-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
Osnuta dławiącymi oparami emocjonalnie druzgocącej straty. Splątana nici tajemnic, które tkają poruszające płótno prawdy. Odmalowująca z czułością cztery barwne portrety skrzywdzonych kobiet.
„Miejsce cudów” to powieść obyczajowa rozpisana niespieszną, ale za to zachwycająco wnikliwą i intensywnie emocjonalną, a fragmentarycznie nawet nieco liryczną, wręcz wyrafinowaną narracją. Prozą z wrażliwością eksplorującą dojmującą utratę, która brutalnie wdziera się w codzienność, oraz towarzyszące jej widmo żałoby determinujące zanurzone w refleksjach pytania, pozostające jednak bez kojących zmysły odpowiedzi. Spowita skrzętnie skrywanymi sekretami dramatyczna przeszłość, rozdzierająca nieprzygotowane na pożegnanie serce teraźniejszość oraz tląca się nieśmiałą nadzieją na szczęście przyszłość – z melancholią, w eterycznym kadrze, Barbara O’Neal tworzy mozaikę uczuć, rozterek oraz emanujących między paniami żalu i tęsknoty za człowiekiem, który opuścił je już po raz ostatni. To iście kobieca panorama doznań, niezaprzeczalnie oddana z dojrzałością i realizmem życiowych trosk, która stanowi podróż w czeluść własnej, tłumionej tożsamości.
Cztery kreacje naszkicowane wieloma odcieniami, które wizualizują kompleksowe obrazy ich osobowości. W pełni pogłębione, ujęte z wyraźnie podkreśloną warstwą psychologiczną, opowiadające swoimi historiami o miłości i różnych obliczach nałogu – wszak od drugiej osoby też można się swoiście uzależnić. Godząca się na upokorzenia, bo wciąż kochająca, była żona, obok nieumiejąca otulić kurzem zapomnienia emocjonalnej krzywdy z lat dzieciństwa córka, naprzeciwko oddana i hołubiąca przybranego ojca pasierbica, a tuż za nimi kochanka, która zatraca swoje ambicje na rzecz kuszącej wizji luksusu. I on, mężczyzna, któremu ciężko się oprzeć, który magnetyzuje płeć piękną niezależnie od wieku – utalentowany kucharz, który po swojej śmieci pozostawia uczuciowe zgliszcza u czterech bliskich mu kobiet. Pęczniejący w nich gniew, eskalujący smutek i wzbierające traumy, które wciąż pulsują pod skórą, stają się finalnie impulsem do skonfrontowania się z tkwiącymi w duszy demonami, do wybaczenia, a w końcu do próby ułożenia sobie życia na nowo. Już w samotności, bez niego – by kolejny raz zdefiniować swoje miejsce cudów.
W wyeksponowanych impresjach tej literackiej uczy, tak wyczuwalnie owianej aromatycznymi zapachami potraw, których chce się zasmakować, można wręcz utonąć, w głębokim przekazie można wciąż i wciąż na nowo się nużyć, by jeszcze mocniej utrwalić w pamięci skomponowane tu egzystencjonalne doświadczenia. Nie sposób określić jej nietuzinkową, odkrywczą w swojej fabularnej formie czy niekonwencjonalną w przekroczeniu gatunkowych ram, ale w twórczości autorki doszukać się można trudnej do wyartykułowania wyjątkowości. Zauważalna niekiedy prostota i sensualność podbijają kontemplacyjne tony, a trafne pióro akcentuje istotę autentyzmu, którym tę opowieść podszyto. Choć także z łatwością dostrzec można wielowymiarowość w literackim malunku emocji – oscylujących przecież wokół jednej eksperiencji, a mianowicie niepewnego obcowania z utratą najważniejszej osoby, a oddanej w tak rozległy, przejmujący i rezonujący w odbiorcy sposób. To nie lada talent tak harmonijnie i zarazem esencjonalnie muskać struny wrażliwości czytelnika powłóczyście i czarująco niesioną treścią, a bez wątpienia Barbara O’Neal opanowała tę sztukę do perfekcji. We mnie ta powieść będzie wybrzmiewać jeszcze długo! Piękna i korelująca z rozczulającą intymnością, którą przesiąknięto subtelnymi nutami enigmatycznych zdarzeń.
Osnuta dławiącymi oparami emocjonalnie druzgocącej straty. Splątana nici tajemnic, które tkają poruszające płótno prawdy. Odmalowująca z czułością cztery barwne portrety skrzywdzonych kobiet.
„Miejsce cudów” to powieść obyczajowa rozpisana niespieszną, ale za to zachwycająco wnikliwą i intensywnie emocjonalną, a fragmentarycznie nawet nieco liryczną, wręcz wyrafinowaną...
Fabularnie umiejscowiona w bałkańskim kotle nieprzewidywalnych zdarzeń, osobliwych kreacji i szczerych emocji. Z żartobliwym wydźwiękiem przybliżająca męski światek na tle portretu jednej rodziny. Będąca swoistą podróżą w nieoczywiste chorwackie pejzaże, które stały się fundamentem dla inscenizacji tygla dynamicznych incydentów.
„Cud w Dolinie Poskoków” to powieść z pewnością niepozorna w obliczu swojej objętości, ale skrywająca na swoich kartach istną kanonadę elementów – wyczuwalnie satyryczną narrację, emocjonujące sensacyjne tony, błyskotliwą rozprawę o rzeczywistości pozostawionych samym sobie pięciu nieporadnych mężczyzn uwikłanych w matni stworzonego patriarchatu, a nawet ujmujące nuty romansu, relacje damsko-męskie i celną analizę społecznych zachowań. Tak skomponowaną mozaikę fabularną z wdziękiem i łatwością Ante Tomić osnuł na tle prowincjonalnej, a tym samym obcej dla większości osób Chorwacji, ale co najbardziej istotne dla tej kuriozalnej ekspozycji prozy – okrasił szczodrze esencją animuszu, ale i humoru. Niewątpliwie dla niektórych odbiorców zbyt prostego i banalnego, wybrzmiewającego z dosłownością i uszczypliwym sarkazmem, dla mnie jednak w pełni satysfakcjonującego, który niejednokrotnie podciągał kąciki moich ust ku górze. Trudno bowiem odmówić tej historii niekonwencjonalnego ujęcia, bo w tej absurdalnej aranżacji z intencją, ale pewnie też mimochodem, utkano opowieść o miłości, a zaczynając lekturę, zdecydowanie nie tego się czytelnik po niej spodziewa!
Tak, to właśnie to uczucie, choć niezaprzeczalnie podszyte pragmatycznym celem, staje się impulsem do opuszczenia przez jednego z braci osadzonej na górskim terenie Doliny Poskoków. Poszukiwanie wybranki serca, a przy tym żony, która zadba o utrzymanie tlącego się ogniska domowego całej męskiej części familii, zdeterminuje panoramę doświadczeń, których nie powstydziłoby się dobre kino akcji. Strzelaniny, wybuchy, ucieczki i porwania, pościgi i intrygi w nietypowym przebraniu oczywiście obfito spowito humorem, a nieustannie intensyfikowane emocje, pospiesznie zmieniające się fabularne przestrzenie oraz irracjonalne, ale bawiące dialogi nie pozwalają na głębsze złapanie oddechu. To nieustanna eksploracja czytelniczych wrażeń podyktowana niegasnącym przez kilkanaście lat uczuciem, które nieodwracalnie zmieni codzienność niepokornego, niosącego wśród społeczności strach męskiego rodu Poskoków, a obcującego z tą ekscentryczną treścią odbiorcę porwie w czeluść lawiny absorbującej, a nawet awanturniczej odsłony literackiej chryi. To bez wątpienia książka niesztampowa, incydentalnie żartobliwa, nieznająca świętości, groteskowo przenikająca naznaczone testosteronem sceny, dlatego też właśnie tak niezwykle intrygująca, wymykająca się utartym ramom gatunkowym, a tym samym wyróżniająca się na obecnym rynku literackim nie tylko farsową okładką, ale i szaloną zawartością tego wydania. Salwy śmiechu przez całe popołudnie z tą pozycją są wręcz zagwarantowane!
Fabularnie umiejscowiona w bałkańskim kotle nieprzewidywalnych zdarzeń, osobliwych kreacji i szczerych emocji. Z żartobliwym wydźwiękiem przybliżająca męski światek na tle portretu jednej rodziny. Będąca swoistą podróżą w nieoczywiste chorwackie pejzaże, które stały się fundamentem dla inscenizacji tygla dynamicznych incydentów.
„Cud w Dolinie Poskoków” to powieść z...
Emanująca słodkim romantyzmem poruszających porywów serca, a zarazem rozdzierająca zmysły goryczą bolesnych doświadczeń. Przenikająca młodzieńcze pasje, ale też traumy, dramaty i przesiąknięte oparami tragizmu wydarzenia z przeszłości. Urzekająco i z wrażliwością obrazująca zawiłe meandry licealnej codzienności.
„Gra o serce” to powieść młodzieżowa osnuta iście miłosnymi tonami, które tak wdzięcznie i z szaleństwem wybrzmiewają w obliczu inicjacyjnej melodii uczuć – tego nieokiełznanego w wyborze nut na pięciolinii zakochania. Trudno o bardziej uroczą i lekką w nakreślonej narracji odsłonę tego gatunku, a jednocześnie tak głęboko zanurzoną w odmętach bolesnych doznań, które zakorzeniają się pod skórą dorastających osób. Nie sposób odmówić tej kompozycji błyskotliwości, ujmującej dozy ożywczego humoru czy wymownie pozytywnej infantylności, tkwiącej przecież w każdej małoletniej duszy, choć również nieco przewidywalności w newralgicznym kadrze fabularnym, który nabiera zaskakującego wymiaru dopiero w dalszej narracji. W treści można doszukać się też naiwności, którą niechybnie wraz z przekroczeniem granic dorosłości się bezpowrotnie traci, ale zarazem to odsłona dojrzałości w aranżacji przyszłości i konfrontowania się ze szkolną codziennością oraz delikatności w budowaniu relacji – wyczucia, którym nie każdy już potrafi się wykazać.
Ta historia to swoista wirtuozeria sensorycznych, otulających i ciepłych doznań! Przywołująca kojący aksamit, którego nastoletni chłopak doszukuje się w czekoladowym głosie pierwszy raz usłyszanej dziewczyny, w dotąd niezauważonym blasku świateł, który igra w jej lekkich jak dmuchawce lokach, w wyczuwalnym zapachu bzu roztaczanego przez jej skórę. I to zaledwie preludium barwnych, soczystych, wręcz kwiecistych porównań, które klarują się w głowie licealnej gwiazdy, tak zaskakująco rażonej sycylijskim piorunem miłości. Matematyczna pomyłka zapoczątkuje panoramę zabawnych, zwariowanych, ale i przejmujących incydentów, które wypełni ukradkowość gestów, niezrozumiałych odtrąceń, w końcu troski tak rozczulającej na tle niepewnych intencji. To spektakl przyciągania i odpychania swoich emocji, naznaczony ostrożnością determinowaną tajemniczymi przeżyciami, fragmentarycznie zajmująco zabawny, innym razem dogłębnie wzruszający. I mimowolnie eksponujący na fundamencie tytułowej gry o serce egzystencjalne wartości, ale i nie zawsze utrwalaną w tej gatunkowej przestrzeni dojrzałość.
To powieść niesiona wręcz poetyckim głosem chłopaka usychającego z tęsknoty i pragnącego skryć w ramionach bezpieczeństwa swoją ukochaną, Skylera Gardenera, oraz nakreślonymi w formie pamiętnika rozważaniami… Skylar Gardiner. Nie, to zdecydowanie nie pomyłka! Zbieżność prawie identycznych personaliów staje się bowiem na kartach książki przyczyną kilkutygodniowej walki o względy dziewczyny oraz usilnych starań, które zagadkowo naznacza dojmujący szelest motylich skrzydeł. Pięknie, czule, z prostotą i zarazem bogactwem bujnych metafor, Katarzyna Białkowska tworzy mozaikę solidnej przyjaźni, rodzinnej bliskości, bezwzględnej rzeczywistości w szkolnych murach, śmiałych marzeń i aspiracji. I być może kompleksowo nieco schematyczną, ale na swój sposób wyjątkową i nietuzinkową. Stroni bowiem od nieskrępowanej beztroski lat młodzieńczych, ale podszywa fabułę subtelną niefrasobliwością, która jednak nie staje się synonimem lekkomyślności – całość staje się fabularnie wyważona i przemyślana. Z łatwością balansuje między tkwiącą w młodych ludziach odpowiedzialnością a nieujarzmioną potrzebą elektryzujących uczuć. Podstępnie zaostrza apetyt na kolejne sensualne doznania prozatorskie, nie do końca rozwiewając mgłę sekretów i nie rozplątując wszystkich nici niedopowiedzeń, co więcej, spowija finalne ujęcie pierwszego tomu iście esencjonalnymi emocjami. W tej wizualizacji pierwszej miłości można zatracić się tak bardzo, jak… Sky w oczach Sky!
Emanująca słodkim romantyzmem poruszających porywów serca, a zarazem rozdzierająca zmysły goryczą bolesnych doświadczeń. Przenikająca młodzieńcze pasje, ale też traumy, dramaty i przesiąknięte oparami tragizmu wydarzenia z przeszłości. Urzekająco i z wrażliwością obrazująca zawiłe meandry licealnej codzienności.
„Gra o serce” to powieść młodzieżowa osnuta iście miłosnymi...
Będąca fascynującą podróżą w otulone blichtrem i bogactwem scenerie z okresu Złotej Ery Hollywood. Portretująca wizerunek zapomnianej gwiazdy, która odcisnęła swój aktorski ślad na obliczu kina niemego. Z pasją i namiętnością oddająca gwałtowne, wyzwolone uczucia i skomplikowane relacje.
„Niepokorna dama” to powieść historyczna inspirowana barwnym, odwzorowanym w zbeletryzowanym wydaniu życiorysem kontrowersyjnej, ale z pewnością legendarnej aktorki, tak niewdzięcznie owianej kurzem zapomnienia – Ałły Nazimowej. Z finezją i wyraźną kreatywnością, Caroline Lamond opowiada o burzliwym, wypełnionym dramatyzmem i zaledwie ulotnym, wręcz powierzchownym szczęściem życiu kobiety, w to fabularne płótno autentyczności wplatając nici literackiej fikcji. Tym samym tworzy kompozycję osnutą na dwóch liniach czasowych, które się przenikają, zmyślnie ze sobą korelują i zapętlają. Tka historie o dwóch zagubionych duszach, w których w jednej Nazimowa stanowi fundament narracji, a w drugiej tło do wizualizacji losów wykreowanej wyobraźnią egzystencji dziewczyny z prowincjonalnego miasteczka, która tłamsi w sobie rodzinne sekrety, Maybelle. To panorama zakazanych miłosnych tonów, pragnienia sukcesu, poszukiwania swojej tożsamości i odkrywania seksualności, osobliwych znajomości i niegrzecznych spotkań – naszkicowana na filarze wielkich nazwisk z legendarnych i szalonych lat dwudziestych oraz wybrzmiewająca realiami ich splendoru.
Traumatyczne dzieciństwo, które kształtuje dorosłe, często nieprzemyślane wybory, odważne dążenie do spełniania marzeń w okresie dorastania, bogactwo romansów obciążających emocjonalnie serce, wątpliwa reputacja, śmiałe artykułowanie głośno swoich potrzeb oraz tak szokujących w obliczu tamtejszej epoki uczuć. Nakreślona z czułością i wrażliwością wizja Ałły Nazimowej, która mimowolnie stała się królową queerowej rzeczywistości, to mozaika iście porywających doznań czytelniczych. To mieszanina smutku, radości, tęsknoty, żalu, chwilowych uciech, prób wyzwolenia się spod jarzma konwenansów i spod potępiającego wzroku społecznego ostracyzmu. Niezaprzeczalnie to kobieta o duszy wizjonerki, która ze swoich bolesnych doświadczeń uczyniła siłę, także postać inspirująca do walki o swoje życie wbrew przyjętym powszechnie zasadom, wręcz ikona nie tylko kina, ale i brawury oraz charakterności. Choć z pewnością również ucieleśnienie zagubienia i samotności w tłumie ludzi, nie do końca zasmakowujący niczym nieskrępowanego szczęścia krzyk o bliskość i troskę. Ożywienie jej okrytego całunem tajemnic, niepokornego i fantazyjnego oblicza na kartach książki stanowi należny hołd za jej osiągnięcia – za nieugięcie się, za wytrwałość, za talent, za trwanie w blasku hedonistycznych czasów.
Jednak w te skandaliczne kadry, niestroniące od intencjonalnych prowokacji, które eksponowano nie tylko na teatralnej scenie, ale i za kulisami oraz za zamkniętymi drzwiami rezydencji, Caroline Lamond sugestywnie przemyca nieautentyczną, ale równie intrygującą i przekonującą historię niepewnej siebie dziewczyny. Spotkanie zainicjowane przypadkiem losu, a może przeznaczeniem, kto wie, staje się dla niej zaproszeniem do wkroczenia do świata dekadenckich zachowań, niebanalnego zgiełku buńczucznej i łamiącej zasady bohemy artystycznej, za nic mającej moralne wartości propagowane przez społeczeństwo. Jej postać również przesycono sekretami, które pozwalają jej przeniknąć ze śmiałością w miraż niekończącej się zabawy bez konsekwencji, w ten naznaczony pokusami wir doznań, nie tak odległych przecież od emocji skrywanych na dnie jej serca. To odsłona poruszająca, choć fragmentarycznie wywołująca ambiwalentne odczucia, eksplorująca wszystko to, co w tamtych czasach uchodziło za niegodne, odstręczające i bezbożne – a przecież żadna miłość to nie wstyd. I właśnie o tym traktuje ten tytuł, zarazem ujmująco i wnikliwie obrazuje awanturnicze, ale tym samym istotne i warte przypomnienia życie nie tylko Ałły Nazimowej, ale wielu osób tamtej epoki, które wyrażono w odmalowanym z pietyzmem obrazie Maybelle.
Będąca fascynującą podróżą w otulone blichtrem i bogactwem scenerie z okresu Złotej Ery Hollywood. Portretująca wizerunek zapomnianej gwiazdy, która odcisnęła swój aktorski ślad na obliczu kina niemego. Z pasją i namiętnością oddająca gwałtowne, wyzwolone uczucia i skomplikowane relacje.
„Niepokorna dama” to powieść historyczna inspirowana barwnym, odwzorowanym w...
Rozpisana zagadkami i łamigłówkami, które tworzą iście fascynującą szaradę fabularną. Osnuta intrygującymi tajemnicami rodzinnymi, wyraźnie spowitymi fasadą bogactwa skrywającą zatrważającą prawdę. Obrazująca bezcenną przyjaźń, która staje się remedium na najbardziej dojmującą samotność dorastania.
„Polowanie na fortunę Rosewoodów” to powieść intencjonalnie skierowana do nastoletniego czytelnika, ale bez wątpienia będąca zarazem doskonałą, bezpretensjonalną rozrywką literacką i źródłem refleksji dla dorosłego odbiorcy – zainscenizowany spektakl dynamicznie nakreślonych zdarzeń przypomina bowiem podróż w otchłań egzystencjonalnych wartości. Nie sposób odmówić tej konstrukcji fabularnej wielowymiarowości, która akcentuje istotę relacji, wsparcia i zaufania oraz trwałości familijnych więzów. Ta pasjonująca, ekscytująca i intensywnie emocjonująca, ale też niezaprzeczalnie mroczna pogoń za znalezieniem tytułowej fortuny mimowolnie staje się tłem, na którego obliczu autorka afirmuje to, co najcenniejsze. To zarazem elektryzujące starcie między ożywczymi ambicjami a chciwością, między potrzebą rozwoju pasji a altruizmem, w końcu nieco schematycznie, ale ujmująco i poruszająco – zwyczajnie między dobrem a złem. Panorama sensacyjnych scen, charakternych kreacji i szczerych uczuć tworzy uzależniającą, wręcz wybuchową mieszankę doznań, która skrywa się w bujnej gatunkowo kompilacji.
Zanurzona w tęsknocie i uwierającym poczuciu opuszczenia, utkana z enigmatycznych zagadek nakreślonych w nietuzinkowy sposób na karteczkach, mapie i w listach, wreszcie wybrzmiewająca druzgocącą melodią zdrady – to proza pełna niewiadomych, które inspirują i pobudzają do pracy szare komórki, wdzięcznie portretująca przyjaźń i miłość o wielu odcieniach. Osadzająca porywającą kanonadę zdarzeń w barwnych sceneriach, niesiona nurtem niepokojącego ryzyka, z brawurą eksponująca przygodową wymowę, a finalnie zaskakująca kierunkiem narracji, ale i przy tym satysfakcjonująca takim niekonwencjonalnym rozwiązaniem. To historia przenikająca skomplikowane relacje, splatająca wysublimowaną i błyskotliwą zabawę słowami, niuansami oraz skojarzeniami z młodzieńczymi dramatami struchlałego serca. Niewątpliwie przejmująca z intymnością przybliżoną stratą, która zakorzenia się w czeluści kształtującej się tożsamości, która boleśnie zamyka dotąd niedokończone rozdziały życia, ale i podejmuje opowieść całkiem nowej historii, może nawet znacznie lepszej i obiecującej. Bo rodzina to definicja, która charakteryzuje się pojęciowym bogactwem, a sama fortuna też przecież wyróżnia się wielowarstwowością. Powieść nieoczywista w przebiegu zwizualizowanych incydentów, stosunków międzyludzkich i kontemplacji, która otula ciepłem, przyjemnie koi, zachwyca pomysłową aranżacją, klimatycznie nastraja subtelnym humorem, ale i swoim szaleństwem pobudza zmysły – nawiązanie do kwiatów nie nabiera tu przypadkowości, ona bowiem niczym bluszcz oplata mądrością swojego niebanalnego przekazu. I wręcz prosi się o odtworzenie jej na szklanym ekranie, to wręcz gotowy scenariusz filmowy w literackim wydaniu!
Rozpisana zagadkami i łamigłówkami, które tworzą iście fascynującą szaradę fabularną. Osnuta intrygującymi tajemnicami rodzinnymi, wyraźnie spowitymi fasadą bogactwa skrywającą zatrważającą prawdę. Obrazująca bezcenną przyjaźń, która staje się remedium na najbardziej dojmującą samotność dorastania.
„Polowanie na fortunę Rosewoodów” to powieść intencjonalnie skierowana do...
Determinująca i inspirująca do walki o decydowanie o swojej przyszłości na własnych zasadach. Rozdzierająca serce portretem dziecięcej samotności i wyobcowania. Obrazująca męski świat, w który wpleciono nici kobiecej siły.
„Bez przebaczenia” to powieść o dwoistym wydźwięku – z pasją motywująca do działania, do nieustannego podnoszenia się z kolan, na które przewraca okrutny los, ale też poruszająca obliczem młodzieńczej krzywdy, która kładzie się cieniem traumy na dorosłej egzystencji. Zarazem to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, przywołująca autentyczne emocje struchlałego, bezbronnego i bezradnego dziecka, które tylko w ataku dostrzega jedyną formę obrony. To oddane w naznaczonych dramatyzmem retrospekcjach wizje przemocy – eskalującej, pęczniejącej i szukającej ujścia, utrwalającej się w bliznach na ciele i duszy, definiującej tożsamość, zmuszającej do natychmiastowego dojrzewania, ale co najbardziej wstrząsające, czasami też bezpowrotnie pochłaniającej. Z wrażliwością i wyczuciem, Sylwia Kubik stworzyła opowieść o kolejnej „hardej babce”, czyniąc fabularnym fundamentem jej życiorysu trudne dzieciństwo.
Tu przeszłość śmiało wkrada się w i tak pełną trosk aranżację teraźniejszości młodej kobiety, która w emocjonalnym pancerzu dopatruje się sposobu na przetrwanie każdego kolejnego dnia. Impulsem do śmiałych zmian staje się żądza zemsty, która pozwoli na pokrycie demonów tkwiących w pamięci kurzem zapomnienia. Choć z pewnością to pragnienie spowite negatywnymi odczuciami, to w obliczu tak zatrważających doświadczeń w pełni uzasadnione, zrozumiałe, wręcz kojące przerażone dziecko i zastraszoną nastolatkę, które wciąż żyją w dorosłej matni codzienności. W ujęciu energetyzującym i dynamicznym, autorka kreuje wymagające, nieprzyjmujące wymówek i niebaczące na słabości realia walk w zawodach MMA. Te ewidentnie przesiąknięte testosteronem, dyscypliną i oczekiwaniami sukcesu środowisko jeszcze intensyfikują buńczuczną, awanturniczą, a przy tym charyzmatyczną i charakterną wizualizację kobiecej protagonistki, która zrobi wszystko, by osiągnąć swój wytyczony cel.
Ta mocna odsłona wdzięcznie koreluje z subtelną ekspozycją miłosnych tonów, nieśmiało tlących się na kartach książki, których należy doszukiwać się w trosce, wsparciu, w poświęconej uwadze, w przyjaznych gestach i odruchach sympatii. W psychicznej bliskości, którą kilkuletniej dziewczynce brutalnie odebrano, w słowach, których do małej Lilki nigdy nie wypowiedziano, ale też i wprost przeciwnie, usłyszała bowiem wyznanie, które odcisnęło na niej bolesne piętno. To historia bezsprzecznie trudna w odbiorze, rezonująca w czytelniku nierównością szans dla każdego dziecka tak bardzo, że przyspieszająca bicie serca. Choć rozpisana z lekkością pióra i prostotą narracji, to traktująca o społecznej tematyce niezwykle istotnej, kruchej i wzruszającej, akcentująca newralgiczną rolę dorosłego w kształtowaniu egzystencji drugiego, przecież tak ufnego człowieka. Pierwszy tom cyklu o nieustępliwych, odważnych kobietach eksplorował ludzkie rozterki, ale ta opowieść wręcz tonie w ich oceanie, a tym samym porusza do głębi, choć niewątpliwie rozgrzewa również nadzieją – że nie jesteśmy sami, że los zawsze może się odmienić i choć trochę wynagrodzić cierpienie.
Determinująca i inspirująca do walki o decydowanie o swojej przyszłości na własnych zasadach. Rozdzierająca serce portretem dziecięcej samotności i wyobcowania. Obrazująca męski świat, w który wpleciono nici kobiecej siły.
„Bez przebaczenia” to powieść o dwoistym wydźwięku – z pasją motywująca do działania, do nieustannego podnoszenia się z kolan, na które przewraca...
Wdzięcznie obrazująca budzącą się do życia wśród wiosennych scenerii najbardziej urokliwego miejsca na literackiej mapie naturę. Przybliżająca nieśmiało kiełkujące uczucia, rozkwitające w duszy rozterki, w końcu wzrastające w sercu przebaczenie. I tak z czułością akcentująca wytyczone szczerymi rozmowami ścieżki życia.
„Wiosna przynosi ukojenie” to czwarta, a zarazem pożegnalna odsłona melancholijnej serii osnutej we Wrzosowej Polanie. To z wrażliwością traktująca o prozie codzienności niepozbawionej egzystencjalnych zaskoczeń powieść obyczajowa, na której tle odmalowano z wnikliwością kobiece kreacje. Karolina Wilczyńska, niczym prozatorska portrecistka, swoim barwnym i refleksyjnym piórem splata losy inspirujących do walki o swoje szczęście życiorysów. Sensorycznie przywołując idylliczne oblicze przyrody, otulone ożywczymi zapachami i intensywnymi barwami, jednocześnie szkicuje intymny, wręcz kameralny widok ludzkich trosk, niepewności i uwierającej winy oraz panoramę ukradkowych gestów. Tworzy eteryczną i skąpaną w emocjach mozaikę miłości, przyjaźni oraz rodzinnych i sąsiedzkich relacji – z prostotą, ale i dostrzegalnym liryzmem.
To opowieść kontynuowana od ostatnich traumatycznych dla wielu wydarzeń, zatem możliwa do eksploracji po wcześniejszym obcowaniu z całą paletę magnetyzujących dni na terenie Wrzosowej Polony, które z pasją ulokowano w poprzednich tomach. Na kartach tego tytułu rozegra się spektakl rozważań między stęsknionym romantyzmu sercem a pragmatyzmem rozumu, między zakorzenioną w duszy przyzwoitością a szaleństwem odpychanych od siebie uczuć. Nadchodzące zmiany w życiu mieszkańców tego zacisznego zakątka zdeterminują trudne, choć finalnie optymistyczne i właściwe wybory, które ukoją spokojem oraz dostarczą rozgrzewających nadzieją impresji. Tu słońce w końcu zaświeci dla każdego z nich, burzowe chmury rozwieje ciepły, wiosenny wiatr, podmuchem strącając z dachów domostw udręki. To bezsprzecznie książka-uścisk, która niczym najlepszy przyjaciel potrafi rozjaśnić najgłębszy mrok. Zarazem literacka aranżacja, w której bolesne echo przeszłości śmiało wkrada się w teraźniejszość, niekiedy próbuje nawet zakłócić harmonijną wizję przyszłości.
W tej odsłonie autorka rozplata wszystkie fabularne nici tajemnic, fragmentarycznie spowija treść niepokojem, żalem i stratą, ale nie stroni również od charakterystycznej dla tego cyklu o silnych kobietach nadziei, nie zapomina o zanurzeniu swojej twórczości w esencji motywacji. Pamięta o istocie wizualizacji afirmacji chwili, dążeń do realizacji swoich pasji, do tak trudnego wybaczenia, w końcu nie tylko do spojrzenia w czeluść podszeptywanych przez struchlałe serce pragnień, ale także do odnalezienia ukochanego miejsca na ziemi. Tak naprawdę definiowanego nie konkretnym kawałkiem ziemi, ale ramionami bliskich, ich troską i wsparciem, także zaufaniem, które można odszukać w drugim człowieku, a nie w otoczeniu. Choć oczywiście nie sposób odmówić uroku i nostalgii kojącemu ujęciu Wrzosowej Polany, które muskane pierwszymi promieniami emanują wyciszeniem udzielającym się samemu czytelnikowi. To ekspozycja iście kobieca, rozpisana z dbałością o rozczulającą wymowę doznań, o podkreślenie życzliwości stającej się remedium na bolączki codzienności, przesiąknięta subtelnością ludzkich emocji. Niewątpliwie swoim finezyjnym klimatem, skomponowanym na fundamencie czterech pór roku, pięknie referująca o życiu, dotykająca z wyczuciem najdelikatniejszych strun wzruszenia. Bez wątpienia będę tęsknić!
Wdzięcznie obrazująca budzącą się do życia wśród wiosennych scenerii najbardziej urokliwego miejsca na literackiej mapie naturę. Przybliżająca nieśmiało kiełkujące uczucia, rozkwitające w duszy rozterki, w końcu wzrastające w sercu przebaczenie. I tak z czułością akcentująca wytyczone szczerymi rozmowami ścieżki życia.
„Wiosna przynosi ukojenie” to czwarta, a zarazem...
Skąpana w krwistej posoce, przerażająca aranżacjami brutalności i wymownie oddanym okrucieństwem. Lawirująca wśród meandrów enigmatycznych łamigłówek, niepewnych tropów i zmyślnie zainicjowanej intrygi. Kompilująca kryminalną esencję z psychologicznymi odmętami mrocznego umysłu.
„Szklarz” to powieść owiana aurą grozy, paraliżująca oraz dosadna w śmiało odmalowanych czerwonymi barwami plastycznych scenach bezwzględnych zbrodni, sugestywna w nakreślonych emocjach, a przy tym wyraźnie zakotwiczona we współczesnych realiach ekscytacji szokującą wizją zła. W magnetyzującym ujęciu, Daniel Komorowski tworzy nietuzinkowy mariaż policyjnego i dziennikarskiego dochodzenia, podszywa go pęczniejącymi uczuciami z przeszłości, a przy tym nie stroni od wnikliwej wiwisekcji chorobliwych żądz tytułowego Szklarza, intrygująco wplatając jego ogarnięty obsesją mordu głos w narrację. Bezsprzecznie to zabieg, który wstrząsa najmocniej, zobrazowaną fascynacją tortur i śmierci intensyfikuje dreszcze niepokoju, zarazem intencjonalnie buduje napięcie i klimat złowróżbnych doznań. W swojej debiutanckiej prozie kryminalnej autor niewątpliwie eksponuje bestialstwo, akcentuje literackie kadry, które mogą odbiorcę zniesmaczyć naturalistycznym piórem, wyzierającym ze stron sensorycznym bólem i krzykiem ofiar, ale przy tym nie zapomina o skrupulatnej kreacji warstwy psychologicznej, a nawet bardzo subtelnie muska gatunkowe oblicze obyczajowych i miłosnych tonów.
Tafla szkła przybiera w tej fabularnej przestrzeni dosłownego, ale i metaforycznego wymiaru, a odkrywanie znaczenia tej drugiej odsłony finalnie niejednego czytelnika zaskoczy. Daniel Komorowski bez wątpienia skonstruował treść z nutą ryzyka – obnażona prawda może wywołać wręcz niemą ekscytację, ale również poczucie przerysowania wieńczących pierwszy tom wydarzeń. Fundamentem końcowych wrażeń będzie doświadczenie odbiorcy z podobnymi w literaturze historiami, które w podobnym zamyśle zostały już niejednokrotnie utrwalone. Jednak z pewnością nikt nie może zarzucić tej eksploracji zła w ludzkiej skórze braku dezorientujących elementów zaskoczenia, banalności w snuciu frapujących zagadek czy nużącego śledztwa, które odwrotnie przypomina labirynt bez nadziei na odnalezienie drogi ucieczki. Podjęta przez tłamszonego przez los, często bezsilnego w otchłani życia dziennikarza gra elektryzująco porywa w wir mglistych zdarzeń, zanurza w wytrwałym poszukiwaniu rozwiązań fabularnych, mami w sieć psychodelicznych działań mordercy, ale przy tym także rozdziera serce. Autor bowiem szkicuje swoją powieść bez wyczuwalnego sentymentu, stawiając na mocny wydźwięk, na wzbudzanie lęku, a nawet dyskomfortu oddaną agresją i zezwierzęceniem, które skrywa dno ludzkiej duszy. Sprytnie negliżuje tajemnicę, ale kusząco obiecuje więcej literackich atrakcji… i to w dwoistej postaci. Na który tytuł się zdecyduje? To będzie także wasz wybór.
Skąpana w krwistej posoce, przerażająca aranżacjami brutalności i wymownie oddanym okrucieństwem. Lawirująca wśród meandrów enigmatycznych łamigłówek, niepewnych tropów i zmyślnie zainicjowanej intrygi. Kompilująca kryminalną esencję z psychologicznymi odmętami mrocznego umysłu.
„Szklarz” to powieść owiana aurą grozy, paraliżująca oraz dosadna w śmiało odmalowanych...
Osnuta fascynującym słowiańskim klimatem, który napawa zarazem wyczuwalnym niepokojem. Wybrzmiewająca nutami przygody porywającej w wir doznań. Tchnięta podmuchem fantastyki, która stanowi obiecujące preludium do barwnie nakreślonego uniwersum.
„Klątwa Czarnoboga. Bliskie spotkanie czarciego stopnia” to pierwszy tom intrygującej serii, w której nietuzinkowo splata się namacalna rzeczywistość i świat nadprzyrodzonych bytów oraz zjawisk. Tym samym to doskonała wędrówka w czeluść pradawnych wierzeń nie tylko dla nastoletniego odbiorcy, ale i starszy czytelnik zostanie z pewnością zaabsorbowany splotem osobliwych zdarzeń. Zmyślnie i błyskotliwie, Adam Wyrzykowski czerpie ze słowiańskiej mitologii, zanurzając ją w mrocznej atmosferze, a przy tym ustanawia ją fundamentem fabularnym, wokół którego odmalowuje scenerie ożywionej natury, krąg niezwykłych istot i śmiało zatrważających incydentów. Zarazem kreśli ujmujący portret młodzieńczej przyjaźni, w którym przenika się szkolna rzeczywistość z rwącym nurtem odkrywania prawdy. Podszyta brawurą i odwagą ryzykowna walka z nadprzyrodzonymi siłami zła wspomaga pomoc złośliwych, choć całkowicie nieszkodliwych duchów, ale i demonów – tu niejednoznaczność drzemiącej w niebywałych istotach natury zaakcentowano z wyraźną jaskrawością, co nadaje treści jeszcze intensywniejszego kolorytu, a narracji niebanalności w ujęciu zaaranżowanej fabuły.
Naznaczony tajemniczą aurą drewniany totem staje się nośnikiem panoramy nieprawdopodobnych wydarzeń, które niczym całun okrywają spokój niewielkiego miasteczka. Zniknięcie małej dziewczynki z kolei zainicjuje więzi humorystycznie oddanej przyjaźni, ale i kuriozalne relacje między trójką nastolatków a kreacjami wymykającymi się rzeczywistemu pojmowaniu. Odbiorca będzie miał bowiem możliwość literackiego obcowania z postaciami utrwalonymi w ludowych podaniach i legendach, ale wyeksponowanych we współczesnym wydaniu. Tak zainscenizowana fabularna przestrzeń zanurza się w wartościowym wymiarze edukacyjnym, mimochodem i nienachlanie przemycając słowiańskie ciekawostki, nie przytłaczając i nie nużąc. I może fragmentarycznie Adam Wyrzykowski zbyt bujnie, nie stroniąc od drobiazgowych eksploracji przyrodniczych krajobrazów, szkicuje obrazy otoczenia, ale zarazem tak wnikliwie skonstruowana proza pozwala na bardziej sensoryczne odczucie całej historii. Tak rozlegle skomponowana treść również mocniej oddziałuje na zmysły i żywiej wizualizuje się w wyobraźni – aż pięćset stron powieści ma zatem swoje zauważalne atuty, jak i słabsze strony. Bezsprzecznie jednak nie sposób odmówić temu tytułowi pasjonujących doznań, które satysfakcjonują w finalnym kadrze, a nieoczywistym zakończeniem odzwierciedlają kuszącą obietnicę dalszej przygody. Zdecydowanie takiej literatury młodzieżowej na polskim rynku wydawniczym brakuje!
Osnuta fascynującym słowiańskim klimatem, który napawa zarazem wyczuwalnym niepokojem. Wybrzmiewająca nutami przygody porywającej w wir doznań. Tchnięta podmuchem fantastyki, która stanowi obiecujące preludium do barwnie nakreślonego uniwersum.
„Klątwa Czarnoboga. Bliskie spotkanie czarciego stopnia” to pierwszy tom intrygującej serii, w której nietuzinkowo splata się...
Z błyskotliwą lekkością eksponująca ciałopozytywność w nastoletnim ujęciu. Z młodzieńczym urokiem tkająca poplątane nici nie zawsze solidnych relacji. Będąca swoistym przewodnikiem, który wskazuje drogę do bezwarunkowego pokochania siebie.
„Plan na lato: polubić siebie” to otulona emocjami i uświadamiająca, może i prosta, a nawet nieco banalna, ale niezwykle potrzebna odsłona powieści młodzieżowej z nutą klimatycznego romansu, która skrywa w sobie swobodną narrację, ożywczy humor i rześki powiew wakacyjnej aury, ale zarazem traktuje o emocjach istotnych bez względu na wiek. Eksploruje uczucia, którymi obdarza się innych, zatem pięknie, ujmująco, a przy tym boleśnie szczerze opowiada o przyjaźni, miłości oraz rodzinie, ale przede wszystkim akcentuje czułość do samego siebie. Przywołuje na karty książki szacunek, akceptację, tolerancję, śmiałość i pewność siebie, które zatraca się pod powłoką kompleksów i poczucia niewystarczania, pod świadomym kpieniem i szydzeniem z własnego ciała, rozumu czy wyborów. Wdzięcznie i z realizmem afirmuje wrażliwość i wyrozumiałość, które z pewnością powinny stanowić fundament stosunków z drugim człowiekiem, ale także w odniesieniu do własnego „ja” – nikt nie będzie kochał nas tak bezwarunkowo, jak my siebie sami. To słodko-gorzkie wakacyjne kadry w literackiej formie, które stają się udziałem wielu nastolatków struchlałych na myśl o plażowym odpoczynku i obnażeniu swojego ciała.
To historia rozpisana prozą humorystyczną i optymistyczną, zaaranżowana jako pamiętnik szesnastolatki o nieco bujniejszych kształtach, która nie potrafi dostrzec w sobie nic doskonałego. Kreacja, która fragmentarycznie wywołuje uśmiech na twarzy, ale częściej rozdziera serce – przynajmniej moje, jako dorosłego odbiorcy. To portret pierwszych miłości, szalonych wieczorów, konkursu piękności prowokującego do opuszczenia swojej strefy komfortu, chwil wakacyjnego zapomnienia podczas australijskiego lata w grudniu czy rozczarowań nietrwałością wypowiadanych obietnic i znajomości. Jednak także wyraźnie poruszająca wizja ukrywającej się pod warstwami ubrań, niepewnej swojej wyjątkowości, okrytej nieustannym wstydem młodej dziewczyny, a wręcz zatrważająca wpływem obecnych realiów nieskazitelności na samoocenę – nie tylko dorastających osób, ale każdego człowieka. I może to kompozycja językowo i fabularnie ukierunkowana na młodszego odbiorcę i jego rodziców, ale bezsprzecznie potrzebna wszystkim, bez względu na etap egzystencji, na którym się znajduje. I teraz – jestem wspaniał*, jestem piękn*, jestem najlepsz*. Przeczytaj to jeszcze raz i kolejny, aż naprawdę w te słowa uwierzysz. Kochaj siebie, dbaj, szanuj i nie spełniaj oczekiwań innych, na piedestale stawiaj swoje pragnienia i potrzeby – wtedy bez wątpienia będą robić to inni.
Z błyskotliwą lekkością eksponująca ciałopozytywność w nastoletnim ujęciu. Z młodzieńczym urokiem tkająca poplątane nici nie zawsze solidnych relacji. Będąca swoistym przewodnikiem, który wskazuje drogę do bezwarunkowego pokochania siebie.
„Plan na lato: polubić siebie” to otulona emocjami i uświadamiająca, może i prosta, a nawet nieco banalna, ale niezwykle potrzebna...
Spowita wyraźnie wyczuwalnym niepokojem, który splata sekrety przeszłości i rodzinne wspomnienia z paraliżującą lękiem teraźniejszością. Rozpisana pęczniejącymi emocjami, wzbierającą w sercu obawą, w końcu szokującą i druzgocącą prawdą o etyce wyborów. Z łatwością zakorzeniająca w myślach uwierający dylemat moralny.
„Tajemnica lekarki” to powieść nakreślona z niespieszną finezją, którą uwypuklono w intensywnej eksploracji warstwy psychologicznej, zaaranżowana nieprzewidywalnymi zwrotami narracji obnażającymi brudne grzeszki, ale i przywołująca zdarzenia boleśnie rozdzierające serce. Trudno bowiem odmówić temu angażującemu thrillerowi medycznemu poruszającego wydźwięku, a zarazem refleksyjnej wymowy, która inicjuje szalejący w głowie czytelnika chaos skrajnych doznań. Nie tylko bohaterowie tej kreacji muszą szczerze odpowiedzieć sobie na dręczące ich duszę pytania, ale i odbiorca zostaje sprowokowany do konfrontacji z krępującymi, nieoczywistymi w klarownym ujęciu rozważaniami nad lojalnością. To oddana z eskalującym napięciem panorama wrogości, pielęgnowanej w sobie potrzeby zemsty, ale też zawiści i zazdrości. Osadzona w medycznych i prokuratorskich sceneriach, które enigmatycznie się przenikają, z wnikliwością zgłębiająca niemożliwe do jednoznacznego skonkretyzowania definicje dobra i zła. Zła, które przybiera znajomą, ostrą niczym fotografia, tak znienawidzoną twarz.
Jeden moment, jedna chwila zawahania, w końcu jedna świadoma decyzja, która determinuje kalejdoskop zatrważających w wymowie konsekwencji. To mocna proza, której dosadność nie skrywa się w brutalnych scenach, w przerażeniu, które mogłaby wywoływać, ale w zobrazowanych z wrażliwością, ale i esencjonalnością meandrach ludzkiego umysłu. To natura ludzka staje się tu literackim obiektem, który wywołuje pełznące po ciele ciarki, ale i determinacja oraz desperacja, które kształtują tożsamość i wytyczają kierunek życiowych ścieżek. W końcu ukradkowo muśnięta ulotność egzystencji, efemeryczność doświadczeń, niespodziewane pożegnania, które tworzą tkwiące pod skórą demony. Na fundamencie dwóch, odmalowanych mocną kreską kobiecych portretów, Leslie Wolfe ukazała siłę miłości, ale i bezsilność w obliczu traum, krzywd i cierpienia, niemoc w niesieniu ulgi ciążącą niczym głaz, wreszcie winę domagającą się poczucia zadośćuczynienia. Niewątpliwie nietuzinkowy splot zdarzeń subtelnie okrywa się nieprawdopodobnością, przypadkowość niosąca kuszącą okazję zbyt często wkrada się w fabularną przestrzeń, inicjując tym samym zauważalne przerysowanie treści. Jednak to zarazem historia bezsprzecznie zanurzona w otchłani rozmyślań, utrwalająca się skąpanym w dyskusyjności przekazem, budząca wątpliwości, od których trudno się uwolnić. Wszak dla najbliższych człowiek zdolny staje się do najbardziej plugawych czynów, czasami wystarczy impuls, czasami to dławiące, potrzebujące ujścia pragnienie wendety – jej znamienne pobudki nie są istotne. To świetnie skonstruowana odsłona mariażu dramatu psychologicznego i mrocznego thrillera z medycyną w tle, która poraża finalnym kadrem kłamstw i zagadek!
Spowita wyraźnie wyczuwalnym niepokojem, który splata sekrety przeszłości i rodzinne wspomnienia z paraliżującą lękiem teraźniejszością. Rozpisana pęczniejącymi emocjami, wzbierającą w sercu obawą, w końcu szokującą i druzgocącą prawdą o etyce wyborów. Z łatwością zakorzeniająca w myślach uwierający dylemat moralny.
„Tajemnica lekarki” to powieść nakreślona z niespieszną...
Otulająca kojącym ciepłem, które emanuje z portretu rodzinnych relacji. Z wrażliwością zanurzana w życiowej esencji doznań i inspiracji. Błyskotliwie i z lekkością akcentująca istotę egzystencji – bliskość i wsparcie najbliższych w dokonywanych wyborach.
„Duże dziewczyny nie płaczą” to powieść refleksyjnie uniwersalna, choć intymna i kameralna, prawdziwa w swoim obrazie codziennych trosk, wiarygodna w podkreślonej szczerości przekazu, a przy tym czule referująca o ludzkich stosunkach. Odmalowana niczym sama okładka hipnotyzująco soczystymi, energetyzującymi barwami czterech kobiecych kreacji. To właśnie charyzma pań nadaje treści zadziorności, wyczuwalnego autentyzmu tkwiącego w ich nieśmiałych marzeniach, odważnych pragnieniach, ale i dojmujących rozterkach. Na fundamencie niezwykłej, choć również skąpanej w wieloletniej ulotności przyjaźni kuzynek, Amerykanek wspólnie wychowywanych w meksykańskiej kulturze, osnuto historię o przebaczeniu i stracie. O pożegnaniu, które rozdziera serce, ale zarazem na nowo splata rozerwane niedopowiedzeniami i tajemnicami familijne więzy w niemożliwy już do rozplątania supeł pojednania. Tu bolesne rozstanie z utrwaloną w pamięci beztroską dziecinnych doświadczeń staje się także symbolem nadziei, nośnikiem obnażonej prawdy i szansą na okrycie doznanej krzywdy całunem zapomnienia.
Nie sposób odmówić tej barwnej ekspozycji intensywnych emocji czy słodko-gorzkiego posmaku, ale zarazem to aranżacja przesiąknięta meksykańskim duchem, a tym samym aromatami smakowitych potraw, bezcennymi radami starszego pokolenia czy zakorzenionymi w sercu tradycjami. Rozpisana rozczulającą czytelnika narracją, nakreślona z wymownym i ujmującym humorem oraz urokiem, ale i ukradkowo eksplorująca poszukiwanie szczęścia, odkrywanie swojej tożsamości, konfrontowanie się z losem – nie zawsze szczodrym, często okrutnym i prowokującym do wyrzeczenia się pasji. Z eteryczną melancholią, Annette Chavez Macias iście kobiecym, absorbującym w świat czterech kobiet piórem tworzy powieść z pewnością nie do końca odkrywczą w oddaniu kadru prozy dnia, ale ujętą tak wyjątkowo i poruszająco, że wręcz uzależniającą po zakosztowaniu pierwszych jej zdań. Wizja kochającej, solidnej, zawsze rozpraszającej samotne zmaganie się z problemami rodziny realnie zachwyca! Wznieca smutek naszkicowanymi we fragmentach dramatami, ale przede wszystkim zakorzenia w sercu uczucie rozłąki – po przeczytaniu ostatniego zdania tej książki odczuwa się tęsknotę za nastrojowym poczuciem przynależności do tak wspaniałej, choć nieco szalonej społeczności. To proza ożywcza, nasycona miłością i przyjaźnią, które przybierają wiele nie do końca przeniknionych definicji, naznaczoną mądrością i wartościami, rozkoszna niczym uścisk ukochanej babci. I tak wdzięcznie sympatyzująca skrytą w utworze niemieckiego zespołu rockowego sugestię – „supergirls don’t cry”. One nie płaczą, one latają, wznoszą się ku rozterkom i… z klasą się z nimi mierzą, razem. Trudno o bardziej motywującą i magnetyzującą odsłonę kobiecej literatury!
Otulająca kojącym ciepłem, które emanuje z portretu rodzinnych relacji. Z wrażliwością zanurzana w życiowej esencji doznań i inspiracji. Błyskotliwie i z lekkością akcentująca istotę egzystencji – bliskość i wsparcie najbliższych w dokonywanych wyborach.
„Duże dziewczyny nie płaczą” to powieść refleksyjnie uniwersalna, choć intymna i kameralna, prawdziwa w swoim obrazie...
W wyzutym z ubarwiania rzeczywistości, życiowym ujęciu obrazująca wolne od lukru oblicze miłości. Błyskotliwie kompilująca zanurzony w autentyczności romantyzm z ukradkowością refleksyjnego przekazu. Wdzięcznie akcentująca nie(bajkowy) portret ludzkiej egzystencji.
„Komedia romantyczna” to nieoczywista, okładką sugerująca pozytywne wibracje powieść, która z pewnością… nie wpasowuje się w ramy komedii romantycznej. Z mojej stronie absolutnie nie stanowi to zarzutu, w tej skąpanej w realizmie wizji porywów serca dostrzec można bowiem tak znajomą każdemu codzienność. To bardziej słodko-gorzka historia, której bliżej do odsłony obyczajowej niż namiętnego, pełnego iskier romansu. Subtelnie muskająca współczesne spojrzenie na cielesność, na tak powszechny obecnie kult atrakcyjności, pod którym zanika to, co tak naprawdę istotne w drugim człowieku – wnętrze, inteligencja, erudycja. I zarazem to dosyć wyraźnie podkreślona ekspozycja braku wiary w siebie, zakorzenionego pod skórą poczucia niedoskonałości, które oddziałuje na pewność siebie, ale też na tworzone relacje. Na fundamencie znajomości niezrozumiałej dla społeczności mediów społecznościowych, Curtis Sittenfeld z wyczuwalną ironią traktuje o realiach normalnego związku, nie stroni od dosłownego oddania spędzania pierwszych wspólnych chwil tak wyraźnie podszytych zawstydzeniem, niezręcznością i niepewnością każdego gestu. Przenika przez utrwalony w tym gatunku przesłodzony posmak miłość i obnaża jego ulotność oraz iluzoryczność w odniesieniu do nieliterackiej prozy dnia.
Niewątpliwie to kompozycja miłosnych tonów, którą otulono fragmentarycznie nadmierną drobiazgowością w eksploracji zdarzeń, a przez to intensywnie absorbująca w samodzielne doszukiwanie się refleksyjnej wymowy fabularnej. Sugestywnie umiejscowiono tę historię w czasach obowiązującego zamknięcia w swoich domach, konfrontując tym samym intymność słowa pisanego ze spontanicznością i nieprzewidywalnością w przebiegu spotkań twarzą w twarz – to bez wątpienia intencjonalna konstrukcja treści uwypuklająca internetowe wiadomości. Nie sposób odmówić tej prozie swoistej mądrości dryfującej wokół relacji w naznaczonej neurotyzmem rzeczywistości, wokół negliżowanej na oczach wszystkich prywatności, ale też zarazem uznać ją za klasyczną przedstawicielką tego gatunku. Bezsprzecznie to komedia romantyczna tylko z tytułu, idealna dla wielbicieli nieprzesiąkniętej fikcyjnym idealizmem kreacji uczuć. Bo romantyzm nie skrywa się w płomiennych wyznaniach czy wielkich czynach, ale w trosce, obecności, we wsparciu w najbardziej trudnych momentach życia. Bo przecież kocha się sercem, a nie wzrokiem, cały czas, a nie w najwspanialszych chwilach. To niespieszna, zaaranżowana z detalowością opowieść o każdym z nas, o naszych lękach, pragnieniach, w końcu o nadziei – wszak, jak sugeruje sam opis, życie to z pewnością nie komedia romantyczna. Nikt nie może obiecać nikomu w finalnym wydźwięku miłości długiej i szczęśliwej, kto jednak powiedział, że nudna i szara, czasami obfitująca w przykre niespodzianki codzienność nie może być piękna i satysfakcjonująca? Mnie ta książka przekonuje – zdecydowanie bardziej niż tradycyjny kadr literackiej romantyczności, tak często powielany w historiach o miłości.
W wyzutym z ubarwiania rzeczywistości, życiowym ujęciu obrazująca wolne od lukru oblicze miłości. Błyskotliwie kompilująca zanurzony w autentyczności romantyzm z ukradkowością refleksyjnego przekazu. Wdzięcznie akcentująca nie(bajkowy) portret ludzkiej egzystencji.
„Komedia romantyczna” to nieoczywista, okładką sugerująca pozytywne wibracje powieść, która z pewnością… nie...
Z czułością przenikająca ludzkie emocje i troski codzienności. Odmalowująca pokryte zieloną barwą górskie scenerie i podszytą lokalnym klimatem sudecką architekturę. Tak wdzięcznie afirmująca istotę życia, która skrywa się w dostrzeganiu piękna w prostocie.
„Glass Hills” to powieść, która sensoryczną wymową wyraźnie wizualizuje się w wyobraźni, utrwala malowniczymi pejzażami Szklarskiej Poręby, w końcu z miłością osiada na dnie serca. Z wyczuwalną pasją i szacunkiem dla natury, Ania Szczypczyńska na kartach swojej książki wręcz ożywia nakreślone fabularne tło, referuje o klimacie, historii i newralgicznych dla niewielkiej społeczności elementach prozy dnia z udzielającym się entuzjazmem. Z łatwością, niczym doświadczona bajarka, rozkochuje odbiorcę w miejscu, w którym nawet nigdy nie był. Zanurza wykreowaną przestrzeń w otulającym spokoju, naznacza idyllą leśnych ścieżek, uduchowia krajobrazy melancholijnym wydźwiękiem, ale przy tym nie stroni od błyskotliwego humoru, pod którego warstwą skrywa tchnienie trafnych refleksji dotykających tkwiącej w duszy wrażliwości. I właśnie niczym literacka portrecistka, autorka kreśli panoramę ludzkich relacji, pędzlem ze słów muskając romantyczne uniesienia, przyjaźń i rodzinne stosunki.
Niewątpliwie to kompozycja osnuta kontrastami. Przeciwieństwami wyrażonymi w powidokach przeszłości, doświadczeniach, zamieszkanych lokacjach naszkicowanych postaci, ale również w pojmowaniu egzystencji – świadomie i z niespiesznością oraz z zakotwiczonym pod skórą pędem i uwierającą presją. Z wyczuciem dryfująca wokół straty i traumatycznych przeżyć, które ponurym cieniem powlekają radość z obcowania ze światem, uświadamiająca niszczące implikacje uwięzienia w rutynie, w wyścigu, stania się więźniem ambicji odbierających kojący problemy sen. Zarazem przedzierająca się przez szaleństwo i dynamizm pierwszej melodii miłości, którą pochłania się wszystkimi zmysłami, całym ciałem i umysłem, całym sobą – nie sposób jednak nie dostrzec, że to wizja impresji pozostawiających po sobie dramatyczną pożogę, kształtujących dorosłą emocjonalność. Ania Szczypczyńska zestawia ją z powolną ukradkowością, z dojrzałością w aranżowaniu dalszych kroków ku namiętności, pożądaniu i upragnionym spełnieniu, finalną trwałość splecionych dusz podszywa ostrożnością, zaufaniem i nie tylko fizyczną bliskością. Zatem traktuje o nieokiełznanych odczuciach inicjacyjnej miłości, jak i tej będącej esencją wsparcia spowijającego struchlałe serca – bo można kochać w pełni, ale i można też tylko trochę, bo można na wiele sposobów, które nie ujmują szczerości i oddania.
Fascynujące zakamarkami tajemniczej Szklarskiej Poręby, przytulna księgarnia z duszą, feeria smaków i zapachów, które chłonie się z rozkoszną nostalgią! To opowieść o sztuce kompromisów, których definicja emanuje już z samego tytułu tej powieści – można wszak we wzgórza wpleść odbijające światło szkło, które mieni się nadzieją, pozwala na zmiany, determinuje mimowolną akceptację podsuwanych przez los doznań. To literacka ekspozycja swojskości, błogości oddanej w korelacji z zachwycającą przyrodą, ale też eksploracja mrocznej czeluści duszy, w której wciąż uśpione czają się demony pamięci. Piękna niczym finezyjnie wykonany przycisk do papieru ze szkła Millefiori, urocza jak futrzana Zakładka, wypełniona słodyczą pianek z ogniska, a przy tym niesiona ciszą i podświadomym doszukiwaniem się w lecącej w słuchawkach drugiego człowieka piosence szczęścia – niczym w silent disco. Przeczytacie, wtedy zrozumiecie, zarazem utkwicie w matni niecierpliwości na kolejny tom. Z mojej strony istny zachwyt!
Z czułością przenikająca ludzkie emocje i troski codzienności. Odmalowująca pokryte zieloną barwą górskie scenerie i podszytą lokalnym klimatem sudecką architekturę. Tak wdzięcznie afirmująca istotę życia, która skrywa się w dostrzeganiu piękna w prostocie.
„Glass Hills” to powieść, która sensoryczną wymową wyraźnie wizualizuje się w wyobraźni, utrwala malowniczymi...
Z finezją osnuta nastrojową magią, która czule przenika piękne przedmioty. Śmiało traktująca o odważnych marzeniach uśpionych na dnie młodzieńczej duszy. Z pasją obrazująca uczucia silniejsze niż prądy rwącego oceanu.
„Przybądź wraz z północą” to nakreślona ujmująco estetycznym, szalenie barwnym i porywającym w wodną czeluść przygody piórem powieść młodzieżowa, której uwypuklone wartości muskają wrażliwość także dorosłego odbiorcy. To historia utkana emocjonalnymi kontrastami, niesiona nurtem od dnia narodzin utrwalonych powinności, ale i oddania, które stopniowo przyćmiewa pragnienie nieokiełznanej miłości. Zarazem zanurzona w uwierającym poczuciu odpowiedzialności zagłuszającym wyraźny głos tożsamości, wreszcie konfrontująca dwa oblicza romantycznych porywów serca – niepewnie, ale z wyczuwalnym bezpieczeństwem burzących taflę doznań oraz zuchwale mącących codzienność intensywnością odczuć spowitych jednak konsekwencjami i rozczarowaniem. Z urokiem i lekkością, Rachel Griffin odmalowuje na tle mieniących się szmaragdowymi odcieniami scenerii całą panoramę niełatwych wyborów oraz nastoletnie rozdarcie między „muszę” a „chcę”, akcentując wyraźnie żywioł nieujarzmionej wody.
Trudno o bardziej przesiąknięte zapachem morskiej soli ekspozycje krajobrazów oraz pęczniejące od swoistych czarów dzikie rytuały! W tak sensorycznie oddanym świecie, który wdzięcznie oprószono subtelną magią, autorka skomponowała opowieść o życiu spokojnym, skrupulatnie zaplanowanym i przewidywalnym, w które wdziera się powiew świeżości, esencjonalna prawda o szczęściu, ale i bolesne widmo pożegnania. Proza dnia nastoletniej czarownicy zostaje doszczętnie zburzona obnażonymi kłamstwami, a wizja okrytej entuzjazmem egzystencji i doświadczaniem wypełniającej zmysły euforii staje się jej uzależnieniem – o czymś tak silnym i przeszywającym trudno bowiem zapomnieć, nie sposób nakryć całunem obojętności. To kreacja elektryzująca mozaiką intrygujących zdarzeń i tajemnic, mimowolnie zachwycająca pięknem naszkicowanych pejzaży uroczego miasteczka, przyspieszająca bicie serca portretem rodzinnych relacji, ale i ożywczo zalewająca falami trwałej przyjaźni.
Prozatorska kompilacja nut romansu i fantastyki, które wygrywają melodię refleksyjnej walki o świadomą aranżację swojego losu na fundamencie zakorzenionych pod skórą potrzeb, oraz efektów bujnej wyobraźni i rzeczywistości tworzy delikatną i eteryczną, ale zarazem charakterną fabularną przestrzeń. Pod fasadą olśniewającej słodyczy, idylli i fascynujących detali miejsc tkwi mroczna przeszłość, niedopowiedzenia i strach, które inicjują awanturniczy wydźwięk powieści. Z pewnością nie sztuka magii stanowi tu zagrożenie, one ukrywa się znacznie głębiej, wyziera z morskiej toni i niesie zgubę. Prawda przypomina księżycowy kwiat, wymowny symbol lojalności i wyrzeczenia się natury – zatrważa, ale i rozkosznie kusi, by dotknąć białych płatków i zaznać pokrytych nimi odpowiedzi na dręczące pytania. To rozpisana z rozmachem, brawurą i fantazją książka o skąpanej w magnetyzmie miłości, zakazanej, ale przezwyciężającej wzburzone krzyki nawoływań do posłuszeństwa. Nie sposób nie ulec jej czarowi i hipnotyzującej narracji, która jawnie inspiruje oraz rozkochuje w sobie odbiorcę. To niezapomniana podróż w otchłań tlących się pragnień, szeptanych tak intymnie i zmysłowo ukradkowym głosem serca.
Z finezją osnuta nastrojową magią, która czule przenika piękne przedmioty. Śmiało traktująca o odważnych marzeniach uśpionych na dnie młodzieńczej duszy. Z pasją obrazująca uczucia silniejsze niż prądy rwącego oceanu.
„Przybądź wraz z północą” to nakreślona ujmująco estetycznym, szalenie barwnym i porywającym w wodną czeluść przygody piórem powieść młodzieżowa, której...
Poruszająca obrazem splątanych nici żalu, winy i tęsknoty, które tkają rodzinne więzy. Otulająca uczuciem intensywnie głębokim, niezatartym przez kurz zapomnienia, którym niekiedy czas i odległość pokrywają miłość. Z wrażliwością akcentująca definicję decyzji oraz determinowanych nią konsekwencji.
„Ponieważ wierzę w ciebie” to powieść zanurzona w gęstej esencji romantyzmu – wręcz oblepiająca nieokiełznanymi porywami serca, które tak ujmująco dryfują między obezwładniającym szaleństwem zmysłów a druzgocącą niepewnością. To miłosny portret odmalowany powłóczystymi pociągnięciami pędzla ze słów, oddany wielobarwnymi emocjami, utrwalony odcieniami ostrożności, wzbierający falami bliskości, które mienią się zakazanymi tonami. Porywający spektakl walki między sercem a rozumem, między zakorzenioną w duszy uwierającą przyzwoitością a własnym szczęściem, w końcu między szacunkiem do powidoków przeszłości a realnym życiem w teraźniejszości. Z czułością i eterycznością doznań, Rebecca Yarros niespiesznie uświadamia siłę i wytrwałość prawdziwego oraz szczerego uczucia – pomimo wszystko, na przekór każdemu oceniającemu spojrzeniu.
Jednak to nie tylko historia o nieprzemijającej na przestrzeni lat, wciąż żywej, choć tak ukradkowej fascynacji. Ona stanowi solidny fundament do stworzenia opowieści o rodzinnych relacjach, o stracie oraz o milczeniu, pod którym skrywa się zatrważająca prawda. I wreszcie o wyborach, które aranżują przyszłość, niekiedy przybierających kształt jednego decydującego o losach innych momentu, które niosą za sobą raniące implikacje. Zarazem to również wizja utraty możliwości ich dokonywania, którą podstępny los zakotwicza w ludzkich genach. To przejmująca odsłona wciąż na nowo gubionej świadomości w odmętach umysłu, wymuszonego bezwzględną chorobą zrzeczenia się samostanowienia o swojej egzystencji, oddania decyzyjności komuś innemu. To literacki kadr rozdzierający serce, wizja swoistego więzienia w ciele wyzutym ze wspomnień, tylko fragmentarycznego i ulotnego trwania w tu i teraz. Ta kompozycja podszyta osobistymi doświadczeniami autorki oraz opowieściami jej bliskich, staje się zatem wyczuwalnie spowita realizmem nakreślonych emocji, mimowolnie rozbudzających w odbiorcy nie tylko smutek, ale i refleksje. Właśnie w tej powolnej, o kontemplacyjnej wymowie narracji tkwi prozatorski kunszt tego tytułu – to równowaga między żarem miłości a obliczem życiowych trosk.
Rebecca Yarros nie zapomniała także o sensorycznym nakreśleniu fabularnej przestrzeni! To treść umiejscowiona w klimatycznym, skoncentrowanym na turystyce niewielkim miasteczku w stanie Kolorado, które naszkicowano z esencjonalnym lokalnym kolorytem, z bogactwem kreacji mieszkańców skąpanej w tajemnicach Alby, z ich oddaniem temu terenowi, ale i zauważalną obawą o członków swoich familii. Nastrojowa codzienność małego miasta staje doskonałą scenerią do wybrzmienia demonów z przeszłości, które ponurym cieniem kładą się na obecną rzeczywistość, w niezapominającej dawnych błędów małej społeczności jeszcze mocniej bowiem odczuwa się posmak zdrady. To piękna, choć niewątpliwie bolesna w swoim przekazie nieuchronności literacka mozaika dojrzałych impresji, powieść o braku wiary w siebie, o poświęceniu i wybaczeniu, o ustaleniach, które niewątpliwie nie przychodzą łatwą, ale stają się synonimami dobra i konieczności. I w końcu o miłości, która wypełnia ciało i myśli, stanowi wręcz pasję, skarb cenniejszy niż własna tożsamość, odważnie spoglądającej w oczy ją potępiających – wszak trudno konkurować z niemożliwą już do odebrania komuś doskonałością. Po tym pierwszym spotkaniu z twórczością pisarki mam wrażenie, że to porównywalnie emocjonująca kobieca odsłona pióra Nicholasa Sparksa oraz moralności tchniętej prozą Jodi Picoult – kompilacja iście elektryzująca i niezapomniana.
Poruszająca obrazem splątanych nici żalu, winy i tęsknoty, które tkają rodzinne więzy. Otulająca uczuciem intensywnie głębokim, niezatartym przez kurz zapomnienia, którym niekiedy czas i odległość pokrywają miłość. Z wrażliwością akcentująca definicję decyzji oraz determinowanych nią konsekwencji.
„Ponieważ wierzę w ciebie” to powieść zanurzona w gęstej esencji romantyzmu...
Poruszająca niesprawiedliwością ludzkiego losu, brutalnie wdzierającą się w zanurzone w szczęściu życie. Inspirująca do odważnej walki o swoje marzenia, do odnalezienia w sobie siły do konfrontacji z nieprzewidzianym nieszczęściem. Z czułością kompilująca miłosne z nuty z melodią rodzinnej tajemnicy.
„Domek nad potokiem” to powieść obyczajowa rozpisana emocjami, z wrażliwością referująca o dojmującej stracie, a przy tym pięknie uświadamiająca istotę egzystencjalnego bogactwa. Niewątpliwie skąpana w smutku, w uwierającym żalu, spowita boleśnie zakorzeniającą się w sercu bezsilnością i przytłaczającą samotnością, ale zarazem otulająca ciepłą nadzieją, pokrzepiająca czułym literackim gestem, w swojej ukradkowości niosąca motywację. Piórem lirycznym, barwnym i przyjemnie kojącym, Katarzyna Michalak tka nie tylko poplątane nici relacji osnutych z sekretów, niedopowiedzeń czy przeznaczenia, ale wdzięcznie eksponuje też scenerie natury. Ożywia, nadaje realistycznego kolorytu, owiewa swoiście eteryczną magią pejzaże przyrody, tworząc na kartach swojej powieści urokliwy klimat. Pobudza finezyjny nastrój, który tak harmonijnie koreluje z romantycznymi porywami serca i bezpiecznym uczuciem do zwierzęcia.
To historia, która esencjonalnie akcentuje ulotność i nieprzewidywalność krótkiej chwili, nietrwałość i niepewność kolejnego dnia – autorka na fundamencie losów dwóch zagubionych dusz podkreśla, że jeden moment może odebrać wszystko, ale może też obficie człowieka obdarować. To literacka kompozycja mozaiki doznań, może nieco zbyt bajkowa w finalnej wymowie, jednak zarazem podszyta intrygującą tajemnicą, która skrywa się w czeluści okrytego kurzem pamiętnika, wypełniona impresjami rozdzierającymi serce, ale i wzniecająca uśmiech na twarzy. I w końcu przywołująca tak trudne do wybrzmienia czyste tony wybaczenia, nie zapominając o wyjaskrawieniu energii wyraźnie płynącej z ukochanej pasji. Nakreślona narracją niespieszną w rozwoju zdarzeń, rozczulającą oraz sensorycznie oddziałującą na zmysły zobrazowanymi krajobrazami idyllicznego miejsca otulającego tytułowy domek nad potokiem. Zmierzająca do zakończenia, które autentycznie zdumiewa – odmienia bowiem miłość przez wszystkie przypadki życia, obnaża druzgocące konsekwencje błędu przemilczenia, ale też definiuje esencję pojednania zasklepiającą emocjonalne rany. Trudno o bardziej nostalgiczną odsłonę z wiarygodnością naszkicowanych słów, iż „po burzy zawsze wychodzi słońce”, która staje się odmalowanym pędzlem ze słów, pięknym portretem tego przesłania. Przekazu budującego w człowieku świadomość swojej wewnętrznej odwagi do przeciwstawiania się problemom, do łagodzenia trosk i aranżowania swojego szczęścia nawet całkowicie od nowa. Ze zgliszczy i ruin przeszłości, dla spokojnej teraźniejszości i satysfakcjonującej przyszłości.
Poruszająca niesprawiedliwością ludzkiego losu, brutalnie wdzierającą się w zanurzone w szczęściu życie. Inspirująca do odważnej walki o swoje marzenia, do odnalezienia w sobie siły do konfrontacji z nieprzewidzianym nieszczęściem. Z czułością kompilująca miłosne z nuty z melodią rodzinnej tajemnicy.
„Domek nad potokiem” to powieść obyczajowa rozpisana emocjami, z...
Wikłająca w oblepiającą sieć zdarzeń, które determinują niebezpieczne dla ludzkości implikacje. Przenikająca meandry przyszłości nie tak odległej, ale szokującej nieustannie rozwijającymi się możliwościami świata. Nieco wstrząsająca, prowadząca do refleksji, zarazem inspirująca do spojrzenia na siebie jako na jednostkę należącą do większej zbiorowości.
„Wściek” to pozbawiona pretensjonalności, otulona futurystycznym klimatem literacka proza nie dla każdego czytelnika. Splot podszytej naukową terminologią narracji tkanej ewolucyjnym językiem, zanurzonej w technologicznym zawiłościach fabularnej przestrzeni, a także absorbującej wnikliwości w ekologiczną materię dostarcza nie tylko rozrywkowych doznań, ale również komponuje pochłaniającą zmysły analizę widniejącej na horyzoncie wizji codzienności za szesnaście lat. Ta nietuzinkowa kompilacja trzymającego w mocnym uścisku napięcia thrillera, ogłuszającej eksploracji społecznych doświadczeń oraz pasjonująco oddanych, współczesnych zagadnień popularnonaukowych tworzy mozaikowy fundament do ekspozycji nie tylko coraz wyraźniejszej katastrofy klimatycznej, ale też mimowolnie odczuwalnego w czeluści treści małżeńskiego konfliktu.
Nie sposób odmówić tej kompozycji wyczuwalnego, intensyfikującego się ze strony na stronę dynamizmu, nieustannie wybuchającej eksplozji emocji i intrygującego charakteru. Niewątpliwie dla wielu odbiorców ta słowotwórcza aranżacja nie będzie w pełni zrozumiała, fragmentarycznie wręcz stylistycznie oderwana od rzeczywistości. Jednak w moim odczuciu, im bardziej nawołująca do zgłębienia zobrazowanego obszaru poza granicami wykreowanej fabuły, tym bardziej fascynująca i edukacyjna. To osnowa skąpana w teoriach spiskowych oraz zatrważających intrygach, których bezpośrednim celem stają się niewrażliwe na skutki ekologicznej klęski korporacje oraz najbogatsze elity. Zainscenizowany przez butnych, ale zachwycających inteligencją młodych rewolucjonistów spektakl incydentów i zdarzeń, które nie stronią od zniszczeń w imię wyższych intencji, prowadzi do elektryzującego finału, który pozostawia z niewyartykułowanymi głośno pytaniami na ustach, wznieca głębokie refleksje.
Spowite dramatem niezgodności życie małżeńskie newralgicznych protagonistów staje się tu nie tylko uczuciową wiwisekcją psychologiczną relacji, ale także świadomym tłem do wyjaskrawienia odmiennych postaw i reakcji w stosunku do zachodzących na świecie zmian. Marie Duchêne ucieleśnia ich pozytywną wymowę, odzwierciedla dostrzegalne w technologicznym rozkwicie szanse na odbudowę, ale i zarazem ożywienie powidoków przeszłości, natomiast Dagan Talbot, jej mąż, to głos ponurych następstw ekologicznych, które stanowią nieodłączny element tej śmiałej ekspansji w naturę. Sugestywnie oraz intencjonalnie nakreślając szerszą perspektywę referowanych treści, Magdalena Salik dzieli narrację na kilka portretów, z realizmem odmalowuje ich indywidualizm, akcentuje osobiste dążenia, a finalnie splata panoramę wielobarwnych pobudek w spójną całość. To powieść dryfująca na wzburzonych wodach science fiction, którą można wpasować w ramy ekothrillera i technothrillera, trudna do przewidzenia w zaistnieniu w nadchodzącej przyszłości, może nawet w swojej naukowej fikcji możliwa do utrwalenia w realiach 2040 roku, którego namacalnie przecież się doświadczy. Trochę złowróżbnego brzmienia literackiego, równoważących go nut nadziei, szczypta politycznych zmagań oraz pokaźne, coraz bardziej zuchwałe oblicze sztucznej inteligencji – to brawurowa imaginacja codzienności, w której tytułowy wściek stanowi mariaż naukowego dyskursu i wiedzionej sensacyjną akcją fabuły.
Wikłająca w oblepiającą sieć zdarzeń, które determinują niebezpieczne dla ludzkości implikacje. Przenikająca meandry przyszłości nie tak odległej, ale szokującej nieustannie rozwijającymi się możliwościami świata. Nieco wstrząsająca, prowadząca do refleksji, zarazem inspirująca do spojrzenia na siebie jako na jednostkę należącą do większej zbiorowości.
„Wściek” to...
Wdzięcznie afirmująca życie w zgodzie z własnymi potrzebami, pragnieniami i pasjami. Przenikająca relację naznaczoną wyniszczającą uległością, swoistym strachem, niezauważalnym podporządkowaniem i zaborczą manipulacją. Eksponująca trudną, ale finalnie satysfakcjonującą walkę o marzenia.
„Klucz do szczęścia” to powieść na wskroś współczesna, eksplorująca społeczną materię wciąż wzbudzającą intensywne kontrowersje. Przybliżająca oblicze kobiecych powinności, które dawno temu powinny pokryć się kurzem zapomnienia, narzuconych ról, wciąż mylnie uznawanych za solidnie zakorzenione w niewieściej naturze, oraz należnej każdemu niezależności w kreowaniu swojej przyszłości. Z wyczuwalną wrażliwością i ujmującą czułością, Kamila Majewska odważnie muska meandry macierzyństwa. Na tym delikatnym literackim płótnie odmalowuje obraz lęku, niepewności, przyspieszających bicie serca obaw, które w ostatecznym ujęciu kształtują się w niezachwiane przekonanie, w dojrzale wyartykułowaną decyzję. W tę nieprzemijającą przygodę, zwaną rodzicielstwem, nie każdy bowiem chce świadomie wyruszyć, nie ona staje się egzystencjonalnym celem wszystkich – podążanie za karierą, za realizacją pasji, za rozkosznym odkrywaniem zakątków świata również okrywa się niezaprzeczalną istotnością na tej drodze. To tym samym kompozycja zanurzona w refleksjach, niezwykle poruszająca, a mi niezwykle bliska, wręcz tożsama z moimi życiowymi wyborami.
Trudno o literacką odsłonę szczelniej spowitą esencjonalnością małżeńskich dramatów, które determinuje niewłaściwa komunikacja między, mogłoby się wydawać, najbliższymi sobie osobami. Zarazem wyraźnie tli się na kartach powieści niejednoznaczność, to bowiem treść akcentująca prawo do zatracenia się we własnych priorytetach, jednak z uszanowaniem ambicji, aspiracji i dążeń innych. To historia osnuta na fundamencie miłosnego trójkąta o tym, że ludzie się zmieniają, że uczucie to czasami za mało, by stworzyć udany związek. Także o pierwszej miłości często niezauważalnie utrwalonej w pamięci i ożywiającej się w obliczu najmniejszego niewinnego gestu oraz impulsie, który wyrywa z matni oślepienia namiętnością. O tym, że spełnienie przybiera bezkresną panoramę definicji. Wybrzmiewa z niej realizm oraz autentyzm emocji, tak wyraźnie emanuje przewrotność w odniesieniu do zakotwiczonych w społeczeństwie stereotypów – w kobiecy świat tchnięto bowiem męski pierwiastek, a macierzyńskim instynktem spowito kreacje płci przeciwnej. Ta nieschematyczna, utkana głębokim przekazem konstrukcja fabularna doskonale podkreśla indywidualizm ludzkiej natury, ale też obsesyjną, wręcz chorobliwą żądzę kontroli drugiego człowieka.
Ambiwalentność doznań staje się podczas lektury nieprzemijającym odczuciem czytelnika – niewątpliwie nie sposób nie pokusić się o jawne oburzenie zainscenizowanym fortelem małżeńskich ograniczeń, ale też nietrudno wzbudzić w sobie nuty zrozumienia dla tak obłudnych czynów. Tu konflikt przybiera znamiona niezgodności w postrzeganiu szczęścia, w odmiennych wyobrażeniach idealnej rzeczywistości. To zarazem opowieść inspirująca do śmiałego i głośnego referowania swojego zdania, choćby najbardziej sprzecznego ze spostrzeżeniami wszystkich bliskich, do oznajmiania bez wstydu swoich decyzji, o nieukrywaniu tkwiącej w sercu tożsamości. O poszukiwaniu z uporem tego pasującego klucza, który otwiera drzwi skrywające za sobą niczym niezmącone szczęście, radość z prozaicznej codzienności, w końcu szczery entuzjazm. I choć wydawać by się mogło, że to będzie obyczajowa proza nieco przewidywalna w rozwoju zdarzeń, to słodko-gorzkie zakończenie utrwala po raz kolejny nieodgadnioną, często zaaranżowaną przypadkowością losu wizję życia, a mimowolnie wyróżnia także w ten sposób twórczość spod lekkiego, ale trafnie refleksyjnego pióra Kamili Majewskiej.
Wdzięcznie afirmująca życie w zgodzie z własnymi potrzebami, pragnieniami i pasjami. Przenikająca relację naznaczoną wyniszczającą uległością, swoistym strachem, niezauważalnym podporządkowaniem i zaborczą manipulacją. Eksponująca trudną, ale finalnie satysfakcjonującą walkę o marzenia.
„Klucz do szczęścia” to powieść na wskroś współczesna, eksplorująca społeczną materię...
Z prozatorską wrażliwością przenikająca traumatyczne doznania, które dosłownie i w przenośni unieruchamiają w matni życia. Z ujmującą czułością eksplorująca zawiłe relacje międzyludzkie będące fundamentem każdej egzystencji. Z zauważalnym wyczuciem kompilująca humorystyczną narrację i bolesny realizm treści.
„Nie jesteś sama, Meredith” to słodko-gorzka powieść rozpisana samotnością, melancholią, niejednokrotnie rozdzierająca serce dramatyzmem przytoczonym zdarzeń, ale zarazem inspirująca, otulona wymownym ciepłem, kojąca empatycznym obrazem izolacji z wyboru, niosąca nadzieję na odnalezienie iskierki światła w pomroczonej smutkiem czeluści prozy dnia. To właśnie intencjonalne odseparowanie się od świata, podyktowane traumatycznym incydentem, który nieustannie pęcznieje w odmętach pamięci, staje się fabularnym fundamentem do wybrzmienia tej historii. Gdzie okno przybiera synonim wyczekiwanym zmian scenerii, gdzie koci przyjaciel oswaja uczucie paniki, gdzie układanie puzzli można przyrównać do znamiennej rozrywki, gdzie dom mimowolnie traci utartą definicję azylu, a nabiera znamion bezpiecznego, ale jednak więzienia. Zaskakujące relacje, odnowione rodzinne więzy, ale przede wszystkim tkane niespiesznie nici przyjaźni zaowocują impulsem do otworzenia drzwi, do postawienia kroku i finalnie emocjonalnego skonfrontowania się z teraźniejszością, ale i dojmującymi demonami z przeszłości. Do odnalezienia uzdrowienia w drugim człowieku.
To odmalowany barwami lęków, wspomnień, tęsknot i tkwiącego uwierająco pod skórą żalu portret czterdziestoletniej kobiety, zagubionej, iluzorycznie radzącej sobie z troskami za pomocą rutyny oraz odosobnienia. To również malunek skrytej na dnie jej duszy małej, nieszczęśliwej, pragnącej miłości i bliskości dziewczynki. To emocje dziecka i nastolatki, które ze wzruszającą subtelnością, Claire Alexander przywołuje w treści, snując poruszające retrospekcje, dokonując delikatnej wiwisekcji doświadczeń tworzących obecną mozaikę wielowarstwowej osobowości tytułowej Meredith. Muskając najgłębszą jej intymność, dotykając raniących ją doznań, ale i eksponując te wydarte przez nią życiu ulotne fragmenty radości, autorka tworzy opowieść niezaprzeczalnie uniwersalną, a przy tym współczesną, najprościej ujmując – na miarę naszych czasów. Dryfuje na falach zanurzających odbiorcę w nostalgii, ale i w esencji pokrzepienia, obnaża bowiem zakorzenione w społeczeństwie, a dla wielu wciąż wstydliwe, okryte nadal całunem tabu, obawy zmierzenia się z kryjącym się za drzwiami domu otoczeniem. To książka niewątpliwie wymagająca wyczucia i mądrości, by trafnie oddać jej istotę, by zbyt mocno nie przesycić tak ważkiej tematyki nutami humoru – Claire Alexander w swojej debiutanckiej odsłonie uczyniła to z niebanalną lekkością i łatwością. Operuje wyrafinowanie feerią doznań, mimo osadzenia fabuły w klaustrofobicznej przestrzeni, mimowolnie komponując prawdziwą, wiarygodną i przekonującą refleksję nad swoistością aktualnych realiów życia. Ułożyła literackie puzzle Meredith w zapierających dech obraz, który mocno utrwala się w pamięci!
Z prozatorską wrażliwością przenikająca traumatyczne doznania, które dosłownie i w przenośni unieruchamiają w matni życia. Z ujmującą czułością eksplorująca zawiłe relacje międzyludzkie będące fundamentem każdej egzystencji. Z zauważalnym wyczuciem kompilująca humorystyczną narrację i bolesny realizm treści.
więcej Pokaż mimo to„Nie jesteś sama, Meredith” to słodko-gorzka powieść rozpisana...