-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać69
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
2022-04-03
2022-01-23
Teraz czas na "Milczenie owiec", w końcu 😁
"Czerwony smok" to książka, która wciąga. Nawet jeśli pojawią sie w niej mała ilość charyzmatycznego Hannibala Lectera, nad czym trochę ubolewam. Za to w rekompensacie dostałam bardzo ciekawą postać mordercy, który o wiele bardziej przyciągnął moją uwagę niż policjant. Być może dlatego, że autor bardzo dużo uwagi poświęcił temu, co myślał i czuł przestępca, a policjanta potraktował bardzo ogólnie. Był dziwny? Zaakceptuj to, czytelniku, nie potrzebujesz głębszych wyjaśnień.
Przeczytałam, i uważam, że to był dobrze spędzony czas. Ale większe oczekiwania mam wobec drugiej części, słynnego "Milczenia owiec". Żeby było więcej Lectera, po prostu.
Teraz czas na "Milczenie owiec", w końcu 😁
"Czerwony smok" to książka, która wciąga. Nawet jeśli pojawią sie w niej mała ilość charyzmatycznego Hannibala Lectera, nad czym trochę ubolewam. Za to w rekompensacie dostałam bardzo ciekawą postać mordercy, który o wiele bardziej przyciągnął moją uwagę niż policjant. Być może dlatego, że autor bardzo dużo uwagi poświęcił temu, co...
2022-02-06
Myślicie, że łatwo będzie mi cokolwiek napisać o książce, na podstawie której powstał kultowy już film? Nie, nie będzie, ale chociaż spróbuję.
Jest moc w tej powieści. Jest charyzmatyczny Hannibal Lecter. Jest Clarice Starling. Jest też morderca, ale, co dziwnie mi się pisze, ten z "Czerwonego Smoka" był ciekawszy. No i jest ciekawa historia, która trzyma w napięciu. Więc co mnie gryzie w środku? To, że film jest zdecydowanie lepszy. Rzadko to mówię, ale wolę jednak obejrzeć "Milczenie owiec" i genialnego Anthony'ego Hopkinsa niż przeczytać książkę jeszcze raz...
Powieść jest bardzo dobra, nie chce tu siać jakiś pomówień, że jest to coś kiepskiego, jednak kinematografia w tym przypadku silniej się oddziałała na naszą wyobraźnię.
Myślicie, że łatwo będzie mi cokolwiek napisać o książce, na podstawie której powstał kultowy już film? Nie, nie będzie, ale chociaż spróbuję.
Jest moc w tej powieści. Jest charyzmatyczny Hannibal Lecter. Jest Clarice Starling. Jest też morderca, ale, co dziwnie mi się pisze, ten z "Czerwonego Smoka" był ciekawszy. No i jest ciekawa historia, która trzyma w napięciu. Więc...
2022-12-31
Zrobiłam już czytelnicze podsumowanie 2022 roku, ale wyszło, że doczytałam jeszcze jedną pozycję. I to jaką!
Nie czytam horrorów, rzadko też takie filmy oglądam. Intuicyjnie sięgnęłam po "Infekcję", aby wyjść ze swojej strefy komfortu. I to było bardzo, bardzo dobry wybór! Było wszystko, co utrzymuje uwagę czytelnika: coś niewiadomego, coś intrygującego, i coś, co wywoływało dreszcze niepokoju. Masterton nie bawił się w połśrodki, jeśli stworzył scenę, gdzie ma być krew, pot i łzy, to tak było, i autor dodał też coś od siebie. I to było dobre. Intrygujące. Nowe 😁
Tak więc na koniec 2022 roku mam nowe odkrycie literackie, i chęć na poznanie innych pozycji Mastertona.
A, dopiero po zakupie książki odkryłam, że przed "Infekcją" było jeszcze pięć części. Na szczęście, mimo braku znajomości wcześniejszych książek, można czytać tę pozycję. I to dla mnie ogromny plus.
Zrobiłam już czytelnicze podsumowanie 2022 roku, ale wyszło, że doczytałam jeszcze jedną pozycję. I to jaką!
Nie czytam horrorów, rzadko też takie filmy oglądam. Intuicyjnie sięgnęłam po "Infekcję", aby wyjść ze swojej strefy komfortu. I to było bardzo, bardzo dobry wybór! Było wszystko, co utrzymuje uwagę czytelnika: coś niewiadomego, coś intrygującego, i coś, co...
2022-12-16
Brzydzą mnie ślimaki. Nie mogę na nie patrzeć, obojętnie, czy to na żywo, w filmach czy na zdjęciach, a co dopiero kiedy o nich czytam... Tak, w tej książce jest dużo o o ślimakach. A to niby książka o II wojnie światowej...
Moi drodzy, w "Świetle, którego nie widać", dzieje się sporo. Mamy niewidomą dziewczynkę, książki Juliusza Vernego, chłopaka o umyśle ścisłym, zakochanym w radioodbiornikach, jest mnóstwo fizycznych pojęć, od czasu do czasu pojawiają się bohaterowie drugoplanowi, m.in. sympatyczna gospodyni, która świetnie gotuje, weteran I wojny światowej z traumą, chłopak z pasją ornitologiczną, gdzieniegdzie mowa o drogocennym klejnocie... A gdzie w tym wszystkim II wojna światowa? Na początku prawie o niej nie ma mowy, poza tym, że od czasu do czasu autor napisał "Führer", potem, co prawda, już mamy więcej właściwych opisów, ale co jest w tym najsmutniejsze? Że jako czytelniczka nie byłam zaangażowana w całość. Niestety, nic mnie tu nie poruszyło, prędzej znudziło. Brakowało mi w tej opowieści czegoś, co poruszy moją wrażliwą strunę. Więcej było w powieści niepotrzebnych słów, mniej konkretów. Tak, autor bardziej skupił się na ślimakach, falach radiowych czy ptakach niż realiach życia w czasie wojny. Przykre...
Zazdroszczę tym, co płakali na "Świetle, którego nie widać". Był dla mnie potencjał, skierowany nie w tę stronę, co trzeba...
Brzydzą mnie ślimaki. Nie mogę na nie patrzeć, obojętnie, czy to na żywo, w filmach czy na zdjęciach, a co dopiero kiedy o nich czytam... Tak, w tej książce jest dużo o o ślimakach. A to niby książka o II wojnie światowej...
Moi drodzy, w "Świetle, którego nie widać", dzieje się sporo. Mamy niewidomą dziewczynkę, książki Juliusza Vernego, chłopaka o umyśle ścisłym,...
2022-12-11
2022-12-03
Autobiografia napisana chyba pod wpływem impulsu, ogromnych emocji, żali, smutków oraz przyjęcia do wiadomości, że najlepsze lata życia Matthew Perry spędził, wpadając w kolejne uzależnienia. I teraz co ma? Piękny dom, kultową rolę na koncie, pieniądze, ale nie ma w garści szczęścia i miłości, których tak bardzo pożądał. I jeszcze z własnej winy stracił zdrowie...
Czasem miałam wrażenie, że Perry tak naprawdę nigdy nie chciał kończyć z alkoholem i narkotykami, on to wszystko lubił. Nawet bardziej niż granie w filmach czy serialach. I teraz, kiedy się ze swoją historią podzielił, to znajdą się ludzie i fani, którzy okażą mu sympatię, zrozumienie i wsparcie, i znowu będą o nim mówić. Co ja o tej książce myślę? Perry to gawędziarz, który lubi chwalić się tak samo, jak użalać się. Ma do tego prawo, jest prostym człowiekiem, jak każdy z nas, jednak można poczuć niedosyt. Brakuje mi dobrego zakończenia, podsumowania, czegoś, co da mi do zrozumienia, że Perry zaczął działać, a nie tylko gadać. Przez większość dorosłego życia gadał i obiecywał, że się zmieni, i nic z tym nie robił. Odzywa się we mnie idealistka pełną gębą.
Przeczytałam całość, i nie czuję wielkiego szoku, bo wiedziałam, czego się spodziewać. Zobaczymy, jak dalej życie Perry'ego się potoczy.
Autobiografia napisana chyba pod wpływem impulsu, ogromnych emocji, żali, smutków oraz przyjęcia do wiadomości, że najlepsze lata życia Matthew Perry spędził, wpadając w kolejne uzależnienia. I teraz co ma? Piękny dom, kultową rolę na koncie, pieniądze, ale nie ma w garści szczęścia i miłości, których tak bardzo pożądał. I jeszcze z własnej winy stracił zdrowie...
Czasem...
2022-02-05
Może i tego komiksu już nie stworzył osobiście Janusz Chrusta, ale jego duch pozostał.
Po rozczarowującym "Łamignacie Straszliwym" obawiałam się tej części nowych przygód Kajka i Kokosza. Okazało się, że niepotrzebnie. Historia jest naprawdę wciągająca, zawiera w sobie dużo śmiesznych momentów (kilka razy autentycznie się śmiałam), i są Zbójcerze z moim ulubionym Ofermą na czele. Można odnieść wrażenie, że nadal mamy do czynienia z tym rodzajem humoru, co w pierwszych zeszytach z Kajkiem i Kokoszem, mimo że to najnowsza część. Brawa dla twórców za oddanie ducha Christy!
Dla fanów Kajka i Kokosza to będzie bardzo miły powrót do Mirmiłowa 😁
Może i tego komiksu już nie stworzył osobiście Janusz Chrusta, ale jego duch pozostał.
Po rozczarowującym "Łamignacie Straszliwym" obawiałam się tej części nowych przygód Kajka i Kokosza. Okazało się, że niepotrzebnie. Historia jest naprawdę wciągająca, zawiera w sobie dużo śmiesznych momentów (kilka razy autentycznie się śmiałam), i są Zbójcerze z moim ulubionym Ofermą na...
2022-10-06
Miałam duże oczekiwania wobec tego poradnika, ale czuję lekkie rozczarowanie.
W dużym skrócie wygląda to tak: bycie WWO wcale nie jest takie złe, jest się bardzo wyjątkowym i ma się mnóstwo ukrytych zalet, które przydadzą się w życiu codziennym. Brzmi pięknie? Tak, póki nie trafisz na rozdziały, gdzie autorka pisze, że czasem trzeba swoją wysoką wrażliwość odstawić i zachowywać się, jak trzeba (jak oczekuje dobre wychowanie) i zacisnąć zęby, jak coś się nie podoba, albo od czasu do czasu inspirować się Machiavellim (ten od celu, który uświęca środki) w niektórych dziedzinach. I musisz to zaakceptować. A jak nie radzisz sobie, to terapia. Hm, ja tak to odebrałam, i poczułam się momentami skołowana. Chciałam więcej dowiedzieć się o byciu WWO, i nie dostałam w pełni tego, co oczekiwałam. Mały plus? Że odetchnęłam z ulgą, że jednak wszystko ze mną dobrze.
Dopiero zaczynam z tematem WWO, i chyba muszę szukać dalej innych książek. Ta pozycja nie jest dla mnie.
Miałam duże oczekiwania wobec tego poradnika, ale czuję lekkie rozczarowanie.
W dużym skrócie wygląda to tak: bycie WWO wcale nie jest takie złe, jest się bardzo wyjątkowym i ma się mnóstwo ukrytych zalet, które przydadzą się w życiu codziennym. Brzmi pięknie? Tak, póki nie trafisz na rozdziały, gdzie autorka pisze, że czasem trzeba swoją wysoką wrażliwość odstawić i...
2022-10-27
Wiecie, ile dałoby rady wycisnąć z tej opowieści? Teoretycznie sporo, w praktyce wyszło... kilka kropel.
"Służąca" miała szansę być naprawdę ciekawym thrillerem, gdzie poruszone zostały trudne wątki przemocy, przedmiotowego traktowania kobiet czy też zaburzeń psychicznych. Jeśli miałabym być szczera, to książka głównie liznęła to wszystko. Wszystko toczyło się bardzo szybko, motywacje w działaniach bohaterów nie były jakieś zaskakujące, ich charaktery lekko zarysowano, praktycznie albo dano im jedną ważną cechę wyglądu, albo mówi jedno charakterystyczne zdanie, nic poza tym. A Julia, główna postać, nie pasowała mi do całości. Niestety, spodziewałam się po niej więcej aktywności niż jęczenia czy kłamania. Tutaj brakowało jej zdecydowanie wyrazistości, bo teraz nawet nie pamiętam opisu, jak wyglądała czy co ją wyróżniało.
Mogło być świetnie, wyszło poprawnie, moim zdaniem. Duży plus za to, że książkę szybko się czyta. Jednak ten niepokój z początku szybko gdzieś zniknął, wielka szkoda...
Nie jest to pełnokrwisty thriller, tylko pozycja do przeczytania i zapomnienia. Tak też bywa.
Wiecie, ile dałoby rady wycisnąć z tej opowieści? Teoretycznie sporo, w praktyce wyszło... kilka kropel.
"Służąca" miała szansę być naprawdę ciekawym thrillerem, gdzie poruszone zostały trudne wątki przemocy, przedmiotowego traktowania kobiet czy też zaburzeń psychicznych. Jeśli miałabym być szczera, to książka głównie liznęła to wszystko. Wszystko toczyło się bardzo...
2022-11-25
2022-11-17
Jestem ogromną fanką Linkin Park. Kocham ich muzykę od jakiś kilkunastu lat, praktycznie od 13. roku życia. Ten wstęp powinien tłumaczyć wszystko.
Doskonale wiem, że ta książka to typowa laurka dla danego zespołu, ale nie przeszkadza mi to. Tak samo jak fakt, że wszystko opisane jest skrótowo, jak artykuł w gazecie, za to jak dobrze mi się to czytało, i oglądało fotografie z członkami ukochanego zespołu. Miło jest poczytać o ludziach z pasją do tego, co robią, i którzy dali milionom słuchaczom genialne i autentyczne piosenki. I którzy nie bali się łączyć różnych gatunków muzycznych, mimo czasem ogromnego hejtu ze strony ludzi, którzy woleli ich "starszą" wersję. To, co było dla mnie dziwnych uczuciem przy lekturze, to tekst z pierwszych stron, że Chesterowi daleko do wszystkich tych genialnych wykonawców, którzy w młodym wieku oddają się używkom i popełniają samobójstwa. Musiały minąć trzy lata od publikacji "Wszystko jest hybrydą", żeby zaprzeczyć tym słowom, niestety... Bo tak naprawdę dla mnie, jako fance, śmierć Chestera zakończyła pewien etap w życiu, i miałam wrażenie, że coś we mnie umarło. Brzmi górnolotne, wiem, ale żaden wokalista nie był dla mnie tak ważny jak Chester. Śpiewał jak anioł, darł się jak diabeł, jedyny w swoim rodzaju, świetny wokalista, który na żywo śpiewał lepiej niż w wersji studyjnej. Oby tam gdzieś na górze szalał z innymi świetnymi muzykami...
Nie będę obiektywna w ocenie, ale co poradzę, że mowa w książce o ulubionym zespole? Linkin Park był, jest i będzie kultowy. Mówię to ja, skromna fanka, która w aucie ma genialną płytę "Meteora", i słucha ją bardzo często, i zawsze ma ciarki .
Jestem ogromną fanką Linkin Park. Kocham ich muzykę od jakiś kilkunastu lat, praktycznie od 13. roku życia. Ten wstęp powinien tłumaczyć wszystko.
Doskonale wiem, że ta książka to typowa laurka dla danego zespołu, ale nie przeszkadza mi to. Tak samo jak fakt, że wszystko opisane jest skrótowo, jak artykuł w gazecie, za to jak dobrze mi się to czytało, i oglądało fotografie...
2022-11-13
Czytasz "Fikcje", i aż widzisz przed oczami Borgesa, który śmieje się i puszcza do Ciebie oko. Bo lektura wymagająca, momentami trudna, niespójna, dziwna, przerwana, jakaś nie teges, ale chcesz jej więcej i więcej. Przy ostatniej stronie dziwisz się, czemu było tego tak mało? A jeszcze jakiś czas temu mówiłaś sobie, że masz dosyć trudnych książek i nie weźmiesz nic takiego już do ręki, bo literatura ma sprawiać frajdę, a nie mękę. Pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami.
Przeczytałam, i nie mogę wyjść z podziwu. Borges bawi się słowem, bawi się z czytelnikiem, i nawet nie próbuje być przystępny. Nie obchodzi go to, że mogę czegoś nie zrozumieć czy nie skojarzę aluzji. Jest hermetyczny, i dobrze mu z tym. A czytelnicy to chłoną. I są zachwyceni. Taki mocny paradoks, aż inni, też hermetyczni autorzy, mogą pozazdrościć Borgesowi popularności. Dla mnie mistrzowskimi tekstami z tego zbioru są Biblioteka Babel oraz esejoopowiadanie o Don Kichocie.
Jeśli mam coś poradzić, to po prostu... czytajcie "Fikcje", i nie bójcie się Borgesa. I nie martwcie się, że są inne, trudniejsze niż znane Wam dotąd zbiory tekstów, opowiadań, esejów. Ja zapewnie wielu aluzji nie wyłapałam, ale nie przejmuję się tym. To, co we mnie zostało po przeczytaniu "Fikcji", jest moje, i nikt mi tego nie zabierze.
Czytasz "Fikcje", i aż widzisz przed oczami Borgesa, który śmieje się i puszcza do Ciebie oko. Bo lektura wymagająca, momentami trudna, niespójna, dziwna, przerwana, jakaś nie teges, ale chcesz jej więcej i więcej. Przy ostatniej stronie dziwisz się, czemu było tego tak mało? A jeszcze jakiś czas temu mówiłaś sobie, że masz dosyć trudnych książek i nie weźmiesz nic takiego...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-11
To opowiadanie miało świetny potencjał na bycie genialną powieścią.
Znam dobrze mit o Pigmalionie, ciekawiła mnie "Galareta", i ostatecznie czuję lekkie rozczarowanie. Że to jest takie krótkie. Że tyle można było z tej historii wycisnąć, i zmienić ją w powieść. Wiem, że zamysłem autorki było tylko opowiadanie, krótsza forma, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie wszystko o Pigmalionie i Galatei zostało powiedziane. Ten szkielet był genialny na rozwinięcie w coś większego, serio.
Jeśli miałabym ocenić samo opowiadanie, to czytali się je szybko i dobrze, minus za dużo skrótów fabularnych (szybkie opowiedzenie, czemu Galatea stała się człowiekiem, i słabe opisanie motywów działania Pigmaliona).
Madeline Miller pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy nowym spojrzeniem na mitologię grecką. Tylko poproszę o powieści, nie szkielety 😉
To opowiadanie miało świetny potencjał na bycie genialną powieścią.
Znam dobrze mit o Pigmalionie, ciekawiła mnie "Galareta", i ostatecznie czuję lekkie rozczarowanie. Że to jest takie krótkie. Że tyle można było z tej historii wycisnąć, i zmienić ją w powieść. Wiem, że zamysłem autorki było tylko opowiadanie, krótsza forma, jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie...
2022-11-05
Przydało mi się czytanie tej książki. Totalnie się odmóżdzylam, i o to mi chodziło 😊
Szczerze? Może i ta opowieść nie jest o niczym nowym, może i jest pewne, jak to się skończy, ale co z tego? I tak bardzo dobrze się bawiłam przy tej książce. Główni bohaterowie świetnie się dopełniają, żarty słowne są naprawdę śmieszne, rozmowy naturalne (czasem jednak zalatuje współczesnością, ale wybaczam), i jest też chemia, czyli wszystko na plus. Ci, co liczyli na "momenty", trochę się zawiodą, ale ten romans jest z gatunku powolnego rodzenia się uczucia, a nie nagłego wybuchu namiętności po pierwszym spojrzeniu. I wyszło super.
Klimat netfliksowych Bridgertonów zachowany w całości, dla fanów serialu i romansów historycznych powieść będzie jak znalazł.
Przydało mi się czytanie tej książki. Totalnie się odmóżdzylam, i o to mi chodziło 😊
Szczerze? Może i ta opowieść nie jest o niczym nowym, może i jest pewne, jak to się skończy, ale co z tego? I tak bardzo dobrze się bawiłam przy tej książce. Główni bohaterowie świetnie się dopełniają, żarty słowne są naprawdę śmieszne, rozmowy naturalne (czasem jednak zalatuje...
2022-10-29
2022-10-22
Zawsze uważałam się za cierpliwą oraz oczytaną osobę. Do momentu, kiedy nie sięgnęłam po "Wyznaję" Cabrego.
No cóż, w pojedynku z tą trudną, nawet arcytrudną książką, przegrałam. O ile pierwsza połowa powieści bardzo mnie zaciekawiła, to im było bliżej końca, tym coraz bardziej zmuszałam się do czytania. Jakby autor już sam był zmęczony tym wszystkim, co napisał, i chciał już mieć to za sobą. Ech, właśnie takie uczucie miałam już na końcówce, a po wszystkim poczułam się, jakbym przebiegła maraton. Dopóki w "Wyznaję" było bardzo dużo odniesień do Bildungsroman, powieści o dorastaniu, to czułam satysfakcję podczas lektury, bo bohaterowie wydawali się wielowymiarowi i mieli potencjał rozwojowy. Potem, kiedy główny bohater dorósł i stał się, nie ukrywajmy, narcyzem z wybujałym ego, ciężko mi było go zdzierżyć. Stał się bardzo płaski z charakteru, jednolity i przez to wręcz irytujący. Jakim cudem Bernat chciał mieć z nim jeszcze jakiś kontakt? A Sara go kochała? Nie mogę tego pojąć. Szkoda mi właśnie Bernata i Sary, bo nie wykorzystano w pełni tego, co mieli w swoich charakterach. Mieli być po prostu tłem dla wspaniałego Adriana, nic nie znaczący.
Ta zabawa narracją i płynne przejścia między poszczególnymi opowieściami były dla mnie nowością, całkiem ciekawą, zawsze lubiłam literackie eksperymenty z językiem i formą. Jednak w "Wyznaję" zabawa narracją nie ma głębszego przekazu. Autor po prostu tym się bawił, bo mógł - tu użył pierwszej osoby, a tu trzeciej, bo miał takie widzi-mi-się. Co innego te przejścia fabularne - w głowie utkwił mi fragment, kiedy Wielka Inkwizycja zlewa się w jedno z nazistami. To był najgenialniejszy rozdział w całej powieści, taki szkielet zła, z jakim historia miała styczność. To się Cabremu udało.
No cóż, czuję rozczarowanie "Wyznaję", ponieważ po tylu ochach i achach miałam duże oczekiwania. Piękny styl pisania i świetnia pierwsza połowa to nie wszystko, aby nazwać tę powieść wybitną. Druga połowa wygląda tak, jakby autor już sam nie wiedział, co chciałby mi jako czytelniczce przekazać. Poza tym, że często czułam się niedouczona, bo nie wyłapywałam różnych aluzji literackich (a niektórzy uważają mnie za osobę, która zna się na książkach).
No cóż, cieszę się, że przeczytałam "Wyznaję", ale smutno mi, ponieważ oczekiwałam czegoś innego niż ładnie namalowanej wydmuszki. Początkowo chciałam zaniżyć swoją ocenę, ale jednak pójdę na korzyść autora. Czasem są potrzebne takie książki, żeby pozbyć się czytelniczej rutyny i trochę mocniej się skupić przy lekturze niż zazwyczaj. A taki wydaje się być Cabre.
Zawsze uważałam się za cierpliwą oraz oczytaną osobę. Do momentu, kiedy nie sięgnęłam po "Wyznaję" Cabrego.
No cóż, w pojedynku z tą trudną, nawet arcytrudną książką, przegrałam. O ile pierwsza połowa powieści bardzo mnie zaciekawiła, to im było bliżej końca, tym coraz bardziej zmuszałam się do czytania. Jakby autor już sam był zmęczony tym wszystkim, co napisał, i chciał...
2022-09-24
To jest książka, którą z jednej strony chce się szybko skończyć, ale z drugiej strony nie chce się kończyć, żeby jak najdłużej zostać w tym wykreowanym świecie.
"Filary ziemi" to genialna, monumentalna książka, zupełnie jak katedry, o których mowa w tej historii. Czyta się ją bardzo dobrze, zwłaszcza, że jest to stary typ powieści, gdzie liczą się opowieść i bohaterowie, a czytelnik z niecierpliwością czeka, co będzie dalej - nie sądziłam, że tak bardzo zatęsknię za książkami bez eksperymentów narracyjnych, fabularnych i stylistycznych. "Filary ziemi" dały mi dużo czytelniczej frajdy, chociaż czasem miałam wrażenie, że autor pod koniec zaczynał się spieszyć i szybko zamykać niektóre wątki. Ale to nic, Follett bardzo, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, i jestem pewna, że przeczytam resztę książek z tej serii. A pomyśleć, że do "Filarów ziemi" podchodziłam kilka razy, i za każdym razem zostawiałam po kilku stronach! Warto dawać książkom wiele szans, aż przyjdzie na nie pora.
Co będę więcej tu pisać, po prostu przeczytajcie, i nie pożałujecie.
To jest książka, którą z jednej strony chce się szybko skończyć, ale z drugiej strony nie chce się kończyć, żeby jak najdłużej zostać w tym wykreowanym świecie.
"Filary ziemi" to genialna, monumentalna książka, zupełnie jak katedry, o których mowa w tej historii. Czyta się ją bardzo dobrze, zwłaszcza, że jest to stary typ powieści, gdzie liczą się opowieść i bohaterowie, a...
2022-09-19
Jak cenię i lubię twórczość Johna Fowlesa, to "Magiem" jestem tak rozczarowana, że aż mnie boli.
Długo, długo polowałam na tę książkę. Miałam wobec niej ogromne oczekiwania - zachwyciłam się "Kochanicą Francuza" i "Kolekcjonerem", i autor kojarzył mi się ze świetną literaturą. Ucieszyłam się, kiedy miałam w ręku "Maga", i od razu zaczęłam go czytać. Lektura trwała... wiele miesięcy. Nie porwało mnie od razu, ale myślałam, że potem akcja nabierze rozpędu, a ja odkryję wszystkie smaczki i nawiązania kulturowe. Nic z tego. Im dalej czytałam, tym narastała we mnie frustracja. Wracałam do "Maga" co jakiś czas, aby znaleźć coś, co mnie zachwyci. Niestety, zamiast świetnej opowieści, gdzie mamy do czynienia z psychologiczną zabawą w kotka i myszkę, dostałam powieść, która mnie wynudziła. Nie było w niej nic dobrego, w moim odczuciu. Bohaterowie może i nieźle wykreowani, ale wkurzający. Tajemnica by może z początku intrygująca, ale za mocno rozwleczona na kilkaset stron, i straciła na atrakcyjności. Rozmowy elokwentne, ale nie dawały satysfakcji osobie takiej jak ja, która przecież ma za sobą lektury wielu, wielu tytułów. Bardzo, bardzo chciałam to skończyć, i poczułam ulgę, że to już za mną.
Bardzo, bardzo jest mi smutno, że "Mag" mnie rozczarował. Po tylu opiniach, gdzie książkę opisywało się w samych superlatywach, miałam ogromne oczekiwania. Nie spełniło się żadne. Momentami aż chciało mi się płakać, bo Johna Fowlesa bardzo cenię jako pisarza, a dostałam jakiś bubel.
Wierzę, że wielu czytelnikom ta powieść przypadła do gustu. Ja będę odłamkiem, który chce zapomnieć o tym rozczarowaniu...
Jak cenię i lubię twórczość Johna Fowlesa, to "Magiem" jestem tak rozczarowana, że aż mnie boli.
Długo, długo polowałam na tę książkę. Miałam wobec niej ogromne oczekiwania - zachwyciłam się "Kochanicą Francuza" i "Kolekcjonerem", i autor kojarzył mi się ze świetną literaturą. Ucieszyłam się, kiedy miałam w ręku "Maga", i od razu zaczęłam go czytać. Lektura trwała... wiele...
2022-09-18
Jeśli zastanawiacie się, czy Anne dorównuje talentem literackim Charlotte i Emily, to spieszę z odpowiedzią - TAK. Zdecydowane i wielkie TAK.
"Lokatorka Wildfell Hall" to bardzo odważna, jak na czas powstania, powieść. Anne przedstawia w niej wiele trudnych tematów, że aż nie mogłam wyjść z podziwu, że młoda pisarką przedstawia to wszystko z taką umiejętnością i bez cienia patosu. Serio, mówię tu o alkoholizmie, zdradach małżeńskich, przemocy domowej, psychicznych manipulacjach, a nawet momentami mowa była o współuzależnieniu. Wielu autorów tamtego okresu nie wspominało by nawet ociupinkę o tych sprawach, a zrobiła to córka angielskiego pastora! Brawa dla niej!
Czytałam książkę i aż czułam to wszystko, co opisywała Helen, główna bohaterka. To kobieta, która przeszła ogromną przemianę, i, co mogę tylko sobie wyobrazić, wiele panien mogłoby czuc się podobnie, jak ona czy Millcent... Momentami zdawałam sobie sprawę, że niektóre rzeczy mogą dziać się nawet obecnie, a co dopiero w czasach wiktoriańskich, gdzie o rozwodzie nie było mowy, a kobieta była własnością męża, i bez niego się nie liczyła... To jest świetnie napisana, bardzo realistyczna opowieść, w której nie trzeba czytać między wierszami, bo autorka nic przed nami nie ukrywa. Anne Brontë naprawdę była bardzo odważną pisarką swoich czasów, że zdecydowała się opisać taką historię. I moje pytanie brzmi następująco - czemu tak późno mogliśmy poznać po polsku powieść trzeciej siostry? Prawie bym uwierzyła, że liczą się tylko Charlotte i Emily. Anne też ma coś dobrego, wręcz wybitnego do powiedzenia.
Jeśli zastanawiacie się, czy Anne dorównuje talentem literackim Charlotte i Emily, to spieszę z odpowiedzią - TAK. Zdecydowane i wielkie TAK.
"Lokatorka Wildfell Hall" to bardzo odważna, jak na czas powstania, powieść. Anne przedstawia w niej wiele trudnych tematów, że aż nie mogłam wyjść z podziwu, że młoda pisarką przedstawia to wszystko z taką umiejętnością i bez cienia...
Dzięki tej książce przełamałam zastój czytelniczy. I za to należą się duże brawa autorce.
Jestem oczarowana "Życiem Violette". Historia ma swój nieopisany urok, podczas lektury czuje się mnóstwo różnych emocji, aż nie chce się tej powieści tak łatwo odłożyć na półkę. Nigdy nie sądziłam, że opowieść o dozorczyni cmentarza będzie taka ciekawa i żywa. Mimo że sporo w "Życiu Violette" śmierci, to tak naprawdę książka jest pochwałą życia, codzienności, radości z małych rzeczy i pogodzeniem się z tym, co było, akceptacją tego, co jest, i patrzeniem z nadzieją w przyszłość. To, co warto jeszcze tu podkreślić, jest to, że bohaterowie nie są schematyczni - nawet ci, którzy wydają nam się źli, pokazują swoje dobre oblicze, i dzięki temu nasza ocena zmienia się diametralnie.
Czy ta książka ma jakieś wady? Poza tym, że jednak chciałoby się czytać jej więcej? U mnie ma jedną skazę - kiedy powieść obyczajowa, taka naprawdę dobra, zmienia się w coś o charakterze kryminalnym. Wiem, że to ważny element opowieści, ale osobiście nie przepadam za takim zagraniem autorów.
"Życie Violette" to piękna książka, namacalna, i pełna różnych barw. Bije na głowę "Gdzie śpiewają raki", ponieważ więcej w niej realizmu i głębokich przemyśleń o życiu. Gorąco polecam 😊
Dzięki tej książce przełamałam zastój czytelniczy. I za to należą się duże brawa autorce.
więcej Pokaż mimo toJestem oczarowana "Życiem Violette". Historia ma swój nieopisany urok, podczas lektury czuje się mnóstwo różnych emocji, aż nie chce się tej powieści tak łatwo odłożyć na półkę. Nigdy nie sądziłam, że opowieść o dozorczyni cmentarza będzie taka ciekawa i żywa. Mimo że sporo w...