-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Mamy rok 1915. Znajdujemy się w małej wiosce na wybrzeżu Morza Czarnego. Spokojne życie, które wiedziemy jako Ormianki całkowicie się zmienia wraz z wybuchem I wojny światowej. Wśród tego całego okrucieństwa znajdujemy jednak miejsce na miłość. Mamy na imię Anhusz. Jesteśmy młode, piękne i odrobinę romantyczne. Cały czas marzymy o życiu poza granicami naszej ormiańskiej prowincji. Bo bezpieczniej, bo spokojniej, bo z dala od Turków. Na przekór jednak naszemu rozumowi i tradycji zakochujemy się w oficerze. Niebezpieczny romans nie wróży nic dobrego, jednak nie potrafimy odmówić sobie odrobiny szczęścia w tym jakże nieszczęśliwym świecie. Nasz wybranek to Dżahan, turecki oficer. Nasze położenie staje się katastrofalne. Jesteśmy razem z Dżahanem rozdarci. Pomiędzy miłością a własnym narodem. Staramy się walczyć z prześladowaniem i wzajemną nienawiścią, a jednocześnie z utratą łączącego nas uczucia.
Jesteśmy Anhusz, kobietą reprezentującą tysiące niewinnych ofiar szalejącej wojny.
Nigdy nie spodziewałabym się, że ta książka wywrze na mnie aż takie wrażenie. Moje serce pękało z każdą przeczytaną stroną. Nie ma co liczyć na "happy end" w tej powieści, bo jest ona jak prawdziwa wojna. Nigdy nie kończy się dobrze.
To, co najbardziej urzekło mnie w "Anhusz" to dojrzewanie. Historia ta, a raczej jej bohaterowie są nierozerwalnie połączeni z czytelnikiem, razem dorośleją. Wszystko rozpoczyna się niewinnie, nieszkodliwie, łagodnie. Romans wrogów jest w pewnym sensie oderwaniem się od rzeczywistości i zarówno postaciom książki jak i nam wydaje się, że nie ma uczucia silniejszego niż ich miłość.
Okazuje się jednak, że jesteśmy wszyscy w ogromnym błędzie bo wraz z trwaniem wojny nasze człowieczeństwo odchodzi wraz z całą miłością, przyjaźnią i ciepłem. Kiedy bohaterowie widują się po długich rozłąkach widzimy jak wielkie zmiany w nich zaszły. Nie myślą wcale o tym, żeby rzucić się sobie w ramiona i całować przez całą noc. Wojna dosłownie wyssała z nich potrzebę miłości zastępując ją podejrzliwością i uprzedzeniem.
Ale jest to w porządku bo czytelnik wcale tego nie oczekuje. Rozumie ich zachowania, strach i nieprzychylność.
Autorka stworzyła świetną historię. Chociaż może "stworzyła" to złe słowo. Spisała świetną historię brzmi lepiej bo przecież jej stwórcą jest okrutne życie. Zdecydowanie polecam! Świetna historia opowiadająca o tym jak ciężko kochać w czasie szalejącej wojny i jak ciężką ją przeżyć nie gubiąc przy tym samego siebie.
Mamy rok 1915. Znajdujemy się w małej wiosce na wybrzeżu Morza Czarnego. Spokojne życie, które wiedziemy jako Ormianki całkowicie się zmienia wraz z wybuchem I wojny światowej. Wśród tego całego okrucieństwa znajdujemy jednak miejsce na miłość. Mamy na imię Anhusz. Jesteśmy młode, piękne i odrobinę romantyczne. Cały czas marzymy o życiu poza granicami naszej ormiańskiej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kira nie ma grosza przy duszy, za to mnóstwo kłopotów. W przeszłości odebrano jej to, co najważniejsze. Teraz musi postawić wszystko na jedną kartę, aby odmienić swój los.
Grayson walczy o przerwanie pasma życiowych niepowodzeń, ale przytłaczający ciężar wyrzutów sumienia kruszy resztki jego nadziei na lepsze jutro. Kira składa mu propozycję, która może go ocalić. Wystarczy tylko, że złoży przysięgę, wiążąc się z dziewczyną związkiem małżeńskim. Nie musi jej dotrzymać, przecież chodzi tylko o pieniądze.
Uwielbiam książki autorstwa Mii Sheridan. Jest to moim zdaniem jedna z tych autorek, które nie są docenione tak bardzo, jak być powinny. Wiedziałam, że Bez Winy będzie obłędną historią, to co podała mi jednak autorka... cóż. Przerosło moje oczekiwania.
Romans Kiry i Graysona należy do jednego z moich ulubionych. Wiedziałam, że tak będzie już po przeczytaniu pierwszych pięćdziesięciu stron. Mimo, że od początku wiemy/ podejrzewamy jak skończy się powieść to nie jest to wadą. Uwielbiam romantyczne love story i zawsze czytam je z przyjemnością. Pomimo wielu oczywistych wątków akcja powieści wcale nie nudzi czytelnika. Delikatne pióro Mii Sheridan jest wprost stworzone do tego typu powieści. Akcja nieustannie nabiera tempa, a my jesteśmy na siebie wściekli, że nie da się czytać szybciej.
Opowieść Kiry i Graysona poza tym, że porusza kilka ważnych i przykrych dla naszych bohaterów aspektów jest na ogół bardzo zabawna. Autorka obdarzyła ich cudownym poczuciem humoru i po prostu nie da się nie uśmiechnąć :)
Nie mogę się doczekać sięgnięcia po kolejną powieść tej autorki. Uwielbiam i szczerze liczę na to, że Wy również ją polubicie.
Kira nie ma grosza przy duszy, za to mnóstwo kłopotów. W przeszłości odebrano jej to, co najważniejsze. Teraz musi postawić wszystko na jedną kartę, aby odmienić swój los.
Grayson walczy o przerwanie pasma życiowych niepowodzeń, ale przytłaczający ciężar wyrzutów sumienia kruszy resztki jego nadziei na lepsze jutro. Kira składa mu propozycję, która może go ocalić. Wystarczy...
Pieskie, kocie i ogólnie zwierzęce życie jest dla mnie niezwykłym tematem. Za każdym razem, nawet gdy historia jest mniej udana staram się wyciągnąć z niej to, co najlepsze i przedstawić ją w dobrym świetle. Podziwiam bowiem ludzi, którzy starają się pojąć tok rozumowania naszych małych przyjaciół oraz edukować innych. "Był sobie pies" choć książką edukacyjną nie jest w fajny sposób pokazuje pieskie życie 'od środka'. Pozwala nam zrozumieć jak ważni jesteśmy dla tych czworonogów, co uważam za świetne, bo żyjemy w czasach potworów. Ludzi będących prawdziwymi bestiami, który krzywdzą stworzenia widzące w nas cały swój ś w i a t.
"Był sobie pies" jest powieścią wyjątkową. Narracja prowadzona z perspektywy psa dała mi mnóstwo powodów do śmiechu. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że pies nie może pojąć, jak wyrywanie mu naszego ukochanego buta z pyska nie jest najlepszą zabawą ever albo, że gniewamy się na niego za rozkopanie ogródka. Przecież on tylko szukał kretów, bo słyszał jak na nie narzekamy! Naśmiałam się co nie miara, ale też otworzyłam oczy na pewne sprawy. Musimy pamiętać o tym, że nie zawsze zwierze rozumie o co nam chodzi. W powieści nie raz widzieliśmy w jaki sposób Bailey potrafił tłumaczyć sobie sprawy dla nas, ludzi oczywiste.
Ogromnym atutem tej książki jest to, że nasz główny bohater ma styczność z przeróżnymi ludźmi. Znaleźli się ci, dla których był oczkiem w głowie, ale także ci którzy nie wahali się aby zostawić go samego przy drodze i uciec. Płakałam się i śmiałam na przemian. I chociaż jestem bardziej kociarą niżeli psiarą to polecam całym sercem. Świetna przygoda.
Pieskie, kocie i ogólnie zwierzęce życie jest dla mnie niezwykłym tematem. Za każdym razem, nawet gdy historia jest mniej udana staram się wyciągnąć z niej to, co najlepsze i przedstawić ją w dobrym świetle. Podziwiam bowiem ludzi, którzy starają się pojąć tok rozumowania naszych małych przyjaciół oraz edukować innych. "Był sobie pies" choć książką edukacyjną nie jest w...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Dom na plaży" jest bardzo, bardzo, bardzo dobrym romansem! Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam czegoś aż tak poruszającego.
Główna bohaterka-Anna ma poukładane, szczęśliwe życie. Przynajmniej tak wydaje się na pierwszy rzut oka. Ma wyjść za chłopaka swoich marzeń. Poukładanego, bogatego i bardzo kochanego. Jest on całkowicie jej oddany co udowadnia wiele razy. Jednak czegoś jej brakuje. Przed ślubem zaczynają się wątpliwości i pojawia się pytanie "Czy dałam sobie wystarczająco dużo czasu na znalezienie drugiej połówki? "
Ostatecznie nasza bohaterka postanawia przełożyć ślub o rok i wyjechać na wojnę jako pielęgniarka. Trafia na wyspę Bora-bora gdzie jej życie zmienia się o 180 stopni.
Anna jest postacią, której nie da się nie polubić. Jest kochająca i ceni sobie honor. Nie mogła znieść, że jej ukochany nie wyjeżdża na wojnę tylko dlatego, że ma pieniądze i znajomości. Twierdziła, że jest to bardzo niesprawiedliwe.Chciała pomagać ludziom i pomóc samej sobie. Jej wyjazd można nazwać ucieczką. Od narzeczonego i poważnego życia, którego nie chciała.
Na wyspie zakochuje się w żołnierzu. Przez cały rok mają romans. Dogadują się bez słów i posiadają własne tajemnice. Odnajdują na plaży domek należący do malarza i postanawiają zrobić go swoją kryjówką.
Jakie tajemnice skrywa stara chata? Czy faktycznie przynosi pecha, jak sądzi miejscowa ludność?
W romansie pojawia się także niesamowita intryga, morderstwo i mnóstwo tajemnic!
Widać jak na dłoni jakie zło przynosi wojna i jak potrafi zmienić ludzi.
Najlepsza przyjaciółka Anne (która także poleciała na wyspę) po pewnych wydarzeniach staje się oziębła i zapomina o tym co łączyło dziewczyny w domu. Jest nieczuła i bardzo zazdrosna o miłość łączącą Anne z żołnierzem. Co zrobi w wyniku tej zazdrości?
Musicie się dowiedzieć. W stu procentach mogę polecić tą książkę.
Na pewno da dużo do myślenia osobom, które nie są pewne swoich uczuć. Polecam, polecam!
"Dom na plaży" jest bardzo, bardzo, bardzo dobrym romansem! Przyznam szczerze, że dawno nie czytałam czegoś aż tak poruszającego.
Główna bohaterka-Anna ma poukładane, szczęśliwe życie. Przynajmniej tak wydaje się na pierwszy rzut oka. Ma wyjść za chłopaka swoich marzeń. Poukładanego, bogatego i bardzo kochanego. Jest on całkowicie jej oddany co udowadnia wiele razy. Jednak...
Mieliście kiedyś to uczucie, że nie wiecie co powiedzieć? To uczucie, kiedy ciśnie Wam się na usta milion słów a żadne z nich nie wychodzi na zewnątrz?
Właśnie w tym momencie tak się czuję. "Dzień dobry, północy" spowodowało tak olbrzymi nakład kłębiących się w mojej głowie myśli, że najzwyczajniej w świecie nie wiem od czego zacząć.
Nie da się ukryć, że samotność w dzisiejszych czasach istnieje na porządku dziennym. Tak na prawdę każdy z nas w jakimś stopniu jest samotny. Gdyby się tak nad tym dłużej zastanowić to jest to naprawdę przerażające zjawisko. Samotność dotyka każdego. Nie patrzy na wiek, płeć czy stan materialny. I o ile odrobina samotności potrzebna jest nam do życia, to istnieje cienka granica, po przekroczeniu której dopada nas cierpienie.
Powieść Lily Brooks-Dalton opowiada własnie o tym uczuciu. Całkowitej pustki, która powoli "zjada" nas od środka. Poznajemy Augustine, naukowca i !o ironio z natury samotnika oraz Sully, czyli dzielną astronautkę.
Kiedy do obserwatorium, w którym pracuje Augustine docierają informacje o katastrofie wszyscy postanawiają opuścić ośrodek badawczy. Wszyscy poza (oczywiście!) naszym naukowcem. Kiedy nasz dzielny samotnik po raz pierwszy w życiu tak na prawdę zostaje sam, na całkowitym pustkowiu zaczyna zdawać sobie sprawę z tego ile rzeczy w życiu zrobił w niewłaściwy sposób. Ogrom czasu przeznaczonego na rozmowę "sam na sam" pozwala stworzyć mu własny rachunek sumienia i docenić co tak właściwie jest w życiu ważne. Banalne jest, że pojął jak ważna jest druga osoba obok dopiero w samotności.
Sully jest niewątpliwie kobietą nietuzinkową( tak samo, jak nietuzinkowa jest ta powieść!). Postanowiła zostawić rodzinę, spełniać swoje marzenia i wyruszyć w ...kosmos. Kiedy załoga pojazdu kosmicznego traci kontakt z Ziemią zaczyna zupełnie inaczej na wszystko reagować. I pomimo tego, że na statku jest ich kilku, to tak na prawdę każdy jest sam. Bardzo daleko od domu.
Charakterystyka bohaterów jest wprost genialna! Autorka tak wykreowała postacie, że nie da się nie załapać do nich sympatią. Najciekawsze z tego wszystkiego jest to, że powieść nie jest dynamiczna. Miejsca akcji się nie zmieniają, bohaterowie też nie, a mimo to jest tak wciągająca i interesująca!
Samotność budzi zarówno w bohaterach powieści, jak i w czytelnikach emocje, o których istnieniu nie mamy pojęcia.
Podsumowując bardzo, bardzo polecam Wam tę pozycję. Jest nietuzinkowa, dająca do myślenia no i przepięknie wydana!
Mieliście kiedyś to uczucie, że nie wiecie co powiedzieć? To uczucie, kiedy ciśnie Wam się na usta milion słów a żadne z nich nie wychodzi na zewnątrz?
Właśnie w tym momencie tak się czuję. "Dzień dobry, północy" spowodowało tak olbrzymi nakład kłębiących się w mojej głowie myśli, że najzwyczajniej w świecie nie wiem od czego zacząć.
Nie da się ukryć, że samotność w...
2016-06-27
Mieliście kiedyś wrażenie, że jesteście podobni do głównego bohatera jak dwie krople wody? Nie koniecznie chodzi mi o wygląd zewnętrzny ale o podejście do życia, pragnienia i przeżycia.
"Dzika droga" jest książką o jej autorce, czyli samej Cheryl Strayed. Kiedy jej matka umiera na raka, życie głównej bohaterki wywraca się o 180 stopni. Jest nieszczęśliwa, zdradza męża, rozwodzi się i bierze narkotyki. W tym całym szaleństwie dopuszcza się nawet aborcji. Wie jednak, że nie jest sobą i własnie w poszukiwaniu "własnego ja" wyrusza na podróż swojego życia. Zamierza przejść przez PCT, który w linii prostej ma nieco ponad 1600 km.
"Ciągnął się przez cała Kalifornię, Oregon i Waszyngton, parki narodowe i rezerwaty, obszary federalne, plemienne i prywatne, pustynie, góry i lasy, przecinając rzeki i autostrady."
Nie wyobrażam sobie jak trzeba być odważnym, aby rzucić wszystko i bez żadnego doświadczenia wybrać się na taką wyprawę.
Od pierwszych stron widać i czuć, że powieść ta jest bardzo emocjonalna. Płynie prosto z serca i wiadomo, że wszystkie uczucia są szczere. Dotyka sfer osobistych, które dzięki temu, że opisywane są na faktach są dla czytelnika bardzo, bardzo realne.
Słowa powieści są takie bardzo "prosto z mostu". Bo przecież takie jest życie. Nie bawi się z nami, nie owija w bawełnę, tylko stawia sprawy jasno.
"-Czy mogę jeździć konno?- zapytała mama prawdziwego lekarza. Usiadła ze ściśniętymi rękami i złożonymi nogami, jakby była w kajdanach.W odpowiedzi wziął ołówek, postawił go pionowo na krawędzi umywalki i mocno nim uderzył. -To pani kręgosłup po naświetleniach - powiedział.-Jedno szarpnięcie i pani kości mogą się połamać jak sucha gałązka."
"(..) powtarzałam sobie pewną modlitwę, choć "modlitwa: nie jest najlepszym słowem na opisanie tego, co chodziło mi po głowie. Nie byłam pokorna wobec Boga. Nawet w niego nie wierzyłam. Moja modlitwa to nie było jakieś: "Boże, zlituj się nad nami". (...) Pieprzyć ich! Taka była moja modlitwa: "Pieprzyćichpieprzyćichpieprzyćich!".
Obłęd, w który popadła Cheryl po śmierci matki pomaga uzmysłowić sobie jak wielki dar mamy kiedy obok nas "krząta się" mama. W każdym słowie czuć ból i zawód. Autorka wymienia rzeczy, których nie zdążyła zrobić lub powiedzieć matce. Po jej śmierci starała się ją w jakiś sposób zastąpić i trzymać całą rodzinę "w kupie" jednak zrozumiała, że tylko matka potrafi tak łączyć ludzi. Bez niej są tylko rozbitkami.
Fakt, że wydarzenia są autentyczne sprawia, że podziw do Cheryl rośnie o 300 %. Po przeczytaniu książki stała się ona jedną z moich kobiecych bohaterek i przykładem tego, jak silna potrafi być płeć piękna.
Ciekawą anegdotą jest, że nazwisko autorka wybrała sobie sama. Biorąc rozwód mogła przyjąć nowe i wybrała - Strayed co w języku angielskim oznacza "zabłąkana".
Nigdy nie miałam do czynienia ze szlakami, wędrówką i całym tym sprzętem. Zupełnie tak jak bohaterka. Nie używa więc wyspecjalizowanego języka i wszystko da się zrozumieć.
Opisy szlaku są bardzo interesujące i tak na prawdę są małym sercem tej powieści. Nie nudzą a intrygują. Zapewniam.
Nikt z nas chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego ile wysiłku trzeba włożyć w po prostu "chodzenie".
"Poruszanie się pieszo było skrajnie odmiennym sposobem przemieszczania się od zwykłych moich metod transportu.Kolejne kilometry nie mijały mi niezauważenie. Były długimi, gęstymi kępami chwastów i grudami ziemi, źdźbłami traw i kwiatami, które uginały się na wietrze, drzewami, które ociężale chwiały się i szumiały. Były odgłosem mojego oddechu i stóp uderzających o szlak krok za krokiem oraz stukaniem mojego kijka."
Książka pokazuje, że czasami lepiej wybrać "inną", "niewytartą" drogę na odnalezienie siebie. Każdy jest inny i każdy potrzebuje czegoś innego.
Książkę polecam każdemu ale zwłaszcza tym osobą, które nie mogą się odnaleźć w otaczającym ich środowisku. Dodaje pewności siebie i po części uczy jak dostrzegać swoje zalety.
Mieliście kiedyś wrażenie, że jesteście podobni do głównego bohatera jak dwie krople wody? Nie koniecznie chodzi mi o wygląd zewnętrzny ale o podejście do życia, pragnienia i przeżycia.
"Dzika droga" jest książką o jej autorce, czyli samej Cheryl Strayed. Kiedy jej matka umiera na raka, życie głównej bohaterki wywraca się o 180 stopni. Jest nieszczęśliwa, zdradza męża,...
"Metoda czarnej skrzynki. Zaskakująca prawda o błędach i naturze sukcesu" jest pewnego rodzaju wiadrem zimnej wody wylanej na rozgrzaną głowę. Niesamowicie pobudza nasz umysł do myślenia, a oczy zmusza do szerokiego otworzenia!
Książka ta jest trochę poradnikiem, trochę zbiorem różnych historii i przede wszystkim ogromną kopalnią wiedzy. Podaje suche fakty i wyciąga wnioski z konkretnych wydarzeń.
Pokazuje podejście do popełnionego błędu w wielu dziedzinach. Medycynie, lotnictwie, sądownictwie czy prowadzeniu własnej firmy. Nie miałam pojęcia o tym ile tracimy nie ucząc się na naszych błędach, ale także błędach innych osób. Pokazuje nam ile tragedii mogłoby się nie wydarzyć, gdyby człowiek tylko nie wstydził/bał się/dbał o swoje dobre imię.
Ucz się na cudzych błędach. Nie będziesz żył dość długo, by popełnić wszystkie samemu. Eleanor Roosevelt
Książka Matthew Syeda uświadomiła mi przede wszystkim, że błędy popełnia każdy i nikt nie jest z tego zadowolony. Ludzie, którzy jednak traktują je jako możliwość nauki osiągają w życiu znaczenie więcej, niż na przykład ci, którzy wypierają się swoich pomyłek.
Czytając ten pewnego rodzaju poradnik nauczycie się, że nie wolno być dla siebie krytycznym. Trzeba przyznać się do gafy, przeanalizować ją i pomóc sobie oraz innym ludziom omijać ten scenariusz szerokim krokiem.
Pochłonęłam całą tę publikację z zapartym tchem w jakieś 3-4 godziny. Kiedy zaczęłam, nie było odwrotu. Historie są mega ciekawe i co cudowne, jest ich na prawdę całe mnóstwo. Pokazują tyle ciekawych zachowań, tyle ludzkich błędów i ogrom ich katastrofalnych skutków. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek z kategorii "rozwój osobisty" jaką miałam okazję czytać :)
No, i morał wyniosę na pewno. Błędami trzeba się "chwalić", a nie zamiatać pod dywan!
"Metoda czarnej skrzynki. Zaskakująca prawda o błędach i naturze sukcesu" jest pewnego rodzaju wiadrem zimnej wody wylanej na rozgrzaną głowę. Niesamowicie pobudza nasz umysł do myślenia, a oczy zmusza do szerokiego otworzenia!
Książka ta jest trochę poradnikiem, trochę zbiorem różnych historii i przede wszystkim ogromną kopalnią wiedzy. Podaje suche fakty i wyciąga...
O książce"Miasto krwi" pisałam już jakiś czas na blogu. Mam jednak pojęcie, że wchodzi na niego garstka ludzi. Książka jest jednak świetna, dlatego swoją recenzję publikuję również tutaj :)
Co bardzo mi się podobało?
- Szybkie zwroty akcji,
-Brak długich nudzących opisów przyrody czy środowiska, które muszę się przyznać czasami omijam. Oczywiście, że książka nie jest w ogóle ich pozbawiona. Opisy są ale jak dla mnie idealnie stonowane. Nie za długie, nie za krótkie. Opowiedziane tak, że intrygują i nie nudzą czytelnika.
- Bezpośrednie odwołania do czytającego : „Ponieważ w celi było mnóstwo wolnego czasu i nic poza jednostajnymi dźwiękami nie przerywało monotonii dnia codziennego, dlatego pozwolę sobie na być może nieco nudną kontynuację, ale jednak istotną dla mnie samego. Liczę na waszą wyrozumiałość.”
Uwielbiam jeżeli w książce występuje odwoływanie się bezpośrednio do mnie samej. Czuję się wtedy tak, jak gdyby w tym przypadku Mulgih stał obok mnie i faktycznie opowiadał swoją historię. Sprawia to, że czyta mi się ją znacznie lepiej i ze znacznie większym zaciekawieniem. (tylko ja tak mam? )
- Kolejną rzeczą, która bardzo mi się podobała jest to, że powieść ta jest bardzo oryginalna. Przynajmniej dla mnie. Kiedy czytam wiele popularnych fantasy w każdej jest coś podobnego. Albo utrzymane są w podobnym klimacie albo mają podobne wydarzenia lub podobne tło historyczne. „Miasto krwi” jest dla mnie całkowitym odmieńcem. W dobrym tego słowa znaczeniu.
Brak w tej historii elfów, wampirów czy innych stworzeń kojarzących nam się z fantastyką. Powiedziałabym, że to raczej kryminał z elementami fantastycznymi.
-Na pochwałę zasługuje także klimat książki. Nie powiem, bo momentami byłam obrzydzona tym co się dzieje. Opisy morderstw, biedy, głodu, bezwzględności ludzi przyprawiały mnie o dreszcze. Są naprawdę imponujące i pokazują realizm czasów nam odległych, kiedy to takie rzeczy były na porządku dziennym.
- Wiele wątków pozostało nieskończonych i bardzo dobrze. Jestem ciekawa co się wyjaśni, co nie, dlatego wiem, że kolejna część na pewno wyląduje z mojej biblioteczce. Lubię kiedy nie wszystko jest jasne i muszę trochę poczekać na to aby się takie stało.
Teraz napiszę o rzeczach , które (sama nie wiem jak to ująć w słowa) budziły moją obawę.
- Z początku trochę się przeraziłam. Dostałam zbyt wiele informacji. Mówiono o miejscach i ludziach , które nic mi nie mówiły. Jednakże było to zupełnie niepotrzebne, gdyż po jakimś czasie wszystko fajnie układa się w jedną, spójną całość.
- Powieść utrzymana jest w dość ponurym klimacie. Taka jest po prostu tematyka książki i tyle. Przyznam się szczerze, że momentami czułam się nią przytłoczona i czytałam do niej drugą książkę o luźnej tematyce.
Nie jest to oczywiście jej minusem. Jest to powieść bardzo dobra, ale dla kogoś jak ja, czyli raczej osoby nie sięgającej po kryminalno-historycze książki dość ciężka.
O książce"Miasto krwi" pisałam już jakiś czas na blogu. Mam jednak pojęcie, że wchodzi na niego garstka ludzi. Książka jest jednak świetna, dlatego swoją recenzję publikuję również tutaj :)
Co bardzo mi się podobało?
- Szybkie zwroty akcji,
-Brak długich nudzących opisów przyrody czy środowiska, które muszę się przyznać czasami omijam. Oczywiście, że książka nie jest w...
2017-02-22
Poznajemy młodą redaktorkę poczytnego pisma dla kobiet - Polę Białohorską. Jej życie wydaje się być idealne i spokojne, do czasu kiedy nie dostaje zlecenia na wywiad z największą bizneswoman w Polsce. Elżbieta Wojnowicz całe życie starała się unikać mediów, ale niespodziewanie zapragnęła swojego artykułu w "Madame". Kilka dni później okazuje się, że kobieta została zamordowana, a ciekawość Poli nie pozwala jej odejść od sprawy. Kolejne wydarzenia wzmagają w niej pewność o konieczności prowadzenia własnego śledztwa.
Mamy do czynienia z niezwykłą powieścią kryminalną. Początkowo nie byłam do niej przekonana. Wiadomo, nieznana mi autorka i ponad 800 stron debiutu. "To nie może się udać"- myślałam.
Ale wiecie co? Może!
Mara Reich stworzyła historię godną nawet Pana Mroza (który moim skromnym zdaniem jest polskim królem kryminałów :) ) . Świetna, wartka akcja i zaskakujące wydarzenia. Autorka bawi się nami, wodząc za nos po różnych szlakach i kiedy wydaje Ci się, że rozwiązałeś zagadkę, ona nagle boleśnie sprowadza Cię na ziemię. Świetny opis świata ludzi z wyższych sfer i całkowicie odkryte tajemnice elit dają do myślenia. Nie przepadam za polskimi autorami. Rzadko kiedy zdarza mi się trafić na coś dobrego i "nie sztucznego". Ale jak widać, da się. Marta Reich trafia na listę moich ulubionych autorów.
Ani grama sztuczności, ani grama debiutanckiego strachu. Ta pozycja jest jak kobieta sukcesu. Twarda, odważna, niepozorna i kompletnie bezpośrednia. Poza wątkiem kryminalistycznym obserwujemy zmiany w prywatnym życiu bohaterów. Dojrzewają do ciężkich decyzji razem z nami, czytelnikami. Zabieg ten pozwala nam "polubić" (lub też nie) postaci, zbliżyć się do nich i po prostu przywiązać.
Główna bohaterka jest dla mnie prawdziwie nowoczesną kobietą. Niezależną i potrafiącą walczyć o samą siebie. Zdecydowanie zawalczyła o kolejny plus dla tej powieści.
Mam wrażenie, że wszystko jest tutaj tak idealnie poukładane. Nie ma elementu, który by nie pasował do reszty. Panuje jednocześnie harmonia i harmider. O ile to w ogóle możliwe. Cóż, wielkie brawa.
Polecam Wam sięgnąć po tę historię! Za jakiś czas, kiedy o Marcie Reich będzie już głośno będziecie mogli się chwalić, że "czytaliście zanim było modne" :D
Poznajemy młodą redaktorkę poczytnego pisma dla kobiet - Polę Białohorską. Jej życie wydaje się być idealne i spokojne, do czasu kiedy nie dostaje zlecenia na wywiad z największą bizneswoman w Polsce. Elżbieta Wojnowicz całe życie starała się unikać mediów, ale niespodziewanie zapragnęła swojego artykułu w "Madame". Kilka dni później okazuje się, że kobieta została...
więcej mniej Pokaż mimo to
Mówi się, że nie jest ważne jak zaczynamy, ale jak kończymy. Dlatego właśnie oceniając dla was książkę rzadko kiedy zwracam uwagę na jej początek. Znacznie bardziej interesuje mnie, co autor przygotował na wyczekiwany finał. Czy zaintrygował i przyciągnął naszą uwagę na tyle mocno, abyśmy ‘głodni’ sięgnęli po kontynuację/ inną powieść? „Murder Park” zaczął się bardzo dobrze, ale prawdziwą zagadką jest to, jak się skończył?
Akcja powieści osadzona jest na małej, samotnej wyspie u wybrzeży USA, która dwadzieścia lat wcześniej słynęła z wesołego miasteczka zwanego Zodiac Park. Po serii brutalnych morderstw miejsce zostało zamknięte, aby wrócić ponownie, jako park poświęcony najokrutniejszym zbrodniarzom. Pomysłodawcy tego biznesu wierzyli, że strach jest jedną z rzeczy, po którą ludzie bardzo chętnie sięgną, jako nową i innowacyjną formę rozrywki. Zgodnie z planem stworzyli upiorny skansen zabójców i zbrodni, które wstrząsnęły całym światem.
Specjalnie wyselekcjonowana przez ekspertów grupa dwunastu wybrańców trafiła na wyspę, aby ocenić i rozgłosić wspaniałość projektu. Kiedy pojawia się pierwsza ofiara, a kontakt z zewnętrznym światem jest niemożliwy każda osoba na wyspie staje się podejrzana. Kim jest morderca?
Moda na zamknięcie kilku osób w jednym miejscu i obserwowanie ich postawy zmieniającej się pod wpływem różnych czynników zewnętrznych nigdy nie przemija. Muszę jednak przyznać, że niezwykle lubię ten trend, bowiem umożliwia nam nie tylko mile spędzony czas przy lekturze, ale zmusza do nieustannego penetrowania zakamarków ludzkiej natury. Możliwe, że dzięki temu zabiegowi pewne zachowania zaobserwowane w naszym rzeczywistym otoczeniu będzie nam łatwiej wyjaśnić, zrozumieć i przewidzieć. Niezwykle żałuję, że dopiero niedawno uzmysłowiłam sobie jak ważne jest poznanie sposobu myślenia drugiej osoby i, jak olbrzymi ma to wpływ na daną relację.
Bardzo ważnym zabiegiem dla tej powieści jest wstawienie notatek z ‘wywiadów filmowych’ przeprowadzonych przez psychiatrę z każdą osobą wybierającą się na wyspę. Dzięki nim poznajemy szczegóły z życia bohaterów, ich związek z Zodiac Park i stosunek do brutalnych morderstw. Śmiało można stwierdzić, że są prawdziwym asem, którego autor wyciąga z rękawa i całkowicie zmienia bieg wydarzeń. Ale właśnie taki powinien być przecież thriller! Mój umysł nie miał w trakcie lektury tej książki chwili wytchnienia. Ciekawa i nieustannie rwąca do przodu akcja, niesamowite procesy psychologiczne i napięcie podane w wyjątkowej formie sprawia, że jest to jedna z pozycji, którą musicie przeczytać.
Mówi się, że nie jest ważne jak zaczynamy, ale jak kończymy. Dlatego właśnie oceniając dla was książkę rzadko kiedy zwracam uwagę na jej początek. Znacznie bardziej interesuje mnie, co autor przygotował na wyczekiwany finał. Czy zaintrygował i przyciągnął naszą uwagę na tyle mocno, abyśmy ‘głodni’ sięgnęli po kontynuację/ inną powieść? „Murder Park” zaczął się bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Od premiery książki minęło stosunkowo niewiele czasu, a pomimo tego dam sobie rękę odciąć, że większość z Was treść November 9 już zna. Wcale mnie to nie dziwi bo większość książek pani Hoover jest wychwalana i uwielbiana. Ja za tą pozycję zabrałam się w środę o godzinie 22. Dwie później przewracałam ostatnią stronę (albo raczej kilkałam, bo tym razem zaopatrzyłam się w wersję elektroniczną). Czy to już wszystkiego nie wyjaśnia?
Cudowna.💕 Tak mogę najprościej określić książkę November 9. Śmiałam się i płakałam na przemian. Bohaterowie od pierwszych chwil urzekają i nie można ich nie kochać. Ben jest cudownym facetem. Dojrzałym, dowcipnym, kochającym, współczującym i przystojnym. Ideał prawda? Co ważniejsze, potrafił on czarować słowem i przyznam szczerze, że nie tylko Fallon "coś" poczuła.
Były momenty, w których złościliśmy się i nienawidziliśmy bohaterów. Tyle, że był to jeden z rodzajów tej dobrej, zdrowej złości. Mogliśmy ich bardziej nienawidzić ale nie mogliśmy ich przy tym mniej kochać.
Dodatkowo fabuła to magia. Wspominałam, że jestem mega romantyczką? Chyba z milion razy. Nie zdziwi więc nikogo fakt, że kwestia spotkań co roku, właśnie 9 listopada po prostu zwala mnie z nóg. Przy tym podziwiam bohaterów za cierpliwość, bo ja bez mojego partnera nie potrafię wytrzymać 5 dni, a gdzie tu 365. Żeby nie było za słodko pojawiały się także wątki wywołujące łzy i rozpacz. Wszystko więc idealnie się stonowało.
Jest to moja druga książka Colleen Hoover (pierwszą była Ugly Love i przy November 9 się umywa) i już zauważyłam z jaką łatwością autorka prowadzi dialogi pomiędzy bohaterami. Czuć jak gdyby stali oni obok nas i faktycznie rozmawiali. Zero sztywności i udawania. Zero rozmów czy zachowań na siłę "naturalnych". Brawo!
Ben i Fallon uzupełniają się w 100 procentach. Bez siebie są bezbarwni, a razem... Po prostu przeczytaj!
Ja nie żałuję w ogóle. Dorobiłam się nowej ulubionej bohaterki i nowego książkowego męża (żartownisia) 😂😁.
Od premiery książki minęło stosunkowo niewiele czasu, a pomimo tego dam sobie rękę odciąć, że większość z Was treść November 9 już zna. Wcale mnie to nie dziwi bo większość książek pani Hoover jest wychwalana i uwielbiana. Ja za tą pozycję zabrałam się w środę o godzinie 22. Dwie później przewracałam ostatnią stronę (albo raczej kilkałam, bo tym razem zaopatrzyłam się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ahhh! Jak ja uwielbiam poradniki! Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Do tej miłości radzę przekonać się każdej z Was, gdyż walka o samą siebie, o swoje marzenia i o swoje życie jest czymś hiper cudownym!
Nie tak dawno czytałam poradnik "Radykalna miłość do siebie". Byłam (i jestem) nim totalnie zauroczona, chociaż nie korzystam ze wszystkich wymienionych tam rad.Przeczytałam w nim jednak "Napisz do starych znajomych", dzięki czemu odnowiłam ważne dla mnie znajomości bez których nie wyobrażam sobie teraz dnia! 😉😍
Kolejnym poradnikiem, z którym miałam okazję się spotkać jest "Odkryj w sobie psychopatę i osiągnij sukces". Sam tytuł rozbawił chyba całą moją rodzinę, ba podobno do mnie pasuje 😂
Po pierwsze autorzy książki tłumaczą, że bycie psychopatą to wcale nie jest zła sprawa. Każdemu z nas "psychol" kojarzy się z czymś dziwacznym i negatywnym. A przecież istnieje także rodzaj pozytywnego psychopaty! I o tego właśnie chodzi. Stań się totalnie szalonym człowiekiem, który walczy o swój sukces!
Ogromnym atutem książki-czego totalnie się nie spodziewałam- jest fabuła! Tak, dobrze widzicie. Ale chwila! Jak to? W poradniku fabuła?
Jesteśmy tak jakby świadkami odkrywania razem z autorami tej pozytywnej strony "psycho". Mamy możliwość czytania ich rozmów, dyskusji- zupełnie tak jak byśmy tam byli!
Momentami ich słowa są skierowane nawet bezpośrednio do nas - uwaga, bo jak dasz się totalnie pochłonąć to będziesz rozmawiać z książką 😂😂
Co jeszcze? Mnóstwo testów i pytań, które pozwolą Ci dowiedzieć się jakim jesteś człowiekiem i nad czym musisz popracować. Czytając więc ten poradnik po prostu nie da się nudzić.
Właśnie zaczynamy nowy rok i pomimo tego, że to strasznie oklepany czas na zmienianie swojego życia, to ja uważam, że najlepszy!
Zdecydowanie polecam zainwestować w Psychopatę. 455 stron piękna :)
Ahhh! Jak ja uwielbiam poradniki! Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Do tej miłości radzę przekonać się każdej z Was, gdyż walka o samą siebie, o swoje marzenia i o swoje życie jest czymś hiper cudownym!
Nie tak dawno czytałam poradnik "Radykalna miłość do siebie". Byłam (i jestem) nim totalnie zauroczona, chociaż nie korzystam ze wszystkich wymienionych tam...
Cóż, jedyne co przychodzi mi na myśl kiedy myślę o powieści Abii Waxman to słowo UROCZA. Dawno nie czytałam tak świetnej książki. Posiada po prostu wszystkie te cechy, które bardzo w literaturze kobiecej cenię. Bohaterowie są prawdziwi, a ich dowcip jest genialny! Momentami śmiałam się wniebogłosy i wcale nie wyolbrzymiam!
Jestem bardzo wymagająca co do dzisiejszych nowości. Uważam, że te, które są promowane na arcydzieła powinny nimi faktycznie być. Chociaż "Ogród małych kroków" medialnego hałasu nie narobił (a może tak i ja go przegapiłam?! Dajcie znać!) to jak najbardziej na niego zasługiwał :)
Zabawna, luźna i przede wszystkim życiowa historia. O stracie, miłości i rodzicielstwie. Uwielbiam to, że wszystko jest mówione prosto z mostu. Macierzyństwo nie jest kreowane na super piękną, pachnącą sprawę. Autorka pokazuje słabsze i mocniejsze chwile z życia Lily. Śmierć męża, opieka nad dziećmi, strata pracy i nowy romans - wow, kobieta może tyle udźwignąć na raz? Oczywiście, że może. Abbi Waxman pokazuje jak ciężko pogodzić się z utratą drugiej połówki. Lily cztery lata po śmierci męża nadal zmuszona jest udawać szczęśliwą matkę i tłumić w sobie ogromny ból. Dziwne jest, że pomimo na ogół przykrej historii Lily książka napisana jest w bardzo optymistyczny sposób! Praktycznie dobry humor wypływa z każdej strony.
Poza świetną historią i lekkim piórem autorki, niesamowicie rozbawiły mnie "instrukcje" dotyczące pielęgnacji poszczególnych warzyw w ogrodzie. Dodatkowo możemy dowiedzieć się z tej książki mnóstwa ciekawostek dotyczących ogrodnictwa i pomimo tego, że fanką babrania w ziemi nie jestem to chłonęłam je całą sobą.
Cóż, jedyne co przychodzi mi na myśl kiedy myślę o powieści Abii Waxman to słowo UROCZA. Dawno nie czytałam tak świetnej książki. Posiada po prostu wszystkie te cechy, które bardzo w literaturze kobiecej cenię. Bohaterowie są prawdziwi, a ich dowcip jest genialny! Momentami śmiałam się wniebogłosy i wcale nie wyolbrzymiam!
Jestem bardzo wymagająca co do dzisiejszych...
Na samym początku chcę zaznaczyć, że nie miałam wcześniej styczności z twórczością Pani Cassandry Clare. Oglądałam jedynie film "Miasto kości", dzięki któremu łatwiej było mi się odnaleźć w świecie Nocnych Łowców. Pewnie brakuje mi mnóstwa faktów i wiedzy ale dzięki filmowi nie byłam "łysa" i mniej więcej rozumiałam działanie Nefilim.
Czy te małe braki przeszkodziły mi w lekturze? Zdecydowanie nie.
Pokochałam tą historię od pierwszych stron. Uwielbiam książki fantastyczne więc nie mogło być inaczej! Zakochałam się.
Pani Clare idealnie przedstawiła bohaterów. Miałam wrażenie, że każdego z nich poznałam bardzo dogłębnie. Wiedziałam jak myślą, co ich rani, a co cieszy.
Emma Corstairs jest jedną z moich ulubionych postaci fantastycznych. Odważna, pewna siebie i bardzo drapieżna. Typowy mocny charakter, który za wszelką cenę będzie bronić swoich bliskich. Szczególnie mocno pokochałam motyw parabatai. Jest to więź łącząca Emmę z Julianem.
Julian Blackthorn można powiedzieć, że jest w pewnym sensie przeciwieństwem Emmy. Porządny, opanowany i ma głowę na karku. Zajmuje się swoim młodszym rodzeństwem, jak i całym Instytutem. Motyw Juliana jako "rodzica" wałkowany był bardzo długo. Nie było to jednak dla mnie problemem. Wręcz przeciwnie, kiedy pomyślę sobie z ilu rzeczy musiał zrezygnować nastolatek aby być prawdziwą głową rodziny czuję zdumienie i przede wszystkim podziw.
Julian jest zdecydowanie bohaterem,którego trzeba podziwiać. Miłość pomiędzy parabatai jest zakazana. Patrząc jednak na to, jaką cudowną osobą jest Jules- nie dziwię się Emmie. Sama też pewnie bym się zakochała.
"-Kiedy kogoś kochasz, ten ktoś staje się częścią ciebie, Jest we wszystkim, co robisz; jest w powietrzu, którym oddychasz, w wodzie, którą pijesz, i we krwi, która płynie w twoich żyłach. Jego dotyk trwa na twojej skórze, jego głos rozbrzmiewa ci w uszach, a jego myśli tkwią w twojej głowie. Wiesz co mu się śni, ponieważ jego koszmary przeszywają ci serce, a te dobre sny śnicie wspólnie. Przy tym, wcale nie uważasz, że jest chodzącym ideałem: dostrzegasz jego niedoskonałości, znasz je na wylot, tak jak znasz jego mroczne tajemnice i wcale cię one nie przerażają. Przeciwnie: tym bardziej go za to kochasz, bo wcale nie oczekujesz doskonałości. Zależy ci tylko na tej osobie (..)"
"Przypomniała sobie, co Jem - dawny Cichy Brat, który czuwał nad jej i Juliana ceremonią parabatai- powiedział o związku łączącym ją z Julianem. W jego ojczystym chińskim języku istniało na to specjalne określenie: zhi yin. "Ten, który rozumie twoją muzykę"."
Akcja powieści zaczyna się tak naprawdę od samego początku. Emma zaraz odnajduje zwłoki, dowiadujemy się o jej pragnieniu zemsty i znalezieniu mordercy jej rodziców. Rozwikłanie tego wątku bardzo mnie zaskoczyło i trochę szczerze mówiąc zasmuciło. Nie zdradzę Wam kto i dlaczego ich zabił ale powiem, że liczyłam na to iż ich śmierć miała jakieś szczególne znaczenie. Okazało się, że nie miała żadnego.
"Pani Noc" jest cudowną, zakręconą, pisaną z perspektywy mnóstwa bohaterów powieścią. Łatwość z jaką Pani Clare przechodziła z jednej postaci na drugą robi ogromne wrażenie. Widać, że autorka ceni sobie wartości jakimi są rodzina, miłość i oddanie. Każdy bohater walczy o swoje uczucia i o swoich bliskich. Dawno nie czytałam tak ciepłej powieści i to w dodatku fantastycznej.
Świetny jest także wątek powrotu starszego brata Juliana- Marka. Bardzo polubiłam tą postać. Oderwany od rodziny na kilka lat próbuje odzyskać sam siebie.
Kurde, zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że polubiłam każdą postać, nawet tą złą. Zdradzę Wam w sekrecie, że "negatywnym" charakterem kierował tak miłosny, romantyczny i prawdziwy powód, że nogi miękną i nie można się na niego złościć.
"Prawa są bez znaczenie- powiedział Malcolm. Ściszył głos, który jednak bez przeszkód poniósł się na półpiętro. -Nie ma rzeczy ważniejszej od miłości. I nie ma wyższego od niej prawa."
O treści i akcjach tej powieści można by było pisać tak długo, jak długa jest sama książka. Nie takie są jednak moje intencje, więc postaram się napisać jednym zdaniem.
Jeżeli szukasz powieści fantastycznej o miłości, nawet tej zakazanej, poświęceniu, wierze, zazdrości, zdradzie, zemście i rodzinie, z mnóstwem przygód, w której akcja cały czas prze na przód i nie zwalnia aż do ostatniego słowa- "Pani Noc" jest książką dla Ciebie.
Na samym początku chcę zaznaczyć, że nie miałam wcześniej styczności z twórczością Pani Cassandry Clare. Oglądałam jedynie film "Miasto kości", dzięki któremu łatwiej było mi się odnaleźć w świecie Nocnych Łowców. Pewnie brakuje mi mnóstwa faktów i wiedzy ale dzięki filmowi nie byłam "łysa" i mniej więcej rozumiałam działanie Nefilim.
Czy te małe braki przeszkodziły mi w...
Masz przed sobą wspaniałe życie. Przeżyj je co do minuty. Zacznij już teraz.
Zacznijmy od tego, że bardzo długo zastanawiałam się czy sięgnąć po tą książkę. Przeważnie powieści, o których jest najgłośniej - najmniej mi się podobają. W końcu jednak przebrnęłam przez jakąś zaporę i zabrałam się za "Promyczka".
Książkę czyta się bardzo szybko, Dość krótkie rozdziały i przede wszystkim świetna treść sprawiły, że w ciągu dwóch dni lekturę miałam za sobą.
Rzadko kiedy zdarza mi się polubić wszystkich bohaterów powieści. Mam jednak wrażenie, że tutaj nie da się inaczej. Poczynając od głównej bohaterki- Kate- mega wesołej, pozytywnej i przyjaznej osoby, po Gusa, Kellera i resztę.
Postacie zostały tak idealnie wykreowane, że aż momentami byli charakterami utopijnymi. Tak ciepli dla siebie ludzie, tacy oddani przyjaciele. Nigdy nie miałam szczęścia jeżeli chodzi o tą sferę życia, jednak za takiego przyjaciela jak Gus, Kate czy Keller zdecydowanie bym zabiła.
Nie chcę zdradzać Wam historii ale to właśnie kiedy ją poznacie zrozumiecie o co mi w ogóle chodzi.
Apeluję do Was! Przeczytajcie "Promyczka".
Dostałam od rodziców ostatnio takie drewienko z cytatem, który brzmi:
W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę. Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu.
I właśnie to jest piękne w tej książce. Pomimo niesprzyjających okoliczności i ogromnej tragedii, jaka spotkała tych młodych ludzi - potrafią się uśmiechać. Czerpać radość z życia i "tańczyć w deszczu".
Powieść cudowna, podnosząca na duchu i pokazująca, że w każdej sytuacji można znaleźć promyczek radości. Dodatkowo uwielbiam akcenty muzyczne w książkach. Sama jestem dość muzykalna, bo jakiś czas grałam na gitarze, a tata w młodości miał nawet swój zespół. Z muzyką jestem więc na Ty i mega ucieszyła mnie "playlista" na końcu powieści. Dodatkowo przy każdej piosence jest opis- z kim dany utwór się wiąże lub o jakim wydarzeniu jest.
Mega super zabieg, pomimo iż niektóre piosenki nie przypadły mi do gustu.
Prawdziwa przyjaźń, miłość, nadzieja i radość. Pomimo smutnego zakończenia i łez, uwielbiam tą historię. Mam wrażenie, że po jej przeczytaniu w moim sercu faktycznie zagościł taki mały promyczek.
Tę książkę musicie przeczytać!
Ocena: 10/10
Masz przed sobą wspaniałe życie. Przeżyj je co do minuty. Zacznij już teraz.
Zacznijmy od tego, że bardzo długo zastanawiałam się czy sięgnąć po tą książkę. Przeważnie powieści, o których jest najgłośniej - najmniej mi się podobają. W końcu jednak przebrnęłam przez jakąś zaporę i zabrałam się za "Promyczka".
Książkę czyta się bardzo szybko, Dość krótkie rozdziały i przede...
Książka autorstwa Nathanaela Johnsna jest moją pierwszą powieścią z cyklu tych 'o przyrodzie'. Ostatnimi czasy zapanowała ogromna moda na powieści właśnie o tej tematyce, poruszające niezwykłość otaczającego nas świata. Nie będę ukrywać, że już po pierwszych stronach całkowicie dałam się pochłonąć i zaintrygowana chłonęłam jak gąbka nowe ciekawostki.
W tym egzemplarzu możemy dowiedzieć się więcej o życiu gołębi, chwastów, wiewiórek, ptaków, a nawet ślimaków. Jeśli więc istnieje na Ziemi kopalnia ciekawostek, to jest nią właśnie ta książka.
Przez treść przechodzimy w mgnieniu oka i cały czas chcemy więcej, i więcej! Nieustannie otwierałam szeroko oczy ze zdziwienia, jak wiele rzeczy umyka mi w codziennym życiu. Nie zdawałam sobie sprawy z niezwykłości roślin i zwierząt z pozoru będących 'utrapieniem'. No na przykład gołębie, kto z Was kiedyś na nie nie marudził? Nie znam takiej osoby! Ciągle wkurzają, robią bałagan i jeszcze przenoszą pewnie jakieś choroby! Pfee! Też tak myślałam. Teraz? Uważam, że są całkiem niezwykłe. Niezła zmiana, prawda? Może więc warto dać szansę "Sekretom roślin i zwierząt" i całkowicie odmienić swoje podejście do tego, co otacza nas na co dzień?
Wszystkim, nie tylko miłośnikom przyrody polecam tę pozycję. Cholernie dobra dawka ciekawej wiedzy.
Książka autorstwa Nathanaela Johnsna jest moją pierwszą powieścią z cyklu tych 'o przyrodzie'. Ostatnimi czasy zapanowała ogromna moda na powieści właśnie o tej tematyce, poruszające niezwykłość otaczającego nas świata. Nie będę ukrywać, że już po pierwszych stronach całkowicie dałam się pochłonąć i zaintrygowana chłonęłam jak gąbka nowe ciekawostki.
W tym egzemplarzu...
Zaczynając od oprawy graficznej. Okładka wspaniała, pobudza kobiece zmysły, jednocześnie jest utrzymana w delikatnej tonacji, czyli takiej, którą lubię najbardziej. Szarość z czerwienią idealnie współgrają i całość tworzy fantastyczny, nieco tajemniczy klimat. Jezioro wraz z lasem pomaga wczuć się w klimat małej mieściny położonej nad wodą. Do wydania nie ma się co czepiać, gdyż jest na piątkę z plusem !
Co jeśli chodzi o treść?
Jest to fantastyczna powieść o dwóch zranionych, młodych osobach. Bree próbując podnieść się po stracie rodziców wyrusza do małego miasteczka Pelion w poszukiwaniu spokoju i szczęścia. Tak się składa, że na swojej drodze spotyka niemego Archera, który również ubolewa się ze stratą najbliższych ale jak i ‘wygnaniem’ ze społeczeństwa.
Historia skradła moje serce. Bree ‘ przywróciła’ do życia Archera, nauczyła go od nowa czym jest miłość i zaufanie. Pokazała, że pomimo swojej niepełnosprawności jest wyjątkowym facetem i może żyć normalnie. W swoim towarzystwie zapominali o bólu i przykrej przeszłości.
Fajne w książce jest to, że o historii Archera dowiadujemy się stopniowo. Kawałek po kawałku. Zabieg ten intryguje i wprowadza do całej opowieści odrobinę tajemniczości.
Obowiązkowo pojawia się zły charakter w postaci ciotki Archera. Szczerze przyznam, że jej zachowanie i czyny naprawdę odrzucają i wręcz przerażają brakiem jakiejkolwiek empatii.
Zakończenie, czyli ” 5 lat później „cieszy i daje ogromną nadzieję no to, że wszystko w życiu może się ułożyć szczęśliwie.
Bez bicia przyznam się, że łzy poleciały nie raz, nie dwa. Nie będę mówić na których momentach, gdyż nie chciałabym zaspoilerować Wam treści książki. Momenty te należą do Was i mam nadzieję, że zareagujecie podobnie.
Żeby nie przesłodzić musiało znaleźć się coś na minus ( Jestem chyba za wybredna).
Z racji tego, że całkowicie nie jestem fanką erotyków, gdzieś w połowie książki zaczęłam mieć wrażenie, że co moment czytam o stosunku Bree i Archera. Nie były to oczywiście nie wiadomo jakie opisy ale ich ilość strasznie mnie przytłoczyła. Co kilka stron miałam okropne deja vu.
Nie jest to oczywiście sprawa, która przesądza o całości, bo całość uwielbiam.
Zaczynając od oprawy graficznej. Okładka wspaniała, pobudza kobiece zmysły, jednocześnie jest utrzymana w delikatnej tonacji, czyli takiej, którą lubię najbardziej. Szarość z czerwienią idealnie współgrają i całość tworzy fantastyczny, nieco tajemniczy klimat. Jezioro wraz z lasem pomaga wczuć się w klimat małej mieściny położonej nad wodą. Do wydania nie ma się co czepiać,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sammy to jedenastoletni chłopiec, który wraz z rodzicami przeprowadza się do starej, secesyjnej willi w Berlinie. Trwają wakacje i chłopiec znużony już czasem wolnym pewnego dnia zaczyna śledzić swojego ojca. Trafia za nim do schronu przeciwlotniczego, w którym znajduje uwięzioną dziewczynkę. Zamknięta jest ona w celi, szczelnie wyłożonej gumową folią. Zarówno ona, jak i Sammy są przerażeni. Chłopiec chce pomóc jej odzyskać wolność, lecz kiedy schodzi tam następnego dnia, cela jest pusta. Sammy widzi tylko jedno wytłumaczenie- jego ojciec jest potworem.
Zawsze zaznaczam, że nie jestem szpecem od thrillerów. Nie czytam ich nałogowo, chociaż nie znaczy to, że nie lubię. "Cela" jest niewątpliwie opowieścią maksymalnie na dwa dni. Powieść ta nieustannie gna do przodu, a razem z nią czytelnik, który nie chce przestać czytać. Thriller ten cały czas trzyma w napięciu i zaskakuje. Niewątpliwie książka ta mnie przeraziła. Pod względem zarówno fabuły, jak i tym, że nie chciała uciec z moich rąk chociażby na sekundę.
Wracając jednak do fabuły. Ciśnie mi się na usta jedno słowo. Niespodziewana. Autor świetnie wyprowadzał czytelnika w przysłowiowe maliny i im bliżej końca, tym częściej całkowicie zmieniał przebieg historii. Wściekłość, dekoncentracja i szaleństwo bohaterów jest tak realne, że udziela się czytelnikowi. W końcu bałam się iść sama do kotłowni 😂 to musi o czymś znaczyć.
Książka pozwoli Wam przenieść się w zupełnie inny świat i pomimo swojej brutalnej tematyki, da Wam chwilę wytchnienia od domowych obowiązków. A zakończenie? Wisienka na torcie, mmm
Sammy to jedenastoletni chłopiec, który wraz z rodzicami przeprowadza się do starej, secesyjnej willi w Berlinie. Trwają wakacje i chłopiec znużony już czasem wolnym pewnego dnia zaczyna śledzić swojego ojca. Trafia za nim do schronu przeciwlotniczego, w którym znajduje uwięzioną dziewczynkę. Zamknięta jest ona w celi, szczelnie wyłożonej gumową folią. Zarówno ona, jak i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeśli chcesz się nauczyć języka angielskiego to mam dla Ciebie arygenialne wyjście! Stop z wymówkami. Znajomość języka obcego jest w tych czasach bardzo, bardzo ważna. Praca, wakacje, znajomi. Przecież chcesz się dogadać! Nie wiesz jak się za to zabrać? Nie dziwię się. Ja też nie wiedziałam i próbowałam już chyba wszystkiego. Zaczynając od obklejenia domu w karteczkach z angielskimi tłumaczeniami po różne aplikacje typu duolingo.pl. Jest jednak łatwiejszy sposób. Jeśli jesteś na moim blogu to jedno jest pewne. Kochasz czytać. A przecież najłatwiej uczyć się czegoś w sposób, który sprawia Ci przyjemność!
Przechodząc do sedna sprawy. Mam dzisiaj dla Was książki Wydawnictwa Zesłownikiem. Na czym to polega? Treść książki jest w obcym języku a na marginesie znajdziecie tłumaczenie wszystkich trudniejszych, wytłuszczonych słówek. Nauka podana na tacy!
W moje ręce wpadły dwa egzemplarze tych cudeniek. Pierwszy to "The Snow Queen", a drugi "The Jungle Book". Oba jakimś dziwnym trafem z serii "Children`s books" :D
Pierwsze na co musicie się nastawić to to, że czytanie po angielsku zależy od tego jak dobrze go znasz. Ja jestem na poziomie, hm... średnio zaawansowanym? Znam mnóstwo słówek, umiem się dogadać ale mój język jest zastojały. Nie mam po prostu kiedy i z kim go używać. Dlatego z taką aprobatą przyjęłam obcojęzyczne książki pod swoje skrzydła.
Ale wracając do tematu. Jeśli znasz język angielski czytanie nie sprawi Ci zbyt dużego problemu. Wiadomo, że nie będzie szło Ci to tak szybko jak po polsku (przynajmniej ja tak miałam) ale nie będziesz mieć z tym trudności. Jedyne co mi przeszkadzało to to, że słówka na marginesie były ułożone alfabetycznie a nie wzdłuż linijki, w której występuje. Byłoby to znacznie szybsze niż szukanie słówka w tabelce.
Jeśli dopiero zaczynasz historię z językiem angielskim szczególnie polecam Ci serię dziecięcą. Słownictwo tutaj nie będzie aż tak trudne jak np. w przypadku scifi. Nastaw się również na to, że nie musisz przeczytać 50 stron od razu. Czytaj po jednej. Lepiej mniej, a w taki sposób, żeby coś z tego wyciągnąć i nie zniechęcić się od razu.
Jeśli nie chcesz się nauczyć angielskiego też fajnie! Te książki są również dla Ciebie. Przecież miło jest poznawać nowe rzeczy, a te książki niewątpliwie takie są.
W ramach podsumowania powiem tylko jeszcze słowo o samym wydaniu. Widziałam mnóstwo opinii, w których dziewczyny zachwycały się hmm.... prostotą wydania. Dla mnie jest to jednak kiepskie. Książki te powinny być barwne i zachęcać czytelnika. Przede wszystkim nie powinny wyglądać jak podręczniki, które raczej nie zachęcają tylko wręcz przeciwnie.
Jeśli chcesz się nauczyć języka angielskiego to mam dla Ciebie arygenialne wyjście! Stop z wymówkami. Znajomość języka obcego jest w tych czasach bardzo, bardzo ważna. Praca, wakacje, znajomi. Przecież chcesz się dogadać! Nie wiesz jak się za to zabrać? Nie dziwię się. Ja też nie wiedziałam i próbowałam już chyba wszystkiego. Zaczynając od obklejenia domu w karteczkach z...
więcej Pokaż mimo to