Biblioteczka
2015-01-19
2014-05-07
Książkę zakupiłam oryginalnie dla mojego taty, melomana, jednak uznałam, że póki mu jej nie ofiaruję w prezencie, nic nie zaszkodzi ją przeczytać, prawda? Prawda.
Tak też zabrałam się do lektury i kilka godzin później muszę powiedzieć, że wydaje mi się, że popełniłam dobry zakup dla mojego taty. Już spieszę wyjaśnić dlaczego: książka przede wszystkim jest rodzajem gawędy. Wspomnienia nie są do końca chronologicznie, nie są jakoś szalenie barwne - są po prostu wspomnieniami.
Książka tak na dobrą sprawę jest o niczym konkretnym, zbiorem anegdotek i tego, co w życiu pana Wojciecha Manna skierowało go na ścieżkę, którą spokojnie dreptał całe życie. Historia przyjemna do czytania a dla osób pochłoniętych muzyką - ciekawa, bo można zerknąć odrobinę za kulisy tego świata. Tylko zerknąć, ale zawsze.
Co jednak w książce zachwyciło mnie najbardziej, to jej wydanie. Biorąc ją po raz pierwszy do ręki nie widziałam w nim nic szczególnego, ot, książka z kolorową okładką. Dopiero kiedy ją otworzyłam, zadziwiło mnie, jak bardzo przypomina mi jedną z tych niewielkich, sztywnych książeczek na okładkach płyt.
Przede wszystkim, jakimś cudem, po otwarciu zdaje się być nieco kwadratowa. Wydaje mi się, że to efekt specyficznego ułożenia tekstu, ponieważ zbity jest on pośrodku kartki, z wielkimi marginesami z każdej strony (co również zawsze kojarzyło mi się mniej lub bardziej z okładkami płyt). Co więcej kartki ma twarde i grube.
Podsumowując: książka może nie jest porywająca i oszałamiająca, ale jest miłą lekturą, za to wydanie mnie jak najbardziej urzekło.
Książkę zakupiłam oryginalnie dla mojego taty, melomana, jednak uznałam, że póki mu jej nie ofiaruję w prezencie, nic nie zaszkodzi ją przeczytać, prawda? Prawda.
Tak też zabrałam się do lektury i kilka godzin później muszę powiedzieć, że wydaje mi się, że popełniłam dobry zakup dla mojego taty. Już spieszę wyjaśnić dlaczego: książka przede wszystkim jest rodzajem gawędy....
2014-04-30
Kiedy zamawiałam książkę, wydawało mi się, że będzie zupełnie czymś innym, niż to, co w końcu dostałam. Spodziewałam się, jak pewnie większość osób po nią sięgająca, szczegółowego opisu procesu i jego przekłamań, a potem jeszcze bardziej przerażających opisów życia w więzieniu, w celi śmierci. Wydaje mi się, że taką właśnie powieść sugeruje nieco opis na tyle okładki, chociaż z drugiej strony już dawno uświadomiłam sobie, jak często niewiele wspólnego ów opis ma z faktyczną książką.
Co w takim razie otrzymujemy w tej książce? Pierwszą połowę zajmuje mniej-więcej opis dzieciństwa autora, tego w jaki sposób w ogóle doszło do jego skazania, co wtedy czuł i co zapamiętał. Książka jest zbiorem anegdotek, historii, przemyśleń i wspomnień mężczyzny, który większość dorosłego życia spędził w więzieniu.
Muszę przyznać, że na początku ciężko mi było wykrzesać z siebie jakiekolwiek przyjazne emocje względem autora. Pisze on o sobie jako o człowieku, który osiągnął spokój i równowagę życiową, kiedy z dużej części tego, co pisze, jawnie widać żal i niezagojone rany. Jednak potem dogłębnie poznając jego historię, ciężko się dziwić, że żal nadal w nim pozostał. Mimo to autor stara się pozostać nastawionym pozytywnie, otwartym człowiekiem, walczy ze swoim żalem i negatywnymi uczuciami. Chociaż nie mogę zgodzić się z częścią rzeczy, które myśli i pisze, to jednak potrafię docenić jego historię. Jest wzburzająca, okropna, ale i dająca w pewien sposób nadzieję. A przede wszystkim pokazuje według mnie jak ważne jest, żeby nie być obojętnym na pewne sprawy i że każda pomoc, choćby najmniejsza, ma często wielkie znaczenie.
Kiedy zamawiałam książkę, wydawało mi się, że będzie zupełnie czymś innym, niż to, co w końcu dostałam. Spodziewałam się, jak pewnie większość osób po nią sięgająca, szczegółowego opisu procesu i jego przekłamań, a potem jeszcze bardziej przerażających opisów życia w więzieniu, w celi śmierci. Wydaje mi się, że taką właśnie powieść sugeruje nieco opis na tyle okładki,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-25
Kupując tę książkę miałam co do niej spore nadzieje. Długi czas przeleżała na półce, zanim zdecydowałam się po nią sięgnąć kilka dni temu.
Niestety, okazało się, że książka niekoniecznie spełniła moje oczekiwania. Ma wiele zalet, oczywiście, a także sprawiła, że dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy - jako źródło informacji dla osób, które nie są historykami i chcą dowiedzieć się więcej o czasach starożytnych, nie jest to koniecznie zła lektura.
Aczkolwiek dobrą też nie mogę jej nazwać.
Główną zaletą książki jest to, że daje nam wgląd w kulturę panującą w starożytności. Jej zasięg, czyli fakt, że obejmuje swoją treścią Grecję, Egipt, Macedonię i Rzym, nie jest ani zaletą ani też wadą - z jednej strony szerokość poruszanych tematów jest dobra (można porównać wszystkie epoki pod względem moralności i kultury) ale też zła, ponieważ autor nie skupia się konkretnie na jednej dziedzinie, a rozdrabnia się na wiele mniejszych.
Główną jednak wadą, która odstrasza mnie od tej pozycji (i poniekąd również od wszystkich pozycji tego autora) to język, którego używa. Nie jestem fanką wykrzykników używanych w prozie wszelakiej, reprezentuję podejście minimalistyczne w tej kwestii, a używanie ich w książkach historycznych (nagminne używanie, należy podkreślić) sprawia, że dostaję nerwicy. Czytając książkę miałam wrażenie, że autor traktuje czytelnika jak idiotę, szczególnie, kiedy wykrzyknikiem podkreśla fakty, które według mnie powinny być raczej powszechne znane przeciętnemu czytelnikowi i nie są niczym szokującym.
Niejedna osoba w opiniach podkreślała fakt, iż autor nie odróżnia mitów od rzeczywistości. Według mnie owszem, odróżnia, jednak niestety to, co jest jasne w jego głowie, niekoniecznie musi być tak klarowne w tym, co napisał. W podejściu do tych mitów również jest coś dziwnego, ponieważ autor zdaje się rozliczać moralnie bohaterów opowieści antycznych z ich zachowań. Co więcej - czyni to również z postaciami historycznymi. Tak jak większość innych przewinień mogłabym tej książce wybaczyć (jak np. brak przypisów), tak ten jeden argument przemawia na całkowitą niekorzyść autora. Moja logika w tej kwestii jest całkiem prosta: mimo wszystko pisząc książkę historyczną nie powinno się oceniać danych osób z punktu widzenia moralności XXI wieku, co autor zdaje się czasem czynić. Rozumiem nazywanie Nerona czy Tyberiusza potworami, ponieważ tak się poniekąd zapisali na kartach historii (nie pochwalam tego, aczkolwiek jestem w stanie przymknąć oko na ów fakt) jednak ocenianie moralne postępowania Heleny Trojańskiej albo Odyseusza przerasta już moje umiejętności spokojnej, obiektywnej krytyki.
Jeśli chodzi o brak przypisów, spieszę wyjaśnić dlaczego uważam to za wadę. Na końcu książki mamy spis wybranej bibliografii. Mimo wszystko jednak autor w książce porusza na tyle kontrowersyjne tematy (chociażby wspomniana w opiniach poniżej kwestia tego, co Tyberiusz wyprawiał z niemowlętami), że człowiek wolałby mimo wszystko dowiedzieć się skąd pochodzą informacje na temat konkretnych zjawisk. Szczególnie, że autor niejednokrotnie opisuje przedstawianych bohaterów z takiej perspektywy, jakby miał częściowy wgląd w ich psychikę i rozumiał przyczyny podejmowanych przez nich decyzji - co uważam za niemożliwe, o ile nie podpierał się ich pamiętnikami albo listami.
Na koniec kolejna wada, jakby wynikająca pośrednio z ostatniej. Otóż autor nadzwyczaj często posuwa się do proponowania swoich własnych wniosków na temat pewnych wydarzeń. Owszem, czasem podkreśla, iż historycy powszechnie mają inne zdanie na ten temat, jednak nie zawsze. Poza tym opinie te wyrażane są w tonie nieomylności i całkowitej pewności co do własnych przekonań, udowadniane są natomiast czymś, co nazwałabym raczej dowodami poszlakowymi - owszem, można wysnuć na ich podstawie takowe teorie, jednak nie można mieć co do nich pewności.
Poza tym, jeśli chodzi o opis na okładce - nie należy mu wierzyć w żadnym stopniu. Pytania, które są tam stawiane są ledwie poruszane w książce, na pewno nie ma udzielonych na nie odpowiedzi. Co więcej, nie są również bezpośrednio stawiane. Fakt, że w książce znalazło się jedno zdanie na temat tego w jakim stopniu Iliada i Odyseja są mitami a w jakim nie są, nie sprawia, że w książce znajdziemy odpowiedź na pytanie "wojna o piękną Helenę - ile prawdy jest w homeryckim micie?".
Koniec końców książka jest zbiorem suchych faktów historycznych urozmaiconych przez teorie spiskowe autora, pikantne szczegóły z życia antycznych obywateli przedstawione w taki sposób, by mogły szokować i moralne ocenianie praktycznie każdej osoby. Wszystko w sosie ze zgwałconej chronologii, zbyt dużej ilości imion i nazwisk, przez co treść nie jest do końca jasna, z dodatkiem zbyt swobodnego i kolokwialnego stylu językowego, który zamiast powodować, że książkę czyta się łatwo, jedynie drażni - a w moim przypadku również obraża czytającego.
Książkę można przeczytać, ale tylko jako teoretyczny wstęp do historii antyku, z którą należy zapoznać się z nieco bardziej wiarygodnych źródeł.
Kupując tę książkę miałam co do niej spore nadzieje. Długi czas przeleżała na półce, zanim zdecydowałam się po nią sięgnąć kilka dni temu.
Niestety, okazało się, że książka niekoniecznie spełniła moje oczekiwania. Ma wiele zalet, oczywiście, a także sprawiła, że dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy - jako źródło informacji dla osób, które nie są historykami i chcą...
2014-03-04
Ta książka to jeszcze jeden dowód na to, że nie powinno się wypożyczać książek z biblioteki, ponieważ potem ma się kaca, że się ich nie ma na półkach.
"Kurtyzany" to jedna z ciekawszych książek, jakie ostatnio czytałam. Nie tylko ukazuje portrety naprawdę interesujących postaci, ale ani nie słodzi za bardzo, ani nie potępia. Wręcz przeciwnie - autorka wydaje się być zafascynowana niejaką podwójną moralnością nie tylko samych kurtyzan, ale też świata, w którym żyją. Okazuje się, że pruderia nie zawsze jest aż taka pruderyjna, za to rozwiązłe kobiety lekkich obyczajów są zaginionym ogniwem w ewolucji kobiecej wolności.
Ta książka to jeszcze jeden dowód na to, że nie powinno się wypożyczać książek z biblioteki, ponieważ potem ma się kaca, że się ich nie ma na półkach.
"Kurtyzany" to jedna z ciekawszych książek, jakie ostatnio czytałam. Nie tylko ukazuje portrety naprawdę interesujących postaci, ale ani nie słodzi za bardzo, ani nie potępia. Wręcz przeciwnie - autorka wydaje się być...
2014-02-18
2013-05-15
Nic nowego, nic nadzwyczajnego...
Nie chcę, by ktokolwiek posądził mnie o wystawianie tej książce złej recenzji, bo tak na pewno nie jest. Żeby uniknąć więc podejrzeń, zacznę od stron dobrych.
Przede wszystkim, książkę czyta się niesamowicie szybko i sprawnie - mi lektura zajęła na dobrą sprawę około 4 godzin.
Książka przedstawia historie w sposób faktycznie obiektywny i rzeczowy: nie można autorce zarzucić, że zaczęła ją pisać z jakimś konkretnym nastawieniem, które próbowała za wszelką cenę sprzedać czytelnikowi.
Mamy tu dodatkowo mini encyklopedię tych "najważniejszych" seryjnych morderców, czy też może jednych z najbardziej rozpoznawanych: podane są informacje na temat tak samych zbrodni, przeszłości każdego z mordercy jak i procesu ich ścigania.
I pięknie. Książka naprawdę sprawdza się jako zbiór ciekawostek, początek podróży po zagadnieniach i tematach, które są niesamowicie głębokie i o których napisano stosy książek. Jako punkt wyjścia: książka jest genialna.
Mimo to mam kilka zastrzeżeń typu czepialskiego. Kolokwialny momentami styl, pewne wyrażenia, które się powtarzają (śledczy, którzy "z niejednego pieca chleb jedli" było okropne już za pierwszym razem w tego typu książce, tu zostało zaś użyte co najmniej dwa razy) i przede wszystkim coś, od czego naprawdę niewiele książek o podobnej tematyce potrafi się ustrzec: używanie słownictwa, które ma piętnować morderców. I tak można się nabawić migreny, kiedy na kilku kartkach autorka nazywa Mansona "zwyrodnialcem", a potem opisując jego przeszłość "małym Charliem".
Wszystkie te drobne szczegóły, które mi przeszkadzały, w żaden sposób nie zaniżają wartości merytorycznej tej książki - wartości, której niestety przez wybitne braki w temacie, nie jestem w stanie odpowiednio określić.
Nic nowego, nic nadzwyczajnego...
Nie chcę, by ktokolwiek posądził mnie o wystawianie tej książce złej recenzji, bo tak na pewno nie jest. Żeby uniknąć więc podejrzeń, zacznę od stron dobrych.
Przede wszystkim, książkę czyta się niesamowicie szybko i sprawnie - mi lektura zajęła na dobrą sprawę około 4 godzin.
Książka przedstawia historie w sposób faktycznie obiektywny i...
2012-12-25
Wszystko wynika z kontekstu - jest to myśl, w którą King zdaje się wierzyć i w jej myśl ofiarować swoim czytelnikom coś, co pomoże także im jeśli na swojej drodze życia wpadną w grafomańskie zapędy. Jako pisarz nie wziął się znikąd, został ukształtowany i stworzony - dlatego też mniej-więcej połowę książki autor poświęca na ukazanie nam swojego życia w pigułce, przynajmniej na tyle, byśmy razem z nim obserwowali narodziny pisarza.
Dalsza część jest już zbiorem bardziej i mniej praktycznych wskazówek co do tego jak pisać, oprócz tego, że dobrze. Mamy tu nie tylko rady odnośnie tego jak warsztatowo pisać, ale i jak pisać w praktyce - gdzie i jak urządzić pracownię, czy zamykać się na świat czy nie, jak się wybić w świecie literackim.
Oczywiście nie wszystkie rady, jakich udziela nam King są dobre. Jest to zbiór tego, co pomaga temu konkretnemu człowiekowi i dla nas może się nie sprawdzić, ale ważne jest to, że King oferuje nam pomoc.
Poleciłabym tę książkę każdemu, kto lubi i chce pisać, niekoniecznie dlatego, że bez niej i wskazówek w niej zawartych ciężko będzie pisać - książka ta zwyczajnie ma moc przypomnienia nam, że kochamy pisać i że próbowanie, staranie się zawsze się opłaca.
Wszystko wynika z kontekstu - jest to myśl, w którą King zdaje się wierzyć i w jej myśl ofiarować swoim czytelnikom coś, co pomoże także im jeśli na swojej drodze życia wpadną w grafomańskie zapędy. Jako pisarz nie wziął się znikąd, został ukształtowany i stworzony - dlatego też mniej-więcej połowę książki autor poświęca na ukazanie nam swojego życia w pigułce, przynajmniej...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-12-10
2011-02-24
Czytam recenzje tej książki i z jednej strony nie mogę się nadziwić tym, co o niej sądzą ludzie, z drugiej, nie jestem w stanie przynajmniej częściowo się nie zgodzić.
Najpierw: wady. Po obejrzeniu filmu, rzuciłam się na książkę wygłodniała, oczekując dokładnie tego, co znalazłam w filmie: porywającej akcji, uroczych, pełnych postaci, wielowątkowości akcji i głębokich metafor. Nie było z tego kompletnie NIC. To, co sprawiło, że pokochałam historię Jenny z filmu, sprawiło, że z prawdziwym niesmakiem przebrnęłam przez "Edukację", rozdział dotyczący związku autorki z Simonem, który był pierwowzorem filmowego Davida..
Ano właśnie, może i był pierwowzorem, ale chciałabym zauważyć, że w filmie David jest przystojny, czarujący, całkiem inteligentny, poza, oczywiście, żenującymi zabawami słownymi. Simon, którego Lynn Barber przedstawia nam w książce, wcale taki nie był. Był niski, brzydki, nieciekawy, a jedynie faktycznie interesujący aspekt jego osoby, to możliwości, jakie za sobą niósł.
Co więcej, sama postać młodej autorki nie przypomina Jenny z filmu. W adaptacji filmowej mamy postać o wielkim sercu, śliczną dziewczynę, która jest diabelnie inteligentna, ale jednocześnie pozbawiona pychy i tak urocza, że w zasadzie ciężko się w niej nie zakochać. Poza tym, jej tok myślenia, obserwacje.. Wszystko to składa się na naprawdę cudowną postać.. Tyle, że postać. W książce mamy do czynienia z PRAWDZIWĄ OSOBĄ. Dzięki temu osoba Lynn, jaką sama nam kreuje autorka, jest wręcz odrzucająca - szczególnie, jeśli porównamy ją z uroczą panną Muligan. Jest nieco pyszałkowata, naiwna, a w zasadzie przez cały czas burzliwy związek, który miał być love story, okazuje się kłamstwem opartym na chłodnej analizie "czy mi się to opłaca". Na początku byłam zdruzgotana. Potem zrozumiałam, że to właśnie czyni z Lynn Barber osobę, nie postać. Ma swoje wady i jest na tyle szczera, by mówić (pisać) o nich otwarcie.
W którejś recenzji pada słowo biografia, chociaż zdaje się, że jako oskarżenie. Nie wiem dlaczego, gdyż ta książka niewątpliwie biografią jest. To nie jest powieść, na podstawie której stworzono śliczne romansidło. To po prostu biografia. Niekoniecznie musiała mieć tytuł "Życie i twórczość Lynn Barber", żeby biografią jednak być.
Co do oszczędnego stylu.. Chronologiczny skrót myślowy, plan wydarzeń. Tak, niewątpliwie właśnie na tym polega ta książka. Jednakże, czytając ją uważnie, można się dowiedzieć dlaczego wygląda właśnie w ten sposób.
Lynn Barber jest dziennikarką i to bezwzględną. Tak dla innych, jak i dla siebie, jak się okazuje. Nie zostawia na sobie suchej nitki, opisując nawet zdarzenia, które zapewne chciałaby wyrzucić z pamięci i których się wstydzi.
Czytając tą książkę, należy zwrócić szczególną uwagę, że "Demoniczna Barber" nie jest pisarką. Oczywiście, gdyby była, rozdział o Simonie miałby tyle stron ile aktualnie ma cała książka, a scena z bananem opisana byłaby szalenie dokładnie (ah, ten marketing! Sex zawsze się sprzedaje). Jednak w tej książce nie ma miejsca na dziwne lanie wody. Tą książkę napisała dziennikarka, i to taka, która przywykła do oszczędnego stylu pisania (przypominam rozdział o magazynie Penthouse i jej redaktorze, który ucinał słowa z bezwzględnością i okrucieństwem..). Na tego typu należy wziąć mimo wszystko poprawkę.
Co jest jak dla mnie największym błędem, który popełniono w tej książce, nie licząc oczywiście haniebnego tłumaczenia tytułu, który aż woła o pomstę do nieba? Opis z tyłu książki. Sugeruje on nie tylko powieść, ale powieść marną, zwykły romans, ba, nawet harlekin. Jest to po prostu żywa obraza nie tylko biografii jako takich, ale też historii życia naprawdę dobrej dziennikarki.
Czytam recenzje tej książki i z jednej strony nie mogę się nadziwić tym, co o niej sądzą ludzie, z drugiej, nie jestem w stanie przynajmniej częściowo się nie zgodzić.
Najpierw: wady. Po obejrzeniu filmu, rzuciłam się na książkę wygłodniała, oczekując dokładnie tego, co znalazłam w filmie: porywającej akcji, uroczych, pełnych postaci, wielowątkowości akcji i głębokich...
Zastanawiają mnie niskie noty tej książki. Tylko 7 przy tak niewielu ocenach?
Ciekawa jestem czy nie jest to spowodowane tym, że po autobiografiach muzyków, którzy mają na swoim koncie historie z narkotykami spodziewamy się zwykle kontrowersyjnych, dokładnych opowieści z czasu upadku. Czegoś strasznego ale i kuszącego, tej nutki odrealnienia - potwierdzenia tego wszystkiego, co myślimy o swoim muzycznym bohaterze.
Cash na te wszystkie oczekiwania wzrusza po swojemu ramionami i z niewysłowioną prostotą mówi: słuchaj, słyszałeś o tym wszystkim milion razy, nie będę cię zanudzał. Ale może chcesz posłuchać, jak genialnie podróżuje się w moim autobusie do San Francisco? Mam taką jedną anegdotkę...
I chyba właśnie to jest najcudowniejsze w tej książce: niesamowita prostota, optymizm i szczerość. Cash wcale nie unikał opowieści trudnych czy kompromitujących, nie uciekał od nich, ale i nie ubarwiał i w żadnym razie nie próbował ukazać ich jako osi swojego życia. Ot, epizody, głupi byłem.
To, co jest dla niego najważniejsze to wiara, rodzina (w której skład wchodzą też przyjaciele) i muzyka. I tak jak muzyki nie czynił nigdy pod publiczkę, tak i ta książka pod publiczkę nie jest.
Poleciłabym ją każdemu, kto zmaga się z życiem. Każdej osobie, która nie umie wybaczyć sobie albo innym; tym, którzy walczą z nałogiem; ludziom z depresją i demonami. Ponieważ w tej książce widać walkę z nimi, nawet, jeśli dzieje się gdzieś z boku. A przede wszystkim: widać, że w jakikolwiek dół by się nie wpadło, można z niego wyjść. On to zrobił i pisze do nas wszystkich z perspektywy osoby będącej poza nim, która po prostu musi co jakiś czas uważać, żeby nie wpaść do tego dołu z powrotem.
Jedyny fragment, który faktycznie ciężko mi się czytało to kilka rozdziałów poświęconych prawie w całości jego wierze. Nie mam żadnego problemu z chrześcijaństwem Casha, niezwykle szanuję go za poziom jego duchowości - a jednak mimo wszystko wiara jako wtrącenie i tło dużo lepiej dla mnie wyglądała niż wątek główny. Na szczęście to jedynie kilkanaście stron, które dość szybko mijają i znowu głównym tłem i głównym wątkiem staje się muzyka.
Właśnie, muzyka. Dla kogoś, kto nie jest (tak jak ja) kompletnym ignorantem w kwestii muzyki country, ta pozycja jest po prostu obowiązkowa.
Zastanawiają mnie niskie noty tej książki. Tylko 7 przy tak niewielu ocenach?
więcej Pokaż mimo toCiekawa jestem czy nie jest to spowodowane tym, że po autobiografiach muzyków, którzy mają na swoim koncie historie z narkotykami spodziewamy się zwykle kontrowersyjnych, dokładnych opowieści z czasu upadku. Czegoś strasznego ale i kuszącego, tej nutki odrealnienia - potwierdzenia tego...