-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-10-30
2019-10-01
To już nie jest ten sam King co zawsze” to zdanie w ostatnim czasie jest powtarzane przy wielu okazjach . Z resztą chyba każdy z nas je słyszał. Opinię w tym tonie można było przeczytać m. in. W kontekście niedawno wydanej książki autorstwa Stephena Kinga „Instytut”.
Podziwiam wyobraźnię tego autora, dlatego z niecierpliwością czekałam na kolejną książkę. Tym razem opowieść Mistrza Grozy w głównej mierze oparta została na historii Luke’a Ellisa. Dwunastoletni chłopak może pochwalić się nie tylko błyskotliwym, genialnym umysłem ale i zdolnościami kinetycznymi, które objawiają się w trakcie odczuwania przez niego silnych emocji. Mimo młodego wieku przed chłopcem stoi mnóstwo możliwości, a drzwi uczelni stoją otworem. Nagle jednak wszystko zostaje zniszczone z powodu jego marnych zdolności paranormalnych. Chłopiec rano budzi się w swoim pokoju, a raczej w pomieszczeniu do złudzenia go przypominającym, tyle że bez okien. Trafia do miejsca gdzie przebywają inne dzieci, które poddawane są okrutnym badaniom i różnorakim eksperymentom. Czy te dzieci mają szansę przetrwać? Jaki będzie wynik walki dobra ze złem?
Po przeczytaniu musze wam powiedzieć że opinie o tym że King się zgubił są mocno przesadzone, moim zdaniem King ma się bardzo dobrze. Król w najnowszej powieści zaskakuje, książka jest mocna i nie można się od niej oderwać . Stworzył ciekawą, stosunkowo spójną i przemyślaną fabułę. Wydaje się ona świetnie skonstruowana. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, rozwija się raczej mozolnie, przynajmniej w początkowym etapie, ale jednocześnie nie można mówić o nudzie. Mamy tutaj do czynienia z typowym dla Kinga wodolejstwem jednak bez zbytnich dłużyzn, a druga część książki to już konkretna akcja. Napięcie jest stopniowo budowane by wreszcie dojść do momentu kulminacyjnego. Podobał mi się sposób prowadzenia narracji, co pozwoliło spojrzeć na sytuację zupełnie z innych perspektyw. To wszystko świetnie ze sobą współgrało.
Taki styl pisania, tempo akcji oraz wykorzystanie wątków fantastycznych jest typowe dla starego dobrego Stephena Kinga. Poza tym autor zastosował szczegółowe, barwne opisy, które pozwalają odnaleźć się w mrocznej rzeczywistości uzdolnionych dzieci. Opisy te mocno trafiają i oddziaływają na wyobraźnię. Prawie słyszałam dochodzące zza ściany buczenie, czułam strach przed zbliżającą się igłą, dostrzegałam kolorowe kropki na ścianie. Zakończenie pozostawiło lekki niedosyt, jednak mimo wszystko wydawało się spójne z całością
King ma niezaprzeczalny talent do kreowania postaci. Były policjant Tim i Luke to bohaterowie wyraziści i ciekawi, jedyni w swoim rodzaju. Również postacie drugoplanowe są świetnie wykreowane, szczególnie na uwagę zasługuje Avery Dixon, który z płaczliwego, rozhisteryzowanego chłopca zmienia się w poświęcającego się dla przyjaciół , pełnego wiary w ich umiejętności bohatera.
King w swoich wcześniejszych dziełach jak i w tej pozycji sięga po tematy które wywołują strach pod różnymi postaciami, uruchamiają wrażliwość. Eksperymenty na dzieciach, krzywda jaka dzieje im się w tytułowym instytucie niosą z sobą potężny ładunek emocjonalny., przede wszystkim dlatego ze wszystkie złe rzeczy dzieją się dzieciom. Dzieciom obdartym z niewinności, dzieciństwa, którym zabrano bliskich i bezpieczny kąt i to z ich perspektywy poznajemy większość wydarzeń, co oddziałuje tym mocniej,.
Autor poruszył również wiele ciekawym tematów m. in. władzy, przemocy, bezkrytycznego wypełniania zadań. Jednym z ciekawszych wątków było dotknięcie kwestii „mniejszego zła”, poświecenia życia kilku ludzi dla życia milionów Ukazuje jak łatwo zacierają się granice moralności i jak łatwo jest decydować nie o swoim losie. Możemy zastanowić się ile właściwie warty jest pokój?
Szczególnie spodobało mi się przedstawienie siły przyjaźni, zdolnej przetrwać zło tego świata. Autor wspaniale ukazał efekt synergii, gdzie połączenie sił potrafi dać niewymiernie lepsze efekty.
Widać że autor bazował na schematach wykorzystanych w innych powieściach, co sprawiło że ksiązka nie zaskakuje, dlatego w mojej ocenie „Instytut” nie przerósł kultowego „To”. Mimo wszystko King nie zawodzi, dlatego naprawdę warto po nią sięgnąć bo to kawał solidnej literatury.
To już nie jest ten sam King co zawsze” to zdanie w ostatnim czasie jest powtarzane przy wielu okazjach . Z resztą chyba każdy z nas je słyszał. Opinię w tym tonie można było przeczytać m. in. W kontekście niedawno wydanej książki autorstwa Stephena Kinga „Instytut”.
Podziwiam wyobraźnię tego autora, dlatego z niecierpliwością czekałam na kolejną książkę. Tym razem...
2019-11-23
W tej rodzinie miłość oznacza przekleństwo. To wszystko za sprawą XVII-wiecznej klątwy Marii Owens, ukaranej za pokochanie niewłaściwego mężczyzny.
Kilkaset lat później w Nowym Jorku lat 60., mieszka trójka wyjątkowych dzieci. Zawsze zdawały sobie sprawę z swojej inności. Trudna lecz zawsze rozważna Franny, która potrafi oswajać zwierzęta, nieśmiała i wrażliwa Jet, która potrafi czytać w myślach, i charyzmatyczny Vincent, którego kłopoty to drugie imię. Od urodzenia ich matka próbuje wykorzenić magię płynącą w ich żyłach. Na próżno. Odwiedziny u ciotki Isabelle otwierają im oczy na wiele spraw, każde z nich próbuje samodzielnie stawiać czoło rodzinnej klątwie i oswoić się z tym kim naprawdę jest. Czego by jednak nie robili młodzi Owensowie, nie mogą tak łatwo uciec od swojego przeznaczenia.
Książka „Zasady magii” niezwykle mnie zaskoczyła, pozytywnie oczywiście. Jestem nią zachwycona. Pierwszym powodem jest okładka, która jest po prostu obłędna, a ja jako książkowa sroka nie mogłam jej się oprzeć. Po drugie historia z sporą dawką magii. Jednakże ta książka to nie bajka czy opowieść rodem z Harrego Pottera, gdzie ktoś bezsensownie macha różdżkom, ale pełnokrwista powieść obyczajowa. Alice Hoffman stworzyła sagę rodzinną z bardzo przemyślaną fabułą i przystępnym językiem. Nie było mi trudno zaangażować się w tą historię bo uwielbiam książki z magią w tle, niemal od pierwszej strony chłonęłam ją błyskawicznym. Czas w trakcie jej czytania jakby płynął inaczej.
Książka ma swój niepowtarzalny klimat, rodem z lata 60 XX w., co być może zawdzięcza barwnym i szczegółowym opisom. Nie ma tutaj szybkiej akcji i jej nagłych zwrotów, jednak nie możemy narzekać na nudę. Historia ta zapewnia nam mnóstwo interesujących wątków, zwłaszcza że książka ta jest wielopłaszczyznowa. Autorka bardzo umiejętnie przedstawiła skomplikowane relacje rodzinne, a także ważne w tym kontekście tło społeczno-obyczajowe. To właśnie wątki obyczajowe i znane w literaturze motywy stanowią podstawę dla przestawienia losów niezwykłego rodu. Nie zatraca jednak rzeczywistości, Hoffman odwołuje się w książce również do autentycznych wydarzeń: wojna w Wietnamie, lądowanie na księżycu, proces w Salem to tylko niektóre z nich. A to wszystko razem spaja magia.
Trzeba przyznać autorce że postacie zostały wykreowane pierwszorzędnie. Franny, Jet i Vincent to indywidualności, postacie wyraziste i wyróżniające się każdy na swój sposób. Dzięki zmianie narracji możemy wczuć się w każdego z nich i nawiązać z nimi bliskie relacje i więzi. Również postacie drugoplanowe zasługują na uwagę bo widać że autorka miała na nich pomysł, ciotka Isabelle, pastor czy Susan Owens, każde z nich zasługuje na opowiedzenie swojej historii.
Nie powiem że Alice Hoffman stworzyła lekką historię, wprost przeciwnie jednak ta pozycja to cudowna uczta literacka. Z pewnością mogę jednak powiedzieć że jest to książka niebanalna i cenna, bo „Zasady magii” to piękna opowieść o dorastaniu, czasem zbyt szybkim, o poszukiwaniu własnej tożsamości w nietolerancyjnym świecie i wyborach, z którymi konsekwencjami z pewnością przyjdzie się zmierzyć. Niestety pokazuje również że miłość potrafi być niebezpieczna i nie zawsze jest lekiem na zło tego świata, ale czasem sama jest jego przyczyną, o czym autorka kilkakrotnie boleśnie nam przypomina.
Ta trochę melancholijna książka przysparza nam naprawdę konkretnych niezapomnianych wrażeń, dzięki zadziwiającym wydarzeniom i niecodziennej walce. Mam wrażenie że zamysł z jakim powstały „Zasady magii” został zachowany, a jej wizja jest spójna od początku do końca.
Naprawdę jestem ciekawa jej kontynuacji, z którą częściowo mogli się zapoznać ci którzy oglądali film „Totalna magia” z 1998r.
Polecam tę książkę szczególnie fanom powieści fantastycznych, Można się przy niej naprawdę fajnie oderwać i poznać historię pełną magii. Ja nie wahałam się ani chwili, wy też nie powinniście.
W tej rodzinie miłość oznacza przekleństwo. To wszystko za sprawą XVII-wiecznej klątwy Marii Owens, ukaranej za pokochanie niewłaściwego mężczyzny.
Kilkaset lat później w Nowym Jorku lat 60., mieszka trójka wyjątkowych dzieci. Zawsze zdawały sobie sprawę z swojej inności. Trudna lecz zawsze rozważna Franny, która potrafi oswajać zwierzęta, nieśmiała i wrażliwa Jet, która...
2019-10-21
Antarktyda, rok 1938. Grupa amerykańskich naukowców, odkrywa uwięziony w lodzie od milionów lat tajemniczy obiekt - pojazd pochodzący nie z tego świata. Przeszukując miejsce katastrofy odnajdują COŚ jeszcze. Wkrótce w odciętej od świata bazie dochodzi do przerażających wydarzeń. Rozpoczyna się walka o przetrwanie, gdy członkowie ekspedycji stają oko w oko ze stworzeniem, które potrafi doskonale imitować każdą żywą istotę. Także człowieka. Gdy zaufanie budowane między rezydentami bazy topnieje niczym lód, najważniejszym pytaniem jest: który z nich wciąż pozostaje człowiekiem a kto zmienił się w potwora? Stawką w tej grze jest nie tylko ich życie, ale los całej ludzkości.
Najsłynniejszym dziełem Johna W. Campbella jest bez wątpienia opublikowana pierwotnie w 1938 roku nowela "Who Goes There?". Ta właśnie nowela zainspirowała Johna Carpentera do realizacji jednego z najbardziej przerażających horrorów w historii kinematografii. Powstały w 1982 film "The Thing" w Polsce znany jako "Coś" to dziś film kultowy, absolutny kanon - warto więc poznać opowiadanie, które stało się kanwą dla jego scenariusza. Warto tym bardziej, że Wydawnictwo Vesper po raz pierwszy publikuje jego pełną, dopiero co odnalezioną wersję.
Kto zna książki wydawane przez Vesper z pewnością wie że jak żadne inne Wydawnictwo dba o nawet najdrobniejsze szczegóły, nic tutaj nie jest przypadkowe, zwłaszcza okładki, które często są małymi dziełami sztuki. Nie inaczej jest w przypadku książki „Coś”. Pierwsze co rzuciło mi się w niej w oczy to właśnie okładka, która jest po prostu genialna. Autor Maciej Kamuda odwalił kawał dobrej roboty. Okładka ciekawi, zachęca ale i trochę przeraża, co tylko potęguję chęć poznania historii jaka kryje się na kolejnych stronach. Również w środku znajdziemy kilka innych dzieł tego autora, od których ciężko oderwać wzrok i które idealnie wpasowują się w klimat książki.
„Coś” to krótka powieść grozy, z przyprawiającym o gęsią skórkę klimatem, świetnym pomysłem na fabułę i dynamiczną akcją. Od samego początku zostajemy wciągnięci w niezwykle intrygującą opowieść. To książka na raz, nie można jej tak po prostu przerwać, pochłania tak ze zanim się zorientujemy jesteśmy na ostatniej stronie. Nie ma tutaj czasu na nudę. Tempo nie zwalnia ani na chwilę, co wymaga od czytelnika skupienia. John W. Campbell napisał swoje opowiadanie pięknym językiem, zadbał o szczegółowy co widać zwłaszcza przy barwnych i realistycznych opisach.
W „Coś” nie ma wiodącej postaci co wcale nie przeszkadza w odbiorze. Bohaterowie drugoplanowi są naturalni i dobrze wykreowani.
To właśnie fakt że jest to powieść nieoczywista i porusza uniwersalne tematy sprawia że „Coś” w dalszym ciągu nie traci na aktualności mimo kilku dekad na karku. Autor stworzył prawdziwe studium strachu, bo to właśnie on gra tutaj główną rolę, a nie istota z innego świata. Strach w tym opowiadaniu jest wyczuwalny na każdej stronie. Wraz z rozwojem akcji narasta atmosfera paranoi i obłędu. Campbell ukazał go jako czynnik destabilizujący, zdolny zasiać niepewność, niepokój, od środka zniszczyć z pozoru zgrany zespól. Bo właśnie o tym jest ta krótka historia, o strachu, chęci przetrwania i poczuciu samotności. Mówi o lęku przed tym co obce i o niebezpieczeństwie które kryje się w naszych głowach. Do tego wszystko odbywa się w odciętej od świata bazie na Antarktydzie co tylko intensyfikuje poczucie zagubienia i alienacji.
W książce oprócz intrygującej historii znajdziemy również przedmowę Aleca Nevala-Lee, wprowadzenie Roberta Silverberga , posłowie Piotra Goćkz, oraz fragment kontynuacji, co sprawia że książka tylko zyskuje na atrakcyjności i staje się prawdziwą gratką dla fanów fantastyki i science-fiction. Ja z całą odpowiedzialnością polecam.
Antarktyda, rok 1938. Grupa amerykańskich naukowców, odkrywa uwięziony w lodzie od milionów lat tajemniczy obiekt - pojazd pochodzący nie z tego świata. Przeszukując miejsce katastrofy odnajdują COŚ jeszcze. Wkrótce w odciętej od świata bazie dochodzi do przerażających wydarzeń. Rozpoczyna się walka o przetrwanie, gdy członkowie ekspedycji stają oko w oko ze stworzeniem,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-28
2018-05-20
2018-05-10
2016-09-16
2017-05-12
2019-10-15
Żyjemy szybko. Skupiamy się na rzeczach materialnych, karierze… Często nie zdajemy sobie sprawy z upływu dni. Większości z nas ciężko byłoby żyć „tu i teraz”. Co by było jednak gdyby jutra miało nie być…. Gdyby okazało się że nie mamy już przed sobą setek nijakich dni, a koniec może nadejść w każdej chwili. Ciężko wyobrazić sobie taką sytuację, ale zastanówmy się co byśmy wtedy zrobili? Jak wykorzystalibyśmy pozostały czas? Z kim byśmy go spędzili?
Charlotte to 27-letnia kelnerka pracująca w podrzędnej restauracji, która wciąż poszukuje pomysłu na siebie i swoje życie. Nie wie co chce robić, dlatego też często zmienia pracę i wiąże się z nieodpowiednimi mężczyznami. Pewnego dnia na jej drodze staje trochę dziwny ale niezwykle intrygujący Adam. Para spędza ze sobą upojną noc, która daje dziewczynie nadzieję na dalszą przyszłość. Niestety rano mężczyzna nie chce słyszeć o jakiejkolwiek dalszej relacji i wywala dziewczynę za drzwi. Charlie postanawia zapomnieć o nieudanej przygodzie, nie jest to jednak takie proste. Ostatecznie postanawia zawalczyć o miłość i odszukuje Adama. Wtedy właśnie na jaw wychodzi skrywana przez niego tajemnica. Nie pozostało im wiele czasu. Jak go wykorzystają? Musicie przekonać się sami.
To moja pierwsza przygoda z książkami Renee Carlino. ”Gdybyś tu był” to powieść obyczajowa z elementami romansu. Fabuła jest jasna, dosyć dobrze skonstruowana. Nie można autorce odmówić lekkiego pióra i przyjemnego stylu pisania. Czyta się szybko, bo historia jest naprawdę wciągająca. Zdarza się że perypetie pary zaskakują, chociaż przez większość czasu opowieść ta jest raczej przewidywalna. Autorka postawila na szybką, dynamiczną i żywiołową akcję co zazwyczaj stanowi dla mnie ogromny plus, tymczasem tutaj pewne rzeczy działy się dla mnie zwyczajnie za szybko. W skutek tego miałam wrażenie nienaturalności i niedopracowania. Wiele wątków potraktowano pobieżnie.
Uwielbiam kiedy autorzy skupiają się i drobiazgowo tworzą kreacje bohaterów, w tej kwestii „Gdybyś tu był” również czegoś zabrakło. Chociaż bohaterowie z czasem zyskują to początkowo Charolotte niemiłosiernie mnie irytowała swoją infantylnością z biegiem wydarzeń zaskarbiła sobie moja sympatię, co innego Adam do którego nie mogłam się przekonać. Brakowało mi wgłębienia się w ich psychikę, nie mogłam wczuć się w ich uczucia, podążać za ich relacją. Miałam za to poczucie że ich dialogi brzmią sztucznie.
Oczekiwałam tutaj całej gamy emocji i otrzymałam całkiem sporo. Książka rozdziera emocjonalnie z jednej strony to pozornie całkowicie przewidywalny lekki zabawny romans z drugiej chwytająca za serce opowieść o niekończącej się walce.
Sam pomysł był świetny choć niezaprzeczalnie bazujący na kilku innych powieściach m.in. na książce bezbłędnej Jojo Moyes „Zanim się pojawiłeś”.
Przyznam że patrząc na okładkę, która niezwykle mi się podoba, byłam pewna ze jest to ckliwa opowiastka, tymczasem dotyka ona bardzo poważnych kwestii takich jak przeżywanie żałoby, śmierć, akceptacja.
Ksiązka pokazuje że miłośc to nie zawsze świat widziany przez różowe okulary to także opowieści o tytanicznej sile i ogromnym uczuciu stanowiącym nieprzerwaną tamę dla trudności i problemów.
„Gdybyś tu był” można podsumować tak ze jest to książka z ogromnym potencjałem, który niestety nie do końca został wykorzystany. Mimo to książka przyniosła mi wiele radości i smutku podczas czytania. „Gdybyś tu był” niesie z sobą spory ładunek emocjonalny.
Mimo prostoty przekazu ma swój urok i jest pouczająca. Zmusza do refleksji, uczy jak cieszyć się z krótkich momentów i pozwala docenić to co mamy.
Być może nie jest to w mojej opinii książka najwyższych lotów, ale i tak sadze że warto się z nią zapoznać, bo na jesienne wieczory pod kocykiem jest w sam raz.
Żyjemy szybko. Skupiamy się na rzeczach materialnych, karierze… Często nie zdajemy sobie sprawy z upływu dni. Większości z nas ciężko byłoby żyć „tu i teraz”. Co by było jednak gdyby jutra miało nie być…. Gdyby okazało się że nie mamy już przed sobą setek nijakich dni, a koniec może nadejść w każdej chwili. Ciężko wyobrazić sobie taką sytuację, ale zastanówmy się co byśmy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-04
Karolina i Tomek-para z Warszawy, postanawia odpocząć od zgiełku miasta i spędzić ze sobą trochę czasu. Ona to skromna i spokojna bardzo silnie wierząca w Boga katoliczka, on natomiast to ateista, którego sposobem na życie staje się negowanie wszystkiego, a do większość spraw podchodzi zupełnie bezstresowo. Wspólne chwile maja zbliżyć ich do siebie i pomóc w odbudowie relacji. Na cel obierają Suwalszczyznę. Piękny i malowniczy region nie wita ich jednak z otwartymi ramionami. Podróż która miała być odpoczynkiem już od pierwszych chwil zaczyna się trudnościami. A to dopiero początek serii niefortunnych zdarzeń pełnych zjawisk, których nie sposób zrozumieć, a tym bardziej wytłumaczyć. Czy wyjazd który miał był przyjemnym wypadem okaże się tragiczną pomyłką?
Ponad cztery lata temu Artur Urbanowicz zadebiutował na rynku wydawniczym słowiańską powieścią grozy pod tytułem „Gałęziste”. Fabuła osadzona została na ukochanej przez autora rodzinnej Suwalszczyźnie. Książka zdobyła „Złotego Kościeja”, została nominowana do Nagrody Literackiej im. Wiesława Kazaneckiego, jak również znalazła się w finałowej czwórce walczącej o Nagrodę Polskiej Literatury Grozy imienia Stefana Grabińskiego. W związku z tym mogłoby się wydawać że skoro powieść odniosła niezaprzeczalny sukces nie ma potrzeby jej ulepszać i udoskonalać. Nic bardziej mylnego. Autor nie osiadając na laurach postanowił wykorzystać zdobyte doświadczenie i powrócić do swojej debiutanckiej powieści. Tym sposobem książka zyskała wyrazistą okładkę, nowy zredagowany tekst, posłowie Krzysztofa Grudnka i klimatyczne ilustracje w wykonaniu Michała Loranca.
Niestety nie czytałam poprzedniej wersji książki ciężko jest mi się zatem odnieść do efektywności wprowadzonych poprawek, dlatego tez skupię się na swoich odczuciach związanych z ta wersją.
„Gałęziste” to świetna powieść grozy z dobrze przemyślaną wciągającą od pierwszej strony fabułą i nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Akcja która początkowo rozwija się powoli potem, zaczyna nabierać tempa by wreszcie pędzić na łeb na szyje, aż do zakończenia, które jest swoistym ukoronowaniem historii, kropką nad i .
Nie ma tutaj czasu na nudę. Czegoś takiego się nie spodziewałam, ale to właśnie nieprzewidywalność jest jednym z mocnych punktów tej powieści. Niczego nie jesteśmy pewni. Urbanowicz usypia naszą czujność. Cały czas ma sie wrażenie że coś umyka, brakuje jakiegoś kawałka układanki. Niczym wytrawny oszust wodzi nas za nos, by w najmniej spodziewanym momencie zaskoczyć, dzięki ciągłym zwrotom akcji, niedomówieniom i trzymającą w napięciu historią. W efekcie czytelnik nieustannie balansuje na granicy wiedzy, niewiedzy, domysłów i luk wypełnionych przez wyobraźnię.
Język nie jest zbytnio skomplikowany, pełen uproszczeń, co z jeden strony może irytować, z drugiej natomiast sprawia ze ksiązka staje się bardziej przystępna dla czytelnika.
Autor umiejętnie oddaje piękno drogiej mu Suwalszczyzny. Drobiazgowe, ciekawe i barwne opisy przenoszą nas w te niesamowite miejsca. Wszystko razem nadaje tej książce niepowtarzalny klimat przesycony niezwykłym pięknem ale i groza, lękiem i tajemnicą która pobudza wyobraźnię .
Kolejnym mocnym punktem tej książki są bohaterowie. Wyraziści, charyzmatyczni dopracowani. Przedstawieni na zasadzie kontrastu. Idealnie oddane skomplikowane relacje między główną parą bohaterów. Ich rozmowy głównie na temat religii, Boga i wiary pozwalają spojrzeć na nich zupełnie z innej strony, zgłębić ich rysy psychologiczne i uczestniczyć w dyspucie na tle konfliktu światopoglądowego. Co ważne dyskusje te pobudzają do refleksji, a poruszona relacja między religia a nauką tworzy pewien mistyczny, nowy wymiar książki. Bo historia przedstawiona w „Gałęziste” wymyka się schematom, to fantastyczna mieszanka mistycyzmu pod postacią słowiańskich mitów i lokalnych legend stanowiących punkt odniesienia, pięknych opisów przyrody i treści paranormalnych. Autor bardzo sprawie połączył wszystkie te wątki i wplótł w nie losy głównej pary.
Wspaniała opowieść o odwiecznych powiązaniu człowieka z przyrodom, o strachu i o prawdziwym „ja” w sytuacjach niedowyobrażenia.
Nie można zaprzeczyć że Gałęziste to historia niebanalna, pełna magii i sił przyrody. W której zatracona zostaje granica między tym co nierealne a tym co rzeczywiste.
Moim zdaniem pomysł na to by wydać jeszcze raz remake był świetnym pomysłem, bo to kawał solidnej literatury
Jeśli zatem chcecie wybrać się w podróż po mrocznych terenach Suwalszczyzny, poznać słowiańskie legendy, zobaczyć cmentarzysko Jaćwingów i doświadczyć całej gamy emocji to „Gałęziste” będą idealne,
Karolina i Tomek-para z Warszawy, postanawia odpocząć od zgiełku miasta i spędzić ze sobą trochę czasu. Ona to skromna i spokojna bardzo silnie wierząca w Boga katoliczka, on natomiast to ateista, którego sposobem na życie staje się negowanie wszystkiego, a do większość spraw podchodzi zupełnie bezstresowo. Wspólne chwile maja zbliżyć ich do siebie i pomóc w odbudowie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-20
Definicji wojny jest wiele, podobnie jak jej przyczyn i skutków. Niemniej jednak większość z nas zgodzi się ze stwierdzeniem że wojna niezależnie od podłoża wyzwala w ludziach bardzo skrajne zachowania. Z jednej strony konflikty wywołują w nich niewyobrażalny heroizm i chęć pomocy innym. Z drugiej zaś, chyba częstszej, niewyobrażalne okrucieństwo, opierające się nie na racjonalnych przesłankach ale odwołujące się do pierwotnych instynktów przetrwania i brutalności. Okrutna rzeczywistość prowadzi nierzadko do zaniknięcia wartości moralnych, pozostawiając trwały ślad w psychice ludzkiej. W ostatnim czasie powstało całe mnóstwo powieści dotykających tematyki okresu II wojny światowej. Jedne od razu zapadają w pamięć, nie pozwalając o sobie zapomnieć, inne natomiast szybko ulatują z meandrów naszej pamięci. Książka napisana przez Roselle Pastorino z pewnością można zaliczyć do tego pierwszego rodzaju.
Główna bohaterką książki „Przy stole z Hitlerem” jest Rosa Sauer, której rodzice odeszli a mąż zaciągnął się na front. Zubożała i samotna podejmuje decyzję opuszczenia rozdartego wojną Berlina, by zamieszkać z teściami na wsi. Wydaje jej się, że znajdzie tam azyl. Pewnego ranka do drzwi pukają esesmani, aby oznajmić jej, że została powołana do bycia tEsterką potraw Hitlera.Zmuszone do jedzenia tego, co mogłoby je zabić, degustatorki zaczynają dzielić się na dwie grupy: fanatyczki oraz kobiety które nazistami nie są. W pewnym momencie wszyscy zaczynają się zastanawiać, czy stoją po złej stronie historii.
„Przy stole z Hitlerem” to inspirowana prawdziwą historią książka, która szczególnie przypadnie do gustu fanom powieści historycznych. Historia ta oparta jest na życiu Margot Wölk, degustatorki Hitlera .Historia została opowiedziana w formie narracji pierwszoosobowej, co pozwala bardziej wczuć się w sytuację i odczucia Rosy. Muszę przyznać że autorka stworzyła coś zupełnie nowego, ze świeżą oryginalną fabułą i niewykle dopracowanym, realnym tłem społeczno-politycznym.
Początkowo po zapoznaniu się z opisem spodziewałam ukazania Hitlera w jakiejś nowej odsłonie, tymczasem stał się on jedynie tłem dla całej opowieści. O ile uwielbiam powieści historyczne, reportaże i literaturę faktu o tyle dobrze że nie historia grała tutaj pierwsze skrzypce. Owszem mieliśmy do czynienia z mnóstwem nawiązań i odniesień do wydarzeń z przeszłości, jednak to los testerek wiódł prym w książce. To właśnie historie kobiet pozbawionych prywatności, zmuszonych do wykonywania pracy wbrew swoim przekonaniom i z poczuciem że każdy posiłek może być tym ostatnim są tutaj najważniejsze. Autorka z pewnością rzuca nowe światło na niemieckie kobiety z czasów III rzeszy które wbrew stereotypom nie zawsze były bezkrytycznie wpatrzone i fanatycznie oddane władzy.
Poza tym Pastorino ukazała naprawdę ciekawe i spojrzenie na los zwykłych szarych ludzi, bezwolnie uwikłanych w funkcjonowanie maszyny totalitaryzmu.
Również postacie jakie kreuje autorka są interesujące i charyzmatyczne a zarazem nieoczywiste. Najlepszym przykładem jest Rosa której postać czasami lubimy, czasami nas denerwuje, zaś innym razem zastanawiają nas decyzje które podejmuje.
Sam styl powieści jest stworzony tak by czytelnik sam musiał zdecydować za kim się opowie, po której stronie stanie.
„Przy stole z Hitlerem” to nie tylko przedstawienie realiów życia w czasach wojny ale również opowieść o miłości, samotności tęsknocie, patriotyzmie i bezkrytycznym posłuszeństwie, a także woli walki i cienkiej granicy między dobrem a złem. Przy stole z Hitlerem budzi także prowokacyjne pytania o współudział w zbrodniach, poczucie winy i przetrwanie.
Przy stole z Hitlerem to powieść niezaprzeczalnie trudna ale jednocześnie, nie dająca o sobie zapomnieć. To ksiązka zdecydowanie warta przeczytania.
Definicji wojny jest wiele, podobnie jak jej przyczyn i skutków. Niemniej jednak większość z nas zgodzi się ze stwierdzeniem że wojna niezależnie od podłoża wyzwala w ludziach bardzo skrajne zachowania. Z jednej strony konflikty wywołują w nich niewyobrażalny heroizm i chęć pomocy innym. Z drugiej zaś, chyba częstszej, niewyobrażalne okrucieństwo, opierające się nie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-19
Przeszłość. Bardzo często ją rozpamiętujemy. Lubimy wracać do cennych momentów sprzed lat, by przeżyć je na nowo, by przypomnieć sobie jacy byliśmy wtedy i w jakim momencie swojego życia jesteśmy teraz. Nie zawsze jednak wracamy do tylko tych miłych wspomnień, zdarza nam się roztrząsać te bardziej niechlubne wydarzenia z naszego życia, analizować je by więcej tego typu błędów nie popełniać. Kolekcjonujemy wspomnienia, by dawały nam siłę do codziennego stawiania czoła rzeczywistości, to one dają nam motywację do dalszych działań. Bywają i tacy którzy najchętniej pogrzebali przeszłość w najgłębszym możliwym miejscu. Niestety nie zawsze jest to możliwe, czasami przeszłość nie tylko nie pozwala o sobie zapomnieć, ale wreszcie puka do naszych drzwi w najmniej spodziewanym momencie.
Kiedyś nierozłączni Thomas i Maxime nie kontaktowali się ze sobą od czasów szkolnych. Spotykają się dopiero na zjeździe absolwentów, organizowanym z okazji obchodów pięćdziesięcioletnia ich dawnego liceum. Pomimo upływu 25 lat od ukończenia szkoły inni absolwenci wciąż żyją zniknięciem ich ówczesnej koleżanki i uczennicy Vinci Rockwell i jej profesora Alexis Clementa. Para do dnia dzisiejszego się nie odnalazła. Thomas i Maxime mają jednak mroczną tajemnicę związaną z popełnioną w sali gimnastyczną zbrodnią.
Teraz budynek ma zostać rozebrany, a na jego miejscu rozpocznie się budowa. Jakie tajemnice skrywają stare mury sali gimnastycznej? Czy prawda w końcu ujrzy światło dzienne?
„Zjazd absolwentów” dosłownie pochłonęłam. Jest to książka łącząca thriller, kryminał i literaturę obyczajową. Po przeczytaniu tej pozycji tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu że autor ma naprawdę to cos co wyróżnia go na tle innych, charakterystyczny i niepodrabialny styl pisarski. Widać że zna się na rzeczy w swoje wielowymiarowe historie potrafi wciągnąć czytelnika jak nikt, za co go uwielbiam.
Już od pierwszych stron zostajemy wplątani w wir akcji i zagadek. Powietrze dosłownie przesycone jest tajemnicą. Animuszu całej książce dodaje fakt że od samego początku akcja prowadzona jest dwutorowo, współcześnie oraz w 1992 roku, teraźniejszość i przeszłość przeplatają się pozwalając by układanka powoli nabierała kształtów.
Musso potrafi pisać w sposób niezwykle barwny i plastyczny, drobiazgowe opisy i mroczny klimat pozwalają nam poczuć na własnej skórze atmosferę tego miejsca. Autor świetnie buduje i dawkuje nam napięcie. Podsuwa fałszywe tropy, wodzi nas za nos, by na koniec ujawnić wszystko w zaskakującym finale i pokazać że los bywa przewrotny, nie zawsze wszystko jest takie oczywiste jakby się mogło wydawać.
Zaskakująca akcja, ciekawa fabuła, dynamiczne zmiany, lekkie pióro autora i Riwiera Francuska w tle powodowały ze moja ciekawość z strony na stronę się wzmagała.
Odpowiadało mi że autor skupił się na psychologicznej stronie postaci, a nie tylko na zbrodni, a wątek miłosny nie przysłaniał tego sensacyjno-kryminalnego.
Fajnym zabiegiem było zastosowanie przez autora wstawek i cytatów na początku nowych fragmentów, co było idealnym wprowadzeniem do nich.
Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani. Każdy jest skomplikowany, niebanalny i świetnie nakreślony, autor nie pozbawia ich wad, tym lepiej bo postacie stają się bardziej autentyczne .
Owszem zgodzę się z opinią ze niektóre elementy są naciągane, mamy do czynienia z chwilowym chaosem, jednak nie rzuca się to aż tak w oczy, a autor potrafi to wszystko ujarzmić.
„Zjazd ansolwentów” to przede wszystkim książka opowiadająca o życiu z poczuciem winy, o granicach moralności i demonach przeszłości, które nie dają spokoju. Polecam szczególnie fanom Musso, ale nie tylko. Jeśli szukacie dawki porządnej literatury, książki która naprawdę zainteresuje „Zjazd absolwentów” nada się idealnie.
Przeszłość. Bardzo często ją rozpamiętujemy. Lubimy wracać do cennych momentów sprzed lat, by przeżyć je na nowo, by przypomnieć sobie jacy byliśmy wtedy i w jakim momencie swojego życia jesteśmy teraz. Nie zawsze jednak wracamy do tylko tych miłych wspomnień, zdarza nam się roztrząsać te bardziej niechlubne wydarzenia z naszego życia, analizować je by więcej tego typu...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-29
Rodzina. Większość z Nas ma o niej idealne wyobrażenie. Wierzymy, bądź bardzo chcemy wierzyć że niezależnie od sytuacji, od miejsca w którym się znajdziemy i od problemów, które staną na naszej drodze będziemy mogli liczyć na najbliższych. Jesteśmy pewni, że okażą nam wsparcie i pomoc. Szczególne nadzieje pokładamy w rodzicach i ich trosce o dobro dzieci, bo czy w końcu istnieje miłość większa niż ta jaką jest miłość rodzica do dziecka. To oni są naszymi pierwszymi przyjaciółmi, cierpliwymi słuchaczami, i konstruktywnymi krytykami Często jednak gdy na drodze stają poglądy, orientacja seksualna czy choroba życie weryfikuje te wyobrażenia. Przekonała się o tym Martyna, w najnowszej książce „Chłopak, którego nie było” autorstwa Elżbiety Rodzeń.
Martyna to młoda kobieta, pomagająca rodzicom utrzymać podupadający nadmorski pensjonat. Dziewczyna mimo wykonywania w hotelu wręcz tytanicznej pracy, nie jest doceniania, wprost przeciwnie rodzice nieustannie porównują ją do siostry, która w ich mniemaniu jest ideałem. Dają również odczuć Martynie że jest dla nich jedynie kulą u nogi, niepotrzebnym balastem. Martyna w swoim poczuciu beznadziei nie liczy już że w życiu spotka ją coś dobrego. Wszystko się zmienia, gdy na jej drodze staje James, przystojny i tajemniczy biznesman. Nowopoznany mężczyzna diametralnie odmieni życie Martyny i sprawi że z zahukanej, niepewnej dziewczyny zmieni się ona w wierzącą w swoje możliwości i niezależną kobietę. Tylko czemu James jest bliźniaczo podobny do chłopka, którego Martyna kiedyś znała? Jaką tajemnicę skrywa?
To moje pierwsze spotkanie z ta autorką, ale z pewnością nie będzie ono ostatnie. Książka od pierwszych stron niezwykle mnie pochłonęła. Po lekkim, plastycznym i spójnym stylu pisania widać ogromny kunszt i doświadczenie Elżbiety Rodzeń. Zauważalne jest że autorka miała na nią pomysł, który realizowała skrupulatnie od początku do końca. Zastosowała zabieg dwóch perspektyw czasowych teraźniejszą i przeszłą, co pozwala krok po kroku poznawać meandry losu Martyny i Jamesa. Być może książka ma w sobie dozę nierealności i lekkiego oderwania od rzeczywistości jednak nadaje jej to zupełnie inny wymiar. Sprawia że wyróżnia się ona na tle innych, a także przemawia do wyobraźni.
„Chłopak, którego nie było” ma w sobie wszystko to co książka z gatunku literatury obyczajowej powinna mieć a mianowicie akcję, która momentami była przewidywana, ale nie przeszkadzało to w ogólnym odbiorze, ciekawe postacie i mnóstwo emocji. Autorka stworzyła świetny klimat, barwne i malownicze opisy przenoszą nas w nadmorskie klimaty.
Do tego wszystkiego dochodzi ciekawa fabuła - oryginalna i wzbudzająca zainteresowanie. Nie ma zbytniego melodramatyzmu, , książka jest niebanalna i intrygująca. Nie ma w niej czasu na nudę.
Lubię gdy książka porusza również ważne tematy i tak tez „Chłopak, którego nie było” dotyka wątków społecznego i rodzinnego wsparcia, poczucia winy, ludzkich słabości ale i możliwości. To opowieść traktująca o chorobie i braku zrozumienia, o podcinaniu skrzydeł przez najbliższych, o poszukiwaniu siebie, o sile przeznaczenia, które potrafi niespodziewanie zapukać do naszych drzwi.
Nie można odmówić autorce świetnych kreacji bohaterów, którzy są barwni, wyraziści, dźwigają z sobą ogromny bagaż doświadczeń. Co prawda głowna bohaterka często działała mi na nerwy ciągłym użalaniem się nad sobą, jednak w końcowym efekcie spotęgowało to efekt ogromnej przemiany jaka się w niej dokonała. Dodatkowym plusem jest piękna okładka i oprawa w jakiej została dostarczona książka za co nalezą się podziękowania Wydawnictwu.
To wszystko razem sprawia że książka jest jak powiew świeżości na polskim rynku wydawniczym
Jest to naprawdę piękna i magiczna książka zmuszająca do refleksji. Przyjemna lektura na lato, umożliwiająca spojrzenie na pewne rzeczy z innej perspektywy
Rodzina. Większość z Nas ma o niej idealne wyobrażenie. Wierzymy, bądź bardzo chcemy wierzyć że niezależnie od sytuacji, od miejsca w którym się znajdziemy i od problemów, które staną na naszej drodze będziemy mogli liczyć na najbliższych. Jesteśmy pewni, że okażą nam wsparcie i pomoc. Szczególne nadzieje pokładamy w rodzicach i ich trosce o dobro dzieci, bo czy w końcu...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-16
Kto wie jakie tajemnice skrywają rodzinne pamiątki? Być może wisiorek babci znaleziony na dnie starej szafy przechowuje w swoim wnętrzu historię jej pierwszej miłości, a zegarek dziadka to opowieść o człowieku , który wiele przeszedł by na niego zapracować. Niestety skarby naszych przodków najczęściej przez długi czas pozostają ukryte bądź już nigdy nie dane jest im ujrzeć światła dziennego. Odkryte jednak mogą nam dostarczyć dużo interesujących informacji. Często stają się drogowskazami i wskazówkami jak żyli oni i jak my mamy postępować.
Alicja nie ma w życiu łatwo. Los doświadcza ją na każdym kroku i to w sposób niezwykle tragiczny. Najpierw traci męża w wypadku samochodowym, a w niedługim czasie musi pożegnać również mamę. Próbując w jakiś sposób radzić sobie z dojmującym bólem i stratą sięga po pozostawione przez mamę rzeczy. Natrafia na listy i zdjęcia, które rzucą nowe światło na pewne sprawy i całkowicie odmienią całe jej życie. Jakie tajemnice skrywa skrupulatnie ukrywana przez lata korespondencja?
„Sekrety Julii” to ksiązka o której mogę z całą pewnością powiedzieć ze jest niezwykła. Pierwszy raz spotykam się z książką tej autorki, jednak już wiem że nie będzie to raz ostatni, a to wszystko za sprawą jej świetnego stylu i lekkiego pióra. Anna Płowiec ma dar do realistycznego oddawania atmosfery i specyfiki opisywanych miejsc. Ogromną zaletą w kontekście przekazu jest przedstawienie malowniczych i zapadających w pamięć opisów Tatr m.in. Morskiego Oka. Drobiazgowość i wyczucie autorki faktycznie przeniosło mnie w klimat Krakowa i Zakopanego lat 60. Mocnym punktem jest również przedstawienie Polski czasów PRL. Zachowane zostały realia tamtego okresu, zaplecze społeczno-polityczce ale również ukazano jak znaczący wpływ miał ten okres na współczesne życie bohaterów. Bohaterów, którzy swoją drogą zostali świetnie wykreowani. Serwują nam oni całą gamę emocji, są nietuzinkowi i charakterystyczni, każdy czymś się wyróżnia.
Można mówić wiele o zaletach tej pozycji, których jest cała masa, jednak w przypadku tej książki główną rolę odgrywa właśnie niezwykła i wzruszająca historia. Ta książka to podróż przez zakamarki ludzkiego serca, opowieść o miłości i trudnej sztuce wyborów.
„Sekrety Julii” to książka wielopłaszczyznowa, dotykająca wielu tematów i zagadnień m.in. komunistyczne rządy, stosunek do Żydów, a nawet antysemityzm, samotność i kruchości życia. Jest to z pewnością pozycja niebanalna, dająca do myślenia, zmuszająca do refleksji i niezwykle angażująca czytelnika
Autorka zastosowała ciekawy zabieg, a mianowicie na kartach tej historii spotkamy się z dwoma płaszczyznami czasowymi. Pierwsza gdzie wydarzenia rozgrywają się w czasie rzeczywistym, współczesnym oraz druga płaszczyzna historyczna czyli lata ’60 XX w.
Przyznam że początkowo sądziłam ze będzie to romans jakich wiele, o jak bardzo się myliłam! Nie ma tutaj banałów, nie jest to ckliwa historia a raczej piękna opowieść o radzeniu sobie z bólem i stratą oraz miłości stawiającej czoła całemu światu.
Ta historia Zasługuje na uwagę. W końcu kto nie chce poznać opowieści o miłości tak wielkiej że przenosi góry i do tego spisanej na starych listach<3
Kto wie jakie tajemnice skrywają rodzinne pamiątki? Być może wisiorek babci znaleziony na dnie starej szafy przechowuje w swoim wnętrzu historię jej pierwszej miłości, a zegarek dziadka to opowieść o człowieku , który wiele przeszedł by na niego zapracować. Niestety skarby naszych przodków najczęściej przez długi czas pozostają ukryte bądź już nigdy nie dane jest im ujrzeć...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-18
Śmierć dotyka każdego człowieka, to temat, który niezależnie od naszej woli powraca do naszego życia. Pomimo zmian cywilizacyjnych na przestrzeni pokoleń zagadnienie śmierci wciąż wywołuje strach i obawę. O dziwo jest to wątek, który w telewizji, filmach i mediach eksploatowany jest bardzo często, rzadziej jednak porusza się go w rozmowach, to temat tabu.
Mary Roach postanowiła jednak podejść do tego zagadnienia nieco inaczej niż zazwyczaj, bez nadmiernego patetyzmu i podniosłości, z uśmiechem i dystansem, starała się go oswoić. Tak oto powstał „Sztywniak”, czyli fascynująca książka o tym jak nauka wykorzystuje ludzkie ciała do badań. Mają one służyć rozwijaniu medycyny sadowej, zwiększać bezpieczeństwo transportu oraz służyć tworzeniu nowych możliwości w dziedzinie chirurgii. „Niesamowita odporność zwłok czyni je superbohaterami, którym zawdzięczamy bezpieczeństwo i zdrowie”.
Książkę mimo tego że porusza kontrowersyjny i ciężki temat czyta się bardzo szybko, to wszystko dzięki podejściu autorki nasyconego humorem i ironią ale kiedy trzeba pełnego powagi i szacunku. Poza tym dzięki obrazowym pełnym szczegółów opisom przenosimy się na salę pełną rozczłonkowanych ciał, zbadamy ich rozkład, przyjrzymy się różnym rodzajom pochówku np. procesowi balsamowania, poznamy historie kryminalistyki i pionierów anatomii, a także inne ciekawostki związane z badaniami na zwłokach.
Obyło się na szczęście bez skomplikowanej terminologii medycznej. Treści przekazywane są w sposób przystępny. Po stylu autorki widać jej ogromne zaangażowanie w pisanie książki, ale również w poznawanie otaczającego nas świata. W efekcie powstały historie przedstawione w ciekawy i oryginalny sposób, pełne anegdot, błyskotliwie.
Owszem ksiązka szokuje, zderzenie zwłok i często przekornych pełnych dowcipu uwag autorki może wydawać się nie na miejscu. Ale mam wrażenie że o to właśnie w niej chodzi, o to by spojrzeć z innej perspektywy i z większym dystansem bo według Mary Roach „należy przyjąć że po śmierci człowieka już nie ma, zostaje skorupka, opakowanie”. Co ciekawe to nie sposób postępowania z ludzkimi ciałami najbardziej mnie zdumiał ale to jak traktowano zwierzęta dla celów naukowych. Autorka przedstawia makabryczne wręcz nieludzkie zachowania, np. psom odcinano głowy i przeszczepiano do innego osobnika, odcinano głowy małpom by następnie poprzez sztuczne utrzymanie ich przy życiu obserwować ich reakcje.
Rozumiem że dla wielu osób humor i podejście Mary Roach jest niedopuszczalne, pomijając jednak kwestie moralne, które dla każdego powinny być kwestią osobistą, trzeba przyznać ze jest to pozycja niezwykła przede wszystkim dla tego że próbuje ona w interesujący dla czytelnika sposób wprowadzić w temat o którym się nie mówi, stara się go detabuizować.
Ksiązka od samego początku wciągnęła mnie w swój ciekawy ale i momentami obrzydliwy świat. Interesująca i godna uwagi pozycja, poruszajaca niezwykle ważny temat, zmuszający do refleksji. Polecam ją szczególnie czytelnikom „Trupiej farmy” czy „Tajemnicom wydartym zmarłym”.
Śmierć dotyka każdego człowieka, to temat, który niezależnie od naszej woli powraca do naszego życia. Pomimo zmian cywilizacyjnych na przestrzeni pokoleń zagadnienie śmierci wciąż wywołuje strach i obawę. O dziwo jest to wątek, który w telewizji, filmach i mediach eksploatowany jest bardzo często, rzadziej jednak porusza się go w rozmowach, to temat tabu.
Mary Roach...
2019-06-06
To moje pierwsze spotkanie z książką autorstwa Penelope Bloom, a ja już ją uwielbiam. Dawno tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu, a uśmiech praktycznie nie schodził mi z ust.
Ksiązka w zabawny sposób przedstawia zabawne perypetie Hailey i Williama. Hailey to dwudziestopięcioletnia dziewica, która pod wpływem siostry i przyjaciela postanawia przeżyć wreszcie swój pierwszy raz. Potrzebuje tylko odpowiedniego kandydata. Wybór trafia na nieziemsko przystojnego klienta jej cukierni Williama. Mężczyzna kupuje placek z wiśniami i kradnie wazon kwiatów, pragnie jednak zdobyć zdecydowanie inną „wisienkę” Czy mu się uda?
„ Jej wisienki” to ksiązka na raz, nie można jej tak porpotu przerwać, pochłania tak ze zanim się zorientujemy jesteśmy na ostatniej stronie. Wszystko począwszy od samej lekko banalnej historii, odrobiny pikanterii, nierozwleczonej fabuły i po dużą dawkę humoru jest bardzo dobrze wyważone. Autorka ma lekkie pióro, prosty styl i ogromny dystans, a także nieprzeciętne poczucie humoru. Dzięki zastosowaniu przez nią narracji dwuosobowej możemy przez krzywe zwierciadło przyjrzeć się stosunkom damsko-męskim, doprawionym pieprzem i zabawnymi wątkami fabularnymi.
To właśnie dowcipne pełne podtekstów dwuznaczne dialogi oraz zabawne sytuacje z wisienką w roli głównej wiodą prym w tej książce i stają się znakiem rozpoznawczym Penelope Bloom.
Ta książka nie wnosi nic nowego, nie skłania do przemyśleń, mimo jednak że nie o to chodzi w tej książce. Przede wszystkim jej zadaniem było odprężenie czytelnika i zapewnienie mu dobrej rozrywki dzięki lekko pikantnej, przyjemnej i barwnej komedii romantycznej z ciekawymi postaciami. Dla mnie to zadanie spełniła i mimo swojej banalności z pewnością ją zapamiętam. Pora sięgnąć po „Jego banana”
Chcecie się dobrze zwyczajnie dobrze bawić? Odprężyć się? To jest ideana ksiazka dla Was.
To moje pierwsze spotkanie z książką autorstwa Penelope Bloom, a ja już ją uwielbiam. Dawno tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu, a uśmiech praktycznie nie schodził mi z ust.
Ksiązka w zabawny sposób przedstawia zabawne perypetie Hailey i Williama. Hailey to dwudziestopięcioletnia dziewica, która pod wpływem siostry i przyjaciela postanawia przeżyć wreszcie swój...
2019-06-05
Romanse przez długi czas kojarzyły mi się z przewidywalnymi, kiepskimi historiami o miłości, które zawsze muszą kończyć się przesłodzonym happy endem. Ostatnio jednak uczę się czytać książki z tego gatunku na nowo i powiem że zaczyna mi się to podobać. Fabuła w romansach najczęściej nie zbyt wymagająca, poza tym przy tych historiach naprawdę można odpocząć i się zrelaksować, głównie za sprawą lekkiej, nieskomplikowanej historii.
Być może romanse bywają naiwne i schematyczne, jednak i wśród tego gatunku znajdzie się kilka perełek, na które mam przyjemność ostatnio trafiać. Jedną z nich miałam okazję przeczytać dzięki Wydawnictwu Muza i Business Culture. Mowa o książce autorstwa Helen Hoang „Więcej niż pocałunek”.
Książka ta to pełnokrwisty romans opowiadający historię Stelli, trzydziestoletniej, wykształconej kobiety, pracującej w dziale ekonometrii w dużej korporacji. Idealny świat dla niej to świat opierający się na zasadach logiki i równaniach matematycznych, przewidywalny, sterylny i opierający się na powszechnie przyjętych zasadach. Algorytmy, wykresy i zagadki z dziedziny przedsiębiorczości stają się dla niej pracą, a zarazem uzależnieniem, przez pryzmat których próbuje rozumieć obcy świat. Kocha to co robi, ma dobrze płatna prace, luksusowe mieszkanie i samochód, czegoś jednak brakuje w jej życiu. Otóż Stella ma zespół Aspergera, utrudniający jej kontakt i utrzymanie relacji z innymi ludźmi, więc o ile w życiu zawodowym idzie jej świetnie o tyle w prywatnym radzi sobie fatalnie. Sama myśl o nawiązaniu z kimś bardziej intymnej relacji powoduje zamknięcie się kobiety w sobie, a seks kojarzy się jej jedynie z czymś niekomfortowym. Zdając sobie sprawę ze swoich ograniczeń i braków postanawia coś zmienić w swoim życiu. Analityczny umysł każe kobiecie sięgnąć po profesjonalną pomoc….żigolaka, który w kwestii seksu i bliskości powinien wiedzieć najwięcej.
Tak poznaje przystojnego Michaela, który oprócz niezaprzeczalnych umiejętności w kwestiach seksualnych, dźwiga z sobą ogromny bagaż doświadczeń. To właśnie doświadczenia te pchnęły go do wybrania takiego fachu. Zycie go nie rozpieszczało, musiał porzucić marzenia i zająć się tym bardziej lukratywnym zawodem.
Umowa jest prosta. Ma wprowadzić Stelle w tajniki seksu i związków. Jak łatwo można się domyślić sytuacja lekko się komplikuje i oboje będą musieli zastanowić co jest częścią umowy, a co podpowiada im serce.
„Więcej niż pocałunek” to książka zainspirowana własnymi doświadczeniami autorki przez której 28 rozdziałów dosłownie się płynie. Czyta się ją szybko i łatwo za sprawą lekkiej nietypowej historii, z nutą pikanterii i dużą dawką humoru. Taka jest właśnie ta ksiazka błyskotliwa i ironiczna. Napisana przystępnym językiem. Nie jest to pierwsze lepsze ckliwe romansidło, a raczej powieść przesiąknięta erotyzmem, ze świetnie poprowadzoną akcją i przemyślanymi zabiegami. Fantazyjne i barwne opisy, pozwalają przenieść się do opisywanych miejsc i wyobrazić sobie sytuacje w jakich znaleźli się bohaterowie. Sceny erotyczne bynajmniej nie są ukazane w sposób wulgarny czy brutalny, wprost przeciwnie są wyrafinowane i zaprezentowane subtelnie i ze smakiem. Dodatkowo autorce udało się zawrzeć w nich mnóstwo emocji i ukazać chemię miedzy bohaterami.
Zgodze się z opinią że ksiązka jest momentami przewidywalna, a zakończenie nie zaskakuje, jednak mi wcale to nie przeszkadzało.
Autorka zaprezentowała ciekawe i oryginalne podejście do historii miłosnej, a jej bohaterowie bynajmniej nie są sztampowi. Stella i Michael są świetnie zarysowani, a ich wykreowanie sprawia że od początku zyskują naszą symaptię. Mają swoje wady i zalety, walczą z demonami przeszłość, przechodzą trudna drogę do odkrycia własnej ścieżki, dobrani na zasadzie kontrastu. Z jednej strony, na pierwszy rzut oka pewny siebie, pociągający empatyczny mężczyzna, pod fizyczna powloką skrywający ogromny ból, mający poczucie że świat go zawiódł i oszukał. Z drugiej strony z pozoru niezależna a, jednak krucha i delikatna pracoholiczka z analitycznym umysłem, pragnąca poczuć się taka jak inni. Ich relacja wywołuje mnóstwo różnorakich emocji. Wraz z bohaterami przezywamy chwile radości, smutków i uniesień. Razem z nimi przezywamy lek, wspominamy przeszłości i zatracamy się w tu i teraz.
Ksiązka oprócz porywającej historii, niesie w sobie głębsze przesłanie, a mianowicie pozwala spojrzeć na ludzi dotkniętych autyzmem w inny sposób, nie marginalizować ich. Zaznajamia nasz problemami jakimi się borykają i pozwala zrozumieć tę przypadłość i trudności z jakimi codziennie muszą się mierzyć. Opisuje ich funkcjonowanie w społeczeństwie z różnych perspektyw, i pozwala zobaczyć jak ogromnym wysiłkiem jest dla nich wyjście ze strefy komfortu. Brak umiejętności radzenia sobie z społecznymi konwenansami, awersja do ludzi, to tylko wierzchołek góry lodowej. Dlatego też opisanie tej historii nie było proste. Postać Stelii i przedstawienie świata jej oczami wymagała niemałego wkładu, ogromnego zaangażowania ale i wiedzy. W wielu sytuacjach można było odnieść wrażenie że perypetie Stelii i pokonywanie przez nią kolejnych ograniczeń jest dla Helen Hoang swoistą formą terapii, bo jak już wspomniałam autorka również boryka się z tym problemem.
Myślę że Helen Hoang udało jej się napisać coś więcej niż tradycyjny romans, nie dziwi mnie zatem że według czytelników „Goodreads”” ta książka” została wybrana najlepsza książka roku.
To opowieść o miłości, zaufaniu i akceptacji drugiego człowieka takim jakim jest. Autorka próbuje pokazać że prawdziwe uczucie nie zna ograniczeń i pokona wszelkie bariery.
Zatem jeśli lubicie historie o miłości z dozą pikanterii i chcecie dobrze się bawić przy czytaniu, w takim razie ta książka jest dla Was.
Romanse przez długi czas kojarzyły mi się z przewidywalnymi, kiepskimi historiami o miłości, które zawsze muszą kończyć się przesłodzonym happy endem. Ostatnio jednak uczę się czytać książki z tego gatunku na nowo i powiem że zaczyna mi się to podobać. Fabuła w romansach najczęściej nie zbyt wymagająca, poza tym przy tych historiach naprawdę można odpocząć i się...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-31
„Najjaśniejsze gwiazdy spalają się najszybciej, musimy więc je kochać, dopóki możemy’
Ostatnio bardzo często sięgałam po książki niezwykle zmuszające do refleksji, poruszające historie tragiczne, a przez to niezwykle ciężkie. Dlatego też postanowiłam oddać się tym razem lekturze czegoś lekkiego z literatury obyczajowej i romansu. Padło na „The Brightest Stars. Pożar zmysłów”. Książka ta jest pierwszym tomem nowej serii Stars pióra Anny Todd, autorki kultowej serii „After”.
Ksiązka opisuje losy Kariny, dwudziestoletniej dziewczyny która po okresie nieustannych przeprowadzek z ojcem wojskowym, rozwodzie rodziców i problemów z bratem bliźniakiem próbuje poradzić sobie z życiem na własny rachunek. Rodzeństwo na wylot zna realia życia rodziny żołnierza. Stres, lęk o bliską osobę, trauma po powrocie, chęć kontroli i nieustanne poczucie zagrożenia na tyle ich odstręczają, że postanawiają zawrzeć układ dotyczący tego że żadne z nich nigdy nie zaciągnie się do służby.
Po zdobyciu licencji Karina zatrudnia się w salonie masażu, na którego progu pewnego dnia staje Kael. Mężczyzna próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości po powrocie z misji w Afganistanie. Para działa na siebie jak magnes, przyciągają się i nawzajem intrygują. W ich życiu rozpoczyna się skomplikowany i pełen niedomówień, ale i namiętności rozdział. Jaką tajemnice skrywa małomówny żołnierz? Czy przeszłość depcząca mu po piętach wreszcie wyjdzie na światło dzienne? Co z tego wyniknie? Musicie przekonać się sami.
„The Brightest Stars” to historia o rodzącym się uczuciu z wątkiem militarnym w tle. Nie zabrzmi to profesjonalnie ale nie miałam wielkich oczekiwań wobec tej książki. Przede wszystkim chciałam spędzić z nią miło czas i zrelaksować się. To zadanie spełniła, dlatego tez wbrew pojawiającym się negatywnym opiniom, stanę w jej obronie. Owszem nie jest to ksiązka najwyższych lotów, nie zmusza do refleksji, nie jest wymagająca, ale jest to lekka przyjemna książka w sam raz na wiosenno- letnie wieczory, od której naprawdę nie mogłam się oderwać.
Nie było zaskoczeń i wielkiego wow, bo książka jest raczej przewidywalna, jednak czytało się ją bardzo szybko, ani się obejrzałam już byłam na ostatniej stronie. Być może jest to zaleta krótkich rozdziałów i prostego łatwego w odbiorze języka.
Książka porusza wiele ciekawych wątków i problemów. Zetkniemy się z zespołem stresu pourazowego, rasizmem i uprzedzeniami na tle rasowym, kontrolą, traumą żołnierzy powracających z misji, skomplikowanymi relacjami rodzinnymi.
Bohaterowie pomimo niedociągnięć w relacji między nimi byli świetnie nakreśleni. Dobrani na zasadzie kontrastu, dwa różne osobowościowo światy. Z jednej strony zakompleksiona, mająca dość życia pod dyktando, pragnąca niezależności wygadana Karina, z drugiej małomówny Kael, niepotrafiący odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zamknięty w sobie i lojalny żołnierz. Postacie są naprawdę intrygujące, ich portrety charakterologiczne są skomplikowane i wielowymiarowe. Wiele przeszli, mają swoje wady i zalety co dodaje im realizmu. To mogło się udać. W którymś jednak momencie coś poszło nie tak.
Zgadzam się że pożar zmysłów, pożarem nie był, relacja głównych bohaterów i uczucie między nimi było strasznie spłaszczone. Ta miłość zdecydowanie wszystkiego nie spaliła. Jest kilka fragmentów, które miały w sobie potencjał jednak zabrakło w nich gwałtownych uniesień i autentyczności, były nijakie. Było dobrze, ale nie było fajerwerków.
Mimo wszystko ta historia ma naprawdę dużo możliwości, które być może autorka wykorzysta w następnych częściach. Dlatego na pytanie czy sięgnę po kolejny tom? Odpowiem jasne. Pierwsza część skończyła się w takim momencie że nie darowałabym sobie gdybym nie dowiedziała się jak potoczą się losy bohaterów.
Ja spędziłam z nią miło czas i jeśli szukacie czegoś lekkiego i niewymagającego do poczytania, śmiało.
„Najjaśniejsze gwiazdy spalają się najszybciej, musimy więc je kochać, dopóki możemy’
Ostatnio bardzo często sięgałam po książki niezwykle zmuszające do refleksji, poruszające historie tragiczne, a przez to niezwykle ciężkie. Dlatego też postanowiłam oddać się tym razem lekturze czegoś lekkiego z literatury obyczajowej i romansu. Padło na „The Brightest Stars. Pożar...
2019-05-24
Ameryka to kraj który od niemal swoich początków stał się symbolem swobód obywatelskich. To tam podpisano pierwsza konstytucję, w której miedzy innymi uchwalono poprawkę o zniesieniu niewolnictwa czy podział rasowy, to tam toczono walki o prawa o których w Europie dotąd nawet nie dyskutowano.
Do 16 stycznia 1919 r., kiedy została ratyfikowana prohibicja w USA wydawałoby się że w tym państwie niemal nie istnieją granice wolności obywatelskich. Prawo prohibicyjne zakazywało sprzedaży, produkcji oraz transportu alkoholu. Rządzący kierowali się utopijnymi założeniami, że ograniczenie dostępu do alkoholu polepszy zdrowie mieszkańców Stanów Zjednoczonych, a tym samym poprawie ulegnie moralność Amerykanów.
Ten szlachetny eksperyment, okazał się jednak klapą. Być może byłoby inaczej gdyby prohibicja nie była zwykłym legislacyjnym bublem. Ci którzy odpowiadali za egzekwowanie tego prawa najczęściej albo nie zdawali sobie sprawy z ogromu pracy, albo byli zwykłymi przekupnymi urzędnikami. Nowy Jork zaś stał się miejscem jawnego buntu i sprzeciwu wobec tego prawa. Miasto to było motorem pędu do wolności. Wolności która oznaczała nieograniczony dostęp do alkoholu. Picie i granie na nosie władzom stało się elementem obywatelskiej niezgodny. Sprzeciw ten zdecydowanie pobudził kreatywność nowojorczyków, a ich pragnienie zrelaksowania się przy szklaneczce whiskey rodziło zaskakujące i zabawne pomysły.
„Zbuntowany Nowy York. Wolność w czasach prohibicji” to ksiązka należąca do gatunku literatury faktu.
Książka ta zabiera nas w fascynującą podróż po Ameryce, a szczególnie po Nowym Jorku przelomu XIX/XX w. Tak wiec będziemy mieć okazję przejść się po Broadwayu i zobaczyć co akurat jest grane w tutejszych teatrach, obejrzymy kontrowersyjny pokaz burleski, zrobimy zakupy na sławnej piątej alei, poznamy gwiazdy literatury i muzyki tej epoki, zapoznamy się z najlepszymi barami w mieście serwującymi niezgodne z prawem drinki , aż wreszcie poznamy tajniki powstania najsłynniejszych gangów XX-wieku, dla których prohibicja stała się żyłą złota, a to wszystko przy taktach rodzącego się w barach jazzu.
Ewa Winnicka oprócz nakreślenia nam kulisów i funkcjonowania ustawy prohibicyjnej, serwuje nam ciekawą lekcje historii z realiów życia nowojorczyków i ciężkiego losu imigrantów dla których Nowy Jork był ziemią obiecaną . Autorka przytacza kilka historii ludzi, którym Nowy Jork dał okazje i którzy z niej skorzystali stając się celebrytami i gwiazdami swoich czasów jak np. Irving Berlin Czy Jimmy Durante. Książka pełna jest historii szans ludzi którzy byli wystarczająca pomysłowi, wystarczająco pragnęli sukcesu by miasto okazało się dla nich rajem. Dla tych niemogących odnaleźć się w nowej rzeczywistości i niemiejących wykorzystać sposobności pozostawały slumsy i życie na marginesie.
Ewa Winnicka stworzyła niezwykły obraz społeczeństwa, społeczeństwa wolnego, walczącego o swoje prawa ale przede wszystkim wyznaczającego nowe standardy. Bo Nowy Jork to nie tylko nowinki technologiczne i centrum przedsiębiorczości z słynnym Walk Street, to centralny punkt rewolucji obyczajowej, kulturowej i moralnej, szczególnie dla kobiet.
Przyznam ze dawno nie czytało mi się tak dobrze książki z tego gatunku. Ewa Winnicka ma lekkie pióro, język którym operuje trafia do czytelnika i jest łatwa w odbiorze, a fotografie i anegdoty ubogacają wszystkie te historie.
Zbuntowany Nowy Jork to bardzo ciekawy reportaż o wolności, przemianach społecznych, nadziejach na przyszłość i weryfikacji ich przez rzeczywistość wielkiego miasta.
To naprawdę inspirująca lekcja historii o czasach kiedy pieniądz wyznaczał pozycje, posiadanie stawało się nowym kultem a konsumpcja nową koniecznością.
Tak więc jeśli szukacie ksiązki o tym jak zrodziła się potęga Nowego Jorku, o przemianach które stworzyły znamy nam dzisiaj świat to musicie sięgnąć po „Zbuntowany Nowy Jork”.
Ameryka to kraj który od niemal swoich początków stał się symbolem swobód obywatelskich. To tam podpisano pierwsza konstytucję, w której miedzy innymi uchwalono poprawkę o zniesieniu niewolnictwa czy podział rasowy, to tam toczono walki o prawa o których w Europie dotąd nawet nie dyskutowano.
Do 16 stycznia 1919 r., kiedy została ratyfikowana prohibicja w USA wydawałoby...
Znajdujemy się w małej angielskiej wiosce Bishop's Lacey. W rezydencji Buckshaw mieszka wraz z siostrami i ojcem niezwykle błyskotliwa jedenastoletnia odkrywczyni Flawia de Luce. Dziewczynka na potrzeby swoich eksperymentów, głównie wytwarzania trucizn, ma do dyspozycji laboratorium odziedziczone po wuju. Pewnego dnia na grządce z ogórkami znajduje trupa. Flawia mimo młodego wieku wcale zaszywa się w swoim pokoju, wprost przeciwnie postanawia rozwiązać tę zagadkę bez niczyjej pomocy. Czy jej się uda? Czy jedenastoletnie dziecko nawet bardzo błyskotliwe może okazać się świetnym detektywem?
„Zatrute ciasteczko” to pierwsza pozycja cyklu o przygodach Flawii de Luce. Mimo że ta ksiązka to nie jedna z kryminalnych zagadek jakimi zajmował się Sherlock Holmes, to spokojnie wpisuje się w klimat angielskich powieści rodem z książek Artura Conan Doyle’a.
Nie od razu się do niej przekonałam. Przede wszystkim dlatego że sądziłam że jest przeznaczona głównie dla młodzieży. Bardzo się myliłam. Po przeczytaniu uważam że będzie ona bardzo fajną inspirującą ksiązką dla młodzieży, ale również interesującą pozycją dla dorosłych. Bo czemu nie, przecież ksiązka Alana Bradleya to powieść kryminalna z intrygującą fabułą, chwytliwym tytułem i niezwykłym gotyckim klimatem starych kryminałów Agathy Christie. Ta ksiązka jest jakby z innej epoki, sama opowieść przenosi nas ponad pół wieku wcześniej, do tego opuszczona mała mieścinka, stara wiktoriańska rezydencja oraz zagadka pod postacią tajemniczego znaczka pocztowego, który okaże się kluczem całej tej historii, nadają „Zatrutemu ciasteczku” niepowtarzalną atmosferę.
Początkowo akcja płynie leniwie, jednak już po kilkunastu stronach zostajemy wciągnięci w historię, która co rusz zaskakuje i nie zwracamy już uwagi na upływający czas. Pozornie wydarzenia poznajemy z perspektywy dziecka, chociaż zupełnie nie mamy takiego wrażenia.
Autor dzięki barwnym i plastycznym obrazom maluje najdrobniejsze szczegóły, dba o detale, które przenoszą czytelnika w otoczenie sielskiej prowincji.
Sama zagadka jest bardzo sensowna, intryga bardzo dobrze skonstruowana, logicznie poprowadzona i w mojej ocenie bardzo spójna, Układanka powoli się składa a zakończenie zaskakuje.
Myślę że warto zwrócić uwagę na specyficzny czarny humor jakim posługuje się autor. W wielu sytuacjach dla rozładowania napięcia wprowadza on również komizm sytuacyjny dzięki czemu książka bawi i zaskakuje. Na uwagę zasługuje również piękna, stylowa brązowa czcionka oraz cudowna oprawa graficzna.
Alan Bradley często używa odniesień do innych utworów, wynalazków i dziedzin nauki, co świadczy o niesamowicie wszechstronnym przygotowaniu autora.
Autor w bardzo interesujący sposób stworzył kreację bohaterów, którzy są pełnokrwiści i wyraziści. Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się główna bohaterka, rezolutna i ambitna jedenastolatka, która mimo niezwykle ciętego języka i zadziorności od razu wzbudza sympatię przynajmniej moją, chociaż zdaję sobie sprawę że nie każdy ją polubi. To wokół tej nieustraszonej, zabawnej i nieprzejednanej nastolatki kręci się ta historia, Alan Bradley naprawdę dopracował jej portret. Autor stworzył swoje dzieło tak, by dzięki sile dedukcji wspólnie z Flawią dochodziliśmy do faktów, analizowaliśmy zdobyte informacje.
Do książki nie zostało wprowadzonych wielu drugoplanowych bohaterów, jednak są oni bardzo charakterystyczni.
Dla mnie, poszukiwaczki drugiego dna, ta książka to nie tylko kryminał czy literatura młodzieżowa, ale również świetna opowieść o poczuciu odrzucenia dziewczynki, która z problemami stara się radzić na swój sposób, to historia o pasji, która staje się sposobem na walkę z samotnością, niezrozumieniem i odmiennością. Dla mnie okazała się ona niezwykle pouczająca i dająca do myślenia,
Z pewnością sięgnę po kolejne części dotyczące przygód tej niezwykłej dziewczynki.
Pora byście i Wy poznali Flawię, połączenie Sherlocka Holmesa i Agaty Christie.
Znajdujemy się w małej angielskiej wiosce Bishop's Lacey. W rezydencji Buckshaw mieszka wraz z siostrami i ojcem niezwykle błyskotliwa jedenastoletnia odkrywczyni Flawia de Luce. Dziewczynka na potrzeby swoich eksperymentów, głównie wytwarzania trucizn, ma do dyspozycji laboratorium odziedziczone po wuju. Pewnego dnia na grządce z ogórkami znajduje trupa. Flawia mimo...
więcej Pokaż mimo to