-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Lekka i przyjemna opowieść w sam raz na długie, jesienne wieczory.
Zaskoczyło mnie, że mimo przewidywalnego schematu fabuły, czytało się dobrze. Autorka większość akcji opowiedziała w świetnych dialogach; dynamicznych, naturalnie brzmiących, dobrze skonstruowanych.
Czytanie tego typu książek, to jak oglądanie "Pretty Woman" - wiemy, jak się skończy, a i tak z wypiekami na twarzy śledzimy akcję, kibicując bohaterom.
"Nie mój jedyny" to dowód na to, że literatura popularna nie musi być niska, że może być naprawdę poprawnie napisana i może rozbudzać w czytelniku znacznie większe emocje, niż można by się tego było spodziewać.
Polecam, ArtMagda.
Lekka i przyjemna opowieść w sam raz na długie, jesienne wieczory.
Zaskoczyło mnie, że mimo przewidywalnego schematu fabuły, czytało się dobrze. Autorka większość akcji opowiedziała w świetnych dialogach; dynamicznych, naturalnie brzmiących, dobrze skonstruowanych.
Czytanie tego typu książek, to jak oglądanie "Pretty Woman" - wiemy, jak się skończy, a i tak z wypiekami...
Coraz częściej mam wrażenie, że jak publikuje książkę ktoś znany, ale jednocześnie nie będący pisarzem, to wydawnictwo nie fatyguje się o poprawną korektę i redakcję tekstu. Jakby fakt, że treść sygnowana jest znanym nazwiskiem był wystarczający, a przecież nie jest. Nie każdy celebryta ma zdolności pisarskie. Ba! Zdecydowana większość nie ma i to praca redaktora właśnie, by mu pomóc ubrać w słowa nieuczesane myśli.
Kolejna lektura tylko utwierdza mnie w tym przypuszczeniu. Książka Grażyny Jagielskiej pełna jest błędów, które skutecznie rozpraszały moją uwagę i odciągały od fabuły. Nie chodzi nawet o literówki, czy kończenie zdania przecinkiem zamiast kropką, bo to się zdarza, choć nie powinno, najlepszym wydawnictwom. Chodzi mi natomiast o liczne powtórzenia całych zdań. Na dwóch stronach czytamy: "Schowała dłonie pod stół", "Dłonie ukryła pod stołem" i "Jej dłonie były pod stołem". Męczące, prawda? A wszystko w trzech akapitach następujących po sobie jeden po drugim! Takich przykładów można wiele namnożyć niestety. W efekcie czytając miałam wrażenie, że trzymam w rękach brudnopis autorki. Coś chce mi przekazać, nawet niemal dostrzegam celność spostrzeżeń, ale w ostatniej chwili ulatują one niezdefiniowane poprawnie. Znikają pod ciężarem irytujących pomyłek w tekście.
Niestety sama fabuła również do mnie nie przemówiła. Temat poszukiwania własnej tożsamości jest dobry. Motyw pobytu w szpitalu psychiatrycznym intrygujący. Samotna podróż, dosłowna, geograficzna też bardzo ciekawa, jako sposób na odnalezienie siebie. Ale całość przedstawiona jest zbyt statycznie. Nie porywa, nie porusza.
Książka w moim odczuciu jest niedopracowana, choć ma potencjał i to chyba najbardziej mnie zasmuciło.
ArtMagda.
Coraz częściej mam wrażenie, że jak publikuje książkę ktoś znany, ale jednocześnie nie będący pisarzem, to wydawnictwo nie fatyguje się o poprawną korektę i redakcję tekstu. Jakby fakt, że treść sygnowana jest znanym nazwiskiem był wystarczający, a przecież nie jest. Nie każdy celebryta ma zdolności pisarskie. Ba! Zdecydowana większość nie ma i to praca redaktora właśnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Subiektywne recenzje | ArtMagda
https://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
Lubię powieści obyczajowe, za ich lekkość przekazu i trafność spostrzeżeń. Dobra literatura popularna nie powinna kreować postaci powierzchownych i fabuły banalnej, przewidywalnej. Przeciwnie. Powinna odrysować wyrazistych bohaterów, realnych w swoich emocjach i zachowaniach, z którymi bez trudu czytelnik mógłby się identyfikować.
Niestety często można się rozczarować, dlatego wielu z was nie sięga po literaturę kobiecą obawiając się typowego, płytkiego romansu. Również i ja ze sporym dystansem podchodzę do nowości, które choć w małym stopniu wpisują się w ten gatunek. Rynek wydawniczy zasypuje nas niezliczonymi tytułami, ale na wiele z nich nie warto nawer spojrzeć. Niezmiennie od lat sądzę, że lepiej poświęcić godzinę bliskim i nie przeczytać nic, niż czytać złe książki. Jeżeli więc sięgasz po lekturę, to niech to będzie twój świadomy wybór, twoja inwestycja w rozwój osobisty, a nie marnowanie czasu na miałkie teksty.
ArtMagda recenzje książek, subiektywnie
Skąd taki wstęp mojej dzisiejszej recenzji? W pierwszej chwili, gdy przeczytałam zapowiedź wydawnictwa i zobaczyłam okładkę książki Krystyny Mirem "Większy kawałek nieba" zawahałam się, czy warto. Jestem z wami szczera, nieufnie spoglądam na ckliwe okładki, zwłaszcza gdy dotyczą współczesnej, polskiej literatury popularnej. Na szczęście powieść Krystyny Mirek okazała się wartościową lekturą, a autorka czujnym, wrażliwym obserwatorem sprzecznych uczuć, jakie nami rządzą. Wiele tu trafnych spostrzeżeń, celnych komentarzy podsumowujących zachowania bohaterów. Głos autorki nie jest jednak nachalny, nie wypycha się na powierzchnię, by brylować złotymi myślami. Pisarka pozostawia czytelnikowi szerokie pole do samodzielnej analizy, subtelnie tylko ukierunkowuje jego myśli. To niecodzienne, by powieść obyczajowa niosła tak duży ładunek emocjonalny, by poruszała tak wrażliwe struny i zmuszała do refleksji. Dodatkowym plusem jest fakt, że choć fabuła porusza trudne tematy, jak dzieciństwo bohaterki w domu z ojcem alkoholikiem, śmierć matki, czy samotność w dorosłym życiu, to całość ma bardzo pozytywny wydźwięk. Śmiało mogę napisać, że to powieść pokrzepiająca, jak mocna dłoń przyjaciela poklepująca cię po ramieniu.
Akcja rozgrywa się w dialogach, co pozwala na szybką lekturę. Są one spójne, dynamiczne i naturalne, bez sztucznego zadęcia, a bohaterowie używają słów, jakie faktycznie wymawia się w luźnych konwersacjach. To ważne, bo niestety wielu pisarzy najeża swoje książki słownictwem zbyt górnolotnym, jakby to potoczne nie było wystarczające, jakby nie było dość dobre. Przynosi to jednak odwrotny efekt, książka staje się jak wydmuszka - w pierwszej chwili oczarowuje zewnętrznym pięknem, a po chwili rozczarowuje pustym wnętrzem.
Powieść Krystyny Mirek jest wielowątkowa. Historie bohaterów przeplatają się płynnie, a oni sami z każdą stroną pozwalają nam poznać się lepiej. Są przy tym bardzo wiarygodni i budzą sympatię, śmiało można się z nimi identyfikować, co jest dużą wartość samą w sobie. Czytamy przecież po to, by nie czuć się samotni, by odnajdywać podobnych nam ludzi, podobne przeżycia i przemyślenia. Świadomość, że jest na świecie ktoś, kto myśli, czuje, patrzy tak samo jak ja - jest budująca. Nie bez powodu naszymi ulubionymi książkami stają się te, z których bohaterami możemy się utożsamić.
Wydawca zapowiada ciąg dalszy historii Igi i Wiktora. Najlepszą rekomendacją książki i podsumowaniem tej subiektywnej recenzji niech będzie więc moja deklaracja, że z ogromną przyjemność sięgnę po drugi tom "Większy kawałek nieba". Polecam bardzo. ArtMagda.
Subiektywne recenzje | ArtMagda
https://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
Lubię powieści obyczajowe, za ich lekkość przekazu i trafność spostrzeżeń. Dobra literatura popularna nie powinna kreować postaci powierzchownych i fabuły banalnej, przewidywalnej. Przeciwnie. Powinna odrysować wyrazistych bohaterów, realnych w swoich emocjach i zachowaniach, z którymi bez...
Książki z Paryżem w tle zawsze przyciągają moją uwagę. Mam słabość do wszystkiego, co związane jest z Francją i nie zamierzam tego ukrywać. A Paryż ma szczególne miejsce w moim sercu. Czytam więc kolejne historie z zapartym tchem i próbuję uchwycić obraz miasta, które tak mocno zapadło mi w pamięci. Paryż się zmienia, Paryż nigdy nie ma końca. Jest jak żywa istota, pulsuje życiem, miłością, najskrytszymi pragnieniami.
"Siedem listów z Paryża" to debiutancka, autobiograficzna powieść Samanthy Verant, która miała swoją premierę w czerwcu nakładem Wydawnictwa Muza. Jest to opowieść przeznaczeniu, o tym że nic nie dzieje się przez przypadek i że prawdziwa miłość zawsze nas znajdzie, nawet po 20 latach milczenia.
Historia ciekawa, zwłaszcza że wydarzyła się naprawdę. Dwoje młodych ludzi poznaje się przypadkiem w paryskiej restauracji i spędza ze sobą magiczną noc w mieście świateł. Ona Amerykanka, on Francuz. Wiele ich dzieli, ale jak się okazuje jeszcze więcej łączy. Gdy małżeństwo Samanthy rozpada się, a ona w wieku 40 lat staje na życiowym zakręcie, odżywają w niej wspomnienia o przystojnym Francuzie i jego siedmiu listach pełnych czułości. Listach, na które nigdy nie odpowiedziała.
Musiała dojrzeć do odważnych zmian w życiu. Musiała najpierw wszystko stracić, by zrozumieć jak wiele może zyskać ufając intuicji. Musiała poznać swoją wartość i uwierzyć w siebie, zwłaszcza gdy słabe relacje rodzinne latami podkopywały jej samoocenę. Samatha potrzebowała aż 20 lat, by podjąć tę najważniejszą decyzję, choć już od pierwszej chwili czuła że mężczyzna, którego spotkała w Paryżu, jest wyjątkowy. Zagubiona, oszołomiona, nie ufała swoim uczuciom. Przeznaczenie okazało się jednak cierpliwe i doprowadziło do szczęśliwego zakończenia. Brzmi nieco naiwnie i banalnie? Ale takie przecież jest życie. Proste. I dlatego pisze najlepsze scenariusze.
Wszystko byłoby dobrze, byłaby to naprawdę ciekawa powieść, gdyby nie fakt, że już na początku autorka zdradza jej zakończenie. Wiemy, że Samantha odnajdzie Jean-Luca. Nie ma żadnych zwrotów akcji, żadnych przeszkód, komplikacji, wszystko toczy się jak po maśle. Czytamy więc bez zaangażowania, nie ma komu kibicować, nie ma co snuć domysłów, wyobraźnia nie ma nad czym pracować. I choć język i styl powieści miło mnie zaskoczyły, to jednak zbyt przewidywalna fabuła rozczarowała.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka jest lekka i przyjemna w odbiorze. Bohaterowie budzą sympatię i gdzieś w tyle głowy słyszymy lekką nutkę zazdrości. Kto nie chciałby przeżyć tak romantycznej historii pełnej namiętności i to z Paryżem w tle! Jeżeli więc szukasz niezobowiązującej lektury na letnie wieczory, to sięgnij po "Siedem listów z Paryża".
https://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
Książki z Paryżem w tle zawsze przyciągają moją uwagę. Mam słabość do wszystkiego, co związane jest z Francją i nie zamierzam tego ukrywać. A Paryż ma szczególne miejsce w moim sercu. Czytam więc kolejne historie z zapartym tchem i próbuję uchwycić obraz miasta, które tak mocno zapadło mi w pamięci. Paryż się zmienia, Paryż nigdy nie ma końca. Jest jak żywa istota, pulsuje...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znasz to uczucie, gdy książka jest tak dobra, że pod koniec lektury zwalniasz tempo czytania, by odwlec nieuniknione zakończenie? Przewracasz ostatnią stronę i wiesz, że poczucie niedosytu będzie uwierać jeszcze długi czas. Dopiero co zaprzyjaźniłeś się z bohaterami, dopiero co wgryzłeś się w intrygę, a tu koniec historii i radź sobie sam czytelniku z domysłami, co było dalej.
Autorzy bywają jednak łaskawi, zwłaszcza jeżeli są świadomi oczekiwań czytelników. Zdarza się, że piszą kolejną część powieści pozwalając nam na ponowne spotkanie z ulubionymi bohaterami. "Wszystkie kolory nieba" to dalsze losy Igi i Wiktora, których mogliście poznać w "Większym kawałku nieba" - powieści obyczajowej Krystyny Mirek. I tak jak przy pierwszej recenzji, tak i teraz mam same pozytywne wrażenia po lekturze.
Książkę czyta się szybko i płynnie, naturalne dialogi narzucają wysokie tempo. Bohaterowie naszkicowani w pierwszej części teraz pozwalają poznać się lepiej, a przedstawiony świat nabiera realnych kształtów. Autorka odmalowuje zdarzenia w sposób autentyczny, prosty i szczery. Czytelnik wpada w środek historii, angażuje się w nią bez chwili wahania i z ogromnym zaciekawieniem obserwuje rozwój sytuacji. Powiększa się także wachlarz postaci, a każda z nich wzbogaca fabułę o niebanalne wątki. Czujnym, niezwykle wrażliwym okiem autorka obserwuje świat i związki międzyludzkie dzieląc się z nami trafnymi spostrzeżeniami.
Niecodziennym doświadczenie już od samego początku książki było dla mnie poczucie, że czytam o kimś, kogo dobrze znam. Wiedziałam, jak zachowa się Iga w bezpośredniej konfrontacji z roszczeniowym ojcem alkoholikiem. Wiedziałam też jakie targają nią wątpliwości, co do słuszności podjętych decyzji i obranej drogi. Wiedziałam w końcu, że ma w sobie dość siły, by zawalczyć o swoje szczęście. Przewracałam kolejne strony i czułam, jak narasta we mnie poczucie sympatii, jakbym czytała o bliskiej osobie. Jest to zapewne cecha wielu książek, które powstają jako kontynuacje historii i duże ułatwienie dla czytelnika - wejść na dzień dobry w dobrze znaną scenerię. Ale też istnieje ryzyko, że autor nie będzie w stanie drugi raz zbudować takiego napięcia i niczym nas już nie zaskoczy. Na szczęście Krystyna Mirek poradziła sobie znakomicie.
"Wszystkie kolory nieba" to powieść obyczajowa z historią tajemniczego pierścionka w tle. To pokrzepiająca i ciepła opowieść o tym, że warto uwierzyć w sobie i świadomie realizować swoje marzenia.
Książka "Wszystkie kolory nieba" ma oficjalna premierę 18 sierpnia 2016, ale w księgarni internetowej Wydawnictwa Znak możecie kupić ją już dziś. Polecam, ArtMagda.
Znasz to uczucie, gdy książka jest tak dobra, że pod koniec lektury zwalniasz tempo czytania, by odwlec nieuniknione zakończenie? Przewracasz ostatnią stronę i wiesz, że poczucie niedosytu będzie uwierać jeszcze długi czas. Dopiero co zaprzyjaźniłeś się z bohaterami, dopiero co wgryzłeś się w intrygę, a tu koniec historii i radź sobie sam czytelniku z domysłami, co było...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znacie to uczucie, gdy tak wiele oczekujecie od książki, a tak niewiele wam po niej pozostaje? Jak jest cała kiepska, to pół biedy. Gorzej, jak jest dobra, naprawdę świetnie napisana, a jednak jakiś niedosyt pozostawia. Może nie rozczarowanie - bo to za duże słowo - ale jednak lukę, przestrzeń, której nie wypełniły słowa, nawet najprecyzyjniej skrojone.
"Piękne życie" to najnowsza książka amerykańskiej autorki Shauny Niequist, która ukazała się w lipcu na polskim rynku nakładem Wydawnictwa Znak. Okładka, trzeba przyznać, jest zachwycająca; przyjemna w dotyku faktura płótna i baśniowy, naszkicowany z fantazją kwiat, przeplatający się między literami. Karty z wysokiej jakości papieru, wytonowana czcionka, czytelny podział na rozdziały. Już samo trzymanie w rękach takiego egzemplarza to radość dla miłośnika książek - dopieszczenie jego potrzeb estetycznych.
Piękna okładka podkreśla tytułowe piękno życia. To nie przypadek, a trafny zamysł wydawniczy - jestem pod wrażeniem.
Świetny jest także styl autorki; lekki, płynny, przejrzysty. Nic tu nie zacina, nie zgrzyta, nie zamęcza czytelnika. Autorka snuje swoją opowieść tak swobodnie, że niemal od niechcenia. Celnie dobiera słowa, układając zgrabne akapity i formułuje niebanalne przemyślenia. Zmusza do pochylenia się nad własnym życiem i to jest bez wątpienia największa siła jej przekazu.
Problem jednak w tym, że w ostatnim czasie sporo książek opiewających proste, minimalistyczne życie pojawiło się na rynku. Przeczytałam co najmniej kilka tytułów o potrzebie zatrzymania się, przewartościowania, odrzucenia pędu cywilizacyjnego i cieszenia się wspólnymi chwilami z bliskimi. Być może więc dlatego nic mnie tu nie zaskoczyło. Pozostał niedosyt.
Droga, jaką pokonała autora, by przestać starać się zadowolić wszystkich i w końcu zatroszczyć się o siebie - okazała się naturalną koleją rzeczy. Człowiek o rozbudzonej świadomości może odmienić swój los i Shauna Niesquist tego właśnie dokonała. Z zapracowanej, zabieganej, notorycznie przemęczonej matki stała się wyciszoną, zasłuchaną we własne potrzeby kobietą. To piękna przemiana. I warto czerpać z mądrości Shauna Niequist.
Dużą rolę w procesie przemiany - procesie odzyskiwania siebie, odegrała głęboka wiara pisarki. I tu pojawia się pytanie; czy pisanie o konkretnej religii i opierania się na sztywnym kręgosłupie etycznym, jaki ona dyktuje, trafi do każdego czytelnika? Mam wątpliwości, zwłaszcza że mi samej wychwalanie znaczenia modlitwy i poczucia wspólnoty religijnej chwilami uwierało. A z zapowiedzi wydawcy nic nie wskazywało, że będzie to opowieść tak mocno zakorzeniona religijnie.
Dlatego mam mieszane odczucia po lekturze "Pięknego życia". Ani to poradnik, ani powieść. Raczej opowieść przyjaciela, który ciepłym gestem zaprasza, byś usiadł obok niego na werandzie i wysłuchał jego historii. A to czy coś z niej wyniesiesz zależy od tego, na jakim etapie własnej drogi jesteś.
Jeżeli czujesz, że twoje życie nabrało niebezpiecznej prędkości, to ta książka pomoże ci się zatrzymać. Zawsze warto spróbować i ocenić samemu. ArtMagda.
Znacie to uczucie, gdy tak wiele oczekujecie od książki, a tak niewiele wam po niej pozostaje? Jak jest cała kiepska, to pół biedy. Gorzej, jak jest dobra, naprawdę świetnie napisana, a jednak jakiś niedosyt pozostawia. Może nie rozczarowanie - bo to za duże słowo - ale jednak lukę, przestrzeń, której nie wypełniły słowa, nawet najprecyzyjniej skrojone.
"Piękne życie" to...
2015-11-05
Książki podróżnicze czyta się inaczej niż klasyczne powieści. Albo człowiek wpada w tę historię po uszy i niemal czuje każdy kamień pod stopami autora na opisywanej przez niego ścieżce, albo stoi obok i tylko przygląda się kolejnym slajdom jego podróży. Nie jest to wiec łatwy gatunek literacki, ani dla autora, ani dla czytelnika. Nie wystarczy pasjonować się podróżami, by z tym samym zapałem pochłaniać książki podróżnicze.
Co zatem przekonało mnie do tej lektury, skoro chcę Wam o niej napisać? Niezwykła osobowość autorki, jej nieustanny, podskórny przymus poszukiwania, szczere zaciekawienie światem, ogromna wrażliwość i czujność na każdy detal. Jej bycie otwartym na wszystko, co przynosi kolejny dzień podróży, jej godny pozazdroszczenia dystans do samej siebie i nietuzinkowe poczucie humoru. Czytasz o wyprawach, zwiedzasz z Mają świat i poznajesz ludzi, których spotyka, ale przede wszystkim poznajesz niezwykłą kobietę i w głębi duszy czujesz, że chciałabyś być jak ona! Maja pewnym krokiem przemierza Amerykę Południową oraz Azję, a Ty wraz z nią odkrywasz najdziwniejsze zakamarki tych kontynentów, przeróżne zwyczaje tamtejszych mieszkańców, ich barwną kulturę i egzotyczną kuchnię. Łapiesz stopa do kolejnego miasteczka, śpisz na opustoszałej plaży, czy zajadasz się wysuszonym kurczakiem z rozgotowaną fasolą. Odważnie, choć nie wiadomo co czai się za rogiem, ale też rozsądnie, bo samotna kobieta w podróży musi zachować zimną krew w każdej sytuacji, mieć zapewnione minimum komfortu, nawet jeżeli to minimum oznacza jeden kubek wody w roli całego prysznica.
Zachwyt Mai Ci się udziela, czy tego chcesz czy nie, bo filozofia 'majubaju' jest zaraźliwa! Dlatego właśnie zachęcam Was do lektury. Czasami warto pozwolić sobie na małe szaleństwo, dać się porwać przygodzie, a 'majubaju' dokładnie to Wam gwarantuje :)
Gorąco polecam!
ArtMagda.
http://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
Książki podróżnicze czyta się inaczej niż klasyczne powieści. Albo człowiek wpada w tę historię po uszy i niemal czuje każdy kamień pod stopami autora na opisywanej przez niego ścieżce, albo stoi obok i tylko przygląda się kolejnym slajdom jego podróży. Nie jest to wiec łatwy gatunek literacki, ani dla autora, ani dla czytelnika. Nie wystarczy pasjonować się podróżami, by z...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na jakiś czas odstawiłam czytanie, zniechęcona ilością kiepskich książek, o których napisałam wam w trzech ostatnich postach. Dosyć już miałam tych rozczarowań, tych miałkich powieści, nijakich bohaterów i słów nadmuchanych niczym wydmuszki.
Historia Mademoiselle Oiseau, recenzja, ArtMagda, Literackie
Ale nie czytać, to jak nie oddychać. A ja nie umiem długo wytrzymać bez powietrza. Kolejny raz złą passę przerwała publikacja Wydawnictwa Literackiego. Kolejny, bo już zimą dopadło mnie potworne znużenie ckliwymi opowiastkami w tematyce około świątecznej. Szczęśliwie jednak w moje ręce trafiła wtedy bardzo dobrze napisana powieść "Życie motyli" - właśnie Wydawnictwa Literackiego - i wyrwała mnie ostatecznie z zimowego snu nie czytania.
Raz - to przypadek. Dwa razy - to już reguła. Jeżeli chcesz dostać dobrą prozę, to sięgnij do dobrego wydawnictwa.
"Historia Mademoiselle Oiseau" to balsam dla mojej romantycznej, humanistycznej duszy. Jest to opowieść tak uniwersalna, że zarówno dzieci będą słuchać jej z zapartym tchem, jak i dorośli.
Historia Mademoiselle Oiseau, recenzja, ArtMagda, Literackie
Najpierw nacieszyłam oczy perfekcyjnym wydaniem, dużym formatem, zgrabną czcionką. Następnie pokazałam swoim synom przepiękne ilustracje: grubą, czarną kreskę przechodzącą w rozlane akwarele, ogrom detali i intensywność kolorów. Zaciekawieni zaczęli liczyć ile kotów ukryło się na pierwszym obrazie. Wyszukiwali ptaszki, piórka, guziki i pompony. Kartkowali książkę, tropiąc kolejne rysunki. Obserwowałam zaskoczona, z jaką łatwością weszli w ten niezwykły świat Mademoiselle Oiseau, a gdy zaczęłam czytać im jej historię, słuchali z otwartymi buziami.
I to jest właśnie magia tej książki. Może czytać ją każdy - od pięciu do stu pięciu lat - i każdy pokocha te dwie, nietuzinkowe Paryżanki: ekscentryczną Mademoiselle Oiseau i nieśmiałą Izabelę.
Historia rozegrana jest na pograniczu rzeczywistości i bajki. Izabelę poznajemy w chwili, gdy jest bardzo nieśmiałą dziewczynką, czującą się tak niepewnie we własnej skórze, że niemal staje się niewidzialna. Przypadkowo trafia do mieszkania sąsiadki, która otwiera przed nią niezwykły świat bajecznych kolorów, magicznych tarasów, niezliczonej ilości kotów i francuskich makaroników. Izabela - nie mając żadnej alternatywy - zagłębia się w ten świat bez wahania i prowadzi nas przez brukowane uliczki Paryża, bujne ogrody, poddasza pełne eleganckich sukien i kapeluszy. Każdy kolejny dzień przynosi nową przygodę. I nową lekcję życia - tak dla Izabeli, jak i dla czytelnika.
Jestem pod wrażeniem warsztatu autorek, tego jak płynnie prowadzą fabułę cienką linią pomiędzy snem a jawą. Tego jak zgrały swoje dwa głosy, by stworzyć jedną, spójną historię. Doświadczenia Izabeli są piękną alegorią poczucia odrzucenia, nieśmiałości i zarazem szukania akceptacji, szukania siebie. Mademoiselle Oiseau uczy dziewczynkę, jak doceniać drobne przyjemności, jak cieszyć się życiem.
Zdaniem Wandy Chotomskiej "Książki dla dzieci trzeba pisać tak, by dorośli się nie zanudzili, czytając je dzieciom". I tak właśnie napisana jest ta opowieść.
Gorąco polecam - małym i dużym czytelnikom - ArtMagda.
Na jakiś czas odstawiłam czytanie, zniechęcona ilością kiepskich książek, o których napisałam wam w trzech ostatnich postach. Dosyć już miałam tych rozczarowań, tych miałkich powieści, nijakich bohaterów i słów nadmuchanych niczym wydmuszki.
Historia Mademoiselle Oiseau, recenzja, ArtMagda, Literackie
Ale nie czytać, to jak nie oddychać. A ja nie umiem długo wytrzymać bez...
O książce pt. "Twoje drugie życie zaczyna się, kiedy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno" Raphaelle Giordano najpierw usłyszałam od znajomej, mieszkającej we Francji. Tam ponoć tytuł szybko stał się bestsellerem, a koleżanka przekonywała mnie, że muszę koniecznie ją przeczytać, że się w niej zakocham i że odmieni moje życie! Aż tak desperacko odmiany nie potrzebowałam, ale zaintrygowana poczytałam opinie francuskich blogerów i faktycznie na same "ochy i achy" trafiałam. Dopisałam więc tytuł do listy 'must read' i czekałam na polski przekład. Gdy okazało się, że książka została wydana przez Wydawnictwo Muza, bez zastanowienia po nią sięgnęłam.
Problem jednak w tym, że spodziewałam się opowieści o tym, jak dokonać przemiany w sposobie myślenia, podpartej wiedzą psychologiczną, a otrzymałam niepoważną opowiastkę o wymyślonej przez autorkę rutynologii - chorobie, która nas męczy, gdy wpadamy w rutynę dnia codziennego.
Sam pomysł jest ciekawy, ale fabuła tak przewidywalna, że niemal odgadywałam, jakie będą kolejne kroki bohaterki. Lektura była niczym słuchanie płyty, którą zna się na pamięć: pod koniec pierwszego utworu już wiemy, jaki zabrzmi następny.
A ja lubię, gdy książka mnie zaskakuje, gdy bohater dokonuje wyborów, których się nie spodziewam. Może za dużo książek psychologicznych przeczytałam, by ta lekka formuła do mnie przemówiła? A może już tak głęboko popadłam w rutynologię, że nie ma dla mnie ratunku? ;)
ArtMagda
O książce pt. "Twoje drugie życie zaczyna się, kiedy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno" Raphaelle Giordano najpierw usłyszałam od znajomej, mieszkającej we Francji. Tam ponoć tytuł szybko stał się bestsellerem, a koleżanka przekonywała mnie, że muszę koniecznie ją przeczytać, że się w niej zakocham i że odmieni moje życie! Aż tak desperacko odmiany nie potrzebowałam,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Noc ognia" Erica-Emmanuela Schmitta, to książka autora którego dotychczas zawsze kupowałam w ciemno. Książka nie jest zła. Ba, nawet napisałabym, że jest dobra, gdybym nie czytała wcześniejszych jego tytułów. Ale przeczytałam osiemnaście i ten konkretny po prostu nie zachwyca.
Schmitt jest niekwestionowanym mistrzem krótkich form literackich. Jego książki są skarbnicą złotych myśli. Czytając, często podkreślam zgrabne akapity, zachwycam się grą słów i trafnością przekazu. Schmitt to przede wszystkim filozof, który celnie wypunktowuje ludzkie słabości i rozkłada na czynniki pierwsze naturę człowieka.
W "Nocy ognia" nagle pojawia się Bóg, pojawia się siła wyższa, która kieruje działaniami i poglądami głównego bohatera. I to mi zgrzyta. Dotychczas Schmitt skupiał się na człowieku i sile emocji, które nim rządzą. Nawet gdy poruszał tematykę religijną (bo i takie jego książki czytałam), robił to z dystansu, zawsze konstruując niejednoznaczne opinie. To czytelnik miał ostatnie zdanie. Dotychczas także wyraźnie przeważały wątpliwości autora, co do wiary współczesnego człowieka.
W "Nocy ognia" tych wątpliwości nie ma. A to już nie jest 'mój' Schmitt. To nadal świetny pisarz, dramaturg i filozof - bez wątpienia. Ale przed zakupem kolejnej jego książki zastanowię się trzy razy.
ArtMagda
"Noc ognia" Erica-Emmanuela Schmitta, to książka autora którego dotychczas zawsze kupowałam w ciemno. Książka nie jest zła. Ba, nawet napisałabym, że jest dobra, gdybym nie czytała wcześniejszych jego tytułów. Ale przeczytałam osiemnaście i ten konkretny po prostu nie zachwyca.
Schmitt jest niekwestionowanym mistrzem krótkich form literackich. Jego książki są skarbnicą...
O "Dzikiej drodze" Cheryl Strayed po raz pierwszy przeczytałam na portalu lubimyczytac.pl. Późnej trafiałam na recenzje blogerów zachwycających się niezwykłą historią dziewczyny, która w poszukiwaniu siebie wyrusza samotnie na szlak. W rankingach bestsellerów tytuł szybko piął się w górę, a w jednym z wywiadów z redaktorką Wydawnictwa Znak usłyszałam, że to najlepsza książka, jaką wydali w ostatnim czasie. Zachęcona tak pozytywnymi opiniami skusiłam się oczywiście.
Lubię powieść drogi, lubię obserwować jak bohater zmienia się i dojrzewa wraz z każdym kolejnym krokiem. Traumatyczne przeżycia, jak śmierć matki, sprzyjają drastycznym zmianom w życiu. Nie dziwi więc, gdy bohaterka rozwodzi się, ani gdy rzuca pracę. Nie dziwi także, gdy popełnia błędy, wpada w ramiona przypadkowych mężczyzn i zatraca się w narkotykowym nałogu. Wszystko jest przewidywalne. Ale czytam dalej z nadzieją, że gdzieś ten fenomen książki musi się ukrywać. Pewnie na następnej stronie.
Pod wpływem impulsu bohaterka decyduje się wyruszyć w samotną, niezwykle karkołomną podróż. I tu dopiero zaczyna się ciekawa historia. Mierząc się z własnymi słabościami i przeciwnościami niedostępnej drogi, Cheryl przechodzi trudny proces oczyszczenia. Na nowo buduje siebie. Dojrzewa.
I wszystko byłoby dobrze, znów napisałabym, że to dobra książka, gdyby nie nużące opisy technicznej strony podróży. W pewnym momencie czytanie o linkach, nożach, konserwach i błocie na włosach zaczyna mi tak uwierać, że przeskakuję całe akapity. Odkładam książkę kilka razy, zniechęcona toporną terminologią wyposażenia plecaka. Przesłanie jest piękne, a proces przemiany bohaterki ładnie przedstawiony, ale wciąż mam mieszane uczucia - bo czy bestsellerem nie powinna być książka, którą czytam z zapartym tchem od deski do deski?
ArtMagda
O "Dzikiej drodze" Cheryl Strayed po raz pierwszy przeczytałam na portalu lubimyczytac.pl. Późnej trafiałam na recenzje blogerów zachwycających się niezwykłą historią dziewczyny, która w poszukiwaniu siebie wyrusza samotnie na szlak. W rankingach bestsellerów tytuł szybko piął się w górę, a w jednym z wywiadów z redaktorką Wydawnictwa Znak usłyszałam, że to najlepsza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rozczarowanie, które być może wynika z mojej niewiedzy. Może nie doceniam kunsztu? Długo miałam problem, by napisać cokolwiek o tej książce, bo jednak Wydawnictwo Literackie nobilituje - tu już nie ma miejsca na szmery, bajery - tu wchodzi w grę wysoka literatura.
Zaczytywałam się kolejnymi tomami Knausgarda. Podziwiałam siłę prostych słów, opisujących proste życie. Gdy więc Wydawnictwo Literackie wydało "Osaczenie" Carla Frode Tiller, nazywając autora anty-Knausgardem, zaintrygowana sięgnęłam po książkę.
Na początku akcja idzie jako taka, ale im dalej w las, tym ciemniej i nie ma ratunku. Dobrnęłam do końca, choć już w połowie chciałam książkę cisnąc w kąt. Dobrnęłam zawiedziona - bardziej wydawnictwem, niż książką.
Straciłam czas na lekturę czegoś, co nijak się ma do moich potrzeb literacko-estetycznych. Rozumiem zamysł autora - pisanie o rzeczach prostych w najprostszy sposób. W wersji u Knausgarda bardzo to lubi!
"Osaczenie" jest jednak zbyt męczące. Konstrukcja powolnego odsłaniania puzzli, poprzez rzucanie światła z różnych punktów widzenia, jest ciekawa - to muszę przyznać. Ale gubiłam się podczas lektury w wątkach, miejscach, datach i postaciach. Wracałam do wcześniejszych rozdziałów. Robiłam notatki. I wszystko to na nic! Tkwiłam w przewlekłym rozdrażnienie. Irytował mnie ton narratora. Skończyłam umęczona lekturą, jak nigdy dotąd. Być może po prostu nie dojrzałam do tej książki.
ArtMagda.
Rozczarowanie, które być może wynika z mojej niewiedzy. Może nie doceniam kunsztu? Długo miałam problem, by napisać cokolwiek o tej książce, bo jednak Wydawnictwo Literackie nobilituje - tu już nie ma miejsca na szmery, bajery - tu wchodzi w grę wysoka literatura.
Zaczytywałam się kolejnymi tomami Knausgarda. Podziwiałam siłę prostych słów, opisujących proste życie. Gdy...
Rozczarowanie tym większe, że zachwycałam się jej "Podróżną w stronę czerwieni" i tak łasa byłam na następną lekturę tej autorki. Powieść jest tak źle napisana, że czułam się zażenowana podczas lektury. Tylko ja widzę te mankamenty? Tę niespójność akcji, przegadanie wielu wątków (które redaktor Muzy powinien po prostu wywalić) i przekarmienie czytelnika? Tylko ja dostrzegam, jak autorka męczyła się, budując główną postać? Ciekawe przesłanie powieści zatonęło pod złą formą książki. Niestety.
Najwidoczniej miałam zbyt duże oczekiwania. Szkoda wielka, choć wierzę, że autorka się rozwija - "Podróż w stronę czerwieni" jest kolejnym tytułem po "Próżnej" i już znacznie lepszym. A teraz na rynku pojawił się następny i liczę, że autorka utrzymuje tendencję wzrostową. Wierzę, że rozwija swój warsztat, wyciąga wnioski i z każdym tytułem staje się coraz lepszą pisarką.
Proza Sylwii Zientek ma potencjał. Ma szansę stać się kultową. Tylko potrzeba szlifu. W "Próżnej" go zabrakło.
Nie polecam, ArtMagda.
Rozczarowanie tym większe, że zachwycałam się jej "Podróżną w stronę czerwieni" i tak łasa byłam na następną lekturę tej autorki. Powieść jest tak źle napisana, że czułam się zażenowana podczas lektury. Tylko ja widzę te mankamenty? Tę niespójność akcji, przegadanie wielu wątków (które redaktor Muzy powinien po prostu wywalić) i przekarmienie czytelnika? Tylko ja...
więcej mniej Pokaż mimo to
Absolutnym kiczem i zagadką, dlaczego to zostało w ogóle wydane, jest druga książka Pauliny Wnyk Crepy "Szpilki, Paryż i miłość". Już pierwszy tytuł wzbudził moje wątpliwości "Mój Paryż, moja miłość". Ale skusiłam się na drugi, mając nadzieję, że inteligentny redaktor pokieruje słowotokiem modelki, aspirującej do miana pisarki. Niestety, książki czytać się nie da. Nudzi banałami, zalewa przewidywalnymi schematami i irytuje. Jak można tak ciekawą, autentyczną historię, ubrać w tak płytkie słowa? To wydało Wydawnictwo Pascal? Poważnie?
Historyjka jakich znamy tysiące: ona śliczna, młoda, naiwna trafia na wybiegi Paryża. Już samo słowo "wybieg" ma negatywne konotacje - wybieg psi, zwierzęcy, przedmiotowy. Poznaje Francuza, amor strzela, big love wisi w powietrzu i wszystko kończy się happy endem. To po co to czytać, skoro znamy zakończenie? Po co przebijać się przez słabe akapity, skoro pointa zamiast bawić - nudzi?
Po nic. I dlatego odradzam. Strata czasu. A szkoda, bo dobry redaktor w dobrym wydawnictwie wiedziałby, co z tym tekstem zrobić.
Nie polecam, ArtMagda.
Absolutnym kiczem i zagadką, dlaczego to zostało w ogóle wydane, jest druga książka Pauliny Wnyk Crepy "Szpilki, Paryż i miłość". Już pierwszy tytuł wzbudził moje wątpliwości "Mój Paryż, moja miłość". Ale skusiłam się na drugi, mając nadzieję, że inteligentny redaktor pokieruje słowotokiem modelki, aspirującej do miana pisarki. Niestety, książki czytać się nie da. Nudzi...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak to jest z tymi poradnikami? Dlaczego jedni je uwielbiają, sięgają po wszystkie tytuły z danej dziedziny, drążą zagadnienie, poszerzają wiedzę, a inni patrzą krzywym okiem, nie ufają, nie traktują poważnie? Czy odpowiedź tkwi w czytelniku - jesteśmy różni więc różne lektury lubimy? Czy może w poradniku, w tym przez kogo został napisany i jakim językiem?
Diabeł zawsze tkwi w szczególe, tak jest i tym razem :)
Dobry poradnik to nie tylko zbiór informacji na dany temat, to przede wszystkim, jak nazwa wskazuje, porady autora poparte jego szeroką wiedzą i doświadczeniem. Gdy czytasz dobry poradnik, to masz wrażenie, że na kanapie obok siedzi przyjaciel, słucha i doradza, opowiada zabawne anegdoty, klepie po ramieniu, a gdy trzeba, daje solidnego kopa motywacyjnego, byś w końcu wstał z tej kanapy i zaczął działać.
Taki właśnie jest poradnik Sylwii Królikowskiej "P.R.O.M.O.T.E Awansuj szybciej, zarabiaj więcej". Naprawdę dobrze napisany.
Jeżeli marzysz o podwyżce i/lub awansie, w tej książce znajdziesz proste rozwiązania, które krok po kroku zaprowadzą cię do celu. Autorka opracowała skuteczny model P.R.O.M.O.T.E, który klarownie nakreśla wszystkie niezbędne cechy i zachowania, jakie należy w sobie wypracować, dążąc do awansu zawodowego. Pokazuje jak świadomie kierować karierą i jakie działania podejmować, by szybciej awansować. Autorski model P.R.O.M.O.T.E zawiera także ćwiczenia, zamieszczone na końcu każdego z rozdziałów, które pomogą ci sprawdzić na jakim etapie swojego rozwoju zawodowego jesteś, w jakich sferach jesteś już mocny, a nad jakimi należy jeszcze popracować.
Autorka ma niezwykły dar dzielenia się swoim doświadczeniem tak, by nie zanudzić czytelnika, lecz by wzbudzić w nim pokłady energii, o których istnieniu nie miał dotychczas pojęcia. Każdy akapit zachęca do działania, pokazuje konkretne ścieżki, daje narzędzia i uczy, jak ich używać. Poradnik Królikowskiej rozbudza chęć na zmiany, zmusza do zadania sobie trudnych pytań i zastanowienia się nad własnych zachowaniem w pracy.
Świetny styl książki, bezpośrednie zwracanie się do czytelnika, przejrzysty układ rozdziałów sprawiają, że czyta się płynnie i z dużą przyjemnością. Aż trudno uwierzyć, że to debiut wydawniczy autorki. Królikowska nie owija w bawełnę, nazywa rzeczy po imieniu, jeżeli jesteś leniwy, opryskliwy lub nie lubisz swojej pracy, to masz małe szanse na podwyżkę. Ale jeżeli potrafisz rzetelnie pracować i jesteś otwarty na nowe wyzwania, to warto wczytać się w poradnik i wyciągnąć z niego jak najwięcej.
Podczas wystąpień publicznych autorka płynnie żongluje humorem, imponującym doświadczeniem zawodowym, celnymi pointami oraz fachowym, psychologicznym zapleczem. Jest wulkanem pozytywnej energii, porywa publiczność i widać, że dzielenie się wiedzą sprawia jej ogromną frajdę. Na Fanpage Sylwii znajdziesz wiele nagrań wartych obejrzenia.
Sylwia Królikowska odczarowała całkowicie moje negatywne wyobrażenie o pracy w korporacji i choć sama nie jestem pracownikiem żadnej firmy, to książka okazała się również dla mnie wartościową lekturą. Uświadomiłam sobie, które działania blokują mój rozwój. Zrozumiałam, że sama kreują rzeczywistość swoimi myślami, nastawieniem, a nawet wypowiadanymi słowami.
Cenna lekcja, bardzo polecam, ArtMagda.
Jak to jest z tymi poradnikami? Dlaczego jedni je uwielbiają, sięgają po wszystkie tytuły z danej dziedziny, drążą zagadnienie, poszerzają wiedzę, a inni patrzą krzywym okiem, nie ufają, nie traktują poważnie? Czy odpowiedź tkwi w czytelniku - jesteśmy różni więc różne lektury lubimy? Czy może w poradniku, w tym przez kogo został napisany i jakim językiem?
Diabeł zawsze...
Dziś będzie o dialogu, dialogu wewnętrznym, monologu. Napisanie dobrego dialogu nie jest sprawą prostą. Trzeba oddać wiarygodny ton wypowiedzi, trzeba ująć emocje ukryte w niesionych słowach, trzeba w końcu zbudować scenę, brzmiącą jak najbardziej naturalnie.
Eliza Segiet w swoim debiutanckim utworze scenicznym "Prześwity" pokazała, jak dobre dialogi należy konstruować. Jeżeli piszesz, pracujesz nad swoją powieścią i czujesz, że twoje dialogi kuleją, że czegoś im brakuje lub przeciwnie, czegoś w nich jest za dużo - złoty środek znajdziesz w "Prześwitach". Warto podpatrywać warsztat innych pisarzy, warto czerpać wiedzę i rozwijać swoje pisanie.
"Prześwity" to monodram, w którym główna bohaterka Karina opowiada o swoim zauroczeniu. Historia miłosna w pierwszej chwili wydaje się, jak każda inna: ona oczarowana przystojnym mężczyznom, on niedostępny, żonaty. Ona zaślepiona fizyczną fascynacją, on z każdym krokiem coraz bardziej podejrzany.
Autorce udaje się sprytnie wodzić czytelnika za nos. Gdy już mamy wyrobione zdanie o naiwności Kariny i nieczystym sumieniu Maurycego, następuje zwrot akcji i okazuje się, że nic nadal nie wiemy. Segiet płynnie wplata w dialogi kolejne niedomówienia, celną grę słów i do ostatniej strony nie jesteśmy w stanie przewidzieć pointy utworu.
Bohaterowie odmalowani są delikatną, karykaturalną kreską, absurdalne sceny wywołują uśmiech podczas lektury, ale jednocześnie smutną refleksję nad destrukcyjnym wpływem namiętności. Bohaterka zatraca się w uczuciu niczym nastolatka, nie dostrzega niepokojących sygnałów, brnie w obsesję, graniczącą z obłędem. Idealizuje swój bezzwiązek, wyolbrzymia prześwity szczęścia, którymi karmi rozbuchaną wyobraźnię i uzależnia swoje istnienie od drugiego człowieka do tego stopnia, że nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie.
Całą fabułę udało się autorce zamknąć w formie monologu bohaterki, co jest nie lada wyczynem pisarskim. Wraz z rozwojem akcji Karina przytacza kolejne zdarzenia ze swojego związku z Maurycym, analizuje je na głos, dając czytelnikowi ekscytującą możliwość wglądy w swoje intymne przemyślenia. Pomiędzy proste słowa wplecione zostały autentyczne uczucia, dialogi i monologi kipią emocjami, tak realnymi, że niemal namacalnymi.
Książka zaskakuje, tak formą, dopracowanym każdym wersem, jak i otwartym zakończeniem. Jestem pod wrażeniem warsztatu, kolejny raz chapeau bas Pani Elizo!
ArtMagda
Dziś będzie o dialogu, dialogu wewnętrznym, monologu. Napisanie dobrego dialogu nie jest sprawą prostą. Trzeba oddać wiarygodny ton wypowiedzi, trzeba ująć emocje ukryte w niesionych słowach, trzeba w końcu zbudować scenę, brzmiącą jak najbardziej naturalnie.
Eliza Segiet w swoim debiutanckim utworze scenicznym "Prześwity" pokazała, jak dobre dialogi należy konstruować....
Znakomita. Po prostu znakomita. Jestem w proszku, zdruzgotana. Autora wyciągnęłam wszystko to, co skrzętnie latami zamiatałam pod dywan. Siadam do książki z nastawieniem przyjemnej, niezobowiązującej lektury i już na wstępie dostaję obuchem w łeb. Łup! Nie będzie lekko. Łup! Muszę łapać oddech, bo czuję że kolejne słowa coraz mocniej zaciskają mi gardło. Łup! Przerywam lekturę, przeczytane zdania wciskają się do mojej świadomości i uwierają, wiercą się szukając dogodnego miejsca i w końcu zostają. Wstaję, muszę się przejść, przewietrzyć głowę. Po spacerze z psem wracam do książki z nastawieniem, że nie dam się tak prowokować, że zachowam dystans. Ale z każdą następną stroną wcale nie jest lepiej. Wciąż zatrzymuję się w lekturze, rozmyślam, analizuję. Nie to żeby książkę źle się czytało, przeciwnie! Można ją pochłonąć błyskawicznie, ale to jak rzucenie się na bandżi, czy skok na głęboką wodę. A ja nie umiem pływać.
Autorka zmusza mnie, choć naprawdę nie mam na to najmniejszej ochoty, żeby przemyśleć swoje "tu i teraz". I choć w pierwszej chwili złoszczę się na nią za tę inwigilację mojej osoby, to z czasem, gdy już ochłonęłam po lekturze, jestem wdzięczna. Tego była mi trzeba, zimnego prysznica i świeżego spojrzenia. Poukładania siebie w nowym świetle, choć przecież z tych samych elementów. Teoretycznie nic się nie zmieniło, dom, praca, dzieci, codzienny kierat jakich tysiące, ale czuję że wszystko jest inaczej.
W stronę czerwieni, Sylwia Zientek, ArtMagda, recenzja, książka
"Podróż w stronę czerwieni" to najnowsze powieść Sylwii Zientek wydana przez Wydawnictwo Muza. Pisarka w sposób niezwykle oryginalny zbudowała historię swojej bohaterki wokół realnej postaci, polskie poetki minionego stulecia Marii Komornickiej. Jestem pełna podziwu dla pracy jaką musiała wykonać, by zebrać tak obszerną wiedzę o poetce. Mamy więc 40-letnią Ewę i jej dwie przyjaciółki, z którymi wyrusza w podróż po Europie śladami poetki. I mamy Marię, kontrowersyjną artystkę o intrygującej biografii i niebanalnej osobowości.
Jest to powieść drogi, bohaterowie są nieustannie w ruchu, fabuła trzyma wysokie tempo. Autorka płynnie przenosi nas z jednego miejsca w następne. Podróż to także odmienny stan umysłu, nie tylko geograficzna zmiana położenia. I w tym odmienionym stanie Eva daje sobie w końcu przyzwolenie na prawdziwą siebie. Czerwień szminki symbolizuje siłę kobiecego seksapilu, odwagę, pewność i wiarę w siebie. Symboliczna jest również przemiana poetki z kobiety w mężczyznę. Jest to powieść wielowymiarowa, którą można interpretować na kilku płaszczyznach.
Najbardziej uderzyła mnie krytyka współczesnego stylu życia bazującego na wszechobecnych social mediach. Pisarka trafnie obnaża uzależnienie od portali społecznościowych, w których tak chętnie kreujemy jakąś wersję siebie. Każdy przecież lubi się chwalić, a gdy tylko znajduje posłuch, to zaślepiony nie zauważa, jak coraz ciaśniej zapętla się smycz uzależnienia. Smarfony towarzyszą nam wszędzie, są przedłużenie ręki, choć trafniej byłoby napisać - przedłużeniem ego. Jesteśmy on-line 24h, niczym embriony podłączone do życiodajnej matki-internetu.
"Social media to narcystyczne platformy autokreacji" s.213.
Mam wiele przemyśleń po tej książce, choć nie sposób zebrać je wszystkie. Jeszcze tkwię w lekkim oszołomieniu, jeszcze buzują we mnie przeczytane słowa, choć czuję, jak z każdym dniem dojrzewają, wyostrzają rysy. Powieść Sylwii Zientek to błyskotliwa, poruszająca, znakomita proza. Polecam gorąco! ArtMagda.
https://subiektywnieoliteraturze.blogspot.com/
Znakomita. Po prostu znakomita. Jestem w proszku, zdruzgotana. Autora wyciągnęłam wszystko to, co skrzętnie latami zamiatałam pod dywan. Siadam do książki z nastawieniem przyjemnej, niezobowiązującej lektury i już na wstępie dostaję obuchem w łeb. Łup! Nie będzie lekko. Łup! Muszę łapać oddech, bo czuję że kolejne słowa coraz mocniej zaciskają mi gardło. Łup! Przerywam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znakomity debiut z gatunku tych, które trzeba odchorować, który zostawia trwały ślad w pamięci. Długo zbierałam się w sobie, by cokolwiek napisać o tej książce i nadal brakuje mi słów, choć minął rok od lektury "Pustostanu".
Autorka rozwala system, zaskakuje precyzyjnym, pięknym językiem (kiedy ostatni raz przeczytaliście słowo "szadź"?), ciekawą konstrukcją fabuły, nieszablonowym podejściem do bohatera i absolutnie mistrzowskim potraktowaniem czytelnika. Agnieszka Nietresta-Zatoń pisze, jak rasowy pisarz! Czytelnik jest bez szans; każde kolejne słowo wwierca mu się precyzyjnie w głowę, boli do żywego, ale nie jest w stanie oderwać się od lektury.
Największą siłą przekazu "Pustostanu" jest prawda. Prawda, z którą nie mamy szans polemizować. Prawda, która uwiera jak za ciasne buty. Prawda, której sami przed sobą nie chcemy przyznać, a w której autorka zanurza nas już od pierwszych stron i aż do końca nie pozwala wychylić głowy nad powierzchnię. Topimy się w niej, dławimy, tracimy oddech, ale czytamy dalej, nie mogąc przerwać.
Ignacy Karpowicz tak napisał o "Pustostanie": Książka wciąga i trzyma jak toksyczna rodzina. Świetnie napisane, chwilami nieodparcie śmieszne - przerażająco śmieszne, bo prawdziwe".
Nic dodać, nic ująć. Warto B A R D Z O przeczytać. Trudna, wymagająca i jednocześnie niezwykle wartościowa lektura. Polecam szczerze! ArtMagda.
Znakomity debiut z gatunku tych, które trzeba odchorować, który zostawia trwały ślad w pamięci. Długo zbierałam się w sobie, by cokolwiek napisać o tej książce i nadal brakuje mi słów, choć minął rok od lektury "Pustostanu".
więcej Pokaż mimo toAutorka rozwala system, zaskakuje precyzyjnym, pięknym językiem (kiedy ostatni raz przeczytaliście słowo "szadź"?), ciekawą konstrukcją fabuły,...