-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać360
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2013-09-08
2013-01-01
2013-05-01
2019-08-09
2010
2018-02-17
Najlepszą rekomendacją tej książki jest chyba to, że gdy skończyłam czytać "Fangirl" natychmiast chciałam zacząć czytać ją od nowa. Tak dobrze mi się to czytało, tak dobrze się bawiłam przy lekturze, tak bardzo polubiłam bohaterów, że z chęcią zaczęłabym przygodę z nimi raz jeszcze.
Rowell wykreowała bowiem powieść, która może strukturalnie nie jest zbyt oryginalna, ale za to niesie sobą dużo ciepła, humoru i zrozumienia. Do tego Cath mimo moich początkowych obaw, nie okazała się typową Mary Sue, prawie wszyscy bohaterowie są do polubienia i uwielbienia, a sam sposób pisania fanfików został pokazany mocno realistycznie [sama pamiętam długie noce wypełnione tylko pisaniem, jak i te dziwne momenty, gdy trafia się na kogoś, kto czytał twoje fanfiki], zaś sama seria Simona Snowa to taka urocza przeróbka znanej w popkulturze sagi, że to aż miłe.
Do "Fangirl" z pewnością jeszcze nie jeden raz powrócę.
Najlepszą rekomendacją tej książki jest chyba to, że gdy skończyłam czytać "Fangirl" natychmiast chciałam zacząć czytać ją od nowa. Tak dobrze mi się to czytało, tak dobrze się bawiłam przy lekturze, tak bardzo polubiłam bohaterów, że z chęcią zaczęłabym przygodę z nimi raz jeszcze.
Rowell wykreowała bowiem powieść, która może strukturalnie nie jest zbyt oryginalna, ale...
2018-01-06
Sięgnęłam po powieść Albertalli, ponieważ dowiedziałam się, że będzie film, a trailer przypadł mi do gustu. Tak więc postanowiłam zaznajomić się wcześniej z literackim pierwowzorem, nie spodziewając się jakichś wielkich zachwytów. W jakim byłam błędzie.
Pochłonęłam to w jeden wieczór. Otworzyłam w tramwaju i cóż, gdy wróciłam do domu, czytałam dalej, chcąc natychmiast wiedzieć, co wydarzy się dalej. Śmiałam się, współczułam i płakałam wraz z bohaterami. Idealnie wyważona, świetnie rozpisana i w zasadzie reprezentant powieści młodzieżowej.
Uczy, bawi i wzrusza. Bohaterowie wydają się być rzeczywiści, mówią młodzieżowym językiem, do tego nie są też banalni. Tak więc, brawo pani Albertalli - stworzyła pani ideał. Aż trudno uwierzyć, że to dopiero debiut.
Sięgnęłam po powieść Albertalli, ponieważ dowiedziałam się, że będzie film, a trailer przypadł mi do gustu. Tak więc postanowiłam zaznajomić się wcześniej z literackim pierwowzorem, nie spodziewając się jakichś wielkich zachwytów. W jakim byłam błędzie.
Pochłonęłam to w jeden wieczór. Otworzyłam w tramwaju i cóż, gdy wróciłam do domu, czytałam dalej, chcąc natychmiast...
2009
2017-06-02
Wystarczył tytuł. Już wtedy było dla mnie oczywiste, że sięgnę po tę książkę, obojętnie czy miał się okazać kryminałem, romansem, kolejną biografią czy powieścią historyczną. Tak samo oczywistym było, że albo ją pokocham albo znienawidzę – nie było możliwe nic pośrodku.
Do sióstr Brontë mam stosunek sentymentalny, ale i ciągle jeszcze silny i żywy. Na ich powieściach dorastałam, czytywałam je wielokroć – choć w przeciwieństwie do bohaterki książki nie potrafię recytować z pamięci poszczególnych fragmentów – a potem pochłaniałam wszystko, co było z nimi związane – biografie, analizy ich dzieł, ekranizacje, reinterpretacje. Większość była mierna, dlatego też „Ostatnia z rodu Brontë” miała przed sobą wyższe wymagania niż te, które stawiam reszcie. Bo w końcu w grę wchodziły moje ulubione autorki.
Te słowa wyjaśnienia są potrzebne, by zrozumieć, dlaczego tak raduje mnie to, że Lowell sprostała moim oczekiwaniom i skąd zatem mój zachwyt, że swoim debiutem nie wyłożyła się na klasyce [co w sumie nie było aż takie trudne, wiele książek podobnych gatunkowo do „Ostatniej z rodu Brontë” biorących się za retellingi, przerabianie czy wykorzystywanie znanych i nośnych utworów szło po najmniejszej linii oporu jeśli chodzi o podejście do wybieranych dzieł].
O czym jest debiutancka powieść absolwentki literatury angielskiej na Stanfordzie? Opowiada o losach Samanthy Whipple, podejmującej studia na Oksfordzie. Zapewne nikogo nigdy by jej osoba nie zainteresowała, gdyby nie fakt, że po przedwczesnej śmierci ojca została jedyną dziedziczką i potomkinią rodu Brontë, zaś według powszechnej opinii oprócz zamiłowania do literatury odziedziczyła także drogocenne pamiątki po znanych siostrach. Zamknięta w sobie, niezwykle introwertyczna i ekscentryczna Samantha pragnęłaby odciąć się od korzeni, jednak za sprawą starych wydań powieści sióstr Brontë, które w nieznanych okolicznościach lądują w jej pokoju, musi zmierzyć się ze swoim spadkiem.
Nie brzmi to jakoś nadzwyczajnie, ale wystarczy rozpocząć lekturę, aby ta całkowicie pochłonęła odbiorcę. Choć główna bohaterka jest z gatunku tych, które nie zaskarbiają sobie jakiejś szczególnej sympatii czytelników [ale ma to swoje uzasadnienie, Samantha po prostu jest nośnikiem charakteru swoich słynnych przodkiń], to nie sposób nie zakochać się w sposobie narracji, jaką prowadzi. Przede wszystkim zachwyca, jeśli chodzi o język – zgrabnie wplata nawiązania literackie [część dla polskich czytelników całkowicie nieczytelna, bo dane dzieła nie zostały nigdy przetłumaczone na polski], bawi się językiem, nie szczędzi dużej dozy humoru i ironii. A przepychanki słowne między Samanthą a innymi to po prostu mistrzostwo [w szczególności zaś między nią a jej promotorem].
Do tego z każdej strony widoczna jest miłość do literatury – zarówno autorki powieści, jak i bohaterów. Tu nie jest tak, że literatura jako zainteresowanie zostało wybrane bohaterom tak po prostu i nie odgrywa większej roli – od razu można wyczuć, że jest ona całych ich życiem, ich celem i sensem istnienia. Nawet gdy teoretycznie bohaterowie zajmują się rzeczami niezwiązanymi z literaturą, to ona cały czas się pojawia, mimowolnie, tak jakby przy okazji.
Niby pojawia się wątek romantyczny, ale w sumie dużo ważniejsza w tym wszystkim jest wspomniana już literatura. I ta bezpośrednio związana z rodem Brontë i ta będąca po prostu literaturą angielską – i tu świetnie zostały wplecione rozmyślania na temat poszczególnych dzieł, widać, że Lowell dużo musiała zaczerpnąć z wykładów, ale przekazuje to w taki sposób, że czytelnicy czują ich prawdziwość – nie ma w tym ani grama sztuczności. Tak mogły wyglądać spotkania Jamesa [promotora] z Sam, tak mogli rozmawiać, w żadnym momencie nie ma się odczucia, by brzmiało to nienaturalnie.
„Ostatnia z rodu Brontë” to inteligentna rozrywka, przekazująca sporo wiedzy na temat literatury angielskiej. Pozwala spojrzeć z innej perspektywy na życie i twórczość sióstr Brontë, demitologizując je. Catherine Lowell niesie w swojej debiutanckiej powieści jakże ważne przesłanie, że by literatura żyła, to należy o niej rozmawiać, dyskutować, kłócić się o motywy, wątki, bohaterów, a nie trzymać się jednej, utartej drogi odczytywania książki.
Opinia także na: http://recenzjeksiazek.natemat.pl/211485,ostatnia-z-rodu-bront
Wystarczył tytuł. Już wtedy było dla mnie oczywiste, że sięgnę po tę książkę, obojętnie czy miał się okazać kryminałem, romansem, kolejną biografią czy powieścią historyczną. Tak samo oczywistym było, że albo ją pokocham albo znienawidzę – nie było możliwe nic pośrodku.
Do sióstr Brontë mam stosunek sentymentalny, ale i ciągle jeszcze silny i żywy. Na ich powieściach...
2016-06-17
„Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? [..] Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można czuć się przy niej podle.”
Czterech przyjaciół po skończeniu studiów przeprowadza się do Nowego Jorku, aby tam rozpocząć swoje dorosłe życie. Walcząc z ambicjami, lękami i uzależnieniami, próbują swoich sił w wymarzonych zawodach – śmiały Willem w aktorstwie, uzdolniony JB – jako malarz, sfrustrowany Malcolm w architekturze, zaś nieco wycofany Jude jako prawnik. Ich historie są ze sobą splecione – jakby nie było, rzecz cała dotyczy ich przyjaźni – które obserwujemy przez kolejne trzydzieści lat. Kariery rozwijają się, ale demony ciągle są gdzieś w pobliżu, tylko czekając, by móc dopaść bohaterów.
„Małe życie” to przede wszystkim świetne i stworzone do perfekcji w każdym detalu portrety psychologiczne bohaterów. Hanya Yanagihara powoli odsłania przeszłość swoich postaci, dając czytelnikom kolejne elementy układanki do całkowitego zrozumienia motywów postępowania Jude’a czy Willema.
„Małe życie” to powieść niezwykła. Choć trochę potrzeba, aby się w nią „wgryźć” [i nie mylić bohaterów między sobą], to gdy już pokona się tę pięćdziesiątą stronę, trudno się od niej oderwać. A zarazem, im dalej w las, tym trudniej się ją czyta – górę biorą emocje, ostatnie dwieście stron to w zasadzie lektura utrudniona przez łzy pojawiające się co chwila. Jednocześnie chce się poznać dalsze losy czwórki przyjaciół, jak i ma się ochotę rzucić książkę i przeklinać autorkę jaki los zgotowała bohaterom. Tak dobra, ale i tak rozdzierająca, powieść.
Trudno się zatem pisze o „Małym życiu” niosącym sobą wielki ładunek emocjonalny, który często jest niemalże niemożliwy do udźwignięcia przez czytelnika, a co dopiero przez bohaterów powieści Yanagihary. Tak jak w życiu, ciężko tu nawet myśleć o jakimkolwiek szczęśliwym zakończeniu, bo za każdym razem, gdy już się wydaje, że bohaterowie osiągnęli wszystko, pokonali demony czy też odnaleźli siebie, a zatem łatwo byłoby postawić kropkę i zamknąć powieść, Hanya Yanagihara idzie dalej, pokazując, co dzieje się dalej, udowadniając, że szczęście nie trwa wiecznie i zawsze następuje po nim upadek. Ból, ludzkie okrucieństwo i słabości, a także pamięć - to ciągnie w dół bohaterów. Jednocześnie to opowieść o przyjaźni, która trwa pomimo wszystkiego, czy też – wbrew wszystkiemu wokół i ta wartość jest jednym z niewielu pozytywów w „Małym życiu”.
„Teraz nie rozumiesz tego, co ci mówię, ale kiedyś zrozumiesz: cała sztuka z przyjaźnią polega na tym, żeby znaleźć ludzi lepszych od siebie, nie inteligentniejszych, nie bardziej cool, ale lepszych, serdeczniejszych i bardziej wybaczających, a potem szanować ich za to, czego mogą cię nauczyć, i słuchać ich, gdy mówią ci coś o tobie samym, choćby i najgorszego… albo i najlepszego, to się zdarza; i ufać im, co jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Ale też i najlepsze.”
Opinia także na: http://recenzjeksiazek.natemat.pl/182843,male-zycie
„Dlaczego przyjaźni nie traktuje się na równi ze związkiem? [..] Przyjaźń oznacza bycie świadkiem dręczących nieszczęść przyjaciela, długich okresów nudy i rzadkich triumfów. To przywilej bycia przy drugiej osobie w jej najtrudniejszych chwilach i świadomość, że samemu też można czuć się przy niej podle.”
Czterech przyjaciół po skończeniu studiów przeprowadza się do Nowego...
2012-10
2011
2015-12-28
„To prawda, że ta wojna być okrutna, tłumaczył dalej Fukuhara. A która wojna nie być? Ale wojna to ludzie. To my być ta wojna. Kolej może i zabijać ludzi, ale ja nie buduję ludzi, tylko kolej.”
Dorrigo Evans miał walczyć podczas II Wojny Światowej. Tymczasem interweniowany wraz z tysiącami innych żołnierzy, przebywa w jednym z japońskich obozów, gdzie jeńcy pracują przy budowie torów Kolei Birmańskiej, mającej polepszyć komunikację pomiędzy Bangkokiem i Rangunem. Ta trasa nazwana później Koleją Śmierci kosztowała życie około 116 tysięcy ludzi.
Wraz ze swoimi towarzyszami Dorrigo Evans próbuje przeżyć. Jako lekarz dzień w dzień musi walczyć o każdego człowieka, oszukiwać Japończyków, śmierć, ale i siebie samego – przesuwając wraz z upływem kolejnych dni granicę swojej wytrzymałości. Pomiędzy ratowaniem beznadziejnych i bardzo beznadziejnych przypadków rozmyśla nad swoim utraconym życiem, o narzeczonej którą zostawił, ale przede wszystkim o romansie z żoną swojego wuja, który zakończył się przed jego wyjazdem na wojnę.
„W Dorrigu, gdy na to patrzył, coś się działo. Oto trzystu ludzi przygląda się, jak trzech innych ludzi masakruje człowieka, którego wszyscy znali, a jednak nikt nie robi nic, żeby to powstrzymać. Będą tak patrzeć dalej i dalej nic nie zrobią. W pewien sposób pogodzili się z tym, co się działo, i odmierzali swój czas rytmem wibracji.”
„Ścieżki północy” to wielowątkowa historia, gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Gdzie każdy z bohaterów ma głos – nieważne po której stronie stał, czy był ofiarą czy oprawcą, czy zdradzał czy był zdradzany. To świetny pomysł autora, Richarda Flanagana, który nie osądza z góry, nie wskazuje, kto był „tym złym”, a nawet poddaje w wątpliwość przemyślenia czytelnika – w chwili, w której wydaje mu się, że już wyrobił sobie zdanie na dany temat, ukazuje drugą stronę medalu, inne spojrzenie, zupełnie odrębne od siebie, a jednak dopełniające się.
„Albowiem odwaga, ocalenie, miłość – to wszystko nie żyło tylko w jednym żołnierzu, lecz w nich wszystkich, a kiedy umierało, umierał każdy z nich; dlatego zaczęli wierzyć, że opuścić jednego ze swoich towarzyszy, to tak, jak gdyby opuścić samego siebie.”
To także powieść o różnych odcieniach wojny, miłości, cierpienia. Jak powstaje, jak się rozwija, wszystkie punkty decyzyjne, które ważą na życiu. „Ścieżki północy” to opowieść o głębokiej samotności – i nieważne, czy znajdziesz swoją drugą połówkę, czy ułożysz sobie życie i tak przez swoje doświadczenia, przez ową niemożność podzielenia się tragedią, by ktoś inny ją zrozumiał, zostaniesz na zawsze samotny pośród tłumu.
„Nic nie trwa wiecznie. Nie rozumiesz, Baker? Właśnie o to chodziło Kiplingowi. Żadne imperia ani wspomnienia. Niczego nie pamiętamy. Może przez rok czy dwa. Może nawet przez całe życie, jeśli żyjemy. Może. Ale potem umieramy i kto później cokolwiek z tego zrozumie? I może nie pamiętamy niczego, zwłaszcza wtedy kiedy kładziemy rękę na sercu i ględzimy o tym, byśmy nie zapomnieli.”
„Ścieżki północy” to powieść precyzyjna budowana zarówno pod względem fabularnym, jak i stylistycznym. Język tej książki jest niesamowity i stanowi ważny element powieści. Do zaskakujących należy także sposób, w jaki Richard Flanagan operuje językiem, potrafiąc pisząc niewiele, wyrazić wszystko, co niewypowiedziane. To wszystkie poboczne historie, dla których „czasu antenowego” jest w sumie mało, potrafią nieraz wyrazić więcej niż cała opowieść rozpisana na 600 stron.
„Nie wstydził się, że odkrył człowieczeństwo w zwierzęciu, którym był, zastanawiał się tylko, dokąd to go zaprowadziło.”
Opinia także na: http://recenzjeksiazek.natemat.pl/166655,prawdziwa-sprawiedliwosc-to-pamiec
„To prawda, że ta wojna być okrutna, tłumaczył dalej Fukuhara. A która wojna nie być? Ale wojna to ludzie. To my być ta wojna. Kolej może i zabijać ludzi, ale ja nie buduję ludzi, tylko kolej.”
Dorrigo Evans miał walczyć podczas II Wojny Światowej. Tymczasem interweniowany wraz z tysiącami innych żołnierzy, przebywa w jednym z japońskich obozów, gdzie jeńcy pracują przy...
2015-12-25
Tak świetnej książki już od dawna nie czytałam. Zabawna, a jednocześnie przerażająca i dogłębnie dramatyczna. Trzymająca w napięciu, a jednak i nie dobijająca zbytnią powagą i ponuractwem. Dobrze wyważona, genialnie poprowadzona.
A teraz czas obejrzeć film.
Tak świetnej książki już od dawna nie czytałam. Zabawna, a jednocześnie przerażająca i dogłębnie dramatyczna. Trzymająca w napięciu, a jednak i nie dobijająca zbytnią powagą i ponuractwem. Dobrze wyważona, genialnie poprowadzona.
A teraz czas obejrzeć film.
2015-12-11
Henry James uważany jest za mistrza w swoim fachu. Ten żyjący na przełomie XIX i XX wieku pisarz z zadziwiającą precyzją opisuje ludzką psychikę, a także różnice w spojrzeniu na świat pomiędzy Europejczykami i Amerykanami. I to głównie temu poświęcił powieść „Europejczycy”.
Oto do Ameryki z odległej Europy przybywa rodzeństwo Young, którzy zamierzają odwiedzić swoich dalekich krewnych. Pod pozorem poznania rodziny przyrodniego brata ich matki zamierzają osiągnąć własne, ukryte cele. A gdzie lepiej je realizować niż po drugiej stronie globu, wśród ludzi, których nigdy się nie widziało oraz których poglądy są mocno staroświeckie względem Europy.
Wydaje się, że podział jest prosty – Europejczycy to ci bardziej nowocześni, postępowi, zaś Amerykanie – utożsamiani z jedynie purytańskim wychowaniem – to ci staroświeccy. Im dalej jednak w lekturze, tym dobitniej okazuje się, że rozróżnienie to nie jest aż czarno-białe, jak można by przypuszczać [co ciekawe, podział ten istnieje mniej więcej w tej samej formie po dzień dzisiejszy]. Henry James świetnie ukazuje niuanse pomiędzy oboma społeczeństwami, dając to tu, to tam palmę pierwszeństwa.
„Sprawiacie na mnie wrażenie ludzi mających wszelkie dane na to, żeby się cieszyć. Nie brak wam pieniędzy, swobody i tego, co się w Europie nazywa „pozycją”. Ale, rzec można, macie smutne podejście do życia.”
Ukazuje to także poprzez bohaterów. Po jednej stronie jest baronowa Eugenia Munster i jej brat lekkoduch, artysta Felix Young. Po drugiej – duchowny Brand, siostry Charlotte i Gertruda i ich ojciec [będący krewnym Youngów], a także rodzina Actonów. Już sam ten podział coś pokazuje - co wskazuje na status w danej społeczności – warto pamiętać, że obie rodziny są mniej więcej na tej samej pozycji społecznej jednak w innych warunkach – a więc: tytuł, przymioty duchowe czy też pożądane zawody. I gdy się tak czytelnik zastanowi, jak kończą poszczególni bohaterowie, to dopiero człowiek poczuje się nieswojo. A także zacznie się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko zrozumiał.
„-Wy, Amerykanie, zachowujecie się tak dziwnie! – oświadczyła baronowa. – Nigdy nie pytacie wprost; wydaje się, że o tylu rzeczach nie wolno wam mówić.
- My, Amerykanie, jesteśmy dobrze wychowani”
Henry James to powieściopisarz, którego w sumie bardzo łatwo pominąć. A przynajmniej w Polsce, gdzie czytelnik zapytany o anglojęzycznych XIX-wiecznych pisarzy wymieni jednym tchem Conan Doyle’a, Austen, Dickensa, może Wilde’a po czym skończą mu się pomysły. Po części to wina szkolnictwa i programu lektur, po części tego, że Polacy mało czytają, a jeśli już sięgają po książki znane. A że mało znane powieści mają małe przebicie, to też mało osób o nich wie. I koło się zamyka. Szkoda, bo James to nie tylko klasyka literatury anglojęzycznej, ale też pisarz jakich mało. W Polsce od pewnego czasu wydaje się kolejne jego powieści i jest w czym wybierać, bo choć porusza mniej więcej tę samą problematykę w każdej książce – społeczeństwo angielskie, społeczeństwo amerykańskie albo oba w zderzeniu ze sobą – to pokazuje tematykę z innej strony, w nowym świetle.
„Europejczycy” to mini powieść, jednak krótsza forma nie ujmuje treści. Świetnie narysowane portrety psychologiczne bohaterów, fabuła, a także problematyka – książka na niczym nie traci. Nic tylko zagłębiać się w powieści Henry’ego Jamesa.
Opinia także na: http://recenzjeksiazek.natemat.pl/165037,europejczycy
Henry James uważany jest za mistrza w swoim fachu. Ten żyjący na przełomie XIX i XX wieku pisarz z zadziwiającą precyzją opisuje ludzką psychikę, a także różnice w spojrzeniu na świat pomiędzy Europejczykami i Amerykanami. I to głównie temu poświęcił powieść „Europejczycy”.
Oto do Ameryki z odległej Europy przybywa rodzeństwo Young, którzy zamierzają odwiedzić swoich...
2015-12-06
Ok, żądam w tej chwili, aby Świat Książki wydał trzeci tom. Muszę wiedzieć, co będzie dalej i aby utwierdzić się w swoich przypuszczeniach.
Co do samego "Oka Księżyca" to mam jedno słowo - WoW! Nadal genialny czarny humor, napięcie, akcja, która nawet na chwilę nie zwalnia, no i ta fabuła!
Anonim ciągle udowadnia, że można napisać horror jednocześnie przerażający, jak i zabawny.
Ok, żądam w tej chwili, aby Świat Książki wydał trzeci tom. Muszę wiedzieć, co będzie dalej i aby utwierdzić się w swoich przypuszczeniach.
Co do samego "Oka Księżyca" to mam jedno słowo - WoW! Nadal genialny czarny humor, napięcie, akcja, która nawet na chwilę nie zwalnia, no i ta fabuła!
Anonim ciągle udowadnia, że można napisać horror jednocześnie przerażający, jak i...
2013-04
2007
Jedna z najlepszych książek jakie czytałam tej autorki - również dlatego, że występuje tu dwójka moich ulubionych detektywów :)
Wciągające, przerażające.
Genialne
Jedna z najlepszych książek jakie czytałam tej autorki - również dlatego, że występuje tu dwójka moich ulubionych detektywów :)
Pokaż mimo toWciągające, przerażające.
Genialne