Mam wrażenie, że nawiedzony dom i zrujnowane miasto w rękach bezlitosnych inwestorów są tylko pretekstem do nakreślenia problemów współczesnych nastolatków. Jackson świetnie wykreowała portret psychologiczny Marigold, dzięki czemu poznajemy osobowość dziewczyny od podszewki, wpadając razem z nią w całą tą psychotyczną spiralę nieszczęść. Uzależnienie, stany lękowe, nienajlepsze relacje z rodziną to główne wątki tej powieści, które są naprawdę nieźle przedstawione.
Dodam, że autorka świetnie buduje napięcie, potrafi wzbudzić w czytelniku podskórny strach i niekomfortowe uczucie niepokoju.
"Biały dym" ma naturalnie swoje braki i jest według mnie dużo słabszy od "Monday nie przyjdzie". Na pewno nie wciągnął mnie aż tak bardzo, jak poprzednia książka autorki, a inne poruszane wątki dało się ograć w dużo ciekawszy dla czytelnika sposób, bo zabrakło tej iskry, która miała szanse wywołać przysłowiowy zapłon. Zawiodły mnie również kwestie obyczajowe - potraktowane nieco po macoszemu, pisane chyba "od niechcenia" i z przymusu. Nie wiem od czego to zależy, ale zapoznając się z tłem obyczajowym czułem się bardzo specyficznie i padałem ze znużenia. Generalnie historia Marigold nie zaangażowała mnie tak, jakbym tego chciał.
A! No i ilość narkotyków w "Białym dymie" przekracza ludzkie pojęcie - po prostu za dużo.
Jedna dziewczyna, która zauważa brak swojej przyjaciółki. Cała reszta żyje tak, jakby jej nigdy nie było.
Poruszające dążenie do prawdy i do odkrycia. To w jaki sposób została opisana matka przyjaciółki i to zakończenie, traumatyczne, patrząc na wzgląd, że dotknęło ono dzieci.
Fakt, że sięgnęłam po tę pozycję w momencie jej intensywnego reklamowania sprawił, że liczyłam na więcej. Dobra książka, przeciętna jeżeli chodzi o język i sposób budowania postaci, momentami zbyt płytko i jest kilka nieścisłości.
Czułam smutek i żal, że takie sytuacje spotykają młode osoby, że musiały posmakować zła.