-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
Frankie Elkin to kobieta po przejściach, która zajmuje się odnajdywaniem zaginionych osób. Bohaterka zadaje dużo pytań, a to może sprowadzić na nią sporo kłopotów.
Kiedy czytam książki od wydawnictwa Albatros, zawsze wiem, że dostanę historia, która mi się spodoba i całkowicie mnie pochłonie. I tutaj nie było inaczej, chociaż sama książka może nie była jakoś porywająca, to nie ukrywam, że dobrze się przy niej bawiłam.
Początkowo jednak fabuła trochę mi się ciągnęła i denerwowało mnie to ciągłe powtarzanie przez bohaterkę, że ma problemy z alkoholem. Zrozumiałam to po trzecim razie, więc wiedziałam, że alkohol to używka, która do tej pory determinowała całe jej życie.
Frankie Elkin jest tym typem bohaterki, która wzbudza sympatię, ale jednocześnie bardzo łatwo o niej zapomnieć. To taki szary człowiek, który w trakcie fabuły wtapia się w tłum i dzięki temu zdobywa potrzebne informacje i zbliża się do rozwiązania skomplikowanej zagadki. Nie bała się spacerować po niebezpiecznej dzielnicy Bostonu i drążyła temat zniknięcia nastolatki. Czułam dreszczyk niepokoju, kiedy uciekała przed napastnikami albo walczyła zaciekle o życie. Jednak pomiędzy tymi scenami wydawała się taka trochę nijaka.
Co do reszty postaci, to stanowili barwne, ciekawe tło działań głównej bohaterki; każdy miał swoją historię i chciał ją opowiedzieć, co uczyniło książkę interesującym zbiorem dialogów i mądrości.
Jeśli lubicie thrillery kryminalne, to myślę, że “Zanim zniknęła” idealnie nadaje się na długie wieczory. Akcja może nie od razu pędzi, ale rozkręca się powoli, nabiera tempa i pod koniec wciąga nas bez reszty, że trudno się oderwać i z zapartym tchem śledziłam kolejne poczynania bohaterów. Autorka świetnie oddała niebezpieczny klimat dzielnicy Mattapan, w której rządzą nie tylko bieda, ale broń i skomplikowane układy, które mogą kosztować życie człowieka zadającego dużo pytań. Polecam, jeśli lubicie zawiłe sprawy i cały wachlarz przeróżnych postaci.
Frankie Elkin to kobieta po przejściach, która zajmuje się odnajdywaniem zaginionych osób. Bohaterka zadaje dużo pytań, a to może sprowadzić na nią sporo kłopotów.
Kiedy czytam książki od wydawnictwa Albatros, zawsze wiem, że dostanę historia, która mi się spodoba i całkowicie mnie pochłonie. I tutaj nie było inaczej, chociaż sama książka może nie była jakoś porywająca, to...
Są takie historie, które trudno zapomnieć i "Córy ziemi" są jedną z nich. Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, nie spodziewałam się, że wywrze na mnie tak mocne wrażenie. Nie jest to łatwa i lekka opowieść, bo opowiada o niezwykłym heroizmie trzech bardzo odważnych i inteligentnych sióstr, które muszą walczyć o własne miejsce z uprzedzonymi i okrutnymi mężczyznami. Autorka pokazuje nam ich odwagę, kiedy wszyscy są przeciwko nich z powodu pomówień i klątwy, która sprawiła, że ich winnica nie wydaje owoców od wielu lat. Inni mówią o demonach, lecz siostry zdają sobie sprawę, że to nie potwory czające się w ich umysłach są najgroźniejsze.
Gloria, Teresa i Verónica - każda na swój sposób była urocza, ale również dziwna i naznaczona przez błędy przodków. Wszystkie jednak łączyło to, jak dzielnie stawiały czoło przeciwieństwom i nie bały się podjąć ryzyka, by postawić się mężczyznom. Owszem, popełniały błędy, zwłaszcza Gloria, jednak dzięki temu potrafiłam wczuć się w ich historię. Bardzo łatwo się z nimi zżyłam i czułam ból lub radość, jakie przeżywały. I chyba z taką samą intensywnością nienawidziłam ich brata Rafaela, który był jak trucizna sącząca się w ranach. Muszę jednak przyznać, że każdy z bohaterów był bardzo dobrze skonstruowany i prowadzony z lekkością, ale również konsekwencją.
Reszta postaci stanowiła tło, ale bardzo różne, kolorowe i na pewno mroczne. Jednak doskonale napędzali akcję i determinowali poczynania sióstr.
Sama fabuła była mroczna, powolna i bardzo wciągająca. Trudno było się oderwać od tej książki, ale czasami musiałam robić sobie przerwy, bo miałam wrażenie, że autorka często aż do przesady dokładała siostrom. Lubię, kiedy postaci cierpią, jednak w "Córach ziemi" było tego naprawdę sporo, więc musiałam chwilę oderwać się od tego, ale dzięki temu wiem, że na długo zapamiętam trzy siostry.
Polecam, jeśli lubicie trudne, skomplikowane i wypełnione po brzegi tajemnicami historie. "Córy ziemi" nie są łatwe, nie każdemu przypadną one do gustu, ale naprawdę warto przeczytać. Autorka ma plastyczny, lekki styl, który pomimo ciężkiej fabuły, prowadzi nas przez winnice i bodegi, pozwalając nam poznawać sekrety, które ukryte były przed siostrami i przed czytelnikami.
Są takie historie, które trudno zapomnieć i "Córy ziemi" są jedną z nich. Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, nie spodziewałam się, że wywrze na mnie tak mocne wrażenie. Nie jest to łatwa i lekka opowieść, bo opowiada o niezwykłym heroizmie trzech bardzo odważnych i inteligentnych sióstr, które muszą walczyć o własne miejsce z uprzedzonymi i okrutnymi mężczyznami. Autorka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kiedy nie ma już nadziei… przychodzi miłość. Historia, którą przedstawia nam Emily Houghton jest przepiękna. Tagi umieszczone na okładce idealnie oddają tematykę powieści. Zaufaj. Kochaj. Żyj.
Dwójka głównych bohaterów poznaje się w szpitalu. Trzeba przyznać, że mało romantyczne miejsce. Do tego, oboje walczą o zdrowie i próbują poradzić sobie z rzeczywistością, która coraz głośniej puka do ich drzwi. Alice do czasu pożaru, który zmienił jej życie w piekło, była samowystarczalną singielką, która nie widziała niczego poza pracą. Alfie to wygadany optymista, który uwielbia kontakty z ludźmi, lecz po wypadku jego życie naznaczone zostaje bólem, z którym mimo wszystko próbuje sobie radzić. Każdy na oddziale rehabilitacyjnym wie, że to Alfie trzyma ich pozytywne nastawienie do walki z przeciwnościami losu. Jeżeli zatem ktokolwiek mógł dostać się do milczącej, ukrytej za parawanem nowej pacjentki, to właśnie Alfie.
Każdego dnia, krok po kroku dwoje pacjentów, którzy doświadczyli w swoim życiu tragedii, zbliża się do siebie. Stają się dla siebie nawzajem oparciem, pomimo tego, że nigdy się nie widzieli. Łączą ich słowa i traumatyczne przeżycia.
Powieść napisana jest w narracji trzecio osobowej, z dwóch perspektyw – Alfiego i Alice. Książka jest naprawdę wyjątkowa, przesiąknięta emocjami, cierpieniem, ale i optymizmem i miłością. Podczas lektury nie sposób dostrzec nici, jaka zaczyna łączyć Alice i Alfiego. Początkowo niedostępna, głęboko poraniona, nie tylko fizycznie, dziewczyna odnajduje w Alfiem przyjaciela. Stopniowo uczucia dwójki bohaterów pogłębiają się, aż staje się jasne – połączyła ich miłość. „Czasami nie trzeba widzieć – wystarczy poczuć”. Mimo tego, że zarówno pierwszo, jak i drugoplanowi bohaterowie książki przeżywają swoje tragedie, to jednak wyziera z tej powieści tak wiele spokoju, optymizmu i koniec końców, również radości, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. W pierwszym odruchu, po przeczytaniu ostatnich stron, dosłownie czułam się wyprana z wszelkich emocji. Czułam pustkę, ale taką dobrą, oczyszczającą. Jeżeli chcecie przeczytać niebanalnej książki, z głębią i emocjami, które przeszyją Was na wylot, to jest to idealna powieść dla Was. Ja jeszcze niejeden raz do niej wrócę. Mam nadzieję, że Wy również dacie się jej skusić. wink
Kiedy nie ma już nadziei… przychodzi miłość. Historia, którą przedstawia nam Emily Houghton jest przepiękna. Tagi umieszczone na okładce idealnie oddają tematykę powieści. Zaufaj. Kochaj. Żyj.
Dwójka głównych bohaterów poznaje się w szpitalu. Trzeba przyznać, że mało romantyczne miejsce. Do tego, oboje walczą o zdrowie i próbują poradzić sobie z rzeczywistością, która coraz...
Alice, choć niechętnie, przeprowadza się ze swoim chłopakiem Leo do nowego domu. Zamknięte osiedle, na którym mieszkają, wydaje się spokojne i z przemiłymi sąsiadami. Wszystko jednak się zmienia, gdy Alice odkrywa, że w jej domu została zamordowana kobieta - Nina. Wbrew zdrowemu rozsądkowi postanawia rozwiązać jej sprawę, ale jak się okazuje, nie będzie to łatwe. Na swej drodze napotyka milczenie i kłamstwa, a to nie wszystko.
Początkowo podchodziłam do tej książki z lekką obawą, ponieważ miałam za sobą już jedną książkę tej autorki i bardzo mnie zawiodła, lecz po kilku stronach zmieniłam zdanie.
Nie mogłam się od niej oderwać, ponieważ B.A. Paris zabrała mnie do świata pełnego tajemnic, niedomówień i wrogości, z którymi musiała mierzyć się Alice.
Bohaterka skradła moje serce, mimo że bywały momenty, w których mnie irytowała, bardzo mocno jej kibicowałam, a przy ostatnich stronach drżałam z niepokoju. Alice to wspaniała postać, która pokazuje nam, że ludzie mają wady, ale również zalety, o których zawsze warto pamiętać. Doskonale byłam prowadzona przez wątpliwości, które ją otaczały. Alice miała twardy charakter, który kazał jej rozwikłać zagadkę śmierci poprzedniej właścicielki, z którą czuła niezwykłą więź. Nie bała się oceniania i krytykowania, a także niechęci ze strony niektórych sąsiadów.
Kolejną postacią godną uwagi jest Leo. To człowiek, który miał sporo tajemnic, o których jego ukochana dowiadywała się powoli i w dość niezwykłych okolicznościach. Jego przeszłość sporo namieszała w uczuciach Alice, ale wydał mi się jednocześnie bardzo uroczy, ludzki, z tym strachem przed utratą ukochanej i racjonalnością.
W tej książce było sporo ciekawych postaci i każdy miał coś do powiedzenia na temat tego, co się wydarzyło kilkanaście miesięcy wcześniej w domu Alice i Leo. Myślę, że wszyscy pięknie się uzupełniali, dodawali kolejnych smaczków do śledztwa, aż czytelnik sam nie wiedział, w co wierzyć i kogo oskarżyć o morderstwo.
Sama fabuła zaskakiwała mnie niemal za każdym razem, nie spodziewałam się również plot twistu, który niemal uderzył mnie prosto w twarz. Autorka świetnie wprowadziła napięcie, które odpuściło dopiero na ostatniej stronie i sprawiło, że miałam dreszcze jeszcze długo po tym. To jest coś, czego brakowało mi w ostatnich książkach, które czytałam, dlatego bardzo dobrze bawiłam się przy lekturze “Terapeutki” i na pewno zamierzam sięgnąć po inne książki autorki.
Zdecydowanie polecam! Ta książka pochłonęła mnie tak bardzo, że specjalnie zarwałam dla niej noc, mimo że musiałam wstać wcześniej. Takie książki uwielbiam i zdecydowanie sięgnę po inne historie tej autorki.
Alice, choć niechętnie, przeprowadza się ze swoim chłopakiem Leo do nowego domu. Zamknięte osiedle, na którym mieszkają, wydaje się spokojne i z przemiłymi sąsiadami. Wszystko jednak się zmienia, gdy Alice odkrywa, że w jej domu została zamordowana kobieta - Nina. Wbrew zdrowemu rozsądkowi postanawia rozwiązać jej sprawę, ale jak się okazuje, nie będzie to łatwe. Na swej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-26
Na odludnej farmie ktoś morduje całą rodzinę. Policja jednak szybko podejmuje trop i odnajduje mordercę. Na tym można byłoby zakończyć książkę, ale właśnie dopiero wtedy zaczyna się śledztwo, skomplikowana gra, w której bierze również udział była detektyw Mila Vasquez. Kto tak naprawdę stoi za tym makabrycznym morderstwem i co wspólnego ma z tym pani detektyw?
Rzadko sięgam po kryminały, ale kiedy to robię, zawsze trafia mi się niesamowita książka. “Gra zaklinacza” wciągnęła mnie bez reszty, sprawiła, że weszłam w świat, który pokazał swoje mroczne i przerażające oblicze.
W tej książce plusy przeważają nad minusami. Bohaterowie, zwłaszcza Mila Vasquez, są świetnie skonstruowani, ze swoimi wadami i zaletami, słabościami oraz tajemnicami, które pewnie przerażą niejedną osobę. Akcja jest wyważona; zwalnia tam, gdzie powinna i odpowiednio przyspiesza, by poprowadzić czytelnika na sam koniec książki, pozbawiając go przy okazji tchu.
Autor w bardzo łatwy i przystępny sposób pokazuje kulisy śledztwa, które początkowo wydało się proste, lecz z biegiem czasu zamienia się w grę, w której trudno się połapać.
Minusem jest to, że “Gra zaklinacza” to trzeci tom serii “Mila Vasquez”, dlatego zachęcam do sięgnięcia po pierwszą, chociaż mnie nie przeszkadzała nieznajomość całej serii.
Myślę, że to jeden z lepszych kryminałów, jakie udało mi się na razie przeczytać. Do tej pory mam ciarki, gdy pomyślę o tym, co działo się na stronach “Gry zaklinacza”.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Albatros za udostępnienie książki. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy z serii i również zachęcam do tego innych czytelników.
Na odludnej farmie ktoś morduje całą rodzinę. Policja jednak szybko podejmuje trop i odnajduje mordercę. Na tym można byłoby zakończyć książkę, ale właśnie dopiero wtedy zaczyna się śledztwo, skomplikowana gra, w której bierze również udział była detektyw Mila Vasquez. Kto tak naprawdę stoi za tym makabrycznym morderstwem i co wspólnego ma z tym pani detektyw?
Rzadko...
"Światem rządzi przypadek, ale raz na jakiś czas wszystko idzie zgodnie z planem.
Niestety, nie tym razem…
Reacher jak zwykle podróżuje autobusem – przemierza Stany Zjednoczone bez konkretnego celu, usiłując nie wpakować się w kłopoty. Przerywa jednak podróż, by pomóc starszemu mężczyźnie, który pozostawiony samemu sobie bez wątpienia padłby ofiarą przestępstwa. Wiecie, co mówią o dobrych uczynkach… Teraz Reacher musi doprowadzić sprawę nowego znajomego do końca i wszystko naprawić. A zdarzyło się całkiem dużo.
Para starszych ludzi popełniła kilka poważnych błędów – w ich wyniku jest dłużna spore pieniądze grupie niebezpiecznych ludzi. Reacher szybko orientuje się, że właśnie stał się wrogiem numer jeden dwóch walczących o terytorium gangów – ukraińskiego i albańskiego.
Będzie musiał stawić czoło bandzie lichwiarzy, złodziei i zabójców. Pomoże mu w tym znudzona kelnerka, która wie nieco więcej, niż chce ujawnić. To będzie długa droga, zwłaszcza że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu...
Ale Reacher wierzy, że raz na jakiś czas sprawiedliwości staje się zadość.
Na wstępie muszę przyznać, że jeszcze nic nie czytałam od Lee Child'a. "Zgodnie z planem" było moim pierwszym spotkaniem z piórem autora. Główny bohater, nie jaki Jack Reacher również jest mi zupełnie obcy. Nie znam jego wcześniejszych przygód, ale już teraz mogę śmiało stwierdzić, że po przeczytaniu tej jednej części poczułam sympatię do naszego bohatera. W sumie, kto by go nie lubił. Facet z krwi i kości. Męski, odważny a przede wszystkim... wrażliwy. Wrażliwy na krzywdę zupełnie sobie obcych ludzi. Facet, który nie potrafi przejść obojętnie obok starszego pana, który lada moment zostanie napadnięty. Jack działa bez zastanowienia i od razu rusza mu z pomocą. Jednak chyba nie mógł przewidzieć, czym się ta- pozornie- jednorazowa pomóc skończy.
Jack trafia do cichego miasteczka, które z pozoru wydaje się spokojnie. Jednak, kiedy wejrzymy głębiej, dowiemy się, że porządek miasteczka ustalony jest przez dwa gangi: Ukraiński i Albański, a pomaga im w tym zorganizowana sieć wywiadowcza, która włada nowoczesną technologią. W tym samym czasie, kiedy Jack zjawiła się w miasteczku, jeden z gangów próbuje zwiększyć swoje terytorium i zdobyć klientów konkurencji. Trzeba zaznaczyć, że ich plan z całą pewnością nie będzie czysty a ich poczynania będą bezlitosne i brutalne. Walka będzie ostra, a powiedzenie "oko za oko, ząb za ząb" ma tutaj decydujące znaczenie. Ponoć tam, gdzie znajdzie się Jack Reacher to wybucha zamieszenie. Nie wiem, jak to było wcześniejszych powieściach Lee Child'a, ale tutaj faktycznie to zamieszenie było. Poza tym, wszystko z czasem wymknęło się spod kontroli i tak naprawdę nie wiemy już, kto z kim walczy i po której stronie stoi.
Muszę przyznać, że ciężko było mi się wkręcić w książkę. Z początku nawet dość płynnie mi szło czytanie, ale później- jak dla mnie- coś poszło nie tak. Nie wiem, być może spodziewałam się czegoś innego? Nieco mniej zbędnych opisów, a więcej akcji i lepszych dialogów? Ciężko stwierdzić, ale niestety książkę musiałam odkładać i wracać do niej po jakimś czasie. Sama fabuła była dość ciekawa, bo mamy naprawdę bardzo barwną główną postać. Jack'a, jako byłego komandosa, doświadczonego i kierującego się własnymi zasadami mężczyznę. Do tego jeszcze, jak już wyżej wspominałam, dość wrażliwego, którego boli krzywda innych. I to chyba najbardziej mnie w nim urzekło. Bo jako komandos w swoim życiu za pewnie widział wiele i gorszych rzeczy, a tutaj bez chwili wahania postanawia pomóc starszemu mężczyźnie. Bardzo mi się to podobało, że nie potrafił odejść i zostawić starszego małżeństwa na pastwę tych dwóch gangów.
Nie mówię, że jest to zła książka. Po prostu sięgając po "Zgodnie z planem" nie wiedziałam za bardzo, czego mogę się spodziewać. Jakoś bardziej typowałam, że Lee Child będzie piórem bardziej zbliżony do Cobena, choć nie wiem, czemu uparłam się tego założenia. Może dlatego czytanie szło mi opornie. Mimo wszystko uważam, że fanom autora kolejna część o Jacku przypadnie do gustu i jego losy będą śledzić z zapartym tchem. Mnie niestety ta książka nie porwała, choć fabułę miała dobrą."
"Światem rządzi przypadek, ale raz na jakiś czas wszystko idzie zgodnie z planem.
Niestety, nie tym razem…
Reacher jak zwykle podróżuje autobusem – przemierza Stany Zjednoczone bez konkretnego celu, usiłując nie wpakować się w kłopoty. Przerywa jednak podróż, by pomóc starszemu mężczyźnie, który pozostawiony samemu sobie bez wątpienia padłby ofiarą przestępstwa. Wiecie, co...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Można by pomyśleć, że mężczyzna, który kiedyś był po drugiej stronie barykady i stawał przed sądem, jako podejrzany o oszustwa, nie ma żadnych zasad. Można. Lecz nie wtedy, gdy mowa o Eddiem Flynnie. On je ma, a najważniejsza brzmi „reprezentować tylko niewinnych”.
Flynn wiele słyszał o sprawie hollywoodzkiego aktora Roberta Solomona. Nie on jeden, bo historia nagłośniona jest przez media. Według opinii publicznej Robert jest winny śmierci swojej żony i jej kochanka. Dlatego, gdy Flynn dostaje propozycję zasilenia szeregów obrony, początkowo odmawia. Nie zamierza bronić winnego bez względu na to, jak bardzo jest sławny oraz jak wielką sumę może za to zgarnąć.
Czytając tę pozycję, już od pierwszych stron można odnieść wrażenie, że jest się naocznym świadkiem tkania misternej sieci. I mimo że wie się, kto jest pająkiem (autor nie ukrywa, że to Joshua Kane i czytelnik ma szansę zapoznać się z dokładnym opisem jego poczynań), to nie ma się pojęcia, dlaczego zastawił on sieć. Zagłębiając się w historię, czuje się, że nie tylko sieć jest misterna, ale i cały plan. Od początku do końca. A co ciekawe ma się wrażenie, że MORDERSTWO TO DOPIERO POCZĄTEK ZABAWY.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Można by pomyśleć, że mężczyzna, który kiedyś był po drugiej stronie barykady i stawał przed sądem, jako podejrzany o oszustwa, nie ma żadnych zasad. Można. Lecz nie wtedy, gdy mowa o Eddiem Flynnie. On je ma, a najważniejsza brzmi „reprezentować tylko niewinnych”.
Flynn wiele słyszał o sprawie hollywoodzkiego...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Omg, to była naprawdę bardzo dobra książka. Dawno nic już nie czytałam od Cobena, to też zdążyłam już zapomnieć, jakim on jest niesamowitym mistrzem w pisaniu historii kryminalnych.
Zastanówcie się choć przez chwilkę, co byście zrobili, jako ojciec, bądź matka, gdyby wasza pierworodna córka, która nigdy nie sprawia wam kłopotów, nagle zaczęła staczać się na same dno. Przestaje chodzić na zajęcia, sięga po narkotyki i zaczyna spotykać się z podejrzanym typem, który jest dużo od niej starszy, aż w końcu odcina się od was grubym murem i ucieka z nim.
Bardzo spodobał mi się tutaj sposób, w jaki Coben przedstawił rozterki mężczyzny, który jest ojcem. Było to tak autentyczne, że aż łzy w oczach mi stanęły, kiedy czytałam jak Simon chodził do parku z nadzieją, że spotka Paige. Za wszelką cenę chciał ściągnąć z powrotem córkę do domu i raz na zawsze uwolnić ją od Aarona, który okazał się być dealerem narkotykowym. Nie zaprzestał nawet wtedy, kiedy jego żona została postrzelona w jednej z melin narkotykowej, gdzie oboje się udali w celu zasięgnięcia informacji na temat pobytu córki. Zrozpaczony mąż i ojciec, staje przed wyborem: trwać przy ukochanej żonie, która zapadła w śpiączkę, czy dalej odkrywać mroczne sekrety córki. Za namową szwagierki- jak się domyślacie- wybiera to drugie.
Z początku nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, bo w książce mamy dwa wątki. Pierwszy, to zniknięcie Paige po brutalnym zabójstwie Aarona i drugi, gdzie Ash i Dee Dee mordują mężczyzn na zlecenie. Do tego dochodzą wzmianki na temat tajemniczej sekty, do której należy Dee Dee. Wszytko to ze sobą tak genialnie się łączy, choć na pierwszy rzut oka wydaje nam się, że obie sprawy nie mają nic ze sobą wspólnego. Coben krok po kroku uchyla nam rąbka tajemnicy, a na ostatniej stronie przecieramy oczy ze zdumienia.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Omg, to była naprawdę bardzo dobra książka. Dawno nic już nie czytałam od Cobena, to też zdążyłam już zapomnieć, jakim on jest niesamowitym mistrzem w pisaniu historii kryminalnych.
Zastanówcie się choć przez chwilkę, co byście zrobili, jako ojciec, bądź matka, gdyby wasza pierworodna córka, która nigdy nie...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
O kim opowiadać będzie "Jego babeczka", zastanawiałam się od samego początku, odkąd tylko ujrzałam zapowiedź tej serii na naszym wydawniczym rynku. Zwłaszcza że opis niewiele zdradzał, a braci Chambersonów było tylko dwóch... Po przeczytaniu wszystko było jasne.
Tym razem w głównych rolach obsadzono Ryana - znanego już z poprzedniej części pracownika w cukierni Hailey - oraz Emily, utalentowaną artystkę, która właśnie otrzymała od losu szansę na spełnienie swoich marzeń, bowiem od stycznia ma rozpocząć studia na prestiżowej paryskiej uczelni. Ryan i Emily spotykają się przed Halloween za sprawą jedynego w swoim rodzaju Williama Chambersona. Ona prowadzi zajęcia dla seniorów w domu spokojnej starości, w którym przebywa babcia Hailey, żony Williama, a on organizuje właśnie imprezę halloweenową i poszukuje kogoś, kto specjalnie na tę okazję przygotuje plakaty oraz dekoracje. Mimo że miłosna historia zaczyna się teraz, to jednak los zetknął ich razem już dużo wcześniej, w szkole. Wtedy nie udało im się poznać smaku miłości. A jak będzie tym razem? Czy wykorzystają drugą szansę i pozwolą sobie na uczucie? Czy ma ono w ogóle rację bytu, skoro dzień wyjazdu do Francji nieuchronnie się zbliża?[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
O kim opowiadać będzie "Jego babeczka", zastanawiałam się od samego początku, odkąd tylko ujrzałam zapowiedź tej serii na naszym wydawniczym rynku. Zwłaszcza że opis niewiele zdradzał, a braci Chambersonów było tylko dwóch... Po przeczytaniu wszystko było jasne.
Tym razem w głównych rolach obsadzono Ryana -...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
O tym, że Stephen King jest pisarzem wyjątkowym, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Jego powieści sprzedały się w milionach egzemplarzy, a mnóstwo z nich doczekało się również swoich ekranizacji czy adaptacji. Ja zetknęłam się po raz pierwszy z twórczością mistrza grozy jeszcze w podstawówce, sięgając po „Miasteczko Salem”. Pamiętam wieczory spędzone na czytaniu tej powieści w ukryciu przed rodzicami. Do tej pory miło wspominam emocje, jakich dostarczyła mi lektura. Kolejne lata mijały, a styczność z książkami Kinga kończyła się różnie. Niektóre wywierały na mnie naprawdę duże wrażenie, przy innych lekko się nudziłam lub denerwowałam zakończeniem psującym mi odbiór całości. Dlatego do lektury „Instytutu” podeszłam pełna obaw. Na szczęście tym razem się nie rozczarowałam.
Akcja powieści rozkręca się powoli. Można powiedzieć, że prawdziwa uczta dla czytelnika zaczyna się nieco później. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron powoli wsiąkamy w specyficzny klimat. Kiedy dotarłam do mniej więcej setnej strony, zorientowałam się, że nie mogę oderwać się od lektury i kolejne kilkaset stron czytałam do późnej nocy, by jak najszybciej poznać rozwiązanie zagadki.
Głównym bohaterem „Instytutu” jest Luke, dwunastolatek wyróżniający się ponadprzeciętną inteligencją. Określenie go mianem geniusza nie będzie nadużyciem. Jednak nie tylko inteligencja sprawia, że chłopak jest wyjątkowy; posiada on zdolność telekinezy. Co prawda nawet sam nie zdaje sobie sprawy z tych rzadkich umiejętności, jednak przez tę właściwość trafia na celownik pewnej tajnej organizacji. Zostaje porwany i umieszczony w ukrytej gdzieś w lasach stanu Maine placówce, gdzie znajdują się dzieci podobne do niego. Razem z chłopakiem trafiamy w sam środek trwającego od wielu lat projektu, w którym wykorzystywane są dzieci posiadające zdolności telekinezy i telepatii.
Sam pomysł na fabułę nie jest może czymś odkrywczym. Ile razy przerabialiśmy w literaturze motyw dzieci o wyjątkowych zdolnościach, eksperymentów na ludziach, czy tajnych organizacji rządowych, sterujących światem. Jednak wartka akcja i wyszlifowany warsztat Kinga sprawiają, że otrzymujemy coś, co mocno wciąga czytelnika. Dodatkowym atutem jest główny bohater. Luke’a można łatwo polubić, utożsamić się z jego wyborami, odczuwać jego emocje i lęki, kibicować jego poczynaniom. Pozostałe postaci dziecięce również nie pozostawią czytelnika obojętnym. Wszystkie nad wiek dojrzałe, o odmiennych charakterach zapadają w pamięć, dzięki czemu niektóre sceny grają na naszych emocjach jeszcze silniej, a zakończenie pozostawia słodko-gorzki posmak. [...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
O tym, że Stephen King jest pisarzem wyjątkowym, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Jego powieści sprzedały się w milionach egzemplarzy, a mnóstwo z nich doczekało się również swoich ekranizacji czy adaptacji. Ja zetknęłam się po raz pierwszy z twórczością mistrza grozy jeszcze w podstawówce, sięgając po...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Istnieją książki, które trudno sklasyfikować lub krótko streścić. Do nich właśnie należy „Las zna twoje imię”. Zaczynając czytanie tej powieści, nie byłam właściwie pewna, czego się spodziewać. W jakimś stopniu oczekiwałam mrocznego thrillera paranormalnego z romansem w tle, dostałam natomiast coś wymykającego się schematom. Ale po kolei.
Akcja powieści rozpoczyna się pod koniec lat dwudziestych XX wieku w Hiszpanii. Jest to czas dużych rozwarstwień społecznych, a jednocześnie początek nadciągających przemian. Choć już wkrótce pozycja kobiet stanie się silniejsza, są jeszcze nadal traktowane jako dodatek do mężów. Na przestrzeni kolejnych stron i ukazywanych przez nie lat obserwujemy powolne zmiany zachodzące w świecie. Stajemy się świadkami sukcesywnego upadku świata, w którym dorastała bohaterka, a punktem kulminacyjnym staje się czas drugiej wojny światowej.
Do zalet „Las zna twoje imię”, poza tajemniczym, magicznym klimatem, zaliczyć można sposób zbudowania przez autorkę postaci, których losy śledzimy na kartach powieści. Uwagę zwraca przede wszystkim wyrazista kreacja głównej bohaterki. Estrella od samego początku jest postacią niejednoznaczną, wewnętrznie skonfliktowaną. Z siostrą bliźniaczką łączy ją wyjątkowa więź: kochają się, a równocześnie są swymi największymi rywalkami. Zdawałoby się, że od początku ciąży nad nimi fatum, żyją w cieniu samobójczej śmierci babki i przepowiedni, według której jedna z nich zginie przed swymi piętnastymi urodzinami.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Istnieją książki, które trudno sklasyfikować lub krótko streścić. Do nich właśnie należy „Las zna twoje imię”. Zaczynając czytanie tej powieści, nie byłam właściwie pewna, czego się spodziewać. W jakimś stopniu oczekiwałam mrocznego thrillera paranormalnego z romansem w tle, dostałam natomiast coś wymykającego się...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Muszę przyznać, że „Jej wisienki” to moim zdaniem część jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki, czyli „Jego banana”, którego już miałam przyjemność dla Was recenzować. Sama nie wierzę, że to piszę – jak być może zapewne większość z Was, cierpię na syndrom pierwszego tomu, czyli ze wszystkich serii opowiadających o innych bohaterach, jakie do tej pory dane było mi przeczytać, to właśnie do premierowych odsłon i ich bohaterów mam największy sentyment i pałam największą miłością.
W „Jej wisienkach” poznajemy historię Williama, starszego brata Bruce’a – bohatera „Jego banana” – i tego zdecydowanie bardziej wyluzowanego, oraz Hailey, właścicielki niewielkiej piekarni, która mimo przepysznych i zdecydowanie wartych każdego centa słodkości, boryka się z finansowymi problemami.
Teraz krótko o fabule: Jak już wspomniałam, Hailey jest właścicielką piekarni. Uwielbia piec, przyrządzać i dekorować słodkości, a także wymyślać coraz to nowe. Oprócz tego, że codziennie mierzyć się musi z kłopotami finansowymi, jakie spadają na jej głowę jeden po drugim, to jeszcze, mając dwadzieścia pięć lat, jej wisienki do tej pory nie zostały zerwane… Do czasu, aż pojawia się William, który nie dość, że za te wisienki zapłacił, to jeszcze ukradł jej bukiecik. I tak zaczyna się cała historia… [...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Muszę przyznać, że „Jej wisienki” to moim zdaniem część jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki, czyli „Jego banana”, którego już miałam przyjemność dla Was recenzować. Sama nie wierzę, że to piszę – jak być może zapewne większość z Was, cierpię na syndrom pierwszego tomu, czyli ze wszystkich serii opowiadających o...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Kryminał na najwyższym poziomie. To pomyślałam, gdy skończyłam czytać powieść Stuarta Turtona „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”. Książka wciąga i zwodzi czytelnika aż do samego końca. Jednocześnie napisana pięknym językiem, który sprawia, że nie chce się od niej odrywać.
„Jestem w czyśćcu i nie wiem nic o grzechach, które mnie tu przywiodły.”
Historia przedstawiona została z punktu widzenia Aidena Bishopa, choć on sam nie pamięta kim jest, ani jak się nazywa. Poznajemy głównego bohatera w chwili, gdy ucieka przed mordercą, mając na ustach jedno imię – Anna. Nie wie, co się stało, ani w jaki sposób znalazł się w lesie. Jednak uczucie strachu o nieznaną mu kobietę oraz poczucie zagrożenia ze strony przemykającego zarośla cienia, sprawia, że biegnie przed siebie, aż trafia na potężną rezydencję. Gdy dociera do posiadłości Blackheath, z przerażeniem odkrywa, że znalazł się w ciele innego człowieka…
„‒ Był pan lekarzem – prostuje. – Potem kamerdynerem, dzisiaj playboyem, jutro bankierem. Żaden z nich nie jest pańskim prawdziwym obliczem ani pańską prawdziwą osobowością. Tych został pan pozbawiony, kiedy wkroczył pan do Blackheath, i zostaną panu zwrócone dopiero wówczas, gdy opuści pan tę posiadłość.”
Każdego dnia, nasz bohater budzi się jako inny mieszkaniec Hardcastle. By wydostać się z koszmaru, Aiden ma jedno zadanie – dowiedzieć się, kto zabił Evelyn Hardcastle nim wybije północ siódmego dnia. Nie będzie to łatwe, gdyż przeszkadzać mu będzie pewien lokaj. Morderstwo Evelyn to także nie jedyna tajemnica, jaka drąży to przeklęte miejsce. Kolejne dni przynoszą nowe informacje, coraz bardziej szokujące, by w finale, wręcz zmrozić krew w żyłach zarówno bohaterów powieści, jak i czytelników.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Kryminał na najwyższym poziomie. To pomyślałam, gdy skończyłam czytać powieść Stuarta Turtona „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”. Książka wciąga i zwodzi czytelnika aż do samego końca. Jednocześnie napisana pięknym językiem, który sprawia, że nie chce się od niej odrywać.
„Jestem w czyśćcu i nie wiem nic o...
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Kryminał na najwyższym poziomie. To pomyślałam, gdy skończyłam czytać powieść Stuarta Turtona „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”. Książka wciąga i zwodzi czytelnika aż do samego końca. Jednocześnie napisana pięknym językiem, który sprawia, że nie chce się od niej odrywać.
„Jestem w czyśćcu i nie wiem nic o grzechach, które mnie tu przywiodły.”
Historia przedstawiona została z punktu widzenia Aidena Bishopa, choć on sam nie pamięta kim jest, ani jak się nazywa. Poznajemy głównego bohatera w chwili, gdy ucieka przed mordercą, mając na ustach jedno imię – Anna. Nie wie, co się stało, ani w jaki sposób znalazł się w lesie. Jednak uczucie strachu o nieznaną mu kobietę oraz poczucie zagrożenia ze strony przemykającego zarośla cienia, sprawia, że biegnie przed siebie, aż trafia na potężną rezydencję. Gdy dociera do posiadłości Blackheath, z przerażeniem odkrywa, że znalazł się w ciele innego człowieka…
„‒ Był pan lekarzem – prostuje. – Potem kamerdynerem, dzisiaj playboyem, jutro bankierem. Żaden z nich nie jest pańskim prawdziwym obliczem ani pańską prawdziwą osobowością. Tych został pan pozbawiony, kiedy wkroczył pan do Blackheath, i zostaną panu zwrócone dopiero wówczas, gdy opuści pan tę posiadłość.”
Każdego dnia, nasz bohater budzi się jako inny mieszkaniec Hardcastle. By wydostać się z koszmaru, Aiden ma jedno zadanie – dowiedzieć się, kto zabił Evelyn Hardcastle nim wybije północ siódmego dnia. Nie będzie to łatwe, gdyż przeszkadzać mu będzie pewien lokaj. Morderstwo Evelyn to także nie jedyna tajemnica, jaka drąży to przeklęte miejsce. Kolejne dni przynoszą nowe informacje, coraz bardziej szokujące, by w finale, wręcz zmrozić krew w żyłach zarówno bohaterów powieści, jak i czytelników.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość recenzji na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Kryminał na najwyższym poziomie. To pomyślałam, gdy skończyłam czytać powieść Stuarta Turtona „Siedem śmierci Evelyn Hardcastle”. Książka wciąga i zwodzi czytelnika aż do samego końca. Jednocześnie napisana pięknym językiem, który sprawia, że nie chce się od niej odrywać.
„Jestem w czyśćcu i nie wiem nic o...
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Tym razem zacznę od okładki, bowiem to, jak wiele pracy włożoną w nią, jest godne podziwu. A to, co okala treść „Mam na imię jutro” jest wręcz magiczne i przyciągające wzrok. Mnie również chwyciła za literackie serce a to, co znajduje się od wewnętrznej strony sprawiło, iż jeszcze głębiej weszłam w historię o psie, który przez długie lata swego życia niestrudzenie poszukiwał dawnego przyjaciela. Niewątpliwie na uwagę zasługuje zarówno kolorystyka, jak i niejako „streszczenie” powieści poprzez zamieszczone na okładce grafiki. W centrum wszystkiego, jest oczywiście nasz Czempion.
„Nadciągają szare chmury, zaczyna się robić chłodniej, przepada wiosenny nastrój. Czuję się jak idiota, bo spędziłem tu tyle czasu, wierząc, że dziś wydarzy się coś cudownego. Dlaczego po tylu latach miałoby się to stać właśnie dzisiaj?”
Pewnego zimowego wieczoru w Wenecji, w roku 1815, mężczyzna zostawia swojego psa pod katedrą i każe mu na siebie czekać. Jeżeli kiedykolwiek się zgubią, właśnie w tym miejscu, na schodach katedry mają się ponownie odnaleźć. Jednak mijają lata, a pan się nie pojawia, lecz pies zaczyna wyczuwać zapach jego odwiecznego wroga…
„Vilder siedzi pośród żołnierzy niczym olbrzymia wrona i ukradkiem znów wyjmuje butelkę z balsamem, upija łyk i chowa ją do kieszeni, W tle wznosi się wielka kopuła katedry. Mojej katedry. Każda cząstka ciała, każdy mięsień, ścięgno i włos drżą mi z niepewności, pozostaję jednak na miejscu.”
Już na początku dowiadujemy się, iż czekający na swego pana pies odbył podróż przez wiele żywotów. Historia rozpoczyna się od niejako ostrzeżenia. Kiedy to na brzeg wypływa ciało kuriera wzięte przez chwilę omyłkowo za człowieka, przed którym zdaje się, iż pan Czempiona ucieka. Niedługo jednak spotykają Vildera, człowieka, który może mieć związek ze zniknięciem pana. Postać ta będzie nam towarzyszyć niemal przez całą powieść, gdyż wyczuwszy jej zapach, nasz Czempion wraz z kumplem Sporco wyruszają jego tropem. Może on, bowiem doprowadzić psa do swojego pana.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Tym razem zacznę od okładki, bowiem to, jak wiele pracy włożoną w nią, jest godne podziwu. A to, co okala treść „Mam na imię jutro” jest wręcz magiczne i przyciągające wzrok. Mnie również chwyciła za literackie serce a to, co znajduje się od wewnętrznej strony sprawiło, iż jeszcze głębiej weszłam w historię o psie,...
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Już dość sporo czasu upłynęło od kiedy czytałam czysty kryminał, nie zawierający domieszek innych gatunków. I cóż, trochę brakowało mi tego dreszczyku emocji, rozwiązywania zagadek tajemniczych zbrodni. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po niedawną premierę od wydawnictwa Albatros. Czy było warto?
„Wszystko, co kochasz, zostanie ci odebrane.”
David Raker, kiedyś dziennikarz, teraz jest specjalistą w rozwiązywaniu spraw beznadziejnych. Potrafi zdziałać cuda tam, gdzie nawet policja jest już bezradna. Z tego też względu zostaje poproszony o pomoc przez wyrzuconego ze służby funkcjonariusza, który jest jego znajomym. Colm Healy nie spocznie póki nie zdoła rozwiązać zagadki morderstwa młodej kobiety i jej dwóch córek, nawet jeśli może przy tym narazić własne życie.
David Raker jest pewnie dość dobrze znany fanom kryminałów, ponieważ „To, co zostaje” jest już szóstą pozycją z cyklu książek o rozwiązywanych przez niego sprawach.
Przypadł mi do gustu budowany przez autora klimat suspensu i naprzemienna narracja, która wprowadzała spore urozmaicenie, dodając też nieco fałszywych tropów. Weaver, tak jak ma w zwyczaju, rozpoczął akcję niepozornie, stawiając za punkt wyjścia nierozwiązane morderstwo, którego sprawca wydawał się nieuchwytny, a motyw nieistniejący. Z biegiem zdarzeń autor dołączał do swej sieci kolejne nitki, tkając pajęczynę o dużo większym zasięgu. Właśnie za to cenię dobrze skonstruowane kryminały, kiedy razem z bohaterami odkrywamy kolejne powiązania i zależności, wpadając na trop większego spisku.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Już dość sporo czasu upłynęło od kiedy czytałam czysty kryminał, nie zawierający domieszek innych gatunków. I cóż, trochę brakowało mi tego dreszczyku emocji, rozwiązywania zagadek tajemniczych zbrodni. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po niedawną premierę od wydawnictwa Albatros. Czy było warto?
„Wszystko, co...
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Książki Johna Grishama to jedne z najlepszych kryminałów i thrillerów prawniczych jakie czytałam. Uwielbiam je i zaczytuję się w nich, gdy tylko mam okazję. W „Wezwaniu” autor jednak skupia się nie tyle na prawie, co na pieniądzach oraz specyfice ludzkiej natury w związku z tym, co większość z nas pożąda – bogactwa.
Nieuleczalnie chory, emerytowany sędzia wiedzie samotny żywot w ogromnym domu. Dwaj synowie, Ray oraz Forest, od wielu lat nie dogadują się z ojcem, który w dość oschły sposób ich traktował. Pewnego dnia, czując zbliżający się koniec jego podróży po tym ziemskim padole, wzywa swych potomków do miejsca ich dzieciństwa.
„Ray pomyślał, że ojciec zapewne przywita ich w czarnych spodniach i białej koszuli z małymi dziurkami wypalonymi przez żarzący się tytoń z fajki, ale wykrochmalonej, bo zawsze takie nosił. (…) I z pewnością nie będzie czekał na synów na tarasie, lecz zasiądzie przy biurku w gabinecie, pod wielkim portretem generała Forresta. Będzie chciał sprawiać wrażenie zajętego pracą, nawet w niedzielne popołudnie, jakby ich przyjazd do domu wcale nie był taki ważny.”
Historia opowiedziana została w narracji trzecioosobowej, z punktu widzenia Raya, starszego brata, wykładowcy prawa na uniwersytecie w Wirginii. Kiedy przybywa do rezydencji ojca, zastaje go martwego. Mimo iż nie rozpacza nadmiernie, czuje się nieswój, jednocześnie ciesząc się, że to nie Forest, który boryka się z wieloma nałogami, znalazł zmarłego. Do czasu przybycia brata, Ray przegląda rzeczy sędziego. Natrafia na testament, w którym ojciec podzielił majątek pomiędzy synów po połowie. Nie dziwi go, iż został ustanowiony jego wykonawcą, bowiem jako jedyny, można uznać, że „wyszedł na ludzi”.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość opinii na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Książki Johna Grishama to jedne z najlepszych kryminałów i thrillerów prawniczych jakie czytałam. Uwielbiam je i zaczytuję się w nich, gdy tylko mam okazję. W „Wezwaniu” autor jednak skupia się nie tyle na prawie, co na pieniądzach oraz specyfice ludzkiej natury w związku z tym, co większość z nas pożąda –...
całość na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Do sięgnięcia po „Jego banana” Penelope Bloom zachęciła mnie przede wszystkim okładka – trzeba przyznać, że w większości przypadków to ona decyduje, czy po daną książkę sięgniemy, czy też nie. Prosta, niewyszukana, a przy tym bardzo sugestywna i wymowna, tak bardzo różni się od okładek, które spotkać możemy na naszym rynku. Po tej książce naprawdę nie spodziewałam się niczego więcej, jak tylko lekkiego, niezbyt wymagającego romansu. I można powiedzieć, że się nie pomyliłam. Każdy z nas czasem potrzebuje przeczytać jakiegoś „odmóżdżacza” między cięższymi lekturami, aby nabrać równowagi.
Jest to historia dziennikarki, Natashy, która po licznych, nic nieznaczących zleceniach, wreszcie otrzymuje szansę, aby wybić się i zrobić poważną, żurnalistyczną karierę. Musi tylko znaleźć haki na współwłaściciela topowej firmy marketingowej Galleon Enterprises, Bruce’a Chambersona. W tym celu zgłasza się tam na staż. No i po ogromnej wtopie, jaką jest zjedzenie Bruce’owi jego tytułowego banana, co najdziwniejsze, tę posadę dostaje.
Pomysł na historię był bardzo ciekawy, lecz czuję się nie do końca usatysfakcjonowana tym, co zaserwowała autorka. W dużej mierze za sprawą głównej bohaterki. Natasha Flores jest opisywana tutaj jako osoba tak okropnie pechowa, że przyznam szczerze, czasami zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe, by komukolwiek przytrafiały się aż tak niefortunne rzeczy. Całe jej życie to pasmo porażek, a ona sama jest chodzącym nieszczęściem. Według mnie jest to bardzo mocno przerysowane.[...]
https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
całość na https://niegrzecznerecenzje.blogspot.com
Do sięgnięcia po „Jego banana” Penelope Bloom zachęciła mnie przede wszystkim okładka – trzeba przyznać, że w większości przypadków to ona decyduje, czy po daną książkę sięgniemy, czy też nie. Prosta, niewyszukana, a przy tym bardzo sugestywna i wymowna, tak bardzo różni się od okładek, które spotkać możemy na naszym...
Lisa Gardner stworzyła powieść, która jest jednocześnie przerażająca, szokująca ale i fascynująca raz wciągająca. Naprawdę nie odłożycie jej do ostatniej strony, by dowiedzieć się jak skończy się historia Flory, która przeżyła piekło. Ono jednak się nie skończyło z chwilą uwolnienia z rąk porywacza... Ta historia pokazuje, jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, by przetrwać, a jednocześnie jak bardzo i na jak wiele sposobów można zniszczyć osobowość. Polecam Wam tę powieść z całego zaczytanego serducha. ❤️
Lisa Gardner stworzyła powieść, która jest jednocześnie przerażająca, szokująca ale i fascynująca raz wciągająca. Naprawdę nie odłożycie jej do ostatniej strony, by dowiedzieć się jak skończy się historia Flory, która przeżyła piekło. Ono jednak się nie skończyło z chwilą uwolnienia z rąk porywacza... Ta historia pokazuje, jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, by...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to