-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-03-13
2023-03-11
Ta książka wzięła mnie z totalnego zaskoczenia. Już pomijając to, w jaki przedziwny sposób wpadła w moje ręce, z racji na to, że stronię od książek „około religijnych”. Wiedziałam, jaką personą był ks. Jan Kaczkowski, jednak mimo wszystko, nie sądziłam, że powieść ta wywoła we mnie tyle emocji na raz.
Mówiąc szczerze, wiele trudności sprawia mi napisanie ów opinii, ze względu na to, że nie mogę pozbierać swoich myśli. Mimo, że od lektury już troszkę czasu minęło, nadal wiem, co mnie w niej zachwyciło, jak też jakie emocje towarzyszyły mi w trakcie czytania. To książka, która nie bierze jeńców i bardzo prostym językiem, nie pozbawionym brutalności, pełnokrwiście opisuje relację Johnny’ego z Patrykiem Galewskim. Myśląc o niej w kącikach oczu wzbierają mi łzy, choć równocześnie nie mogę przestać się śmiać przypominając sobie niektóre zdarzenia z książki. To niebywale wzruszająca opowieść, napisana z wielką miłością i poczuciem humoru. Chwyta za serce, i do końca lektury, a nawet już po niej, nie potrafi puścić ze swoich opiekuńczych objęć.
W głównej mierze „Johnnego” cenię za szczerość. Autor nie zataja przed czytelnikiem żadnego faktu. Patryk Galewski prowadził bardzo barwne życie, pełne wielu niemoralnych wyskoków. Opisując je rozmówcy po latach nie stroni jednak od tych lżejszych, przyjemniejszych momentów, jak również nie ukrywa krytyki swojego ówczesnego zachowania. Książka opowiada niezwykle świetną opowieść, przez którą płynie się niesamowicie nawet jeśli nie jest się mocno powiązanym z Kościołem, ponieważ ks. Jan Kaczkowski dla wielu był (i słusznie) superbohaterem, inną twarzą znienawidzonej przez wielu placówki. Swoimi działaniami zasługiwał (nadal zasługuje) na o wiele większy rozgłos. To postać nieszablonowa, która łamie stereotypy i pozwala człowiekowi być człowiekiem. Nie ocenia, a poprzez rozmowę i zrozumienie stara się poprawić los bliźniego.
Nie jestem w stanie zliczyć ile razy popłakałam się na tej powieści. Albo ile razy śmiałam się przez łzy. I nie jest to ckliwa historia, co niektórzy pewnie będą jej zarzucać. Książka ta otwiera w sercu te drzwi, o istnieniu których nie wiedziałam. To też kopalnia cytatów, każda myśl płynąca z opowieści jest przepiękna i warta zapamiętania. A film na podstawie losów Patryka zdecydowanie warty poznania, świetnie poprowadzony, i z pasją zrealizowany. Gorąco Wam polecam lekturę, uważam, że się nie zawiedziecie, nawet jeśli nie jesteście wierzący. O „Johnnym” zdecydowanie powinno być głośniej, także polecam jeszcze raz z całego serca.
Ta książka wzięła mnie z totalnego zaskoczenia. Już pomijając to, w jaki przedziwny sposób wpadła w moje ręce, z racji na to, że stronię od książek „około religijnych”. Wiedziałam, jaką personą był ks. Jan Kaczkowski, jednak mimo wszystko, nie sądziłam, że powieść ta wywoła we mnie tyle emocji na raz.
Mówiąc szczerze, wiele trudności sprawia mi napisanie ów opinii, ze...
2023-02-26
🧵 „Pani Labiryntu” od Magdy Knedler to niezwykle nierówna książka, często jest chaotyczna i dezorientuje czytelnika. Czyta się ją niezwykle szybko, zwłaszcza, jeśli uwielbia się tematykę mitologiczną i liczne retellingi znanych (bądź mniej znanych) mitów. Praktycznie od samego początku udało mi się wejść w historię i nie mogłam doczekać się, aby ponownie po książkę sięgnąć – zwłaszcza, że zawiera ona krótkie, niebywale wciągające rozdziały oraz historię, która niejednokrotnie wywołała we mnie wiele uczuć. Jest to jednak historia momentami nierówna, co nie jest dla niej wadą, jeśli czytelnik wcześniej poznał jakąkolwiek opowieść ze świata greckiej mitologii.
🧵 Retellingi znanych opowieści mają to do sobie, że czasem podążają dziwnymi, absurdalnymi drogami, specjalnie wykreowanymi wyobraźnią autora. Magda Knedler podjęła się opisu bardzo ciekawych i smutnych wątków, które niejednokrotnie mnie wzruszyły czy zasmuciły. Niestety, momentami widać, że historia w „Pani Labiryntu” zmierzała w absurdalne odmęty, a podawane przez autorkę źródła tylko dowodzą, że większość informacji jest wynikiem jej (czasem wręcz za bardzo) absurdalnej wizji. I choć (rzetelnych) źródeł mitologii obecnie można znaleźć niewiele, momentami autorka szła na wiele skrótów. Historia często urywała się w dość ciekawych momentach, Knedler nie kończyła rozpoczętych wątków, czy też nie potrafiła dokładnie wyjaśnić zawiłości danego mitu. Nie mniej jednak nie jest to jakaś wielka wada, bo książka jedynie bazowała na tytułowym micie, którego interpretacja niezwykle przypadła mi do gustu (choć historia mogłaby być lekko krótsza, czasem miałam wrażenie, że niektóre fragmenty za bardzo zostały rozciągnięte).
🧵 Na uwagę przy tej książce zdecydowanie zasługuje kreacja głównej bohaterki, Ariadny. Ariadna jest silną kobiecą postacią, która cechuje się siłą, odwagą i niezwykłą mądrością. Obserwowanie jej dobroci i chęci pomocy innym, mimo wielu ran, jakie otrzymywała od najbliższych, było dla mnie fascynującą przygodą. To bohaterka w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ponadto podobała mi się również interpretacja labiryntu, opisywanie tego miejsca przez autorkę wzbudzało we mnie napięcie i nie pozwalało odłożyć książki na półkę. Labirynt to miejsce nieznane, mroczne, a jednocześnie tak niebywale smutne i interesujące, pozwalające na zmierzenie się z własnymi demonami (interpretacja tego co widzimy zależna jest zupełnie od nas). Niby żadne specjalne odkrycie, jednak niezwykle pasowało do całej powieści i robiło niepowtarzalny klimat (który dość łatwo można było zniszczyć). Na plus również wątek Kultu Bogini, uwielbiam przemycanie tematów feministycznych w dość spokojny sposób (choć nie powiem, czasem – w szczególności w końcówce – miało to zbyt moralizatorski wydźwięk). Ko-lejna zaleta to postrzeganie postaci Minotaura – pierwszy raz od dawna nie został on przedstawiony jako potwór, tylko zwyczajnie – jako zagubiony chłopiec, osamotniony, który nigdy nie zaznał szczęścia czy miłości innego człowieka, choć ma do zaoferowania wiele umiejętności, jest wrażliwy i zwyczajnie potrzebujący kontaktu z drugą istotą.
🧵 Idealna gratka dla fanów mitologii greckiej, choć myślę, że ten retelling należy traktować z przymrużeniem oka. Jest dobry, choć źródła wykorzystane do jego napisania momentami pozostawiają wiele do życzenia. Książka czasem jest przeciągnięta i bardziej skupia się na aspektach obyczajowych, co dla mnie jednak nie stanowiło jej wady. Bawiłam się na niej przednio i dzięki lekturze ponownie nabrałam ochoty na jakiś retelling mitologiczny, zwłaszcza o mniej popularnym bohaterce/bohaterze z mitologii. Polecam 🧵.
🧵 „Pani Labiryntu” od Magdy Knedler to niezwykle nierówna książka, często jest chaotyczna i dezorientuje czytelnika. Czyta się ją niezwykle szybko, zwłaszcza, jeśli uwielbia się tematykę mitologiczną i liczne retellingi znanych (bądź mniej znanych) mitów. Praktycznie od samego początku udało mi się wejść w historię i nie mogłam doczekać się, aby ponownie po książkę sięgnąć...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-14
Jonathan Auxier pozwolił mi się poznać poprzez wspaniałą powieść „Nan Sparrow i potwór z sadzy” – książkę, która niezwykle mnie ujęła i w wielu fragmentach strasznie wzruszyła, jak też przeraziła swoją brutalnością. Kolejne spotkanie z autorem zupełnie mnie nie zawiodło. „Peter Nimble i magiczne oczy” to niebywale dobra historia, która mocno mną wstrząsnęła. Niby powieść należąca do literatury dziecięcej – ale znowu – przez to, o czym opowiada i jak brutalnie zostały pokazane w niej realia życia głównych, dziecięcych postaci – nie jest to książka dla najmłodszych, a bardziej celuje w młodszą młodzież.
„Petera Nimble’a…” cenię przede wszystkim za niezwykle dobrą, wciągającą i momentami przerażającą historię. Fabuła z jednej strony wydaje się prosta – ot, zwykła przygodówka dla najmłodszych, ale przez sam styl opowiadania historii i tematy, które autor porusza, myślę, że to trudna opowieść, w którą należy niezwykle się wczytać, by zrozumieć jej sens czy po prostu znaleźć w niej coś unikalnego, specjalnie dla siebie. To niezwykle poruszająca historia, którą warto poznać, choć miejscami może wydawać się ona chaotyczna czy zwyczajnie też dziwna.
Jonathan Auxier to bardzo dobry pisarz, którego książki cechują się prostym, bardzo lekkim stylem, prostotą całej historii (poniekąd), a jednak są w stanie mocno oddziałać na czytelnika. Jestem pod wrażeniem tego, w jaki sposób autor porusza ciężkie tematy, czy też wprowadza humor – (zazwyczaj) czarny humor, ironię czy sarkazm. Postacie wykreowane przez Auxiera nigdy nie mają lekko w życiu i mimo młodego wieku muszą jakoś radzić sobie w niezwykle mrocznym i brutalnym świecie, którego realia niejednokrotnie wręcz zaskakują swoją krwistością i mrokiem.
Autor nie boi się opisywania przeżyć bohaterów w dosadny i niezwykle makabryczny sposób – nie tracąc przy tym magii i klimatu baśniowego. Książka zaskoczyła mnie również historią i kierunkiem, w jakim zmierzała i ostatecznie finałem, którego się nie spodziewałam. Na pewno sięgnę po drugą część, by przekonać się, co jeszcze Auxier ma mi do zaoferowania. Mam nadzieję, że spełni moje oczekiwania co do treści dalszej historii.
Jonathan Auxier pozwolił mi się poznać poprzez wspaniałą powieść „Nan Sparrow i potwór z sadzy” – książkę, która niezwykle mnie ujęła i w wielu fragmentach strasznie wzruszyła, jak też przeraziła swoją brutalnością. Kolejne spotkanie z autorem zupełnie mnie nie zawiodło. „Peter Nimble i magiczne oczy” to niebywale dobra historia, która mocno mną wstrząsnęła. Niby powieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-13
Nigdy nie sądziłam, że książka, którą znalazłam w koszu na promocji w supermarkecie, która zaciekawiła mnie okładką obrazującą wiele makabrycznych szczegółów co do ciężkiej jej treści, kilka lat po premierze odbije się tak szerokim echem na mediach okołoksiążkowych. Jestem pewna, że o historii Ove słyszał już niemalże każdy. Ba, niejednego ona oczarowała. Tak też było ze mną – „Mężczyzna imieniem Ove” Fredrika Backmana wkroczył w rangi moich ulubieńców książkowych i tym samym zostanie ze mną na długo.
Do lektury dzieła Backmana nikt mnie nie musiał przekonywać, przed przeczytaniem wiedziałam jednak, że to historia z gatunku tych cięższych, choć opowiadająca o „zwykłych” trudach życia. Nie spodziewałam się, że z pozoru tak prosta historia, napisana zwykłym, choć mocno sztywnym, charakterystycznym dla pisarzy skandynawskich językiem, niezwykle mnie zachwyci. Nie jestem w stanie opisać słowami jak wielką miłość czuję do tej powieści. Nie mogę również znaleźć żadnej jej wady – bo jak już wspomniałam kilkukrotnie – to historia banalna, zwyczajna, specjalnie tak wyjątkowo i czasem dość schematycznie ułożona – ale jednak ma coś w sobie.
Kreacja bohaterów to majstersztyk – żaden z nich nie został tu dopisany na kolanie, każdy ma jakąś rolę i czuć ich realizm, bo (czasem) otaczamy się ludźmi z takimi charakterami. Ove to postać, do której poczułam sympatię niemalże od pierwszej strony – uwielbiam taki typ bohatera, który jest zrzędą, choć z drugiej strony można zauważyć, że ma ogromne serce. Sama zresztą kilka cech dzielę z tą postacią. W kreacji Ovego podobało mi się również jego poczucie humoru czy umiejętność do przekazywania sarkastycznych odpowiedzi. Cała historia mężczyzny niezwykle mnie poruszyła i wraz z moim przywiązaniem do bohaterów i ich przeżyć, niejednokrotnie wzruszałam się i płakałam. Zakończenie to niezwykle przepiękna sprawa i cieszę się, że w takim kierunku cała historia zmierzała. Książkę zakończyłam z uśmiechem, to był zwyczajnie odpowiedni i piękny finał całej historii.
Uwielbiam każdy aspekt tej powieści, najbardziej jednak to, o jakich tematach opowiada i w jaki sposób przekazuje dane wartości. Niezwykle podobał mi się humor w całej książce, ironia i sarkazm wyciekające z powieści na każdej stronie. Przekazanie w przystępny sposób tak ciężkich tematów – samotności, tęsknoty za zmarłym bliskim, wykluczenia – cudowne po prostu. Na pewno sięgnę po inną twórczość Backmana, już nie mogę się wręcz doczekać. Polecam również szwedzką ekranizację (amerykańską muszę nadrobić, aczkolwiek nie sądzę, by przebiła ten świetny film), niezwykle wierną książce. Zdecydowanie powieść warta swojego hype’u 💙.
Nigdy nie sądziłam, że książka, którą znalazłam w koszu na promocji w supermarkecie, która zaciekawiła mnie okładką obrazującą wiele makabrycznych szczegółów co do ciężkiej jej treści, kilka lat po premierze odbije się tak szerokim echem na mediach okołoksiążkowych. Jestem pewna, że o historii Ove słyszał już niemalże każdy. Ba, niejednego ona oczarowała. Tak też było ze...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-07
Nie spodziewałabym się nigdy, że książka o tak wdzięcznym i jednoznacznym tytule trafi w moje ręce. A jeszcze bardziej, że niezwykle mi się spodoba i nie będę mogła przestać się śmiać słuchając „zwyczajnych” ciekawostek! Traf chciał, że pozycję tą przesłuchałam i wprawiła mnie ona w niezwykle pozytywny nastrój. Co prawda byłam ciekawa jednego rozdziału, bo wówczas od niedawna mój dom nawiedził kolejny pieski lokator, jednak tak mi się spodobało (o ironio!), że przesłuchałam całość. Te ciekawostki są nieziemskie i na pewno będą niebywałą frajdą dla milusińskich, jeśli takowych posiadacie w swoim otoczeniu. Starszy czytelnik również mega się pośmieje, zwłaszcza, że całość czyta niesamowicie legendarny i rozpoznawalny Wiktor Zborowski. Poezja. Tak uroczej i niebywale przesłodkiej opowieści odnośnie tematów z pozoru nieśmiesznych ze świecą szukać 🥰.
Nie spodziewałabym się nigdy, że książka o tak wdzięcznym i jednoznacznym tytule trafi w moje ręce. A jeszcze bardziej, że niezwykle mi się spodoba i nie będę mogła przestać się śmiać słuchając „zwyczajnych” ciekawostek! Traf chciał, że pozycję tą przesłuchałam i wprawiła mnie ona w niezwykle pozytywny nastrój. Co prawda byłam ciekawa jednego rozdziału, bo wówczas od...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-29
Sięgając po nowość od J.K. Rowling tak na dobrą sprawę nie spodziewałam się, co tym razem autorka mi zaserwuje. Wcześniej miałam możliwość poznania „dziecięcej” strony pisarki czytając „Ikaboga” – książkę, która zupełnie mnie oczarowała i zadziwiła, bo w żadnym razie nie powiedziałabym, że jest targetowana jako literatura dziecięca. Tak też początkowo sądziłam o „Gwiazdkowym Prosiaczku”, bo mimo warstwy dziecięcej, książka zmusza dorosłego czytelnika do głębszej analizy niezwykle trudnych do przepracowania zjawisk. Jednak, ogółem cała historia w powieści, jak też morały z niej wynikające są niezwykle wartościowe zarówno dla młodszego, jak też tego już starszego odbiorcy. „Gwiazdkowy Prosiaczek” to wspaniała przygoda, idealna na czas świąteczny, choć trzeba mieć na uwadze fakt, że czasami to bardzo ciężka, smutna i łamiąca serce lektura.
„Gwiazdkowy Prosiaczek” to niezwykle przepiękna, magiczna historia, która we wspaniały sposób opisuje wyobraźnię dziecka. Ponadto książka ta została przepięknie wydana, ilustracji jest niezwykle dużo i są one dobrej jakości, pozwalając na coraz to inną interpretację zdarzeń z książki. Powieść została podzielona na dość krótkie rozdziały, które wliczają się do danej części historii, niezwykle oryginalnie nazywanej i przedstawiającej konkretny fragment przygody. To też magiczna opowieść, idealna dla młodszych fanów przygodówek, w których dzieje się bardzo dużo zdarzeń. Co do wad powieści należy wspomnieć, że jest ona obfita w moralizatorskie frazesy. Nie dla każdego to wada, jednak starszy czytelnik może wręcz czasem przewracać oczami od infantylności niektórych zachowań. Mimo wszystko jest to książka warta przeczytania, szczególnie w świąteczny czas. Główny bohater opowieści, Jack, to kilkuletnie dziecko, ale jest również postacią myślącą o tym, co robi, wie co dobre, a co już tak niekoniecznie.
Urocza, niezwykle przemyślana pełna przygód i niebywale magiczna książka, którą bardzo szybko się czyta. Rowling ponownie daje nam wgląd do swojej wybujałej wyobraźni – nie sądziłam, że w taki przekonujący, realny sposób można zbudować świat zabawek (o wiele lepszy pomysł niżeli w bajce Toy Story) i pokazać dziecięcy punkt widzenia na tę kwestię. Niektóre pomysły są wręcz fantastyczne i pierwszy raz spotkałam się z tego typu myśleniem. Polecam niezwykle serdecznie, zwłaszcza dla tych, co nie do końca lubią się z literaturą dziecięcą.
Sięgając po nowość od J.K. Rowling tak na dobrą sprawę nie spodziewałam się, co tym razem autorka mi zaserwuje. Wcześniej miałam możliwość poznania „dziecięcej” strony pisarki czytając „Ikaboga” – książkę, która zupełnie mnie oczarowała i zadziwiła, bo w żadnym razie nie powiedziałabym, że jest targetowana jako literatura dziecięca. Tak też początkowo sądziłam o...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-17
Wstrząsająca i przerażająca książka, która bez wątpienia pozostawiła trwałe ślady w mojej psychice. Poruszająca niezwykle ważne problemy w prosty, momentami wręcz, makabryczny sposób, bez zbędnego lania wody. Z uwagi na to, o czym powieść opowiada, niejednokrotnie byłam zmuszona do odłożenia jej na bok, by uspokoić swoje emocje i przemyśleć gruntownie fragmenty, o których czytałam. Jest to mocna i niezwykle ciężka opowieść, warta przeczytania.
Opowieść Cieli niejednokrotnie złamała mi serce, a wraz z rozwojem fabuły i wraz z poznawaniem dalszych szczegółów odnośnie feralnej i katastroficznej w skutkach nocy, to historia, obok której nie da się przejść obojętnie. Osoba autorska buduje napięcie w fantastyczny sposób nie pozwalając czytelnikowi nawet na chwilę odetchnąć. Historia opisana w książce niebywale porusza i zmusza do autorefleksji. Co prawda, nie jest pozbawiona wad – często w dialogach bohaterowie prowadzą rozmowy zupełnie nienaturalnie czy też obecny realizm magiczny (porównywanie Cieli do postaci Królowej Śniegu) często wypada dość blado i niepotrzebnie, jednak nie odbiera to książce żadnej wartości.
„Sezon luster” poza poruszającą historią, która niemalże wbija w fotel, błyszczy również w aspektach kreacji bohaterów. Postaci tworzące książkę zostali prawidłowo wyobrażeni i każdy z nich miał niezwykle mocne znaczenie dla całej historii. Częste spotkania Cieli i Locka rozwinęły ich wątek (i ogółem relację) i dzięki temu odpowiednio wybrzmiały problemy, z którymi para ta musiała się zmierzyć. Na uwagę zasługuje też wątek realizmu magicznego – nie przepadam zbytnio za Królową Śniegu, jednak dodatek tej symboliki do postaci Cieli odpowiednio zagrał na emocjach i pokazał czytelnikowi złożoność charakteru dziewczyny (choć też sądzę, że temat ten nie został odpowiednio poprowadzony i pojawiał się wówczas, gdy osoba autorska przypomniała sobie, że go do książki wstawiła). Z kolei umiejętność Cieli do wyobrażenia sobie idealnego (dla danej osoby, klienta cukierni) wypieku zostało przedstawione niezwykle pięknie i w pełni uwierzyłam, że dziewczyna otrzymała ten dar od przodków. Zakończenie zostało napisane i przedstawione, jak dla mnie, w punkt, idealnie kończąc wątki pozostawiając czytelnikowi słodko-gorzki posmak.
„Sezon luster” to niezwykle ciężka, mocna i trudna lektura, o której zdecydowanie powinno być głośno, choć – oczywiście – nie jest książką pozbawioną wad. To historia, która łamie serce i nie pozwala czytelnikowi na jego ponowne sklejenie, pozostawia go jednak z uczuciem niegasnącej nadziei.
Wstrząsająca i przerażająca książka, która bez wątpienia pozostawiła trwałe ślady w mojej psychice. Poruszająca niezwykle ważne problemy w prosty, momentami wręcz, makabryczny sposób, bez zbędnego lania wody. Z uwagi na to, o czym powieść opowiada, niejednokrotnie byłam zmuszona do odłożenia jej na bok, by uspokoić swoje emocje i przemyśleć gruntownie fragmenty, o których...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-14
Bez wątpienia to najlepszy komiks jaki czytałam dotychczas w swoim życiu. Nie ma dosłownie niczego, do czego mogłabym się przyczepić, co czyni dzieło Jeffa Lemire’a komiksem wręcz doskonałym, arcydziełem.
Powieść składa się z czterech rozwiniętych historii nazwanych odpowiednio: Witajcie w Nowym Egipcie, Wcielenia, Śmierć i narodziny, Rzeźnik, z czego te dwie pierwsze opowieści są najbardziej obszerne, a dwie ostatnie można traktować jako dodatek do całości („Rzeźnik” najsłabszy z uwagi na to, że to dość starawa historia, jedna z pierwszych o tym bohaterze, ale pasuje do całości dodając pewnego rodzaju „smaczka”, zwłaszcza dla fanów franczyzy). Każda z historii została narysowana zupełnie innym stylem pasującym do różnych alter ego Marca Spectora. Dużo jednak o fabule zdradzić nie mogę, gdyż zniszczyłoby to radość z lektury, jak też historia jest tak zawiła, że wręcz niemożliwością byłoby tego dokonać. Starczy powiedzieć, że Moon Knight to niesamowita postać, niezwykle starannie kreowana i przepięknie przedstawiona (naprawdę szacun za tak świetnie wykreowanego bohatera i przepiękną kreskę).
Jeff Lemire w duecie z Gregiem Smallwoodem przedstawiają wszystko, co w Moon Knightcie najlepsze, ponieważ podczas lektury czytelnik nigdy do końca nie wie, co właśnie zobaczył, o co dokładnie chodzi w przeczytanej historii, a to sprawia, że opowieść jest godna przedstawianego mściciela. A kreska, przepiękne rysunki i dodatki sprawiają, że mimo objętości powieści, ogląda się ją niemalże na raz, nie da się od niej oderwać. Fenomenalna pozycja, która może sprawić, że zatracicie się w świecie Konshu i mitologii egipskiej.
Bez wątpienia to najlepszy komiks jaki czytałam dotychczas w swoim życiu. Nie ma dosłownie niczego, do czego mogłabym się przyczepić, co czyni dzieło Jeffa Lemire’a komiksem wręcz doskonałym, arcydziełem.
Powieść składa się z czterech rozwiniętych historii nazwanych odpowiednio: Witajcie w Nowym Egipcie, Wcielenia, Śmierć i narodziny, Rzeźnik, z czego te dwie pierwsze...
2023-01-10
Wstrząsająca historia do której często wracam myślami. To książka rozdzierająca serce i jednocześnie pozwalająca je na nowo skleić. Niezwykle ważna i potrzebna opowieść o świecie wojny widzianym okiem dziecka. Opowiada o tym, że wojna czasem dla niektórych bywała wybawieniem. Ratunkiem przed złymi ludźmi, którzy dla młodego człowieka powinni być wzorem do naśladowania, a nie wzbudzającym strach. Ciężka pozycja, którą w żaden sposób nie skategoryzowałabym do literatury dziecięcej – owszem, wydarzenia są opisywane z perspektywy małej dziewczynki, nastolatki, jednak to o czym, i w jaki sposób książka opowiada, zostało opisane dla starszego czytelnika.
Styl Kimberly Brubaker Bradley uważam za bardzo prosty, sztywny, przedstawiający historię jako zbiór faktów, co do interpretacji których czytelnik musi sam przysiąść, by zrozumieć i polubić opisywaną opowieść. A jest to opowieść rozdzierająca serce. Historia, która niejednokrotnie zmusza czytelnika do własnych przemyśleń. Podczas lektury musiałam od niej odpoczywać, tak wstrząsnęły mną niektóre fragmenty przemyśleń Ady (z uwagi na relację matka-córka, pozycja mocno podobna do „Wron” Petry Dvorakovej), która w żadnym momencie nie zasłużyła na tak podłe traktowanie ze strony osoby, która powinna być dla niej oparciem. Akcja powieści, co prawda, nie jest niezwykle szybka i książka ma wiele momentów oczekiwania, jednak dla mnie nie jest to wadą, bo lubię tego typu opowieści (jeśli autor potrafi dobrze nimi kierować i wzbudzić we mnie silne odczucia zwykłymi, dla niektórych, nudnymi zdaniami i przemyśleniami). Zakończenie jest jednym z lepszych jakie czytałam, a to co w trakcie czytania finału odczuwałam to poezja i cieszę się, w jakim kierunku pisarka poprowadziła bohaterów (na pewno sięgnę po drugą część, choć wiem, że i tak lektura mnie wyniszczy).
„Wojna, która ocaliła mi życie” to druzgocząca historia, o której zdecydowanie powinno być głośniej. To też historia, która wywołała we mnie multum uczuć, po nienawiść (do niektórych osób i okoliczności), przez zrozumienie i niebywałą radość. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy płakałam w trakcie lektury, ile razy przeklinałam niektóre fragmenty oraz bohaterów i sposób myślenia młodego człowieka, który w żadnym razie, tak źle nie powinien myśleć o sobie i o tym, czym jest miłość, przyjaźń, oddanie. Trudna, wzruszająca, poruszająca i niezwykle ważna lektura.
Wstrząsająca historia do której często wracam myślami. To książka rozdzierająca serce i jednocześnie pozwalająca je na nowo skleić. Niezwykle ważna i potrzebna opowieść o świecie wojny widzianym okiem dziecka. Opowiada o tym, że wojna czasem dla niektórych bywała wybawieniem. Ratunkiem przed złymi ludźmi, którzy dla młodego człowieka powinni być wzorem do naśladowania, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-02
Niezwykle mądra, bardzo zabawna i niebywale urocza świąteczna historia. Mimo, że jest to literatura dziecięca, to czasem zahacza o dość ciężkie, trudne tematy, o których praktycznie nigdy nie mówi się głośno (zwłaszcza w literaturze typowo świątecznej, która powinna otulać w zimowy czas). Powieść od samego początku wciąga, nawet starszego czytelnika i nie wypuszcza wręcz do końca książki zmuszając do jej przeczytania na jednym posiedzeniu.
„Gwiazdkozaur” od Toma Fletchera to niebywale ciepła i przyjemna opowieść, która nie boi się opowiadać o ciężkich tematach. To książka, która od samego początku niezwykle dobrze buduje świąteczny świat oraz bohaterów, którzy głupi nie są, jednak zawsze chcą innym pomóc, mimo, że mogą się szybko sparzyć. Niekończący się popyt na dinozaury i wracanie tych stworów do łask powoduje, że książka ta zapewne zdobędzie wielkie grono zwolenników, zwłaszcza, że jest napisana fantastycznie lekkim stylem. To też powieść idealna na aktualny czas poświąteczny, gdy ten magiczny okres zmierza ku końcowi. Przez kilka fragmentów i też przez sposób opisywania niektórych zjawisk, myślę, że „Gwiazdkozaur” jest skierowany dla młodszej młodzieży bądź też dla dzieci czytających z rodzicami, by ci mogli wyjaśnić niektóre zawiłości fabuły i przedstawić bardziej ciepło i łagodnie poruszane tematy (w pewnym momencie dość prosto zostaje napisany m.in. fragment o niepełnosprawności bohatera czy śmierć danej postaci, co mnie nawet wbiło w fotel). Na uwagę zasługuje również niezwykła wyobraźnia Toma Fletchera – umiejętność kreowania świata Świętego Mikołaja czy wymyślone imiona elfów w punkt przedstawiają istotę tej powieści i jej zabawne fragmenty.
Co do morałów historii i ogólnego złola – jest to przedstawione po macoszemu i typowo pod młodszego czytelnika, jednak idealnie pasuje do całości fabuły i nie niszczy to zupełnie ciepłego odbioru książki. Książka ma w sobie wiele ciężkich fragmentów, które jednak czyta się z wielkim bananem na twarzy, wszak powieści z tego gatunku zawsze w jakiś sposób muszą szczęśliwie się zakończyć. Na pewno sięgnę po dalsze losy Williama i Gwiazdkozaura, zwłaszcza, że to bohaterowie, którym nie da się nie kibicować. Świątecznie polecam tę uroczą opowieść 😊.
Niezwykle mądra, bardzo zabawna i niebywale urocza świąteczna historia. Mimo, że jest to literatura dziecięca, to czasem zahacza o dość ciężkie, trudne tematy, o których praktycznie nigdy nie mówi się głośno (zwłaszcza w literaturze typowo świątecznej, która powinna otulać w zimowy czas). Powieść od samego początku wciąga, nawet starszego czytelnika i nie wypuszcza wręcz do...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-05
Druzgocząca i wstrząsająca opowieść – jednak żadne z tych słów nie jest w stanie opisać dokładnie tej książki, żadne wyrażenie nie pokaże, jak ważna, potrzebna i ciężka jest to lektura. „Wrony” to jedna z tych książek, które zostaną we mnie na zawsze – stąd najwyższa możliwa ocena. Nie jestem nawet w stanie opisać, jak wiele emocji mnie ona kosztowała. Od samego początku książki, bombarduje okropnymi zdaniami i zdarzeniami, których nie powinno doświadczyć żadne dziecko. To, jak Basia siebie postrzega, przez brak wsparcia rodziców, rodziny jest strasznie druzgoczące i smutne. Z kolei perspektywa matki sprawia, że bardziej się denerwowałam na tę książkę i zawarte w niej wydarzenia. Niepojęte, że w taki sposób można traktować drugiego, młodszego i zależnego od ciebie, człowieka, który musi ci ufać w stu procentach, wierzyć, że chcesz dla niego jak najlepiej... Zastosowane przez autorkę metafory sprawiły, że książka nie pozwalała nawet na chwilę wytchnienia.
Wiele fragmentów tej powieści odpowiednio we mnie zagrało i zwyczajnie sprawiło, że nie mogłam przejść koło tej lektury obojętnie. Do tej pory nie pozbierałam się po tym, co dostałam od tej książki. Zakończenie to mistrzostwo świata, bardzo szokujące, jednak idealnie podsumowało całą opowieść dając czytelnikowi pole do szerokiej interpretacji (uważam, że jest ono idealnie wyważone). „Wrony” to niezwykle krótka i zwięzła opowieść, przy tym jest niezwykle angażująca, prawdziwa i potrzebna. To książka, która zostanie ze mną na długo, jest dla mnie bardzo ważną historią i otwiera oczy na niesamowicie ważne kwestie. To również powieść, która boli i przez to, porusza najczulsze struny w sercu.
Druzgocząca i wstrząsająca opowieść – jednak żadne z tych słów nie jest w stanie opisać dokładnie tej książki, żadne wyrażenie nie pokaże, jak ważna, potrzebna i ciężka jest to lektura. „Wrony” to jedna z tych książek, które zostaną we mnie na zawsze – stąd najwyższa możliwa ocena. Nie jestem nawet w stanie opisać, jak wiele emocji mnie ona kosztowała. Od samego początku...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-17
Fenomenalna, ciepła i prosta opowieść świąteczna dla najmłodszych. Co prawda, książka niezwykle dużo czerpie z Grincha, ale to zupełnie nie przeszkadza, by podczas czytania, czy też słuchania, odczuwać multum pozytywnych emocji. Zrzędus to postać tak specjalnie stworzona, by czytelnik od razu go pokochał i mu współczuł, choć ten popełnia moralnie złe wybory – wiadomo przecież, że w książce świątecznej skierowanej dla najmłodszych nie będzie pochwały dla tego typu zachowań, a wszystko skończy się szczęśliwie. Niemniej, Zrzędus został świetnie wykreowany, choć jego charakter przypomina każdego zrzędliwego bohatera z Grinchem i Ebezenerem Scroogem na czele.
Lektura Zrzędusa była dla mnie niezwykle ciepłą, uroczą i miłą przygodą, co zapewne jest też wielką zasługą GENIALNEGO audiobooka. Pierwszy raz miałam do czynienia z tak dobrze odegraną historią przez znakomitego lektora. Słuchowisko jest nieziemskie, widać w nim wiele pracy i przez to nie sposób oderwać się od głosu Janusza Zadury, który fenomenalnie prowadzi modulację głosu i wkręca się w klimat całej opowieści. Naprawdę genialne, serdecznie polecam zapoznać się z tą historią, szczególnie w wydaniu słuchowiska.
Fenomenalna, ciepła i prosta opowieść świąteczna dla najmłodszych. Co prawda, książka niezwykle dużo czerpie z Grincha, ale to zupełnie nie przeszkadza, by podczas czytania, czy też słuchania, odczuwać multum pozytywnych emocji. Zrzędus to postać tak specjalnie stworzona, by czytelnik od razu go pokochał i mu współczuł, choć ten popełnia moralnie złe wybory – wiadomo...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-16
Zacznijmy od tego, że kocham retellingi baśni, a im są one bardziej mroczne, tym lepiej. Z tego względu od dawna czaiłam się na tę książkę i w końcu przyszedł na nią odpowiedni moment. „Piękno i bestie” przede wszystkim zostały fantastycznie i pięknie wydane, poczynając od samej okładki i początkowych stron, na ilustracjach w środku kończąc. Od samego początku książka krzyczy, że jest warta przeczytania, poznania nowej interpretacji popularnych bajek i baśni. Gdy już do niej zajrzycie, nie powinniście się rozczarować, ponieważ ilustracje przykuwają oko i tworzą klimat i całą historię, choć oczywiście (jak na zbiór opowiadań przystało) nie wszystkie opowieści i interpretacje autora przypadną Wam do gustu, jak było też w moim przypadku.
„Piękno i bestie” to retelling dwunastu baśni. Wśród nich są historie te bardziej popularne, jak też mniej znane, jak np. Titelitury czy Sinobrody (których obecności w tym zbiorze całkowicie się nie spodziewałam, szczególnie ta druga opowieść w pewien sposób nie do końca pasuje do całości). Każda z tych historii zawiera w sobie wiele mroku i zazwyczaj jej interpretacja wywoływała we mnie wiele dziwnych emocji. Niektóre, jak to często w zbiorach bywa, podobały mi się bardziej, inne zaś mniej, jednak każda z tych baśni miała swój urok. Nie można żadnej z nich odmówić świetnego, mrocznego i brutalnego klimatu. Wielokrotnie autor zaskakiwał mnie swoimi pomysłami i otwartymi zakończeniami baśni sprawiając, że byłam wręcz zdziwiona, że sama na to nie wpadłam rozmyślając o danej historii (w sensie oryginalnej). Powieść zwraca uwagę na logiczne pytania i tworzy rzetelne wnioski o tym, co w życiu ważne. Autor podejmuje się przedstawienia ciężkim problemów swoim stylem poka-zując drugą stronę znanej historii, zmieniając perspektywę, zupełnie odwracając to, co znaliśmy w dzieciństwie. I najważniejsze – nie są to baśnie infantylne, w których bohaterowie dążą do nudnego i ciągle tego samego celu – ale faktycznie mają swoje plany, marzenia i je realizują, choć nie zawsze im się to udaje, jak to w zwykłym życiu bywa.
Niektóre opowieści, jak np. ta o Sinobrodym mrozi krew w żyłach (a już oryginalny materiał był straszny). Ilustracje w książce również zostały dobrane wręcz idealnie, pasują do klimatu danej historii. Ze względu na to, że to zbiór opowiadań, czyli zwyczajnie nierówne historie, całość oceniam na 7/10⭐, jednak myślę, że kiedyś do tych opowiadań powrócę, bo czytało się je niezwykle dobrze, a niektóre z opowiadań (Roszpunka, Czerwony Kapturek, Piękna i bestia czy Jaś i Małgosia) zostały opisane w niezwykle ciekawy i fantastyczny sposób, który mnie przekonuje.
Zacznijmy od tego, że kocham retellingi baśni, a im są one bardziej mroczne, tym lepiej. Z tego względu od dawna czaiłam się na tę książkę i w końcu przyszedł na nią odpowiedni moment. „Piękno i bestie” przede wszystkim zostały fantastycznie i pięknie wydane, poczynając od samej okładki i początkowych stron, na ilustracjach w środku kończąc. Od samego początku książka...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-16
Niezwykle przyjemna opowieść, która od samego początku skradła moje serce. Trafiłam na nią przypadkiem, ale bardzo dobrze ją odebrałam, myślę wręcz, że to będzie jedna z ulubionych książek okołoświątecznych. Historia przedstawiona w tej powieści potrafi niezwykle miło otulić, zwłaszcza przed świętami. Nie jest pozbawiona wad, ale w trakcie lektury towarzyszyły mi same pozytywne emocje i wielokrotnie uśmiechałam się i śmiałam z przygód, jakie towarzyszyły Jane i Michaelowi. Nadal zapominam, że jest to książka napisana przez polską pisarkę, bo w żaden sposób nie jest to widoczne w fabule i przedstawionej historii (co poniekąd również jest zaletą, zwyczajnie zadziwia).
„Serce w prezencie” jest bardzo przyjemną, miłą i ciepłą opowieścią. Idealną na okres przedświąteczny, ponieważ klimat świąt i ich magia wręcz wylewa się z każdej strony utworu. W kilku momentach przedstawia dość cringe’owe fragmenty, jednak ja osobiście nie zwracam na to uwagi, ponieważ nie jest to nagminne (a jak się pojawia to czuję, że wygląda na dość realną akcję) i też mega podobał mi się rozwój relacji Jane i Michaela. Główni bohaterowie zostali bardzo dobrze zaprezentowani, a cała opowieść najbardziej błyszczy we fragmentach, gdy ta dwójka poznaje się coraz lepiej. Ich przywiązanie do rodzin (szczególnie Michael do matki i siostrzenic) wielokrotnie sprawia, że na sercu robi się coraz cieplej. Podobał mi się również kierunek, w którym ta relacja podążała i problemy, jakie napotykała na swojej drodze (nie lubię motywu instant love, a bardziej, jak bohaterowie stopniowo się poznają i ROZMAWIAJĄ JAK NORMALNI LUDZIE). Ważne, że związek Jane i Michaela podążał w wolnym i idealnym tempie, specjalnie dostosowanym do tej pary, przez co książka jest dość naturalna i taka komfortowa.
„Serce w prezencie” to lekka, zabawna, ciepła, niezobowiązująca, ale angażująca historia, którą warto poznać, szczególnie w okresie przedświątecznym – idealnie wprowadza w jego klimat. Jest dość typowa, szczególnie w warstwie romantycznej, ale zupełnie nie przeszkadza to w lekturze, a nawet ją urozmaica. Nie do końca siadło mi zakończenie i brak dokończenia pewnego, ważnego i tylko troszkę poruszonego problemu, jednak nadal czuję, że to ciekawa, lekka i przyjemna pozycja, którą z czystym sercem mogę dalej polecić.
Niezwykle przyjemna opowieść, która od samego początku skradła moje serce. Trafiłam na nią przypadkiem, ale bardzo dobrze ją odebrałam, myślę wręcz, że to będzie jedna z ulubionych książek okołoświątecznych. Historia przedstawiona w tej powieści potrafi niezwykle miło otulić, zwłaszcza przed świętami. Nie jest pozbawiona wad, ale w trakcie lektury towarzyszyły mi same...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-09
Drugi komiks z serii i tym razem, bardziej spójna opowieść, bo przedstawiona jest w nim jedna historia (powiedzmy, ponieważ ujmuje wiele wątków, które często nie były dla mnie zrozumiałe). Zmiana scenarzysty praktycznie niezauważalna, bo mimo niej nadal komiks ten trzyma się kupy i przepięknie prowadzi dialog z częścią pierwszą, klimat został bardzo dobrze zachowany. Cała historia zaś jest niezwykle krwawa, brutalna, smutna i bardzo ponura. I mimo, że to praktycznie jedna opowieść, momentami wchodziła w takie kierunki i rozwijała wątki, które były dość ciekawe i mylące, ale jednak prześwietne i tak idealnie dobrane do głównego bohatera. W tym szaleństwie jest metoda.
To, co ponownie zachwyca w Moon Kinghtcie to niesamowicie przepiękna kreska. Położenie dialogów, ułożenie kadrów w różny sposób sprawia, że od tej przerażającej historii nie da się oderwać. Graficznie opowieść ta jest zwyczajnie hipnotyzująca, na ten moment to najpiękniejsze komiksy, które czytam/przeglądam. Sposób wykreowania bohatera również fascynujący, w tym komiksie po prostu wszystko do siebie pasuje, puzzle są wspaniale dobierane, a intryga odpowiednio przeciągnięta i rozwijana. Myślę, że do całej serii jeszcze niejednokrotnie powrócę i nadal nie będę w stanie odkryć wszystkich smaczków ujętych w tej historii.
Całościowo, to sprawnie napisany komiks, który nie traci na wartości i zbędnych zastojach, nie skręca w niepotrzebne wątki, praktycznie niczego nie tłumaczy. To opowieść, do której trzeba się przekonać i wsiąknąć w nią z przygotowaniem. Zarówno Wood, jak i Smallwood to geniusze w swoim fachu, a ich spotkanie zaowocowało czymś niezwykle idealnym. Nie mogę się doczekać kolejnej i ostatniej powieści z tej serii, bo praktycznie do niczego nie mogę się tu przyczepić.
Drugi komiks z serii i tym razem, bardziej spójna opowieść, bo przedstawiona jest w nim jedna historia (powiedzmy, ponieważ ujmuje wiele wątków, które często nie były dla mnie zrozumiałe). Zmiana scenarzysty praktycznie niezauważalna, bo mimo niej nadal komiks ten trzyma się kupy i przepięknie prowadzi dialog z częścią pierwszą, klimat został bardzo dobrze zachowany. Cała...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-06
Jedna z najlepszych książek, przeczytanych przeze mnie w tym roku. Książka przy której nie da się przejść obojętnie. Czytając ją towarzyszyło mi milion emocji, czułam ucisk w sercu, łzy leciały ciurkiem, a wulgarne słowa (w stosunku do pewnej jednostki) cisnęły się na usta. To lektura, przy której trzeba co chwilę robić sobie przerwy, by odpocząć od ciężaru emocjonalnego, jaki, ta dość krótka historia, dostarcza. Jest to opowieść wymuszająca na czytelniku łzy, nie wypuszcza ze swoich macek, aż do jej skończenia.
„Dorosła” porusza niezwykle istotne i ciężkie tematy. To potrzebna i druzgocząca opowieść, którą niełatwo się czyta. Autorka stanęła na wysokości zadania poruszając tak trudny problem z wielką delikatnością i szacunkiem. Enchanted Jones jest niezwykle silną kobiecą bohaterką, która mimo młodego wieku, niezwykle wiele przeszła. Co prawda, w niektórych fragmentach może denerwować, jej wybory nie są rozsądne, logiczne a nawet druzgoczące w skutkach, jednak należy pamiętać, że przede wszystkim Enchanted jest nastolatką, która sama musi dojść do pewnych wniosków. Bohaterkę, z racji na jej młody wiek, łatwo omamić, łatwo jest nią manipulować i przez to lektura tej powieści jest tak ciężką przeprawą. Czytelnik w trakcie lektury krzyczy, płacze, wiedząc, że Enchanted w końcu (prawdopodobnie) zostanie uratowana (w jakiś sposób), ale mimo wszystko jej starania i odnajdywanie się w świecie dorosłych niezwykle bolą. Podobało mi się również podzielenie się pasją bohaterki, tzn. dawanie wielu metafor odnoszących się do pływania, które bardzo pasowało – zarówno do klimatu powieści, jak i do wydarzeń, jakie się działy w historii Enchanted.
Mimo emocji, jakie książka wywołuje, czyta się ją szybko. Została podzielona na cztery części, każda z nich napisana z perspektywy Enchanted i przeplatana rozdziałami „wtedy” i „teraz”, przy czym te drugie są dość mylące i wręcz aż do ostatniej strony intrygujące. Ocena byłaby wyższa, gdyby jednak portret głównej bohaterki był zarysowany bardziej szczegółowo, czegoś mi tutaj jednak zabrakło. Zakończenie, choć ciekawe i angażujące, sprawia wrażenie, że zostało napisane naprędce – wszelkie problemy dość szybko znajdują swój finał, spodziewałam się poruszania w innym zakresie. No, ale w ogólnym rozrachunku „Dorosła” to historia, która pozostanie ze mną na długo. To, jakie emocje we mnie wywołała w czasie lektury, było przecudowne i druzgoczące zarazem. Zapewne kiedyś sięgnę po kolejne książki autorki (zwłaszcza, że ma świetny styl), choć na pewno nie szybko zważywszy, ile emocji (bardzo prawdopodobnie) będą mnie kosztować.
Jedna z najlepszych książek, przeczytanych przeze mnie w tym roku. Książka przy której nie da się przejść obojętnie. Czytając ją towarzyszyło mi milion emocji, czułam ucisk w sercu, łzy leciały ciurkiem, a wulgarne słowa (w stosunku do pewnej jednostki) cisnęły się na usta. To lektura, przy której trzeba co chwilę robić sobie przerwy, by odpocząć od ciężaru emocjonalnego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-30
Niezwykle przyjemny komiks. Patrząc na przepiękne kadry, zdecydowanie najbardziej estetyczny, jaki czytałam/przeglądałam. Pod względem graficznym nie ma sobie równych. Historia jest spójna i mimo, że nie przedstawia wiele treści, dialogów itd. niezwykle porusza wyobraźnię. Od samego początku czuć mroczny, intensywny klimat, który do końca komiksu nie puszcza.
To historia, która bardzo dobrze wprowadza czytelnika w świat Moon Kinghta, przedstawia jego wizję. Ciągle intryguje, zwłaszcza, że niczego nie można być pewnym, pod pewnymi względami, jest to dość mało przewidywalna powieść graficzna. Przedstawiony klimat i ogółem warstwa graficzna to zwykłe arcydzieło, uczta dla oczu, aż nie mogę przestać się zachwycać, tak estetycznie piękny jest ten komiks. Narysowany z dbałością o szczegóły, odnosi się wręcz wrażenie, że my sami jesteśmy też częścią całej historii, tak dobrze zostało to przedstawione graficznie. Mimo, że ma mało dialogów, fabuła dość prosto została zarysowana i idzie w niespodziewane kierunki. Co prawda, to zbiór krótkich historyjek, w pewien sposób łączących się ze sobą, ale mimo wszystko każda niezwykle czytelnika angażuje i nawet na chwilę nie nudzi.
Na pewno sięgnę po kolejne tomy zwłaszcza, że zupełnie nie spodziewałam się aż tak dobrej, przepięknej i klimatycznej opowieści w formie komiksu. Niebywałe zaskoczenie, które, mam nadzieję, w kontynuacji nie zniszczy pozytywnego wrażenia o samym bohaterze.
Niezwykle przyjemny komiks. Patrząc na przepiękne kadry, zdecydowanie najbardziej estetyczny, jaki czytałam/przeglądałam. Pod względem graficznym nie ma sobie równych. Historia jest spójna i mimo, że nie przedstawia wiele treści, dialogów itd. niezwykle porusza wyobraźnię. Od samego początku czuć mroczny, intensywny klimat, który do końca komiksu nie puszcza.
To historia,...
2022-11-29
Zaskakująco przyjemny i dobry debiut (nigdy bym nie powiedziała, że to debiut, a zwłaszcza tak młodej pisarki). Przepięknie wydana książka opowiadającą niezwykle ciekawą, intrygującą historię, od której niejednokrotnie ciężko się oderwać. Świat wykreowany przez Hanię Czaban jest fascynujący i daje wiele do myślenia, pokazuje, jak wielką rolę odgrywa teraz technologia i do czego może doprowadzić nieodpowiednie jej eksploatowanie.
Mimo, że główni bohaterowie to nastolatkowie, po ich czynach i myślach, tego nie widać. Są dojrzali jak na swój wiek i realnie wykreowani, pełni wielu błędów, do których potrafią się przyznać, potrafią je również naprawiać i prostować dane zdarzenia. Każda z postaci przedstawionych przez autorkę ma jakąś głębię, nie składa się z jednej cechy osobowości, a faktycznie jest postacią z krwi i kości. Mar, jak też i Artel myślą, dokonują ważnych wyborów i nie zachowują się jak ofiary, czekając, by ktoś z zewnątrz naprawił ich los. To nastolatkowie, którzy mają marzenia i plany na zbudowanie własnego świata, mimo niesprzyjających okoliczności.
Jeśli chodzi o historię, to przyznam szczerze, że jest ona naprawdę wciągająca, ciekawa i przyjemna. Nie czytam zazwyczaj powieści science-fiction, jednak w przypadku „Cały ten czas” ani na moment nie poczułam, bym czegoś nie rozumiała. To bardzo ciekawa pozycja, która krok po kroku pokazuje na czym polega istota wykreowanego świata, nie nudzi i nie męczy czytelnika. Klimat już od samego początku jest niezwykły, zwłaszcza, że autorka pokazała, że można napisać dystopię dziejącą się w Polsce! Czyli jednak da się i – o dziwo – nie jest to wadą książki, a wręcz świetny zabieg pokazujący, że umiejscowienie akcji w naszym kraju może sprawić, że powieść będzie jeszcze bardziej intrygująca, niezwykle klimatyczna i taka swojska. Widać również, że autorka wiele czasu poświęciła researchowi, pokazała wiele aspektów technicznych (czy praw fizycznych) w sposób bardzo zwięzły i prosty, bez rzucania ciężkich terminów i ich niewyjaśniania. Poza tym książka została cudownie wydana, z bardzo krótkimi rozdziałami i przepiękną oprawą, a pokazanie perspektyw głównych bohaterów na zmianę, dodaje jej niezwykłego uroku i pozwala jeszcze bardziej pokochać występujące postacie.
Do czego więc mogę się przyczepić? W sumie to do dwóch rzeczy (ale spokojnie, nie są to jakieś mocne wady). Po pierwsze, akcja zwalnia gdzieś w połowie książki, gdy główni bohaterowie rozdzielają się i dowiadują o co chodzi w świecie, w którym żyją. Przyznam szczerze, że to niezwykle wybiło mnie z rytmu, początkowo nie wiedziałam co się właśnie wydarzyło i dokąd zmierzamy, jednak gdy się przyzwyczaiłam książkę kontynuowało się bardzo przyjemnie. Drugim „minusem” jest kwestia zakończenia – troszkę mnie ono rozczarowało ze względu na lekką „cukierkowatość”, rozwiązanie większości problemów było takie dość meh, oczekiwałam czegoś bardziej spektakularnego. Co prawda, pozostawiło wiele kwestii otwartych, więc możliwe, że autorka wróci do tej historii w drugim tomie, jednak myślę, że pod pewnymi względami byłby to zły krok (i mam nadzieję, że autorka pozostanie tylko na jednej części).
Podsumowując, „Cały ten czas” to książka niespodziewanie dobra. Nie sądziłam, że mi się spodoba, a sięgnęłam po nią z zwykłej ciekawości. Przyjemna historia, do której często wracam myślami, bo świat wykreowany przez Hanię Czaban jest niezwykle interesującym tworem. Myślę, że sprawdzę kolejną książkę autorki, bo zdecydowanie ma piękny warsztat i przepięknie maluje słowem. Polecam, nawet tym, którzy, tak jak ja, nie lubią książek z domieszką science-fiction.
Zaskakująco przyjemny i dobry debiut (nigdy bym nie powiedziała, że to debiut, a zwłaszcza tak młodej pisarki). Przepięknie wydana książka opowiadającą niezwykle ciekawą, intrygującą historię, od której niejednokrotnie ciężko się oderwać. Świat wykreowany przez Hanię Czaban jest fascynujący i daje wiele do myślenia, pokazuje, jak wielką rolę odgrywa teraz technologia i do...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-28
Przepiękna książka! Przyznam szczerze, że po zapowiedziach spodziewałam się zupełnie czegoś innego, niż to, co dostałam, jednak w żaden sposób nie jestem rozczarowana, a wręcz zachwycam się całością. Autorka zebrała aż 44 opowieści, wierzenia o Nieuniknionej. To temat niezwykle fascynujący, wszak każdy z nas wie, że Śmierć jest tytułową Nieuniknioną rzeczą w naszym życiu. Przez to, opowiadanie o niej nie powinno być dla nas tematem tabu. Pokazanie czterdziestu czterech opowiadań z różnych wierzeń i baśni na świecie, daje do myślenia i pozwala otworzyć oczy na inne opowieści dotyczące Śmierci. To intrygujący i jednocześnie przerażający temat.
„Nieunikniona” to zbiór świetnych, niejednokrotnie wzruszających i łamiących serce, opowieści, które pozwolą czytelnikowi na rozszerzenie horyzontów myślowych odnośnie tematu śmierci. Przede wszystkim, to powieść przepięknie wydana. Dwukropek jest wydawnictwem skierowanym do dzieci, stąd wielka czcionka baśni i ilustracje od niezawodnego Marcina Minora (niby dziecinne, ale wprowadzają idealnie w klimat danej historii). Mimo wszystko nie powiedziałabym, że jest to książka typowo dla dzieci, ponieważ wiele opowiadań jest dość makabrycznych i okrutnych, nawet starszego czytelnika czasem potrafią zadziwić. To też niezwykła dawka smutku, który wylewa się niemalże z każdej historii. Jak to bywa w opowiadaniach – niektóre są lepsze, inne gorsze, ale całościowo to bardzo dobry twór. Zarzuciłabym mu jedno – przez tak dużą czcionkę książka jest obszerna (grubość papieru też dodaje powieści ciężaru), a niekoniecznie ma aż tak dużo treści (niektóre baśnie są maksymalnie na dwie strony). Zważając na ciężką tematykę, jest to zabieg dość dziwny, bo dziecko nie sięgnie po tak wielkie tomiszcze, mimo, że z pewnej strony należy do grupy docelowej tych opowiadań. Przed każdą z baśni autorka przedstawiła cytat, niezwykle pasujący do klimatu i tematyki danego wierzenia. Baśnie opisane są bardzo przystępnym, prostym językiem, nieco spłyconym i infantylnym. Niektóre historie aż proszą się o dalszą część, o więcej szczegółów, które autorka niestety gorzej streściła. Mimo wszystko, książka przeszła niebywale wielki research, niezwykle ważny dla tego tematu.
„Nieunikniona” to zbiór opowieści, do których można powracać co roku, zwłaszcza w okresie listopadowym. Powieść ta niezwykle relaksuje i pozwala na zadumę. Większość opowieści jednak powinno zostać bardziej dopracowanych, nawet jeśli autorka weszłaby w mroczniejsze rejony i książka nie była już skierowana do dzieci. Mimo wszystko polecam, wartościowa lektura na czas jesienny 🤎.
Przepiękna książka! Przyznam szczerze, że po zapowiedziach spodziewałam się zupełnie czegoś innego, niż to, co dostałam, jednak w żaden sposób nie jestem rozczarowana, a wręcz zachwycam się całością. Autorka zebrała aż 44 opowieści, wierzenia o Nieuniknionej. To temat niezwykle fascynujący, wszak każdy z nas wie, że Śmierć jest tytułową Nieuniknioną rzeczą w naszym życiu....
więcej mniej Pokaż mimo to
W zbliżonym do siebie czasie przeczytałam dwie młodzieżówki niezwykle do siebie podobne pod względem fabuły i poruszanych problemów. Z tą jednak różnicą, że lektura „Practice girl” podobała mi się, podczas gdy „Perfect on paper” była jedną z najgorszych młodzieżówek, jaką miałam okazję przesłuchać (w papierze zapewne bym ją porzuciła lub była tego bardzo bliska). Z czego to wynikło? Przede wszystkim z tego, że bohaterka w „Practice girl” była sensowna, logiczna, miała powody (nieprzepracowane traumy), przez które mogła niektórych drażnić (choć to właśnie te powody czyniły ją bardziej „ludzką”), a Darcy z „PoP” to postać, z którą nie chciałabym się spotkać nigdy, z którą nie potrafiłabym się utożsamić czy też jej kibicować.
„Practice girl” porusza nieziemsko trudne problemy, o których mało kiedy mówi się w książkowym świecie. Bohaterkami młodzieżówek zazwyczaj są typowe piękności, podczas gdy Jo Beckett, z racji na uprawiany sport, nie ma standardowych wymiarów. Jest to jej cecha wyróżniająca, o której autorka nie pozwala nam zapomnieć. Książka ta otworzyła mi oczy na niektóre ważne aspekty, głównie związane z seksualnością młodych ludzi czy dotyczące stereotypowego postrzegania kobiet i mężczyzn. Powieść skupia się na roli młodej kobiety w ‘męskim’ sporcie. Jo nie tylko musi poradzić sobie z problemami sercowymi, ponieważ w jej prywatnym życiu rodzinnym ciągle występuje wiele zmian. Dziewczyna do tej pory nie przepracowała żałoby po niedawno zmarłym ojcu, który dla niej był ideałem. Nie jest pewna swojej roli w męskim świecie, jak również nie może znaleźć wsparcia wśród najbliższych przyjaciół.
I choć wiem, że Jo nie jest postacią bez wad (jak każdy z nas), tak podczas lektury ciągle jej kibicowałam, trzymałam kciuki, by jej problemy w końcu pozytywnie się rozwiązały, by w końcu dziewczyna zaznała szczęścia, ponieważ przez lata była traktowana bardzo niesprawiedliwie przez swoich rówieśników. Sama również oceniała innych przez pryzmat stereotypów, ale w pewnym momencie potrafiła przejrzeć na oczy, zmienić się, zobaczyć inną perspektywę i przeprosić za swoje zachowanie. Zupełnie inne odczucia miałam w stosunku do Sama, najlepszego przyjaciela Jo, który przez lata wykorzystywał ją i traktował jak ‘plan B’. Gdy tylko się pojawiał, przewracałam oczami, zwłaszcza, że Sam to postać, która od samego początku aż do końca nie przechodzi przemiany i dalej rani swoich bliskich.
Ogólnie uważam, że kreacja większości bohaterów wyszła autorce niezwykle dobrze. Praktycznie każda z postaci miała swój własny, unikatowy charakter, nawet postacie w tle były ‘jakieś’. Uwielbiam postać Daza i całą jego historię, nie pozbawioną cięższych tematów. Chłopak niejednokrotnie pokazywał się z najlepszej strony rozumiejąc zachowanie Jo i wspierając ją w różnych trudach. Uwielbiam ich relację, która rozwijała się w bardzo powolnym tempie, idealnym dla nich. A otwarte zakończenie ich wątku, no po prostu urocze to było (choć autorka mogłaby bardziej pochylić się nad aspektami związanymi z rodziną chłopaka itd.).
Najważniejszym aspektem powieści są jednak tematy, które Estelle Laure poruszyła. Każdy z tych tematów został prawidłowo rozwinięty, pozostawiając furtkę do dalszej interpretacji czytelnika. Podobało mi się przedstawienie relacji Jo z ojcem, który, choć dla niej był idealnym ojcem i trenerem, jej matce sprawiał wiele problemów. Autorka pokazała, że nawet idealne związki się kończą, a po rozstaniu partnerzy mogą utrzymywać dobre relacje ze sobą, będąc odpowiedzialnymi rodzicami. Uwielbiam również postać Kevina, ojczyma Jo, któremu bohaterka nie dawała szans, a ten mimo wszystko nie poddawał się – nie próbował zastępować jej ojca, ale wspierał w każdej decyzji i w jakikolwiek sposób próbował lepiej ją poznać. Kolejną wartością poruszaną w tej książce jest, ogólnie mówiąc, temat girl power, ponieważ mimo wielu nieporozumień, bohaterki potrafiły wspierać się, gdy chodziło o ważne dla nich sprawy.
„Practice girl” to niezwykle mądra i wartościowa książka, która potrafi zachwycić nie tylko nastoletniego czytelnika. Z racji na poruszanie tematów seksualności (i świetnego, niezwykle przystępnego, sposobu na przekazywanie różnych wartości z tym związanych) skierowana jest raczej dla czytelników 16+. Na kartach powieści każdy może znaleźć cząstkę siebie, książka daje wiele do myślenia jednocześnie pozwalając na odprężenie. Dla mnie osobiście jest to odkrycie z kategorii młodzieżówki, bo dawno tak dużo nie rozmyślałam na tak „lekkiej” książce. Zdecydowanie comfort read, często wracam do niej myślami. Z całego serca mogę polecić, bo naprawdę powieść ta mnie dość mocno oczarowała.
W zbliżonym do siebie czasie przeczytałam dwie młodzieżówki niezwykle do siebie podobne pod względem fabuły i poruszanych problemów. Z tą jednak różnicą, że lektura „Practice girl” podobała mi się, podczas gdy „Perfect on paper” była jedną z najgorszych młodzieżówek, jaką miałam okazję przesłuchać (w papierze zapewne bym ją porzuciła lub była tego bardzo bliska). Z czego to...
więcej Pokaż mimo to