-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać286
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
"Mimo wszystko wciąż stałem pod porzuconą budką, jakbym zwyczajnie czekał, aż nadejdzie moja kolej,, by kupić lody. Chociaż wiedziałem, że nie nadejdzie nigdy.
Byłem sierotą. Byłem sam na całym świecie.
Widocznie odroczenie wyroku, które otrzymałem, kończyło się właśnie teraz.
Niczego nie usłyszałem - te stwory poruszały się zadziwiająco bezszelestnie.
Zwierzęcą intuicją, którą wyostrza życie w metrze, wyczułem jednak ich obecność i otworzyłem oczy.
Sfora zdziczałych psów, pokrytych wrzodami i bliznami... Byłem otoczony i przyciśnięty do budki, nie miałem dokąd uciekać, zresztą nie zdążyłbym.
Patrząc im w oczy, wiedziałem: ani ich nie przestraszę, ani nie oswoję.
W tamtym czasie powierzchnia nie kipiała jeszcze od całego tego chorego i potwornego życia, które rozmnożyło się tam teraz. Psy miały szczęście, że mnie zwęszyły.
Teraz musiały jak najszybciej mnie pożreć, zanim głód sprawi, że zaczną przegryzać sobie gardła.
- Strzelaj! - zawołał skądś Żeńka. - Masz przecież strzelbę!
Ocknąłem się, wycelowałem dwururkę w największą bestię i pociągnąłem za spust. Iglica cicho stuknęła. Wystrzału nie było.
Szarpnąłem za drugi. - niewypał. Widocznie naboje zawilgotniały.
Przeładować nie było czym..
Jeden z psów odwrócił się w stronę Żeńki.
- Zmykaj! - krzyknąłem. - Tylko nie biegnij, bo zaatakują cię pierwszego...
I Żeńka zaczął się oddalać - tyłem, nie spuszczając oczu z drapieżników. A ja zostałem i patrzyłem na niego.
- Ja zaraz... Wrócę! Z posiłkami! - wpół krzyczał, wpół mamrotał Żeńka.
Było zupełnie jasne, że nie zdąży przyprowadzić żadnych posiłków.
Wiedział to on i ja to wiedziałem.
Kiedy prosiłem, żeby sobie poszedł, w głowie kołatała mi myśl: a nuż nie ucieknie? A nuż coś wymyśli? A kiedy mnie jednak posłuchał, zrobiło mi się przykro.
Zwierzę, któremu zamierzałem rozwalić łeb pociskiem, zrobiło krok naprzód, zadarło pysku ku gwizdom i ochryple zawyło. Sfora sunęła w moim kierunku, przylegając do asfaltu, gotując się do skoku."
Zachwycony „Tekstem”, postanowiłem zaufać autorowi i sięgnąć po tytuł, z którego jest najbardziej znany, mianowicie „Metro 2033”. Większość osób, słysząc ten tytuł, zaczyna wychwalać tę książkę.
Jak było w moim przypadku? Zapraszam do przeczytania mojej recenzji. :)
Fabuła głównie skupia się w metrze. Ludzie po wybuchu nuklearnym postanowili w nim zamieszkać i chronić się przed promieniowaniem. Ich życie nie przypomina tego, jakie było wcześniej. Kartą przetargową są tutaj naboje, którymi płaci się za wszelkie usługi.
Głównym bohaterem jest dziewiętnastoletni Artem, mieszkaniec Wogn-u. Gdy spotyka Huntera, wszystko się zmienia. Od niego będzie zależało czy ocali metro, czy też nie. Wszystko za sprawą „czarnych”,którzy z powierzchni schodzą do metra.
"Zaczyna się władza mroku, najbardziej rozpowszechniona forma rządów na terytorium moskiewskiego metra. Pójdę tam. Nikt nie może o tym wiedzieć. Powiesz Suchemu, że wypytywałem cię o sytuacje na stacji, i to będzie prawda.
Nie będziesz raczej musiał niczego wyjaśniać: jak wszystko pójdzie gładko, sam wszystko wyjaśnię komu trzeba. Ale może się też zdarzyć tak - przerwał na moment, badawczo patrząc Artemowi w oczy - że nie wrócę.
Usłyszysz wybuch czy nie, jeśli nie wrócę do jutra rana, ktoś powinien przekazać, co się ze mną stało, i opowiedzieć moim kolegom, co za cholerstwo siedzi w waszych północnych tunelach."
Od tego momentu, życie naszego głównego bohatera, zacznie nabierać niespodziewanych zwrotów akcji. Na swojej drodze napotykać będzie masę ludzi. Jedni będą mieli czyste intencje, natomiast pozostali? Wręcz przeciwnie. Główna stacja do której, Artem musi się dostać, nazywa się „Polis”.
Czeka go nie lada zadanie, czy da radę? Przekonajcie się sami.
Mam mieszane uczucia co do tej pozycji. Dlaczego? Książka ma swoje świetne zwroty akcji. Gdy przewracałem kolejną stronę, chciałem coraz więcej...Natomiast kolejny rozdział był ciężki do przebrnięcia i moje rozpędzenie zostało szybko zastopowane. Książka ma dużo takowych momentów. Jeśli czytaliście Stephena Kinga, to możecie być odporni na takie momenty, lecz jeśli nie, może to być irytującym zabiegiem dla was.
Mimo masy bohaterów, żaden z nich nie zostaje z nami na dłużej, więc nie można się przyzwyczaić, lecz każdy z nich odgrywa ważną rolę podczas podróży Artema, co nadaję wszystkiemu dobrego smaczku.
Główny bohater zmienia się powoli wraz ze zbiegiem okoliczności. Nie jest przewidywalny, przez co ciężko określić, do czego może być zdolny oraz trafnie ukazuje emocje w zależności od danej sytuacji.
Fabuła? Mimo że nie jest porywająca, to wszystko jest logiczne przemyślane, porównać można to do jednej wielkiej układanki, gdzie każdy z elementów tworzy jedną wielką całość.
Na bardzo wielki plus, zasługuje klimat. Z każdą zazwyczaj stroną, panował otaczający nas dookoła mrok. Udając się w głąb ciemnego tunelu, nie wiemy, czy coś z niego na nas nie wyskoczy, złapie nas i pożre. Bez problemu fantazja w zależności od czytelnika, będzie miała tutaj pole do popisu.
Trzeba przyznać, że zaskakujące okazało się zakończenie, którym autor otwarł sobie drzwi do dalszych części. Co czeka nas w dalszej podróży w głąb ciemności metra? Sam jestem ciekaw i z czasem zapewnię się o tym przekonam.
Podsumowując: Nie czułem niestety tego zachwytu i ta pozycja nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego „wow”, lecz ma swoje pozytywne strony, które mnie przekonują, dlatego polecam tę pozycję, lecz nie każda osoba się w niej odnajdzie, jest to literatura z zakresu „Wymagających” do czytania.
Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 578
Wydawnictwo: Insignis
"Mówią, że we wciąż powtarzane kłamstwo w którymś momencie sam zaczynasz wierzyć..."
Tę pozycje i wiele innych możecie przeczytać na: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/
"Mimo wszystko wciąż stałem pod porzuconą budką, jakbym zwyczajnie czekał, aż nadejdzie moja kolej,, by kupić lody. Chociaż wiedziałem, że nie nadejdzie nigdy.
Byłem sierotą. Byłem sam na całym świecie.
Widocznie odroczenie wyroku, które otrzymałem, kończyło się właśnie teraz.
Niczego nie usłyszałem - te stwory poruszały się zadziwiająco bezszelestnie.
Zwierzęcą...
"Wilkołak w zajeździe był już wystarczająco groźny, ale te bestie regenerowały się z przerażającą szybkością.
Czy to z takim wrogiem musieli się mierzyć żołnierze Drugiego Legionu? Mój szacunek dla wojowników Drugiego Byka rósł w nieskończoność. Mieliśmy trzy magiczne sztuki broni, trzy z czterech, jakie widziałem w życiu. Kiedy któremuś z tych monstrów odrąbało się łeb, zdychały ostatecznie i one, ale nie było to wcale takie łatwe. Jak się udało legionistom?
Lodowy Pogromca świsnął mi koło ucha i odrąbał pokrytą futrem łapę; Rozpruwacz Dusz odciął drugą. Wilk zawył z rozwartą szeroką paszczą. Bełt wbił mu się w podniebienie i wilkołak runął na ziemie.
- Pięć bełtów! - Zawołał Varosch.
Obrzuciłem nieufnym spojrzeniem powalonego przezeń wilkołaka. Wyglądało na to, że się nie regenerował. Zamierzyłem się, żeby odrąbać mu łeb, i w tym momencie łapa cisnęła mnie o ścianę z siłą spadającego głazu. Poczułem, jak pęka mi łopatka. Przez chwile widziałem tylko czerwone gwiazdy, lecz zaraz Rozpruwacz Dusz wskoczył mi do ręki i łukiem odciął głowę drugiemu z wilkołaków. Myślałem, że przez bark przenika mi płynny ogień, kiedy życie stwora przepłynęło przez ostrze i złamanie się zagoiło.
[...] Czy to już wszystkie? - upewniłem się, dalej ciężko dysząc.
- Został jeden - Odparła Zokora. - Tam, z tyłu.
Wypuściła w górę światełko, by oświetlić ostatniego potwora. Było to imponujące monstrum. - co najmniej dwa razy większe ode mnie i śnieżnobiałe. Stał w miejscu, oddalony o dobry kawałek drogi na starym szlaku.
W przeciwieństwie do innych wilkołaków nosił przepaskę biodrową i kościany hełm z rogami.
W lewej łapie trzymał długi kij, wyższy od niego samego i również biały, jakby to była kość jakiegoś gigantycznego zwierzęcia. Zwieńczenie kija miało kształt wilczego łba. W futrze porastającym szyję wilkołaka niemal ginął kościany łańcuch. "
Gdy dowiedziałem się, że wychodzi trzeci tom pt. "Oko Pustyni" Richarda Schwartza, czym prędzej musiałem go przeczytać!
Autor postanowił na pierwszych stronach książki, zrobić małe przypomnienie, także, jeśli zapomnieliście o wydarzeniach, mających miejsce w poprzednich tomach to nic straconego.
W dalszej części książki jesteśmy skupieni na odnalezieniu rozdzielonej grupy Havalda. Zaczyna on poszukiwania wraz ze swoim nowym towarzyszem Arminem.
Gdy przypadkiem jest świadkiem wymiany słownej, między wojskiem a nieznanymi osobami, wdaję się w wymianę zdań. Odgaduje imię majora, co wywołuje wielkie zaskoczenie, ponieważ jest ono niewidoczne dla zwykłego mieszkańca, natomiast Havald bez problemu, odczytuje je ze munduru kobiety. Ten zbieg okoliczności z czasem doprowadza naszego głównego bohatera do odnalezienia swoich przyjaciół.
Dalsze strony ukazują problemy, z którymi będą musieli się zmierzyć bohaterowie. Wychodzi na jaw przepowiednia dotycząca domu Lwa. Jak by tego było mało, Havald jest w niej opisany.
Miasto ma niebawem wybrać khalifa Besarajnu, nasi bohaterowie nie mają czasu do stracenia, muszą szybko opracować plan działania i jako jedność podołać nowym wydarzeniom.
Oczywiście nie mogłoby zabraknąć osób, mających na celu przeszkodzenie w realizacji planu oraz władzę absolutną. Co tak naprawdę może posiadać ona, oprócz pieniędzy i posiadłości? Mianowicie chodzi tutaj o Oko Gasalabadu ukryte w perle. Kto posiada ten przedmiot i czy nasi bohaterowie ujdą z tego z życiem?
Ciekawym zabiegiem była narracja Havalda. Jesteśmy jego oczami, emocjami, gestami, myślami.
Mimo że więcej jest tutaj jego postaci, co powoduje, że pozostali, chowają się w jego cieniu, to jest to malutki minusik, osobiście mojej osobie to bardzo nie przeszkadzało, chociaż brakowało mi większej władczości u Janosa, większych docinków Zokory. Myślę, że autor w kolejnych częściach, może śmiało postawić na punkt widzenia innego bohatera. A może tak zrobił? Tego zapewnię, dowiemy się sięgając po kolejne części, których nie potrafię się już doczekać.
Autor skupia się polityce, przez co tempo książki jest wolniejsze, lecz dalej nie traci się tej cząsteczki
ciekawości i przyjemności, towarzyszącej podczas czytania tej pozycji. Poprzedni tomy miały szybkie tempo, tutaj ono opada, ale emocje są cały czas odpowiednio dawkowane. Dla osób lubiących polityczne intrygi pozycja idealna, mimo tego wszystko jest stopniowo odkrywane w taki sposób, aby się nie pogubić, więc pozostałe osoby również nie będą mieli problemu aby wpasować się w wydarzenia.
Jeśli jest wam gorącą, to podczas czytania tej pozycji z całą pewnością nie będzie wam chłodniej, lecz jeszcze bardziej podkręci atmosferę.
Na dodatkową uwagę zasługuję świetna okładka, myślę, że nie jednej osobie upiększy jego biblioteczkę.
"Rzeczy nigdy nie są takie, jakie się wydają. Nie sądzicie, Havaldzie?
Miał rację."
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Initium
Te oraz inne recenzje znajdziecie na ---> https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2019/06/oko-pustyni-richard-schwartz.html?fbclid=IwAR05Jc-2uEMLw60V67xvWS3eq6NbaSpXgSeIXHCyfNjEl94CuNk6KULx1Lo#more
"Wilkołak w zajeździe był już wystarczająco groźny, ale te bestie regenerowały się z przerażającą szybkością.
Czy to z takim wrogiem musieli się mierzyć żołnierze Drugiego Legionu? Mój szacunek dla wojowników Drugiego Byka rósł w nieskończoność. Mieliśmy trzy magiczne sztuki broni, trzy z czterech, jakie widziałem w życiu. Kiedy któremuś z tych monstrów odrąbało się łeb,...
" Ciało demona zaczynało zatracać kształty, a kończyny trzymające Ashię zwiotczały.
Wojowniczka targnęła się i zdołała uwolnić, a wtedy złapała za włócznię i zaczęła go kłuć i rąbać, wykorzystując to, że potwór nie dawał już rady regenerować obrażeń.
Naraz za jej plecami strzeliła magia i rozległ się wrzask. Któryś z demonów rzucił się na Kajiego i oszołomiony odbił od bariery, a chłopiec zatoczył się i usiadł na pupę.
- Biegnij! - krzyknął Briar.
Kaji zaczął płakać, i zaraz przestał na widok nadbiegającej Ashii.
- Mama! - zawołał.
Znów się podniósł, tym razem z większą łatwością, i wyciągnął ku niej rączki. Ashia wskoczyła w krąg i wreszcie mogła go przytulić.
-Synku! Synku mój! Już jestem z tobą! - Ucałowała jego główkę. - Już jestem przy tobie!
Wepchnęła Kajiego w nosidełko i zarzuciła je sobie na plecy. Przekręciła drzewce ocalałej włóczni i przedłużyła ją o połowę, po czy złapała tarczę.
[...]Zmiennokształtny zdołał już się poderwać , a wtedy Briar cisnął jakimś woreczkiem prosto w rozwartą paszczę. Demon kłapnął szczękami. Zawartość sakiewki eksplodowała kłębami proszku zmielonego lubczyku.
Ashia cięła potwora po gardle, a Briar przetoczył się w dół zbocza, by złapać własną włócznię.
Miejsce zabitych demonów zajęły następne. Briar cisnął włócznią i przygwoździł do ziemi jednego, który gnał prosto na Ashię i Kajiego, a potem poderwał broń zagubioną przez wojowniczkę i wbił ją w plecy zmiennokształtnego. "
Jako że jest to jeden z moich ulubionych cykli, postanowiłem sięgnąć po kolejną część i udać się ponownie do świata gdzie nie można czuć się bezpiecznym wieczorem.
Pierwsze strony przedstawiają uwięzienie jednego z demonów umysłu przez Arlena Balesa oraz Ahmanna Jardira, możemy się dowiedzieć z tych stron, co planuje ciemność przeciwko ludzkości. Nasi główni bohaterowie postanawiają zmusić, aby demon zaprowadził ich na samo dno otchłani.
"Uwięzili demona we własnym ciele. Nie był już w stanie się rozpłynąć ani kontrolować niczego mocą swojego umysłu. Co gorsza, gdyby Małżonek - lub któryś z jego prześladowców -nasycił runy magią, te niechybnie by go zabiły.
Przypadł mu los o wiele gorszy od spętania łańcuchem. Małżonek nigdy dotąd nie słyszał o podobnej hańbie.
Niemniej każdy problem można było jakoś rozwiązać. Każda bariera runiczna miała swój słaby punkt. Z czasem na pewno go znajdzie."
Dalsze rozdziały ukazują pożegnanie się z rodzinami przed zejściem do otchłani. Można powiedzieć, że autor stworzył sobie pewnego rodzaju wstęp. Oprócz tego akcja również przenosi się do zakątka rębaczy, gdzie rządzi zielarka Leesha. Co nowego w wiosce?
Leeshy rodzi się syn, lecz różni się on od normalnego dziecka. Planuje ona również zawrzeć pokój ze skłóconą ludnością.
Czytając poprzedni tomy, jesteśmy w ciągłym napięciu. Tutaj mamy go troszkę mniej, co nie znaczy, że go nie ma, lecz jest to jedna z tych książek, gdzie autor, mam nadzieje! Bierze wielki rozpęd, by w finałowej części doprowadzić nas do większego bicia serca.
Oprócz naszych znanych bohaterów mamy tutaj również ukazane panowanie syna Ahmanna, który zastępuje ojca. Jego panowanie nie przypada do gustu jego matce, która postanawia również przeciwstawić się jego zachowaniu.
Czy pamiętacie o khaffit Abbanie? Tym razem jego historia nie jest również kolorowa. Zostaje uprowadzony przez swojego odwiecznego wroga Hasika. Co się z nim stanie? Czy uda mu się i tym razem uniknąć śmierci? Jedno jest pewne, Hasik nie ma dobrych zamiarów wobec niego.
Szkoda, również że autor uśmiercił mojego głównego bohatera, któremu dopingowałem, czyli nikt inny jak Rojer Bezpalcy. W tym tomie będziemy świadkami jego pogrzebu.
Poznacie Ashie i Briar'a. Ashia została wysłana przez Invere, aby doprowadziła sprawę niecierpiącą zwłoki. Bez wypełnienia zadania nie ma co wracać. Natomiast jej drogi splotą się z Briarem. Ciekawi kim jest Briara.
Moment, który przypadł mi do gustu? Powrót do ojca i spędzenie czasu z nim. Autor pokazuje nam tak naprawdę, że mimo wszelkich złych momentów w naszym życiu warto wybaczyć, ponieważ jutra może nie być.
Nowi bohaterowie nadają urozmaicenia i smaczku tej książce, są dobrze dopasowani, a i sama pomysł jak poprowadzić ich dalej jest dobry. Zazwyczaj spotykam nowych bohaterów w kolejnych tomach, którzy są nudni, natomiast w tym przypadku jest inaczej, co jest bardzo na plus!
Książka sama w sobie nie jest zła, lecz czasami brak jej wartkiej akcji. Wszystko toczy się powoli, lecz jak wspomniałem wyżej, ostatnia część powinna to nadrobić. Każdy, kto czytał poprzednie tomy, doskonale zdaje sobie sprawę, że styl autora jest przyjemny dla oka, bez problemu szybko pokonujemy kolejną stronę. Wielkie ukłony oczywiście należą się grafikowi okładki, jest świetna oraz ilustratorowi. Ilustracje w środku myślę, że trafne zgodnie z zamysłem Petera V Bretta.
Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać ostatnią część demonicznego cyklu.
Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać ostatnią część demonicznego cyklu.
Wszyscy przeżywają chwile słabości - rzekł Arlen. - Każdy z nas ma w sercu coś, co będzie dźwigać zawsze., nawet jeśli ludzie wokół nas o tym zapomnieli bądź nie mają pojęcia."
" Ciało demona zaczynało zatracać kształty, a kończyny trzymające Ashię zwiotczały.
Wojowniczka targnęła się i zdołała uwolnić, a wtedy złapała za włócznię i zaczęła go kłuć i rąbać, wykorzystując to, że potwór nie dawał już rady regenerować obrażeń.
Naraz za jej plecami strzeliła magia i rozległ się wrzask. Któryś z demonów rzucił się na Kajiego i oszołomiony odbił od...
2018-12-09
" Tuż przed łodzią katapultował się z wody humbak. Do podrzucenia tak masywnego cielska potrzebne cielska potrzebne było potężne pchnięcie. Przez moment to wszystko wyglądało, jakby zwierzę opierało się na płetwie ogonowej. Tylko koniuszki płetwy znajdowały się jeszcze pod wodą, reszta ciała sterczała pionowo w górę, przewyższając mostek "Lady Wexham". Na żuchwie i spodniej stronie brzucha wyraźnie były widoczne podłużne fałdy. Nieproporcjonalnie długie płetwy piersiowe odstawały niczym skrzydła, połyskując bielą z czarnymi plamami i guzowatymi brzegami. Wyglądało to tak, jakby wieloryb chciał całkowicie unieść się z wody i z pokładu "Lady Wexham" dobiegło wielogłosowe "Oooch". Następnie potężny tułów przechylił się powoli na bok i wywołując eksplozje piany, opadł z powrotem w wodę.
Pasażerowie na górnym pokładzie cofnęli się. Część "Lady Wexham" zniknęła za zasłoną piany. W jej środku pojawiło się coś ciemnego, masywnego. Z głębin wystrzelił kolejny wieloryb. Wynurzył się o wiele bliżej statku, otoczony migoczącą mgłą kropelek wody i Anawak wiedział, jeszcze zanim na łodziach rozległy się krzyki przerażonych ludzi, że ten skok nie chyba celu.
Wieloryb uderzył z takim impetem w "Lady Wexham", że parowiec zakołysał się gwałtownie. Rozległ się trzask i huk. Zwierzę zanurzyło się z powrotem. Ludzie na górnym pokładzie rzucili się na ziemię. Woda wokół statku pieniła się i wirowała, a w następnej chwili nadpłynęło z boku więcej humbaków i znów dwa z nich wystrzeliły z wody w powietrze i całym ciężarem zwaliły się na kadłub statku.
- To jest zemsta! - krzyczał Greywolf przechodzącym w dyszkant głosem - Zemsta przyrody!
Widok miał w sobie coś surrealnego. Tuż nad łodzią obrońców zwierząt sterczał pionowo ogromny humbak. Wydawał się niemal w stanie nieważkości, istota o monumentalne piękności, strupiasty pysk miał zwrócony ku chmurom i wciąż jeszcze unosił się w górę, dziesięć, dwadzieścia metrów nad głowami ludzi Greywolfa. Przez dłuższą chwilę wisiał na tle nieba, obracając się powoli, a metrowe płetwy piersiowe zdawały się do nich machać.
[...] Spojrzenie Anawaka powędrowało wzdłuż skaczącego kolosa. Nigdy nie widział czegoś tak strasznego i jednocześnie wspaniałego, nigdy z takiej bliskości. Wszyscy, Jack Greywolf, ludzie na zodiacach, on sam, zdarli głowy i wpatrywali się, co miało się wydarzyć.
- O mój Boże - szepnął.
Cielsko wieloryba pochyliło się jakby w zwolnionym tempie. Jego cień padł na czerwoną łódkę rybacką obrońców zwierząt, przesłonił dziób "Blue Sharka" i wydłużył się, kiedy olbrzym zaczął opadać w dół, szybciej i coraz szybciej..."
Dlaczego postanowiłem przeczytać "Odwet oceanu"? Przyroda, nieokiełznany ocean oraz tajemnicze wydarzenia. Nie mógłbym nie skusić się na taką książkę.
Ucanan postanawia wypłynąć na ocean i złowić parę doraźnych ryb. Dzień jak co dzień. Gdy udaje mu się złowić parę sztuk bonito, wpada w zachwyt. Świetna sprawa, prawda? Osiągnął cel, więc dlaczego by nie złowić więcej skoro ten dzień się tak dobrze zaczął? Kto z was by tak nie pomyślał? Apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Nagle zauważa szarpnięcie liny. Pierwsza myśl? Złapało się coś dużego. Po chwili łódką znowu szarpnęło i nasz bohater wpada do wody. Gdy jego sieć ginie pod wodą postanawia ją odzyskać, przecież nie może wrócić bez swojej sieci? Prawda? Postanawia zanurkować. Okazuje się, że sieć jest poszarpana. Co mogło to zrobić?
"Jak okiem sięgnąć tuż pod powierzchnią wody gromadziła się ławica, połyskujących ryb długości ramienia. Zaskoczony Ucanan wypuścił część powietrza z płuc. Perliście ulatywało w górę. Zastanawiał się, skąd tak nagle pojawiła się tutaj tak ogromna ławica. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Ciała ryb wydawały się niemal nieruchome, tylko od czasu do czasu dostrzegał ruch płetwy ogonowej albo przyspieszenie pojedynczego osobnika. Potem ławica niespodziewanie skorygowała swoją pozycję o kilka stopni - uczestniczyły w tym wszystkie ryby i zbiły się jeszcze ciaśniej. Właściwie to typowe zachowanie ławicy. Mimo to coś tu się nie zgadzało. To nie zachowanie ryb go irytowało, tylko same ryby. Było ich po prostu za dużo"
Po tym widoku postanawia on wypłynąć jak najszybciej na powierzchnię. Gdy nagle coś w jego kierunku zaczyna płynąć w jego kierunku. Ciekawi, co nastąpiło dalej? Zapraszam do przeczytania recenzji Odwetu Oceanu autorstwa Franka Schätzinga.
Kolejne strony zaczynają się od robaków. Co mają robaki wspólnego z oceanem? Śmiem stwierdzić, że więcej niż nam się wydaje.
Głównymi bohaterami, których będziemy mieli okazje poznać, jest Johanson oraz Tinę Lund. Lund pracowała dla firmy Statoil. Szybko została zastępcą kierownika projektu poszukiwań nowych złóż ropy naftowej. Jako że ze swoim zespołem natrafiają na zagwozdkę, postanawia zaufać Johansonowi aby, dostać odpowiedzi.
Pewnego dnia przynosi ona robaki do zbadania. Nasz bohater ma za zadanie odkryć ich gatunek. Szybko określa, iż są to wieloszczety, lecz jednak już z początku nie wszystko wydaje się takie normalne jak zazwyczaj. Postanawia pomóc swojej koleżance i przyjrzeć się im dokładniej i zdać jej raport z analizy. Po pewnym czasie nasza para spotyka się ponownie. Opowiada jej, iż należą one do niedawno odkrytego gatunku i żywią się bakteriami, które wykorzystują metan jako źródło energii i wzrostu. W dalszych rozdziałach jesteśmy świadkami zagłębiania się w temat tych stworzeń, ponieważ jest w nich coś tajemniczego.
Kolejnym bohaterem jest Leon Anawak. Autor książki o inteligencji i strukturze społecznej ssaków morskich. Zyskał szacunek ekspertów. Dodatkowo kapitan łodzi wycieczkowych.
Nasz bohater w natłoku myśli, stawia sobie jedno pytanie. Dlaczego humbaki i pływacze nie przypłynęły?
Jako pasjonat tych zwierząt, dąży do uzyskania odpowiedzi na to pytanie.
Z czasem jesteśmy świadkami dalszych niecodziennych wydarzeń. Ginące statki, kraby wybuchającą nieznaną dotąd cieczą, inwazje stworzeń morskich. Czyżby natura powiedziała dość? Czy ludzkości grozi niebezpieczeństwo? Dodatkowo pod powierzchnią znajduje się tajemnicza istota. Co wspólnego ma z tymi wydarzeniami? Jak wszystko potoczy się dalej?
Pierwszy raz czytałem Thriller ekologiczny. Miałem trochę inne wyobrażenie, lecz autor dostarcza nam dużo wiedzy, która nie przytłacza, mało tego, ona jest interesująca! Każda kolejna strona, oprócz dawki coraz ciekawszych informacji, ukazuje nam podwodny świat oraz naturę w pełnego tego słowa znaczeniu, wprawiając nas w coraz to większe emocje. Jestem pod wrażeniem wiedzy i stylu Franka
Schätzinga. Jego styl jest przyjemny, co można wywnioskować z powyższych odczuć. Bohaterowie są dobrze dopasowani. Co oprócz tego? Świetne opisy. Pisząc te recenzje, czuje się, jak bym przebywał dalej w łódce na nieokiełznanym oceanie.
Ciekawostki, zwierzęta, emocje, zagrożenie, a to wszystko owiane tajemnicą. Zaciekawieni? Jeśli tak to sięgnijcie po tę lekturę. Uprzedzam, jeśli nie potraficie pływać, zabierzcie kamizelkę!
Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 952
Wydawnictwo: Dolnośląskie
"Wszystkie decyzje podejmowane bez strachu są słuszne."
http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/12/odwet-oceanu-frank-schatzing.html#more - Całość znajdziecie tutaj.
" Tuż przed łodzią katapultował się z wody humbak. Do podrzucenia tak masywnego cielska potrzebne cielska potrzebne było potężne pchnięcie. Przez moment to wszystko wyglądało, jakby zwierzę opierało się na płetwie ogonowej. Tylko koniuszki płetwy znajdowały się jeszcze pod wodą, reszta ciała sterczała pionowo w górę, przewyższając mostek "Lady Wexham". Na żuchwie i...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Burza się przybliżała, uderzenie wiatru zatrzęsło z brzękiem szybami okien, gdzieś błysnęło. Nieznajomy wydął wargi i splunął na stół.
I już w miejscu, gdzie splunął, siedziała czerwona mysz.
- Teraz, młynarzu, spluń z kolei ty, jeśli możesz!
I Mistrz wypluł na stół czarną mysz, jednooką jak on sam. Myszy zaczęły okrążać się nawzajem na chyżych łapkach, jedna usiłowała ugryźć w ogon drugą, czerwona czarną, a czarna czerwoną. Już czarna miała ukąsić, gdy nagle nieznajomy prztyknął palcami. Tam, gdzie przed chwilą jeszcze przycupnęła czerwona mysz, czaił się teraz gotowy do skoku czerwony kocur. Momentalnie również czarna mysz przedzierzgnęła się w czarnego jednookiego kota. Groźnie parskając oba kocury natarły na siebie z wyciągniętymi pazurami. Cios łapą, ugryzienie i znowu cios!
Czerwony kocur celował w jedyne oko czarnego. Prychając, rzucił się na niego. Niewiele brakowało, a byłby mu je wydrapał.
Teraz prztyknął palcami Mistrz i już na miejscu czarnego kota siedział czarny kogut. Bijąc skrzydłami i uderzając dookoła siebie dziobem i szponami, rzucił się na czerwonego kota z taką wściekłości, że ten cofnął się z przerażenie, ale niedaleko, bo teraz z kolei prztyknął palcami młynarczyk.
I już na stole stały naprzeciwko siebie dwa koguty z nabrzmiałymi ze złości grzebieniami i nastroszonymi piórami: czerwony i czarny.
Za oknami szalała burza, ale nie rozpraszało to uwagi młynarczyków. Pomiędzy kogutami rozgorzała dzika walka. Nagle trzepocząc skrzydłami, zwarły się ze sobą; niczym grad padały ciosy dziobem i uderzenia ostrogą z jednej i drugiej strony, zasłaniały się skrzydłami, że aż pióra sypały się wśród wściekłych wrzasków i skrzeków.
Wreszcie czerwonemu kogutowi udało się wskoczyć na grzbiet czarnego. Wczepił się szponami w upierzenie przeciwnika, szarpnął je niemiłosiernie i bił z taką ślepą wściekłością dziobem, że aż czarny kogut musiał ratować się ucieczką.
Czerwony kogut gonił za nim przez pół młyna, aż wygnał z Koźlego Brodu."
Czy Niemiecki autor literatury młodzieżowej wywarł na mnie wrażenie? A może jednak mnie rozczarował? Zapraszam do przeczytania recenzji!
Historia opowiada o chłopcu, który w dzień Trzech Króli na Łużycach wybiera się do młyna na Koźlim Brodzie. Dlaczego się tam wybiera? Otóż za sprawą głosu, który pojawił się kilkukrotnie podczas jego snu. W śnie, kruki oraz nieznajomy głos nakazują przyjść Krabatowi do młyna.
"Jedenaście kruków siedziało na żerdzi i wpatrywało się w niego. Krabat zauważył przy tym, że na żerdzi było jeszcze jedno wolne miejsce, na samym końcu, po lewej stronie. Wówczas usłyszał głos, który brzmiał ochryple i wydawał się dochodzić skądś z dalekich przestworzy. Głos zawołał go po imieniu. Chłopiec nie miał odwagi odpowiedzieć. "Krabacie!" - rozległo się po raz drugi i trzeci: "Krabacie!". Po czym głos rozkazał: "Idź do Czarnej Chełmży do młyna, nie będzie to z krzywdą dla ciebie". Wówczas kruki poderwały się z żerdzi i zakrakały: "Usłucha głosu Mistrza, bądź mu posłuszny!".
Gdy Krabat pojawia się na miejscu, rozpoczyna naukę. Nasz główny bohater nie wie, że młyn skrywa mroczną tajemnicę, której się nie spodziewa. Z biegiem czasu zostaje mu przydzielony jeden z chłopców Tonda. Nasz bohater odkrywa prawdę, że ma do czynienia z czarną magią a mistrz? Kim on tak naprawdę jest? Tego nasz bohater jeszcze sam nie wie, oprócz tego, że włada czarami i posiada księgę zakazanej magii zwaną Koraktorem. W późniejszych latach Krabat zaczyna z każdym dniem nienawidzić mistrza i coraz to lepiej posługiwać się czarami. Dzieje się tak na skutek śmierci jego najlepszego przyjaciela Tondy. Jak zginął? I dlaczego? Nasz bohater ma domysły, lecz nie jest jeszcze na tyle przekonany i silny, by zapytać twarzą w twarz oprawcę.
Oprócz magi i czarów znajdziecie tutaj również wątki miłosne. Nasz młody bohater, zakochuje się w Kantorce. Czy ich miłość przetrwa, czy może zostanie rozerwana przez zło?
Tak naprawdę, aby uwolnić swoją miłość, dziewczyna musi zagrać w pewną grę, która albo ocali naszego młynarczyka, albo ich obojga zabije.
Książka jest przyjemna w odbiorze oraz prosta. Jest ona skierowana głównie do młodzieży. Natomiast pokazuje takie wartości jak: Oddanie, przyjaźń, poświęcenie, miłość oraz odwagę. Mimo krótkiej ilości stron i akcji, która dzieję w praktycznie jednym miejscu, fabuła jest na tyle dobrze przemyślana, aby nie było nudy. Szczypta magi dodała świetnej barwy tej opowieści. Myślę, że dosłownie każdy wyniesie z niej pewne wartości dające do myślenia.
Okładka moim zdaniem jest świetna. Idealnie oddaje klimat tej opowieści. Osobiście nie znam wydawnictwa Bona, ale czas najwyższy przyjrzeć się ich pozycjom.
Samego autora nie znałem, może dlatego, że pisze książki dla młodszych odbiorców. Osobiście książka przypadła mi do gustu a autor przekonał mnie do siebie.
A teraz przyznać się, kto chciałby na pstryknięcie palca zamienić się w kruka?
"Burza się przybliżała, uderzenie wiatru zatrzęsło z brzękiem szybami okien, gdzieś błysnęło. Nieznajomy wydął wargi i splunął na stół.
I już w miejscu, gdzie splunął, siedziała czerwona mysz.
- Teraz, młynarzu, spluń z kolei ty, jeśli możesz!
I Mistrz wypluł na stół czarną mysz, jednooką jak on sam. Myszy zaczęły okrążać się nawzajem na chyżych łapkach, jedna usiłowała...
" - Ujrzał raz chłooooooopak dziewczyyyyynę, o włosach jak słoooooońce złoooootych! Uniósł swój róóóóóg...
- Bogowie, teraz naprawdę zwariował - wyszeptał Armin - Magia spaliła jego nieszczęsny mózg!
- Spokój tam! - Wrzasnął strażnik.
- Gdy dzieeeewczę róg ów ujrzaaaało, zlękło się i omdlaaało! Wziął chłooopak za rękę jąąąą...
Drzwi otworzyły się nagle i do celi wpadł strażnik z pałką w ręku, wymierzoną do ciosu. Z zaskoczenia nieomal zareagowałem za późno. U jego boku wisiał miecz - jednak nie zwykły miecz, a Rozpruwacz Dusz!
- Do mnie! - zawołałem.
Ostrze wysuneło się z pochwy i wskoczyło do mojej ręki.
Żelazo zaświeciło blado, a ja poczułem jego radość i podniecenie, kiedy zacisnąłem palce na znajomej rękojeści. Ostrze zatoczyło łuk, jakże typowy dla tej przeklętej broni. Głowa strażnika poleciała w bok, Rozpruwacz Dusz skąpał się we krwi konającego i zanim zdążyłem się obrócić do Armina, by uderzyć po raz drugi, krew już wsiąkła w stal. Tym razem podzielałem jego radość i satysfakcje, nie broniłem się przed nimi, czując jak przepełnia mnie siła Rozpruwacza.
Armin wytrzeszczonymi oczami wpatrywał się w swoje nadgarstki. Zwykłe żelazo nie stanowiła dla Rozpruwacza przeszkody.
- Jak widzicie, nie potrzebuję młotka - rzekłem
Powoli podniósł głowę i przełknął ślinę. Wpatrywał się we mnie nieruchomym wzrokiem, a ja wyczytałem w jego oczach strach, trwogę i coś jeszcze.
- Panie... wasze oczy... - wyszeptał
- Co z nimi?
Leandra zbadała moje oczy, ale nie dało się w nich dojrzeć nic szczególnego, w każdym razie nic, co tłumaczyłoby ślepotę.
Widać w nich srebrne gwiazdy... - Padł przede mną na kolana."
Jako że pierwsza część zrobiła na mnie wrażenie to, postanowiłem bez wahania przeczytać drugi tom. Pierwsza część skupiała się na akcji w gospodzie. Czy tutaj również akcja będzie się na tym opierać? Czytajcie do końca, a znajdziecie odpowiedź.
Początek książki zaczyna się w znajomym wszystkim miejscu. Gospodzie pod Głowomłotem.
Podczas rozmowy Kennarda, historyka, który pojawił się niedawno pod zajazdem a Leandrą. Dowiadujemy się, że Askir tak naprawdę istnieje dalej, lecz w nieco innej formie oraz iż raz na siedem lat, w czasie Święta Wiosny, siedem królestw spotyka się na posiedzeniu Rady Koronnej. Trwa ona zazwyczaj trzy tygodnie. Jak myślicie? Czy w mroźną zimę można dotrzeć na czas? Z odpowiedzią przychodzi do nas Zokora. Mroczna elfka wyjaśnia, iż istnieje pewien sposób. Mianowicie są to portale dzięki, którym można teleportować się do królestwa. Niestety jest pewien haczyk. Trzeba posiadać odpowiednie kamienie, aby uaktywnić portal.
Gdyż nasi śmiałkowie, odkrywają właściwy portal, oczywiście napotykając po drodze szereg trudności, postanawiają przenieść się do zamierzanego miejsca i ostrzec radę przed najazdem władcy Thalaku. Gdy wszyscy dochodzą do siebie, okazuję się, że zostali przeniesieni w błędne miejsce, mianowicie do Besarjanu. Nasi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z intrygami i pułapkami, które czyhąją na nich na każdym kroku.
"- Serfine mówi, że zna to miejsce - oznajmiła Sieglinde.
Skinąłem głową. To było logiczne, w końcu kombinacja kamieni podchodziła z zeszytu raportów Sierżanta.
- Dawniej ten trakt prowadził na południe w góry, do kopalnie miedzy - ciągnęła - Na północy leży miasto Gasalabad. Za czasów Serfine mieściła się tam siedziba gubernatora i stacjonował większy garnizon. Tamtędy przepływała też rzeka, może moglibyśmy kontynuować podróż statkiem. "
Można śmiało zaobserwować przeskok klimatyczny. Gdy pierwszy tom był mroźny niczym zima w Westeroos, tutaj otrzymujemy pustynne, gorące klimaty. Richard Schwartz ma świetnie przemyślaną fabułę.
Tempo akcji jest odpowiednie do wydarzeń sprzyjających w danym momencie. Nasi bohaterowie nie są prości. Mimo że znamy ich z poprzedniego tomu, z każdą kolejną przygodą dowiadujemy się o nich więcej, a o niektórych wręcz nie wiemy dokładnie jeszcze wszystkiego do końca. Natomiast mimo tak zróżnicowanych charakterów potrafią zjednoczyć się dla dobra i działać razem.
Nie ma tutaj nudnych, niepotrzebnych wątków, natomiast znajdziecie dawkę humoru, akcje, która jest rozpędzona i sporą dawkę stworzeń i postaci pobocznych nadającym wszystkiemu większego kolorytu.
Czytając tę opowieść, było to czyste czerpanie przyjemności. Każda przewrócona strona, była niczym plaster miodu na moje serce. Jeśli autor utrzyma taki poziom do końca, śmiało stwierdzę, że będzie to moja ulubiona seria fantasy. Niczego mi tutaj nie brakowało. Jednocześnie nie chciałem, aby ona się kończyła. Chyba jednak moje modły nie zostały wysłuchane. Czyżby Soltar maczał tu swoje palce?
Na dodatkową uwagę zasługuje sama okładka. Jest niesamowita. Idealnie wpasowuje się w treść drugiego legionu. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na dalsze wydania a was zachęcić do przeczytania!
Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 526
Wydawnictwo: Initium
"Dobry przywódca sprowadza swych ludzi z powrotem do domu, żywych. Nigdy nie byłem dobrym przywódcą."
Całą recenzję oraz wiele innych znajdziecie tutaj: ---> http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/10/drugi-legion-richard-schwartz.html
" - Ujrzał raz chłooooooopak dziewczyyyyynę, o włosach jak słoooooońce złoooootych! Uniósł swój róóóóóg...
- Bogowie, teraz naprawdę zwariował - wyszeptał Armin - Magia spaliła jego nieszczęsny mózg!
- Spokój tam! - Wrzasnął strażnik.
- Gdy dzieeeewczę róg ów ujrzaaaało, zlękło się i omdlaaało! Wziął chłooopak za rękę jąąąą...
Drzwi otworzyły się nagle i do celi wpadł...
"Z oddali aparatura zamocowana na ciele dziewczyny wyglądała jak wieża wiertnicza do wydobywania ropy naftowej. Jori kiedyś widział taką na plakacie reklamującym amerykańskie lampy. Wolną lewą ręką Charcot zaczął kręcić przy górnym podnośniku urządzenia, metalowa pałka obniżyła się o kilka centymetrów. Spod maski dobiegł jęk.
- Jeśli chcemy zobaczyć gwałtowny atak, a do tego dążymy podczas naszego pokazu, nacisk prasy musi być odpowiednio duży. Jak bowiem wiemy, gwałtownie pchnięcia wywołują u kobiet jeszcze większy efekt. (...) Wszyscy wpatrywali się w wiertło, które wbijało się w brzuch dziewczyny na głębokość pięści. A potem wszystko wydarzyło się błyskawicznym tempie. Ciało dziewczyny podskoczyło do góry tak gwałtownie, jakby otrzymała cios pięścią w plecy, a jednocześnie wieża wiertnicza przytrzymywała ją na materacu.
- Ataki zaczynają się zawsze w ten sam sposób - bólem, który wywołuje skurcz mięśni. Krtań się zaciska i pacjentka twierdzi, że nie może złapać powietrza. Jeśli zastosowalibyśmy rozwieracz szczękowy, zobaczyliby panowie, że istotnie język stał się wiotki i delikatnie zsuwa się do gardła. Chora nie jest w stanie ani mówić, ani przełykać.
Na wykrzywionej twarzy dziewczyny malował się olbrzymi wysiłek. Włosy kleił się do jej czoła, wpadały do ust i oczu.
- Teraz obserwujemy tak zwaną fazę epileptoidalną, podczas której skurcze rozchodzą się po całym ciele - Chcot, niczym spokojny narrator, komentował wydarzenia rozgrywając na scenie. - Pacjentka prostuje kończyny, zwija dłonie w pięści i wykręca je do wewnątrz. Patrzy doi góry. Wskutek skurczu mięśnie piersiowych jej ręce zaciskają się z przodu, pacjentka się kuli, jakby chciał przejść przez wąskie drzwi. Następnie rozpoczyna się faza najgwałtowniejszych ruchów, objawiająca się przede wszystkim naprzemiennym rozkładaniem rąk i dociskaniem ich do piersi, taj jakby chora chciała nas mocno uściskać."
Rok 1884. Paryż. Od początku można już poczuć klimat tego roku, jak i poznajemy naszego głównego bohatera. Joriego, lekarza, który postanawia odebrać od ojca chorą pacjentkę, trzymaną w okropnych warunkach.
"Jori przekręcił rygiel. Niedbale zbite z desek drzwi zachybotały się pod dotykiem. Ich zewnętrzna krawędź pozostawiła półokrągłe zadrapanie na podłodze. , do której przywarły wyschnięte królicze odchody. Zmrużył oczy i zajrzał w mrok, lecz nawet teraz widział nie więcej niż niewyraźny kształt ciała przytulonego do bocznej ścianki, nagą stopę i włosy. Jeden z kosmyków przyczepił się do chropowatego otworu po sęku. Chora pewnie osunęła się po ścianie".
Dalsze części książki rozgrywają się głównie w klinice Salpetriere, na oddziale neurologicznym gdzie swoje pokazy prowadzi doktor Charcot. Przeprowadza on eksperymenty na histeryczkach, uważając, że można takie i inne symptomy wyleczyć.
Oczywiście nie zaczyna brakować chętnych na takie widowiska, którzy postanawiają przyjechać i poznać szerzej te pojęcia. Można nazwać to skupiskiem lekarzy bez uczuć.
Podczas jednego z wykładów Charcot postanawia przeprowadzić hipnozę na młodej dziewczynce.
Okazuje się natomiast, że jest ona odporna na jego metody. Długo się zastanawiając, stwierdza, że z mózgu można pozbyć się agresji i halucynacji poprzez wycięcie poszczególnego fragmentu. W tym momencie publicznie nasz główny bohater Jori, postanawia się podjąć operacji na pacjentce.
" Profesorze! - Jori zerwał się z krzesła, już w kolejnej sekundzie przerażony własną zuchwałością. Przerwał Charcotowi. Nikt nigdy nie przerwał doktorowi Charcotowi! I po co wstał? Spojrzało na niego sto par oczu. (...)
- Ja... j-jeśli pan pozwoli, pragnę zmierzyć się z p-przypad-kiem tej dziewczynki aby napisać pracę o... tak... o t-tej dziewczynce i... eee... wyjątkowej metodzie jej leczenie, nad która. m- można powiedzieć, już p-pracuję. "
Oprócz Joriego poznajemy jeszcze jego przyjaciela Paula i jego siostrę Pauline. Dodatkowo jesteśmy świadkami innych bohaterów takich jak Gerard, Lecoq, Frederic, Maximie. Każdy z nich ma swój charakter i życie, natomiast nie wiedzą, że ich losy prowadzą ku jednemu wydarzeniu w mieście.
Czy mężczyzna wyleczy dziewczynę? Przekonajcie się sami!
Pierwszy raz czytam taką literaturę. Już pierwsze strony otwierają nam drzwi, z których wylewa się zło, brak uczuć i chęć osiągnięcia sukcesu nie zważając na uczucia drugiego człowieka. Jest to bardzo mocna książka, dla ludzi o mocnych nerwach.
Bohaterowie mają wręcz w dosadny sposób wykreowane swoje charaktery. Bardzo dobrze dlatego wpasowują się w treść fabuły, tworząc ją dodatkowo przerażającą. Poznajemy również ich przeszłość, dlatego możemy ocenić, co może kierować ich zachowaniami. Dodatkowo postać runy wywołuje przerażenie niczym rodem z horroru. Duży plus dla autorki.
Jeszcze trochę nawiązując do fabuły, klimat w tym miejscu jest naprawdę przerażający, mroczny. Patrząc na te wydarzenia, będąc w książce, widziałem wszystko przez czarno białe okulary. Tutaj nie znajduje się ani grama koloru. Zabiegi typu karmienie lejkiem osoby tak, żeby jedzenie trafiało do żołądka. Dokładne opisy doktora Charcota, wystawiały moje nerwy na próbę z każdym pokazem, kolejną stroną.
Nigdy nie sądziłem, że jakaś książka może tak przerażać, a jednocześnie smucić. Pomyśleć, że takie zabieg mogły się odbywać w rzeczywistości. Mamy tutaj elementy grozy, thrillera psychologicznego , a nawet kryminału. Brzmi świetnie, prawda?
Oprócz świetnego potencjału, który autorka myślę, że posiada po pewnym czasie tak jak w moim przypadku, byłem znużony. Nie raz ciężko było mi przebrnąć przez strony dlatego moja ocena będzie niższa. Jestem ciekaw co następnego wyda Vera Buck. Z pewnością sięgnę po jej koleją pozycje, lecz prawdopodobnie przed czytaniem obok kawy, postawie sobie melisę.
Polecam przeczytać. Oczywiście osobą o mocnych nerwach.
"Nie chcę się wyrażać na ten temat zbyt stanowczo.
Drogi tego, co się dzieje w mózgowiu, są liczne i zawiłe.
Sprawy niekoniecznie muszą się przedstawiać tak, jak je sobie wyobrażamy. Nie może nas to jednak powstrzymać przed tym, byśmy przynajmniej próbowali je przedstawiać"
Całość znajdziecie na http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/09/runa-vera-buck.html?m=1
"Z oddali aparatura zamocowana na ciele dziewczyny wyglądała jak wieża wiertnicza do wydobywania ropy naftowej. Jori kiedyś widział taką na plakacie reklamującym amerykańskie lampy. Wolną lewą ręką Charcot zaczął kręcić przy górnym podnośniku urządzenia, metalowa pałka obniżyła się o kilka centymetrów. Spod maski dobiegł jęk.
- Jeśli chcemy zobaczyć gwałtowny atak, a do...
" W głębi stodoły ktoś stał.
Jack wydał cichy okrzyk i sięgnął po broń. Nie miał jej. Glock został w małym sejfie Gardall, który trzymał w swoim wozie.
Upuiścił latarkę. Schylił się po nią. Wódka szumiała mu w głowie, nie na tyle, by czuł się pijany, ale wystarczająco, żeby zachwiał się na nogach.
Znowu poświecił w głąb stodoły i zaśmiał się. Żadnego człowieka, tylko kleszczyna od starej uprzęży, złamana prawie na pół.
Pora stąd zmiatać, stwierdził. Może po drodze wpadnę do Gentelmen na jeszcze jednego drinka, a potem pojadę do domu i od razu położę się...
Ktoś za nim stał, i to nie było złudzenie. Widział cień, wydłużony i chudy. I... czy to oddech?
Zaraz mnie dorwie. Muszę paść na ziemie i się odturlać.
Nie mógł jednak się ruszyć był jak sparaliżowany.Dlaczego nie zawrócił, kiedy zobaczył, że wszyscy już pojechali? Czemu nie wyjął pistoletu z sejfu? Po co w ogóle wysiadł z wozu? Jack nagle zrozumiał, że umrze tutaj - na końcu gruntowej drogi w powiecie Canning".
A co gdybym wam powiedział, że zło ma nie jedno imię i przybiera różne maski w naszym życiu?
Dodatkowo mężczyzna oskarżony o zabójstwo, który jest w dwóch miejscach jednocześnie?
Zapraszam do przeczytania recenzji najnowszej książki "Outsider" - Stephena Kinga.
Od pierwszych stron toczy się śledztwo. Następuje seria przesłuchań mieszkańców. Zapytacie zapewnię, czego dotyczy ta sprawa?
W miasteczku zostaje odnalezione ciało 11-letniego chłopca. Niestety nie jest to normalne morderstwo. Ktoś go brutalnie zamordował. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie DNA zostawione na ciele chłopca. Z pierwszych podejrzeń wynika, że sprawca podniecił się na widok zabójstwa i dlatego zostawił swoje nasienie na jego ciele.
Po zidentyfikowaniu sprawcy zostaje on aresztowany. Kto nim jest?
Dowody wskazują, iż mordercą jedenastoletniego chłopca jest znany i bardzo lubiany trener drużyn młodzieżowych miasteczka Flint City, niejaki Terry Maitland.
Ralph Anderson, zajmujący się tym śledztwem nie może uwierzyć w te informacje. Jego syn występował przez jakiś czas u tej osoby w drużynie. Wpada on w furie i postanawia osobiście dopilnować, aby mężczyzna nigdy już nie skrzywdził nikogo innego. Nakazuje dokonać aresztowania na oczach całej publiczności podczas meczu prowadzonego przez naszego podejrzanego.
"Ralph oparł się o maskę nieoznakowanego radiowozu i patrzył, jak dwaj funkcjonariusze policji Flint City ruszyli w stronę boiska, jupiterów i pełnych trybun, rozbrzmiewających coraz głośniejszą, coraz gorętszą wrzawą i oklaskami. Decyzję o szybkim aresztowaniu zabójcy Petersona podjął razem z Samuelsem (choć niechętnie). O tym, by zatrzymać go na meczu, zadecydował sam.
Ramage się obejrzał.
- Idziesz?
- Nie. Wy zróbcie, co trzeba, głośno i wyraźnie przeczytajcie mu jego prawa, a potem przyprowadźcie go tutaj. Tom, w drodze powrotnej usiądziesz z nim z tyłu. Ja i Troy będziemy z przodu."
Śledztwo nabiera coraz większego rozpędu. Wszystko wskazuje, iż Terry pójdzie za kratki. Gdy sprawa wydaje się przesądzona na korzyść Ralpha, na światło dzienne wychodzą dodatkowe dowody.
Okazuję się, że w czasie gdy było dokonywane morderstwo, nasz rzekomy zabójca był na spotkaniu autorskim. Zatem jak mógł pojawić się w dwóch miejscach jednocześnie? Mimo zauważenia go przez świadków? Czy Maitland oczyści swoje nazwisko?
Osobiście nie miałem wygórowanych oczekiwań do tej książki. Wiedziałem, że akcja będzie się toczyć powoli, jak na Kinga przystało. I wiecie co? Tutaj nastąpiło moje zdziwienie.
Akcja od początku nabiera tempa. Wszystko przybiera nieoczekiwanych zwrotów. Bałem się tylko, że gdy tak jest na początku, to na końcu zwolni. I nastąpiło zaskoczenie nr 2. Aż do samego końca wszystko jest rozpędzone niczym rollercoaster. Bohaterowie są moim zdaniem dobrze wykreowani, dlatego pewnie któryś z nich przypadnie wam do gustu.
Osoby, które czytały trylogie pana Mercedesa, znajdą tutaj pewne nawiązanie. Moim zdaniem pomysł ciekawy i udany.
Żeby nie było tak ładnie. Co mnie nie przekonało? Zakończenie. Dlaczego? Zdecydowanie można było to zakończyć w lepszy sposób. Może autorowi zabrakło pomysłu? Ewentualnie szybko chciał zakończyć książkę i tyle. Tutaj różnica stron większa nie zrobiłaby różnicy, a efekt mógłby być o wiele lepszy.
Trzeba przyznać, Stephen King znowu napisał kawał dobrej literatury.
"Jeśli nie zostawisz przeszłości za sobą, błędy, które popełniłeś, zeżrą cię żywcem."
Całość znajdziecie na ----> https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/08/outsider-stephen-king.html
" W głębi stodoły ktoś stał.
Jack wydał cichy okrzyk i sięgnął po broń. Nie miał jej. Glock został w małym sejfie Gardall, który trzymał w swoim wozie.
Upuiścił latarkę. Schylił się po nią. Wódka szumiała mu w głowie, nie na tyle, by czuł się pijany, ale wystarczająco, żeby zachwiał się na nogach.
Znowu poświecił w głąb stodoły i zaśmiał się. Żadnego człowieka, tylko...
"Ochroniarz zatrzymał się tuż przed pomieszczeniem, z którego dobiegały odgłosy, i dłonią pokazał mi drogę. Zamarłem, ale pchnął mnie i wpadłem do środka.
Było to pomieszczenie o powierzchni około dwudziestu metrów kwadratowych, z nieotynkowanymi i wilgotnymi murami. Przypominało starą rzeźnię. Na suficie wisiała goła żarówka, która dawała zimne światło. Na środku stało stare metalowe łóżko na kółkach, z niskimi barierkami po bokach. Przypuszczam, że dawniej mogło służyć do operowania pacjentów.
[...] Obejrzałem się na ochroniarza. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Czekał, aż wykonam jakiś ruch, żeby dać mi w pysk? Nie chciałem go prowokować. Bałem się. Miałem wrażenie, że moje przełykanie śliny roznosi się po całym pomieszczeniu. Uzmysłowiłem sobie, że to moje ostatnie chwile."
Zapraszam do przeczytania recenzji Mrocznego Układu - Dawida Waszaka!
Nie czytałem pierwszej części cyklu "Jarocin", dlatego nie mogę porównać całości. Dlaczego zatem recenzuje drugą część? Autor stwierdził, że książka jest napisana w taki sposób, iż nie trzeba znać poprzedniej części. - Miał racje.
Kacper Zborowski. Postanawia przyjechać do Jarocina po kilku latach.
O czym myśli na pierwszym miejscu osoba, która postanawia wrócić do swojego miejsca po długiej nieobecności?
Zaczyna porównywać miejsce z czasu, gdy się tutaj było, mieszkało. Tak jest i w przypadku naszego głównego bohatera. Zaczynają nachodzić go refleksje dotyczące tego miejsca i wydarzeń z przeszłości. Postanawia udać się do restauracji. Gdy tam wpada mu w oko kelnerka, Amanda.
Czytając dalej, jesteśmy świadkami po prostu miłości. Każdy z nas, kto był chociaż raz zakochany, wie, o czym teraz pisze. Bąbelki w brzuchu, uśmiech na widok drugiej osoby, spędzanie z nią każdej wolnej chwili, tęsknota. Znajome, prawda?
Nasza para, umawia się na wspólny trening w parku, Kacper wychodzi z domu. W jego głowie wytwarzają się endorfiny. W końcu znowu będzie mógł przytulić się do swojej kobiety... Ale..
Gdy przybywa na miejsce w parku, znajduje ciało swojej ukochanej pod ławką. Następuje szok, niedowierzanie. Kto mógł to zrobić?
"Leżała na boku z głową pod ławką, skulona niczym małe dziecko śpiące bezpiecznie w łóżku. Pod drugą z kolei ławką. Przy niej przygotowywała się niedawno do biegu.
O niej mówiła mi jeszcze piętnaście minut temu przez telefon. Jeszcze chwile temu z nią rozmawiałem, a teraz patrzyłem z przerażeniem na jej zakrwawione ciało.
Ktoś ją zabił.
Nie widziałem sprawcy. Zauważyłem ją z oddali, gdy już leżała. Ktoś musiał to zrobić niedawno. Plama krwi stawała się coraz większa. Ostrze, którym ktoś skradł jej życie, leżało pod moimi nogami. Mały nóż kuchenny, który można było kupić w każdym sklepie. "
Zborowski zostaje oskarżony o morderstwo. Gdy okazuje się, że tego nie zrobił, zostaje uniewinniony. Niestety nasz bohater, nie zdaje sobie pojęcia, że przeszłość dała o sobie znać. Gdyby tego wszystkiego było mało, dowiaduje się iż zaginięcie ojca ma z tym jakieś powiązanie.
Czy wydarzenia z dzieciństwa mogą mieć wpływ na teraźniejszość? Kto pociąga sznurki za morderstwo i dlaczego?
Autor od samego początku ma wszystko zaplanowane. Gdy myślałem, że akcja się nie rozkręci, nastąpił zwrot akcji o 360 stopni. Gdy byłem pewny, co się wydarzy, dostałem pstryczka w nos.
Brakowało tylko głosu samego Dawida Waszaka typu "Pudło! Zaskoczony? ".
Książkę czyta się przyjemnie i szybko, chociaż nie uważam, aby było to zwykłe "Szybkie Czytadło", nie ukrywam, jednak iż miałem takie myśli na samym początku.
Bez problemu, utożsamiłem się z głównym bohaterem, wkradając się do jego mózgu. Jego oczy były mymi oczami, każda myśl, każdy ruch... - Uważam to za plus, ponieważ każdy z was nie będzie miał z tym również problemu.
Fabuła przemyślana, nieprzewidująca. Chociaż mojej osobie, wystarczył jeden element, abym domyślił się w pewnej kwestii.
Okładka jest świetna! To również trzeba przyznać. Mimo że liczy się treść, to tutaj robi ona wrażenie.
Zauważyłem pewne błędy w zdaniach. Były one źle sformułowane. Nie wiem jednak, czy to wina wydawnictwa? Jednak nie przeszkadza to w czytaniu.
Książka jest naprawdę warta uwagi, dlatego z chęcią przeczytam dalsze losy Kacpra Zborowskiego. W dodatku po tak intrygującym zakończeniu, jakie zaserwował Dawid Waszak.
Całą recenzje znajdziecie tutaj: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/07/mroczny-ukad-dawid-waszak.html#more
"Ochroniarz zatrzymał się tuż przed pomieszczeniem, z którego dobiegały odgłosy, i dłonią pokazał mi drogę. Zamarłem, ale pchnął mnie i wpadłem do środka.
Było to pomieszczenie o powierzchni około dwudziestu metrów kwadratowych, z nieotynkowanymi i wilgotnymi murami. Przypominało starą rzeźnię. Na suficie wisiała goła żarówka, która dawała zimne światło. Na środku stało...
Cień Wiatru. Każdy zachwycał się tym autorem. Przyszła i kolej na moją osobę. Czy autor przekonał mnie do siebie? Przeczytajcie moją recenzję :)
Pierwsze dni lata 1945 roku. Barcelona.
"Wciąż pamiętam ów świt, gdy ojciec po raz pierwszy wziął mnie ze sobą w miejsce zwane Cmentarzem Zapomnianych Książek. Szliśmy ulicami Barcelony. Były pierwsze dni lata 1945 roku. Miasto codziennie dusiło się pod naporem szarego jak popiół nieba i słonecznego żaru, zalewającego Ramblę Santa Mónica strumieniem płynnej miedzi.
- Danielu, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dla siebie - ostrzegł mnie ojciec. - Nikomu ani słowa. Nikomu.
- Nawet mamie? - spytałem cichutko.
Ojciec westchnął, ukryty za tym swoim smutnym uśmiechem, który jak cień towarzyszył mu nieodłącznie przez całe życie.
- Nie, oczywiście, że nie. - odparł, spuszczając głowę. - Przed nią nie mamy tajemnic. Mamie możesz mówić wszystko."
Pierwsza strona ukazuję wydarzenie, które zmieni życie naszego bohatera. Niestety nie ma on pojęcia, że jedna książka może zmienić wydarzenia w jego życiu w sposób diametralny. Ojciec zabiera naszego młodego, głównego bohatera Daniela Sempere do miejsca zwanego "Cmentarzem zapomnianych książek ".
Jako, że panuje tradycja, iż musi wybrać sobie z wszystkich książek w tym miejscu, jedną, którą będzie się opiekował. Nasz bohater błądząc między regałami, kurzem oraz zapachem książek w końcu wybiera tę jedyną. Wybór pada na "Cień Wiatru" - Juliana Caraxa.
"Przez niespełna pół godziny błądziłem po zakamarkach tego labiryntu, nad którym unosiła się woń starego papieru, kurzu i magii. Pozwalałem swoim dłoniom wędrować po niekończących się rzędach wystających grzbietów, kusząc los, żeby pokierował moim wyborem. Zerkałem na spłowiałe tytuły, słowa w rozpoznawanych przeze mnie językach i w wielu innych językach, których nie nie byłem zdolny czemukolwiek przyporządkować. Kręciłem się po korytarzach i spiralach tuneli zapełnionych setkami, tysiącami tomów sprawiających wrażenie, że wiedzą o mnie więcej niż ja o nich. Dość szybko zawładnęła mną myśl, iż pod okładką każdej z tych książek czeka na odkrycie bezkresny wszechświat, podczas gdy za tymi murami życie upływa ludziom na futbolowych wieczorach, na radiowych serialach, na własnym pępku i tyle. I może ta myśl albo przypadek czy też los, powinowaty przypadku, sprawiły, że w tej samej chwili już byłem przekonany i właśnie wybrałem książkę do adopcji. A raczej książkę, która mnie usynowi. Wystawała niepozornie ze skraju jednego z regałów, oprawiona w skórę barwy czerwonego wina, i wyszeptywała swój tytuł złotymi literami płonącymi w spływającym spod kopuły świetle. Podszedłem do niej i dotknąłem opuszkami palców słów, czytając w milczeniu: Cień Wiatru - Julian Carax."
Wszystko tak naprawdę zacznie się parę lat później. Jako iż ojciec Daniela jest księgarzem i prowadzi swój własny antykwariat z książkami postanawia zaprowadzić syna do swojego kolegi jakim jest Barceló. Dlaczego? Ponieważ nasz główny bohater pragnie poznać autora książki, chce dowiedzieć się o nim coś więcej a Barceló jest doskonałą osobą, dzięki której można zaczerpnąć wszelkich informacji o książkach. Postanawia on umówić się z młodym mężczyzną na jutrzejszy dzień.
W późniejszych etapach Daniel poznaje przez przypadek osobę, którą zatrudni do księgarni. Jest nim bezdomny Fermin. Bardzo specyficzna i barwna postać. Poznaje również swoją pierwszą miłość i napotyka się na szereg nieprzewidzianych wydarzeń. Jednym z nich może być spotkanie samego diabła, przypominającego tego z książki Juliana Caraxa. Czy to zbieg okoliczności czy może sam diabeł wyszedł z stron książki by dopaść Daniela?
Styl autora jest przyjemny oraz inny. Ma coś w sobie, że chce się pokonywać dalsze strony książki, dlatego lekko się czyta tę opowieść oraz przyjemnie. Nie widziałem tutaj niepotrzebnych opisów, które są po to by była większa ilość stron, co jest dużym plusem. Co mnie zaskoczyło? Opis Barcelony dzięki, któremu mogłem się przenieść do tego gorącego i pięknego miejsca. Dodatkowo książka jest wzbogacona o ilustracje, natomiast nie są to ilustracje bohaterów lecz samej Barcelony! Uważam, że jest to strzał w dziesiątkę. Bohaterowie mojej osobie przypadły do gustu. Przeżywałem każde rozczarowanie, napięcie oraz zdenerwowanie. Szczególnie wkupił się u mnie bohater Fermino. Dzięki jego ripostom, wywoływał na mojej twarzy uśmiech. Fabuła? Skrajnie przemyślana i ciekawa.
Tak naprawdę nie jest to jeden gatunek książki. Są tutaj wątki miłości, które przeżywa nasz bohater.
Wątek kryminalny, przygodowy, dlatego każdy znajdzie tutaj coś co przypadnie mu do gustu.
Autor wywarł na mojej osobie wielkie wrażenie, dlatego niebawem oczekujcie kolejnych recenzji książek tego autora.
Moja ocena: 9/10
Recenzja znajdziecie na: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/06/cien-wiatru-carlos-ruiz-zafon.html#more
Cień Wiatru. Każdy zachwycał się tym autorem. Przyszła i kolej na moją osobę. Czy autor przekonał mnie do siebie? Przeczytajcie moją recenzję :)
Pierwsze dni lata 1945 roku. Barcelona.
"Wciąż pamiętam ów świt, gdy ojciec po raz pierwszy wziął mnie ze sobą w miejsce zwane Cmentarzem Zapomnianych Książek. Szliśmy ulicami Barcelony. Były pierwsze dni lata 1945 roku. Miasto...
2018-01-20
"W wagonie metra mógł przyglądać się ludziom bez lęku, nawet tym siedzącym dokładnie naprzeciwko. W wagonie nikogo nie obchodził; wszyscy byli zatopieni w swoich telefonach. Farbowane baby pomalowanymi paznokciami, skośnoocy gastarbeiterzy dłońmi pełnymi odcisków, uczniowie paluszkami jak zapałki, wszyscy rozgrzebują coś w ekranach, wszyscy mają za tymi szybkami jakieś drugie prawdziwsze i ciekawsze życie. Kiedyś smartfony mieli tylko młodzi, ci co awansowali. A kiedy Ilja siedział zrobili i muslimski internet, i coś dla staruszków, i dla smarkaczy"
Nigdy nie miałem styczności z Dmitrym Glukhovskym, dlatego bez zastanowienia postanowiłem się zapoznać z jego twórczością.Również ze względu na jego wcześniejsze książki "Metro 2033".
"Ilja nie spieszył się bardziej od innych, nie wiosłował w tej ludzkiej rzece, ale dawał się jej ponieść. Wdychał moskiewskie niebo, wpatrywał się w dal jak odwykłymi oczami, dziwił się w milczeniu. Kolory były żywe jak w dzieciństwie. Wyblakła listopadowa Moskwa kłuła po oczach."
Pierwsze strony ukazują głównego bohatera, Ilję Goriunowa. Wszystko ma swój kres, tak jak w tym przypadku, opuszczenie zakładu karnego poprzez Ilję. Odbywał on karę siedmiu lat za niewinność.
Pewnie wielu z was pomyślało sobie że każdy tam jest niewinny, niestety w tym przypadku jest to nadzwyczajnie w świecie prawda.
Mimo 7 lat straconych w więzieniu, postanawia wybaczyć osobie, dzięki której odbywał wyrok.
" - I co będziesz robić?
- Żyć. Aa ty co byś zrobił?
- Zabiłbym go.
- No widzisz. A ja mu wybaczyłem. Teraz chcę pożyć. Mogę jeszcze na chwilę telefon? Matka coś nie odbiera."
Przełomowy moment następuje, gdy dowiaduje się co się stało z jego matką.
" Ciociu Iro! To ja! Ilja! Goriunow! Tak! Matka coś nie otwiera! Wróciłem! Wypuścili mnie! Odbyłem całą karę! Otworzy mi pani?
"Sąsiadka najpierw przyjrzała mu się przez domofon. Ilja specjalnie stanął pod żarówką, żeby ciocia Ira mogła rozpoznać jego rdzeń przez wszystkie roczne słoje, którymi obrósł.
Zazgrzytał zamek. Wyszła na klatkę: spodnie, krótko ostrzyżone włosy, obrzękła twarz, damski papierosek. Księgowa z Depowskiej.
- Ilja. Iljuszka. Jak oni cię...
- Aa nie wie pani, gdzie jest mama? Nie mogę się dodzwonić, a teraz też...
Ciocia Ira pstryknęła zapalniczką. Jeszcze raz. Zapadły jej się policzki. Popatrzyła na zsyp między piętrami - omijając wzrok Ilji."
Całkowitej prawdy musicie dowiedzieć się sami.
Era dwudziestego pierwszego wieku, świat uzależniony jest od elektroniki.
Każdemu z nas codziennie, na każdym kroku pojawia się ten sam widok. Ludzie, idący przed siebie, nie patrzący na drogę tylko na co? Na smartphone.
Chcemy czy nie, jesteśmy dzisiaj uzależnieni od tych urządzeń.
Niestety ma to masę pozytywów jak i dużo negatywów. Pomyślcie co by się wydarzyło, gdyby ktoś przejął wasze wszystkie prywatne wiadomości, kontakty, zaplanowane ważne informacje, o których tylko wy macie pojęcie. W internecie jesteśmy anonimowi, to czyni nas odważniejszymi. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że po drugiej stronie, nie znajduje się ta sama osoba.
Jesteście ciekawi o czym mówię?
Zapraszam was do przekonania się o tym na własnej skórze, wejdźcie w świat, który wykreował Dmitry Glukhovsky!
Na samym końcu pragnę dodać, iż autor stworzył naprawdę świetny świat. Pióro autora jest przyjemne, dzięki czemu szybko czyta się każdą stronę, lecz z zainteresowaniem, dzięki czemu nie jest to książka o której zapomnicie, gwarantuje wam. Postacie są zilustrowane w taki sposób, że doskonale komponują się z historią.
Po przeczytaniu tej pozycji, wiem, że z czystą przyjemnością sięgnę po dalsze książki autora.
Zapraszam was do Mroźnej Rosji!
"W śmiechu jest więcej prawdy niż w słowach."
Moja ocena: 9/10
Całość znajdzie tutaj http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/01/tekst-dmitry-glukhovsky.html
"W wagonie metra mógł przyglądać się ludziom bez lęku, nawet tym siedzącym dokładnie naprzeciwko. W wagonie nikogo nie obchodził; wszyscy byli zatopieni w swoich telefonach. Farbowane baby pomalowanymi paznokciami, skośnoocy gastarbeiterzy dłońmi pełnymi odcisków, uczniowie paluszkami jak zapałki, wszyscy rozgrzebują coś w ekranach, wszyscy mają za tymi szybkami jakieś...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-24
Dlaczego postanowiłem przeczytać tę książkę? Z prostego powodu.Oczekiwałem sztucznej inteligencji, wymagającej lektury. Co dostałem? Przeczytajcie.
Następuje awaria w pewnym ośrodku. Zapada ciemność. Główny bohater, Zero wydostaje się z pomieszczenia w którym ono nastąpiło. Tak naprawdę, nigdy nie miał styczności z prawdziwym światem. Nie zna nic, oprócz tego co wpajano mu cały czas podczas izolacji. Czuje każdy opadający płatek śniegu, powiew powietrza. Jak to możliwe aby było tyle powietrza w jednym miejscu? Wyczerpany, zasypia na pewnym poboczu drogi. Gdy pewna kobieta o imieniu Stefii, jadąc do domu zauważa chłopca, postanawia go zabrać i odnaleźć jego rodziców, lecz najpierw postanawia zabrać go do swojego męża, który jest lekarzem. Gdy do szpitala przyjeżdżają czarne furgonetki i rzekomi rodzice poszukujący chłopca, Luca postanawia dotrzeć do prawdy o chłopcu i zataja iż chłopiec znajduję się w budynku.
"Jest tak ciemno, że ciemnie już być nie może.
Nawet nie wiem, jak długo tu stoję.
Bez ruchu.
Mam wrażenie, że minęła cała wieczność.
Nie podoba mi się to: jest kompletnie ciemno, tak ciemno jak nigdy dotąd. Owszem, bywało, że światła gasły na parę minut, ale wtedy na suficie rozbłyskiwały błękitne lampki i mogłem przynajmniej widzieć kontury wszystkich rzeczy w środku."
Oprócz naszego głównego bohatera Zero oraz kobiety i jej męża, poznajemy jeszcze parę postaci, lecz są one tylko dodane moim zdaniem aby nie były tylko trzy główne. Możemy dodatkowo doliczyć intuicje z którą rozmawia Zero. Sama książka ma ciekawy pomysł. Książkę szybko się czyta, chęć dowiedzenia się do będzie dalej gra tutaj pierwsze skrzypce, dzięki czemu można uznać ją za "Wciągającą". Jak już wcześniej wspomniałem, oczekiwałem powieści o sztucznej inteligencji, która mnie porwie, będę musiał główkować się z każdym rozdziałem, natomiast dostałem zupełnie coś innego. Czy znacie książki podobne do serialu Westworld lub nawet lepsze? Powiem, że oczekiwałem czegoś podobnego.
Moja ocena:4/10
"Sens ma cała historia, nie tylko jej kawałek"
Całą recenzje znajdziecie na https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/05/mam-na-imie-zero-luigi-ballerini.html
Dlaczego postanowiłem przeczytać tę książkę? Z prostego powodu.Oczekiwałem sztucznej inteligencji, wymagającej lektury. Co dostałem? Przeczytajcie.
Następuje awaria w pewnym ośrodku. Zapada ciemność. Główny bohater, Zero wydostaje się z pomieszczenia w którym ono nastąpiło. Tak naprawdę, nigdy nie miał styczności z prawdziwym światem. Nie zna nic, oprócz tego co wpajano...
" - Będzie mnie pan próbował przekupić czy zastraszyć? - spytał Szacki, kiedy wrócili do stolika.
Punkt dla niego. Jeśli milczał tak długo, bo zastanawiał się takiego początku.
Musiał się teraz trochę wycofać, a to od razu go stawiało na gorszej pozycji. Rucola wydała mu się bardziej gorzka niż zwykle.
- Widzę, że lubi się pan ubierać schludnie - powiedział, wskazując na jego garnitur.
- Wolę określenie: elegancko.
Uśmiechnął się.
- Elegancja zaczyna się od dziesięciu tysięcy. Pan jest schludny.
- A więc łapówka. Prawdę mówiąc, od jakiego czasu jestem ciekaw, ile mi zaproponujecie. Więc może proszę sobie darować te wstępy i wymienić kwotę. Będziemy wiedzieć, na czym stoimy, jeszcze zanim przyniosą makaron.
Drugi punkt. Albo z nim pogrywa, albo faktycznie chodzi mu o pieniądze. Czyżby to było aż tak proste? Tyle już wiedział o prokuratorze Szackim, że zapomniał, iż jest on źle opłacanym urzędnikiem państwowym, równie łasym na kasę jak wszyscy inni.
Czuł się rozczarowany, ale faktycznie można załatwić całą sprawę przed makaronem.
[...] Teodor Szacki odsunął krzesło.
Wyjął z kabury pod pcahą niewielki pistolet, fabrycznie wyposażony w tłumik, i przyłożył mu do serca.
- Siadaj - szepnął.
Szacki pobladł, ale poza tym trzymał fason. Wolno przysunął krzesło do stolika.
- Nie wiem, jak bardzo jest pan szalony - powiedział spokojnie. - Ale chyba nie na tyle, żeby sprzątnąć mnie przy świadkach.
- A co - zapytał tamten, uśmiechając się łagodnie - jeśli tutaj nie ma żadnych świadków? Co, jeśli są tutaj jedynie moi ludzie?
Jak na komendę parka obcokrajowców, facet w lnianej koszuli i dwóch biznesmenów podniosło głowy i pomachało wesoło Szackiemu. Prokurator obejrzał się w stronę baru. Kelner pomachał mu tak samo jak tamci. "
Zygmunt Miłoszewski. Nie znałem jego twórczości, widywałem tylko jego nazwisko przemierzając półki z książkami w księgarniach. Dostałem tę pozycję na zakończenie roku szkolnego od wychowawczyni Pani Danuty, jeszcze raz serdecznie dziękuje!
Każdy rozdział zaczyna się od opisu wydarzeń ze świata. Ten detal sprawia, że książka sprawia wrażenie akt sprawy, które dostaliśmy do przeczytania.
Początkowe śledztwo zaczyna się od zabójstwa w klasztorze podczas terapii grupowej, lecz jest ona inna. Natomiast ciało zostaje znalezione przez uczestników owej terapii.
Do sprawy zostaje przydzielony prokurator, Teodor Szacki. Jest on naszą główną postacią z którą mamy do czynienia. Jak można domyślić się, ze podanego fragmentu jego kolegą, który będzie pomagał rozwikłać mu sprawę będzie Oleg Kuzniecow, policjant oraz nikt inny jak nasza wieloletnia intuicja naszego prokuratora.
"Teodora Szackiego obudziło to, co zwykle budziło go w niedzielę.
Nie, nie był to kac, pragnienie, potrzeba wysikania się, jaskrawe słońce, które przenika przez słomiane rolety, ani deszcz bębniący o daszek nad balkonem. Był to Helcia, jego siedmioletnia córka, która wskoczyła na Szackiego z takim impetem, że ikeowska kanapa zatrzeszczała.
[...] Zadzwonił telefon. Hela odebrała. Słuchał rozmowy, idąc do pokoju i wycierając ręce w ścierkę.
- Tata jest, ale nie może podejść, bo zmywa i robi nam jajecznice...
Wyjął córce słuchawkę z ręki.
- Szacki. Słucham?
- Dzień Dobry, panie prokuratorze. Nie chcę pana martwić, ale nie przyrządzi pan dziś nikomu jajecznicy. Chyba że na kolację. - Usłyszał po drugiej stronie znajomy głos Olega Kuzniecowa z komendy na Wilczej, mówiącego ze wschodnim zaśpiewem.
- Oleg, błagam, nie rób mi tego.
- To nie ja, panie prokuratorze, to miasto pana wzywa."
Po przybyciu na miejsce, prokuratorowi ukazuję się mężczyzna w wieku około 50 lat. Jego ciało zostaje znalezione na podłodze, tuż obok łazienki ze wbitym rożnem w oku. Dla Szackiego jest to kolejne śledztwo, natomiast nie wie on, że najtrudniejsze ze wszystkich. Czy nasz prokurator rozwiąże to zaskakujące morderstwo? Można by było myśleć, że mordercą jest któraś osoba z terapii, lecz po głębszej analizie wyda się sekret, który nie powinien wyjść w ogóle na światło dzienne.
Postać Szackiego jest po prostu ludzka. Prowadzi on swoje życie rodzinne, jeżdżąc swoim citroenem do prokuratury w, której wita go szefowa kreująca się na wiedźmę. Nasz bohater oprócz tego, że nie słynie zamiłowaniem do papierkowej roboty zostaje również kuszony poprzez otaczający go pokusy. Brzmi znajomo?
Cała książka jest pisana przystępnym pismem, dlatego czyta się ją przyjemnie i szybko pokonując kolejne rozdziały. Miłoszewski napisał kryminał, który nie jest przewidywalny i nie pozwala się oderwać się od śledztwa. Główny bohater nie szczędzi, również docinków podczas śledztwa co spowodowało, że nie raz się uśmiałem. Sam wątek terapii był niekonwencjonalny, nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje. Śledztwo jest zaskakujące, toteż gdy byłem pewien kto jest mordercą zostałem zbity z tropu. Autor pisząc tę książkę, wykonał bardzo dobrą robotę. Widać, że czuję się w tym dobrze. Jedynie dziwnym uczuciem było czytać wiadomości z 2005 roku, gdy już pewne okoliczności się zmieniły, lecz nie sprawia to problemu. Opis miejsc w Warszawie sprawia, że czujemy się jak byśmy przemierzali razem z naszym bohaterem do danego punktu. Osobiście sięgnę po pozostałe części z tej serii, poznając dalsze życie prokuratora Szackiego. Śmiało stwierdzam, że Zygmunt Miłoszewski kupił mnie tą książką i będę śledził jego twórczość na bieżąco.
"Znajomość ludzkiej psychiki to w rękach mordercy najpotężniejsza broń.''
Całość oraz wiele innych recenzji znajdziecie na: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/05/uwikanie-zygmunt-mioszewski.html
" - Będzie mnie pan próbował przekupić czy zastraszyć? - spytał Szacki, kiedy wrócili do stolika.
Punkt dla niego. Jeśli milczał tak długo, bo zastanawiał się takiego początku.
Musiał się teraz trochę wycofać, a to od razu go stawiało na gorszej pozycji. Rucola wydała mu się bardziej gorzka niż zwykle.
- Widzę, że lubi się pan ubierać schludnie - powiedział, wskazując na...
Kto tu rządzi?
"No cóż, kosmos okazał się o wiele większy, niż kiedykolwiek wcześniej go sobie wyobrażaliśmy, patrząc nocą w rozgwieżdżone niebo.
Podobnie też wszechświat roztaczający się we wnętrzu naszej głowy wykracza dalece poza zasięg naszych świadomych doświadczeń. Dziś dopiero zaczynamy dostrzegać pierwsze migawki z ogromu jego wewnętrznej przestrzenie. Wydaje się, że rozpoznanie twarzy przyjaciela, jazda samochodem, zrozumienie dowcipu albo decyzja o tym, co wyjąć z lodówki, nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, ale wbrew pozorom wszystko to jest możliwe jedynie za sprawą ogromnej ilości obliczeń, do jakich dochodzi poza naszą świadomością. W tej dokładnie chwili oraz w każdym innym momencie naszego życia w sieciach mózgowych wre praca: miliardy impulsów elektrycznych pędzą wzdłuż neuronów, uruchamiając sygnały chemiczne rozsyłane do bilionów połączeń synaptycznych między komórkami. Warunkiem pojawienia się nawet najprostszych zachowań jest przeogromna siła działania, jaką dysponują neurony. Wciąż pozostajemy rozkosznie nieświadomi tych działań, ale koloryt i kształt naszego życia zależy całkowicie od tego, co się dzieje "pod maską": to, jak się zachowujemy, co jest dla nas ważne, nasze reakcje, nasze uczucia i pragnienia, co uznajemy za wiarygodne lub nie. Nasze doświadczenie jest jedynie produktem końcowym działania tych ukrytych struktur. Zatem kto tak naprawdę dzierży ster?"
Sięgnąłem po tę pozycje z prostego powodu. Lubie dowiadywać się czegoś nowego a szczególnie, jeśli tyczy to funkcjonowania naszych organów.
Książka jest podzielona na 6 rozdziałów. Mianowicie:
1 - Ja, czyli kto?
2 - Rzeczywistość, czyli co?
3 - Kto tu rządzi?
4 - Jak to jest z tym podejmowaniem decyzji?
5 - Kim się staniemy w przyszłości?
Czy zastanawialiście się dlaczego firmy ubezpieczeniowe mają tak drogie ubezpieczenie samochodu, jeśli kierowca nie ma ukończonych 25 lat? Ja się nigdy nad tym nie zastanawiałem, dlatego byłem zdziwiony, że odpowiedź na moje pytanie znajduje się w mojej głowie. To mózg. Przez niego tak się dzieje. Dlaczego? Z takiego powodu, że w naszym mózgu zachodzą ogromne przemiany odpowiedzialne, za zaawansowane rozumowanie i panowanie nad popędami, okres dorastania to nic innego jak czas dramatycznych zmian w zakresie poznawczym. Podobnie działają chociażby sądy wydając wyrok na młodocianym przestępcy, traktując go mniej surowo niż dorosłego.
Czym jest synchronizacja zmysłów? Co dociera do naszych zmysłów szybciej? Błysk a może huk, który wydobywa się z strzału pistoletu?
Przeprowadzono tutaj pewne doświadczenie dotyczące sprinterów.
Dotyczyło ono, wystartowania przy pomocy wystrzału z pistoletu jak i błysku. Te doświadczenie ma na celu zbadanie szybkości. Jak myślicie? Co okaże się skuteczniejsze i dlaczego?
Nie zdajemy sobie sprawy, że każdego dnia w naszym mózgu wykonuje się nieodczuwalna dla nas praca dzięki której jesteśmy w stanie chociażby napić się kawy z zamkniętymi oczami ,lecz gdyby spojrzeć na tę prostą czynność bardzo szczegółowo, nasz mózg podczas tego wykonuje masę czynności jednocześnie. Dokonuje obliczeń podniesienia filiżanki do ust. A co gdyby tak jeden z czynników przestał działać? Gdybyśmy musieli skupiać się na każdym kroku?
Podejmowanie decyzji wydaje się nam trudne każdego dnia, prawda?
Zastanówmy się na chwile. Dlaczego tak jest? Gdybyśmy mieli do wyboru uratować 4 osoby, celem śmierci jednej co byście wybrali i z jakiego powodu? Które obszary powodują takie a nie inne działania?
Wszystko opisane jest przez Davida Eaglemana w sposób klarowny i prosty. Nie wyobrażam sobie czytania masy doświadczeń językiem naukowym.Każdy z rozdziałów zawiera informacje na temat naszego mózgu, dlatego każdy znajdzie coś dla siebie. Mojej osobie przypadły wszystkie rozdziały do gustu. Dodatkowym plusem jest to, że książka jest ilustrowana, więc mamy możliwość dokładnego dostrzeżenia miejsca, które jest opisywane. Z tyłu książki, opisane są również pojęcia jak i odnośniki badań, które były użyte w tej pozycji, więc jeśli nie macie pojęcia co jakieś słowo oznacza z tyłu znajdziecie odpowiedź.
Mimo tego, sięgając po tę pozycje oczekiwałem czegoś więcej, mianowicie chociażby takich tematów jak na przykład: Jak wspomagać pracę mózgu? Schizofrenia oraz szersze pojęcia, których nie znalazłem akurat tutaj. Wszystko czyta się szybko. Mimo tego dowiedziałem się paru nowych informacji o których nie miałem pojęcia. Polecam przeczytać, jeśli chcecie się przekonać trochę o swoim narządzie, który odpowiada za wszystko w waszym życiu.
Jeśli znacie książkę, która jest napisana przystępnym językiem i znajdę w niej odpowiedzi na moje pytania oraz wiele więcej, będę wdzięczny za każdy tytuł.
"To, kim się staniemy w przyszłości, zależy w całości od nas samych."
Tę recenzje oraz wiele innych znajdzie na moim blogu:
https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/
Kto tu rządzi?
"No cóż, kosmos okazał się o wiele większy, niż kiedykolwiek wcześniej go sobie wyobrażaliśmy, patrząc nocą w rozgwieżdżone niebo.
Podobnie też wszechświat roztaczający się we wnętrzu naszej głowy wykracza dalece poza zasięg naszych świadomych doświadczeń. Dziś dopiero zaczynamy dostrzegać pierwsze migawki z ogromu jego wewnętrznej przestrzenie. Wydaje się,...
2018-04-13
Dlaczego postanowiłem przeczytać opowiadania Lovecrafta? Z prostego powodu.
Każdy uważa go za króla grozy, stawiając z Stephenem Kingiem a nawet uważa za lepszego od niego, dlatego chciałem sprawdzić czy to prawda.
Czy jest tak naprawdę? Czytajcie do samego końca.
Książka posiada 47 opowiadań. Jedne są krótkie drugie długie.
Spośród tylu opowiadań, mojej osobie przypadłe takowe:
- Bestia w jaskini. Jest to historia o mężczyźnie który zgubił się w jaskini, podążając za przewodnikiem. Okazuje się iż w jaskini czyha coś złego. Czy to tylko wyobraźnia mężczyzny czy naprawdę zło znajduje się w tym samym miejscu co nasz bohater?
- Alchemik - Klątwa, która ma swoje uzasadnienie. Dlaczego po określonym czasie, giną osoby z pewnego
- Poza murem snu. - Opowieść o istnieniu obcych i wykorzystaniu ciała osoby jako żywiciela. Tę opowieść śledziłem z zapartym tchem, bardzo przypadła mi do gustu.
- Grobowiec. - Czy kiedykolwiek odczuwaliście zew grobu? Czy przerzucie nakazało wam dostać się do środka? Czy to obłąkanie czy coś straszniejszego? - W tej historii znajdziecie odpowiedź na to przerażającą odpowiedź.
- Biały Statek - Biały Statek zmierza co pewien czas na morzu, ukazując się pewnemu latarnikowi.
Czy jest on prawdziwy czy natomiast to tylko widmo? A co gdybym wam powiedział, że możecie wejść na pokład tego statku? Skorzystalibyście?
- Koty Ultharu - Historia dla miłośników kotów, chociaż... Przekonajcie się sami.Mamy do czynienia z osobami, które znęcają się nad kotami. Natomiast nie wiedzą, że wszystko zmieni się, gdy do miasta przyjeżdża grupa dziwnych osób, już na pierwszy rzut oka, widać że nie są miastowi. Co takiego może się wydarzyć?
- Drzewo - Moim zdaniem, jest to jedno z ciekawych opowiadań. Dwóch utalentowanych mężczyzn, którzy swój talent, zamieniają w piękno. Gdy nagle jeden z nich, zapada w chorobę, zaczyna dziać się coś niewytłumaczalnego...
- Zewnętrzni Bogowie. Kto z was nie jest ciekaw jak wyglądają Bogowie? Pewien śmiałek, chce się tego za wszelką cenę dowiedzieć. Jakie mogą być tego konsekwencje?
- Przeklęty Dom - Co wydarzyło się w pewnym starym domu? Jakie skrywa tajemnice? Czy ktoś odkryje tę tajemnice?
- Przerażający staruch - Historia tutaj, dotyczy starca, który ponoć rozmawia ze zmarłymi w swoim domu. Moje oczekiwania co do tego opowiadania były większy, niestety była za krótka a szkoda.
- Uwięziony wśród Faronów. - Podobają mi się klimaty wierzeń egipskich, dlatego przypadło mi do gustu te opowiadanie. - Nasz bohater zostaje uwięziony za sprawą intrygi Arabów i zostaje wrzucony do świątyni egipskiej.
To tylko parę ciekawych opowiadań, natomiast nie potrafiłem przebrnąć przez taką jak:
- W poszukiwaniu nieznanego Kadath. - Opowiada ona o krainie snu, w której jest miasto dzięki któremu, nasz marzyciel odkryje harmonie. Jedna z najbardziej moim zdaniem, skomplikowanych historii.
Moje odczucia po przeczytaniu tej książki? Są dobre, natomiast pewne historie są ciężkie. Każda z nich posiada morał, który musimy zinterpretować na swój własny sposób. Opowiadania nie są typowe, nigdy nie czytałem jeszcze takowych, mimo tego chętnie się to wszystko czyta. - Postacie, światy... - Po prostu coś pięknego! Jestem bardzo zaskoczony. Natomiast mam odczucie, że zacząłem czytanie od opowiadań które są bardzo skomplikowane momentami. Może musiałbym przeczytać coś lżejszego? Z tego względu, że niektórych nie zrozumiałem lub były dla mnie dziwne. Osobiście bardzo polecam,warto. Minusem jest używanie słowa "ziomki". Nie wiem czy to wina tłumaczenia?. No i drugim minusem, jest to, że opowiadania niektóre mogą sprawiać problemy czytelnikowi, tak jak miało to miejscu u mojej osoby. Śmiało stwierdzam, że Lovecraft to król grozy 20 wieku, tak jak napisał to Stephen King a ja zgadzam się z tym w stu procentach i gdyby dziś żył, byłby ponad Stephenem Kingiem.
"Jestem bytem, jak te wolne duchy, którymi stajecie się w snach pozbawionych marzeń".
Moją recenzje znajdziecie tutaj oraz wiele innych : --->
https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/05/bestia-w-jaskini-i-inne-opowiadania-hp.html#more
Dlaczego postanowiłem przeczytać opowiadania Lovecrafta? Z prostego powodu.
Każdy uważa go za króla grozy, stawiając z Stephenem Kingiem a nawet uważa za lepszego od niego, dlatego chciałem sprawdzić czy to prawda.
Czy jest tak naprawdę? Czytajcie do samego końca.
Książka posiada 47 opowiadań. Jedne są krótkie drugie długie.
Spośród tylu opowiadań, mojej osobie przypadłe...
2017-01-22
Druga część historii Saszy Załuskiej.. - Oczywiście również wszystko w ciekawy sposób opisane. Zabójstwo sprzed lat? Nie ma ciała nie ma zbrodni, dowodów również brak. Profilerka zajawia się w Hajnówce poprzez pewno zdarzenie z jej przyszłości, a tak naprawdę nie wie że znowu wplątała się w sprawę która nie da jej spokoju, ponieważ znowu będzie miała kłopoty. - Książka zdecydowanie posiada więcej stron niż "Pochłaniacz" - Jak dla mnie im więcej tym lepiej, czasami jak czytałem, to zastanawiałem się po co tyle stron niepotrzebnych jest tutaj zawartych? Lecz gdy przeczytałem ostatnie 5-6 kartek, zrozumiałem o co autorce tak naprawdę chodziło. - Sama akcja toczy się nieźle, postacie przemyślane i jak zwykle zostałem zmylony kto tak naprawdę był mordercą... Znowu... - No ale cóż o to tak naprawdę chodzi i po tym można poznać dobrą książkę i autora. - Jedynie zakończenie mnie trochę rozczarowało, spokojnie można było to dalej rozwinąć, lecz pewnie był taki zamysł autorki i chęć sięgnięcia po dalszą część, którą z pewnością zakupie. Polecam nie tylko z względu jako kryminał, bo można dowiedzieć się tutaj informacji o okolicy jak i historii. :)
Druga część historii Saszy Załuskiej.. - Oczywiście również wszystko w ciekawy sposób opisane. Zabójstwo sprzed lat? Nie ma ciała nie ma zbrodni, dowodów również brak. Profilerka zajawia się w Hajnówce poprzez pewno zdarzenie z jej przyszłości, a tak naprawdę nie wie że znowu wplątała się w sprawę która nie da jej spokoju, ponieważ znowu będzie miała kłopoty. - Książka...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-18
"Uniknąłem wzrokiem tego, co leżało przede mną. Znalazłem widły z drewnianymi zębami. Były roztrzaskane...
Ukląkłem i przyjrzałem się im bliżej. Za mną stali Lea i karczmarz, żadne się nie odezwało, słychać było tylko zwierzęta i odgłos wiecznej zawiei. W tle rozpoznałem parskanie: Zeus mnie wyczuł, musiał jednak zaczekać.
Trzonek wideł nie był złamany, coś rozgryzło go na połowy, ślady zębów były wyraźne.
W końcu zwróciłem się ku chłopakowi.
Leżał jak zepsuta lalka, z rękami i nogami podwiniętymi nienaturalnie; przez nogawkę na udzie przebiła się kość. Od miednicy po mostek był rozpruty, żebra miał połamane. Jamę brzuszną i klatkę piersiową miał wypatroszone do czysta, może wręcz wylizane. Leżał pośrodku wielkiej ciemnej plamy, we własnej krwi, która była jeszcze gęsta i lepka, zimna już, lecz nie zamarznięta.
Brakowało mu oczu, nosa i uszu.
Jego kaftan był rozdarty, drewniane guziki pourywały się, kiedy został rozerwany na strzępy.
- Jeszcze nigdy nie słyszałem o zwierzęciu, które rozbierałoby swe ofiary - rozległ się mój głos. Nie zdawałem sobie sprawy, że wyrażam swe myśli."
Jako iż kocham fantastykę, nie mogłem odrzucić propozycji, zrecenzowania książki przedpremierowo. Również, nie znam twórczości Richarda Schwartza, dlatego postanowiłem się zapoznać z jego twórczością.
Akcja książki, zaczyna się w zajeździe pod Głowomłotem. Z punktu obserwatora, jesteśmy świadkiem pewnego zajścia, mianowicie wejścia kobiety do zajazdu. Nie było by w tym nic dziwnego, gdy byłoby to normalne wejście. Oczy naszego obserwatora, dostrzegają rozświetlenie błyskawicy przez szpary.
"Jej cera była jasna, biała jak śnieg, który właśnie groził zasypaniem tej gospody na odludziu. Długa peleryna zakrywała resztę jej osoby - z wyjątkiem czubków kolczych butów, a choć na suknie osiadło mnóstwo maleńkich płatków, dało się zauważyć granatową poświatę typowa dla mithrilu.
Nad jej lewym ramieniem wznosiła się rękojeść miecza bękarciego, dla każdego doskonale widoczna przez pęknięcie w pelerynie. Srebrny smoczy łeb znajdował się wyżej niż jej głowa, a oplot rękojeści z ciemnej skóry prowadził do jelca w kształcie dwóch łap - srebrne pazury w migotliwym półcieniu wyglądały niemal jak żywe, zaś ślepia smoka były groźbą z ciemnego rubinu. Po rękojeści, po całej jej postaci przebiegł błędny ognik i unurzał ją w słabym błękitnym blasku, gdy uniosła rękę, żeby zsunąć kaptur i rozpiąć płaszcz.
Blada twarz robiła nie mniejsze wrażenie niż wejście kobiety. Była klasyczną pięknością, choć jej oczy żarzyły się lekko czerwienią. Włosy, które odsłoniła, splecione były w długi, płowy warkocz, biały niemalże, i w świetle błędnego ognika zdający się jarzyć wewnętrznym blaskiem. Albinoska - lub jedna z legendarnych elfek."
Nasza bohaterka, przedstawia się jako sera maestra de Girancourt. Nosząca Kamienne Serce, Ostrze Sprawiedliwości. Przybyła ona do gospody, poszukując Roderica von Thurga.
Drugą postacią, która poznajemy jest Havald. Wojownik, lecz pragnie on po prostu odpocząć. Los jednak chciał inaczej, gdy do jego stolika przysiada się elfka, nie zdaje on sobie sprawy, że na odpoczynek przyjdzie jeszcze poczekać.
Razem z naszymi jak się później okazuje, głównymi postaciami, znajdują się jeszcze
- Kupcy wraz z eskortą strażników, osobistości podchodzące z Lehemaru, mianowicie starszy mężczyzna i dwie młode kobiety. Towarzyszy im trzech wojowników.
- Janos ciemnoręki wraz ze swoją grupą najemników, którzy na widok córek gospodarza, wariują.
- Górnicy z pobliskich kopalń miedzi, pastuch, postać w kapturze, której wygląd nie jest znany.
- Karczmarz Eberhard wraz ze swoimi córkami oraz pomocnikami.
Brzmi niegroźnie, prawda? Każdy może zatrzymać się i odpocząć w czasie podróży, lecz co gdy wam powiem, iż te osobistości zostają uwiezione w zajeździe z powodu zasypania śniegiem?
Tak mocne charaktery w jednym miejscu, czy może być coś bardziej złego?
Śpieszę wam z odpowiedzią.
Akcja zaczyna przybierać tempa, gdy okazuję się, że zamordowano jednego z pomocników karczmarza w przerażający sposób, ponieważ nie wygląda na to, żeby uczynił to człowiek. Kto jest sprawcą? Co jeszcze wydarzy się w tym miejscu? Przekonajcie się na własnej skórze!
Świat fantastyki z wątkiem kryminalnym. Ciekawiło mnie czy autorowi uda się to połączyć i muszę przyznać, iż wyszło mu to świetnie. Bohaterowie są świetnie dopracowani, każdy ma swój jedyny i unikalny charakter, dlatego postacie nie są mdłe. Fabuła, jest przemyślana w ten sam sposób, co bohaterowie, co w połączeniu ze sobą daje idealne połączenie. Dlaczego? Nie jest przewidywalna, oraz gdy myślałem że akcja spowalnia, to by za chwilę przekonać się, że robi rozbieg. Książkę czyta się szybko, lecz nie nudno, co najważniejsze! - Czy autor przekonał mnie do swojej twórczości? Tak. Tylko zastanawia mnie jedno. Skoro można pokazać świetną historie w zajeździe, to co wydarzy się poza nim? Ja już nie potrafię doczekać się kolejnego tomu tajemnicy Askiru. Warto przeczytać.
"Podziękowałem bogom za dar, jaki dali nam, mężczyznom.
Za to, że możemy podziwiać chód kobiet."
Moja ocena: 8/10
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron:464
Moją recenzje znajdziecie na moim blogu.
http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/04/pierwszy-rog-richard-schwartz.html
"Uniknąłem wzrokiem tego, co leżało przede mną. Znalazłem widły z drewnianymi zębami. Były roztrzaskane...
Ukląkłem i przyjrzałem się im bliżej. Za mną stali Lea i karczmarz, żadne się nie odezwało, słychać było tylko zwierzęta i odgłos wiecznej zawiei. W tle rozpoznałem parskanie: Zeus mnie wyczuł, musiał jednak zaczekać.
Trzonek wideł nie był złamany, coś rozgryzło go na...
2018-03-20
"Nokautowałem sparingpartnerów na prawo i lewo. Tuż przed walką znowu byłem sobą. Dziennikarzowi "Boston Globale" powiedziałem:
- Zniszczę Spinksa. Zniszczę ich wszystkich. Kiedy z kimś walczę, chce go złamać. Chcę odebrać mu męskość. Chce wyrwać mu serce, a potem mu je pokazać. Ludzie mówią, że jestem prymitywem i dzikusem, ale płacą 500 dolarów, żeby mnie zobaczyć. Jestem wojownikiem. Gdybym nie trafił do boksu, łamałbym prawo. Taką mam naturę.
Spinksa wkurzyło chyba moje zuchwałe zachowanie.
- Dobrze jest trochę sobie postraszyć - powiedział dziennikarzom podczas ostatniej konferencji prasowej przed walką.
Do ringu wchodziłem całkowicie pewny siebie. Nadal jednak nie cieszyłem się zasłużonym uznanie ludzi z ulicy, który śledzili dokonania Spinksa dłużej niż moje. Kiedy przed pojedynkiem pojawiłem się na ulicach Nowego Jorku lub Los Angeles, kolesie do mnie i mówili:
- Spinks cię znokautuje, czarnuchu. Skopie ci dupsko.
- Ty coś ćpałeś? - odpowiadałem. - Skoro wierzysz w te bzdury, to chyba jesteś kosmitą.
To byli nienawistni ludzie.
(...) Kiedy tylko wszedłem na ring i spojrzałem na Spinksa, wiedziałem, że muszę ostro na niego ruszyć. Podczas słuchania instrukcji w ogóle na mnie nie patrzył. Czekając na gong, Kevin powiedział mi, że postawił swoją kasę z walki na to, że znokautuję Spinksa w pierwszej rundzie.
Rozległ się dźwięk gongu i natarłem prosto na przeciwnika. Męczyłem go przez chwilę, a potem wymieniliśmy ciosy i wiedziałem już, że nie jest w stanie mi zagrozić, bo nie czułem w ogóle jego ciosów. Po minucie dopadłem go przy linach, trafiłem lewym podbródkowym i posłałem na deski prawym na korpus. Był to pierwszy upadek Spinksa w całej jego dotychczasowej karierze. Wiedziałem, że jest już po walce, bo przez cały tydzień nokautowałem sparingpartnerów właśnie uderzeniami na korpus. Spinks upadł po ciosie, który nie wydawał mi się zbyt mocny.
Wstał jednak, a sędzia doliczył do ośmiu i wznowiliśmy pojedynek. Kilka sekund później Spinks wyprowadził potężne uderzenie, na które odpowiedziałem prawym podbródkowym i walka była skończona. Wróciłem do narożnika z wyprostowanymi ramionami i dłońmi skierowanymi do góry.
Robili tak wszyscy dawni mistrzowie, bo był to gest skromności, ale ja w myślach i tak uważałem się za najlepszego ze wszystkich. "
Mike Tyson. Chyba każdy, chociaż raz w życiu widział jego wyczyny na ringu, ewentualnie znacie go z reklamy napoju energetyzującego black, gdzie wykrzykuje: "Power is Black!".
Przyznam, że widziałem parę jego walk, które wszystkie szybko kończył, dlatego gdy zobaczyłem, że mogę przeczytać jego biografie, bez zastanowienia pragnąłem zapoznać się z jego życiem.
Początek książki, zaczyna się prologiem. Dowiadujemy się, iż Mike został skazany za gwałt, lecz do ogłoszenia wyroku, nie przejmował się rozprawą, która miała się odbyć za jakiś czas. Bawił się na całego.
Kolejny rozdział, przenosi nas do czasu dzieciństwa. Urodził się w szpitalu Cumberland w Fort Greene na Brooklynie. Jego pierwszym wspomnieniem, jest szpital. Był chorowity i jak stwierdza, szwankowały mu płuca. Jego biologiczny ojciec był alfonsem, lecz widywał go bardzo rzadko. Można powiedzieć, że wcale. Poznajemy jego historię, która toczy się w dzielnicy Bed - Stuy na Brooklinie. Matka Lorna, sprowadzała do domu swoje koleżanki, zazwyczaj były one prostytutkami, załatwiała narkotyki, takie sceny to była normalność w życiu Tysonów. Starszy brat Mike, Rodney był starszy od niego o 5 lat. Gdy była okazja, trzymał go z daleka od akcji, które by mogły mu zaszkodzić. Gdy matka straciła pracę, jego świat wywraca się go góry nogami. Z powodu eksmisji, muszą przenieść się do Brownsville. Dowiadujemy się, że była to dzielnica pożądania.
"Pewnego dnia jakiś facet złapał mnie na ulicy, zaciągnął do opuszczonego budynku i próbował mnie molestować. Wkrótce przestaliśmy czuć się bezpiecznie nawet w naszym mieszkaniu. "
Niestety, dochodzi do dalszych przeprowadzek, matka aby zapewnić swoim dzieciom wyżywienie, zaczyna uprawiać seks, byle zarobić jakieś pieniądze.
Mike chodził do szkoły, lecz był gnębiony przez rówieśników. Pewnego razu, zostaje zaczepiony przez trzech kolesi. Mimo to, proponują mu "pobujanie" się z nimi.
"Myślałem, że może chcą mnie zabić. Wspięliśmy się na dach, gdzie zobaczyłem małą klatkę z gołębiami. Ci goście budowali gołębnik. Zostałem więc ich małym pomocnikiem, takim chłopcem na posyłki. "
Szybko wkupił się w ich łaski, odnalazł to czego szukał, swoje miejsce. Z czasem, jesteśmy świadkami rozbojów młodego Mike Tysona, doprowadzając do tego, iż trafia on do ośrodka socjalnego. Gdy poznaje w nim Irlandczyka, Bobbyego Stewarta, następuje przełom w jego życiu. Chcąc aby go zaczął uczyć boksować, zaczyna zachowywać się normalnie, nie sprawiając problemów.
Gdy Stewart dostrzega w chłopaku talent, postanawia zacząć go uczyć regularnie. Po jakimś czasie, zabiera go do słynnego trenera, Cisa D'Amato, stwierdzając, że pomoże mu się wspiąć, na wyższy poziom niż dotychczas. Tak naprawdę, po tym wydarzeniu, następuje psychiczna zmiana w 13-letnim Tysonie.
"Weszliśmy z Bobbym na ring i zaczęliśmy sparować. Ruszyłem bardzo ostro, ganiając przeciwnika po całym ringu. Zwykle walczyliśmy po trzy rundy, ale w połowie drugiej Bobby trafił mnie kilkoma prawymi w nos i zacząłem krwawić. Nie bolało mnie, ale całą twarz miałem we krwi.
- Dobra, wystarczy - powiedział Atlas.
- Niech pan pozwoli mi dokończyć tę rundę i powalczyć jeszcze jedną.
Zawsze sparujemy po trzy - prosiłem, chcąc zaimponować Cusowi.
I chyba mi się to udało. Kiedy zeszliśmy z ringu, Cus powiedział do Bobby'ego:
- To jest mistrz świata wagi ciężkiej.
(...) Kiedy usiedliśmy, Cus powiedział, że wierzyć mu się nie chce, że mam dopiero trzynaście lat. A potem powiedział mi, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Widział mnie w akcji niecałe sześć minut, a mówił z całkowitym przekonaniem.
- Wyglądałeś znakomicie. Jesteś świetnym zawodnikiem. - Facet po prostu obsypywał mnie komplementami. - Jeśli będzie mnie słuchał, zrobię z ciebie najmłodszego mistrza wagi ciężkiej w historii boksu."
Kolejne rozdziały, przeplatają się z walkami a przygotowaniami do nich. Chociaż słowo "przygotowania", słyną tylko z nazwy. Nie umiem sobie wyobrazić czegoś takiego.
Tyczyło się to ciągłego imprezowania, zażywania sporej ilości alkoholu i narkotyków, kończąc na seksie z wieloma kobietami. Jednak wchodząc na ring, zawsze robił swoje, pokonując rywali.
Kobiety nie stanowiły dla niego żadnej wartości, służyły mu tylko do zaspokajania własnych potrzeb.
Nie potrafił z nimi rozmawiać, obwiniał za to swoją matkę, dzięki której zachowywał się tak jak ona, w dzieciństwie.
Zarobione pieniądze trwonił. Kupował to na co miał ochotę. Domy, samochody, drogie ubrania.
Jadąc na wycieczkę za granice, był w stanie ubrać biedne dzieciaki w najlepsze ubrania, bo było mu ich szkoda.
W jego życiu, z każdym dniem pojawiają się nowe osoby, które chcą skorzystać na jego sławie. Oskarżenia, oszustwa. Każdy chce mieć swoje pięć minut.
Spoglądając z dzisiejszej perspektywy, gdyby Mike podszedł do swojej kariery inaczej, zmienił swoje zachowanie, osoby w swoim otoczeniu, kto wie? Myślę, że jego kariera była by o wiele lepsza.
Autor sam żałuje swojego zachowania z młodości, spoglądając z teraźniejszej perspektywy. Uważa, że jego zachowanie było nie do przyjęcia.
Dowiadujemy się, bardzo dużo istotnych faktów. Chociażby dlaczego, odgryzł ucho Evanderowi Holyfieldowi. Myślałem, że wiedząc że przegrywa tak zrobił, pomyliłem się.
Znajdziemy również pojedynek z Andrzejem Gołotą. Nie spodziewałem się również, takiego biegu wydarzeń.
Ciekawy życia słynnego Boksera, nigdy bym się nie spodziewał, że jego życie było aż tak ciężkie.
Mimo tego, osiągnął to co chciał, lecz mimo tego, to tylko zalążek jego ciężkich chwil. Pewnie nie jeden z nas, pomyślał "Chciałbym mieć tyle pieniędzy i sławę jak on". Po przeczytaniu tej książki, stwierdziłem że to nic dobrego. Mimo tego, nie podziwiam go za jego osiągnięcia, lecz za odbicie się od dna i powrót do normalnego, życia rodzinnego.
Życie Mike Tysona, wciąga nas do środka, nie chcąc nas wypuścić. Wszystko jest opisane w taki sposób, iż z zapartym tchem śledzimy upadek mistrza boksu aż do samego końca. Wszystko jest opisywane szczerze i bez cenzury, co dodatkowo dodaje charakteru tej pozycji. Warto przeczytać, zmienia ona myślenie, pokazując iż nasze problemy w życiu to nic, w porównaniu z trudnościami z jakimi borykała się "Bestia" oraz ukazuje, że nie warto oceniać człowieka po pozorach, gdyż nie znamy jego przeszłości i prawdziwego "Ja".
Czytaliście? Jeśli tak to podzielcie się swoimi odczuciami, czekam na wasze komentarze!
"Miałem samochody, którymi nigdy nie jeździłem, nie wiedziałem nawet, gdzie trzymam do nich kluczyki. Miałem domy, w których nie mieszkałem. Wszyscy mnie okradali. A teraz nie mam nic. Nikt do mnie nie dzwoni, nikt mnie nie niepokoi, nikt mnie nie ściga. Czuję spokój. To jest właśnie bogactwo, człowieku."
Moja ocena: 9/10
http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/03/mike-tysonlarry-sloman-moja-prawda.html - Oczywiście zapraszam do dyskusji na moim blogu! :)
"Nokautowałem sparingpartnerów na prawo i lewo. Tuż przed walką znowu byłem sobą. Dziennikarzowi "Boston Globale" powiedziałem:
- Zniszczę Spinksa. Zniszczę ich wszystkich. Kiedy z kimś walczę, chce go złamać. Chcę odebrać mu męskość. Chce wyrwać mu serce, a potem mu je pokazać. Ludzie mówią, że jestem prymitywem i dzikusem, ale płacą 500 dolarów, żeby mnie zobaczyć....
2018-02-08
"Nie zapalając światła, Matt wchodził powoli po schodach, pamiętając o ominięciu szóstego stopnia, który skrzypiało. Dłoń, w której ściskał krzyż, była spocona i śliska.
Dotarłszy na piętro, odwrócił się bezszelestnie i obrzucił spojrzeniem krótki korytarzyk.Drzwi pokoju gościnnego były uchylone, choć doskonale pamiętał, że je zamknął. Z dołu dobiegał monotonny szmer głosu Susan.
Stawiając ostrożnie stopy, ruszył przed siebie korytarzem i po chwili stanął przed drzwiami. Oto kwintesencja wszystkich ludzkich lęków, pomyślał. Ciemność i tajemniczo uchylone drzwi.
Pchnął je drżącą dłonią.
Na łóżku leżał Mike Ryerson.
Przez okno wpadało światło księżyca, zamieniając pokój w srebrzystoszarą kałużę snu. Matt potrząsnął głową, jakby chciał odzyskać jasność widzenia. Miał wrażenie, że nagle cofnął się w czasie do ostatniej nocy. Za chwilę zejdzie na dół i zadzwoni do Bena, który jeszcze nie trafił do szpitala...
Mike otworzył oczy.
Przez chwilę błyszczały w świetle księżyca, srebrne z krwistoczerwonymi obwódkami i puste niczym starannie wytarte tablice. Nie sposób było w nich dostrzec żadnej ludzkiej myśli ani uczucia. "Oczy są oknami duszy" - powiedział Wordsworth. Jeśli tak było w istocie, to przez te okna zaglądało się do zupełnie pustego pokoju.
Ryerson usiadł na łóżku. Białe prześcieradło zsunęło się z jego piersi i Matt ujrzał wyraźny, świeży szew, wykonany sprawną dłonią lekarza sądowego.
Mike uśmiechnął się, odsłaniając ostre, białe kły. Sam uśmiech polegał wyłącznie na skurczu mięśni twarzy i w żaden sposób nie dotyczył oczy, które pozostały martwe i puste.
- Spójrz na mnie - powiedział bardzo wyraźnie.
Matt zrobił to. Tak, oczy istotnie były całkowicie puste, ale zarazem niezmiernie głębokie. Mógł w nich niemal dostrzec własne miniaturowe, srebrzyste odbicia, zapadając się w ślad za nimi coraz głębiej, tam gdzie zarówno świat, jak i wypełniający go strach traci wszelkie znaczenie...
-Nie! - krzyknął, cofając się o krok i wyciągając przed siebie krucyfiks.
To, co kiedyś było Mike'em Ryersonem, zasyczało, jakby ktoś chlusnął mu w twarz wrzącą wodą, i uniosło ręce w obronnym geście. Matt zmusił się, żeby zrobić krok do przodu, a wtedy Mike zerwał się z łóżka i cofnął w kierunku okna.
- Odejdź! - wyskrzeczał Matt. - Odwołuję swoje zaproszenie!
Ryerson wrzasnął przeraźliwie wysokim, pełnym bólu i nienawiści głosem. Zatoczył się do tyłu, uderzając nogami w parapet okna, i chwiał się przez chwilę, usiłując na próżno odzyskać równowagę.
- Odwiedzę cię, kiedy będziesz spał, nauczycielu!
Przechylił się i wypadł w ciemność z uniesionymi w górę rękami. Białe ciało błysnęło w promieniach księżyca, prezentując w całej okazałości grube, wykonane czarną nicią szwy, układające się na brzuchu i klatce piersiowej w kształt olbrzymiej litery Y."
Książkę dostałem na wigilię klasową, od koleżanki Anety, której serdecznie jeszcze raz dziękuje.
Pierwsze strony, ukazują nam opis dwóch bohaterów. Z początku nie wiemy kim są postacie, lecz gwarantuje że po skończeniu całości, puzzle złączą się w jedną całość. Uważam że początek książki jest zachęcający dla czytelnika.
W dalszej części, zapoznajemy się z informacjami z gazet, które zastanawiają się, czy miasteczko Salem jest nawiedzone?
Główną postacią, która poznajemy jest Ben Mears. Kim on jest? Pisarzem, który jest w trakcie pisania swojej najnowszej książki. Nie jest on w danym miasteczku pierwszy raz. Gdy po 25 latach wraca, postanawia wynająć dom Marstenów. Jakież to zdziwienie zapanowało na jego twarzy, gdy okazało się iż jest już wynajęty. Jego wspomnienia, od młodości związane są z tym domem. Jego życie, wydaje się od początku dobrze układać, szybko zaprzyjaźnia się z Susan Norton.
Brzmi idealnie, prawda?
Dalsze rozdziały, przenoszą czytelnika do domów mieszkańców, ukazują to czego nie widać gołym okiem. - Dzięki takiemu zabiegowi, poznajemy każdego z osobna, jego charakter, słabości.
Cała opinia na blogu: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/02/miasteczko-salem-stephen-king.html
"Nie zapalając światła, Matt wchodził powoli po schodach, pamiętając o ominięciu szóstego stopnia, który skrzypiało. Dłoń, w której ściskał krzyż, była spocona i śliska.
Dotarłszy na piętro, odwrócił się bezszelestnie i obrzucił spojrzeniem krótki korytarzyk.Drzwi pokoju gościnnego były uchylone, choć doskonale pamiętał, że je zamknął. Z dołu dobiegał monotonny szmer głosu...
Śmierć. Gdy przychodzimy na świat, nie do końca jesteśmy świadomi, że to co nas otacza niestety nie jest wieczne. Ona nie pyta, nie daje nam pożegnać się z rodziną, wybrać sobie dogodnego miejsca czy chociażby dokończyć to co mamy w planach. Przychodzi do nas w niespodziewanym momencie.
A co gdybym was zaprosił na spacer w pewne tajemnicze miejsce? Gdzieś na skraj, gdzie ima się magia, lecz tak stara, że nie słyszał o niej dosłownie nikt.
Louis wraz ze swą żoną Rachel oraz dwójką dzieci Gage'm, Ellie oraz kotem Churchem przyjeżdżają do Ludlow - cichej a zarazem piękne mieściny, w której rodzina Creedów ma zamiar zacząć żyć pełnią życia.
Oprócz wspaniałego domu, rodzina poznaje podczas samego przyjazdu sąsiadów. Juda Crandall'a wraz z swoją małżonką. Jak się okazuje, Jud przypomina Louisowi ojca jakiego chciałby mieć.
Wszyscy od razu bardzo przypadają sobie do gustu. Pewnego dnia Crandall zabiera rodzinę Creedów na spacer i pokazuję tajemnicze miejsce o którym nie każdy wie, a mianowicie ścieżkę prowadząca do "Cmętażu dla zwierząt". Nagrobki zostały zbudowane przez dzieci ku pamięci swoich pupili. Każdy dzieciak wiedzący o tym miejscu, chowa tutaj swojego pupila. Samo miejsce przepełnia pewnego rodzaju magiczna aura, choć przebywając tutaj, wyczuwamy lęk, przerażenie oraz tęsknotę.
Pewnego dnia na jezdni ginie Church, ulubiony kot Ellie, Jud zatroskany miłością Ellie do swojego zwierzaka, postanawia zaproponować pogrzebanie kota w miejscu o którym głośno sie nie mówi. Nasz główny bohater, kochający swoją córeczkę, bez wahania się zgadza. Jak później się okazuje to miejsce ma potężniejszą moc, niż może sie wydawać.
Czy dostaniemy tutaj Horror, który nas przerazi? Nie. Jednak im dalej zagłębiamy się w historie tym bardziej otrzymujemy napięcie szybujące z każdą chwilą w górę. Każdy z bohaterów występujących w jego historii ma swój bagaż doświadczeń i swoje przemyślenia dotyczące śmierci wraz z traumami, które nabył podczas tych wydarzeń.
Mamy Ellie, dziewczynkę która dopiero co wkracza w świat i nie rozumie wszystkiego, kształtuje swoją wizje na temat istoty umierania.
Rachel, dorosłą kobietę, jednak jej doświadczenia po stracie chorej siostry dręczą ją nieustannie, nie potrafi sobie poradzić z tym co się wydarzyło.
Autor daje nam to czego większość z nas się obawia. Śmierć, lecz oprócz tego doświadczymy tutaj duchów, zarówno tych dobrych jak i złych , istotę odwrócenia śmierci, a co za tym idzie liczenie sie z konsekwencjami, które one mogą wywołać. Dodatkowo dostajemy chociażby legendę indiańską o Wendigo.
Śledząc poczynania Louisa Creeda czujemy coraz większe emocje, lęk tego co wydarzy się dalej. Sam złapałem się na tym, gdy miałem chęć zmienienia kilka jego decyzji, wściekałem się na niego.
Bohaterowie odzwierciedlają swoje uczucia oraz emocje, co pozwala nam sie z nimi utożsamić.
Osobiście jestem zaskoczony tą pozycją. Nie otrzymałem tutaj klasycznego horroru, lecz cały czas miałem poczucie niepokoju a im dalej w las tym bardziej dochodził stres przed tym co się wydarzy.
Co bardzo mi się spodobało? Poruszany motyw śmierci, zła czyhającego poza naszymi wymiarami oraz tym jak bardzo w naszym codziennym życiu musimy walczyć z wyborami, lecz nie zawsze mogą być dobre w późniejszym rezultacie, a mimo tego dalej jesteśmy owładnięci nieraz żądzą osiągnięcia powierzonego nam celu, nie zważając na nic, zamiast przeanalizować sobie pewne rzeczy na chłodno.
Czasem jednak może się to nie udać... Dlaczego? Sprawdźcie sami.
http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2023/03/cmetarz-dla-zwiezat-stephen-king.html#more
Śmierć. Gdy przychodzimy na świat, nie do końca jesteśmy świadomi, że to co nas otacza niestety nie jest wieczne. Ona nie pyta, nie daje nam pożegnać się z rodziną, wybrać sobie dogodnego miejsca czy chociażby dokończyć to co mamy w planach. Przychodzi do nas w niespodziewanym momencie.
więcej Pokaż mimo toA co gdybym was zaprosił na spacer w pewne tajemnicze miejsce? Gdzieś na skraj, gdzie...