-
Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński20
-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać322
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Biblioteczka
2019-11-21
2019-09-27
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/coraz-wiekszy-mrok/
Przyzwyczaiłam się do prozy Hoover.
Z biegiem lat autorka wypracowała charakterystyczny styl wypowiedzi, dzięki któremu zjednała sobie miliony czytelników na całym świecie. Nie chodzi o to, że jej powieści stały się przewidywalne. Kto jak kto, ale Colleen potrafi żonglować emocjami, rozpalać zmysły, igrać z wyobraźnią, odkrywać wstydliwe sekrety swoich bohaterów, rzucać odbiorców historii na kolana. Po prostu nie eksperymentowała z gatunkami literackimi. Z jednej strony ta wierność zapewniła jej stałe grono miłośników, z drugiej zaś poniekąd odcięła drogi dostępu do nowych, potencjalnych fanów.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam zapowiedź Verity (oryginalny tytuł omawianej powieści), nawet przez myśl mi nie przeszło, że zmiana przyzwyczajeń mogłaby okazać się strzałem w kolano. Zżerała mnie ciekawość, związana z możliwością oceny tekstu, znacznie odbiegającego od dotychczasowej twórczości Hoover.
Filarem dobrego thrillera psychologicznego jest umiejętne budowanie i stopniowanie napięcia. Autor winien stworzyć takie warunki czytelnikowi, by ten dosłownie wsiąknął w historię, poczuł klimat opowieści i pozwolił obsadzić się w roli marionetki. Jeśli tylko zostanie zmanipulowany przez pisarza i choć przez chwilę zacznie żyć światem swoich bohaterów, wpadnie w pułapkę, związaną z uknutą intrygą, na własnej skórze odczuje paletę emocji, tak realistycznie opisanych na stronach powieści, przeoczy granicę, oddzielającą fikcję od rzeczywistości, wówczas możemy stwierdzić, iż Kreator odniósł sukces.
W przypadku Coraz większego mroku mamy do czynienia z ogromną dawką niepewności, obaw, uzasadnionego lęku, jakie towarzyszą głównej bohaterce. Lowen nie została uhonorowana żadną literacką nagrodą. Jej twórczość nijak ma się do osiągnięć Verity, docenianej autorki thrillerów. Dlatego też, kiedy otrzymuje możliwość dokończenia serii znanej pisarki, początkowo odrzuca możliwość zdobycia sławy, skonfrontowania własnych umiejętności z pracą kogoś o znacznie większym dorobku i doświadczeniu. Jednak okoliczności same pchają Lowen w ramiona kłopotów, a później w objęcia męża Verity.
Okazuje się, że niemoc twórcza Verity jest wynikiem wypadku samochodowego, któremu uległa. Egzystencja przykutej do łóżka kobiety przypomina koszmarną wegetację. W swym pięknym domu przebywa jedynie ciałem, nieobecna podczas ważnych chwil w życiu najbliższej rodziny, która w ostatnim czasie doświadczyła zbyt wielu strat.
W trakcie zapoznawania się z zapiskami Verity, Lowen odnajduje pamiętnik pisarki. Sukcesywnie zapoznając się z jego treścią, zaczyna nabierać podejrzeń odnośnie swej chlebodawczyni, uznając ją za morderczynię. Negatywne emocje, osądzanie Verity potęguje fakt, iż w domu zaczynają dziać się podejrzane rzeczy. Lowen przestaje ufać racjonalnemu osądowi sytuacji...
W tej historii prawda przestaje odgrywać znaczenie. Liczą się intencje bohaterów, motywy, jakimi kierują się pdoczas podejmowania decyzji oraz działania. Insygnia ofiary zmieniają właściciela. Hoover wielokrotnie wyprowadza czytelnika w pole, pozwalając by snuł własne domysły, oceniał postawę bohaterów, szukał dowodów ich winy. Oszołomienie towarzyszy przede wszystkim Lowen, która z jednej strony współczuje mężowi Verity- Jeremiemu, zakochuje się w nim i przez to usiłuje wytłumaczyć jego czyny, z drugiej zaś wierzy w to, iż Verity była zdolna do paskudnych okrucieństw.
Jednakże w tej opowieści nic nie jest jednoznaczne. Wątpliwości towarzyszą zarówno Lowen jak i czytelnikowi Coraz większego mroku. To nie jest książka, którą odkłada się na bok po dotarciu do ostatniej strony. To nie jest lektura nad którą można przejść do zwykłej codzienności. To nie jest tekst, który wyleci z pamięci, a opisane wydarzenia schowają się za mgłą.
Tytuł adekwatny do nastroju, który przez całą lekturę prześladuje czytelnika. Brak klarownych dowodów, pozwalających wydać bezsprzeczny i sprawiedliwy wyrok. Kunsztowna budowa charakterów postaci, mających więcej niż jedno oblicze. Dbałość o detale. Niewymuszone, pozbawione sztuczności, konkretne dialogi. To wszystko przemawia za tym, by pierwszy thriller psychologiczny, jaki wyszedł spod pióra Colleen Hoover okrzyknąć mianem perły!
Jak dla mnie Hoover może spokojnie podążać tą ścieżką. Wytyczyła sobie szlak, który doprowadzi ją na szczyt. Sukcesywne podnoszenie poprzeczki i ogromne zaangażowanie przyniosą zamierzony efekt.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/coraz-wiekszy-mrok/
Przyzwyczaiłam się do prozy Hoover.
Z biegiem lat autorka wypracowała charakterystyczny styl wypowiedzi, dzięki któremu zjednała sobie miliony czytelników na całym świecie. Nie chodzi o to, że jej powieści stały się przewidywalne. Kto jak kto,...
2019-09-24
Ta opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/pod-tafla/
Zapewne większość z Was, zapytana o postać Małej Syrenki, przypomni sobie disneyowską wersję kultowej baśni Andersena. Słodka twarz, otulona burzą soczyście czerwonych włosów, zielony ogon, rozmarzone spojrzenie to charakterystyczne cechy ciekawskiej, naiwnej, lekkomyślnej, rozpieszczonej morskiej istoty, której towarzyszy rozgadana mewa Blagier, sympatyczna ryba Florian oraz krab Sebastian.
Jednak przeniesiona na mały i wielki ekran historia z głośnym happy endem nijak ma się do opowieści, którą uraczyła czytelników Louise O'Neill. W świecie rządzonym przez przedstawicieli płci brzydkiej, kobiety zepchnięte zostały do drugoplanowych ról. Ich istnienie sprowadza się do dbania o urodę, spełniania zachcianek ojców, braci, narzeczonych mężów i bezwzględnego posłuszeństwa. Ciała noszą ślady twardego wychowania, pamiątki po niechcianych zbliżeniach, wypowiedzi przypominają wyuczone frazesy.
Te, które żyją na lądzie mogą zachować pozory samokontroli, korzystać z rozwiązań techniki, rozwijać zainteresowania, podnosić kwalifikacje, jednakże nikt nie dostrzega ich starań, nie docenia poświęcenia, nie podziwia lotności umysłu. Młode nie dbają o reputację, wyznają zasadę Carpe diem, starsze udają, że tolerują zdrady oraz nielojalność partnerów.
Te, które egzystują pod taflą wody mogą żyć w dostatku, znosząc liczne upokorzenia, uznając przewagę męskich osobników, lub korzystać z okazji i mścić się na swych oprawcach.
Pomiędzy nimi znajduje się główna bohaterka historii, w której krew nie zostanie symbolicznie przelana, lecz sączy się litrami z ciała ofiary.
Oto opowieść, która na zawsze zmieni Wasze wyobrażenie o córce króla mórz i oceanów.
Zostawmy za sobą głupiutkie dziewczę, które zakochało się w nieznajomym i w imię wielkiej miłości zrezygnowało z ogona, długowieczności, boskiego głosu na rzecz ludzkiego ciała. Muirgen stanowi przeciwieństwo rozpieszczonej Arielki. Nie dość, że żyje w przekonaniu, iż została porzucona przez matkę, zmuszona do zostania narzeczoną brutalnego, starego trytona, to jeszcze zmaga się z przemocą ze strony własnego ojca. Kiedy los stawia na jej drodze człowieka, młodego mężczyznę, który rozbudza w niej platoniczną miłość oraz nadzieję na poprawę egzystencji, nic dziwnego, iż syrena postanawia zaryzykować wszystko, co stanowi jej dziedzictwo, bogactwo i świadczy o jej wyjątkowości, by przeistoczyć się w prawdziwą kobietę. I tak, jak miało to miejsce w przypadku Arielki, popełnia zbrodnię wobec natury, prosi o pomoc Morską Wiedźmę. Oczywiście przysługa ma swoją cenę, wszakże czarne charaktery nigdy nie pomagają w ramach charytatywnej działalności. Syrena traci jeden ze swych największych atrybutów, a jej czas na lądzie wyznacza księżyc. Musi rozkochać w sobie obiekt westchnień, przystojnego Oliviera, spadkobiercę imponującego majątku. I na tym kończą się podobieństwa pomiędzy losem syren.
O'Neill otwiera wrota do świata, w którym prym wiodą męskie genitalia. Olivier nie jest szlachetnym młodzieńcem, opłakującym śmierć narzeczonej, a jego towarzysze znacznie odbiegają od wzoru cnót i prawych zachowań. Alkohol zastępuje pozbawione procentów trunki, seks bez zobowiązań, zaspokaja pierwotną potrzebę rozładowania napięcia, gra pozorów liczy się bardziej od spokoju ducha.
Muirgen odkrywa na lądzie ślady obecności swojej matki. Staje przed wyborem odkrycia prawdy o jej śmierci, tudzież zdobycia serca mężczyzny. Walczy z wewnętrznym głosem, obsesją i nienawiścią ze strony pani domu i coraz bardziej dociera do niej fakt, jak wiele zaryzykowała i poświęciła dla istoty, której w gruncie rzeczy nie zna, która nie traktuje jej poważnie. I kiedy nadchodzi kulminacyjny moment, nie dość że będzie musiała stawić czoła Morskiej Wiedźmie, co przede wszystkim zostanie postawiona przed wyborem, a ten zaś będzie dla niej oznaczał morderstwo bądź samobójstwo. Jak zakończy się ta opowieść?
Bohaterka Pod Taflą, choć pozbawiona istotnego narzędzia mowy, przemawia głosem kobiet, które zauroczone wizją świetlanej przyszłości u boku mężczyzny, poświęcają dla niego godność, szacunek względem własnej osoby, zdrowie, jak również część własnego człowieczeństwa. Jak często wyobrażenie o kimś mija się z prawdą? Ile razy padłyśmy ofiarą przekonania o tym, że dany mężczyzna zapewni nam stabilizację, bezpieczeństwo, odwzajemni nasze uczucia i będzie nam wierny? Zdarzyła Wam się miłość od pierwszego wejrzenia? Pokusiłyście się o to, by przewartościować hierarchię priorytetów, by zwrócić na siebie uwagę danego faceta, by go w sobie rozkochać, by go zdobyć, by się z nim związać? W ilu przypadkach był to właściwy wybór?
Muirgen postrzegała Oliviera jako wybawcę. Łudziła się, że związek z nim okaże się remedium na jej dotychczasowe problemy. Ucieczka od ojca tyrana, od nielojalnych sióstr, zastraszonej babki, narzeczonego-pedofila, wprost w ramiona dwunożnej istoty miała zakończyć się sukcesem. O ile w przypadku Arielki, dziewczęce zauroczenie księciem, mogło wynikać z chwilowego kaprysu, z okazją poznania świata, którym od dziecka była zauroczona, tak już jeśli chodzi o Muirgen-Gaię, mamy do czynienia z innym, bardziej świadomym działaniem.
Istotną kwestię stanowią również Rusałki, którymi poniekąd dowodzi Morska Wiedźma. Symbolizują one te wszystkie porzucone, zdradzone, oszukane, zniszczone, zawiedzione, uszkodzone kobiety. Ich gniew jest jak najbardziej uzasadniony. Ich żąda zemsty znajduje usprawiedliwienie, a sposób wymierzenia kary jest typowy dla morskich potworów, i adekwatny do sytuacji.
Z resztą sama Wiedźma okaże się bardzo intrygującą i inteligentną postacią. To typ matrony, której życiowe doświadczenie odgrywa większą rolę niż magiczne moce. Nie oceniajcie zatem jej czynów, które mają jedynie na celu nakłonienie Muirgen do głębszych przemyśleń, do tego, by wreszcie zaczęła podejmować słuszne, zgodne z sumieniem i właściwymi pragnieniami decyzje.
Tak, jak w każdej baśni, główna bohaterka musi w końcu obrać konkretny kierunek, zdecydować na czym tak naprawdę jej zależy i po której strony barykady zajmie miejsce, tak i w przypadku rozczarowanej, coraz bardziej świadomej Muirgen przyjdzie czas na skierowanie zaczarowanego sztyletu w daną pierś. Czy wymierzy nim sprawiedliwość? Czy poszuka zadośćuczynienia? Czy podda się zemście? A może wręcz przeciwnie, stanie się lepszą wersją samej siebie?
Dynamiczna akcja, przeplatana wciągającymi wątkami, narastający niepokój, specyficzny klimat, bohaterka, której daleko do mimozy czy marionetki, to zdecydowanie najmocniejsze atuty tej powieści. Jeśli kochacie baśnie, a już tym bardziej opowieści bazujące na baśniowych motywach, koniecznie sięgnijcie po recenzowaną lekturę. Cudowna okładka to zaledwie preludium czytelniczej uczty. Popłyńcie z falą, która przeniesie Was do podwodnego świata, tak odległego od znanej rzeczywistości i jednocześnie odzwierciedlającego zło, jakie panoszy się na lądzie. Zanurzcie się w odmętach kobiecej wyobraźni, płodnej, bogatej, różnorodnej, przepełnionej nadzieją oraz pragnieniem odwzajemnionej miłości. Od Was zależy czy w ostateczności wypłyniecie na powierzchnię czy postanowicie pozostać pod taflą, dołączając do grona mścicielek.
Ta opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/pod-tafla/
Zapewne większość z Was, zapytana o postać Małej Syrenki, przypomni sobie disneyowską wersję kultowej baśni Andersena. Słodka twarz, otulona burzą soczyście czerwonych włosów, zielony ogon, rozmarzone spojrzenie to charakterystyczne cechy ciekawskiej, naiwnej,...
2019-09-22
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/saga-ksiezycowa-tom-3-cress/
Przyznajcie się z ręką na sercu: porzuciliście nadzieję na to, iż któreś z wydawnictw wskrzesi przerwaną serię czy sięgnęliście po oryginalne wydanie?
Po wielu latach od debiutu Scarlett, Papierowy Księżyc uraczył fanów Marissy Meyer kontynuacją przygód Cinder oraz jej pobratymców, jak również dokonał nowego przekładu tomów, które dotychczas pojawiły się na rynku.
Uwaga całego globu skupia się na stolicy Wspólnoty Wschodniej. Trwają przygotowania do zaślubin młodego cesarza Kaito z lunarską monarchinią. Tymczasem dziewczyna-cyborg, która stanowi nadzieję dla uciśnionego ludu, toczy walkę z czasem, przerażającą armią księżycowych mutantów, zyskując coraz większe grono zwolenników i nową, choć niepozornie prezentującą się na pierwszy rzut oka, potężną sojuszniczkę.
Dotąd nieuleczalna choroba odbiera życie nie tylko mieszkańcom Ziemi. Zmutowany wirus atakuje niegdyś odpornych Lunarów.
Co dla Wszechświata stanowi większe zagrożenie: żądna władzy Levana czy plaga, nad którą nikt nie ma już kontroli?
Niezmiernie zależało mi na tym, by skonfrontować pracę Doroty Konowrockiej z wizją Magdaleny Grajcar. Dlatego też przed lekturą Cress przypomniałam sobie treść książek, które ukazały się nakładem Wydawnictwa Literacki Egmont.
Nowa, baśniowa szata graficzna, twarde okładki, kilka rozbieżności w nazewnictwie, do którego zdążyłam przywyknąć (Lunarzy funkcjonują jako Księżycowi, Letumosis określona została jako Litumoza), to tylko nieliczne różnice pomiędzy przekładami. Waham się nad tym czy połączyć oba wydania czy rozpocząć na nowo przygodę ze słupskim Wydawnictwem.
Trzeci tom Sagi Księżycowej jakościowo nie odbiega od swych poprzedników. Śmiem twierdzić, iż dzięki stopniowaniu napięcia, nagłym zwrotom akcji, dynamicznym dialogom i charyzmatycznym bohaterom, stanowi źródło niekończącej się czytelniczej satysfakcji. To zdecydowanie najsilniejsze ogniwo opowieści.
Autorka użyczyła głosu nowej postaci- długowłosej Cress, której sylwetka nawiązuje do Roszpunki. To właśnie baśniowe odniesienia spowodowały moje zainteresowanie opisywaną tetralogią. Nie myślcie jednak, że tytułowa postać jest wiernym odzwierciedleniem uwięzionej w wieży księżniczki. Ta nastoletnia obywatelka Luny słynie z nieprzeciętnych, hakerskich umiejętności. Jest uzdolniona muzycznie, ma bujną wyobraźnię i niejeden szpieg mógłby pobierać u niej nauki. Nie traci przy tym uroku i naprawdę trudno by było nie darzyć jej sympatią.
Ten typ odważnej, wiernej ideałom, starającej się postępować zgodnie z sumieniem i przede wszystkim pełnej empatii dziewczyny, wpisuje się w pewien wzór bohaterki, do której przyzwyczaiła nas Meyer. Cinder, Scarlett, Cress stanowią różnobarwne trio rebeliantek, wojowniczek o lepsze jutro, które walczą z przeciwnościami losu oraz własnymi pragnieniami, marzeniami i namiętnościami. Bowiem podobnie, jak miało to miejsce w przypadku romansu Czerwonego Kapturka z Wilkiem, Kopciuszka z księciem Kaito, również Roszpunka zapała uczuciem do pewnego młodzieńca. Oczywiście, ich romans wymagać będzie podjęcia trudnych decyzji, determinacji, wzajemnego zaufania, ale dostarczy obojgu mnóstwa wrażeń, którym towarzyszyć będą donośne fanfary.
Napisana z rozmachem saga nie przypomina pełnych patosu traktatów o zbliżającym się końcu świata i możliwych sposobach na ocalenie ludzkości. To wspaniała wizja alternatywnej przyszłości, w której prócz wypełnienia istotnej misji, postaci starają się również zmagać z codziennymi trudnościami. Mimo młodego wieku i niewielkiego doświadczenia, dokonują rzeczy, o których nawet nie śniło się głowom współcześnie rządzącym państwami, podejmują decyzje, od losu których zależy dobro Wszechświata, odkładają na bok własne szczęście, koncentrując się na dobru ogółu.
Wśród prawdziwych herosów muszą oczywiście pojawić się zdrajcy, a także czarny charakter. Czym byłaby kosmiczna epopeja bez egoistycznej, pozbawionej skrupułów Levany? Tym razem dostajemy nie tylko zwiększoną dawkę informacji, ukazujących szerszy obraz jej okrucieństwa oraz możliwości, jak również zapoznajemy się z kilkoma szczegółami z przeszłości królowej, które ukształtowały charakter postrachu galaktyki.
Przerwana w istotnym momencie historia, doczekała się swej kontynuacji. Nam, czytelnikom pozostało cierpliwie śledzić doniesienia na stronie wydawnictwo na temat Winter. Szalona księżniczka, pasierbica Levany, zapewne dostarczy pozostałym bohaterom wielu wrażeń. Zatem do szybkiego przeczytania!
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/saga-ksiezycowa-tom-3-cress/
Przyznajcie się z ręką na sercu: porzuciliście nadzieję na to, iż któreś z wydawnictw wskrzesi przerwaną serię czy sięgnęliście po oryginalne wydanie?
Po wielu latach od debiutu Scarlett, Papierowy Księżyc uraczył fanów Marissy Meyer...
2019-09-16
Aż strach pomyśleć, że w zamyśle autorki, nigdy nie miała ukazać się drukiem.
Mroczna, ociekająca seksem, obsesją, opisami czynów od których włos jeży się na karku, stanowiła odskocznię od literatury, do której przyzwyczaiła nas Hoover.
Taka brutalna w doborze słów, niemająca nic wspólnego z poetyckością czy romantycznymi uniesieniami, pozwalająca szczerze, bez woalki wstydu przełamać kulturalne tabu.
Inna, nie znaczy gorsza.
Uzależniająca do tego stopnia, iż nawet jej chwilowe odstawienie może wiązać się z uczuciem przejmującego głodu.
Zatem zapoznajcie się z treścią lektury, niż naprawdę będzie TOO LATE...
Jeśli się Wam wydaje, że ostrzeżenia dotyczące wieku czytelnika, stanowią jedynie chwyt marketingowy i znając dotychczasowe utwory Hoover, można spodziewać się kolejnej historii o miłości (z niewielką ilością scen z delikatnym pieprzykiem), koniecznie zmieńcie swoje nastawienie.
To, z czego słynęła autorka bestsellerowych powieści z gatunku new adult, odstawcie na półkę z jej dotychczasowymi książkami. Albowiem w TOO LATE bohaterowie nie uprawiają subtelnego, niewinnego pettingu, nie umawiają się na randki w blasku zachodzącego słońca, nie stanowią dla siebie inspiracji, podczas tworzenia dzieł sztuki, nie odkrywają ukrytych talentów, nie motywują się do zmiany na lepsze.
W opisywanej lekturze mamy do czynienia ze schizofrenikiem, będącym głową uczelnianego gangu, dilerem, jak również narkomanem. Jego zaburzenia osobowości powodują, iż wpada z jednej skrajności w drugą, krzywdzi, kocha, bije, morduje, gwałci, knuje, przy czym za każdym razem domaga się docenienia swojego geniuszu i znajduje usprawiedliwienie własnych czynów. Asa Jackson, bo o nim mowa, dzierży berło egocentryzmu, jego działania cechuje bezwzględność, chęć manipulacji, agresja oraz impulsywność. I naprawdę bez znaczenia jest fakt, że został bardzo skrzywdzony jako dziecko, pozbawiony prawidłowego wzorca zachowań. Los obdarował go nieprzeciętną inteligencją, urokiem osobistym oraz smykałką do interesów. Postawił na jego drodze nieskażoną, niewinną, dobrą, pracowitą, lojalną Sloane, która z czasem stała się jego niewolnicą.
Chora relacja, jaka wiąże dwoje wspomnianych bohaterów przekracza wszelkie granice.
Hoover nie przebiera w słowach, opisując ich zbliżenia, cytując dialogi czy też oddając im głos, jako narratorom powieści. Czytelnik zaznajamia się z różnymi rodzajami intymnych kontaktów, mając wrażenie, iż uczestniczy w scenach rodem z filmów dla dorosłych.
Jednakże TOO LATE nie traktuje wyłącznie o związku Asy i Sloane. Temperaturę podnosi pojawienie się kolejnego elementu miłosnego trójkąta- Cartera vel Luka, policjanta, rozpracowującego uczelniany gang, który zakochuje się w... Tak, zapewne tego już zdążyliście się domyślić.
Przez całą lekturę nad bohaterami wisi tytułowe fatum. Jakiekolwiek podejmują decyzje, wydaje się, że jest już dla nich za późno. Za późno na to, by wyrwać Sloane ze szponów Asy, za późno na to, by ocalić życie Luka, za późno na to, by tych dwoje mogło być kiedykolwiek szczęśliwych, za późno na to, by Sloane żyła jak typowa nastolatka, za późno na to, by Asa zdążył się nawrócić, za późno na to, by nie powielał błędów swojego ojca, za późno na to, by dorwał go wymiar sprawiedliwości, za późno na to by odpuścił...
Postarajcie się dobrze zrozumieć sens mojej wypowiedzi. Ta historia jest zła. Nie dlatego, iż grzeszy opisami nieprawdopodobnych przypadków. Takie rzeczy zdarzają się w rzeczywistości! Tacy ludzie mijają nas w centrach handlowych, w urzędach, nierzadko pozdrawiając serdecznie, ustępują miejsca w kolejce, przepuszczają w drzwiach. Nie dlatego, że Hoover dała popis znajomości obscenicznych, zarezerwowanych dla uszu kochanków, sprośnych zwrotów. Nie dlatego, iż pozwoliła swoim bohaterom pieprzyć się w miejscach publicznych, zachwycać się zapachem dłoni, które dotykały genitaliów, masturbować na widok lub na samą myśl o konkretnej osobie, dokonywać gwałtu na ciężarnej, mordować z zimną krwią. Ta historia jest zła, ponieważ przerzuca na czytelnika cały ciężar doświadczeń opisanych postaci, pozwala czuć ból dziewicy, która nie wyraziła zgody na swój pierwszy raz, usłyszeć łkanie dziecka, zastraszanego przez rodzonego ojca. Tej opowieści towarzyszy przekonanie czytelnika o nieuchronnym unicestwieniu, o braku szczęśliwego zakończenia, bowiem wszystko zmierza ku apokalipsie, bohaterowie wyniszczają się wzajemnie, nie ma szansy na nagły zwrot akcji, na jakąkolwiek nadzieję.
I nawet gdy dotarłam do ostatniej strony, gdy zapoznałam się z poprzestawianymi chronologicznie elementami układanki, miałam nieodparte wrażenie, że tak naprawdę zostało coś jeszcze, to zło, czające się w kolejnym pokoleniu, śpiącym spokojnie w dziecięcym łóżeczku...
Mimo wszystko jestem wdzięczna Colleen za to, że nie zatrzymała tej historii dla siebie, że wpuściła ją do sieci, że wyraziła zgodę na jej publikację. Nie wrócę do niej, nie przeczytam jej ponownie. Nie wymażę jej jednak z pamięci.
Aż strach pomyśleć, że w zamyśle autorki, nigdy nie miała ukazać się drukiem.
Mroczna, ociekająca seksem, obsesją, opisami czynów od których włos jeży się na karku, stanowiła odskocznię od literatury, do której przyzwyczaiła nas Hoover.
Taka brutalna w doborze słów, niemająca nic wspólnego z poetyckością czy romantycznymi uniesieniami, pozwalająca szczerze, bez woalki...
2019-05-05
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/o-psie-ktory-tesknil-za-swoim-panem/
Pokażcie mi wiarygodną miarę, która określi stopień tęsknoty, będącej następstwem rozstania z ukochaną osobą.
Wskażcie adekwatny do sytuacji przelicznik żalu, smutku oraz pustki, wiążących się z utratą kontaktu z bratnią duszą.
Podsuńcie argumenty, potwierdzające tezę, iż tylko ludziom należą się wyrazy współczucia i słowa otuchy, mające ukoić poczucie straty.
Zwierzęta również cierpią, gdy zostaną odseparowane od swego właściciela. Najlepszym przykładem będzie historia psa, który poprzez swą odwagę, determinację, bezbrzeżną miłość dowiódł lojalności względem dwunożnej istoty.
Nie liczcie jednak na tkliwą, szablonową opowieść, wykorzystującą sprawdzone rozwiązania. Oto literacka uczta dla spragnionych wysublimowanych doznań koneserów, w której magia igra z rzeczywistością, a losy głównego bohatera współgrają z wydarzeniami, rozgrywającymi się w tle nękanej wojenną zawieruchą Europy, o którą spierają się kolejni monarchowie.
Jakże popularne stało się w ostatnim czasie osadzanie w roli narratora psa. Historie zaginionych zwierząt, zmagających się z ludzkim okrucieństwem, pupili, posiadających cudowną umiejętność reinkarnacji, zyskują coraz większe grono sympatyków. Jednakże w morzu wzruszających opowieści trudno odnaleźć prawdziwą perłę, wyróżniającą się ze względu na literacki kunszt autora, oryginalne ujęcie tematu, czy też charyzmę postaci. Powieść Damiana Dibbena z całą pewnością odcina się od konkurencji grubą, wyraźną kreską, zachwycając czytelnika poetyckim językiem, erudycją i elokwencją czworonożnego bohatera.
Jutro jest psem tajemniczego alchemika. Na skutek ingerencji swego pana, posiadł umiejętność długowiecznego życia, dzięki czemu wraz ze swym właścicielem odbywa liczne podróże po starym kontynencie. W niczym nie przypomina udomowionych sierściuchów. Bliżej mu do człowieka, przemienionego w psa niż pupila obdarzonego ludzkimi cechami. To bystre, wierne, przepełnione empatią i niespotykaną wrażliwością zwierzę. Niestety, pewnego dnia zostaje rozłączony ze swoim kompanem. Jego życiowym celem staje się odnalezienie ,,stwórcy”.
Przez prawie półtora wieku Jutro czeka w wyznaczonym miejscu, następnie nie ustaje w poszukiwaniach alchemika, próbując jednocześnie przetrwać w niebezpiecznym świeci i nie wpaść w sidła największego wroga swego pana. W międzyczasie poznaje prawdziwego przyjaciela, przedstawiciela tożsamego gatunku, któremu usiłuje znaleźć odpowiedni dom.
Niezwykłość tej historii tkwi w głównym bohaterze. To jego punkt widzenia intryguje czytelnika, skłania do refleksji, a opisy traumatycznych lub wzruszających przeżyć, wyciskają łzy. Czarny charakter nieustająco drepcze mu po piętach, lecz miłość i przywiązanie do właściciela dodają siły, nawet w ekstremalnych sytuacjach.
Dibben w swej powieści porusza zagadnienie związane z mrocznym obliczem nieśmiertelności. Przedstawia losy postaci, które potrafiły wykorzystać ów dar, czyniąc dobro, wspierając swój gatunek, jak również mankamenty tejże umiejętności.
Osadzenie Jutra w roli narratora było przysłowiowym strzałem w środek tarczy, czyniącym z opisywanej książki lekturę na długo zapadającą w pamięci zarówno ze względu na przepiękną okładkę oraz cudowną treść.
Mam na imię Jutro (TOMMORROW)
Damian Dibben
Przekład: Janusz Ochab
Warszawa 2019
Wydawnictwo Albatros
Półka: książka pochodzi z moich prywatnych zbiorów
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/o-psie-ktory-tesknil-za-swoim-panem/
Pokażcie mi wiarygodną miarę, która określi stopień tęsknoty, będącej następstwem rozstania z ukochaną osobą.
Wskażcie adekwatny do sytuacji przelicznik żalu, smutku oraz pustki, wiążących się z utratą kontaktu z bratnią duszą....
2018-12-22
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/to-co-sobie-obiecalismy/
Większość historii miłosnych kończy się w dniu zaślubin głównych bohaterów, w momencie, gdy wszystkim wydaje się, że będą oni żyli długo i szczęśliwie.
Kurtyna opada, baśń dobiega końca, pozostawiając czytelnika z przepełnionym nadzieją sercem.
Tymczasem opowieść o Grahamie i Quinn podzielona została na dwa etapy: pierwszy poprzedza dzień złożenia znamiennej przysięgi, drugi zaś ukazuje proces rozpadu małżeństwa.
Czy nazwisko autorki i tym razem zagwarantuje happy end?
Jakich wyborów dokona wspomniana para?
Czy książka może okazać się preludium do terapii?
Uwielbiam taką dojrzałą, refleksyjną, niestroniącą od trudnych tematów, cechującą się rozległym horyzontem myślowym Hoover. Z roku na rok jej teksty coraz silniej przemawiają do mojej wyobraźni, rozsądku oraz emocji. Nie wiem na ile bazuje na własnym doświadczeniu, a w jakim stopniu na obserwacji świata. Jakkolwiek by nie było, mogę śmiało określić ją mianem lekarki strapionych, zranionych, złamanych, spragnionych odwzajemnionej miłości serc.
Wszystkie nasze obietnice zaskakują świeżym spojrzeniem na love story z problemami. Tym razem nie mamy do czynienia z parą nastolatków, tudzież osób, dopiero rozpoczynających dorosłe życie. Graham i Quinn są małżeństwem z kilkuletnim stażem, partnerami, którzy niegdyś patrzyli w tym samym kierunku, wzajemnie się dopełniali. Jednak bezowocne starania o dziecko, gorycz związana z porażką, brak porozumienia, dokonały nieodwracalnych szkód.
Autorka nie usprawiedliwia decyzji, które podejmują bohaterowie, nie wyolbrzymia ich problemów, nie opisuje wyimaginowanych sytuacji ani nie sięga po sztuczne dialogi. Czuły sposób ujęcia tematu, wrażliwość pisarki, prostota przekazu, stanowią atuty powieści. Czytelnik dogłębnie poznaje motywy działania Quinn, w taki sposób, iż rozumie moc targających nią uczuć. Jest nawet w stanie wybaczyć Grahamowi jego nieuczciwość. I choć jest to bolesna historia, tak bardzo przesiąknięta płaczem obu pierwszoplanowych postaci, że, gdyby przemienić ją w chusteczkę, można by było wycisnąć z niej hektolitry łez, warto się nad nią pochylić.
Dialog, otwartość, szczerość, empatia, wspólne cele.
Nie da się bez nich stworzyć trwałego związku, relacji, będącej w stanie przetrwać katastrofy i huragany piątego stopnia. Miłość, nawet najsilniejsza, w przypadku braku rozmowy, po prostu nie wystarczy.
Najnowsza powieść amerykańskiej mistrzyni pióra wręcz popycha do refleksji nad własnym związkiem, do zadania sobie pytań, związanych z naszymi intencjami, priorytetami i skalą poświęcenia, do którego jesteśmy w stanie się posunąć, by w razie konieczności ratować daną relację. Mnie skłoniła do napisania listu, który podczas wigilii wręczę mężczyźnie, z którym chciałabym spędzić resztę życia, W zdrowiu i w chorobie. W ubóstwie i dobrobycie. Na dobre i na złe. Pomimo wszystko i bez konkretnego uzasadnienia. Ponieważ wreszcie wiem, co jest dla nas najważniejsze.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/to-co-sobie-obiecalismy/
Większość historii miłosnych kończy się w dniu zaślubin głównych bohaterów, w momencie, gdy wszystkim wydaje się, że będą oni żyli długo i szczęśliwie.
Kurtyna opada, baśń dobiega końca, pozostawiając czytelnika z przepełnionym nadzieją...
2018-11-27
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/kirke/
Spośród wszystkich książek, które w tym roku trafiły do moich rąk, żadna, naprawdę żadna, nie miała mocy rewolucji, będącej w stanie obrócić w proch i odbudować na nowo mój mały, czytelniczy świat.
Co prawda, poświęcając czas kolejnej lekturze, czerpałam przyjemność z samego faktu obcowania z literaturą, jednakże daleko mi było do prawdziwych uniesień. Liczne zawirowania w prywatnym życiu, odsunęły na bok pożyteczne hobby, ja zaś, bez żalu coraz rzadziej sięgałam po kolejny tom, po następną historię...
Jałowość, schematyczność, przeciętna poprawność, sentyment, chwilowe olśnienie, tkwiły we mnie niczym otwarta rana. Ja zaś niemal zrezygnowałam z poszukiwania literackiego ewenementu.
Książkowa Opatrzność przygotowała jednak dla mnie niespodziankę. W pierwszej kolejności pozwoliła mi rozpłynąć się w zachwycie nad szatą graficzną Kirke, następnie zaś nasycić cudowną treścią.
Pieszcząc złote zdobienia, misternie wykonanej okładki, chłonęłam opowieść o córce Heliosa.
Świat stanął w miejscu. Wróciły pradawne obrzędy, wiara w magię, przedwieczne bóstwa. Znów mogłam cieszyć się słowem pisanym, autentycznie przeżywając perypetie głównej bohaterki.
Wróciłam do podstaw, do korzeni, do kolebki cywilizacji. Stanęłam oko w oko z mieszkańcami Olimpu. Przypomniałam sobie, jak wielką radość sprawiało mi zgłębianie wiedzy na temat Starożytnej Grecji. Poczułam pot, oblegających Troję wojowników, słyszałam bicie serca Ikara, wznoszącego się ku słońcu, przyglądałam się pokutującemu Prometeuszowi, machałam złocistemu rydwanowi, przemierzającemu nieboskłon.
Przywdziałam skromne szaty, zasiadłam przed fenomenalnymi krosnami, zrywałam zioła i przygotowywałam z nich mikstury. Byłam nią i jednocześnie sobą, jak nigdy dotąd zrozumiałam tamtą rzeczywistość, patrząc z perspektywy czarownicy z Ajai.
Och, Madeline Miller, jaką Ty mi zgotowałaś ucztę!!! Wreszcie osiągnęłam czytelnicze apogeum. Tkałam każde zdanie, korzystając z dzieła Dedala, prułam skończony rozdział, by móc ponownie do niego wrócić. Spijałam nektar z opowieści, wypływających z ust kochanki Odyseusza i dzięki niej lepiej zrozumiałam prawidła, rządzące mitami, mentalność herosów, kapryśnych bogów, przebiegłych nimf i słabość zwykłych śmiertelników.
Prawdziwe fighterki wiedzę o życiu i niezbędne umiejętności zdobywają dzięki doświadczeniu na własnej skórze zła tego świata. Ich potęga rodzi się z łez, bezsilności, krzywdy, krwi, złamanych obietnic, podeptanej godności, skalanej niewinności. Ich znaczenie zazwyczaj jest pomniejszane, celowo pomijane, bagatelizowane. One zaś wychodzą z cienia, by dokonać wiekopomnych czynów. Potrafią zrezygnować ze swej nieśmiertelności, zaryzykować własne zdrowie i życie, aby ocalić ukochane osoby. Ich zemsta przekracza granice nienawiści. Lepiej je mieć po swojej stronie, niż stoczyć z nimi z góry przegraną walkę.
Doskonale rozumiem fenomen tej powieści.
Może gdyby Madeline Miller nie posiadała tak bogatej wiedzy o starożytności, gdyby literacki kunszt nie szedł w parze z wyobraźnią i zręcznym łączeniem faktów i własnych rozwiązań, gdyby Kirke nie była tak szalenie intrygującą i wartą naśladowania kobietą, ta historia odeszłaby w zapomnienie. A tak, całe szczęście, się nie stało.
Gdyby Kirke żyła współcześnie, bez problemu znalazłaby rzeszę zwolenniczek. Feministki okrzyknęłyby ją mianem przywódczyni tożsamej płci, matki stawiałyby ją za wzór swoim córkom, kochanki czerpałby od niej siłę do walki o upragnionego mężczyznę, singielki ogrzewałyby się w blasku jej mądrości, zaradności i empatii.
Niekochana przez ojca, wykpiona przez rodzeństwo, zdradzona przez pierwszą miłość, przez wieki samotna, niezrozumiana, niczym Feniks potrafiła odrodzić się z popiołów i zadrżeć filarami Olimpu. Poznaj jej historię i dołącz do sprzymierzeńców.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/kirke/
Spośród wszystkich książek, które w tym roku trafiły do moich rąk, żadna, naprawdę żadna, nie miała mocy rewolucji, będącej w stanie obrócić w proch i odbudować na nowo mój mały, czytelniczy świat.
Co prawda, poświęcając czas kolejnej lekturze, czerpałam...
2018-09-10
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/przedpremierowo-male-licho-i-tajemnica-niebozatka/
Jest taki dom, którego mieszkańcy tworzą niespotykaną, dość kuriozalną rodzinę. Pradawny stwór z wieloma mackami dba o ich podniebienia, niewielki anioł dzierga wełniane bamboszki, zaś jego postawniejszy pobratymiec, zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Jest wśród nich wiking, który potrafi wystrugać z drewna Transformersów, młodsza wersja przerażającej ośmiornicy, zajadająca się żelkami. Strych zaś okupują widma niemieckich żołnierzy, w wolnych chwilach przyswajających zasady polskiej gramatyki.
Nad ową gromadką tylko pozornie panuje sfrustrowany literat, który pod swój dach przygarnął niegdyś ciężarną przyjaciółkę, teraz już młodą matkę, a wraz z nią całkiem nietypowe pół dziecko, pół widmo.
To właśnie chowane w ukryciu przed normalnym światem owe Niebożątko, przekroczy granicę krainy żywych, by poczuć dreszczyk emocji wśród umarłych.
Kto pospieszy z pomocą młodemu uciekinierowi?
Kogo w zaświatach spotka syn Szczęsnego?
Kto opanuje do perfekcji sztukę szycia stroju Świętego Mikołaja na maszynie?
Ta historia jest nie do podrobienia. Nawet jeśli ałtorka wpadnie na pomysł powołania do życia kolejnych bohaterów, rozbudowania starych, urwanych wątków, przedłużenia następnej gałęzi na genealogicznym drzewie Konrada oraz Bożydara, wiem, że bez wahania sięgnę po dany tekst.
W takim wydaniu Martę Kisiel uwielbiam najbardziej. Nieco ironiczną, bezsprzecznie zabawną, elokwentną, swobodnie żonglującą cytatami, pochodzącymi z perełek europejskiej literatury, czerpiącą radość z samego faktu snucia opowieści.
Jak tu nie kochać bezpłciowego anioła stróża z cieknącym nosem, w uroczych papciach, który oddałby życie za młodego podopiecznego? To właśnie sympatyczne, przejęte swym zadaniem Licho, odkryje iż potomek romantycznego wierszoklety wpadł w tarapaty. Jednakże to nie amator brokatu zaryzykuje swe istnienie, by uratować cztery litery rozpuszczonego, humorzastego Niebożątka. Tylko zagorzały fan tej historii potrafi skutecznie wytypować ochotnika, który dzięki wsparciu przyjaciół, magicznemu talizmanowi, ciążącym wyrzutom sumienia, zbierze się na odwagę i dokona przewartościowania priorytetów.
Z tej opowieści wynika niejeden morał, a tekst, choć zbyt krótki, by móc się nim właściwie delektować, przyjemnie rozgrzewa serce i koi jesienne smutki. To literacki lek na deszczową chandrę, odrobina słodyczy, zamknięta w wymuskanym cukierku. Z tą różnicą, iż zostajemy nim poczęstowani przez mającą dobre intencje ałtorkę, nie zaś przez wyciągniętego z przerażającej ballady króla elfów, czyhającego na naszą duszę.
Tekst, uszyty na odpowiednią miarę, współgra z romantycznymi ozdobnikami, z nawiązaniami do kultowego utworu, który przenika do świata kisielowych bohaterów. Zręcznie poskładane elementy, nieprujące się szwy, trzymają mocno postaci i scalają je z ciekawymi wątkami. Wisienkę na torcie stanowią dialogi, będące satyrą na współczesny ból czterech liter.
Jeśli do podanych atutów dorzucimy czarno-białe ilustracje Pauliny Wyrt, dodatkowo pobudzające wyobraźnię, potęgujące komizm tekstu, zdecydowanie poprawiające humor, otrzymamy książkę, od której czytelnik wręcz nie chce się oderwać.
I tak jak silne, spracowane dłonie wyczarują przebranie Mikołaja, ratując tym samym szkolne przedsięwzięcie, tak przyzwyczajone do stukania na klawiaturze komputera niemrawe palce, idące w parze z odpowiedzialnością za drugiego człowieka, okażą się wystarczające do tego, by pokonać zło. Ale o tym musicie przekonać się osobiście. Bezapelacyjnie! Alleluja!
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/przedpremierowo-male-licho-i-tajemnica-niebozatka/
Jest taki dom, którego mieszkańcy tworzą niespotykaną, dość kuriozalną rodzinę. Pradawny stwór z wieloma mackami dba o ich podniebienia, niewielki anioł dzierga wełniane bamboszki, zaś jego postawniejszy pobratymiec,...
2018-01-25
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/jezyk-cierni-72018/
Niektórzy do kultowego zakończenia ,,Żyli długo i szczęśliwie” podchodzą z przymrużeniem oka. Zaklinanie rzeczywistości, przez autorów poczytnych baśni, traktują wręcz jako wyzwanie. Okazuje się, że dalszy ciąg wręcz niemożliwych historii może mieć ciekawsze, a nawet bardziej pedagogiczne oblicze.
O ile wariacje na temat bestsellerowych utworów stają się coraz częstszym gościem na księgarskich półkach, tak prequele próbują dorównać im pod względem popularności.
Ponieważ temat baśni jest szczególnie bliski memu sercu, nikogo nie powinien dziwić fakt, iż zaintrygował mnie Język cierni Leigh Bardugo.
Opowieści snute o północy i niebezpieczna magia przeniosły mnie do świata, w którym szlachetna bohaterka przemienia się w potwora, drewniana figurka obraca się przeciwko swemu stwórcy, a pozornie pokrzywdzone postaci skrywają mordercze zamiłowania.
To coś dla tych, którzy lubią dreszczyk emocji, stronią od słodkich opowiastek, nie odwracają wzroku od brutalnych zbrodni, w napięciu czekają aż bohaterowie pozwolą dojść do głosu swej ciemnej stronie…
Nim skupię się na literackich umiejętnościach autorki, wychwalę szatę graficzną, popełnioną przez Sarę Kipin. Ilustracje, korespondujące z treścią utworów, rozrastają się na stronach, podążając za opowieścią. Misterne zdobienia, w których każdy detal odgrywa ważną rolę, cieszą oko, potęgują doznania, towarzyszące czytelnikowi podczas obcowania z lekturą. Kontemplacja ilustracji sprawia, iż każda z mrocznych baśni silniej zakorzenia się w umyśle odbiorcy tekstu. Te ubogie w kolory, niezwykle sugestywne ilustracje, ożywają w wyobraźni czytelnika, zachęcają do tego, by pokłonił się nad daną historią i zgłębiał jej tajniki.
Oto sześć opowieści, które bazują na legendach, podaniach, mitach i baśniach. Znajdziecie wśród nich odwołania do Małej Syrenki, Dziadka do orzechów, Minotaura czy Baby Jagi. Dzięki nim dowiecie się dlaczego morska kreatura Urszula tak bardzo nienawidziła królewskiej rodziny, w jaki sposób ożyła pewna drewniana figurka i czy żywioły mogą świadomie współpracować z ludźmi.
Atutem tekstów jest nieprzewidywalność ich zakończenia. Choć każda historia podświadomie zmierza do mrocznego finiszu, czytelnik zostaje zaskoczony ostateczną wizją autorki. Możemy snuć pewne podejrzenia, wyciągać słuszne wnioski, jednak i tak czeka na nas mniej lub bardziej spektakularne WOW.
Bardugo prowadzi narrację z gracją balansującego na linie cyrkowca. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że łatwo jest zepsuć dobrą koncepcję słabą realizacją, rozwiązaniami, mającymi więcej wspólnego z kiczem niż z godnym uznania dziełem. Magiczne historie nie ociekają przesadą. Dawki fantazji i realizmu zostały odpowiednio wyważone, z oczywistą przewagą tych pierwszych. Nie emanują pompatyczną sztucznością, aczkolwiek daleko im do innowacyjnych, oryginalnych posunięć.
Język cierni zgromadził baśnie dedykowane dorosłym czytelnikom. Pod żadnym pozorem nie należy ich podsuwać dzieciom. Nie chodzi o to, aby chronić najmłodszych przed mrokiem, wszakże nasze pociechy muszą poznać zarówno dobrą jak i negatywną stronę ludzkiej natury. Te opowieści wymagają obszernych komentarzy, pobudzają wyobraźnię, uruchamiając w niej obrazy, przedstawiające przyswojone informacje, te zaś bardziej przypominają thrillery niż pogodne dobranocki.
Kto dostrzeże w pięknej, nieśmiałej dziewczynie seryjną morderczynię? Kto będzie miał więcej na sumieniu: ukochany władca czy przerażająca kreatura? Jaką cenę należy zapłacić za rzucony czar?
To obowiązkowa pozycja dla osób, ceniących klimatyczne opowieści, po których sen nie przychodzi zbyt szybko...
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/jezyk-cierni-72018/
Niektórzy do kultowego zakończenia ,,Żyli długo i szczęśliwie” podchodzą z przymrużeniem oka. Zaklinanie rzeczywistości, przez autorów poczytnych baśni, traktują wręcz jako wyzwanie. Okazuje się, że dalszy ciąg wręcz niemożliwych historii może mieć...
2018-01-16
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/w-sercu-swiatla-52018/
Główny sprawca międzygalaktycznego zamieszania- Roderick LaRoux- w żadnej z części Starbound nie odgrywa pierwszoplanowej roli.
Ten nieprzeciętnie inteligentny, szalenie zamożny i śmiało poczynający sobie mężczyzna z jednej strony jest wizjonerem, pomysłodawcą nowego porządku we wszechświecie, z drugiej zaś samozwańczym panem kosmosu. Jako polityk nie ma sobie równych. Jego ogniste przemówienia poruszają tłumy, a rzeczywistość przybiera taki kształt, jaki nada jej właściciel imperium.
Na szczęście wpływy i moc tyrana, niczym bateria, w przyszłości osiągnie punkt krytyczny, insygnia władzy okażą się zbyt ciężkie do udźwignięcia, a na scenie pojawi się godny przeciwnik…
Jakie wydarzenia przyniesie z sobą ostatnia część historii?
Nadszedł czas, by pożegnać się z szóstką nieprzeciętnych bohaterów, postaci, które można by stawiać za wzór współczesnym politykom, działaczom oraz młodzieży.
Flynn stał się dopełnieniem Jubilee, Lilac wraz z narzeczonym stara się uratować świat przed zagładą. Do wspomnianych par dołącza tajemniczy haker oraz urocza, niepokorna Sofia. Tak jak poprzednio dwójka nowych bohaterów będzie musiała przewartościować swoje priorytety, ustalić nadrzędne wartości. Czytelnicy mogą liczyć na nagłe zmiany akcji. Pomiędzy Gideonem a urodziwą kłamczuchą będzie tak intensywnie iskrzyć, iż niejednokrotnie dojdzie do zwarcia (nie tylko układów scalonych). Te dwa magnesy będą się naprzemiennie odpychać i przyciągać, zdradzać, zawodzić, oszukiwać. Trudno będzie im zbudować solidne podstawy zaufania, na których miałby opierać się ten związek.
Tajemnicze szepty, którym użyczono głosu w poprzedniej części, uzupełnią opowieść o własne wspomnienia oraz obserwacje, poszerzając wiedzę czytelnika o istotne elementy. Te skrzywdzone, niematerialne byty, zaczną przejmować kontrolę nad bohaterami, a nawet opętają jedną z kluczowych postaci. Zemsta w ich wykonaniu przywdzieje szatę katastrofy.
Miłość, lojalność i odwaga zostaną wystawione na wielką próbę. Czy strach przed porażką, śmiercią, zagładą okaże się silniejszy od pięknych deklaracji?
Za każdym razem mamy do czynienia z tym samym schematem: para bohaterów, pochodząca z dwóch różnych światów, reprezentująca odmienne wartości i poglądy, zaczyna z sobą współpracować, zmierzając ku jasno określonemu celowi.
Na początku mamy do czynienia z Lilac i Tarverem, w dalszej kolejności poznajemy Flynna i Jubilee, na końcu zaś dołączają do nich Sofia (która, co prawda występuje epizodycznie W spojrzeniu wroga) i Gideon (również znany z drugiej części jako słynny Walet Kier). Kaufman i Spooner stworzyły zatem coś na podobieństwo kuli śnieżnej, która rozrasta się wraz z przybywającym ,,materiałem”. Tutaj na szczęście są solidne spoiwa, dzięki którym śmiałe poczynania pisarek nie przypominają pseudofantastycznego bełkotu. Całość jest sumiennie zaplanowana, przemyślana i nawet początkowo kuriozalne rozwiązania posiadają logiczne wytłumaczenie.
Tak jak Titanic musiał zatonąć, Ikar upaść tak i pewien ambitny twórca, konstruktor, naukowiec, filantrop nie udźwignął ciężaru swego zuchwalstwa. Jego ofiary mogły wreszcie poczuć satysfakcję, oglądając z zaświatów pasmo porażek tyrana.
Nieprzesłodzone zakończenie gwiezdnej serii przyniosło ukojenie dla czytelniczej duszy, spragnionej jednego widoku- spełnionej wizji, w której cała szóstka otrzepuje się z popiołów, pewnie krocząc przed siebie, zmierza ku lepszej przyszłości.
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/w-sercu-swiatla-52018/
Główny sprawca międzygalaktycznego zamieszania- Roderick LaRoux- w żadnej z części Starbound nie odgrywa pierwszoplanowej roli.
Ten nieprzeciętnie inteligentny, szalenie zamożny i śmiało poczynający sobie mężczyzna z jednej strony jest...
2017-09-02
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/wymyslilam-cie-412017/
Schizofrenio, przyjaciółko moja! Sprawiasz, że świat staje się bogatszy, bardziej wyrazisty i namacalny. Zacierasz granice pomiędzy jawą a snem, obdarzasz bronią, dzięki której staczam bitwy z codziennością.
Mój oręż tworzą niestabilne emocje oraz plastyczna wyobraźnia. To przez nie możliwe do okiełznania lęki, urastają do rangi potężnych problemów, zaś ludzie przywdziewają maski śmiertelnych wrogów.
Wyróżniasz mnie na tle społeczeństwa. Sprawiasz, że jestem częścią teorii spiskowej. Podsycasz moje paranoje. Pozwalasz odrodzić się spopielonemu feniksowi, wyostrzasz zmysły, napędzasz energią. Usuwasz mi grunt spod nóg. Przez ciebie nie mogę oddychać pełną piersią.
Taką opowieść można snuć w nieskończoność. Zgrabnie dobrane słowa nabierają realnych kształtów, karmiąc wyobraźnię przejmującymi obrazami. Przy zachowaniu dotychczasowego poziomu, nie istnieje ryzyko zadławienia się literackim daniem. Jest ono wykwintne, a jego walory na długo pozostają w pamięci.
Wydaje mi się, że wyłącznie osoby, które miały do czynienia ze schizofrenią, potrafią trafnie ująć jej istotę. Nie wiem czy Francesca Zappia doświadczyła owej choroby, lub dokonała wnikliwej analizy konkretnego ,,przypadku”, aczkolwiek jestem przekonana, iż tylko dzięki bacznej obserwacji, tudzież osobistym przeżyciom, jej tekst nabrał autentyczności.
Nastoletnia bohaterka Wymyśliłam cię, na skutek kary, zostaje przeniesiona do nowej szkoły. W placówce oświaty natrafia na rówieśnika, który wydaje się być jej przyjacielem z dzieciństwa. Sęk w tym, iż Alex do końca nie wie czy zdarzenie z przeszłości naprawdę miało miejsce czy wręcz przeciwnie, było wytworem jej wyobraźni. Rozwiązując zagadkę, dziewczyna podejmuje próby odnalezienia się w nowej społeczności, popadając w różne tarapaty.
Na pierwszy rzut oka streszczenie fabuły nie zachęca do wnikliwej lektury. Na szczęście to tylko pozory. Czytelnik błyskawicznie staje się więźniem umysłu bystrej, oczytanej, strzelającej ciętymi ripostami Alex. Wspomniana postać walczy z urojeniami, egzystuje na granicy dwóch światów.
Kreacje upośledzonej wyobraźni dziewczyny z jednej strony zachwycają z drugiej zaś wywołują dreszcze. Nastolatka wielokrotnie traci kontakt z rzeczywistością i odbudowuje ją na własnych warunkach.
Jestem oczarowana przypadkiem nieszablonowej bohaterki. Wycieczka w głąb umysłu szalonej narratorki okazała się doświadczeniem, dostarczającym wrażeń, skłaniającym do refleksji.
Zaiste warto pochylić się nad tą historią, podjąć próbę, polegającą na wyselekcjonowaniu zmyślonych i ,,prawdziwych” wydarzeń. Studiowanie treści otwiera oczy, oswaja schizofrenię, uwrażliwia na chorobę, stanowiącą wstydliwy problem.
W autorskiej grze Alex nie omieszka sięgnąć po przepowiadającą przyszłość bilardową kulę, a także prawie oswojone homary, które na zawsze będą jej się kojarzyły z pewnym wyjątkowym chłopcem. Ta ognistowłosa dziewczyna z subtelnością słonia w składzie porcelany, zaciągnie czytelnika za kulisy przypadłości, będącej jedną z ułomności XXI wieku.
Szczerze zachęcam do lektury.
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii:
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/wymyslilam-cie-412017/
Schizofrenio, przyjaciółko moja! Sprawiasz, że świat staje się bogatszy, bardziej wyrazisty i namacalny. Zacierasz granice pomiędzy jawą a snem, obdarzasz bronią, dzięki której staczam bitwy z codziennością.
Mój oręż tworzą niestabilne emocje...
2017-07-31
Poniższa recenzja, wzbogacona zdjęciami zawartości książki, znajduje się na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/illuminae-372017/
Pogłoski o polskiej edycji światowego bestselleru przestały pełnić funkcję elektryzującej plotki wraz z chwilą, gdy Wydawnictwo Otwarte (Moondrive) rozpoczęło zbiórkę funduszy, mających wesprzeć wspomniane przedsięwzięcie. Rodzima wersja Illuminae jakościowo miała nie odbiegać od pierwowzoru.
W związku z imponującą kwotą, niezbędną do zrealizowania śmiałego pomysłu, każdy z zainteresowanych, potencjalnych czytelników, mógł zamówić preorder, wybierając jeden z dwóch wariantów, nie tracąc zainwestowanych pieniędzy w razie wycofania się wydawcy.
Bez względu na to czy opisana inicjatywa stanowiła jedynie szeroko zakrojoną akcję marketingową, przeprowadzoną przez jedno z zamożniejszych wydawnictw (firma należy do prężnie działających jednostek na rynku), czy cegiełki tysięcy ,,mecenasów” miały stanowić zabezpieczenie, jedno nie ulega wątpliwości- cel uświęcił środki.
Na Illuminae Naprawdę Warto Było Czekać.
Opasły tom z pewnością stanowić będzie ozdobę niejednej domowej biblioteczki. Całe szczęście, że wygląd książki idzie w parze z poruszającą treścią. Dla tej historii zarwałam nockę, łapczywie pochłaniając kolejne strony, nie potrafiąc dawkować informacji. Całą sobą przesiąkłam wyimaginowanym światem, będącym wizją odległej i niepokojącej przyszłości. Znów żyłam wielokrotnie, oderwana od doczesności, skupiona na perypetiach papierowych bohaterów.
To moje kolejne, pozytywne zderzenie z prozą Amie Kaufman, współautorką W ramionach gwiazd i zarazem pierwsze spotkanie z Jay’em Kristoffem. Wspomniany duet poświęcił masę czasu, zaangażował grono specjalistów po to, by urzeczywistnić fikcję, by nadać jej ogromnego znaczenia.
Illuminae łączy w sobie opowieści o dojrzewającej miłości, nastoletnim buncie, dystopii, kiełkującym geniuszu, o zagrożeniach natury technologiczno-politycznej. To także epicki traktat o zemście.
Akcja rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej, co tylko potęguje odczucie samotności, zagrożenia oraz ważkości ludzkiego istnienia. Postaci, wykreowane przez wspomnianych pisarzy, uciekają na pokładzie statków kosmicznych Copernicus, Hypatia oraz Alexander przed jednostką Lincoln, która uczestniczyła w zagładzie Kerenzy (planety). Podczas eksterminacji zastosowano broń biologiczną, co przyczyniło się do dalszych kłopotów ocalałych istnień. Wśród nich znajduje się para nastolatków- Ezra Mason oraz Kady Grant, którzy niegdyś planowali wspólną przyszłość. To właśnie oni odegrają znaczące role w starciu kosmicznych gigantów. W ich gestii będzie poinformowanie ludzkości o bestialskim akcie. Młodzi, dzielni, inteligentni i niebezpieczni. Oboje dokonają heroicznych czynów. Czy jednak przetrwają do ostatniej strony?
Tempo akcji wyklucza wszelkie dywagacje. Depczący po piętach wróg, nieustannie przypomina o swej potędze i możliwościach. Czytelnik zamienia się w jednego pasażerów kosmicznych promów, by wraz z ocalałymi dotrzeć do azylu. Zapoznając się z międzypokładową dokumentacją, śledziłam poczynania bohaterów, dogłębnie poznając targające ich umysłami wątpliwości i nieśmiało czające się marzenia. Możliwość poznania zapisów wypowiedzi kilku osób, dała szerszy, dokładniejszy ogląd sytuacji, znacznie poszerzyła perspektywę. Autentycznie przejęłam się losem Kady i Ezry i kilkukrotnie dałam się zwieść na manowce autorom.
Zapis graficzny, jakże adekwatny do fabuły, oddaje charakter tempa akcji. Ciągi liter oraz cyfr raz poddawały się sile sztucznej grawitacji, kiedy indziej dryfowały w próżni, powołując do życia zaskakujące konstelacje. Zdania utożsamiały się z okolicznościami, wybuchały niczym śmiercionośna rakieta, pędziły z prędkością pocisku, tworzyły trajektorię lotu bojowej maszyny. Bywały odzwierciedleniem uczuć, symboli, nawiązujących do porywu serca, obrazem ukochanej osoby lub interpretacją dzieła sztuki. Wyszukana forma dorównuje treści. Ta ostatnia nie jest zwykłym utrwaleniem na papierze intrygującej koncepcji. Bowiem Folder 1 pełni funkcję zbioru danych, określających skalę zbrodni, dokonanej przez BiTech na mieszkańcach Kerenzy oraz jednostkach, wspomagających akcję ratunkową, opisujących zdarzenia, następujące po kosmicznej katastrofie. Zawiera zapisy prywatnych rozmów, protokoły z przesłuchań, raporty, przemówienia, a także rozmyślania sztucznej inteligencji.
Fachowy język dumnie kroczy na przodzie korowodu powszedniości, niekiedy śląc ukłony się w stronę poetyki. Czytelnik ma zatem do czynienia z naukowym żargonem, zwrotami, jakimi posługują się hakerzy, słownikiem młodych dorosłych, werbalnymi przemyśleniami elektronicznego tworu ludzkiego umysłu.
Aidan, pełniący funkcję sztucznej inteligencji, zarządzającej Alexandrem, zdecydowanie przekracza kompetencje maszyny. To cud techniki, który ośmielę się stwierdzić, posiada wyrzuty sumienia, nagina granice abstrakcji. Jego nadrzędny cel stanowić miała obrona floty. AIDAN wykazuje cechy przedstawiciela męskiej płci. To nietypowy, niematerialny byt, posiadający rozległą wiedzę, dostęp do zatrważającej liczby informacji. Dokonuje mordu na tysiącach ocalałych uciekinierów z Kerenzy. Aby uniemożliwić jego dalsze działania, AIDAN zostaje uśpiony. Jednakże jego ,,świadoma obecność” okaże się niezbędna do tego, by móc odeprzeć atak nieubłaganie zbliżającego się wroga. Elektroniczny twór, współpracując z Kady Grant, doznaje egzystencjalnej metamorfozy. Staje się ,,istotą”, dokonującą wyborów nie na podstawie chłodnych kalkulacji, zaprogramowanych wytycznych, lecz przejawia ludzkie odruchy. Wabi, nęci, oszukuje, gra na uczuciach dziewczyny, wykorzystuje ją do swoich celów, aczkolwiek również chroni ją, otacza opieką. Maszynie zaczyna zależeć na człowieku..
Wspomnienia, wydobyte z pamięci AIDANA, zachwycają liryzmem. Aż trudno uwierzyć, że ich autorem jest sztuczna inteligencja.
Cóż to była za lektura!
Prawdziwy smaczek dla koneserów wyjątkowej literatury!
Chcę jeszcze!
Domagam się rychłego wydania kolejnej części!
Poniższa recenzja, wzbogacona zdjęciami zawartości książki, znajduje się na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/illuminae-372017/
Pogłoski o polskiej edycji światowego bestselleru przestały pełnić funkcję elektryzującej plotki wraz z chwilą, gdy Wydawnictwo Otwarte (Moondrive) rozpoczęło zbiórkę funduszy, mających wesprzeć wspomniane...
2017-07-25
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu: Świat według Lilii
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/indeks-szczescia-juniper-lemon-362017/
Zacznij kolekcjonować wspomnienia. Każdego dnia dokonaj uczciwego podsumowania rzeczy i sytuacji, które cię dotyczyły, w których brałaś udział. Skup się na pozytywnych aspektach, doceniając szczodrość losu. Możesz posłużyć się tabelką, wykresem, oceną.
W twoim życiu pojawią się zarówno chwile, zasługujące na dłuższą opowieść, będące źródłem energii, spokoju, niezmierzonej radości, jak i momenty, wymagające zużycia niejednej paczki chusteczek.
Nie szukaj powodów, by oddychać. Po prostu zrób to. Nawet jeśli pewnego dnia stanę się reliktem przeszłości…
Dasz sobie radę beze mnie…
Jeśli rodzice zadbali o to, abyście nie zostali zakwalifikowani do grona rozpuszczonych jedynaków, zapewne zdarzyło Wam się usłyszeć następujące argumenty, przytaczane podczas kłótni z rodzeństwem: ,,Młodszemu trzeba ustąpić”, ,,Podziel się zabawką”, ,,Powinnaś być wzorem dla swojej siostry/brata”, ,,Przecież on/ona chce Cię naśladować”, ,,Musicie się wspierać, zwłaszcza, kiedy nas zabraknie”…
Być może łączą Was nie tylko geny, lecz również zainteresowania i pasje, ten sam wróg lub obiekt westchnień. Może jedno poszłoby za drugim w ogień, albo wręcz przeciwnie, zachowujecie względem siebie dystans, wynikający z niezażegnanych waśni, bezmyślnie wypowiedzianych obelg, skumulowanej zazdrości. Julie Israel, autorka Indeksu Szczęścia Juniper Lemon, na stronach swej powieści uwieczniła portret nastoletnich sióstr, którym nie dane było wspólnie się zestarzeć.
Wspomniany tekst nie dotyczy wyidealizowanej sielanki lecz traktuje o rodzinnej tragedii, w której jednym z podmiotów jest tragicznie zmarłe dziecko. Narratorka historii towarzyszyła Camilli podczas ostatniej, wspólnej przejażdżki, zakończonej znamiennym w skutkach wypadkiem. Młodsza z latorośli państwa Lemon ze wszystkich sił stara się kultywować pamięć o lubianej, cenionej przez rówieśników uczennicy jednej z amerykańskich szkół średnich. W intrygujący sposób wypełnia dziury niesprawiedliwości pamiątkami po ukochanej siostrze, jednocześnie starając się żyć zgodnie z jej zaleceniami.
Juniper Lemon traktuje tytułowy Indeks jako pamiętnik i zobowiązanie, utrzymujące ją na powierzchni. Gdy zatem gubi kartkę z istotnymi zapiskami, przywdziewa uniform odkrywcy drażliwych sekretów, które niekoniecznie chcą ujrzeć światło dzienne.
Indeksu Szczęścia nie da się zdefiniować za pomocą kilku słów i nieskomplikowanej regułki. Dla mnie stanowi kopalnię refleksji, źródło mądrości przekazanej w prosty, ale nie prostacki sposób. Lektura obfituje w nagłe (choć nie zawsze nieprzewidywalne) zwroty akcji. Należy do tekstów skutecznie przykuwających uwagę, przypominających rwącą rzekę. Zawrotne tempo z jakim zapoznałam się z historią Juniper i Camilli potwierdza fakt, iż autorka dysponuje lekkim piórem oraz umiejętnością trafnego ujęcia tematu.
Pełnokrwiści bohaterowie zderzają się z różnymi problemami, wynikającymi z okresu emocjonalnego dojrzewania oraz z niespodziankami, zsyłanymi przez opatrzność. Matka dziewczyn pogrąża się w żałobie, odstawiając ocalałą córkę na boczny tor. Juniper usiłuje naprawić świat, zapobiec kolejnym tragediom, naruszając granice cudzej prywatności. Czytelnik wcale nie musi zajmować konkretnego stanowiska. Może kibicować wspomnianej postaci, obserwując, jak wyciąga wnioski z kolejnych porażek, jak przyznaje się do pomyłek, jak próbuje okiełznać dobre chęci.
Tak mądrą i wartościową książkę zarekomenduję nie tylko nastoletnim pasjonatom literatury. Indeks Szczęścia, będący pierwszorzędną realizacją nietuzinkowej koncepcji, jest w stanie skruszyć mur, okalający obojętne na wzruszenie serce.
Śmiem twierdzić, że utwór Israel powinien zostać umieszczony na liście szkolnych lektur. Może swym kunsztem nie dorównuje Trenom Kochanowskiego, ale równie intensywnie przemawia do czytelnika, pomagając mu uporać się ze stratą bliskiej osoby, przeżyć poszczególne stadia żałoby.
Słowa Julie Israel spijałam niczym wyborny nektar, który kojąco wpłynął na moją duszę.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu: Świat według Lilii
http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/indeks-szczescia-juniper-lemon-362017/
Zacznij kolekcjonować wspomnienia. Każdego dnia dokonaj uczciwego podsumowania rzeczy i sytuacji, które cię dotyczyły, w których brałaś udział. Skup się na pozytywnych aspektach, doceniając szczodrość losu. Możesz posłużyć się...
2017-06-22
Poniższa recenzja pojawiła się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/powrot-do-magonii-gniazdo-332017/
Znalazłam już swoje miejsce na ziemi,
ciało, które pozwala mi przetrwać kolejny dzień,
dłonie, będące bezpieczną przystanią, potrafiące rozpalić zmysły i przynieść ukojenie,
przyszywaną rodzinę, nieustannie dowodzącą swej miłości.
Mam jednak ściśnięte gardło, serce pozbawione kompana.
Śpiewam już tylko nocą, śniąc o podniebnych wojażach, wspominając koncerty na dwa, idealnie uzupełniające się głosy.
Wkrótce doświadczę ogromnego rozczarowania. Zostanę pozbawiona umiejętności, przychodzącej mi łatwiej niż oddychanie.
Komu powinnam zaufać? Komu powierzyć swe obawy?
W jakiej rzeczywistości szukać siebie samej?
W związku z premierą Gniazda, będącego kontynuacją Magonii, ogarnęły mnie emocje, które najlepiej oddają słowa piosenki Seweryna Krajewskiego ,,Wielka miłość”. Przeszło rok z drżeniem serca oczekiwałam na ponowne spotkanie z ulubionymi bohaterami. Snułam własne rozwinięcia danych wątków, wciąż na nowo przeżywając wciągające perypetie.
A kiedy już wspomniana książka dołączyła do domowej biblioteczki, z premedytacją odkładałam moment zapoznania się z jej treścią. Przecież w życiu chodzi o to, aby gonić przysłowiowego króliczka, a nie napawać się jego złapaniem, czyż nie? W każdym razie chcąc celebrować podniosłą chwilę, starałam się wygospodarować czas na zatracenie się w lekturze.
Chcąc być uczciwa względem osób, sugerujących się moimi opiniami, pragnę podkreślić, iż znaczny wpływ na ocenę książki wywarły osobiste problemy, skutecznie odciągające uwagę od świetnie skonstruowanego tekstu. Dlatego też postanowiłam, iż kiedy tylko doświadczę spokoju, ponownie sięgnę po Gniazdo. Póki co, podzielę się z Wami pierwszym wrażeniem.
Przez myśl mi nawet nie przeszło, że Maria Dahvana Headley mogłaby skierować się w literacko nieodpowiednią stronę. Niektórzy zarzucali jej, iż pierwsza część przygód Azy oraz Jasona przypomina róg obfitości, z którego wylewają się niezliczone dobra. Owszem, Magonia niczym worek bez dna, zawiera wiele pomysłów, które czytelnik potrafi posegregować, ogarnąć i przyswoić. Dla mnie świat zwykłych śmiertelników, którzy mniej lub bardziej świadomie muszą dzielić się swymi zasobami z podniebnymi piratami, przybierającymi postać wytatuowanych obcych, spokrewnionych z ptakami, posiada solidne filary. Rozmach, z jakim została napisana powieść, nie zdołał mnie przytłoczyć, wręcz przeciwnie, po stokroć zachwycił.
Dlatego też ze smutkiem przyznam, iż Gniazdo odbiega od moich wyobrażeń. W tym przypadku rozsądek poniósł klęskę w starciu z wyobraźnią. Nie jest to jednak sromotna porażka, po której autorka już nigdy nie zdoła się podnieść. Jestem przekonana, że gdyby wyciąć zbędne fragmenty (chociażby mandragory), można by uratować honor wspomnianego utworu.
Najbardziej nie mogłam doczekać się konfrontacji z matką Azy, dawną panią kapitan Aminy Pennarum. Pragnęłam również ponownie zagłębić się w umysł Jasona, przyjaciela i partnera głównej bohaterki. O ile nie rozczarowałam się ,,spotkaniem” z inteligentnym nastolatkiem, tak przyznam szczerze, iż Zal Quel w Gnieździe odegrała mało istotną rolę, ustępując miejsce nowej postaci.
Cholernie mi przykro z powodu niewielkiej liczby uniesień. Pasja, która charakteryzowała Headley podczas tworzenia poprzedniej części, przemieniła się w stygnący zapał, w zmierzch umiejętności. Przez chwilę myślałam nawet, iż po prostu ta historia mogła mi się najzwyczajniej w świecie przejeść. Nic bardziej mylnego. Gniazdo zdradza pewien niepokój, związany ze społeczną ignorancją, z brakiem zainteresowania doczesnymi problemami świata, zasięgiem działania i brakiem sumienia sfer rządzących. A są to sprawy aktualnie absorbujące i ukazane w ciekawy sposób.
Odczuwam również niedosyt pieśni, muzyki, wydobywającej się z ust kluczowych postaci. Jak smutna, przyziemna wydaje się Magonia bez swoich wokalistów? Nieliczne dźwięki nie zrekompensowały moich oczekiwań. Musical przybrał formę dobrej, aczkolwiek niedoskonałej opowieści.
Zbyt mało stron, zbyt mało nut, zdecydowanie za mało Jasona. Aza rozchwiana pomiędzy przeznaczeniem, a podszeptami serca i uwagami rozumu stara się jednocześnie walczyć z genami i udoskonalać najlepsze, odziedziczone cechy. Dalej jest tą, którą warto naśladować, z którą chciałoby się zaprzyjaźnić, nawet pokochać. Jednakże nawet pomimo błędnie podjętych decyzji, pozostanie nieszablonową bohaterką, godną reprezentantką literatury fantastycznej.
Chociaż w większości treść książki jest zajmująca, nieliczne momenty wprawiają w osłupienie i lekko irytują. Zdecydowanie muszę odizolować się od codzienności, od absorbujących mnie kwestii. Tylko wtedy, w pełni oddana lekturze, będę mogła ponownie nawiązać specyficzny dialog z autorką i z przyjemnością wzlecieć ku Magonii w poszukiwaniu Gniazda.
Poniższa recenzja pojawiła się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/powrot-do-magonii-gniazdo-332017/
Znalazłam już swoje miejsce na ziemi,
ciało, które pozwala mi przetrwać kolejny dzień,
dłonie, będące bezpieczną przystanią, potrafiące rozpalić zmysły i przynieść ukojenie,
przyszywaną rodzinę, nieustannie dowodzącą swej...
2017-06-12
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/przedpremierowo-milosc-ktora-przelamala-swiat-322017/
Od dzieciństwa prześladował ją koszmar, wypadek, którego skutki starała się wyprzeć z pamięci. Jednak trauma, niczym bumerang, powracała, coraz intensywniej zaznaczając swą obecność.
Z czasem Natalie, stojąca u progu dojrzałości, zrozumiała, iż w jakimś celu, z bliżej nieokreślonej przyczyny, przemieszcza się pomiędzy równoległymi rzeczywistościami.
Dzięki wspomnianej umiejętności może uratować życie bliskiej osobie. Jednak cena, jaką przyjdzie jej za bohaterski czyn zapłacić, zrówna się z próbą charakteru i sprawdzianem intencji serca.
Czym w mniemaniu bohaterki okaże się MIŁOŚĆ i czy Natalie będzie w stanie odkryć prawdę o własnej tożsamości?
To jedna z tych książek, po przeczytaniu których na usta cisną się niecenzuralne słowa, wyrażające niezadowolenie z konieczności zaakceptowania finiszu historii. Przecież dopiero co zakupiłam bilet w fascynującą, surrealistyczną podróż, by po zaledwie 400 stronach taktownie zostać wyproszoną z pokładu wehikułu czasu.
Obcowanie z tego typu dziełami korzystnie wpływa na wyobraźnię, zaś sama lektura jest bramą, umożliwiającą przejście do innych, bogatszych w doznania, światów. Bariera oddzielająca kwestie, mieszczące się w zrozumiałych przez umysł kategoriach od spraw, umykających zdrowemu rozsądkowi, wielokrotnie staje się niewidoczna, zarówno dla bohaterów, jak i odbiorcy tekstu. Irracjonalne wydarzenia odznaczają się ogromną siłą przebicia. Mieszają w głowie pierwszoplanowym postaciom, wprawiają w zachwyt czytelnika.
Odczuwam jednak drobny niedosyt, spowodowany brakiem odważnych działań ze strony pierwszoplanowej pary. Miałam ogromną ochotę uczestniczyć w pokazie odpalenia fajerwerków, a nie tylko przyglądać się gorączkowym przygotowaniom. Liczyłam na nieco śmielsze posunięcia, konkretne czyny, na dobre rozprawiające się z niewinnością. Mimo wszystko chemia, jaka wytworzyła się pomiędzy Natalie i Beau, skutecznie zadziałała na moje zmysły, wywołując zachwyt, przemieszany z zazdrością.
W przypadku Miłości, która przełamała świat powiedzenie Kto czyta książki, żyje wielokrotnie, okazuje się niezwykle trafnym spostrzeżeniem. Emily Henry nie tylko zręcznie skonstruowała fabułę, lecz również udało jej się w pełni zaangażować czytelnika w proces poznawania bohaterów, towarzyszenia im podczas kluczowych i tych pozornie nic nie znaczących momentów.
Treść, wzbogacona o przypowieści, wywodzące się z różnych religii i kultur (chrześcijańskiej, indiańskich wierzeń), przybiera postać rzeczywistej baśni, której elementy nabierają cudownego oblicza. Jeśli czerpaliście przyjemność z oglądania Szóstego zmysłu oraz Innych (film z Nicole Kidman), utwór wspomnianej autorki dostarczy Wam niezapomnianych wrażeń oraz ekscytujących uniesień.
Jeśli zaś chodzi o samo zakończenie- moje czytelnicze ego zostało czule połaskotane. Odkrycie tożsamości Babci, podróżniczki w czasie, indiańskiej wersji barda, jak również wybór ścieżki, którą ostatecznie podążyła Natalie, okazało się trafnym, nienaciąganym posunięciem ze strony pisarki. Nie potrafię rozstrzygnąć czy mam do czynienia z wirtuozem słowa czy malarką, która zamiast farb zręcznie tworzy obrazy, wypełnione słowami.
Opowieść o Beau i Natalie doskonale wpisała się w ramy moich nadziei. Nie była przewidywalnym, wypełnionym banalnymi stwierdzeniami tekstem. Nadal tętni życiem, buzuje w żyłach, niczym krew. Stanowi smakowity kąsek dla fantazji, która wysoko umieściła poprzeczkę oczekiwań.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/przedpremierowo-milosc-ktora-przelamala-swiat-322017/
Od dzieciństwa prześladował ją koszmar, wypadek, którego skutki starała się wyprzeć z pamięci. Jednak trauma, niczym bumerang, powracała, coraz intensywniej zaznaczając swą obecność.
Z czasem Natalie, stojąca u...
2017-04-12
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/odczarowac-potwora-basn-dla-doroslych-222017/
Znacie historię o urodziwym i lojalnym względem ojca dziewczęciu, które zamieszkało w zamku potwora? A gdyby tak przekształcić ową baśń w opowieść dla dorosłych czytelników, wzbogacić ją szczyptą pikanterii i sporą dawką okrucieństwa…
Drżyjcie fanki przystojnego biznesmena, kolekcjonującego zabawki w stylu sado-maso. Oto nadchodzi książę Tamlin. Ma skłonność do masek i zadawania rozkosznego bólu swym wybrankom. Pojawia się w marzeniach sennych panien na wydaniu, jak i zdeklarowanych singielek. Wzbudza żądzę w odważnych sercach oraz w ciałach despotek. Dysponuje mocą o ogromnym zasięgu (choć nie jest abonentem żadnej z sieci komórkowych) i zamiast dzierżyć w dłoniach kierownicę auta, ujarzmia tradycyjnego rumaka.
Dwór Cierni i Róż otwiera przed Wami swe wrota. Czy odważycie się wkroczyć na dziedziniec?
Twardo stąpa po ziemi. Niejednokrotnie ryzykuje życie tylko po to, by zapewnić chociażby namiastkę komfortowych warunków bytu swej niepełnej rodzinie. Daleko jej do prawdziwej damy, dbającej o nienaganne zachowanie i wzorowe wypowiedzi. Nie trzyma wianka dla przyszłego męża i zbytnio nie dba o własną reputację. Dźwiga na barkach ciężar obietnicy, złożonej na łożu śmierci swej matki. Co jej nie zabije to z pewnością wzmocni. Oto Feyra, niegdyś zamożna kupiecka córka, obecnie parająca się łowiectwem przedstawicielka najniższej klasy społecznej.
Zamordowawszy zaklętego w wilka posłańca Prythianu, krainy w której rozgrywa się akcja powieści, dziewczyna odbywa karę na dworze księcia Tamlina. Potomek wpływowego rodu wywodzi się z rasy magicznych istot zwanych fae. Arystokrata wraz ze swą służbą i przyjacielem został zniewolony urokiem, rzuconym przez okrutną, samozwańczą królową.
Czy tych dwoje połączy coś potężniejszego od nienawiści? A może jednocząc siły przeciwko wspólnemu wrogowi w końcu legną we wspólnym łożu?
Uwielbiam historie, które mimo wielu udostępnionych przez autora szczegółów, pozostawiają pole działania dla wyobraźni. Dwór Cierni i Róż obfituje w soczyste opisy miejsc, sytuacji oraz postaci. Oczywiście Maas nie podała wszystkich detali na tacy. Partiami przemyciła istotne kwestia, sprawiając, iż czytelnik, tak jak Feyra, stopniowo zdobywa niezbędną wiedzę.
Pół tysiąca stron, jakie wyszły spod pióra autorki, reprezentuje sobą klasę, zasługującą na owacje. To przemyślana, wielowarstwowa historia, stworzona z największą dbałością matrioszka, której wnętrze skrywa zarówno logiczne rozwiązania jak i niespodzianki. Uważny czytelnik wyciągnie odpowiednie wnioski, aczkolwiek w rezultacie i tak zostanie miło zaskoczony.
Koncepcja uwięzionego pod maską książęcego oblicza, niezmiernie przypadła mi do gustu, podobnie jak i jego okaleczone, aczkolwiek nadal imponujące moce. Na samą myśl o opisach intymnych scen, zaczynam się rumienić. Nie zdziwiłabym się gdyby pisarka odtworzyła autentyczne chwile tête-à-tête z własnego doświadczenia. Pomiędzy Feyrą a Tamlinem czuć prawdziwą chemię. Ich związek jest doskonałym przykładem tego, jak cienka jest granica pomiędzy miłością, a nienawiścią.
Zniewagą byłoby pominięcie roli czarnych charakterów. Chociaż mentalność jednego z nich pozostaje kwestią sporną, co tylko zaostrza czytelniczy apetyt. Mowa oczywiście o sługusie królowej Amaranthy- Rhysandzie. Wyróżnia go bardzo przyjemna dla oczu aparycja oraz magiczne umiejętności. Z jednej strony jest prawdziwym uwodzicielem, typem niegrzecznego, niepokornego mężczyzny, z drugiej zaś żołnierzem, zmieniającym front, wedle upodobania. Jakie kierują nim pobudki? Czy można go winić o niestałość uczuć? A może wręcz przeciwnie, należałoby docenić cierpliwość i konsekwencję w działaniu?
Dwór Cierni i Róż dostarcza różnorodnych wrażeń. Obfituje w nagłe zwroty akcji, wpędza bohaterów w ślepe zaułki, notorycznie rzuca im kłody pod nogi i wymusza dokonywanie trudnych wyborów. Stawia na drodze do szczęścia przeszkody, wystawia na próbę rodzące się uczucie, stwarzając idealne warunki do zdrady. Bohaterowie walczą z wyrzutami sumienia, spoglądają śmierci w twarz, licytują własne i cudze życie, udowadniają czystość swych intencji.
Mimo wielu wątków i epizodów nie czuję nadmiernego przesytu. Maas zaangażowała mnie w perypetie bohaterów, urzekła lekkim piórem, ale też tekstem, reprezentującym wysoki poziom artyzmu. Wciągnęła w historię dziewczyny, mającej za zadanie złamanie złego uroku i odczarowanie księcia, ale też poszła o kilka kroków dalej, sprawnie bawiąc się konwencją, naginając ją do własnych potrzeb.
Dwór Cieni i Róż przyrównałabym do magnesu. Nie jestem w stanie oprzeć się sile jego oddziaływania. Zdecydowanie mamy się ku sobie i chociaż potrafiłabym ubrać w odpowiednie słowa owe zjawisko, wolę pozostawić pewien niedosyt. Całe szczęście, że w kolejce do przeczytania czeka na mnie kolejny tom wciągającej historii.
‘
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/odczarowac-potwora-basn-dla-doroslych-222017/
Znacie historię o urodziwym i lojalnym względem ojca dziewczęciu, które zamieszkało w zamku potwora? A gdyby tak przekształcić ową baśń w opowieść dla dorosłych czytelników, wzbogacić ją szczyptą pikanterii i sporą dawką...
2017-04-23
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/twoim-sladem-242017/
Nigdy, przenigdy nie dopuść do sytuacji, w której miłość wytworzy zaporę dymną, uniemożliwiającą trzeźwy osąd rzeczywistości.
Nie zatracaj się w drugim człowieku, kosztem dotychczas wyznawanych wartości.
Nie trzymaj kurczowo za rękę kogoś, kto ciągnie Cię na samo dno.
Nie myśl o sobie w kategorii superbohaterki, ratującej z poważnych opresji partnera, któremu bliższe jest łamanie prawa, deptanie dobrych obyczajów, uwłaczanie Twojej godności niż dbanie o Twój psychiczny komfort.
Chwila zapomnienia, dreszczyk emocji, nieliczne momenty, w trakcie których jesteś jego (prawie) całym światem, nie są warte ryzyka.
Trzymaj emocje na wodzy. Zacznij się szanować i wymagaj tego od innych.
Przeszłość nie ulegnie pożądanej deformacji tylko dlatego, iż dostrzegłaś szansę na odkupienie win.
Czy jednak rozum może dyskutować z sercem, kiedy podążasz niewłaściwym śladem?
Z własnego doświadczenia wiem, że dziewczyny kochają niegrzecznych chłopców, mężczyzn, umykających konwenansom, śmiejącym się w twarz wymiarowi sprawiedliwości. Co nami kieruje? Czy pociąga nas ryzyko, a może załącza się instynkt opiekuńczy i wiara w to, że jesteśmy w stanie wyprostować nawet najbardziej wykrzywionego mentalnie partnera? Łudzimy się, że nasza miłość, determinacja, chęć niesienia pomocy wystarczą, by on zmienił swój stosunek do życia, do świata, do rzeczywistości, do nas.
Aubrey Duncan, bohaterka niezwykle sensualnej powieści A. Meredith Walters, doświadczyła rodzinnej tragedii. Jej młodsza siostra w wieku piętnastu lat zaliczyła ,,złoty strzał”. Śmierć młodej narkomanki uruchomiła lawinę wyrzutów sumienia, z którymi zmagać musiała się ta rozsądna, spokojna, będąca wzorem do naśladowania uczennica.
Po latach, jako studentka, Aubrey w ramach pracy zaliczeniowej, dołącza do grupy terapeutycznej, zajmującej się niesieniem pomocy osobom uzależnionym od leków i narkotyków. Jednym z członków niewielkiej społeczności jest Maxx Demelo- artysta, parający się dilerką. Dwójka bohaterów odpali lont bomby, której zasięg rażenia zmiecie z powierzchni ziemi zdrowy rozsądek, profesjonalizm, kontrolę nad emocjami oraz instynkt samozachowawczy. Czy ta historia zakończy się happy endem? Czy miłość wystarczy do tego, by oprzeć się pokusie autodestrukcji? A może wręcz przeciwnie, nałóg Maksa zniszczy więcej niż jedną jednostkę?
,,Maxx był mężczyzną, przed którym matki ostrzegały swoje córki. Uosabiał seks, zagrożenia i tajemnice. Był najgorszym rodzajem pokusy i najlepszym rodzajem rozrywki*".
Dzielenie narracji na co najmniej dwa głosy nie zawsze kończy się sukcesem. W tym przypadku jednak autorka zasłużyła na słowa uznania. Nie tylko przedstawiła odmienne punkty widzenia, ale też perfekcyjnie ukazała świat z damskiej i męskiej perspektywy w przekonujący sposób. Mało tego, historia dilera, zażywającego sprzedawany przez siebie towar, daleka jest od moralizatorskich ,,szkolnych” przykładów stoczenia się na mentalne i społeczne dno. Nie wiesz co przytrafi się postaciom w kolejnym rozdziale, z niecierpliwością zmierzasz do kulminacyjnego punktu, łudząc się, iż na mecie spotkasz kilku zwycięzców.
Walters nie żonglowała eufemizmami. Wulgaryzmy pojawiały się w tekście zawsze wtedy, gdy wymagała tego sytuacja. Wtapiały się w dialogi, stanowiąc ich elementarną cząstkę, w żadnym razie nie drażniąc wrażliwego czytelnika.
Atutem tekstu są zarówno wewnętrzne monologi bohaterów, ich zmagania się z sumieniem, kłótnie ze zdrowym rozsądkiem, oraz intymne sceny. Te ostatnie wywołują przyjemny dreszcz podniecenia, chęć doświadczenia podobnych momentów z bliską osobą. Ten erotyzm nie został spuszczony ze smyczy, nie ociera się o papierowe porno, żerujące na fizycznych pobudkach, chęci zaspokojenia wyłącznie własnych potrzeb i pragnień. Jest zmysłowy, cholernie zaraźliwy.
Walka z nałogiem to jeden z głównych tematów Twoim śladem. Stoczyć ją muszą zarówno uzależnieni, jak i członkowie ich rodzin oraz drugie połówki. Skłonność do autodestrukcji, proces wynaturzenia, wypieranie problemów wywierają na odbiorcy lektury silne wrażenie. Momenty w których Maxx traci kontakt z rzeczywistością, kiedy Aubrey usiłuje przywrócić go do życia, stanowią przejmujący element historii.
Jednakże poprzez swą powieść Walters zabrała głos w dyskusji na temat trudnych, toksycznych związków, relacji, opierających się na przemocy, na lokowaniu uczuć w osobach, które są zbyt zaangażowane we własne problemy, by móc w pełni się zaangażować, które wywierają niekorzystny wpływ na ślepo zapatrzonych partnerów.
Kilkukrotnie kochałam za mocno, tych, którzy na to nie zasługiwali, czego dzisiaj żałuję. Jednakże przypadek Aubrey dowodzi, iż nie należy każdego związku spisywać na straty, zadręczać się z powodu emocjonalnej klęski. Jeśli tylko jesteś w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski, zakończyć daną relację z poczuciem odrobionej pracy domowej, czerpiąc siłę z bolesnej, aczkolwiek wzbogacającej o kolejne doświadczenie przeszłości, nie podążaj śladem niewłaściwej miłości, tylko odnajdź drogę do własnego szczęścia.
*Cytat pochodzi z recenzowanej książki.
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/twoim-sladem-242017/
Nigdy, przenigdy nie dopuść do sytuacji, w której miłość wytworzy zaporę dymną, uniemożliwiającą trzeźwy osąd rzeczywistości.
Nie zatracaj się w drugim człowieku, kosztem dotychczas wyznawanych wartości.
Nie trzymaj kurczowo za rękę kogoś, kto...
2017-03-20
Poniższa recenzja, okraszona screenami ilustracji, ukazała się na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/zanurz-sie-w-glebi-challengera-182017/
Gdyby Twoje dziecko, inteligentne, elokwentne, dotąd niesprawiające wychowawczych kłopotów, zaczęło się w podejrzany sposób zachowywać, zapewne w pierwszej kolejności przeprowadziłabyś rodzicielskie śledztwo. Kolejno eliminując alkohol, narkotyki, przemoc w szkole, stres wynikający z prób sprostania wygórowanym oczekiwaniom, dotarłabyś do punktu krytycznego, jakim jest zdrowie psychiczne. Wszakże istnieją kliniki, leczące popularne uzależnienia, specjaliści, pomagający oswoić się z przeżytą traumą, jednakże wszelkie niemieszczące się w przyjętych normach stany umysłu, wywołują emocje, nad którymi ciężko zapanować.
Depresja, schizofrenia, zaburzenia osobowości potrafią przekształcić ukochaną osobę w istotę budzącą litość, strach, niezrozumienie. Ciężko jest odnaleźć drogę do syna lub córki, egzystujących na granicy urojonego i realnego świata.
Głębia Challengera stanowi bilet wstępu na rejs w głąb zainfekowanej chorobą duszy.
O ile lekturę Podzielonych wspominam zaledwie pozytywnie, tak Głębię Challengera określę mianem jednych z moich ulubionych książek. Pominąwszy samą tematykę, która absorbuje mnie w znacznym stopniu, na pierwszy plan wysuwa się forma utworu oraz autentyczność przekazu. Neal Shusterman nie musiał popisywać się przed czytelnikiem plastyczną wyobraźnią oraz zaklinaniem liter w chwytające za serce zdania. Kolejna powieść autora odzwierciedla problemy z jakimi na co dzień boryka się rodzina pisarza. Zainspirowany przypadłością syna, Shusterman posunął się o krok dalej, umieścił na białych stronach obrazki, które stworzył nastoletni Brendan. Analiza rysunków pogłębia znaczenie lektury, daje zalążek poczucia zrozumienia młodego bohatera. Jest także pierwiastkiem potęgującym dramatyzm.
Pierwszoplanowa postać -Caden Bosch- po wstępnej diagnozie trafia do kliniki, w której specjaliści usiłują wypracować emocjonalną równowagę chłopca. Nim jednak zasilił on grono pacjentów, nastolatek usiłował funkcjonować w dwóch rolach- ucznia szkoły średniej, starszego brata i znanego ze szczerych opinii kolegi oraz uczestnika wyprawy, zmierzającej do tytułowego miejsca. Oba światy łączy wiele wspólnych elementów, postaci ze statku pojawiają się w życiu Cadena, on zaś lepiej czuje się w skórze marynarza niż w swoim prawdziwym wcieleniu.
Jakie znaczenie odgrywa Głębia Challengera? Czy rejs posiada wyłącznie symboliczne znaczenie, a może ukazuje drogę do wyzdrowienia? Kim tak naprawdę jest knująca intrygi papuga oraz pozbawiony oka Kapitan? Sami musicie odkryć tajemnice.
Historia Cadena jest niepokojąca i zmuszająca do refleksji. Mając do czynienia z tak silnym, wyrazistym bohaterem, stającym w szranki z chorobą, która spycha go na straconą pozycję, czytelnik zaczyna doceniać własne zdrowie, jasność umysłu. Shusterman czyni z odbiorcy książki powiernika ciążącej na sercu boleści, a także ucznia, dysponującego podstawową wiedzą w temacie, szczególnie bliskim obecnym czasom. Otwiera nam oczy, uczula, pokazuje jak łatwo można zaszufladkować kogoś, kto nie popadł w nałóg związany z dostępnymi używkami, lecz wymaga hospitalizacji z niezależnych od siebie powodów. Przy czym ważne jest, by podkreślić ton wypowiedzi autora, daleki od moralizatorskich nauk, niezrozumiałych frazesów. Wizualizacja choroby, nadanie jej konkretnego kształtu w połączeniu z fantastycznymi elementami, tworzy zaskakujący efekt. Nie dziwi zatem fakt, iż autor za opisywaną powieść został uhonorowany National Book Award oraz Golden Kite Award.
Głębia wciąga. Dosłownie i w przenośni.
Poniższa recenzja, okraszona screenami ilustracji, ukazała się na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/zanurz-sie-w-glebi-challengera-182017/
Gdyby Twoje dziecko, inteligentne, elokwentne, dotąd niesprawiające wychowawczych kłopotów, zaczęło się w podejrzany sposób zachowywać, zapewne w pierwszej kolejności przeprowadziłabyś rodzicielskie...
2017-03-07
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/prawdziwa-z-niej-diabolika-162017/
Uwierz, nie chciałabyś znaleźć się na liście jej wrogów.
Jednakże, gdyby objęła Cię swoją kuratelą, mogłabyś ze spokojem kroczyć przez życie, czując na karku oddech specyficznego anioła stróża.
Bez wyrzutów sumienia podcina gardła, wyrywa serca, zadaje śmiertelne ciosy.
Stanowi wcielenie najlepszej, osobistej broni, gotowej do największych poświęceń w imię Twojego dobra i bezpieczeństwa.
Ta istota, genetycznie zmodyfikowana, wyglądem przypomina człowieka. Aczkolwiek stworzono ją i wyszkolono, by ratowała z opresji swego właściciela.
To DIABOLIKA i właśnie zostałaś jej panią.
Jak zachowasz się w sytuacji, kiedy spróbuje przejąć Twoją tożsamość?
S.J. Kincaid przenosi czytelnika do bliżej nieokreślonej przyszłości, umiejscawiając akcję powieści w kosmosie. Jeśli zatem jesteście zwolennikami międzygalaktycznych wojaży, spisków, wpływających na losy Wszechświata oraz romantycznych historii, Diabolika zaspokoi Wasze czytelnicze pragnienia.
Tytułowa postać reprezentuje gatunek, powołany do życia, by ochraniał wybranego przedstawiciela grandecji (zamożna, wpływowa klasa społeczna). Bezlitosna zabójczyni została zakupiona przez rodzinę senatora Impiriana i podarowana jedynej spadkobierczyni tytułu i majątku- Sydonii. Nim jednak obu przedstawicielkom płci pięknej udało się przekroczyć próg dorosłości, władca galaktyki Cesarz Randewald Domitrian, przygotowując się do prawdziwie krwawej rewolucji, zarządził likwidację wszystkich diabolików. Przeczuwając kłopoty, rodzice Sydonii postanowili uchronić Nemezis przed śmiercią. Ta zaś, miała odegrać kluczową rolę w pełnej zwrotów akcji historii.
Nemezis przyszło egzystować w epoce naukowej ignorancji, w czasach, w których dostęp do wiedzy był surowo zakazany, a wszelkie przejawy poszerzania horyzontów myślowych, ingerowania w technikę traktowane były jako przestępstwa. Senator Impirian sprzeciwiał się zarówno obowiązującej religii oraz skutecznym próbom hamowania postępu, czym naraził się aktualnemu włodarzowi. Gdy w ramach kary, tudzież surowej nauczki, cesarz nakazał by do Chryzantemum (kosmiczny dwór Dormitiana) przybyła Sydonia, potajemnie postanowiono, iż zastąpi ją oddana diabolika. Sprawę miał ułatwiać fakt, iż siedziba Impirianów ulokowana została w odległym miejscu galaktyki i nikt, prócz służby i familii nie widział na żywo dziewczyny. Ponadto bohaterowie korzystali z wynalazków, jakimi były medboty oraz urządzenia, dzięki którym można było dowolnie modyfikować wygląd, a także się odmładzać. Problemu nie stanowiła zatem aparycja Nemezis lecz jej zwierzęce, pozbawione wyższych uczuć, usposobienie. Zdradzę tylko, że diabolice udało się przejąć tożsamość swej właścicielki, lecz przybycie na cesarski dwór dało początek wciągającym wydarzeniom.
Jest to intrygująca opowieść o stworzeniu, które tylko pozornie zdolne było jedynie do miłowania ochranianej przez siebie jednostki. Diabolika okazała się wybrykiem natury, niezłomnym przedstawicielem gatunku morderców, pozbawionych wyrzutów sumienia, skłonnym do otwarcia serca oraz umysłu. Przyglądanie się jej metamorfozie, przypomina obserwację poczwarki, przeobrażającej się w motyla. Ta silna, odważna, lojalna dziewczyna została odpowiednio scharakteryzowana, nakreślona przez autorkę. Obok Nemezis nie można przejść obojętnie. Można ją podziwiać za hart ducha, za konsekwentne dążenie do realizacji założonych celów. Potrafi jednak wzbudzić również inne emocje. Fatum, ciążące nad bohaterką, wywołuje poczucie niesprawiedliwości. Bolesna przeszłość sprawia, iż czytelnik rozumie motywy, kierujące diaboliką i usprawiedliwia jej niezbyt szlachetne uczynki.
Lecz nie tylko jej S.J. Kincaid poświęciła wystarczająco dużo uwagi. Świat, nieuchronnie zmierzający ku zagładzie, stworzony z planet buntujących się przeciwko narzuconym normom i tym, których mieszkańcy wyznają naukową ignorancję, choć kryje liczne tajemnice, został przedstawiony w sposób, który pozwala czytelnikowi na zmaterializowanie wyobrażenia o nim. Znane są poglądy polityczne, obowiązująca religia, zachowane i wykorzystywane technologie, a także rozrywki oraz kultywowane obrzędy.
Powieść nabiera tempa wraz z przybyciem Nemezis do Chryzantemum. Gdy tylko właściciel książki zaznajamia się z sytuacją w danym wątku, następuje zwrot akcji, zaskoczenie, postaci wpadają w zasadzki, stają się ofiarami sprytnie uknutych intryg. Mimo licznych atrakcji, nie odczułam przesytu czy nachalnego zarzucania czytelnika niespodziankami, pełniącymi funkcję zapychaczy fabuły. Autorka zastosowała przemyślane chwyty, nie stroniła od brutalnych, aczkolwiek mających rację bytu rozwiązań.
Bohaterowie Diaboliki podzielili się na trzy obozy- tych, którzy sprzyjają zacofanym poglądom cesarza, przeciwników korony, oraz zastraszonych, chroniących własne życie niewolników. Gdzieś pomiędzy każdą z frakcji, znajdują się opisane stworzenia, dorastające w zagrodach, pozbawione korzeni, skazane na pełną wyrzeczeń egzystencję. Prócz tytułowej postaci w opowieści pojawiają się inni przedstawiciele niebezpiecznego gatunku, zamieszkujące cesarski dwór. Czy pomiędzy nimi a Nemezis nawiąże się nić porozumienia? Czy mogą liczyć na sojusz?
Warto również poruszyć kwestie, związane z rządzącą familią. Nikt tak dobrze jak cesarz i jego bliscy nie pojmuje, że władza wymaga ofiar, nawet wśród osób, w żyłach których płynie ta sama krew. Domitrianowie są zdolni do zdrady, nie cofną się przed niczym, byleby korona pozostała w ich rękach. Jak w tym gnieździe os odnajdzie się Nemezis? Czy będzie w stanie zaufać szalonemu następcy tronu- Tyrusowi?
Zazdrość, nienawiść, pożądanie, miłość, lojalność, znacząca pozycja- to wszystko będzie stanowić przedmiot międzygalaktycznych rozgrywek. Postaci wielokrotnie wstępować będą na wojenne ścieżki. Przywdzieją maski, odegrają teatrzyk na polityczno-religijnej scenie. Czytelnik zaś z zapartym tchem śledzić będzie ich poczynania, typując zwycięzców, wielkich przegranych, sympatyzując z łobuzami, życząc śmierci czarnym charakterom.
Nie wiem, co mnie bardziej wciągnęło- relacja pomiędzy szalonym następcą cesarza a diaboliką, rozgrywki pomiędzy rodziną Domitrianów, a może tło powieści, jakim jest świat, w którym należy walczyć w obronie słusznych przekonań. Jedno jest pewne, napisana z prawdziwym polotem historia wilka w owczej skórze okazała się kolejną, godną polecenia lekturą.
Poniższa opinia ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/prawdziwa-z-niej-diabolika-162017/
Uwierz, nie chciałabyś znaleźć się na liście jej wrogów.
Jednakże, gdyby objęła Cię swoją kuratelą, mogłabyś ze spokojem kroczyć przez życie, czując na karku oddech specyficznego anioła stróża.
Bez wyrzutów sumienia podcina gardła,...
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/zla-krew-slodycz-bywa-zwodnicza/
Mimo iż od ekranizacji Musimy porozmawiać o Kevinie minęło kilka lat, emocje, jakie wywołała we mnie ta historia, przypominają niezagojone rany. Szczegóły opowieści, jej bohaterowie oraz specyficzny klimat prawdopodobnie przez długie lata będą przechowywane w zasobach mojej pamięci.
Tematyka rozczarowującego macierzyństwa, misyjność roli, narzuconej kobiecie przez społeczeństwo, ciężar niezaspokojonych ambicji oraz roszczeniowa postawa niewdzięcznego, krnąbrnego, bezwzględnego i często okrutnego dziecka, nie należą do przyjemnych, łatwych, popularnych kwestii, które na co dzień porusza się w rozmowach, w mediach społecznościowych, lub na blogach.
Współczesna matka, niczym człowiek-orkiestra, wychowuje, zarządza, realizuje się na arenie zawodowej, króluje w domowym zaciszu oraz zachwyca w małżeńskiej sypialni.
Uśmiechnięta, zadbana, modnie ubrana, tryskająca energią oraz pachnąca na kilometr szczęściem, stanowi zaprzeczenie kobiety, którą przerosło rodzicielstwo.
Postawcie się w jej sytuacji.
Świetna praca, idealny mężczyzna, hobby, sprawiające przyjemność, regularny seks. I nagle harmonię pary burzy przyjście na świat dziecka. Często nieplanowanego. Trzeba przewartościować priorytety, pogodzić się z pewnymi kompromisami, stłumić poczucie zagrożenia, wynikające z konieczności dzielenie się ukochanym człowiekiem z nową istotą. Lekka zazdrość, zachwiane bezpieczeństwo, przyrost zupełnie nowych obowiązków. Zmiany w organizmie, w aparycji, wynikające z rosnącego pod sercem nowego życia.
Może z czasem pojawi się bezwarunkowa miłość, czułość, macierzyńskie oddanie, gotowość do chronienia. Może będzie walczyła z egoistycznymi pobudkami. Zacznie się bardziej starać, więcej od siebie wymagać. Zechce udowodnić partnerowi, rodzinie, dziecku i sobie, że nowa rola jest nie tylko wyzwaniem, któremu sprosta, to wręcz kolejny pułap rozwoju, doskonalenia jej osobowości.
Mimo zaparcia, dobrych chęci, natrafi jednak na mur. Dziecko, które miało być centrum świata, okaże się przeciwnikiem, wrogiem, uciekającym się do różnych sztuczek, tylko po to, by zadać jej ból, by sprawić przykrość, podważyć jej macierzyńskie predyspozycje, zdyskryminować w oczach rodziny, znajomych i całkiem obcych osób.
TO dziecko wytoczy najcięższe działa, by pozbyć się swej konkurentki, by WYELIMINOWAĆ matkę.
Hanna to nieprzeciętnie inteligentna kilkulatka. Według ojca jest słodką, niewinną, nieco wycofaną, aczkolwiek nieszkodliwą dziewczynką. Z powodu swej ułomności (dziecko nie mówi), nad jej edukacją czuwa matka. Gdy jednak drzwi rodzinnego domu zamykają się za głową rodziny, kiedy Hanna zostaje sama z Suzette, na ziemię upada jej maska. Znika uśmiech, infantylne gesty odchodzą w zapomnienie. Oto przed czytelnikiem pojawia się mały demon, prawdziwe utrapienie, czerpiące siłę oraz przyjemność z dokuczania swej rodzicielce.
Rezolutna dziewczynka manipuluje przy lekach matki. Suzette od lat zmaga się ze schorzeniami układu trawiennego. Jako dziecko została zaniedbana przez swoją matkę, a choroba odebrała jej beztroskę, liczne możliwości oraz przywileje, związane z wiekiem dorastania. Kompleksy złagodził i zaakceptował dopiero jej mąż, który nie tylko wzbudził w niej poczucie kobiecości, co przede wszystkim pomógł odbudować zachwianą pewność siebie.
Hanna, przeszukawszy zasoby internetu, postanawia wzmocnić działanie swych niecnych czynów, zawierając pakt z posądzoną o czary kobietą, spaloną na stosie kilka wieków temu. Ta kuriozalna sytuacja sprowadza się do tego, iż dziewczynka głęboko wierzy w to, iż jej ciało nawiedza zła dusza. Przy jej pomocy planuje morderstwo własnej matki.
Zła krew przedstawia dramat trzech osób. Mamy tutaj sylwetkę ojca, kompletnie odrzucającego irracjonalne zarzuty wobec Hanny, jakie stawia Suzette. Alex bezgranicznie kocha swą jedynaczkę, poświęca jej swój cały wolny czas, rozpieszcza i wręcz gloryfikuje. Nie jest świadomy zagrożenia, w jakim znajduje się Suzette, jego małżeństwo i cała rodzina. Po jednej stronie barykady autorka książki umieściła Hannę. Wyjątkowo wyrozumiały czytelnik może usprawiedliwiać zachowanie dziewczynki, zrzucać jej dziwne pomysły na karb niezdiagnozowanych problemów natury psychicznej. Wreszcie osamotniona w swej walce, stojąca na straconej pozycji Suzette. Jest przecież dobrą, choć wymagającą matką, której czasami puszczają nerwy. Można by jej zarzucić niewystarczające pokłady miłości i cierpliwości, odwrócić kota ogonem. Kto jednak w tym trójkącie jest prawdziwą ofiarą? Kto tak naprawdę pełni funkcję oprawcy? Kto manipuluje czytelnikiem?
Zoje Stage zafundowała nam wciągający, psychologiczny thriller. Ta historia wzbudza wątpliwości, sposób narracji skłania do bacznej analizy zachowań bohaterów oraz sytuacji. Lektura pozostawia po sobie wiele pytań, na które nie ma prostych, jednoznacznych odpowiedzi. Plastyczne opisy pozwalają wyobraźni stworzyć obraz Hanny. Pozornie niewinna, nieskażona złem dziewczynka, materializuje się w szczególności w tak zwanych mocnych momentach, kiedy to włos jeży się na głowie. Odbiorca książki popada w konsternacje, tymczasem prawdziwy dramat przeżywa Suzette, szukająca jakiejkolwiek pomocy. Kobieta chce zrozumieć córkę, szuka winy we własnym działaniu, i jednocześnie pragnie uratować małżeństwo oraz samą siebie przed destrukcyjnym wpływem ,,małego demona".
Zła krew trzyma w napięciu do ostatniego akapitu. Są chwile, podczas których czytelnik jest tak bardzo zaangażowany w akcję, że chciałby zabrać głos, przemówić do rozsądku Alexowi, zwrócić się bezpośrednio do Hanny, sprawić, aby się opamiętała, a przede wszystkim czuje się w moralnym obowiązku poświadczyć zeznania Suzette, stanąć obok niej i głośno stwierdzić: TAK, TA KOBIETA MÓWI PRAWDĘ. RZECZYWIŚCIE JEJ ŻYCIU ZAGRAŻA NIEBEZPIECZEŃSTWO. ZRÓBCIE COŚ Z TYM, INACZEJ DOJDZIE DO PRAWDZIWEJ TRAGEDII.
Kiedy już dotrzecie do zakończenia tej wgryzającej się w podświadomość historii, zapewne wielu z Was głęboko odetchnie, niezmiernie ciesząc się w duchu, że takie problemy na szczęście Was nie dotyczą, że Wam nie przytrafiło się TAKIE dziecko...
Poniższa recenzja ukazała się również na moim blogu Świat według Lilii: http://swiatwedluglilii.pl/ksiazka/zla-krew-slodycz-bywa-zwodnicza/
więcej Pokaż mimo toMimo iż od ekranizacji Musimy porozmawiać o Kevinie minęło kilka lat, emocje, jakie wywołała we mnie ta historia, przypominają niezagojone rany. Szczegóły opowieści, jej bohaterowie oraz specyficzny klimat prawdopodobnie przez długie...