-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać263
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
Jest tu opowiadanie o chłopcu, który uciekł w las. Wszystko. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Było krótkie, czytam raz jeszcze. Myślę, to o wolności. Czytam ponownie, by się upewnić. I zaczynam wątpić, bo próba opisania wolności, jakby ją zabija. Opętla. Po czwartym czytaniu (było krótkie) już wiem. To jest o tym, że nie można opisać wolności. Poczułem radość. Fajnie, że nie można jej opisać. Chciałem czytać raz piąty, by się upewnić, że dobrze rozumiem, ale to tylko kilka stron. Jeśli każde kilka stron przeczytam pięć razy, skończę w grudniu. Zatem kolejne. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Myślę, to o tęsknocie. Po kilku powtórkach wiem. Było o tym, że nie można opisać tęsknoty. Fajnie, że nie można. Czytam dalej. Już trzecie. Każde pięć razy. Jest ich pół setki. Fajnie.
Jest tu opowiadanie o chłopcu, który uciekł w las. Wszystko. Pierwsza myśl: gdzie sedno? Sens? Było krótkie, czytam raz jeszcze. Myślę, to o wolności. Czytam ponownie, by się upewnić. I zaczynam wątpić, bo próba opisania wolności, jakby ją zabija. Opętla. Po czwartym czytaniu (było krótkie) już wiem. To jest o tym, że nie można opisać wolności. Poczułem radość. Fajnie, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pomysł, by wykreować "cmentarz zapomnianych książek" i rozrzucić wokół niego swoich bohaterów, jest sednem literackiej "manipulacji". Z logicznego punktu widzenia ów cmentarz, jakkolwiek uroczy, nijak się ma do fabuły. I nie musi. Zafon wykorzystał (potencjalną) słabość (potencjalnego) czytelnika, wplótł "cmentarzysko" i opowiada zgrabną barcelońską historię.
Twierdzę, z przekąsem, że Zafon nas wystrychnął na dudka. Zbajerował. Tajemne cmentarzysko, w kontrze do brutalnej fabuły, to wabik na książkoholików. A my, osoby nielogiczne, podatne, rozmarzone, najwidoczniej chcemy być bajerowani. Wielu chce. Ja chcę.
Alicja. Bohaterka. Jest bardzo szablonowa. Nuda Panie Zafon. A tak tylko Panu: "jest tak pokręcona, nielogiczna, podatna i niewytłumaczalna, że ja chcę".
Pomysł, by wykreować "cmentarz zapomnianych książek" i rozrzucić wokół niego swoich bohaterów, jest sednem literackiej "manipulacji". Z logicznego punktu widzenia ów cmentarz, jakkolwiek uroczy, nijak się ma do fabuły. I nie musi. Zafon wykorzystał (potencjalną) słabość (potencjalnego) czytelnika, wplótł "cmentarzysko" i opowiada zgrabną barcelońską historię.
Twierdzę, z...
Fascynująca jest chwila, kiedy człowiek traci nad sobą kontrolę. Poukładanie, obowiązkowość, panowanie mają sens tylko wtedy, gdy stają się tłem dla utraty kontroli. Kiedy pragnienie, tęsknota, z nas, ze środka, przejmuje władzę. Tak jest chociażby w tańcu, gdy w obrocie, w szaleństwie, zapominasz o tu i teraz. Tak jest gdy pędzisz samochodem. Zlany w jedno obraz za szybą i uczucie, że nic się nie liczy. Tak może być także, kiedy czytasz książkę. Kiedy nocne godziny giną pod ciężarem zapisanych słów. Kiedy kilka wydrukowanych czarnych znaków powoduje, że Twój dotychczasowy świat obraca się w pył. I to nie jest straszne, o nie. To jest cudowne. To znaczy, że życie jest czymś więcej, niż stertą zapisanych zasad, planów, obowiązków. Znak zapytania to piękny graficzny znak.
Fascynująca jest chwila, kiedy człowiek traci nad sobą kontrolę. Poukładanie, obowiązkowość, panowanie mają sens tylko wtedy, gdy stają się tłem dla utraty kontroli. Kiedy pragnienie, tęsknota, z nas, ze środka, przejmuje władzę. Tak jest chociażby w tańcu, gdy w obrocie, w szaleństwie, zapominasz o tu i teraz. Tak jest gdy pędzisz samochodem. Zlany w jedno obraz za szybą i...
więcej mniej Pokaż mimo toTak sobie myślę, gdyby proboszcz czytał na mszy "Quo Vadis", zamiast listu biskupa, zacząłbym go odwiedzać. Jesienią chodziłbym na wieczorną posłuchać o Chilonie. Moja postać wybrana. Mój cierń i ulga zarazem. Idąc do kościoła, szur szur po wrześniowych liściach, rozważałbym, kto będzie moim Glaukusem? Kto mnie obudzi? Latem jechałbym na poranną rowerem. Rano mało ludzi, rozmawiałbym, z proboszczem rzecz jasna, o Eunice. Bohaterce, która jak żadna lśni dla mnie ideałem kobiety. Przy okazji i ksiądz by się czegoś nauczył o płci nadobnej, której wszak - ze względów wiadomych - znać nie może. A wiosną, może nawet w takt majowej pieśni, analizowałbym zachowanie Nerona. Ten genialnie ukrył w sobie dobro, które przecież w nim także gdzieś było. Sienkiewicz. Mistrz kreowania postaci.
Tak sobie myślę, gdyby proboszcz czytał na mszy "Quo Vadis", zamiast listu biskupa, zacząłbym go odwiedzać. Jesienią chodziłbym na wieczorną posłuchać o Chilonie. Moja postać wybrana. Mój cierń i ulga zarazem. Idąc do kościoła, szur szur po wrześniowych liściach, rozważałbym, kto będzie moim Glaukusem? Kto mnie obudzi? Latem jechałbym na poranną rowerem. Rano mało ludzi,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdy czynię źle, śni mi się polna droga. Złoto. Śnię, że się ukrywam, ubrany za galernika. Gdy kogoś zawiodę, śnię karczmę. Karczmarz i kobieta. Nie są to dobrzy ludzie.
Ktoś wrażliwszy ode mnie powiedział: czytaj synu. Gdy dorośniesz. Nie wcześniej. Czytałem więc, wciąż za wcześnie. Przemokłem głęboko, nieodwracalnie. Gdybym czytał dziś, mając skorupę, dobro i piękno by mnie nie objęły. Nie śniłbym galernika i karczmy. Broniłby mnie przed pięknem twardy pokrowiec dorosłości. Wtedy byłem bezbronny. Przemokłem Nędznikiem od Hugo. Jego rozmową z wyrzutem sumienia. Nie pozwoliła zasnąć do rana. Ni jemu, ni mnie. Chroniliśmy się parasolem, rozłożonym niewinnością Kozety.
Dobro i piękno. Banalne, prawda? Dziękuję, wrażliwsza ode mnie osobo. Broń piękna i dobra. Wspólnie z Hugo. Tam.
Gdy czynię źle, śni mi się polna droga. Złoto. Śnię, że się ukrywam, ubrany za galernika. Gdy kogoś zawiodę, śnię karczmę. Karczmarz i kobieta. Nie są to dobrzy ludzie.
Ktoś wrażliwszy ode mnie powiedział: czytaj synu. Gdy dorośniesz. Nie wcześniej. Czytałem więc, wciąż za wcześnie. Przemokłem głęboko, nieodwracalnie. Gdybym czytał dziś, mając skorupę, dobro i piękno by...
Śpiewał Cohen w balladzie o Janis "goniliśmy za forsą i seksem". Był czas, chmurny, że goniliśmy. Goniłem. Za forsą na pewno, za tym drugim też jakoś. Zapomina się wtedy o słowie pisanym. Zostaje co najwyżej Jackowo.
Oszczędzę opowiastki, jak się to stało, że pewnego trudnego poranka znalazłem się w bibliotece. Zabrałem "Cień Wiatru". Wieczorem, gdzieś między sobotą a wtorkiem, nie miało to wtedy dla mnie znaczenia, zacząłem. Czytać. Znów, bo przecież dawno, w latach niewinnych, czytałem szaleńczo. Znów były słowa. Wystarczyły, by się zatrzymać. Przedzierałem się do nich z Danielem Sempere. Emocje były niespodziewane, zaskakujące. "Tak jeszcze ktoś pisze?" - myślałem.
To kapitalna "bajka dla dorosłych". Była nią wtedy. Jest nią teraz. Świetna by wrócić. Do czytania.
Śpiewał Cohen w balladzie o Janis "goniliśmy za forsą i seksem". Był czas, chmurny, że goniliśmy. Goniłem. Za forsą na pewno, za tym drugim też jakoś. Zapomina się wtedy o słowie pisanym. Zostaje co najwyżej Jackowo.
Oszczędzę opowiastki, jak się to stało, że pewnego trudnego poranka znalazłem się w bibliotece. Zabrałem "Cień Wiatru". Wieczorem, gdzieś między sobotą a...
Łączy mnie z Gaimanem subtelne podejście do tak zwanego "realu". Nie lubimy go w nadmiarze. Źle się czujemy, gdy sytuacje brzydko realne panoszą się na scenie. Real zaledwie tolerujemy. Ot tyle tylko, by zawiesić tam nie-real.
"Nigdziebądź" czyta się smakowicie, bo przyprawą jest styl. Ponadprzeciętna obecność gryzoni w żaden sposób smaku nie psuje. Gaiman, operując w tych obszarach poczucia humoru, które są mi bliskie, powoduje, że mało zważam na fabułę. Gdybym zaczął ją analizować, swoim wrodzonym nadkrytycyzmem, pewnie przestałoby mi się podobać. Nie robię wszak tego. Nie trzeba. Delektuję się formą, a jeno zerkam na to, kto i gdzie podąża. Moja podziemna zabawa trwa w najlepsze.
Byłbym zapomniał. "Udko czy pierś?" koleżanko lapis_lazuli? Tak, ja też kocham koty.
Łączy mnie z Gaimanem subtelne podejście do tak zwanego "realu". Nie lubimy go w nadmiarze. Źle się czujemy, gdy sytuacje brzydko realne panoszą się na scenie. Real zaledwie tolerujemy. Ot tyle tylko, by zawiesić tam nie-real.
"Nigdziebądź" czyta się smakowicie, bo przyprawą jest styl. Ponadprzeciętna obecność gryzoni w żaden sposób smaku nie psuje. Gaiman, operując w tych...
To zależy od miejsca, w którym stoisz. Nastolatka, pełna obietnic, zaczarowana ideałem albo zepsuciem. Młodzieniec, wąsem sypnął, ma wiarę. Super i miło. Całe życie mają przed sobą, aby się rozczarować. A ja? Staruszek? A kobieta, w tak zwanym "kwiecie"? Ktoś w drodze na "wieczność"? Gdzie oni mają czas na sprawdzenie ideałów? Wiadomo, wszystkie wcześniejsze poległy. Jak zdążyć?
Bohaterka książki. Wykształcona kobieta. Żadne tam "zadufanie". Zapatrzenie w siebie. Krytyczna, uczciwa, pogubiona. Ostatni rozdział udaje, że ona wygrywa. Dla mnie nie wygrywa. Pytanie, czy poległa w końcówce? TYM wyborem? Czy poległa na starcie. Przyjęciem schematu, który jej narzucono. Który mi narzucono. Który raczej i Tobie też narzucono. Mówisz, że nie? Serio? Nie grasz?
To zależy od miejsca, w którym stoisz. Nastolatka, pełna obietnic, zaczarowana ideałem albo zepsuciem. Młodzieniec, wąsem sypnął, ma wiarę. Super i miło. Całe życie mają przed sobą, aby się rozczarować. A ja? Staruszek? A kobieta, w tak zwanym "kwiecie"? Ktoś w drodze na "wieczność"? Gdzie oni mają czas na sprawdzenie ideałów? Wiadomo, wszystkie wcześniejsze poległy. Jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
"O czym czytasz" pyta żona, prasując moją czarną koszulę. "O życiu". "Czyim?" "Pewnej Francuzki, w sumie, pokolenia Francuzek". Spojrzała dziwnym, drwiącym wzrokiem. Jakby mówiła "francuski erotyk może?". Zapytała jednak "warto?, coś odkrywczego w życiu Francuzek? jakaś wizja?". Właśnie.
Ernaux nic nie odkrywa. Żadnej pionierskiej wizji. Co więc czyni, że myśl, obraz, odczucie, o którym wspomina, tak bardzo trzymają za twarz? Nie pozwalają odłożyć? Autorka lekko dotyka chwil. Cudownie łączy myśl i zdarzenie. To, jak zakwitło w wyobraźni, z tym, jak się zadziało. Oczywiście myśl i rzeczywistość nie pasują. Jak w życiu. Wyobrażenia o kant stołu. A jednak chcemy. Mimo rozczarowań, które pięknie towarzyszą. Powinienem odpowiedzieć żonie "o moim życiu". To jest o mnie.
"O czym czytasz" pyta żona, prasując moją czarną koszulę. "O życiu". "Czyim?" "Pewnej Francuzki, w sumie, pokolenia Francuzek". Spojrzała dziwnym, drwiącym wzrokiem. Jakby mówiła "francuski erotyk może?". Zapytała jednak "warto?, coś odkrywczego w życiu Francuzek? jakaś wizja?". Właśnie.
Ernaux nic nie odkrywa. Żadnej pionierskiej wizji. Co więc czyni, że myśl, obraz,...
Jest coś, w książkach, że boję się czytać. Ktoś opisuje sen, ja mam dreszcze, bo śnił mi się podobny. Nocna mara, że nie mogę się obudzić. Że jest ciasno. Śni mi się, że tonę w wannie. Nie dlatego, że dużo wody. Dlatego, że ona się zwęża.
Są książki, że nie ma znaczenia, jak się to łączy. Ona, On, wyszli, upadli. Kolacje. Baju baj. Kiedy jednak, to pisanie drażni, przestaję się nabijać. Śmiać. Ja do Prousta podchodzę jak do wariata. Tak słyszałem. Ale kiedy on śni to co ja, są tylko dwa wyjścia. Albo nie jest szalony. Albo i ja jestem. Się dogadamy.
Spałem w swoim pokoju. Byłem mały. Słyszałem rodziców, Mamę. Myślałem bez umiaru. Myślałem, że tylko ja tak, durny, głupi. Okazuje się, że ten, tam, Proust także. Skąd wtedy mogłem wiedzieć? Czy się cieszyć? Czy nie spać?
Jest coś, w książkach, że boję się czytać. Ktoś opisuje sen, ja mam dreszcze, bo śnił mi się podobny. Nocna mara, że nie mogę się obudzić. Że jest ciasno. Śni mi się, że tonę w wannie. Nie dlatego, że dużo wody. Dlatego, że ona się zwęża.
więcej Pokaż mimo toSą książki, że nie ma znaczenia, jak się to łączy. Ona, On, wyszli, upadli. Kolacje. Baju baj. Kiedy jednak, to pisanie drażni, przestaję...