Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przeszłość - Każdy z nas ma taką za sobą, niezależnie czy była ona dobra czy też nie. Gdy zrobiliśmy kilka błędów albo dużo złych rzeczy, staramy się za to odpokutować w teraźniejszości, zmieniając swoją osobę o sto osiemdziesiąt stopni i powoli zapominamy o tym co wydarzyło się kiedyś, skupiając się na tym co jest tu i teraz. Prawda jednak jest taka, że jeśli wyrządziliśmy obcej bądź bliskiej osobie masę bólu, ona nam tego nie zapomni i prędzej czy później może do nas wrócić z jeszcze większym bólem, niż dotychczas. A co wtedy? Tego nie wiemy. Myślę, że nie chcielibyśmy się przekonać o tym na własnej skórze.

Katie Maguire wraca po serii dramatycznych wydarzeń w jej życiu. Przypominają one istny huragan i nie wspominam o jej życiu zawodowym, ale również prywatnym. Gdy jej mąż Paul zginął, zakochuje się po raz drugi, wszystko idzie ku dobremu, lecz Paul postawia ją przed kolejną ważną decyzją, Czy wyjedzie z nim i porzuci swoją dotychczasową karierę w policji? Czy jednak postawi na swoim i zostanie na miejscu, narażając swój związek na rozpad?

Wątek miłosny to nie jedyny problem. Katie próbuje dojść do porozumienia również ze swoją siostrą, niestety maja one inne podejście do życia, przez co atmosfera jest również wystawiana niejednokrotnie na próbę.

Wracając do sfery zawodowej- zostaje znalezione ciało przez dwójkę mężczyzn na zamarzniętym jeziorze. świadkowie rozpoznają ofiarę, okazuje się iż, jest to jeden z księży ze znanej parafii. Ksiądz został brutalnie okaleczony przed śmiercią. Został wykastrowany. Któż mógł dopuścić się takiego czynu? Czy padł ofiarą przypadkowej przemocy czy może kryje się za tym coś większego?

Wszystkie poszlaki prowadzą do jednej parafii. Okazuje się, że zabójca może mścić się dalej za czyny z przeszłości, które zostały mu wyrządzone. Czy Katie Maquire ubiegnie mordercę? Tego dowiedźcie się sami sięgając po lekturę.


Odczucia do tej książki mam kolejny raz mieszane. Sam pomysł na fabułę, jest ciekawy, lecz pytanie czy nie dostajemy za dużo prywatnych informacji zamiast akcji? Większej analizy śledztwa. Czasem miałem wrażenie, że nie czytam kryminału a śledzę tylko prywatne losy głównej bohaterki i jej problemów. Jednocześnie jestem ciekaw jak to wszystko się rozwiąże dalej i nie mam ochoty odłożyć książki. Czy Graham Masterton coś zmieni w kolejnych pozycjach? Może jest to mankament pewnego rodzaju, niczym u Stephena Kinga z szczegółowymi opisami? Pozostaje mi przekonać się w kolejnym tomie.

Mimo powyższych negatywów, książkę czyta się naprawdę dobrze i szybko. Jeśli zastanawiacie się czy dostaniemy tutaj brutalne opisy tortur? Tak! Otrzymacie to z czego słynie autor. Co było trafnym pomysłem? Pomysł fabuły, mamy tutaj dość kontrowersyjny temat, jakim jest kościół i księża, którzy są podejrzani o pedofilie. Masterton nie boi się swoich pomysłów i śmiało wprowadza czytelnika w ten świat, gdzie mimo wiary, za koloratką kryje się człowiek, jakim jest każdy z nas i odpowiada tak samo za swoje popełnione czyny jak każdy kto żyje na ziemi, niezależnie od statusu i zajmowanej pozycji oraz tego, że spotka go kara.


A jak wasze odczucia Upadłych Aniołów? Przypadły wam do gustu czy wręcz przeciwnie?



„Czasami Bóg daje ci to, czego chcesz, ale czasami pokazuje ci, czego naprawdę nie chcesz.”


Bohaterowie: 7/10
Fabuła: 8/10
Emocje:7/10
Kreacja świata: 7/10
Język: 7/10
Ogólna ocena: 7,2

http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2023/04/upade-anioy-graham-masterton.html#more

Przeszłość - Każdy z nas ma taką za sobą, niezależnie czy była ona dobra czy też nie. Gdy zrobiliśmy kilka błędów albo dużo złych rzeczy, staramy się za to odpokutować w teraźniejszości, zmieniając swoją osobę o sto osiemdziesiąt stopni i powoli zapominamy o tym co wydarzyło się kiedyś, skupiając się na tym co jest tu i teraz. Prawda jednak jest taka, że jeśli wyrządziliśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ból. Może on mieć szeroko pojęte odzwierciedlenie. Jednemu sprawia on przyjemność i pełnie ekscytujących doznań, wpadanie w stan ekstazy. Tak naprawdę odczuwamy go różnorako, lecz gdy staniemy na klocku lego czy uderzymy małym palcem u stopy, chociażby o szafkę zdarza nam sie krzyknąć z bólu. Powiem wam jedno, ten ból z podanych powyższych przykładów porównałbym do łaskotania. Co gdybyście obudzili się w nieznanym miejscu, unieruchomieni. wasze neurony przetwarzają coś czego w życiu nie odczuwaliście, ból, którego nigdy w życiu nie zaznaliście. Rozglądacie się ledwo przytomnymi oczami i nagle kolejny impuls w waszej głowie - "Coś tu nie gra". Wasza noga to istny szkielet, mięśnie tylko ledwo ją podtrzymują w całości, aby się nie rozsypała.

Kim może być osoba, która dopuszcza się takiego niewytłumaczalnego czynu i co nią kieruje?

Sprawdźcie sami!


Katie Maguire zostaje wezwana na farmę w pobliżu Cork. Jeden z pracowników odkrywa niecodzienne znalezisko, 11 szkieletów. Są to kobiety, oś czasu pokazuje, że zaginęły one 80 lat temu. Co może zaskakiwać? Do ich ciał zostały przywieszone laleczki voodoo. Wszystko prowadzi do powiązania śmierci danych kobiet z rytuałem, odprawianego przez mordercę.

Tymczasem śledztwo trwa, oprócz wątku kryminalnego, otrzymujemy wgląd na życie prywatne samej komisarz i jej męża Paula. Para żyje w kryzysie po śmierci dziecka. Mąż nie potrafi się odnaleźć, szukając co rusz jakiejś pracy, przez co wpada w różnego rodzaju kłopoty zagrażającego nie tylko jemu samemu, lecz reputacji samej Katie.

Na tej samej farmie zostają odnalezione kolejne zwłoki, młodej kobiety również z przywieszoną tą samą laleczką voodoo. Czy sprawa jest powiązana z niedawno zaginioną dziewczyną? Od tego wydarzenia, czas zaczyna przyśpieszać a komisarz Maquire musi za wszelką cenę dopaść mordercę, ponieważ wszystko wskazuje na to że zwłoki tych kobiet oraz aktualnej ofiary mają ze sobą coś wspólnego, mimo odległego czasu morderstwa.


Na duży plus zasługuje opis Irlandii. Graham Masterton idealnie odwzorował klimat państwa. Osobiście byłem tym zaskoczony, ponieważ miałem styczność z kulturą Irlandii gdy ją odwiedziłem i nie sądziłem, że czytając tę pozycje, przeniosę się tam z powrotem tak szybko. Podmuch zimnego powietrza, otaczającej mnie zieleni z każdej strony oraz strugi deszczu, który pojawia się tam co chwile. Idealnie!

Drugi dodatkowy pomysł to mitologia celtycka, autor wplata ją tutaj nienachalnie, tak że jest ona interesująca i zapewnia pewnego rodzaju dobry smaczek dla czytelnika. Jeśli chodzi o mnie, mogłoby być jej troszkę więcej. Może autor nie chciał po prostu przedobrzyć?

Sama sylwetka komisarz Katie Maquire, jest jak najbardziej w porządku. Śniada cera, rude włosy, niestronna od żartów z morderstw, jednak czegoś mi w niej brakuje. Rzekomo główna bohaterka jest jedną z najlepszych w policji a same jej naiwne zachowania tego nie potwierdzają. Mam nadzieje, że jej postać ewoluuje w kolejnych tomach.

Mam troszkę mieszane odczucia co do samego zakończenie i mordercy. Nie wiem czy podczas pisania autorowi ktoś podmienił kartki z maszynopisu? Ale zamieszanie z mordercą na samym końcu jest co najmniej dziwne.

Mimo powyższych minusów oraz plusów, polecam jednak przeczytać tę książkę i przekonać się, że Graham Masterton potrafi zachęcić scenami brutalności. Tutaj musze przyznać, że osobiście czytając te sceny czułem się zszokowany. Jednak po przeczytaniu tego, nie miałem ochoty zamknąć tej książki, tylko ją dokończyć.


Dajcie znać w komentarzach jak wasze opinie odnośnie Grahama Mastertona. Czytaliście? Co wam się podobało a co nie?

Już niebawem drugi tom i kilka słów o nim.



„Ale niezależnie od tego, jak bardzo cierpisz, pamiętaj, że każdy ból można zagłuszyć jeszcze większym bólem.”



Bohaterowie: 7/10
Fabuła: 7/10
Emocje: 6/10
Kreacja Świata: 6/10
Język: 7/10
Ogólna ocena: 6,6

http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2023/04/biae-kosci-graham-masterton.html

Ból. Może on mieć szeroko pojęte odzwierciedlenie. Jednemu sprawia on przyjemność i pełnie ekscytujących doznań, wpadanie w stan ekstazy. Tak naprawdę odczuwamy go różnorako, lecz gdy staniemy na klocku lego czy uderzymy małym palcem u stopy, chociażby o szafkę zdarza nam sie krzyknąć z bólu. Powiem wam jedno, ten ból z podanych powyższych przykładów porównałbym do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Śmierć. Gdy przychodzimy na świat, nie do końca jesteśmy świadomi, że to co nas otacza niestety nie jest wieczne. Ona nie pyta, nie daje nam pożegnać się z rodziną, wybrać sobie dogodnego miejsca czy chociażby dokończyć to co mamy w planach. Przychodzi do nas w niespodziewanym momencie.
A co gdybym was zaprosił na spacer w pewne tajemnicze miejsce? Gdzieś na skraj, gdzie ima się magia, lecz tak stara, że nie słyszał o niej dosłownie nikt.

Louis wraz ze swą żoną Rachel oraz dwójką dzieci Gage'm, Ellie oraz kotem Churchem przyjeżdżają do Ludlow - cichej a zarazem piękne mieściny, w której rodzina Creedów ma zamiar zacząć żyć pełnią życia.

Oprócz wspaniałego domu, rodzina poznaje podczas samego przyjazdu sąsiadów. Juda Crandall'a wraz z swoją małżonką. Jak się okazuje, Jud przypomina Louisowi ojca jakiego chciałby mieć.
Wszyscy od razu bardzo przypadają sobie do gustu. Pewnego dnia Crandall zabiera rodzinę Creedów na spacer i pokazuję tajemnicze miejsce o którym nie każdy wie, a mianowicie ścieżkę prowadząca do "Cmętażu dla zwierząt". Nagrobki zostały zbudowane przez dzieci ku pamięci swoich pupili. Każdy dzieciak wiedzący o tym miejscu, chowa tutaj swojego pupila. Samo miejsce przepełnia pewnego rodzaju magiczna aura, choć przebywając tutaj, wyczuwamy lęk, przerażenie oraz tęsknotę.

Pewnego dnia na jezdni ginie Church, ulubiony kot Ellie, Jud zatroskany miłością Ellie do swojego zwierzaka, postanawia zaproponować pogrzebanie kota w miejscu o którym głośno sie nie mówi. Nasz główny bohater, kochający swoją córeczkę, bez wahania się zgadza. Jak później się okazuje to miejsce ma potężniejszą moc, niż może sie wydawać.

Czy dostaniemy tutaj Horror, który nas przerazi? Nie. Jednak im dalej zagłębiamy się w historie tym bardziej otrzymujemy napięcie szybujące z każdą chwilą w górę. Każdy z bohaterów występujących w jego historii ma swój bagaż doświadczeń i swoje przemyślenia dotyczące śmierci wraz z traumami, które nabył podczas tych wydarzeń.

Mamy Ellie, dziewczynkę która dopiero co wkracza w świat i nie rozumie wszystkiego, kształtuje swoją wizje na temat istoty umierania.

Rachel, dorosłą kobietę, jednak jej doświadczenia po stracie chorej siostry dręczą ją nieustannie, nie potrafi sobie poradzić z tym co się wydarzyło.

Autor daje nam to czego większość z nas się obawia. Śmierć, lecz oprócz tego doświadczymy tutaj duchów, zarówno tych dobrych jak i złych , istotę odwrócenia śmierci, a co za tym idzie liczenie sie z konsekwencjami, które one mogą wywołać. Dodatkowo dostajemy chociażby legendę indiańską o Wendigo.

Śledząc poczynania Louisa Creeda czujemy coraz większe emocje, lęk tego co wydarzy się dalej. Sam złapałem się na tym, gdy miałem chęć zmienienia kilka jego decyzji, wściekałem się na niego.
Bohaterowie odzwierciedlają swoje uczucia oraz emocje, co pozwala nam sie z nimi utożsamić.


Osobiście jestem zaskoczony tą pozycją. Nie otrzymałem tutaj klasycznego horroru, lecz cały czas miałem poczucie niepokoju a im dalej w las tym bardziej dochodził stres przed tym co się wydarzy.
Co bardzo mi się spodobało? Poruszany motyw śmierci, zła czyhającego poza naszymi wymiarami oraz tym jak bardzo w naszym codziennym życiu musimy walczyć z wyborami, lecz nie zawsze mogą być dobre w późniejszym rezultacie, a mimo tego dalej jesteśmy owładnięci nieraz żądzą osiągnięcia powierzonego nam celu, nie zważając na nic, zamiast przeanalizować sobie pewne rzeczy na chłodno.

Czasem jednak może się to nie udać... Dlaczego? Sprawdźcie sami.

http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2023/03/cmetarz-dla-zwiezat-stephen-king.html#more

Śmierć. Gdy przychodzimy na świat, nie do końca jesteśmy świadomi, że to co nas otacza niestety nie jest wieczne. Ona nie pyta, nie daje nam pożegnać się z rodziną, wybrać sobie dogodnego miejsca czy chociażby dokończyć to co mamy w planach. Przychodzi do nas w niespodziewanym momencie.
A co gdybym was zaprosił na spacer w pewne tajemnicze miejsce? Gdzieś na skraj, gdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Virion natarł na niego, ale tamten nie zrobił nawet ruchu. No, może ledwie zauważalnie przesunął się lekko w bok. Klinga broni Viriona świsnęła najwyżej o grubość palca od twarzy przeciwnika. Jednak nie wywołało to w nim żadnej reakcji. Ani drgnięcia, okrzyku czy choćby zmarszczenia brwi.

- Poddaj się - powiedział tamten spokojnie. Beznamiętnie nawet. Zupełnie jakby wcaleni nie toczyli właśnie boju na śmierć i życie.

Virion ponownie uniósł miecz. Tym razem oburącz nad głową. Ostrze zatoczyło koło i opadło tak samo jak poprzednio, nie robiąc na przeciwniku najmniejszego wrażenia. Jedynie uchylenie się na bok było o jakieś pół palca głębsze niż przedtem.

Ashleon, który został z tyłu, bez słowa osunął się na ziemię. Kilku żołnierzy oddzieliło Viriona od dziewczyny. Skupieni byli na niej, ignorując zupełnie kogokolwiek innego. Jedyną przeszkodą pozostawał więc ten tajemniczy mężczyzna z twarzą owiniętą chustą.

- Poddaj się - powtórzył właśnie - Nie zabiję cię, uwierz.

- Won!

Virion wyprowadził pchnięcie. Tym razem przeciwnik przyjął je na miecz, poprowadził swoje ostrze wzdłuż klingi Viriona i delikatnie odepchnął je na bok."



Każdy z was, kto czytał pierwszy tom Viriona, wiedział, że powstanie kolejny. Po dynamicznej rozgrywce, którą dostarczył nam autor, główny bohater pragnie na chwile przystanąć. Virion trafia do osady drwali, gdzie zaczyna się jego kolejny etap jego przygód oraz odkrywania siebie. Mamy tutaj do czynienia ze zwolnieniem całej akcji, tak jak było to w pierwszej części. Mimo tego przyjemność czytania z każdą przewracaną stroną, jest taka sama.

Równocześnie, gdy Virion zaczyna zawierać nowe znajomości i doświadczenia, gdzieś w tym samym czasie Taida główkuje jak złapać i wytropić zbiega. Wybór pada na najlepszą czarownicę, Lune. Posiada ona specjalizacje w odnajdywaniu ściganych osób. Jednak żądania finansowe, jakich oczekuje Luna są bardzo wysokie. Czy kobiecie uda się zdobyć tak wysokie honorarium, nawet gdyby trzeba była wystawić swoją godność na próbę?

Autor tak jak wcześniej już wspominałem, zwalnia, mimo tego nie czujemy efektu znudzenia, przynajmniej w moim przypadku. Bohaterowie ewoluują z każdym zdarzeniem. Kila, którego kojarzycie z poprzedniej części, jest tego świetnym przykładem. Postać przebiegła, umiejąca korzystać idealnie ze swojego mózgu, że tak to ujmę. Przypomina mi troszeczkę Biafrę. Dla niewtajemniczonych występuje jako jedna z głównych postaci w Achai.

W dalszym stopniu fascynuje mnie postać Niki. Przemiana następująca w niej jest poprowadzona małymi kroczkami, co uważam za strzał w dziesiątkę. Uwierzcie mi, nie raz gęsia skórka wystąpi na waszym ciele z ekscytacji.

Dodatkowo podobają mi się elementy polityczne, które występują podczas wydarzeń, lecz nie są one przytłaczające, za to duży plus.

Lekka książka, powodująca zaskoczenie, rozbawienie i bolące oczy, bo nie oderwiecie się od niej za szybko. Polecam!

Wyczekujcie na recenzje tomu III, już wkrótce.

"Virion nagle zrozumiał, że wszystko wokół wcale nie jest snem. To tylko naturalna konsekwencja wcześniej podjętych decyzji. Że nie można już teraz zmieniać sytuacji, bo doszedł do takiego momentu, kiedy wszystko dzieje się samo."


http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2021/12/virionobawa-andrzej-ziemianski.html#more

"Virion natarł na niego, ale tamten nie zrobił nawet ruchu. No, może ledwie zauważalnie przesunął się lekko w bok. Klinga broni Viriona świsnęła najwyżej o grubość palca od twarzy przeciwnika. Jednak nie wywołało to w nim żadnej reakcji. Ani drgnięcia, okrzyku czy choćby zmarszczenia brwi.

- Poddaj się - powiedział tamten spokojnie. Beznamiętnie nawet. Zupełnie jakby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Celaena złapała kij w obie ręce i zablokowała uderzenie. Napierała bezlitośnie, ignorując skrzypienie drewna, aż w końcu odepchnęła mężczyznę, zakręciła się i ugodziła go z całej siły kijem w tył głowy. Zabójca zachwiał się, ale znów nie stracił równowagi. Zdyszany, otarł zakrwawiony nos. Jego oczy błyszczały nienawiścią, a ospowatą twarz wykrzywił złowrogi grymas. Zaszarżował, chcąc pchnąć ją ostrzem prosto w serce. Dziewczyna od razu wiedziała, że napastnik biegnie zbyt szybko, aby mogła go zatrzymać. Przykucnęła w ostatniej chwili. Ostrze przemknęło tuż nad jej głową, a wtedy poderwała się i podcięła przeciwnika. "



Największa zabójczyni w Adarlanie. Takie miano otrzymuje Celaena Sardothien. Za wszystkie swoje złe uczynki zostaje skazana na dożywotnią, a zarazem niewolniczą pracę w kopalni Endovier.

Los jednak uśmiecha się do naszej bohaterki. Dostaje możliwość opuszczenia tego miejsca. Takowe warunki przedstawia jej Dorian Havilliard, syn króla. Jaki jest haczyk? Musi zwyciężyć w turnieju o tytuł królewskiego zabójcy.

Zabójczyni zgadza się na przedstawioną jej propozycje. Po przybyciu na szklany zamek w Rifchold zastaje pretendentów do miana królewskiego. Dwudziestu trzech kandydatów, a wśród nich złodzieje, zabójcy i wojownicy, najgroźniejsi z całej Erilei.

Każdy z zawodników ma zapewnione szkolenie, aby być jak najlepiej przygotowanym do walki. Podczas obozu następuje sprawdzian, który zweryfikuje czy kandydaci nadają się do turnieju. Nastąpi ocena ich umiejętności w dziedzinach takich jak na przykład: Strzelanie z łuku, bieganie na czas i tak dalej.



W niewyjaśnionych okolicznościach na zamku zaczynają pojawiać się ciała poszczególnych uczestników. Zostają one pozbawione wnętrzności. Jak by było tego mało na miejscu pojawią się znaki wyrda. Czy któryś z uczestników byłby zdolny do czegoś takiego? Dalsze etapy śledztwa coraz bardziej wskazują, że nie może być to człowiek.



Jak by tego było mało, zabójczynie nawiedza duch dawnej władczyni. Opowiada jej o ciemnych mocach panujących na zamku. Za wszelką cenę musi zwalczyć zło oraz wygrać turniej.



Zanim zacząłem czytać opowieść autorki, zauważyłem, że mamy tutaj pewnego rodzaju podział na zachwalających i potępiających. Kończąc książkę, wiem, dlaczego tak się dzieje. Dlatego odniosę się do tego wedle mojego punktu widzenia.

Mamy młodą, bo zaledwie osiemnastoletnią bohaterkę, która jest już największą zabójczynią. Jest oczytaną osobą, wdaje się w miłosne rozterki, zamiast skupić się na turnieju, jest zaciekawiona sukniami i całą otoczką królewską.

Osobiście sam miałem podczas czytania pewnego rodzaju zaskoczenie. Rzekomo jest zabójczynią, a zachowuję się jak nastolatka. Nie skupia się w pełni na tym co powinna, pomimo tak perfekcyjnego szkolenia. Nie raz wątpi w siebie i obawia się przeciwnika. Czy tak powinno być?

Uważam, że jest to dobre posunięcie, przecież jest to literatura dla nastolatków. Nie wyobrażam sobie, aby młoda dziewczyna w takim wieku przez wszystkie kolejne strony z poważną miną zabijała każdego, zgrywała twardą niczym Hannibal Lecter. Straciłaby pewnego rodzaju kobiecość.

Czy nastolatka będąc na zamku, nie chciałaby skorzystać z odrobiny luksusu? Czytałem nawet, że ledwo bohaterka skończyła swoją niewole, a już wdaje się w miłostki. Uczucia pojawiają się niezależnie od danej profesji, sytuacji czy momentu w życiu. W dodatku w okresie dojrzewania, dlatego dla mnie jest to normalna sytuacja z życia wzięta.

Całość określiłbym jak na początkowe powieści autorki jako dobre. Sarah J. Mass wprowadza nas w otaczający świat bardzo sprawnie. Postacie na samym początku sprawiały mi trudność, aby się z nimi zżyć, jednak z każdą kolejną stroną przekonywały mnie do siebie coraz bardziej.

Mimo że w książce występują pewne niespójności, naprawdę mi się podobało.

Znajdziecie tutaj takie elementy jak: Humor, magie, elementy miłosne, uszczypliwości, walkę i rywalizacje do samego końca oraz elementy zaskoczenia. Czy nie brzmi to wspaniale?

Pisząc tę recenzję, jestem po skończeniu już drugiego tomu szklanego tronu, więc śmiało stwierdzam, że im dalej, tym lepiej.



"Czujesz się samotna? - Wyrwało mu się.

Samotna? - Celaena pokręciła głową i wreszcie usiadła. Nie. Potrafię dać sobie radę sama, o ile mam co czytać. "

Moja ocena: 7/10

Liczba stron:512

Wydawnictwo: Uroboros

http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2021/11/szklany-tron-sarah-j-maas.html

"Celaena złapała kij w obie ręce i zablokowała uderzenie. Napierała bezlitośnie, ignorując skrzypienie drewna, aż w końcu odepchnęła mężczyznę, zakręciła się i ugodziła go z całej siły kijem w tył głowy. Zabójca zachwiał się, ale znów nie stracił równowagi. Zdyszany, otarł zakrwawiony nos. Jego oczy błyszczały nienawiścią, a ospowatą twarz wykrzywił złowrogi grymas....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Trzask miażdżonej kości wstrząsnął Virionem, Odskoczył znowu na bezpieczną odległość, sądząc, że przeciwnik albo upadnie, albo wariując z bólu, zrobi coś głupiego. Nic z tych rzeczy. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, że ktoś może być aż tak odporny na ból. Patrzył, jak tamten stoi, dysząc ciężko. Mimo chrapliwego oddechu widać było, że nie odpuści. Że jakaś zimna furia bierze nad nim władzę, nie mając jednak ani trochę władz umysłu. Był to bardzo groźny widok.

Strach coraz bardziej paraliżował Viriona. Nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Twarz, a właściwie morda przeciwnika nie wyrażała niczego poza nieprzejednaną żądzą odwetu. Virion miał wrażenie, że stoi naprzeciw dzikiego zwierzęcia. Rannego, nieobliczalnego wściekłego do granic możliwości. "




Andrzej Ziemiański powraca z nową pozycją, jaką jest „Virion. Wyrocznia".

Można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju uniwersum Achai. W poprzednich pozycjach również autor ukazał nam Viriona, lecz bardziej był on osobą zesłaną na dalszy plan. Tym razem możemy poznać jego w całej okazałości od samego początku. Bardzo lubię twórczość Ziemiańskiego za lekkość jego pióra, brak cenzury i zahamowań. Potrafi on w prosty, acz zarazem, nietuzinkowy sposób stworzyć porywającą lekturę.

Miałem obawy przed zakupem książki, mimo sympatii do autora. Czy to wypali? Będzie dużo polityki, za dużo opisów sytuacji, chociaż by jak w przypadku pomnika cesarzowej Achai, a tak naprawdę mogłoby ich nie być w ogóle. Mimo tego dałem kredyt zaufania autorowi.

Główny bohater jest zwykłym chłopakiem z dobrego domu. Rodzice zatrudniają nauczycieli różnych specjalizacji, aby odkryć talenty chłopaka. Główną, a zarazem jedyną nadzwyczajną umiejętnością jest słuch przez co, wyczucie Viriona jest niesamowite.

Z dalszych stron dowiadujemy się, że prowadzi on normalne życie nastolatka. Spotyka się ze swoimi rówieśnikami, chodzi do szkoły zwanej gimnazjonem. W ów wspomnianej szkole uczniowie doskonalą się walczyć wedle taktomierza.

Los sprawia, że serce dorastającego chłopaka zaczyna bić szybciej na widok dziewczyny imieniem Aride. Któż mógłby się spodziewać, że ten niezwykły moment w jego życiu sprawi, że cały otaczający go świat legnie w gruzach w mgnieniu oka?

Nauka została zakończona, jesteśmy świadkami etapu inicjacji przejścia w dorosłość. Z tej okazji zaczyna się wielkie świętowanie. Virion jednak pragnie spotkać się ze swoją ukochaną. Po przybyciu na miejsce zastaje ją na zdradzie. Jest to jego najlepszy przyjaciel. Serce młodzieńca rozpada się na milion kawałków, a spokój zastępuje niedowierzanie i wściekłość. W okamgnieniu dochodzi do bójki, która przeradza się w tragedię. Przez pomyłkę jego wybranka zostaje zabita z jego własnych rąk. Od tego momentu nic nie będzie takie samo, a nasz bohater zostaje oskarżony seryjnym mordercą.



Moje wrażenia odnośnie do tej książki są bardzo pozytywne. Po przeczytaniu kilkunastu stron miałem w głowie myśl „Czy ta książka naprawdę jest tak dobra, jak o niej mówią? " jednak zahartowany już twórczością Stephena Kinga, wiedząc, że akcja rusza od połowy, czytałem dalej. I wiecie co? Przepadłem. Moje oczy mówiły dość, lecz mój mózg chciał za wszelką cenę poznać dalszy bieg wydarzeń bohaterów. Lekkość pióra oraz cięty język znów nie zawiódł. Brakowało mi tych momentów, gdzie śmiałem się jak głupi z dialogów czy też samych wydarzeń. Przypomniał mi się powrót do Achai.

Co najbardziej mnie zaciekawiło? To wątek z Niki. Dreszczyk emocji i chłodu przeszył moją skórę podczas gonitwy myśli. O co tu tak naprawdę chodzi? Tym prędzej musiałem zakupić tom 2 i rozwiać swoje wątpliwości oraz poskromić zaciekawienie. Więc bez ogródek stwierdzam, że kredyt zaufania został spłacony.

Wciągające pościgi, walki wręcz, śmieszne dialogi oraz odrobina magii. Wszystko to jest usłane dreszczykiem emocji. Bohaterowie, którzy idealnie wpasowują się w swoje role. Jeśli szukacie czegoś takiego, to musicie sięgnąć po te pozycje.

Jaka jest wasz opinia odnośnie do tego tytułu? Czy autor was kupił? A może jednak wręcz przeciwnie?



"Jesteś jedynym przyjacielem, jakiego mam na świecie. A czyż to nie marzenie umrzeć w spokoju, w obecności kogoś bliskiego?"

Moja opinia: 8/10
Liczba stron: 506
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Całość i wiele innych znajdziecie na http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2021/11/virion-andrzej-ziemianski.html#more

"Trzask miażdżonej kości wstrząsnął Virionem, Odskoczył znowu na bezpieczną odległość, sądząc, że przeciwnik albo upadnie, albo wariując z bólu, zrobi coś głupiego. Nic z tych rzeczy. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, że ktoś może być aż tak odporny na ból. Patrzył, jak tamten stoi, dysząc ciężko. Mimo chrapliwego oddechu widać było, że nie odpuści. Że jakaś zimna furia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Widziałem biegnącą kobietę, ale gnającą tak szybko i płynnie, jak nie jest dane żadnemu człowiekowi. Trudno było nadążyć za nią wzrokiem, lecz nie wiedziałem, dlaczego jej widok wydaje mi się przerażający. Zupełnie jakbym patrzył na potwornego demona.
Kobieta o skołtunionych włosach i skórze świetliście białej niczym brzuch piskorza pędziła przed siebie, a jak unosiłem się nad nią na podobieństwo ducha. Przeskoczyła jednym susem zwalone drzew i przypadła na chwile do ziemi, węsząc jak pies. A potem zadarła głowę do góry i wydała z siebie przeraźliwy wrzask, Brzmiał jak ryk bawołu, zew skalnego wilka i upiorne zawodzenie morskich stworów naraz.
Zobaczyłem, że jej wygięty grzbiet nagle z trzaskiem porósł rzędem kolców wyglądających niczym bełty strzał, wyrastających z każdego kręgu, z palców wystrzeliły zakrzywione w haki szpony, włosy przypominały raczej kolce jeżozwierza. Znowu zawyła, unosząc białosiną, trupią twarz o strasznych, lśniących oczach zatopionych w czerni oczodołów. Spod jej rozciągniętych niemożliwe warg, wychyliły się błyskawicznie dwa rzędy krzywych, potężnych zębów.

[...] Strażnik uniósł hucząca pochodnię w górę, później do przodu, drugą ręką ujmując rękojeść.
Ostrożnie wszedł między krzaki, przesuwając na boki ramię z płonącym łuczywem.
Drugi wartownik kierownik strzałę tam, gdzie padało światło. Obaj poruszali się ostrożnie i cicho, nie wchodząc sobie w paradę i pilnując nawzajem swoich pleców.

[...] Upiorna kobieta wystrzeliła z krzaków jak tygrys.
Prosto w ich twarze. Ostre, wściekłe bzyknięcie strzały, huk lecącej w górę pochodni i zgrzyt dobywanego miecza zlały się w jeden dźwięk.
A potem rozległ się jeszcze stłumiony krzyk i chrupot kości. Na białe, gładkie zbocze wzgórza bryznęła krew, zanim pochodnia spadła na ziemię."




Po około dwuletniej przerwie z panem lodowego ogrodu postanowiłem wrócić do świata Vuko, wykreowanego przez Jarosława Grzędowicza. Czy był to dobry pomysł?
Zapraszam do przeczytania mojej recenzji!
Pierwsze strony przenoszą nas na Midgard. Van Dyken, który włada ogromną mocą, zamienia naszego bohatera w drzewo. Sytuacja miała miejsce w pierwszym tomie. Nasz główny bohater, mimo że jest drzewem, pełni rolę obserwatora. Widzi, jak opadają liście, umierają osoby, a on nic nie może zrobić, dosłownie nic.

Po pewnym czasie pojawia się jeden z bogów tego świata, gdzie prowadzi go na spotkanie z resztą osobistości boskiej. Po dobrym wypadnięciu jednogłośnie postanawiają przywrócić Vuko jego ludzką postać. Od teraz zaczyna się walka z czasem, musi zdążyć przed spadnięciem śniegu.
Bo gdy spadnie, wszyscy na planecie nie będą nic pamiętać i będą musieli uczyć się wszystkiego od nowa. Dodatkowo coś się zmieniło wewnątrz Drakkinena, lecz on jeszcze o tym nie wie.

Oczywiście, jeśli tęskniliście również za władcą tygrysiego tronu, spotkamy go również tutaj.
Tendżaruk oraz Brus podążają po świecie razem, ku przeznaczeniu. Nasza para bohaterów przebiera się za adeptów kultu Podziemnej Matki. Ich wyprawa nabiera innego znaczenia, gdy spotkają archimatrone oraz Tendżaruk spotyka swych rodaków. Czy to spotkanie polepszy więzi naszych bohaterów? Czy jednak będzie to zupełnie coś innego?

Jakich zmian doznają Vuko, Brus oraz Ardżuk? Musicie przekonać się sami, sięgając po drugi tom pana lodowego ogrodu-Jarosława Grzędowicza.

Osobiście uważam, że drugi tom wypada również świetnie co poprzedni, nawet bym powiedział, że jest przewaga drugiego nad pierwszym. Do fabuły dodane są rozmowy z bogami, takie elementy jak zakrzywiona czasoprzestrzeń, pieśni bogów oraz... nieskończona wyobraźnia autora.
Szczerze powiedziawszy, jest to doskonały przepis na świetną powieść.

W tym tomie również jesteśmy świadkami, jak każdy z bohaterów zmienia stopniowo swój charakter. Wpływ oczywiście na to mają wydarzenia, które ich spotykają.
Każda z postaci, zarówno główna czy poboczna, odgrywa pewną rolę i autorowi wyszło to świetnie, ponieważ każdy ma swoje unikalne cechy, co tworzy ich naturalnymi.

Opisy w książce są jak najbardziej plastyczne, bez problemu jesteśmy w stanie odpalić swoją fantazję w głowie i dać jej pole do popisu. Osobiście uwielbiam jak z przesytu fantastyki, paruje mi z głowy i muszę zrobić sobie chwilę przerwy. Jarosław Grzędowicz już od pierwszego tomu daje nam coś takiego, stale podkręcając to jeszcze bardziej.

Dodatkowo na pochwałę zasługuje Dominik Broniek za swoje świetne ilustracje, które dopełniają piękno tej książki.

Już nie mogę się doczekać III tomu.

Dajcie znać, jak waszym zdaniem wypadł II tom.

Do zobaczenia niebawem!

"Gdy popełni się błąd, przyznanie się do tego nie jest hańbą i nikogo nie upokarza. Jest dowodem mądrości i odwagi. Może kiedyś się tego dowiesz, ale mnie to niewiele obchodzi."
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 656
Moja ocena: 10/10

Tę recenzje oraz inne znajdziecie na ---> http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/

"Widziałem biegnącą kobietę, ale gnającą tak szybko i płynnie, jak nie jest dane żadnemu człowiekowi. Trudno było nadążyć za nią wzrokiem, lecz nie wiedziałem, dlaczego jej widok wydaje mi się przerażający. Zupełnie jakbym patrzył na potwornego demona.
Kobieta o skołtunionych włosach i skórze świetliście białej niczym brzuch piskorza pędziła przed siebie, a jak unosiłem się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Widziałem zwisające rzędem z gałęzi skórzaste tobołki, które wziąłem za gniazda jakichś owadów, a które rozwinęły się w błoniaste skrzydła, ukazując twarze wiszących do góry nogami paroletnich dzieci o skłębionych włosach pełnych śmieci i suchych liści. Stwory chichotały, ukazując ostre zęby, skrzydła rozprostowywały się, widziałem szpony na dziwacznych stopach trzymające gałąź, widziałem dziewczęta o nogach pokrytych cętkowaną sierścią i wijących się ogonach, widziałem twarze, które były naraz ludzkie i przypominające pyski leopardów albo gadów, widziałem kolce, dzioby i niesamowite oczy.
Wszystkie te stworzenia wrzeszczały różnymi głosami a my miotaliśmy się wśród nich, wymachując mieczami i uchylając przed pazurami, szczękami oraz uderzeniami oszczepów. Wyciągały się po nas ramiona i zakrzywione chciwe palce, nasze wierzchowce, kwicząc, stawały dęba. Wokół nas unosiły się istoty małe jak dłoń, o trzepoczących skrzydełkach w smudze mdłego światła, jakby towarzyszyły im roje świetlików, po gałęziach śmigały niemowlęta o wielkich, dzikich oczach, mające jedynie po kilka par rąk, chwytające się błyskawicznie konarów.
Dużo w tym było ruchu, wrzasku i chaosu i tak się złożyło, że miotając się na tańczących wierzchowcach wywracaliśmy i roztrącaliśmy te istoty, ale wówczas nie zabiliśmy żadnej, a im udało się ściągnąć nas z siodeł."


Trzeci tom pana lodowego ogrodu. Czy okazał się lepszy niż poprzednie dwa? Czy może jednak nie było żadnej różnicy?

Zapraszam do przeczytania mojej recenzji!

Trzecia część łączy ze sobą powoli wszystkie wątki. Zacznijmy dlatego nie od głównego bohatera, lecz od drugiej ważnej postaci. O kim mowa? Filar, władca tygrysiego tronu. Jarosław Grzędowicz, bardziej w tej części skupia się na tej postaci i wyszło mu to na dobre, można powiedzieć, że przyćmiewa on Vuko.

Spokojnie obserwujemy, jak Filar wraz ze swoimi towarzyszami trafia do niewoli, gdzie jego godność jest zabierana z każdym kopniakiem, smagnięciem bata. Dodatkowo jego towarzysze zostają rozdzielenie. Mija czas, jego jedyny pozostały kompan Benkej, tracą wiarę, że uda im się stąd wydostać i wtedy następuje ten dzień. Zostają wykupienie przez wielką Smildrun... Czy może być gorzej, niż było? Otóż tak.. Czy nasz władca straci całkowicie swoją godność i porzuci swój los przeznaczenia?

Czas wrócić do Drakkaiena, który jak wspomniałem, został trochę przyćmiony.
Po odkryciu lodowego okrętu wraz ze swoimi towarzyszami broni, płynie zgodnie z przeznaczeniem.. Do lodowego ogrodu. Po dotarciu na miejsce natrafia na Olafa Fjollsfolina, który jak okazuje się zaginionym puzzlem z układanki misji ratunkowej. Wraz ze zaginionym naukowcem, który zamieszkuje lodowe królestwo, zaczyna układać plan ratunkowy pt. „Ocalić Midgaard” przed zniszczeniem Van Dykena.

Oczywiście Vuko nie płynie przez wszystkie strony łodzią i kreśli plan w notatniku. W międzyczasie możecie spodziewać się również spotkania ze Szkarłatem i kilku innych bitew, wspierany będzie przez cyfral, który... został przeinaczony w piękną wróżkę, brzmi zabawnie, prawda?

Tak jak i w poprzednich tomach, możecie spodziewać się słów ze strony naszego bohatera, które moją osobę zawsze doprowadzają do śmiechu, a także nieoczekiwanych zwrotów akcji, czyli nic innego jak cięty język i mieszanka fińskich przekleństw oraz nawiązań np. do Narnii, Hogwartu oraz wiele, wiele innych.

Autor naprawdę potrafi wykreować świat, który jest po prostu naszpikowany fantastyką. W szczególności świetnie czytało mi się cały wątek doliny „Pani Bolesnej”. Jeszcze chwilka i zacząłbym śpiewać pieśń „Porque te vas.” Wykreowane postacie? Moje szare komórki radowały się, czytając każdą stronę i analizując, jak może wyglądać taka postać w rzeczywistości, nie oddawały tego aż tak rysunki, a zasługują one również na wielką pochwałę dla ilustratora. Poczułem się prawie jak w Narnii, lecz mroczniejszej, nietuzinkowej.

Nowe postacie zasługujące na wyróżnienie, że tak ładnie to nazwę to:

Smildrun-Osobiście? Irytowała mnie, ale potrzeba było tej książce kogoś takiego. Z początku, nie oglądając ilustracji wyobrażałem ją sobie jako Brienne z Thartu z gry o tron. Po przelaniu fantazji na szkic przez ilustratora, stwierdziłem, że się pomyliłem... aż za bardzo.
Pełna emocji postać. Czy piękna, czy nie, zostawię dla was, bo gustach się nie dyskutuje!

Fjollswinn-Zawsze robią na mnie wrażenie postacie wyuczone, typu filozofowie, alchemicy czy innego typu osobistości. Tak było również w tym przypadku. Ciekawa pod względem ogólnego zarysu oraz dosłownie głowy. Więcej nie zdradzę, szkoda by było waszego lekkiego szoku. Dodatkowo moim zdaniem jest to tajemnicza postać, zobaczymy czy mój umysł się nie myli co do niego.

Minusów w moim mniemaniu nie ma. W tej części nie liczy się ilość a jakość, a tutaj jej nie brakowało.

Po czym poznaje zawsze świetną książkę fantasy? Po tym, że gdy ją odłożę ona jak by mnie woła i muszę tam wrócić. Tak i jest z „Panem lodowego ogrodu”.

Kto nie czytał powyższego tomu, radzę nadrobić.
A jak wasze wrażenia moliki? :)


Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Fabryka Słów


"Każdy tkwi wewnątrz własnej głowy, wśród tego, co zrozumiał i zobaczył, i co pozostaje zamknięte przed innymi."

Tę oraz inne recenzje znajdziecie na ---> http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/

"Widziałem zwisające rzędem z gałęzi skórzaste tobołki, które wziąłem za gniazda jakichś owadów, a które rozwinęły się w błoniaste skrzydła, ukazując twarze wiszących do góry nogami paroletnich dzieci o skłębionych włosach pełnych śmieci i suchych liści. Stwory chichotały, ukazując ostre zęby, skrzydła rozprostowywały się, widziałem szpony na dziwacznych stopach trzymające...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Najpierw poczuliśmy spływający na nas chłód, a potem dziwne mrowienie na skórze, które jeżyło włosy na rękach i karku. Zawodzenie konchy umilkło, za to na szczytach wszystkich wież pojawiły się dziwne niebieskawe ogniki, jak błędne ognie na bagnach. Zewsząd dobiegało dziwne brzęczenie
, a za moment ze wszystkich baszt w niebo wyprysnęły cienkie błyskawice, skacząc to tu, to tam, trzeszcząc i strzelając prosto w wiszącą nad miastem chmurę. Poczułem zabobonny lęk, mimo że słyszałem, jak Ulf mówi, iż to sztuczki robione przez Fjollsfinna, ale to, co się działo na niebie, było zbyt dziwne i ogromne. Zwłaszcza że po chwili wszystkie błyskawice zaczęły bić w to samo miejsce, tworząc ogromną kule błękitno - srebrnej poświaty, z której nagle, jak spod tafli wody, wyłoniła się olbrzymia twarz kobiety z koroną gałęzi nad głową. "




Wszystko, co dobre kiedyś się kończy... Zachęcam do przeczytania recenzji IV tomu Pana lodowego ogrodu.



Vuko zmierza do zakończenia swojej misji "ocalenie". Czyli uratować swoich towarzyszy, którzy przylecieli na Midgaard przed nim samym i zabrać ich z powrotem na ziemie. Dodatkowo będzie musiał stanąć ostatecznie w bitwie przeciwko Van Dykienowi, który chce zarządzać wszystkim dookoła. Czas goni nieubłaganie, jeśli nie wygra, spadnie śnieg zapomnienia na planetę i nikt nie będzie pamiętał nic, wszystko zacznie się od nowa.

Zdradzę wam, że jak na naszego głównego bohatera przystało, znalazł mnóstwo rozwiązań i sprzymierzeńców, którzy staną u jego boków, lecz czy to wystarczy, by wygrać?

Nasz czarny charakter, również nie próżnował i wystawia wszystko, co posiada, by tylko wygrać i zdobyć władze.


Filar, władca tygrysiego tronu jest na końcowym etapie poznania swojego losu. Jak rozwiąże się ta zagadka? Otóż przed poznaniem tego wszystkiego, zabiera swoich ludzi ognia do lodowego ogrodu, w którym mają zamieszkać i zacząć wszystko od nowa. Natomiast przed nimi długa droga pełna niebezpieczeństw. Czy uda im się dopłynąć do celu bez większego szwanku?

Jeśli byliście fanami Szkarłata, to zapewnię, zostaniecie zaskoczeni, ponieważ zmienia on stronę. Jak myślicie, czy od tak można stać się nagle dobrym i pozmieniać wszystko w głowie? A może to tylko jedna z jego kolejnych sztuczek, by przechytrzyć naszych bohaterów?


Po zakupie książki, pierwsze co to rzuciło mi się w oczy to grubość. Zawsze, gdy widzę, że jest to grubasek, myślę sobie, że jest to świetna sprawa! Przecież więcej czytania to coś pięknego, w szczególności, jeśli chodzi o dobrą fantastykę. W tym przypadku czytało mi się jak wcześniejsze części bardzo dobrze.

Nie mamy tutaj dużej dawki dialogów, jak wcześniej, bardziej akcja skupia się na przygotowaniach do walki, zbrojeniach i tego typu podobnymi rzeczami. Będąc już blisko końca, zastanawiałem się, czy autor wyrobi się z tą "Wielką" bitwą. Zawsze, gdy zbliżam się do końca, a nie zostaje dużo stron, wiem, że mogę mieć pewien niedosyt. Tutaj Jarosław Grzędowicz podał sobie rękę z moimi myślami.

Od II tomu, jesteśmy przekonywani, że będzie to wręcz niesamowita bitwa, niestety wcale nie odczułem tego w ten sposób, wręcz miałem wrażenie, że autor się spieszy. Gdyby tak sto lub dwieście stron napisał więcej i miałby na to wizje, mogłoby być jeszcze lepiej, ponieważ jest potencjał, który nie został rozwinięty, tych wielkich fajerwerków nie było.

Czego jeszcze mi brakowało? Na pewno prowadzenia narracji z punktu widzenia Vuko i jego cyfrala. No ale cóż, może tak musiało być?

Samo zakończenie nie do końca mi przypadło do gustu, miałem w głowie inną wizje, lecz można by było tutaj bardziej opisać powrót oraz wydarzenia na ziemi? Chociaż rozdział, nawet krótki byłby fajną wisienką na torcie.

Pani Bolesna, brakowało mi jakichś większych wydarzeń z jej postacią, pewnie ciekawie by to dodało smaczku całym wydarzeniom.

Niedokończony został wątek z demonem, który ścigał władce tygrysiego tronu, co się stało z nim? Poddał się? Stracił trop? A szkoda, bo liczyłem na jakieś rozstrzygnięcie tego wszystkiego.

Cały tom dalej uważam za świetny i na pewno polecam go każdemu. Przychodzi ten moment, gdy z jednej strony jest się smutnym i szczęśliwym. Będzie brakowało mi rzucania fińskich słówek Vuko i reszty bohaterów. Ale to to już jest, coś się kończy a coś zaczyna.

Zapewne sięgnę za jakiś czas po inne książki autorstwa Grzędowicza.

Jak wy spędziliście czas na Migdaardzie? :)


Moja ocena: 8/10
Liczba stron:880
Wydawnictwo: Fabryka Słów

"Lecz czas płynie.
Przesypuje się klepsydra.
Topnieją śniegi."

Tę oraz inne recenzje znajdziecie na ---> http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/

"Najpierw poczuliśmy spływający na nas chłód, a potem dziwne mrowienie na skórze, które jeżyło włosy na rękach i karku. Zawodzenie konchy umilkło, za to na szczytach wszystkich wież pojawiły się dziwne niebieskawe ogniki, jak błędne ognie na bagnach. Zewsząd dobiegało dziwne brzęczenie
, a za moment ze wszystkich baszt w niebo wyprysnęły cienkie błyskawice, skacząc to tu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Mimo wszystko wciąż stałem pod porzuconą budką, jakbym zwyczajnie czekał, aż nadejdzie moja kolej,, by kupić lody. Chociaż wiedziałem, że nie nadejdzie nigdy.
Byłem sierotą. Byłem sam na całym świecie.
Widocznie odroczenie wyroku, które otrzymałem, kończyło się właśnie teraz.
Niczego nie usłyszałem - te stwory poruszały się zadziwiająco bezszelestnie.
Zwierzęcą intuicją, którą wyostrza życie w metrze, wyczułem jednak ich obecność i otworzyłem oczy.
Sfora zdziczałych psów, pokrytych wrzodami i bliznami... Byłem otoczony i przyciśnięty do budki, nie miałem dokąd uciekać, zresztą nie zdążyłbym.
Patrząc im w oczy, wiedziałem: ani ich nie przestraszę, ani nie oswoję.
W tamtym czasie powierzchnia nie kipiała jeszcze od całego tego chorego i potwornego życia, które rozmnożyło się tam teraz. Psy miały szczęście, że mnie zwęszyły.
Teraz musiały jak najszybciej mnie pożreć, zanim głód sprawi, że zaczną przegryzać sobie gardła.
- Strzelaj! - zawołał skądś Żeńka. - Masz przecież strzelbę!
Ocknąłem się, wycelowałem dwururkę w największą bestię i pociągnąłem za spust. Iglica cicho stuknęła. Wystrzału nie było.
Szarpnąłem za drugi. - niewypał. Widocznie naboje zawilgotniały.
Przeładować nie było czym..
Jeden z psów odwrócił się w stronę Żeńki.
- Zmykaj! - krzyknąłem. - Tylko nie biegnij, bo zaatakują cię pierwszego...
I Żeńka zaczął się oddalać - tyłem, nie spuszczając oczu z drapieżników. A ja zostałem i patrzyłem na niego.
- Ja zaraz... Wrócę! Z posiłkami! - wpół krzyczał, wpół mamrotał Żeńka.
Było zupełnie jasne, że nie zdąży przyprowadzić żadnych posiłków.
Wiedział to on i ja to wiedziałem.
Kiedy prosiłem, żeby sobie poszedł, w głowie kołatała mi myśl: a nuż nie ucieknie? A nuż coś wymyśli? A kiedy mnie jednak posłuchał, zrobiło mi się przykro.
Zwierzę, któremu zamierzałem rozwalić łeb pociskiem, zrobiło krok naprzód, zadarło pysku ku gwizdom i ochryple zawyło. Sfora sunęła w moim kierunku, przylegając do asfaltu, gotując się do skoku."


Zachwycony „Tekstem”, postanowiłem zaufać autorowi i sięgnąć po tytuł, z którego jest najbardziej znany, mianowicie „Metro 2033”. Większość osób, słysząc ten tytuł, zaczyna wychwalać tę książkę.
Jak było w moim przypadku? Zapraszam do przeczytania mojej recenzji. :)


Fabuła głównie skupia się w metrze. Ludzie po wybuchu nuklearnym postanowili w nim zamieszkać i chronić się przed promieniowaniem. Ich życie nie przypomina tego, jakie było wcześniej. Kartą przetargową są tutaj naboje, którymi płaci się za wszelkie usługi.

Głównym bohaterem jest dziewiętnastoletni Artem, mieszkaniec Wogn-u. Gdy spotyka Huntera, wszystko się zmienia. Od niego będzie zależało czy ocali metro, czy też nie. Wszystko za sprawą „czarnych”,którzy z powierzchni schodzą do metra.

"Zaczyna się władza mroku, najbardziej rozpowszechniona forma rządów na terytorium moskiewskiego metra. Pójdę tam. Nikt nie może o tym wiedzieć. Powiesz Suchemu, że wypytywałem cię o sytuacje na stacji, i to będzie prawda.
Nie będziesz raczej musiał niczego wyjaśniać: jak wszystko pójdzie gładko, sam wszystko wyjaśnię komu trzeba. Ale może się też zdarzyć tak - przerwał na moment, badawczo patrząc Artemowi w oczy - że nie wrócę.
Usłyszysz wybuch czy nie, jeśli nie wrócę do jutra rana, ktoś powinien przekazać, co się ze mną stało, i opowiedzieć moim kolegom, co za cholerstwo siedzi w waszych północnych tunelach."

Od tego momentu, życie naszego głównego bohatera, zacznie nabierać niespodziewanych zwrotów akcji. Na swojej drodze napotykać będzie masę ludzi. Jedni będą mieli czyste intencje, natomiast pozostali? Wręcz przeciwnie. Główna stacja do której, Artem musi się dostać, nazywa się „Polis”.
Czeka go nie lada zadanie, czy da radę? Przekonajcie się sami.

Mam mieszane uczucia co do tej pozycji. Dlaczego? Książka ma swoje świetne zwroty akcji. Gdy przewracałem kolejną stronę, chciałem coraz więcej...Natomiast kolejny rozdział był ciężki do przebrnięcia i moje rozpędzenie zostało szybko zastopowane. Książka ma dużo takowych momentów. Jeśli czytaliście Stephena Kinga, to możecie być odporni na takie momenty, lecz jeśli nie, może to być irytującym zabiegiem dla was.

Mimo masy bohaterów, żaden z nich nie zostaje z nami na dłużej, więc nie można się przyzwyczaić, lecz każdy z nich odgrywa ważną rolę podczas podróży Artema, co nadaję wszystkiemu dobrego smaczku.

Główny bohater zmienia się powoli wraz ze zbiegiem okoliczności. Nie jest przewidywalny, przez co ciężko określić, do czego może być zdolny oraz trafnie ukazuje emocje w zależności od danej sytuacji.

Fabuła? Mimo że nie jest porywająca, to wszystko jest logiczne przemyślane, porównać można to do jednej wielkiej układanki, gdzie każdy z elementów tworzy jedną wielką całość.
Na bardzo wielki plus, zasługuje klimat. Z każdą zazwyczaj stroną, panował otaczający nas dookoła mrok. Udając się w głąb ciemnego tunelu, nie wiemy, czy coś z niego na nas nie wyskoczy, złapie nas i pożre. Bez problemu fantazja w zależności od czytelnika, będzie miała tutaj pole do popisu.

Trzeba przyznać, że zaskakujące okazało się zakończenie, którym autor otwarł sobie drzwi do dalszych części. Co czeka nas w dalszej podróży w głąb ciemności metra? Sam jestem ciekaw i z czasem zapewnię się o tym przekonam.

Podsumowując: Nie czułem niestety tego zachwytu i ta pozycja nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego „wow”, lecz ma swoje pozytywne strony, które mnie przekonują, dlatego polecam tę pozycję, lecz nie każda osoba się w niej odnajdzie, jest to literatura z zakresu „Wymagających” do czytania.

Moja ocena: 7/10
Liczba stron: 578
Wydawnictwo: Insignis

"Mówią, że we wciąż powtarzane kłamstwo w którymś momencie sam zaczynasz wierzyć..."

Tę pozycje i wiele innych możecie przeczytać na: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/

"Mimo wszystko wciąż stałem pod porzuconą budką, jakbym zwyczajnie czekał, aż nadejdzie moja kolej,, by kupić lody. Chociaż wiedziałem, że nie nadejdzie nigdy.
Byłem sierotą. Byłem sam na całym świecie.
Widocznie odroczenie wyroku, które otrzymałem, kończyło się właśnie teraz.
Niczego nie usłyszałem - te stwory poruszały się zadziwiająco bezszelestnie.
Zwierzęcą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Wilkołak w zajeździe był już wystarczająco groźny, ale te bestie regenerowały się z przerażającą szybkością.
Czy to z takim wrogiem musieli się mierzyć żołnierze Drugiego Legionu? Mój szacunek dla wojowników Drugiego Byka rósł w nieskończoność. Mieliśmy trzy magiczne sztuki broni, trzy z czterech, jakie widziałem w życiu. Kiedy któremuś z tych monstrów odrąbało się łeb, zdychały ostatecznie i one, ale nie było to wcale takie łatwe. Jak się udało legionistom?

Lodowy Pogromca świsnął mi koło ucha i odrąbał pokrytą futrem łapę; Rozpruwacz Dusz odciął drugą. Wilk zawył z rozwartą szeroką paszczą. Bełt wbił mu się w podniebienie i wilkołak runął na ziemie.
- Pięć bełtów! - Zawołał Varosch.

Obrzuciłem nieufnym spojrzeniem powalonego przezeń wilkołaka. Wyglądało na to, że się nie regenerował. Zamierzyłem się, żeby odrąbać mu łeb, i w tym momencie łapa cisnęła mnie o ścianę z siłą spadającego głazu. Poczułem, jak pęka mi łopatka. Przez chwile widziałem tylko czerwone gwiazdy, lecz zaraz Rozpruwacz Dusz wskoczył mi do ręki i łukiem odciął głowę drugiemu z wilkołaków. Myślałem, że przez bark przenika mi płynny ogień, kiedy życie stwora przepłynęło przez ostrze i złamanie się zagoiło.

[...] Czy to już wszystkie? - upewniłem się, dalej ciężko dysząc.

- Został jeden - Odparła Zokora. - Tam, z tyłu.

Wypuściła w górę światełko, by oświetlić ostatniego potwora. Było to imponujące monstrum. - co najmniej dwa razy większe ode mnie i śnieżnobiałe. Stał w miejscu, oddalony o dobry kawałek drogi na starym szlaku.
W przeciwieństwie do innych wilkołaków nosił przepaskę biodrową i kościany hełm z rogami.
W lewej łapie trzymał długi kij, wyższy od niego samego i również biały, jakby to była kość jakiegoś gigantycznego zwierzęcia. Zwieńczenie kija miało kształt wilczego łba. W futrze porastającym szyję wilkołaka niemal ginął kościany łańcuch. "







Gdy dowiedziałem się, że wychodzi trzeci tom pt. "Oko Pustyni" Richarda Schwartza, czym prędzej musiałem go przeczytać!


Autor postanowił na pierwszych stronach książki, zrobić małe przypomnienie, także, jeśli zapomnieliście o wydarzeniach, mających miejsce w poprzednich tomach to nic straconego.

W dalszej części książki jesteśmy skupieni na odnalezieniu rozdzielonej grupy Havalda. Zaczyna on poszukiwania wraz ze swoim nowym towarzyszem Arminem.

Gdy przypadkiem jest świadkiem wymiany słownej, między wojskiem a nieznanymi osobami, wdaję się w wymianę zdań. Odgaduje imię majora, co wywołuje wielkie zaskoczenie, ponieważ jest ono niewidoczne dla zwykłego mieszkańca, natomiast Havald bez problemu, odczytuje je ze munduru kobiety. Ten zbieg okoliczności z czasem doprowadza naszego głównego bohatera do odnalezienia swoich przyjaciół.

Dalsze strony ukazują problemy, z którymi będą musieli się zmierzyć bohaterowie. Wychodzi na jaw przepowiednia dotycząca domu Lwa. Jak by tego było mało, Havald jest w niej opisany.

Miasto ma niebawem wybrać khalifa Besarajnu, nasi bohaterowie nie mają czasu do stracenia, muszą szybko opracować plan działania i jako jedność podołać nowym wydarzeniom.
Oczywiście nie mogłoby zabraknąć osób, mających na celu przeszkodzenie w realizacji planu oraz władzę absolutną. Co tak naprawdę może posiadać ona, oprócz pieniędzy i posiadłości? Mianowicie chodzi tutaj o Oko Gasalabadu ukryte w perle. Kto posiada ten przedmiot i czy nasi bohaterowie ujdą z tego z życiem?

Ciekawym zabiegiem była narracja Havalda. Jesteśmy jego oczami, emocjami, gestami, myślami.
Mimo że więcej jest tutaj jego postaci, co powoduje, że pozostali, chowają się w jego cieniu, to jest to malutki minusik, osobiście mojej osobie to bardzo nie przeszkadzało, chociaż brakowało mi większej władczości u Janosa, większych docinków Zokory. Myślę, że autor w kolejnych częściach, może śmiało postawić na punkt widzenia innego bohatera. A może tak zrobił? Tego zapewnię, dowiemy się sięgając po kolejne części, których nie potrafię się już doczekać.

Autor skupia się polityce, przez co tempo książki jest wolniejsze, lecz dalej nie traci się tej cząsteczki
ciekawości i przyjemności, towarzyszącej podczas czytania tej pozycji. Poprzedni tomy miały szybkie tempo, tutaj ono opada, ale emocje są cały czas odpowiednio dawkowane. Dla osób lubiących polityczne intrygi pozycja idealna, mimo tego wszystko jest stopniowo odkrywane w taki sposób, aby się nie pogubić, więc pozostałe osoby również nie będą mieli problemu aby wpasować się w wydarzenia.

Jeśli jest wam gorącą, to podczas czytania tej pozycji z całą pewnością nie będzie wam chłodniej, lecz jeszcze bardziej podkręci atmosferę.

Na dodatkową uwagę zasługuję świetna okładka, myślę, że nie jednej osobie upiększy jego biblioteczkę.

"Rzeczy nigdy nie są takie, jakie się wydają. Nie sądzicie, Havaldzie?
Miał rację."

Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Initium

Te oraz inne recenzje znajdziecie na ---> https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2019/06/oko-pustyni-richard-schwartz.html?fbclid=IwAR05Jc-2uEMLw60V67xvWS3eq6NbaSpXgSeIXHCyfNjEl94CuNk6KULx1Lo#more

"Wilkołak w zajeździe był już wystarczająco groźny, ale te bestie regenerowały się z przerażającą szybkością.
Czy to z takim wrogiem musieli się mierzyć żołnierze Drugiego Legionu? Mój szacunek dla wojowników Drugiego Byka rósł w nieskończoność. Mieliśmy trzy magiczne sztuki broni, trzy z czterech, jakie widziałem w życiu. Kiedy któremuś z tych monstrów odrąbało się łeb,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" Ciało demona zaczynało zatracać kształty, a kończyny trzymające Ashię zwiotczały.

Wojowniczka targnęła się i zdołała uwolnić, a wtedy złapała za włócznię i zaczęła go kłuć i rąbać, wykorzystując to, że potwór nie dawał już rady regenerować obrażeń.

Naraz za jej plecami strzeliła magia i rozległ się wrzask. Któryś z demonów rzucił się na Kajiego i oszołomiony odbił od bariery, a chłopiec zatoczył się i usiadł na pupę.

- Biegnij! - krzyknął Briar.

Kaji zaczął płakać, i zaraz przestał na widok nadbiegającej Ashii.

- Mama! - zawołał.

Znów się podniósł, tym razem z większą łatwością, i wyciągnął ku niej rączki. Ashia wskoczyła w krąg i wreszcie mogła go przytulić.

-Synku! Synku mój! Już jestem z tobą! - Ucałowała jego główkę. - Już jestem przy tobie!

Wepchnęła Kajiego w nosidełko i zarzuciła je sobie na plecy. Przekręciła drzewce ocalałej włóczni i przedłużyła ją o połowę, po czy złapała tarczę.


[...]Zmiennokształtny zdołał już się poderwać , a wtedy Briar cisnął jakimś woreczkiem prosto w rozwartą paszczę. Demon kłapnął szczękami. Zawartość sakiewki eksplodowała kłębami proszku zmielonego lubczyku.

Ashia cięła potwora po gardle, a Briar przetoczył się w dół zbocza, by złapać własną włócznię.

Miejsce zabitych demonów zajęły następne. Briar cisnął włócznią i przygwoździł do ziemi jednego, który gnał prosto na Ashię i Kajiego, a potem poderwał broń zagubioną przez wojowniczkę i wbił ją w plecy zmiennokształtnego. "






Jako że jest to jeden z moich ulubionych cykli, postanowiłem sięgnąć po kolejną część i udać się ponownie do świata gdzie nie można czuć się bezpiecznym wieczorem.


Pierwsze strony przedstawiają uwięzienie jednego z demonów umysłu przez Arlena Balesa oraz Ahmanna Jardira, możemy się dowiedzieć z tych stron, co planuje ciemność przeciwko ludzkości. Nasi główni bohaterowie postanawiają zmusić, aby demon zaprowadził ich na samo dno otchłani.


"Uwięzili demona we własnym ciele. Nie był już w stanie się rozpłynąć ani kontrolować niczego mocą swojego umysłu. Co gorsza, gdyby Małżonek - lub któryś z jego prześladowców -nasycił runy magią, te niechybnie by go zabiły.

Przypadł mu los o wiele gorszy od spętania łańcuchem. Małżonek nigdy dotąd nie słyszał o podobnej hańbie.

Niemniej każdy problem można było jakoś rozwiązać. Każda bariera runiczna miała swój słaby punkt. Z czasem na pewno go znajdzie."


Dalsze rozdziały ukazują pożegnanie się z rodzinami przed zejściem do otchłani. Można powiedzieć, że autor stworzył sobie pewnego rodzaju wstęp. Oprócz tego akcja również przenosi się do zakątka rębaczy, gdzie rządzi zielarka Leesha. Co nowego w wiosce?

Leeshy rodzi się syn, lecz różni się on od normalnego dziecka. Planuje ona również zawrzeć pokój ze skłóconą ludnością.


Czytając poprzedni tomy, jesteśmy w ciągłym napięciu. Tutaj mamy go troszkę mniej, co nie znaczy, że go nie ma, lecz jest to jedna z tych książek, gdzie autor, mam nadzieje! Bierze wielki rozpęd, by w finałowej części doprowadzić nas do większego bicia serca.


Oprócz naszych znanych bohaterów mamy tutaj również ukazane panowanie syna Ahmanna, który zastępuje ojca. Jego panowanie nie przypada do gustu jego matce, która postanawia również przeciwstawić się jego zachowaniu.


Czy pamiętacie o khaffit Abbanie? Tym razem jego historia nie jest również kolorowa. Zostaje uprowadzony przez swojego odwiecznego wroga Hasika. Co się z nim stanie? Czy uda mu się i tym razem uniknąć śmierci? Jedno jest pewne, Hasik nie ma dobrych zamiarów wobec niego.


Szkoda, również że autor uśmiercił mojego głównego bohatera, któremu dopingowałem, czyli nikt inny jak Rojer Bezpalcy. W tym tomie będziemy świadkami jego pogrzebu.


Poznacie Ashie i Briar'a. Ashia została wysłana przez Invere, aby doprowadziła sprawę niecierpiącą zwłoki. Bez wypełnienia zadania nie ma co wracać. Natomiast jej drogi splotą się z Briarem. Ciekawi kim jest Briara.



Moment, który przypadł mi do gustu? Powrót do ojca i spędzenie czasu z nim. Autor pokazuje nam tak naprawdę, że mimo wszelkich złych momentów w naszym życiu warto wybaczyć, ponieważ jutra może nie być.


Nowi bohaterowie nadają urozmaicenia i smaczku tej książce, są dobrze dopasowani, a i sama pomysł jak poprowadzić ich dalej jest dobry. Zazwyczaj spotykam nowych bohaterów w kolejnych tomach, którzy są nudni, natomiast w tym przypadku jest inaczej, co jest bardzo na plus!


Książka sama w sobie nie jest zła, lecz czasami brak jej wartkiej akcji. Wszystko toczy się powoli, lecz jak wspomniałem wyżej, ostatnia część powinna to nadrobić. Każdy, kto czytał poprzednie tomy, doskonale zdaje sobie sprawę, że styl autora jest przyjemny dla oka, bez problemu szybko pokonujemy kolejną stronę. Wielkie ukłony oczywiście należą się grafikowi okładki, jest świetna oraz ilustratorowi. Ilustracje w środku myślę, że trafne zgodnie z zamysłem Petera V Bretta.

Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać ostatnią część demonicznego cyklu.

Nie pozostaje mi nic innego jak przeczytać ostatnią część demonicznego cyklu.

Wszyscy przeżywają chwile słabości - rzekł Arlen. - Każdy z nas ma w sercu coś, co będzie dźwigać zawsze., nawet jeśli ludzie wokół nas o tym zapomnieli bądź nie mają pojęcia."

" Ciało demona zaczynało zatracać kształty, a kończyny trzymające Ashię zwiotczały.

Wojowniczka targnęła się i zdołała uwolnić, a wtedy złapała za włócznię i zaczęła go kłuć i rąbać, wykorzystując to, że potwór nie dawał już rady regenerować obrażeń.

Naraz za jej plecami strzeliła magia i rozległ się wrzask. Któryś z demonów rzucił się na Kajiego i oszołomiony odbił od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" Tuż przed łodzią katapultował się z wody humbak. Do podrzucenia tak masywnego cielska potrzebne cielska potrzebne było potężne pchnięcie. Przez moment to wszystko wyglądało, jakby zwierzę opierało się na płetwie ogonowej. Tylko koniuszki płetwy znajdowały się jeszcze pod wodą, reszta ciała sterczała pionowo w górę, przewyższając mostek "Lady Wexham". Na żuchwie i spodniej stronie brzucha wyraźnie były widoczne podłużne fałdy. Nieproporcjonalnie długie płetwy piersiowe odstawały niczym skrzydła, połyskując bielą z czarnymi plamami i guzowatymi brzegami. Wyglądało to tak, jakby wieloryb chciał całkowicie unieść się z wody i z pokładu "Lady Wexham" dobiegło wielogłosowe "Oooch". Następnie potężny tułów przechylił się powoli na bok i wywołując eksplozje piany, opadł z powrotem w wodę.
Pasażerowie na górnym pokładzie cofnęli się. Część "Lady Wexham" zniknęła za zasłoną piany. W jej środku pojawiło się coś ciemnego, masywnego. Z głębin wystrzelił kolejny wieloryb. Wynurzył się o wiele bliżej statku, otoczony migoczącą mgłą kropelek wody i Anawak wiedział, jeszcze zanim na łodziach rozległy się krzyki przerażonych ludzi, że ten skok nie chyba celu.
Wieloryb uderzył z takim impetem w "Lady Wexham", że parowiec zakołysał się gwałtownie. Rozległ się trzask i huk. Zwierzę zanurzyło się z powrotem. Ludzie na górnym pokładzie rzucili się na ziemię. Woda wokół statku pieniła się i wirowała, a w następnej chwili nadpłynęło z boku więcej humbaków i znów dwa z nich wystrzeliły z wody w powietrze i całym ciężarem zwaliły się na kadłub statku.
- To jest zemsta! - krzyczał Greywolf przechodzącym w dyszkant głosem - Zemsta przyrody!

Widok miał w sobie coś surrealnego. Tuż nad łodzią obrońców zwierząt sterczał pionowo ogromny humbak. Wydawał się niemal w stanie nieważkości, istota o monumentalne piękności, strupiasty pysk miał zwrócony ku chmurom i wciąż jeszcze unosił się w górę, dziesięć, dwadzieścia metrów nad głowami ludzi Greywolfa. Przez dłuższą chwilę wisiał na tle nieba, obracając się powoli, a metrowe płetwy piersiowe zdawały się do nich machać.
[...] Spojrzenie Anawaka powędrowało wzdłuż skaczącego kolosa. Nigdy nie widział czegoś tak strasznego i jednocześnie wspaniałego, nigdy z takiej bliskości. Wszyscy, Jack Greywolf, ludzie na zodiacach, on sam, zdarli głowy i wpatrywali się, co miało się wydarzyć.
- O mój Boże - szepnął.
Cielsko wieloryba pochyliło się jakby w zwolnionym tempie. Jego cień padł na czerwoną łódkę rybacką obrońców zwierząt, przesłonił dziób "Blue Sharka" i wydłużył się, kiedy olbrzym zaczął opadać w dół, szybciej i coraz szybciej..."



Dlaczego postanowiłem przeczytać "Odwet oceanu"? Przyroda, nieokiełznany ocean oraz tajemnicze wydarzenia. Nie mógłbym nie skusić się na taką książkę.


Ucanan postanawia wypłynąć na ocean i złowić parę doraźnych ryb. Dzień jak co dzień. Gdy udaje mu się złowić parę sztuk bonito, wpada w zachwyt. Świetna sprawa, prawda? Osiągnął cel, więc dlaczego by nie złowić więcej skoro ten dzień się tak dobrze zaczął? Kto z was by tak nie pomyślał? Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Nagle zauważa szarpnięcie liny. Pierwsza myśl? Złapało się coś dużego. Po chwili łódką znowu szarpnęło i nasz bohater wpada do wody. Gdy jego sieć ginie pod wodą postanawia ją odzyskać, przecież nie może wrócić bez swojej sieci? Prawda? Postanawia zanurkować. Okazuje się, że sieć jest poszarpana. Co mogło to zrobić?

"Jak okiem sięgnąć tuż pod powierzchnią wody gromadziła się ławica, połyskujących ryb długości ramienia. Zaskoczony Ucanan wypuścił część powietrza z płuc. Perliście ulatywało w górę. Zastanawiał się, skąd tak nagle pojawiła się tutaj tak ogromna ławica. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Ciała ryb wydawały się niemal nieruchome, tylko od czasu do czasu dostrzegał ruch płetwy ogonowej albo przyspieszenie pojedynczego osobnika. Potem ławica niespodziewanie skorygowała swoją pozycję o kilka stopni - uczestniczyły w tym wszystkie ryby i zbiły się jeszcze ciaśniej. Właściwie to typowe zachowanie ławicy. Mimo to coś tu się nie zgadzało. To nie zachowanie ryb go irytowało, tylko same ryby. Było ich po prostu za dużo"

Po tym widoku postanawia on wypłynąć jak najszybciej na powierzchnię. Gdy nagle coś w jego kierunku zaczyna płynąć w jego kierunku. Ciekawi, co nastąpiło dalej? Zapraszam do przeczytania recenzji Odwetu Oceanu autorstwa Franka Schätzinga.

Kolejne strony zaczynają się od robaków. Co mają robaki wspólnego z oceanem? Śmiem stwierdzić, że więcej niż nam się wydaje.

Głównymi bohaterami, których będziemy mieli okazje poznać, jest Johanson oraz Tinę Lund. Lund pracowała dla firmy Statoil. Szybko została zastępcą kierownika projektu poszukiwań nowych złóż ropy naftowej. Jako że ze swoim zespołem natrafiają na zagwozdkę, postanawia zaufać Johansonowi aby, dostać odpowiedzi.

Pewnego dnia przynosi ona robaki do zbadania. Nasz bohater ma za zadanie odkryć ich gatunek. Szybko określa, iż są to wieloszczety, lecz jednak już z początku nie wszystko wydaje się takie normalne jak zazwyczaj. Postanawia pomóc swojej koleżance i przyjrzeć się im dokładniej i zdać jej raport z analizy. Po pewnym czasie nasza para spotyka się ponownie. Opowiada jej, iż należą one do niedawno odkrytego gatunku i żywią się bakteriami, które wykorzystują metan jako źródło energii i wzrostu. W dalszych rozdziałach jesteśmy świadkami zagłębiania się w temat tych stworzeń, ponieważ jest w nich coś tajemniczego.


Kolejnym bohaterem jest Leon Anawak. Autor książki o inteligencji i strukturze społecznej ssaków morskich. Zyskał szacunek ekspertów. Dodatkowo kapitan łodzi wycieczkowych.
Nasz bohater w natłoku myśli, stawia sobie jedno pytanie. Dlaczego humbaki i pływacze nie przypłynęły?
Jako pasjonat tych zwierząt, dąży do uzyskania odpowiedzi na to pytanie.

Z czasem jesteśmy świadkami dalszych niecodziennych wydarzeń. Ginące statki, kraby wybuchającą nieznaną dotąd cieczą, inwazje stworzeń morskich. Czyżby natura powiedziała dość? Czy ludzkości grozi niebezpieczeństwo? Dodatkowo pod powierzchnią znajduje się tajemnicza istota. Co wspólnego ma z tymi wydarzeniami? Jak wszystko potoczy się dalej?

Pierwszy raz czytałem Thriller ekologiczny. Miałem trochę inne wyobrażenie, lecz autor dostarcza nam dużo wiedzy, która nie przytłacza, mało tego, ona jest interesująca! Każda kolejna strona, oprócz dawki coraz ciekawszych informacji, ukazuje nam podwodny świat oraz naturę w pełnego tego słowa znaczeniu, wprawiając nas w coraz to większe emocje. Jestem pod wrażeniem wiedzy i stylu Franka
Schätzinga. Jego styl jest przyjemny, co można wywnioskować z powyższych odczuć. Bohaterowie są dobrze dopasowani. Co oprócz tego? Świetne opisy. Pisząc te recenzje, czuje się, jak bym przebywał dalej w łódce na nieokiełznanym oceanie.

Ciekawostki, zwierzęta, emocje, zagrożenie, a to wszystko owiane tajemnicą. Zaciekawieni? Jeśli tak to sięgnijcie po tę lekturę. Uprzedzam, jeśli nie potraficie pływać, zabierzcie kamizelkę!



Moja ocena: 10/10
Liczba stron: 952
Wydawnictwo: Dolnośląskie
"Wszystkie decyzje podejmowane bez strachu są słuszne."

http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/12/odwet-oceanu-frank-schatzing.html#more - Całość znajdziecie tutaj.

" Tuż przed łodzią katapultował się z wody humbak. Do podrzucenia tak masywnego cielska potrzebne cielska potrzebne było potężne pchnięcie. Przez moment to wszystko wyglądało, jakby zwierzę opierało się na płetwie ogonowej. Tylko koniuszki płetwy znajdowały się jeszcze pod wodą, reszta ciała sterczała pionowo w górę, przewyższając mostek "Lady Wexham". Na żuchwie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Burza się przybliżała, uderzenie wiatru zatrzęsło z brzękiem szybami okien, gdzieś błysnęło. Nieznajomy wydął wargi i splunął na stół.
I już w miejscu, gdzie splunął, siedziała czerwona mysz.
- Teraz, młynarzu, spluń z kolei ty, jeśli możesz!
I Mistrz wypluł na stół czarną mysz, jednooką jak on sam. Myszy zaczęły okrążać się nawzajem na chyżych łapkach, jedna usiłowała ugryźć w ogon drugą, czerwona czarną, a czarna czerwoną. Już czarna miała ukąsić, gdy nagle nieznajomy prztyknął palcami. Tam, gdzie przed chwilą jeszcze przycupnęła czerwona mysz, czaił się teraz gotowy do skoku czerwony kocur. Momentalnie również czarna mysz przedzierzgnęła się w czarnego jednookiego kota. Groźnie parskając oba kocury natarły na siebie z wyciągniętymi pazurami. Cios łapą, ugryzienie i znowu cios!
Czerwony kocur celował w jedyne oko czarnego. Prychając, rzucił się na niego. Niewiele brakowało, a byłby mu je wydrapał.
Teraz prztyknął palcami Mistrz i już na miejscu czarnego kota siedział czarny kogut. Bijąc skrzydłami i uderzając dookoła siebie dziobem i szponami, rzucił się na czerwonego kota z taką wściekłości, że ten cofnął się z przerażenie, ale niedaleko, bo teraz z kolei prztyknął palcami młynarczyk.
I już na stole stały naprzeciwko siebie dwa koguty z nabrzmiałymi ze złości grzebieniami i nastroszonymi piórami: czerwony i czarny.
Za oknami szalała burza, ale nie rozpraszało to uwagi młynarczyków. Pomiędzy kogutami rozgorzała dzika walka. Nagle trzepocząc skrzydłami, zwarły się ze sobą; niczym grad padały ciosy dziobem i uderzenia ostrogą z jednej i drugiej strony, zasłaniały się skrzydłami, że aż pióra sypały się wśród wściekłych wrzasków i skrzeków.
Wreszcie czerwonemu kogutowi udało się wskoczyć na grzbiet czarnego. Wczepił się szponami w upierzenie przeciwnika, szarpnął je niemiłosiernie i bił z taką ślepą wściekłością dziobem, że aż czarny kogut musiał ratować się ucieczką.
Czerwony kogut gonił za nim przez pół młyna, aż wygnał z Koźlego Brodu."



Czy Niemiecki autor literatury młodzieżowej wywarł na mnie wrażenie? A może jednak mnie rozczarował? Zapraszam do przeczytania recenzji!


Historia opowiada o chłopcu, który w dzień Trzech Króli na Łużycach wybiera się do młyna na Koźlim Brodzie. Dlaczego się tam wybiera? Otóż za sprawą głosu, który pojawił się kilkukrotnie podczas jego snu. W śnie, kruki oraz nieznajomy głos nakazują przyjść Krabatowi do młyna.



"Jedenaście kruków siedziało na żerdzi i wpatrywało się w niego. Krabat zauważył przy tym, że na żerdzi było jeszcze jedno wolne miejsce, na samym końcu, po lewej stronie. Wówczas usłyszał głos, który brzmiał ochryple i wydawał się dochodzić skądś z dalekich przestworzy. Głos zawołał go po imieniu. Chłopiec nie miał odwagi odpowiedzieć. "Krabacie!" - rozległo się po raz drugi i trzeci: "Krabacie!". Po czym głos rozkazał: "Idź do Czarnej Chełmży do młyna, nie będzie to z krzywdą dla ciebie". Wówczas kruki poderwały się z żerdzi i zakrakały: "Usłucha głosu Mistrza, bądź mu posłuszny!".


Gdy Krabat pojawia się na miejscu, rozpoczyna naukę. Nasz główny bohater nie wie, że młyn skrywa mroczną tajemnicę, której się nie spodziewa. Z biegiem czasu zostaje mu przydzielony jeden z chłopców Tonda. Nasz bohater odkrywa prawdę, że ma do czynienia z czarną magią a mistrz? Kim on tak naprawdę jest? Tego nasz bohater jeszcze sam nie wie, oprócz tego, że włada czarami i posiada księgę zakazanej magii zwaną Koraktorem. W późniejszych latach Krabat zaczyna z każdym dniem nienawidzić mistrza i coraz to lepiej posługiwać się czarami. Dzieje się tak na skutek śmierci jego najlepszego przyjaciela Tondy. Jak zginął? I dlaczego? Nasz bohater ma domysły, lecz nie jest jeszcze na tyle przekonany i silny, by zapytać twarzą w twarz oprawcę.

Oprócz magi i czarów znajdziecie tutaj również wątki miłosne. Nasz młody bohater, zakochuje się w Kantorce. Czy ich miłość przetrwa, czy może zostanie rozerwana przez zło?
Tak naprawdę, aby uwolnić swoją miłość, dziewczyna musi zagrać w pewną grę, która albo ocali naszego młynarczyka, albo ich obojga zabije.



Książka jest przyjemna w odbiorze oraz prosta. Jest ona skierowana głównie do młodzieży. Natomiast pokazuje takie wartości jak: Oddanie, przyjaźń, poświęcenie, miłość oraz odwagę. Mimo krótkiej ilości stron i akcji, która dzieję w praktycznie jednym miejscu, fabuła jest na tyle dobrze przemyślana, aby nie było nudy. Szczypta magi dodała świetnej barwy tej opowieści. Myślę, że dosłownie każdy wyniesie z niej pewne wartości dające do myślenia.

Okładka moim zdaniem jest świetna. Idealnie oddaje klimat tej opowieści. Osobiście nie znam wydawnictwa Bona, ale czas najwyższy przyjrzeć się ich pozycjom.

Samego autora nie znałem, może dlatego, że pisze książki dla młodszych odbiorców. Osobiście książka przypadła mi do gustu a autor przekonał mnie do siebie.

A teraz przyznać się, kto chciałby na pstryknięcie palca zamienić się w kruka?

"Burza się przybliżała, uderzenie wiatru zatrzęsło z brzękiem szybami okien, gdzieś błysnęło. Nieznajomy wydął wargi i splunął na stół.
I już w miejscu, gdzie splunął, siedziała czerwona mysz.
- Teraz, młynarzu, spluń z kolei ty, jeśli możesz!
I Mistrz wypluł na stół czarną mysz, jednooką jak on sam. Myszy zaczęły okrążać się nawzajem na chyżych łapkach, jedna usiłowała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" - Ujrzał raz chłooooooopak dziewczyyyyynę, o włosach jak słoooooońce złoooootych! Uniósł swój róóóóóg...
- Bogowie, teraz naprawdę zwariował - wyszeptał Armin - Magia spaliła jego nieszczęsny mózg!
- Spokój tam! - Wrzasnął strażnik.
- Gdy dzieeeewczę róg ów ujrzaaaało, zlękło się i omdlaaało! Wziął chłooopak za rękę jąąąą...
Drzwi otworzyły się nagle i do celi wpadł strażnik z pałką w ręku, wymierzoną do ciosu. Z zaskoczenia nieomal zareagowałem za późno. U jego boku wisiał miecz - jednak nie zwykły miecz, a Rozpruwacz Dusz!
- Do mnie! - zawołałem.
Ostrze wysuneło się z pochwy i wskoczyło do mojej ręki.
Żelazo zaświeciło blado, a ja poczułem jego radość i podniecenie, kiedy zacisnąłem palce na znajomej rękojeści. Ostrze zatoczyło łuk, jakże typowy dla tej przeklętej broni. Głowa strażnika poleciała w bok, Rozpruwacz Dusz skąpał się we krwi konającego i zanim zdążyłem się obrócić do Armina, by uderzyć po raz drugi, krew już wsiąkła w stal. Tym razem podzielałem jego radość i satysfakcje, nie broniłem się przed nimi, czując jak przepełnia mnie siła Rozpruwacza.
Armin wytrzeszczonymi oczami wpatrywał się w swoje nadgarstki. Zwykłe żelazo nie stanowiła dla Rozpruwacza przeszkody.
- Jak widzicie, nie potrzebuję młotka - rzekłem
Powoli podniósł głowę i przełknął ślinę. Wpatrywał się we mnie nieruchomym wzrokiem, a ja wyczytałem w jego oczach strach, trwogę i coś jeszcze.
- Panie... wasze oczy... - wyszeptał
- Co z nimi?
Leandra zbadała moje oczy, ale nie dało się w nich dojrzeć nic szczególnego, w każdym razie nic, co tłumaczyłoby ślepotę.
Widać w nich srebrne gwiazdy... - Padł przede mną na kolana."




Jako że pierwsza część zrobiła na mnie wrażenie to, postanowiłem bez wahania przeczytać drugi tom. Pierwsza część skupiała się na akcji w gospodzie. Czy tutaj również akcja będzie się na tym opierać? Czytajcie do końca, a znajdziecie odpowiedź.


Początek książki zaczyna się w znajomym wszystkim miejscu. Gospodzie pod Głowomłotem.
Podczas rozmowy Kennarda, historyka, który pojawił się niedawno pod zajazdem a Leandrą. Dowiadujemy się, że Askir tak naprawdę istnieje dalej, lecz w nieco innej formie oraz iż raz na siedem lat, w czasie Święta Wiosny, siedem królestw spotyka się na posiedzeniu Rady Koronnej. Trwa ona zazwyczaj trzy tygodnie. Jak myślicie? Czy w mroźną zimę można dotrzeć na czas? Z odpowiedzią przychodzi do nas Zokora. Mroczna elfka wyjaśnia, iż istnieje pewien sposób. Mianowicie są to portale dzięki, którym można teleportować się do królestwa. Niestety jest pewien haczyk. Trzeba posiadać odpowiednie kamienie, aby uaktywnić portal.


Gdyż nasi śmiałkowie, odkrywają właściwy portal, oczywiście napotykając po drodze szereg trudności, postanawiają przenieść się do zamierzanego miejsca i ostrzec radę przed najazdem władcy Thalaku. Gdy wszyscy dochodzą do siebie, okazuję się, że zostali przeniesieni w błędne miejsce, mianowicie do Besarjanu. Nasi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z intrygami i pułapkami, które czyhąją na nich na każdym kroku.


"- Serfine mówi, że zna to miejsce - oznajmiła Sieglinde.
Skinąłem głową. To było logiczne, w końcu kombinacja kamieni podchodziła z zeszytu raportów Sierżanta.
- Dawniej ten trakt prowadził na południe w góry, do kopalnie miedzy - ciągnęła - Na północy leży miasto Gasalabad. Za czasów Serfine mieściła się tam siedziba gubernatora i stacjonował większy garnizon. Tamtędy przepływała też rzeka, może moglibyśmy kontynuować podróż statkiem. "


Można śmiało zaobserwować przeskok klimatyczny. Gdy pierwszy tom był mroźny niczym zima w Westeroos, tutaj otrzymujemy pustynne, gorące klimaty. Richard Schwartz ma świetnie przemyślaną fabułę.

Tempo akcji jest odpowiednie do wydarzeń sprzyjających w danym momencie. Nasi bohaterowie nie są prości. Mimo że znamy ich z poprzedniego tomu, z każdą kolejną przygodą dowiadujemy się o nich więcej, a o niektórych wręcz nie wiemy dokładnie jeszcze wszystkiego do końca. Natomiast mimo tak zróżnicowanych charakterów potrafią zjednoczyć się dla dobra i działać razem.
Nie ma tutaj nudnych, niepotrzebnych wątków, natomiast znajdziecie dawkę humoru, akcje, która jest rozpędzona i sporą dawkę stworzeń i postaci pobocznych nadającym wszystkiemu większego kolorytu.

Czytając tę opowieść, było to czyste czerpanie przyjemności. Każda przewrócona strona, była niczym plaster miodu na moje serce. Jeśli autor utrzyma taki poziom do końca, śmiało stwierdzę, że będzie to moja ulubiona seria fantasy. Niczego mi tutaj nie brakowało. Jednocześnie nie chciałem, aby ona się kończyła. Chyba jednak moje modły nie zostały wysłuchane. Czyżby Soltar maczał tu swoje palce?

Na dodatkową uwagę zasługuje sama okładka. Jest niesamowita. Idealnie wpasowuje się w treść drugiego legionu. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na dalsze wydania a was zachęcić do przeczytania!


Moja ocena: 9/10
Liczba stron: 526
Wydawnictwo: Initium

"Dobry przywódca sprowadza swych ludzi z powrotem do domu, żywych. Nigdy nie byłem dobrym przywódcą."

Całą recenzję oraz wiele innych znajdziecie tutaj: ---> http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/10/drugi-legion-richard-schwartz.html

" - Ujrzał raz chłooooooopak dziewczyyyyynę, o włosach jak słoooooońce złoooootych! Uniósł swój róóóóóg...
- Bogowie, teraz naprawdę zwariował - wyszeptał Armin - Magia spaliła jego nieszczęsny mózg!
- Spokój tam! - Wrzasnął strażnik.
- Gdy dzieeeewczę róg ów ujrzaaaało, zlękło się i omdlaaało! Wziął chłooopak za rękę jąąąą...
Drzwi otworzyły się nagle i do celi wpadł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Z oddali aparatura zamocowana na ciele dziewczyny wyglądała jak wieża wiertnicza do wydobywania ropy naftowej. Jori kiedyś widział taką na plakacie reklamującym amerykańskie lampy. Wolną lewą ręką Charcot zaczął kręcić przy górnym podnośniku urządzenia, metalowa pałka obniżyła się o kilka centymetrów. Spod maski dobiegł jęk.
- Jeśli chcemy zobaczyć gwałtowny atak, a do tego dążymy podczas naszego pokazu, nacisk prasy musi być odpowiednio duży. Jak bowiem wiemy, gwałtownie pchnięcia wywołują u kobiet jeszcze większy efekt. (...) Wszyscy wpatrywali się w wiertło, które wbijało się w brzuch dziewczyny na głębokość pięści. A potem wszystko wydarzyło się błyskawicznym tempie. Ciało dziewczyny podskoczyło do góry tak gwałtownie, jakby otrzymała cios pięścią w plecy, a jednocześnie wieża wiertnicza przytrzymywała ją na materacu.
- Ataki zaczynają się zawsze w ten sam sposób - bólem, który wywołuje skurcz mięśni. Krtań się zaciska i pacjentka twierdzi, że nie może złapać powietrza. Jeśli zastosowalibyśmy rozwieracz szczękowy, zobaczyliby panowie, że istotnie język stał się wiotki i delikatnie zsuwa się do gardła. Chora nie jest w stanie ani mówić, ani przełykać.
Na wykrzywionej twarzy dziewczyny malował się olbrzymi wysiłek. Włosy kleił się do jej czoła, wpadały do ust i oczu.

- Teraz obserwujemy tak zwaną fazę epileptoidalną, podczas której skurcze rozchodzą się po całym ciele - Chcot, niczym spokojny narrator, komentował wydarzenia rozgrywając na scenie. - Pacjentka prostuje kończyny, zwija dłonie w pięści i wykręca je do wewnątrz. Patrzy doi góry. Wskutek skurczu mięśnie piersiowych jej ręce zaciskają się z przodu, pacjentka się kuli, jakby chciał przejść przez wąskie drzwi. Następnie rozpoczyna się faza najgwałtowniejszych ruchów, objawiająca się przede wszystkim naprzemiennym rozkładaniem rąk i dociskaniem ich do piersi, taj jakby chora chciała nas mocno uściskać."




Rok 1884. Paryż. Od początku można już poczuć klimat tego roku, jak i poznajemy naszego głównego bohatera. Joriego, lekarza, który postanawia odebrać od ojca chorą pacjentkę, trzymaną w okropnych warunkach.

"Jori przekręcił rygiel. Niedbale zbite z desek drzwi zachybotały się pod dotykiem. Ich zewnętrzna krawędź pozostawiła półokrągłe zadrapanie na podłodze. , do której przywarły wyschnięte królicze odchody. Zmrużył oczy i zajrzał w mrok, lecz nawet teraz widział nie więcej niż niewyraźny kształt ciała przytulonego do bocznej ścianki, nagą stopę i włosy. Jeden z kosmyków przyczepił się do chropowatego otworu po sęku. Chora pewnie osunęła się po ścianie".


Dalsze części książki rozgrywają się głównie w klinice Salpetriere, na oddziale neurologicznym gdzie swoje pokazy prowadzi doktor Charcot. Przeprowadza on eksperymenty na histeryczkach, uważając, że można takie i inne symptomy wyleczyć.
Oczywiście nie zaczyna brakować chętnych na takie widowiska, którzy postanawiają przyjechać i poznać szerzej te pojęcia. Można nazwać to skupiskiem lekarzy bez uczuć.

Podczas jednego z wykładów Charcot postanawia przeprowadzić hipnozę na młodej dziewczynce.
Okazuje się natomiast, że jest ona odporna na jego metody. Długo się zastanawiając, stwierdza, że z mózgu można pozbyć się agresji i halucynacji poprzez wycięcie poszczególnego fragmentu. W tym momencie publicznie nasz główny bohater Jori, postanawia się podjąć operacji na pacjentce.

" Profesorze! - Jori zerwał się z krzesła, już w kolejnej sekundzie przerażony własną zuchwałością. Przerwał Charcotowi. Nikt nigdy nie przerwał doktorowi Charcotowi! I po co wstał? Spojrzało na niego sto par oczu. (...)
- Ja... j-jeśli pan pozwoli, pragnę zmierzyć się z p-przypad-kiem tej dziewczynki aby napisać pracę o... tak... o t-tej dziewczynce i... eee... wyjątkowej metodzie jej leczenie, nad która. m- można powiedzieć, już p-pracuję. "


Oprócz Joriego poznajemy jeszcze jego przyjaciela Paula i jego siostrę Pauline. Dodatkowo jesteśmy świadkami innych bohaterów takich jak Gerard, Lecoq, Frederic, Maximie. Każdy z nich ma swój charakter i życie, natomiast nie wiedzą, że ich losy prowadzą ku jednemu wydarzeniu w mieście.


Czy mężczyzna wyleczy dziewczynę? Przekonajcie się sami!



Pierwszy raz czytam taką literaturę. Już pierwsze strony otwierają nam drzwi, z których wylewa się zło, brak uczuć i chęć osiągnięcia sukcesu nie zważając na uczucia drugiego człowieka. Jest to bardzo mocna książka, dla ludzi o mocnych nerwach.

Bohaterowie mają wręcz w dosadny sposób wykreowane swoje charaktery. Bardzo dobrze dlatego wpasowują się w treść fabuły, tworząc ją dodatkowo przerażającą. Poznajemy również ich przeszłość, dlatego możemy ocenić, co może kierować ich zachowaniami. Dodatkowo postać runy wywołuje przerażenie niczym rodem z horroru. Duży plus dla autorki.


Jeszcze trochę nawiązując do fabuły, klimat w tym miejscu jest naprawdę przerażający, mroczny. Patrząc na te wydarzenia, będąc w książce, widziałem wszystko przez czarno białe okulary. Tutaj nie znajduje się ani grama koloru. Zabiegi typu karmienie lejkiem osoby tak, żeby jedzenie trafiało do żołądka. Dokładne opisy doktora Charcota, wystawiały moje nerwy na próbę z każdym pokazem, kolejną stroną.

Nigdy nie sądziłem, że jakaś książka może tak przerażać, a jednocześnie smucić. Pomyśleć, że takie zabieg mogły się odbywać w rzeczywistości. Mamy tutaj elementy grozy, thrillera psychologicznego , a nawet kryminału. Brzmi świetnie, prawda?


Oprócz świetnego potencjału, który autorka myślę, że posiada po pewnym czasie tak jak w moim przypadku, byłem znużony. Nie raz ciężko było mi przebrnąć przez strony dlatego moja ocena będzie niższa. Jestem ciekaw co następnego wyda Vera Buck. Z pewnością sięgnę po jej koleją pozycje, lecz prawdopodobnie przed czytaniem obok kawy, postawie sobie melisę.

Polecam przeczytać. Oczywiście osobą o mocnych nerwach.

"Nie chcę się wyrażać na ten temat zbyt stanowczo.
Drogi tego, co się dzieje w mózgowiu, są liczne i zawiłe.
Sprawy niekoniecznie muszą się przedstawiać tak, jak je sobie wyobrażamy. Nie może nas to jednak powstrzymać przed tym, byśmy przynajmniej próbowali je przedstawiać"

Całość znajdziecie na http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/09/runa-vera-buck.html?m=1

"Z oddali aparatura zamocowana na ciele dziewczyny wyglądała jak wieża wiertnicza do wydobywania ropy naftowej. Jori kiedyś widział taką na plakacie reklamującym amerykańskie lampy. Wolną lewą ręką Charcot zaczął kręcić przy górnym podnośniku urządzenia, metalowa pałka obniżyła się o kilka centymetrów. Spod maski dobiegł jęk.
- Jeśli chcemy zobaczyć gwałtowny atak, a do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" W głębi stodoły ktoś stał.
Jack wydał cichy okrzyk i sięgnął po broń. Nie miał jej. Glock został w małym sejfie Gardall, który trzymał w swoim wozie.
Upuiścił latarkę. Schylił się po nią. Wódka szumiała mu w głowie, nie na tyle, by czuł się pijany, ale wystarczająco, żeby zachwiał się na nogach.
Znowu poświecił w głąb stodoły i zaśmiał się. Żadnego człowieka, tylko kleszczyna od starej uprzęży, złamana prawie na pół.
Pora stąd zmiatać, stwierdził. Może po drodze wpadnę do Gentelmen na jeszcze jednego drinka, a potem pojadę do domu i od razu położę się...
Ktoś za nim stał, i to nie było złudzenie. Widział cień, wydłużony i chudy. I... czy to oddech?
Zaraz mnie dorwie. Muszę paść na ziemie i się odturlać.
Nie mógł jednak się ruszyć był jak sparaliżowany.Dlaczego nie zawrócił, kiedy zobaczył, że wszyscy już pojechali? Czemu nie wyjął pistoletu z sejfu? Po co w ogóle wysiadł z wozu? Jack nagle zrozumiał, że umrze tutaj - na końcu gruntowej drogi w powiecie Canning".
A co gdybym wam powiedział, że zło ma nie jedno imię i przybiera różne maski w naszym życiu?
Dodatkowo mężczyzna oskarżony o zabójstwo, który jest w dwóch miejscach jednocześnie?
Zapraszam do przeczytania recenzji najnowszej książki "Outsider" - Stephena Kinga.



Od pierwszych stron toczy się śledztwo. Następuje seria przesłuchań mieszkańców. Zapytacie zapewnię, czego dotyczy ta sprawa?

W miasteczku zostaje odnalezione ciało 11-letniego chłopca. Niestety nie jest to normalne morderstwo. Ktoś go brutalnie zamordował. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie DNA zostawione na ciele chłopca. Z pierwszych podejrzeń wynika, że sprawca podniecił się na widok zabójstwa i dlatego zostawił swoje nasienie na jego ciele.
Po zidentyfikowaniu sprawcy zostaje on aresztowany. Kto nim jest?
Dowody wskazują, iż mordercą jedenastoletniego chłopca jest znany i bardzo lubiany trener drużyn młodzieżowych miasteczka Flint City, niejaki Terry Maitland.
Ralph Anderson, zajmujący się tym śledztwem nie może uwierzyć w te informacje. Jego syn występował przez jakiś czas u tej osoby w drużynie. Wpada on w furie i postanawia osobiście dopilnować, aby mężczyzna nigdy już nie skrzywdził nikogo innego. Nakazuje dokonać aresztowania na oczach całej publiczności podczas meczu prowadzonego przez naszego podejrzanego.

"Ralph oparł się o maskę nieoznakowanego radiowozu i patrzył, jak dwaj funkcjonariusze policji Flint City ruszyli w stronę boiska, jupiterów i pełnych trybun, rozbrzmiewających coraz głośniejszą, coraz gorętszą wrzawą i oklaskami. Decyzję o szybkim aresztowaniu zabójcy Petersona podjął razem z Samuelsem (choć niechętnie). O tym, by zatrzymać go na meczu, zadecydował sam.
Ramage się obejrzał.
- Idziesz?
- Nie. Wy zróbcie, co trzeba, głośno i wyraźnie przeczytajcie mu jego prawa, a potem przyprowadźcie go tutaj. Tom, w drodze powrotnej usiądziesz z nim z tyłu. Ja i Troy będziemy z przodu."

Śledztwo nabiera coraz większego rozpędu. Wszystko wskazuje, iż Terry pójdzie za kratki. Gdy sprawa wydaje się przesądzona na korzyść Ralpha, na światło dzienne wychodzą dodatkowe dowody.
Okazuję się, że w czasie gdy było dokonywane morderstwo, nasz rzekomy zabójca był na spotkaniu autorskim. Zatem jak mógł pojawić się w dwóch miejscach jednocześnie? Mimo zauważenia go przez świadków? Czy Maitland oczyści swoje nazwisko?
Osobiście nie miałem wygórowanych oczekiwań do tej książki. Wiedziałem, że akcja będzie się toczyć powoli, jak na Kinga przystało. I wiecie co? Tutaj nastąpiło moje zdziwienie.
Akcja od początku nabiera tempa. Wszystko przybiera nieoczekiwanych zwrotów. Bałem się tylko, że gdy tak jest na początku, to na końcu zwolni. I nastąpiło zaskoczenie nr 2. Aż do samego końca wszystko jest rozpędzone niczym rollercoaster. Bohaterowie są moim zdaniem dobrze wykreowani, dlatego pewnie któryś z nich przypadnie wam do gustu.
Osoby, które czytały trylogie pana Mercedesa, znajdą tutaj pewne nawiązanie. Moim zdaniem pomysł ciekawy i udany.
Żeby nie było tak ładnie. Co mnie nie przekonało? Zakończenie. Dlaczego? Zdecydowanie można było to zakończyć w lepszy sposób. Może autorowi zabrakło pomysłu? Ewentualnie szybko chciał zakończyć książkę i tyle. Tutaj różnica stron większa nie zrobiłaby różnicy, a efekt mógłby być o wiele lepszy.
Trzeba przyznać, Stephen King znowu napisał kawał dobrej literatury.
"Jeśli nie zostawisz przeszłości za sobą, błędy, które popełniłeś, zeżrą cię żywcem."

Całość znajdziecie na ----> https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/08/outsider-stephen-king.html

" W głębi stodoły ktoś stał.
Jack wydał cichy okrzyk i sięgnął po broń. Nie miał jej. Glock został w małym sejfie Gardall, który trzymał w swoim wozie.
Upuiścił latarkę. Schylił się po nią. Wódka szumiała mu w głowie, nie na tyle, by czuł się pijany, ale wystarczająco, żeby zachwiał się na nogach.
Znowu poświecił w głąb stodoły i zaśmiał się. Żadnego człowieka, tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ochroniarz zatrzymał się tuż przed pomieszczeniem, z którego dobiegały odgłosy, i dłonią pokazał mi drogę. Zamarłem, ale pchnął mnie i wpadłem do środka.
Było to pomieszczenie o powierzchni około dwudziestu metrów kwadratowych, z nieotynkowanymi i wilgotnymi murami. Przypominało starą rzeźnię. Na suficie wisiała goła żarówka, która dawała zimne światło. Na środku stało stare metalowe łóżko na kółkach, z niskimi barierkami po bokach. Przypuszczam, że dawniej mogło służyć do operowania pacjentów.
[...] Obejrzałem się na ochroniarza. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Czekał, aż wykonam jakiś ruch, żeby dać mi w pysk? Nie chciałem go prowokować. Bałem się. Miałem wrażenie, że moje przełykanie śliny roznosi się po całym pomieszczeniu. Uzmysłowiłem sobie, że to moje ostatnie chwile."



Zapraszam do przeczytania recenzji Mrocznego Układu - Dawida Waszaka!


Nie czytałem pierwszej części cyklu "Jarocin", dlatego nie mogę porównać całości. Dlaczego zatem recenzuje drugą część? Autor stwierdził, że książka jest napisana w taki sposób, iż nie trzeba znać poprzedniej części. - Miał racje.


Kacper Zborowski. Postanawia przyjechać do Jarocina po kilku latach.
O czym myśli na pierwszym miejscu osoba, która postanawia wrócić do swojego miejsca po długiej nieobecności?

Zaczyna porównywać miejsce z czasu, gdy się tutaj było, mieszkało. Tak jest i w przypadku naszego głównego bohatera. Zaczynają nachodzić go refleksje dotyczące tego miejsca i wydarzeń z przeszłości. Postanawia udać się do restauracji. Gdy tam wpada mu w oko kelnerka, Amanda.
Czytając dalej, jesteśmy świadkami po prostu miłości. Każdy z nas, kto był chociaż raz zakochany, wie, o czym teraz pisze. Bąbelki w brzuchu, uśmiech na widok drugiej osoby, spędzanie z nią każdej wolnej chwili, tęsknota. Znajome, prawda?
Nasza para, umawia się na wspólny trening w parku, Kacper wychodzi z domu. W jego głowie wytwarzają się endorfiny. W końcu znowu będzie mógł przytulić się do swojej kobiety... Ale..

Gdy przybywa na miejsce w parku, znajduje ciało swojej ukochanej pod ławką. Następuje szok, niedowierzanie. Kto mógł to zrobić?




"Leżała na boku z głową pod ławką, skulona niczym małe dziecko śpiące bezpiecznie w łóżku. Pod drugą z kolei ławką. Przy niej przygotowywała się niedawno do biegu.
O niej mówiła mi jeszcze piętnaście minut temu przez telefon. Jeszcze chwile temu z nią rozmawiałem, a teraz patrzyłem z przerażeniem na jej zakrwawione ciało.
Ktoś ją zabił.
Nie widziałem sprawcy. Zauważyłem ją z oddali, gdy już leżała. Ktoś musiał to zrobić niedawno. Plama krwi stawała się coraz większa. Ostrze, którym ktoś skradł jej życie, leżało pod moimi nogami. Mały nóż kuchenny, który można było kupić w każdym sklepie. "


Zborowski zostaje oskarżony o morderstwo. Gdy okazuje się, że tego nie zrobił, zostaje uniewinniony. Niestety nasz bohater, nie zdaje sobie pojęcia, że przeszłość dała o sobie znać. Gdyby tego wszystkiego było mało, dowiaduje się iż zaginięcie ojca ma z tym jakieś powiązanie.

Czy wydarzenia z dzieciństwa mogą mieć wpływ na teraźniejszość? Kto pociąga sznurki za morderstwo i dlaczego?





Autor od samego początku ma wszystko zaplanowane. Gdy myślałem, że akcja się nie rozkręci, nastąpił zwrot akcji o 360 stopni. Gdy byłem pewny, co się wydarzy, dostałem pstryczka w nos.
Brakowało tylko głosu samego Dawida Waszaka typu "Pudło! Zaskoczony? ".
Książkę czyta się przyjemnie i szybko, chociaż nie uważam, aby było to zwykłe "Szybkie Czytadło", nie ukrywam, jednak iż miałem takie myśli na samym początku.
Bez problemu, utożsamiłem się z głównym bohaterem, wkradając się do jego mózgu. Jego oczy były mymi oczami, każda myśl, każdy ruch... - Uważam to za plus, ponieważ każdy z was nie będzie miał z tym również problemu.
Fabuła przemyślana, nieprzewidująca. Chociaż mojej osobie, wystarczył jeden element, abym domyślił się w pewnej kwestii.
Okładka jest świetna! To również trzeba przyznać. Mimo że liczy się treść, to tutaj robi ona wrażenie.
Zauważyłem pewne błędy w zdaniach. Były one źle sformułowane. Nie wiem jednak, czy to wina wydawnictwa? Jednak nie przeszkadza to w czytaniu.

Książka jest naprawdę warta uwagi, dlatego z chęcią przeczytam dalsze losy Kacpra Zborowskiego. W dodatku po tak intrygującym zakończeniu, jakie zaserwował Dawid Waszak.

Całą recenzje znajdziecie tutaj: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/07/mroczny-ukad-dawid-waszak.html#more

"Ochroniarz zatrzymał się tuż przed pomieszczeniem, z którego dobiegały odgłosy, i dłonią pokazał mi drogę. Zamarłem, ale pchnął mnie i wpadłem do środka.
Było to pomieszczenie o powierzchni około dwudziestu metrów kwadratowych, z nieotynkowanymi i wilgotnymi murami. Przypominało starą rzeźnię. Na suficie wisiała goła żarówka, która dawała zimne światło. Na środku stało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cień Wiatru. Każdy zachwycał się tym autorem. Przyszła i kolej na moją osobę. Czy autor przekonał mnie do siebie? Przeczytajcie moją recenzję :)


Pierwsze dni lata 1945 roku. Barcelona.

"Wciąż pamiętam ów świt, gdy ojciec po raz pierwszy wziął mnie ze sobą w miejsce zwane Cmentarzem Zapomnianych Książek. Szliśmy ulicami Barcelony. Były pierwsze dni lata 1945 roku. Miasto codziennie dusiło się pod naporem szarego jak popiół nieba i słonecznego żaru, zalewającego Ramblę Santa Mónica strumieniem płynnej miedzi.
- Danielu, to, co dzisiaj zobaczysz, masz zachować wyłącznie dla siebie - ostrzegł mnie ojciec. - Nikomu ani słowa. Nikomu.
- Nawet mamie? - spytałem cichutko.
Ojciec westchnął, ukryty za tym swoim smutnym uśmiechem, który jak cień towarzyszył mu nieodłącznie przez całe życie.
- Nie, oczywiście, że nie. - odparł, spuszczając głowę. - Przed nią nie mamy tajemnic. Mamie możesz mówić wszystko."


Pierwsza strona ukazuję wydarzenie, które zmieni życie naszego bohatera. Niestety nie ma on pojęcia, że jedna książka może zmienić wydarzenia w jego życiu w sposób diametralny. Ojciec zabiera naszego młodego, głównego bohatera Daniela Sempere do miejsca zwanego "Cmentarzem zapomnianych książek ".

Jako, że panuje tradycja, iż musi wybrać sobie z wszystkich książek w tym miejscu, jedną, którą będzie się opiekował. Nasz bohater błądząc między regałami, kurzem oraz zapachem książek w końcu wybiera tę jedyną. Wybór pada na "Cień Wiatru" - Juliana Caraxa.



"Przez niespełna pół godziny błądziłem po zakamarkach tego labiryntu, nad którym unosiła się woń starego papieru, kurzu i magii. Pozwalałem swoim dłoniom wędrować po niekończących się rzędach wystających grzbietów, kusząc los, żeby pokierował moim wyborem. Zerkałem na spłowiałe tytuły, słowa w rozpoznawanych przeze mnie językach i w wielu innych językach, których nie nie byłem zdolny czemukolwiek przyporządkować. Kręciłem się po korytarzach i spiralach tuneli zapełnionych setkami, tysiącami tomów sprawiających wrażenie, że wiedzą o mnie więcej niż ja o nich. Dość szybko zawładnęła mną myśl, iż pod okładką każdej z tych książek czeka na odkrycie bezkresny wszechświat, podczas gdy za tymi murami życie upływa ludziom na futbolowych wieczorach, na radiowych serialach, na własnym pępku i tyle. I może ta myśl albo przypadek czy też los, powinowaty przypadku, sprawiły, że w tej samej chwili już byłem przekonany i właśnie wybrałem książkę do adopcji. A raczej książkę, która mnie usynowi. Wystawała niepozornie ze skraju jednego z regałów, oprawiona w skórę barwy czerwonego wina, i wyszeptywała swój tytuł złotymi literami płonącymi w spływającym spod kopuły świetle. Podszedłem do niej i dotknąłem opuszkami palców słów, czytając w milczeniu: Cień Wiatru - Julian Carax."


Wszystko tak naprawdę zacznie się parę lat później. Jako iż ojciec Daniela jest księgarzem i prowadzi swój własny antykwariat z książkami postanawia zaprowadzić syna do swojego kolegi jakim jest Barceló. Dlaczego? Ponieważ nasz główny bohater pragnie poznać autora książki, chce dowiedzieć się o nim coś więcej a Barceló jest doskonałą osobą, dzięki której można zaczerpnąć wszelkich informacji o książkach. Postanawia on umówić się z młodym mężczyzną na jutrzejszy dzień.

W późniejszych etapach Daniel poznaje przez przypadek osobę, którą zatrudni do księgarni. Jest nim bezdomny Fermin. Bardzo specyficzna i barwna postać. Poznaje również swoją pierwszą miłość i napotyka się na szereg nieprzewidzianych wydarzeń. Jednym z nich może być spotkanie samego diabła, przypominającego tego z książki Juliana Caraxa. Czy to zbieg okoliczności czy może sam diabeł wyszedł z stron książki by dopaść Daniela?

Styl autora jest przyjemny oraz inny. Ma coś w sobie, że chce się pokonywać dalsze strony książki, dlatego lekko się czyta tę opowieść oraz przyjemnie. Nie widziałem tutaj niepotrzebnych opisów, które są po to by była większa ilość stron, co jest dużym plusem. Co mnie zaskoczyło? Opis Barcelony dzięki, któremu mogłem się przenieść do tego gorącego i pięknego miejsca. Dodatkowo książka jest wzbogacona o ilustracje, natomiast nie są to ilustracje bohaterów lecz samej Barcelony! Uważam, że jest to strzał w dziesiątkę. Bohaterowie mojej osobie przypadły do gustu. Przeżywałem każde rozczarowanie, napięcie oraz zdenerwowanie. Szczególnie wkupił się u mnie bohater Fermino. Dzięki jego ripostom, wywoływał na mojej twarzy uśmiech. Fabuła? Skrajnie przemyślana i ciekawa.

Tak naprawdę nie jest to jeden gatunek książki. Są tutaj wątki miłości, które przeżywa nasz bohater.
Wątek kryminalny, przygodowy, dlatego każdy znajdzie tutaj coś co przypadnie mu do gustu.

Autor wywarł na mojej osobie wielkie wrażenie, dlatego niebawem oczekujcie kolejnych recenzji książek tego autora.
Moja ocena: 9/10

Recenzja znajdziecie na: https://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/06/cien-wiatru-carlos-ruiz-zafon.html#more

Cień Wiatru. Każdy zachwycał się tym autorem. Przyszła i kolej na moją osobę. Czy autor przekonał mnie do siebie? Przeczytajcie moją recenzję :)


Pierwsze dni lata 1945 roku. Barcelona.

"Wciąż pamiętam ów świt, gdy ojciec po raz pierwszy wziął mnie ze sobą w miejsce zwane Cmentarzem Zapomnianych Książek. Szliśmy ulicami Barcelony. Były pierwsze dni lata 1945 roku. Miasto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"W wagonie metra mógł przyglądać się ludziom bez lęku, nawet tym siedzącym dokładnie naprzeciwko. W wagonie nikogo nie obchodził; wszyscy byli zatopieni w swoich telefonach. Farbowane baby pomalowanymi paznokciami, skośnoocy gastarbeiterzy dłońmi pełnymi odcisków, uczniowie paluszkami jak zapałki, wszyscy rozgrzebują coś w ekranach, wszyscy mają za tymi szybkami jakieś drugie prawdziwsze i ciekawsze życie. Kiedyś smartfony mieli tylko młodzi, ci co awansowali. A kiedy Ilja siedział zrobili i muslimski internet, i coś dla staruszków, i dla smarkaczy"



Nigdy nie miałem styczności z Dmitrym Glukhovskym, dlatego bez zastanowienia postanowiłem się zapoznać z jego twórczością.Również ze względu na jego wcześniejsze książki "Metro 2033".

"Ilja nie spieszył się bardziej od innych, nie wiosłował w tej ludzkiej rzece, ale dawał się jej ponieść. Wdychał moskiewskie niebo, wpatrywał się w dal jak odwykłymi oczami, dziwił się w milczeniu. Kolory były żywe jak w dzieciństwie. Wyblakła listopadowa Moskwa kłuła po oczach."
Pierwsze strony ukazują głównego bohatera, Ilję Goriunowa. Wszystko ma swój kres, tak jak w tym przypadku, opuszczenie zakładu karnego poprzez Ilję. Odbywał on karę siedmiu lat za niewinność.
Pewnie wielu z was pomyślało sobie że każdy tam jest niewinny, niestety w tym przypadku jest to nadzwyczajnie w świecie prawda.
Mimo 7 lat straconych w więzieniu, postanawia wybaczyć osobie, dzięki której odbywał wyrok.

" - I co będziesz robić?
- Żyć. Aa ty co byś zrobił?
- Zabiłbym go.
- No widzisz. A ja mu wybaczyłem. Teraz chcę pożyć. Mogę jeszcze na chwilę telefon? Matka coś nie odbiera."

Przełomowy moment następuje, gdy dowiaduje się co się stało z jego matką.

" Ciociu Iro! To ja! Ilja! Goriunow! Tak! Matka coś nie otwiera! Wróciłem! Wypuścili mnie! Odbyłem całą karę! Otworzy mi pani?
"Sąsiadka najpierw przyjrzała mu się przez domofon. Ilja specjalnie stanął pod żarówką, żeby ciocia Ira mogła rozpoznać jego rdzeń przez wszystkie roczne słoje, którymi obrósł.
Zazgrzytał zamek. Wyszła na klatkę: spodnie, krótko ostrzyżone włosy, obrzękła twarz, damski papierosek. Księgowa z Depowskiej.
- Ilja. Iljuszka. Jak oni cię...
- Aa nie wie pani, gdzie jest mama? Nie mogę się dodzwonić, a teraz też...
Ciocia Ira pstryknęła zapalniczką. Jeszcze raz. Zapadły jej się policzki. Popatrzyła na zsyp między piętrami - omijając wzrok Ilji."

Całkowitej prawdy musicie dowiedzieć się sami.

Era dwudziestego pierwszego wieku, świat uzależniony jest od elektroniki.
Każdemu z nas codziennie, na każdym kroku pojawia się ten sam widok. Ludzie, idący przed siebie, nie patrzący na drogę tylko na co? Na smartphone.
Chcemy czy nie, jesteśmy dzisiaj uzależnieni od tych urządzeń.
Niestety ma to masę pozytywów jak i dużo negatywów. Pomyślcie co by się wydarzyło, gdyby ktoś przejął wasze wszystkie prywatne wiadomości, kontakty, zaplanowane ważne informacje, o których tylko wy macie pojęcie. W internecie jesteśmy anonimowi, to czyni nas odważniejszymi. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że po drugiej stronie, nie znajduje się ta sama osoba.
Jesteście ciekawi o czym mówię?
Zapraszam was do przekonania się o tym na własnej skórze, wejdźcie w świat, który wykreował Dmitry Glukhovsky!

Na samym końcu pragnę dodać, iż autor stworzył naprawdę świetny świat. Pióro autora jest przyjemne, dzięki czemu szybko czyta się każdą stronę, lecz z zainteresowaniem, dzięki czemu nie jest to książka o której zapomnicie, gwarantuje wam. Postacie są zilustrowane w taki sposób, że doskonale komponują się z historią.
Po przeczytaniu tej pozycji, wiem, że z czystą przyjemnością sięgnę po dalsze książki autora.
Zapraszam was do Mroźnej Rosji!


"W śmiechu jest więcej prawdy niż w słowach."


Moja ocena: 9/10

Całość znajdzie tutaj http://slowamiedzyrozdzialami.blogspot.com/2018/01/tekst-dmitry-glukhovsky.html

"W wagonie metra mógł przyglądać się ludziom bez lęku, nawet tym siedzącym dokładnie naprzeciwko. W wagonie nikogo nie obchodził; wszyscy byli zatopieni w swoich telefonach. Farbowane baby pomalowanymi paznokciami, skośnoocy gastarbeiterzy dłońmi pełnymi odcisków, uczniowie paluszkami jak zapałki, wszyscy rozgrzebują coś w ekranach, wszyscy mają za tymi szybkami jakieś...

więcej Pokaż mimo to