-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-12-31
2019-12-01
„Mroczna połowa” to naprawdę mroczna pozycja w dorobku Stephena Kinga. Dwóch głównych bohaterów, będących zarazem jedną i tą samą osobą, dostarcza czytelnikowi wyrazistych wrażeń.
Ich charaktery i wartości, jakimi się kierują, są całkowicie odmienne. Thad Beaumont ciapowaty i niezdarny autor tzw. poważnych powieści oraz George Stark jego mroczna połowa, autor krwawych kryminałów, szalony psychopata, skupiający się wyłącznie na sobie i dążący do celu po trupach – dosłownie.
„Mroczna połowa” to typowy horror i nie należy go tłumaczy logicznie, jednak porusza ważne, realne problemy takie jak: niemoc twórcza, alkoholizm, depresje, zagubienie i brak poczucia sensu egzystencji.
Książka jest trochę nierówna, na początku i przy końcu nie daje się od niej oderwać, ale w środku jest dużo gadania i analizowania, co może troszkę przynudzać. Zaskoczyć może postać kobieca w tej powieści, mianowicie żona Beaumonta ukazuje w pełni zakorzenioną w instynkcie macierzyńskim, balansującą na granicy szaleństwa potrzebę ochrony swoich dzieci przed niebezpieczeństwem.
Nie można zapomnieć o wróblach, które także odgrywają tutaj wielką rolę, w wielkiej ilości. Niestety mnie chyba trochę zabrakło wyobraźni, bym w pełni mogła odczuć grozę bijącą od tych małych ptaszków.
„Mroczna połowa” to naprawdę mroczna pozycja w dorobku Stephena Kinga. Dwóch głównych bohaterów, będących zarazem jedną i tą samą osobą, dostarcza czytelnikowi wyrazistych wrażeń.
Ich charaktery i wartości, jakimi się kierują, są całkowicie odmienne. Thad Beaumont ciapowaty i niezdarny autor tzw. poważnych powieści oraz George Stark jego mroczna połowa, autor krwawych...
2019-11-03
„Lot nad kukułczym gniazdem” to książka smutna, przytłaczająca i ciężka. Nie jest to literatura rozrywkowa, lecz taka, nad którą należy się pochylić i trochę podumać. Opisuje sytuacje, jakie miały miejsce naprawdę w szpitalach psychiatrycznych w latach 60. Zaskakujące jest, że sam autor poddał się elektrowstrząsom, aby dokładnie opisać co wtedy dzieje się z człowiekiem. Poza tym życiorys Keseya również jest interesujący.
W książce zarówno główni bohaterzy, jak i ci poboczni zostali dobrze zarysowani. Gdy na kartach książki pojawia się siostra Ratched, a naprzeciwko niej staje McMurphy, można się spodziewać kłopotów. Wódź Bromden czasem przynudza i miesza wizjami swojego chorego umysłu.
Przejrzyście zostały ukazane stopniowe zmiany, jakie zachodzą w postawie McMurphiego, poprzez jego zuchwałość, agresję, załamanie a w końcu desperację.
Jednak myślę, że prawdziwą wartość tej powieści można tylko poznać, wcześniej zaznajamiając się z sytuacją polityczną, społeczną i środowiskową Stanów Zjednoczonych w latach 60.
„Lot nad kukułczym gniazdem” to książka smutna, przytłaczająca i ciężka. Nie jest to literatura rozrywkowa, lecz taka, nad którą należy się pochylić i trochę podumać. Opisuje sytuacje, jakie miały miejsce naprawdę w szpitalach psychiatrycznych w latach 60. Zaskakujące jest, że sam autor poddał się elektrowstrząsom, aby dokładnie opisać co wtedy dzieje się z człowiekiem....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-20
„Śmierć lorda Edgware’a” wyd. 1933r.
Tym razem akcja dzieje się w środowisku aktorów. Sławna Jane Wilkinson, znana również jako lady Edgware, zostaje podejrzana o dopuszczenie się nie lada zbrodni, bo na własnym mężu. Zadanie zostaje przydzielone oczywiście Herkulesowi Poirot, a towarzyszy mu jak zawsze kapitan Hastings.
Całość jest mocno przegadana i w sumie niewiele się dzieje. Poirot odwiedza parę miejsc, zadaje trochę pytań, ale w większej mierze analizuje i rozwiązuje „sam” zagadkę w swojej głowie, nie chcąc dzielić się przemyśleniami, ani z Hastingsem, ani, co gorsza, z czytelnikiem. Trochę to egoistyczne i pompatyczne jak sam detektyw. Obie te cechy zostały wyraźnie zaznaczone w tej odsłonie. Detektyw z premedytacją wykorzystuje inspektora Jappa, jednak ten nie pozostaje mu dłużny i zawsze zaszczyci Poirota jakąś pikantną uwagą.
Po przeczytaniu kolejno wydawanych książek, powoli zaczyna być zauważalna schematyczność. Czytając „… lorda Edgware’a” doznawałam uczucia, że znam już te zwroty i zdania, z poprzednich odsłon. Samo zakończenie też nie robi wielkiego wrażenia.
„Śmierć lorda Edgware’a” wyd. 1933r.
Tym razem akcja dzieje się w środowisku aktorów. Sławna Jane Wilkinson, znana również jako lady Edgware, zostaje podejrzana o dopuszczenie się nie lada zbrodni, bo na własnym mężu. Zadanie zostaje przydzielone oczywiście Herkulesowi Poirot, a towarzyszy mu jak zawsze kapitan Hastings.
Całość jest mocno przegadana i w sumie niewiele się...
2019-09-22
„Pasażer 23” to moje drugie spotkanie z Fitzkiem. Zaczęło się obiecująco i bardzo emocjonująco, ale potem coś się stało i atmosfera trochę się zepsuła.
Prolog zapowiada dość mroczną i niepokojącą opowieść i właściwie na to liczymy. Jednak treść właściwa nie pokrywa się z tym, na co się nastawialiśmy na wstępie. Trzeba doczytać do końca, aby zrozumieć, dlaczego autor zdecydował się na takie zagranie.
„Pasażer 23” porusza rzeczywisty, jednak dość niszowy, temat zaginięć pasażerów na statkach wycieczkowych. Ludzi, którzy „zniknęli” w trakcie podróży na pełnym morzu, i nigdy się nie odnaleźli. Akcja na „Sułtanie Mórz” posuwa się błyskawicznie, a zwroty akcji stają się coraz bardziej zawiłe. Autor przeskakuje z postaci na postać, w każdego z nich wkładając cząstkę zbrodni i zła. Nikt nie wydaje się bez skazy. Wszystko z czasem coraz bardziej gmatwa, by na końcu odpalić czytelnikowi prawdziwą petardę zawiłości.
Mam wrażenie, że Fitzek miał kilka ciekawych pomysłów na zakończenie tej historii i nie wiedząc na który się zdecydować, wplótł wszystkie w fabułę. W pewnym momencie stało się to mocno przekombinowane i trochę irracjonalne.
Choć „Pasażer 23” nie powalił mnie na kolana, to myślę, że do książek niemieckiego autora będę jeszcze wracać.
„Pasażer 23” to moje drugie spotkanie z Fitzkiem. Zaczęło się obiecująco i bardzo emocjonująco, ale potem coś się stało i atmosfera trochę się zepsuła.
Prolog zapowiada dość mroczną i niepokojącą opowieść i właściwie na to liczymy. Jednak treść właściwa nie pokrywa się z tym, na co się nastawialiśmy na wstępie. Trzeba doczytać do końca, aby zrozumieć, dlaczego autor...
2019-09-08
To chyba pech, aby trafić na tak słabą książkę autorki, której się jeszcze nie czytało. „Przeznaczeni”, bo o nich mowa, miała być dla mnie odważnym krokiem w stronę Grocholi, gdyż autorka reprezentuje styl literacki, w którym raczej nie gustuję. Po książki obyczajowe sięgam od czasu do czasu, po Grocholę sięgnęłam po raz pierwszy . . . i czytanie stało się dla mnie drogą przez mękę. 543 strony niewymownych katuszy, gdyż nie mam w zwyczaju odkładać książek niedokończonych.
„Przeznaczeni” to książka o niczym, książka, w której nie widzimy celu i rozwoju fabuły, książka źle skonstruowana i przegadana. W której są napady słowotoku, pojedynczych zwrotów, wypluwane jedne po drugim strzępy słów, myśli, przenośni i metafor - jeden wielki bełkot, niedający się znieść. Więcej tu opisów i przemyśleń niż dialogu i relacji. Kilka dobitnie opisanych scen erotycznych, które nijak swoim stylem pasują do całości, w których użyty język uważam za podwórkowy. Tak jakby wciśnięte w tę książkę tylko dlatego, że teraz „taki” seks w książkach się sprzedaje.
Nie wiem, co kierowało autorką „Przeznaczonych” podczas procesu tworzenia, czy to była tylko ekspresja, czy coś innego, ale faktem jest, że Grochola ma już ugruntowaną pozycję na rynku wydawniczym i mogła sobie pozwolić na coś takiego.
To chyba pech, aby trafić na tak słabą książkę autorki, której się jeszcze nie czytało. „Przeznaczeni”, bo o nich mowa, miała być dla mnie odważnym krokiem w stronę Grocholi, gdyż autorka reprezentuje styl literacki, w którym raczej nie gustuję. Po książki obyczajowe sięgam od czasu do czasu, po Grocholę sięgnęłam po raz pierwszy . . . i czytanie stało się dla mnie drogą...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-31
Pierwsza część cyklu „Polski psychopata” została przez mnie wychwalona i miło przyjęta. Druga niestety jest zwyczajnie słaba i bardzo odstaje poziomem od „21:37”.
„Kołysanka dla mordercy” rozczarowuje swoją powierzchownością, brak jej głębi i dobrej akcji. Komisarz Rudolf Heinz reprezentuje najbardziej oklepany schemat policjanta – bohatera dramatycznego. Zapuszczony, niechlujny, opryskliwy, nadużywający alkoholu i mający problemy rodzinne. Aha i jeszcze oczywiście cierpiący na bezsenność. W trakcie prowadzenia śledztwa nie potrafi współpracować w grupie, wyłamuje się, robi co chce. I może byłoby to wartościowe, gdyby wnosiło coś ciekawego do fabuły. A tak Heinz snuje się po nocy, odwiedza dawne koleżanki, daje koncerty, rozmyśla nad swoimi relacjami z synem, a jeszcze bardziej byle jak rozmyśla nad śledztwem. Ciągle mu coś umyka i wciąż nie może załapać co.
Zakończenie książki pozostawia wiele do życzenia a nagłe zwroty akcji, jakie mają wtedy miejsce, są dla naiwniaków.
Ponadto nie wiem co to za praktyka, że autor wyrazy obce, zamiast pisać zgodnie z pisownią, to pisze je w formie „ze słyszenia” np. „bed njus”. Przecież można ewentualnie użyć gwiazdki.
„Kołysanka dla mordercy” jest dla mnie dużym rozczarowaniem po przeczytaniu „21:37”.
Pierwsza część cyklu „Polski psychopata” została przez mnie wychwalona i miło przyjęta. Druga niestety jest zwyczajnie słaba i bardzo odstaje poziomem od „21:37”.
„Kołysanka dla mordercy” rozczarowuje swoją powierzchownością, brak jej głębi i dobrej akcji. Komisarz Rudolf Heinz reprezentuje najbardziej oklepany schemat policjanta – bohatera dramatycznego. Zapuszczony,...
2019-08-14
„Krew elfów” trzeci tom z cyklu o Wiedźminie autorstwa polskiego pisarza Andrzeja Sapkowskiego. Ten tom to już nie zlepek opowiadań, lecz powieść przygotowująca czytelnika na jakieś znaczące, złowrogie i trudne wydarzenie.
„Krew elfów” to przedsmak tego, z czym przyjdzie się zmierzyć Geraltowi, Ciri i Yennefer. Uwagę skupiono głównie na Ciri, dziecku-niespodziance, która została przeznaczona Wiedźminowi. Dziewczynka szkoli się i podlega testom, jej postać ewoluuje przez całą powieść i dobrze wiemy, że odegra wielką rolę.
Samego Geralta jest niewiele, natomiast więcej poczytamy o elfach, krasnoludach i czarodziejach. O ich poglądach i rozważaniach. Dzięki temu świat Sapkowskiego zaczyna nabierać barw i kształtów. Dowiadujemy się o wydarzeniach mających wpływ na jego dzieje.
Styl autora jest lekki w odbiorze, ale nie nudny czy pusty. Czyta się szybko i równie szybko chce się poznawać dalsze losy bohaterów.
„Krew elfów” trzeci tom z cyklu o Wiedźminie autorstwa polskiego pisarza Andrzeja Sapkowskiego. Ten tom to już nie zlepek opowiadań, lecz powieść przygotowująca czytelnika na jakieś znaczące, złowrogie i trudne wydarzenie.
„Krew elfów” to przedsmak tego, z czym przyjdzie się zmierzyć Geraltowi, Ciri i Yennefer. Uwagę skupiono głównie na Ciri, dziecku-niespodziance, która...
2019-08-04
Autor znany jest mi z cyklu „Metro”, który bardzo przypadł mi do gustu – zarówno cykl, jak i styl pisania.
„Future” to także sc-fi, ale opowiada już całkiem inną historię. U Głuchowskiego lubię dobrze wykreowane silne postacie oraz styl prowadzenia fabuły, w której nie ma czasu na sentymenty – przynajmniej do pewnego czasu. Ostre, niewybredne słowa, bardzo dobitne nazywanie rzeczy i zjawisk, a także niecackanie się z formowaniem myśli i przekazywaniem ich czytelnikowi w sposób bardzo wyrazisty, są dla mnie ogromnym plusem tej powieści i dla stylu autora. Osobiście lubię szczerość, ale dla wielu osób ta książka może być obraźliwa i uderzać zarówno w ich emocje, jak i wartości.
W tej historii trochę nie do końca przypadła mi do gustu wewnętrzna przemiana głównego bohatera. Jego niezabliźnione emocjonalne rany z przeszłości były dla mnie całkowicie zrozumiałe, ale to, co nim kierowało względem dziewczyny już nie do końca. Wydawało się to sprzeczne z charakterem i rolą bohatera, jaka została stworzona na początku książki. Ten podział został wyraźnie zaznaczony tj. pierwsza połowa książki to głównie akcja, bezwzględność i zdecydowane działania. Natomiast druga bardziej opiera się na wewnętrznych rozterkach, opisach uzewnętrzniających emocje bohatera, akcja zmienia całkowicie swój styl i staje się bardziej obyczajowa i ludzka. Głównego bohatera zaczynamy postrzegać jako zwykłego człowieka, a nie maszynę do likwidacji.
Pomysł na fabułę interesujący i jakże realny, wykonanie dobre, choć z drobnymi błędami, całość wciągająca i warta uwagi.
Autor znany jest mi z cyklu „Metro”, który bardzo przypadł mi do gustu – zarówno cykl, jak i styl pisania.
„Future” to także sc-fi, ale opowiada już całkiem inną historię. U Głuchowskiego lubię dobrze wykreowane silne postacie oraz styl prowadzenia fabuły, w której nie ma czasu na sentymenty – przynajmniej do pewnego czasu. Ostre, niewybredne słowa, bardzo dobitne nazywanie...
2019-06-25
„Dracula” - tylko i wyłącznie jako wartość dodana w świecie literatury poprzez stworzenie całkiem nowego rodzaju bohatera. Inspirując się legendami i wydarzeniami historycznymi Stoker wykreował postać wampira, co zapoczątkowało dalszą ewolucję przez innych autorów oraz reżyserów filmowych.
Bo „Dracula” jako dzieło literackie jest bardzo słaba.
Cała opowieść zaczyna się świetnie. Autor wprowadza klimat grozy, poczucia zagrożenia i lęku, tajemnicze osoby i niezbyt jasne zadanie do wykonania. Wydarzenia, jakie mają miejsce w zamku to prawdziwy horror, a emocje Jonathana Harkera sięgają zenitu.
Kiedy akcja przenosi się do Londynu, niestety wszystko się urywa i robi się okropnie miałko. Czytałam z nadzieją, że to tylko chwilowe i wszystko zaraz wróci na właściwy tor, ale nic takiego nie ma już miejsca. Reszta książki jest tak mdła, że w końcu stała się dla mnie męcząca.
Kobiety Lucy i Mina (szczególnie później ta druga) są wyniesione na piedestał bóstwa, ideału i wzoru do naśladowania. Mężczyźni płaczą u ich stóp i pragną poświęcić swoje życie dla nich. Co chwilę ktoś wznosi ręce do Boga i wpada w rozpacz. Torturą było czytanie dziesiątek stron o tym, co dzieje się niewinnej Lucy i biednej, kochanej Minie. I jakie to jest straszne i nie do zniesienia w oczach wszystkich męskich postaci występujących w tej książce – oprócz Draculi, rzecz jasna.
Resztki nadziei pozostawiłam na zakończenie, ale i tam dopadło mnie rozczarowanie.
Jak ktoś ma chęć, niech czyta, ale Draculi to tam nie ma za wiele. Najlepszą robotę zrobiło kino. I dobrze, bo inaczej prawdopodobnie postać wampira Draculi sczezłaby gdzieś na kartach papieru i rozpadła się w proch.
„Dracula” - tylko i wyłącznie jako wartość dodana w świecie literatury poprzez stworzenie całkiem nowego rodzaju bohatera. Inspirując się legendami i wydarzeniami historycznymi Stoker wykreował postać wampira, co zapoczątkowało dalszą ewolucję przez innych autorów oraz reżyserów filmowych.
Bo „Dracula” jako dzieło literackie jest bardzo słaba.
Cała opowieść zaczyna się...
2019-05-19
2,5 miesiąca czytania książki fabularnej to stanowczo za długo. Nie tak powinna wyglądać przygoda z ciekawą książką. „Pielgrzym” to debiut napisany przez reżysera filmowego.
750 stron, z czego odnoszę wrażenie, że to okrojona wersja, przytłacza swoją szczegółowością. Historie agenta i terrorysty są opowiedziane bardzo dokładnie, począwszy od lat młodości. Co było zapalnikiem takiej a nie innej drogi, jaką obrali bohaterowie. Ich motywy, wewnętrzne emocje i rozterki. Chwile zwątpienia oraz to co im dawało siłę do działania. Główni bohaterowie to pełnowartościowe postaci z krwi i kości. Chyba dokładniej nie dało się ich przedstawić czytelnikowi.
Cała ta historia dąży do starcia dwóch „tytanów”. Najniebezpieczniejszego terrorysty w dziejach świata oraz najlepszego agenta jakiego miały Stany Zjednoczone. Wiele momentów i zachowań było zbyt naiwnych a bohaterowie wydawali się działać czasem jak superbohaterowie.
Książka podzielona jest na bardzo krótkie, kilkustronicowe rozdziały i pomimo że powinno to ułatwiać zwinne czytanie, mnie nie pomagało. Całość nużyła i dłużyła się niemiłosiernie.
2,5 miesiąca czytania książki fabularnej to stanowczo za długo. Nie tak powinna wyglądać przygoda z ciekawą książką. „Pielgrzym” to debiut napisany przez reżysera filmowego.
750 stron, z czego odnoszę wrażenie, że to okrojona wersja, przytłacza swoją szczegółowością. Historie agenta i terrorysty są opowiedziane bardzo dokładnie, począwszy od lat młodości. Co było...
2019-04-16
„Samotny dom” wyd. 1932r.
Kolejna powieść Królowej kryminału o przygodach Herculesa Poirot. Tym razem bez fajerwerk.
Detektyw, pomimo że na emeryturze i z zamiarem wypoczynku, postanawia pomóc młodej damie, która znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Grono podejrzanych jest bardzo wąskie i do tego sami przyjaciele, dlatego do końca ciężko obrać jakikolwiek kierunek. Jednak dla wprawnego czytelnika książek Pani Christie i zakończenie można z czasem przewidzieć.
Czyta się sympatycznie, ale i historia nie pozostaje na dłużej w pamięci.
„Samotny dom” wyd. 1932r.
Kolejna powieść Królowej kryminału o przygodach Herculesa Poirot. Tym razem bez fajerwerk.
Detektyw, pomimo że na emeryturze i z zamiarem wypoczynku, postanawia pomóc młodej damie, która znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Grono podejrzanych jest bardzo wąskie i do tego sami przyjaciele, dlatego do końca ciężko obrać jakikolwiek...
2019-03-24
„Dziewczyna z pociągu” to debiut Pauli Hawkins, który przyniósł jej wielką sławę i jeszcze większe pieniądze. Od tej pozycji bije ogromny marketing. Teksty od Stephena Kinga i Tess Gerritsen muszą być nieźle opłacone.
Książka jest napisana prostym, przejrzystym językiem. Czyta się ją sprawnie, bez momentów potrzebnych na refleksje. Akcja postępuje w regularnym tempie. Opisy są skromne, zamknięty krąg postaci pozwala czytelnikowi na własną obserwację i wnioski. Myślę, że za połową książki większość czytelników złapie już dobry trop.
Trzy główne bohaterki Rachel, Megan i Anna niestety niezbyt dają się lubić. Życie każdej z nich jest w jakiś sposób wykolejone, a one same mają problemy z psychiką albo z czymś innym. Raczej mało kto w życiu realnym chce mieć do czynienia z takimi osobami. Są one męczące i toksyczne.
Debiut Hawkins to thriller bez głębi, ale został napisany w taki sposób, że wciąga i przez książkę się płynie. Na niedociągnięcia przymyka się oko. Tyle że co łatwo przyszło, to i łatwo poszło.
Myślę, że to właśnie ta prostota i łatwość w odbiorze przyniosła tak wielki sukces tej pozycji. „Dziewczyna z pociągu” to literatura komercyjna i nie trzeba się wysilać jak Gollum przy rozwiązywaniu zagadki od Bilba Bagginsa, by dotrzeć do finiszu.
„Dziewczyna z pociągu” to debiut Pauli Hawkins, który przyniósł jej wielką sławę i jeszcze większe pieniądze. Od tej pozycji bije ogromny marketing. Teksty od Stephena Kinga i Tess Gerritsen muszą być nieźle opłacone.
Książka jest napisana prostym, przejrzystym językiem. Czyta się ją sprawnie, bez momentów potrzebnych na refleksje. Akcja postępuje w regularnym tempie. Opisy...
2019-02-28
Paul Britton jeden z najsłynniejszych profilerów na świecie postanowił spisać swoje makabryczne doświadczenia z wykonywania zawodu. Opisuje historię kariery od momentu, jak to się zaczęło. Książka została wydana w 1997 roku, zatem zbrodnie, jakie zostały opisane miały miejsce do tego czasu, począwszy od 1983r., kiedy to autor zaczynał swoją przygodę z profilowaniem.
„Profil mordercy” to ciężka lektura. Większość przedstawionych morderstw była dokonana na tle seksualnym, a ich okrucieństwo jest makabryczne. Był moment, kiedy książką poczułam się bardzo przytłoczona, również czytanie jej zabrało mi sporo czasu. Autor szczegółowo opisuje miejsca przestępstw i obrażenia ofiar. Przedstawił, jak rozwijało się profilowanie i w jaki sposób było (bądź nie) wykorzystywane przez policję. Można stwierdzić, że w tamtym czasach największą przeszkodę stanowił brak dobrej metody selekcjonowania i przetwarzania zgromadzonych danych. Profilowanie przyczyniło się do powstania programów komputerowych, które w późniejszych latach bardzo ułatwiły odsiewanie fałszywych tropów.
Książka zawiera bogatą treść, jednak uważam, że jest trochę źle skonstruowana. Autor w kolejnych rozdziałach opisuje następne zbrodnie, nie kończąc tych wcześniej. Czasem rozwiązania starych wstawiane są jako akapit, w trakcie opisywania innego morderstwa. Operowanie samymi nazwiskami sprawców i ofiar jest niewystarczające.
Książka ta to także przestroga, gdyż nigdy do końca nie wiadomo, co się skrywa w psychice drugiego człowieka.
Paul Britton jeden z najsłynniejszych profilerów na świecie postanowił spisać swoje makabryczne doświadczenia z wykonywania zawodu. Opisuje historię kariery od momentu, jak to się zaczęło. Książka została wydana w 1997 roku, zatem zbrodnie, jakie zostały opisane miały miejsce do tego czasu, począwszy od 1983r., kiedy to autor zaczynał swoją przygodę z profilowaniem.
„Profil...
2019-02-26
Książka napisana jest prostym i przejrzystym językiem, łatwym w odbiorze. „Zegarek z różowego złota” opowiada historię wielkiej miłości, ale i lojalności oraz prawdziwej przyjaźni. Historia dzieje się na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych, gdy nie było tolerancji dla odmienności rasowej. Opowieść nie tylko obrazuje ten stan w społeczeństwie, ale ukazuje, jak szlachetne decyzje potrafią odwrócić się przeciwko nam w sposób okrutny i niesprawiedliwy.
„Zegarek z różowego złota” mimo, że zaczyna się jak romans, to kończy się jak ciężki dramat.
Książka napisana jest prostym i przejrzystym językiem, łatwym w odbiorze. „Zegarek z różowego złota” opowiada historię wielkiej miłości, ale i lojalności oraz prawdziwej przyjaźni. Historia dzieje się na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych, gdy nie było tolerancji dla odmienności rasowej. Opowieść nie tylko obrazuje ten stan w społeczeństwie, ale ukazuje, jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-16
Powracamy na pokład „Wstążki” i witamy się z jej załogą. W „Powrocie” możemy bliżej poznać naszych bohaterów, ich myśli i historie, a akcja zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się w pierwszym tomie. Szkoda tylko, że samego kapitana Grunwalda Myrtona jest tak niewiele.
Książka składa się z trzech dużych części, jednak nie zachowuje ciągłości. Wątki i bohaterowie z części pierwszej zostają urwane i na 260 stron odsunięte na bok. W tym czasie czytamy o innych postaciach i ich przygodach. Z czasem drogi naszych bohaterów się krzyżują, a na koniec większość spraw się klaruje. Nowością jest wprowadzenie zdarzeń, które dzieją się na samych planetach. Możemy je poznać nie tylko jako kule w kosmosie, ale jako miejsca ze strukturą terenu, klimatem i istotami tam żyjącymi. W "Powrocie" nie brakuje akcji i emocji, a sam powrót i postać Bladego Króla przejmuje grozą.
O Stripsach mówi się dużo, ale kontakt z nimi występuje głównie tylko w walce w przestrzeni kosmicznej, a potencjał Elohim został całkowicie niewykorzystany. Rozdziały zapowiadały coś fascynującego i zarazem strasznego, ale nic z tego nie wyszło. Autor tylko podrażnił czytelnika, a wątków w ogóle nie rozwinął, tylko zakończył je, pozostawiając rozgoryczenie.
Mnogość osób, wątków, przygód, skoków, planet, do tego trudność, jaką sprawia wyobrażanie sobie akcji umiejscowionej w przestrzeni kosmicznej oraz język charakterystyczny dla sci-fi sprawia, że można się nieźle zakręcić. Czasem można odnieść wrażenie, że sam autor ma coś w głowie, ale nie do końca potrafi to nazwać, ubrać w słowa i przekazać czytelnikowi.
Mimo to lektura jest wciągająca, ogólnie rzecz biorąc, idzie się w tym wszystkim połapać, a wątki i postacie nie uciekają z pamięci po odłożeniu książki na bok. Poziom jest wysoki, z wykonaniem bywa różnie, ale polecam i na pewno sięgnę po tom trzeci. . . po krótkiej przerwie.
Powracamy na pokład „Wstążki” i witamy się z jej załogą. W „Powrocie” możemy bliżej poznać naszych bohaterów, ich myśli i historie, a akcja zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się w pierwszym tomie. Szkoda tylko, że samego kapitana Grunwalda Myrtona jest tak niewiele.
Książka składa się z trzech dużych części, jednak nie zachowuje ciągłości. Wątki i bohaterowie z...
2019-01-29
„Statek” był dla mnie jak powiew mroźnego wietrzyku, wśród coraz bardziej oklepanych thrillerów, którym od jakiegoś czasu coraz trudniej jest bardziej, niż przeciętnie, przykuć moją uwagę.
Stefan Mani pochodzi z Islandii i tam także rozpoczął akcję swojej powieści. Najpierw wprowadza czytelnika w surowy klimat wyspy, przedstawia dobrze zarysowanych bohaterów, by następnie nadać bieg całej opowieści. Kreację postaci uważam, za duży plus. Wszystkie osoby zostały dobrze scharakteryzowane i opisane, nie ma problemu z ich wyobrażeniem oraz rozpoznawaniem w trakcie czytania i co najważniejsze, są ciekawe. Każdy członek załogi ma swoją tajemnicę, którą zabiera ze sobą na statek „Per Se”.
To, że główna historia rozgrywa się na statku, daje poczucie klaustrofobii i uwięzienia. Brak możliwości ucieczki w obliczu zagrożenia budzi emocje. A im dalej w morze, tym coraz więcej przeciwności się na siebie nakłada. Jakby tego było mało, plany sabotażu się komplikują, a psychika niektórych członków załogi mocno szwankuje.
Lektura „Statku” dostarczyła mi wiele emocji i była ciekawą przygodą. Zakończenie dokładnie takie, jakie pasuje do ciężkiego klimatu tej opowieści.
Szkoda, że tylko jedna książka tego autora została wydana w Polsce. Z chęcią sięgnęłabym po inne pozycje Maniego.
„Statek” był dla mnie jak powiew mroźnego wietrzyku, wśród coraz bardziej oklepanych thrillerów, którym od jakiegoś czasu coraz trudniej jest bardziej, niż przeciętnie, przykuć moją uwagę.
Stefan Mani pochodzi z Islandii i tam także rozpoczął akcję swojej powieści. Najpierw wprowadza czytelnika w surowy klimat wyspy, przedstawia dobrze zarysowanych bohaterów, by następnie...
2019-01-10
Tę książkę można opisać dwoma słowami: chaos i niedowierzanie.
Streszczenie jej w kilku zdaniach jest chyba niemożliwością, bowiem fabuła gna na złamanie karku, a ilość poruszanych i poprzeplatanych ze sobą wątków jest niezliczona. Jedyny plus, że liczba głównych bohaterów jest określona jako stała i nie ulega większym zmianom przez całą treść książki.
„Gen atlantydzki” to thriller sci-fi naciągnięty do granic możliwości absurdu, braku logi i spójności zdarzeń, mocno przesycony elementami z gatunku sensacji. Główna para bohaterów przywodzi na myśl postacie z Marvela. David Vale to superżołnierz, którego kule się nie imają, a jego partnerka doktor Kate Warner jest nieprzeciętna, nadludzko inteligentna i niesamowita. Przeciwnik to super tajna organizacja, działająca na świecie od zarania dziejów ludzkości – śmiem twierdzić, że chyba neandertalczycy byli już jej częścią – mająca agentów w każdym zakamarku, wiedząca, słysząca i widząca wszystko i wszystkich, wykonująca otwarte manewry, ale o jej istnieniu nie wie nikt, żadne państwo, żaden rząd – wszyscy ślepi i nieudolni.
Rozdziały są bardzo krótkie, co sprawia, że książkę czyta się sprawnie, ale wydarzenia i lokacje przeskakują w takim tempie, iż nie sposób się w tym nie pogubić. Nie jestem pewna co do tego, czy sam autor wiedział do końca, o czym pisze w danym momencie i do czego chce nawiązać.
Tempo, tempo, tempo, ciągły pośpiech. Nie da się przy tym ani odpocząć, ani pomyśleć.
Nie dla mnie takie baje.
Tę książkę można opisać dwoma słowami: chaos i niedowierzanie.
Streszczenie jej w kilku zdaniach jest chyba niemożliwością, bowiem fabuła gna na złamanie karku, a ilość poruszanych i poprzeplatanych ze sobą wątków jest niezliczona. Jedyny plus, że liczba głównych bohaterów jest określona jako stała i nie ulega większym zmianom przez całą treść książki.
„Gen atlantydzki” to...
„Pieśń Susannah” to jak dotychczas najsłabszy tom z całego cyklu o Mrocznej Wieży - w mojej osobistej ocenie.
Nie jest już tajemnicą, że King umieścił w tym cyklu swoją rzeczywistą postać. W „Pieśń Susannah” wątek ten zostaje rozwinięty i choć pomysł wydaje się trochę szalony, to ten fragment powieści zainteresował mnie najbardziej. I jeszcze kartki z dziennika pisarza w posłowiu.
Sama fabuła miała kilka ciekawszych momentów, ale główny wątek Susannah-Mii nie porwał mnie i nudził. Ponadto miałam wrażenie, że Roland totalnie opadł z sił i już nic mu się nie chce i że to Eddie nakręca wydarzenia. Fakt, że w tym tomie ich główne cele trochę się różnią, ale przecież nadal tworzą ka-tet.
„Pieśń Susannah” jest dość mocno pokręcona z tymi wszystkimi problemami natury psychicznej, jakie przejawia Susannah/Odetta/Detta/Mia oraz nieistniejącymi/istniejącymi światami.
W każdym razie cieszę się, że mam to już za sobą i bardzo ciekawa jestem kolejnego tomu, jak to wszystko się skończy.
„Pieśń Susannah” to jak dotychczas najsłabszy tom z całego cyklu o Mrocznej Wieży - w mojej osobistej ocenie.
więcej Pokaż mimo toNie jest już tajemnicą, że King umieścił w tym cyklu swoją rzeczywistą postać. W „Pieśń Susannah” wątek ten zostaje rozwinięty i choć pomysł wydaje się trochę szalony, to ten fragment powieści zainteresował mnie najbardziej. I jeszcze kartki z dziennika pisarza w...