-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2022-08-21
2023-11-27
Wiem, że wypada Sisi współczuć, ale nie potrafię.
Cesarzowa była kobietą naszych czasów. Bez żalu odrzuciła tradycyjne wzorce i skupiła się na samorealizacji. Normalnie przyklasnęłabym takiej rewolcie z ochotą. W tym konkretnym przypadku nie umiem. Mieszanka mizantropii, narcyzmu i skłonności do egzaltacji cesarzowej wzbudziła we mnie wyłącznie niechęć. Choć mogła wiele, wolała nie robić nic. Zamiast wykorzystać swoje zdolności i wpływ na męża, zdecydowała się przeżyć życie na jękach i utyskiwaniach w miernych wierszach, wielogodzinnej pielęgnacji legendarnej urody i forsownych ćwiczeniach. I tylko Rudolfa żal.
Z rzeczy ważnych - biografię Sisi czyta się łatwo i przyjemnie. Połknęłam ją w kilka dni. Przyswajalność wynika ze skupienia się wyłącznie na głównej bohaterce i jej bogatym życiu wewnętrznym wyłaniającym się z licznie napisanych przez nią wierszy. Do minimum sprowadzono kontekst historyczny, kreśląc go kilkoma okrągłymi zdaniami. Z jednej strony szkoda, bo liczyłam na pigułkę wiedzy, z drugiej strony zabieg ten uczynił biografię czytelną. Dobrze też obrazuje podejście Sisi do świata sprowadzające się do słów - mało mnie on obchodzi.
PS Interesujacy jest wątek zamiłowania Sisi do pięknych kobiet. Autorka podaje fakty, które mając na uwadze niechęć Sisi do mężczyzn, są aż nadto czytelne 🙃
Wiem, że wypada Sisi współczuć, ale nie potrafię.
Cesarzowa była kobietą naszych czasów. Bez żalu odrzuciła tradycyjne wzorce i skupiła się na samorealizacji. Normalnie przyklasnęłabym takiej rewolcie z ochotą. W tym konkretnym przypadku nie umiem. Mieszanka mizantropii, narcyzmu i skłonności do egzaltacji cesarzowej wzbudziła we mnie wyłącznie niechęć. Choć mogła wiele,...
2023-09-16
Skuszona filmem Ridleya Scotta sięgnęłam po "Ostatni Pojedynek. I nie zawiodłam się. To zgrabnie napisana opowieść zachowująca idealny balans między przyjemnym, a pożytecznym. Autor porusza się w gąszczu historycznych detali z wyczuciem, nie nużąc czytelnika zbytnią szczegółowością. W rezultacie pozycję popularnonaukową czyta się jak rasową powieść.
Gwoli kronikarskiej ścisłości, w przeciwieństwie do filmu nie jest to historia z serii me too, bo nie na ten aspekt sprawy został położony główny nacisk. Autor skupił sie na mentalności i bolączkach przedstawicieli wyższych sfer średniowiecznej Francji na przykładzie trzech osób, których losy niefortunnie splątaly się przed wiekami.
Zupełnie nie dziwię się, że "Ostatni Pojedynek" został zekranizowany. Obraz epoki, który odmalował autor i postacie, które ożywił aż się o to prosiły.
Skuszona filmem Ridleya Scotta sięgnęłam po "Ostatni Pojedynek. I nie zawiodłam się. To zgrabnie napisana opowieść zachowująca idealny balans między przyjemnym, a pożytecznym. Autor porusza się w gąszczu historycznych detali z wyczuciem, nie nużąc czytelnika zbytnią szczegółowością. W rezultacie pozycję popularnonaukową czyta się jak rasową powieść.
Gwoli kronikarskiej...
Celne i z nerwem biografie cesarzy epoki pryncypatu.
Krawczuk lekkim piórem odmalował władców Rzymu, ukazując ich nie tylko jako miłościwie panujących Imperium Romanum, ale przede wszystkim jako ludzi z krwi i kości. Zaprezentował swoje sympatie i antypatie, dzięki czemu lektura nabiera kolorów i nie stanowi jedynie suchego zbioru faktów. Co istotne odkłamuje też rzeczywistość i rzuca nowe światło na cesarzy uważanych w opinii publicznej za tyranów - jak choćby Klaudiusza.
Poczet cesarzy polecam nie tylko miłośnikom historii starożytnego Rzymu. To świetna pozycja ukazująca, co władza może uczynić z jednych, a jak drudzy mogą ją z zaszczytem nieść na swoich barkach.
Celne i z nerwem biografie cesarzy epoki pryncypatu.
Krawczuk lekkim piórem odmalował władców Rzymu, ukazując ich nie tylko jako miłościwie panujących Imperium Romanum, ale przede wszystkim jako ludzi z krwi i kości. Zaprezentował swoje sympatie i antypatie, dzięki czemu lektura nabiera kolorów i nie stanowi jedynie suchego zbioru faktów. Co istotne odkłamuje też...
2022-11-15
"Drapanie krokodyla po głowie z nadzieją, że wreszcie zacznie mruczeć".
Czym była podyktowana polityka appeasementu? Pacyfizmem po I wojnie światowej? Realpolitik? Skrajnym egoizmem? Ukrytym rasizmem? Tęsknotą warstw wyższych za dyktaturą? Przyczyn zapewne jak to w życiu było wiele. Jedno po przeczytaniu książki jest dla mnie pewne. Rząd Wielkiej Brytanii zamiast nadać ton opinii publicznej, schronił się za nią. Pozwalając w ten sposób wybrzmieć hasłom "nie chcemy umierać za Gdańsk", a wcześniej
za Czechosłowację,
za Austrię,
za Abisynię,
za Mandżurię.
Konferencja w Monachium była obrzydliwa, ale nie tylko dlatego, że kupczono na niej innym panśtwem. Najbardziej wstrętna była radość opinii publicznej z tak osiągniętego "pokoju".
Obojętność w obliczu zła, jest jeszcze większym złem. Warto o tym pamiętać zwłaszcza dzisiaj.
"Drapanie krokodyla po głowie z nadzieją, że wreszcie zacznie mruczeć".
Czym była podyktowana polityka appeasementu? Pacyfizmem po I wojnie światowej? Realpolitik? Skrajnym egoizmem? Ukrytym rasizmem? Tęsknotą warstw wyższych za dyktaturą? Przyczyn zapewne jak to w życiu było wiele. Jedno po przeczytaniu książki jest dla mnie pewne. Rząd Wielkiej Brytanii zamiast nadać ton...
2022-10-22
Perspektywa jest niezbędna. W przeciwnym razie żyjesz z twarzą przylepioną do ściany i wszytko jest jednym, wielkim, pierwszym planem samych detali.
Autor zrobił, więc kilka kroków w tył i pokazał Polskę w szerszym planie. Szerszym geograficznie, kulturowo, społecznie i ekonomicznie. Spojrzenie na Polskę i Polaków z tej strony było dla mnie doświadczeniem niezwykle ciekawym wręcz nowatorskim. Obawiałam się historii na siłę obrazoburczej przez co podchodziłam do niej jak pies do jeża. Bezzasadnie, bo dostałam sto razy lepiej napisaną polską wersję "Ludowej historii Stanów Zjednoczonych" Zinna. Książkę mądrą, skłaniającą do przemyśleń, uciekającą od skrajności i łatwych osądów.
Jestem tak zauroczona, że nie widzę wad.
*rozdział o merytokracji opisał fenomenalnie zjawisko, które od dawna wyczuwałam, ale nie umiałam nazwać
Perspektywa jest niezbędna. W przeciwnym razie żyjesz z twarzą przylepioną do ściany i wszytko jest jednym, wielkim, pierwszym planem samych detali.
Autor zrobił, więc kilka kroków w tył i pokazał Polskę w szerszym planie. Szerszym geograficznie, kulturowo, społecznie i ekonomicznie. Spojrzenie na Polskę i Polaków z tej strony było dla mnie doświadczeniem niezwykle...
2022-09-21
Historia życia Sobieskiego rozpoczyna się w chwili świetności Rzeczypospolitej, gdy magnaci gubili złote podkowy na ulicach Rzymu. Kończy po 67 latach, gdy państwo jest zdewastowane wojnami, egzulanci zrywają sejmy na potegę, magnaci tworzą państwa w państwie, tolerancja religijna odchodzi w niepamięć, a opozycja robi wszystko by na złość królowi odmrozić sobie uszy.
W tej smutnej epoce przyszło żyć Sobieskiemu. Człowiekowi mimo przywar wielkiemu. Wrogowie nie byli w stanie pokonać go na polu bitwy, zmogło go nasze polskie warcholstwo, egocentryzm i niechęć do wszelkich zmian obracające największe zwycięstwa wniwecz.
Obraz epoki, która zrodziła Sobieskiego został odmalowany przez autora zgrabnie i treściwie. Owszem momentami biografia trąci po tych bez mała 40 latach pisarską myszką. Nie zmienia to jednak faktu, że to solidna, naukowa lektura stroniąca od zerojedynkowych sądów, uproszczeń i innych tego typu grzeszków.
Historia życia Sobieskiego rozpoczyna się w chwili świetności Rzeczypospolitej, gdy magnaci gubili złote podkowy na ulicach Rzymu. Kończy po 67 latach, gdy państwo jest zdewastowane wojnami, egzulanci zrywają sejmy na potegę, magnaci tworzą państwa w państwie, tolerancja religijna odchodzi w niepamięć, a opozycja robi wszystko by na złość królowi odmrozić sobie uszy.
W tej...
2021-08-27
Nie ma dobrych i złych narodów, są dobrzy i źli ludzie.
Lubię Zychowicza. Za powtarzane jak mantra słowa - ofiarami wielkich konfliktów są zwykle zwykli ludzie. Niemowlak, uczennica podstawówki, handlarz ze sklepu za rogiem, starsza pani. Imię ich legion, bo gdy chłopcy zaczynają bawić się w wojnę, los maluczkich nikogo nie obchodzi.
Za co jeszcze lubię Zychowicza? Za wbijanie do głowy, że zbrodnie, bestialstwa i ludobójstwa nigdy nie są domeną jednej strony konfliktu. Rozliczony zostaje tylko przegrany. Zwycięzca pisze historię, więc przedstawia się jako obrońca uciśnionych, a swoje zbrodnie bądź wypiera bądź relatywizuje.
Konkretniej. Alianci popełnili multum zbrodni wojennych, wycierając sobie gębę Konwencją Genewską raz po raz. Mordowali jeńców - zwłaszcza Amerykanie Japończyków. Bombardowali miasta od Hamburga przez Drezno po Tokio i Hiroszimę, ścierając je wraz z mieszkańcami na proch, bo tak. Zakładali obozy koncentracyjne dla innych nacji - Brytyjczycy Burom, a później Kenijczykom. Czasem wsadzali do nich własnych obywateli jak USA osoby japońskiego pochodzenia. Wydawali Stalinowi ludzi jak leci z Kozakami na czele, sortując ich na rampie jak SSmani. Godzili się na gwałty dokonywane przez oddziały sprzymierzone na Francuzkach i Włoszkach. Wszystko to w imię pięknych idei. A jakże. Pokoju, wolności i demokracji.
Niestety rozliczenie z grzechami Aliantów wyszło nieco niezdarnie. Za dużo tu egzaltacji. Sama mam do niej skłonność, więc nie rzucę w Zychowicza kamieniem, ale patos niebezpiecznie często podnosi łeb i szczerzy kły. Książka jest zbyt syntetyczna, momentami trąci Wikipedią. Brakuje zwartości tematycznej. Upchano w niej za dużo. A to wojnę z Burami, a to masakrę nad Wounded Knee.
Po prostu Zychowicz aż za bardzo chciał pokazać, że król jest nagi.
Nie ma dobrych i złych narodów, są dobrzy i źli ludzie.
Lubię Zychowicza. Za powtarzane jak mantra słowa - ofiarami wielkich konfliktów są zwykle zwykli ludzie. Niemowlak, uczennica podstawówki, handlarz ze sklepu za rogiem, starsza pani. Imię ich legion, bo gdy chłopcy zaczynają bawić się w wojnę, los maluczkich nikogo nie obchodzi.
Za co jeszcze lubię Zychowicza? Za...
2021-07-04
Wszystko już kiedyś było, wszystko się już kiedyś wydarzyło i wszystko już zostało kiedyś opisane.
Ta myśl nasuwała mi się natrętnie przy czytaniu "Wojny peloponeskiej" napisanej zaledwie 2500 lat temu. Przywódcy USA i Chin powinni czytać Tukidydesa by nie powtórzyć błędów Sparty i Aten, a my zwykli śmiertelnicy dla mistrzowskich przemówień, którymi tekst jest naszpikowany oraz spokojnej, niewywyższającej się mądrości samego Tukidydesa, który stojąc z boku wielkich wydarzeń, spisał je możliwie obiektywnie i z wielkim wyczuciem tego co naprawdę istotne.
Na zachętę próbka uniwersalizmu i ponadczasowości Tukidydesa, tak bardzo aktualna:
"Walki partyjne wstrząsnęły państwem (...) nierozumna zuchwałość uznana została za odwagę, przezorna wstrzemięźliwość za szukające pięknego pozoru tchórzostwo, umiar za bojaźliwość, a kto z zasady radził się rozumu uchodził za człowieka wygodnego i leniwego, bezmyślną zuchwałość uważano za cechę prawdziwego mężczyzny. Ten kto się oburzał i gniewał zawsze znajdował posłuch, kto mu się sprzeciwiał był podejrzany. Większą też radość sprawiało móc się na kimś zemścić, niż w ogóle nie doznać od nikogo krzywdy. Wszelkie układy zawarte miały wartość tylko do chwili, gdy jedna ze stron nie poczuła się silniejsza. Przywódcy polityczni jednej i drugiej partii posługiwali się pięknymi hasłami, mówili o równouprawnieniu wszystkich obywateli, ale w rzeczywistości, mówiąc o sprawie ogólnej walczyli między sobą o swe prywatne interesy. Źródłem tego wszystkiego była żądza panowania, dażąca do zdobycia bogactw i zaspokojenia ambicji. Tak więc walki partyjne stały się źródłem wszelkiego rodzaju zbrodni w Grecji (tudzież w Polsce)*.
* Wstaw dowolne państwo
Wszystko już kiedyś było, wszystko się już kiedyś wydarzyło i wszystko już zostało kiedyś opisane.
Ta myśl nasuwała mi się natrętnie przy czytaniu "Wojny peloponeskiej" napisanej zaledwie 2500 lat temu. Przywódcy USA i Chin powinni czytać Tukidydesa by nie powtórzyć błędów Sparty i Aten, a my zwykli śmiertelnicy dla mistrzowskich przemówień, którymi tekst jest...
2020-08-15
Wyzwanie - nie użyj przez całą książkę ani razu sformułowania komunistyczny obóz. Wyzwanie przyjęte.
Temat powojennych obozów 75 lat po wojnie dalej stanowi terra incognita. Mało się o nim mówi, jeszcze mniej pisze. Co prawda za pośrednictwem ostatnich napisów "Pianisty" do zbiorowej świadomości trafił łagrowski los Wilma Hosenfelda. Jednak nie zmienia to faktu, że co do zasady opinia publiczna nie wie nic o tragedii, która miała miejsce po II wojnie światowej, a która była udziałem Niemców, Ślązaków i Polaków (żołnierzy AK oraz Wyklętych). Po przeczytaniu "Małej Zbrodni" dochodzę do wniosku, że Marek Łuszczyna odkrywszy powyżej opisany fakt - braku zagospodarowania w literaturze tematyki powojennych obozów - musiał zdębieć z wrażenia. Taki temat! Takie szanse na nagrodę im. Kapuścińskiego! Jak to określił jeden z recenzentów na Goodreads - taki samograj! Co z tego wyszło? Książka napisana pod tezę - po wojnie istniały polskie obozy koncentracyjne. Koniec kropka.
Jak autor doszedł do tak ciekawych wniosków?
Zacznijmy od tego, co wszyscy wiemy, Polska po wojnie była sobie sama sterem, żaglem i okrętem. Jak to ujął Łuszczyna w wywiadzie, skoro Federacja Rosyjska odpowiada za zbrodnie ZSRR tak Polska ponosi odpowiedzialność za zbrodnie epoki stalinizmu. Niuansik, że Federacja Rosyjska to to samo państwo co ZSRR, a Polska znajdowała się w epoce stalinizmu pod okupacją innego kraju, autorowi umknął. Mieliśmy przecież tylko jednego niemieckiego okupanta, zaś Armia Czerwona z kwiatami na bagnetach wyzwalała nasz ciemnogród. Jak wskazuje jedna z osób będących bohaterem reportażu - czerwonoarmiści byli uprzejmi. Taki dowód anegdotyczny oczywiście doskonale potwierdza tezę autora.
Następnie w pełni demokratycznie wybrane zostały władze. I te polskie władze szybko, bo jeszcze przed zakończeniem wojny, tj. 8 maja 1945 r. zaczęły organizować obozy dla elementu niepożądanego. Co prawda jak sam autor zauważa, Stalin podejrzanie często wtrącał się w działanie naszych polskich władz, np zakwestionował karę wiezięnia dla żołnierza AK, domagając się kary śmierci, ale któż Stalinowi zabroni?
Idźmy dalej, słowa prof. Witolda Kuleszy, że "obozy stworzyły komunistyczne władze, które nie reprezentowały suwerennego narodu polskiego" to nieistotna kwestia. Obozy są polskie, bo służyli w nich Polacy. Polakami usłane były zwłaszcza kadry, np kierownikiem Wydziału Więzień i Obozów był Ukrainiec Teodor Duda, komendantem w Świetochłowicach-Zgodzie był polski żyd Salomon Morel. Autor nie widzi lub nie chce widzieć, że takich ludzi jak Gomułka, Morel, Duda nie łaczyła narodowość lecz wyznawana ideologia - komunizm. Podążając dalej żelazną logiką autora, tj. obozy są polskie, bo służyli w nich Polacy, można dojść do stanowiska, że obóz Sobibór był ukraiński, gdyż aż 120 strażników było Ukraińcami. Chyba nie, prawda?
Jaki jest efekt pisania pod tezę? Relatywizowanie zbrodni komunistycznych. Autor wielokrotnie posługuje się tym terminem odnośnie Holocaustu i powojennych losów Niemców, nie dostrzegając, że sam nie widzi zbrodniczości innego niż nazizm systemu totalitarnego jakim był komunizm. System, który zabrał życie dziesiątkom milionów ludzi czy to w łagrach, czy to podczas Wielkiego Głodu na Ukrainie, czy też w Katyniu czy wreszcie po wojnie w obozach, został uniewinniony, ktoś inny został skazany. I to jest kontrowersyjne. Z kolei nie jest kontrowersyjne mówienie o powojennych obozach, jak próbuje wykazać autor. To kolejna zbrodnia komunizmu, który zbyt wielu osobom kojarzy się z mysiem pysiem Che Guevara.
Odradzam. Ofiary zasługują na lepsze uhonorowanie. W "Małej zbrodni" cały czas czułam, że są tylko dodatkiem do "samograju".
PS. Dla zainteresowanych jak wyglądała bratnia pomoc radziecka, polecam powieść "Nie trzeba głośno mówić" Mackiewicza.
Wyzwanie - nie użyj przez całą książkę ani razu sformułowania komunistyczny obóz. Wyzwanie przyjęte.
Temat powojennych obozów 75 lat po wojnie dalej stanowi terra incognita. Mało się o nim mówi, jeszcze mniej pisze. Co prawda za pośrednictwem ostatnich napisów "Pianisty" do zbiorowej świadomości trafił łagrowski los Wilma Hosenfelda. Jednak nie zmienia to faktu, że co do...
2021-02-20
Fortuna sprzyja odważnym.
Gajusz Juliusz Cezar. Trochę człowiek, bo i pławić się w luksusie lubił i pyszny był bardzo, zdradziecki w stosunku do barbarzyńców do tego. Trochę bóg, bo wybaczał przegranym obywatelom, położył podwaliny pod Cesarstwo Rzymskie i jego przydomek stał się najwyższym tytułem.
Co jeszcze wyniosłam z lektury jego biografii? Pytanie, na które nie znalazłam odpowiedzi - jak ten kolos Imperium Romanum na tych wątłych nogach sie trzymał? Nikt nie myślał o sprawach publicznych dla nich samych. Każdy z warstwy najwyższej "szczycił się" małostkowością, wąskimi horyzontami i skrajnym egoizmem. Kliki i klikeczki, spory i zdrady, tajemne sojusze i obrazy majestatu. I cud się stał. To ogromne państwo obejmujące basen morza Śródziemnego funkcjonowało zaskakująco dobrze w oparciu o te poplątane i zawiłe intrygi dworskie mieszkańców jednego, wcale nie tak wyjątkowego miasta (choćby taka Aleksandria była większa i piękniejsza). Rzym rósł i pęczniał na krzywdzie innych ludów, a rządzony był tak przypadkowo, bez dalekosiężnych planów i przy tak egoistycznych pobudkach. Wojny stawały się pretekstami do zdobycia konsulatu. Namiestnictwo było okazją do zdzierstw na poczet kupowania głosów.
Jak to wszystko (o dziwo!) znakomicie funkcjonowało przez 1000 lat z okładem - pozostanie wielką tajemnicą wiary. Nic tylko bić pokłony przed tymi, którzy nawet dbając tylko o siebie, jakoś tak mimowolnie zbudowali tak wielkie Imperium. Rzymianie rządzenie mieli we krwi, a Cezar to już w ogóle. Just sayin'.
Fortuna sprzyja odważnym.
Gajusz Juliusz Cezar. Trochę człowiek, bo i pławić się w luksusie lubił i pyszny był bardzo, zdradziecki w stosunku do barbarzyńców do tego. Trochę bóg, bo wybaczał przegranym obywatelom, położył podwaliny pod Cesarstwo Rzymskie i jego przydomek stał się najwyższym tytułem.
Co jeszcze wyniosłam z lektury jego biografii? Pytanie, na które nie...
2021-01-17
Mała historia.
Starożytność to mój konik. Szczycę się dobrą znajomością historii Rzymu. Wychodzi jednak na to, że o ile historię polityczną Imperium Romanum znam wcale nieźle, tak nie wiem nic o zwykłych ludziach zamieszkujących Wieczne Miasto dwa tysiące lat temu. Alberto Angela cofnął mnie w czasie i oprowadził po ówczesnym Rzymie. Wycieczkę zaliczam do udanych, bo przewodnik umiał sprzedać swoją wiedzę i mnie nie zanudził. Pokazał poza oczywistymi must see i te mniej oklepane, znane tylko tubylcom miejscówki. Opowiedział ze swadą o mentalności mieszkańców. Dorzucił też sporo ciekawostek, które pozwolą zabłysnąć w towarzystwie.
Przyjemna i niegłupia literatura popularnonaukowa. Polecam.
Mała historia.
Starożytność to mój konik. Szczycę się dobrą znajomością historii Rzymu. Wychodzi jednak na to, że o ile historię polityczną Imperium Romanum znam wcale nieźle, tak nie wiem nic o zwykłych ludziach zamieszkujących Wieczne Miasto dwa tysiące lat temu. Alberto Angela cofnął mnie w czasie i oprowadził po ówczesnym Rzymie. Wycieczkę zaliczam do udanych, bo...
2020-12-20
Dla współczesnego czytelnika esej Cata Mackiewicza, owoc jego wyprawy do ZSRR i konkluzje wyciągnięte z tego wypadu - to nihil novi.
Nie dziwi ani ogrom nędzy ani tym bardziej rozmiary prześladowań burżujów, których był świadkiem. Odmalowana przez niego groteskowość i hipokryzja ideologii bolszewickiej to fakty powszechnie znane. Warto jednak pamiętać, że w 1931 r. mało kto wiedział to, co my wiemy dzisiaj. Przyjmując tę perspekrywę, trudno nie zachwycić sie trafnością przewidywań Cata Mackiewicza na losy "Bolszewii". W krótkich, żołnierskich słowach nazwał to, co dla zachodniej Europy i USA stało się jasne dopiero po II wojnie światowej.
Nie obyło się bez sporej łyżki dziegciu w beczce miodu. "Myśl w obcęgach" jest za krótka. Sprawia wrażenie szkicu, a nie pełnoprawnego efektu finalnego. Zbyt dużo tu zaczętych i urwanych myśli czy luźno rzuconych tematów bym czuła się usatysfakcjonowana. Na szczęście Cat Mackiewicz ratuje się zgrabnie ubranymi refleksjami. Szczególnie ujęło mnie porównanie bolszewizmu do owocu mezalianstwa pijanego intelektu z chamską histerią.
Tak czy owak - ciekawe, ale dla ludzi w XXI w. mało odkrywcze.
Dla współczesnego czytelnika esej Cata Mackiewicza, owoc jego wyprawy do ZSRR i konkluzje wyciągnięte z tego wypadu - to nihil novi.
Nie dziwi ani ogrom nędzy ani tym bardziej rozmiary prześladowań burżujów, których był świadkiem. Odmalowana przez niego groteskowość i hipokryzja ideologii bolszewickiej to fakty powszechnie znane. Warto jednak pamiętać, że w 1931 r. mało...
2020-11-26
Ten stan kiedy rewolucja wejdzie za mocno.
Rewolucje znane są z tego, że pożerają własne dzieci. Kanibalizm ten miał miejsce, m.in. ponad 200 lat temu. Matka wszystkich rewolucji, tj. francuska - wzięła i pożarła 200 tys. Wandejczyków. Mężczyzn, kobiet, dzieci. Ich jedyną winą było to, że nie akceptowali jedynej słusznej recepty na szczęście i ośmielili się dać temu wyraz. Na stronach "Rozważań o wojnie domowej" Jasienica, jak sam tytuł wskazuje, rozważa dlaczego w imię wolności, równości i braterstwa dopuszczono się ludobójstwa. Przemyślenia te bardzo łatwo przenieść na dzisiejsze czasy i pozostawiają z gorzką refleksją co do wszelakich ruchów dążących do wyrównania słusznych krzywd. Granica miedzy sprawiedliwością, a zemstą jest bowiem bardzo cienka, a gdy się ją przekroczy krew leje się obficie i nie ma to już nic wspólnego z prawością.
Propsuję. Ważny i mądry esej.
Ten stan kiedy rewolucja wejdzie za mocno.
Rewolucje znane są z tego, że pożerają własne dzieci. Kanibalizm ten miał miejsce, m.in. ponad 200 lat temu. Matka wszystkich rewolucji, tj. francuska - wzięła i pożarła 200 tys. Wandejczyków. Mężczyzn, kobiet, dzieci. Ich jedyną winą było to, że nie akceptowali jedynej słusznej recepty na szczęście i ośmielili się dać temu wyraz....
2020-09-26
Człowiek człowiekowi człowiekiem *
Niewolnictwo jest stare jak ludzkość. Proceder szczególnie kwitł w starożytności. Potem oficjalnie w Europie przycichł (czymże był jednak ustrój feudalny jak nie quasi niewolnictwem skoro chłop pańszczyźniany był przypisany do ziemi). W krajach arabskich niewolnictwo miało się świetnie do drugiej połowy XX w. (Arabia Saudyjska zniosła je w 1963 r.). Stany Zjednoczone - nowa kolebka cywilizacji miała zerwać z podłościami Starego Świata i zbudować Nowy wolny od nieprawości. Jednak grzech pierworodny ludzkości i tam szybko zapuścił korzenie. Nim się obejrzano powstał system społeczny opierający się na wyzysku jednej z grup by drugiej żyło się jak najlepiej.
"Pokolenia w niewoli" poświęcone są temu wycinkowi historii niewolnictwa. Ira Berlin stworzył całościową syntezę amerykańskich dziejów niewoli. Zaczął u zarania XVI w., a skończył wraz z Proklamacją Emancypacji w 1862 r. Pomimo ogromu materii "Pokolenia w niewoli" nie są drobiazgowym kompendium. Autor skupił się na przemianach niewolnictwa, na tym jak ewoluowało, jak zmieniał sie los niewolników w czasie i przestrzeni. W tym celu nakreślił pewne ramy, dzieląc historię niewolnictwa w USA na pokolenia, z których każde miało inne specyfikę. Obraz znany z filmów to tylko cząstka obrazu niewolnictwa.
Przez 300 lat swojej historii niewolnictwo dostosowywało się do zmieniających się warunków. Zaczynało subtelnie by z kolejnymi latami za sprawą bezgranicznej chciwości przyjmować gargantuiczne i niemożliwie obrzydliwe formy. Plantatorzy chcąc zalegitymizować stan faktyczny, dopisywali ideologię rasistowską głównie paternalistyczną i proceder nabierał rozmachu. To co pouczające - społeczeństwo nie od razu stawało się niewolnicze tj. nie opierało się wyłącznie na pracy niewolników, których władcą życia i śmierci był pan. Wszystko zachodziło powoli. Przejście od społeczeństwa z udziałem niewolników do niewolniczego to proces. Na początku niewolnik miał pozycję właściwie chłopa pańszczyźnianego. Dopiero z czasem niewolnictwo przybrało formę znaną choćby z "Przeminęło z wiatrem". Dlatego należy czujnie obserwować dzisiejszy świat, bo i dziś zdarza się, że polski "pracodawca" porzuci ukraińskiego "pracownika" w lesie jak zdechłą krowę.
"Pokolenia w niewoli" mimo całej naukowości czyta się świetnie. Książka jest napisana w sposób bardzo przystępny i uporządkowany. Co istotne nie ma tu miejsca na gdybanie. Ira Berlin bardzo rzetelnie udokumentował swoją prace. Aż 35 procent książki to przypisy - artykuły i prace naukowe, wspomnienia, roczniki, statystyki, dokumenty, ustawy. Pomimo zdawałoby się chłodnej formy, książka przemawia silnie do czytelnika. Autor nie stroni od sięgania do wspomnień niewolników. I te fragmenty mnie najbardziej poruszyły. Wyłania się z nich obraz nie tyle przemocy fizycznej co gwałtu na instytucji rodziny. Niewolnicy szczególnie w czasach tzw. Drugiej Przeprawy Środkowej byli przerzucani jak bele bawełny z miejsca A do B z całkowitym pominięciem ich uczuć rodzinnych. 1 na 3 rodziny były rozbijane. 1 na 5 dzieci było sierotami. 4 na 100 mężczyzn w hrabstwie Greene w Alabamie dożywało 45 roku życia w 1820 r.
Absolutny must read. Każdy niby wie czym było niewolnictwo, ale gwarantuję, że po przeczytaniu tej książki powie, wiem, że nic nie wiedziałem. Historię niewolnictwa w USA wypada znać. Po pierwsze z samego szacunku do ofiar. Po drugie aby macki dzikiego kapitalizmu nie wprowadziły go ponownie w Bangladeszu czy innym kraju trzeciego świata.
* przecież nie wilkiem, on okrutny nie jest
PS w Polsce "Pokolenia w Niewoli" wydał PIW
Człowiek człowiekowi człowiekiem *
Niewolnictwo jest stare jak ludzkość. Proceder szczególnie kwitł w starożytności. Potem oficjalnie w Europie przycichł (czymże był jednak ustrój feudalny jak nie quasi niewolnictwem skoro chłop pańszczyźniany był przypisany do ziemi). W krajach arabskich niewolnictwo miało się świetnie do drugiej połowy XX w. (Arabia Saudyjska zniosła...
2020-08-25
Proza życia w cieniu piramid.
Zwykliśmy patrzeć na starożytny Egipt z monumentalnej perspektywy. Olbrzymie świątynie, jeszcze większe piramidy i faraonowie górujący nad pokonanym wrogiem. Barry'ego Kempa emerytowanego prof. uniwersytetu w Cambridge nie pociągało takie ujęcie historii - kto wygrał, kto przegrał, utożsamianie się z jedną ze stron, zerojedynkowe odpowiedzi i proste rozwiązania.
Autor ukazuje starożytny Egipt jako organizm. Próbuje odkryć znaczenie poszczególnych organów i ich wzajemne powiązania. W rezultacie historii politycznej jest tu jak na lekarstwo. Osoby, które oczekują linearnej relacji o dziejach Egiptu mogą się srogo zawieść. Zamiast tego autor stara się dokopać do jądra cywilizacji egipskiej. Jak powstała, dlaczego trwała i jakie formy w rzeczywistości przyjmowała. Kemp przedstawia dylematy archeologów i obala stereotypy. Szczególnie wiele rozdziałów poświęconych jest omówieniu prac wykopaliskowych na typowych dla danej epoki stanowiskach, co ukazuje jak faktycznie przebiegała ewolucja kultury egipskiej i jakie miejsce zajmowali w niej władcy, kapłani i zwykli ludzie. Autor nie stroni przy tym od drobiazgów i omawia nie tylko samą instytucję faraonów czy ekonomię opartą na handlu barterowym, ale i pochyla się nad kwestiami przyziemnymi jak produkcja piwa czy chleba.
Polecam. Niezwykle ciekawa pozycja.
Proza życia w cieniu piramid.
Zwykliśmy patrzeć na starożytny Egipt z monumentalnej perspektywy. Olbrzymie świątynie, jeszcze większe piramidy i faraonowie górujący nad pokonanym wrogiem. Barry'ego Kempa emerytowanego prof. uniwersytetu w Cambridge nie pociągało takie ujęcie historii - kto wygrał, kto przegrał, utożsamianie się z jedną ze stron, zerojedynkowe odpowiedzi i...
2020-06-07
Życie pisze najciekawsze scenariusze.
Wielu pomstuje, że "Moda na sukces" przedstawia całkowicie odrealniony świat. Każdy z każdym spółkuje, wszyscy spiskują, sprzymierzeńcy zmieniają się we wrogów i odwrotnie, zaginione dzieci pojawiają się znikąd. Po przeczytaniu "Wojny Dwóch Róż" pióra Dana Jonesa mogę powiedzieć jedno - dzieci, takie jest życie, a przynajmniej kiedyś takie było.
Wiedziałam, że po historii konfliktu Yorków i Lancasterów mogę oczekiwać dużej ilości podłości i ludzkiej degrengolady. Tym potworniejszej, bo mającej miejsce między blisko spokrewnionymi osobami. Mimo to, ja wychowana na esejach Jasienicy o okrutnych acz przedsiębiorczych Piastach, byłam w szoku. Brawa należą się nie tylko dla Ryszarda III, ale i zachłannego Ryszarda Neville'a hrabiego Warwick (zdecydowanie pierwowzoru martinowskiego Littlefingera).
Przez zawiłe losy wojny, gdzie głowy spadały co rusz, Dan Jones wiedzie z pewnością kapitana, który nie jedną górę lodową ominął. Wywód poprowadzony jest jasno i klarownie. Jak po sznurku posuwamy się przez przestrzeń lat i zdarzeń, nie gubiąc wątku. Równocześnie przy całym szacunku dla kronikarskiego obowiązku, autorowi udało się stworzyć książkę, gdzie zmarli królowie są nie tylko numerami i przydomkami, lecz ludźmi z krwi i kości, a całość historii odmalowana jest ze swadą, a niekiedy i humorem.
Doskonała lektura. Tak należy pisać literaturę popularnonaukową. Z pazurem.
Życie pisze najciekawsze scenariusze.
Wielu pomstuje, że "Moda na sukces" przedstawia całkowicie odrealniony świat. Każdy z każdym spółkuje, wszyscy spiskują, sprzymierzeńcy zmieniają się we wrogów i odwrotnie, zaginione dzieci pojawiają się znikąd. Po przeczytaniu "Wojny Dwóch Róż" pióra Dana Jonesa mogę powiedzieć jedno - dzieci, takie jest życie, a przynajmniej kiedyś...
2020-05-15
Dawno, dawno temu, w czasach gdy o brytyjskim imperium nie śnilo się nawet filozofom.
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na Wielką Brytanię przez pryzmat jej potęgi z epoki kolonializmu i kompanii Wschodnio-Indyjskiej, a obecnie uniwersalności kultury brytyjskiej i języka angielskiego. Zapominamy, że imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce nie zawsze było potęgą. Zanim mieszkańcy Albionu wzięli nieproszeni na swoje barki brzemię białego człowieka i zaczęli kolonizować każdy wolny skrawek lądu, sami byli ofiarami najazdów wszelakich - celtyckich, rzymskich, anglosaskich, a wreszcie normańskich.
I o tej zamierzchłej historii opowiada szczegółowo i z precyzją Wojciech Lipoński. Swój wywód rozpoczyna od neolitu, przechodząc przez kolejne inwazje, ludy i ich wkład w kształtowania się cywilizacji, która wydała z siebie Szekspira i Monty Pythona. W kompleksowy sposób omawia poplątane losy Wysp Brytyjskich. Omawiając kwestie wielkie jak druidyzm, podbój rzymski, tworzenie się państw Heptarchii, najazdy Wikingów, bitwę pod Hastings, nie zapomina o drobniejszych sprawach. Wyjaśnia pochodzenie nazw własnych takich jak Brytania, Irlandia, Walia, Londyn itd. Omawia prawdopodobny sposób wznoszenia Stonehenge. Analizuje naleciałości językowe (w tym temacie autor się wręcz lubuje i przeprowadza szeroki wywód). Rozwiewa mit wycofania się rzymskich legionów. Drobiazgowo wyjaśnia hierarchię bardów. Stawia postulaty o zaginionej epice staroangielskiej. Omawia pierwotną wersję mitu o królu Arturze - celtyckim władcy walczącym z Anglosasami. Co kartka zarzuca czytelnika kolejnymi, coraz ciekawszymi informacjami.
"Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich" to doskonała pozycja. Lipoński nie tylko dał mi zastrzyk ogromnej wiedzy. Uzmysłowił mi też, że kraina wysyłająca jeszcze 100 lat temu statki pod każdą szerokość geograficzną, była niegdyś sama ofiarą permanentnych podbojów. Efektem tych najazdów był jedyny w swoim rodzaju tygiel kulturowy.
Dawno, dawno temu, w czasach gdy o brytyjskim imperium nie śnilo się nawet filozofom.
Przyzwyczailiśmy się patrzeć na Wielką Brytanię przez pryzmat jej potęgi z epoki kolonializmu i kompanii Wschodnio-Indyjskiej, a obecnie uniwersalności kultury brytyjskiej i języka angielskiego. Zapominamy, że imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce nie zawsze było potęgą. Zanim...
2020-01-31
Jeżeli zastanawiałeś się jaka naprawdę byłaby Oleńka Billewiczówna czy Halszka Kurcewiczówna - ta książka jest dla ciebie.
Urszula Kicińska w swojej groźnie brzmiącej pracy dokonała wiwisekcji obyczajowości i mentalności kobiet żyjących w XVII w. Epoka ta zdawałoby się dobrze znana za sprawą Trylogii Sienkiewicza w rzeczywistości w zakresie życia codziennego kobiet jest enigmą.
Autorka opisuje nie tylko wyidealizowany obraz kobiety z kazań pogrzebowych. Przede wszystkim odnosi się do tego jak naprawdę wyglądała rola kobiety, jak kształtowała się jej pozycja czy status prawny. Ważną częścią książki jest również sama śmierć i rytuały z nią związane. Oprawa pogrzebów była doprawdy barokowa. Katafalki, epitafia, sobowtórzy zmarłych, lamenty i płacze. Szlachta umierała na bogato.
Na marginesie dodam, że lektura urywków kazań to nie tylko pouczające zajęcie, ale i krotochwilne. Jak bowiem pozostać poważnym gdy czyta się takie słowa księdza wygłoszone na pogrzebie - "niejedna małżoneczka tych czasów usłyszawszy, że jest kość z kości małżonka swego, staje kością w gardle jego".
Polecam. To świetna pozycja dla wszystkich chcących dowiedzieć się więcej o życiu naszych przodkiń.
Jeżeli zastanawiałeś się jaka naprawdę byłaby Oleńka Billewiczówna czy Halszka Kurcewiczówna - ta książka jest dla ciebie.
Urszula Kicińska w swojej groźnie brzmiącej pracy dokonała wiwisekcji obyczajowości i mentalności kobiet żyjących w XVII w. Epoka ta zdawałoby się dobrze znana za sprawą Trylogii Sienkiewicza w rzeczywistości w zakresie życia codziennego kobiet jest...
Na początku było słowo. Pytanie - kiedy i jak ten początek nastąpił?
Ludzkość osiągnęła dziś taki poziom rozwoju, że może śmiało sięgać w mroki u zarania swoich dziejów i szukać tam odpowiedzi na zgoła mityczne pytanie - kiedy słowo stało się ciałem?
Odpowiedź niegdyś podyktowaną wiarą, dziś udziela nauka. Owszem nie daje stuprocentowej pewności, ale na podstawie wielu przesłanek i przy zaangażowaniu różnorakich metod naukowych pozwala choć w przybliżeniu oszacować, kiedy ludzie zaczęli posługiwać się mową, jak to najprawdopodobniej wyglądało, z czego wynikało opanowanie tej umiejętności. W dalszej części pochylono się nad stworzeniem pisma. Historia jego powstawania była nie tylko fascynująca. Zaskoczona byłam jak wiele elementów w procesie jego tworzenia odkryto i jak prozaiczny był powód, dla którego człowiek zaczął pisać, a nie tylko mówić.
Przez książkę przepłynęłam. To zasługa wybitnego warsztatu autora, który zebrał liczne wyniki badań, usystematyzował je, poddał krytyce, powiązał i następnie wyciągnął wnioski. "Pierwsze słowo" powinno być przykładem jak prosto i czytelnie napisać książkę naukową.
Na początku było słowo. Pytanie - kiedy i jak ten początek nastąpił?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toLudzkość osiągnęła dziś taki poziom rozwoju, że może śmiało sięgać w mroki u zarania swoich dziejów i szukać tam odpowiedzi na zgoła mityczne pytanie - kiedy słowo stało się ciałem?
Odpowiedź niegdyś podyktowaną wiarą, dziś udziela nauka. Owszem nie daje stuprocentowej pewności, ale na podstawie wielu...