-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać258
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński9
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2015-11-10
2015-10-13
Od dawna wiadomo, że bliźnięta jednojajowe łączy szczególna więź. Nie dość , że są łudząco podobne to jeszcze potrafią niemalże odczuwać to samo. Wiedzą, gdy jednemu dzieje się krzywda, potrafią się w niezwykły sposób ze sobą komunikować. Identyczny wygląd nie świadczy jednak o jednakowym charakterze bliźniąt i musimy o tym pamiętać. To ciągle dwie różne osoby i chociaż rozróżnienie ich może sprawiać kłopot to charakter nie powinien zostawiać wątpliwości. Czy aby na pewno?
Pierwsza wydana w Polsce powieść S.K Tremayen'a traktuje o tej niezwykłej więzi i o tym, że czasem możemy się pomylić...
Angus i Sarah Moorcroft wprowadzają się na małą wyspę w Szkocji, którą dostali w spadku po babci Angusa. Posiadłość wymaga dużego remontu i włożenia sporych zasobów pieniężnych, ale małżonkowie podejmują się wyzwania. Nie chodzi tylko o zarobek na późniejszej ewentualnej sprzedaży malowniczej wysepki, ale chcą też odreagować ogromny stres z jakim się zmierzyli 13 miesięcy temu. Jedna z córek bliżniaczek wypadła z balkonu, niestety ze skutkiem śmiertelnym. Została tylko Kristie, ulubienica Angusa. Sarah nie może pozbierać się po stracie Lydii, ma nadzieję, że w nowym miejscu upora się z ogromnym żalem i żałobą. Zaraz po przybyciu na wyspę Kristie zaczyna się inaczej zachowywać a najgorsze jest to, że twierdzi że jest Lydią, zmarłą bliźniaczką. Sarah nie wierzy córce i jej zachowanie tłumaczy cierpieniem po stracie siostry. Jednak dziewczynka co jakiś czas uparcie twierdzi, że rodzice się pomylili i to Krystie spadła z balkonu. Kilkulatka jest przy tym bardzo wiarygodna. Od tej chwili Sarah próbuje za wszelką cenę ustalić, czy to możliwe by doszło do tak strasznej pomyłki i pochowali nie tą córkę? Przecież były identyczne, różniły się tylko charakterami. Tymczasem Krystie zaczyna przejawiać coraz więcej cech Lydii. Jaka będzie prawda? Musicie się o tym przekonać sami!
"Bliżnięta z lodu" to nie jest książka tylko o cudownym złączeniu bliźniąt i szukaniu prawdy. To także świetny obraz psychologiczny rodziny po stracie dziecka. Sarah i Angus zupełnie inaczej reagowali na stres i ból po śmierci Lydii (a może Krystie?). Sarah w pewnym momencie mocno pogubiła się, szukała wsparcia i pocieszenia. Ten najstraszliwszy moment odbił się mocno nie tylko na jej psychice, ale też na małżeństwie. Sarah straciła to dziecko, z którym była bardziej związana emocjonalnie. To Lydia była jej pupilką i chociaż to dla mnie trochę niezrozumiałe, to miałam wrażenie, że wolałaby aby śmierć poniosła Krystie- ulubienica męża. Kiedy pojawiła się szansa, że Lydia wróciła, Sarah omal nie postradała zmyslów. Musiała za wszelką cenę docieć prawdy, co okaże się fatalne w skutkach.
Po lekturze tej książki wiem, że moim ulubionym gatunkiem literackim jest thriller psychologiczny. Nie byle jaki, a właśnie TAKI! "Bliźnieta z lodu" zawierają wszystko to, czego szukam w dobrym dreszczowcu. Był strach, atmosfera grozy, świetna intryga, elementy obyczajówki i zaskakujące zakończenie. Takie książki są zawsze bardzo mile widziane na moich półkach. Przyznam, że fabuła wciągnęła mnie na całego, byłam ogromnie ciekawa która dziewczynka faktycznie zginęła. Zaufajcie mi, że to książka na jeden wieczór, bo nie można się od niej oderwać! W trakcie czytania wiele razy myslałam, że dam jej minusik za przewidywalność, byłam wręcz pewna, że odgadłam co się wydarzyło w rodzinie Moorcroftów. Nic bardziej mylnego, niemal do końca autor trzymał mnie w tej błogiej nieświadomości, że wiem wszystko a jednak nie wiedziałam nic. Zakonczenie zdecydowanie bardzo zaskakujące i to bardzo sobie cenię w dobrych thrillerach. Mało krwi, mało morderstw a czytelnikowi i tak włosy się jeżą na głowie.
Jestem oczarowana tą książką! Dawno nie czytałam tak świetnie wyważonego thrillera z dramatem rodzinnym w tle! Jestem rozczarowana, że tak mało jest podobnych pozycji literackich na rynku. "Bliźnięta z lodu" to jest dokładnie mój ideał świetnej książki, którą pochłania się za jednym zamachem. Czekam z niecierpliwością na kolejne książki autora, oby były na podobnym poziomie. Zachęcam do lektury!
Od dawna wiadomo, że bliźnięta jednojajowe łączy szczególna więź. Nie dość , że są łudząco podobne to jeszcze potrafią niemalże odczuwać to samo. Wiedzą, gdy jednemu dzieje się krzywda, potrafią się w niezwykły sposób ze sobą komunikować. Identyczny wygląd nie świadczy jednak o jednakowym charakterze bliźniąt i musimy o tym pamiętać. To ciągle dwie różne osoby i chociaż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Część z Was z pewnością pamięta go z dzieciństwa, sympatyczny pirat uśmiechał się do nas z telewizyjnego ekranu a dzieci razem z nim nuciły słynną piracką pieśń:
Bum cyk-cyk i rata-rata,
Nie ma to jak los pirata,
Kto na drodze raz mu stanie
Z tego kasza na śniadanie!
Wydawnictwo Bis postanowiło przypomnieć nam o tej nieco zapomnianej postaci wydając trzy wspaniałe książki o przygodach popularnego Rabarbara.
Tytułowego bohatera poznajemy w momencie, gdy razem z załogą płynie na statku o zabawnej nazwie Kaczy Kuper. Z racji tego, że nasz pirat był ogromnym buntownikiem, nie zagrzał dlugo na statku. W drodze do domu czeka go wiele przygód, m.in. pomaga mewie, która lada chwila ma znieść jajko i spotyka ludożerców, którzy chcą zjeść go na obiad. Kiedy dociera do swojej żony Barbary, najpierw napycha się pyszną grochówką a potem wpada na genialny pomysł, że zostanie piratem.
W międzyczasie Rabarbar pragnie mieć syna. Kiedy rodzi się upragniony potomek wraz z zoną Barbarą kłócą się niemiłosiernie o imię pierworodnego! Barbar czy Babarbar? ani jedno, ani drugie. Po sprzeczce rodzice dochodzą do wniosku, że synek będzie nazywał się Krztynek. Trzeba szybko zrobić kołyskę, bo dziecko nie a gdzie spać...a spać lubi pirat Rabarbar i zasypia szybciej niż maluszek.
Te i inne przygody pirata, który wcale straszny nie był, przeczytacie w książce "Burzliwe dzieje pirata Rabarbara".
Najpierw książkę przeczytała moja 9-letnia córcia. Owa lektura bardzo jej poprawiła humor, bo co rusz słyszałam z jej pokoju śmiech. Za jakiś czas sama zabrałam się za czytanie i już wiedziałam skąd ten dobry humor. Przygody Rabarbara są napisane fantastycznym językiem.Trudno się dziwić, że podoba się on dzieciom, gdyż mnóstwo w nim żartów i pirackiego słownictwa. W każdym rozdziale dzieje się coś zupełnie nowego a każda przygoda jest opowiedziana z taką dynamika, że dziecko z pewnością nie zanudzi się.
Książka posiada też trochę ilustracji, na tyle mało żeby móc ją uznać za lekturę dla nieco większych dzieci a na tyle dużo, że świetnie obrazuje postać pirata i jego wyczyny. Bardzo chętnie sięgnę po dwa kolejne tomy przygód Rabarbara, nie tylko z racji uciechy dzieci, ale by wrócić na chwilę do czasów mojego dzieciństwa.
Polecamy!
malwinaczyta.blogspot.com
Część z Was z pewnością pamięta go z dzieciństwa, sympatyczny pirat uśmiechał się do nas z telewizyjnego ekranu a dzieci razem z nim nuciły słynną piracką pieśń:
Bum cyk-cyk i rata-rata,
Nie ma to jak los pirata,
Kto na drodze raz mu stanie
Z tego kasza na śniadanie!
Wydawnictwo Bis postanowiło przypomnieć nam o tej nieco zapomnianej postaci wydając trzy wspaniałe książki...
2016-02-09
Dziś wiem, że mogę śmiało Wam ogłosić, że Diane Chamberlain to moja ulubiona zagraniczna pisarka. Jej obyczajówki bywają rewelacyjne, ale tez są po prostu zwyczajnie dobre. Nowość jaką dziś wydaje Prószyński i S-ka jest niewątpliwie perełką wśród dotychczas wydanych książek autorki. Jestem nią tak oczarowana, że będziecie musieli mi wybaczyć monotonną recenzję otoczoną wyłącznie pochwałami.
Ojciec Laury Brandon umiera, ale chwile przed śmiercią ma nietypową prośbę. Chce by córka odnalazła i zaopiekowała się pewną kobietą o której Laura nigdy nie słyszała. Sarah Tolley jest podopieczną domu spokojnej starości, ma także zaawansowanego Alzheimera i nie jest w stanie przypomnieć sobie kim dla niej był ojciec Laury. Mąż Laury przeciwstawia się temu, by żona odwiedzała staruszkę, lecz ona stawia na swoim. Za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się kim była Sarah w życiu jej ojca. Niedługo po tym mąż Laury popełnia samobójstwo, którego jednym świadkiem była ich córeczka Emma. Dziewczynka w wyniku traumy przestaje mówić i jedyne co przychodzi wówczas do głowy załamanej Laurze to odszukanie biologicznego ojca dziewczynki. Odkryta prawda o rodzinnych tajemnicach okaże się bardziej szokująca, niż mogłoby się wydawać.
Nie wiem jak mam opisać wszystkie moje uczucia po skończonej lekturze. Dianę Chamberlain tym razem sprawiła, że nie jestem w stanie przestać myśleć o "Chcę cię usłyszeć". Ta powieść jest mi tak bliska, że chyba bardziej być nie mogła a to wszystko za sprawą poruszającej historii Sarah. Moja babcia też ma zaniki pamięci a jej zachowanie jest często niemal identyczne jak u bohaterki Dane. To sprawiło, że czytałam powieść z ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Pomijając aspekt osobisty to właśnie opowiedziana dramatyczna historia Sarah Tolley wywarła na mnie największe wrażenia i przyczyniła się do ogólnej ceny książki. Rzuciłam wszystkie obowiązki, by poznać dalsze losy byłej pielęgniarki szpitala psychiatrycznego. Z niedowierzaniem czytałam o zabiegach lobotomii i innych okrutnych metodach leczenia pacjentów z zaburzeniami psychiki. Czytałam do 2 w nocy, bo nie mogłam się skupić na niczym innych a ciekawość i gonitwa myśli kazały mi ciągle zaglądać do czytnika. kiedy Sarah opowiadała o tym jak straciła męża czas dosłownie przeciekał mi przez palce, nie istotne było to, że zarwałam kawał nocy a rano ledwie wstałam do dzieci. Zwyczajnie książka mną zawładnęła na te dwa dni i nie było takiej siły która zmusiłaby mnie do porzucenia tej pięknej powieści.
Chamberlain ma to do siebie, że porusza czytelnika do głębi. Swoimi książkami fascynuje i z lekkością wprowadza w świat bohaterów, by za chwilę dosłownie złamać serce. Potrafi po mistrzowsku stopniować napięcie, robi to perfekcyjnie, pomału odkrywając kolejne karty. Zaskakuje w najmniej spodziewany sposób, wzrusza i sprawa, że od książki nie można się oderwać.
"Chcę cię usłyszeć" spowodowała, że mam czytelniczego kaca, nie wiem co mam teraz czytać, nie wiem czy jakakolwiek inna książka tak bardzo skradnie moje serce.
Jestem zachwycona. Inaczej tego nie mogę ująć, autorka dała mi wszystko to czego oczekuję od doskonałej obyczajówki. Jestem zła, że już ją skończyłam, bo mam nieodpartą ochotę czytać jeszcze raz. Jest mi takiej Diane ciągle mało, dla powieści napisanych w taki sposób jestem w stanie czekać długo, bo wiem że warto. Mogę Wam napisać, że "chce cię usłyszeć" jest moją ulubioną książką autorki i nie wiem czy znajdzie się jeszcze lepsza.
Dziś wiem, że mogę śmiało Wam ogłosić, że Diane Chamberlain to moja ulubiona zagraniczna pisarka. Jej obyczajówki bywają rewelacyjne, ale tez są po prostu zwyczajnie dobre. Nowość jaką dziś wydaje Prószyński i S-ka jest niewątpliwie perełką wśród dotychczas wydanych książek autorki. Jestem nią tak oczarowana, że będziecie musieli mi wybaczyć monotonną recenzję otoczoną...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-22
Po lekturze książki "Zabłądziłam" wiedziałam, że Agnieszka Olejnik potrafi pisać świetne książki. Kiedy dojrzałam w zapowiedziach wydawnictwa Literackiego "Dante na tropie" czułam, że prędko muszę sprawdzić, czy i tym razem nie zawiodę się na twórczości Olejnik. Chociaż obie książki różni bardzo wiele, to mogę z czystym sumieniem polecić zarówno autorkę jak i jej książkowych bohaterów.
Anna Drozd jest kobietą po przejściach. Przeprowadza się do małego miasteczka, gdzie zaczyna pracę jako bibliotekarka.Wolny czas spędza spacerując ze swoim wyżłem weimarskim o imieniu Dante. Anna lubi spokój i ciszę, dlatego najlepiej czuje się w swoim wyremontowanym domku zwanym Dąbrową. Ten spokój zostaje zmącony podczas pewnej przechadzki po lesie, kiedy Dante w pysku przynosi swojej pani ludzki palec. Anna jest w szoku. Na policji zeznając okoliczności zdarzenia poznaje Wiktora, to on będzie zajmował się sprawą tajemniczego palca a także morderstw, które wkrótce zawładną miasteczkiem. Co najgorsze...zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach ludzie, z którymi bliski kontakt miała Anna. Ona także, wkrótce znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie...
Obawiałam się jednego, na okładce wydawca zachęca czytelnika słowami "mroczny kryminał i namiętny romans w jednym". O ile tego pierwszego się nie bałam, bo lubię mroczne zagadki i atmosferę grozy, to namiętny romans budził we mnie pewną obawę, że popsuje mi całą frajdę z czytania. Nie lubię erotycznych scen w książkach a już połączenie kryminału i erotyki zupełnie mi nie pasowało. Odetchnęłam z ulgą,uff... Agnieszka Olejnik świetnie połączyła wątek kryminalny z obyczajowym. nie znajdziemy tam niczego z typowego romansu.Owszem, jest miłość, ale powolna, przemyślana, bez przesłodzenia czy szybkiego happy endu. Na wszystko przyjdzie czas.
Najbardziej podobał mi się wątek Wiktora i Anny. Dwoje ludzi z przeszłością pragnie zbudować nowy związek i zacząć żyć razem. Wspomnienia oraz ich sekrety nie pozwalają sielankowo cieszyć się szczęściem. Żeby zacząć życie z czystą kartą trzeba pozamykać wszystkie dawne sprawy, pożegnać się z przeszłością. Życie jest tu i teraz, kiedy za często oglądamy się za siebie gubimy najważniejsze rzeczy, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi teraz. Bardzo fajnie Agnieszka Olejnik opisała proces budowy od zera nowego życia naszych bohaterów. On i ona mieli wiele na sumieniu, a jednak uparcie dążyli do bycia razem.
Zagadka kryminalna także niczego sobie,no nie zgadłam kto był mordercą.Realnie opowiedziana historia, która swe korzenie ma w przeszłości. Napięcie trzymało się każdej strony i o nudzie nie było mowy. W "Dante na topie" ciągle się coś dzieje, jak nie kolejne morderstwa to skomplikowane życie bohaterów.Nie ma miejsca na oddech, ale czy nie o to chodzi w dobrych książkach? Momentami można poczuć ciarki na plechach, by za chwilę zatracić się w miłosnych rozterkach Anny i Wiktora. Dante dodaje smaczku książce będąc wiernym przyjacielem i wybawcą z opresji. Bardzo polecam!
Po lekturze książki "Zabłądziłam" wiedziałam, że Agnieszka Olejnik potrafi pisać świetne książki. Kiedy dojrzałam w zapowiedziach wydawnictwa Literackiego "Dante na tropie" czułam, że prędko muszę sprawdzić, czy i tym razem nie zawiodę się na twórczości Olejnik. Chociaż obie książki różni bardzo wiele, to mogę z czystym sumieniem polecić zarówno autorkę jak i jej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Prześliczna okładka oraz tematyka 100% w moich klimatach sprawiły, że zaraz po premierze musiałam tą książkę kupić i przeczytać. Nie czytałam żadnej książki Julie Cohen, tym bardziej byłam ciekawa jej treści.Teraz, już po zakończeniu wprost nie mogę się doczekać kolejnej, a takowa na pewno będzie, bo informacja o kolejnej powieści była zawarta na końcu "Drogiego Maleństwa".
Claire i Ben są szczęśliwym małżeństwem, jednak od wielu lat bezskutecznie starają się o dziecko. Można rzec, że do pełni szczęścia brakuje im tylko tego. Kiedy szansa na dziecko wydaje się znikoma z niecodzienną propozycją przychodzi przyjaciółka Bena- Romily.Kobieta proponuje rolę matki zastępczej, chce urodzić przyjaciołom dziecko.Sprawa nie jest jednak taka prosta, jak by się wydawało. Komorki jajkowe Claire nie nadają się do zabiegu. w grę wchodzi nasienie Bena i jajeczko Romily. Ma to być ich dziecko, ale Romily obiecuje że odda je na wychowanie Benowi i Claire. Cała sytuacja mocno komplikuje się, gdy na jaw wychodzą uczucia jakie Romily darzy Bena. Czy odda dziecko po urodzeniu, pomimo zauroczenia w jego ojcu? Czy będzie dążyła do rozpadu małżeństwa Claire i Bena? A może przyjażń zwycięży wszystko?
Polubiłam bardzo bohaterów tej powieści.Nie umiem nawet stwierdzić komu bardziej kibicowałam, Romily czy Claire? Obie sprawiały wrażenie mega sympatycznych i obie wg mojego uznania zasługiwały na szczęście.Rozumiałam położenie ich obydwu.
Piękna książka o sile miłości i wartości przyjażni. To taka powieść, którą każda kobieta powinna przeczytać.Po jej zakończeniu zadałam sobie pytanie, czy dla przyjażni potrafiłam bym zrobić wszystko? Jeśli nie wszystko, to jak wiele?
Plus dla wydawcy za uroczą okładkę! Polecam!
P.S. Książkę przeczytałam w ciągu doby a ma prawie 500 stron!
Mój blog
http://malwinaczyta.blogspot.com/
Prześliczna okładka oraz tematyka 100% w moich klimatach sprawiły, że zaraz po premierze musiałam tą książkę kupić i przeczytać. Nie czytałam żadnej książki Julie Cohen, tym bardziej byłam ciekawa jej treści.Teraz, już po zakończeniu wprost nie mogę się doczekać kolejnej, a takowa na pewno będzie, bo informacja o kolejnej powieści była zawarta na końcu "Drogiego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Uwielbiam książki z działu kryminał/thriller. Przeczytałam ich już całkiem sporo, i chyba ciężko mnie zaskoczyć dobrym pomysłem w tym gatunku literackim. Dość sceptycznie podchodzę do nowości i debiutów, ale tym razem egzemplarz który otrzymałam przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Napiszę Wam jedno: petarda!
W Lublinie dochodzi do tajemniczych zaginięć kobiet. Jedną z nich jest Marta Wolska, żona Roberta. W skrzynce na listy znajduje się tajemnicza wiadomość i właściwie na tym trop się kończy. Podobnie dzieje się u rodzin pozostałych zaginionych. Tymczasem w mieście w dziwnych okolicznościach zostają znalezione ciała młodych kobiet, są bardzo zmasakrowane, co wskazuje na zbrodnie psychopatycznego mordercy. Zaginięciami oraz szukaniem winnego zajmuje się miejscowa policja. Komisarz Eryk Deryło prowadzi dochodzenie, ścigając się zarówno ze zwyrodnialcem, jak i z czasem. Kto wygra ten wyścig?
Nie chcę spamować, dlatego opis jest taki skromny. Nie da się szczegółowo opisać kryminału bez niepotrzebnego zdradzania elementów fabuły. Dla wielbicieli gatunku to na pewno wystarczy, by byli mocno zachęceni do przeczytania. A jest zdecydowanie warto! Max Czornyj stworzył niesamowicie wciągającą historię, która zaciekawiła mnie już od pierwszych stron.
Przede wszystkim "Grzech" jest świetnie napisany. To typowy dreszczowiec w dosłownym słowa tego znaczeniu. Wywołał u mnie ciarki na plecach i strach niemal przy każdej czytanej stronie. Dosadne, brutalne opisy morderstw i tortur, jakie były stosowane u ofiar, sprawiły, że autentycznie bałam się zasnąć wieczorem. Nie jest to książka dla wrażliwców, zdecydowanie. Ja kocham takie emocje podczas lektury. Tysiąc myśli na minutę, rozważania kto zabija, kto porywa, kto kłamie a kto mówi prawdę. To są moje klimaty, i bardzo się cieszę, że spędziłam chwile z debiutem pana Maxa.
Książkę czyta się wyjątkowo szybko, nie ma tu mowy o nudzie, czy zbędnych opisach. Akcja ciągle zaskakuje, bohaterowie nie są jednobarwni, a zagadka ciągle pozostaje nierozwiązana. Byłam pod ciągłym wrażeniem, że autor tak zwinnie manipuluje czytelnikiem i do samego końca nie pozwala zwolnić jego myślom. Jestem przekonana, że "Grzech" wybije się bardzo wysoko wśród literatury tego gatunku. Ostatni raz podobne emocje przeżywałam czytając "Behawiorystę" R. Mroza i dla mnie Max Czornyj jest idealnym pisarzem, który bez trudu odnajdzie swoich zwolenników. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że "Grzech" jest napisany na tak wysokim poziomie, jak właśnie książki Remigiusza Mroza.
Z ogromną przyjemnością sięgnę po kontynuację "Grzechu", która ukaże się na początku 2018 roku w wydawnictwie Filia. Jestem ciekawa czym tym razem autor zaskoczy swoich czytelników. Mam tylko nadzieję, że tym razem nie zostawi takiego zakończenia, bo podczas czytania "Grzechu" dwa razy wracałam do ostatnich rozdziałów, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko dobrze zrozumiałam...?
Serdecznie polecam, rewelacyjna książka, oby więcej takich!
Uwielbiam książki z działu kryminał/thriller. Przeczytałam ich już całkiem sporo, i chyba ciężko mnie zaskoczyć dobrym pomysłem w tym gatunku literackim. Dość sceptycznie podchodzę do nowości i debiutów, ale tym razem egzemplarz który otrzymałam przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Napiszę Wam jedno: petarda!
W Lublinie dochodzi do tajemniczych zaginięć kobiet. Jedną z...
2012-11-15
Ech...ksiązka jest super,super,super...
Śmiałam sie wraz z męzem w głos,teksty w niej były tak realne ze czasem zapominałam że to ttylko ksiązka.Jeremiasz extra facet- prostolinijny,zabawny.szczery...dzieki niemu nieco inaczej spojrzałam na życie faceta,jakże wiele scen z ksiązki było takich jak w moim małżeństwie...polecam każdemu tym bardziej ze jak do połowy ksiazki śamiałam się tak pod koniec płakałam wraz z Jeremiaszem :-)
Ech...ksiązka jest super,super,super...
Śmiałam sie wraz z męzem w głos,teksty w niej były tak realne ze czasem zapominałam że to ttylko ksiązka.Jeremiasz extra facet- prostolinijny,zabawny.szczery...dzieki niemu nieco inaczej spojrzałam na życie faceta,jakże wiele scen z ksiązki było takich jak w moim małżeństwie...polecam każdemu tym bardziej ze jak do połowy ksiazki...
2016-08-03
Jeden mail z Wydawnictwa Znak wystarczył, żebym poczuła się mocno zaintrygowana. Założyłam się z panią od promocji, że jeśli książka nie przypadnie mi do gustu, ona wyśle mi tabliczkę czekolady, za to, że poświęciłam swój czas na przeczytanie debiutu Magdy Stachuli, W nosie mam czekoladę, bo na półce mam książkę z gatunku który uwielbiam, z niesamowitą fabułą i zaskakującym zakończeniem. Tadam, tadam! Moi drodzy, przedstawiam Wam idealną "Idealną"!
Anita marzy o dziecku. Wraz z mężem od dłuższego czasu bezskutecznie próbują powiększyć swoją rodzinę, tracąc przy tym wszelki romantyzm i czułość. Ich małżeństwo zaczyna się sypać, mąż ucieka w pracę, a Anita chcąc zabić nudę zajmuje się podglądaniem ludzi przez kamerki miejskiego monitoringu. Ot tak sobie, patrzy na przechodniów, wsiada z nimi do tramwaju i przenosi się w inne miejsce. Szczególnie upodobała sobie Pragę i pewną linię tramwajową, gdzie jeździ niemal codziennie specyficzna para. Obserwowanie ich daje Anicie ukojenie i odskocznię od problemów w małżeństwie. Jednak jest coś, co nie daje jej spokoju. W ubraniach Anity pojawia się sukienka, której nigdy sobie nie kupiła, a w torebce znajduje się szminka w kolorze, którego Anita nie lubi. Kto się tak bezczelnie z nią bawi? Czy zaczyna tracić zmysły, czy jest ktoś, kto jej zagraża?
Thriller psychologiczny jakiego jeszcze nie czytałam. Wiem, wiem...ja ogólnie lubię ten gatunek, ale "Idealna" nie jest kolejnym dreszczowcem, jakich wiele na księgarnianych półkach. To skomplikowana i naładowana emocjami opowieść o kobiecie dążącej do bycia matką, o zdradzie, o traumie z przeszłości i nienasyconej żądzy zemsty. Fenomenalnie poprowadzona intryga, rewelacyjne przedstawienie postaci i świetne połączenie wątków. Brawo dla autorki, taki debiut zdarza się wyjątkowo rzadko i należy go promować w każdy możliwy sposób.
Dość sceptycznie podeszłam do zakładu o którym pisałam we wstępie. Teraz muszę przyznać, że to będzie jedna z najwyżej ocenionych przeze mnie książek 2016 roku. Stachula zasłużyła na najwyższą notę, bo to co się działo ze mną podczas czytania jest nie do opisania. Ja nie byłam wstanie oderwać się od pochłaniania "Idealnej", wierzcie lub nie, ale zaczęłam czytam przed 21.00 a skończyłam tuż przed 2.00 w nocy. Doprawdy nie pamiętam kiedy ostatni raz tak wciągnęła mnie jakakolwiek książka.
Nie pytajcie czy warto, pędźcie do księgarni, bo jeśli tylko lubicie thrillery to czeka Was jeden z najlepszych, jakie czytaliście. Wypieki na twarzy gwarantowane!
malwinaczyta.blogspot.com
Jeden mail z Wydawnictwa Znak wystarczył, żebym poczuła się mocno zaintrygowana. Założyłam się z panią od promocji, że jeśli książka nie przypadnie mi do gustu, ona wyśle mi tabliczkę czekolady, za to, że poświęciłam swój czas na przeczytanie debiutu Magdy Stachuli, W nosie mam czekoladę, bo na półce mam książkę z gatunku który uwielbiam, z niesamowitą fabułą i zaskakującym...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-25
Magdalena Majcher napisała bogatą, życiową opowieść o tym, co może się stać, gdy w życie małżeństwa wkradnie się rutyna. Szara codzienność, obowiązki i problemy z dziećmi sprawiają, że kochający się ludzie zaczynają dostrzegać w sobie więcej wad niż zalet. Kiedy do tego dochodzi brak zrozumienia swoich potrzeb, często do rozstania już tylko kilka kroków. Miłość należy pielęgnować, tego uczy nas Magda, autorka książki "Jeden wieczór w Paradise" oraz popularnego bloga "Przegląd czytelniczy".
Marianna właśnie zaczyna upragnione wakacje. Urlop od obowiązków nauczycielki to jest to, na co czekała od dłuższego czasu. Wreszcie będzie mogła skupić swoją uwagę na dorastającej córce Ani i na nieco mniejszym synu Mateuszu. Z mężem niestety Marianna nie ma zbyt ciepłych relacji, w ich małżeństwo wkradła się nuda a brak porozumienia i życia erotycznego tylko dolewało oliwy do ognia. Marianna czuła się niespełniona i samotna, dlatego gdy przypadkowo spotyka Konrada, swoją dawną miłość, niemal od razu wpada w sidła nowego uczucia. Dotychczas ciągle myślała o potrzebach Pawła i dzieci, czy to wreszcie dobry czas, by pomyślała o sobie?
"Jeden wieczór w Paradise" to niesamowicie wciągająca książka, którą pochłonęłam w dwa wieczory. Historia Mani intryguje od pierwszej strony. Magda umiejętnie i z wyczuciem dawkowała napięcie a nieoczekiwane zwroty akcji sprawiły, że czytałam z wypiekami na twarzy. Trudno mi uwierzyć, że debiut może być tak dopracowany i ciekawy pod wieloma względami. A jednak!
Magda pokazała, że potrafi nie tylko dużo czytać i profesjonalnie recenzować książki, ale umie też stworzyć powieść, którą niewątpliwie z zachwytem przyjmą czytelniczki lubiące realistyczne i pouczające powieści.
Bohaterowie tej książki to osoby z krwi i kości, a ich problemy są bliskie każdemu z nas.Brak uczucia i zrozumienia u partnera można w dzisiejszych czasach dostrzec niemal wszędzie. Na każdym kroku przecież spotyka się teraz osoby rozwiedzione lub żyjące w toksycznych związkach.
Jestem przekonana, że "Jeden wieczór w Paradise" poprzez trafioną tematykę poruszy niejedno kobiece serce, doda otuchy i nadziei na to, że warto wierzyć w lepsze jutro.
Ta powieść traktuje także o tym jak szybko i łatwo można wszystko stracić, wszystko co dotąd było istotne i najważniejsze. Jeden wieczór zmienił życie Marianny, sprawił, że odzyskała wiarę w siebie, ale w pewnym momencie straciła poczucie bezpieczeństwa. Czy odnajdzie w sobie siłę, by odzyskać to co straciła? Czy da się wybaczyć najgorsze?
Czytałam i czułam się zupełnie jak nie z książką, a z przyjaciółką przy dobrej kawie, wysłuchując jej zwierzeń. Magda właśnie w taki sposób napisała swoją debiutancką powieść. Stworzyła historię wyciągniętą z życia, którą odczuwa się wszystkimi zmysłami, przy której na światło dzienne wychodzą rozmaite emocje a fabuła osadza się głęboko w pamięci i sercu. Czy można wymagać czegoś więcej?
Gratuluję i czekam na kolejne, a Wam gorąco polecam!
Malwina Latko
malwinaczyta.blogspot.com
Magdalena Majcher napisała bogatą, życiową opowieść o tym, co może się stać, gdy w życie małżeństwa wkradnie się rutyna. Szara codzienność, obowiązki i problemy z dziećmi sprawiają, że kochający się ludzie zaczynają dostrzegać w sobie więcej wad niż zalet. Kiedy do tego dochodzi brak zrozumienia swoich potrzeb, często do rozstania już tylko kilka kroków. Miłość należy...
więcej mniej Pokaż mimo toDla mnie hit wsród ksiązek!!!Przeczytałam w kilka godzin i nie mogłam sie doczekac kolejnej częsci.Zadna ksiazka nie wciągnęła mnie tak bardzo jak ta.Polecam każdemu!!!!
Dla mnie hit wsród ksiązek!!!Przeczytałam w kilka godzin i nie mogłam sie doczekac kolejnej częsci.Zadna ksiazka nie wciągnęła mnie tak bardzo jak ta.Polecam każdemu!!!!
Pokaż mimo to2015-02-24
Po tym jak zauroczona byłam świetną "Macochą" wiedziałam, że pani Socha i tym razem nie zawiedzie swoich wielbicieli, ale żeby stworzyć książkę, przy której parskałam śmiechem co chwila? To się praktycznie nie zdarza!
Czułam to w kościach...jedno spojrzenie na okładkę i przepadłam na dobre, chciałam ją mieć już...szybko.Opis od razu wydał mi się zapowiedzią do dobrej zabawy z książką w ręce.
"Maminsynek" podzielony jest na dwie części. Pierwsza to historia Leandra i on jest w niej narratorem. Poznajemy świat widziany jego oczami. Leadner to duży chłopiec już po trzydziestce nadal mieszkający z mamą. Ich związek uczuciowy jest tak głęboki, że moje uczucia z mężem nie dorastają im do pięt :-) Nie sądziłam że można TAK kochać matkę i odwrotnie. A może przede wszystkim odwrotnie.
Leander jest oczkiem w głowie swojej mamy, sama go urodziła w domu na poddaszu, nie dopuszczając nawet położnej na kontrolę, chciała go zaszczepić przeciw wszystkim chorobom świata a gdy wreszcie poszedł do szkoły, by się trochę usamodzielnić, matka przez dwa tygodnie siedziała na kasztanowcu obserwując synka przez lornetkę. Spali razem do 13 roku życia (tak, dobrze przeczytaliście...trzynastego!),a kiedy siłą fizjologii musieli przestać mama nadal śpiewała Leandrowi kołysanki :-)
Nadopiekuńczość aż kipiała z każdej strony książki. Czytałam i nie wierzyłam własnym oczom do czego może być zdolna matka, kiedy otacza swoje dziecko tak napastliwą miłością. Sama jestem matką córki i syna i o zgrozo zachowuję zdrowy rozsądek. Uff...nie doczytałam ani jednej podobnej cechy między mną a matką bohatera.
Leander miał w swoim życiu kilka kobiet, ale skończyło się na niczym, zgadnijcie dlaczego? Tak, bo żadna nie odpowiadała JEGO mamie. Żadna też nie mogła zrozumieć, że zamiast randki jest ważniejszy prawie przeciekający dach (z naciskiem na słowo prawie) oraz umierający czterdziestoletni kot! To faktycznie nie mogło poczekać.Tak sobie odchodziły kolejne kandydatki na żonę aż zjawiła się Amelia i odpuścić tak szybko nie chciała...
W drugiej części poznajemy wersję Amelii. Dziewczyna z twardym charakterem i wyjątkową dawką cierpliwości postanowiła zmierzyć się z Leadnrem, a raczej jego stałym dodatkiem jakim była mamusia. Nie był to łatwy orzech do zgryzienia,czy sobie poradzi? Czy Lenader będzie skłonny założyć rodzinę i chociaż trochę się usamodzielnić? Musicie się przekonać!
Natasza Socha napisała tryskającą, ale prawdziwą historię że płakałam ze śmiechu, a jednocześnie było mi żal bohaterów. Amelii, że musi walczyć o uczucia mężczyzny którego kocha, Leandra, że nie potrafi wydorośleć i wyfrunąć spod skrzydeł. Matki też mi było żal, że nie umiała kochać nikogo poza synem. Niestety znam podobny przypadek osobiście.
Podobało mi się wszystko w tej książce, od czasów "Houston, mamy problem" Grocholi nie ubawiła mnie żadna! Dopracowana okładka, styl autorki, jej poczucie humoru sprawiły, że jest to jedna z moich ulubionych książek i na pewno najzabawniejsza!Przy fragmencie "ręce na kołdrę!" nie wytrzymałam i śmiałam się tak głośno, że mąż dziwnie się patrzył. Kto przeczyta będzie wiedział co mam na myśli.
Polecam każdemu! Nawet szwagier obiecał, że przeczyta. Po prostu musicie mieć "Maminsynka"!
Po tym jak zauroczona byłam świetną "Macochą" wiedziałam, że pani Socha i tym razem nie zawiedzie swoich wielbicieli, ale żeby stworzyć książkę, przy której parskałam śmiechem co chwila? To się praktycznie nie zdarza!
Czułam to w kościach...jedno spojrzenie na okładkę i przepadłam na dobre, chciałam ją mieć już...szybko.Opis od razu wydał mi się zapowiedzią do dobrej...
2015-10-29
Tak to już jest, że jak się dziecku coś każe i dziecko coś na siłę musi, to zazwyczaj się buntuje. Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym i wiem co piszę. Za każdym razem, gdy robimy coś co trzeba, spotykam się z buntem z ich strony i kwaśną miną. Ja wiem, wiem... tabliczka mnożenia wcale nie jest taka prosta dla 9 -latki a wkoło jest tyle przyjemniejszych zajęć niż wkuwanie na pamięć szeregu cyfr.Wydawnictwo Prószyński i S-ka wyszło na przeciw wszystkim którzy nie lubią się uczyć w standardowy sposób. Zwyczajnie równa się nudnie, prawda?
Zapewniam, że z książką "Na tabliczkę sposób nowy..." Wasze dziecko pokocha naukę tabliczki mnożenia!
Kilka słów o samej książce. To na co ja mama zwróciłam uwagę, to wygodny format. Trochę większy od szkolnego zeszytu, ale mniejszy niż A4, czyli na tyle wygodny, by książkę nosić do szkoły, zabierać na spacer a nawet usypiać z książką w ręce. To bardzo ważne, bo nic tak nie denerwuje małego człowieka jak toporna, ciężka książka, którą ledwo trzyma w małej łapce.
Po otworzeniu czekają na nas króciutkie wierszyki, które pomogą w zapamiętaniu tabliczki mnożenia w zakresie do 100. Niektóre są tak zabawne, że same wchodzą do głowy. Dodatkowo wzrok dziecka przyciągają świetne ilustracje Dariusza Wójcika, oczywiście związane z poszczególnymi wierszykami. Tak naprawdę ta książeczka to rewolucja w nauce matematyki! Byłam bardzo zaskoczona jak szybko i łatwo córka przyswajała wiedzę. Oczywiście wcześniej dobrze wiedziała, że 2x2 =4 czy 5x3=15, ale te trudniejsze, takie jak 7x9 czasem sprawiały jej trudność. Teraz, to czego nie pamiętała kojarzy z danym wierszykiem i wystarczy, że rzucę hasło, np biedronka,myszki,na zielonej łące a ona już wie jaki wynik podać.
Podsumowując, książka godna polecenia, szybko i sprawnie uczy przez zabawę. Namawiam rodziców, by kupili ją dziecku, bo to wspaniały sposób na szybkie przyswojenie wiedzy. My jesteśmy zachwycone, zostawiamy ją dla synka, który już za rok będzie z niej korzystał, oby z tak samo świetnym skutkiem!
malwinaczyta.blogspot.com
Tak to już jest, że jak się dziecku coś każe i dziecko coś na siłę musi, to zazwyczaj się buntuje. Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym i wiem co piszę. Za każdym razem, gdy robimy coś co trzeba, spotykam się z buntem z ich strony i kwaśną miną. Ja wiem, wiem... tabliczka mnożenia wcale nie jest taka prosta dla 9 -latki a wkoło jest tyle przyjemniejszych zajęć niż wkuwanie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-29
Ostatnio mam wyjątkowe szczęście do udanych debiutów literackich. Cieszy mnie fakt, że nasi autorzy rozwijają się i piszą coraz lepiej i ciekawiej. "Nie patrz w tamtą stronę" to pierwszy kryminał w dorobku Marcina Grygiera ja ja już nie mogę doczekać się jego kolejnej książki. Ta nowość, jaką wydał Prószyński i S-ka, mogę śmiało zaliczyć do ulubionych dreszczowców jakie czytałam.
W puszczy Kampinowskiej znaleziono zmasakrowane zwłoki nastolatki. Na miejsce zbrodni zostaje wezwany Roman Walter. Nadkomisarz od tej chwili musi zmierzyć się nie tylko z bestialskim mordercą, ale i demonami własnej przeszłości, które dopadną go w najmniej oczekiwanym momencie.
Walter gra w książce kluczową role, ale nie obawiajcie się, ciekawych bohaterów będzie znacznie więcej. Razem z chociażby Alicją Danysz spróbuje rozwikłać zagadkę morderstwa dziewczyny. Nadkomisarz nie jest wyidealizowany przez autora, dzięki czemu jest postacią z krwi i kości, a sekrety z jego przeszłości dają jeszcze bardziej rzeczywisty obraz jego osoby. Przyznam, że czytałam z zapartym tchem wątki poruszone w książce Grygiera.
"Czy zdarzyło ci się świadomie odwrócić wzrok od ludzkiej krzywdy? A może lubisz patrzeć?"
Nie chcę za dużo pisać, dlatego pominę szczegóły fabuły. skupię się bardziej na moich odczuciach wobec książki, bo jak się pewnie domyślacie, jestem zafascynowana jej treścią. Właściwie muszę zdradzić, że dawno nie czytałam tak świetnego kryminału, a jeśli dodać, że to debiut, to nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie pogratulować autorowi. Przede wszystkim należy pochwalić, nie tyle pomysł na fabułę, ale sposób jej przedstawienia. Niezwykle plastyczny język autora i lekki styl sprawia, że czytanie "Nie patrz w tamta stronę" jest czystą przyjemnością. Od samego początku wpadłam w wir wydarzeń, zostałam włączona w grę bohaterów, zapominając o bożym świecie.
Marcin Grygier stworzył niesamowity klimat, który można poczuć od pierwszej strony i który nie odpuszcza aż do końca. Intryga w jego kryminale jest bardzo przemyślana, a stopniowanie napięcia podnosi ciekawość czytelnika. Całość zawarta w kilkudziesięciu króciutkich rozdziałach, sprawia, że wręcz nie można odłożyć książki. Jeszcze jeden rozdział, myślałam i skończyło się na tym, że literacki debiut Grygiera pochłonęłam w kilka godzin.
Życzyłabym sobie, by było na polskim rynku więcej tak zdolnych pisarzy i tak intrygujących książek. Z całą pewnością warto sięgnąć po tę książkę, bo jestem pewna, że nie zawiedziecie się na niej.
Jeśli szukacie mocnego, wyrazistego kryminału z dobrze skonstruowaną intrygą, to pędźcie szybko do księgarni po "Nie patrz w tamtą stronę".
Ostatnio mam wyjątkowe szczęście do udanych debiutów literackich. Cieszy mnie fakt, że nasi autorzy rozwijają się i piszą coraz lepiej i ciekawiej. "Nie patrz w tamtą stronę" to pierwszy kryminał w dorobku Marcina Grygiera ja ja już nie mogę doczekać się jego kolejnej książki. Ta nowość, jaką wydał Prószyński i S-ka, mogę śmiało zaliczyć do ulubionych dreszczowców jakie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05
Kolejny kryminał, na który zwróciłam uwagę od razu, jak tylko pojawiła się jego zapowiedź. Zaintrygował mnie tytuł, okładka, no i oczywiście opis. To było moje pierwsze spotkanie z piórem pana Borkowskiego, ale dziś, kiedy jestem po lekturze "Niedobrego pasterza", wiem, że nie ostatnie.
W lesie pod Olsztynem zostają znalezione zwłoki nastolatki. Ślady na jej ciele wskazują na morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Sprawa wydaje się bardzo prosta, ponieważ okoliczny pijak niemal od razu przyznaje się do winy. Mętlik w głowach policjantów pojawia się wtedy, gdy na komisariat przybywa proboszcz okolicznej parafii. Ksiądz uparcie twierdzi, że to on jest winny i on zabił dziewczynę. Zaskoczeni śledczy proszą o pomoc psychologa Zygmunta Rozłuckiego, który zgadza się pomóc pod jednym warunkiem...jeśli pomoże mu w tym jego dawna sympatia, dziennikarka Janczewska. Jaka okaże się prawda, czy duet Rozłucki & Janczewska to dobre połączenie w jej dociekaniu? Zapraszam Was do przeczytania.
Średnio 7/10 czytanych przeze mnie książek to właśnie kryminał lub thriller. Ciężko mnie w tej kategorii literackiej zaskoczyć, a sama nie ukrywam faktu, że poprzeczkę na miano dobrego dreszczowca, stawiam naprawdę wysoko. Już od pierwszych stron "Niedobrego pasterza" wiedziałam, że książkę przeczytam z przyjemnością. Lekki styl, ciężka zbrodnia, ciekawi bohaterowie, intryga, która rozkręcała się w miarę przewracanych kartek. Zapowiadało się naprawdę super. Chociaż nie przeczytałam tej książki jakoś bardzo szybko, to muszę przyznać, że wciągnęła mnie na całego. Borkowski nie pozwolił złapać oddechu, akcja ciągle goniła do przodu a ja z wypiekami na twarzy śledziłam dalsze losy Zygmunta Rozłuckiego. Był on bohaterem dalekim od ideału, przez co wydał mi się tym bardziej realistyczny. Mogę przyznać, że polubiłam go i mocno mu kibicowałam. Stał się dla mnie bohaterem z krwi i kości, takim prawdziwym, niewyidealizowanym. Dzięki temu bardziej wczułam się w czytaną historię i zatraciłam się w niej całkowicie.
Rozwiązanie zagadki morderstwa było oczywiście zaskoczeniem, bo nie podejrzewałam, że to właśnie tak rozegra autor. Miałam jakieś tam swoje przypuszczenia, ale okazały się mylne. Natomiast to, co autor zaserwował czytelnikom na końcu książki, sprawiło, że miałam ochotę cisnąć książką o ścianę. Tak się nie robi panie Borkowski!!! Nie wolno sprawiać, że nie mogłam zasnąć po ostatnich słowach w Pana książce! Byłam wściekła, no bo jak to? Tak zakończyć? Zostawić mnie teraz tak, gdy jak przez tyle stron tak bardzo kibicowałam Rozłuckiemu? To okrutne. Mam nadzieję, że planuje Pan ciąg dalszy :-)
Pokuszę się jeszcze o stwierdzenie, że od "Behawiorysty" Mroza, zakończenie żadnej książki nie wbiło mnie w fotel i nie wywołało tylu emocji. Przemysławowi Borkowskiemu się to udało.Brawo! To bardzo, bardzo dobry tytuł z gatunku kryminałów.
Polecam z czystym sumieniem :-)
Kolejny kryminał, na który zwróciłam uwagę od razu, jak tylko pojawiła się jego zapowiedź. Zaintrygował mnie tytuł, okładka, no i oczywiście opis. To było moje pierwsze spotkanie z piórem pana Borkowskiego, ale dziś, kiedy jestem po lekturze "Niedobrego pasterza", wiem, że nie ostatnie.
W lesie pod Olsztynem zostają znalezione zwłoki nastolatki. Ślady na jej ciele wskazują...
2015-10-22
Co czuje osoba, której zaginął ktoś bliski? Nie umarł, nie wyjechał, ale zwyczajnie zapadł się pod ziemię? Nikt nie wie gdzie jest, nie ma świadków, nie ma kontaktu. Ile można żyć w tej miażdżącej niewiedzy, czekać aż stanie się cud? Wyobraźcie sobie tą rozdzierającą niepewność i nadzieję, która każe każdego dnia szukać zaginionej osoby. Wczujcie się w rozpacz i strach osób poszukujących, którzy z każdym nowym tropem łudzą się, że są bliżej poznania prawdy. A gdy ta prawda długo nie nadchodzi, muszą nauczyć się żyć i funkcjonować od nowa. Poznajcie Magdę, która wedrze się w wasze serca swoją boleśnie szczerą historią.
To miał być ostatni dzień roku, sylwester, czas,gdy większość ludzi spędza czas na balach, prywatkach czy koncertach. Magda cieszyła się na ten dzień. Razem z Bartkiem zaplanowała wyjście i właśnie szykowała się w łazience gdy zadzwonił do drzwi dzwonek. To był Kuba, szwagier Magdy. Ta pora odwiedzin nie zwiastowała niczego dobrego, Kuba przybył z informacją, że od czterech godzin bezskutecznie poszukuje Moniki, swojej żony. Niby nic wielkiego, to tylko kilka godzin a w taki dzień jak sylwester mogła zaszyć się u znajomych, ale strach był spowodowany niedawnymi przeżyciami małżonków. Monika niedawno poroniła i załamała się tym faktem. Niby było już dużo lepiej, ale dlaczego nigdzie jej nie ma? Miała czekać w domu, zostawiła torebkę, dokumenty. Nikt nie widział żeby gdzieś wychodziła. Zwyczajnie przepadła jak kamień w wodzie. Monika natychmiast zrezygnowała z imprezy i razem z Bartkiem i Kubą próbowali wpaść na jakikolwiek trop Moniki. Niestety mijał czas a po siostrze nie było śladu. Ktoś ją porwał, zabił czy może uciekła? Miała powody a może została zmuszona? Jak o tym powiedzieć rodzicom, gdzie szukać wsparcia, komu ufać? Zapewniam, że pytań podczas lektury nasuwa się cała masa.
Jaka będzie odpowiedź, nie zdradzę, ale mogę rzec jedno: musicie poznać prawdę!
Bardzo cenię sobie te powieści w których autor/autorka sprawia, że przywiązuję się do głównego bohatera. W „Ostatnim dniu roku” pani Misiołek sprawia, że całym sercem polubiłam Magdę a opowiadana przez nią historia była dla mnie jak wspomnienia najdroższej przyjaciółki.
Magda pomimo błędów, jakie popełniła wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Całkowicie pochłonęło ją szukanie siostry kosztem własnego szczęścia. Ucierpiała na tym jej psychika, związek z Bartkiem, studia i marzenia o dobrej pracy. W jej osobie widziałam taką siostrę o jakiej marzy chyba każda kobieta, lojalna, szczera, kochająca, oddana rodzinie. Cóż z tego ,że w pewnym momencie życia się pogubiła? Liczyło się to, by Monika się odnalazła a wszystkie sprawy Magdy schodziły na dalszy plan. Poświęcenie jakim wykazała się główna bohaterka jest godne naśladowania. Do samego końca, póki nie poznała prawdy o siostrze robiła wszystko by ją odnaleźć i ulżyć cierpieniu najbliższych.
Przedstawiona przez autorkę Magda to przykład świetnie wykreowanej postaci. To ona,a nie wbrew pozorom zaginiona Monika grała w książce pierwsze skrzypce. Czytelnik miał okazję zagłębić się w najmroczniejsze sekrety jej psychiki, poznać ukryte marzenia, plany, lęki i słabości.
Jestem pod ogromnym wrażeniem nie tylko kreacji bohaterki powieści, ale też sposobu opowiedzenia historii zaginionej dziewczyny. Temat niby znany w literaturze a wprowadza coś nowego i świeżego. Coś, co chce się czytać!
Wprost nie mam słów by opisać jak bardzo dużo emocji wzbudziła we mnie książka „Ostatni dzień roku”. Po spojrzeniu na okładkę spodziewałam się bardziej przesłodzonej, melodramatycznej opowieści idealnej do czytania w jesienne wieczory z kubkiem gorącej (mandarynkowej!) herbaty.
Niestety, jeżeli macie ochotę na słodką historię z równie optymistycznym zakończeniem to poszukajcie innego tytułu. Wybierając ten dostaniecie poruszającą do głębi i zapadającą w umysł obyczajówkę.
Autorka w powieści pokazała czytelnikom jak bardzo trudno jest żyć po stracie i ze świadomością, że nie wiadomo co przyniesie jutro. Dla rodziny Moniki liczyło się tylko to co się z nią stało. Te godziny, dni, tygodnie niepewności zabijały w nich resztki nadziei na to, że kiedyś wszystko wróci do normy. Miałam wrażenie, że chcieli poznać choćby najgorszą prawdę, nawet o śmierci Moniki, byle by tylko coś było wreszcie wiadomo.
Emocje jakie towarzyszyły mi podczas czytania były niesamowite: współczucie, lęk, strach ciekawość co dalej, to wszystko kłębiło się w mojej głowie podczas dwóch wieczorów spędzonych z książką z dłoni. Z pewnością skończyłabym dużo szybciej gdyby nie nawał obowiązków domowych. A z drugiej strony to wcale nie chciałam szybko jej kończyć. Było mi żal, bo zdawałam sobie sprawę, że czytam jedną z najlepszych powieści obyczajowych 2015 roku.
„Ostatni dzień roku” zostanie w mojej pamięci i sercu na długi czas. Ta wspaniała i uczuciowa książka, sprawiła, że nie mam ochoty czytać nic innego. Doprawdy nie wiem, czy jeszcze jakaś lektura w najbliższym czasie tak bardzo mnie wciągnie i tak mi się spodoba. Nie miejcie ani odrobiny wątpliwości, czy pędzić do księgarni po nową książkę Kasi Misiołek. Warto!
malwinaczyta.blogspot.com
Co czuje osoba, której zaginął ktoś bliski? Nie umarł, nie wyjechał, ale zwyczajnie zapadł się pod ziemię? Nikt nie wie gdzie jest, nie ma świadków, nie ma kontaktu. Ile można żyć w tej miażdżącej niewiedzy, czekać aż stanie się cud? Wyobraźcie sobie tą rozdzierającą niepewność i nadzieję, która każe każdego dnia szukać zaginionej osoby. Wczujcie się w rozpacz i strach osób...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-24
Książka w tak błyskawicznym tempie zyskała miano wspaniałej i poruszającej, że i jak nie mogłam się oprzeć, by ją od razu przeczytać. Pióro pani Magdaleny znałam tylko z "Opowieści niewiernej", tym bardziej byłam ciekawa czym autorka tak podbiła serca czytelniczek.
"Pierwsza na liście" to historia siły miłości i wybaczania. Jest to opowieść o kobietach, które rozłączył los z powodu mężczyzny i o zmaganiach z ciężką chorobą.Karolina chce za wszelką cenę pomóc umierającej na białaczkę matce. Patrycja zostawiła córce plik listów, jeśli stanie się z nią coś złego, córka będzie miała listę osób do których może śmiało zwrócić się o pomoc. Nie czekając na dramatyczne zdarzenia Karolina bierze sprawy w swoje ręce i postanawia odszukać pierwszą na liście- Inę. Nawiązanie kontaktu nie jest łatwe, ale udaje się Karolinie spędzić długi czas w mieszkaniu Iny wysłuchując historii sprzed lat, historii która zmieniła życie Iny i Patrycji na zawsze. Wielką przyjażń, jaka łączyła Inę i Patrycję zniszczył jeden głupi i nieodpowiedzialny krok. To, co zrobiła Patrycja to najgorsze świństwo, jakie można zrobić przyjaciółce. Lecz czy teraz w obliczu choroby Patrycji, Ina będzie umiała wybaczyć? Czy można wybaczyć zdradę najbliższej osoby?Jak odzyskać utracone zaufanie?
Grażyna jest wdową. Rejestrując się w bazie dawców szpiku, pewnie nie spodziewała się, że tak szybko komuś będzie potrzebny do życia jej szpik. Jest potencjalnym dawcą, ale strach przed pobraniem szpiku sprawia, że zaczyna się wahać. Postanawia odwiedzić hospicjum, miejsce, które na zawsze już odmieni jej sposób myślenia i postrzegania świata.
Wszystkie bohaterki książki są tak realne, że czytając trudno uwierzyć, że to kartki papieru a nie życie obok nas. Wszystkie problemy, rozterki, sytuacje są z życia wzięte. Walka o utracone uczucia, o czyjeś życie, to tylko część tego, co zaserwowała nam w powieści autorka.
Wzruszenie, zaskoczenie i chęć pomagania innym towarzyszyło mi niemal od początku lektury.
Magdalena Witkiewicz stworzyła piękną historię, która daje nadzieję na to, że będzie lepiej. Wiara w ludzi potrafi czynić cuda, nie wolno nam jej tracić. Nasze bohaterki nie zwątpiły, do końca każda z nich walczyła o swoje i otrzymała nagrodę. Karola o miłość i zdrowie matki, partycja o wygraną z białaczką i przebaczenie Iny, Ina o miłość rodziców i poczucie bezpieczeństwa.
"Pierwsza na liście" pokazuje nam, jak ważne jest pomaganie drugiemu człowiekowi. nie jesteśmy samowystarczalni, Życie weryfikuje taki sposób myślenia, m.in. poprzez choroby czy tragedie jakie nas dotykają. Potrzebujemy drugiej osoby i nie bójmy się o ta pomoc prosić. Ale też nie bądżmy obojętni na cierpienie,Czynienie dobra względem drugiego jest najpiękniejszym gestem jaki możemy zrobić. Czasem tak mało potrzeba, by uratować komuś życie, czy chociaż zobaczyć na jego twarzy uśmiech. nie bójmy się pomagać, takie przesłanie ma ta powieść, którą zaliczam do ulubionych.
Książka w tak błyskawicznym tempie zyskała miano wspaniałej i poruszającej, że i jak nie mogłam się oprzeć, by ją od razu przeczytać. Pióro pani Magdaleny znałam tylko z "Opowieści niewiernej", tym bardziej byłam ciekawa czym autorka tak podbiła serca czytelniczek.
"Pierwsza na liście" to historia siły miłości i wybaczania. Jest to opowieść o kobietach, które rozłączył los...
2015-09-26
"...oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci..."- te słowa padają podczas przysięgi małżeńskiej.Z reguły nie myślimy wtedy co tak naprawdę znaczą i co będzie gdy jednego z nas zabraknie..Jesteśmy młodzi, piękni, całe życie stoi przed nami otworem a my mamy tyle planów, marzeń, wspólne cele i kredyt na głowie. Rodzina i przyjaciele składają nam życzenia zdrowia i wielu lat w szczęściu. Któż z nas wtedy myśli, że może nie być nam pisane doczekać pierwszej rocznicy ślubu? Los jest na tyle nieprzewidywalny i lubi drwić sobie z ludzkich planów, że rozdziela ludzi w najmniej odpowiednim momencie ich wspólnej wędrówki. Ba! Czy jest odpowiedni moment by pożegnać na zawsze ukochaną osobę? To najtrudniejsze i najbardziej bolesne życiowe doświadczenie spotkało Polę-bohaterkę najnowszej powieści Magdaleny Witkiewicz.
Czekałam z utęsknieniem na egzemplarz i napiszę tyle: było warto! "Pierwsza na liście" była bardzo dobrą powieścią, ale to "Po prostu bądź" podbiła moje czytelnicze serce na maksa! Jeśli ktoś z Was ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy sięgnąć po tę jesienną nowość wydawnictwa Filia to mam nadzieję, że moja recenzja je natychmiast rozwieje.
Paulina, nazywana przez przyjaciół Polą, to dziewczyna ze wsi. Pomimo swojego miejsca zamieszkania nie chce zostać na gospodarstwie, tak jak wymarzyli sobie to jej rodzice.Pola chce studiować a za mąż wyjsć z miłości, nie za kandydata, którego wstępnie wybrał jej ojciec. Paulina nie chce także powielać losu swojej starszej siostry, która życie spędza z gromadką dzieci i mężem alkoholikiem. Ona chce się uczyć, pracować, być niezależna i po swojemu szczęśliwa. Studia na które się dostała są kością niezgody pomiędzy nią a rodzicami. Oni nigdy nie zrozumieli, że można chcieć gdzie indziej mieszkać, niż na wsi.
Pola na studiach zakochuje się w swoim wykładowcy. Zakazana miłość jest odwzajemniona i wkrótce wybucha z ogromną siłą. Paulina i Aleksander nie widzą poza sobą świata, do momentu, aż życie okrutnie zweryfikuje wszystkie ich dotychczasowe plany. Na szczęście na wyciągnięcię ręki jest Łukasz- wieloletni przyjaciel Aleksandra. To on będzie podporą dla Poli w najtrudniejszym okresie jej życia, on też zaproponuje jej pewien układ. Umowę, która zmieni ich życie na zawsze.
Autorka każdy rozdział rozpoczynała fragmentami znanych piosenek, których słowa idealnie wpasowały się w fabułę. Stanowiło to doskonałą esencję rozpoczynającego się rozdziału i miało na celu wprowadzenie czytelnika w odpowiedni nastrój. Ten "chwyt" udał się Magdzie Witkiewicz, byłam zaskoczona trafnym doborem utworów do treści książki a w głowie nuciłam znane mi piosenki, które umieściła autorka.
Każda strona powieści wywoływała we mnie ogrom emocji, od radości po współczucie, lęk, rozpacz, żal, tęsknotę. "Po prostu bądź" jest doskonałym przykładem książki- pożeracza czasu. Nie mogłam jej odłożyć i skupić się na obowiązkach domowych. Jej bohaterowie tak pochłonęli mnie swą historią, że nie mogłam myśleć o niczym innym. Wciąż czekałam na dalszy ciąg tej cudownej, wzruszającej opowieści.
Dawno już żadna powieść nie poruszyła mnie aż tak bardzo. Losy Pauliny przeżywałam na równi z nią, współczułam jej i kibicowałam, by wyszła na "prostą". Łukasza też polubiłam i doskonale go rozumiałam. Oboje byli tak prawdziwi, że ciężko było ocenić ich inaczej. Podczas czytania byłam tak blisko bohaterów, że momentami miałam wrażenie iż faktycznie uczestniczę w ich życiu.
Witkiewicz stworzyła powieść wiarygodną, bolesną i szczerą, opowiadającą o prawdziwych ludzkich dramatach, bez słodzenia i upiększania na siłę. Nie sposób opisać tych wszystkich emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury. Książka zwyczajnie na kilka godzin zawładnęła moim sercem i moimi myślami, ale jeśli sądzicie, że skończyło się to tuż po przeczytaniu ostatniej strony to nic bardziej mylnego. Historia stworzona przez Magdę Witkiewicz zostanie w moim sercu już na zawsze. Życzę sobie więcej takich książek, które po przeczytaniu zostawiają po sobie ślad, do których chce się wracać i przeżywać to wszystko kolejny raz, od nowa.
Autorka ma niebywałą lekkość słowa podczas opisywania naprawdę trudnych i skomplikowanych losów swoich bohaterów. Przez to jest lubianą i wysoko ocenianą polską autorką a jej powieści czytelniczki kupują w ciemno. Jej książki stają się bestsellerami, na które czekają fanki literatury obyczajowej. Czyta się je lekko, szybko, ale zawierają ogromne przesłania, tak potrzebne nam, kobietom.
"Po prostu bądź" to nie jest zwykła historia miłosna, to przepiękna lekcja życia, która wciągnie Was do samego końca!Szkoda tylko, że tak szybko się kończy.Chciałabym jeszcze i jeszcze (naprawdę nie dało się napisać dwa razy dłuższej?). To chyba najlepsza rekomendacja, prawda?
malwinaczyta.blogspot.com
"...oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci..."- te słowa padają podczas przysięgi małżeńskiej.Z reguły nie myślimy wtedy co tak naprawdę znaczą i co będzie gdy jednego z nas zabraknie..Jesteśmy młodzi, piękni, całe życie stoi przed nami otworem a my mamy tyle planów, marzeń, wspólne cele i kredyt na głowie. Rodzina i przyjaciele składają nam życzenia zdrowia i wielu lat w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nowa powieść Agnieszki Olejnik to było moje jesienne "Must have". Za każdym razem gdy biorę w ręce książki autorki mam wrażenie, że są coraz lepsze i coraz bardziej dopracowane. "Zabłądziłam" była bardzo fajna, potem świetny "Dante na tropie", ukochana "Dziewczyna z porcelany" a teraz ta nowość. Olejnik nabiera wprawy i pisze coraz lepsze powieści! Autorka jest w szczytowej formie i czego można chcieć więcej? Chyba tylko tego, by pisała dalej, bo właśnie na takie powieści z utęsknieniem czekam.
Pola Gajda jest słynną aktorką i celebrytką. Wydaje się, że nie brakuje jej dosłownie niczego.Ma mieszkanie w centrum Warszawy, ukochanego przy boku i wiedzie dostatnie życie. Jej jedynym problemem jest to, czy buty i torebka pasują do stroju. Pewnego dnia Pola znajduje w Internecie zdjęcie swojego faceta z inną kobietą. Życie jak z bajki legnie w gruzach a kariera Poli wydaje się teraz mało ważnym epizodem. Cały świat zawalił się jej na głowę i tylko ucieczka od demonów przeszłości może uratowac dziewczynę. Przed Polą dluga i trudna droga do wyjścia na prostą. W jej życiu nieoczekiwanie pojawia się nielubiany paparazzo, ten który zrobił feralne zdjęcie jej ukochanemu i przez którego wszystko się zaczęło. Tylko czy napewno to Konrad zawinił? A może pomógł Poli otworzyć oczy i dostrzec, to co jest naprawdę w życiu istotne? A potem...a potem przyszła wiosna.
Pola i Konrad trochę przypominali mi bohaterów "Dziewczyny z porcelany", oboje po przejściach, próbowali na nowo jakoś wszystko sobie poukładać. Podobnie jak w poprzedniej powieści bardzo zżyłam się z nimi. Pola to dziewczyna, która za skorupą gwiazdy skrywała swoją zlęknioną i pełną goryczy Kasię. Kiedyś była Kasią, tą co wiele przeszła i koniecznie chciała zapomnieć, teraz była sławną Polą- aktorką rozchwytywaną przez media. Blask fleszy pozwolił jej na chwilę zapomnieć o tamtych złych zdarzeniach, oderwać się od rzeczywistości i uwierzyć, że można żyć normalnie. W momencie gdy zdradził ją Grzegorz wróciły wszystkie wspomnienia. Dla Poli był to punkt zapalny, załamana, nie chciała dłużej żyć, bo zwyczajnie nie miała dla kogo.
Konrad był chyba moim ulubieńcem w tej powieści. Wścibski paparazzo jednak miał serce i potrafił myśleć! Jego przemianę możemy stopniowo odkrywać na kartkach powieści. Z bezdusznego fotoreportera stał się mężczyzną, któremu warto zaufać. Jego pomoc okazała się dla Poli światełkiem w tunelu, a może czymś więcej?
Agnieszka Olejnik stworzyła przepiękną powieść o świecie show-biznesu, o skutkach życia na szczycie i o tym, że nadzieja umiera ostatnia. Bohaterowie książki to postacie z krwi i kości a cała fabuła jakby wyjęta z życia. Znów czułam się bardzo blisko związana z Polą i Konradem a ich problemy przeżywałam całą sobą. Emocje jakie towarzyszyły mi podczas czytania to przede wszystkim ciekawość, smutek, współczucie i nadzieja, że jakoś przecież to musi się ułożyć. "A potem przyszła wiosna" zachwyciła mnie lekkością słowa a jednocześnie tak życiową i przejmującą historią.
Autorka postawiła na powieść, która ma za zadanie przekazać czytelnikowi prawdę o życiu, o jego wartościach, radościach i smutkach. Niezależnie od tego co stało się kiedyś, czym naznaczyła nas przeszłość życie toczy się dalej, trzeba iść ciągle do przodu.Zawsze przecież jest nadzieja, że znów zaświeci słońce, po zimie przyjdzie wiosna a po burzy - spokój.
Jestem zachwycona tą nowością wydawnictwa Czwarta Strona. Kolejny raz nie zawiodłam się czytając twórczość Agnieszki Olejnik. To kolejna perełka literacka tej jesieni, koniecznie ją przeczytajcie.Czyta się bardzo szybko, bo historia napisana przez autorkę przyciąga czytelnika jak magnes. Co się zresztą dziwić, tak mądra i życiowa książka musi znaleźć swoich zwolenników. W moim sercu dla książek Olejnik jest wyjątkowe miejsce.
malwinaczyta.blogspot.com
Nowa powieść Agnieszki Olejnik to było moje jesienne "Must have". Za każdym razem gdy biorę w ręce książki autorki mam wrażenie, że są coraz lepsze i coraz bardziej dopracowane. "Zabłądziłam" była bardzo fajna, potem świetny "Dante na tropie", ukochana "Dziewczyna z porcelany" a teraz ta nowość. Olejnik nabiera wprawy i pisze coraz lepsze powieści! Autorka jest w szczytowej...
więcej Pokaż mimo to