-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2019-10-29
2018-09-15
2018-09-09
2018-08-05
2018-04-29
Gdy tylko w zapowiedziach Wydawnictwa HarperCollins ukazała się powyższa książka od razu chciałam ją mieć! Już dawno opis na okładce mnie tak nie zaintrygował!
Główną bohaterką książki jest Mia, którą los zmusił do powrotu w rodzinne strony. Jej brat został oskarżony o zamordowanie swojej nastoletniej uczennicy, a następnie zniknął bez śladu. Mia pomimo tego, że nienawidzi miasta, w którym się wychowała, wraca tam, aby przeprowadzić własne śledztwo, bo nie wierzy w zarzuty stawiane bratu. Jednak im głębiej drąży, tym bardziej ktoś próbuje jej w tym przeszkodzić. Walka o prawdę z czasem staje tak samo niebezpieczna, jak spacer na krawędzi, a ktoś z wszelką cenę chce nas wepchnąć w przepaść.
~*~
Zacznę od tego, iż bardzo podobała mi się konstrukcja powieści. Fabuła prowadzona w punktu widzenia Mii to jak najbardziej trafiony pomysł. To właśnie dzięki temu możemy wejść do umysłu dziewczyny i dowiedzieć się, co w nim siedzi. Znamy jej myśli, przeszłość, troski i uczucia. Sprawia to, że czujemy, jakbyśmy znali ją osobiście. Za to z drugiej strony, dzięki temu zabiegowi w dość dużym stopniu poznajemy Lucasa, choć tak naprawdę dowiadujemy tego, jakim jest tylko z opowieści głównej bohaterki.
„Spacer na krawędzi” jest bardzo dobrym thrillerem. Akcja, choć początkowo może wydawać się nudna i powolna, z czasem nabiera tempa, aby osiągnąć apogeum, w którym to fabuła tak wciąga, że od fabuły nie można się oderwać. Ponadto na uwagę zasługuje również język. Jest on lekki, przyjemny i bez udziwnień. Czytanie tejże książki to czysta przyjemność. W dodatku wszelkie aspekty psychologiczne sprawiły, że jeszcze bardziej polubiłam ten gatunek.
Podsumowując, „Spacer krawędzi” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który wciągnął mnie bez reszty. Przyspieszająca akcja, dobry pomysł na fabułę oraz wątki psychologiczne to zdecydowanie atuty tej książki. Polecam.
Gdy tylko w zapowiedziach Wydawnictwa HarperCollins ukazała się powyższa książka od razu chciałam ją mieć! Już dawno opis na okładce mnie tak nie zaintrygował!
Główną bohaterką książki jest Mia, którą los zmusił do powrotu w rodzinne strony. Jej brat został oskarżony o zamordowanie swojej nastoletniej uczennicy, a następnie zniknął bez śladu. Mia pomimo tego, że...
2018-07-13
Urszula to dojrzała kobieta, która po tym, jak przyłapuje męża na zdradzie, postanawia się z nim rozwieźć, a następnie zamieszkać w zrujnowanym wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Kobiecie nie jest jednak łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ma na szczęście przyjaciół, których wsparcie okazuje się być niezastąpione. Po rozwodzie kobieta niestety nadal nie może uwolnić się od męża, ponieważ ten zaczyna ją wykorzystywać finansowo. Wtedy też w życiu Urszuli pojawia się niejaki Michał Żuk. Na początku mężczyzna był dla niej branżową konkurencją, jednak z czasem stał się bliską osobą. Niestety i temu mężczyźnie nie jest nawet blisko do ideału - skrywa bowiem tajemnice, które mogą sprawić, że związek rozkwitający między nim a Urszulą może zniszczyć się jak domek z kart.
~*~
To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Pierwsze, a już tak udane. Książka z pozoru może wydawać się banalna i szablonowa. Takie też było moje pierwsze wrażenie, zaraz po przeczytaniu opisu na okładce. Jakie było moje zdziwienie, kiedy książka w pewnym momencie zaczęła mnie nie tylko wzruszać, ale także wstrząsać! I sprawiać, że spędziłam z nią całą niedzielę. Początek historii zaprezentowany przez autorkę rzeczywiście może wydawać się lekki i banalny. Jednak po pewnym czasie bohaterowie odkrywają przed nami swoją przeszłość, która jest okrutna i przerażająca. Poznajemy ich z zupełnie innej strony i zmieniamy o nich swoje zdanie o 180 stopni. Po lekturze z ręką na sercu mogę stwierdzić, że pozycja ta nie jest pozycją lekką. Zakwalifikowałabym ją bardziej do tych cięższych, które dają do myślenia.
Pióro Beaty Majewskiej bezapelacyjnie przypadło mi do gustu. Autorka posługuje się lekkim językiem, dzięki któremu lektura to przyjemność. Potrafi również trzymać w napięciu i prowadzić akcję tak, że od książki ciężko jest się oderwać. Dodatkowo na plus zasługują dobrze wykreowani bohaterowie - to, co autorka nawymyślała, jakich problemów im przysporzyła oraz jak bardzo ich urozmaiciła sprawia, że książka intrygowała mnie jeszcze bardziej.
Podsumowując, „Moja twoja wina” to bardzo dobra książka, którą przeczytałam szybko i z przyjemnością. Nie jest to jednak lekka powieść - zmusza do refleksji, pokazuje, jaką siłę ma przyjaźń, miłość i wybaczanie oraz to, że wina, zawsze leży po obu stronach.
Urszula to dojrzała kobieta, która po tym, jak przyłapuje męża na zdradzie, postanawia się z nim rozwieźć, a następnie zamieszkać w zrujnowanym wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Kobiecie nie jest jednak łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ma na szczęście przyjaciół, których wsparcie okazuje się być niezastąpione. Po rozwodzie kobieta niestety nadal...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-01
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
„Laleczki” to już druga powieść w dorobku Anny Snoekstra, a także druga tej autorki, po którą miałam okazję sięgnąć. Pierwsza pozycja - „Córeczka” wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego też, gdy w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się książka „Laleczki” po prostu musiałam po nią sięgnąć.
Akcja powieści dzieje się w niewielkim miasteczku, gdzie to spłonął budynek sądu. Pożar ten skutkował śmiercią powszechnie lubianego nastolatka. Po krótkim czasie kilka rodzin znajduje na progu porcelanowe lalki, które w ogromnym stopniu przypominają ich dzieci. Wybucha panika. Część mieszkańców uważa, że stoi za tym pedofil, który w taki właśnie sposób oznacza swoje przyszłe ofiary. W miasteczku mnożą się spekulacje i wzajemne oskarżenia. Ludzie przestają sobie nawzajem ufać, zdradzają cudze sekrety, nawet te najbrudniejsze. Policja staje się bezradna, jednak sprawy w swoje ręce bierze młoda i ambitna dziennikarka. Rose zaczyna prowadzić własne śledztwo. Zbyt duża ilość pytań przez nią zadawanych powoduje, że niektórzy uważają, iż dziewczyna zasłużyła na karę.
„Laleczki” to dość dobra książka, aczkolwiek uważam, że autorka zmarnowała jej potencjał. Snoekstra miała znakomity pomysł na fabułę, który krótko mówiąc - zepsuła. Owszem, zakończyła książkę w zaskakujący sposób, jednak po przeczytaniu pozycji czułam, że byłam wodzona za nos i to w negatywny sposób. Największą wadą tej książki jest jednak fakt, że tytułowych laleczek jest w thrillerze bardzo, ale to bardzo mało. To, co miało mrozić krew w żyłach, stało się wątkiem pobocznym. Na pierwszy plan wysuwa się nie problem z podrzucanymi lalkami, ale rozterki głównej bohaterki, która jak najszybciej chce wyrwać się z miasteczka. Kolejną wadą „Laleczek” jest kreacja bohaterów, a raczej jej brak. Autorka nie zagłębiła się w ich psychikę, nie rozbudowała ich charakterów, co sprawiło, że byli nijacy. Oprócz głównej bohaterki, którą Snoesktra wykreowała w taki sposób, że mieliśmy jej współczuć, a mnie zwyczajnie irytowała.
„Laleczki” to pozycja napisana bardzo prostym, przystępnym językiem. Prosta jest również fabuła, aczkolwiek akcja toczy się dość dynamicznie, co sprawiło, że nie nudziłam się ani przez chwilkę. Czyta się ją sprawnie i szybko. Mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby tylko autorka nie zmarnowała potencjału tejże książki. Zauważalne są również pewne nieścisłości i powtórzenia w fabule - np. główna bohaterka dwa razy nalewała piwo do tego samego kufla, z którego nie zostało wypite jeszcze piwo.
Podsumowując, „Laleczki” to książka o ogromnym potencjale i wspaniałym pomysłem na fabułę. Niestety autorka nie wykorzystała go nawet w 50%. Szczerze mówiąc zawiodłam się na tej książce. Liczyłam na mocną książkę, która wywoła gęsią skórkę. Niestety tego nie dostałam.
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
„Laleczki” to już druga powieść w dorobku Anny Snoekstra, a także druga tej autorki, po którą miałam okazję sięgnąć. Pierwsza pozycja - „Córeczka” wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego też, gdy w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się książka „Laleczki” po prostu musiałam po nią sięgnąć.
Akcja powieści dzieje się w...
2018-03-07
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Od pewnego czasu wręcz uwielbiam thrillery psychologiczne. Więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się „Siostrzyczka” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I nie żałuję!
Główna bohaterką książki jest Clare - spełniona prawniczka, żona i matka dwóch córeczek. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, aby odnalazła się jej zaginiona siostra Alice, która jako dziecko wyjechała z ojcem na wakacje i do tej pory nie wróciła. Gdy zbliża się kolejna rocznica zaginięcia dziewczyny, staje się cud! Alice odezwała się do swojej matki i postanowiła odwiedzić rodzinę. Matka wita ją z szeroko otwartymi ramionami i bez żadnych pytań przyjmuje ją do rodziny. Clare natomiast po początkowej euforii staje się nieufna i odczuwa dziwny niepokój. Coraz częściej zaczyna zadawać sobie pytanie, czy Alice to a pewno jej siostra, a może to zręczna manipulatorka, która za wszelką cenę chce odebrać jej rodzinę? A może Clare jest zwyczajnie zazdrosna, bo nie jest już jedyną córką swojej mamy i popada w paranoję?
„Siostrzyczka” to naprawdę bardzo dobry thriller psychologiczny, od którego nie mogłam się oderwać. Pomimo tego, że motyw tej książki jest dość popularny, autorce udało się stworzyć dość oryginalną i urzekającą pozycję, która wciąga, trzyma w napięciu i nie pozwala się odłożyć. Dla niektórych thriller ten może wydawać się trochę przewidywalny, dla mnie również taki był, ale pomimo tego jego lektura to czysta przyjemność. Książka ta jest również bardzo dobra pod względem psychologicznym. Autorka bardzo dobrze wgryzła się w umysł głównej bohaterki, która na początku cierpi po zaginięciu siostry a następnie odczuwa niepokój i niechęć do niej. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy, czy Alice to naprawdę Alice a Clare popada w paranoję, z którą nie może sobie poradzić, czy też za siostrę podaje się ktoś inny i obawy głównej bohaterki są usprawiedliwione. To właśnie ta zagadka sprawiła, że czytałam książkę z zapartym tchem i nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko się w końcu wyjaśni. Dodatkowym atutem pozycji jest również pędząca akcja, która nie zwalnia ani przez chwilę. Na pochwałę zasługują także poboczni bohaterowie, którym autorka poświęciła wiele uwagi. Im bardziej zapoznajemy się z historią, tym więcej skaz pojawia się na bohaterach. Dowiadujemy się, że każdy z nich nie jest idealny i ma coś do ukrycia.
Podsumowując, „Siostrzyczka” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który z całego serca Wam polecam. Choć motyw przewodni wydaje się być oklepany, nie przeszkadza nam to w czerpaniu przyjemności z lektury i pochłonięciu jej w bardzo krótkim czasie.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Od pewnego czasu wręcz uwielbiam thrillery psychologiczne. Więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się „Siostrzyczka” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I nie żałuję!
Główna bohaterką książki jest Clare - spełniona prawniczka, żona i matka dwóch córeczek. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, aby odnalazła...
2018-01-22
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/01/dawka-zycia-lizzie-enfield.html
Dzisiaj na blogu kilka słów o książce, która porusza dość kontrowersyjny i „na czasie” temat, a mianowicie aspekt szczepień. Od kilku lat temat ten dzieli społeczeństwo na tych, którzy popierają szczepionki oraz na tych, którzy są im przeciwni. Jak do tego tematu podeszła Lizzie Enfield w powieści „Dawka życia”?
Isobel postanowiła nie szczepić swoich dzieci po tym, jak dowiedziała się o poszczepiennych przypadkach autyzmu. Nie zdawała sobie jednak sprawy z tego, że konsekwencje takiej decyzji poniesie nie tylko jej córka, ale także przyjaciele. Maleńka Iris zaraziła się odrą od nastoletniej córki Isobel. Dziewczynka wyzdrowiała, jednak powikłania były nieuniknione - utrata słuchu. Obie rodziny zostają zmuszeni do zmierzenia się z poczuciem winy, odpowiedzialnością, a także... pragnieniem zemsty.
~*~
Ogromną zaletą książki jest jej konstrukcja. Dzięki autorce możemy poznać argumenty i racje każdej ze stron. Sami musimy zdecydować komu współczuć. Jednak, mówiąc szczerze, spodziewałam się jeszcze bardziej obiektywnej książki. Moim zdaniem powieść jest proszczepionkowa. Za sprawą choroby autorka pokazuje nam, że dzieci koniecznie trzeba szczepić. Naprawdę oczekiwałam czegoś więcej. Jednak historia przedstawiona przez autorkę jest niezaprzeczalnie historią poruszającą i skłaniającą do refleksji. Autorka przedstawia nam to, jak rodzice muszą sobie radzić w obliczu choroby dziecka, która wywraca ich życie do góry nogami.
Lizzie Enfield poruszyła nie tylko temat szczepień, ale w swojej książce pokusiła się również o bliższe przedstawienie nam głównych bohaterów. Dowiadujemy się jak rodzice jednego i drugiego dziecka się poznali, jaka ich teraz łączy relacja i jak to wyglądało w przeszłości. Uważam, że jest to zabieg zbyteczny i nie wnoszący nic do fabuły. Zdecydowanie wolałabym, aby temat szczepionek i choroby dziecka był bardziej rozwinięty, a sama powieść nie została zapchana mało znaczącymi historiami z przeszłości. Ponadto do końca lektury myliłam bohaterów. Nie wiem czym to było spowodowane, ale do samego końca nie mogłam się połapać kto jest czyim rodzicem, kto czyim rodzeństwem czy dzieckiem.
Podsumowując, „Dawka życia” to bardzo dobra, kontrowersyjna i autentyczna książka. Niestety zabrakło mi w niej obiektywizmu, chociaż autorka bardzo się o to starała. Myślę, że warto zapoznać się z historią przedstawioną przez Lizzie Enfield choćby dlatego, aby poznać argumenty obu stron odnośnie szczepionek.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/01/dawka-zycia-lizzie-enfield.html
Dzisiaj na blogu kilka słów o książce, która porusza dość kontrowersyjny i „na czasie” temat, a mianowicie aspekt szczepień. Od kilku lat temat ten dzieli społeczeństwo na tych, którzy popierają szczepionki oraz na tych, którzy są im przeciwni. Jak do tego tematu podeszła Lizzie Enfield w powieści...
2017-11-17
„Nieobecna” to debiut literacki autorki. Czytając opis na okładce zdecydowałam, że książkę z takim wątkiem koniecznie muszę przeczytać. Jednak czy to było udane spotkanie z twórczością autorki?
Główną bohaterką książki jest Nora - samotna kobieta, której największym pragnieniem jest bycie niezauważalną. Nielegalnie mieszka w cudzej kamienicy i nie ma w jej życiu żadnej bliskiej osoby. Stara się uciekać przed okrutną przeszłością, w której doświadczyła wiele zła. Boi się zaufać komukolwiek. Jednak jeden telefon sprawia, że musi zmienić swoje życie. Kobieta wyrusza na poszukiwanie zaginionej córki, którą oddała do adopcji. Prowadząc swoje śledztwo, Nora wpada na ślad rozgałęzionego spisku. Dowiaduje się również, kto przed laty ją skrzywdził i odarł z godności. Decyduje się na samotną walkę z bardzo wpływowymi ludźmi, których prawo nie dotyczy.
Książka ta, to chyba największe rozczarowanie ostatnimi czasy. Choć opis fabuły był bardzo intrygujący i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu powieść trafi w moje ręce, w rzeczywistości książka taka nie była. Czytając ją wręcz się męczyłam. Autorka w żaden sposób nie potrafiła zaciekawić mnie swoją powieścią, co spowodowało, że czytałam ją bardzo długo. Dodatkowo akcja książki toczy się bardzo wolno, nie ma w niej nieoczekiwanych zwrotów akcji, które dodałyby jej dynamizmu. Bohaterowie również niczym nie zaskakują, ich kreacja jest dość uboga. Uważam, że autorka miała bardzo dobry pomysł na książkę, jednak nie wykorzystała go nawet w 70%.
Ogromną wadą pozycji, która od razu rzuciła mi się w oczy i irytowała przez całą książkę, są bardo krótkie rozdziały. Czasami nawet tylko strona lub dwie. Moim zdaniem spowodowało to, że akcja powieści została przerywana, a ja przez to nie mogłam „wgryźć się” w książkę i chłonąć ją w stu procentach.
Podsumowując, „Nieobecna” to dość przeciętna pozycja, którym niczym nie zachwyca - ani językiem, ani kreacją bohaterów ani dynamiczną akcją. Książka ta bardzo mnie irytowała i niemiłosiernie się męczyłam podczas lektury. Przykro mi, że zawiodłam się na tej powieści. Naprawdę pokładałam w niej ogromne nadzieje. Niestety okazało się, że pozycja ta to po prostu niewykorzystany potencjał.
„Nieobecna” to debiut literacki autorki. Czytając opis na okładce zdecydowałam, że książkę z takim wątkiem koniecznie muszę przeczytać. Jednak czy to było udane spotkanie z twórczością autorki?
Główną bohaterką książki jest Nora - samotna kobieta, której największym pragnieniem jest bycie niezauważalną. Nielegalnie mieszka w cudzej kamienicy i nie ma w jej życiu żadnej...
2017-11-06
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/11/dobra-corka-karin-slaughter.html
Choć Karin Slaughter ma już swoim koncie kilka dobrych pozycji, jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Postanowiłam sięgnąć po jej najnowszy thriller - „Dobra córka”. Opis fabuły wydawał się bardzo intrygujący. Czy książka również taka jest?
Dwadzieścia osiem lat temu Gamma została zamordowana na oczach jej małych córek - Charlotte i Samanthy. Jednak żadna z nich nie zdradziła, co jeszcze wydarzyło się podczas tego brutalnego napadu na ich dom. Wstrząsające wydarzenie sprawiło, że więzy rodzinne uległy kompletnemu zniszczeniu, a każda z sióstr poszła swoją drogą, próbując nie wracać do traumatycznej przeszłości. Samantha robi karierę w Nowym Jorku, natomiast Charlotte prowadzi kancelarię w rodzinnym miasteczku. Pewnego dnia życie sióstr zmienia się diametralnie. Charlotte jest świadkiem dwóch morderstw, które wstrząsają lokalną społecznością, gdyż rzecz wydarzyła się w szkole. Kobieta postanawia zaangażować się w sprawę, jednak nie wie, że doprowadzi to do odkrycia całej prawdy o rodzinnej tragedii sprzed lat. Siostry muszą połączyć siły, aby raz na zawsze uporać się z przeszłością.
Już od samego początku książka wciąga i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Ciężko jest ją odłożyć i poczytać później. Słowa „jeszcze tylko jeden rozdział i idę spać” kompletnie nie mają tu zastosowania. Akcja thrillera pędzi jak oszalała i nawet na moment nie daje nam odpocząć. Dodatkowo sama zagadka kryminalna jest niezwykle ciekawa i intrygująca. Ogromnym plusem jest również to, że autorka w bardzo dobry sposób wykreowała bohaterów pod względem psychologicznym. Karin Slaughter wkradła się do umysłów kobiet i przedstawiła ich traumy, obawy i lęki, który towarzyszyły im po morderstwie matki. Bardzo autentycznie przedstawia również relację sióstr. Pokazuje, że ludzie w bardzo różnorodny sposób reagują na tragedie - jedni potrzebują kogoś bliskiego, aby nawzajem dodawać sobie siły. Natomiast drudzy chcą definitywnie odciąć się od przeszłości.
Autorka stworzyła w książce niezwykły klimat, który przyprawia o dreszcze. Cała pozycja aż tętni zbrodnią, lękami, niepokojem i śmiercią. Jednak nie to jest najważniejsze bo autorka nie skupiała się tylko na aspektach kryminalnych. W ogromnym stopniu rozwinęła również wątek obyczajowy, w którym to przedstawiała przede wszystkim relacje rodzinne oraz to, jak one się zmieniały. Uważam, że autorka w idealnym miejscu nakreśliła granicę między obszernością wątku kryminalnego i obyczajowego.
Podsumowując, „Dobra córka” to bardzo dobry, trzymający w napięciu kryminał, obok którego nie można przejść obojętnie. Koniecznie trzeba go przeczytać i zapoznać się z tak intrygującą fabułą. Polecam.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/11/dobra-corka-karin-slaughter.html
Choć Karin Slaughter ma już swoim koncie kilka dobrych pozycji, jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Postanowiłam sięgnąć po jej najnowszy thriller - „Dobra córka”. Opis fabuły wydawał się bardzo intrygujący. Czy książka również taka jest?
Dwadzieścia osiem lat temu Gamma...
2017-09-12
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/09/osmy-cud-swiata-magdaleny-witkiewicz.html
Nie mogłam doczekać się tej premiery. Wręcz odliczałam dni do tego, kiedy w końcu na półki księgarń trafi najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz. Z zazdrością przeglądałam zdjęcia na Instagramie, na których to recenzentki chwaliły się paczką od samej autorki. Pewnego poranka szczęście i do mnie się uśmiechnęło. Otrzymałam pięknie zapakowaną paczkę, a w środku znalazłam nie tylko „Ósmy cud świata”, ale także wisiorek, zakładkę i herbatką. Z wypiekami na twarzy od razu zabrałam się do lektury!
Anna jest singielką. Spełnia się zawodowo, żyje wygodnie, bez zobowiązań i uwielbia podróże. Na pierwszy rzut oka niczego jej nie brakuje. Jednak wbrew pozorom, kobieta nie czuje się spełniona. Nie dość, że wplątuje się w dziwną relację ze swoim szefem, to jeszcze nie może mieć tego, czego tak bardzo pragnie. Aby uporządkować swoje życie, wybiera się w podróż do Wietnamu. Nie wie jednak, że ta magiczna podróż pozostawi po sobie aż tak duży ślad. Dzięki tej podróży Anna odnajdzie wreszcie swój ósmy cud świata.
„Ósmy cud świata” to książka inspirowana podróżą Magdaleny Witkiewicz do Wietnamu w 2014 roku, gdzie autorka reprezentowała Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Literatury Europejskiej w Hanoi. Witkiewicz, za sprawą kartek papieru, zabiera nas w niezwykłą i magiczną podróż do najpiękniejszych miejsc na świecie. Razem z bohaterami czujemy klimat kraju, gorącą wilgoć, zachwycamy się widokami zapierającymi dech w piersiach. Jestem pod wrażeniem tego, jak autorka w tak subtelny sposób „przemyciła” nam różnego rodzaju legendy wietnamskie, zwyczaje, a także opisała tętniące życie Hanoi. Zazwyczaj takie rzeczy mnie nudzą, ale nie tym razem. Ani przez chwilę się nie nudziłam. Wręcz przeciwnie! Czytałam książkę z wypiekami na twarzy nie tylko ze względu na ciekawą i intrygującą fabułę, ale także na to, że dzięki autorce mogłam bliżej poznać tej wyjątkowy, azjatycki kraj.
Magdalena Witkiewicz po raz kolejny stworzyła niezwykle magiczną, wyjątkową i klimatyczną powieść, od której naprawdę trudno się oderwać. Autorka wykreowała bardzo realistycznych bohaterów, z prawdziwymi problemami, które może mieć każdy z nas. Dodatkowo, od razu pała się do nich sympatią, bez względu na to, czy postępują według nas dobrze czy źle. „Ósmy cud świata” to nie tylko książka o singielce i jej podróży do Wietnamu. To przede wszystkim dojrzała i mądra powieść, która porusza bardzo trudny temat i zmusza do refleksji. To historia dojrzałej kobiety, której już nie wystarcza to, co ma. Pragnie czegoś znacznie więcej - malutkiej istotki, która wywróci jej świat do góry nogami. Jednak nie jet to takie łatwe, kiedy brakuje kandydata na ojca. Presja otoczenia również jej nie pomaga.
To, co uwielbiam w książkach Witkiewicz to przede wszystkim emocje i język. Pomimo tego, że moim zdaniem, za dużo w fabule jest zbiegów okoliczności, wszystko to jest rekompensowane przez niezwykłe emocje, jakie towarzyszą podczas lektury. Za sprawą barwnego i plastycznego języka czujemy Wietnam, czujemy problemy bohaterów, chemię między nimi. Tak, tę książkę po prostu się czuje! Dodatkowo, nie zauważa się ilości przewracanych stron. Przeczytałam tę książkę w jeden dzień i... mało mi! Chce więcej!
Podsumowując, „Ósmy cud świata” to klimatyczna, wzruszająca i pełna ciepła książka, która zabierze Was na wycieczkę do pięknego Wietnamu. To powieść o poszukiwaniu siebie, o samotności w towarzystwie przyjaciół i o tym, że czasami warto odpuścić i zdać się na los. Ta historia pokazuje, że o prawdziwą miłość należy walczyć z całych sił, do samego końca! Krótko mówiąc - z całego serca polecam!
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/09/osmy-cud-swiata-magdaleny-witkiewicz.html
Nie mogłam doczekać się tej premiery. Wręcz odliczałam dni do tego, kiedy w końcu na półki księgarń trafi najnowsza książka Magdaleny Witkiewicz. Z zazdrością przeglądałam zdjęcia na Instagramie, na których to recenzentki chwaliły się paczką od samej autorki. Pewnego poranka szczęście i...
2017-08-31
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/09/piec-minut-raisy-agaty-koakowskiej.html
„Pięć minut Raisy” to już moje drugie spotkanie z twórczością Agaty Kołakowskiej. Pierwsze - „Niewypowiedziane słowa” - było bardzo udane, więc z przyjemnością sięgnęłam po najnowszą książkę autorki, która miała swą premierę 24 sierpnia. Mówiąc szczerze, gdy doszłam do wniosku, że akcja książki dzieje się w 2051 roku, trochę się przestraszyłam, ale zdecydowanie niepotrzebnie!
Główną bohaterką książki jest Raisa - siedemdziesięciokilkuletnia staruszka, która uwielbia swoje róże a wolny czas spędza z długoletnią przyjaciółką Edytą. Raisa wiedzie spokojne życie, jednak wszystko zmienia kiedy jej próg przekracza Magda Sajewicz, popularna dziennikarka stacji NTV. Okazuje się, że główna bohaterka, według raportu WHO i Human Resources Institute, została uznana za najbardziej pechową osobę na świecie. Wszystkie media są ciekawe, jak to jest przeżyć m.in. porażenie piorunem, katastrofę promu czy atak szaleńca w Madrycie. Dziennikarce udaje się zdobyć wyłączność na wywiad ze staruszką, dzięki czemu ma ona nadzieję, że odzyska utracony spokój. Niestety, sprawa zatacza coraz szersze kręgi, a główna bohaterka znowu będzie musiała zmierzyć się ze swoją trudną przeszłością, o której starała się zapomnieć przez długi czas.
Nie spodziewałam się, że książka ta wywrze na mnie aż tak pozytywne wrażenie! Pomimo tego iż akcja powieści toczy się w 2051 roku, nie ma ona nic wspólnego z science fiction. Autorka po prostu przedstawia nam świat za 34 lata, kiedy smartfony będą już niemodne, rozpadnie się Unia Europejska a białe pieczywo pójdzie w zapomnienie. Jest to dość oryginalny zabieg i nie powiem - bardzo przypadł mi do gustu.
„Pięć minut Raisy” to nie jest tylko książka o pechowej staruszce. Autorka dość dogłębnie przedstawia nam przeszłość głównej bohaterki, która jest niezwykle ciekawa, intrygująca, ale przede wszystkim smutna i dająca do myślenia. Jest to pozycja niezwykle mądra. Szczególnie podobał mi się wątek prezydenta, który mimo, że osiągnął sukces i wysokie stanowisko, nie jest człowiekiem szczęśliwym.
Pomimo tego iż fabuła książki nie jest dość autentyczna (za to bardzo prawdziwi są bohaterowie) nie można odmówić jej oryginalności. Kołakowska, za sprawą bohaterów (pierwszoplanowych i tych pobocznych) przedstawia wiele ludzkich wad tak jak zazdrość i plotkarstwo. Pokazuje nam różnego rodzaju konflikty rodzinne, które wręcz ranią i oddalają od siebie bliskich. Dodatkowo, powieść jest uporządkowana, dopracowana i przede wszystkim napisana lekkim i barwnym językiem co sprawiło, że przeczytałam ją w mgieniu oka. Nie jest to może książka, która Was wzruszy albo rozśmieszy do łez czy też będzie trzymać w napięciu do samego końca. Należy ona raczej do tych mniej wymagających i myślę, że mimo tego naprawdę warto po nią sięgnąć.
Podsumowując, „Pięć minut Raisy” to bardzo oryginalna książka, która umili Wam zbliżające się jesienne wieczory. To nie tylko powieść o radzeniu sobie z błędami przeszłości i notorycznym pechem, ale także o problemach życia codziennego, z którymi każdy z nas się boryka. Polecam.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2017/09/piec-minut-raisy-agaty-koakowskiej.html
„Pięć minut Raisy” to już moje drugie spotkanie z twórczością Agaty Kołakowskiej. Pierwsze - „Niewypowiedziane słowa” - było bardzo udane, więc z przyjemnością sięgnęłam po najnowszą książkę autorki, która miała swą premierę 24 sierpnia. Mówiąc szczerze, gdy doszłam do wniosku, że akcja...
2017-08-07
Z twórczością Dinah Jefferies zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji książki „Córka handlarza jedwabiem”. Pozycja ta bardzo przypadła mi do gustu, więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins zobaczyłam kolejną książkę tej autorki wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Czy mi się podobała? Zapraszam dalej.
Autorka zabiera nas do roku 1955 na Malaje Brytyjskie, gdzie trwa stan wyjątkowy spowodowany powstaniem malajskim. Lydia - trzydziestojednoletnia kobieta, żona brytyjskiego urzędnika, matka dwóch córek: Emmy i Fleur, po powrocie z podróży zastaje pusty dom, bez rodziny. Nie znajduje w nim również żadnej wiadomości, która mogłaby ją nakierować na nowe miejsce pobytu męża i dzieci. Z pewnym źródeł kobieta dowiaduje się, że jej najbliżsi wyjechali na północ. Wyrusza więc też ona, pomimo wszechobecnego niebezpieczeństwa, aby ich odnaleźć. Jednak informacja okazuje się być fałszywa. Tak naprawdę mąż wraz z córkami wyjechał do Anglii. Z czasem kobieta odkrywa liczne kłamstwa, zdrady i sekrety, które odmieniają jej życie. Czy kobiecie uda się znaleźć córeczki? Koniecznie przeczytajcie książkę!
„Rozłąka” to książka dość skomplikowana. Autorka włożyła dużo serca w tę powieść, ukazując świat z 1955 wraz z polityką i skutkami stanu wyjątkowego. Dinah Jefferies nie tylko przedstawiła różnice kulturowe i religijne panujące na obszarze kolonii brytyjskich, ale także niebezpieczeństwo, które czyhało na każdym kroku. Tło historyczne i polityczne to zdecydowanie jeden z największych atutów tej książki!
Fabuła książki jest prowadzona w dwóch płaszczyznach. Jednym narratorem jest Lydia, a drugim Emma - starsza córka. Taki zabieg sprawia, że mamy pełen obraz sytuacji, dokładnie wiemy co dzieje z bohaterami i z niecierpliwością czekamy, aż ich losy się połączą. Jest to książka pełna intryg i tajemnic, w których naprawdę łatwo się pogubić. Jednak nie zrażajcie się - książkę po prostu trzeba uważnie czytać, żeby żaden szczegół nie umknął. Pomimo tego, że zakończenie nie jest zbyt wymyślne ani oryginalne, bo bez problemu je zgadłam, to książkę czytałam z przyjemnością, ale... brakowało mi wypieków na twarzy i trzymania w napięciu, które sprawia, że od książki nie można się oderwać. Według mnie książka nie ma również „tego czegoś”, co powoduje nie tylko wzruszenie, ale także to, że książka przez cały czas siedzi w głowie i nie chce z niej wyjść.
Podobało mi się natomiast to, że autorka skupia się nie tylko na wątku poszukiwań głównej bohaterki, ale także porusza kwestię molestowania dzieci, zdrad małżeńskich, dorastania, oraz pierwszej, młodzieńczej miłości. Dzięki czemu książka jest jeszcze bardziej ciekawsza.
Podsumowując, „Rozłąka” to powieść pełna tajemnic, intryg, romansów, a także dramatycznych wydarzeń. To historia matki, która szuka swoich córek oraz historia dzieci, które nie wierzą, że zostały porzucone. Mnie książka nie porwała, nie oczarowała, ale myślę, że zasługuje na miano bardzo dobrej pozycji.
Z twórczością Dinah Jefferies zetknęłam się po raz pierwszy przy okazji książki „Córka handlarza jedwabiem”. Pozycja ta bardzo przypadła mi do gustu, więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins zobaczyłam kolejną książkę tej autorki wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Czy mi się podobała? Zapraszam dalej.
Autorka zabiera nas do roku 1955 na Malaje Brytyjskie,...
2017-07-19
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Muszę przyznać, że zazwyczaj nie sięgam po takie książki, których akcja toczy się w przeszłości. Wolę powieści współczesne, najlepiej jak najbardziej aktualne. Jednak czytając opis na okładce „Pójdę do jedynej” coś mnie tchnęło i zdecydowałam, że pozycję tę muszę koniecznie przeczytać!
„Pójdę do jedynej” to bardzo intrygująca powieść o dwóch chłopcach - Pawle i Karolu, którzy u progu swej dorosłości, podejmują odważny krok mający radykalny wpływ na ich życie. Obydwaj postanawiają wybrać karierę zawodowego żołnierza. Główni bohaterowie bardzo różnią się od siebie i z różnych powodów wybierają taką a nie inną przyszłość. Paweł jest osobą rozważną, pochodzącą z tradycyjnej wielodzietnej rodziny. Zdecydował się na taką karierę głównie ze względu na możliwość dostania mieszkania. Natomiast Karol jest chłopakiem lekkomyślnym i impulsywnym. Niestety decyzji o pójściu do wojska nie podjął samodzielnie...
~*~
Książka naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła! Kasia Bulicz - Kasprzak swą najnowszą powieścią zabrała nas do lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku w doskonały sposób oddając ich klimat i zwyczaje. Czytając książkę miałam wrażenie, jakbym urodziła się i wychowywała w tamtych czasach. Jestem pod wrażeniem również tego, że autorka przyłożyła się do języka w dialogach, adekwatnego do owych czasów. Sprawiło to, że opowieść stała się jeszcze bardziej autentyczna i prawdziwa.
Największym plusem, jak dla mnie, jest kreacja bohaterów. Kasia Bulicz - Kasprzak doskonale przedstawiła dwie postaci, które diametralnie się od siebie różnią. Bardzo lubię, kiedy autorzy przykładają się do tego aspektu i tworzą różnych, wyrazistych a przede wszystkich prawdziwych bohaterów, którzy mogliby żyć pośród nas. A tacy są właśnie Paweł i Karol. Dodatkowo nie zostali oni podzieleni na „bohatera tego złego” i „bohatera tego dobrego”. Choć Paweł na początku może wydawać się tym lepszym, bo jest bardziej rozsądny, on również popełnia w swoim życiu błędy, gubi się, nie może znaleźć swojej drogi. W książce tej świat nie jest tylko biały i czarny. Pojawiają się, jak w prawdziwym życiu, szarości. Pisarka duży nacisk położyła również na przedstawienie przyjaźni i jaki wpływ ma ona na nasze życie. Ta piękna relacja między chłopcami rozpoczęła się na początku ich kariery wojskowej i trwała pomimo wielu zawirowań, na dobre i na złe. Autorka za sprawą książki chce nam przekazać, że prawdziwa przyjaźń zwycięży wszystko.
Autorka przedstawiając Karola i Pawła, przybliża nam również wojskowy świat, panujące tam zwyczaje i codzienność. Okrasiła to szczyptą humoru ukazując zabawne sytuacje, żarty i dowcipy jakie robili sobie żołnierze. Jestem również pod wrażeniem tego, jak autorka - jako kobieta, w tak dobry sposób zdołała „wgryźć się” w męski świat i autentycznie przedstawić myślenie mężczyzn. Książka składa się w większym stopniu z podrozdziałów, które prowadzone są z punktu widzenia Karola i Pawła. Naprawdę uważam, że za takim wyczyn należą się autorce ogromne brawa.
Podsumowując, „Pójdę do jedynej” nie jest to może książka „górnolotna” o której myśli się długo po zakończeniu lektury. Jest to bardziej książka lekka, przyjemna i niewymagająca. Niemniej jednak urzekła mnie swoją mądrością, poruszaniem trudnych tematów i świetną kreacją świata i bohaterów. Krótko mówiąc - polecam!
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Muszę przyznać, że zazwyczaj nie sięgam po takie książki, których akcja toczy się w przeszłości. Wolę powieści współczesne, najlepiej jak najbardziej aktualne. Jednak czytając opis na okładce „Pójdę do jedynej” coś mnie tchnęło i zdecydowałam, że pozycję tę muszę koniecznie przeczytać!
„Pójdę do jedynej” to bardzo intrygująca powieść...
2017-07-05
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Anna McPartlin skradła moje serce powieścią „Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu”. Gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins zauważyłam, że na półki księgarni trafi kolejna książka tej autorki zdecydowałam, że muszę ją mieć, a przede wszystkim przeczytać!
„To, co nas dzieli” to powieść o dwóch przyjaciółkach - Eve Hayes i Lily Brennan, które jako dzieci były nierozłączne. Spędzały ze sobą każdą wolną chwilę, były dla siebie jak siostry, po prostu dwie bratnie dusze. Niestety gdy miały osiemnaście lat, jedno wydarzenie podczas wakacji spowodowało, że ich przyjaźń legła w gruzach... Po dwudziestu latach, Eve jako znana projektantka biżuterii, kobieta bogata, niezależna, bez zobowiązań, wraca na stałe do Dublina. Pomimo szczerych chęci nie udaje jej się odszukać przyjaciółki. O ich spotkaniu zdecydował przypadek, kiedy to Eve uległa poważnemu wypadkowi i trafiła do szpitala, w której pielęgniarką była Lily. Dla dawnych przyjaciółek to w końcu szansa, aby wyjaśnić sobie, co zaszło między nimi przed laty, odbudować bliskie relacje, a przede wszystkim pomóc sobie nawzajem, bo żadna z nich nie ma łatwego życia...
~*~
„To, co nas dzieli” to bardzo dobra, intrygująca, mądra i przemyślana powieść. Z niecierpliwością czekałam, aż autorka ujawni, co zaszło między dziewczynami, że urwały ze sobą kontakt. Niestety, albo i stety, Anna McPartlin każe nam na to czekać prawie do ostatniej strony, ale daję Wam słowo - warto. Jest to książka nie tylko o przyjaźni, ale także o miłości - nie takiej wyidealizowanej, ale o takiej życiowej, prawdziwej, z wszystkimi zaletami i wadami. To także powieść o przemocy fizycznej i psychicznej nie tylko w małżeństwie, a także w relacji rodzic - dziecko. To książka, w której znajdziemy liczne dylematy, trudności w podjęciu decyzji, które mają wpływ na życie innych osób. Jest to książka, przy której można śmiać się płakać, autorka o to zadbała!
Najnowsza książka Anny McPartlin wciąga i trzyma w napięciu. Naprawdę trudno było mi odłożyć tę książkę choć na chwilę. Akcja powieść toczy się dwutorowo. Z jednej strony jest napisana w formie listów, które pisały do siebie Eve i Lily podczas wakacji spędzanych oddzielnie, zaś z drugiej strony mamy opisaną teraźniejszość, w której Eve i Lily spotykają się po latach. Uważam, że jest to bardzo pomysł! Ciekawiło mnie nie tylko to, co się wydarzyło między dziewczynami, ale także to, jakich wyborów dokonają kobiety w swoim dorosłym życiu.
„To, co nas dzieli” to książka oparta na faktach. Autorka jako dwudziestolatka wpadła pod samochód i jak sama twierdzi - od zawsze chciała o tym opowiedzieć. Nie chciała jednak napisać zwykłej historii o pieszej, która została potrącona przez samochód, ale historię niezwykłą. Z pomocą przyszedł jej producent Tom Fabozzi, który opowiedział jej o wypadku, w którym uczestniczył wraz z dziewczyną. Autorka twierdzi, że odtworzyła w książce wszystkie szczegóły, nie pomijając nawet części dialogów.
Podsumowując, „To, co nas dzieli” to intrygująca, mądra i pełna emocji książka. Jest napisana lekkim i przyjemnym językiem co sprawia, że nie zauważa się ilości przeczytanych stron. To wzruszająca książka o przyjaźni, sekretach i o tym, że warto naprawiać błędy - nawet po latach. Polecam!
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Anna McPartlin skradła moje serce powieścią „Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu”. Gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins zauważyłam, że na półki księgarni trafi kolejna książka tej autorki zdecydowałam, że muszę ją mieć, a przede wszystkim przeczytać!
„To, co nas dzieli” to powieść o dwóch przyjaciółkach - Eve Hayes i...
2017-06-16
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
„Historia pewnej zazdrości” to już piąta część sagi o rodzinie Orłowskich, którą wykreowała Danka Braun. Poprzednimi książkami byłam oczarowana i zachwycona, więc gdy tylko zobaczyłam, że wychodzi kolejna część, zdecydowałam, że muszę ją mieć! I tak też się stało. Czy autorka utrzymała poziom poprzednich książek?
Do rodziny Orłowskich wreszcie zawitało szczęście. Wszyscy świętują wybudzenie się ze śpiączki Eryka - wnuka Roberta i Renaty. Jednak chłopcu nie jest łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Podczas gdy był chory, w jego rodzinie zaszły diametralne zmiany. Jego rodzice rozwiedli się, a ojciec z inną kobietą wychowują wspólnego syna Kamila. Dla małego chłopca są to zmiany, których on nie potrafi zrozumieć i zaakceptować. Nie chce dzielić się swoją rodziną z nikim, a szczególnie z Kamilem i jego mamą. Staje się dla nich niemiły, krnąbrny i złośliwy. Jest również zdolny do zrobienia krzywdy swojemu przyrodniemu bratu. Takie zachowanie odbija się negatywnie na związku Krzyśka i Wiki. Oliwy do ognia dolewa również matka Eryka, która planuje odzyskać swojego byłego męża. Bliżej poznajemy również Izę - córkę Roberta i Renaty. Jesteśmy świadkami nie tylko jej szczęśliwej miłości, ale także tej nieszczęśliwej. Widzicie więc, że dom Orłowskich jest pełen emocji, cały czas coś w nim dzieje. Każdy prowadzi własną grę, chcąc zrealizować swoje cele. Komu się uda?
Wydawać by się mogło, że skoro to już piąta części cyklu, to jest ona średnia, bez pomysłu, napisana na siłę. Nic bardziej mylnego! Po raz kolejny Danka Braun zaskakuje oryginalnością i pomysłowością fabuły. W książce nie było momentu podczas którego książka nie sprawiałaby mi przyjemności albo nudziła. Przez całą powieść cały czas coś się dzieję - albo u Izy, albo Krzyśka i Wiki. Nie ma tam miejsca na nudę.
Nie zmienił się także styl pisania autorki. Język, jakim piszę Danka Braun, jest lekki i przyjemny. Czytanie sprawiało przyjemność a fabuła jest w taki sposób prowadzona, że nieustannie trzyma w napięciu. Sprawia to, że książka nie da się odłożyć na później. Jestem również pod wrażeniem psychologicznej kreacji Eryka. Autorka pokazuje, do jakiego stopnia może posunąć się dziecko, któremu zawalił się świat i nie może pogodzić się z nową rzeczywistością. Jak cierpi i planuje pozbyć się „zagrożenia” w postaci przyrodniego brata i macochy.
Jedyną rzeczą do jakiej mogę się przyczepić to to, że wypowiedzi Eryka wydają się nie do końca autentyczne. Autorka chciała zrobić z dziecka małego geniusza, ale moim zdaniem nawet wybitnie uzdolnione dziecko nie wypowiadałoby się w taki sposób. Miałam wrażenie, że czytam rozmowę między dorosłą osobą i przynajmniej nastolatkiem, a nie sześcioletnim dzieckiem.
Podsumowując, „Historia pewnej zazdrości” to bardzo dobra kontynuacja cyklu. Jeśli czytałyście poprzednie części to koniecznie sięgnijcie i po tę. Mogę zapewnić, że nie będziecie żałować.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
„Historia pewnej zazdrości” to już piąta część sagi o rodzinie Orłowskich, którą wykreowała Danka Braun. Poprzednimi książkami byłam oczarowana i zachwycona, więc gdy tylko zobaczyłam, że wychodzi kolejna część, zdecydowałam, że muszę ją mieć! I tak też się stało. Czy autorka utrzymała poziom poprzednich książek?
Do rodziny...
2017-06-20
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Śmierć kogoś bliskiego niewątpliwie jest dla każdego ogromnym przeżyciem i tragedią. Każdy przeżywa to na swój sposób i nie należy tego krytykować. Najnowsza książka Jenn Diaz przedstawia relacje między czterema kobietami, które wraz z odejściem jednej osoby straciły męża, ojca oraz brata, i starają się pozbierać po tej osobistej tragedii.
Angela, Dolores, Natalia i Gloria muszą nauczyć się żyć bez mężczyzny, który był dla nich wszystkim. Był nie tylko spoiwem łączącym cztery kobiety, ale także głową rodziny, oparciem, ostoją bezpieczną przystanią oraz życiowym przewodnikiem. Dla Dolores był również bratem, dla Angeli i Natalii ojcem, a dla Glorii mężem. Po jego śmierci ich świat zmienił się o 180 stopni. Każda z kobiet jest inna, zupełnie inaczej postrzega świat, pojęcie miłości oraz w zupełnie inny sposób wyrażają uczucia. „Matka i córka” to książka, która przedstawia relacje między kobietami, a także różne sposoby radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby, samotnością i głodem miłości.
Kreacja bohaterów to zdecydowanie największy atut tej książki. Autorka w bardzo dobry sposób przedstawia nam różne cechy charakterów każdej z kobiet, pokazując nam ich wady, zalety oraz sposób myślenia i postrzegania świata. Gloria - wdowa po Angelu, nie potrafi pozbierać się po śmierci męża. Czuje, jakby sama umierała. Natalia to kobieta, która jest kochanką żonatego mężczyzny i od dwudziestu lat dzieli się nim z inną kobietą. Dolores to stara panna, która nie jest w stanie uwierzyć, że ktoś może ją pokochać. Jest w dziwnej relacji z dużo młodszym od siebie mężczyzną - wdowcem z córką. Jedynie Angela wydaje się być „normalną” kobietą, ale czy na pewno?
Jak już wspomniałam, „Matka i córka” to książka, która przedstawia relację między czterema kobietami. Niestety nie są to relacje poprawne, pełne miłości i zrozumienia. Autorka pokazuje skutki, jakie wynikają z różnicy wieku między kobietami. Różnica ta powoduje inne postrzeganie świata, inne zachowania, co skutkuje wieloma konfliktami. Pomimo tego, potrafią być dla siebie wsparciem i ostoją. Warto również wspomnieć, że książka jest pełna emocji, niestety tych negatywnych. Napawa melancholią, cierpieniem i żałobą.
Oprócz zalet, książka ma również wady. Jest to dość specyficzna pozycja, ponieważ ilość dialogów jest niewielka. Powieść składa się głównie z opisów oraz z mowy zależnej. Oznacza to, że rozmowy bohaterów nie są przedstawione w formie dialogu, ale opisu, co nie każdemu może się spodobać. Ponadto, w książce nie znajdziemy dynamicznej fabuły i zwrotów akcji, które powodowałyby wypieki na twarzy.
Podsumowując, „Matka i córka” to książka o skomplikowanej egzystencji i relacjach czterech kobiet, a także o kruchości rodziny. To pozycja wzruszająca, intrygująca i pełna emocji. Niestety nie znajdziemy w niej dynamicznej fabuły i zwrotów akcji, ale pomimo tego myślę, że warto po nią sięgnąć.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Śmierć kogoś bliskiego niewątpliwie jest dla każdego ogromnym przeżyciem i tragedią. Każdy przeżywa to na swój sposób i nie należy tego krytykować. Najnowsza książka Jenn Diaz przedstawia relacje między czterema kobietami, które wraz z odejściem jednej osoby straciły męża, ojca oraz brata, i starają się pozbierać po tej osobistej...
2017-06-13
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Już na samym wstępie muszę przyznać, że książka mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sięgając po tę książkę, nie sądziłam, że będzie ona tak życiowa, prawdziwa, problematyczna i tak wstrząsająca!
Eleonor Oliphant jest trzydziestolatką, z wykształcenia filologiem klasycznym, pracuje jednak w księgowości. Oszczędza każdego pensa, cały czas nosi ten sam bezrękawnik, posiłki je codziennie o tej samej porze rozwiązując przy tym krzyżówki. Niechętnie rozmawia z kolegami z pracy, uwielbia natomiast zakupy w Tesco, szczególnie te z działku alkoholowego, oraz swoją roślinę doniczkową. Ludzie uważają ją za wariatkę, unikają jej, obgadują. Eleonor natomiast za bardzo się tym nie przejmuje. Uważa, że nie brakuje jej niczego oprócz... wszystkiego.
Eleonor nie ma w swoim życiu nikogo bliskiego, z wyjątkiem matki, która dzwoni do niej raz w tygodniu i potrafi zepsuć jej humor na cały kolejny tydzień.To, co wyróżnia Eleonor z tłumu, to niezwykła dbałość o język. Kobieta nawet wymieniając maile prywatne używa zwrotów grzecznościowych. Dodatkowo cierpi na egzemę co, nie wiedzieć czemu, jest powodem do tego, iż znajomi się z niej śmieją.
Książka naprawdę mną wstrząsnęła. Nie jest to tania, tandetna historyjka. To pozycja bardzo dojrzała, prawdziwa i życiowa. Powieść o samotności, wręcz obsesyjnej miłości a także o tym, że wbrew pozorom każdy chce kochać i być kochanym. „Eleonor Oliphant...” to książka napisana w bardzo dobry sposób pod względem psychologicznym. Autorka w doskonały sposób wykreowała bohaterkę. Przedstawiła jej traumy z dzieciństwa, obawy, które mają ogromny wpływ na całe jej życie. Przeszłość głównej bohaterki naprawdę mnie zaskoczyła i zasmuciła. Kobieta nie miała „różowego”, beztroskiego dzieciństwa. Była dzieckiem, które musiało wiele przejść, za dużo jak na małe dziecko.
Ogromnym atutem jest również język, jakim została napisana książka. Jest on lekki i przyjemny. Pomimo tego, że to smutna powieść, czytałam ją z przyjemnością. Nie zauważałam również, jak szybko ubywały mi strony. Dzięki temu iż narracja została prowadzona z punktu widzenia Eleonor czułam, jakbym rozmawiała z główną bohaterką słuchając, jak opowiada mi co u niej słychać.
Podsumowując, „Eleonor Oliphant ma się całkiem dobrze” to wstrząsająca powieść o samotności i traumach z dzieciństwa. Pomimo tego książka jest pełna nadziei na lepsze jutro pokazująca, że jeśli tylko się chce i trafi się na odpowiednie osoby, można dojść do siebie po najgorszych przeżyciach i zacząć żyć normalnie. Polecam!
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Już na samym wstępie muszę przyznać, że książka mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sięgając po tę książkę, nie sądziłam, że będzie ona tak życiowa, prawdziwa, problematyczna i tak wstrząsająca!
Eleonor Oliphant jest trzydziestolatką, z wykształcenia filologiem klasycznym, pracuje jednak w...
2017-05-14
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Główną bohaterką książki jej Kika, której odwiecznym marzeniem jest w końcu zrozumieć mężczyzn. Aby to zrobić, zakłada konto na tajemniczym portalu randkowym o nazwie SeeMee. Portal ten jest pełen różnego typu mężczyzn, których kobieta poznaje bliżej. „Projekt mąż” to niezwykle barwy świat Kiki. Na kartkach powieści poznajemy wielu bohaterów. Książka jest pełna kłamstw, i rozczarowań. Przedstawia ludzkie problemy, z którymi każdy z nas musi stawić czoło.
Muszę przyznać, że napisanie tej recenzji było dla mnie nie lada wyznawaniem. Jest to dość specyficzna książka. Wszystko w tej powieści dzieje się bardzo szybko, każdy rozdział to spotkanie z innym mężczyzną. Kika bez ogródek i zbędnych słów opisuje swoje randki i przemyślenia. Nawet końcowe wydarzenie, które dość mnie zaskoczyło, zostało opisane "po łebkach", zbyt szybko, bez emocji, bez owijania w bawełnę. Warto również wspomnieć, że autorka posługuje się wulgarnym językiem, co niektórym osobom może się nie spodobać.
Na plus zasługuje fakt, iż autorka w swojej książce poruszyła dość ciężki i ważny temat, a mianowicie temat przemocy fizycznej i psychicznej. Jeden z mężczyzn, z którym Kika planowała swoją przyszłość, okazał się katem, oprawcą i zwyrodnialcem. Strzałem w dziesiątkę jest także pierwszoosobowa narracja, z punktu widzenia głównej bohaterki. Muszę jednak przyznać, że zachowanie Kiki mnie trochę irytowało. Była naiwna i łatwowierna. Pomimo kilku nieudanych prób wierzyła, że to właśnie na portalu randkowym znajdzie miłość swojego życia. Ale z drugiej strony Kika wzbudza współczucie. Każdy chce kochać i być kochanym...
Podsumowując, „Projekt mąż” to książka, którą muszę zaliczyć do tych średnich. Niczym mnie nie zaskoczyła, nie zmieniła mojego życia. Nawet nie czytałam jej z jakimś entuzjazmem czy przyjemnością. To zwykła książka, o której szybko zapomnę. Polecam ją osobom niewymagającym lub takim, które chcą odpocząć po cięższych lekturach.
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/
Główną bohaterką książki jej Kika, której odwiecznym marzeniem jest w końcu zrozumieć mężczyzn. Aby to zrobić, zakłada konto na tajemniczym portalu randkowym o nazwie SeeMee. Portal ten jest pełen różnego typu mężczyzn, których kobieta poznaje bliżej. „Projekt mąż” to niezwykle barwy świat Kiki. Na kartkach powieści poznajemy wielu...
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/osiem-minut-darren-osullivan.html
Głównym bohaterem debiutu Darren O'Sullivan jest Chris - zrozpaczony po stracie żony. Obiecał, że wkrótce do niej dołączy. Postanowił trzymać się planu - wybrał dokładne miejsce i godzinę. Przygotował się do tego bardzo długo, zadbał również o to, aby nikt nie musiał patrzeć na jego śmierć. Kiedy już stanął przy krawędzi peronu, jego zamiary zepsuła zdruzgotana Sarah, która nie od razu wiedziała, że uratowała samobójcę. Jednak z biegiem czasu nie mogła przestać myśleć o mężczyźnie, wręcz obsesyjnie go szukała, a później obserwowała. Za wszelką cenę dążyła do tego, aby zbliżyć się do niego. Nie wiedziała jednak, że najlepsze i najbezpieczniejsze dla niej, co mogła zrobić, to zapomnieć o mężczyźnie, który chciał rzucić się pod pociąg.
Ogólnie mówiąc, książka przypadła mi do gustu, szczególnie biorąc pod uwagę, że to debiut. Ani przez chwilę autor nie pozwolił mi tego odczuć. Ponadto sam pomysł na fabułę wydaje mi się być bardzo dobry i dość oryginalny, a na pewno trzymający w napięciu. Naprawdę czytałam tę książkę z zapartych tchem. Z wypiekami na twarzy śledziłam losy Chrisa i czy uda mu się w końcu spotkać z żoną. Byłam również bardzo ciekawa jaką rolę w tym wszystkim odegra Sarah.
Książka, pomimo tego że to thriller, jest przepełniona emocjami. Ta pozycja po prostu tętni rozpaczą, tęsknotą, smutkiem i bezradnością. Na każdej stronie, w której prym wiedzie Chris, można znaleźć jego ból i cierpienie. Jednakże jest jedno „ale”. Emocje te nie były, jak dla mnie, dość autentyczne. Przy takich opisach się płacze, cierpi razem z bohaterem. Tego tutaj nie było i bardzo nad tym ubolewałam. Oprócz tego, książka, pod względem technicznym jest poprawna i składa się w logiczną całość. Zagwozdka, jaką prezentują nam autor nie jest zbyt skomplikowana, bez żadnych trudności domyśliłam się zakończenia, co u mnie rzadko się zdarza. Jednak pomimo kilku mankamentów uważam, że to dobry thriller i z pewnością umilił mi opalanie.
Podsumowując, „Osiem minut” to bardzo dobry, niewymagający thriller. Charakteryzuje go oryginalny pomysł na fabułę oraz trzymanie w napięciu, przez co od książki nie mogłam się oderwać.
https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/osiem-minut-darren-osullivan.html
więcej Pokaż mimo toGłównym bohaterem debiutu Darren O'Sullivan jest Chris - zrozpaczony po stracie żony. Obiecał, że wkrótce do niej dołączy. Postanowił trzymać się planu - wybrał dokładne miejsce i godzinę. Przygotował się do tego bardzo długo, zadbał również o to, aby nikt nie musiał patrzeć na jego śmierć....