rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Krótka historia: ostatnio w przerwie między lekcjami, gdy większość osób jeszcze znajdowała się w klasie, wywiązała się pobieżna rozmowa na temat równości. Jasno określiłam swoje stanowisko, i gdy kolega spytał się "Jesteś feministką czy co?" - tonem sugerującym na to, iż równie dobrze mogłaby to być obelga - odpowiedziałam "Tak, jestem". Reakcje: "to chore", "słyszałem, że jakaś feministka kiedyś zrobiła/powiedziała…" i inne tego typu. Nauczycielka: "Nie no, nie mieszaj się w te sprawy, to głupie…".
Autorka eseju poruszyła ten problem już na początku tekstu - w dzisiejszych czasach słowo "feministka" jest bardzo obarczone i posiada pejoratywny wydźwięk dla osób, które nie znają się na temacie. Feministka nienawidzi mężczyzn i przy najlepszej okazji pobije jakiegoś, gdy ten się do niej odezwie. Feministka się nie pomaluje, pewnie w ogóle jest brzydka i niezadbana, wiecznie zła. Feministka jest skrycie nieszczęśliwa, ponieważ prawdą ogólną jest to, że każda kobieta potrzebuje mężczyzny, aby mogła być zadowolona ze swojego życia.
Najgorsze jest to, że podobne myślenie tak utrwala się obecnie w naszym społeczeństwie, że podobne komentarze usłyszałam nie tylko od mężczyzn, ale i od kobiet. Ponieważ "dawniej, skoro to mężczyzna zawsze był silniejszy, to on polował, podczas gdy kobieta zajmowała się domem" - i tak dalej. Autorka również o tym wspomina - kultura się zmienia. To mogło być aktualne tysiąc lat temu, ale teraz mamy inne możliwości i nie powinniśmy bazować na stereotypach związanych z płcią, tylko na faktycznych umiejętnościach człowieka.

W ten sposób pani Adichie obala wszystkie te komentarze, w świetny sposób opisując ten problem, tę wadę naszego społeczeństwa. Jasno określa swoje stanowisko i widoczne jest, że z wyraźnym szacunkiem odnosi się do każdego człowieka, niezależnie od płci - nie umniejsza mężczyzn i tego, że ich również spotykają krzywdzące stereotypy i oczekiwania społeczeństwa, ale - jak to sama wspomniała - ta książka jest o feminizmie.
Przeczytanie tego eseju zajmuje zaledwie krótką chwilę - i naprawdę warto ją poświęcić. Tekst poszerza perspektywę, porusza mnóstwo istotnych tematów, a przy tym jest dobrze napisany. Uważam, że każdy powinien sięgnąć po tę pozycję - gdyby każdy wziął sobie do serca słowa autorki, nasz świat stałby się o wiele lepszy.

Krótka historia: ostatnio w przerwie między lekcjami, gdy większość osób jeszcze znajdowała się w klasie, wywiązała się pobieżna rozmowa na temat równości. Jasno określiłam swoje stanowisko, i gdy kolega spytał się "Jesteś feministką czy co?" - tonem sugerującym na to, iż równie dobrze mogłaby to być obelga - odpowiedziałam "Tak, jestem". Reakcje: "to chore",...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie ma się co oszukiwać - do przeczytania "Prawdodziejki" przekonał mnie blurb z rekomendacją Sary J. Maas. I może jednak książka nie wylądowała na mojej półce z ulubionymi pozycjami, ale zdecydowanie stanowiła ciekawą, intrygującą lekturę.
Mamy przedstawione dwie czarodziejki: Safi i Iseult, więziosiostry, co oznacza mniej więcej tyle, że są powiązane ze sobą nićmi Więzi. Safi posiada dość niecodzienną moc, a mianowicie potrafi rozróżniać prawdę od kłamstwa - z tego powodu wiele osób chciałoby mieć ją po swojej stronie, aby móc wykorzystać jej zdolności. A skoro kończy się Rozejm między imperiami, mogłaby odegrać kluczową rolę. Z kolei Iseult jest więziodziejką - czyli widzi nici Więzi. Albo i coś więcej, ale sama jeszcze nie do końca to rozumie.
Ogólnie rzecz biorąc, "Prawdodziejka" naprawdę mi się podobała. Postaci są ciekawie wykreowane, niektórych lubi się bardziej, a niektórych mniej. Akcja przez cały czas utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie. Fabuła jest złożona, podobnie jak świat, w którym rozgrywa się całość - a, nie oszukujmy się, wykreowanie świata fantasy, który rządzi się swoimi regułami i przy okazji ma sens, jest naprawdę trudnym zadaniem, więc brawa dla Susan Dennard za podołanie temu zadaniu!
Ale mimo to ciągle czułam, że czegoś mi brakuje. Jakiegoś zaskoczenia, nagłego zwrotu akcji, punktu kulminacyjnego. Albo chociaż wyraźniejszego zarysowania głównego konfliktu. Niestety coś takiego nie nastąpiło i uważam za największą wadę tej książki.
Plusy jednak przeważają, więc na pewno sięgnę po drugą część. Miejmy nadzieję, że w końcu wydarzy się coś "dużego" - bo historia zdecydowanie ma na to potencjał. Polecam!

Nie ma się co oszukiwać - do przeczytania "Prawdodziejki" przekonał mnie blurb z rekomendacją Sary J. Maas. I może jednak książka nie wylądowała na mojej półce z ulubionymi pozycjami, ale zdecydowanie stanowiła ciekawą, intrygującą lekturę.
Mamy przedstawione dwie czarodziejki: Safi i Iseult, więziosiostry, co oznacza mniej więcej tyle, że są powiązane ze sobą nićmi Więzi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pozycja warta przeczytania, jeśli lubi się klimat i styl Hemingwaya. Czyli raczej nie dla każdego.

Pozycja warta przeczytania, jeśli lubi się klimat i styl Hemingwaya. Czyli raczej nie dla każdego.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po takim absolutnym klasyku spodziewałam się czegoś więcej. Chyba stąd bierze się moje rozczarowanie po przeczytaniu tej pozycji.
Fabuły chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - stary rybak Santiago, po osiemdziesięciu czterech dniach niepowodzenia na morzu, usiłuje złowić marlina. Nie poddaje się mimo wszystkich przeciwności losu, walczy do samego końca. To tyle.
Właśnie w tym leży problem - to tyle. Piękno leży w prostocie, ale tylko do pewnego momentu. Jeśli odłożymy na bok morał dotyczący walki o swoje, dążenia do celu i wszystkich innych synonimów, pozostaje nam parędziesiąt stron opisu tego, jak łódkę ciągnie duża ryba. A to niestety nie jest wystarczające - przynajmniej dla mnie.
Może i ikoniczną powieść Hemingwaya warto przeczytać - ale chyba tylko dla samego faktu, że można ją odhaczyć jako "Przeczytane".

Po takim absolutnym klasyku spodziewałam się czegoś więcej. Chyba stąd bierze się moje rozczarowanie po przeczytaniu tej pozycji.
Fabuły chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - stary rybak Santiago, po osiemdziesięciu czterech dniach niepowodzenia na morzu, usiłuje złowić marlina. Nie poddaje się mimo wszystkich przeciwności losu, walczy do samego końca. To tyle.
Właśnie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Morał morałem, ale "Ferdydurke" absolutnie do mnie nie trafia. Groteskowa forma sprawia, że przez lekturę ciężko przebrnąć. Całość to praktycznie blok tekstu, niewiele akcji i dialogów, przez co czyta się wolno i trudno się skupić. Może niektórym odpowiadają powieści tego typu - dla mnie to jednak katorga…

Morał morałem, ale "Ferdydurke" absolutnie do mnie nie trafia. Groteskowa forma sprawia, że przez lekturę ciężko przebrnąć. Całość to praktycznie blok tekstu, niewiele akcji i dialogów, przez co czyta się wolno i trudno się skupić. Może niektórym odpowiadają powieści tego typu - dla mnie to jednak katorga…

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Do "Mikołaja…" nastawiałam się dość negatywnie. Oświecenie, pierwsze strony to praktycznie blok tekstu, niewiele dialogów - takie rzeczy odrzucają mnie z miejsca. I faktycznie, pierwsza księga z trzech stanowiła jakąś mękę - tytułowy Doświadczyński dorastał, uczył się, wyjeżdżał do innych krajów i popadał w długi. Brzmi fascynująco, jak wszyscy pewnie zdążyli zauważyć.
Później nieco się rozkręca. Naszemu ulubionemu Mikołajowi rozbija się statek i ląduje na wyspie Nipuanów - plemienia żyjącego tam od pokoleń. Gdy tylko udaje mu się nauczyć ich języka, postanawia tam mieszkać (przynajmniej tymczasowo) i uczyć się od obywateli Nipu. Głównie chodzi o to, że ich społeczeństwo to kompletna utopia - wszyscy wszystkich lubią, negatywne słowa nawet nie istnieją, po prostu kraina mlekiem i miodem płynąca. Całkiem przychylna wizja, ale Mikołaj woli wracać do swoich europejskich długów.
Ta księga była już dużo lepsza, chociaż ciągle jedyne dialogi stanowiły praktycznie pięciostronne wykłady Nipuanów. (Swoją drogą: na początku powiedziane było, że ich język jest bardzo ubogi. Parę stron później ich wypowiedzi zaczęły osiągać poziom ówczesnych filozofów. Coś tu nie pasuje.)
Trzecia księga jest gorsza od drugiej, ale zasadniczo czyta się dobrze. Wtedy Mikołaj ma faktycznie wiele tytułowych przypadków, więc przynajmniej coś się dzieje.
Ogólnie rzecz biorąc, Doświadczyński nie okazał się taki straszny - czyta się w miarę szybko i dobrze, chociaż momentami można nieco "odpłynąć". Ale sądzę, że to pozycja, którą warto przeczytać.

Do "Mikołaja…" nastawiałam się dość negatywnie. Oświecenie, pierwsze strony to praktycznie blok tekstu, niewiele dialogów - takie rzeczy odrzucają mnie z miejsca. I faktycznie, pierwsza księga z trzech stanowiła jakąś mękę - tytułowy Doświadczyński dorastał, uczył się, wyjeżdżał do innych krajów i popadał w długi. Brzmi fascynująco, jak wszyscy pewnie zdążyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po "The Fever Code" spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy. Z jednej strony miałam nadzieję, że prequel utrzyma poziom reszty serii i nie zepsuje mi ogólnego wrażenia, z drugiej - bardzo obawiałam się, że wszystko to okaże się napisane na siłę i ostatnia książka "Więźnia labiryntu", jednej z moich ulubionych serii, okaże się rozczarowaniem.
Na szczęście James Dashner i tym razem mnie nie zawiódł, a cykl "Więźnia labiryntu" zakończył - przynajmniej moim zdaniem - tak, jak należało.
"The Fever Code" przewyższyło wszystkie moje oczekiwania - to nie nowela, która miałaby zaspokoić "głód" fanów. James Dashner prezentuje nam wielowymiarową powieść, której akcja rozgrywa się między "The Kill Order" a "Więźniem labiryntu". Towarzyszymy Thomasowi i jego przyjaciołom od momentu, gdy zostają zabrani przez DRESZCZ, aż do momentu wysłania Thomasa do Strefy. Autor wyjaśnia nam dokładniej, na czym polega Pożoga, jak funkcjonuje DRESZCZ - wreszcie dowiadujemy się całej prawdy o tej organizacji! - oraz prezentuje przeszłość bohaterów serii, opisuje ich relacje i działania.
"The Fever Code" to wszystko, czego chciałam od tej książki, a nawet jeszcze więcej. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, a moja ciekawość wreszcie została zaspokojona. Wielkie brawa dla Jamesa Dashnera. Polecam książkę wszystkim fanom serii!

Po "The Fever Code" spodziewałam się naprawdę wielu rzeczy. Z jednej strony miałam nadzieję, że prequel utrzyma poziom reszty serii i nie zepsuje mi ogólnego wrażenia, z drugiej - bardzo obawiałam się, że wszystko to okaże się napisane na siłę i ostatnia książka "Więźnia labiryntu", jednej z moich ulubionych serii, okaże się rozczarowaniem.
Na szczęście James Dashner i tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Imperium ognia" to moje pierwsze spotkanie z tą autorką - niestety okazało się rozczarowaniem, szczególnie po wielu pozytywnych opiniach, które słyszałam na temat tej książki.
Ogólnie rzecz biorąc, powieść jest naprawdę ciekawa. Pomysł porządny, fabuła wielowymiarowa - największy plus idzie do autorki za wykreowanie świata. Jest brutalny, okrutny, ma porządnie nakreślone prawa i zasady. Tak, jakby do standardowego świata fantasy dorzucić Spartę - brzmi nieźle i naprawdę zostało to świetnie stworzone; za to idzie do autorki wielki plus, bo czasem dobre powieści legną na beznadziejnej scenerii.
Niestety mogę wyodrębnić również parę minusów - zasadniczy to Laia. A jeśli protagonistka książki zawodzi, to chyba jest niekoniecznie dobrze. Laia otrzymała pakiet startowy Przeciętnej Protagonistki Powieści Młodzieżowej: martwi rodzice (którzy pracowali z ruchem oporu - za to punkty bonusowe), wielka tragedia na samym początku powieści i trójkąt miłosny (bez tego się nie obejdzie, oczywiście). Laia jest słabo zarysowana, nieciekawa, nudziła mnie od samego początku. Nieco lepszy był Elias - aczkolwiek on również pasuje pod trop Przeciętnego Protagonisty Powieści Młodzieżowej: poszkodowany przez los, zbuntowany i - niespodzianka - również w trójkącie miłosnym! (Tak, w "Imperium ognia" są aż dwa. Hura.) Najciekawsza jest chyba Helena, która przynajmniej ma swój charakter, intryguje - nigdy do końca nie wiadomo, co myśli, ale zawsze w jakiś sposób potrafi zaskoczyć.
Drugi minus to styl pisania. Ogólnie było naprawdę dobrze, ale czasem - szczególnie w dialogach! - czuć było, że to zaledwie pierwsza książka tej autorki. Pisze ciekawie, ale jeszcze nie potrafi unikać "kiczów" i stereotypowych wyrażeń - ale tego nie uznaję za wielkie przewinienie, ostatecznie każdy kiedyś zaczynał i sądzę, że lepszy styl wypracuje się u autorki z czasem.
Ogólne wrażenie jest całkiem dobre - szału nie ma, ale może pokuszę się o przeczytanie drugiej części. Kto wie, może tym razem Sabaa Tahir mnie zaskoczy? Miejmy nadzieję, że tak się stanie.

"Imperium ognia" to moje pierwsze spotkanie z tą autorką - niestety okazało się rozczarowaniem, szczególnie po wielu pozytywnych opiniach, które słyszałam na temat tej książki.
Ogólnie rzecz biorąc, powieść jest naprawdę ciekawa. Pomysł porządny, fabuła wielowymiarowa - największy plus idzie do autorki za wykreowanie świata. Jest brutalny, okrutny, ma porządnie nakreślone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Księga dżungli" to niewątpliwie ciekawy zbiór opowiadań. Co prawda nie wszystkie historie - przynajmniej moim zdaniem - są równie dobre, ale ogólnie całość czyta się przyjemnie. Na pewno warto sięgnąć po tę pozycję - chociażby dla samego faktu zapoznania się z takim klasykiem.

"Księga dżungli" to niewątpliwie ciekawy zbiór opowiadań. Co prawda nie wszystkie historie - przynajmniej moim zdaniem - są równie dobre, ale ogólnie całość czyta się przyjemnie. Na pewno warto sięgnąć po tę pozycję - chociażby dla samego faktu zapoznania się z takim klasykiem.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Świetna, lekka powieść jednego z moich ulubionych autorów z dawnych lat. Czyta się naprawdę przyjemnie - polecam!

Świetna, lekka powieść jednego z moich ulubionych autorów z dawnych lat. Czyta się naprawdę przyjemnie - polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To chyba najnudniejsza książka, jaką w życiu przeczytałam. Czytanie "Syzyfowych prac" okazało się syzyfową pracą.

To chyba najnudniejsza książka, jaką w życiu przeczytałam. Czytanie "Syzyfowych prac" okazało się syzyfową pracą.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wreszcie udało mi się nieco pozbierać po zakończeniu, ale jestem przekonana, że nie przestanę myśleć o tej książce jeszcze przez wiele miesięcy. "Szklany tron" to jedna z moich ulubionych serii, a po "Queen of Shadows" ciężko było oczekiwać, że cokolwiek sprosta poziomowi tej powieści. Ale "Empire of Storms" podniosło poprzeczkę, kompletnie mnie zaskoczyło, zdewastowało - w pozytywny sposób, oczywiście. Co nie zmienia faktu, że po przeczytaniu tej książki jeszcze przez pół dnia kręciło mi się w głowie.
Akcja była niesamowita - inaczej nie jestem w stanie tego ująć. Praktycznie ciągle się coś działo, do tego stopnia, że nie można było się oderwać; ja cały czas wolny poświęcałam tej lekturze, z łomoczącym sercem śledząc poczynania bohaterów.
Właśnie - bohaterowie. To jeden z mocniejszych elementów tej serii, ponieważ są oni świetnie wykreowani, wyraziści, unikalni. Warto skupić się na paru z nich.
Przede wszystkim Aelin, nasza protagonistka. Na przestrzeni tych pięciu części obserwujemy, jak dorasta, najpierw jako Celaena-zabójczyni, a teraz jako królowa. Jest dojrzała i gotowa zrobić to, co trzeba, aby wywalczyć wolność dla swojego królestwa. Jest niesłychanie silan pod każdym względem, ale równocześnie ma swoje wady, popełnia błędy - nie jest doskonała i za to ją uwielbiam.
Rowan - jeśli chodzi o niego, to nic dodać, nic ująć. W EOS poznajemy go jeszcze lepiej, jest naprawdę świetną postacią.
W tej części ważniejsza staje się również Lysandra - dużo się o niej dowiadujemy, a ona sama jest naprawdę genialna, gotowa, by działać dla dobra sprawy. I Aedion - jego też uwielbiam, jest świetnym bohaterem. Trzeba też wspomnieć o Dorianie, w tej części staje się jeszcze ważniejszy i robi wszystko, co może, aby wspomóc Aelin w jej działaniach.
Nowe odkrycia tej części: Elide i Lorcan. Nie spodziewałam się, że staną się tacy istotni - ale zdecydowanie nie narzekam. Ich wątek był naprawdę ciekawy, oni sami są bardzo interesującymi osobami; chętnie dowiem się o nich więcej w TOG6.
Ale, moim zdaniem, swego rodzaju "perłą" tej części jest Manon. Od samego początku była bardzo intrygująca, ale zaczynała po prostu jako czarownica, jako antagonistka, zdecydowanie miała zabarwienie negatywne. Droga, którą przeszła i zmiany mentalne, jakie w niej zaszły są niesamowite - zaczęła czuć, zaczęło jej zależeć, chociaż sama przed sobą nie umie się do tego przyznać. Jest naprawdę genialna i nie mogę się doczekać aby zobaczyć, gdzie poprowadzi ją Sarah.
Warto też wspomnieć o aktualnych antagonistach - Erewanie i Maeve, którzy mrożą krew w żyłach. Z chęcią zobaczę, czy i jak uda się ich pokonać (a naprawdę na to zasługują, osobiście bardzo ich nienawidzę - co nie zmienia faktu, że w swojej roli się spisują).
Mogłabym pisać na ten temat jeszcze przez długi czas, ale nie udałoby mi się wtedy uniknąć spoilerów. Krótko mówiąc - "Empire of Storms" to jedna z najlepszych książek, jakie kiedykolwiek przeczytałam. A zakończenie kompletnie mnie zniszczyło - a przy okazji było naprawdę przemyślane i napisane w rewelacyjny sposób. (Zużyłam kilka opakowań chusteczek i całą tabliczkę czekolady.) Wiem, że ta powieść nie da mi spokoju jeszcze przez długi czas - pozostaje wyczekiwać kontynuacji za (niestety) cały rok.

Wreszcie udało mi się nieco pozbierać po zakończeniu, ale jestem przekonana, że nie przestanę myśleć o tej książce jeszcze przez wiele miesięcy. "Szklany tron" to jedna z moich ulubionych serii, a po "Queen of Shadows" ciężko było oczekiwać, że cokolwiek sprosta poziomowi tej powieści. Ale "Empire of Storms" podniosło poprzeczkę, kompletnie mnie zaskoczyło, zdewastowało - w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Świetne rozpoczęcie serii - z pewnością sięgnę wkrótce po kolejne tomy. Bohaterowie są naprawdę wyraziści, fabuła ciekawa, czyta się szybko. Polecam!

Świetne rozpoczęcie serii - z pewnością sięgnę wkrótce po kolejne tomy. Bohaterowie są naprawdę wyraziści, fabuła ciekawa, czyta się szybko. Polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Martina Edena" poleciła mi polonistka - inaczej pewnie bym po tę książkę nie sięgnęła, ponieważ nie jestem fanką Jacka Londona. I faktycznie, początek wydał mi się nieco toporny, ale wszystko szybko się rozkręciło. W jakiś niewyjaśniony sposób nie mogłam oderwać się od lektury, praktycznie w ogóle jej nie przerywałam.
Z pozoru fabuła jest prosta. Martin Eden, prosty człowiek, zakochuje się w pannie z wyższych sfer, Ruth Morse. Chłopak ma ambicje, uczy się na własną rękę, aby zrównać się z towarzystwem wybranki, chce zostać pisarzem i uparcie rozsyła swoje twory do wszelkich możliwych czasopism. Taka zwykła historia miłosna.
Tyle, że to nie jest pierwszy lepszy romans. Miłość, owszem, odgrywa tu znaczną rolę, ale w ogólnym rozrachunku stanowiła jedynie bodziec, a powieści chodzi o coś innego. Mamy tu przykład zwykłego człowieka, którego upór, determinacja i ciężka praca zaprowadziły na szczyt. Mamy przykład tego, że pozory często mylą - a ludzi nie powinno oceniać się po pozycji w społeczeństwie lub liczbie pieniędzy. Autor pokazuje nam, co tak naprawdę w życiu się liczy, opowiada o marzeniach, wyborach, o cenie tego wszystkiego. Ukazuje możliwości człowieka, którego siła i wiara w siebie wystarcza, aby poradzić sobie w życiu. A także to, że sukces niekoniecznie daje szczęście.
"Martin Eden" to naprawdę niezwykła powieść na wysokim poziomie, o prostej fabule i wielkim przekazie. Polecam - każdy powinien ją przeczytać.

"Martina Edena" poleciła mi polonistka - inaczej pewnie bym po tę książkę nie sięgnęła, ponieważ nie jestem fanką Jacka Londona. I faktycznie, początek wydał mi się nieco toporny, ale wszystko szybko się rozkręciło. W jakiś niewyjaśniony sposób nie mogłam oderwać się od lektury, praktycznie w ogóle jej nie przerywałam.
Z pozoru fabuła jest prosta. Martin Eden, prosty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Caden Bosch jest normalnym piętnastolatkiem, inteligentnym, uzdolnionym artystycznie.
Caden Bosch jest członkiem załogi okrętu, który zmierza w kierunku najgłębszego punktu Ziemi - Challenger Deep.
Mamy dwie historie rozgrywające się równolegle. Caden - zaczynający się zachowywać coraz dziwniej, aż w końcu nie jest to już normalne, aż w końcu ląduje w psychiatryku. Caden - płynący na statku do Challenger Deep. Dwie opowieści. Jeden bohater.
Na pierwszy rzut oka aż chce się zapytać - jaki to ma sens?
I zanim czytelnik się zorientuje, wciągnie się w historię, trochę czasu musi minąć. Ale jest warto poczekać.
W końcu zauważamy punkty zbieżne w obu historiach. Ale przecież rozgrywają się równolegle, ale przecież główny bohater jest taki sam - o co chodzi?
Nie zdradzam, ponieważ prawdziwy efekt jest tylko wtedy, gdy odkryje się to samemu.
"Challenger Deep" to świetny portret nastolatka dotkniętego chorobą psychiczną, jego wzlotów i upadków. Napisane w niezwykle intrygujący sposób, skłaniające do wielu refleksji - autor porusza naprawdę ciężki temat, jedna radzi sobie z nim doskonale.
Krótko mówiąc - powieść jest genialna. Polecam!

Caden Bosch jest normalnym piętnastolatkiem, inteligentnym, uzdolnionym artystycznie.
Caden Bosch jest członkiem załogi okrętu, który zmierza w kierunku najgłębszego punktu Ziemi - Challenger Deep.
Mamy dwie historie rozgrywające się równolegle. Caden - zaczynający się zachowywać coraz dziwniej, aż w końcu nie jest to już normalne, aż w końcu ląduje w psychiatryku. Caden -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Genialna powieść, przedstawiająca bardzo realistyczny obraz poważnej choroby.
Główny bohater to 19-letni Matt, który ze swoimi problemami radzi sobie poprzez pisanie. Poza schizofrenią ciągle odczuwa wyrzuty sumienia po śmierci Simona, starszego brata, który nie żyje już od wielu lat.
"Zapytaj księżyc" to chaos, wycinki z życia głównego bohatera, setki myśli, które nie zawsze są poukładane - składa się to na świetny obraz choroby, Matt jest świetnym portretem tego, jak może wyglądać schizofrenia.
Autor do tematu podchodzi profesjonalnie i widać, że zna się na tym, o czym pisze - i naprawdę dobrze mu to wychodzi. Polecam wszystkim - "Zapytaj księżyc" jest powieścią, którą według mnie każdy powinien przeczytać.

Genialna powieść, przedstawiająca bardzo realistyczny obraz poważnej choroby.
Główny bohater to 19-letni Matt, który ze swoimi problemami radzi sobie poprzez pisanie. Poza schizofrenią ciągle odczuwa wyrzuty sumienia po śmierci Simona, starszego brata, który nie żyje już od wielu lat.
"Zapytaj księżyc" to chaos, wycinki z życia głównego bohatera, setki myśli, które nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od dawna uwielbiam Maggie Stiefvater - świetnie pisze, komunikuje się z fanami, ma poczucie humoru. "The Raven Cycle" to jedna z moich ulubionych serii, a "Wyścig Śmierci" (skąd się wzięła ta śmierć w tytule? Nawet w powieści jest Wyścig Skorpiona - Scorpio Races) od jakiegoś czasu znajdował się na mojej liście do przeczytania.
Poprzeczkę postawiłam dość wysoko, oczekując naprawdę dobrej książki - i taką też przeczytałam. Pomysł, bazujący na lokalnych mitach i legendach, jest naprawdę oryginalny - bo chyba nie często spotyka się powieść o koniach ludojadach i ich przyjaźni z człowiekiem, prawda? Wampiry i inne tego typu są raczej częstszym tematem, ale na szczęście autorka porzuca ten schemat. "Wyścig Śmierci" to niebanalna lektura, bohaterowie (podobnie jak w TRC) są świetnie wykreowani - każdy ma naprawdę dobrze zarysowany charakter, ja od samego początku lubiłam zarówno Seana, jak i Puck, protagonistów tej powieści.
Fabuła również jest ciekawa, dobrze prowadzona i nieprzewidywalna. Czyta się szybko, ciężko się oderwać od lektury. Polecam wszystkim fanom Maggie Stiefvater - i nie tylko!

Od dawna uwielbiam Maggie Stiefvater - świetnie pisze, komunikuje się z fanami, ma poczucie humoru. "The Raven Cycle" to jedna z moich ulubionych serii, a "Wyścig Śmierci" (skąd się wzięła ta śmierć w tytule? Nawet w powieści jest Wyścig Skorpiona - Scorpio Races) od jakiegoś czasu znajdował się na mojej liście do przeczytania.
Poprzeczkę postawiłam dość wysoko, oczekując...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Powrót z gwiazd" poleciła mi polonistka, odwieczna fanka Stanisława Lema. Inaczej pewnie prędko bym po to nie sięgnęła, ale ostatecznie to klasyka polskiej literatury science-fiction - a klasykę warto znać.
Powieść jest naprawdę ciekawa. Pomysł intryguje już od samego początku, bohaterowie są dobrze wykreowani, czyta się płynnie - pod tym kątem nie mam żadnych zarzutów. Po prostu nie porwał mnie styl Lema - wydaje mi się mało wyrazisty, nie odznacza się niczym szczególnym. Wszystko było poprawnie, ale szału nie było.
I jedno moje "ale" - książka porusza wiele ciekawych zagadnień technicznych, ale dotyka ich tylko powierzchownie. Szkoda, że autor nie zgłębił właśnie takich szczegółów - nadałoby to opowieści więcej wyrazu, przynajmniej dla mnie.
Ale właściwie po Lema warto sięgnąć - bo czemu nie? Polecam, jeśli szuka się powieści ciekawych, ale nie arcydzieł.

"Powrót z gwiazd" poleciła mi polonistka, odwieczna fanka Stanisława Lema. Inaczej pewnie prędko bym po to nie sięgnęła, ale ostatecznie to klasyka polskiej literatury science-fiction - a klasykę warto znać.
Powieść jest naprawdę ciekawa. Pomysł intryguje już od samego początku, bohaterowie są dobrze wykreowani, czyta się płynnie - pod tym kątem nie mam żadnych zarzutów. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To nie jest "piękna" książka. Nie jestem w stanie czytać dłużej słów w tym rodzaju.
Ta książka jest straszna. Opowiada o realnej chorobie psychicznej, na którą chorują realni ludzie i chyba nadszedł czas, żeby świat to zrozumiał.
Choroba psychiczna nie jest "piękna". Fakt, że zakończenie jest takie, a nie inne, nie jest "wzruszający". To tragedia.
I sądzę, że Jennifer Niven dobrze podeszła do tematu. Pokazała czytelnikom rzeczywistość. Problem w tym, że nie każdy jest w stanie zrozumieć, że w tej powieści nie chodzi tylko o sam fakt, że on jest chory, ale i tak się w sobie zakochali. Finn przeżywa swoje własne piekło, dzień w dzień, i wykracza to poza ramy powieści, ponieważ są ludzie, którzy przeżywają dokładnie to samo.
Niestety nasze społeczeństwo - media i młodzież w szczególności - mają tendencję do romantyzowania chorób psychicznych. Bo książka, o człowieku z absolutnie realną chorobą jest "piękna".
Nie jest "piękna". Jest tragiczna w swojej prawdziwości, jest rzeczywista, jeśli tylko jest się w stanie zmienić sposób myślenia, który narzuca nam otoczenie.
Jeśli nie potrafisz tego zrobić - nie sięgaj po tę książkę.

To nie jest "piękna" książka. Nie jestem w stanie czytać dłużej słów w tym rodzaju.
Ta książka jest straszna. Opowiada o realnej chorobie psychicznej, na którą chorują realni ludzie i chyba nadszedł czas, żeby świat to zrozumiał.
Choroba psychiczna nie jest "piękna". Fakt, że zakończenie jest takie, a nie inne, nie jest "wzruszający". To tragedia.
I sądzę, że Jennifer Niven...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na początku byłam oczarowana tą książką. Autor pisze wprost do czytelnika i mówi nam, że ta powieść powstała właśnie dla nas - dokładnie dla osoby, która teraz tę książkę trzyma.
I na początku faktycznie tak jest. Ma się wrażenie, jakby ktoś dedykował swoje słowa właśnie nam - problem w tym, że chyba szybko minęło się to z celem. Wraz z biegiem czasu (stron?) treść nieco się zmienia i od dobrej jednej trzeciej czytałam już na siłę, byle tylko dobrnąć do końca - magia uleciała i już nie wydawało mi się, że książka została "napisana dla mnie", jak to zapowiada tytuł. Wyglądało raczej na to, że autor, przeżywszy jakiś kryzys i nieszczęśliwą miłość, przelał swoje uczucia na papier w takiej a nie innej formie.
Do niektórych to przemawia. Niektórzy, po przeczytaniu tej powieści, deklarują, że dotknęło to ich duszy i nigdy nie czytali czegoś równie wspaniałego. Dla mnie to po prostu zbiór dość tandetnych opowiadań powstałych po to, żeby autor poczuł się lepiej po swoich osobistych przeżyciach.
Ale nie chcę nikogo zniechęcać. Może okaże się, że ta książka - zgodnie z tytułem - została Napisana Dla Ciebie?

Na początku byłam oczarowana tą książką. Autor pisze wprost do czytelnika i mówi nam, że ta powieść powstała właśnie dla nas - dokładnie dla osoby, która teraz tę książkę trzyma.
I na początku faktycznie tak jest. Ma się wrażenie, jakby ktoś dedykował swoje słowa właśnie nam - problem w tym, że chyba szybko minęło się to z celem. Wraz z biegiem czasu (stron?) treść nieco...

więcej Pokaż mimo to