-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2019-12-29
2019-12-22
Długo przyszło mi czekać na kolejny tom etnokryminałów małżeństwa Kuźmińskich. Ponad dwa lata to szmat czasu ale teraz po skończeniu ,,Mary" jestem pewna, że warto było. Kuźmińscy po raz kolejny udowodnili starą prawdę, że na to co dobre trzeba poczekać.
Autorzy kolejny raz na warsztat biorą trudne tematy związane z trudną, skomplikowaną historią Małopolski. Tym razem ich celem staje się Dąbrowa Tarnowska i jej żydowskie oblicze.
O ile we wcześniejszych tomach to Anka Serafin była wyraźnie na pierwszym planie, to teraz zdecydowanie aktywniejszy i ważniejszy jest Sebastian Strzygoń. To na podwórku byłego domu jego dziadków zostaje znaleziony szkielet. Początkowa sensacja szybko się rozwiewa gdy okazuje się, że szkielet jest stary, a sprawa szybko zostaje umorzona przez prokuraturę. Bastianowi zagadka nie daje spokoju, zaczyna wraz z pomocą Anki prywatne śledztwo, które odsłania inne, trudniejsze, bardziej skomplikowane oblicze spokojnej Dąbrowy. Przywołuje dawne demony. Gdy w niewielkim odstępie czasu dochodzi do zabójstwa a na dawnej synagodze pojawiają się dziwne zapisy, Strzygoń zaczyna podejrzewać, że wszystkie te sprawy są powiązane i komuś bardzo mocno zależy aby prawda nie została odkryta.
,,Mara" to kolejny etnokryminał, który pochłania, zachwyca i zmusza do myślenia, odsłaniając niewygodne historie i burząc zmowy milczenia. Tym razem tym o czym chciałoby się zapomnieć są Żydzi jako sąsiedzi, współmieszkańcy miast, miasteczek, wiosek. Kiedyś byli, potem przyszedł Hitler i znikli. A razem z ich zniknięciem zapanowała cisza. Nikt nie zadawał pytań, nikt nie wspominał, nikt nie mówił. Jakby ich nie było. Powieść próbuje zburzyć ten mur. To nie tylko świetnie zbudowana powieść kryminalna, ale to także głos zza światów przypominający o tym co było, a co nawet wyparte oddziałuje na współczesnych. ,,Mara" to powieść o odkrywaniu własnych korzeni, próbie poradzenia sobie z przeszłością.
Dla mnie etnokryminały Kuźmińskich to pewniak. Wyróżniają się świetnie budowanym tłem historyczno-antropologiczno-społecznym, bardzo wyrazistymi, skomplikowany bohaterami oraz akcją, która wciąga i zapada w pamięć. Ale także pomagają zrozumiećskomplikowane relacje małomiasteczkowe - odsłaniają ich drugie dno. Są tak prawdziwie realistyczne, że ma się wrażenie, że rozgrywają się gdzieś obok, tu i teraz. I to jest w tym najlepsze!
Długo przyszło mi czekać na kolejny tom etnokryminałów małżeństwa Kuźmińskich. Ponad dwa lata to szmat czasu ale teraz po skończeniu ,,Mary" jestem pewna, że warto było. Kuźmińscy po raz kolejny udowodnili starą prawdę, że na to co dobre trzeba poczekać.
Autorzy kolejny raz na warsztat biorą trudne tematy związane z trudną, skomplikowaną historią Małopolski. Tym razem ich...
2019-12-01
Był przełom XX i XXI wieku, miałam kilkanaście lat i z tego okresu pamiętam serię artykułów w czasopismach, nawet tych kolorowych, skierowanych głównie do kobiet, poświęconych Kazimierzowi Domańskiemu i wydarzeniom jakie rozgrywały się od początku lat 80-tych w Oławie. Byłam wtedy nastolatką, niespecjalnie wnikającą w szczegóły ale kwestia objawień i rozdźwięk pomiędzy Domańskim a Kościołem katolickim na wiele lat utkwiła mi w pamięci. Teraz, wiele lat później sięgnęłam po powieść Łukasza Orbitowskiego ,,Kult" luźno nawiązującą do wydarzeń jakie rozegrały się w Oławie.
,,Kult" ma formę spowiedzi. Rolę narratora przejmuje brat fikcyjnego Hanryka Hausnera, który twierdzi, że na działkach objawia mu się Matka Boska. Zbyszek Hausner jest fryzjerem, w starodawnym tego słowa znaczeniu. Uprawia fach, pozwalający na ciągłą obecność z i pomiędzy ludźmi. Dzięki temu może z bliska, wręcz namacalnie obserwować to co jego brat wywołał w tysiącach ludzi. Zbyszek, chociaż najbliżej wydarzeń, pozostaje sceptyczny ale dzięki temu jego opowieść jest bardziej rzeczowa, konkretna, momentami trochę cyniczna. Jego ciągłą troska o brata, pośrednie zaangażowanie w jego działalność,nie przysłania obrazu, z którego wyłania się obraz smutnych, szarych lat osiemdziesiątych, w które nagle wkracza coś innego, niezwykłego, coś co burzy schematy, wykracza poza ramy i daje ludziom coś ponad rządowe normy, partyjną propagandę - daje nadzieję.
,,Kult" to przede wszystkim portret ludzi. Orbitowski kontrastuje swoich bohaterów. Naprzeciw wierzącego, natchnionego Henryka stają niedowierzający brat Zbyszek, próbujący jak najwięcej ugrać pan Bolo, podporządkowany i słaby ksiądz Romek, partyjniak Waldek, ubek Longin. Różne postawy, różne ścieżki ale pokazują wiele uniwersalnych prawd. Same objawienia schodzą na drugi plan przesłonięte przez zupełnie ludzkie zachowania. Czasem heroiczne i natchnione ale głównie małostkowe, skupione na sobie, podporządkowane egoistycznym celom. Ale to także opowieść o szarych, smutnych czasach, które zostały zakłócone przez nagły wybuch religijności burzący świat jaki chciała zbudować partia rządząca.
Orbitowski nie próbuje udowadniać tezy czy objawienia były prawdziwe czy nie. Pokazuje całe spektrum ludzkich zachowań, motywów. Osłania wnętrze człowieka, wybebesza emocje i zmusza do zastanowienia, co jest ważne, ile siły i determinacji tkwi w ludziach ale i jak łatwo ich porwać i pociągnąć za sobą. Siłą jego powieści jest właśnie człowiek i dzięki temu ta powieść staje się tak uniwersalna w swej wymowie.
Był przełom XX i XXI wieku, miałam kilkanaście lat i z tego okresu pamiętam serię artykułów w czasopismach, nawet tych kolorowych, skierowanych głównie do kobiet, poświęconych Kazimierzowi Domańskiemu i wydarzeniom jakie rozgrywały się od początku lat 80-tych w Oławie. Byłam wtedy nastolatką, niespecjalnie wnikającą w szczegóły ale kwestia objawień i rozdźwięk pomiędzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-21
Ken Follett, którego znam ma dwa oblicza: albo pisze monumentalne powieści historyczne, które mnie trochę przerażają i do których nadal się zbieram albo świetne, dynamiczne powieści sensacyjno-przygodowe, z wątkami szpiegowskimi. Z zasady ,,Skandal z Modiglianim" ma wpisywać się w ten drugi schemat. Ma to być powieść sensacyjna, której tłem jest sztuka a przede wszystkim artystyczny i marszandowski światek. Autor chciał trochę obśmiać hipokryzję jaka rządzi tym środowiskiem i pokazać, że horrendalne ceny są tylko skutkiem pychy, snobizmu i megalomanii. Temu celowi miała posłużyć opowieść spleciona z kilku wątków, które krzyżują się wokół zaginionego i nieznanego wcześniej obrazu Modiglianiego.
Powieść Folleta to w zamiarze książka trochę prześmiewcza, trochę łamiąca schematy, trochę naginająca ustalone reguły gatunku. Łączy w sobie wiele wątków, porusza wiele tematów i chociaż znajdują one swoje (prawie) logiczne uzasadnienie w finale to trudno nie mieć wrażenia, że to chaotyczna mieszanina wszystkiego. Są i zdrady, i pościgi, napady, oszustwa. Na tak krótką powieść ilość przewijających się postaci jest zastraszająca. Wszystko to budzi tylko w czytelniku poczucie zagubienia i bezsensu. Przypomina to głupie skecze komediowe, w których ktoś chodzi, potyka się, przewraca, wstaje ale totalnie nie wiadomo dlaczego i po co. Jedyny wniosek jaki można wyciągnąć to, taki, że świat ,,wielkiej" sztuki jest bezsensowny i stworzony tylko po to by zarabiali na nim handlarze a nie artyści.
,,Skandal z Modiglianim" mnie rozczarował. Oczekiwałam przygody, napięcia, zaskoczenia, zagadek. A tutaj nic takiego nie ma. Cały suspens powieści rozwiązuje się całkowicie poza czytelnikiem a zamiast tego na pierwszy plan wysuwa się niepotrzebny i całkowicie oderwany od głównego pomysłu wątek. Jedyny plus, że szybko się to czyta i jest stosunkowo krótkie bo w przeciwnym przypadku byłaby to absolutna strata czasu.
Ken Follett, którego znam ma dwa oblicza: albo pisze monumentalne powieści historyczne, które mnie trochę przerażają i do których nadal się zbieram albo świetne, dynamiczne powieści sensacyjno-przygodowe, z wątkami szpiegowskimi. Z zasady ,,Skandal z Modiglianim" ma wpisywać się w ten drugi schemat. Ma to być powieść sensacyjna, której tłem jest sztuka a przede wszystkim...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-14
Są powroty i kontynuacje, na które czeka się z niecierpliwością. Jednym z takich powrotów była dla mnie kontynuacja ,,Ciszy Białego Miasta", która zachwyciła mnie na początku tego roku. ,,Rytuały Wody" to druga cześć trylogii kryminalnej rozgrywającej się w Vitorii, w kraju Basków.
Kraken dochodzi do siebie po dramatycznym starciu z mordercą do jakiego doszło w finale pierwszej części. Stracił głos, jest odsunięty od pracy w policji a dodatkowo jego życie osobiste dosyć mocno się skomplikowało - ukochana Alba informuje go o ciąży, nie wie jednak, kto jest ojcem dziecka: on czy jej były mąż. Marazm w jaki wpadł Unai burzy wiadomość o dziwnym morderstwie. W górach zostaje odkryte powieszone ciało ciężarnej kobiety. Ofiara okazuje się być dawną znajomą Unaia. Śledztwo, które się rozpocznie sugeruje, że ofiar może być więcej oraz w jakiś sposób wszystko będzie łączyć się z przeszłością i życiem osobistym Krakena.
,,Rytuały wody" mają swój klimat, który idealnie wpasował się w moje oczekiwania. Uwielbiam gdy sprawa nie toczy się tylko tu i teraz ale sięga głębiej i odkrywa znacznie więcej. A dokładnie tak jest w tym przypadku. To sprawa, która łączy w sobie mnóstwo kulturalnych i historycznych odniesień, odsłaniając nowe oblicze kraju Basków ale przede wszystkim głęboko sięga w życie bohaterów. Unai i jego przyjaciele zostają pokazani od zupełnie nowej strony. To co się wydarzyło pogłębia ich portret psychologiczny, pokazuje ich motywy oraz dużo mówi o ich emocjach, wartościach, celach. Te wszystkie elementy jeszcze wyraźniej podkreśla nieuchwytne zagrożenie jakie wkrada się w sam środek ustalonych relacji. Zaczynają się podejrzenia, wychodzą na jaw sekrety i zmienia się cała dynamika. Ma się wrażenie, że zabójca jest gdzieś obok, trzeba tylko połączyć wątki, których jest tak wiele, że zadanie wydaje się wręcz karkołomne.
,,Rytuały wody" to także powieść, która porusza dosyć mocno temat rodziny i rodzicielstwa. Poza swoją warstwą czysto kryminalną, zwraca uwagę na drobne szczegóły, pozwalające odróżnić dobrą rodzinę od tej ze skłonnościami do patologii. Jest swoistą przestrogą i ostrzeżeniem.
Drugi tom nie ustępuje w niczym ,,Ciszy Białego Miasta". Nadal mamy to co najlepsze klimat, akcję, zagadkę oraz wyrazistych, nieszablonowych bohaterów. Teraz pozostaje tylko czekać na finalny, trzeci tom wieńczący trylogię. Ja już nie mogę się doczekać.
Są powroty i kontynuacje, na które czeka się z niecierpliwością. Jednym z takich powrotów była dla mnie kontynuacja ,,Ciszy Białego Miasta", która zachwyciła mnie na początku tego roku. ,,Rytuały Wody" to druga cześć trylogii kryminalnej rozgrywającej się w Vitorii, w kraju Basków.
Kraken dochodzi do siebie po dramatycznym starciu z mordercą do jakiego doszło w finale...
2019-11-04
Do pisarza Jozefa Kariki zgłasza się młody mężczyzna Igor M. Chłopak skończył niedawno studia ale problemy ze znalezieniem stałej pracy w wyuczonym zawodzie zmuszają go podjęcia zajęcia jako pomoc na budowie. Jednym z zadań jakiego się podjął było uprzątnięcie starej willi, która niegdyś była szpitalem psychiatrycznym. Tam jego ciekawość budzi sejm, w którym znajduje akta Waltera Fischera. Człowiek ten pod koniec lat 30-tych XX wieku zaginął na ponad trzy miesiące w paśmie gór Trybeczu. Chłopak zaintrygowany przesłuchaniem Fischera zaczyna własne śledztwo internetowe i odkrywa, że do podobnych zdarzeń dochodziło już wcześniej. Nie wie jednak, że już wkrótce on sam wraz ze znajomymi da się wplątać w coś znacznie większego i mroczniejszego.
Nie należę do osób, które się boją gdy czytają. Tak czasem pojawia się dreszczyk emocji, czasem czuje narastające napięcie, czasem się przestraszę ale się nie boję. Grozę i strach budzi we mnie to gdzie nie umiem znaleźć racjonalnej i logicznej granicy między tym co jest na kartach powieści a tym co znam i odnajduje w rzeczywistości mnie otaczającej. Jozef Karika zdaje się o tym doskonale wiedzieć bo w swoje powieści doskonale zaciera granicę między fikcją a realnym światem. Sięga po prawdziwe, udokumentowane wydarzenia, które bardzo łatwo znaleźć i zweryfikować i na ich podstawie buduje nową, groźną, przerażającą rzeczywistość. Łamie granicę między tym co jest doskonale znane a tym, czego sobie nie uświadamiamy. To już nie jest zwykłe, bezpieczne otoczenie, to nie jest środowisko, które zapewnia nam relaks i odpoczynek - teraz nabiera nowego, niebezpiecznego wydźwięku i staje się zagrożeniem. Budzi niepokojące pytania, tworzy dyskomfort, budzi i strach i niepewność, burzy ustalony ład.
,,Szczelina" przeraża bo nie jest łatwo i bez wahania powiedzieć, że jest to tylko fikcja literacka. Tak, racjonalnie, wiemy że wyobraźnia autora zadziałała. Użył doskonałych środków stylistycznych i literackich oraz dzięki zastosowanej formie zbudował bardzo realistyczny przekaz. Pseudo reporterska narracja sprawdza się wręcz po mistrzowsku. Ale to tylko powieść. A potem pojawiają się myśli, że są realnie odnotowane przypadki, że są wiarygodni świadkowie, że przecież świat nadal skrywa wiele tajemnic... I to rozmycie granic budzi strach i najbardziej przeraża. Bo może naprawdę cisza ma oczy?
Do pisarza Jozefa Kariki zgłasza się młody mężczyzna Igor M. Chłopak skończył niedawno studia ale problemy ze znalezieniem stałej pracy w wyuczonym zawodzie zmuszają go podjęcia zajęcia jako pomoc na budowie. Jednym z zadań jakiego się podjął było uprzątnięcie starej willi, która niegdyś była szpitalem psychiatrycznym. Tam jego ciekawość budzi sejm, w którym znajduje akta...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-02
Oczywiście, że pierwszym skojarzeniem, z pojęciem ,,Laponia" jest Święty Mikołaj i jego renifery. Wiem, to bardzo stereotypowe i zupełnie nieprawdziwe wyobrażenie. Bo chociaż Mikołaj zamieszkał w Laponii to zrobił to w latach 70-tych XX wieku jako wyrób marketingowy ale przynajmniej renifery były tam od zawsze. Laponia to nie maleńki kawałek Finlandii, Laponia to potężne terany rozciągające się pomiędzy czterema państwami skandynawskimi. To terany, które od wieków zamieszkiwały właśnie renifery i ich właściciele - Saamowie.
Reportaż Marty i Adama Biernatów trudno nazwać relacją z podróży. Dużo lepiej pasuje kompendium wiedzy o Laponii i Lapończykach. Właściwie nie czuć tam obecności autorów zamiast tego dostajemy zebrany i wyselekcjonowany zbiór ciekawostek, wierzeń, legend oraz relacji opisujących ten region i jego mieszkańców. Autorzy zebrali w jedną całość wszystkie najważniejsze i najbardziej charakterystyczne informacje z różnych źródeł i spakowali wszystko w jedną całość. Jest trochę o języku, tradycji, pochodzeniu Saamów. O tym jak budują więzi społeczne, czym się zajmują i zajmowali przez wieku, jest o ich podejściu do pór roku, jest sporo legend i wierzeń. I chociaż samo w sobie to wszystko jest ciekawe i odsłania zupełnie nowe oblicze tego fascynującego regionu to czegoś zabrakło mi w tej relacji. Chyba brakło mi takiego prawdziwego zachwytu i zainteresowania. Wszystko jest tak poprawne i idealne, że brakuje tam miejsca na własne odkrycia, własne spojrzenie, brakuje trochę świeżości - w zasadzie wszystko to powtórzenie czegoś co już wcześniej ktoś powiedział, co ktoś inny zebrał.
,,Laponia. Wszystkie imiona śniegu" to interesująca książka ale skierowana do kogoś kto szuka tylko podstawowych informacji o regionie. Nie wychodzi ona zbytnio ogólne informacje, które każdy prawdziwie ciekawy znajdzie w internecie. Jej największym plusem jest to, że zbiera wszystkie te wiadomości w jedną, spójną całość. Z pewnością warto od tej książki zacząć a potem samemu dalej kontynuować poszukiwania wiedzy o tym fascynującym regionie i zamieszkujących go plemionach.
Oczywiście, że pierwszym skojarzeniem, z pojęciem ,,Laponia" jest Święty Mikołaj i jego renifery. Wiem, to bardzo stereotypowe i zupełnie nieprawdziwe wyobrażenie. Bo chociaż Mikołaj zamieszkał w Laponii to zrobił to w latach 70-tych XX wieku jako wyrób marketingowy ale przynajmniej renifery były tam od zawsze. Laponia to nie maleńki kawałek Finlandii, Laponia to potężne...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-30
Czy istnieje coś co było w stanie zapewnić dobrobyt wszystkim ludziom na świecie? Z pewnością wskazówką byłoby przemówienie, które na ogólnoświatowym szczycie gospodarczym ma wygłosić znany i ceniony noblista. Niestety ginie on w drodze na szczyt w Berlinie a tekst przemowy znika w tajemniczych okolicznościach. Od tego momentu jedyny świadek wypadku znajdzie się w niebezpieczeństwie i zostanie wplątany w grę, która sięga bardzo daleko.
,,Chciwość" to czwarta wydana w Polsce powieść znanego austriackiego pisarza Marca Elsberga. Jest to jednak moje pierwsze z nim spotkanie, które niestety nie pozwala mi jednoznacznie przekonać się do autora. Jako punkt wyjścia do swojej powieści traktuje społeczne niepokoje wywołane przez potęgujące się nierówności finansowe, gospodarcze, społeczne. Na tej kanwie tworzy rozdarty protestami, manifestacjami obraz Berlina gdzie przybywają najpotężniejsi by obradować na szczycie gospodarczym. Tak realistyczne i dobrze znane tło staje się planem, na którym rozegra się szaleńczy wyścig mający na celu zdemaskowanie zła, odzyskanie ,,formuły na dobrobyt" oraz uświadomienie ogółu, że zmiana sytuacji jest możliwa.
Powieść zaczyna się intrygująco i niepokojąco. Ważne społeczne tematy połączone z sensacją, tajemnicą i niebezpieczeństwem wydają się dobrym zestawem by mogło z tego wyjść coś co zapadnie w pamięć i wzbudzi niepokój. I tak jest przez pewien czas, szczególnie w pierwszej połowie książki gdzie autor narzuca typowe, szybkie, sensacyjne tempo. Są pościgi, zagrożenie, ucieczka oraz mnożą się kolejne pytania. Druga połowa zostaje zdominowana przez wyjaśnienia natury finansowo-gospodarczej. Akcja prawie umiera zastąpiona naukowymi dywagacjami. I chociaż mają one ogromne znaczenie dla wyjaśnienia całej istoty powieści to dla laika (albo przynajmniej czytelnika nakierowanego na rozrywkę) są męczące. Tylko silne poczucie poznania finalnego rozwiązania może zachęcać do kontynuowania lektury i dotarcia do finału.
,,Chciwość" to powieść bardzo nierówna. Z jednej strony dobry pomysł, niezłe wykonanie, ubranie w szaty thrillera ważnych społecznych tematów, z drugiej za dużo teorii, przez co rozmywa się akcja. Nie umiem odpowiedzieć czy to tylko lekki kiks w dorobku autora ale chyba sięgnę po inne jego książki aby się o tym przekonać i jeszcze raz dać mu szansę.
Czy istnieje coś co było w stanie zapewnić dobrobyt wszystkim ludziom na świecie? Z pewnością wskazówką byłoby przemówienie, które na ogólnoświatowym szczycie gospodarczym ma wygłosić znany i ceniony noblista. Niestety ginie on w drodze na szczyt w Berlinie a tekst przemowy znika w tajemniczych okolicznościach. Od tego momentu jedyny świadek wypadku znajdzie się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-25
Nie tak dawno temu czytałam fabularyzowany reportaż Johna Krakauera ,,Wszystko za życie" poświęcony Chrisowi McCandlessowi. Chłopak porzucił zwyczajne życie by ŻYĆ. Wtedy pisałam, że reprezentuje on postawę, której nie rozumiem chociaż po cichu podziwiam. Powieść ,,W drodze" Jack Kerouaca wpisuje się w podobny schemat, także opowiada o szaleńczej pogoni za wolnością, szczęściem, przygodą, miłością.
Główny bohaterem, początkujący pisarz Sal Paradise razem z przyjacielem Deanem Moriarty'm przemierza Stany Zjednoczone w latach tuż po zakończeniu XX-ej wojny światowej. Świat i Stany dochodzi do siebie a bohaterowie wyruszają w szaleńczą eskapadę, która tak naprawdę nie ma jednoznacznego celu. Chcą przeżyć przygodę, doświadczyć czegoś innego, łapać dzień, bawić się i gonić za złudnymi uczuciami. Ich wyprawa to jedno wielkie szaleństwo, dyktowane przez impulsy i nagle podrygi, nacechowane brakiem odpowiedzialności, lekkomyślnością i zupełnym egoizmem. Bohaterowie pakują się w kłopoty, szaleją, piją i kochają do upadłego nie zwracając zupełnie uwagi na innych ani na to, że ich działania mogą ranić innych.
W pewien sposób rozumiem, dlaczego ta powieść cieszy się statusem kultowej. Mówi o czymś, co gdzieś podskórnie tkwi w każdym z nas. Nie ważne jak odpowiedzialni jesteśmy, jak terminowo płacimy rachunki, jak regularnie odwiedzamy lekarza, jak dokładnie planujemy przyszłość. W każdym z nas tkwi pragnienie by choć raz rzucić wszystko za siebie, wsiąść w samochód i nie oglądać się na nic. Każdy choć przez chwilę chciałby poczuć wiatr we włosach, wierzyć że zawsze znajdzie się miejsce gdzie można się przespać i coś zjeść. Po prostu żyć i nic nie planować, bawić się i wiecznie szukać swojego miejsca na ziemi. Ta powieść obrazuje te naiwne marzenia w najbardziej pierwotnej formie. Można nad nimi tylko uśmiechnąć się z politowaniem lub zdenerwować, że ktoś pozwala na wydawanie takich bzdur. Ale można też z perspektywy fotela przez chwilę poczuć ten zew, który pcha szaleńczych marzycieli w świat a potem po prostu otulić się kocem i pomyśleć, że zwykłe, proste życie też ma swoje plusy.
Nie tak dawno temu czytałam fabularyzowany reportaż Johna Krakauera ,,Wszystko za życie" poświęcony Chrisowi McCandlessowi. Chłopak porzucił zwyczajne życie by ŻYĆ. Wtedy pisałam, że reprezentuje on postawę, której nie rozumiem chociaż po cichu podziwiam. Powieść ,,W drodze" Jack Kerouaca wpisuje się w podobny schemat, także opowiada o szaleńczej pogoni za wolnością,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-24
,,Żmijowisko" to emocjonujący i wciągający thriller. Już od pierwszych stron czuć, że w tej opowieści tkwi coś więcej, że nic nie jest takie jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Ta opowieść o grupie trzydziestokilkulatków, którzy jak co roku spotykają się na wspólnych wakacjach chowa tak wiele wzajemnych uraz, niedopowiedzeń, niedokończonych historii, że staje się tykającą bombą. Mamy przeczucie, że musi tam się coś stań, coś co zburzy pozorną równowagę i wyzwoli nagromadzone emocje. Gdy więc znika z obozowiska córka jednej z par a rok później jej ojciec wraca w to samo miejsce by wznowić poszukiwania napięcie sięga zenitu.
Wojciech Chmielarz wskrzesił iskrę napięcia, niepokoju i zagrożenia już na początku powieści, potem ją tylko skutecznie potęgował. Idealnie uchwycił całą gamę sprzecznych uczuć, emocji, niepokojów i wzajemnych niesnasek pomiędzy bohaterami, dzięki czemu po mistrzowsku stopniuje napięcie. Trzyma w niepewności aż do ostatnich stron, cały czas sprawiając, że to co się po drodze dowiadujemy nabiera nowego znaczenia znacząco wpływa na rozwój postaci. A postaci są niejednoznaczne, wielowymiarowe, targają nimi przeróżne emocje, skrywają swoje sekrety ale jedno jest pewne - gdzieś wśród nich jest osoba, która wie co stało się z Adą.
,,Żmijowisko" zaskoczyło mnie na wielu płaszczyznach. Z pewnością nie spodziewałam się polskiego thrillera, który aż tak skutecznie wbiłby mnie w fotel i gdzie tak niecierpliwie czekałabym na rozwiązanie. Ale to nie tylko thriller, to także wielowymiarowa powieść o ludziach i ich słabościach: zazdrości, mściwości, okrucieństwie, nienawiści, skrywanych miłościach i zawiedzionych nadziejach. Przez to obraz jaki prezentuje Chmielarz jest pełny i niejednoznaczny ale i bardziej intrygujący. Dokładnie taki jakiego oczekuje się od naprawdę dobrego thrillera.
,,Żmijowisko" to emocjonujący i wciągający thriller. Już od pierwszych stron czuć, że w tej opowieści tkwi coś więcej, że nic nie jest takie jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Ta opowieść o grupie trzydziestokilkulatków, którzy jak co roku spotykają się na wspólnych wakacjach chowa tak wiele wzajemnych uraz, niedopowiedzeń, niedokończonych historii, że staje...
2019-10-19
Opowieść zawarta w powieści ,,Niewierność. Uwikłani w historię" nie może mi przestać chodzić po głowie od momentu gdy zaczęłam ją czytać. Zresztą ta historia wydarzyła się naprawdę i jest doskonałym przykładem na to jak bardzo skomplikowane i niejednoznaczne w ocenie są koleje ludzkiego życia.
Bohaterami jest trójka ludzi: Ruta, Jakub/Janusz i Krystyna uwikłanych na ponad sześćdziesiąt lat w dziwny układ. Żyją razem, chociaż osobno w relacji, która zarówno jest specyficznym uczuciem połączonym z wiernością i lojalnością, ale także bolesną zdradą i tragicznym rozdzieleniem. Wspólnie współistnieją, żyją i współżyją, dzielą radości i tragedie ale równocześnie każde z nich ma swój świat: skrywany i mający pozostać tajemnicą. Ich życie dodatkowo determinuje Wielka Historia: najpierw wojna, potem lata odbudowy kraju, rozwijający się socjalizm by wreszcie dotrzeć do gwałtownych przemian przełomu lat 80 i 90-tych XX wieku. Namacalnie czuć te momenty gdy subtelna równowaga relacji pomiędzy bohaterami bywa zachwiana przez to co dzieje się na zewnątrz.
,,Niewierność" zostawiła mnie z potężnym mętlikiem myśli i pytań. Ta opowieść wywołuje całe mnóstwo pytań i wątpliwości natury moralnej i społecznej. Bo o ile początek jest banalny i oklepany do bólu: żonaty mężczyzna spotyka i zakochuje się w innej młodszej by wkrótce nawiązać z nią romans, to dalszy ciąg jest trudny, nieoczekiwany i chyba zupełnie niezrozumiały dla współczesnego odbiorcy. Bo jak można być tak niewiernym a za razem tak bardzo wiernym? Jak można decydować się na taki układ? Co jest silniejsze miłość czy poczucie obowiązku i lojalności? Gdzie jest granica, która rozdziela to co powinno się od tego co się chce? Obecnie, w czasach gdy związki szybko powstają i szybko się rozpadają, to co prezentują bohaterowie się swoistym ewenementem. Jest dowodem na to, że można postawić kogoś ponad siebie ale jednocześnie zachowując się egoistycznie.
Myślę, że historię bohaterów można interpretować na różne sposoby. Można ich podziwiać za upór, trwanie, oddanie, prawdziwą miłość ale można i potępiać za to samo. Można się z nimi nie zgadzać, można mieć nadzieję, że samemu po części trafi się na kogoś tak oddanego. Jednego jednak nie można - nie można wobec nich przejść obojętnie. Nie da się ze spokojem zamknąć książki i odłożyć jej na półkę. Ta historia żyje, żyła, pulsuje emocjami, targa wątpliwościami, zachwyca i sprawia, że się wściekamy. I przede wszystkim uczy, że raz podjęte decyzje mają swoje konsekwencje, z którymi trzeba żyć, które trzeba przyjąć. Nie da się łatwo uwolnić od tego czego się podjęło i o czym się mniej lub bardziej świadomie zdecydowało.
Gorąco polecam bo to książka warta przeczytania!
Opowieść zawarta w powieści ,,Niewierność. Uwikłani w historię" nie może mi przestać chodzić po głowie od momentu gdy zaczęłam ją czytać. Zresztą ta historia wydarzyła się naprawdę i jest doskonałym przykładem na to jak bardzo skomplikowane i niejednoznaczne w ocenie są koleje ludzkiego życia.
Bohaterami jest trójka ludzi: Ruta, Jakub/Janusz i Krystyna uwikłanych na ponad...
2019-10-15
,,Wąż z lasu cedrowego" to drugi tom przygód Gabora Horthy'ego, nauczyciela akademickiego zafascynowanego demonologią, którego poznaliśmy w ,,Denarze dla szczurołapa". Przyznam, że ten europejski Indiana Jones przypadł mi do gustu i z niecierpliwością czekałam na kontynuację jego przygód.
Akcja powieści skupia się wokół niezwykłego projektu, który pragnie zrealizować pewien bogaty i ekscentryczny brytyjski milioner. W Libanie chce stworzyć biblijne zoo - miejsca gdzie zbierze wszystkie zwierzęta wymienione w Biblii oraz wszelkie powiązane z nimi artefakty. Projekt ambitny ale już od pierwszych jego chwil czuć, że dzieje się tam coś więcej. Zaczynają się rozgrywać tajemnicze wydarzenia a gdy dochodzi w końcu do śmierci, pojawia się niepokojąca myśl, że miejsce i przedsięwzięcie może być przeklęte. Jedną z osób, która podejmuje się zbadania tego co dzieje się w Libanie jest poznany w pierwszym tomie Włoch Andrea i to właśnie on ściąga Gabora. Razem zmierzą się z tajemnicami jakie skrywa Biblijne Zoo.
Prawie tak mocno jak nie mogłam doczekać się kontynuacji tak teraz jestem rozczarowana. Temat był elektryzujący i od razu nasuwał mi skojarzenie z serią ,,Poszukiwacze" Luisa Montero Manglano i moim ulubionym serialem ,,Supernatural". Wydawało mi się, że to wszystko to taki ewidentny samograj - interesujące połączenie przygody, tajemnicy, historii oraz elementów wyciągniętych z tajemnych i wymarłych wierzeń, szczególnie, że autor także jest specjalistą w swojej dziedzinie oraz że bardzo dobrze wystartował w pierwszej części. No i przyznam, że tutaj także początek jest z przytupem. Tajemnicze zdarzenia, dziwne zrządzenia losu, nieoczekiwane przypadki - wydawało by się mogło, że to powolne budowanie klimatu i wstęp do przygody, która zapadnie w pamięć. Ale tak naprawdę to wszystko. Prawdziwego napięcia starcza zaledwie na pierwszą połowę a potem jest już tylko poprawnie i nudno. I nawet mogłabym zaakceptować zakończenie gdyby do niego prowadził jakiś dramatyczny zwrot akcji, coś co rozwaliłoby całą intrygę. A tutaj autor próbował zaszokować - w sumie nie wiem po co, bo jedna z najbardziej tragicznych scen tuż przed finałem, jest absolutnie niepotrzebna - ale robił to bezcelowo i miałam wrażenie, że jest to na siłę wpychane.
,,Wąż z lasu cedrowego" miał potencjał, tylko trochę się on rozmył. Główny wątek powieści szybko stracił na dramaturgii a próba wyciśnięcia czegoś więcej z powiązania z akcją znaną z pierwszej części też niespecjalnie wyszła. Nie wiem z czego to wynika, może z pośpiechu ? Mam jednak nadzieję, że kolejne części, jeśli powstaną, będą lepsze, bardziej zaskakujące i udowodnią, że to tylko wypadek przy pracy.
,,Wąż z lasu cedrowego" to drugi tom przygód Gabora Horthy'ego, nauczyciela akademickiego zafascynowanego demonologią, którego poznaliśmy w ,,Denarze dla szczurołapa". Przyznam, że ten europejski Indiana Jones przypadł mi do gustu i z niecierpliwością czekałam na kontynuację jego przygód.
Akcja powieści skupia się wokół niezwykłego projektu, który pragnie zrealizować...
2019-10-06
Wydawać by się mogło, że cały świat się tylko całuje. Całują zakochani, całują rodzice dzieci, całujemy na powitanie, pożegnanie, całujemy by okazać szacunek... Ile ludzi, tyle wariacji ale czy można z tego wyciągnąć jakieś jednoznaczne, wspólne wnioski? Otto F. Best, historyk literatury i były wykładowca na University of Maryland podchodzi do zadania bardzo ambitnie próbując prześledzić historię kultury aby pokazać jaką rolę odgrywał i odgrywa pocałunek.
,,Historia pocałunku" to lekko, z gawędziarskim zacięciem opowiedziana historia ludzkości, gdzie na pierwszy plan wysuwa się właśnie pocałunek. Autor zaczyna od jego pierwotnych, biologicznych uwarunkowań by potem iść dalej i pokazywać jak zmieniał się jego odbiór i interpretacja. Stara się prześledzić najważniejsze dzieła literackie zaczynając od Biblii, Iliady, utworów z Bliskiego Wschodu, przez dzieła średniowieczne, renesansowe aż po oświeceniowe i romantyczne, kierując się ku współczesności. Wszędzie szuka opisów pocałunków i próbuje je interpretować tak by pokazać jego rolę i znaczenie. Nie koncentruje się tylko na romantycznym wymiarze całowania. Pokazuje jego znacznie szerszą i bogatszą symbolikę. Bo pocałunek może mówić o przywiązaniu, trosce, może być wyrazem zdrady, może nieść z sobą deklarację poddaństwa. Także ważne jest kto, kiedy i gdzie całuje.
,,Historia pocałunku" to lektura pasjonująca. Zawiera ogrom kulturowych i literackich odniesień ale podanych w bardzo przystępnej formie. Autor bardzo logicznie uporządkował swoją pracę, przechodząc od zagadnień najbardziej pierwotnych i oczywistych do tych coraz bardziej symbolicznych, nadających zagadnieniu nowy wymiar i poprzez to mocniej zakorzenionych w kulturze. Ta praca to niezwykła wędrówka przez historię kultury i literatury, mówiąca sporo o zmieniających się formach, spojrzeniu i traktowaniu pocałunku. Aż trudno uwierzyć, że coś tak banalnego ma tak ogromny ładunek kulturowy i tak mocno wpływa na naszą podświadomość i decydowało o rozwoju całego społeczeństwa.
Wydawać by się mogło, że cały świat się tylko całuje. Całują zakochani, całują rodzice dzieci, całujemy na powitanie, pożegnanie, całujemy by okazać szacunek... Ile ludzi, tyle wariacji ale czy można z tego wyciągnąć jakieś jednoznaczne, wspólne wnioski? Otto F. Best, historyk literatury i były wykładowca na University of Maryland podchodzi do zadania bardzo ambitnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-27
Chyba nikt, kto twierdzi, że książki są jego pasją, nie może powiedzieć, że nigdy nie słyszał o tej książce. Pierwsze zdanie ,,Imię moje: Izmael" jest wręcz kultowe i przewija się przez literaturę i ...amerykańskie seriale dla młodzieży. Chyba każdy wie, że Moby Dick to biały wieloryb, na którego poluje opętany pragnieniem zemsty kapitan. Ale jednak czymś innym jest znać książkę ze słyszenia, z przekazów, z odniesień a czym innym samemu się z nią zmierzyć.
Pierwszy tom ,,Moby Dicka" to zaledwie wprowadzenie i powolne budowanie klimatu. Poznajemy narratora, Izmaela, który wyrusza kierowany magnetycznym przyciąganiem oceanu na swój pierwszy rejs statkiem wielorybniczym. Zaciąga się na okręt, którego kapitanem jest Ahab, szaleniec, który stracił jedną nogę w starciu z białym wielorybem i od tego momentu jego celem jest zabicie go.
Właściwą fabułę pierwszego tomu można streścić w zaledwie kilku zdaniach. Dużo miejsca zajmują tutaj rozważania budujące klimat powieści oraz zanurzające czytelnika w klimat dziewiętnastowiecznych statków wielorybniczych. Dokładnie opowiada o zwyczajach, hierarchii i ludziach, który decydują się porwać na takie szaleństwo. Ale to nie tylko dokładna powieść faktograficzna. Ma ona także swoje drugie, bardziej metaforyczne odbicie. Autor dużo miejsca poświęca by przygotować odbiorcę na spotkanie z Moby Dickiem (które w pierwszym tomie jeszcze nie następuje). Snując bardzo dokładne rozważania próbuje ustalić czym dokładnie jest lub może być kaszalot - zwierzęciem, mitycznym Lewiatanem, ułudą, wszechobecnym złem? Jego opowieść to naukowe relacje, zasłyszane opowieści, morskie mity czy niepotwierdzone plotki. Jednak budują napięcie... Na razie nic się nie stało, jeszcze panuje spokój, właściwie kapitan Ahab w ogóle nie udziela się w powieści ale czuć napięcie, wiemy, że coś w końcu musi się wydarzyć..
Przede mną jeszcze drugi tom ale jestem już zaintrygowana. Jak na razie zachwycam się klimatem i powolnym stopniowaniem emocji. Mam wrażenie, że zbieramy podwaliny na coś większego i bardziej przejmującego. Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.
Chyba nikt, kto twierdzi, że książki są jego pasją, nie może powiedzieć, że nigdy nie słyszał o tej książce. Pierwsze zdanie ,,Imię moje: Izmael" jest wręcz kultowe i przewija się przez literaturę i ...amerykańskie seriale dla młodzieży. Chyba każdy wie, że Moby Dick to biały wieloryb, na którego poluje opętany pragnieniem zemsty kapitan. Ale jednak czymś innym jest znać...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-21
Grupa znajomych spotyka się po latach w domu jednego z nich. Kiedyś połączyły ich szaleństwa młodości ale potem każde wybrało zupełnie inną drogę. Phillip został architektem, ma wspaniały dom, piękną żonę i cudowną córkę i to właśnie on jest gospodarzem spotkania. Zaprasza Leonie - sfrustrowaną i niestabilną psychicznie przedszkolankę, niespełnionego i wiecznie aspirującego pisarza Timo oraz szaloną hipiskę Yasmin. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to grupa pełna sprzeczności i tylko patrzeć gdy wybuchnie wewnątrz niej jakiś konflikt. I tak się dzieje: sierpniowej nocy dochodzi do masakry w wyniku której giną trzy osoby a jedna zapada w śpiączkę.
,,Dom mgieł" to historia przedstawiona nie jako od tyłu. Już od pierwszych stron znamy rezultat tej nocy. Poznajemy ją razem z reporterką, która próbuje odtworzyć do dokładnie stało się w tym domu. Kobieta nie wierzy, że wydarzenie które się tam rozegrały są tak proste i przejrzyste jak przedstawiają je policyjne raporty dlatego zaczyna własne śledztwo i próbuje dotrzeć do tych, którzy mieli jakikolwiek związek z rozgrywającymi się na wyspie wydarzeniami. Krok po kroku zbliża się do prawdy i zaczyna widzieć wszystko w zupełnie nowym świetle. Prosty wynik jaki przedstawiło oficjalne śledztwo nabiera nowych odcieni, niuansów, znaczeń. Pojawiają się fakty skrzętnie chowane przez wiele lat i okazuje się, że zwykłe spotkanie po latach ma zupełnie inny kontekst niż można się spodziewać.
Przyznaję, że książka ma dwa główne haczyki, które intrygują i napędzają ciekawość. Po pierwsze choć od pierwszych stron wiemy, że w masakrze zginęły trzy osoby i jedna zapadła w śpiączkę to długo nie wiemy kim są ofiary. Śledząc akcję pojawiają się wskazówki a razem z nimi przypuszczenia i teorie ale dopiero finał odsłania prawdziwe fakty i jest co najmniej szokujący. I chyba to bardziej intryguje niż klasyczne szukanie sprawcy i motywu. Ciekawa jest też historia z przeszłości pojawiająca się w tle. Buduje napięcie i zahacza o uniwersalne motywy nieuniknionej sprawiedliwości, która wcześniej czy później musi nadejść.
Eric Berg zaintrygował, przykuł uwagę i zaskoczył. Nie jest to może thriller specjalnie zapadający w pamięć ale przez chwilę może zapewnić mocny zastrzyk adrenaliny i sprawić, że w napięciu będzie oczekiwać się na finał.
Grupa znajomych spotyka się po latach w domu jednego z nich. Kiedyś połączyły ich szaleństwa młodości ale potem każde wybrało zupełnie inną drogę. Phillip został architektem, ma wspaniały dom, piękną żonę i cudowną córkę i to właśnie on jest gospodarzem spotkania. Zaprasza Leonie - sfrustrowaną i niestabilną psychicznie przedszkolankę, niespełnionego i wiecznie aspirującego...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-16
Melduję wykonania zadania. Samochód wybuchł i to już w pierwszym rozdziale. Chyba takiego tempa u Stephanie Plum jeszcze nie obserwowaliśmy. Cóż.. takie życie łowcy nagród. Czasem samemu biega się za NS, szuka go i wyciąga z najbardziej parszywej dziury a czasem zupełnie przypadkowo wpada się na kogoś a potem na ciebie polują. Tak, tak.. Tym razem to Stephanie jest celem. Poluje na nią Gang Zabójców. A gdy dodamy to tego wieczne niezdecydowanie w związku z Morrellim, krążącego w okolicy Komandosa, siostrę, które planuje ślub i całą ferajnę nieszablonowych postaci zamieszkujących Grajdoł to jedno jest pewne - dobra zabawa gwarantowana.
Chociaż to już dziesiąty tom przygód szalonej Śliwki to czyta się to równie dobrze jak każdy wcześniejszy. Lekki styl, szybkie tempo, nieskończona komedia pomyłek, dwóch przystojniaków kręcących się wokół bohaterki oraz jej wręcz legendarna umiejętność pakowania się w największe możliwe kłopoty. Fakt, dużo schematów, powtarzalności, grania na tych samych motywach i wyciągania absurdów ale czyż właśnie za to nie kochamy tę serię. No i przecież najważniejsze Komandos odsłonił skrawka tajemnicy związanej ze swoim życie i co? On ma gosposię!! Wizerunek twardziela stał się bardziej .. uroczy. Ale przecież każdy może mieć swoje tajemnice :)
Melduję wykonania zadania. Samochód wybuchł i to już w pierwszym rozdziale. Chyba takiego tempa u Stephanie Plum jeszcze nie obserwowaliśmy. Cóż.. takie życie łowcy nagród. Czasem samemu biega się za NS, szuka go i wyciąga z najbardziej parszywej dziury a czasem zupełnie przypadkowo wpada się na kogoś a potem na ciebie polują. Tak, tak.. Tym razem to Stephanie jest celem....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-15
Tsunami, które nawiedziło Japonię w marcu 2011 to już w ujęciu ogólnoświatowym zamierzchła przeszłość. Przez chwilę świat zamarł, gdy nastąpiła awaria w elektrowni atomowej w Fukushimie, przez chwilę współczuliśmy... Ale to było tylko chwile, które już odeszły w przeszłość, zostały zastąpione przez kolejne niusy, dramaty, sensacje, kolejne kataklizmy, wypadki.. kto w ogóle by je liczył? I gdy świat coraz bardziej zapomina, Japonia, a szczególnie dotknięte katastrofą rejony, nie zapominają. Żyją w cieniu śmierci, uczą się z nią współistnieć, próbując ją zaakceptować i po swojemu oswoić (jakkolwiek dziwnie to brzmi).
Reportaż Katarzyny Boni to trzy wyraźnie podzielone części, których osią jest tsunami. Pierwsza koncentruje się na samym żywiole i ludziach, którzy je doświadczyli. Mówi o tym co utracili, o próbie pogodzenia się z utratą domu, bliskich, spróbowania przystosowania się do miejsca, gdzie tsunami może, i z pewnością, jeszcze się powtórzy. Druga część jest osnuta wokół katastrofy w elektrowni atomowej. Przypomina to co działo się w Czarnobylu - walkę z nieokiełznaną materią, próbę zapanowania nad nią, a potem szukanie sposobu by poradzić sobie ze skażeniem i promieniowaniem. Chociaż autorka próbuje zachować japoński spokój i pokazać to bardzo metodyczne i racjonalne podejście to cały czas problem i ludzkie dramaty wychodzą na wierzch i wręcz krzyczą. Ostatnia, najkrótsza część to opis warsztatów jakie prowadzone są w Tokio uczące oswajania i przygotowania się na śmierć.
Tsunami jakie nawiedziło Japonię odsłoniło zupełnie inne oblicze Kraju Kwitnącej Wiśni. To już nie jest radosny, egzotyczny kraj - to kraj cierpiący w milczeniu, boleśnie doświadczony, mniej lub bardziej świadomy tego, że zagrożenia oraz następująca po nim śmierć jest wszechobecna i nieunikniona. To kraj, który pod zaplanowanym, metodycznym działaniem chce schować ból, dramat, cierpienie. To kraj, który ma potężny problem ekologiczny, którego nie uda się naprawić za życia jednego pokolenia. Wydobycie i pokazanie tych wszystkich zagadnień z pewnością nie było łatwe ale ważne, że udało się nakreślić zarys problemów i pozwolono dojść do głosu tym, o których się już zapomina.
Tsunami, które nawiedziło Japonię w marcu 2011 to już w ujęciu ogólnoświatowym zamierzchła przeszłość. Przez chwilę świat zamarł, gdy nastąpiła awaria w elektrowni atomowej w Fukushimie, przez chwilę współczuliśmy... Ale to było tylko chwile, które już odeszły w przeszłość, zostały zastąpione przez kolejne niusy, dramaty, sensacje, kolejne kataklizmy, wypadki.. kto w ogóle...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-14
Tessa Dare to dla mnie pewniak, gdy szukam lekkiej, zabawnej historii. Nie inaczej jest i w tym wypadku. ,,Romantyczny książę" otwiera nowy cykl autorki ,,Zamki szczęśliwej miłości". Akcja powieści rozgrywa się, a jakże, zaskoczę Was ... na zamku.
Izzie Goodnight jest córką znanego i cenionego pisarza, który zasłynął baśniowym cyklem o pięknych damach i dzielnych rycerzach. Jednak co z tego jak po jego śmierci Izzie została z niczym. Dopiero po chrzestnym dziedziczy nieoczekiwany spadek - zrujnowany zamek z nieoczekiwanym lokatorem. Ransom, jest poprzednim właścicielem budowli, który bez jego wiedzy zostaje wystawiony na sprzedaż. Sam od kilku miesięcy stroni od ludzi, dochodząc do siebie po wypadku.
Gdy dwoje upartych i przekonanych o swoich racjach ludzi stanie na swojej drodze, jedno jest pewno - będzie ciekawie, zabawnie, a iskry będą latać we wszystkich kierunkach. Gdy jeszcze w to wszystko wpląta się baśniowa, pełna marzeń, przepełniona nieoczekiwanym i trochę mimowolnym romantyzmem atmosfera - to czy trzeba coś więcej by mieć dobry, zabawny i satysfakcjonujący romans historyczny? No właśnie, chyba nie. Szczególnie gdy się wie, że Tessa Dare nie pisze standardowych, klasycznych romansów historycznych. Nie trzyma się reguł epoki, czy stricte faktów historycznych. Ona tworzy bardzo współczesne w słownictwie i zachowaniu komedie romantyczne przebrane tylko w baśniowy kostium historyczny. Ja to w niej lubię. Wiem, że zawsze czymś mnie zaskoczy, jej bohaterowie kipią humorem i nie można się z nimi nudzić. Czasem są trochę absurdalni, czasem wzruszający, ale zawsze bardzo romantyczni i uparcie dążący do celu jakim jest to klasyczne ,,i żyli długo i szczęśliwie".
Tessa Dare to dla mnie pewniak, gdy szukam lekkiej, zabawnej historii. Nie inaczej jest i w tym wypadku. ,,Romantyczny książę" otwiera nowy cykl autorki ,,Zamki szczęśliwej miłości". Akcja powieści rozgrywa się, a jakże, zaskoczę Was ... na zamku.
Izzie Goodnight jest córką znanego i cenionego pisarza, który zasłynął baśniowym cyklem o pięknych damach i dzielnych...
2019-09-12
,,Anioł z Auschwitz" to fikcyjna opowieść rozgrywająca się w scenerii obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Opowieść poruszająca, skoncentrowana na wywoływaniu silnych emocji u czytelnika oraz mająca nieść głębsze przesłanie o człowieku i człowieczeństwie w świecie, który został obdarty z wszelkich ludzkich zachowań.
Christopher i Rebecca poznali się jako dzieci na wyspie Jersey. On był Niemcem, który wraz z rodziną przeprowadził się w rodzinne strony matki, ona - mieszkającą tam Żydówką. Dzieci nie potrzebują podziałów na narodowości, więc szybko się zaprzyjaźnili a z biegiem lat przyjaźń przekształciła się w prawdziwe uczucie. Ich związkowi kres położyła II wojna światowa i następująca z nią niemiecka okupacja na wyspie. Razem z nią następują kolejne represje, które skutkują wywiezieniem do obozu Rebecci. Christopher żeby odnaleźć ukochaną decyduje się na dramatyczny krok, wstępuje w szeregi SS i staje się odpowiedzialny za komórkę segregacji i pozyskiwania łupów w obozie Auschwitz.
,,Anioł z Auschwitz" jest idealnie wyważoną książką. Wszystkie wątki są tak poprowadzone by skutecznie przyciągnąć uwagę czytelnika. Wręcz filmowo. Najpierw mocne zarysowanie kontekstu przez pokazanie rozwijającego się uczucia pomiędzy Christopherem i Rebeccą w malowniczej scenerii wyspy Jersey, pierwsze problemy, które szybko znajdują swoje rozwiązanie a przy okazji cementują i wzmacniają uczucie. Wybuch wojny i pojawienie się nazistowskiego okupanta jest kolejnym etapem, który ma budować napięcie i przygotowywać do właściwego wątku, który pojawia się nagle bez właściwej podbudowy. Tym wątkiem jest praca Christophera w Auschwitz. Tak, autor w zaledwie kilku ujęciach, kilku bardzo mocnych scenach pokazał sporo dramatu. Skonfrontował bestialstwo i pozbawione jakichkolwiek ludzkich odruchów działanie z wrażliwością, uczuciem i walką o zachowanie człowieczeństwa. Nie silił się na pokazanie całego okresu jaki bohater miał spędzić w obozie, przybliżył tylko sam początek ale są to mocne, wywołujące silne emocje i wręcz szokujące obrazy. I potem, gdy już zaczynamy doceniać jego działania, zaczynamy współczuć bohaterowi autor serwuje kolejny przeskok, tym razem do czasów powojennych gdzie już całkowicie i na spokojnie wszystko zostaje podsumowane.
,,Anioł z Auschwitz" ma swoje zalety. Jest książką, która porusza, wzrusza. Książką, która daje piękną i bolesną opowieść o miłości, wytrwaniu, sile do pozostania tym kim się było w nieludzkich i dramatycznych czasach. Ale jakoś mnie nie przekonuje. Wiem, że wszystkie akcenty w niej zostały tak położone by jak najlepiej dotrzeć do czytelnika: jest wielka miłość, wielka historia, szokujące i dramatyczne tło, są ludzkie dramaty, jest i nadzieja i walka. I wszystko jest w takich dawkach aby nie przytłoczyć, by paradoksalnie dobrze się czytało i by skończyć z przeświadczeniem, że jest szansa na dobre zakończenie. Ma to swoje plusy ale ja odniosłam wrażenie, że jest to równocześnie trochę powierzchowne, przenoszące ciężar z tego co ważne na to rzeczy mniej ważne. Warto książkę przeczytać ale nie jest to wybitna lektura, raczej wyciskacz łez.
,,Anioł z Auschwitz" to fikcyjna opowieść rozgrywająca się w scenerii obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Opowieść poruszająca, skoncentrowana na wywoływaniu silnych emocji u czytelnika oraz mająca nieść głębsze przesłanie o człowieku i człowieczeństwie w świecie, który został obdarty z wszelkich ludzkich zachowań.
Christopher i Rebecca poznali się jako dzieci na wyspie...
2019-09-10
Była sobie w Krakowie uczelnia, której akronim odczytywano zawsze w jeden sposób KSW - Kup Sobie Wykształcenie. Wśród studentów pozostałych ,, poważnych" uczelni o tej krążyły plotki że powstała w celu wyciągania pieniędzy od studentów a nie koniecznie po to by realnie kształcić. Takim właśnie KSW jest Foggy Brown - uczelnia na której zaczęli ostatni semestr nauki bohaterowie powieści Johna Grishama. Przeciętni uczniowie, którzy nigdy nie dostaliby się na renomowany lub chociaż przyzwoity uniwersytet zostali złapami kolorowymi reklamami i skuszeni na zaciągnięcie potężnego kredytu studenckiego. Tylko, że moment egzaminu adwokackiego zbliża się wielkimi krokami, szanse na jego zdanie są mizerne a pracy żadnej na horyzoncie nie ma. I dopiero osobista tragedia jaka ich dotyka zmusza ich do zmiany planów i wkroczenia na drogę szalonych przekrętów prawniczych.
,,Bar pod Kogutem" różni się od klasycznych powieści Grishama. Nie ma tu bohatera heroicznie i samotnie stawiającego i walczącego z niesprawiedliwością świata. Jest trójka cwaniaków, ktorzy próbują wykręcić przekręt większemu cwaniakowi. Jest kombinowanie, kręcenia, oszukiwanie, przekręt goniący przekręt. I chociaż bohaterowie do prawych i dzielnych nie należą, jakoś nie można odmówić im uroku. Byli na totalnie przegranej pozycji, gdzie tylko można było siąść i płakać ale oni zaczęli szukać wyjść. Parli do przodu, wykorzystując szalone środki jakie zostały im w rękach. I gdy pewnie każdy z nas kiedyś myślał że on też chciałby uszczknąć troszkę z milionów kogoś innego to oni to zrobili.
Ta powieść Grishama to komedia, farsa, absurdalne marzenie jakie każdemu czasem chodzi po głowie jak zarobić a się nie narobić. I gdy tak się na to spojrzy to satysfakcja gwarantowana.
Była sobie w Krakowie uczelnia, której akronim odczytywano zawsze w jeden sposób KSW - Kup Sobie Wykształcenie. Wśród studentów pozostałych ,, poważnych" uczelni o tej krążyły plotki że powstała w celu wyciągania pieniędzy od studentów a nie koniecznie po to by realnie kształcić. Takim właśnie KSW jest Foggy Brown - uczelnia na której zaczęli ostatni semestr nauki...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przyznam, że chyba jestem jedną z może nielicznych osób, którą twórca nie interesuje. Cenię jego trud, kupuję książki, płyty, bilety na koncert, ba staram się nawet wytrzymać reklamy na profilach po to by w ten sposób twórcy mogli zarabiać. Jednak niewielki procent uwagi poświęcam procesowi powstawania książek, płyt, obrazów. Nigdy nie zastanawiałam się skąd tak właściwie bierze się pomysł, jak przebiega proces twórczy, co stanowi jego otoczkę, jak wygląda całe zaplecze. Poprzez zbiór wywiadów ,,Jak oni pracują 2" miałam możliwość zajrzeć za przysłowiową kurtynę i zobaczyć szerszy obraz oraz zrozumieć, że za gotowym produktem stoi bardzo wiele działań, zachowań, rzeczy małych i wielkich.
Agata Napiórkowska wybrała do swojego zbioru całe spectrum twórców i artystów z różnych dziedzin sztuki. To nie tylko pisarze, felietoniści ale także malarze, graficy, rękodzielnicy, tłumacze, muzycy. Łączy ich to, że wykonują wolny zawód, którym samodzielnie (do pewnego stopnia) zarządzać. Wielu w wywiadach pokazuje zupełnie inne oblicze bycia freelancerem od tego, które pokutuje w społeczeństwie. Bycie panem/panią swojego czasu to zadanie trudne, czasem wręcz karkołomne, radykalnie wchodzące w przestrzeń życia prywatnego, zmuszające samodzielnej organizacji czasu i zarządzania finansami. Przyznam, że dla mnie - osoby pracującej na etacie - czasem wręcz niemożliwe do wyobrażenia. Ja lubię pewną stabilność i poczucie bezpieczeństwa dlatego z zainteresowaniem czytałam o zupełnie innych postawach, które często cechują się niepewnością ale i mają w sobie sporo spontaniczności, zmuszają do kreatywności, czy wyjścia poza własne bariery i narzucone ograniczenia.
Ważną częścią każdej rozmowy jest spojrzenie na sprawy finansowe. Temat ważny aby uświadomić innym, że artysta to nie dobry duch, który dzieli się tym co stworzy altruistycznie z innymi. On dzieli się ale także chce być godziwie wynagradzany a w polskich realiach często jest to kwestią sporną. Nie każdemu twórcy od razu miliony spadają na głowę a każdy musi żyć i często utrzymać rodzinę. U niektórych widać nadal, że poczucie misji i wrażliwość artystyczna wygrywają ale są i tacy, którzy próbują w tym wszystkim znaleźć złoty środek tak aby pogodzić własne przekonania z działaniami czysto komercyjnymi.
Przyznam się, że nie spodziewałam się, że ten zbiór wywiadów tak mnie przykuje. Czytałam powoli, długo bo wiele rozmów wywarło na mnie spory wpływ. W niektórych rozmowach znalazłam swoje odbicie, niektóre otworzyły mi oczy na pewne sprawy, niektóre zainspirowały. Ale przede wszystkim dobitnie uświadomiły (tak wiem to truizm) że książka, płyta nie powstaje w takim tempie jak jak odbieram. W procesie twórczym trzeba wysiłku, często kompromisów, czasem wyrzeczeń i poświęceń. I za to trzeba twórców doceniać i cenić bo zmieniają nasze spojrzenie na świat, upiększają go albo przynajmniej sprawiają, że żyje nam się lepiej.
Przyznam, że chyba jestem jedną z może nielicznych osób, którą twórca nie interesuje. Cenię jego trud, kupuję książki, płyty, bilety na koncert, ba staram się nawet wytrzymać reklamy na profilach po to by w ten sposób twórcy mogli zarabiać. Jednak niewielki procent uwagi poświęcam procesowi powstawania książek, płyt, obrazów. Nigdy nie zastanawiałam się skąd tak właściwie...
więcej Pokaż mimo to