-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2016-03-21
2019-05-12
2019-04-23
Mówi się ze największym złodziejstwem jest okraść kogoś z nadziei. Jak bardzo człowiek musi być zrezygnowany, by utracić ją bezpowrotnie? Jak okrutni muszą być ludzie, którzy za wszelką cenę chcą ja odebrać innemu człowiekowi? Gdy tylko mam okazję sięgam po książki związane z tematyką obozową, fascynuje mnie jak okrutni potrafią być ludzie w zależności od okoliczności, jak na kilka godzin potrafili zmienić się w bestie, by następnie wrócić do domu i być przykładnym ojcem i mężem. Niezwykłe jest również to jak wielką wolę życia, bądź przeżycia ma człowiek, jak wiele potrafi zrobić by moc obudzić się jeszcze raz w „jutro”.
Jednak najbardziej niesamowite są dla mnie historie ludzi niezłomnych, ludzi którzy mimo krzywd, upokorzeń, trudów i ciągłego igrania ze śmiercią potrafili walczyć z machiną śmierci jaką były obozy koncentracyjne stworzone przez nazistów. Walka ta miała wiele twarzy i form, zawsze jednak ci którzy ją podejmowali charakteryzowali się tym ze mieli nadzieję. Wierzyli że uda się im zachować godność i przetrwać jeszcze trochę dla swojej satysfakcji i ku niezadowoleniu Niemców. Czy możliwe jest by w piekle obozów koncentracyjnych drugiej wojny światowej, w piekle Auschwitz, w ludziach żyjących w
beznadziei i marazmie na nowo zatliła się iskra nadzieja? Okazuje się że tak.
Jedną z owych niezłomnych osób była dla mnie postać Helene Hannemann, bohaterka powieści Mario Escobara „Kołysanka z Auschwitz”, która stałs się właśnie taką iskrą dla dzieci przebywających w obozie cygańskim.
Ksiązka opowiada oparta na faktach historię Niemki, wywiezionej w 1943 do obozu koncentracyjnego w Auschwitz Birkenau. Powodem dla którego się tam znalazła i jej jedyna winą było posiadanie męża Roma i dzieci w których ta krew płynęła. Kobieta jako czystej krwi Niemka nie musiała jechać do obozu, nie mogła jednak opuścić rodziny. Po oddzieleniu od męża, kobieta trafia do cygańskiego obozu, gdzie jako zawodowa pielęgniarki wyznaczona zostaje przez owianego złą sława doktora Mengele do prowadzenia obozowego przedszkola. Zdając sobie sprawę z tego że tym samym staje się narzędziem propagandy III Rzeszy , postanawia to wykorzystać by zrobić coś dobrego. Korzystając ze wszystkich dostępnych środków stara się dać tym najbardziej bezbronnym choć odrobinę nadziei i poczucia bezpieczeństwa. Jej przedszkole stało się azylem dla dzieci w piekle Auschwitz.
Powieść Mario Escobara zaliczana jest do literatury obozowej i zdecydowanie nie można przejść wobec niej obojętnie. Książkę czyta się błyskawicznie, jest stosunkowo krótka i napisana w sposób przystępny. O ile jednak styl i dostosowany do czytelnika język jest niezwykle ważny, o tyle w tym przypadku mam wrażenie że książkę chłonie się głownie ze względu na ciekawą fabułę i poruszająca historię. Nie jest to ksiązka, która można ocenić, bo jak ocenić ksiązki opowiadające, o tym co w przeszłości potrafili robić ludzie ludziom, zwłaszcza w Auschwitz, które stało się niejako symbolem bestialstwa. Nic bym w niej nie zmieniła, nie ma rzeczy zbędnych wszystko jest dozowane w idealnych proporcjach, akcja ma idealne tempo. Ksiazka dodatkowo wzbogacona jest słowniczkiem, jak również notką wyjaśniającą.
Mario Escobar przedstawił tę niechlubna kartę z historii świata w sposób momentami brutalny, ale jednocześnie bardzo realistyczny. Świetnie oddał klimat tego miejsca. Książka jest mocna i zapadająca w pamięć i pobudza do refleksji.Poznamy ze szczegółami jak działała obozowa rzeczywistości i aparat śmierci III Rzeszy. Znajdziemy się w ciasnym bydlęcym wagonie, przejdziemy rażące w ludzką godność procedury, poczujemy niepohamowany i chroniczny głód, odczujemy przenikliwe zimno, aż wreszcie spotkamy się oko w oko ze śmiercią, stanowiącymi codzienność w obozie. Dzięki narracji pierwszoosobowej możemy dzielić z bohaterką strach, ból, smutek ale i tak cenne w obozie koncentracyjnym chwile szczęścia, a także jej miłość i obawę o dzieci. Możemy poznać jej być może z pozoru nic nie znaczące ostatecznie działania, które w perspektywie Auschwitz były bohaterskie. Jej kołysanka, jej przedszkole pozwoliła dzieciom, które swoje krótkie życie miały zakończyć w komorach gazowych na chwile radości i spokoju. Przywróciła obozowi cygańskiemu poczucie godności i człowieczeństwa, w nieludzkiej rzeczywistości w której przyszło im żyć i umierać.
Nie słyszałam wcześniej tej niezwykłej historii tym bardziej cieszę się że sięgnęłam po „Kołysankę z Auschwitz”. Mimo ze ksiązka jest pełna smutku i bólu, na swój sposób jest piękna. Oczywiście opowiada o ludziach bezkrytycznie wierzących w chorą ideologię, którzy pod polskim niebem urządzili piekło na ziemi. Ale przede wszystkim ta historia pokazuje że nawet w miejscu które wydaje się opuszczone przez boga zawsze jest nadzieja. O tym że miłość matki i jej bezgraniczne im oddanie jest silniejsze niż pochodzenie i śmierć.
Naprawdę warto przeczytać tę pozycję i poznać historię bohaterki, której historia jest niesamowita. Jest to bolesna lekcja historii, którą powinno poznać jak najwięcej osób, zwłaszcza że coraz mniej jest ludzi, którzy są w stanie dać świadectwo o tym strasznym miejscu z pierwszej ręki. Powinno się ją przeczytać by w zapomnienie nie poszły poświecenie i bohaterstwo nie tylko Helene, ale i wielu innych, by nie poszło ono a marne i by coś takiego nigdy się nie powtórzyło.
Dziękuję portalowi Czytam Pierwszy za możliwość przeczytania.
Mówi się ze największym złodziejstwem jest okraść kogoś z nadziei. Jak bardzo człowiek musi być zrezygnowany, by utracić ją bezpowrotnie? Jak okrutni muszą być ludzie, którzy za wszelką cenę chcą ja odebrać innemu człowiekowi? Gdy tylko mam okazję sięgam po książki związane z tematyką obozową, fascynuje mnie jak okrutni potrafią być ludzie w zależności od okoliczności, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-01
Żyjemy w świecie, w którym to co powiedzą o nas inni ma ogromne znaczenie. Każdy z nas chciałby mieć idealną pracę, idealny związek…idealna rodzinę.
A co jeśli mimo stwarzanych pozorów, nasza rzeczywistość nie jest tak perfekcyjna jakbyśmy chcieli. Wtedy najlepiej ukryć te mało „idealne” rzeczy za zamkniętymi drzwiami swojego domu, a na zewnątrz ukazać to co najlepsze. Problemy pojawiają się wtedy kiedy nasz skrupulatnie budowany wizerunek perfekcyjnej rodziny, burzy się jak domek z kart.
Sandellowie to z pozoru rodzina godna naśladowania, rodzina z pozoru idealna. On - cieszący się dobrą opinią pastor, ona- odnosząca sukcesy prawniczka, córka Stella - typowa zbuntowana, szukająca wrażeń nastolatka, ze swoimi młodzieńczymi problemami i trudnym charakterem. Rodzina mieszka w małej miejscowości Lund, gdzie wszyscy się znają.
Gdy ich córka zostaje oskarżona o zamordowanie człowieka na jaw wychodzą fakty od lat zamiatane pod dywan, które utwierdzają tylko w przekonaniu że idealna rodzina to największe kłamstwo. Dla rodziny Sandell to prawdziwy test na to jak silna jest ich rodzina, za wszelką cenę spróbują przetrwać piekło i wyjść z tej walki zwycięsko. Do czego zdolni są rodzice by ochronić swoje dziecko? Czy będą w stanie sprzeniewierzyć się swoim ideałom, kodeksowi moralnemu dla dobra rodziny?
”Zupełnie normalna rodzina” to thriller psychologiczny autorstwa M.T.Edvardsson'a, choć momentami powieść porusza wątki obyczajowe. Przed przeczytaniem spotkałam się z wieloma różnymi opiniami na temat tej książki, co tylko pogłębiło moją ciekawość.
Jej opis głosi że jest ona nieodkładalna i to się zgadza. Wciągnęłam się w tą historię już od pierwszych stron, zaintrygowała mnie. Czyta się ją rewelacyjnie, co nie wiem czy jest zasługą przystępnego języka, czy świetnego i barwnego stylu autora. Zapewne jedno i drugie.
Autor zastosował bardzo ciekawy zabieg, mianowicie historia została opowiedziana z perspektywy każdego z trojga członków rodziny Sandell. Dzięki temu możemy wniknąć w psychikę i motywy działania bohaterów. Dzięki retrospekcjom kawałek po kawałku poznajemy losy rodziny, które doprowadziły ich do tu i teraz, chwilami dane historie nakładają się na siebie, co pozwala spojrzeć na dane sytuacje z różnych punktów widzenia. Jednak co najważniejsze stopniowo w całość układają nam się poszczególne elementy układanki. Bo dopiero po zapoznaniu się z każdą z trzech relacji otrzymujemy całościową i spójną historię, powieść o zbrodni.
Każda z nich jest z pewnością poruszająca, oddaje emocje każdego z bohaterów ich indywidualne spojrzenie na sytuacje i rodzinę. Mi najbardziej podobała się cześć Stelii, która była dla mnie zdecydowanie najbardziej skomplikowaną postacią, jej opowieść rzuciła nowe światło na wiele kwestii. Rodzice w swoich opowieściach niejako próbowali tłumaczyć swoje zachowania i rodzicielskie niedociągnięcia i zaniedbania, Stella zaś była niezwykle autentyczna.
Spotkałam się z opiniami, że największą wadą tej książki jest brak zawrotnego tempa i zwrotów akcji, aczkolwiek jeśli chodzi o mnie zupełnie mi to nie przeszkadzało wprost przeciwnie, bo nie o akcję chodzi w tej książce.
"Zupełnie normalna rodzina" to przede wszystkim świetny pomysł na fabułę, gdzie akcja faktycznie prowadzona jest spokojnym tempem, ale książka ta nie jest typowym thrillerem czy kryminałem, jest raczej thrillerem psychologicznym oraz jak wskazuje okładka powieścią o zbrodni. Nasze morderstwo ma miejsce już na początku, nie odczuwamy strachu że jakiś psychopatyczny morderca grasuje na wolności, nasze jedyne napięcie spowodowane jest tym kto naprawdę zabił i co ukrywa cała reszta. Jest dużo kłamstw i tajemnic, które tylko pogłębiają nasza ciekawość i niepewność.
Samo morderstwo staje się niejako pretekstem do rozważań na temat tego jakie jest uzasadnienie moralne tzw. Białych kłamstw? Czy miłość usprawiedliwia przestępstwa? Czy rodzice nadal kochają dzieci tak samo mimo popełnionych przez nich czynów?
Jak wspomniałam książka ma elementy powieści obyczajowych, doskonale zastały tu opisane skomplikowane relacje i problemy rodzinne, które nierzadko doprowadzają do podejmowania trudnych decyzji o dalekosiężnych skutkach.
Dzięki temu możemy skupić się na tym co najważniejsze czyli na studium psychologicznym każdej z postaci, ale również studium relacji rodzinnych. Trzeba przyznać autorowi że wiedział co robi. Bohaterowie są świetnie wykreowani, wyraziści i prawdziwi. Są na tyle niejednoznaczni, że nasz stosunek do nich zmienia się wraz z akcją. Mimo że książka miała niecałe 500 stron, nie czułam przesytu, chaosu czy nadmiaru.
Autor przez całą książkę wodzi czytelnika za nos, bawi się nim, podsuwa tropy, gdy wydaje się że już wiemy co się stało, nagle na światło dzienne wychodzą nowe fakty. To wszystko prowadzi do zaskakującego zakończenia, które niezwykle mi się spodobało.
Mimo ze głównym wątkiem jest tutaj morderstwo, ksiązka opowiada o sile rodziny, o miłości rodzicielskiej i przyjazni, o kłamstwach i tajemnicach, wyrzeczeniu się własnych zasad i ideałów, dlatego też na długo pozostanie w mojej pamięci. Autor uświadamia nam, że w zaleznosci od sytuacji każdy z nas mimo przekonań, wartości może postąpić wbrew nim. Warto odpowiediec sobie na pytanie czy z rodziną faktycznie wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach. Czy jedna rysa na idealnym wizerunku moze doprowadzić do powstania kolejnych?
Podsumowując jest to bardzo udana książka, przesycona emocjami, poruszające wiele istotnych kwestii, zmuszająca do refleksji, którą z pewnością mogę polecić fanom odkrywania „trupów chowających się w szafie”.
Żyjemy w świecie, w którym to co powiedzą o nas inni ma ogromne znaczenie. Każdy z nas chciałby mieć idealną pracę, idealny związek…idealna rodzinę.
A co jeśli mimo stwarzanych pozorów, nasza rzeczywistość nie jest tak perfekcyjna jakbyśmy chcieli. Wtedy najlepiej ukryć te mało „idealne” rzeczy za zamkniętymi drzwiami swojego domu, a na zewnątrz ukazać to co najlepsze....
2019-02-14
Szloch. Tak smutna nazwa dla tak pięknego miejsca. Ale może jest jeszcze nadzieja na odzyskanie prawdziwej nazwy, która została wyrwana siłą ich mieszkańcom.
Nie sądziłam że tak bardzo nie będę mogła doczeka się powrotu do tego miejsca.
„Marzyciel był niezwykłą książką i głęboko zapadł w moją pamięć. Niby było w nim mnóstwo elementów, które znam z innych książek, ale zarazem była to książka zupełnie inna. Miałam cicha nadzieję, że Lani Taylor przeniesie ten niezwykły klimat, oraz wspaniały baśniowy styl pisania do „Muzy koszmarów”. I wiecie co?! Nie zawiodłam się!
Akcja rozpoczyna się tuz po wydarzeniach z pierwszej części. Wszyscy na swój sposób próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Lazlo stał się niebieski i zyskał niezwykłą moc, która w ostatniej chwili uratowała miasto. Sarai natomiast nie żyje, zostaje jednak na ziemi jako postać ucieleśnionego ducha, podtrzymywana na nitce dobrej woli Minyi.
Para stanie przed wyborem uratowania swojej miłości, czy tysiąca istnień mieszkańców Szlochu, a to wszystko za sprawą małej dziewczynki, która wciąż pamięta płacz mordowanych w Cytadeli dzieci.
W kontynuacji „Marzyciela” pojawiają się nieznane dotąd postacie Kory i Novy, których los, nieubłaganie zwiąże się z znanym nam światem. Miasto stanie na granicy wojny i upadku.
Czy miasto da się uratować? Czy bogowie mogą żyć w zgodzie z ludźmi, mimo wciąż niezagojonych ran? Jaka jest cena przebaczenia?
Autorka zakończeniem pierwszej części pozostawiła mnóstwo niewiadomych oraz pytań na które odpowiedzi nie dostajemy.
Moja niecierpliwość dała w związku z tym o sobie znac w trakcie czytania „Muzy koszmarów”. Tak bardzo nurtowały mnie pewne kwestie, że piękne opisy i przemyślenia momentami dłużyły mi się niemiłosiernie. Ale na szczęście tylko momentami bo tempo jest niesamowite. Praktycznie od pierwszej strony zostajemy rzuceni w wir akcji, która nie zwalnia do ostatniej strony.
Autorka zgrabnie połączyła dwa z pozoru niezależne wątki Kory i Novy z losem Szlochu, które nie tylko się łączą ale wręcz uzupełniają. Gdy tylko to się dzieje wreszcie uzyskujemy odpowiedzi, które większość nurtuje po lekturze Marzyciela. Co się działo z resztą boskich pomiotów? Kim jest Lazlo? Jak znalazł się w klasztorze z dala od Szlochu?
Książka napisana jest pięknym, barwnym językiem. Opisy-do których przyzwyczaiła nas Lani Taylor - są cudowne i mają w sobie nutkę magii, dlatego podobnie jak w Marzycielu możemy poczuć się przez chwilę jak w baśni.
Widać że autorka miała pomysł na te książkę. Nic nie jest pozostawione przypadkowi i domysłom.
Rozpoczęte w pierwszej części wątki miały swój dalszy ciąg, a nowe zgrabnie wpleciono w opowieść. Znajomi bohaterowie postawieni zostali w sytuacjach i przed wyborami dzięki którym poznajemy ich z innej strony. Bohaterowie zaskakują. Jedną z kluczowych postaci staje się Minya, której przemiana dotyka niezwykle ważnych kwestii, bo taka właśnie jest ta ksiazka. Niebanalna. Mimo całej niesamowitej otoczki książka porusza naprawdę ważne tematy: nienawiść, miłość, życie z traumą, chęć zemsty, przebaczenie, samotność, radzenie sobie z bólem i codzienne stawianie czoła swoim decyzjom z przeszłości. Autorka daje nam niezłą lekcję moralności.
Mam wrażenie że w „Muzie” przygasł odrobinę Lazlo, przynajmniej na początku stracił swoją charyzmę i zapomniał o bożym świecie a tym bardziej o mieście, zaślepiony swoją miłością do Sarai. Ale poza tym wciąż jest tym samym dobrym, i pełnym wrażliwości chłopakiem-marzycielem. Jedna z najpotężniejszych mocy nie uderzyła mu do głowy.
Może i Lazlo w pewnych momentach przygasł ale z pewnością w tej części zabłysła gwiazda Sarai. Dziewczyna odkrywa siebie na nowo. Dotychczasowe ograniczenia stają się dla niej siłą, demony przeszłości dodają jej motywacji do zmiany, a miłość daje jej nadzieję na lepsze jutro i nie pozwala się poddac, gdy inni to robią.
Co szczególnie mi się spodobało to wykreowanie i przedstawienie bohaterów w swoim bardzo złożony. Nawet jeśli któryś z nich nie przypadł nam do gustu, to pojawia się „ale”. Dobrym przykładem jest tutaj Minya, niby ogarnięta rządzą zemsty, postrzegana w pewnym momencie zupełnie negatywnie, ma w sobie mnóstwo troski i miłości o resztę. Wszystko jest jednak ukryte pod maską poczucia krzywdy.
Może to bohaterowie, może niewykły klimat, ale ksiązką przenosi nas do Niezapomnianego miasta i utożsamiamy się z bohaterami. Autorka serwuje nam całą gamę emocji. Od bólu i rozpaczy po radość i ulgę. Ksiązka niesamowicie ngażuje emocjonalnie.
Ta ksiazka ma w sobie niezwykle piękno. Dobrze było wrócic do tego niesamowitego świata.
Muza koszmarów to bardzo udana kontynuacja, dorównująca wręcz pierwszej części. Polecam tę serię każdemu, który chce zgłębić magiczny i niezwykły świat Szlochu.
Ja z pewnością jeszcze nie raz po nią sięgnę.
Szloch. Tak smutna nazwa dla tak pięknego miejsca. Ale może jest jeszcze nadzieja na odzyskanie prawdziwej nazwy, która została wyrwana siłą ich mieszkańcom.
Nie sądziłam że tak bardzo nie będę mogła doczeka się powrotu do tego miejsca.
„Marzyciel był niezwykłą książką i głęboko zapadł w moją pamięć. Niby było w nim mnóstwo elementów, które znam z innych książek, ale...
2018-12-11
W ostatnim czasie panuje swoista moda na Pabla Escobara, związana z popularnym serialem „Narcos”. Ci którzy go oglądają z pewnością znają tę postać, inni być może mają jakieś ogólne wyobrażenie kim był i czym się zajmował, jeszcze inni słyszeli to nazwisko ale kto to właściwie był to nie wiedzą. Na czym polega i skąd się wziął fenomen „Pabla”?
A więc Pablo Emilio Escobar Gaviria urodził się 1 grudnia 1949 roku w pobliżu Medellín. Był jednym z siedmiorga dzieci Hermildy i Abela Escobar. Jego ojciec pracował jako robotnik rolny, a matka jako nauczycielka w lokalnej szkole.
„Przysięgam, że jeśli po ukończeniu 25 lat nie będę miał miliona peso, zabiję się” – miał oświadczyć nastoletni Pablo kolegom podczas jednej z rowerowych przejażdżek po Medellín.
Swoją karierę przestępczą zapoczątkował jeszcze w czasie uczęszczania do szkoły. Jego pierwszym biznesem stało się handlowanie najpierw kradzionymi nagrobkami, a pózniej samochodami.
Na przełomie lat 70/80 nastąpił rozkwit handlu kokainą. Escobar zdecydował się wejść w ten biznes dzięki czemu spełniło się jego proroctwo, bowiem nielegalne interesy i założenie kartelu z Medellin, pozwoliły zbić mężczynie prawdziwą fortunę i uzyskać tytuł Narcobosa.
Według szacunkowych danych w latach 80. kontrolował aż 80% rynku kokainy w USA, jego kartel zarabiał około 28 miliardów dolarów rocznie, a sam Escobar znalazł się na 7. miejscu listy najbogatszych ludzi świata magazynu Forbes.
Król kokainy nie zapomniał jednak o swoich korzeniach i biedocie z Medelin, budował stadiony, sponsorował kluby, rozdawał pieniądze, nic dziwnego ze był dla nich kolumbijskim Robin Hoodem.
Pablo Escobar miał jednak dużo większe aspiracje, sięgające poza handel narkotykami. W 1983 roku wykorzystując swoje społeczne poparcie został posłem kongresu. W związku z oskarżeniami o działania wywrotowe, handel kokainą zlecenie zabójstwa łącznie ok. 10 tys. ludzi musiał zrzec się stanowiska.
Początek lat 90. to również początek upadku imperium Escobara. W 1991 roku, chcąc uniknąć ekstradycji do USA, oddaje się w ręce władz i przez rok mieszka w wybudowanym przez samego siebie, luksusowym więzieniu. 22 lipca 1992 r., po decyzji o przeniesieniu do innej placówki ucieka i ukrywa się do 2 grudnia 1993 roku. Wtedy to zostaje zastrzelony przez specjalnie do tego celu stworzony oddział kolumbijskiej policji, Search Bloc.
Na fali kultowego serialu Netflixa „Narcos” który wzbudził we mnie niemałe zainteresowanie historią El Pabla, postanowiłam sięgnąć po ksiązki związane z tą tematyką. Niedawno na półkach księgarni nakładem Wydawnictwa Zysk i Ska ukazała się kolejna ksiązka jego syna Juana Pabla Escobara, używającego również nazwiska Sebastian Marroquin, tym razem skupiająca się na nieznanych dotąd faktach z przestępczej działalności jego ojca, opowiedzianych ustami osób z jego środowiska, ale również z „drugiej strony barykady”, po którą bez wahania sięgnęłam.
Jeśli ktoś myśli że skoro serial i książka poruszają temat życia tego samego człowieka, to opisują tę samą historię, to nic bardziej mylnego.
Pozycja ta pozwala spojrzeć na Pablo Escobara zupełnie z innej perspektywy- jego ofiar i wrogów, tym samym syn stara się uzyskać to o co jego ojciec nigdy nie zabiegał- przebaczenie.
Ten motyw przewija się przez większość ksiązki, autor bierze na swoje barki grzechy i przewiny ojca, co jest ogromną odpowiedzialnością bowiem uznaje się ze Escobar na swoim sumieniu ma liczbę ofiar liczoną w tysiącach. Autor skłania do rozważań, dlaczego przebaczenie przychodzi człowiekowi tak trudno i czy bylibyśmy w stanie przebaczyć, nawet największemu wrogowi.
Przyznam szczerze że spodziewałam się że książka nie będzie zbyt obiektywna, no bo jak być obiektywnym gdy opowiada się losy ojca, z którym było się tak blisko związanym. A jednak jestem zaskoczona jak wielkim obiektywizmem wykazał się autor. Nie próbował wybielić ojca, usprawiedliwić, wyrazić skruchy za niego, wprost przeciwnie nie unika drażliwych i mogących przestawić w złym świetle ojca tematów. Zdaje sobie sprawę że obrana przez jego ojca ścieżka doprowadziła do śmierci tysięcy osób, czasem jemu bliskich, ale również sterroryzowała mieszkańców Kolumbii i doprowadziła do prawdziwego kryzysu. Ukazuje ojca na zasadzie sprzeczności i kontrastu.
Z jednej strony podkreśla na każdym kroku że to kompilacja zła i terroru doprowadziła go do takiego końca, na który sam swoim zachowaniem zasłużył, w pełni to akceptuje i potępia te czyny. Z drugiej jednak strony inni powinni zrozumieć ze osoba która dla jednych była złem wcielonym dla niego była kochającym i dbającym ponad wszystko o rodzinę ojcem i mężem. Sebastian jako syn czasem odczuwa tęsknotę i smutek za nim.
W "Pablo Escobar pod lupą" widać trud i drobiazgowość z jaką do napisania tej książki podszedł autor. Wielokrotnie przywołuje relacje innych osób, a także swoje wspomnienia, co pozwala czytelnikowi na większe zaangażowanie. Autor mozolnie zbierał materiały i szukał ludzi, którzy mogliby rzucić nowe światło na pewne kwestie. Rzetelna praca wykonana przez autora dała efekt w postaci ogromnej ilości informacji. Są to często drobiazgowe relacje sprzed ponad ćwierć wieku, zatem to do czytelnika należy ocena na ile wierzy słowom i pamięci rozmówców autora. Przyznam ze miałam momenty że byłam wręcz zaskoczona jakie szczegóły podają te osoby, bo ile można pamiętać po 25 latach.
Język jest przystępny, nie ma zabiegów kosmetycznych, niepotrzebnego żargonu.
Mimo prostego języka, jakim napisana jest ksiązka cieszę się że autor nie próbował ubrać tej historii w piękne słówka, dzięki czemu czytelnik może skupić się na sednie, czyli zawiłej sieci powiązań i środków tkanych przez Pablo Escobara. Jest tak jak ma być brutalnie i prawdziwie co mi się podoba.
Autor wielokrotnie podkreśla jakie były jego motywy przy pisaniu książki, tłumaczy się z tego co nim kierowało, a mianowicie główną ideą stało się szerzenie pokoju oraz edukowanie, by tragiczna historia upadku która dotknęła jego rodzinę nie powtórzyła się, wskazuje jaką drogą należy nie iść. Kibicuję autorowi i jestem pełna podziwu że zdecydował się podzielić szczegółowo historią swoją i swoich bliskich, z której bije dramat rodzinny, no ale w sumie kto lepiej się do tego nadaje niż osoba która była najbliżej szefa przestępczego półświatka, osoba która pewnie nie raz uczestniczyła w rozmowach zawodowych ale również tych najbardziej intymnych. Denerwowało mnie jednak ciągłe powracanie do tematu pobudek jakimi kierował się autor, tak jakby sam próbował przekonać siebie że rzeczywiście wszystkiego przyświeca jedynie piękna idea pokoju.
Pozycja ta rzuciła nowe światło na wiele spraw. To co szczególnie zapadło mi w pamięć i co zaciekawi przede wszystkim zagorzałych fanów „Narcosa” to poruszenie tematu różnic między serialem a realnym życiem głównego bohatera. Autor „Pablo Escobar pod lupą” przywołuje aż 28 faktów które się nie zgadzają. Interesujące było również poruszenie tematu związków Escobara z grupą wywrotową M-19, oraz historii osobistego pilota Escobara i informatora DEA Barry’ego Seala.
Ogromny plus to mała kilkustronicowa kronika fotograficzna, która pozwalała głębiej wejść w przedstawiane opowieści.
Jedynym minusem jaki mi się nasuwa jest to że ksiązka może okazać się nie przebrnięcia dla osób nie wtajemniczonych w tę tematykę. W książce jest mnóstwo informacji, dla których konieczna jest znajomości szerszej perspektywy danej historii.
W mojej ocenie ksiązka zmusza do głębokiej refleksji na temat wartości jakimi powinniśmy się kierować. Czy świat w którym prym wiodą przemoc, szantaże i korupcje, to przyszłość której chcemy? Czy świat w którym forsa i wpływy decydują o pozycji człowieka to odpowiednie miejsce do życia rodzinnego, wychowywania dzieci? Czy to ryzyko się opłaca, nawet za cenę śmierci?
Serdecznie polecam sięgnięcie po tę pozycję szczególnie fanom serialu „Narcos”, których historia rozwoju i sromotnej porażki Pabla rozpalała wyobraźnię, a dla których będzie to świetne uzupełnienie. Będzie to również idealna lektura dla tych których poruszyła historia Narcobosa i choć w minimalnym stopniu wiedzą coś na ten temat.
W ostatnim czasie panuje swoista moda na Pabla Escobara, związana z popularnym serialem „Narcos”. Ci którzy go oglądają z pewnością znają tę postać, inni być może mają jakieś ogólne wyobrażenie kim był i czym się zajmował, jeszcze inni słyszeli to nazwisko ale kto to właściwie był to nie wiedzą. Na czym polega i skąd się wziął fenomen „Pabla”?
A więc Pablo Emilio Escobar...
Pola Kukułka ma trojkę dzieci, jednak biologiczną matką jest jedynie dla najmłodszego. Pozostała dwójka to dzieci jej zmarłego partnera. Po jego śmierci kobieta musi zmierzyć się z trudnościami emocjonalnymi jak i problemami prawnymi tj. opieką nad dziećmi czy prawem do mieszkania. Sytuacji nie poprawiają Panie psycholog, które nie tylko stawiają wygórowane wymagania, ale doprowadzają do sytuacji, że niezbędne dla Poli staje się znalezienie męża. A kandydatów nie brakuje.
Książka jest napisana lekkim i przystępnym językiem w bardzo zabawny i pełen humoru sposób. Każda z postaci jaka pojawia się w książce jest na swój dziwny sposób charakterystyczna i unikalna. Bohaterką która zgarnęła całą moją sympatię okazała się babcia Róża z swoja demencją pozwalającą jej żyć w arystokratycznym świecie swoim urojeń. Główna bohaterka jest trochę roztrzepana, momentami denerwująca, ale jednocześnie nie można jej nie lubić.
Czytając miałam wrażenie że wszystko może się zdarzyć i w tej atmosferze przeleciała mi ponad połowa książki. Potem niestety było trochę gorzej. O ile początek był dla mnie ciekawą historią z współcześnie bajkowymi elementami, gdzie na każdej stronie może wydarzyć się coś niezwykłego, tak druga połowa książki trochę mnie przystopowała. Ta druga połowa okazała się bardziej przewidywalna. Ten tragikomiczny obraz nie jest jednak naiwny czy schematyczny, o nie!
Serdecznie mogę polecić tę książkę, bo dawno żadna nie rozbawiła i nie zaskoczyła mnie tak jak ta mimo ze nie lubię "miłosnych" historii. Jest to pozycja żartobliwa, bardzo ciepła i na swój sposób mądra.
Ksiązka niesie z sobą wyraźne przesłanie, by zatrzymać się na chwilę, przestać pędzić, zobaczyć to co najważniejsze, docenić to co się ma i nie stracić tego.
Pola Kukułka ma trojkę dzieci, jednak biologiczną matką jest jedynie dla najmłodszego. Pozostała dwójka to dzieci jej zmarłego partnera. Po jego śmierci kobieta musi zmierzyć się z trudnościami emocjonalnymi jak i problemami prawnymi tj. opieką nad dziećmi czy prawem do mieszkania. Sytuacji nie poprawiają Panie psycholog, które nie tylko stawiają wygórowane wymagania, ale...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-01
"Góry obnażają. Zdzierają z ludzi maski. W momencie kiedy jesteś głodny, walczysz o życie, na wierzch wychodzi to, co masz w środku".
Kolejny throwback. Tym razem to "Spod zamarzniętych powiek" biografia himalaisty Adama Bieleckiego napisana przy współpracy z Dominikiem Sczepańskim.
Góry zajmują w moim życiu ważne miejsce już od dziecka. To one mnie otaczają i to tam uciekałam i uciekam wciąż dla chwili spokoju i wytchnienia od codzienności. Tatry kocham od "małego", a Himalaje i himalaiści od zawsze mnie fascynowali.
O Adamie Bieleckim mogliśmy usłyszeć m.in.. w kontekście pierwszego zimowego zdobycia góry Broad Peak w 2013r.
Po tę książkę sięgnęłam, wstrząśnięta pojawiającymi się w telewizji dramatycznymi informacjami na temat wyprawy. To właśnie Broad Peak niezaprzeczalnie przyniósł Bieleckiemu rozgłos, wywołał wrzawę wokół jego osoby niekoniecznie tę dobrą. Bielecki nie otrzymywał wyłącznie gratulacji, które ewidentnie mu się należały jako jednej z osób, która pierwsza stanęła zimą na 8051 m szczycie Broad Peaku, ale uderzyła go również ostra fala "hejtu" spowodowana tym, iż do bazy z ataku szczytowego nie wrócili Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski.
Jak to jest w Polsce, głos zabierali nie tylko specjaliści w tym temacie, ale również totalni laicy, którzy nagle stali himalaistami z krwi i kości. Znałam opinię rodziny Macieja Berbeki, jak również wyniki raportu PZA na temat tej tragedii jednak nie chciałam wypowiadac się nie wiedząc co ma do powiedzenia Adam Bielecki, uznany można powiedzieć głównym winowajcą.
Spod zamarzniętych powiek to zapis przygody Adama Bieleckiego z górami od lat młodzieńczych do czasu zdobywania przez niego najwyższych gór świata. Ukazuje jego trudną i stromą drogę ku sukcesom, to jak zwykły chłopak z Tychów staje się jednym z najlepszych himalaistów na świecie, To piękny hołd dla bohaterów i twórców polskiego himalaizmu zimowego.
I faktycznie przenosimy się w świat widziany „Spod zamarzniętych powiek”, najpierw wspinamy się po skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, potem wychodzimy wyżej w Tatry, Andy i wreszcie docieramy do miejsc gdzie na pewnej wysokości dosłownie nasz organizm umiera nieważne czy stoi czy leżymy, wspinamy się tam gdzie wyżej już nie można czyli w Karakorum i Himalajach.
Razem z Bieleckim uczestniczymy w wyprawach "od kuchni", przygotowujemy się i pakujemy, wyruszamy w podróż, podziwiamy widoki, marzniemy, poręczujemy, tworzymy obozy, wspinamy się i poznajemy trudy podróży, aż wreszcie zdobywamy szczyt bądź wycofujemy się.
Z bohaterem przeżywałam radość i dumę ale także smutek, wyczerpanie, lęk i bezsilność połącząną z uczuciem, że już nic nie można więcej dla kogoś zrobić choćby zebrać nawet wszystkie siły, razem z nim traciłam przyjaciół, chorowałam ale i byłam ogarnięta obsesją gór. .
Książkę przeczytałam jednym tchem, wręcz nie mogłam się od niej oderwać, wszystko dzięki prostemu i przystępnemu językowi jakiego używa autor, oraz fabule przypominającą bardziej powieść przygodową niż biografię.
Nie znajdziemy w niej idealnego człowieka, a jedynie młodego chłopaka który bardzo pragnął zrealizować swoje marzenia, miał "apetyt na góry", wkładając w to tytaniczną pracę, czas i poświecenie, w końcu udało mu się ten apetyt może nie zaspokoić ale przynamniej odrobinę uciszyć.
Nie znajdziemy też tutaj fałszywej skromności czy arogancji.
Odnajdziemy za to sporą dawkę szczerości, humoru, swobody, prawdziwości i dających do myślenia rozważań, jak np. „Jeśli chcesz zobaczyć, do czego zdolny jest twój przyjaciel, zabierz go na wyprawę. Mamy wyobrażenia na swój temat. Himalaizm weryfikuje je bezlitośnie”. Ze stron książki bije żywiołowość i nieokiełznana energia Bieleckiego, a także jego niezwykła pokora wobec gór. Tyle samo miejsca poświęcono na jego sukcesy i porażki. Oczywiście nie można zapomnieć o mnóstwie zapierających dech w piersiach zdjęć, przenoszących nas w odległy świat Himalajów i Karakorum, „filmiki nagrane przez Bieleckiego podczas wypraw, które można odpalić skanując kody QR, też robią robotę – takie wsparcie tekstu multimediami świetnie go uzupełnia – można naprawdę „dotknąć” tych ośmiotysięczników, być tam razem z nimi …
Co szczególnie mi się to podoba to nie zamiatanie pod dywan wyprawy na Broad Peak."Spod zamarzniętych powiek" to swoista forma zmierzenia się z tą tragedią. Niestety ale góry wysokie rządzą się swoimi prawami. Dla nas zwykłych zjadaczy chleba jest to nie do pojęcia, ale tam na wysokości która dosłownie i w przenośni zapiera dech w piersiach każdy jest kowalem własnego losu, a decyzje tam podejmowane najczęściej odwołują się do instynktu samozachowawczego.
Minusy? Za mało! Za szybko się skończyło ! Za mało tych inspirujących i ciekawych treści!
Książka pozwala uświadomić nam jak niebezpieczne, a zarazem pociągające są góry, ale również jak kruche jest ludzkie życie wobec żywiołów i ogromu góry. Tam każdy krok może być ostatnim, ciało zmuszone jest do nadludzkiego wysiłku i wytrzymałości, a jednak tylu ludzi decyduje się na wyprawy. Ja ich rozumiem, jeśli ktoś nie to ta książka jest dla niego.
Polecam ją nie tylko być fanom wspinaczki czy himalaizmu, ale również tym którzy chcą poznać ludzi z prawdziwą pasją, przekraczających granice.
"Góry obnażają. Zdzierają z ludzi maski. W momencie kiedy jesteś głodny, walczysz o życie, na wierzch wychodzi to, co masz w środku".
Kolejny throwback. Tym razem to "Spod zamarzniętych powiek" biografia himalaisty Adama Bieleckiego napisana przy współpracy z Dominikiem Sczepańskim.
Góry zajmują w moim życiu ważne miejsce już od dziecka. To one mnie otaczają i to tam...
2018-08-12
Podobno nie ocenia się ksiązki po okładce, jednak w przypadku „Kirke” zasada ta została przeze mnie złamana. Bo przecież obwoluta i okładka to małe dzieła sztuki.
Madeline Miller za bohaterke obrała sobie Kirke, postać dotąd marginalizowaną.
Kirke nie miała w swym boskim życiu łatwo. Jako córce Heliosa postawiono jej zdecydowanie wyższe standardy. Tymczasem tytanka nie była wystarczająco ładna, nie mogła pochwalić się mocami, a do tego głos śmiertelniczki. To wszystko spowodowało że traktowano ja jako kogoś gorszego sortu, była pogardzana w boskiej społeczności, nieakceptowana i wyszydzana przez rodzeństwo, matkę aż wreszcie odrzucona przez samego ojca, którego zasady zdecydowanie różniły się od systemu wartości młodej bogini.
Pragnąc akceptacji i miłości doznaje bolesnego odtrącenia. Zawód miłosny i upokorzenie pobudza w niej chęć zemsty za co ostatecznie zostaje zesłana na wyspę Ajaja, której nie może opuszczać. To co miało być dla niej karą, okazuje się wybawieniem, Circe tam własnie dojrzewa, odkrywa kim jest i osiąga pełnie swoich czarodziejskich mocy.
Historia urzekła mnie niemal od pierwszej strony. Szczególnie spodobało mi się zastosowanie narracji pierwszoosobowej, opowieść stala się swoista autobiografią tytanki. Dzięki temu zabiegowi książka nabrała osobistego i emocjonalnego wymiaru, a my możemy lepiej poznać uczucia i świat wewnętrzny bogini. Dzieki sposobowi opowiadania i magicznemu klimatowi ksiązke czyta się płynnie. Miller świetnie połączyła najważniejsze wątki poruszane w mitologii, uzupełniając luki w historiach, tak by zachować spójność.
Na naszych oczach powstaje Scylla, uczestniczymy w procesie Prometeusza, jesteśmy świadkami narodzin Minotaura, rozmawiamy z Dedalem i tęsknimy za Itaką z Odysem.
Autorka wyrażnie zaznaczyła granicę na lini bogowie-ludzie. Dysonans ukazał bogów jako bezwzględnych, łaknących ofiar, pozbawionych empatii i traktujących ludzi jak zabawki. Ludzie zaś to smiertelne ale jednoczesnie ciekawe świata, odważne i uczuciowe istoty. Kirke pasuje bardziej do tej drugiej grupy. Ludzie tym samym zyskali dzięki niej swojego odpowiednika. Popełniającego błędy, odrzuconego, samotnego ale wciąż próbującego, walczacego o godność, nie pragnącego hołdów i wreszcie stawiającego na swoim.
Autorka nie boi się obnażać wad i słabości bogów i herosów ukazując ich ludzką twarz, szczególnie w pamiec zapada Odyseusz z niemożnością odnalezienia się w spokojnej rzeczywistości Itaki-klasycznym stresem pourazowym.
Sama postac Kirke to nie lada inspiracja. To bohaterka z niezwykłym chartem ducha i odwagą, z podniesioną głową stawia czoła konsekwencjom swoich błędów. Ma w sobie wielkie pokłady miłości której tak jej odmawiano. To właśnie miłośc do syna zdeterminowała ją do walki. Jest w niej tyle samo sprzeczności co w świecie bogów i ludzi. Silna ale wrażliwa, pałająca chęcia zemsty ale i wybaczająca, wreszcie nieśmiertelna ale marząca o śmiertelności. I o tym włsnie jest ta ksiązka o poszukiwaniu tożsamości w okrutnym ale i majestatycznym świecie bogów. O przemianie, nauce pokory i cierpliwości, o dylematach natury moralnej i własnej definicji szczęścia.
To była wspaniała, niezapomniana i intrygująca czytelnicza podróż po mitologicznym świecie bogów, ludzi, herosów i innych legendarnych stworzen. Mimo że porusza znana tematykę to jednocześnie wnosi powiem świeżości, mimo iż mamy do czynienia z rettelingiem. Opis nawoływał „Daj jej się oczarować”i dałam dzięki epatującej z stron pasji. Ksiązka nie jest jednak dla wszystkich jeśli ktos nie lubi mitologii, która nadaje ton całej historii, to ta pozycja nie przypadnie mu do gusty, ale dla całej reszty to obowiązkowa pozycja na półce. A prezentuje się tam pięknie.
Podobno nie ocenia się ksiązki po okładce, jednak w przypadku „Kirke” zasada ta została przeze mnie złamana. Bo przecież obwoluta i okładka to małe dzieła sztuki.
Madeline Miller za bohaterke obrała sobie Kirke, postać dotąd marginalizowaną.
Kirke nie miała w swym boskim życiu łatwo. Jako córce Heliosa postawiono jej zdecydowanie wyższe standardy. Tymczasem tytanka nie była...
2018-02-12
"Nigdy nie umiałem pogodzić się z tym, żeby wracać z niczym. Zawsze próbowałem jeszcze raz. Czasem nawet wbrew logice, ale zgodnie z jakimś wewnętrznym przekonaniem", to słowa Jerzego Kukuczki, od lat słyszałam jego legendę ale dopiero po przeczytaniu "Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszych Polskim himalaiście" zrozumiałam skąd się ona wzięła.
Zdecydowanie książka ta trafi na półkę moich ulubionych pozycji. Bez wątpienia jest ona tak wciągająca że nie tylko nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ją jednym tchem, ale również po jej zakończeniu poczułam smutek że to już koniec (a nie mam takiego odczucia często). Nie jestem miłośniczką biografii, ale tak książką wciągnęła mnie bez reszty.
Zakochałam się dzięki niej w Himalajach. Mam wrażenie że postać Jerzego Kukuczki przedstawiona została tak jak to napisała B. Mcdonald z zwróceniem uwagi na pełnię jego osobowości. Opisy i relacje z podróży dopełnione zostały fragmentami z jego dziennika, ale i pięknymi zdjęciami i anegdotami. Ambicja, upór i pracowitość pozwoliły Kukuczce udowodnić że można osiągnąć poziom jednego z najlepszych a nawet najlepszego himalaisty na świecie i pochodzić z robotniczej rodziny, z kraju w którym deficyt panuje na wszystko, gdzie ograniczone są wyjazdy za granicę. Bez zastanowienia mogę powiedzieć: POLECAM! A nawet warto.
"Nigdy nie umiałem pogodzić się z tym, żeby wracać z niczym. Zawsze próbowałem jeszcze raz. Czasem nawet wbrew logice, ale zgodnie z jakimś wewnętrznym przekonaniem", to słowa Jerzego Kukuczki, od lat słyszałam jego legendę ale dopiero po przeczytaniu "Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszych Polskim himalaiście" zrozumiałam skąd się ona wzięła.
Zdecydowanie książka ta trafi...
Poruszająca książka to pierwsze słowa które nasuwają mi się na myśl.
Nie lubię tego typu historii i dlatego do przeczytania zbierałam się długo, ale ta naprawdę odcisnęła się w mojej pamięci. Nie tylko porusza ona trudnych tematów związanych z kręgiem kulturowym, ale przede wszystkim z warstwami społecznymi-kastowością obecną wszędzie.
Sama historia opisana w niezwykły sposób. Polecam bo jest to piękna i mądra książka po którą warto sięgnąć. Ja mimo iż pisze tę recenzję już jakiś czas po przeczytaniu to na samą myśl budzą się we mnie emocje które przeżywałam w trakcie czytania.
Poruszająca książka to pierwsze słowa które nasuwają mi się na myśl.
Nie lubię tego typu historii i dlatego do przeczytania zbierałam się długo, ale ta naprawdę odcisnęła się w mojej pamięci. Nie tylko porusza ona trudnych tematów związanych z kręgiem kulturowym, ale przede wszystkim z warstwami społecznymi-kastowością obecną wszędzie.
Sama historia opisana w niezwykły...
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Książka jest świetna ze względu klimat całej opowieści - cyrku od zakulisowej, bardziej mrocznej strony, niezwykle złożonych charakterów i losów ludzkich.Z resztą sama historia bardzo mnie wciągnęła. Może ma w sobie odrobinę schematyzmu, ale mi osobiście to nie przeszkadzało. Zabieg przeplatania wspomnień 90-latka z czasem realnym dodawał również wiele. Z resztą sama tematyka - nigdy nie czytałam nic o cyrku. Ksiązka bez wątpienia zapada w pamięć. Polecam ja przeczytałam ją jednym tchem.
Muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Książka jest świetna ze względu klimat całej opowieści - cyrku od zakulisowej, bardziej mrocznej strony, niezwykle złożonych charakterów i losów ludzkich.Z resztą sama historia bardzo mnie wciągnęła. Może ma w sobie odrobinę schematyzmu, ale mi osobiście to nie przeszkadzało. Zabieg przeplatania wspomnień 90-latka z...
Za "Oskara i panią Różę" mimo niezbyt powalających rozmiarów, zabrał się dopiero niedawno. I pierwszą moją myślą po jej przeczytaniu było "Czemu zrobiłam to tak późno". Książka jest dowodem na to że niepotrzebne jest 300 stron treści by trafić w serce. Naprawdę niezwykła książka, w której zarówno dorosły jak i młodszy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Książka o poznawaniu smaku życia i szukania jego sensu przez chorego chłopca. Polecam serdecznie.
Za "Oskara i panią Różę" mimo niezbyt powalających rozmiarów, zabrał się dopiero niedawno. I pierwszą moją myślą po jej przeczytaniu było "Czemu zrobiłam to tak późno". Książka jest dowodem na to że niepotrzebne jest 300 stron treści by trafić w serce. Naprawdę niezwykła książka, w której zarówno dorosły jak i młodszy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Książka o poznawaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka, która naprawdę mnie poruszyła i zapadła w pamięć.
Istotne i dodające dramaturgii jest tło historyczne. Apartheid, segregacja rasowa, kształtują losy bohaterów i zmuszają ich do podjęcia trudnych decyzji. W dodatku pobudza do myślenia dlaczego człowiek potrafi w taki sposób traktować drugiego człowieka?
"Kolor jej serca" to opowieść o wielkiej przyjaźni, która jest w stanie przetrwać wszystkie przeciwności losu.
Książka, która naprawdę mnie poruszyła i zapadła w pamięć.
Istotne i dodające dramaturgii jest tło historyczne. Apartheid, segregacja rasowa, kształtują losy bohaterów i zmuszają ich do podjęcia trudnych decyzji. W dodatku pobudza do myślenia dlaczego człowiek potrafi w taki sposób traktować drugiego człowieka?
"Kolor jej serca" to opowieść o wielkiej przyjaźni, która jest...
Jeżeli ktoś szuka książki która zapada głęboko w pamięć to jest to właśnie "Złodziejka książek".Od początku do końca czytałam ją z zapartym tchem. Niezwykle istotnym aspektem, dodającym jej trochę "niesamowitości" jest fakt że wszystkie wydarzenia opisane są przez Śmierć. Dostarcza pełną gamę emocji jaką jesteśmy w stanie sobie wymyślić. Poznamy bohaterów, a głównie małą dziewczynkę, którzy zmuszeni byli żyć w cieniu II Wojny Światowej i podejmować niezwykle trudne decyzje. Złodziejka książek to naprawdę wartościowa książka, która w niezwykły sposób potrafi pokazać co naprawdę w życiu się liczy się w życiu. Polecam serdecznie, nie pożałujecie.
Jeżeli ktoś szuka książki która zapada głęboko w pamięć to jest to właśnie "Złodziejka książek".Od początku do końca czytałam ją z zapartym tchem. Niezwykle istotnym aspektem, dodającym jej trochę "niesamowitości" jest fakt że wszystkie wydarzenia opisane są przez Śmierć. Dostarcza pełną gamę emocji jaką jesteśmy w stanie sobie wymyślić. Poznamy bohaterów, a głównie małą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po czym poznać że książka była naprawdę dobra? Czy są do tego w ogóle jakieś wskaźniki?
Oczywiście możemy zaklasyfikować ją do „bardzo dobrej”, „dobrej” czy „złej”, ocenić w skali od 1 do 10. Są też inne narzędzia, służące wyrażenia naszej subiektywej oceny. Otóż w moim przypadku najlepszą skalą jest to czy książka wciągnęła mnie tak ze zapomniałam o bożym świecie czy może męczyłam się z nią, a każda strona dłużyła się w nieskończoność.
W przypadku „Współlokatorów” Beth O’Leary miałam wątpliwości jak to też będzie. Nie jestem fanką komedii romantycznych, ale ta ksiazka dziwnie mnie przyciągała. Spodziewałam się lekkiej, przyjemnej książki na wieczór ale to co dostałam prezszło moje oczekiwania. Ale od początku.
Mamy Tiffy i Leona, którzy dzielą mieszkanie, ba dzielą nawet jedno łóżko, problem w tym ze ta para nigdy się nie spotkała. Tiffy zakończyła właśnie burzliwy związek i desperacko szuka mieszkania w korzystnej cenie. Znajduje ogłoszenie Leona, mezcZyzna szuka współlokatora, który będzie z nim dzielił łożko i co wygodne nigdy nie będą wchodzić w sobie w drogę. Układ idealny. Współlokatorzy wkrótce zaczynają w błahych sprawach komunikować się za pomocą samoprzylepnych karteczek. Co jednak jeśli karteczki staną się zarzewiem przyjaźni, a może nawet czegoś więcej ? Co się stanie kiedy bohaterowie wreszcie się spotkają?
Ksiazka „Współlokatorzy to debiut brytyjskiej autorki eth O’Leary. Ale wcale nie ma się wrażenia jakby autorka dopiero rozpoczynała swoją karierę pisarską. Jej styl jest niezwykle barwny, klimat który stworzyła w tym pokręconym, dowcipnym ale i inteligentnym romansie jest niezwykły. Sam pomysł na książkę jest genialny, niby prosty, ale to tylko pozory. Dodatkowo przystępny, dostosowany do czytelnika język, który pozwala płynąc przez tą historię, bez zbędnego ociągania. Współlokatorzy to komedia romantyczna. Autorka zastosowała podział książki na narrację pierwszoosobowa naprzemienną pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Pozwoliło to poznać ich dwa zupełnie odmienne temperamenty, odczucia i myśli w różnych sytuacjach. Tym samym zyskiwaliśmy pełny obraz.
Książka jak już wspomniałam jest niesamowicie wciągająca. Przyznam że dawno nie mogłam aż tak oderwać się od czytanej pozycji. Straciłam pół nocy ponieważ nie mogłam tak zwyczajnie zostawić tej historii, bo przy niej nie można się nudzić
Ogromną zaletą jest to że nie jest to przesłodzona, naiwna komedia, oczywiście jest to ksiązka o miłości, ale nie można powiedzieć by była banalna czy przewidywalna . Z pozoru zdaje się nam że jest to lekka historia, owszem perypetie pary współlokatorów są niezwykle zabawne, jednak pod warstwą żartów i problemów dnia codziennego w książce poruszone zostają zdecydowanie bardziej poważne tematy takie jak manipulacja, kontrola i uzależnienie mocjonalne.
Niczego bym nie zmieniła wszystkiego jest idealne. Dużo humoru, mnóstwo uczuć, trochę problemów, odrobina strachu, szczypta komplikacji i cała masa pozytywnych emocji.
Dużym plusem są bohaterowie. Są świetnie dopracowani, charyzmatyczni i każdy czymś się wyróżnia. Głównych bohaterów nie można nie lubić, zwłaszcza Tiffy, który natychmiast zaskarbiła sobie moją sympatie . Ich humor i świetne dialogi wywołały uśmiech na mojej twarzy. Mają problemy jak wszyscy, borykają się z trudną sytuacją materialną, przeszkadza im podniesiona deska w łazience, zajadą smutki, mają skomlikowane relacje rodzinne, ale i wikłają się w trudne związki, maja swoje plany i marzenia, lęki i wady, ale przez to zyskują tylko na autentyczności. Ta para to ludzie z krwi i kości. Oprócz tego że autorka świetnie nakreslila nam ich nietuzinkową relację, możemy wniknąć w ich światy, znajdziemy się w hospicjum, wśród ludzi, którzy u schyłku życia pragna spotkać miłość, popracujemy w wydawnictwie, gdzie dla niektórych utrudnianie pracy innym staje się metodą na sukces, a także odwiedzimy więzienie i sprawdzimy czy łatwo jest się pogodzić z niesprawiedliwością. Bohaterowie drugoplanowi swietnie dopełniają całą historię. Zakończenie jest niezbyt zaskakujące, ale głęboko ukryta dusza romantyczki na takie właśnie liczyła.
Współlokatorzy oprócz świetnego humoru i zachwycającej historii to książka o tym jak ciężko pozbyć się zakorzenionego strachu, o tym jak miłość potrafi być wyniszczająca ale przede wszystkim o tym ze powinniśmy mieć oczy szeroko otwarte bo nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy zapuka do nas szczęscie. O sile przyjaźni i potędze miłości.
Nie przesadzę jeśli powiem ze ta książka naprawdę zasługuje by znaleźć się na liście bestselerów, bo w tym roku jeszcze czegoś tak dobrego nie czytałam. Jestem pewna ze zdobędzie przede serca mnóstwa czytelników na całym swiecie. Moje już ma. A wiec jeśli szukacie czegoś naprawdę dobrego, to bierzcie się za „Współlokatorów”, ja bawiłam się świetnie przy tej ksiazce.
Po czym poznać że książka była naprawdę dobra? Czy są do tego w ogóle jakieś wskaźniki?
więcej Pokaż mimo toOczywiście możemy zaklasyfikować ją do „bardzo dobrej”, „dobrej” czy „złej”, ocenić w skali od 1 do 10. Są też inne narzędzia, służące wyrażenia naszej subiektywej oceny. Otóż w moim przypadku najlepszą skalą jest to czy książka wciągnęła mnie tak ze zapomniałam o bożym świecie czy...