, usytuowanych bardzo często w zaskakujących okolicznościach. "Moje historie prawdziwe" zachwycają i urzekają, a powielanie schematów w przypadku Wiśniewskiego, to jak przypomnienie tego, co już znamy, ale jednocześnie uwielbiamy. Z całą pewnością nie należy jednak podchodzić do tego zbioru jak do każdej innej książki, przez którą chcemy przejść szybko i odłożyć na półkę. Opowiadaniami Wiśniewskiego powinno się delektować, powinno się po nie sięgać w odpowiednim czasie - w chwili poszukiwania inspiracji, w najtrudniejszym momencie, w chwilach samotności. Powinno się zatrzymać nad każdym z osobna, tak, żeby żadne słowo nie umknęło naszej wyobraźni.
"Najpierw tęskniłam za nim. Tak do bólu, uśmierzonego litrową butelką taniego wina i snem. Potem, gdy mnie zostawił, tęskniłam do dnia, kiedy za nim nie tęskniłam. Gdy nie mogłam sobie przypomnieć takiego dnia, to piłam z rozpaczy i bezsilności jeszcze więcej i jeszcze tańsze wino. [s. 188]
"Moje historie prawdziwe" to prawdziwa uczta skierowana do wiernych i oddanych czytelników Janusza L. Wiśniewskiego - i to właśnie tym miłośnikom szczególnie ją polecam. Idealna okaże się również na prezent. Przejmujące historie Wiśniewskiego skłaniające do refleksji i przemyśleń - teraz zebrane w jedną całość. Czego chcieć więcej? ;)
"Za granicą fikcji literackiej znajduje się świat, który nie ma żadnych granic: świat prawdy. Opowiedziany prawdziwymi historiami prawdziwych ludzi staje się czasem tak nierealny lub tak nieprawdopodobny, że zbliża się do granicy fikcji. Nie potrzeba wymyślać i układać w całość skomplikowanych fabuł. Wystarczy słuchać, obserwować, zachwycać się, wzruszać, zastanawiać lub z przerażeniem po prostu uwierzyć. Wszystkie historie opisane w tej książce są prawdziwe. [Epilog, s. 547]
RECENZJE AMI.
http://recenzjeami.blogspot.com/2015/03/moje-historie-prawdziwe-janusz-l.html
"Moje historie prawdziwe" to ponad pięćset stron opowieści - ułożonych tematycznie według zasady: ONA, ON, ONI - które zawierają w sobie wszystkie teksty pisarza wydane wcześniej w dziewięciu osobnych zbiorach (m.in. Ślady, Moja bliskość największa, Sceny z życia za ścianą). W "Moich historiach prawdziwych" autor po raz kolejny udowadnia, że jest naprawdę świetnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-06-11
Ach, co to były za emocje! Uwielbiam książki dopracowane pod względem psychologicznym, przesycone atmosferą niepokojącej tajemnicy i pełne napięcia. Takie, które bez ostrzeżenia łapią i wciągają w intrygę, że aż nie można złapać oddechu. I takie właśnie jest "Sprostowanie" - mocne, wiarygodne, szokujące. Aż trudno uwierzyć, że to debiut!
Pomysł na fabułę już sam w sobie jest intrygujący. Oto pewnego dnia, główna bohaterka, Catherine, znajduje na stoliku nocnym książkę. Co prawda, nie pamięta skąd się tam wzięła, ale zważając na niedawną przeprowadzkę, wiele rzeczy mogło przecież umknąć jej pamięci. Zaciekawiona zaczyna czytać i ze zdumieniem odkrywa, że to książka o niej. Problem jednak w tym, że fabuła dotyczy traumatycznych zdarzeń sprzed lat, o których nie chce pamiętać. Co więcej - osoba, która napisała tę książkę, obwinia ją za nie i bez wątpienia, chce by cierpiała. Catherine nie może spać i wpada w depresję, bo wydawało jej się, że przez lata wyparła to tragiczne wydarzenie z pamięci i nauczyła się z nim żyć, ale teraz wszystko wraca ze zdwojoną siłą, ponieważ wbrew jej woli, mroczna tajemnica powraca i może zniszczyć szczęście jej i jej rodziny...
Autorka konsekwentnie, świadomie i z psychologiczną wręcz dokładnością buduje fabułę pełną napięcia, i sprawnie przeplata narrację, pokazując tę samą sytuację z perspektywy różnych bohaterów. Z jednej strony jest Catherine, która ciągle wraca myślami do zdarzeń sprzed lat, czuje się winna i chce zrzucić z siebie ciężar, ale nie potrafi - i tutaj intryga się zapętla, ponieważ Catherine nie mówi niczego wprost, ale jest jasne, że w jej przeszłości wydarzyło się coś okropnego, o czym do tej pory nie miała odwagi opowiedzieć nikomu, nawet mężowi. A z drugiej strony - inni bohaterowie, także przekonani o swojej prawdzie i posiadający na nią solidne argumenty. W efekcie każda z przedstawionych wersji zdarzeń wydaje się prawdopodobna i wiarygodna, a to stwarza w głowie mętlik i aż do ostatniej chwili nie można się zdecydować, kto ma rację.
Przyznaję, wielokrotnie odczuwałam złość na bohaterów za ich brak tolerancji i osądzanie, bez wysłuchania czyjejś wersji. Za obwinianie o wszystko kobiety, tylko za to, że ośmieliła się pomyśleć o sobie i o swoich potrzebach. Za grzebanie w przeszłości i rozdrapywanie dawno już zabliźnionych ran, tylko dla chwilowej egoistycznej i perwersyjnej wręcz satysfakcji. Jednak mimo, że te odczucia były w większości negatywne, to podobało mi się to, jak autorka umiała je we mnie wzbudzić. Uwielbiam takie książki!
"Sprostowanie" to naprawdę świetny thriller psychologiczny o niszczącej sile zemsty, kumulowanym przez lata bólu i tajemnicach, które uciskają. To książka, w której tylko ci się wydaje, że znasz bohaterów, i że rozgryzłeś motywy ich działania. Naiwnie dajesz się wodzić za nos i ślepo wierzysz, że to co napisane jest prawdą, ale to tylko pozory, ułuda i szczątki prawdziwej wersji - przewracając ostatnią kartkę pozostaniesz z palącymi wyrzutami sumienia, bo tak jak wszyscy, ty również nie wysłuchałaś jej wersji, i zdążyłeś już wydać swój osąd. Dramatyczny zwrot akcji w zakończeniu to coś, po czym niełatwo się otrząsnąć...
"Sprostowanie" podobało mi się. Podobało mi się tak bardzo, że polecam szczerze i daję dziesiątkę!
www.recenzjeami.blogspot.com
Ach, co to były za emocje! Uwielbiam książki dopracowane pod względem psychologicznym, przesycone atmosferą niepokojącej tajemnicy i pełne napięcia. Takie, które bez ostrzeżenia łapią i wciągają w intrygę, że aż nie można złapać oddechu. I takie właśnie jest "Sprostowanie" - mocne, wiarygodne, szokujące. Aż trudno uwierzyć, że to debiut!
Pomysł na fabułę już sam w sobie...
2015-08-21
" - Dasz mi ten rysunek? (...)
- Jak dasz mi słońce, gwiazdy, oceany i wszystkie drzewa, może się zastanowię - mówię, wiedząc, że się nie zgodzi. Wie, jak strasznie chciałbym mieć słońce i drzewa. Dzielimy świat między siebie, od kiedy skończyliśmy pięć lat. Idę na całość: po raz pierwszy władza nad światem jest w moim zasięgu.
- Noah, żartujesz chyba. (...) Okej - ciągnie. - Drzewa, gwiazdy, oceany. Dobra.
- I słońce, Jude.
- No dobra - mówi, co mnie kompletnie zdumiewa. - Dam ci słońce."
Noah nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Jest nieśmiały i delikatny, marzy o tym by zostać artystą, bo kocha sztukę. Swój świat traktuje jak płótno, które stopniowo wypełnia barwami życia. Jude jest zupełnie inna. To pełna energii buntowniczka, która lubi ryzykować i zawsze ma wokół siebie mnóstwo znajomych. Odważna i towarzyska, ale jednocześnie bardzo przesądna. Noah i Jude są bliźniakami. Mimo dzielących ich różnic, kiedyś byli nierozłączni. Kiedyś… Czy Noah i Jude będą w stanie pogodzić się z tragedią, która na zawsze rozbiła całą ich rodzinę? Czy znajdą w sobie odwagę, aby wybaczyć dawne krzywdy i przyznać się do błędu?
"Oddam ci słońce" to przepiękna, poetycka, i zarazem mądra opowieść o relacjach pomiędzy rodzeństwem i rodzicami.
Jandy Nelson nie pisze tej historii - ona maluje ją słowami. Jej styl jest wprost odurzający: połączenie błyskotliwości, piękna, lekkości i prostoty języka są niepowtarzalne. Zachwycają i sprawiają, że aż chce się czytać! Jednak prawdziwe piękno tej historii można docenić dopiero po przeczytaniu całości - wtedy, gdy z pozoru nieistotne elementy łączą się w spójną całość - właśnie wtedy dostrzec można tę magiczną niepowtarzalność. Naprawdę wszystko jest tu dopracowane, dopięte na ostatni guzik, ubrane w znakomitą głębię i poraża jako całość. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Jandy Nelson połączyła ze sobą poszczególne fragmenty nie wprowadzając chaosu. Duży plus dla autorki nie tylko za kreację postaci tak wyrazistych i pełnych sprzeczności, ale również za tak otwarte i mądre poruszenie wątku homoseksualizmu. "Oddam ci słońce" to książka skomplikowana, oryginalna i przede wszystkim - bardzo odważna. Poruszająca kwestię rodziny, własnej tożsamości i poczucia winy. Niezwykle dojrzała i pełna emocji.
Założeniem "Oddam ci słońce" jest to, że zarówno Noah jak i Jude mają swoją własną wersję wydarzeń. Jako czytelnicy mamy więc możliwość obserwowania przebiegu akcji z dwóch perspektyw ponieważ rozdziały pisane są na zmianę. Przygodę zaczynamy od Noaha, którego wersja jest jakby retrospekcją, jednak nie w formie wspomnień, ale tak jakby jego przeszłość była teraźniejszością. Następnie w kolejnym rozdziale razem z Jude trafiamy do teraźniejszości. I tak na przemian podróżujemy w czasie razem z bohaterami :) Dzięki tej chromatycznej konstrukcji opartej na kontrastowych odcieniach emocji - powieść emanuje wyjątkową artystyczną intensywnością, która obezwładnia i niemal odbiera oddech.
Jandy Nelson doskonale rozumie, jak ściśle splecione ze sobą są radość i smutek. Jandy wie, dlaczego czasami szczęście można osiągnąć paradoksalnie tylko poprzez utratę zrozumienia. Ona doskonale opisała to, jak smutek może ogarnąć, zmienić i rozbić rodzinę oraz w jaki sposób sztuka może uratować i przeobrazić nasze relacje. Coś cudownego! Autorka maluje słowami tak sugestywnie, że chwilami wydaje się, iż faktycznie doznajemy cierpień wraz z bohaterami... Nie mam jednak pojęcia jak mogłabym wyjaśnić te zmieszane uczucia szczęścia, słodko-gorzkiej radości i smutku, które wzbudziła we mnie lektura tej książki.
"Oddam ci słońce" to niesamowicie mocna opowieść o tym, jak błędy i wybory zmieniają i kształtują każdego z nas. Wartościowa historia o tym, jak pozornie niewielkie kłamstwo, może wpłynąć na życie naszych bliskich.
Oto jedna z najlepszych powieści, jakie w życiu czytałam. Jest niczym wielobarwny dynamiczny obraz - kontrowersyjna, emanująca seksualnością, przez którą przenika cierpienie, gniew i rezygnacja. Bardzo emocjonalna i świetnie skonstruowana powieść o dojrzewaniu, skomplikowanych relacjach i radzeniu sobie ze stratą. Ta książka zaczaruje Cię swoimi słowami i bohaterami. Pozwól więc sobie na osobistą interpretację. Przeczytaj tę książkę i rozkoszuj się jej pięknem. A potem daj ją komuś bliskiemu, ponieważ ta historia aż się prosi o przekazanie jej dalej, a poza tym ma tak fantastyczne zakończenie, że aż przytłacza potężną dawką emocji. Nigdy nie zapomnę tej książki. Już na zawsze zajmie wyjątkowe miejsce w moim sercu. Za tę książkę oddałabym słońce!
______________________________
RecenzjeAmi.blogspot.com
" - Dasz mi ten rysunek? (...)
- Jak dasz mi słońce, gwiazdy, oceany i wszystkie drzewa, może się zastanowię - mówię, wiedząc, że się nie zgodzi. Wie, jak strasznie chciałbym mieć słońce i drzewa. Dzielimy świat między siebie, od kiedy skończyliśmy pięć lat. Idę na całość: po raz pierwszy władza nad światem jest w moim zasięgu.
- Noah, żartujesz chyba. (...) Okej -...
2015-07-17
"Nawet nie wiesz, jakie to straszne, kiedy wszyscy wokół udają, że nic się nie stało. Myślą, że minął rok, to już da się zapomnieć. Pozamiatać i żyć dalej. A ja nie mogę tak żyć. Nie mogę (...)"
Główni bohaterowie książki to małżeństwo 30+. Ewelina i jej mąż są ludźmi sukcesu - ona jest chirurgiem cenionym w zespole, on współwłaścicielem firmy marketingowej. Mają dobre wykształcenie, ciekawą dobrze płatną pracę i własne mieszkanie, które wygląda niczym z katalogu. Wspólnie zwiedzili już trochę świata, ustatkowali się, a w ich marzeniach i planach pojawiło się dziecko. Niestety niepłodność wystawia udane małżeństwo Eweliny i Adama na ciężką próbę - z tą różnicą, że to Ewelina pragnie tego dziecka bardziej. Skupiona na sobie i własnych pragnieniach angażuje męża w wieloletni maraton badań, zabiegów i wizyt w przeróżnych gabinetach lekarskich. Gdy szczęście się do nich uśmiecha i wszystko wskazuje, że wkraczają na najlepszą drogę, by spełnić się jako rodzina - życie niespodziewanie rzuca im kłody pod nogi. Z niewiadomej przyczyny płód obumiera w dwudziestym drugim tygodniu ciąży, a Ewelina musi urodzić martwe dziecko. Jej świat się wali. Skupiona na własnych przejściach, egoistycznie manipuluje bliskimi nie dostrzegając ich problemów. Zraża do siebie kochającego i oddanego męża, matkę, która za wszelką cenę chce chronić córkę przed problemami i siostrę - tę, która poświęciła dla Eweliny najwięcej. Ewelina przez całe życie była święcie przekonana, że wszystko jej się po prostu należy. Tymczasem boleśnie przekonuje się, iż świat może funkcjonować bez niej. I to całkiem nieźle. Kiedy ujawnienie skrywanej rodzinnej przeszłości i konsekwencje własnych zaskakujących decyzji zachwieją wiarą Eweliny w siebie i zburzą wygodne życie, zrozumie, jak bardzo musi się zmienić. Ale czy nie będzie już za późno?
Ile czasu i jak można opłakiwać utracone dziecko?
Czy to podlega jakiejkolwiek ocenie?
"Wbrew sobie" porwało mnie od samego początku - okazało się lekturą, która pochłonęła mnie bez reszty. Najnowsza powieść Katarzyny Kołczewskiej i jednocześnie najnowsza wydana w klubie "Kobiety to czytają" to lektura, która zawiera całą masę emocji. O czym jest ta książka? O zmaganiu się z samym sobą. O trudnych wyborach. O wewnętrznej walce. O miłości. O wybaczeniu i zrozumieniu. O życiu. Pełna niespodzianek i zawirowań z pewnością nikogo nie znudzi. Katarzyna Kołczewska jest dobrym obserwatorem i podczas tworzenia wykazała ogromną wrażliwość na to, co dostrzega w swoim otoczeniu. Dzięki staranności i dbałości o szczegóły zbudowała niezwykle dokładne i wiarygodne portrety swoich bohaterów - tym samym tworząc "Wbrew sobie" bardzo szczerą, autentyczną i życiową historią, której ponad siedemset stron czyta się w mgnieniu oka.
Główna bohaterka, Ewelina, nie może pogodzić się z faktem, że podobnie jak innych ludzi ją również mogą dotknąć niepowodzenia czy trudności. Jednak dopóki nie odrobi swojej lekcji wybaczenia sobie i innym - nie osiągnie pełni szczęścia. Im więcej zawziętości głównej bohaterki, tym więcej trudności pojawia się na jej drodze. Na przykładzie Eweliny - oraz innych bohaterów - autorka pokazuje jak z pozoru błahe decyzje pociągają za sobą ogromne konsekwencje. Skłania do refleksji nad szczerością i dialogiem pomiędzy bliskimi, nad tym że nie zawsze wszystko jest tym, na co wygląda a przede wszystkim, że błędem jest zamykać się w swoim świecie i dostrzegać tylko swoje problemy. Powieść pokazuje siłę kobiet w ich słabości - ich dylematy, sytuacje bez wyjścia i trudne wybory skłaniające do poniesienia konsekwencji podjętych decyzji. Pani Katarzyna zwraca uwagę, że przez wywyższanie, skonfliktowanie czy różnego rodzaju żądania nie zyskujemy miłości, wsparcia i satysfakcji. Niezwykle ważna jest współpraca z innymi - to właśnie otwartość na ludzi potrafi pomóc zejść z życiowego zakrętu i uporać się z problemami.
Realistyczna, pełnowymiarowa i niebanalna fabuła jest sporym atutem tej książki. Przy tym autorka absolutnie nie ucieka od trudnych kwestii - sprawną ręką, niepostrzeżenie porusza trudne tematy, takie jak: depresja, demony przeszłości, tajemnice rodzinne, gra pozorów, uzależnienie od alkoholu, poczucie niespełnienia, frustracje, znieczulica i egoizm czy wygodnictwo. "Wbrew pozorom" to powieść o miłości, dojrzewaniu i odpowiedzialności. Chwyta za serce i skłania do zastanowienia się co tak naprawdę jest ważne w życiu. Całkowicie wykorzystany potencjał oraz wielowątkowa i wciągająca narracja czynią tę książkę wyjątkową.
Nie czytaj "Wbrew sobie", jeżeli oczekujesz historii o niezbyt rozgarniętej trzydziestolatce. Nie czytaj, jeżeli nie chcesz czytać o życiu, takim jakie jest i o ludziach, takich jakimi są - bez upiększeń, bez udziwnień, bez koloryzowania. "Wbrew sobie" to szczera, wartościowa i zajmująca historia o życiu - takim jakie jest naprawdę. Wzrusza i otwiera oczy. Zdecydowanie zasługuje na uwagę.
___________________________
RecenzjeAmi.blogspot.com
"Nawet nie wiesz, jakie to straszne, kiedy wszyscy wokół udają, że nic się nie stało. Myślą, że minął rok, to już da się zapomnieć. Pozamiatać i żyć dalej. A ja nie mogę tak żyć. Nie mogę (...)"
Główni bohaterowie książki to małżeństwo 30+. Ewelina i jej mąż są ludźmi sukcesu - ona jest chirurgiem cenionym w zespole, on współwłaścicielem firmy marketingowej. Mają dobre...
2014-06-05
"Billie" to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam i już wiem na pewno, że sięgnę po następne. Przyznaję, że musiałam się w nią najpierw "wgryźć" - żeby ją docenić, bowiem cała historia zaczyna się niejako od końca i jest faktycznie monologiem głównej bohaterki - przez co dość ciężko odnaleźć się w całej treści. Jednak z biegiem jak przekręcamy kolejne strony i zbliżamy się do głębi tych niezwykle ujmujących postaci - dajemy się ponieść, wsiąkamy, a historia wchłania nas bez reszty i dotyka serc. Dotyka tak głęboko i tak niepostrzeżenie, że po zamknięciu okładki okrutnie i doszczętnie trawi nas uczucie nienasycenia.
"(...) rozpoznaliśmy się od razu, ale nieświadomie unikaliśmy się przez kolejne lata w poczuciu, że ta druga osoba też dźwiga ogromny ciężar i że ryzyko wzięcia na siebie chociaż miligrama męki więcej to zbyt duże ryzyko." [s. 26]
Anna Gavalda z mistrzowską precyzją nakreśliła pełną rozpaczy i bezsilności, chwilami brutalną i dosadnie gorzką, ale też niepozbawioną ciepła i mądrości książkę o dorastaniu. O wyswobadzaniu się z lęków dzieciństwa i narzuconych sobie ograniczeń "by przetrwać". O samotności tak ogromnej, że odechciewa się żyć, objawiającej się całkowitym odseparowaniem od ludzi, własnych marzeń lub nawet niekontrolowanymi wybuchami agresji.
Ta napisana niezwykle żywym, świeżym i współczesnym językiem powieść, przedstawiająca obraz życia dwojga młodych ludzi, dla których los nie był zbyt łaskawy - to swoisty apel budzący do życia i skłaniający do refleksji nad wszechobecną pogonią za pieniądzem, upadkiem wartości moralnych, brakiem celu, sensu i znaczenia wartości życia, a co za tym idzie - postępującą destrukcją naturalnych więzi międzyludzkich. Reasumując: Anna Gavalda pokusiła się o skontrastowanie marzeń, miłości i przyjaźni z przeraźliwie współczesnym obrazem funkcjonowania świata.
Gavalda nie przedłuża ani nie ubiera w słowa tego, czego ubierać nie trzeba, a koncentrując się na emocjach - nie analizuje zachowań poszczególnych postaci - ona pozwala im żyć własnym życiem. Pozwala wyrzucić im z siebie całe zło i wszelki żal, ukryty gdzieś głęboko na dnie. Żal który jątrzy i żarzy nie pozwalając zakosztować szczęścia. Wzbogacając treść w barwne dialogi, często dowcipne, miejscami wulgarne i cięte i przetykając je trafnymi spostrzeżeniami sprawia, że historia zyskuje na autentyczności i dotyka duszy.
"(...) dajmy na to, nastukasz się masakrycznie jednego wieczoru, to tak jakby wylać wiadro wody na podłogę: trochę wstyd, ale nic to, wystarczy szybko przejechać mopem, podłoga wysycha i nie ma tematu, tymczasem alkoholizm, nawet ukrywany i pod kontrolą, to równia pochyła i krok po kroku, kropla za kroplą koniec końców wydrąży ci dziure w mózgu... Nawet najsilniejszym... No więc tak to było z moimi "klapsami" i małymi siniakami, które non stop pokrywały moje ciało od małego... (...) i dlatego byłam taka lękliwa: poczułam byle podmuch wiatru i juz mi się wszystkie śrubki odkręcały, jedna za drugą." [s. 97]
Najważniejsze w tej historii są stosunki międzyludzkie. Akceptacja, lojalność, tolerancja i życzliwość. Miłość i przyjaźń. A przede wszystkim bycie "dla kogoś". Autorka udowadnia, że naprawdę warto w dzisiejszym bezrefleksyjnym życiu przystanąć na chwilę i dostrzec wartości, o których istnieniu powoli zapominamy. Bardzo gorąco polecam lekturę tej książki - wszystkim, bez wyjątku.
____________________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/06/billie-anna-gavalda.html
"Billie" to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam i już wiem na pewno, że sięgnę po następne. Przyznaję, że musiałam się w nią najpierw "wgryźć" - żeby ją docenić, bowiem cała historia zaczyna się niejako od końca i jest faktycznie monologiem głównej bohaterki - przez co dość ciężko odnaleźć się w całej treści. Jednak z biegiem jak przekręcamy kolejne strony i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-20
"Ślady" to zbiór 16 opowiadań, które w latach 2012-2014 publikowane były na łamach miesięcznika Pani. Wobec czego dla niektórych są już znane - dla mnie nie były. Rzadko czytuję opowiadania ze względu na to, że zbyt szybko się kończą. Podobnie było też tutaj. Jednakże tym razem starałam się je czytać niezachłannie. Na każdy dzień wybierałam sobie 4, którymi upajałam się o różnych porach dnia. Tekstów Wiśniewskiego po prostu nie da się czytać szybko i jednym tchem, ze względu na to, że każdy z nich wzbudza skrajnie silne emocje. Naprawdę każdy powoduje, że myśli kłębią się w głowie niczym pełne smutku chochliki i nawet gdy tekst kończy się happy endem, to zawsze, ale to zawsze gdzieś pomiędzy słowami, ukryte zostało ostrzeżenie, że szczęście bywa ulotne i piękne są jedynie chwile. "Ślady" są pełne takich chwil, które niczym kadry wyrwane z życia zwyczajnych ludzi, mogłyby z powodzeniem odgrywać się gdzieś obok nas.
Wiśniewski potrafi w niezwykle poruszający sposób zobrazować to, co czasami głęboko w swojej psychice skrywają zwykli ludzie. Ludzie, tak pozornie różni a zarazem bliscy, bowiem wszyscy pragną kochać i być kochani. Brak mi słów, by wyrazić to co czuję po lekturze. Już dawno żadne felietony nie zrobiły na mnie tak wielkiego wrażenia. "Ślady” urzekają, ujmują, pochłaniają, a tytuł idealnie opisuje wnętrze - każdy z nas ma jakieś doświadczenia, które zmieniły go na zawsze. Ślady po tęsknotach, których nie da się uciszyć, ślady po pewnych rzeczach które nie sposób zapomnieć...
Zaduma nad tęsknotą stanowi być może tylko tło, a być może główny temat tej książki. Bo nic tu nie jest wyraźne. Każde opowiadanie to jak (nie)zamknięta furtka, pozostawiająca czytelnika z refleksją nad wartością życia i sensem istnienia. Interpretacji będzie tak wiele, jak wiele będzie punktów odbioru. Każdy tu znajdzie jakąś cząstkę siebie, każdy inaczej zrozumie. Ja takich cząstek odnalazłam wiele. Janusz L. Wiśniewski udowodnił, że jest wirtuozem słowa i prawdziwym czarodziejem kobiecej psychiki. Gorąco polecam. "Ślady" to zbiór opowiadań tak współczesnych i prawdziwych, że bardziej nie można.
_____________________________
recenzja pochodzi z mojego bloga: http://recenzjeami.blogspot.com
"Ślady" to zbiór 16 opowiadań, które w latach 2012-2014 publikowane były na łamach miesięcznika Pani. Wobec czego dla niektórych są już znane - dla mnie nie były. Rzadko czytuję opowiadania ze względu na to, że zbyt szybko się kończą. Podobnie było też tutaj. Jednakże tym razem starałam się je czytać niezachłannie. Na każdy dzień wybierałam sobie 4, którymi upajałam się o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-21
Troje życiowych rozbitków niespodziewanie dostaje od losu drugą szansę.
"Wszyscy robimy te same błędy. Uciekamy od naszych demonów, zamiast nauczyć się z nimi żyć." [s. 248]
Mariette - nauczycielka w gimnazjum i żona narcystycznego polityka, przeżywa kryzys małżeński i zawodowy, poniżana przez męża i szykanowana przez uczniów pewnego dnia, po kolejnej prowokacji, traci panowanie nad sobą i posuwa się o krok za daleko... Millie - dwudziestokilkulatka, pracująca dorywczo jako sekretarka, jest rozpaczliwie samotna i przygnębiona bezbarwnym życiem. Kiedy pewnej nocy, w jej kamienicy wybucha pożar, uciekając przed ogniem, skacze z okna... Pan Mike - mieszkający na ulicy dezerter z wojska, załamał się po porzuceniu przez ukochaną i stracie domu. Pewnego ranka zostaje napadnięty i pobity... W chwili gdy Mariette, Millie i Mike sięgają dna, na ich drodze staje ktoś, kto podaje im pomocną dłoń. Nazywa się Jean Hart i zaprasza ich do swojej "Pracowni", gdzie – jak twierdzi – dokonuje cudów.
"(...) większość ludzi uwierzy we wszystko, co im się powie, jeśli tylko zrobi się to z wystarczającym przekonaniem." [s. 141]
"Pracownia naprawiania życia" to francuski i europejski bestseller, który w 2013 roku, niedługo po publikacji, uhonorowany został wieloma nagrodami literackimi, w tym - Prix de l’Optimisme (Nagrodą Optymizmu). Ta naprawdę niepozorna i dość mała obszernościowo książka, zaskoczyła mnie swoją potężną treścią. Jestem absolutnie urzeczona jej mądrym i jakże bogatym wnętrzem, które myślę, że odwiedzę jeszcze nie raz, bo jestem wręcz przekonana, że jest to jedna z tych książek, do których warto wracać i w których każdy znajdzie dla siebie coś bardzo ważnego.
"(...) trzeba być twardym, to jedyny sposób, trzeba iść przed siebie, pomimo ciosów, pomimo zdrad, kiedyś musi przecież wyjść słońce..." [s. 145]
Uwierzcie mi - naprawdę dawno nie czytałam nic, co uświadomiłoby mi tyle rzeczy, które (na pozór) oczywiste, są na co dzień - paradoksalnie - tak trudno uchwytne lub zwyczajnie się o nich nie myśli. Przede wszystkim uzmysłowiłam sobie, że warto cieszyć się życiem, każdą jego sekundą, i że nie wolno się poddawać, nawet gdy zdarza nam się gorszy dzień, trudniejszy okres w życiu, czy zwyczajne wypalenie - to wszystko minie, a my powinniśmy iść dalej do przodu, z wiarą i optymizmem patrząc w przyszłość. To niesamowita opowieść, która zrobiła na mnie przeogromne wrażenie, niby tak proste historie, zwykłych ludzi, którzy z powodzeniem mogliby okazać się jednymi z nas, a jednak tak głębokie i zmuszające do refleksji.
Książka Tong Cuong nie jest naiwną, czy płytką "pisaniną", nie jest też obyczajową lekturą dla prze-ambitnych, którzy doszukują się w niej filozoficznych prądów czy nowatorskich tez. To krótka, prosta i nader przyjemna w przekładzie (wielkie brawa dla tłumaczki!) wzruszająca historia kilkorga życiowych rozbitków, która chwyta za serce, obnaża ludzkie słabości i wytyka bezczynność. Z naciskiem zwraca uwagę, że czasem wystarczy rozmowa i okazanie zrozumienia, czy zainteresowania drugim człowiekiem i jego problemami. Bo najważniejsza jest wiara i poczucie, że nie jesteśmy sami, i że szklanka jest do połowy pełna, a nie pusta. Człowiek jest tylko człowiekiem, istotą społeczną, a przecież każdy z nas bywa czasami słabszy, czy ulega zwątpieniu we własne siły, wtedy już tylko krok dzieli od załamania. Wszystko ma swoje źródło w psychice. „Pracownia naprawiania życia” to publikacja, która wyraźnie uświadamia nam, że notorycznie tracimy czas i nie wierzymy w siebie tak do końca. Autorka poprzez wyraźne przykłady pokazuje, że nie warto niczego odkładać na później, bo nie ma nic ważniejszego niż spełnienie i szczęście. Bez sentymentalizmu, nudnych wywodów, kiczu, czy zbytecznej dramaturgii, ale z uśmiechem, ironią, soczystą dygresją i życiową mądrością. Ku pokrzepieniu dusz, a także - ku przestrodze - by nie marnować czasu.
"My wysłuchamy pani, a pani wysłucha nas - ot i cała tajemnica powodzenia. Nauczymy panią widzieć siebie taką, jaka jest pani naprawdę, bez zniekształceń, które narzucają pani inni lub pani dotychczasowe doświadczenia. To właśnie te zniekształcenia są dla nas mordercze. Trzeba je dostrzec i wyeliminować. Nauczymy panią cieszyć się każdą chwilą. Przestanie pani czuć się niekompletna, kulawa, smutna i przygnębiona, a nawet, wie pani co? Poczuje się pani tak dobrze, że pewnego dnia zapragnie pani sama pomagać innym." [s. 82]
Wszystkim wątpiącym we własne siły, wszystkim poszukującym złotego środka i leku na całe zło, wszystkim zmęczonym codziennością i potrzebującym odmiany, wszystkim tym, którzy wciąż boją się zawalczyć o siebie, a także tym, którym wydaje się, że mają już wszystko. Serdecznie polecam!
______________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/09/pracownia-naprawiania-zycia-valerie.html
Troje życiowych rozbitków niespodziewanie dostaje od losu drugą szansę.
"Wszyscy robimy te same błędy. Uciekamy od naszych demonów, zamiast nauczyć się z nimi żyć." [s. 248]
Mariette - nauczycielka w gimnazjum i żona narcystycznego polityka, przeżywa kryzys małżeński i zawodowy, poniżana przez męża i szykanowana przez uczniów pewnego dnia, po kolejnej prowokacji, traci...
2014-11-14
Nowy Jork. Ellery, utalentowana malarka, wycierpiała w swoim życiu więcej niż jakakolwiek 23-latka. Teraz kiedy wreszcie ma nadzieję, że zostawiła za sobą strach i chorobę, los wymierza jej nowy cios - jej czteroletni wydawałoby się "trwały" związek nagle się rozpada. Kyle, jej chłopak pewnego dnia po powrocie z pracy po prostu pakuje walizki i twierdząc ze potrzebuje przestrzeni - zwyczajnie odchodzi. Kilka lat starszy od Ellery, Connor Black, młody, zabójczo przystojny, nieziemsko bogaty i seksowny - jest ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety. Ale przeżył tragedię i jest przekonany, że wszystko w nim umarło. Niespodziewanie, gdy w dość nietypowych okolicznościach poznaje Ellery - ta budzi w nim uczucia, których wcześniej nie doświadczył. Od pamiętnej nocy, gdy spotkali się po raz pierwszy, zdezorientowany Connor, w ramach podziękowania zaprasza Ellery na przyjacielskie spotkania, które z czasem przeradzają się w coś więcej. Jednak Ellery od początku wie, że nie mogą być razem i nigdy nie będą, bo jej tragedia ma ciąg dalszy i może zniszczyć Connora, na zawsze…
Powiem Wam, że jak dla mnie ta książka to rewelacja, i z pełną świadomością stwierdzam, że była warta każdej minuty, którą na nią przeznaczyłam. Trochę taka współczesna bajka o Kopciuszku z delikatnym powiewem "Gwiazd naszych wina", trochę oparta na schemacie "50 twarzy Grey'a" (bynajmniej nie erotycznym!), a trochę na charakterystycznych elementach New Adult... Jednak z tym ostatnim mam pewne wątpliwości, ponieważ coś mi w tej powieści po prostu nie pasuje do utartej konwencji literatury "młododorosłej" - o wiele bliżej mi tutaj raczej do tego czegoś, czego poszukuję, czyli "współczesnego romansu dla dwudziestokilkulatków" ;)
On - nieziemsko bogaty i przyciągający kobiety jak magnes, a Ona - ładna, ale dość przeciętna. Oboje tak samo uparci, a między nimi iskrzy i bucha aż miło. Wiele tutaj rozstań, kłótni, ucieczek, powrotów, bólu, miłości, emocjonujących uniesień i humoru. Ale, ale. Świetny, trochę nierealny wstęp (wybaczam!) zapowiadał idealna książkę, niestety przy przekroczeniu pierwszej połowy coś zgrzytnęło. Wydaje mi się po prostu, że to dlatego, iż przejście od przyjaciół do pary nastąpiło tutaj zbyt gwałtownie. Poza tym główny bohater, który na początku jawił się w ostrych i wyrazistych barwach, gwarantując jego silny i władczy charakter, został nagle obrócony o prawie 180 stopni. Lecz mimo to (i mimo wszystko inne, np. blade opisy miłosnych uniesień) - pokochałam tę książkę! Historia niesamowicie mnie wciągnęła, zaczęłam ją czytać, a za kilka godzin skończyłam. Nie mogłam przestać.
Miłość która pokona wszystko, wspaniałe wsparcie i siła - to wszystko znajdziecie w tej książce, a do tego - ciągle coś się tutaj dzieje, nie ma przedłużających się nudnych monologów i rozważań, typu "on chce a ja nie chce, ja chce a on nie chce, dlaczego on mnie nie chce?" Nie! Cała fabuła jest zabawna i "zadziorna", wzruszająca i emocjonująca, a problemy które zostały tutaj poruszone są czymś zupełnie nowym w tym nurcie przez co bardzo zżyłam się z bohaterami i razem z nimi przeżywałam ten trudny okres. Muszę przyznać, że walka z chorobą należy do moich ulubionych wątków pobocznych, a w "Na zawsze" problemy ze zdrowiem tworzą idealne tło. I choć są tutaj momenty krytyczne, to całość napełnia nadzieją i wiarą w to, że z nawet najbardziej dramatycznej sytuacji jest szansa na szczęśliwy koniec. Szczerze mówiąc, spodziewałam się zupełnie innej historii - raczej przeciętnego NA, zgrabnie wpasowującego się w znany nam wszystkim schemat. A co dostałam w zamian? Niepewność, strach, ból, trudną miłość i determinację do walki, która przezwycięży wszystko. Relacja głównych bohaterów pokazuje, jak ważna jest bliskość drugiego człowieka i zaufanie, szczególnie w tych najcięższych chwilach. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu!
___________________________
źródło recenzji:
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/11/na-zawsze-sandi-lynn.html
Nowy Jork. Ellery, utalentowana malarka, wycierpiała w swoim życiu więcej niż jakakolwiek 23-latka. Teraz kiedy wreszcie ma nadzieję, że zostawiła za sobą strach i chorobę, los wymierza jej nowy cios - jej czteroletni wydawałoby się "trwały" związek nagle się rozpada. Kyle, jej chłopak pewnego dnia po powrocie z pracy po prostu pakuje walizki i twierdząc ze potrzebuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-05
" - Przepraszam, czy to ty jesteś znajomą Tomka Bartosika? - zapytał.
Skinęłam głową.
- Karolina Jabłońska - przedstawiłam się. Uścisnął mi rękę i powiedział, że nazywa się Rafał Witkowski. To z nim jest umówiona Anka? Krew mnie zalała. Zdradliwa jędza! Umówiła się z nim za moimi plecami, jeszcze Tomka wciągnęła w sieć intryg, tarantula jedna! Postanowiłam, że nie będę tego chłopaka lubić. W końcu moje negatywne emocje muszą mieć jakieś ujście, no nie?
- Długo na mnie czekasz? - zapytał grzecznie.
- Czekam na ciebie całe życie - odpowiedziałam spontanicznie.
Roześmiał się, a ja trochę za późno przypomniałam sobie, że mam go nie lubić." [s. 19]
Macie czasami tak, że przekręcając ostatnią stronę, chcielibyście przeczytać tę samą książkę jeszcze raz? Że żałujecie, że się skończyła, a zarazem uważacie, że jej zakończenie nie mogło być lepsze? Tak właśnie się czuję po zamknięciu okładki "Innej bajki". Moje emocje są tak żywe, że aż brakuje słów...
"Inna bajka" to naprawdę piękna i wzruszająca opowieść o nadziei, prawdziwej miłości i uczeniu się siebie. Główną narratorką jest tutaj Karolina, to z jej punktu widzenia widzimy wszystkie wydarzenia. To jej rozterki przeżywamy i razem z nią przechodzimy przez ten cały bolesno-radosny proces przez który przejść musi. Karolina marzyła o karierze naukowej, doktoracie na uczelni i imponującym życiu. Miała wielkie plany na przyszłość, w których absolutnie nie brała pod uwagę zakładania rodziny, przynajmniej nie przez najbliższe dziesięć lat. Los bywa jednak przekorny, a życie szybko weryfikuje plany. Czy Karolina poradzi sobie z zaakceptowaniem tej "niespodzianki" od losu? Czy rosnące w jej brzuchu dziecko zmieni jej sposób myślenia i dotychczasowy system wartości? I przede wszystkim - czy dzięki zaistniałej sytuacji zrozumie kto tak naprawdę jest jej najbliższy? Życie nie zawsze jest usłane różami, bywa też pełne zakrętów, lecz najważniejszym jest nauka wyciągania wniosków.
Polubiłam Karolinę. To świetnie skonstruowana postać z wadami i zaletami, ale też z bijącym z wnętrza ciepłem. Nie raz cieszyłam się sama do siebie czytając jej dygresje (albo dziwaczne monologi). Chłonęłam jej świat i razem z nią przeżywałam chaos, który powstawał. Lecz poza Karoliną mamy tutaj cały kalejdoskop barwnych postaci - zaczynając od charyzmatycznej grupy przyjaciół ze studiów, przez zatroskanych rodziców z trudem wiążących koniec z końcem, aż po szaloną babcię potrafiącą wymodlić wszystko.
Powieść Kasi Bulicz-Kasprzak ma nietuzinkowy klimat. Klimat, który zauroczył mnie już od pierwszej strony, przez co na pewno będę chciała poznać inne książki autorki. Cała historia Karoliny mimo, że niezwykle poważna, utrzymana została w humorystycznym tonie, dzięki czemu wielokrotnie na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a nawet gromki śmiech. Niezwykle urokliwie na tle całej powieści wypadają lekkie dialogi postaci wkomponowane w fabułę, szczególnie duetu tata-babcia. To właśnie kreacje bohaterów wpłynęły na mój pozytywny odbiór tej powieści. Plejada barwnych osobowości występująca w niniejszej historii, powoduje pojawienie się wielu zaskakujących wątków pobocznych, które zasługują na zainteresowanie, ale które również - potrafią otulić serce. Autorka w "Innej bajce" skłania także do refleksji nad życiowymi wyborami, poszukiwaniem celu, samotnością oraz błędami przeszłości.
Kasia Bulicz-Kasprzak posługuje się prostym, zwyczajnym językiem, czasem na wskroś współczesnym z dużym dystansem i ironią, dzięki czemu historię Karoliny czyta się szybko, jednym tchem, niemal wstrzymując oddech. "Inna bajka" to przede wszystkim ciepła i mądra książka, która swoją wymową i tą poruszającą historią, stawia istotne pytania dotyczące problemów, którymi może powitać nas nowy dzień. Dzień z wydawałoby się "zaplanowanego" dokładnie życia... Wzruszająca, piękna opowieść o zakrętach losu, poszukiwaniu szczęścia i miłości z błyskotliwym poczuciem humoru w tle. Warto po nią sięgnąć gdy ma się ochotę na coś lżejszego i podnoszącego na duchu. Zdecydowanie sprawdzi się w czasie letnich upałów. Polecam!
________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2015/06/inna-bajka-kasia-bulicz-kasprzak.html
" - Przepraszam, czy to ty jesteś znajomą Tomka Bartosika? - zapytał.
Skinęłam głową.
- Karolina Jabłońska - przedstawiłam się. Uścisnął mi rękę i powiedział, że nazywa się Rafał Witkowski. To z nim jest umówiona Anka? Krew mnie zalała. Zdradliwa jędza! Umówiła się z nim za moimi plecami, jeszcze Tomka wciągnęła w sieć intryg, tarantula jedna! Postanowiłam, że nie będę...
2015-11-09
Rachel każdego ranka dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów. Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich i z żalem uważa, że prowadzą doskonałe życie. Lecz nagle widzi coś...
Zaczynając książkę niewiele wiedziałam na jej temat, zwłaszcza jeżeli chodzi o zarys fabuły. W przypadku thrillerów - chcę sama odkryć zagadkę, dlatego bronię się rękami i nogami przed jakimikolwiek szczegółami dotyczącymi treści. Szczerze mówiąc tutaj zadziałało to na ogromną korzyść - i polecam każdemu, kto planuje lekturę, by odpuścił sobie wnikanie w coś więcej. Oczywiście wielki szum medialny i informacja o sprzedanych prawach do filmu, którego premierę przewidziano na 2017 rok także szalenie mnie intrygowały.
Co mogę powiedzieć, a raczej napisać po skończonej lekturze? "Dziewczyna z pociągu" to chyba najlepszy thriller psychologiczny jaki czytałam w tym roku. Zawiera w sobie wszystko to czego oczekuję plus coś więcej - dopracowanie treści w najdrobniejszych szczegółach i uczucie, że nic nie jest takie, na jakie wygląda.
Autorka z prawdziwym zaangażowaniem stawia na stonowane, powolne budowanie napięcia, mroczny klimat i iście upiorną niepewność związaną z faktem, że nikogo nigdy nie można poznać do samego końca... Strzałem w dziesiątkę okazała się także kilkustronna narracja - opisywana z punktu widzenia trzech zupełnie różnych kobiet, przez co pojawia się ogólna dezorientacja i wręcz obezwładniająca chęć rozwikłania tajemnicy związanej z zaistniałym morderstwem. Wyobraźcie sobie tylko: losy trzech wydawałoby się zupełnie obcych sobie kobiet połączy zagadkowa tragedia i splot dziwnych okoliczności, który zapoczątkuje pasjonującą i nieprzewidywalną intrygę kryminalną, jakiej nie jesteście nawet w stanie sobie wyobrazić. Choć zwroty akcji - owszem - nie są najważniejsze, to jednak pod koniec książki okazuje się, że tak naprawdę wszystko to, w co uwierzyliśmy na początku - finalnie objawia się w zupełnie innym świetle.
Niesamowite jest także uczucie, że autorka plącze fakty i podrzuca mylące tropy wzmagając chęć doczytania do końca, by rozszyfrować tożsamość sprawcy i upewnić się w swoich domysłach. I o ile początkowe strony czytałam dość wolno (ponieważ trudno było odnaleźć mi się w fabule łącząc porozrzucane fakty) - tak z każdą kolejną stroną coraz bardziej przyspieszałam, by przez ostatnie 50 stron przeżyć prawdziwy rollercoaster emocji. Ta książka była ze mną dosłownie wszędzie. A to już samo w sobie stanowi niewątpliwy dowód na to, że jestem nią zachwycona. Polecam! Ta powieść po prostu musi zostać zekranizowana. Nie ma innej możliwości.
___________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2015/11/dziewczyna-z-pociagu-paula-hawkins.html
Rachel każdego ranka dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Wie, że pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem, dokładnie naprzeciwko szeregu domów. Zaczyna się jej nawet wydawać, że zna ludzi, którzy mieszkają w jednym z nich i z żalem uważa, że prowadzą doskonałe życie. Lecz nagle widzi coś...
Zaczynając książkę niewiele wiedziałam na jej temat, zwłaszcza...
2016-02-09
"Mam na imię Roksana, choć nikt nigdy tak się do mnie nie zwraca. Wszyscy mówią na mnie Roxi, nawet moi rodzice. Moi rodzice... Jak ja ich nienawidzę! Mój ojciec to pijak, a matka nie ma mózgu. Brat to narkoman, a moja przyrodnia siostra ze strony ojca puszcza się z kim popadnie. Ojciec całymi dniami pracuje i nigdy nie ma go w domu, a jeśli nawet jest, to zazwyczaj pijany. Matka całe dnie spędza na wydawaniu forsy ojca u fryzjera, kosmetyczki, w SPA, ewentualnie na zakupach. Ciągle też lata na jakieś fitnessy, siłownię i jogę. Matka robi wszystko, aby zatrzymać czas i mojego ojca przy sobie. Bezskutecznie. Wszyscy oprócz mojej ślepej matki już wiedzą, że ojciec ma na boku inną kobietę, młodą kochankę, niewiele starszą ode mnie, która w tym roku robi licencjat. Chuj mu w dupę. Mam nadzieję, że zdechnie na zawał, jak będzie ją ruchał."
Ten fragment to taki przedsmak. Wrzuciłam go tutaj specjalnie i z pełną premedytacją ;) Jeżeli go przeczytaliście i przetrwaliście ten sposób narracji łącznie z ciętym językiem - ta książka jest dla Was i zachęcam do czytania recenzji dalej ;) Natomiast tym, którym nie podeszło - odradzam. W trakcie cała fabuła i jej tempo tylko nabierają na sile i robi się zdecydowanie ostrzej, pikantniej, goręcej i o wiele bardziej drapieżnie. "aż do DNA" to taka jazda bez trzymanki. Karuzela emocji z soczyście płynną narracją i dosadnym językiem, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Tutaj po prostu nie da się być biernym i niewzruszonym. Albo nas chwyci - albo nie. Mnie chwyciła i przepadłam. Chciałam tylko zacząć... Chciałam poczuć tylko kilka zdań, sprawdzić jak smakują, i już po drugim akapicie wiedziałam, że nie odłożę tej książki do póki nie poznam jej zakończenia. I wiecie co? I tak się stało!
"aż do DNA" to dość wulgarna i mocno sarkastyczna opowieść o burzliwym i kontrowersyjnym życiu 19-letniej Roxi. A raczej o kilku miesiącach z jej życia, bo cała powieść oparta jest na kanwie pamiętnika. Roxi jest piękną dziewczyną, pewną siebie, pozbawioną hamulców i kompleksów, świadomą swojego ciała. Co tu dużo mówić - Roxi jest próżna. Jej życie to ciąg imprez, używek oraz seksu z przypadkowymi mężczyznami dającego jej poczucie władzy nad nimi. Do czasu… Pewnego dnia Roxi poznaje starszego, intrygującego mężczyznę i z zaskoczeniem odkrywa, że... tego musicie dowiedzieć się już sami ;) Zdradzę jedynie, że Roxi to postać dużo bardziej wielowątkowa i interesująca. To postać, która trochę się pogubiła i sama nie potrafi odnaleźć własnej drogi...
Ta książka to niezwykle osobisty, autentyczny i wręcz paranoiczny monolog wewnętrzny dziewiętnastolatki, która po wielu tarapatach odnajduje samą siebie. To prawdziwe pomieszanie z poplątaniem myśli inteligentnej nimfomanki i wrażliwej dziewczyny, która błędnie myślała, że to ciało jest najważniejsze, i że tylko ono wpływa na poczucie jej własnej wartości. Wielkim atutem całej historii jest właśnie jej autentyczność. "aż do DNA" to niezwykle udana próba zagłębienia się w psychikę Roxi i wierne oddanie jej młodzieńczej energii i buntu. Czyta się dobrze i lekko, na co niewątpliwie wpływa styl pisania autorki i sposób w jaki ukazała postać głównej bohaterki. Roxi jest wyrazista, barwna, emocjonalna, po prostu ''jakaś''. Uwielbia być w centrum uwagi, i uwielbia też kusić i zwodzić mężczyzn. Lecz jak później się okaże - to tylko zewnętrzna maska, maska opracowana do perfekcji przez wrażliwą, łaknącą ciepła i bliskości dziewczynę z bagażem rodzinnych doświadczeń. Całość napisana jest prostym, dosadnym językiem, nasączonym sporą dawką przekleństw i sarkastyczno-ironicznych porównań do... dosłownie wszystkiego ;) Znajdziemy tu także kilka niezwykle śmiałych i - chwilami wręcz wprawiających w osłupienie - opisów scen erotycznych.
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu kontrowersyjne wspomnienia temperamentnej Roxi przypadną do gustu. Tym bardziej, że dziewczyna nie przebiera w słowach. Wulgarne określenia i zwroty z czasem stają się osią główną tej historii, co więcej - wydaje się wręcz, że bez nich nie byłoby głównej bohaterki. Mi jednak nie sprawiło to żadnego problemu, ba!, wręcz w kilku momentach wybuchłam głośnym śmiechem i ani przez sekundę nie potrafiłam oderwać się od czytania. Na co niewątpliwie miał wpływ wątek miłosny pojawiający się w fabule, a raczej - kilka wątków. Dużo tutaj tych mężczyzn, oj dużo. Jest gorąco, jest namiętnie, jest ostro i jest niestety też toksycznie...
"aż do DNA" to odważna, bezkompromisowa i chwilami wręcz ogłuszająca autentyzmem lawina zwierzeń młodej kobiety poszukującej swojego miejsca w życiu i odrobiny szczęścia. "aż do DNA" to niepewność, przerażenie i brak zrozumienia u rówieśników. To powieść o tym jak wygląda współczesny świat - bez ozdobników i upiększaczy. Na surowo. Gorzka prawda o tym, że nie wystarczy udawać kogoś lepszego, kogoś kim nie jesteśmy, by zyskać akceptację i pokochać samego siebie. To powieść skłaniająca do poznania i zrozumienia swojego DNA. Jeżeli więc macie ochotę na zupełnie nieromantyczną historię o miłości (sic!) - z "aż do DNA" traficie idealnie. Ze swojej strony bardzo polecam!
__________________________________
http://recenzjeami.blogspot.com/2016/02/az-do-dna-renata-chaczko.html
"Mam na imię Roksana, choć nikt nigdy tak się do mnie nie zwraca. Wszyscy mówią na mnie Roxi, nawet moi rodzice. Moi rodzice... Jak ja ich nienawidzę! Mój ojciec to pijak, a matka nie ma mózgu. Brat to narkoman, a moja przyrodnia siostra ze strony ojca puszcza się z kim popadnie. Ojciec całymi dniami pracuje i nigdy nie ma go w domu, a jeśli nawet jest, to zazwyczaj pijany....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-13
Ciężko jest recenzować klasykę żeby nie wyjść na niewdzięcznika, jednak gust to przecież sprawa indywidualna, czyż nie? Małe kobietki to trochę taka amerykańska L.M. Montgomery, a że do Montgomery miłością nie pałam, to owa książka była dla mnie jedynie tyle co dobra. Nigdy nie przepadałam za "Anią z Zielonego Wzgórza", wręcz mam z nią nieprzyjemne wspomnienia, a czas omawiania jej w szkole jako lektury wspominam jako drastyczny, więc może to dlatego Małe kobietki nie trafią na moją półkę ulubionych.
Może byłoby inaczej gdybym przeczytała je chociaż 10 lat temu? Trudno powiedzieć. Co mam na myśli, otóż: ta powieść to wspaniałe studium dorastania i sielskość połączona z moralizatorskim przekazem - jednak tego ostatniego było tutaj zdecydowanie za dużo. To książka głęboko dydaktyczna i do bólu wyidealizowana. Już samo to, że jej akcja rozpoczyna się podczas Świąt Bożego Narodzenia i podczas nich także kończy - daje do myślenia. Małe kobietki są przesycone dobrocią, rodzinnym wsparciem, nadzieją i miłością - jednym słowem to taka bajka. Rodzina głównych bohaterek jest uboga, ale szczęśliwa. Wszyscy się wspierają, troszczą o siebie i mimo klepania biedy, a nawet przeżywania cięższych chwil - potrafią docenić piękno dnia codziennego, i często podzielić się ostatnim posiłkiem z uboższym. Ale jak to w bajkach bywa: ktoś jest dobry, ktoś jest zły, a i tak wszystko kończy się dobrze. Tak jest też tutaj. W opozycji do rodziny March pojawiają się rodziny bogate, które zawsze są: albo nazbyt zgorzkniałe, albo nieszczęśliwe, albo zepsute, albo wyrachowane, a dopiero gdy zbliżają się do sióstr - zmieniają swoje nastawienie - stają się życzliwe i uśmiechnięte. Podsumowując: z tej książki siarczyście sączy się jedno główne przesłanie - pieniądze szczęścia nie dają.
Owszem powieść ma w sobie wiele ciepła i uroku, idealnie nadaje się też na umilacz czasu - jednak jest to przede wszystkim - wspaniała pozycja dla młodej damy wchodzącej w wiek dorastania. Czytało mi się ją lekko i szybko. Poruszyła wyobraźnię, czasem rozbawiła, a czasem zaszkliła oczy jednak czegoś tu brakowało. Może to mój wiek nie pozwala mi jej docenić, może to te aluzje do Montgomery. Nie wiem. Jednak książkę polecam - polecam ją jako prezent dla młodej panny, dla dziewczynki, dla mamy która będzie ją czytała dziecku, a także fankom "Ani z Zielonego Wzgórza" - myślę, że w takich przypadkach sprawdzi się idealnie i nikt nie będzie zawiedziony.
Opinia pochodzi z mojego bloga:
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/04/mae-kobietki-louisa-may-alcott.html
Ciężko jest recenzować klasykę żeby nie wyjść na niewdzięcznika, jednak gust to przecież sprawa indywidualna, czyż nie? Małe kobietki to trochę taka amerykańska L.M. Montgomery, a że do Montgomery miłością nie pałam, to owa książka była dla mnie jedynie tyle co dobra. Nigdy nie przepadałam za "Anią z Zielonego Wzgórza", wręcz mam z nią nieprzyjemne wspomnienia, a czas...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-04-02
Jest taka literatura której chyba nikomu zachwalać nie trzeba, tak jak są też osobowości bohaterów, które przewijają się przez rynek literacki od wielu lat - Sherlock Holmes jest właśnie jedną z takich osobowości. Jego przygody, już wielokrotnie wydawane, wznawiane i publikowane - jako dzieła kilkutomowe, jednotomowe i pojedyncze fragmenty, cieszą się niesłabnącą popularnością praktycznie od powstania, czyli od końca XIX wieku. Mało kto zapewne wie, że sir Artur Conan Doyle był z zawodu okulistą. A jeżeli chodzi o samą genezę powstania jego dzieł krążą plotki, iż - siedząc w gabinecie w oczekiwaniu na pacjentów - znudzony, zaczął pielęgnować w sobie literackie ambicje - i w ten właśnie sposób powstał Sherlock Holmes - jego ucieczka, a jednocześnie odskocznia od nudnej pracy, która w efekcie stała się przekleństwem. Doyle zaczął bowiem nienawidzić swojego bohatera za tą popularność, jaką zyskał. Tak czy inaczej - Sherlock Holmes jest teraz synonimem detektywa i prawdziwą ikoną literatury detektywistycznej. Niemalże przytłoczył wszelkich bohaterów, którzy byli przed nim - chociażby samego Dupina z powieści E. A. Poe - swoją drogą wspominanego przez Watsona w "Studium w szkarłacie" jako chytry komplement dla Sherlocka:
"Przywodzi mi pan na myśl Dupina, postać Edgara Allana Poego, nigdym jednak nie myślał, że może się ktoś taki zdarzyć poza kartami książki. Sherlock Holmes wstał i zapalił fajkę. - Uważa pan najpewniej, iż komplementował mnie pan, porównując z Dupinem - oznajmił. - Ja tymczasem uważam Dupina za znacznie ode mnie pośledniejszego." [s. 28]
Aż wstyd się przyznać, ale do tej pory jedyna moja styczność z tym fenomenem była filmowo-serialowa. Pierwszą adaptacją jaką oglądałam - i pamiętam po dziś dzień - był "Pies Baskerville'ów". Później widziałam jeszcze kilka, zahaczyłam nawet o ostatnie dokonania byłego męża Madonny - Guya Ritchiego - tworzącego generalnie klapę za klapą i wielokrotnego zdobywcę Złotych Malin, aż trafiłam na Sherlocka Holmesa widzianego oczami BBC. Ten ostatni, osadzony w czasach współczesnych z wdziękiem wykorzystujący wszelakie zdobycze techniki oraz - co jako fanka powinnam była nadmienić dużo wcześniej - z absolutnie genialną i w każdym calu doskonałą kreacją Benedicta Cumberbatcha - ten właśnie skradł moje myśli najbardziej.
Biorąc do ręki wreszcie mój własny osobisty egzemplarz, o którym marzyłam już jakiś czas - gryząc się wewnętrznie z ciekawości, czy papierowy Holmes skradnie moje serce tak bardzo jak ten serialowy, miałam chyba nadzieję na fascynację co najmniej taką, jaką przeżywam oglądając po raz enty odcinki z Benedictem (ach!), no i cóż mogę powiedzieć - zaiskrzyło!
Wydanie jest naprawdę piękne - oprawa twarda z obwolutą, całość posturą przypominająca encyklopedię, nadwymiar lekka i z większą czcionką, ciesząca oko pięknymi ornamentami i oryginalnymi ilustracjami Sidneya Pageta - tego, który wykreował wizerunek Sherlocka Holmesa i jako pierwszy ilustrował opowiadania Doylea dla magazynu "The Strand". Kreska Pageta tak się przyjęła, że po jego śmierci inni ilustratorzy uzanli, iż muszą imitować jego styl rysując postać Sherlocka. Jako smaczek dodam jeszcze, że Pagetowi przypisuje się także zasługę stworzenia wizerunku detektywa w czapce z dwoma daszkami i pelerynie - o której Doyle nigdy nie wspomniał (!). Jednakże wracając do wydania, które miałam przyjemność czytać - Zysk i S-ka się popisało, to prawdziwa perełka dla koneserów tym bardziej, że jak wydawnictwo zapowiada będzie ono kompletne i trzytomowe. Nie myślcie sobie jednak, że ktoś mi za tą opinię zapłacił, albo że wystawiam laurkę - absolutnie nie! To moja własna szczera opinia, bo osobiście bardzo lubię, gdy książka jest porządnie wydana, a ta właśnie taka jest. Żywię też ogromną słabość do twardej oprawy.
W tomie pierwszym, którego to właśnie opinię staram się pisać, mamy trzy pierwsze opowiadania z obdarzonym niebagatelnym zmysłem dedukcji - detektywem. Są to: "Studium w szkarłacie", "Znak czterech" oraz "Pies Baskerville'ów". Ciężko jest napisać cokolwiek, by nie powiedzieć zbyt wiele, jednak to co zauważyłam czytając, to to, że opowiadania Doylea są okrojone do kilku wątków. Bardzo różnią się tym od współczesnych kryminałów, tak rozbudowanych o wątki pobocze i często okraszonych solidną dawką erotyzmu brutalnie głuszącą czytelnika. U Doylea jest inaczej. Ale ta inność mi odpowiada - to kwintesencja esencji kryminału, niezwykle analityczne studium rozwiązywania zagadki. Podoba mi się ironiczny dowcip i kreacje bohaterów, a także umiejętnie wplecione tło osobowości.
"Studium w szkarłacie" - to takie swoiste wprowadzenie. Co my tutaj właściwie mamy? A mamy wątek jak to Watson po powrocie z Afganistanu poznaje Holmesa, a także to w jaki sposób wspólnie trafiają na Baker Street 221B oraz jak rodzi się między nimi zalążek sympatii. Mamy tu też pierwsze wspólne śledztwo, a raczej popis zdolności analitycznych Sherlocka. Natomiast w "Znaku czterech" jest już inaczej. Od poprzednich wydarzeń mija jakiś czas, a znudzeni współlokatorzy czekają na jakiekolwiek zlecenie. Podczas tego oczekiwania Holmes krytykuje raport dr Watsona o "Studium w szkarłacie", możemy dowiedzieć się więcej o głównych bohaterach oraz pojawia się niezwykle fascynujący wątek narkomanii Sherlocka:
"Sherlock Holmes wziął fiolkę z rogu kominka, a z futerału z koziej skóry wyjął strzykawkę do zastrzyków podskórnych. Długimi, białymi, nerwowymi palcami założył cieniutką igłę i zakasał rękaw. Przez króciutką chwilę wpatrywał się w przegub i muskularne przedramię upstrzone niezliczonymi nakłuciami. Potem wbił ostrze, wcisnął tłoczek i z długim westchnieniem satysfakcji osunął się w obity aksamitem fotel." [s. 149]
Wstrzykując sobie tak codziennie, trzy razy dziennie (!) siedmioprocentowy roztwór kokainy (czasami morfiny) szukał ucieczki. Na przejaw troski przyjaciela mówił:
"Mój umysł - oznajmił - buntuje się przeciw stagnacji. Proszę mi podsuwać problemy, zadania do rozwiązania, najtrudniejsze łamigłówki, najbardziej zawiłe analizy, gdyż wtedy jestem w swoim żywiole i śmiało mogę się obyć bez sztucznej stymulacji. Natomiast znieść wprost nie mogę egzystencji rutynowej. Marzę o umysłowym wysiłku." [s. 150]
oraz:
"Nie mogę żyć bez pracy umysłowej. Po cóż bez niej żyć? Sterczeć w oknie i się gapić? Czy widział ktoś kiedyś bardziej ponury, przygnębiający, niewdzięczny świat? Niech pan tylko spojrzy na te mgłę, jak się kłębi po ulicach i ociera o bure ściany domów. Czy może być coś bardziej beznadziejnie prozaicznego i płaskiego? Co za korzyść ze zdolności, doktorze, jeśli nie można z nich zrobić żadnego użytku? Zbrodnia jest banalna, życie jest banalne, wszystko, co się liczy na ziemi, jest banalne." [s. 158]
Po tej "nudnej sielance" pojawia się nowa frapująca zagadka niosąca w pakiecie ciekawą intrygę oraz subtelny wątek romantyczny. Z kolei trzecie z opowiadań i zarówno ostatnie w tym tomie - "Pies Baskerville'ów" - zasłużyło na miano mojego ulubionego. I o ile "Studium w szkarłacie" lekko nudziło, "Znak czterech" coś tam wzniecił, tak od tego nie mogłam się oderwać i noc zarwałam. Mnóstwo zwrotów akcji, dużo drwin z nieświadomego czytelnika, niezwykłe tempo, przemyślana zagadka - no i napięcie unoszące się na każdej stronie. Naprawdę się bałam później zasnąć!
Podsumowując tą moją niezwykle długą opinię (nie miałam pojęcia, że tak się rozpiszę) chcę polecić papierowego Sherlocka Holmesa szczególnie fanom serialu - kilka wątków pięknie się wyjaśni (aż byłam zaskoczona, że tak niepozornie powplatano je w poszczególne odcinki) oraz wszystkim tym, którzy ciągle się wahają, czy zacząć z Doylem swoją przygodę.
Opinia pochodzi z mojego bloga:
http://recenzjeami.blogspot.com/2014/04/sherlock-holmes-tom-1-artur-conan-doyle.html
Jest taka literatura której chyba nikomu zachwalać nie trzeba, tak jak są też osobowości bohaterów, które przewijają się przez rynek literacki od wielu lat - Sherlock Holmes jest właśnie jedną z takich osobowości. Jego przygody, już wielokrotnie wydawane, wznawiane i publikowane - jako dzieła kilkutomowe, jednotomowe i pojedyncze fragmenty, cieszą się niesłabnącą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-07-22
"Jeszcze nigdy nie czułem się tak zadowolony z tego, gdzie jestem i co robię, w pociągu, w tunelu, jadę do domu, do ciebie. Nie spieszę się, idę po schodach i wychodzę na ulicę. Chcę, żeby życie mijało powoli, chcę czekać na ciebie całym sercem, witać cię całym sercem, pieprzyć cię całym sercem i tęsknić za tobą całym sercem. Wybucham śmiechem, bo tekst brzmi jak z kartki z życzeniami dla napalonych. Ale zasłużyłem na to, na ciebie, na radość.
Narrator opowieści, Joe Goldberg jest niezwykle bystrym, inteligentnym młodym mężczyzną. Pracuje w księgarni w Nowym Jorku w modnej dzielnicy East Village i przypomina chodzące kompendium literatury - z ironiczną pasją ocenia klientów na podstawie tego co czytają ;) Jednak gdy pewnego dnia w księgarni pojawia się Guinevere Beck, a raczej Beck - bo tak woli siebie nazywać - Joe zupełnie traci dla niej głowę. Studentka odbywająca kurs pisania, kobieta obdarzona nieustępliwością i ciętym językiem, a przy tym olśniewająco piękna i seksowna - jest wszystkim, czego Joe pragnie. Po sprawdzeniu w Google jej nazwiska zaczerpniętego z karty kredytowej i kompulsywnym przeczesaniu profili w social mediach - urasta w nim poczucie, że są stworzeni dla siebie. Z dnia na dzień jego obsesja sukcesywnie nabiera na natężeniu. Kradnie jej nawet telefon, gdzie po odgadnięciu haseł (Beck używa naprzemiennie tylko trzech, które bezmyślnie zanotowała sobie w telefonie...) uzyskuje dostęp do profili społecznościowych, wiadomości e-mail i tekstowych. Śledzi jej korespondencję z chłopakiem, przyjaciółkami czy psychoterapeutą, a nawet rozwija w sobie specyficzną nienawiść do kilku osób z jej otoczenia. Następnie sam wkrada się w jej życie wciąż korzystając z maili i aktualizacji w social mediach aby dowiedzieć się więcej na temat jej upodobań i stać się mężczyzną jej życia... Oczywiście w umyśle Joego, to on zapewnia Beck bezpieczeństwo i chroni ją przed złem, utrzymując z daleka od wszystkiego, co potencjalnie postrzega jako zagrożenie. Dziewczyna wkrótce ulega czarowi mężczyzny. Przejście od stalkera do chłopaka przeobraża Joego w mężczyznę z marzeń Beck - jednocześnie uruchamiając w nim drapieżne i zaborcze instynkty. Mężczyzna wciąż potajemnie usuwa przeszkody, które stoją na ich drodze i nie cofnie się przed niczym, nawet jeśli ma to być morderstwo...
Historia opowiedziana z perspektywy Joego, pozornie normalnego pracownika księgarni na Manhattanie, jest skonstruowana niczym długi monolog do tytułowej "ty", czyli młodej kobiety, która staje się obiektem jego obsesyjnego uczucia. Poznają się na tyle swobodnie w księgarni, że znajomość początkowo wydaje się naprawdę niewinna, a nawet słodka (te ich żarciki!). Do czasu.
Caroline Kepnes sprawiła, że jej główny bohater to misternie nakreślony beznadziejnie romantyczny prześladowca, którego jedynym celem jest uszczęśliwić wybrankę. Mimo oczywistych wad - postać Joego jest zniewalająca i nosi tę powieść. Naturalnie, nie ma nic romantycznego w trosce Joego nad Beck, ale Kepnes umieszcza czytelnika tak głęboko w głowie swojego prześladowcy, że urojenia zakrzywiają rzeczywistość. A co do Beck, czy naprawdę jest tak nieszkodliwa jak się wydaje?
Fascynujący twist wydarzeń sprawia, że osoba prześladowana staje się znacznie bardziej niebezpieczna niż jej prześladowca. W miarę jak Joe dowiaduje się więcej na temat Beck i jej dziwactw - dzwonki alarmowe zaczynają dzwonić, bo Beck wcale nie jest aniołem. To kapryśna i egocentryczna manipulatorka, która zachęca a jednocześnie odpycha wtedy, gdy coś jest nie jest dla niej korzystne. Co ciekawe jej ciemną stronę może poznać tylko czytelnik ponieważ Joe jest kompletnie ślepy na jej wady. Debiut Caroline Kepnes to przerażające studium tego jak wszyscy jesteśmy narażeni na prześladowanie i manipulację. Przez postać Joego autorka bada logikę stalkingu, a poprzez Joego jako cel - manipulację Beck.
"Ty" to powieść o mrocznej obsesji porównywana do "Zaginionej dziewczyny", "American Psycho", czy "Misery" Stephena Kinga. A jeżeli dodamy do tego wiedzę jaką dysponuje Joe na temat książek i autorów oraz wymieszamy to wszystko z częstotliwością z jaką myśli - mamy bardziej unowocześnioną wersję Hannibala Lectera - charyzmatycznego, inteligentnego, wrażliwego i zaskakującego mężczyzny, który nawet jeśli wiemy, że jest psychopatą, to jednak potrafi nas uwieść ;)
"Ty" jest tak pokręcone i wieloznaczne jak można by tego oczekiwać po opowieści o stalkerze. To błyskotliwa, fascynująca i przerażająca powieść wieku social media, którą dzięki sarkastycznemu humorowi możemy traktować nawet jak czarną komedię. Niezwykle obrazotwórcza w seksualności, języku i przemocy zdecydowanie nie jest lekturą dla każdego. To kąsek dla wytrawnego odbiorcy. Dla odbiorcy, który ceni sobie mroczne thrillery wywołujące dreszcze. W "Ty" miłość nabiera zupełnie innego znaczenia... Gorąco polecam i z niekłamaną niecierpliwością czekam na drugi tom!
RecenzjeAmi.blogspot.com
"Jeszcze nigdy nie czułem się tak zadowolony z tego, gdzie jestem i co robię, w pociągu, w tunelu, jadę do domu, do ciebie. Nie spieszę się, idę po schodach i wychodzę na ulicę. Chcę, żeby życie mijało powoli, chcę czekać na ciebie całym sercem, witać cię całym sercem, pieprzyć cię całym sercem i tęsknić za tobą całym sercem. Wybucham śmiechem, bo tekst brzmi jak z kartki z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Mówią, że żyją wśród nas ludzie, którzy nie umierają. Podobno rodzą się, żyją, umierają, po czym znowu przeżywają to samo życie, co powtarza się tysiąc razy. Ci ludzie, nieskończenie starzy i nieskończenie mądrzy, czasami się spotykają, nikt nie wie gdzie, a potem..."
Według Claire North, obok ludzi żyjących linearnie, czyli od urodzenia do śmierci, jest na świecie jeszcze druga grupa ludzi, którzy żyją wielokrotnie. Harry August to jedna z takich osób. Jest kalaczakrem lub inaczej ouroboranem, to znaczy, że potrafi przeżywać swoje życie w nieskończonej pętli, zachowując przy okazji wiedzę swoich poprzednich wcieleń.
Motyw podróży w czasie w przypadku Harry'ego Augusta niesie powiew świeżości w porównaniu z innymi książkami o tej tematyce, ponieważ Harry - w każdym swoim życiu robi coś zupełnie innego. Nawet jeśli świat wokół niego wydaje się ten sam - on przeżywa go inaczej. Za każdym razem wybiera inny przedmiot studiów, zawodu i miejsca zamieszkania. Jego osobowość również ewoluuje poprzez bogate doświadczenia. Na jedno z takich doświadczeń niebagatelny wpływ ma tajemnicze Bractwo Kronosa stworzone przez innych kalaczakrów, którzy wspólnymi siłami, przez wieki, stworzyli swoisty kodeks, z najważniejszą zasadą na czele, jaką jest "zakaz ingerowania w przyszłość", bo skomplikowany świat i tak pobiegnie swoim torem, a ingerencje mogą mieć nieobliczalne skutki...
Towarzysząc Harremu podczas jego jedenastej śmierci, jesteśmy pewni, że niezależnie od tego, co robił i jakie decyzje w życiu podjął - znów powróci do punktu wyjścia, czyli swoich narodzin w toalecie pociągu. Jednak czy tak się stanie? Teraz, leżąc na łożu śmierci, dzięki pewnej dziewczynce, Harry zdaje sobie sobie sprawę, że ktoś nie gra zgodnie z zasadami i koniec świata nadchodzi. Czy podejmie wyzwanie i naruszy żelazną zasadę Bractwa Kronosa ingerując w przyszłość? Co z tego wyniknie?
"Świat się kończy. Wiadomość z przyszłości pokonała tysiąclecie, przekazywana z pokolenia na pokolenie między dziećmi a dorosłymi. Świat się kończy i nie możemy temu zapobiec. Teraz wszystko zależy od ciebie."
Jak sklasyfikować książkę taką jak ta? Ta powieść to na pewno nie fikcja historyczna, choć jej akcja dzieje się w w świecie polityki, wojen, powstania ZSRR oraz w wielu innych miejscach znaczących wydarzeń XX wieku. To nie jest też powieść sci-fi, mimo zaangażowania w fabułę podróży w czasie. Ani też typowy thriller, mimo, że główny bohater spędza większą część historii jako szpieg a'la James Bond w tajnych obiektach badawczych za żelazną kurtyną. Nie jest to też książka fantasy, nadająca się na serial pełen komputerowych efektów specjalnych, bo fantastyczny jest tutaj tylko punkt wyjścia tej pasjonującej historii. "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" to nic innego jak błyskotliwie napisana, łącząca wiele gatunków mistrzowska opowieść, będąca przede wszystkim panoramą XX wieku. Inteligencja, pomysłowość i finezja autorki jest bezgraniczna. Claire North nakreśliła majstersztyk szpiegowski, kapitalną powieść społeczno-obyczajową i filozoficzne studium dotyczące względności czasu w jednym! Ta powieść unika jednoznacznej kategoryzacji, a słodko-gorzki ton narracji i nieco czarnego humoru tylko dodają jej uroku.
Akcja porusza się w dość wolnym tempie, głównie ze względu na notoryczne dygresje bohatera, ale to nie umniejsza faktu, że siłą napędową fabuły jest najważniejsze pytanie: czy nastąpi koniec świata? Główny bohater podejmuje tutaj heroiczną walkę o ocalenie przeszłości starając się uratować przyszłość i przy okazji nie dopuścić do katastrofy. Oczywiście epickie podróże w czasie, pokonujące granice czasoprzestrzeni, nie byłyby kompletne bez czarnego charakteru. Gra, która rozgrywa się pomiędzy Harrym a złoczyńcą ma wiele wcieleń - tak pięknych, jak i tragicznych. Ta relacja to ekstremalny przykład niezdrowego sprzężenia z którego nie można wyjść dobrze...
"Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" to bardzo wciągające i interesujące studium podróży w czasie, odważnie kwestionujące charakter dobra i zła. W gruncie rzeczy nic tutaj nie jest naprawdę dobre, a czasami i źli ludzie mają dobre intencje. Struktura tej powieści jest jednak trochę chaotyczna, to znaczy - niekoniecznie każdy rozdział zaczyna się w chwili, w której skończył się poprzedni, i tak na przykład: jeden rozdział może opowiadać o trzecim życiu Harry'ego, podczas gdy kolejny nawiązywać będzie do piątego. Początkowo może się to wydawać dziwne, ale tak naprawdę rozdziały są powiązane ze sobą w stosunku do danego tematu i absolutnie nie jest konieczna spójność chronologiczna.
Jeśli szukasz złożonej fabuły, nowego spojrzenia na temat podróży w czasie i nieprzewidywalnego zakończenia - to koniecznie przeczytaj tę książkę. "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta" to pełna ekspresji i błyskotliwie poplątana fabularnie historia, napisana tak dobrze, że niezależnie od gatunku powinna stać się bestsellerem. To jedna z najlepszych literackich przygód jakie przeżyłam w tym roku, a także jedna z moich ulubionych powieści o podróży w czasie. Odważna opowieść o wielkich ideach i skomplikowanych relacjach, za tło obejmująca wszystkie etapy ludzkiej egzystencji. Wykwintna literacka uczta z pieprzykiem!
ŹRÓDŁO RECENZJI:
http://recenzjeami.blogspot.com/2015/05/pierwszych-pietnascie-zywotow-harryego.html
"Mówią, że żyją wśród nas ludzie, którzy nie umierają. Podobno rodzą się, żyją, umierają, po czym znowu przeżywają to samo życie, co powtarza się tysiąc razy. Ci ludzie, nieskończenie starzy i nieskończenie mądrzy, czasami się spotykają, nikt nie wie gdzie, a potem..."
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWedług Claire North, obok ludzi żyjących linearnie, czyli od urodzenia do śmierci, jest na świecie...