-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1140
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać366
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński21
Biblioteczka
2024-05-20
2024-05-22
2024-05-24
2024-04-14
2024-02-02
2023-09-29
2023-08-31
Podchodziłem do tej książki ze sporą rezerwą. Nie mam dobrych wrażeń z czytania starych polskich powieści. Słyszałem jednak wiele, więc postanowiłem dać szansę.
Przede wszystkim, opisy sugerują powieść łotrzykowską, lub coś w kształt kryminału. I to teoretycznie tu jest, ale jak dla mnie w zbyt okrojonym formacie. Książka jest gawędą szlachecką. Oczywiście są w niej fragmenty łotrzykowskie i kryminalne, ale oprócz tego mamy pełno wierzeń i legend hiszpańskich, muzułmańskich i żydowskich. Pojawiają się duchy, diabły, przeklęci i opętani, zdarzają się nawet czary.
Konstrukcja powieści nie zachęca do jej czytania. Na wikipedii jest fajny graf, pokazujący, kto opowiada którą historię. Ilość zagłębień jest tak duża, że nawet bohaterowie się w niej gubią i wypominają to opowiadającemu (ja tu widzę pierwsze próby łamania czwartej ściany). I z racji tej szkatułkowości ośmielam się powiedzieć, że bliżej temu do zbioru opowiadań, niż do spójnej powieści. Oczywiście, na sam koniec wszystko się splata i ląduje w zamku Gomelezów, ale po drodze odbiega tak daleko, że świat zdaje się mały.
Jedne historie są ciekawsze, inne mniej, jedne prostsze, inne tak zawiłe, że gubiłem się w ilości bohaterów i nazwisk. Zdecydowana większość mnie wciągnęła. I zdecydowana większość była znacznie pikantniejsza, niż spodziewałbym się po dziewiętnastowiecznej powieści.
Bohaterowie są mierni. Alphonso charakteryzuje się niezachwianą wiarą i honorem, oprócz tego niewiele można o nim powiedzieć. Herszt cyganów widział wiele, ale w sumie to jest zwyczajnym gawędziarzem, trudno określi, co się faktycznie wydarzyło w jego życiu, a co zmyślił (co również zaznaczają bohaterowie). Kabalista jest irytujący w swoim wszystkowiedzącym podejściu do tematu, ale generalnie wypada dobrze. Rebeka jest zdecydowanie najciekawsza i ponowie Potocki zaskakuje inteligentną postacią kobiecą. Velasquez jest również ciekawy. Jego wywody filozoficzne są naprawdę intrygujące i trafne, ma spore pojęcie o matematyce i nauce, a jego roztrzepanie przywołuje uśmiech na usta.
Ciężko mi to jednoznacznie polecić. Jest to pozycja wymagająca, dość ciekawa, ale uważam, że wielu może odstraszyć albo znudzić. Daję 7, chociaż jest to słabe 7.
Podchodziłem do tej książki ze sporą rezerwą. Nie mam dobrych wrażeń z czytania starych polskich powieści. Słyszałem jednak wiele, więc postanowiłem dać szansę.
Przede wszystkim, opisy sugerują powieść łotrzykowską, lub coś w kształt kryminału. I to teoretycznie tu jest, ale jak dla mnie w zbyt okrojonym formacie. Książka jest gawędą szlachecką. Oczywiście są w niej...
2023-08-27
Już na starcie mogę zaznaczyć, że zbiór prezentuje się znacznie lepiej niż zeszłoroczny. Przede wszystkim wątek tytułowy, czyli marzenia i pragnienia są eksploatowane w każdej historii. I ogólny poziom prac mam wrażenie również jest wyższy. A teraz po kolei.
Lubiłem. Ja na Małeckiego jestem za głupi. Nie zrozumiałem tego opowiadania, chociaż całkiem podobała mi się forma (ponownie). Nie będę oceniał, bo wyjdę na ignoranta.
Czego dusza zapragnie. Osobiście sagi rodu Koźlaczków nie czytałem i z takiego punktu się wypowiadam. To działa. Zaskakująco dobrze, nie wymaga zrozumienia skomplikowanych relacji. Jest dziewczyna, jest chłopak, on jest magiem roślin. Starczy. Cała reszta jest wyjaśniona po drodze. I pomysł fajny i wykonanie dobre. Chochliki u mnie zawsze z plusem.
Śnieg na plaży. Magda Świerczek Gryboś zaciąga rękawy i próbuje wyjaśnić problem neuroróżnorodności. I robi to bardzo dobrze. Opowiadanie, choć jest zwykłą-niezwykłą obyczajówką, i tak mnie wciągnęło. Kupuję charakter bohaterki, jej fatalną relację z matką i całkiem dobrą z córką, kupuje zachowania dzieciaków w szkole, kupuję w całości baśń, którą pisze bohaterka. Warto przeczytać i spojrzeć na niektórych z innej, szerszej i bardziej przyjaznej perspektywy. (W ogóle czytając to opowiadanie, myślałem, że jest tej samej autorki co Martwe Imiona z poprzedniego zbioru. Nie jest. Ale wpisuje się w podobny temat uświadamiania społeczeństwa o aktualnych problemach. Gratulacje dla pani, pani Magdo).
Mariusz... O boy, co tam się wydarzyło. Bosko. I zakończenie jest takim ciosem prosto w serce, że głowa mała. Podoba mi się zarówno specyficzny język, który daje nam Jacek Łukawski jak i nietypowe podeście do śledztwa. I cały absurd sytuacji - urzędnik,który nadział się na własne (zgubione) nożyczki. Super.
Dzień, w którym odeszło lato. Kubasiewicz nie zawodzi. Ponownie (jak w przypadku Jadowskiej) dostajemy już ugruntowany świat. I ponownie nie mam z tym problemu, bo wszystko zostaje ładnie i spójnie wyjaśnione. Klątwa zatrzymanego czasu jest bardzo ciekawa, szczególnie aspekt mierzenia się z jej konsekwencjami przez osoby trzecie. Poszukiwanie przestępcy też jest ciekawie napisane. Jedynie, jak dla mnie, zakończenie przychodzi trochę zbyt szybko. Ale trudno, wszystko, co dobre musi się skończyć.
Popiół i formalina. O Necrovecie wiem od taty. To jest na pewno to samo uniwersum. Opowiadanie jak dla mnie nie ma treści. Bohaterka najpierw operuje królika (bardzo szczegółowy opis), potem mierzy się w upierdliwą szefową, a na końcu próbuje zmierzyć się z uprzedzeniami klientów, gdy zasiada w gabinecie. Finałowa akcja nawet niezła. Ale generalnie krucho.
Potworne szczęście. Przemek Corso sprzedaje nam świat brudny, brutalny, pełen dziwek, używek i kłamstw. Jego "czysty policjant" (to z braku lepszego słowa, bo on stróżem prawa jest, ale z policją to nie ma wiele wspólnego) jest całkowitym mrokiem. Opowiadanie ogólnie ok, ale nie chciałbym do niego wracać. Nie moje klimaty.
Odmieniec. Gajek uderza mocno. Znowu w podobne tony jak w poprzednim zbiorze. Wilkołaki, młodzi chłopacy uciekający z domu, dziewczyna będąca jedyną dziedziczką ojcowskiej schedy, zamknięte umysły chłopstwa na wczesnośredniowiecznej zaściankowej polskiej wsi (dużo inteligentny słów tu wyszło). Greg ewidentnie czuje ten klimat i (unpopular opinion) stylizację staropolską robi dużo lepiej niż Sienkiewicz. Jego opowiadanie jest z kategorii tych wolniejszych, nie aż tak porywających, ale mimo to czuję się wciągnięty w te klimaty gasnącego pogaństwa i rodzącej się państwowości. Polecam.
Osobliwy przypadek... Boleśnie prawdziwe opowiadanie. Tomasz Żak obserwuje rzeczywistość i pisze, co widzi. Nie potrafię inaczej tego opisać. Wystarczy otworzyć pierwszą lepszą stronę internetową. Gnębienie dzieci w szkole? Jest. Zbiórka na horom curkem? Jest. (tu córka jest faktycznie chora, tylko matka jest dziwką i suką [cytuję]). Młoda piosenkarka świętująca tryumfy? Jest (a zielone włosy to tylko dodatek). Hejt na każdy temat? Jeszcze trzeba pytać? Bolesne. Prawdziwe. Smutne. Rzeczywiste. Uczmy się być lepsi. I nie wpajajmy dzieciom, że są lepsze od wszystkich. Bo wyrośnie nam pokolenie Anien Nowak.
Zagraniczna. "Granice bywają podstępne". Opowiadanie urzekło mnie na poziomie tym czysto wierzchnim, jako wspomnienia starowinki, która przeżyła więcej, niż człowiek powinien przez całe życie. Trafia do mnie też jako coś głębszego, jako obraz bezsensu granic, sztucznego niezrozumienia i nienawiści, bo po germańsku szwarga. To czy nazwę miejscowości piszę się jednym czy drugim alfabetem nie powinno mieć znaczenia. Ale staje się narzędziem do dzielenia ludzi na naszych i nienaszych. A najbardziej boli mnie jedno zdanie. "Bóg tak chciał". Nie chciał. Nie wycierajmy sobie nim gęby.
A wasza nagroda... Ugh, Ćwiek jak zwykle szaleje. I jak zwykle przekracza wiele granic, w tym dobrego smaku. Opowiadanie jest zabawne, nie mogę mu tego ująć. Ale pozostawia po sobie pewien niesmak.
Psi urok. Chmara policjantów, dwa trupy, jeden pogrzeb, jeden zagubiony zegarek i metoda na głodnego spaniela. Milenka Wójtowicz, proszę państwa. Fajne opowiadanie. Miałem lekki problem, żeby połapać się, który z policjantów jest którym, ale w ogólnym rozrachunku nie ma to znaczenia. Śledztwo jest bardzo małomiasteczkowe i przez to jeszcze zabawniejsze.
Ostatni pocałunek... Wow, ponownie trafiło mnie w serce. Trochę nie podobał mi się styl narracyjny (dwa razy pierwsza osoba i raz trzecia), ale poza tym jest pięknie. Ujmująco. Przejmująco. Przekonująco. Boleśnie. Prawdziwie.
Babski wieczór. I na koniec pełen żartów i zabawy wkracza Mortka. To nadawałoby się na niezły skecz. Szczególnie pijana w sztok kapłanka, która pije, żeby mieć co odpokutować. A, i chcę więcej historii o Sarze. Bo jest cudownie inteligentna i tajemnicza. A księżna i jej siostrzenica cudownie rozładowują napięcie.
Polecam. Naprawdę jest to bardzo składny zbiór, jeden z lepszych, jakie ostatnio czytałem. No i cel godny.
Już na starcie mogę zaznaczyć, że zbiór prezentuje się znacznie lepiej niż zeszłoroczny. Przede wszystkim wątek tytułowy, czyli marzenia i pragnienia są eksploatowane w każdej historii. I ogólny poziom prac mam wrażenie również jest wyższy. A teraz po kolei.
Lubiłem. Ja na Małeckiego jestem za głupi. Nie zrozumiałem tego opowiadania, chociaż całkiem podobała mi się forma...
2023-04-26
Ta książka czekała na mojej półce naprawdę bardzo długo. A przyniosła mi więcej frajdy niż niejedna inna, którą miałem okazję przeczytać w ostatnich miesiącach.
Nie będę się za bardzo rozpisywał co do fabuły. Jest to zbiór opowiadań, zawierający cztery historie kryminalne powiązane głównie postaciami głównych detektywów. W pewnym sensie jest to próba przeniesienia motywów z Sherlocka Holmesa do świata wypełnionego magią i fantastycznymi istotami. Siłą rzeczy same zabójstwa stają się bardziej magiczne, ale to jedynie dodaje im tajemniczości.
Opowiadania pierwsze drugie i czwarte są bardzo dobre i świetnie się je czyta. Narracja jest prowadzona sprawnie, opisy świata są ponuro-baśniowe, zabójstwa ciekawe, dochodzenie ładnie wyjaśnione. Problemem jest natomiast opowiadanie numer 3.
Autor z nieznanej mi przyczyny postanowił tu zmienić sposób narracji. Staje się pierwszo-osobowa, pisana z perspektywy Oda i jego siostry Różyczki. I o tyle, o ile część autorstwa detektywa jest znośna, choć bardzo sucha i racjonalna, to Różyczka prezentuje całkowite przeciwieństwo. Chaos bije z każdego zdania, emocje tłumią fakty. I bardzo dobrze oddaje to charakter bohaterki, ale jest fatalne w odbiorze. Dodatkowo specyfika opowiadania spowodowała, że dopiero pod sam koniec zorientowałem się, która z bohaterek faktycznie jest narratorką.
Głównych bohaterów jest tu trzech. Odo Peterkin, niziołek, detektyw pogardzany przez otoczenie z rasistowskich pobudek (zawsze lubię, jak w fantastykę wplata się wątki społeczne). Jest on Sherlockiem tej historii. Bardzo dokładnie analizuje fakty, kojarzy więcej niż inni. Ale zdarza mu się popełniać błędy, które później ciągną za sobą różnorakie konsekwencje. Tuur Brokk jest krasnoludzkim policjantem. Ciężko mi powiedzieć, czy to on jest Watsonem, bo Odo nie traktuje go z wyższością. To raczej Brokk jest cały czas pod wrażeniem zdolności Peterkina i szanuje go za nie. Krasnolud jest gwałtowny, szybki do bójki, jest dobrym policjantem i detektywem, ale często ma więcej szczęścia niż rozumu.
Wieńczącą głównych bohaterów postacią jest pan Cahoun, elf. Jest to postać bardzo irytująca i intrygująca, ciekawie napisana, nigdy niepokazująca wszystkich swoich kart. I nie mogę powiedzieć więcej, bo zepsułbym zabawę z poznawaniem krok po kroczku jego osoby.
Świat, który odsłania przed nami autor jest niesamowicie bogaty i ciekawy. Silnie siedzi na steam-punkowych korzeniach, jednocześnie wychodząc daleko w typowe fantasy, pełne (albo tylko w połowie wypełnione) magii, z orkami, elfami i krasnoludami biegającymi po ulicach między ludźmi. Daje to ciekawą kombinację, która aż prosi się o kolejne historie. Z chęcią poznałbym inne miasta, tajemnice Pojezierza i niziołków, nieumarłych agentów ościennych państw i wszystkie inne zagadki, które autor pozostawia w sferze niedopowiedzeń.
Dodatkowo wielkim plusem jest dla mnie zastosowanie bardzo specyficznego języka, z pogranicza gwary śląskiej, podhalańskiej i wielkopolskiej, z wmieszanymi niemieckobrzmiącymi słówkami i całą masą wtrętów gwarowych, które od razu odróżniają Tuur, prostego zabijakę, od wykształconego Peterkina czy innych mieszkańców Ganeby.
Bardzo dobra książka. Polecam każdemu, zarówno fanom kryminału jak i fantastyki. I mam gorącą nadzieję, że pan Gajek postanowi wrócić do swojego świata i ożywić go na kartach nowych historii.
Ta książka czekała na mojej półce naprawdę bardzo długo. A przyniosła mi więcej frajdy niż niejedna inna, którą miałem okazję przeczytać w ostatnich miesiącach.
Nie będę się za bardzo rozpisywał co do fabuły. Jest to zbiór opowiadań, zawierający cztery historie kryminalne powiązane głównie postaciami głównych detektywów. W pewnym sensie jest to próba przeniesienia motywów z...
2023-04-12
Zawsze podchodzę do książek, szczególnie starszych i popularnie uznawany za klasyczne z bardzo szeroko otwartym umysłem. Rozumiem, że sposób pisania zmienił się przez lata, że to, co zachwycało w latach pięćdziesiątych, teraz może wydać się przestarzałe. Ale tu z ciężkim sercem muszę przyznać: te opowiadania są zwyczajnie nudne.
Otwierające zbiór opowiadanie "Śmierć w lesie" jest opisem biedy i cierpienia, oraz kobiety umierającej w lesie z wyczerpania i głodu. Rozumiem, że pokazuje to sposób życia jakiejś części społeczeństwa w tamtych czasach, ale samo w sobie nie zachwyca. Narracja jest prowadzona sztywno i powolnie, opisy są mdłe. Reakcje tłumu na śmierć kobiety są moim zdaniem dość nienaturalne, ale może to wynikać z mojego, współczesnego podejścia do tematu i osłuchania ze śmiercią, o której codziennie słychać w wiadomościach.
Sprawa Pawełka jest całkowicie nierealna i pokazuje oderwanie od rzeczywistości młodego chłopaka (który chyba ma dziesięć lat, ale dokładnie nie jest to nigdzie powiedziane). Jego miłość do muzyki jest oddana bardzo dobrze, podobnie jak brak zrozumienia i pogarda społeczeństwa. Co jednak nie pasuje, to fakt, że w bardzo realistycznym opowiadaniu mamy chłopca, który ucieka z domu, mieszka w hotelu i zachowuje się jak wielki pan. Jest to irytujące i burzy opowiadanie.
Wychowanie płciowe jest pierwszym dobrym opowiadaniem. Byłem zaskoczony, że już wtedy poruszano tematy, które do dziś wielu uznaje za tabu (gwałt, zakochanie w dużo starszej osobie, seksualność i tak dalej). Autorka bardzo starannie i w ciekawy sposób buduje narrację wokół opowieści doświadczonej kobiety, która przekazuje swoją mądrość młodszej wychowance. Bardzo podobało mi się, jak jej opowieść ewoluuje wraz z płynącym czasem, jak decyduje się ujawnienie coraz większej liczby szczegółów.
"Kto daje" jest opowiadaniem lekkim, zabawnym, ciekawym i pomysłowym. Pisane dość ciężko, bo jako potokosłów głównej bohaterki, siedzącej nad brydżowym stołem. Ale przez cały czas nie mogłem wyjść z podziwu dla jej głupoty i niewinności, oraz pięknego sposobu, w jaki autor pokazuje historię pozostałych bohaterów, nic nie mówiąc wprost.
Młody Axelbrod jest o starcu, który postanawia pójść na uniwersytet i zacząć studiować. Oraz o tym, jak źle zostaje przyjęty przez społeczność uczniowską. Opowiadanie straciło ważność, studiuję, więc mogę to potwierdzić. Zdarzają się, szczególnie na otwartych wykładach, starsze osoby i nikt nie robi z tego wielkiego halo. Czyta się w miarę lekko, ale nie pozostaje po tym głębsza refleksja.
Blondyna jest o alkoholiczce utrzymance. I w sumie nie wiem, czy o czymś jeszcze. Bohaterka głównie pije, spotyka się co stronę z innym facetem, tęskni do tego jedynego, z którym było jej dobrze i płacze. Tyle.
"On" też nie wiem, o czym opowiada. Chyba o matce wychowującej niepełnosprawnego umysłowo chłopca. A może o jej własnej chorobie psychicznej i urojeniach, że ma jakieś dziecko, które boi się pokazać światu?
"Odwiedziny w Babilonie" nie mają absolutnie nic wspólnego z tytułem. Nie mniej, jest to opowiadanie dobre. Historia jest prosta, o ojcu, który wraca do siostry zmarłej żony, by prosić ją o możliwość opieki nad własną córką, dla której rzeczona siostra była matką zastępczą. I o wspomnieniach tego ojca dotyczących świata z przeszłości, gdy razem z żoną i przyjaciółmi szlajał się po Paryżu i głównie pił. Wspomnienia są dość mgliste, wiele jest tu niedopowiedzeń i przemilczeń, ale jako jedno z niewielu opowiadanie zachowuje świeżość, bo wciąż można utożsamić się z ojcem, który próbuje odzyskać prawa rodzicielskie.
"Słońce zachodzi" jest napisane dobrze, ale pozbawione sensu. Opowiada o irracjonalnym strachu czarnej służącej przed jej byłym współpracownikiem. I jest prezentowane z punktu widzenia dzieci, które absolutnie nic nie rozumieją.
Śniegi Kilimandżaro to ewidentnie historia inspirowana autobiografią Hemingwaya. Wielki autor, umierający na gangrenę, rozpatruje, jak sam zniszczył swój talent, osiadając na laurach i zaprzepaszczając szansę, by powiedzieć więcej. Ciekawe, choć ciężkie, jak wiele innych prac Hemingwaya. Bohaterowie są dobrze zarysowani a ich motywacje jasno zrozumiałe.
"Klęknij..." pokazuje życie na plantacji, potęgę właścicieli, strach podwładnych, okrucieństwo, nienawiść i pogardę wobec czarnych. Bardzo dobra historia, skupiająca się na irracjonalnych podziałach rasowych, na "solidarności białych". Bohater rozpamiętuje swój brak odwagi, to, że nie potrafi powiedzieć swojemu pracodawcy, jak złe ma warunki życia. Bardzo aktualne nawet w dzisiejszych czasach, łącznie ze wszystkimi rasistowskimi wątkami, które na nowo ożywają w naszym społeczeństwie.
"Popołudnie w dżungli". Chłopiec łowi monety, które wpadły do studzienki kanalizacyjnej i bije się z bezdomnym. Wyciągnijcie z tego co chcecie, ja nie wyciągnąłem nic.
Na koniec to, co najlepsze, czyli Truman Capote. "Dzieci w dniu urodzin" są zabawne, lekkie, ciekawe. Ale głównie zabawne, jest to zasadniczo zbiór pewnego rodzaju gagów, które nadawałyby się na skecz kabaretowy. Do małego miasteczka przyjeżdża bardzo pretensjonalna dziewczynka i wszyscy próbują jej zaimponować, bo "ma przed sobą świetlaną karierę". To było po prostu dobre opowiadanie.
Wiem, że jestem mocno zmanierowany moim młodzieżowym podejściem do świata. Wiem, że na pewno obraziłem całe mnóstwo wielbicieli klasyki i znawców literatury, którzy mogliby mi wskazać tysiąc ukrytych znaczeń i sekretów. Ale nie dbam o to. Każdy twór kultury powstaje dla odbiorców i jako taki może być krytykowany. Więc krytykuje. Opowiadania, z nielicznymi wyjątkami, są słabe, przestarzałe i na napisane w bardzo trudny w odbiorze sposób. Taka moja opinia. Nie żałuję poświęconego czasu, ale wiem, że po niektóre nazwiska więcej nie sięgnę.
Zawsze podchodzę do książek, szczególnie starszych i popularnie uznawany za klasyczne z bardzo szeroko otwartym umysłem. Rozumiem, że sposób pisania zmienił się przez lata, że to, co zachwycało w latach pięćdziesiątych, teraz może wydać się przestarzałe. Ale tu z ciężkim sercem muszę przyznać: te opowiadania są zwyczajnie nudne.
Otwierające zbiór opowiadanie "Śmierć w...
2023-01-07
Antologie mają to do siebie, że prezentują bardzo różny poziom twórczości. Każdy autor ma swój styl, swoją wizję przedstawienie tematu i nie zawsze udaje mu się wcisnąć w ramy tego, co napisać powinien.
Zaczynamy od Szeptu Jakuba Małeckiego. I od razu wielki plus dla zespołu redakcyjnego, że nie zmusili autora do pisania fantastyki. Jeszcze nie miałem okazji przeczytać dobrego fantasy w jego wykonaniu. Tu jest dobrze. Nie wybitnie, bo forma, jaką prezentuje autor, czyli praktycznie ciąg słów, której ojciec szepce do swojej maleńkiej córki, opisując, co robi, jest dość irytująca i ciężka. Podobny zabieg użył Chiang w świetnej Historii twojego życia, ale raz, że tam odbiorcą była dorosła osoba, w związku z czym nie trzeba było wrzucać infantylizmów i poganiania nieznośnego dziecka (Nie liż szyby!), a dwa Chiang pchnął to jeszcze o jedno stadium dalej, stosując czas przyszły. Ale mniejsza o technikalia. Opowiadanie jest dobre, ma niezłe zakończenie, i choć bohaterowie są pozbawieni tożsamości, to stają się bardzo ogólni, przez co łatwo się z nimi utożsamić.
Agnieszka Hałas ponownie sięgnęła do swojego ulubionego medium, czyli starych wierszy. Tym razem pracuje nad wierszem duńskim. I świat, który tworzy, jest niesamowicie ciekawy, bujny i bogaty, ale w opowiadaniu brakuje trochę akcji. Niby taka Roszpunka, która jest zamknięta w wysokiej wieży, jakaś astro-projekcja, oderwanie duszy od ciała, zakazana miłość bez wzajemności i genialny mag, który w sumie nie wiem, co tam robił. Dobre opowiadanie, ale nie porywające.
Lekcja niemieckiego to historia pusta, z której nic nie wynika, bohaterowie są płascy, a wielka zagadka, na którą miałem nadzieje, okazuje się tak błaha, że nie warto o niej wspominać. Po prostu wielki pean na nostalgię i Niemców, którzy przywozili cukierki bidnym Polaczkom.
Stare Klątwy Jadowskiej również mnie zawiodły. Nie to, że opowiadanie jest złe. Jest niezłe, trzyma się kupy, wątek z gotowaniem i pokazanie zwyczajnego życia Dory i jej rodziny było super. Retrospekcja też jest dobrze zbudowana i ciekawie umocowana. Ale sama stara klątwa i sprawa, którą rozwiązuje Namiestniczka jest słaba. I pozostaje bez rozwiązania. Wygląda tak, jakby Jadowska chciała zapowiedzieć nową serię i w sumie napisała do niej zwiastun upstrzony drobnymi dodatkami. Jakby Dora miała za zadanie rozwiązać sprawę zwykłego wisielca, domorosłego wróża, albo czegoś takiego, co dałaby radę zamknąć w tych 60 stronach, to byłoby wspaniale. A tak pozostaje niedosyt.
Drugi brzeg nie mam pojęcia jak ocenić. Warsztatowo bardzo dobre, treściowo też dobre, bohater którego jedyną cechą jest to, że chce pokazać swoją męskość (ew!) i ojciec, który nim totalnie gardzi. Osobiście najbardziej polubiłem matkę. A druga połowa to jest taki odpływ, że totalnie się pogubiłem. Zakończenie jest dobre i ma sens, ale dobrnięcie do niego to bieganie na ślepo po labiryncie.
Oczy pełne śniegu są wybitne. Kubasiewicz pokazała pełnię swojego talentu. Bohaterka jest napisana dobrze i mimo irytującej maniery jej zachowanie jest jasno zrozumiałe, ma motywacje. Boreasz też jest zarysowany jako świetny bohater. I gra z królową śniegu jest przewspaniała. Jestem w całości kupiony, nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po powieści tej autorki.
Exegi Monumentu jest całkowicie typowe dla Wójtowicz. Lekkie, z humorem, pełne żartów słownych i sytuacyjnych. Świetnie się to czyta, cała intryga jest prosta, ale dobrze zadzierzgnięta. Bohaterowie wracają z głównej serii, więc nie będę się nad nimi rozpisywał, są dobrzy. A wrzucenie mumii w środek Polski to świetna zabawa.
Zrzut. Mortka zaskakuje mnie na każdym kroku. Potrafi napisać całkowicie głupkowatą historyjkę o piratach, a zaraz potem przerzucić się na ciężkie opowiadanie wojenne. To jest naprawdę bardzo dobre. Pokazuje, jak przypadkowe działanie może mieć daleko idące konsekwencję. I prawdziwie chwyta za serce.
Brzydka Baśń. Opowiadanie jest dobre, co do tego nie ma wątpliwości, ale bardzo ciężko się to czyta. Autorka umieszcza swoją historię na Śląsku i wkłada w usta bohaterów drobiny języka śląskiego. To wymaga niesamowitego skupienia, by zrozumieć całość wypowiedzi. Opowiadanie jest umieszczone w świecie powieści, której jeszcze nie czytałem. I tak jak jestem wielkim zwolennikiem promowania folkloru, tak klimaty post-apo do moich nie należą, więc nie jestem w stanie obiektywnie ocenić tej pracy.
W dole/W górze. Opowiadanie jest wielką satyrą na religie, okraszoną dużą dozą luźnego humoru. Bardzo dobrze się to czyta, ale nie zostaje z tego większa refleksja, bo i zostać nie powinna.
W Kłamstwie Maruszewskiego nie mam pojęcia, o co chodzi. Albo przegapiłem jakiś akapit, który wszystko wyjaśniał, albo jestem zbyt głupi, żeby to pojąć, albo autor po prostu się pogubił. Albo postanowił nas okłamać. Dla mnie opowiadanie jest puste i pozbawione sensu. A bohater w sumie nie wiem, czy jest psem, czy jednak człowiekiem, bo są poszlaki sugerujące obie wersje.
Martwe Imiona. Szmatoła zabrała się za bardzo aktualny i bardzo ciężki temat akceptacji osób transpłciowych. Okrasiła to dobrą narracją osadzoną na poły w realiach dalekowschodnich, na poły w kulturze Europy. Zdecydowany plus za postać Echidny i za dobrze wykonaną postać niebinarną. Genialne warsztatowo, przyjemna lektura i głębokie przesłanie.
Shade Raduchowskiej również jest genialny. Bardzo podoba mi się pomysł zamknięcia bohaterów w akademiku spod ciemnej gwiazdy. Sceneria jest opisana bardzo dobrze. Bohaterki są zarysowane delikatnie, ale jasno, każda ma swój charakter, choć skreślony jednym zdaniem. No i intryga jest bardzo dobra. Zdecydowane top 10 opowiadań.
Cud RP. Kto czytał trochę moich recenzji, ten wie, jak odnoszę się do gloryfikacji polskości. Po prostu nie dzierżę. Tutaj autor robi wszystko, czego nie lubię. Eksploatuje do bólu mit Polak-Katolik i Polska mesjaszem narodów. Super patriotyczne, choć tenże patriotyzm jest sprowadzony w sumie do religijności Polaków. Akcji tu nie ma, bo całość jest stylizowana na serię wywiadów. Bohaterowie są miałcy, może poza osadzonym, który staje się przywódcą Suicide Squad w wydaniu polskim. Minimalnie ratuje wszystko zakończenie, ale i tak jest to historia zła.
Brzezina jest za to ciekawa. Grzegorz Gajek bawi się motywem buntowniczki i pyta o cenę za własny bunt. Wszystko umieszcza w bardzo ciekawym settingu słowiańskim, do wszystkiego miesza bogów, duchy przodków, groźną pogodę i przyrodę oraz wielką miłość. Bardzo dobra lektura.
Podsumowując, parę było wybitnych, parę takich sobie i parę całkowicie złych. Ogólnie przyjemna lektura, no i szczytny cel. Choć nie zawsze byłem pewien, czy istnieje tu oś spajająca cały zbiór, czy tytułowe szepty to tylko wariacja na temat tytułu pierwszego opowiadania, czy może coś więcej. W niektórych można to dostrzec z łatwością, ale inne opierają się raczej na krzyku, niż szeptach. Ale tę kwestię zostawmy wykształconym polonistom.
Antologie mają to do siebie, że prezentują bardzo różny poziom twórczości. Każdy autor ma swój styl, swoją wizję przedstawienie tematu i nie zawsze udaje mu się wcisnąć w ramy tego, co napisać powinien.
Zaczynamy od Szeptu Jakuba Małeckiego. I od razu wielki plus dla zespołu redakcyjnego, że nie zmusili autora do pisania fantastyki. Jeszcze nie miałem okazji przeczytać...
2022-12-27
Okładka zapowiada książkę jako pełne magii i tajemnic opowieści. I tego absolutnie nie dostajemy. Autor stwierdza, że jest to fabularyzowana kronika niemiecka. I dokładnie tym ten zbiór jest.
Nie mogę powiedzieć, że historie zawarte w zbiorze są złe pod jakimkolwiek względem. Są po prostu przeciętne. Nie ma w nich niczego specjalnie zaskakującego ani poruszającego. Bohaterowie są płascy i zasadniczo nie otrzymują zbyt wiele charakteru, co w sumie jest typowe dla kronikarskich przekazów. Czyta się to dość przyjemnie, szczególnie opowiadania "Przypłynęli na wielu statkach". (Oczywiście to są moje osobiste preferencje, kocham historie marynistyczne).
Jedyne co mnie boli, to brak historycznego porządku. Autor ułożył historie w sposób według mnie całkowicie przypadkowy. Znacznie lepiej by się to czytało, jakby faktycznie widniał tu jakiś układ chronologiczny, żeby było wiadomo, o którym Ottonie mowa. Drobna rzecz, a przeszkadza w odbiorze.
Ciężko mi to polecić. Nie twierdzę, żeby to była strata czasu, ale zdecydowanie nie jest to najlepsza książka.
Okładka zapowiada książkę jako pełne magii i tajemnic opowieści. I tego absolutnie nie dostajemy. Autor stwierdza, że jest to fabularyzowana kronika niemiecka. I dokładnie tym ten zbiór jest.
Nie mogę powiedzieć, że historie zawarte w zbiorze są złe pod jakimkolwiek względem. Są po prostu przeciętne. Nie ma w nich niczego specjalnie zaskakującego ani poruszającego....
2023-01-27
Jestem fanem wszelkiego rodzaju mitologii i legend. Sięgnięcie po historie z Zielonej Wyspy było tylko kwestią czasu, który w końcu nadszedł.
Autorka w ciekawy sposób prowadzi narrację przez średniowieczne zapisy. Świat, który rodzi się pod jej piórem, nabiera prawdziwych kształtów i wszystkich odcieni zieleni.
Nie jestem całkowitym nowicjuszem, jeśli chodzi o tę tematykę. Miałem okazję zapoznać się już z jakimś opracowaniem legend, które przekazało cały temat w bardzo skrótowy sposób. Narracja autorki pozwala zatopić się w ten piękny baśniowy świat i prawdziwie w nim utonąć.
Nie będę oceniał kreacji świata, czy bohaterów. Wszystko powstało jako archetypy pewnych zachowań. W porównaniu z innymi zbiorami legend (szczególnie patrząc na ostatnio czytane przeze mnie legendy Połabia) bohaterowie mają dużo więcej głębi, ich historie są interesujące i poruszające. Choć rzadko postępują w sposób, który dziś określilibyśmy jako rozsądny, to jednak ich motywy ją jasne i zrozumiałe.
Magia gra tu bardziej w tle, choć cały czas przypomina o swojej obecności. Dzieci Dany pojawiają się co chwila, wyskakują z podziemi, by przeszkadzać herosom lub ich chronić.
Podsumowując, mogę z czystym sercem polecić tę książkę. Prezentuje ciekawe spojrzenie na kulturę, z której wyrosło wiele współczesnych tworów, a jednocześnie taką, która wciąż trwa w cieniu.
Jestem fanem wszelkiego rodzaju mitologii i legend. Sięgnięcie po historie z Zielonej Wyspy było tylko kwestią czasu, który w końcu nadszedł.
Autorka w ciekawy sposób prowadzi narrację przez średniowieczne zapisy. Świat, który rodzi się pod jej piórem, nabiera prawdziwych kształtów i wszystkich odcieni zieleni.
Nie jestem całkowitym nowicjuszem, jeśli chodzi o tę tematykę....
2023-02-09
Uważam, że Gaiman jest jednym z lepszych współczesnych pisarzy. Bardzo lubię jego twórczość, która epatuje magią, mrokiem i przyziemnością. Tutaj natomiast autor daje nam zbiór opowiadań i wierszy, które są całkowicie przypadkowe, zebrane do kupy utwory napisane na przestrzeni lat i na zlecenia wielu antologii i periodyków. I to niestety przesądza o ocenie zbioru.
Niektóre dzieła są prawdziwie wybitne. Ostatnie w zbiorze, opowieść o królewnie Śnieżce, jest jednym z najlepszych retelingów, jakie czytałem. Ukryte we wstępie opowiadanie będące reinterpretacją portretu Doriana Graya jest równie wciągające, podobnie jak historia anielskiego śledztwa. Dodatkowo wyróżnia się też pan Lis, wampirzy tarot i obcość. Świat jest w nich ciekawie zbudowany, postaci, choć ubogo, to jednak interesująco skrojone.
Niestety cała reszta, a więc znaczna większość zbioru, umyka w niepamięć. Są tu i erotyki i jakieś historie fantastyczne, a także całkiem sporo poematów, które w ogóle mnie nie ruszyły.
Całość jest okraszona typowo gaimanowskim językiem. Wulgarnym, brudnym, przyziemnym. Jego bohaterowie są tacy jak ludzie spotykani na ulicach. Są zwykłymi ludźmi, co jest wielokrotnie podkreślane, gdy autor sięga po sceny naturalistyczne. To bardzo ładnie buduje style, ale chwilami staje się dość ciężkie w odbiorze.
Kilka historii jest wartych polecenia. O reszcie zapomina się w momencie przełożenia kartki. I niech to starczy za recenzję.
Uważam, że Gaiman jest jednym z lepszych współczesnych pisarzy. Bardzo lubię jego twórczość, która epatuje magią, mrokiem i przyziemnością. Tutaj natomiast autor daje nam zbiór opowiadań i wierszy, które są całkowicie przypadkowe, zebrane do kupy utwory napisane na przestrzeni lat i na zlecenia wielu antologii i periodyków. I to niestety przesądza o ocenie zbioru.
Niektóre...
2014
2021-03-17
Świetna, zabawna opowieść o całkowicie niesamowitych wyimaginowanych stworzonkach. Pod przykrywką fantastyki autor we wnikliwy sposób charakteryzuje otaczających go ludzi. Ciekawe, krótkie historyjki, pełne humoru, ale też i głębokiego sensu.
Polecam serdecznie.
Świetna, zabawna opowieść o całkowicie niesamowitych wyimaginowanych stworzonkach. Pod przykrywką fantastyki autor we wnikliwy sposób charakteryzuje otaczających go ludzi. Ciekawe, krótkie historyjki, pełne humoru, ale też i głębokiego sensu.
Polecam serdecznie.
2020-12-19
Książka jest zbiorem jakiś osiemdziesięciu artykułów naukowy poświęconych ogólnie pojętej historii kościoła katolickiego. I z naukowego punktu widzenia jest to wspaniałe opus magnum. Zawiera rozważania na każdy możliwy temat, jaki religia może wymyślić. Dostajemy rozważania na temat krucjat, inkwizycji, herezji, kultu świętych i ich relikwii i wiele więcej.
I ta historyczna część tej książki jest napisana bardzo dobrze. Biskup Ryś ma niewątpliwy talent do przedstawiania historii i biografii w sposób niezmiernie ciekawy. Gorzej jest, jak bierze się za filozofię. Nie mówię, że jego artykuły filozoficzne są złe. Nie, po prostu wiedza autora jest na tak wysokim poziomie, że wywody stają się zawikłane i nieczytelne. Ogólne myśli i przesłania rozpływają się w natłoku dygresji i odniesień.
Pewnym plusem całości jest wykorzystanie i jawne przytoczenie tekstów źródłowych. Pokazuje to temat nie tylko z punktu widzenia księdza w XX wieku, ale też papieża wieku XIII, czy króla wieku XV. Buduje to wiarygodność i naukowość artykułów, ale utrudnia momentami ich zrozumienie.
Minusem książki staje się jej jeżyk, który czasami staje się nadmiernie wyszukany, a przez to niezrozumiały. Drugą rzeczą, która trochę mnie irytowała, jest fakt, że jako taka książka zbiera artykuły pisane na przestrzeni 25 lat. Ćwierć wieku to sporo czasu, a rozważając tematy do siebie podobne, czasem trzeba wyjaśniać te same zagadnienia. I o tyle, o ile czytając te artykuły na przestrzeni rzeczonych 25 lat, może nie rzucać się to w oczy, o tyle czytając ich kompilację w ciągu dwóch tygodni łatwo dostrzec fragmenty, które są przepisane słowo w słowo między tekstami. Nie jest to dużą wadą, i jako takie jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, ale mimo to jest to trochę irytujące.
Nie mniej polecam tę pozycję uwadze czytelników. Może się to wydawać twardym kęskiem, i rzeczywiście takie jest, ale mimo to zawiera bardzo dużo wiedzy i porusza sporo ciekawych tematów.
Książka jest zbiorem jakiś osiemdziesięciu artykułów naukowy poświęconych ogólnie pojętej historii kościoła katolickiego. I z naukowego punktu widzenia jest to wspaniałe opus magnum. Zawiera rozważania na każdy możliwy temat, jaki religia może wymyślić. Dostajemy rozważania na temat krucjat, inkwizycji, herezji, kultu świętych i ich relikwii i wiele więcej.
I ta historyczna...
2020-11-18
Historia odkrycia, czy też podboju Arktyki jest tematem bardzo wdzięcznym, zasługującym na poświęcenie jej wszelkiej uwagi. Dodatkowo, jeżeli za jej opisanie bierze się para, która ma za sobą arktyczne doświadczenia, to można spodziewać się wszystkiego. I tu niestety ta książka zawodzi.
Czytałem kilka pozycji Centkiewiczów. I pierwsze, co mi tu nie pasowało, to styl tej książki. Nie jest to powieść fabularna, tylko sucha książka historyczna. Co w żadnym razie nie jest czymś złym. Jest opracowana bardzo sumiennie, ciekawie i rzetelnie. Choć co do tego ostatniego można mieć pewne zastrzeżenia.
Bardzo istotna w tej książce jest data jej wydania. 1953, to czasy jeszcze sprzed upadku starego systemu w Polsce, czasy popleczników Stalina. I to bardzo wyraźnie widać w tej powieści. Nie jest to zawoalowana satyra na religię czy Stany Zjednoczone, jaką pokazał Lem w "Dziennikach gwiazdowych" (które też niedawno recenzowałem), ale jawne podkreślanie wyższości ZSRR nad Ameryką i zachodem.
Nie można zaprzeczyć, że Rosja miała znaczny udział w odkrywaniu Północy. Nie można zaprzeczyć, że większa część Arktyki została przez nich zawłaszczona. Nie można odmówić dzielności radzieckim polarnikom. Ale autorzy z uporem podkreślają, jak wielkimi niezgułami byli amerykanie. Ten kontrast jest bardzo jawny, nikt nie próbuje się z nim kryć. Dochodzi tu prawie do epitetów homeryckich: Rosjanin = dzielny, gotowy na wszystko, Amerykanin = tchórz, idiota, nie potrafi mierzyć się z przeciwnościami, łatwo wpada w tarapaty, z których później muszą go wyciągać albo Eskimosi, albo Rosjanie.
I to podkreślanie idei radzieckości mocno psuje obraz tej książki. Dowiedzieć się z niej możemy na przykład, jak to dzięki Związkowi na północy kwitnie teraz pszenica i jabłoń, a biedni i uciskani wcześniej Czukcze czy Jakuci mogą żyć w dostatku i kształcić się. Równie mocno podkreślany jest fakt, że celem wypraw radzieckich było zdobycie wiedzy, a wypraw zachodnich albo względy militarne, albo głupia pasja sportowa. Jakby nie patrzeć, to Rosjanie są tą dobrą stroną na kartach tej książki.
Wymienione wyżej fakty, o ile mogą bardzo mocno irytować współczesnego czytelnika, są jednocześnie bardzo ciekawe. Pokazuje to zmiany, jakie zaszły na rynku wydawniczym, na przełomie tych 70 lat, jakie minęły od wojny. Jednocześnie można by na podstawie tej książki uczyć działań propagandowych. Jako taka, może okazać się wspaniałym podręcznikiem.
Nie mniej, jak podkreślałem, całość zawartych tu historii jest niezmiernie ciekawa i pasjonująca. Większość czyta się jednym tchem. Bardzo dobry jest także warsztat pisarski. Nie pozostawia wątpliwości, że Centkiewiczowie znali się na tym, czego się podjęli. Wszystko dodatkowo okraszone jest wspaniałymi mapami oraz zdjęciami wypraw polarnych.
Tak więc polecam tę pozycję waszej uwadze. Jest ciekawa, jako dokument historii tak podboju Arktyki, jak i radzieckiej propagandy.
Na koniec jeszcze jedna uwaga. W zakończeniu autorzy poświęcają chwilę, by podkreślić zmiany klimatyczne zachodzące na Arktyce. Uznają je oni za niebezpieczne dla gospodarki Syberii, bo z powodu rozmarzania pękają drogi, ale z drugiej strony widzą dzięki niej przyszłość transportu morskiego na przejściu północno-wschodnim (z Europy do Ameryki ponad Syberią). I teraz odpowiedzmy sobie na proste pytanie: co zrobiliśmy przez te siedemdziesiąt lat od wydania tej książki, by zapobiec całkowitemu zniszczeniu klimatu ziemi?
Historia odkrycia, czy też podboju Arktyki jest tematem bardzo wdzięcznym, zasługującym na poświęcenie jej wszelkiej uwagi. Dodatkowo, jeżeli za jej opisanie bierze się para, która ma za sobą arktyczne doświadczenia, to można spodziewać się wszystkiego. I tu niestety ta książka zawodzi.
Czytałem kilka pozycji Centkiewiczów. I pierwsze, co mi tu nie pasowało, to styl tej...
2020-11-10
Po latach znalazłem w sobie motywację, by dokończyć lekturę tego wybitnego dzieła. Bo wybitne jest bez wątpienia. Poruszam bardzo różną tematykę, od etyczności eksperymentów genetycznych, przez analizę kapitalizmu i komunizmu, na parodii wszelkich religii skończywszy. Niestety, mimo, albo i przez swoją tematykę, dzieło staję się bardzo trudne w odbiorze.
Głównym problemem tego zbioru jest, jak mi się wydaje, fakt, że pisany był przez z górką trzydzieści lat. W tym czasie świat zmienił się diametralnie, i nie mówię tu tylko o tym, że pierwsze opowiadania powstały, zanim ZSRR wystrzeliło sputnika w kosmos, a ostatnie lata po lądowaniu na księżycu. Lem jest świadkiem tych wydarzeń i czasami nawiązuje do tego w opowiadaniach. Ale zmieniło się co inne. Zmieniło się podejście rynku wydawniczego, a szczególnie cenzury do pracy pisarzy. Pierwsze opowiadania (czyli tak naprawdę te z końca zbioru) są bardziej filozoficzne, jawniej przeciwne kościołowi i Ameryce. I, mimo że wielu je zachwala, dla mnie była to niesamowita mordęga. Opowiadania były skrajnie filozoficzne, co w znacznej mierze utrudniało odbiór.
Przeciwieństwem są natomiast pisane później opowiadania o niższych numerach. Tu Lem dał popis swojej wyobraźni, tworząc historie tak absurdalne, że ciężko nie płakać ze śmiechu. Po głębszej analizie niosą one za sobą wielkie brzemię naukowo-filozoficzne, ale spokojnie można pozostać na powierzchni i bawić się absurdalnymi pomysłami pisarza. Lem opisał wszystko, czego można by spodziewać się w powieści SF: podróże w czasie, próbę zmiany historii, alternatywne rzeczywistości, bunt komputerów. I do tego wszędzie mnóstwo jest robotów. Tak więc pierwsza część zbioru zdecydowanie zasługuję na uwagę, druga jest bardziej wydumana i cięższa.
Na zakończenie dostajemy jeszcze krótki zbiór pięciu opowiadań zatytułowanych "opowiadania Ijona Tichego". Są to zapisy spotkań bohatera z szalonymi naukowcami. Podejmują dość filozoficzną problematykę, a mimo to są pisane lekko i ciekawie. Wyjątkiem jest ostatnie opowiadanie o podtytule "tragedia pralnicza", opisujące historię rywalizacji dwóch firm produkujących roboty-praczki. Opowiadanie jest skrajnie absurdalne, a nazwy modeli i firm zlewają się w jedno, co utrudnia zrozumienie całości. Nie jest to opowiadanie złe, ale nie jest również porywające.
Podsumowując, jest to wybitne dzieło, ale trzeba dużo cierpliwości i samozaparcie, by zmierzyć się z nieziemskimi pomysłami Lema.
Po latach znalazłem w sobie motywację, by dokończyć lekturę tego wybitnego dzieła. Bo wybitne jest bez wątpienia. Poruszam bardzo różną tematykę, od etyczności eksperymentów genetycznych, przez analizę kapitalizmu i komunizmu, na parodii wszelkich religii skończywszy. Niestety, mimo, albo i przez swoją tematykę, dzieło staję się bardzo trudne w odbiorze.
Głównym problemem...
2018
Zbiór był dobry, ale w mojej opinii dość nijaki. Brakowało tu jednego opowiadania z taki umpf, po zakończeniu którego myślałbym "wow, to było coś". Żadne z tych opowiadań nie jest złe. Niektóre są lepsze, ale większość jest zwykła, niepozostawiająca po sobie nic.
Córka Lasu, Aneta Jadowska. Autorka wraca do tematu, który zaczęła w Innych Światach. Początek był trudny, wymagał przypomnienia sobie okruchów z tamtej historii. Ale potem wszystko samo się wyjaśnia i tworzy koherentną i ciekawą całość. Wiedźma i wilkołak okazuje się całkiem niezłym połączeniem.
Współlokator, Anna Kańtoch. Niby kryminał, niby wspominki, niby coś z fantastyką. Wciągające i ciekawe, top 3 tego zbioru. Trochę chaotyczne, ale sposób narracji pasuje do tematyki bohaterki borykającej się ze wspomnieniami, których nie chce pamiętać. Niezła bohaterka, reszta postaci jest bez znaczenia. Zakończenie wybitnie dobre.
Vintagianka..., Anna Hrycyszyn. Zacznijmy od tego, że nie mam pojęcia jak wymówić ten tytuł. Gadanie z grzybami to trochę przegięcie, dobrze napisane, ale dziwne. Bohaterka totalnie niedopasowana do rzeczywistości, w której żyje, co niczym nie jest wyjaśnione jest trochę leniwym zabiegiem. Ogólnie słabe.
Stopa Słonia, Anna Zielińska. Typowe postapo. Nie mam nic więcej do dodania. Niezła bohaterka, ale nie zostaje z czytelnikiem na ani chwilę dłużej.
Serce Katieńki, Anna Niznaj. Również top 3. Dobrze skomponowane opowiadanie, kojarzące mi się trochę stylistycznie z Fraknesteinem. Są tu wątki kryminalne i fantastyczne, osadzone w rosyjskim folklorze, typowe dla Różańskiego latające statki, wilkołaki i bogowie. Dobre.
Ulinka, Milena Wójtowicz. Takie nic. Niby czerwony kapturek, ale bardziej to pokazuje, jak złe są procesy o czary i jak cierpi dziecko, którego matka została zakatowana przez "stróżów prawa". Początek jest fajny, bo autorka ma talent do luźnego prowadzenia narracji. Ale zaraz potem ton przybiera na powadze i tracimy jej najsilniejszą stronę. Zakończenie w porządku, ale chciałbym czegoś więcej.
Dezerterka, Aleksandra Janusz. Ruszanie tematu wojny na Ukrainie jest ryzykownym krokiem. Uważam, że autorka dobrze go rozwiązała. Inteligentna robotka o dojrzałości nastolatki jest ciekawa i momentami zabawna. Autorka mocno uderza w tematykę równouprawnienia, czającą się w większości powieści o tematyce robotów. Dobre opowiadanie, również jedne z lepszych w zbiorze, ale czegoś mu brakowało. Nie wiem, może trochę więcej akcji.
Potwór i nić, Agnieszka Hałas. Pani Hałas w ostatnim czasie zajmuje się retelingami baśni i bajek. To jest trzecia tego typu historia, którą czytam i jak na razie najlepsza. Wątek minotaura jest ciekawy i dobrze rozwiązany, jest tu wystarczająco dużo tajemnic i zwrotów akcji, żeby wciągnąć czytelnika. Miałem trochę uwag do zakończenia, które lekko bierze się znikąd, ale po głębszym zastanowieniu to całkiem dobrze pasuje. Bohaterka jest bardzo dobrze napisana, spójna i logiczna.
Na skrzydłach sztormu, Martyna Raduchowska. Super praca. Nie jestem tu ani trochę obiektywny, bo tematyka syren zawsze mi się podoba. To jest znacznie ulepszona baśń o małej syrence. Bohaterki wypadają bardzo dobrze, akcja ma dobre tempo, trzyma w napięciu, motyw jest ciekawy i wykonanie również dobre.
Dla Wilka..., Krystyna Chodorowska. Początkowo myślałem, że to jest historia o Indianach, ale w sumie to wychodzi, że o jakimś post apokaliptycznym ludzie pierwotnym żyjącym na zamarzniętej ziemi razem z mamutami (?). Wątki dzielenia duszy ze zwierzętami są typowo zaciągnięte z opowieści amerykańskich (chociażby w wykonaniu disneya i Mój Brat Niedźwiedź). Dobre, ciekawe, niezła bohaterka, składne zakończenie. Zakończenie dziwne, ale w sumie pasujące do całości.
Mówczyni Metalu, Magda Kubasiewicz. Zbyt krótkie i zbyt chaotyczne. Autorka ma super pomysł na świat i historię, ale mam wrażenie, że redakcja wycięła jej z połowę tekstu. Bohaterki są ciekawie zarysowane, ale nie dostają wystarczająco czasu, by błysnąć. Problem akcji też nie ma wystarczająco czasu, by się na nim skupić, zastanowić nad jego ważnością. Historia, którą przedstawia autorka, jest dobra i ciekawa, ale tak poszatkowana, że trudno się w nią wciągnąć. Zakończenie jest całkowicie otwarte, co może być potraktowane jako wspaniałe rozwiązanie, bo budzi więcej wątpliwości, niż daje odpowiedzi. Osobiście nie przepadam za takim podejściem.
Joik..., Ewa Białołęcka. Plus za wykorzystanie kultury Saami. Prosta baśniowa opowieść. Nic po niej nie zostaje. Niezła, ale szybko zapominalna.
Czegoś mi w tym zbiorze brakowało. Może humoru, może mocniejszego uderzenia, może staranniejszych bohaterów. Nie było tu złego opowiadania, co jest decydowanie mocną stronę zbioru. Ale brakowało też tego jednego wybitnego, które przyciągnęłoby czytelników.
Zbiór był dobry, ale w mojej opinii dość nijaki. Brakowało tu jednego opowiadania z taki umpf, po zakończeniu którego myślałbym "wow, to było coś". Żadne z tych opowiadań nie jest złe. Niektóre są lepsze, ale większość jest zwykła, niepozostawiająca po sobie nic.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCórka Lasu, Aneta Jadowska. Autorka wraca do tematu, który zaczęła w Innych Światach. Początek był trudny,...