-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać263
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2014
2014-10-28
2011-05
Tak samo jak u "Postrzyżyn" narratorem jest kobieta i w jej kobiecości się ujawnia mistrzostwo pana Hrabala.
Tak samo jak u "Postrzyżyn" narratorem jest kobieta i w jej kobiecości się ujawnia mistrzostwo pana Hrabala.
Pokaż mimo to2014-03
2014-03-02
Gdyby nie promocja, pewnie bym tej książki nie kupiła, bo nigdy o Bobie nie słyszałam. Jest to fajna historia i w sumie fajnie było spędzić dwa wieczory z tym rudzielcem i jego kumplem, Jamesem.
Po lekturze wyszukałam na yt kilka filmików z Bobem. Mój kot stwierdził, że straszny z kolesia gwiazdor:)
Gdyby nie promocja, pewnie bym tej książki nie kupiła, bo nigdy o Bobie nie słyszałam. Jest to fajna historia i w sumie fajnie było spędzić dwa wieczory z tym rudzielcem i jego kumplem, Jamesem.
Po lekturze wyszukałam na yt kilka filmików z Bobem. Mój kot stwierdził, że straszny z kolesia gwiazdor:)
2014-02-14
Dobra, ale z dotychczasowych książek Springera najsłabsza. Czekała na mnie kilka miesięcy na półce, w tym czasie wszędzie pojawiały się pozytywy i zachwyty.
Jasne - ten facet ma talent. Ten facet umie napisać sprawny, dobrze wchodzący reportaż na temat, o którym nigdy nie pomyślał, że można pisać reportaże. Produkuje swoje książki w zawrotnym tempie i każda jest inna. W "Wannie" wziął się za temat, który podobno obchodzi tylko garstkę ludzi - (anty)estetykę polskiej przestrzeni. I to są bardzo dobre teksty, ale nie pozostawiły takiego wrażenia jak Źle urodzone (o Miedziance nie mówiąc). Taki kawał dobrej roboty, ale Springer już nam udowodnił wcześniej, że potrafi jeszcze lepiej.
Dobra, ale z dotychczasowych książek Springera najsłabsza. Czekała na mnie kilka miesięcy na półce, w tym czasie wszędzie pojawiały się pozytywy i zachwyty.
Jasne - ten facet ma talent. Ten facet umie napisać sprawny, dobrze wchodzący reportaż na temat, o którym nigdy nie pomyślał, że można pisać reportaże. Produkuje swoje książki w zawrotnym tempie i każda jest inna. W...
2014-02-07
Romansidełko do zjedzenia w dwa wieczory. A może i w jeden gdyby się zaprzeć. Książkę nabyłam z braku czegokolwiek do czytania na wyjeździe oraz zachęcona cytatami z "Martwej natury z wędzidłem" Herberta, pamiętając jak tam była opisana tulipanowa gorączka. Tutaj gorączka była ledwie muśnięta, niestety. Nie czytało się źle, ale czytało sie szybko i pewnie pojutrze sprawa wywietrzeje z pamięci.
Jako przerywnik między poważniejszymi rzeczami się nadaje
Romansidełko do zjedzenia w dwa wieczory. A może i w jeden gdyby się zaprzeć. Książkę nabyłam z braku czegokolwiek do czytania na wyjeździe oraz zachęcona cytatami z "Martwej natury z wędzidłem" Herberta, pamiętając jak tam była opisana tulipanowa gorączka. Tutaj gorączka była ledwie muśnięta, niestety. Nie czytało się źle, ale czytało sie szybko i pewnie pojutrze sprawa...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-02-04
Podtytuł mówi sam za siebie - rzecz o rzeczach nas na codzień otaczających, nad historią których się zazwyczaj nie zastanawiamy. A historie, które się za nimi czasem kryją to głowa mała. Lenistwo wrodzone sprawiło, że wiekszość rzeczy pewnie uleci z głowy, bo znaleźć ołówek i zakreślać się nie chciało.
Wadą dla polskiego czytelnika jest bardzo brytyjsko-amerykański punkt widzenia autora - ale z drugiej strony miło się z posłowia dowiedzieć, że w dawnej Polsce częściej się myliśmy niż na Wyspach:) (Posłowie zresztą mogłoby być dłuższą - właściwie materiału by pewnie starczyło spokojnie na oddzielną książkę)
Podtytuł mówi sam za siebie - rzecz o rzeczach nas na codzień otaczających, nad historią których się zazwyczaj nie zastanawiamy. A historie, które się za nimi czasem kryją to głowa mała. Lenistwo wrodzone sprawiło, że wiekszość rzeczy pewnie uleci z głowy, bo znaleźć ołówek i zakreślać się nie chciało.
Wadą dla polskiego czytelnika jest bardzo brytyjsko-amerykański punkt...
2014-01-28
2012-09-01
Leniwa opowieść o małym włoskim miasteczku przetykana świetnymi przepisami - doskonałymi w swej prostocie i zasadzie "a chi piace", ile ci się podoba. Od razu gotowanie idzie jakoś tak łatwiej:)
Leniwa opowieść o małym włoskim miasteczku przetykana świetnymi przepisami - doskonałymi w swej prostocie i zasadzie "a chi piace", ile ci się podoba. Od razu gotowanie idzie jakoś tak łatwiej:)
Pokaż mimo to2012-08-01
2013-01-01
Kolejny klasyk wśród książek kucharskich. Nie widziałam jeszcze egzemplarza, z którego by nie wypadały kartki. Najulubieńszy przepis na farsz do makowca.
Kolejny klasyk wśród książek kucharskich. Nie widziałam jeszcze egzemplarza, z którego by nie wypadały kartki. Najulubieńszy przepis na farsz do makowca.
Pokaż mimo to2013-01-01
2013-01-01
Książka kucharską, którą częściej czytam niż z niej gotuję. Bo rosół musi być tęgi!
Książka kucharską, którą częściej czytam niż z niej gotuję. Bo rosół musi być tęgi!
Pokaż mimo to2013-01-01
2013-12-25
"Nie istnieje pełne przedstawienie rzeczywistośći. Tylko wybór" Par Legerkvist
Angelika Kuźniak wybrała sobie ten cytat jako motto książki. Motto i jednocześnie założenie, metodę pisania, które konsekwentnie realizowała. Zaczyna od wizyty w archiwum, od wyliczenia przedmiotów - aż w końcu dochodzi do tej strony w notesie, która interesuje ją najbardziej. Adresy z Polski, pamiątka po dwóch trasach koncertowych w latach sześćdziesiątych.
To nie jest biografia Marlene. To jest świetny reportaż, który bez problemu można zjeść w jeden dłuższy wieczór. I bardzo jest smacznie.
"Nie istnieje pełne przedstawienie rzeczywistośći. Tylko wybór" Par Legerkvist
Angelika Kuźniak wybrała sobie ten cytat jako motto książki. Motto i jednocześnie założenie, metodę pisania, które konsekwentnie realizowała. Zaczyna od wizyty w archiwum, od wyliczenia przedmiotów - aż w końcu dochodzi do tej strony w notesie, która interesuje ją najbardziej. Adresy z Polski,...
2013-12-25
Target tej książki jest pewnie tak 20 lat młodszy niż ja, ale i tak musiałam mieć tę książkę. Niby mam maturę rozszerzoną z geografii, ale ciągle mam poczucie, że na mapach się troch gubię. Na tych Mapach gubię się zdecydowanie - ale jest to błądzenie pozytywne. Słyszeliście kiedyś o ogórkach morskich? Ja do wczoraj nie, a teraz już wiem, że trepangi należały do przysmaków chińskieo cesarza, chociaż nie wyglądają zbyt atrakcyjnie. A wszystko dzięki trochę dziecięcemu rysunkowi na jednej z map.
Polecam i mam nadzieję, że kiedyś pojawią się dalsze części tej książki, mapujące kolejne kraje
Target tej książki jest pewnie tak 20 lat młodszy niż ja, ale i tak musiałam mieć tę książkę. Niby mam maturę rozszerzoną z geografii, ale ciągle mam poczucie, że na mapach się troch gubię. Na tych Mapach gubię się zdecydowanie - ale jest to błądzenie pozytywne. Słyszeliście kiedyś o ogórkach morskich? Ja do wczoraj nie, a teraz już wiem, że trepangi należały do przysmaków...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-15
1. Okładka. Okładka należy do tych najlepsiejszych okładek. Nawet nie dlatego że wygląda jak zeszyt, że pomysł jest prosty i zajebisty. Ale dlatego że okładkę można miziać i miziać, bo jest w dotyku jak zeszyt. I trochę chce się po niej pomazać samemu. I dlatego fajnie jest ją mieć w papierze, jednak.
2. Zawartość. Nieznośnie kojarzyła mi się z Global Nation Kopaczewskiego, którą czytałam dawno-dawno (i przed chwilą zdziwiona stwierdziłam, że też wydało ją Czarne). Nieznośnie z powodu tematu i chyba braku innej lektury w tym temacie. Obrazki ze świata emigracji studencko-zarobkowej z przełomu wieków, zderzenie kultur i nawyków. W Bredzie Chomątowska idzie o kawałek dalej niż Kopaczewski. Nie zatrzymuje się na opisaniu swoich przygód pracowo-mieszkaniowo-różnych, ale próbuje też podejrzeć Holendrów (i to nie tylko w momencie, kied główa bohaterka sprząta im mieszkania.
Super sprawnie napisane. I tylko jedno pytanie nie daje mi spokoju - ile w Beacie Beaty i czy ta knajpa w Bredzie dalej istnieje.
1. Okładka. Okładka należy do tych najlepsiejszych okładek. Nawet nie dlatego że wygląda jak zeszyt, że pomysł jest prosty i zajebisty. Ale dlatego że okładkę można miziać i miziać, bo jest w dotyku jak zeszyt. I trochę chce się po niej pomazać samemu. I dlatego fajnie jest ją mieć w papierze, jednak.
2. Zawartość. Nieznośnie kojarzyła mi się z Global Nation Kopaczewskiego,...
2013-11-25
Po pierwszym zdaniu wiemy jak to się skończy. Wracamy w czasie i poznajemy dwa i pół dnia z życia Tamary Mortus, alkoholiczki. Po trzydziestu stronach od samego czytania czułam się lekko najebana. W połowie książki byłam już w alkoholowo-narkotykowym transie i płynęłam rozmazaną Warszawą. Mocne. Dosadne. Bez zbędnego użalania się nad główną bohaterką.
Obraz upadku. Niektórzy mogli by po przeczytaniu zamyślić się i powiedzieć "jej jakie to smutne, tragiczne, potworny obraz naszego społeczeństwa!", ale to są ludzie, których książki o ćpaniu skutecznie odstraszają od zbliżenia się do narkotyków na odległość mniejszą niż 10m i z kijem w ręku. Pustkowiak jest zajebista. Napisała książkę nieumoralniającą, ale też niewychwalającą, niezachęcającą. Kawał prawdziwej prozy. Tylko tak dalej.
w jednym słowie - ZAJEBISTE>
Po pierwszym zdaniu wiemy jak to się skończy. Wracamy w czasie i poznajemy dwa i pół dnia z życia Tamary Mortus, alkoholiczki. Po trzydziestu stronach od samego czytania czułam się lekko najebana. W połowie książki byłam już w alkoholowo-narkotykowym transie i płynęłam rozmazaną Warszawą. Mocne. Dosadne. Bez zbędnego użalania się nad główną bohaterką.
Obraz upadku....
Że tę książkę kupię obiecałam sobie już kiedy zobaczyłam jej zapowiedź na okładce "Stacji Muranów". Jak obiecałam, tak zrobiłam.
Po pierwsze - bardzo zgrabna okładka. "Lachert i Szanajca" rozpoczynają nową serię Czarnego i postanowiono na jednolity wygląd książek z serii przynajmniej przy tych dwóch, co już wyszły. Skromnie, prosto, ładnie.
Po drugie - podziwiam autorkę za to ile trzeba było się nagrzebać, żeby napisać więcej o Szanajcy. Jak sama zauważa na początku - o Lachercie źródeł mnóstwo, o Szanajcy niewiele. Chomątowska ślicznie pracuje z cytatami - mnóstwo niepublikowanych wspomnień Lacherta i członków jego rodziny, przyjaciół współpracowników. Wszystkie zgrabnie wplecione w tekst, miejscami dobrze parafrazowane. Żywo prowadzona opowieść.
Po trzecie - tło. Tło, tło, tło! Obraz międzywojennej awangardy nawet jeśli podany w pigułce - bo trudno w książce jednak publicystycznej o grzebanie się w szczegółach i długie wywody - pomaga czytelnikowi się zorientować w realiach. I to chyba nawet takiemu, co z architektury jest zielony.
Czegoś brakuje? Tak. Zdjęć. Trochę oczekiwałam takiej ilości ilustracji jak przy "Stacji Muranów", tego mi zabrakło.
Krótko mówiąc, Beato, jesteś wielka!
Że tę książkę kupię obiecałam sobie już kiedy zobaczyłam jej zapowiedź na okładce "Stacji Muranów". Jak obiecałam, tak zrobiłam.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze - bardzo zgrabna okładka. "Lachert i Szanajca" rozpoczynają nową serię Czarnego i postanowiono na jednolity wygląd książek z serii przynajmniej przy tych dwóch, co już wyszły. Skromnie, prosto, ładnie.
Po drugie - podziwiam autorkę...