-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2017-04-17
2017-04-16
2017-04-14
2017-03-26
2017-03-19
2017-03-12
2016-08-15
2016-08-08
2015-03-21
Wiele razy słyszałam o książce "These broken stars". Okładka mnie zaintrygowała, opis również wydawał się ciekawy. W końcu postanowiłam zabrać się do lektury, jednak z nastawieniem na typową historię science fiction, gdzie główną rolę będzie odgrywał słabo przedstawiony romans. Zdecydowanie się pomyliłam.
Akcja książki rozgrywa się w przyszłości, w czasach, gdy ludzkość posiada technologię umożliwiającą swobodne podróże kosmiczne, a niektóre planety są celowo upodabniane do Ziemi. Lilac LaRoux to córka najbogatszego człowieka w całym wszechświecie, od zawsze miała to, czego pragnie. Tarver Merendsen jest zwyczajnym wojskowym, nie odznacza się nadzwyczajnym pochodzeniem ani niczym w tym stylu. Oboje są na pokładzie Icarusa, najnowocześniejszego statku kosmicznego wybudowanego przez Richarda LaRoux. Coś jednak się nie udaje i statek zostaje wyrzucony hiperprzestrzeni w nieodpowiednim miejscu. Lilac i Tarver uciekają przed niebezpieczeństwem w specjalnej kabinie i lądują na nieznanej planecie. Pozostałym tysiącom ludzi na Icarusie się nie udało - wszyscy nie żyją. Jako, że główni bohaterowie pochodzą z zupełnie innych środowisk, początkowo działają sobie na nerwy. Muszą jednak przeżyć w nowym, tajemniczym miejscu, które ciągnie za sobą wiele niebezpieczeństw i stawia przed nimi mnóstwo pytań bez odpowiedzi…
Uwielbiam dystopie - to jeden z moich ulubionych tematów w literaturze. Świat opisany w tej książce jest genialny i doskonale dopracowany. Głównych bohaterów polubiłam już od pierwszych stron. Akcja również nie pozostawia niczego do życzenia - jest nieprzewidywalna, ciągła, interesująca. Do tego dochodzą jeszcze tajemnicze "szepty", o których stopniowo dowiadujemy się coraz więcej. Dużym plusem jest to, że romans nie został wybity na pierwszy plan. Niby coś było, ale zawsze z umiarem - naprawdę idealnie, bo nie lubię powieści, gdzie ciekawą akcję zabija schematyczny romans. Czytałam również, że wiele osób narzeka na zakończenie tej książki. Sądzę jednak, że było ono ciekawe - w moim wypadku sprawiło, że jeszcze bardziej nie mogłam oderwać się od lektury.
"These broken stars" zdecydowanie trafia na moją listę ulubionych. Pewnie jeszcze przez długi czas nie będę mogła opuścić świata tej powieści. Polecam!
Wiele razy słyszałam o książce "These broken stars". Okładka mnie zaintrygowała, opis również wydawał się ciekawy. W końcu postanowiłam zabrać się do lektury, jednak z nastawieniem na typową historię science fiction, gdzie główną rolę będzie odgrywał słabo przedstawiony romans. Zdecydowanie się pomyliłam.
Akcja książki rozgrywa się w przyszłości, w czasach, gdy ludzkość...
2016-01-29
Winter to pasierbica królowej Levany - plotki głoszą, że jest od niej piękniejsza, a nie używa czaru. Łatwo się domyślić, że to jedna z wielu przyczyn nienawiści macochy w stosunku do dziewczyny. Ludzie kochają ją bardziej niż Levanę, przez to ta obawia się zrzucenia z tronu, jednak Winter nigdy nawet nie próbowała zdobyć pozycji królowej. Dochodzi jednak do konfrontacji z resztą protagonistów, a to - oczywiście - komplikuje wszystkie sprawy jeszcze bardziej.
Poprzednie trzy tomy były genialne, ale ten jest zdecydowanie najlepszy. "Winter" to świetne rozwinięcie i zakończenie całej serii, stanowi idealne zwieńczenie całości. Tytułową bohaterkę łatwo polubić, szybko zdobywa sympatię czytelnika. Akcja nie pozostawia nic do życzenia, cały czas coś się dzieje, przez co nie da się oderwać od lektury. Mniej więcej na dwusetnej stronie zaczęłam się zastanawiać, co jest opisywane przez kolejne paręset, skoro całość mogłaby się zaraz skończyć - natomiast pięćset stron później wydawało mi się, że rzeczy nie mogą się bardziej pokomplikować i gorzej już być nie może. (Oczywiście parę rozdziałów później zrobiło się jeszcze gorzej. Naprawdę, na każdej stronie panicznie bałam o życie bohaterów). Przy zakończeniu momentami musiałam sobie przypominać o mruganiu (zdarzało się zapomnieć) - lub nawet o oddychaniu (jak mam oddychać, kiedy w powieści dzieje się coś takiego?).
Podsumowując - "Winter" to naprawdę genialna powieść, koniecznie trzeba ją przeczytać. Polecam!
Winter to pasierbica królowej Levany - plotki głoszą, że jest od niej piękniejsza, a nie używa czaru. Łatwo się domyślić, że to jedna z wielu przyczyn nienawiści macochy w stosunku do dziewczyny. Ludzie kochają ją bardziej niż Levanę, przez to ta obawia się zrzucenia z tronu, jednak Winter nigdy nawet nie próbowała zdobyć pozycji królowej. Dochodzi jednak do konfrontacji z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-15
2016-04-07
2016-04-08
2017-02-25
Krótka historia: ostatnio w przerwie między lekcjami, gdy większość osób jeszcze znajdowała się w klasie, wywiązała się pobieżna rozmowa na temat równości. Jasno określiłam swoje stanowisko, i gdy kolega spytał się "Jesteś feministką czy co?" - tonem sugerującym na to, iż równie dobrze mogłaby to być obelga - odpowiedziałam "Tak, jestem". Reakcje: "to chore", "słyszałem, że jakaś feministka kiedyś zrobiła/powiedziała…" i inne tego typu. Nauczycielka: "Nie no, nie mieszaj się w te sprawy, to głupie…".
Autorka eseju poruszyła ten problem już na początku tekstu - w dzisiejszych czasach słowo "feministka" jest bardzo obarczone i posiada pejoratywny wydźwięk dla osób, które nie znają się na temacie. Feministka nienawidzi mężczyzn i przy najlepszej okazji pobije jakiegoś, gdy ten się do niej odezwie. Feministka się nie pomaluje, pewnie w ogóle jest brzydka i niezadbana, wiecznie zła. Feministka jest skrycie nieszczęśliwa, ponieważ prawdą ogólną jest to, że każda kobieta potrzebuje mężczyzny, aby mogła być zadowolona ze swojego życia.
Najgorsze jest to, że podobne myślenie tak utrwala się obecnie w naszym społeczeństwie, że podobne komentarze usłyszałam nie tylko od mężczyzn, ale i od kobiet. Ponieważ "dawniej, skoro to mężczyzna zawsze był silniejszy, to on polował, podczas gdy kobieta zajmowała się domem" - i tak dalej. Autorka również o tym wspomina - kultura się zmienia. To mogło być aktualne tysiąc lat temu, ale teraz mamy inne możliwości i nie powinniśmy bazować na stereotypach związanych z płcią, tylko na faktycznych umiejętnościach człowieka.
W ten sposób pani Adichie obala wszystkie te komentarze, w świetny sposób opisując ten problem, tę wadę naszego społeczeństwa. Jasno określa swoje stanowisko i widoczne jest, że z wyraźnym szacunkiem odnosi się do każdego człowieka, niezależnie od płci - nie umniejsza mężczyzn i tego, że ich również spotykają krzywdzące stereotypy i oczekiwania społeczeństwa, ale - jak to sama wspomniała - ta książka jest o feminizmie.
Przeczytanie tego eseju zajmuje zaledwie krótką chwilę - i naprawdę warto ją poświęcić. Tekst poszerza perspektywę, porusza mnóstwo istotnych tematów, a przy tym jest dobrze napisany. Uważam, że każdy powinien sięgnąć po tę pozycję - gdyby każdy wziął sobie do serca słowa autorki, nasz świat stałby się o wiele lepszy.
Krótka historia: ostatnio w przerwie między lekcjami, gdy większość osób jeszcze znajdowała się w klasie, wywiązała się pobieżna rozmowa na temat równości. Jasno określiłam swoje stanowisko, i gdy kolega spytał się "Jesteś feministką czy co?" - tonem sugerującym na to, iż równie dobrze mogłaby to być obelga - odpowiedziałam "Tak, jestem". Reakcje: "to chore",...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-22
2017-02-12
2017-02-05
2017-02-01
2016-10-02
Po "The Fever Code" spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy. Z jednej strony miałam nadzieję, że prequel utrzyma poziom reszty serii i nie zepsuje mi ogólnego wrażenia, z drugiej - bardzo obawiałam się, że wszystko to okaże się napisane na siłę i ostatnia książka "Więźnia labiryntu", jednej z moich ulubionych serii, okaże się rozczarowaniem.
Na szczęście James Dashner i tym razem mnie nie zawiódł, a cykl "Więźnia labiryntu" zakończył - przynajmniej moim zdaniem - tak, jak należało.
"The Fever Code" przewyższyło wszystkie moje oczekiwania - to nie nowela, która miałaby zaspokoić "głód" fanów. James Dashner prezentuje nam wielowymiarową powieść, której akcja rozgrywa się między "The Kill Order" a "Więźniem labiryntu". Towarzyszymy Thomasowi i jego przyjaciołom od momentu, gdy zostają zabrani przez DRESZCZ, aż do momentu wysłania Thomasa do Strefy. Autor wyjaśnia nam dokładniej, na czym polega Pożoga, jak funkcjonuje DRESZCZ - wreszcie dowiadujemy się całej prawdy o tej organizacji! - oraz prezentuje przeszłość bohaterów serii, opisuje ich relacje i działania.
"The Fever Code" to wszystko, czego chciałam od tej książki, a nawet jeszcze więcej. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, a moja ciekawość wreszcie została zaspokojona. Wielkie brawa dla Jamesa Dashnera. Polecam książkę wszystkim fanom serii!
Po "The Fever Code" spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy. Z jednej strony miałam nadzieję, że prequel utrzyma poziom reszty serii i nie zepsuje mi ogólnego wrażenia, z drugiej - bardzo obawiałam się, że wszystko to okaże się napisane na siłę i ostatnia książka "Więźnia labiryntu", jednej z moich ulubionych serii, okaże się rozczarowaniem.
Na szczęście James Dashner i tym...
2016-09-08
Wreszcie udało mi się nieco pozbierać po zakończeniu, ale jestem przekonana, że nie przestanę myśleć o tej książce jeszcze przez wiele miesięcy. "Szklany tron" to jedna z moich ulubionych serii, a po "Queen of Shadows" ciężko było oczekiwać, że cokolwiek sprosta poziomowi tej powieści. Ale "Empire of Storms" podniosło poprzeczkę, kompletnie mnie zaskoczyło, zdewastowało - w pozytywny sposób, oczywiście. Co nie zmienia faktu, że po przeczytaniu tej książki jeszcze przez pół dnia kręciło mi się w głowie.
Akcja była niesamowita - inaczej nie jestem w stanie tego ująć. Praktycznie ciągle się coś działo, do tego stopnia, że nie można było się oderwać; ja cały czas wolny poświęcałam tej lekturze, z łomoczącym sercem śledząc poczynania bohaterów.
Właśnie - bohaterowie. To jeden z mocniejszych elementów tej serii, ponieważ są oni świetnie wykreowani, wyraziści, unikalni. Warto skupić się na paru z nich.
Przede wszystkim Aelin, nasza protagonistka. Na przestrzeni tych pięciu części obserwujemy, jak dorasta, najpierw jako Celaena-zabójczyni, a teraz jako królowa. Jest dojrzała i gotowa zrobić to, co trzeba, aby wywalczyć wolność dla swojego królestwa. Jest niesłychanie silan pod każdym względem, ale równocześnie ma swoje wady, popełnia błędy - nie jest doskonała i za to ją uwielbiam.
Rowan - jeśli chodzi o niego, to nic dodać, nic ująć. W EOS poznajemy go jeszcze lepiej, jest naprawdę świetną postacią.
W tej części ważniejsza staje się również Lysandra - dużo się o niej dowiadujemy, a ona sama jest naprawdę genialna, gotowa, by działać dla dobra sprawy. I Aedion - jego też uwielbiam, jest świetnym bohaterem. Trzeba też wspomnieć o Dorianie, w tej części staje się jeszcze ważniejszy i robi wszystko, co może, aby wspomóc Aelin w jej działaniach.
Nowe odkrycia tej części: Elide i Lorcan. Nie spodziewałam się, że staną się tacy istotni - ale zdecydowanie nie narzekam. Ich wątek był naprawdę ciekawy, oni sami są bardzo interesującymi osobami; chętnie dowiem się o nich więcej w TOG6.
Ale, moim zdaniem, swego rodzaju "perłą" tej części jest Manon. Od samego początku była bardzo intrygująca, ale zaczynała po prostu jako czarownica, jako antagonistka, zdecydowanie miała zabarwienie negatywne. Droga, którą przeszła i zmiany mentalne, jakie w niej zaszły są niesamowite - zaczęła czuć, zaczęło jej zależeć, chociaż sama przed sobą nie umie się do tego przyznać. Jest naprawdę genialna i nie mogę się doczekać aby zobaczyć, gdzie poprowadzi ją Sarah.
Warto też wspomnieć o aktualnych antagonistach - Erewanie i Maeve, którzy mrożą krew w żyłach. Z chęcią zobaczę, czy i jak uda się ich pokonać (a naprawdę na to zasługują, osobiście bardzo ich nienawidzę - co nie zmienia faktu, że w swojej roli się spisują).
Mogłabym pisać na ten temat jeszcze przez długi czas, ale nie udałoby mi się wtedy uniknąć spoilerów. Krótko mówiąc - "Empire of Storms" to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. A zakończenie kompletnie mnie zniszczyło - a przy okazji było naprawdę przemyślane i napisane w rewelacyjny sposób. (Zużyłam kilka opakowań chusteczek i całą tabliczkę czekolady.) Wiem, że ta powieść nie da mi spokoju jeszcze przez długi czas - pozostaje wyczekiwać kontynuacji za (niestety) cały rok.
Wreszcie udało mi się nieco pozbierać po zakończeniu, ale jestem przekonana, że nie przestanę myśleć o tej książce jeszcze przez wiele miesięcy. "Szklany tron" to jedna z moich ulubionych serii, a po "Queen of Shadows" ciężko było oczekiwać, że cokolwiek sprosta poziomowi tej powieści. Ale "Empire of Storms" podniosło poprzeczkę, kompletnie mnie zaskoczyło, zdewastowało - w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Świetne rozpoczęcie serii - z pewnością sięgnę wkrótce po kolejne tomy. Bohaterowie są naprawdę wyraziści, fabuła ciekawa, czyta się szybko. Polecam!
Świetne rozpoczęcie serii - z pewnością sięgnę wkrótce po kolejne tomy. Bohaterowie są naprawdę wyraziści, fabuła ciekawa, czyta się szybko. Polecam!
Pokaż mimo to