-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2016-04-29
Co byś zrobił, gdybyś znalazł w lodówce odcięte części czyjegoś ciała?
Po raz pierwszy z Alex Kavą spotkałam się około trzech lat temu, podobnie jak z kryminałami/thrillerami ogólnie. O ile Czarny Piątek zachęcił mnie wtedy do dalszego poznawania twórczości tej autorki, to przy Kolekcjonerze już tak dobrze nie było. Akcja rozpoczyna się od zakończenia pewnej sprawy Maggie - agentki FBI. Kobieta jest wykończona psychicznie i fizycznie, ma dosyć poważne problemy ze snem... Wiecie, raczej nie odpocznie sobie w takiej pracy. Poznajemy także nowe postaci - Benjamina Platta, Liz, jej ojca i innych. Największą sympatię wzbudziła we mnie Liz, która jest ratowniczką w straży przybrzeżnej. To właśnie jej ekipa odkryła lodówkę z torsem, stopą i rękami. Początkowo postać ta może wydawać się Wam zbyt wrażliwa jak na tę robotę, ale później wszystkie wątpliwości znikają. Nie polubiłam natomiast Scotta - naiwnego jak dzieciak właściciela zakładu pogrzebowego. Dodatkowe napięcie jest odczuwalne z powodu nadciągającego huraganu. W Kolekcjonerze znamy mordercę od początku, więc mamy jeden problem z głowy. Innym jednak staje się fakt, że trzyma się bardzo blisko z niektórymi naszymi bohaterami, a nawet nieświadomie z nim współpracują. Huragan to dla niego raj - zaginięcia ludzi są wtedy chcąc nie chcąc normalne.
"[...] jego nowe hobby przez innych nazywane są uzależnieniami. Musiał pogodzić się z faktem, że niczym nie zabije bólu. Są takie straty, takie braki, których nie da się wypełnić i zastąpić."
Spodziewałam się lekko napisanego thrillera, od którego nie można się oderwać, i właśnie to otrzymałam. Nie zauważyłam żadnych zgrzytów podczas czytania Kolekcjonera, przyjemności z czytania nawet nie odebrał mi wcześniej wspomniany przeze mnie fakt, że wiedziałam kto za całą sprawą stoi od samego początku. Owszem, jest tutaj pewna przewidywalność, jednak książka nie jest całkowicie pozbawiona fragmentów zaskakujących dla czytelnika.
Co byś zrobił, gdybyś znalazł w lodówce odcięte części czyjegoś ciała?
Po raz pierwszy z Alex Kavą spotkałam się około trzech lat temu, podobnie jak z kryminałami/thrillerami ogólnie. O ile Czarny Piątek zachęcił mnie wtedy do dalszego poznawania twórczości tej autorki, to przy Kolekcjonerze już tak dobrze nie było. Akcja rozpoczyna się od zakończenia pewnej sprawy Maggie...
2015-07-13
Mój Drogi Czytelniku, czy chciałbyś usłyszeć pięknie opowiedzianą historię, która tylko zakrywa brutalną, smutną rzeczywistość? Tajemnice, które mimo wszystko proszą się o to, by je odkryć? Outsiderów, o których słyszałeś tylko ze szkolnych plotek? A może chciałbyś przeżyć miłość, która wydawała się nie mieć przyszłości? Ewentualnie kilka sytuacji, których nie odkręcisz, ani nie wybaczysz drugiej osobie?
Można powiedzieć, że historia Anny i Abla zaczyna się od szmacianej lalki. Dziewczyna ją znalazła w jednej z sal w szkole. Okazało się później, że należy do Abla Tannateka - szkolnego outsidera, nazywanego polskim handlarzem pasmanterią. Abel handluje narkotykami, a to nie jest jedyna z jego tajemnic. Wydaje mi się, że każda dziewczyna z dobrego domu - którą jest Anna - dałaby sobie z tym spokój, ale ona wręcz musiała go poznać. Musiała się dowiedzieć, czy naprawdę ma małą siostrę, do której należy ta lalka, czym jeszcze się zajmuje, kim on w ogóle jest... I gdzie jest jego matka?
„- To jest miejsce, gdzie wszystkie wołania wpadają do morza, bo nie sięgają dalej. Na dnie morza widziałem leżące słowa, tysiące słów, wraki zdań, pytania i odpowiedzi, które nigdy nie dotarły do celu.. – wyjaśnił mors.
- Jakie to smutne! Cmentarzysko słów! – zawołała Mała Królowa.”
Kim tak naprawdę jest Abel? Jak prawie każdy człowiek - ma swoją drugą twarz. Jest smutnym baśniarzem, czego Anna ma się dowiedzieć w dniu, gdy go śledziła. Opowiada swojej siostrze - Michi - piękną baśń, w której uczestniczą prawdziwe osoby... I czasem oddaje, lub zapowiada rzeczywistość. Czytając tę książkę przez cały czas czułam potrzebę narysowania tej historii i przysięgam, że kiedyś to zrobię... Historii Małej Królowej i jej wyspy, która zatonie.
Autorka prowadzi historię dwupłaszczyznowo - mamy do czynienia z światem realnym, w którym giną ludzie i z baśnią, gdzie odszukujemy te postacie. Po raz pierwszy miałam z czymś takim do czynienia i strasznie mi się to spodobało. Antonia Michaelis pisze niesamowicie lekko, co jest kolejnym plusem. Nie da się tej książki odkładać, po prostu się nie da. Bałam się, że gdy to zrobię, stracę kolejną opowieść Abla albo przeoczę jego tajemnicę. Nie mam takiego fragmentu książki, który najbardziej mi się spodobał, ale wiem, że to jej koniec wzbudził we mnie najwięcej skrajnych emocji. Byłam zła, o czym niestety nie mogę Wam napisać, ponieważ zepsułabym całą zabawę. Jeśli chcecie się dowiedzieć, gdzie wyjechała mama Abla i Michi, jaką tajemnicę skrywa chłopiec i jak rozwinie się cała historia, polecam Baśniarza z całego swojego serca, które na (nie)szczęście nie jest diamentem.
„(…) Jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. Twoje serce, Mała Królowo… To nie jest takie zwykłe serce. Twoje serce to diament, czysty, biały, wielki i cenny jak żaden inny. Gdyby się go wyjęło z twojej piersi, to zaczęłoby migotać i błyszczeć tak jasno jak słońce.”
Mój Drogi Czytelniku, czy chciałbyś usłyszeć pięknie opowiedzianą historię, która tylko zakrywa brutalną, smutną rzeczywistość? Tajemnice, które mimo wszystko proszą się o to, by je odkryć? Outsiderów, o których słyszałeś tylko ze szkolnych plotek? A może chciałbyś przeżyć miłość, która wydawała się nie mieć przyszłości? Ewentualnie kilka sytuacji, których nie odkręcisz,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pragnę na samym początku zaznaczyć, że to moje pierwsze spotkanie z autorem - Piotrem Patykiewiczem. Wydał on już pięć książek, a mnie przyciągnęła akurat ta. Nie ukrywam, że oczekiwałam świetnej lektury, którą połknę w dwa, może trzy wieczory. Bo przecież autor ma już doświadczenie... Szkoda, że wyszło coś zupełnie innego. Co poszło nie tak? Dlaczego ta gwiazda nadziei na dobrą lekturę jednak zgasła po kilkudziesięciu stronach?
Nie będę się mocno zagłębiać w fabułę (z której mało co pamiętam, to o czymś świadczy). Główny bohater - Kacper - ma lat szesnaście, czyli jest rok młodszy ode mnie. Chłopak ma wyruszyć na wyprawę i nie może wrócić z niczym. Nie wątpię w to, że jego brat miałby - pisząc kolokwialnie - niezłą bekę, ponieważ kilka lat wstecz przyniósł do domu tłustego szczura. Kacprowi udało się uniknąć rozczarowania w wiosce - po tym, jak wraca ze szczurzą samicą (wraz z młodymi), teoretycznie stał się mężczyzną... Teoretycznie.
Tak samo teoretycznie chętnie poszukuję książek postapokaliptycznych. I nie powinnam mieć problemu z polubieniem niektórych bohaterów, ponieważ jesteśmy zbliżeni wiekiem. Nie wiem, czy mam jakiegoś książkowego PMS, ale książka Patykiewicza nie przypadła mi do gustu. Owszem, czyta się ją szybko (do około 200 strony? szłam jak burza), jednak autor nie pokazał niczego nowego, co by mnie zachwyciło. Ocenę trochę ratuje fakt, że znajdują się w książce ilustracje. Podsumowując krótko: są obrazki, jest zima, ale szału nie ma.
Pragnę na samym początku zaznaczyć, że to moje pierwsze spotkanie z autorem - Piotrem Patykiewiczem. Wydał on już pięć książek, a mnie przyciągnęła akurat ta. Nie ukrywam, że oczekiwałam świetnej lektury, którą połknę w dwa, może trzy wieczory. Bo przecież autor ma już doświadczenie... Szkoda, że wyszło coś zupełnie innego. Co poszło nie tak? Dlaczego ta gwiazda nadziei na...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-17
Trzeba pamiętać o tym, że każdy jakoś zaczynał. Wielcy artyści od robienia szybkich szkiców i obserwacji natury, a wielcy pisarze od pisania po kątach. Może i nie zawsze wychodziło wszystko tak, jak to sobie wyobrażali. Ewentualnie po prostu nie wychodziło dobrze. Ale ćwicząc i poprawiając swoje błędy, stawali się coraz lepsi. Myślę, że do tego opisu idealnie pasuje postać Charlotte Brontë, która zaczynała od Sekretu... A spłodziła później takie dzieła jak m.in. Dziwne losy Jane Eyre.
Dotychczas miałam przyjemność poznać dwie książki innej siostry - Anne Brontë. Lokatorka Wildfell Hall jak i Agnes Grey mnie zachwyciły, dzięki czemu automatycznie wzrosło moje zainteresowanie okresem, w którym dzieją się owe powieści - XIX wieczną Anglią. No błagam, chyba każdy by uległ. Z Charlotte miałam do czynienia przy Profesorze i Shirley, a reakcja była taka sama. Więc stwierdziłam: hej, czemu by nie sprawdzić, co jedna z najbardziej cenionych autorek pisała do szuflady?
W tym zbiorze znajdują się takie opowiadania jak: Sekret, Lily Hart (1833), Albion i Marina (1830), Ślub (1832) oraz Spojrzenie w albumie (1834). Nie mam swojego ulubionego opowiadania, jednak nie da się ukryć, że jak na dopiero budujący się warsztat, są na dosyć wysokim poziomie i większość z nich czyta się dobrze. Pozostaję jednak fanką dłuższych form i przy nich pozostanę.
Wydaje mi się, że osoby, które dopiero mają zamiar poznać się z twórczością sióstr Brontë, powinny zostawić sobie Sekret jako dodatek do lektury, ponieważ samotnie może okazać się zbyt rozczarowujący jak na początek. Nie twierdzę, że ten zbiór jest słaby, ale pamiętajmy, że to nieoficjalny debiut, a one zazwyczaj stoją trochę niżej jakościowo. Polecam w dalszym ciągu (jako dodatek) każdej osobie, gotowej się zakochać w wymyślonej przez autorkę krainie.
http://jeslikultura.blogspot.com/
Trzeba pamiętać o tym, że każdy jakoś zaczynał. Wielcy artyści od robienia szybkich szkiców i obserwacji natury, a wielcy pisarze od pisania po kątach. Może i nie zawsze wychodziło wszystko tak, jak to sobie wyobrażali. Ewentualnie po prostu nie wychodziło dobrze. Ale ćwicząc i poprawiając swoje błędy, stawali się coraz lepsi. Myślę, że do tego opisu idealnie pasuje postać...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-22
http://jeslikultura.blogspot.com/
Christiane od zawsze ciągnęło do rzeczy zakazanych, a przynajmniej taki pogląd przyjęła w dzieciństwie po przeprowadzce do Berlina. Zabawy dzieci polegały głównie na tym, by innym dokuczyć i łamać zakazy, bo przecież po to są, no nie? O ile się nie mylę - w wieku 12 lub 13 lat po raz pierwszy paliła haszysz w Haus der Mitte. Potem przyszedł czas na tabletki. Stopniowo doszło do piekła, czyli uzależnienia od heroiny.
Tematem uzależnień i słabości człowieka interesuję się od dawna, widać to szczególnie po moich pierwszych, recenzowanych książkach. Na pewno nie wiecie, że miałam już raz styczność z tą książką, ale wtedy mnie wkurzała. Pewnie przez to, że słuchałam wtedy audiobooka, a to nigdy nie kończyło się u mnie dobrze. Poza tym myślę, że do książek takich jak ta zwyczajnie trzeba trochę dorosnąć.
Po raz pierwszy zobaczyłam, jak bardzo człowiek może się zmienić pod presją towarzystwa. Bo przecież właśnie od tego się zaczęło: jej nowych przyjaciół, którym chciała zaimponować. I mimo, że pierwszy raz odmówiła zapalenia haszu, za drugim to zrobiła. Uznała to za przepustkę do oficjalnego zostania częścią paczki. Ta książka uświadomiła mi, że czasem lepiej trzymać się z boku i zadbać tylko o siebie i osób, które są naprawdę tego warte. Osoby, z którymi trzymała się Christine na początku były nawet w porządku: to tylko haszysz, będzie fajnie. Nikt się nie narzucał, ani nie brał tego co chciał siłą. Liczyły się uczucia drugiej osoby itd. Smutne to wszystko zaczęło się robić wtedy, gdy stopniowo osoby od grupy przechodziły na wyższy poziom. Hasz i tabletki to było za mało. Tylko raz spróbuję, mówili... Heroiny, która większość z nich potem zabiła.
Miałabym wiele zastrzeżeń co do stylistyki, ale nie rozwinę tej kwestii. Im dalej, tym lepiej (chociaż zależy dla kogo i pod jakim względem). My, dzieci z dworca ZOO to pozycja, którą każdy musi przynajmniej raz w swoim życiu przeczytać. Skutecznie odstrasza od narkotyków i uświadamia, że na spróbowaniu się najczęściej nie kończy. Szczególnie gdy chodzi o twarde narkotyki. Bardzo spodobały mi się zdjęcia, które znajdują się w książce: mają swój specyficzny klimat. Na plus zadziałało także danie wypowiedzi różnych osób, m.in. mamy Christine, która długo nie wiedziała o uzależnieniu córki.
Nie da się ją przeczytać jednej nocy, mimo że liczy sobie zaledwie 244 strony. Czemu? Ta historia jest chyba po prostu zbyt ciężka. Polecam każdemu, ale najlepiej po 16 roku życia, bo poniżej można odebrać ją inaczej, niż się powinno. Osobiście zamierzam jeszcze zobaczyć film, gdy tylko będę na to gotowa.
http://jeslikultura.blogspot.com/
Christiane od zawsze ciągnęło do rzeczy zakazanych, a przynajmniej taki pogląd przyjęła w dzieciństwie po przeprowadzce do Berlina. Zabawy dzieci polegały głównie na tym, by innym dokuczyć i łamać zakazy, bo przecież po to są, no nie? O ile się nie mylę - w wieku 12 lub 13 lat po raz pierwszy paliła haszysz w Haus der Mitte. Potem...
http://jeslikultura.blogspot.com/
Często jest tak, że uwielbiamy piosenki jakiegoś zespołu. Słuchamy ich czasem w kółko gdy jesteśmy smutni, lub wręcz przeciwnie. Jakoś nie sprawdzamy jego historii - kiedy powstał, jak, dlaczego. Albo czemu się rozpadł. Czy muzycy po prostu się spotkali - i BANG! - to było to, a później zostali legendą... Cóż, nie będę ukrywać, że tak było ze mną i GN'R. Uwielbiałam ich od zawsze, ale nie wnikałam kto jest w zespole poza Axlem i Slashem ani w ich historię, bo po co... Ostatnio naprawiłam ten błąd. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Jak wstępnie opisałabym Sex, drugs & rock n' roll i inne kłamstwa? Jest to książka o człowieku, który żyje z pasją - zawsze się niej trzymał, nawet jeśli w tym czasie pracował na zmywaku. Niestety podczas swojej drogi uległ narkotykom, stał się alkoholikiem. Zniszczył swoje ciało. Upadł na samo dno. Moim zdaniem ta książka jest dowodem na to, że można dojrzeć dopiero po 50stce. Poza tym skutecznie odstrasza od heroiny i innego świństwa.
Wiecie, co można uznać za najlepszą decyzję Duffa? Jego decyzję o nieowijaniu w bawełnę. Dostajemy prawdę: nieważne, że to boli nas na samą myśl lub obnaża samego muzyka. Zrobił to na własne życzenie i osobiście bardzo go podziwiam. I żałuję, że nie zainteresowałam się nim wcześniej.
Powracając do staczania się przez niego - coś sprawiło, że wziął się w garść... Niestety nie powiem Wam co to było - sami MUSICIE to sprawdzić. Jestem zaskoczona tą historią oraz tym, jak szybko przeczytałam tą książkę. Jak widać, Duff ma wiele talentów;). Komu polecam? Fanom GN'R lub samego McKagana, osobom zainteresowane tym, jak to jest być na samym dnie... Możecie też tą książkę podrzucić w prezencie komuś, kogo podejrzewacie o branie narkotyków. Just sayin'.
http://jeslikultura.blogspot.com/
Często jest tak, że uwielbiamy piosenki jakiegoś zespołu. Słuchamy ich czasem w kółko gdy jesteśmy smutni, lub wręcz przeciwnie. Jakoś nie sprawdzamy jego historii - kiedy powstał, jak, dlaczego. Albo czemu się rozpadł. Czy muzycy po prostu się spotkali - i BANG! - to było to, a później zostali legendą... Cóż, nie będę ukrywać, że tak...
http://jeslikultura.blogspot.com/
Często zapominamy o tym, że istniały listy. Czekało się na odpowiedź dłużej niż jeden dzień, nie było fejsa, nie było telefonów. Pisemna forma ma w sobie dużo magii, a Listy niezapomniane to jej zbiór oraz poruszające świadectwo umierającej sztuki korespondencji, w której przez wieki odbijały się całe piękno, finezja, smutek i radość naszej cywilizacji.* Zapraszam na recenzję tej książki.
Gdybym miała wybrać listę 5 książek, które każdy powinien mieć na swojej półce, ta by się na niej znalazła. Czemu? Bo to wspaniałe źródło inspiracji. Można otworzyć ją na losowej stronie i zawsze znajduje się tam coś ciekawego lub nowego. Mnie z wiadomych powodów najbardziej zaciekawiła aplikacja Leonarda da Vinci i nie zawiodłam się. Wśród tych 126 listów każdy na pewno znajdzie coś dla siebie, więc uważam, że ta książka jest uniwersalna.
Przy każdym liście - jeśli było to możliwe - mogliśmy zobaczyć oryginalny list. Dużym plusem jest to, że autor zdecydował się na notatki, w których wyjaśnia m.in. kontekst historyczny czy wiele innych aspektów.
Moim zdaniem na ogromne brawa zasługuje w tym przypadku tłumacz. Wiecie, każdy list to inna osobowość, styl i sposób pisania. Można uznać, że on jak i my - czytając Listy niezapomniane - wcielaliśmy się w 126 osoby, pochodzące z różnych środowisk, o różnym kolorze skóry, o różnej sytuacji materialnej. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.
Listy niezapomniane to pozycja, która stanowi mieszankę emocji: będziecie wzruszeni, zaskoczeni, czasem może nawet nieco źli na świat.. jednak uważam to za świetną rzecz. Polecam wszystkim, bez wyjątków.
SHAUN USHER
Jest twórcą popularnego bloga www.lettersofnote.com. Jego decyzja, aby poświęcić się opiece nad korespondencją, jest interesująca szczególnie dlatego, że sam regularnie wysłuchuje pretensji przyjaciół, rozdrażnionych jego niezdolnością do odpowiadania na telefony, e-maile i, nieco rzadziej… listy. Mieszka w Wilmslow z żoną Kariną i dwoma synami. "Listy niezapomniane" to jego pierwsza książka, wkrótce ukaże się kolejna część.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA TYLU LISTÓW DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SQN!
*źródło: okładka
http://jeslikultura.blogspot.com/
Często zapominamy o tym, że istniały listy. Czekało się na odpowiedź dłużej niż jeden dzień, nie było fejsa, nie było telefonów. Pisemna forma ma w sobie dużo magii, a Listy niezapomniane to jej zbiór oraz poruszające świadectwo umierającej sztuki korespondencji, w której przez wieki odbijały się całe piękno, finezja, smutek i radość...
Na chwilę zapomnij o otaczającej Cię rzeczywistości, czytelniku. Autor przenosi Cię do 1945 roku. Jesteś wtedy dziesięcioletnim chłopcem, Twój ojciec postanawia, że nadszedł czas, by zabrać Cię do wyjątkowego miejsca. Jest nim Cmentarz Zapomnianych Książek. Na półkach leży mnóstwo książek - aż wydaje się być to do nie zliczenia. Możesz wybrać tylko jedną, której przywrócisz życie... Trafiasz na książkę pod tytułem Cień wiatru, autorstwa Juliana Caraxa. Po lekturze jesteś tak zafascynowany, że postanawiasz odszukać jego inne dzieła i dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Ktoś jeszcze na nie poluje... I jest niebezpieczny.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z Carlosem R. Zafónem. Po przeczytaniu Księcia Mgły wiedziałam, że na tym się nie zatrzymam, mimo że było to około trzy lata temu. Kim jest autor? Przede wszystkim hiszpańskim pisarzem, a z wykształcenia dziennikarzem. Od 1993 mieszka w Los Angeles, gdzie poświęcił się pisaniu scenariuszy filmowych i powieściopisarstwu. Jego pierwsze cztery książki były adresowane do młodzieży (za Książę Mgły otrzymał nagrodę Edebé). Kolejne trzy książki (Cień wiatru, Gra anioła i Więzień nieba) stanowią trylogię. Ich fabuła jest bardziej rozwinięta w stosunku do poprzednich książek, przez co są skierowane również do starszych czytelników. Cień wiatru została przetłumaczona na ponad 30 języków i została opublikowana w 45 krajach. Do swoich ulubionych autorów Zafón zalicza Dostojewskiego, Tołstoja i Dickensa.
Bohaterem, w którego mieliście się wcielić we wstępie, jest Daniel Sempere. To właśnie jego dorastanie będziecie obserwować, jeśli zdecydujecie się przeczytać tę książkę. Przeżyjecie z nim także pierwszy zawód miłosny i pierwsze zauroczenie, jakim nie była dziewczyna, a pióro Victora Hugo. Od dziecka chciał je mieć. Jeśli chodzi o to, gdzie się to wszystko dzieje - jest to powojenna Barcelona. Wspomniana przeze mnie druga osoba poszukująca dzieł Caraxa jest postacią bez twarzy, od razu kojarzy się z diabłem (mężczyzna kuleje i zwyczajnie jest nieco przerażający). Co gorsza, pali wszystkie dzieła tego autora. Jak mi się podobała powieść Zafóna? Czy się rozczarowałam?
„Mówienie jest rzeczą głupców, milczenie - tchórzy a słuchanie rzeczą mędrców.”
Zdecydowanie nie, choć doświadczyłam podczas czytania małego zablokowania. Nie zrozumcie mnie źle - Cień wiatru świetnie się zaczyna, a po jakichś 300-400 stronach nieco zwalnia. Jednak wydaje mi się, że warto z tym trochę powalczyć, ponieważ zakończenie jest tego warte. Gdybym miała podać jeden powód, dlaczego mielibyście sięgnąć po tę książkę, odpowiedziałabym, że... przez Fermina Romero de Torres - żebraka. Przynajmniej tak było na początku. Mimo zwolnienia akcji po jakimś czasie, Cień wiatru jest jak najbardziej godny polecenia. Z tą książką można spędzić kilka dobrych wieczorów, lub nawet kilkanaście, jeśli macie w planach delektowanie się lekturą lub zwyczajnie wolno czytacie. Ostatnio sama się z tym zmagam i przyznam się, że Zafón chyba jest magikiem. Czemu? Bo nawet jak na taki stan, książkę przeczytałam w zawrotnym tempie.
„Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.”
http://jeslikultura.blogspot.com/2015/06/cien-wiatru.html
Na chwilę zapomnij o otaczającej Cię rzeczywistości, czytelniku. Autor przenosi Cię do 1945 roku. Jesteś wtedy dziesięcioletnim chłopcem, Twój ojciec postanawia, że nadszedł czas, by zabrać Cię do wyjątkowego miejsca. Jest nim Cmentarz Zapomnianych Książek. Na półkach leży mnóstwo książek - aż wydaje się być to do nie zliczenia. Możesz wybrać tylko jedną, której przywrócisz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Blacksad to seria, którą postanowiłam nadrobić na samym początku. Nie żałuję tego.
W poprzedniej części mieliśmy do czynienia z morderstwem byłej kochanki Blacksada - głównego bohatera, przedstawionego jako czarnego kota. Byłam zachwycona kreską, dopracowaniem każdego detalu i historią, w której przedstawieni są nie ludzie, a zwierzęta. Nic się nie zmieniło w tej kwestii oprócz historii. W tym tomie naszego detektywa czeka niełatwe zadanie - musi odszukać zaginioną dziewczynkę, Kyle. Już na samym początku było mi jej szkoda z tego powodu, że prawie nikogo nie obchodzi, oprócz pani Grey - nauczycielki. Zdradzę Wam tylko jedno - uważajcie na szychę miasteczka The Line.
W tej części autorzy poruszyli temat rasizmu i faszyzmu, co jak najbardziej zadziałało na plus. W tym miasteczku buduje się pewna bariera - tylko Ci, którzy nie są mieszańcami, są po tej lepszej stronie. Na myśl tutaj od razu przyszedł mi Harry Potter, choć pewnie mnóstwo razy był poruszany temat czystości krwi. Blacksad musi sobie radzić i z nimi - przedstawicielami białej rasy, z czasem rozwiać ich plany i sprawić, że świat będzie znów odrobinę mniej paskudny.
Nie chcę zdradzać za dużo, więc powiem jeszcze tylko jedną rzecz, jeśli chodzi o fabułę. Naszemu detektywowi pomaga w tym tomie Weekly. Od początku raczej się na to nie zapowiadało... Potem znowu się spotykają i jakoś tak zostaje. Wspomniany nowy bohater wnosi odrobinę humoru do całej historii, co bardzo mi się podobało. Najbardziej wzruszającą i tragiczną postacią tutaj jest pilot ukazany jako ptak... który nie może latać przez to, że jest ślepy. To by ruszyło nawet największego zgorzknialca. Blacksad obiecał mu, że weźmie go do Las Vegas.
W poprzedniej recenzji napisałam coś, co powtórzę i tutaj: najbardziej zafascynowała mnie dbałość o detale. Sposób przechodzenia kolorów, szczegóły, detale na ubraniach... Po prostu kolejne małe dzieło sztuki, które czeka na nowego właściciela. Nie jest to komiks dla dzieci - i w tym tomie jest odrobinę erotyki, na co - tak szczerze - narzekać nie potrafię. Mimo, że typowy kryminał to raczej nie jest, polecam Blacksad. W śnieżnej bieli tak samo gorąco jak część pierwszą.
Blacksad to seria, którą postanowiłam nadrobić na samym początku. Nie żałuję tego.
W poprzedniej części mieliśmy do czynienia z morderstwem byłej kochanki Blacksada - głównego bohatera, przedstawionego jako czarnego kota. Byłam zachwycona kreską, dopracowaniem każdego detalu i historią, w której przedstawieni są nie ludzie, a zwierzęta. Nic się nie zmieniło w tej kwestii...
Życie nie zatrzymuje się dla nikogo. Podobnie jest z wojną - tą wewnętrzną wypędzić jest nawet gorzej. Odłamki to zaskakujący debiut, element terapii autora oraz książka, którą powinniście przeczytać. Zwracam się tutaj szczególnie do osób, które z góry zakładają, że debiuty są okropne. Na szczęście tutaj taka jest tylko rzeczywistość, w jakiej bohaterowie muszą żyć. Lub próbują z niej uciec.
Na początku poznajemy Ismeta, który kocha teatr. Chłopak chce żyć normalnie, więc zostaje uchodźcą, co według mnie było dobrym krokiem ku temu. Później spotykamy Mustafę. Moi drodzy, ten bohater będzie dla Was tajemnicą. Nierozwiązaną zagadką. Przyznam się, że wolałam poznawać dzieje Ismeta, jednak obie postacie okazały się bardzo interesujące. Co mnie zaskoczyło? Fakt, jak dobrze są wykreowane na kartach książki. To bardzo rzadkie przy debiutach i w tym momencie Ismet Prcić zasługuje na wielkie brawa.
Zachęcam Was do tego, by dostać odłamkiem autora prosto w serce. Lektura będzie ciężka, przerywana i pełna uczuć. Dodatkowo Ismet Prcić nie bawi się w upiększające słowa opisując wojnę. Jest bardzo bezpośredni i kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła była jego bezstronność oraz humor mimo całej tej sytuacji.
Gdybym miała tylko cztery słowa, by opisać tą książkę, napisałabym: lekka książka, ciężka historia.
Życie nie zatrzymuje się dla nikogo. Podobnie jest z wojną - tą wewnętrzną wypędzić jest nawet gorzej. Odłamki to zaskakujący debiut, element terapii autora oraz książka, którą powinniście przeczytać. Zwracam się tutaj szczególnie do osób, które z góry zakładają, że debiuty są okropne. Na szczęście tutaj taka jest tylko rzeczywistość, w jakiej bohaterowie muszą żyć. Lub...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://ksiazkowyswiat14.blogspot.no/2015/04/literatura-strefa-skazenia.html
Założę się, że do Was wszystkich dotarła wiadomość o epidemii eboli w Afryce w 2014 roku. Być może niektórzy z Was zastanawiali się co by było, gdyby ten tajemniczy wirus (o którym wiemy niewiele!) przedarł się do Europy. Sama jakoś nie szukałam wiadomości na ten temat, ale gdy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki, nie wahałam się w ogóle.
Nie wiedziałam, że najmniej groźna odmiana wirusa pojawiła się już w 1976 (!), a historia przedstawiona przez Prestona sięga aż do 1989, gdy mamy do czynienia z ebolą zair - najgroźniejszą odmianą. O zgrozo, w USA. Nie było mnie wtedy jeszcze na świecie i pewnie wielu z Was też nie. Chcecie wstępnej zachęty? Strefa skażenia pokazuje przede wszystkim powagę sytuacji i moim zdaniem, KAŻDY (bez wyjątków) powinien po tę książkę sięgnąć.
Richard Preston przedstawia wiele przypadków zachorowań czy osoby, które brały udział w badaniu eboli. Ci ludzie naprawdę istnieli lub istnieją. Na początku zostaje nam podana historia Charlesa Moneta. Mężczyzna jest francuzem na emigracji - zamieszkał w Kenii. Jako pierwszy złapał najmniej groźną odmianę eboli. Dlaczego? Skąd? Sięgnijcie po książkę, żeby się dowiedzieć. Kolejna zachęta? Jest tego dużo więcej, a autor nie owija w bawełnę. Znajdziecie się m.in. w Reston (miasto pod Waszyngtonem), gdzie badano małpy (które stały się źródłem skażenia). Po części zgodzę się z Kingiem, że jest to jedna z najstraszniejszych rzeczy, jakie miałam okazję przeczytać. Strefa skażenia jest okropna, obrzydliwa i niesamowicie dobra. Byłam jednocześnie przerażona i zniesmaczona.
Rzadko sięgam po literaturę faktu, ale ta książka jest zdecydowanie godna polecenia. Dodatkowo motywuje mnie, by robić to częściej;). Jeśli szukacie czegoś, co zmusi Was do myślenia, uświadomi kilka rzeczy oraz nie lubicie długich naukowych opisów, Strefa skażenia jest zdecydowanie dla Was. Nie jest to lekka książka na jeden wieczór - trzeba od niej odpoczywać, ale nie przeszkadza mi to w wystawieniu wysokiej oceny. Zachęcam Was wszystkich do uświadamiania siebie i innych.
„Ebola jest ludzką katastrofą, potworem, groźnym pasożytem, nieświadomym, nieczułym twórcą ogromnego cierpienia, nieubłaganie rozwijającym się w ludzkim ciele.”
http://ksiazkowyswiat14.blogspot.no/2015/04/literatura-strefa-skazenia.html
Założę się, że do Was wszystkich dotarła wiadomość o epidemii eboli w Afryce w 2014 roku. Być może niektórzy z Was zastanawiali się co by było, gdyby ten tajemniczy wirus (o którym wiemy niewiele!) przedarł się do Europy. Sama jakoś nie szukałam wiadomości na ten temat, ale gdy dostałam propozycję...
2015-03-22
Omówmy się już na początku: piłka nożna mnie nie kręci. Nie wiem nawet co to spalony. Może w tym układzie nie było najlepszym pomysłem wzięcie się za tą książkę, ale wiecie co? Mocno zainteresowała mnie postać Roberta Enke.
Ronald Reng przedstawił nam jego karierę, wtaczając problemy z radzeniem sobie z presją otoczenia i jego myśleniem, że gdy nie jest w czymś najlepszy, to jest najgorszy. Enke cierpiał na depresję dwukrotnie: w 2003 oraz 2009, trzy lata po adopcji Leili (ich córka Lara umarła, gdy miała 2 lata)... Jego przyjaciel przedstawił jego historię w taki sposób, że przez kilka dobrych lat czytelnik ma wrażenie, że Robert sobie ułoży życie i wszystko będzie dobrze. Moi kochani, niestety nie ma tak dobrze. Nie myślę, że Robert Enke był słaby. Był bardziej podatny na zło świata niż inni ludzie i żył w swojej głowie, co jest najgorszą rzeczą, jaką człowiek może zrobić. Potwierdzone info.
„Wiedział, że jest chory. […] jego mózg nie był w stanie poradzić sobie ze stresem. Jego system nerwowy filtrował emocje i przepuszczał tylko te negatywne – strach, złość, rozpacz.”
Nie chcę wyjść w tym momencie na kogoś niewdzięcznego czy z kamiennym sercem, ale oczekiwałam książki o depresji. Zamiast tego dostaliśmy biografię Roberta Enke z opisami meczów, które dla takich osób jak ja mogą być bardzo męczące i aż proszą się o wyminięcie. Nie mówię, że to źle - biografia zadziałała nawet na plus.
Fani sportu będą wniebowzięci. Ja należę do osób, które o tym sportowcu nigdy wcześniej nie słyszały. Nie przeszkodziło mi to w rozkoszowaniu się lekturą pełną refleksji, bólu... Myślałam, że książka jest średnia, a gdy przeczytałam ostatnie zdanie, kompletnie się rozkleiłam i spojrzałam na to wszystko z nieco innej strony. Polecam wszystkim tolerującym opisy meczów i chcą dowiedzieć się nieco o kolejnej ofierze depresji, mimo obiecującej przyszłości na wyciągnięcie ręki.
„Śmierć osoby cierpiącej na depresję nigdy nie jest decyzją człowieka wolnego.”
Omówmy się już na początku: piłka nożna mnie nie kręci. Nie wiem nawet co to spalony. Może w tym układzie nie było najlepszym pomysłem wzięcie się za tą książkę, ale wiecie co? Mocno zainteresowała mnie postać Roberta Enke.
Ronald Reng przedstawił nam jego karierę, wtaczając problemy z radzeniem sobie z presją otoczenia i jego myśleniem, że gdy nie jest w czymś najlepszy,...
Wiecie, debiut to pewne ryzyko, ale kiedyś musi do niego dojść, a może kolejne książki okażą się bestsellerami? Ahsan Ridha Hassan wzbudził we mnie sprzeczne emocje. Jest to obiecujące, ale daleko temu zbiorowi do ideału (na pewno nie jest godne porównywaniem do Gaimana). Nie jestem fanką horrorów (nieważne w jakim wydaniu) a co za tym idzie - nie potrafiłam się wczuć w klimat. Obawiam się, że może nie do końca zrozumiałam dzieło autora. Ale pozwólcie, że zacznę od początku.
Zbiór składa się z 5 opowiadań.
[WIEŻA] Młode małżeństwo dopiero co wprowadziło się do nowego domu. Michał zawsze marzył o zostaniu pisarzem i przychodzi jego czas na realizację tego. Wiecie, to wydawałoby się całkowicie normalnie gdyby nie fakt, że widzi w swoim ogrodzie wieżę. Pewnie też byście zwariowali na jego miejscu, prawda? To opowiadanie nie miało w sobie nic, co by mnie przyciągnęło. Niesamowicie irytowała mnie żona naszego bohatera i jej ojciec, ciągle porównujący Michała z kochankiem swojej córki, który wydaje się być jego wyobrażeniem idealnego zięcia. Autor jednak dostał ode mnie plusa za opisanie fragmentów z perspektywy kota (czasem nawet się uśmiechnęłam), dokładny opis wieży i wplecenie fragmentów pamiętnika Michała.
[POŻERANY 4.0] Głównym bohaterem tym razem jest nastolatek - 16-letni Mateusz (ale znajomi mówią na niego Oskar). Zostaje wciągnięty w niebezpieczną akcję zorganizowaną przez jego kumpli. Czy warto? Cóż, zdobędzie dzięki temu pieniądze, których akurat potrzebuje. Poza tym poznaje przez internet Sarę i się zakochuje. To opowiadanie jest nieco przewidywalne, jakby pisane dla typowej młodzieży. Ciekawe było dla mnie przedstawienie rodziców Mateusza jako perfekcjonistów, który ma nawet przydziały żywieniowe...
[ROBACZYWY KSIĘŻYC] Oliwer zapisuje się do klubu, w którym uczestniczy podejmują się zakładów i mają pokonać swoje słabości. Nikogo nie powinno zdziwić, że za niezrealizowanie tego czeka tą osobę kara. Eh, chyba najsłabsza część książki, przez którą ciężko przejść. Jedyne, co było tu ciekawe to zakończenie. Wydaje mi się, że nic takiego nie stracicie jeśli to pominiecie.
[DOPPELGANGER] Marek i Romek spotykają się po latach. Jeden jest biedny i ledwo wiąże koniec z końcem, a drugi cieszy się bogactwem. Jeden z nich dodatkowo przypomina Romana Polańskiego. Czy znany reżyser stał się dla mężczyzny fascynacją, czy obsesją prowadzącą do obłędu? To opowiadanie zaciekawiło mnie chyba najbardziej ze wszystkich, dwa ostatnie wydają się być najlepsze. Nie ma tu nie wiadomo jakich zwrotów akcji, ale wreszcie znajduję tu to, czego zabrakło w Robaczywym... - tego "czegoś" ;).
[SĄDNY DZIEŃ] Tak jak wspominałam, jest to jedne z najlepszych opowiadań w tym zbiorze. Andrzej jest satyrycznym rysownikiem. Budzi się w łóżku z obcą dziewczyną. Podobno ma być sędzią podczas rozprawy. Kogo będzie sądził? Czytaniu tutaj towarzyszy niesamowite napięcie. Uważam to za godne zakończenie zbioru.
AHSAN RIDHA HASSAN
Pochodzi z Bielska-Białej, skończył prawo na Uniwersytecie Śląskim, na co dzień przedsiębiorca, założyciel Wydaje.pl - największego portalu typu self publishing w Polsce.
Od zawsze pasjonat czytania i pisania książek, na swoim koncie ma kilka nagród literackich, m.in. opowiadanie iMan zostało uznane opowiadaniem miesiąca na łamach popularnego serwisu fantastyka.pl. Inspiruje się prozą Kafki, Gombrowicza, Gaimana i Kundery. Pisze przeważnie w gatunkach new weird i groza. Mieszka w Krakowie.
Czas na podsumowanie. Tak jak wspomniałam, Wieża wzbudziła we mnie mieszane uczucia. O ile książkę czytało mi się całkiem szybko, nie było to spotkanie usłane różami i wizjami pozytywnej recenzji. Nie podobał mi się sposób w jaki pan Hassan podchodził do opisania wątków erotycznych. Ogólnie jak na debiut nie jest źle, jednak wątpię, bym kiedykolwiek jeszcze powróciła do tego autora. Polecam przede wszystkim dla fanów literatury grozy, którzy przy okazji szukają ambitnej pozycji.
Wiecie, debiut to pewne ryzyko, ale kiedyś musi do niego dojść, a może kolejne książki okażą się bestsellerami? Ahsan Ridha Hassan wzbudził we mnie sprzeczne emocje. Jest to obiecujące, ale daleko temu zbiorowi do ideału (na pewno nie jest godne porównywaniem do Gaimana). Nie jestem fanką horrorów (nieważne w jakim wydaniu) a co za tym idzie - nie potrafiłam się wczuć w...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://jeslikultura.blogspot.com/2016/05/niebezpieczne-kamstwa.html
Z Beccą Fitzpatrick miałam do czynienia po raz pierwszy przy serii Szeptem, niestety nie dokończyłam wszystkich części. Pamiętałam tylko, że autorka ta pisze lekko, dlatego skusiłam się na Niebezpieczne kłamstwa. O ile w Szeptem uderzyło mnie podobieństwo do Zmierzchu, to tutaj chcę wierzyć w to, że jest to coś świeżego, mimo że autorka posłużyła się pewnymi schematami. Bohaterka - Stella Gordon - kiedyś była Estellą Goodwinn. Musiała zostawić przeszłość za sobą, a wszystko przez znalezienie martwego człowieka w jej mieszkaniu. Została objęta programem ochrony świadków, dostała nową tożsamość, dom, drugą szansę. Ale czy zechce ją wykorzystać? Poznaje Cheta, któremu nie pozwala się zbliżyć przez to, że wciąż myśli o swoim chłopaku i o tym, czy żyje. Jak długo będzie potrafiła kłamać mu w oczy na temat tego, kim jest?
„Przez całe życie próbujemy uciekać przed własną przeszłością, ale nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy z nią nierozerwalnie związani i nigdy nie zdołamy się od niej uwolnić.”
Na początku jej nie polubiłam. Była opryskliwa dla nowych ludzi, pyskowała, nie chciała się przyporządkować nowym zasadom tylko dlatego, że jej matka była zbyt zajęta ćpaniem by jakiekolwiek kiedykolwiek wyznaczyć. Wracała więc do domu kiedy chciała, zrobiła na co miała ochotę... W Thunder Basin trafia w ręce Carminy, która jest emerytowaną policjantką. Chce, by wracała do domu o ludzkich porach, znalazła pracę na wakacje i spróbowała być życzliwa dla innych. Już swojego pierwszego dnia w roli kelnerki trafia na zbyt pewnego siebie gnojka, któremu nie zamierza ulegać. Niestety, nie kończy się to na wylaniu napoju w twarz i niezapłaconym rachunku. Trigger kojarzy Stellę z jej poprzedniego życia w Filadelfii, ale nie wie skąd. Oznacza to dla niej możliwe niebezpieczeństwo...
Jeśli chodzi o wątek Stelli i Cheta - rozumiałam jej niezdecydowanie. Zostawiła za sobą chłopaka, z którym planowała zamieszkać i żyć długo i szczęśliwe; nie wiedziała czy żyje, czy ułożył sobie życie na nowo albo o niej zapomniał. Była rozdarta między tym, co było, a co mogła zyskać na miejscu... Najrozsądniejsze byłoby dla niej zostawić wszystko z przeszłości za sobą. Wiele osób chciałoby zacząć od zera, a ona dostała tę niepowtarzalną szansę... Czy zaufa Chetowi i zdradzi mu swój sekret? Czy poprawi swoje relacje z Carminą? Jakie są ich tajemnice?
Premiera tej książki już 11 maja i cieszę się, że zdążyłam poznać ją przed tym wydarzeniem, bo nie znałam prawie żadnych opinii na jej temat, a co za tym idzie - nie miałam żadnych oczekiwań. Nastawiłam się na lekko napisaną książkę i ją dostałam, dodatkowo jestem zaskoczona Beccą Fitzpatrick i tym, jak poprowadziła akcję w tej książce. Na początku byłam sceptycznie nastawiona, ale minęło mi to bardzo szybko.
Jeśli szukacie lekkiej książki z bohaterem, którego życie nie oszczędzało - polecam. Jest to historia o mocy przebaczenia, chęci życia w prawdzie z tymi, których kochamy najbardziej i odnajdywaniu się w zupełnie nowym otoczeniu. Nawet dobrze przy niej spędziłam czas i zachęcam Was do spróbowania zrobienia tego samego. Jedyne, co może Wam przeszkadzać to właśnie przesadzony bunt Stelli na samym początku i jej ironiczny charakter, ale pamiętajcie... Wszystko się kiedyś zmienia. Ona też.
„Strach i desperacja nie są jeszcze wystarczającymi powodami, by kogoś pokochać. Zrozumiałam, że prawdziwa miłość nie potrzebuje żadnego konkretnego powodu. Miłość to głęboka więź i pełne oddanie. Prawdziwa miłość powinna zapierać nam dech w piersiach i nigdy nie powinna zmuszać nas do postępowania wbrew sobie”.
http://jeslikultura.blogspot.com/2016/05/niebezpieczne-kamstwa.html
więcej Pokaż mimo toZ Beccą Fitzpatrick miałam do czynienia po raz pierwszy przy serii Szeptem, niestety nie dokończyłam wszystkich części. Pamiętałam tylko, że autorka ta pisze lekko, dlatego skusiłam się na Niebezpieczne kłamstwa. O ile w Szeptem uderzyło mnie podobieństwo do Zmierzchu, to tutaj chcę wierzyć w to, że jest...