Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mamy Halloween, myślę że to świetna okazja do zastanowienia się, skąd biorą się opowieści o duchach? Czemu w nie wierzymy?

Z tym pytanie postanowił zmierzyć się Colin Dickey w książce "Ghostland", która należy do literatury faktu. Autor zabiera nas w fascynującą podróż po Ameryce. Zapukamy do nawiedzonego domu, przespacerujemy się opuszczonymi alejkami cmentarza, usiądziemy na ławce w parku czy wypijemy drinka w barze w którym straszy.

Ameryka to światowa stolica kina, w tym tego z gatunku horrorów, często opartych na prawdziwych wydarzeniach, dlatego nie dziwi popularność tematow grozy i tak duża liczba nawiedzonych miejsc. Bo jak sam autor wspomina nawiedzone moga być zarówno domy, jak i sklepy z zabawkami. Autor reporterskim okiem analizuje dane miejsce, przytacza relacje świadków, pokazuje nam że paranormalne zjawiska są tylko luką w naszym rozumowaniu, próbą wytłumaczenia i poradzenia sobie z historią, często brutalną. Są często relacją na to co niezrozumiałe i zagadkowe

Colin Dickey oprócz nakreślenia nam funkcjonowania danego miejsca w świadomości mieszkańców, serwuje nam ciekawa lekcje historii z realiów życia obywateli, ciążącej historii i ciężkiego losu Afroamerykanów i Indian.

Colin Dickey stworzył niecodzienny obraz swoistej mapy nawiedzonych miejsc. Przyznam że dawno nie czytało mi się tak dobrze książki z tego gatunku. Autor ma lekkie pióro, język którym się posługuje trafia z łatwością do czytelnika. Ciekawostki i nawiazania do dzieł popkultury dodatkowo zaciekawiają czytelnika.
Podobalo mi się szczególnie to, że autor w reporterski sposób przedstawia czytelnikowi wszystkie fakty i to jemu zostawia wysnucie wniosków.

Warto zwrócić uwagę że oprócz ciekawej historii to książka zawiera piękną okładkę. Żałuję tylko że nie ma w niej fotografii, które ubogaciłyby każdą historię. Mimo wszystko "Ghostland" to idealna pozycja na jesienne wieczory.

Mamy Halloween, myślę że to świetna okazja do zastanowienia się, skąd biorą się opowieści o duchach? Czemu w nie wierzymy?

Z tym pytanie postanowił zmierzyć się Colin Dickey w książce "Ghostland", która należy do literatury faktu. Autor zabiera nas w fascynującą podróż po Ameryce. Zapukamy do nawiedzonego domu, przespacerujemy się opuszczonymi alejkami cmentarza,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na moim bookstagramie pojawiały się już rózne książki. Od klasycznych kryminałów, thrillerów, literatury obyczajowej aż po książki fantastyczne i książki dla dzieci. Nigdy jednak nie pojawiły się właśnie książki kucharskie, aż do dzisiaj!
Nie jest to pierwsza lepsza książka kucharska, ale magiczna księga z przepisami prosto z Hogwartu, kuchni Molly Weasley czy chatki Hagrida.

"Nieoficjalna książka kucharska Harr'ego Pottera" napisana przez Dinah Bucholz to prawdziwa perełka w tej kategorii. Nie tylko zawiera niesamowite przepisy ale również jest przepiękna.

Książka zawiera 10 rozdziałów tematycznych takich jak np. przysmaki z pociągu, śniadanie przed lekcjami czy szkolne desery i przekąski.
W sumie znajdziemy tutaj 200 przepisów napisanych w bardzo jasny i zrozumiały sposób.
Możemy dowiedzieć się jak zrobić m.in.fasolki wszystkich smaków, czekoladowe żaby oraz dyniowy poncz.
Każdy z nich poprzedzony jest opisem danej potrawy z tomów o przygodach młodego czarodzieja i miejscem, gdzie dokładnie je znajdziemy. Z racji zbliżających się świąt, z pewnością wypróbuję nie jeden z tych przepisów, które autorka ubogaciła ciekawostkami i wskazówkami.
Pozycja ta wydana jest w niesamowitej oprawie graficznej, w środku również znajdziemy piękne ilustracje.

Myślę że jest to absolutny Must Have dla Potteromaniaków, który będzie się pięknie prezentował, wśród innych książek z serii o Hogwarcie. Książka nadaje się idealnie również na prezent dla fanów Pottera, ale i osób ceniących nowatorskie przepisy.

Na moim bookstagramie pojawiały się już rózne książki. Od klasycznych kryminałów, thrillerów, literatury obyczajowej aż po książki fantastyczne i książki dla dzieci. Nigdy jednak nie pojawiły się właśnie książki kucharskie, aż do dzisiaj!
Nie jest to pierwsza lepsza książka kucharska, ale magiczna księga z przepisami prosto z Hogwartu, kuchni Molly Weasley czy chatki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wojna zostawia po sobie mnóstwo zniszczeń, nie tylko tych materialnych, ale przede wszystkim pozostawia ludzi z ranami na ciele i umyśle. Rany te w końcu się goją, ale jednak blizny które tworzą nigdy nie dadzą o sobie zapomnieć.

Temat życia w rzeczywistości po wojnie porusza w swojej najnowszej książce "Świat na nowo" Barbara Wysoczynska.
Autorka bohaterami historii umiejscowionej w czasach odbudowywanej Polski czyni trójkę osób: partyzanta Jana Zielińskiego, pielęgniarkę Lidię Malczewszką oraz Szczepana Andryszka funkcjonariusza UB.
Dzieli ich wiele, łączy chęć zbudowania świata na nowo, lepszego świata. Ich losy niespodziewanie przeplatają się, co doprowadza do wielu zawirowań, ale i na nowo otwarcia ran wojennych.

To moje pierwsze spotkanie z książką tej autorki i mogę z całym przekonaniem przyznac że udane.
Autorka ma lekkie pióro, dzięki czemu historię trudną czyta się błyskawicznie i z dużą swobodą.

Dużym plusem opowieści są lata w jakich osadzono historię, tło społeczno-kulturowe i realia życia zostały idealnie odwzorowane przez co czujemy się jakbyśmy znaleźli się w powojennej Polsce. Postacie są bardzo dobrze wykreowane, charyzmatyczne, a dzięki sposobowi prowadzenia narracji możemy poznać każdego z nich. Bo studium psychologiczne to mocna strona powieści, razem z bohaterami stawiamy czoło demonom przeszłości i cieniom jakie kładą się na ich przyszłość.

Świat na nowo to książka niełatwa, która pozostawi nas z mnóstwem refleksji. Uważam że warto sięgnąć po tę pozycję i przenieść się w emocjonalna podróż do czasów narodzin naszych dziadków i rodziców.
Mi nie pozostaje nic innego jak nadrobić inne książki tej autorki np. "Narzeczona nazisty".

Wojna zostawia po sobie mnóstwo zniszczeń, nie tylko tych materialnych, ale przede wszystkim pozostawia ludzi z ranami na ciele i umyśle. Rany te w końcu się goją, ale jednak blizny które tworzą nigdy nie dadzą o sobie zapomnieć.

Temat życia w rzeczywistości po wojnie porusza w swojej najnowszej książce "Świat na nowo" Barbara Wysoczynska.
Autorka bohaterami historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rodzina, dla jednych bywa sensem życia, powodem dla którego codziennie wstają z łóżka, powodem dumy i radości. Dla innych jest jedynie hasłem, pod którym tak naprawdę kryje się mnóstwo bólu i rozczarowań, jeszcze dla innych to nierealne marzenie. Dla niektórych jednak rodzina i więzy krwi to przekleństwo, kula u nogi stojąca na drodze do szczęścia.

Rodzina Darkerow to zdecydowanie rodzina, która dobrze wychodzi tylko na zdjęciach. Skłóceni, żyjący smutnym samotnym życiem. Decydują się jednak wszyscy przybyć na osiemdziesiąte urodziny babci na małą kornwalijską wyspę, która każdego dnia na osiem godzin zostaje odcięta od świata. Byłaby to zwykła rodzinna uroczystość, gdyby ktoś nie zamordował solenizantki, a oprócz członków rodziny Darkerow na wyspie nie ma nikogo. Po godzinie ginie kolejna osoba,a ta dysfunkcjyjna rodzina musi stawić czoła tajemnicom sprzed lat.

Wciągnęłam się w tę historię już od pierwszych stron, niezwykle mnie ona zaintrygowała. Czyta się ją rewelacyjnie, co nie wiem czy jest zasługą przystępnego i pięknego języka, czy świetnego i barwnego stylu autorki. Zapewne jedno i drugie. Ksiązka ma przemyślaną ciekawą fabułę, a dzięki retrospekcjom kawałek po kawałku poznajemy losy rodziny, które doprowadziły ich do tu i teraz. Jednak co najważniejsze stopniowo w całość układają nam się poszczególne elementy układanki. Bo dopiero po zapoznaniu się z każdym z fragmentów otrzymujemy całościową i spójną historię.

Autorka stworzyła niepowtarzalny klimat,mroczny i dramatyczny, umiejętnie wpleciony w perypetie rodzinne i tło społeczno-kulturowe. To właśnie wielopłaszczyznowość jest ogromnym plusem tej powieści. Ksiązka dotyka tematów taki jak m.in. dorastania, radzenia sobie ze stratą i poczuciem winy, a także izolacją społeczną i wreszcie akceptacją samego siebie. Doskonale zastały tu opisane skomplikowane relacje i problemy rodzinne, które nierzadko doprowadzają do podejmowania trudnych decyzji o dalekosiężnych skutkach.

W tej powieści nie można było mówić o nagłych zwrotach akcji, nie ma dużo krwi i brutalności, ale i nie można było narzekać na nudę. Daisy Darker to przede wszystkim świetny pomysł na fabułę w stylu Agaty Christie, gdzie akcja faktycznie prowadzona jest spokojnym tempie, dzięki temu możemy skupić się na tym co najważniejsze czyli na studium psychologicznym każdej z postaci, ale również studium relacji rodzinnych. O dziwo zastosowanie narracji pierwszoosobowej i oddanie głosu tytułowej bohaterce wyszło książce na dobre i dodało mnóstwo ciekawych aspektów.
Postacie są charyzmatyczne, wyróżniające się.
To wszystko prowadzi do zaskakującego zakończenia, które nie do końca przypadło mi do gustu, niemniej jednak była to naprawdę ciekawa podróż, która przysporzyła mi mnóstwa niezapomnianych wrażeń.

Podsumowując jest to bardzo udana książka, przesycona emocjami, poruszające wiele istotnych kwestii, zmuszająca do refleksji, którą z pewnością mogę polecić fanom odkrywania „trupów chowających się w szafie”.

Rodzina, dla jednych bywa sensem życia, powodem dla którego codziennie wstają z łóżka, powodem dumy i radości. Dla innych jest jedynie hasłem, pod którym tak naprawdę kryje się mnóstwo bólu i rozczarowań, jeszcze dla innych to nierealne marzenie. Dla niektórych jednak rodzina i więzy krwi to przekleństwo, kula u nogi stojąca na drodze do szczęścia.

Rodzina Darkerow to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, które czytasz i już wiesz, że na dłużej zagoszczą w twoim sercu. Wiesz również że sięgniesz po nie jeszcze nie jeden czy dwa razy.

Do takich książek należy najnowasza propozycja dla najmłodszych "W stronę morza" od Wydawnictwa Czytalisek.
Książka opowiada historię Tima, samotnego chłopca, marzącego o kimś dla kogo nie będzie niewidzialny, o przyjacielu. Tim poznaje Sama. Natychmiast zostają przyjaciółmi, a Tim obiecuje pomóc Samowi w dość trudnej sytuacji, problem w tym że Sam jest....wielorybem.

Książka w prosty i uroczy posób przybliża małym czytelnikom pojęcie przyjaźni, akceptacji, wzajemnej pomocy i troski.
Cale Atkinson stworzył ujmująca opowiesc, która choć z pozoru smutna, to tak naprawdę opływa w pozytywne uczucia.
Historia tej nietypowej przyjaźni nie jest obszerna tekstowo, a jednak opisuje temat w sposób przemyślany i zrozumiały, co jest szczególnie istotne dla młodego czytelnika.
Mnie osobiście bardzo ujęła za to jak subtelnie uczy empatii, zrozumienia i wartości przyjaźni.

Powiedzieć że książka prezentuje się pięknie, to tak jakby nic nie powiedzieć. Mojemu synowi ciężko było oderwać od niej wzrok, z resztą mi też.
Ilustracje w książce prezentują się fantastycznie, dodatkowo duży format, twarda oprawa i piękny papier sprawiają że pozycja ta wygląda niesamowicie. Warto zwrócić uwagę na niektóre obrazki w książce, które wyglądają jak wyjęte spod kredki maluchów, co sprawia że książka jest dla nich jeszcze bardziej przystępna.

Książka idealnie nadaje się do wspólnego czytania z maluchem, ale sprawdzi się również jako pomysł na prezent.

"W stronę morza" to ciepła i pełna uroku książka o tym że czasem wszyscy potrzebujemy odrobinę pomocy, aby wrócić do domu. O tym że zawsze znajdzie się ktoś kto nas doceni i dostrzeże nasza wyjątkowość.

Są takie książki, które czytasz i już wiesz, że na dłużej zagoszczą w twoim sercu. Wiesz również że sięgniesz po nie jeszcze nie jeden czy dwa razy.

Do takich książek należy najnowasza propozycja dla najmłodszych "W stronę morza" od Wydawnictwa Czytalisek.
Książka opowiada historię Tima, samotnego chłopca, marzącego o kimś dla kogo nie będzie niewidzialny, o przyjacielu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Była sobie rzeka” to z pewnością ksiązka niezwykła. Nieoczywista i wielowymiarowa, a jednocześnie pełna magii i tajemnic. Co szczególnie przypadło mi do gustu to wplecenie do historii elementów folkloru. Mity, legendy, stają się ważne w kontekście fabularnym, przez co mamy wrażenie pomieszania realizmu z magią.

Akcja jest bardzo zróżnicowana, czasem nie możemy oprzeć się wrażeniu że wątki strasznie się dłużą, innym, że potoczyły się zbyt szybko. Niemniej jednak nie przeszkadzało mi to wręcz przeciwnie. Początkowo, gdy akcja nie była zbyt szybka, miałam czas na zapoznanie się z bohaterami, których było sporo. Pomimo sporych gabarytów książkę czyta się błyskawicznie, dzięki pięknemu, literackiemu choć odrobinę archaicznemu językowi. Barwne opisy, sposób prowadzenia fabuły i znakomita narracja sprawiają że sami czujemy się jak stali bywalcy karczmy „Pod Łabędziem”, słuchający opowiadań.


Klimat jaki Diane Setterifield stworzyła w swoim dziele jest unikalny, bardzo mroczny i tajemniczy, wręcz jak z gotyckich powieści. Znajdziemy tutaj mnóstwo ciekawych portretów osobowościowych i zróżnicowane rysy charakterologiczne. Głównym bohaterem, jak i elementem który spaja wszystkie historie jest rzeka. Opowiadane historie jak i perypetie ludzkie płyną właśnie jak ona raz poddają się nurtowi, czasem osiadają na mieliźnie, nierzadko tracą kontrole w jej zakolach, by wreszcie spokojnie zakończyć swoją drogę w jej ujściu. Rzeka jest idealną metaforą przemijalności życia jak i momentów w nich.


Ksiązka miała ogromny potencjał, który w pełni wykorzystała, wszystko jest dopracowane. Autorka mnóstwo uwagi poświęciła szczegółom.. Piękna opowieść o bólu i radzeniu sobie z stratą.

"Była sobie rzeka" to książka zmuszająca do refleksji, z bardzo dużym ładunkiem emocjonalnym, która z czystym sumieniem mogę ją polecić.

„Była sobie rzeka” to z pewnością ksiązka niezwykła. Nieoczywista i wielowymiarowa, a jednocześnie pełna magii i tajemnic. Co szczególnie przypadło mi do gustu to wplecenie do historii elementów folkloru. Mity, legendy, stają się ważne w kontekście fabularnym, przez co mamy wrażenie pomieszania realizmu z magią.

Akcja jest bardzo zróżnicowana, czasem nie możemy oprzeć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Raz na jakiś czas zdarzają się ksiązki, o których ciężko jest mi opowiedzieć. Na taką pozycję trafiłam ostatnio. Mowa o książce „Satyricon” autorstwa Gertrud Hellbrand.

Książka opisuje losy Oliwii, która na pierwszym roku studiów Olivia poznaje ekscentryczne i fascynujące rodzeństwo Bodinów. Wraz z nowymi przyjaciółmi tworzą dekadencki klub- Satyricon, w ramach niego piją i pogrążają się w rozmyślaniach o sztuce i literaturze jednocześnie eksperymentując z własną seksualnością. Piętnaście lat później, mając za sobą nieudane małżeństwo, Olivia powraca do domu letniskowego Bodinów, w którym miało miejsce ostatnie spotkanie Satyriconu. Do dziewczyny powracają dawne wspomnienia o rautach, kłótniach i rozkoszy, a także o tragedii, do której doprowadziły studenckie zabawy.

„Satyricon” to połączenie thrillera, oraz erotyku, co dało zaskakujący efekt. Fabuła jest prowadzona na dwóch płaszczyznach czasowych- teraźniejszych i przeszłym, jednak niezbyt wyraźnie podzielonych, co wymaga od czytelnika zaangażowania. Przyznam, że książka emanuje wręcz niepokojem, który udziela się czytelnikowi. Mroczny klimat niezwykle wciąga. Książka jest bardzo dobrze napisana, autorka z pewnością umie trzymać napięcie, co sprawiło że książkę czyta się szybko.
Hellbarnd mnóstwo miejsca poświeciła pożądaniu, stworzyła swoiste studium namiętności. Jako ze jestem świeżo po lekturze „Trzy kobiety” to mogłam spojrzeć na tę historię z nowej perspektywy.

Ta książka jest trudna, nie każdy może po nią sięgnąć, jest skierowana przede wszystkim do dojrzałych dorosłych czytelników. Satyricon to pozycje zdecydowani inna niż większość erotyków, wyróżniająca się na ich tle, a czytałam ich sporo.

Autorka poprzez swoją powieść stara się poruszyć tematy uważane dotąd jako tabu. Nie dziwi mnie zatem, że budzi mnóstwo kontrowersji, ale chyba o to chodzi autorce, by rozmawiać na tematy zwiane z seksualnością i namiętnością.

To opowieść o poznawaniu siebie, przekraczaniu granic, ale także o tym co drzemie w nas, a o czym nie zdajemy sobie sprawy. Czy polecam tak, ale wchodzicie na własne ryzyko.

Raz na jakiś czas zdarzają się ksiązki, o których ciężko jest mi opowiedzieć. Na taką pozycję trafiłam ostatnio. Mowa o książce „Satyricon” autorstwa Gertrud Hellbrand.

Książka opisuje losy Oliwii, która na pierwszym roku studiów Olivia poznaje ekscentryczne i fascynujące rodzeństwo Bodinów. Wraz z nowymi przyjaciółmi tworzą dekadencki klub- Satyricon, w ramach niego piją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W ostatnim czasie rynek czytelniczy zalała fala książek traktujących o obozach koncentracyjnych. Jedne opierają się na faktach, inne to czysta fikcja, jeszcze inne to pomieszanie jednego z drugim, bądź oparcie pewnych wątków na faktach bądź rzeczywistych postaciach. Szczególnie jednak istotne są te pozycje, które opisują autentyczne historie. Czas płynie nieubłaganie a ocalonych jest coraz mniej tym bardziej ich doświadczenia nabierają nowego znaczenia- stają się bezcenne.
Sylwia Winnik w reportażu „Dziewczęta z Auschwitz” przywołuje wspomnienia 12 kobiet, które połączyła jedna rzecz- przeżyły koszmar Auschwitz. Autorka przeprowadziła z nimi bardzo osobiste rozmowy. Te kobiety po ponad 70 latach wracają do miejsca, które widzą w koszmarach. Miejsca, które wiąże się z bolesnymi wspomnieniami, twarzami które widziały ostatni raz w cieniu krematoryjnego pieca, miejscem które utożsamiają z głodem i potworami w ludzkiej skórze.

Osobiście nie podejmuję się oceny tej książki,, bo jak ocenić kawałek życia tych 12 kobiet. Czy to, że w niektórych książkach pewne fakty zostały przedstawione bardziej makabrycznie sprawia że książka jest lepsza. Nie sądzę. Każda historia ma nieocenioną wartość.

Sylwia Winnik dokonała niemożliwego ukazała brutalne wspomnienia w sposób bardzo dobitny i dosadny, nadając mu jednak przystępną formę. Ta książka to najlepszy przykład że nie potrzeba krwawych faktów by poruszyć czytelnika. Przekrój bohaterek pozwolił nam zobaczyć jak funkcjonowało i jakie piętno zostawiło po sobie Auschwitz. Glosy 12 ocalonych kobiet stały się głosami narodów i tych, którzy na zawsze tam pozostali. Raz jesteśmy pielęgniarką, która ryzykuje własnym życiem by uratować choć jedno istnienie, innym razem jesteśmy matką starającą się ochronić swoje dzieci, bądź matką patrzącą na ich śmierć, jesteśmy tez dzieckiem którego Auschwitz obdziera z niewinności i młodości. Każda z nich opowiada o tym, co najbardziej utkwiło jej w pamięci z tamtego czasu. Z książki bije ogrom smutku, poczucia krzywdy i niesprawiedliwości ale bije również mnóstwo nadziei. Te historie są autentyczne i pełne emocji, dlatego bardzo mocno oddziaływają na czytelnika.

Obóz zagłady upodlał człowieka, starał się zabić w nim to co dobre, zabić w nim nadzieję, solidarność i przynależność, sprawić by poczuł się nikim, tylko kolejnym numerem. W przypadku tych 12 kobiet nazistom nie udało się, pomimo wszystkich upodleń zabrać ich godności, zachowały swoje człowieczeństwo w każdym tego słowa znaczeniu. Przywołane osoby charakteryzował niezwykły heroizm, potrafiły przetrwać piekło na ziemi, jednocześnie wykazując się niejednokrotnie odwaga, dobrocią i szczodrością na miarę jakiej nie będzie nam dane poznać.
Co ważne autorka nie odnosi się do postawy innych więźniów, bo jak sama twierdzi dopóki nie znajdziemy się w równie dramatycznych warunkach nie mamy do tego prawa. W pełni się z nią zgadzam. Dopóki ceną naszego życia nie będzie kromka chleba, a za drobne przewinienie nie będzie nam groziła śmierć nie możemy oceniać.

Szczególnie w pamięć zapadły mi przywoływane w książce wiersze „Apel poranny” oraz „List niewysłany”, czytanie ich do głębi mnie poruszyła. Książka ubogacona została fotografiami Lili Jacob, jak również zdjęciami pochodzącymi z prywatnej kolekcji bohaterek, dzięki temu historie dostały ludzką twarz.

Nie jest to łatwa lektura, i dobrze, książka ma szokować, ma zapadać w pamięć, ma być mocna i zmuszać do refleksji by historia nigdy się nie powtórzyła. Nie ma właściwych słów by opisać ogrom cierpienia ludzi z Auschwitz, nikt nie ma również mocy by zmienić przeszłość, mamy jednak moc by pamiętać o tych ludziach. To po prostu trzeba przeczytać.

W ostatnim czasie rynek czytelniczy zalała fala książek traktujących o obozach koncentracyjnych. Jedne opierają się na faktach, inne to czysta fikcja, jeszcze inne to pomieszanie jednego z drugim, bądź oparcie pewnych wątków na faktach bądź rzeczywistych postaciach. Szczególnie jednak istotne są te pozycje, które opisują autentyczne historie. Czas płynie nieubłaganie a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Helen Hoang to autorka, której książka „Więcej niż pocałunek” niezwykle zapadła mi w pamięć, do dzisiaj gdy o niej myślę nasuwają mi się same superlatywy. Nie mogłam zatem nie sięgnąć po kontynuację wspomnianej pozycji a mianowicie „Test na miłość”.

Tym razem bohaterem jest dwudziestosześcioletni Khai cierpiący na zaburzenia ze spektrum autyzmu. Jego głównym problemem jest brak zdolności do odczuwania głębszych emocji. Mama chłopaka postanawia jednak wziąć sprawy w swoje ręce i znaleźć synowi idealną kandydatkę na żonę. Wkrótce na swojej drodze dość przypadkowo spotyka Esme, której proponuje zostanie „próbną” narzeczoną jej syna. Czy dwoje nieznajomych może stworzyć udany związek? Czy Esme i Khai są w stanie zdać test na miłość pozytywnie?

Autorka w książce „Test na miłość” ponownie pokazała to za co tak bardzo ją polubiłam tzn. nietypowe a zarazem ciekawe podejście do historii miłosnej. Sam styl autorki bardzo mi odpowiada, lekkość i świeżość czytanych historii ponownie skradły moje serce.
„Test na miłość” to książka której zakończenie chce się poznać od razu, nic więc dziwnego ze książkę czyta się błyskawicznie. Ten fakt potęguje duża dawka humoru, który autorka nieustannie nam dozuje. Przystępny język, swobodne dialogi i oryginalna fabuła utwierdziły mnie tylko w przekonaniu że ta ksiązka to nie pierwszy lepszy ckliwy romans ale naprawdę błyskotliwa książka ze świetnie poprowadzoną akcją, bez zbędnych dłużyzn, barwnymi opisami i z drugim dnem.

Bo taka jest ta książka, z pozoru banalna historia, tymczasem Helen Hoang bardzo umiejętnie porusza za jej pośrednictwem trudny społecznie temat autyzmu. Dodatkowo dzięki formie przekazu jesteśmy w stanie zobaczyć jak niezwykłe są te osoby. Autorka dzieląc się własnymi doświadczenia pozwala zrozumieć tę przypadłość i trudności z jakimi codziennie muszą się mierzyć. Brak umiejętności radzenia sobie z społecznymi konwenansami, awersja do ludzi, to tylko początek długiej listy barier na ich drodze. Na zasadzie kontrastu możemy zobaczyć jakie są różnice w postrzeganiu świata przez osobę z Aspergerem a osobę zdrową.
Dlatego też opisanie tej historii nie było proste, przedstawienie świata oczami osoby autystycznej wymagało ogromnego zaangażowania ale i wiedzy.
Dodatkowo autorka po raz kolejny porusza również temat zderzenia dwóch kultur, tym razem w bardziej dosadny sposób.

Bohaterowie nie są sztampowi. Szybko zyskują naszą sympatię. Dzięki sposobowi w jaki zostali przedstawieni mamy wrażenie ich niezwykłej realności. Ich emocje i zmiany jakie się dokonują w nich są bardzo intensywnie odczuwane przez czytelnika. W tej książce nie ma kiczu, czy banału, każdy z bohaterów ma jednocześnie osobną historię do przestawienia i każda warta jest poznania. Z resztą ksiązka przesiąknięta jest emocjami, które są bardzo autentyczne. Sceny seksu, które również się pojawiają przedstawione są w bardzo subtelny sposób, co najzupełniej mi pasowało. Co ciekawe historia opisana w książce inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami z życia jej mamy.

Jedyne do czego mogę się przyczepić to zupełnie przewidywalne zakończenie, ale ta historia tak do mnie trafiła ze zupełnie mi to nie przeszkadzało wręcz przeciwnie

Myślę że Helen Hoang udało się napisać coś więcej niż tradycyjny romans, To opowieść o pokonywaniu ograniczeń, uczeniu się miłości i walce o lepszy los.

Zatem jeśli lubicie historie o miłości z dozą pikanterii i chcecie dobrze się bawić przy czytaniu, w takim razie ta książka jest dla Was

Helen Hoang to autorka, której książka „Więcej niż pocałunek” niezwykle zapadła mi w pamięć, do dzisiaj gdy o niej myślę nasuwają mi się same superlatywy. Nie mogłam zatem nie sięgnąć po kontynuację wspomnianej pozycji a mianowicie „Test na miłość”.

Tym razem bohaterem jest dwudziestosześcioletni Khai cierpiący na zaburzenia ze spektrum autyzmu. Jego głównym problemem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W ostatnim czasie trafia do mnie sporo książek z gatunku romans i erotyk. Chociaż początkowo nie byłam przekonana do tego typu literatury, tak po przeczytaniu kilku książek z tej tematyki, coraz bardziej mi się one podobają.
Ostatnio dzięki Wydawnictwu Lipstick Books miałam okazję sięgnąć po książkę, dzięki której zupełnie straciłam wszystkie wątpliwości.

Ksiązka „Osaczona” to pozycja bazującą na prawdziwych doświadczeniach autorki kryjącej się pod pseudonimem Pola Roxa. Książka opowiada historie Karoliny, która wiedzie z pozoru stabilne, ale jednocześnie nudne życie. Dom, mąż z którym się oddalili się od siebie, praca, która nie sprawia przyjemności to wszystkie elementy wokół których kreci się życie kobiety i jednocześnie powody, które pchają ją w zupełnie inne ramiona, które zadbają o nią jak żadne inne. Czy jednak te ramiona faktycznie okażą się takie bezpieczne?

Mimo że to debiut, to zupełnie nie widać że autorka stawia pierwsze kroki w pisaniu, świetnie wciąga czytelnika w wykreowany w książce świat. Przystępny język oraz dynamiczna i wartka akcja sprawiają że książkę czyta się bardzo szybko. „Osaczona”, to ksiązka, której koncepcja na fabułę, może wydawać się pozornie prosta, zawiedziona swoim dotychczasowym życiem kobieta wdaje się w romans, nic bardziej mylnego. Autorka oprócz emocjonującej fabuły serwuje nam zaskakujące zwroty akcji i wprowadza w przestępczy półświatek, dzięki czemu możemy poczuć delikatny kryminalny dreszczyk. W książce znajdziemy również całą gamę emocji, więc z pewnością nie będziemy narzekać na nudę.

Przyznam że spodziewałam się erotyka stricte skupiającego się wątkach romantycznych, tymczasem dostałam niezła powieść obyczajową, z fajnym humorem, całą masą pikanterii i zakończeniem, które dosłownie zwala nas z nóg. Dodatkowo autorka nie stroni od wulgaryzmów, czy scen seksu, które jak dla mnie zostały przedstawione jednak w bardzo niesmaczny i dosadny sposób, liczyłam na coś subtelniejszego.

Z pewnością nutę tajemniczości i czytelniczej ciekawości wprowadza fakt że nie wiemy co stanowi fikcję literacką a co prawdziwe doświadczenia autorki.

Jeśli chodzi o kreację bohaterów to są oni wyraziści, a dialogi między nimi zabawne i autentyczne. Świetnie przedstawiona metamorfoza jaka dokonała się w głównej bohaterce. Od nieśmiałej, trochę denerwującej niepewnej siebie szarej myszki stała się pewną siebie kobietą, która wreszcie wie czego chce.

Bo o tym jest ta ksiązka, to my sami jesteśmy motorem do zmiany, wystarczy tylko się odważyć, warto zaryzykować.
Z pewnością książka nie należy do literatury najwyższych lotów, rozumiem również że niektóre osoby mogą odebrać ja jako kontrowersyjną niemniej jednak jest świetna propozycją dla osób, chcących na chwile się oderwać.

W ostatnim czasie trafia do mnie sporo książek z gatunku romans i erotyk. Chociaż początkowo nie byłam przekonana do tego typu literatury, tak po przeczytaniu kilku książek z tej tematyki, coraz bardziej mi się one podobają.
Ostatnio dzięki Wydawnictwu Lipstick Books miałam okazję sięgnąć po książkę, dzięki której zupełnie straciłam wszystkie wątpliwości.

Ksiązka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mieliście kiedyś tak że nie wiedzieliście jak odnieść się do danej książki, jak ją ocenić, bądź po której przeczytaniu wzbierały w was mieszane uczucia?
Ostatnio takie wrażenie zrobiła na mnie książka Lisy Taddeo „Trzy kobiety”. Lisa Taddeo to dziennikarka i pisarka, dwukrotna laureatka Pushcart Prize za zbiór opowiadań „42”. Autorka tym razem stworzyła reportaż w którym przedstawiła i opisała postacie trzech kobiet. Pozornie nie łączy ich nic, faktycznie jednak mają jedną wspólną cechę, która stała się jednocześnie punktem wyjścia dla całej historii i kryterium doboru bohaterów. Mianowicie w ich życiu ogromną rolę odgrywa pożądanie i namiętność.

Maggie zwierza się ze swojego nastoletniego romansu z nauczycielem. Niespodziewane zerwanie wpłynęło na całej jej późniejsze życie. Dopiero podczas procesu sądowego zrozumiała, że tak naprawdę została wykorzystana. Solane opowiada o tym, co skłoniło ją i jej męża do otwarcia związku, jak te praktyki wpływają na ich relację i jak pomogły żonie zrozumieć, gdzie kończy się pożądanie męża, a zaczyna jej własne. Z kolei Linie dopiero romans pozwolił odkryć, jak ważna jest dla niej czułość, której brakowało jej w długoletnim małżeństwie.

Lisa Taddeo spędziła z swoimi bohaterkami osiem lat, w tym czasie przeprowadziła z nimi tysiące rozmów, czy to osobistych, czy telefonicznych. Starała się poznać ich życie z relacji bliskich im osób, oraz takich, których kontakt z kobietami był sporadyczny. Dodatkową pomocą dla Taddeo, stały się dokumenty takie jak dzienniki, artykuły prasowe i inne którymi często się posiłkuje.
Autorka poprzez poznanie ich codzienności, wyborów i odczuć stworzyła w książce „Trzy kobiety” prawdziwe studium kobiecego pożądania. Ta książka idealnie ukazuje kobiecą naturę, znajdziemy w niej całą gamę uczuć od miłości, namiętności, szczęścia, strachu po ból i traumę, znajdziemy mnóstwo zaangażowania i całą masę bólu. Autorka wykazała się nie tylko tytaniczną pracą jeśli chodzi o zebrane materiały czy warsztat pisarki dzięki czemu książka jest łatwa w odbiorze, ale przede wszystkim z każdej strony bije niezwykła empatia i dojrzałości emocjonalna oraz literacka.

Autorka nie unika trudnych tematów, nie ma dla niej słowa tabu. Nie dziwię się zatem, że na temat tej książki wypowiadane są sprzeczne opinie. Ta pozycja jest kontrowersyjna, wręcz rewolucyjna, ale odnoszę wrażenie że o to chodziło autorce, by wzbudzić powszechną polemikę, by skłonić do refleksji na temat naszego postrzegani roli kobiety. Bohaterki to nie materiał do oceny, powinniśmy postarać się je zrozumieć. Wydaje mi się że poprzez dobór postaci Taddeo chciała, by każda z kobiet znalazła mały skrawek siebie w którejś z bohaterek.

Te historie są szokujące, ale to mi się w nich podobało najbardziej, nie czytałam drugiej książki, która w takim stopniu skupia się na potrzebach i naturze kobiet. Autorka niejako oddaje im głos. Tylko ze tym głosem są historie, doświadczenia, relacje a one poprzez nasze wybory i odczucia innych osób mówią więcej niż słowa.
Dałam się porwać tej historii, poprzez analizę losów tych kobiet miałam okazję przemyśleć swoje życie. Moim zdaniem autorka dokonała rzeczy niezwykłej stworzyła reportaż, książkę z dziedziny literatury faktu który czyta się jak dobrą powieść.

„Trzy kobiety” to piękna historia o złożoności kobiecej natury, o wewnętrznej sile, ale i emocjonalnej kruchości. O sile uczuć i konsekwencji wyborów.
Jeśli szukacie książki nietuzinkowej, o ważnej tematyce z odrobiną kontrowersji, śmiało.

Mieliście kiedyś tak że nie wiedzieliście jak odnieść się do danej książki, jak ją ocenić, bądź po której przeczytaniu wzbierały w was mieszane uczucia?
Ostatnio takie wrażenie zrobiła na mnie książka Lisy Taddeo „Trzy kobiety”. Lisa Taddeo to dziennikarka i pisarka, dwukrotna laureatka Pushcart Prize za zbiór opowiadań „42”. Autorka tym razem stworzyła reportaż w którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeszłość, dla niektórych powód do dumy, wizja młodości, beztroski, sukcesów. Wielu utożsamia ją ze spuścizną o którą trzeba dbać, którą trzeba szanować i o której pamięć należy pielęgnować. Jeszcze inni starają się o niej zapomnieć, wymazują ten czas, na dnie świadomości próbują ukryć wspomnienia. Nieważne jednak jak bardzo byśmy się starali, przeszłość i tak w końcu o sobie przypomni i to najczęściej w najmniej spodziewanym momencie.

Samantha budzi się w szpitalu. Nie ma pojęcia, co się stało, niczego nie pamięta. Towarzyszy jej mężczyzna, który przedstawia się jako doktor Green, policyjny profiler. Terytorium jego łowów to umysł przesłuchiwanego człowieka. Tam znajduje niezbędne dla śledztwa informacje i tam poluje na przestępców. Green wyjaśnia Samancie, co się stało: jako trzynastolatka została porwana i więziona przez 15 lat. Nikt nie wie, w jaki sposób udało jej się uciec. Jest jednak pewne, że jej oprawca wciąż przebywa na wolności. Bruno Genko, prywatny detektyw, obiecał przed laty rodzicom Samanthy, że ją znajdzie. Teraz staje przed drugą i pewnie ostatnią szansą na złapanie oprawcy dziewczyny. Ciężko chory, staje do wyścigu z bezlitosnym czasem. Zaczyna się polowanie na potwora…..

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Donato Carrisiego, wiec nie wiedziałam czego mam się spodziewać i przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem. „W labiryncie” to absolutnie fenomenalne połączenie powieści sensacyjnej i thrillera psychologicznego. Powieść podzielona jest na czterdzieści trzy niezbyt długie rozdziały, dodatkowo fabuła prowadzona jest naprzemiennie z perspektyw Greena oraz Genko, dzięki czemu mamy poczucie dynamiki, a książkę czyta się bardzo szybko.

„W labiryncie” wciąga, momentami przeraża ale niezmiennie intryguje już od pierwszych stron. Na szczególną uwagę zasługuje fabuła, która wyróżnia się oryginalnością. Autor odważył się na wykorzystanie zupełnie niestandardowych pomysłów jak choćby tytułowy labirynt. Dzięki nieszablonowym rozwiązaniom książka zyskała świeżość. Mocnym punktem tej pozycji jest również jej klimat-mroczny i psychodeliczny. Akcja jest brawurowa, raz pędzi tak że nie jesteśmy w stanie nadążyć, znów innym razem daje nam chwilę oddechu. Autor nie zamęcza nas przydługimi opisami i rozwleczoną fabuła wprost przeciwnie mam wrażanie że ten thriller jest bardzo konkretny, a opisy plastyczne. Czytelnikowi towarzyszy ciągły niepokój poczucie niepewności i zagrożenia. Ja podczas czytania trwałam w nieustannym napięciu. W każdym razie nie możemy narzekać na nudę. Zakończenie, no cóż może nie tego oczekiwałam, było bardzo zaskakujące i surrealistyczne ale nie jestem nim bardzo rozczarowana.

Kreacja bohaterów jest absolutnym majstersztykiem. Postacie są niebanalne, nieszablonowe, charyzmatyczne. Najbardziej wyrazistym bohaterem był oczywiście detektyw, kreowany na ostatniego sprawiedliwego, który mimo choroby chce by sprawiedliwości stało się zadość. Pomimo powracających do niego demonów przeszłości brnie do prawdy. Jego intuicja, inteligencja i spryt w połączeniu z niekonwencjonalnymi metodami pracy dają obraz wzorowego strażnika prawa. Dodatkowo autor wykazał się ogromną wiedzą z zakresu kryminologii i profilowania co w efekcie dało dam szansę na psychologiczną analizę na linii sprawca-ofiara.

Carrisi stworzył naprawdę nietypową książkę, która ukazuje jego ogromny warsztat. Widać że miał na nią pomysł i co ważne zrealizował go od początku do końca. Całość jest kompletna i spójna. Osobiście mam wrażenie że nie czytałam czegoś takiego jak ta pozycja. Trzeba jednak przyznać że książka wymaga od czytelnika ogromnego zaangażowania i skupienia, sama kilka razy musiałam przeczytać coś dwukrotnie czy cos przemyśleć, rozumiem jednak że przy wprowadzeniu tak wielu wątków nie można uniknąć zawiłości w fabule.

Podoba mi się to ze autor niejako włącza czytelnika w prowadzone w książce śledztwo, tak wiec krok po kroku wraz z bohaterami możemy badać tropy i podążać śladami psychopaty. Jeśli jednak sądzicie, że z każdym krokiem poszczególne elementy układanki zaczną tworzyć całość, a my jesteśmy bliżej poznania prawdy, to niestety mylicie się, a zakończenie o którym już wspomniałam jest tylko dowodem na to, że autor przez całą książkę wodził nas za nos. Donato Carrisi świetnie gra na naszych emocjach sami nie wiemy już co jest prawdą a co fikcją, co wytworem wyobraźni a co rzeczywistością.
Ostatecznie autor pozostawia nas z pytaniami, są pewne niedopowiedzenia które dają pole do popisu naszej wyobraźni. Niemniej jednak Donato Carrisi zabrał mnie w niezwykłą i tajemniczą podróż po meandrach ludzkiej psychiki, wspomnień. Mogłam przekonać się jak niesamowity jest ludzki umysł i jak wiele informacji kryje.

Podsumowując „W labiryncie” to historia pełna tajemnic i zagadek, które szokują i wywołują mnóstwo przeróżnych emocji. Niemniej jednak jak dla mnie brzmi to jak całkiem niezła książka, wiec z czystym sumieniem mogę wam ja polecić.

Przeszłość, dla niektórych powód do dumy, wizja młodości, beztroski, sukcesów. Wielu utożsamia ją ze spuścizną o którą trzeba dbać, którą trzeba szanować i o której pamięć należy pielęgnować. Jeszcze inni starają się o niej zapomnieć, wymazują ten czas, na dnie świadomości próbują ukryć wspomnienia. Nieważne jednak jak bardzo byśmy się starali, przeszłość i tak w końcu o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Należę do osób, którym lęk, niepokój czy zwyczajnie strach towarzyszą bardzo często. Najczęściej dotyczą obawy o przyszłość m.in. czy uda mi się zadanie jakie mam do wykonania w pracy, czy szef jest zadowolony z moich działań, jak będzie wyglądała moja przyszłość, mam tendencję do gdybania, analizowani i zamartwiania się tym co się jeszcze nie wydarzyło. Jak widać zatem są to rzeczy, które maja charakter wyobrażeniowy, na które nie mam wpływu. Nauczyłam się z tym żyć z tymi natrętnymi głosikami, choć te lęki zawsze mam gdzieś z tytułu głowy, czasem destabilizują one moją pracę, najczęściej jednak stanowią siłę napędową.

Niemniej jednak z chęcią sięgam po rady i wskazówki jak radzić sobie z niepokojącymi scenariuszami podsuwanymi mi przez wyobraźnię, bo kto by w końcu nie chciał znaleźć uniwersalnego sposobu, dzieki któremu przestaniemy się martwić rzeczami, które jeszcze nie nastąpiły. Niech Was zatem nie zdziwi że gdy otrzymałam propozycje zapoznania się z książką znanej autorki poradników, z przyjemnością przystałam na tę współpracę.

„Jak uspokoić swoje myśli” to poradnik racjonalnych porad, na temat tego jak zapanować nad lękami i stresem w naszym życiu. Jest to już czwarta książka autorki Sary Knight, niestety nie miałam okazji sięgnąć po wcześniejsze pozycje. A szkoda, ponieważ autorka bardzo często się do nich odwołuje, przez co mamy wrażenie że coś nam umknęło.

Książka napisana jest w bardzo przystępny sposób jak na poradnik, lekka, momentami zabawna, napisana przystępnym dla czytelnika jeżykiem i łatwa w odbiorze.

Według autorki podstawową i uniwersalną zasadą radzenia sobie z stresogennymi sytuacjami czy wyobrażeniami jest zajęcie czymś myśli, kupienie się na rozwiązaniu, nie na samym problemie. Należy „dać na luz” co jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.

„Jak uspokoić swoje myśli” nie dało mi konkretnej odpowiedzi i nie wywróciło mojego życia do góry nogami, jednakże ta książka pomogła mi w uporządkowaniu swoich myśli i skategoryzowaniu problemów. Dzięki ciekawostkom i pytaniom które pobudzają do refleksji naprawdę zaczęłam zastanawiam się nad wagą swoich niby problemów, ten poradnik pozwolił mi się na chwile zatrzymać i zastanowić nad ich sensem.

Podsumowując spodziewałam się po tej książce czegoś bardziej odkrywczego, zwłaszcza że ma ogromny potencjał. Nie otrzymałam złotej rady jak uspokoić swoje myśli, niemniej jednak zachęcam do sięgnięcia po te pozycję, może w waszym przypadku okaże się ona bardziej przydatna.

Należę do osób, którym lęk, niepokój czy zwyczajnie strach towarzyszą bardzo często. Najczęściej dotyczą obawy o przyszłość m.in. czy uda mi się zadanie jakie mam do wykonania w pracy, czy szef jest zadowolony z moich działań, jak będzie wyglądała moja przyszłość, mam tendencję do gdybania, analizowani i zamartwiania się tym co się jeszcze nie wydarzyło. Jak widać zatem są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakiś czas temu dostałam nietypową przesyłkę. Znajdowała się w niej książka „Pani Władza” oraz żółta gumowa kaczuszka. Te dwie rzeczy pozornie nie łączy nic. Tak przynajmniej początkowo sądziłam. Wszystko zmieniło się gdy przeczytałam wspomnianą książkę. Na gumową kaczuszkę już nigdy nie spojrzę tak samo, możecie mi wierzyć. Czemu? Musicie przekonać się sami.

Klara to inteligentna, ciekawa życia dziewczyna. Niestety po zawaleniu studiów nie ma przed sobą wielu perspektyw. Załamana próbuje znaleźć pracę. Przez przypadek dowiaduje się, że Jan Korn prezes znanej korporacji poszukuje asystentki. Wymagania szefa są jednak zupełnie inne niż początkowo jej się wydawało. Zaczyna się gra, od której nie będzie już odwrotu. Czy Klara podoła oczekiwaniom?

„Pani Władza” to debiutancka powieść Ady Nowak. Książka należy do gatunku erotyk. Fabuła wydaje się bardzo przewidywalna, szef, pracownica, biurowy romans. Nic bardziej mylnego, oprócz szablonowej historii, w tej książce nie ma nic standardowego, dlatego też„Pani Władza” faktycznie bardzo różni się od dostępnych książek z tego gatunku.

Sam pomysł moim zdaniem nie jest zbyt oryginalny, jednak wprowadzenie pewnych elementów okazało się stałem w dziesiątkę. Czymś zupełnie nowym i nadającym tej pozycji odrobinę świeżości jest poruszenie tematu shibari, czyli sztuki erotycznego wiązania, która wywodzi się z Japonii. W shibari nie chodzi o przemoc, ale o wywołanie bardzo intensywnych doznań i przyjemności.
Pomimo tego że jest to debiut autorki, jej styl wyróżnia się unikalnością. Dzięki barwnym opisom, przystępnemu językowi, niezbyt wulgarnym scenom seksu a także zaskakującemu zakończeniu książkę czyta się błyskawicznie.

Nie można również odmówić autorce umiejętności kreowania postaci, są one charyzmatyczne i wyróżniające się. Osobiście do gustu nie przypadła mi główna bohaterka. Klara na naszych oczach przechodzi niewątpliwą metamorfozę. Z zahukanej, wstydliwej dziewczyny stała się pewną siebie, znającą swoją wartość kobietą. Niestety wraz przemianą trochę zapomniała o swoim pochodzeniu i drodze jaką przeszła, by stać się tym kim jest.

Ada Nowak zdecydowanie wprowadziła nas w nowy świat, świat wielkich ambicji, lin, seksualnych fantazji i pożądania, świat manipulacji, kontrowersji i władzy, świat, w którym dzięki jednej decyzji o 180 stopni zmienia się nasze życie. Niemniej jednak w „Pani Władzy” zabrakło mi trochę emocji i prawdziwej namiętności.
Nie za bardzo wiem jak się odnieść do tej książki, ta opowieść budzi we mnie sprzeczne emocje. Oczywiście książkę czytało się przyjemnie, była intrygująca, jednak to przedmiotowe traktowanie kobiety nie do końca mi odpowiadało.

O zaufaniu, kontroli, o zawierzeniu się drugiej osobie, o odkrywaniu swoich słabości i pragnień, jednak przede wszystkim o przekraczaniu barier, jeśli szukacie ksiązki z która można się zrelaksować to „Pani Władza” będzie ciekawym urozmaiceniem wieczoru.

Jakiś czas temu dostałam nietypową przesyłkę. Znajdowała się w niej książka „Pani Władza” oraz żółta gumowa kaczuszka. Te dwie rzeczy pozornie nie łączy nic. Tak przynajmniej początkowo sądziłam. Wszystko zmieniło się gdy przeczytałam wspomnianą książkę. Na gumową kaczuszkę już nigdy nie spojrzę tak samo, możecie mi wierzyć. Czemu? Musicie przekonać się sami.

Klara to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Być może większość z Was nie wie, ale studiowałam pracę socjalną i resocjalizację. Jako że pracuję w zawodzie nierzadko spotykam się z przemocą fizyczną i psychiczną w rodzinie. Niestety bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak dużym jest to problemem. Przemoc w rodzinie wciąż jest przemilczana, stała się tematem tabu, nawet jeśli wie o niej ktoś z poza rodziny najczęściej się nie angażuje, bo przecież to nie jego sprawa. Niestety ale brak reakcji jest pewnym przyzwoleniem na nią.

Problem przemocy przede wszystkim psychicznej porusza nowa książka Karoliny Głogowskiej pt. „Mój ukochany wróg”. Być może to ciekawość czytelnicza, a być może fakt, że tego typu ksiązki dotyczą moich zawodowych obszarów zainteresowań, ale nie mogłam doczekać się aż sięgnę po te pozycję.

Książka opisuje historię Niki, młodej, pełnej ufności dziewczyny. Na jej drodze staje Jonasz, przystojny pewny siebie inteligentny mężczyzna. Nika ma wrażenie że to ideał faceta. Niestety do czasu…..

„Mój ukochany wróg” to naprawdę niezwykła pozycja. Niby to w całości fikcja literacka, ale niezwykle realistycznie przedstawione zostały mechanizmy, jakimi kieruje się psychopata w manipulowaniu swoimi „celami”. Ta książka stała się swoistym studium nie tylko psychopaty, ale również i przede wszystkim ofiary. Ofiary, która w tym przypadku jest jedną z trzech pozornie różnych kobiet. To co je łączy to przede wszystkim chęć bycia zauważoną, pokochaną niezależnie od swoich wad, chciały by ktoś naprawdę ich wysłuchał i zapewnił bezpieczeństwo. Dzięki niezwykłym portretom tych kobiet możemy sobie uświadomić, że każdy może stać się ofiarą niezależnie od pozycji, charakteru czy wykształcenia. To naprawdę niezwykle przemyślany zabieg ze strony autorki,

Dodatkowo „Mój ukochany wróg” ukazuje jak ogromnym warsztatem może pochwalić się autorka, jej styl jest unikalny, nie chodzi tutaj tylko o wspaniałe nakreślenie postaci, ale również o złożoność i ilość ciekawych wątków,

Autorka stworzyła thriller z krwi i kości z świetną analizą psychologiczną. Nie ma tutaj krwi bo i po co, czytelnik i tak trwa w napięciu i próbuje odnaleźć się w sieci kłamstw i manipulacji. Przystępny język, szokująca i zaskakująca fabuła nasycona emocjami to niewątpliwe zalety tej ksiązki.

Mimo że tematyka nie jest łatwa to płynie się przez nią. Dzięki przeplatającym się narracjom nie możemy narzekać na nudę.

Co ważne książka wzbudza w czytelniku refleksję na temat tego jak inteligentną grę potrafi prowadzić psychopata. Autorka chce nie tylko tego byśmy zadawali sobie pytanie jak to możliwe, ale przede wszystkim byśmy reagowali, by zrodził się w nas brak zgody na wszelką przemoc, również tą psychiczną, która zostawia niewidoczne rany. Nie możemy dopuścić by nasze granice zatarły się tak bardzo ze nic nie zrobimy i zaakceptujemy tego typu zachowania.

O naiwności, toksycznej relacji, o władzy jaką może zyskać człowiek nad drugą osobą i miłości która potrafi nas zaślepić. Ta książka jest z pewnością warta zainteresowania.

Swoją drogą podobno każda kobieta przynajmniej raz w życiu spotka psychopatę. Ciekawa czy ja już mam to za sobą.

Być może większość z Was nie wie, ale studiowałam pracę socjalną i resocjalizację. Jako że pracuję w zawodzie nierzadko spotykam się z przemocą fizyczną i psychiczną w rodzinie. Niestety bardzo często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak dużym jest to problemem. Przemoc w rodzinie wciąż jest przemilczana, stała się tematem tabu, nawet jeśli wie o niej ktoś z poza rodziny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W ciągu roku czytam sporo książek, które robią na mnie mniejsze bądź większe wrażenie. Większość to tradycyjne czasoumilacze, które oprócz tego, że zapadają w pamięć, dzięki ciekawej fabule, nie wnoszą nic więcej do naszego życia. Raz na jakiś czas zdarzą się jednak „perełki”, drogowskazy wskazujące, którą ścieżką należy podążać.
Jedną z nich jest poradnik autorstwa Marianne Williamson, znanej aktywistki, działaczki i mówczyni motywacyjnej, która w swojej książce „Do szczęścia przez łzy” oprócz swoich doświadczeń, bazuje również na historiach poznanych ludzi.

Książka jest podzielona na dwanaście rozdziałów poruszających różnoraką tematykę, od kwestii dotyczących radzenia sobie z bólem, przez relacje międzyludzkie i nie tylko, aż po walkę o pełne odzyskanie kontroli nad własnym życiem. Mimo tego, że jest to poradnik, czyta się go bardzo szybko, a treści i język zaprezentowane są w bardzo przystępny sposób. Sam styl charakteryzuje niezwykła dojrzałość. Przekaz jest uniwersalny, każdy znajdzie coś dla siebie, a książka staje się pretekstem by przyjrzeć się własnym uczuciom. Dodatkowo w książce znajdziemy fragmenty Pisma Świętego i modlitwy, co dla niektórych może stanowić problem, jednak dla mnie było ciekawym urozmaiceniem. Autorka zabiera nas w pouczającą podróż śladami Buddy, Mojżesza, Jezusa, którzy widzieli i doświadczali cierpienia.

Autorka zaprezentowała zupełnie nowe i niestandardowe spojrzenie na cierpienie i smutek, które mogą stać się nieocenioną lekcją życia. Zgodnie z jej teorią przytłaczający i demotywujący ból czy cierpienie pozwala spojrzeć inaczej na pewne sprawy. Według Williamson nie należy chować bólu w sobie, zamiatać pod dywan, nie można go przemilczeć. Może się on natomiast stać naszą siłą, pierwszym krokiem do przewartościowania naszego życia i otworzenia nowego rozdziału. Autorka stara się również odpowiedzieć na pytania dotyczące sensu istnienia bólu w naszym życiu., przekonuje że każdy z nas ma w sobie mrok, który trzeba zaakceptować bo jest częścią nas. Czasem smutek, samotność są nam zwyczajnie potrzebne, ot tak. Autorka próbuje wskazać jak przekuć cierpienie w wewnętrzną siłę, jak zrozumieć swoje emocje. Wskazuje jak ukoić myśli, uspokoić się, pocieszyć i poznać szczęście, jak znaleźć siłę do walki.

Ta książka jeszcze nie raz do mnie powróci, może być pomocna w trudnych momentach, bo naprawdę otwiera na pozytywne zmiany i skłania do przemyśleń na temat cierpienia i szczęścia.
O wierze, pasji, przebaczeniu, miłości, potędze myślenia. Ta książka to przepiękna emocjonalna i duchowa podróż przez zakamarki ludzkiego serca, która naprawdę może zmienić twoje życie i poszerzyć wewnętrzne horyzonty.

W ciągu roku czytam sporo książek, które robią na mnie mniejsze bądź większe wrażenie. Większość to tradycyjne czasoumilacze, które oprócz tego, że zapadają w pamięć, dzięki ciekawej fabule, nie wnoszą nic więcej do naszego życia. Raz na jakiś czas zdarzą się jednak „perełki”, drogowskazy wskazujące, którą ścieżką należy podążać.
Jedną z nich jest poradnik autorstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na przestrzeni wieków ludzie mogli doświadczyć do czego zdolna jest władza, by ukryć swoje działania. Pod przykrywką nieskazitelnego, pełnego populistycznych wizji wizerunku kreowanego w mediach i przestrzeni publicznej, często kryją się mroczne tajemnice, których poznanie grozi ogromnym niebezpieczeństwem. Czy warto jednak podjąć ryzyko i je poznać?

Po studiach i odbyciu służby wojskowej Sara przeprowadza się do Sztokholmu. Kobieta która została niezwykle boleśnie doświadczona przez los stara się poukładać życie na nowo. Podejmuje pracę w kawiarni i wynajmuje pokój w nieciekawej dzielnicy. Wtedy na jej drodze staje Bella, która zyskuje jej zaufanie. Gdy wydaje się że wszystko zaczyna znowu wkraczać na właściwe tory Sara otrzymuje telefon od nieżyjącego ojca. zy to możliwe, że jego śmierć była tylko częścią zaplanowanej intrygi?

„Krwawy kwiat” to jeden z lepszych thrillerów jakie miałam okazje czytać. Właściwie książka ta nie jest thrillerem w czystej postaci a mieszanką thrillera politycznego, kryminału i powieści sensacyjnej. Z pewnością na jej korzyść przemawia niebanalna i świetnie zarysowana fabuła. Język nie będzie tutaj barierą ponieważ jest on prosty i przystępny w odbiorze. Sama autorka może pochwalić się naprawdę świetnym i unikalnym stylem, co w efekcie pozwoliło stworzyć książkę z wciągającym klimatem i mnóstwem intryg.

„Krwawy kwiat” długo się rozkręca, ma nużące i męczące momenty, jednak gdy już to zrobi ani się obejrzymy a zostaniemy wciągnięci w niewiarygodną sieć kłamstw i afer politycznych, aż w końcu nie będziemy wiedzieć komu ufać. Co ciekawe autorka dodała do swojej powieści element realności, a mianowicie autentyczne wycinki z gazet w Szwecji. W ten sposób w bardzo interesujący sposób połączyła element realności, z fikcją literacką. Sama w pewnym momencie zgubiłam się co jest prawda a co fikcją

Autorka bardzie ciekawie wykreowała postacie, oczywiście na największą uwagę zasługuje Sara, która została świetnie przedstawiona. Początkowo dostajemy mało przenikliwą, naiwną kobietę, która z czasem przechodzi swoistą przemianę w silną bohaterkę. Dzięki narracji pierwszoosobowej możemy bardzo dobrze poznać jej postać.

Ksiązka Louise Boije af Gennäs to pozycja z ogromnym potencjałem, to opowieść o walce jednostki z aparatem władzy, która prawie zawsze jest walką przegraną. Jest to niezwykłe studium radzenia sobie z traumą, stresem pourazowym i samym sobą.

Autorka jak nikt potrafi skutecznie zachęcić do sięgnięcia po kolejny tom. Zaskakujące zaskoczenie, niedokończone wątki i ten niedosyt potęgują tylko chęć sięgnięcia po więcej. Czekam na tom 2.

Na przestrzeni wieków ludzie mogli doświadczyć do czego zdolna jest władza, by ukryć swoje działania. Pod przykrywką nieskazitelnego, pełnego populistycznych wizji wizerunku kreowanego w mediach i przestrzeni publicznej, często kryją się mroczne tajemnice, których poznanie grozi ogromnym niebezpieczeństwem. Czy warto jednak podjąć ryzyko i je poznać?

Po studiach i odbyciu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są spotkania, które mimo tego, że krótkie potrafią zostawić w naszej pamięci trwały ślad. Tak też dzieje przy każdym moim spotkaniu z książkami Penelope Bloom. Wcześniejsze „Jego banan”, „Jej wisienki” oraz „Jego babeczka” niezwykle przypadły mi do gustu, dlatego też nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania tym razem z „Jego przesyłką”. Dwie pierwsze części bezsprzecznie należą do moich ulubionych i wiedziałam że „Jego przesyłka” czy kolejne książki nie mogą z nimi rywalizować. Niemniej jednak byłam niezwykle ciekawa dalszych perypetii znanych postaci.

Tym razem bohaterką książki jest Lilith, kobieta niezależna, nie idąca na kompromisy, w niektórych budząca przerażenie. Pewnego dnia paczuszka jej sąsiada Liama-Pana Idealnego ląduje w jej skrzynce… pocztowej oczywiście. I od chwili, kiedy zobaczyła, co jest w środku, wiedziała, że jej sąsiad skrywa sekret, brudny sekret. Czy uda się jej poznać jaki? Pewnie, ale o tym musicie przekonać się sami.

„Jego przesyłka” podobnie jak poprzednie pozycje to pełna humoru, odrobiny pikanterii i całego mnóstwa sarkazmu komedia romantyczna. Tę książkę pochłania się rozdział za rozdziałem, zastanawiając się jedynie komu do głowy przyszły te bawiące do łez dialogi.
Przyznam. że po kilku ostatnio przeczytanych tytułach miałam ochotę sięgnąć po coś lekkiego i ta ksiązka okazała się fajną odskocznią, niezwykle relaksującą, potrafiącą odstresować, rozśmieszyć i poprawić humor.

Penelope Bloom może pochwalić się lekkim piórem, dzięki czemu otrzymaliśmy książkę z dobrze zarysowaną spójną i żartobliwą fabułą, lekko banalną i niezbyt skomplikowaną historią bez przeciągania. Tak jak i w poprzednich tytułach zauważalny jest ogromny dystans autorki do tematów tabu, których zwyczajnie nie ma.

Bohaterowie to mocny punkt jej książek, jednak nie można do nich podchodzić na serio. Bardzo często przedstawieni na zasadzie wyolbrzymienia pewnych cech, przerysowani i komiczni. Najczęściej są nieokrzesani i nieobliczalni, ale za to niezwykle charyzmatyczni.
Podobało mi się że autorka bazuje na postaciach i wątkach poruszonych w poprzednich częściach cyklu. Każda z nich wyróżniała się na tle innych i wnosiła swoją mała część do historii

„Jego przesyłka” nie jest dziełem wybitnym ale na długo pozostającym w pamięci. Sięgając po nią wiedziałam ze będzie przewidywalnie, bez przemyśleń i drugiego dna, ale tego właśnie potrzebowałam-odstresowania. Penelope Bloom naprawdę potrafi oderwać od rzeczywistości, za pomocą tych krótkich, ale niezwykle emocjonalnych książek. Co ważne nie jest konieczne znanie poprzednich tytułów, ponieważ każdy z nich stanowi jednocześnie osobną historię.
A wiec, jeśli poszukujecie ksiażki z którą będziecie się po prostu dobrze bawić, śmiało. Z „Jego przesyłką” z pewnością spędzicie miło czas.

Są spotkania, które mimo tego, że krótkie potrafią zostawić w naszej pamięci trwały ślad. Tak też dzieje przy każdym moim spotkaniu z książkami Penelope Bloom. Wcześniejsze „Jego banan”, „Jej wisienki” oraz „Jego babeczka” niezwykle przypadły mi do gustu, dlatego też nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania tym razem z „Jego przesyłką”. Dwie pierwsze części bezsprzecznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie baśnie i dobrze znane historie pisane na nowo?

W takim razie z pewnością polubicie nowość od Wydawnictwa Kobiecego autorstwa Sophie Anderson.

„Dom na kurzych łapach” to historia dwunastoletniej Marinki, która mieszka z babcią w niewielkiej chacie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby ową babcia nie była Baba Jaga, a chatka nie miałaby kurzych łap, które co chwilę przenoszą dom w inne miejsce. Baba Jaga też nie jest stereotypową wiedźmą, tak naprawdę to Strażniczka Bramy pomiędzy światami, wskazująca drogę umarłym. Marince nie podoba się jednak takie życie, dlatego też za wszelką cenę nie chce zostać następczynią babci. Los ma jednak dla niej inne plany, które będą wymagały od dziewczynki nie lada odwagi.

„Dom na kurzych łapach” to naprawdę niesamowita książka. Jestem zachwycona nie tylko przyciągającą wzrok okładką, ale również pełną magii historią. Dzięki niej przez chwilę znowu poczułam się jak dziecko. Jej wielka zaletą jest to ze każdy znajdzie niej coś dla siebie czy to duży, czy to mały. Bo właśnie taka jest ta książka, pod przykrywka niepozornej historii, bajki i fantastyki kryją się naprawdę wartościowe rzeczy i pouczające treści.

Sophie Anderson stworzyła piękna historię o marzeniach, które często rozbijają się o mur rzeczywistości, o stracie, która jest w stanie zmienić zupełnie nasze podejście i sposób myślenia, wreszcie o przeznaczeniu, z którym nie jesteśmy w stanie wygrać.

Ten zaczarowany świat rodem z podań opowiadanych na dobranoc wciągnął mnie bez reszty. Autorka nie stworzyła standardowej przyjemnej baśni z happy endem, ale zręcznie wplotła w opowieść mroczne wątki, nadające tej książce jeszcze bardziej unikalny klimat.
Widać ze autorka bardzo dobrze odnajduje się w kreowaniu tego typu świata, ale i postaci. Marinka świetnie odzwierciedla typową nastolatkę, z jej szalonymi marzeniami i pomysłami, buntem, z błędami które popełnia i wyborami, których konsekwencje musi ponieść. Irytuje, ale i bawi, w końcu otwiera się na świat i akceptuje to co niesie los. Nie jest idealna, ale przez to jest naprawdę realistyczna, z resztą czego oczekiwać po dwunastolatce.

Szczególnie na uwagę zasługuje Baba Jaga, która zyskała moją sympatię. Pod przykrywką przerażającej okrutnej złej czarownicy, staruchy, starającej się podstępem zwabić dzieci, kryje się tak naprawdę kochana babcia, starająca się pomóc wszystkim dookoła. Poznajemy sporo drugoplanowych bohaterów, którzy wprowadzają mnóstwo różnorodności, ale i emocji.

Dodatkowo opowieść jest napisana pięknym barwnym ale i przystępnym językiem. Historia jest spójna, fabuła niestandardowa co sprawia ze książkę czyta się bardzo szybko. Ksiązka Sophie Anderson to opowieść niezwykle ciekawa, ale i niezwykle tajemnicza. Autorka stopniowo wtajemnicza nas w swoją historię, swój świat. Wspaniała zupełnie nowa odsłona tak dobrze nam znanej historii.

Nie jest to wbrew pozorom lekka lektura, nie mniej jednak jestem pewna że jeszcze nie raz do niej wrócę. Dlatego z czystym sumieniem bardzo was zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, nie pożałujecie

Lubicie baśnie i dobrze znane historie pisane na nowo?

W takim razie z pewnością polubicie nowość od Wydawnictwa Kobiecego autorstwa Sophie Anderson.

„Dom na kurzych łapach” to historia dwunastoletniej Marinki, która mieszka z babcią w niewielkiej chacie. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby ową babcia nie była Baba Jaga, a chatka nie miałaby kurzych łap, które co chwilę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak już pewnie wiecie, bardzo często sięgam po literaturę obozową, której na rynku pojawia się coraz więcej. Nie dziwie się, z upływem lat, przemianami społecznymi, wciąż pojawia się pytanie:„jak mogło do tego dojść?” „czemu nikt nic nie zrobił?” „czemu nie reagowano?”. Ciężko jednak odpowiedzieć na tego typu pytania, tym bardziej wybrzmiewają słowa Mariana Turskiego, że „Auschtz nie spadło z nieba”. Do dyskryminacji i ograniczania swobód pewnych grup społecznych potrafili przyzwyczaić się zwykli obywatele, po to by sami uniknąć represji, wtopić się w ogólne podejście, bądź zwyczajnie im to pasowało. Ogólną dyskusję od lat budzą żołnierze w obozach, wykonujący rozkazy, czy zbrodniarze robiący wiele ponad polecenia. Co jednak z osobami, które by przeżyć to piekło, mieć szansę na jeszcze trochę życia, szansę na wątłą nadzieję przyszłości godzili się na pomoc nazistom często za cenę życia innych obozowiczów. Jak ich ocenić? Skazać? Usprawiedliwić?

Z tego typu osobom mamy do czynienia w książce „Podróż Cilki” autorstwa Heathem Morris.

Cilka ma zaledwie szesnaście lat, kiedy trafia do Auschwitz. Tam szybko się uczy, że uroda daje siłę, a ta oznacza przetrwanie. Kiedy po trzech latach Armia Czerwona wyzwala obóz, dziewczyna nie odzyskuje wolności: zostaje oskarżona przez komunistyczne władze o kolaborację i skazana na piętnaście lat łagru. Młoda kobieta, która podczas Zagłady straciła całą rodzinę, musi się zmierzyć nie tylko z trudnymi warunkami życia na nieludzkiej ziemi i pracą ponad siły, ale i ciążącym nad nią poczuciem winy.

„Podróż Cilki” to kontynuacja bestsellerowego „Tatuażysty z Auschwitz”. Nie można w jej przypadku mówić o prawdziwych wydarzeniach, jest to fikcja literacka, przeplatana prawdziwymi wydarzeniami, co autorka zaznaczyła.

Ksiązka ma w sobie mnóstwo emocji, które sa dla czytelnika odczuwalne. Podobało mi się że autorka stworzyła swoiste studium kobiety. Kobiety zesłanej do łagrów, walczącej, przerażonej, bezbronnej, ale i tracącej nadzieję. Opisuje ich doświadczenia w bardzo autentyczny sposób, ma bardzo dużą dozę realności.

Zgadzam się że narracja bywa monotonna, jednak w moim odczuciu „Podróż Cilki” jest dużo lepsza od „Tatuażysty z Auschwitz” .Widać że autorka dopracowała swój warsztat literacki. Całość wypada bardzo dobrze, czyta się ja szybko, język jest zrozumiały, a sama postać Cilki, ciekawa, nieoczywista, budząca skrajne emocje.

Z pewnoscią tego typu tematyka wzrusza i przeraża. Warto jednak zapoznac się z ta ksiazka, ponieważ to ciekawa opowieść o młodej dziewczynie, która mimo upokorzeń, i ciężkich doświadczeń nie traci wewnętrznej siły i chęci życia. To historia o bestialstwie i okrucieństwie która nie potrafiła zniszczyć hartu ducha młodziutkiej dziewczyny.
„Książkę odebrałem/odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy”

Jak już pewnie wiecie, bardzo często sięgam po literaturę obozową, której na rynku pojawia się coraz więcej. Nie dziwie się, z upływem lat, przemianami społecznymi, wciąż pojawia się pytanie:„jak mogło do tego dojść?” „czemu nikt nic nie zrobił?” „czemu nie reagowano?”. Ciężko jednak odpowiedzieć na tego typu pytania, tym bardziej wybrzmiewają słowa Mariana Turskiego, że...

więcej Pokaż mimo to