6⭐/10 [47/2k21]
Umrzeć - tego się nie robi kotu...
"Taki kot jak ja musi mieć dom i miłość. Kiedy wychodziłem w ciemną noc, całe moje małe ciało drżało ze strachu, ale usiłowałem znaleźć w sobie odwagę. Mało wiedziałem, ale jedno było jasne - nigdy więcej nie chciałem być sam".
Czteroletni Alfie w krótkim czasie stracił swoją przyszywaną kocią siostrę oraz ukochaną opiekunkę Margaret. Córka starszej pani po śmierci matki nie chciała wziąć na siebie odpowiedzialności opieki nad kotem, a nad Alfiem nieuchronnie zawisło widmo schroniska. Nie mogąc pogodzić się ze swoim losem opuścił swój ukochany dom, trafiając na ulicę. Zaznawszy bezdomności, głodu i strachu, próbując poskładać swoje złamane serce, wziął do siebie radę przyjaznego kocura Cukierka i postanowił zostać kotem wielorodzinnym. Trafiwszy na Edgar Road zaprzyjaźnił się z Tygryską i obserwował domy przeznaczone na sprzedaż lub do wynajęcia. Tym sposobem został kotem Claire, która rozstała się z niewiernym mężem a następnie kawalera Jonathana, który zmuszony był opuścić Singapur i szukać pracy w Londynie. Szybko jednak okazuje się, że dwie rodziny z dziećmi również potrzebują pomocy rezolutnego kota o wielkim sercu. Wszystkich tych ludzi łączy bowiem jedno: większa lub mniejsza samotność i ból.
"Mój stan psychiczny odzwierciedlał to, jak się czułem fizycznie. Rozpacz była częścią mnie, sprawiała mi ból, bo całym sobą tęskniłem za Margaret. Ale zaznałem w życiu miłości - od mojej pani i od kociej siostry - i ze względu na nie, na ich miłość nie mogłem się poddawać".
Pierwszy tom przygód Alfiego w żadnym stopniu nie odbiega od poziomu tomu następnego. To wciąż nieco naiwna historia, mająca za zadanie wywołać w odbiorcy trochę ciepła z tym, że w przeciwieństwie do swojej kontynuacji zdołała wycisnąć ze mnie kilka łez. Płakałam ilekroć Alfie wspominał Agnes lub Margaret, a najbardziej łkałam gdy Alfie został skatowany przez Joe. Dosłownie się zanosiłam. I nie wstydzę się tego.
"Nigdy nie dochodzi się do dawnej formy. Jakaś cząstka zawsze będzie cierpieć, ale trzeba nauczyć się z tym żyć".
Nie należy ufać ludziom, którzy nie lubią kotów:) Coś w tym jest. Kto nie miał kota, nie zrozumie tego nigdy. A książka miła, lekka i przyjemna, raczej dla miłośników kotów. Choć Alfie jest bardzo wyjątkowym zwierzakiem, to jednak czuć, że narratorem jest człowiek podszywający się za kota. Miło się czyta taką książkę z własnym mruczkiem na kolanach:) Fajni ludzie, fajna dzielnica, piękne przyjaźnie i zgraja miłych kotów. Chętnie zamieszkałabym w takim miejscu. Polecam