-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-06-15
2012-06-25
2013-08-21
2011-11-27
2012-08-18
2015-09-18
2013-12-30
2012-05-08
2012-05-14
2011-12-10
Paula McLain studiowała poezję na Uniwersytecie. Michigan i otrzymała stypendia naukowe m.in. z Yaddo i MacDowell Colony . Jest autorką dwóch tomików poezji, pamiętnika "Like Family : Growing Up in Other People", a także powieści "A ticket to Ride". Na co dzień, wraz z rodziną mieszka w Cleveland.
Hadley Richardson, mając zaledwie dwadzieścia osiem lat, dawno zrezygnowała już z marzeń o wielkiej, szczęśliwej miłości i założeniu rodziny, spychając je gdzieś w zakamarki pamięci. Los wydaje się jednak posiadać w stosunku do niej zupełnie odmienne plany. Bo przecież pojawienie się w życiu Hadley Ernesta nie może być przypadkiem. Przypadkiem nie może być również śmierć matki dziewczyny, ani tym bardziej jej podjęta pod wpływem bolesnych doświadczeń decyzja o wyjeździe do Chicago. Tamtej jesieni miały zetknąć się losy dwójki zupełnie odmiennych osób - Hadley Richardson i Ernesta Hemingway'a i połączyć je ze sobą na pewien odcinek wieczności, a zaprzeczenie temu faktowi byłoby kłamstwem.
Hadley i Ernest nie walczą z przeznaczeniem i biernie poddają się losowi. Po szybkim ślubie oboje opuszczają Chicago i dołączają do grona Straconego Pokolenia literatów w Paryżu. Tyle, że świeżo poślubieni małżonkowie nie pasują do hulaszczego trybu życia swoich nowych przyjaciół. Nie wiedząc kiedy, oboje powoli oddalają sie od siebie. Ernest w otoczeniu młodych kobiet stara się odnaleźć swą literacką drogę, z kolei Hadley usilnie próbuje wspierać męża, równocześnie pozostając sobą. Determinacja kobiety jest jednak niczym w porównaniu do siły oszustwa, które ukradkiem wkrada się do ich związku, burząc wszystko co wspólnie usiłowali zbudować.
"Choć nieraz szukałam leku, w końcu musiałam się pogodzić z faktem, że Paryż to choroba na którą nie ma lekarstwa"
To zadziwiające, doprawdy zadziwiające, że dopiero fikcja literacka w pełni ukształtowała w moich oczach sylwetkę znanego na całym świecie pisarza. W tych rzadkich chwilach, w których moja pamięć podążała torem w jego kierunku, Ernest Hemingway przybierał dla mnie bowiem postać sędziwego staruszka z za długim zarostem, słowem - uosobienie bohatera jego opowieści "Stary człowiek i morze". Przez myśl mi nawet nie przyszło, że owy mężczyzna kiedykolwiek mógł być zwykłą, młodą i pełną życia osobą, nie wspominając juz w ogóle o tym że mógł on kochać a nawet być kochanym.
Popełniłam karygodny błąd, przyznaję. Z postaci z krwi i kości, uczyniłam bohatera żyjącego jedynie na kartach książki. Paula McLain skutecznie otworzyła mi oczy, wylewając na moją głowę kubeł zimnej wody. Po raz pierwszy zobaczyłam pana Hemingway'a naprawdę, choć niekoniecznie w pozytywnym świetle. Jestem tylko i wyłącznie kobietą, postać mężczyzny, który rani ukochaną osobę - choćby nieświadomie, stanowi dla mnie osobę do szpiku kości przesiąkniętą złem. Dlatego znienawidziłam Ernesta. Znienawidziłam go za jego wątpliwości, za słabe - o Boże jakże słabe! - próby usprawiedliwienia się przed samym sobą i wreszcie za jego uczucie do Hadley. Przyznam szczerze, nawet nie próbowałam zrozumieć jego zachowania. Początkowo owszem, podjęłam pewne niepewne próby, ale z czasem dałam za wygraną - nie było warto.
"Świat już raz się skończył i w każdym momencie mógł się skończyć ponownie"
Za wszystkie te powody przez, które znienawidziłam postać "Hema", pokochałam Hadley. To dziwne bo zwykle postacie równie słabe i bezbronne wzbudzają u mnie irytację. Bohaterka wykreowana przez Paulę Lain czymś jednak mnie ujęła. Czym konkretnie? Nie mam zielonego pojęcia. Być może swą desperacką, z góry skazaną na porażkę walką o własne szczęście. Być może nieśmiałymi znakami świadczącymi o jej cierpieniu, a wreszcie być może dlatego, że w pewnym momencie się poddała. To raczej dyskusyjna sprawa, faktem pozostaje jednak, że bez względu na powód postać Hadley ujęła mnie do głębi. Łakomym wzrokiem pochłaniałam każde kolejne napisane zdanie, nie mogąc się doczekać momentu, w którym nastąpi koniec by wreszcie mogły się ukazać słowa "i żyli długo i szczęśliwie".
Dużą rolę w mojej ostatecznej ocenie odegrał język, którym posługuje się autorka. Łatwo doszukać się w nim śladów świadczących o jej wykształceniu odnośnie poezji. Paula McLain posługuje się prostym aczkolwiek niezwykle plastycznym językiem, w który nie raz wplątują się metafory. Och, oczywiście tekst nic nie ma wspólnego ze stylem, z którym stykamy się w poezji. To takie subtelne połączenie powieści ze środkami stylistycznymi rodem z liryki. Słowem, coś zupełnie nowego i wyjątkowego.
Jeżeli zaś chodzi o samą fabułę - obejmuje ona większą część dorosłego życia Ernesta Hemingway'a. Muszę przyznać, że miałam pewne obawy czy historia życia niezbyt przeze mnie lubianego pisarza przypadnie mi do gustu. Przeczuwałam, że powieść szybko mnie znuży tymczasem jednak zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Nawet nie dostrzegłam, kiedy moja lektura dobiegła końca, co więcej, po jej skończeniu wręcz żałowałam, że to już koniec. Paula McLain udowodniła, że nawet codzienność ubrana w odpowiednie słowa może okazać się idealnym materiałem na powieść.
"Madame Heminway" to doskonała powieść o miłości, wyrzeczeniach, a wreszcie także i o zdradzie, osadzona na tle powojennego Paryża. Lekki, przyjemny styl autorki, możliwość zagłębienia się w życie znanego i cenionego przez krytyków pisarza, a także i niebanalna szata graficzna, przyczyniły się do sukcesu powieści Pauli MCLain. To właśnie historia taka jak te pozwalają nam inaczej spojrzeć na artystów i ich twórczość. Tych, którzy wciąż się wahają, gorąco zachęcam do lektury - "Madame Hemingway" to pozycja obowiązkowa.
Paula McLain studiowała poezję na Uniwersytecie. Michigan i otrzymała stypendia naukowe m.in. z Yaddo i MacDowell Colony . Jest autorką dwóch tomików poezji, pamiętnika "Like Family : Growing Up in Other People", a także powieści "A ticket to Ride". Na co dzień, wraz z rodziną mieszka w Cleveland.
Hadley Richardson, mając zaledwie dwadzieścia osiem lat, dawno zrezygnowała...
2012-12-29
Antoinette van Heugten zanim na dobre zajęła się pisaniem książek, pracowała jako prawnik. Mieszka wraz z mężem w Texas Hill Country. Tematyką autyzmu interesuje się już od kilku lat, od pewnego czasu wpiera również ośrodki zajmujące się dziećmi chorymi na autyzm. Jej debiutancka powieść również poświęcona jest owej tematyce.
Max w oczach swojej matki - nowojorskiej prawniczki Danielle Parkman zawsze był idealny. Chory na zespół Aspargera chłopiec jest informatycznym geniuszem, u którego jednak z wiekiem choroba zaczęła przybierać niepokojący obrót. Max ma coraz większe problemy w relacjach ze swoimi rówieśnikami, co gorsza jednak zaczynają pojawiać się u niego skłonności samobójcze i przejawy agresji. Danielle nie ma wyjścia. Mimo dręczących ją wątpliwości, decyduje się skorzystać z przysługującego jej zaległego urlopu i wraz z synem wyjeżdża do renomowanej kliniki psychiatrycznej Maitland w Plano w stanie Iowa by tam znaleźć odpowiedzi na nękające ją wątpliwości.
Pobyt w klinice przynosi jednak gorzkie rozczarowanie. Lekarze utrudniają Danielle kontakt z synem, wmawiając jej, że taka sytuacja lepiej wpłynie na jego sytuację i wyraźnie dają jej do zrozumienia, że powinna opuścić Plano i wrócić do swojego zwykłego życia. Kobieta jednak ani myśli opuszczać miasteczko. Wspierana przez matkę jednego z pozostałych pacjentów, Danielle stara się zmierzyć z nową sytuacją. Wkrótce jednak z przerażeniem odkrywa, że stan Maxa uległ pogorszeniu. Lekarze stwierdzają u niego zespół schizoafektywny. Max może nigdy nie wrócić już do normalności, stanowi bowiem realne zagrożenie dla siebie i innych. Tyle że Danielle nie wierzy w teorię psychiatrów. Zamierza jak najszybciej opuścić Maitland i skontaktować się z lekarzem prowadzącym chłopca. Wówczas jednak pojawiają się kolejne problemy.
Danielle znajduje Maxa przy ciele zamordowanego Jonasa z prawdopodobnym narzędziem broni w dłoni. Nikt nie wierzy w domniemaną niewinność chorego na autyzm chłopca. Max zostaje oskarżony o morderstwo, a sama Danielle postawiona przed obliczem sądu za próbę ukrycia dowodu zbrodni. Kobieta jednak się nie poddaje. Rozpaczliwie stara się odnaleźć w całej sytuacji chociaż nikłe światełko nadziei. Nic nie jest w stanie ją powstrzymać - ani nadzór policji, ani groźba odsiadki. Ufając intuicji podąża śladami pozostawionymi przez prawdziwego morderce. Musi jednak się pospieszyć. Czas biegnie nie ubłaganie, a "wkrótce" może okazać się za późno.
Macierzyństwo nie jest drogą prostą. Obfituje w liczne zawirowania i przeciwności, i mimo, że niewątpliwie stanowi również źródło niezmiernego szczęścia, stanowi nierozerwalną całość z bólem i strachem. Czasami jednak owa ciemna strona przeważa szalę. Autyzm nie należy do chorób lekkich. Wiążę się on z potrzebą dodatkowej, specjalistycznej opieki, ale przede wszystkim nie zmierzonym źródłem cierpliwości i gotowości do wyrzeczeń. Logicznym stwierdzeniem jest fakt, że nie każda kobieta nadaje się na matkę. Owo zdanie nabiera jednak w obliczu choroby głębszego znaczenia.
Nie mam wątpliwości co do tego, że Danielle - główna bohaterka powieści Anoinette van Heugten - nadaje się na matkę. Poznając jej postać byłam zaskoczona siłą jej uczucia i determinacją by uratować życie swojemu dziecku. Amerykańska autorka w niezwykle rzeczywisty sposób oddała wszelkie aspekty codzienności Danielle. Bez skrupułów przedstawiła nam nie tylko zalety trudnego macierzyństwa, ale również i jego wady. Do tego idealnie skontrastowała postać nowojorskiej prawniczki z inną kobietą, która zmaga się z takimi samymi problemami.
Nieco żałuję, że w powieści tak mało miejsca zostało poświęcone na kreację postaci Maxa. To czym poczęstowała nas bowiem autorka zapowiadało się znakomicie. Jako fascynatka ludzkiej psychiki z niekłamaną przyjemnością zagłębiłabym się w rzeczywistość chorego na autyzm chłopca, poznając sytuację z jego punktu widzenia. Brakło mi więc przysłowiowej wisienki na torcie. Widać, że Antoinette van Heugten jest jednak "obeznana" w temacie. W powieści doszukać się można wielu informacji specjalistycznych co stanowi niewątpliwy plus.
Dawno nie spotkałam się z powieścią, która porwałaby mnie do tego stopnia. Antoinette van Heugten sprawiła, że przez kilka godzin zatraciłam się w rzeczywistości, pochłonięta przez fabułę powieści. A ta wprost ścina z nóg. Amerykańska autorka nie pozwala nam nawet na chwilę zaczerpnąć oddechu. Dla wielbicieli gatunku będzie to prawdziwa uczta. Antoinette van Heugten karmi nas bowiem fałszywymi tropami, zaskakuje i zmusza do zastanowienia.
Warto poświęcić również kilka słów dla okładki. Grafik w mistrzowski sposób oddał bowiem nastrój powieści. Cenię sobie minimalizm - z reguły proste rzeczy sprawdzają się najlepiej i "Dotknąć prawdy" potwierdza ową regułę. Po raz pierwszy chyba polskie tłumaczenie tytułu przypadło mi do gustu bardziej niż oryginał. Choć nie potrafię powiedzieć w czym tkwi jego urok, urzekł mnie już od wstępu.
"Dotknąć prawdy" jest niewątpliwie najlepszą powieścią jaką w ostatnim czasie miałam okazję czytać. Lektura zapewniła mi najlepszego rodzaju czytelniczą ucztę. Antoinette van Heugten w ciekawy, intrygujący sposób skonstruowała fabułę. W sukcesie powieści znaczącą rolę odegrał również jej lekki, przyjemny w odbiorze styl. Autorka ujęła mnie jednak przede wszystkim pięknym i niezwykle obrazowym przedstawieniem relacji matki z synem. Już teraz wiem, że z przyjemnością będę jeszcze nie raz zasiadać do lektury debiutu amerykańskiej autorki i z nie cierpliwością wypatrywać chwili, w której na polskim rynku ukaże się jej kolejna pozycja
Antoinette van Heugten zanim na dobre zajęła się pisaniem książek, pracowała jako prawnik. Mieszka wraz z mężem w Texas Hill Country. Tematyką autyzmu interesuje się już od kilku lat, od pewnego czasu wpiera również ośrodki zajmujące się dziećmi chorymi na autyzm. Jej debiutancka powieść również poświęcona jest owej tematyce.
więcej Pokaż mimo toMax w oczach swojej matki - nowojorskiej...