-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2023-01-28
2023-01-02
2022-05-27
2022-11-10
Każdy ma jedno życie. Nie mniej. Nie więcej.
Siódmy tom Sandmana zabiera czytelników w szaloną i pełną zwrotów akcji podróż, by odnaleźć jednego z Nieskończonych – Zniszczenie. Mężczyzna przed 300 laty zdecydował, że nie zamierza dłużej pełnić swojej roli, przez co stał się czarną owcą w rodzinie. Maligna, jedna z rodziny, postanawia go odnaleźć, a w jej podróży towarzyszy Morfeusz.
Ulotne życia to historia o poszukiwaniach, ale również o zmianie i o tym, że w życiu nic nie jest stałe i na zawsze. Cała historia nie jest zbiorem krótkich opowieści, jak to zwykle bywało w poprzednich odsłonach serii, a jedną dłuższą opowieścią, co jest zdecydowanie miłą odmianą. A mimo że historia posiada jeden wątek główny to bohaterowie podczas swoje podróży obcują z różnymi postaciami, dzięki czemu poznajemy również ich historie.
Gaiman po raz kolejny sięga po motywy fantastyczne, nie bojąc się czerpać z nich to, co chce zamieścić w historii. Ich połączenie ze zwykłą opowieścią o życiu ponownie zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Sandman to niezwykle doceniana seria, zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Moim zdaniem, jak dotąd to seria dość nierówna - po siedmiu tomach były już takie, które mnie zachwyciły, jak i takie, które jestem w stanie docenić, ale nie pokochać. I mimo że Ulotnym życiom zdecydowanie bliżej do tej pierwszej kategorii to niektóre z wcześniejszych tomów zrobiły na mnie dużo większe wrażenie. Wciąż jednak uważam, że zdecydowanie warto poznać Sandmana i zachęcam do lektury.
Każdy ma jedno życie. Nie mniej. Nie więcej.
Siódmy tom Sandmana zabiera czytelników w szaloną i pełną zwrotów akcji podróż, by odnaleźć jednego z Nieskończonych – Zniszczenie. Mężczyzna przed 300 laty zdecydował, że nie zamierza dłużej pełnić swojej roli, przez co stał się czarną owcą w rodzinie. Maligna, jedna z rodziny, postanawia go odnaleźć, a w jej podróży towarzyszy...
2022-10-22
Raz w tygodniu Alfred Pennyworth odwiedza groby rodziny Wayne’ów - Thomasa, Marthy i… Bruce’a. Ten ostatni jak dotąd pozostaje pusty, ale śmierć nie jest obcym tematem w życiu obu mężczyzn. Gacek staje przed kolejną kryminalną zagadką, którą rozwiązuje, by pokonać przestępcę, który za cel obrał sobie GCPD.
Najmocniejszym punktem całej historii był.. Alfred i jego humor. Żarciki rzucane przez lokaja wielkokrotnie dodały charakteru scenom, a jego postać skradła moje zainteresowanie. Nierzadko byłem bardziej ciekawy jego kolejnej opowieści niż tego w jaki sposób potoczy się dalej wątek główny.
Przeciwników Batmana takich jak Scorn było już co najmniej kilku. A że ten niczym specjalnym się nie wyróżnia, obawiam się, że ta historia niebawem po prostu wyleci mi z pamięci. Podczas lektury bawiłem się dobrze, jednak na dłuższą metę ta historia niczym się nie wyróżnia.
Aby dotrzeć do sedna zagadki i poznać tożsamość głównego złoczyńcy, Bruce musi stawić czoło wielu mniej wyrafinowanym przeciwnikom. I choć nie wychodzi z tych starć bez szwanku, a wręcz przeciwnie, to te epizody nie pełną żadnej innej roli niż wydłużenie całej treści. Na plus z pewnością zaliczyć można pogarszający się stan Batmana, który widać gołym okiem.
Podobał mi się też sposób w jaki Bruce z Alfredem rozwiązują całą sprawę. Wirtualne odtworzenie miejsca zbrodni, by móc wczuć się w rolę ofiary naprawdę robi wrażenie. Zdolność do analizy poszkodowanego nieco przypominało mi jedną z postaci z Hannibala, która robiła to w mistrzowski sposób.
Grób Batmana czytałem z przyjemnością. Szczegółowe kadry to taka wisienka na torcie, jednak sama historia i sposób jej poprowadzenia nie były na tyle oryginalne, by zapamiętać je na dłużej. Wciąż jednak bardzo dobrze się bawiłem, a cała opowieść zdecydowanie ma swoje dobre strony. Zachęcam, by dać temu komiksowi szansę, tym bardziej, że to historia jednotomowa, która ma niski próg wejścia.
Raz w tygodniu Alfred Pennyworth odwiedza groby rodziny Wayne’ów - Thomasa, Marthy i… Bruce’a. Ten ostatni jak dotąd pozostaje pusty, ale śmierć nie jest obcym tematem w życiu obu mężczyzn. Gacek staje przed kolejną kryminalną zagadką, którą rozwiązuje, by pokonać przestępcę, który za cel obrał sobie GCPD.
Najmocniejszym punktem całej historii był.. Alfred i jego humor....
Rat Queens to chyba najbardziej zabawna historia graficzna, którą czytałem. Tytułowe królowe to grupa pijących alkohol, śmiercionośnych najemniczek zajmujących się zabijaniem za pieniądze. Wplątane w poważniejszą intrygę stają przed zagadką, którą muszą rozwiązać, jednak podchodzą do niej po swojemu.
Cała opowieść jest mocno zakorzeniona w świecie D&D, a nawiązania do tego świata naprawdę robią robotę. Bohaterki odwiedzają puby, piją, wszczynają burdy i sprawiają kłopoty mieszkańcom swojej osady. Ich codzienność zwykle ogranicza się do spożywania trunków, zabijania, częstego przeklinania, niszczenia mienia innych (celowo lub też nie), romansów i wypełniania zleconych im zadań, które często kończą pokryte krwią swoich przeciwników.
Mimo niewielkiej objętości tego tomu, fabuła rozwija się ŚWIETNIE. Konsekwencje wyborów bohaterek świetnie na siebie wpływają i pojawiają się w nieoczekiwanych momentach. Jednak to nie fabuła sprawiła, że pokochałem ten komiks, a bohaterki o których chcę w kolejnych odsłonach serii dowiedzieć się więcej.
Humor z pewnością nie trafi do każdego, ale te sarkastyczne żarty to coś idealnie w moim guście. Poza komedią, który niejednokrotnie sprawiła, że parskałem ze śmiechu, doceniam Rat Queens za różnorodność. Cała drużyna wydaje się w pewien sposób generyczna w fantastycznym świecie – magini, kapłanka, wojowniczka i łotrzyca. Tym bohaterkom jednak daleko do zwyczajności w jakimkolwiek aspekcie. Poza różnymi klasami reprezentują też różne orientacje i budowy ciała, co wydaje się drobnostką, jednak jest dla mnie taką kropką nad i.
Polecam tę pozycję nie tylko fanom D&D, bo jestem przekonany, że ta historia ma potencjał, by trafić do szerszej publiczności, która po prostu lubi taki typ humoru. Nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po następny tom i jestem przekonany, że to będzie kolejna wspaniała przygoda!
Rat Queens to chyba najbardziej zabawna historia graficzna, którą czytałem. Tytułowe królowe to grupa pijących alkohol, śmiercionośnych najemniczek zajmujących się zabijaniem za pieniądze. Wplątane w poważniejszą intrygę stają przed zagadką, którą muszą rozwiązać, jednak podchodzą do niej po swojemu.
Cała opowieść jest mocno zakorzeniona w świecie D&D, a nawiązania do...
2022-09-29
Szóstka nastolatków podczas seansu w RPG przenosi się do świata gry. Po dwóch latach w tajemniczy sposób wraca ich już tylko piątka, a o całym wydarzeniu niewiele wiadomo. 25 lat później niektórzy bohaterowie wciąż nie są w stanie pogodzić się z przeszłością, która wciąż znajduje do nich drogę, mimo że każde z nich ułożyło sobie życie. Gdy zakrwawiona kostka trafia do jednej z postaci jako urodzinowy prezent, grupa zmuszona jest stawić czoła przeszłości i światu, który przez dziesięciolecia przyprawiał ich o koszmary.
Tom 1 stanowi wstęp do całej historii, który nadaje ton całej opowieści i z pewnością nie było to, jak głosi podtytuł, fantastyczne rozczarowanie. Postacie bohaterów jak na świat podobny do D&D są dość oryginalne, co zdecydowanie do mnie trafiło. Ukazanie czterdziestokilkulatków, którzy mają za sobą bagaż doświadczeń, zmuszonych do powrotu do świata z nastoletnich fantazji, ma pewien smutny wydźwięk. Całość jest też dość dosadna, co jest zdecydowanym atutem.
Die mogę przyrównać do bardziej mrocznego Jumanji. Aby wrócić do swojego świata, bohaterowie po wypełnieniu postawionych przed nimi zadań, muszą jednomyślnie tego pragnąć. Co może pójść nie tak? Okazuje się, że wiele. Bardzo doceniam bogatą kreację świata i podział na różne regiony, jednak póki co przedstawione pomysły nie są tak dalekie od tych znanych z popkultury czy gier. Jedynym co tak naprawdę zupełnie mnie zaskoczyło były… nawiązania do Tolkiena.
Kreska jest piękna i dodaje fabule charakteru, chociaż odniosłem wrażenie, że niektóre kadry były nieco zbyt rozmyte. Te początkowe jednak świetnie portretują rzeczywistość lat 90. Dodatkowo na plus przeważa niezwykle klimatyczny projekt postaci, nawiązujący jednocześnie do kanonu tego typu bohaterów, jednak z pewnymi różnicami.
Tym co póki co mnie nie kupiło jest zbyt szybkie tempo akcji. Historia, mimo że dobra, nie miała szansy solidnie wybrzmieć, podobnie jak emocje bohaterów. Wciąż jednak, pierwszy tom zaintrygował mnie na tyle, że z pewnością będę kontynuował tę czytelniczą przygodę.
Jeśli lubicie wątki bohaterów zamkniętych w świecie gry, polecam Wam dać szansę Die. To moja pierwsza przygoda z taką tematyką w formie komiksu i jestem naprawdę zadowolony.
Szóstka nastolatków podczas seansu w RPG przenosi się do świata gry. Po dwóch latach w tajemniczy sposób wraca ich już tylko piątka, a o całym wydarzeniu niewiele wiadomo. 25 lat później niektórzy bohaterowie wciąż nie są w stanie pogodzić się z przeszłością, która wciąż znajduje do nich drogę, mimo że każde z nich ułożyło sobie życie. Gdy zakrwawiona kostka trafia do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-09-07
Wskutek planów Dominusa, zapada się struktura czasu, która powoduje wymazywanie zarówno przeszłości, jak i przyszłości. Wszystko powoli znika w niebycie, a jedyną szansą na przetrwanie jest niezwykła grupa bohaterów pochodzących z różnych pokoleń.
Lektura zapowiadała się bardzo dobrze, ale muszę przyznać, że jestem całkowicie rozczarowany. Znalazło się kilka ciekawych aspektów – kadry pokazujące Dominusa z jego rodziną trochę przypominały mi serial Wanda & Vision, a humor w niektórych momentach do mnie trafił. Uważam jednak, że ta historia się niczym nie wyróżnia – podobnych wyjątkowych grup bohaterów było w komiksach wiele, a fabuła nierzadko była bardziej dopracowana i po prostu ciekawsza. Kreska w niektórych miejscach broni całość, ale biorąc pod uwagę, że zmienia się dosłownie co kilka stron, brak mi tutaj spójności, którą zwykle doceniam.
W przypadku Pokoleń skaczemy po różnych liniach czasowych, obserwując potyczki superbohaterów z Linear Men, którzy stoją na straży czasu. I mnie, niestety, te historie w żaden sposób nie zaangażowały. Cała fabuła to tak po trochu bieganie wokół dla samej idei. Pierwsza połowa komiksu przedstawia Kamandiego, który zbiera bohaterów z różnych linii czasowych, by w końcu za sprawą podstępu przeciwnika zostali oni rozproszeni w obcych dla siebie czasach. I całość ponownie prowadzi do zebrania bohaterów, a następnie do dość absurdalnego zakończenia.
No… nie. Po prostu nie.
Wskutek planów Dominusa, zapada się struktura czasu, która powoduje wymazywanie zarówno przeszłości, jak i przyszłości. Wszystko powoli znika w niebycie, a jedyną szansą na przetrwanie jest niezwykła grupa bohaterów pochodzących z różnych pokoleń.
Lektura zapowiadała się bardzo dobrze, ale muszę przyznać, że jestem całkowicie rozczarowany. Znalazło się kilka ciekawych...
2022-09-02
Seria powieści graficznych dla nastolatków DC przedstawia alter ego bohaterów z czasów zanim stali się postaciami, które znamy z filmów czy komiksów. W Zaginionym Wesołym Miasteczku poznajemy Dicka Graysona, który razem ze swoimi rodzicami tworzy trio Latających Graysonów w cyrku Haly’ego. Chłopak jest zmęczony ciągłymi występami i chce dla siebie czegoś więcej, co przełamie rutynę codzienności i da mu możliwość życia jak inni ludzie w jego wieku. Taka szansa pojawia się, gdy obok osiedla się tajemnicze wesołe miasteczko, ale rzeczy nie zawsze są takie, jakimi się wydają...
Cała fabuła w pewien sposób porusza wątek odnajdywania swojego miejsca na świecie. Historia Dicka, przedstawiona w niebieskiej tonacji, świetnie kontrastuje z tą Luciany, która utrzymana jest w pomarańczach. Ten dość prosty zabieg z kolorystyką idealnie pasuje do tej historii. Postaci nastolatków również są swoimi przeciwieństwami – podczas gdy Dick zastanawia się jak wyglądałoby życie gdzieś indziej, poza cyrkiem, który ma coraz mniej klientów, Luciana nie wyobraża sobie opuścić swojej trupy.
Zaginione wesołe miasteczko to nieskomplikowana opowieść, świetnie oddająca nastoletni niepokój, przepiękną przyjaźń i wakacyjny romans, który nie ma szansy na przetrwanie. Całość jest bardzo lekka, ale jednocześnie niesie pewien słodko-gorzki posmak. Po lekturze stwierdzam, że historia nieco balansuje na granicy przewidywalności, jednak całkowicie spełnia swoje zadanie, przedstawiając bohatera w innej perspektywie. Sięgając po ten tytuł czytelnik nie musi znać losów postaci ani mieć jakiejkolwiek wiedzy o samym uniwersum, co świetnie sprawdzi się na początek przygody z DC. Moim faworytem wciąż pozostaje historia o Barbarze, jednak ta plasuje się niewiele niżej.
Seria powieści graficznych dla nastolatków DC przedstawia alter ego bohaterów z czasów zanim stali się postaciami, które znamy z filmów czy komiksów. W Zaginionym Wesołym Miasteczku poznajemy Dicka Graysona, który razem ze swoimi rodzicami tworzy trio Latających Graysonów w cyrku Haly’ego. Chłopak jest zmęczony ciągłymi występami i chce dla siebie czegoś więcej, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-27
2021-10-23
Diuna: Ród Atrydów stanowi świetne dopełnienie przedstawionej w pierwszym tomie Diuny historii i jest komiksową adaptacją części książki o tym samym tytule.
Akcja komiksu umieszczona jest w czasach młodości Leto Atrydy, wysyłanego przez swojego ojca na planetę IX, by poznać tamtejsze obyczaje. Poznajemy wtedy również innych bohaterów, którzy w serii występują już jako dorośli. Baron Harkonnen przejmuje władzę nad Diuną, a Bene Gesserit zbliżają się do osiągnięcia celu nad którym pracują już od tysiąca lat. Mamy również okazję dowiedzieć się nieco więcej na temat przeszłości tych postaci i wydarzeń, które poniekąd doprowadzają do sytuacji znanej z książki.
Sięgając po tę historię nie miałem wielkich oczekiwań, ale naprawdę świetnie się bawiłem. Uniwersum Diuny lubię coraz bardziej z każdym kontaktem i kolejnym ułamkiem historii, które poznaję. Możliwość obserwowania kolejnych światów i odwiedziny na Giedi Prime i Kaladine zdecydowanie robią dla mnie robotę. Pomysł jaki Herbert miał na ten świat zachwyca nawet po tylu latach od momentu publikacji tej historii.
Wizualnie kreska pasuje do tej historii, a kolorystyka utrzymana jest w takich barwach, jakich można by się spodziewać. Każda planeta ucharakteryzowana jest we własny sposób i przedstawiona zgodnie z warunkami, które tam panują. Szczególnie podobały mi się okładki poszczególnych zeszytów.
Jeśli lubicie Diunę i chcecie sięgnąć po jakiś komiks to zdecydowanie warto wybrać właśnie ten. Ja mam przed sobą jeszcze wiele historii z tego uniwersum, więc cieszę się, że mogłem poznać ułamek historii z Preludium, jeszcze zanim wyruszę na książkową przygodę. Pierwszy komiksowy tom stanowi świetne wprowadzenie do historii i jestem bardzo ciekawy jak ona się rozwinie.
Diuna: Ród Atrydów stanowi świetne dopełnienie przedstawionej w pierwszym tomie Diuny historii i jest komiksową adaptacją części książki o tym samym tytule.
Akcja komiksu umieszczona jest w czasach młodości Leto Atrydy, wysyłanego przez swojego ojca na planetę IX, by poznać tamtejsze obyczaje. Poznajemy wtedy również innych bohaterów, którzy w serii występują już jako...
2022-08-11
Kiedy młody Leto Atryda staje na czele rodu, postanawia pomóc swoim przyjaciołom z planety IX i oczyścić ich imię. Idealną okazją wydaje się być nadchodząca koronacja Padyszacha Imperatora Szaddama IV, którego poznać można również w literackim sześcioksiągu Diuny. Harkonnenowie nie ustają w swoich dążeniach do władzy, a pomóc im w tym ma uknuta intryga, która ma na celu skłócenie ich przeciwników.
Moim zdaniem ta komiksowa trylogia świetnie dopełnia to co dzieje się w pierwszym tomie głównej książkowej serii, stanowiąc tło tych wydarzeń. Pojawia się tu wiele smaczków dla fanów, które jednocześnie wiele wyjaśniają odnośnie przebiegu akcji i poszczególnych sojuszy. Świat Diuny jest niezwykle bogaty, więc dodatkowa możliwość jego poznania zdecydowanie wypada atrakcyjnie. Odwiedziny kolejnych planet czy poznanie życiorysów postaci, które w Diunie są już dorosłe to zdecydowanie wartość dodana tej historii.
Ród Atrydów zawiera wszystko to, czego można spodziewać się po Diunie – intrygi, knowania, niepewność i emocje, które niesie ze sobą walka o władzę. Nie brakuje tu również galaktycznego rozmachu typowego dla tej serii. Uniwersum Diuny lubię coraz bardziej z każdym kontaktem i kolejnym ułamkiem historii, które poznaję.
Dzięki komiksowej formie ta historia się nie dłuży, ponieważ przedstawione są jedynie najważniejsze wątki. Wciąż jednak, całość nie zapewnia aż tak dobrych wrażeń jak literacka historia stworzona przez Franka Herberta. Całość jest świetnie zakorzeniona w znanym świecie, jednak brakuje jej tego „czegoś”, by być historią wybitną.
Nie czytałem preludium, dlatego ta komiksowa adaptacja dostarczyła mi wielu nowych informacji, które pozwoliły mi lepiej zrozumieć historię z pierwszego tomu sagi. Moim zdaniem ta trylogia świetnie sprawdzi się dla osób, które są fanami Diuny, jednak jak dotąd nie miały większej styczności z formami graficznymi – solidne wydanie ładnie będzie się prezentować na półce tuż obok książkowych odpowiedników.
Kiedy młody Leto Atryda staje na czele rodu, postanawia pomóc swoim przyjaciołom z planety IX i oczyścić ich imię. Idealną okazją wydaje się być nadchodząca koronacja Padyszacha Imperatora Szaddama IV, którego poznać można również w literackim sześcioksiągu Diuny. Harkonnenowie nie ustają w swoich dążeniach do władzy, a pomóc im w tym ma uknuta intryga, która ma na celu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-06
„To co dostajemy zbyt tanio, nie zanadto sobie cenimy. Dopiero wysoka cena sprawia, że wszystko nabiera wartości.”
6 tom Sandmana nosi tytuł Refleksje i przypowieści i zgodnie z zapowiedzią, takie refleksje nierzadko nachodzą czytelnika podczas lektury pozornie fantastycznych historii, które jednak doskonale komentują rzeczywistość.
Lubię tę serię i chociaż przy niektórych zeszytach mam poczucie, że nieco się już zestarzały, to obcowanie z nią po raz pierwszy w pięknym jubileuszowym wydaniu wciąż daje przyjemność. Wiele tu adekwatnych komentarzy, które podczas pierwszego wydania 30 lat temu z pewnością były bardzo odważnymi opiniami. Obecnie niekiedy zmuszają do refleksji, jednak nie szokują podejmowanymi tematami społecznymi i życiowymi, jak pewnie miało to miejsce w przeszłości.
Ten tom jednak wzbudził we mnie mocno mieszane uczucia. Całość składa się z 9 różnych opowieści, luźno połączonych ze sobą postacią Morfeusza, który w każdej historii przewija się w taki, czy inny sposób, będąc raczej cichym obserwatorem niż czynnym uczestnikiem przedstawionych wydarzeń.
„Zawsze zadziwia mnie na jakich drobiazgach może skupić się umysł, szukając w nich pociechy w czasach nieszczęścia.”
Ale jeśli spojrzeć na Sandmana jako na serię to jest to seria jest dość nierówna, podobnie jak ten zbiór historii. O ile poprzedni tom, Zabawa w Ciebie był moim zdaniem jednym z lepszych, tak ten niestety nie podobał mi się tak bardzo, jak oczekiwałem. Cieszę się jednak, że mogę poznać klasykę komiksu, bo uważam, że warto sięgać do korzeni danego gatunku, by lepiej go poznać.
„To co dostajemy zbyt tanio, nie zanadto sobie cenimy. Dopiero wysoka cena sprawia, że wszystko nabiera wartości.”
6 tom Sandmana nosi tytuł Refleksje i przypowieści i zgodnie z zapowiedzią, takie refleksje nierzadko nachodzą czytelnika podczas lektury pozornie fantastycznych historii, które jednak doskonale komentują rzeczywistość.
Lubię tę serię i chociaż przy...
2022-07-30
DCeased: Martwa Planeta to 4 komiks pod marką DCeased, który poniekąd kontynuuje podjęty w pierwszym tomie wątek. Gdy Ziemia została zaatakowana przez wirus antyżycia, pozostali przy życiu ludzie dzięki wysiłkom bohaterów wyruszyli, by znaleźć spokój w nowym miejscu, na Ziemi-2. Teraz, nowa Liga Sprawiedliwości otrzymuje wezwanie i musi podjąć decyzję czy na nie odpowiedzieć.
Przyznam szczerze, że po lekturze całości jestem trochę zawiedziony. To naprawdę mógł być bardzo, ale to bardzo dobry komiks, ale wiele rzeczy poszło tu nie tak. Przede wszystkim mam wrażenie, że jak na kilka zeszytów to pojawia się zbyt wielu przeciwników, którzy przez to, że mają odpowiednio mniej miejsca, nie wypadają aż tak przekonująco. Żałuję, że zamiast wprowadzać kilka głównych wątków, nie skupiono się na jednym. Nie do końca przekonał mnie również wątek związany z pomocą niesioną ludziom - zbyt wiele kwestii pozostaje w sferze niedopowiedzenia, a autorzy właściwie zmuszają czytelnika, by uwierzył w te rozwiązanie, nie podając sensownych argumentów.
Wciąż jednak bardzo podobało mi się nowe, odmłodzone oblicze Ligii Sprawiedliwości. Damian jako Batman wypadł bardzo charyzmatycznie, a pozostała część grupy nie odstawała. Dinah również sprawdziła się jako Zielona Latarnia, choć można jej postaci zarzucić pewne błędy logiczne, gdyby odnieść ją do całego uniwersum galaktycznych policjantów.
Doceniam również umieszczone na końcu plakaty, nawiązujące do innych filmów i niezwykle klimatyczne okładki alternatywne. To jedynie drobiazg, który jednak w moim odczuciu wiele dodaje do całości odbioru.
Mimo że kilka elementów mi w Martwej Planecie nie zagrało, wciąż podoba mi się świetne zakorzenienie tej historii w całym uniwersum. Przewija się tu wielu bohaterów, którzy nie mają okazji występować razem, a taka grupa w mojej ocenie zdecydowanie się sprawdziła. DCeased jako seria ma lepsze i gorsze momenty, biorąc jednak pod wrażenie całość, uważam, że warto dać jej szansę ze względu na oryginalne pomysły. I choć niekiedy są one nieco niedopracowane to wciąż można znaleźć w tych historiach coś dla siebie.
DCeased: Martwa Planeta to 4 komiks pod marką DCeased, który poniekąd kontynuuje podjęty w pierwszym tomie wątek. Gdy Ziemia została zaatakowana przez wirus antyżycia, pozostali przy życiu ludzie dzięki wysiłkom bohaterów wyruszyli, by znaleźć spokój w nowym miejscu, na Ziemi-2. Teraz, nowa Liga Sprawiedliwości otrzymuje wezwanie i musi podjąć decyzję czy na nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-23
Sandman to niezwykle doceniana seria, zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Moim zdaniem, jak dotąd to seria dość nierówna - po pięciu tomach były już takie, które mnie zachwyciły, jak i takie, które jestem w stanie docenić, ale nie pokochać. Zabawa w ciebie jednak zdecydowanie należy do tej pierwszej kategorii.
W tym tomie tytułowy Sandman ponownie nie jest głównym bohaterem - pojawia się w historii jako postać drugoplanowa, jednak wciąż dla fabuły bardzo istotna. Główną bohaterką jest znana z drugiego tomu Barbie i jej niezwykli sąsiedzi.
Po przeczytaniu całości jestem pod ogromnym wrażeniem. Biorąc pod uwagę czas pierwszego wydania to Gaiman ponownie już sięga po dość kontrowersyjne tematy, przedstawiając je z niezwykłym smakiem. Postać Wandy jest niejednoznaczna właściwie od samego początku, jednak dopiero pokazując jej odbiór przez innych autor zarysowuje bardzo ważny wątek transpłciowości-adresując moim zdaniem wiele istotnych kwestii. Odbiór jej postaci przez innych, nawet przez bliską rodzinę pozostawia wiele refleksji. Warto to zestawić również z postacią Wilkinsona, który wspomina o wadze imienia i tym w jaki sposób jest ono wykorzystywane do identyfikacji danej osoby.
W fabule pojawia się również motyw straty, który odebrałem bardzo emocjonalnie. Wiele w tej odsłonie Sandmana pewnej metaforyczności, którą każdy może odebrać zgodnie z własnymi doświadczeniami, co niezwykle doceniam.
„I jeśli ta historia ma jakiś morał, to nie wiem jaki. Może poza tym, że powinnismy żegnać się, gdy tylko możemy.”
Pod względem graficznym, mimo upływu lat, moim zdaniem Sandman wciąż się broni. Kreska jest charakterystyczna i właściwie patrząc na niektóre kadry od razu można domyślić się co to za komiks. Bardzo doceniam różnorodne użycie kolorów - od samego początku stykamy się z jasną paletą, która kontrastuje z ciemnym Śnieniem.
To kolejna z przygód Morfeusza, która stanowi zamkniętą opowieść. To według mnie jak dotąd najlepsza z poznanych historii, która z pewnością zostanie ze mną na dłużej, szczególnie jej końcówka. Gaiman po raz kolejny sięga po motywy fantastyczne, nie bojąc się czerpać z nich to, co chce zamieścić w historii. Ich połączenie ze zwykłą opowieścią o życiu z tomu na tom robi na mnie coraz większe wrażenie.
Sandman to niezwykle doceniana seria, zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Moim zdaniem, jak dotąd to seria dość nierówna - po pięciu tomach były już takie, które mnie zachwyciły, jak i takie, które jestem w stanie docenić, ale nie pokochać. Zabawa w ciebie jednak zdecydowanie należy do tej pierwszej kategorii.
W tym tomie tytułowy Sandman ponownie nie jest głównym...
2022-07-16
Ernie to degenerat, ćpun i typowy przedstawiciel marginesu społecznego. Mężczyzna przypadkowo wstrzykuje sobie supertajny środek, który sprawia, że dzięki dodatkowym umiejętnościom, staje się on najlepszym szpiegiem na świecie.
Celem misji przed którą tym razem staje agent Szumowina jest zneutralizowanie organizacji Moonflower. Jej celem jest wypranie mózgów wszystkich mieszkańców ziemi i sprawienie, by wszyscy wzajemnie się kochali, co stoi w sprzeczności z zasadami wyznawanymi przez Erniego.
Przedstawione w tej serii uniwersum za sprawą tego tomu zdecydowanie się rozwija. Wraz z biegiem fabuły poznajemy nieco lepiej nie tylko głównego bohatera, ale i postaci mu towarzyszące, zarówno dawnych przyjaciół, jak i obecną agentkę. Mimo że Ernie wciąż jest odrzucający i kieruje się wyłącznie swoimi egoistycznymi pobudkami, okazuje się, że ma do zaoferowania coś więcej. Między wierszami można również nieco lepiej poznać świat, który okazuje się znacznie bardziej złożony niż się spodziewałem.
Drugi tom nie różni się pod względem humoru od pierwszego, a wprowadzone na początku decyzje fabularne są kontynuowane. Rick Remender wciąż bawi się konwencją, bezlitośnie wyśmiewając nie tylko superbohaterskie klimaty, ale i konstrukcję społeczną. Autor za sprawą odrażającego głównego bohatera w dalszym ciągu sięga po rozwiązania, które nie tylko mogą szokować, ale nawet i brzydzić. Nie brakuje tu jednak wartkiej akcji, która pozwala utrzymać zainteresowanie od samego początku aż do ostatniego kadru.
I mimo że historia naprawdę dobrze się rozwija, wciąż nie jest to poziom, którego oczekiwałem, sięgając po tę serię. Być może błędnie nastawiłem się na coś co dorówna świetnym początkom Deadly Class. Po lekturze dwóch tomów mam pewien niedosyt i czuję, że czegoś mi w Szumowinie brakuje, by móc się nią zachwycić. Jednak zdecydowanie jest to oryginalna seria, która dostarcza dużo rozrywki i z taką myślą podejdę do kolejnego wydania zbiorczego.
Ernie to degenerat, ćpun i typowy przedstawiciel marginesu społecznego. Mężczyzna przypadkowo wstrzykuje sobie supertajny środek, który sprawia, że dzięki dodatkowym umiejętnościom, staje się on najlepszym szpiegiem na świecie.
Celem misji przed którą tym razem staje agent Szumowina jest zneutralizowanie organizacji Moonflower. Jej celem jest wypranie mózgów wszystkich...
2022-07-10
Mimo całej mojej sympatii do serii, Deadly Class ma tomy lepsze i gorsze. Lektura niektórych podkreśla bolączki dłuższych historii, w których niektóre z zeszytów pojawiają się po to, by połączyć ze sobą dwa ważniejsze wycinki historii. Maszynka do kości jest jednak jednym z tych odważniejszych momentów, który popycha całą historię naprzód.
Kolejny rok w King’s Dominion dobiega końca i zbliżają się egzaminy. Zanim jednak do nich dojdzie, bohaterowie korzystają z ostatnich chwil wolności i wybierają się na do domku w środku lasu jednego z uczniów.
Tym za co doceniam tę serię jest to, że poza wartką akcją nie brakuje także spokojniejszych momentów w których pojawiają się ważniejsze kwestie. Wiem, że to powtarzam, ale baaardzo lubię tę serię za to, że nie jest to tylko bezmyślna rozwałka, ale pod tą brutalnością daje również pole do refleksji, jednocześnie dostarczając wiele rozrywki.
Rozwój fabuły powoduje wiele zaskoczeń, a mimo okazjonalnych poważniejszych tematów, nacisk w tym tomie jest położony na akcję. I ta zdecydowanie nadrabia, trzymając w napięciu od początku, do samego końca, który zaostrza apetyt na kolejną odsłonę tej historii.
Ten tom po ostatnich nieco przeciąganych i nieco słabszych, ponownie wraca na dobre tory, jednak nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia jak te początkowe. Zaczynam jednak ponownie mieć nadzieję, że Deadly Class nie będzie jedną z tych serii, które z biegiem czasu straciły na jakości.
Mimo całej mojej sympatii do serii, Deadly Class ma tomy lepsze i gorsze. Lektura niektórych podkreśla bolączki dłuższych historii, w których niektóre z zeszytów pojawiają się po to, by połączyć ze sobą dwa ważniejsze wycinki historii. Maszynka do kości jest jednak jednym z tych odważniejszych momentów, który popycha całą historię naprzód.
Kolejny rok w King’s Dominion...
2022-07-03
Szkodliwe promieniowanie słoneczne sprawiło, że ludzie tysiące lat temu wycofali się na dno oceanów, gdzie stworzyli miasta będące obecnie kolebką cywilizacji. Poszukiwania nowych planet do zasiedlenia wciąż trwają, chociaż brak sygnałów z wysyłanych sond nie nastraja optymistycznie. Rodzina Cainów, a w szczególności matka, Stela, nieustannie wierzy, że uda im się osiągnąć sukces.
Największym plusem całego komiksu jest konstrukcja świata. Postapokaliptyczna rzeczywistość i narastające zepsucie, które szerzy się wśród ludności ze względu na brak nadziei na lepsze jutro jest świetnym tłem dla przedstawianej historii. Sam motyw cywilizacji, która żyje pod wodą od samego początku mnie zaciekawił, liczyłem jednak, że codzienne życie zostanie ukazane trochę lepiej. Niestety w tym tomie niewiele można się dowiedzieć o tym co gatunek ludzki osiągnął podczas lat w nowym środowisku. W fabule mocno skupiono się na pokazaniu obecnego stanu cywilizacji, a cała historia jest niestety dość mocno seksualizowana - scena otwierająca cały komiks zaczyna się od momentu tuż po zbliżeniu małżeństwa Cainów.
Kolejnym atutem z pewnością jest kreska i żywa kolorystyka, które bardzo dobrze uzupełniają fabułę. Kreska jest lekko rozmyta, co niekiedy sprawdza się świetnie, w niektórych kadrach jednak nie do końca wiedziałem jaki był zamysł, bo całość wydała mi się trochę zbyt chaotyczna. Wciąż jednak, jeśli weźmiemy pod uwagę całość to jest to jeden z mocniejszych elementów Głębi.
Remender w Deadly Class przyzwyczaił mnie do odważnych rozwiązań fabularnych, tego też więc poniekąd oczekiwałem od tej historii. Niestety ta, przynajmniej w tym tomie, nie do końca mnie zachwyciła. Relacje rodzinne nie zostały moim zdaniem przedstawione wystarczająco przekonująco, a biorąc pod uwagę, że poniekąd to właśnie one są motorem napędowym całej fabuły to czegoś mi jednak zabrakło. Z całej historii pozostanie ze mną wniosek, że warto mieć nadzieję, nawet gdy wydaje nam się, że dana sytuacja nie daje możliwości pozytywnego jej rozwiązania.
Głębia to moim zdaniem komiks, który ma dobre strony, ale któremu nie brakuje również pewnych niedociągnięć. Postapokaliptyczny motyw jednak zaciekawił mnie na tyle, że chętnie sięgnę po kolejny tom.
Szkodliwe promieniowanie słoneczne sprawiło, że ludzie tysiące lat temu wycofali się na dno oceanów, gdzie stworzyli miasta będące obecnie kolebką cywilizacji. Poszukiwania nowych planet do zasiedlenia wciąż trwają, chociaż brak sygnałów z wysyłanych sond nie nastraja optymistycznie. Rodzina Cainów, a w szczególności matka, Stela, nieustannie wierzy, że uda im się osiągnąć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-25
Przeszło dekadę temu Filadelfia nagle zniknęła z powierzchni Ziemi. Miasto niespodziewanie przeniosło się do innego wymiaru, zamieniając się miejscami z obszarem obecnie zwanym przez mieszkańców Otchłanią. Zginęło wiele tysięcy ludzi, a część z nich wciąż pozostaje w obcej rzeczywistości. Po prawie 10 latach, Nathan Cole jest jednym z nielicznych, którzy wierzą, że wciąż są w stanie kogoś uratować. Mężczyzna regularnie odwiedza obcy wymiar, starając się pomóc napotkanym ludziom i wierząc, że zdoła odnaleźć swojego brata. Rząd jednak nie chce dalej finansować jego poczynań, obawiając się, że te mogą przynieść kolejną katastrofę.
Oblivion song to komiks stworzony przez autora The walking dead, który ponownie udowadnia, że świetnie czuje się w tematyce postapo. Wrażenie robi nie tylko pomysł na fabułę, ale również przedstawienie tej drugiej strony, szczególnie potworów, które są mocno odrealnione. Oryginalne projekty stworów wzmacniane są przez charakter kadrów i żywą kolororystykę w której ukazywana jest otchłań.
Wątek fantastyczny jest jednak jedynie dodatkiem do całości, choć świetnie skrojonym. Rozwijana fabuła nieustannie podtrzymuje zainteresowanie, lawirując między ukazywaniem dwóch wymiarów. W ziemskiej rzeczywistości historia pokazuje jak ciężko ludziom poradzić sobie z traumą i powrotem z miejsca, gdzie stale musieli mieć się na baczności. Uraz dawnych wydarzeń odciska się również na rodzinach, które mimo wspólnych wysiłków nie mogą poradzić sobie z przeszłością. Druga strona skupia się na czysto rozrywkowym aspekcie, serwując akcję, która niejednokrotnie potrafi zaskoczyć.
Oblivion song to komiks, który zapowiada świetną serię. Cieszę się więc, że dwa pozostałe już dostępne tomy mam na półce, bo czuję, że szybko po nie sięgnę. Historia zaciekawiła mnie już od samego początku, a kierunek jej rozwoju sprawił, że mam wysokie oczekiwania jeśli chodzi o kontynuację.
Przeszło dekadę temu Filadelfia nagle zniknęła z powierzchni Ziemi. Miasto niespodziewanie przeniosło się do innego wymiaru, zamieniając się miejscami z obszarem obecnie zwanym przez mieszkańców Otchłanią. Zginęło wiele tysięcy ludzi, a część z nich wciąż pozostaje w obcej rzeczywistości. Po prawie 10 latach, Nathan Cole jest jednym z nielicznych, którzy wierzą, że wciąż są...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-18
Rok 2084. Ziemia targana jest przez szereg konfliktów, które sprawiają, że populacja ciągle się zmniejsza. Epidemia tajemniczej gorączki, katastrofy klimatyczne i wyniszczające wojny to zaledwie nieliczne z przykładów. Rozpoczyna się mająca na celu ratunek naszej planety misja Odrodzenie, którą podejmuje federacja zrzeszająca narody z całej galaktyki.
Autorowi udało się stworzyć niezwykle ciekawą historię od której nie mogłem się oderwać. Samo uniwersum zasługuje moim zdaniem na uwagę, dlatego cieszę się, że to dopiero pierwszy ze zbiorczych zeszytów. Międzyplanetarna federacja zrzesza różne rasy, współpracujące by uratować Ziemię, mimo początkowego skeptycyzmu ludzi.
Jeśli do świetnie skonstruowanego uniwersum dołączymy ciekawych bohaterów to sukces jest właściwie murowany i tak właśnie było w przypadku Odrodzenia. Wraz z rozwojem fabuły przybliżani są różni bohaterowie, a ich historie pomagają rozwikłać zagadkę kataklizmów. Lekarka Satie i wojownik Swann z planety Nakano swoim postępowaniem świetnie pokazują zamiary całej federacji, która podchodzi do gatunku ludzkiego z ogromnym szacunkiem i ostrożnością, chcąc jak najlepiej przysłużyć się jej mieszkańcom i uratować całą planetę. Jednak nie wszyscy mają podobne podejście, co zwiastuje konflikt nie tylko na arenie międzyplanetarnej, ale również i ziemskiej, o czym rychło przychodzi przekonać się bohaterom.
Dodatkowe wstawki nawiązujące do obecnych wydarzeń na ziemi takich jak pandemia, czy rozbudowany przez Trumpa mur stanowią wisienkę na torcie, która dopełnia fabułę i pozwala ją lepiej połączyć z rzeczywistością. Warstwa graficzna bardzo dobrze dodaje klimatu historii, a niektóre kadry przywodzą wręcz na myśl film „Nowy początek”.
Odrodzenie zdecydowanie jest jednym z lepszych komiksów, jakie kiedykolwiek czytałem. Świetnie bawiłem się podczas lektury, a zaczynając ją nie miałem właściwie żadnych oczekiwań. Wizja obcych planet i pomysł ich przedstawienia bardzo mnie zaciekawiły i nie mogę doczekać się kolejnych tomów, by poznać te uniwersum nieco lepiej.
Rok 2084. Ziemia targana jest przez szereg konfliktów, które sprawiają, że populacja ciągle się zmniejsza. Epidemia tajemniczej gorączki, katastrofy klimatyczne i wyniszczające wojny to zaledwie nieliczne z przykładów. Rozpoczyna się mająca na celu ratunek naszej planety misja Odrodzenie, którą podejmuje federacja zrzeszająca narody z całej galaktyki.
Autorowi udało się...
Głównym bohaterem wydarzeń ukazanych w Dniach Piasku jest John Clarke, młody fotograf, który z Nowego Jorku wyrusza do stanu Oklahoma, by udokumentować spustoszenie spowodowane tam przez katastrofę ekologiczną. W tym okresie Stany Zjednoczone szczególnie silnie odczuwały również wpływ Wielkiego Kryzysu, jednak wielu fotografów zostało wysłanych do cierpiących stanów, by zwrócić uwagę na to, co tam się dzieje.
Od razu muszę przyznać, że Dni Piasku to chyba jeden z lepszych komiksów jakie jak dotąd czytałem. Mimo dość prostych założeń fabularnych, historia porusza ważne tematy oraz edukuje, tym bardziej, że na końcu znajdują się informacje dotyczące wydarzeń, które zainspirowały powstanie tej powieści graficznej. Wisienką na torcie są świetne liczne dwustronne kadry, które swoją kolorystyką tylko dodają całości charakteru.
John staje przed zadaniem przygotowania fotografii i postanawia kierować się przygotowaną listą. Początkowo sumiennie odhacza kolejne punkty, jednak im bliżej ludzkich tragedii się znajduje i im bardziej staje się ich częścią, tym trudniej przychodzi mu wypełnianie swoich obowiązków. Kolejne znajomości zawierane przez głównego bohatera pozwalają na poznanie często dramatycznych przeżyć jakim ludzie musieli stawiać czoła. Autorka w świetny sposób ukazała rozmiar cierpienia, często pozostawiając różne sytuacje interpretacji czytelnika. Co więcej, poza ukazaniem oczywistego tematu, całość porusza również nie mniej ważny wątek manipulacji mediów i wiernego dokumentowania wydarzeń.
Obserwując wydarzenia z boku, John dorasta i zmienia się jego postrzeganie świata. Cierpienie, którego jest świadkiem nie może zostać przyćmione nawet przez wszechobecny piasek, wciskający się w najdrobniejsze szczeliny.
Bardzo zachęcam, by sięgnąć po tę historię, bo to świetna lektura, która nie tylko zmusza do refleksji, ale jest po prostu bardzo dobrą i wartościową rozrywką. Mocno polecam.
Głównym bohaterem wydarzeń ukazanych w Dniach Piasku jest John Clarke, młody fotograf, który z Nowego Jorku wyrusza do stanu Oklahoma, by udokumentować spustoszenie spowodowane tam przez katastrofę ekologiczną. W tym okresie Stany Zjednoczone szczególnie silnie odczuwały również wpływ Wielkiego Kryzysu, jednak wielu fotografów zostało wysłanych do cierpiących stanów, by...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to