-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2013-09-23
2013-09-19
Dokąd zmierza ludzkość? Czyli filozoficzne rozważania z Ianem Douglasem
Patrząc w niebo, widzimy miliony gwiazd. Wielu, z nas nasuwa się pytanie: Czy na którejś z nich istnieje życie? Ian Douglas rozwiewa te wątpliwości , w serii ,,Star Carrier’’. Pierwszy tom pt. ,,Pierwsze uderzenie’’ to preludium, do tego co wydarzy się w drugim tomie pt. ,,Środek ciężkości’’… Autor jeszcze raz udawania, że w wąskim gatunku, o tajemniczej nazwie military science fiction, nie ma sobie równych.
Star Carrier: Środek ciężkości - Ian Douglas
Tak właściwie, to, czym jest owy podgatunek fantastyki naukowej? Większość czytelników, widzi popularne scf, jako bezmyślną walkę kosmitów. Nic bardziej mylnego! Wykorzystanie obecnego stanu wiedzy naukowej oraz dodanie do niego zaawansowanych, futurystycznych przemyśleń, na temat tego, jakim torem potoczy się współczesny świat, to nie lada wyzwanie. Takie pisarstwo wymaga od autora nie tylko wyobraźni, ale i gruntownego wykształcenia .Autor wprost idealnie spełnia te warunki.
Ian Duglas, a właściwie William H. Keith, pisarz, o niezwykłym dorobku literackim. Napisał ponad sto książek, z których większość została umieszczona na liście bestsellerów : ,, New York Time'sa''. Niestety, w Polsce zostały wydane zaledwie dwie książki z serii ,, Star Carrier''. Keith żongluje gatunkami literackimi. Pisze technothrillery polityczne (cokolwiek to jest), powieści historyczne, kryminały, a także... military science fiction. Tematy związane z nauką jak również z militariami i wojskowością, nie są obce pisarzowi. Weteran wojny w Wietnamie, były członek Korpusu Medycznego Stanów Zjednoczonych, wykładowca na Uniwersytecie w Pensylwanii i... można tak wymieniać. Autor, dzięki wszechstronnemu wykształceniu, wie, o czym pisze. Potężna dawka rozrywki i równie ogromna doza wiedzy. ,,Star Carrier’’ to niemalże z naukową precyzją stworzona wizja świata w XXV w
Pierwszy tom, kończy się spektakularnym zwycięstwem Ziemian nad Turuschami. Admirał Koening, zostaje okrzyknięty bohaterem, awansuje, a Konfederacja Teksańska oferuje mu tytuł prezydenta. Każdy byłby zadowolony, z takiego obrotu spraw, ale nie główny bohater. Oddany żołnierz, niemalże wychowany w kosmicznym dronie, nie chce rozstawać się z służbą wojskową. Co więcej pragnie przesunąć tytułowy środek ciężkości daleko poza granice wroga. Jak łatwo się domyślić senatorzy Konfederacji są całkowicie przeciwni takiemu rozwiązaniu. Nastawieni pokojowo politycy chcą rozpocząć pertraktacje pokojowe z Imperium Sh’daar, z którym toczyli zacięte boje, niespełna dwa miesiące wcześniej. Zbuntowany admirał postanawia działać na własną rękę. Jak potoczy się dalsza akcja? Wystarczy sięgnąć po Środek Ciężkości.
Seria jest powiązana ze sobą, aby odnaleźć się w pierwszym tomie, niezbędne jest przeczytanie pierwszej części, czyli Pierwszego Uderzenia. Nie znajdziemy w nim wątków obyczajowych, ani portretów psychologicznych bohaterów. To klasyka gatunku w najczystszej postaci. Opisy broni, walk, a nawet stopni wojskowych, tworzą z niej powieść od początku do końca militarną. Drugi tom porusza już nieco inne wątki. Mamy tutaj rozbite małżeństwa, wpływ pracy na życie prywatne, czy mniej lub bardziej udane próby analizy postaw psychologicznych bohaterów.
Sami bohaterowie są wykreowani w dużo ciekawszy sposób. Są przedstawieni jak ludzie nam bliscy, z własnymi słabościami, emocjami i namiętnościami. W podobny sposób pisarz zaprezentował obcą cywilizację Turuschów. Koncepcja ich umysłu, który składa się z trzech części, a mianowicie umysłu: Ponad-Poniżej- Tutaj, do złudzenia przypomina freudowską teorię Id-Ego- Super ego. Kolejnym plusem tej książki jest fakt, że wątki poboczne dotyczące życia prywatnego bohaterów, zostały tutaj dopowiedziane i rozwinięte. Dynamika w opisie bohaterów, sprawia, że od książki trudno się oderwać.
W gatunku military science fiction niezbędne są odniesienia do nauki czy techniki. W powieści znajdziemy ich, co nie miara. Oprócz opisów planet, okraszonych informacjami na temat: fauny, flory czy zjawisk fizycznych na niej zachodzących, autor funduje czytelnikowi wędrówkę przez wszystkie epoki historyczne. Autor cytuje Juliusza Cezara, nawiązuje do średniowiecznego badacza Korneliusza z Agrypy czy zachwyca się przemianami zachodzącymi w renesansie. Nazwisko Einsteina czy postaci historyczne takie jak Helmut von Moltke pojawiają się niemal na każdej stronie. Dzięki temu zapaleni fizycy poznają trochę historii, a kochający czytać humaniści dowiedzą się, czym jest Prawo Moya. Co więcej, autor, już od pierwszej części dopisuje alternatywną historię do wydarzeń z XXI wieku. Pisze, czym skutkuje polityka ustępstw wobec Chin czy zbytnie eksploatowanie złóż naturalnych. Między wierszami możemy wyczytać, jak autor odnosi się do innych religii, jaki ma stosunek do Islamu. Gratka dla miłośników polityki? Dlaczego nie, biorąc pod uwagę, fakt, że autor, (weteran wojny w Wietnamie), zna mechanizmy konfliktów oraz dyskusyjny udziału polityków w działaniach zbrojnych. Poza tym, sama Konfederacja Teksańska przypomina swoją działalnością ONZ i odwieczny dylemat: wypowiedzieć wojnę czy też nie?
Książkę czyta się niezmiernie szybko. Duże litery i dość obszerne marginesy ułatwiają lekturę. Wrażliwszych czytelników mogą odstraszyć przekleństwa, nieodłączny element wojskowego życia, a także momentami slangowy, kolokwialny język.
,,Star Carrierr ‘’ nie jest czytadłem, które zachwyci każdego czytelnika. Nie każdy lubi czytać o wojnie, polityce i obcych cywilizacjach. Jeśli nie należysz do tej grupy, zakochasz się w pisarstwie Iana Douglasa. ,,Punkt Ciężkości’’ to intelektualna rozrywka na wysokim poziomie, a po jej lekturze każdy czytelnik zada sobie pytanie ‘’Co to znaczy być człowiekiem’’
Dokąd zmierza ludzkość? Czyli filozoficzne rozważania z Ianem Douglasem
Patrząc w niebo, widzimy miliony gwiazd. Wielu, z nas nasuwa się pytanie: Czy na którejś z nich istnieje życie? Ian Douglas rozwiewa te wątpliwości , w serii ,,Star Carrier’’. Pierwszy tom pt. ,,Pierwsze uderzenie’’ to preludium, do tego co wydarzy się w drugim tomie pt. ,,Środek ciężkości’’… Autor...
2013-09-17
Nauka a fikcja. Najbliższa przyszłość czy wróżenie z fusów ?
O tym, że gatunek ludzki stanowił zagrożenie dla Ziemi, wiedzieli już nasi przodkowie. Jednak, jeśli uświadamia to inny gatunek, mieszkający na planecie, którą chcą skolonizować Ziemianie, sprawy zaczynają się komplikować. Dlaczego? Wystarczy przeczytać: ,, Star Carrier: Pierwsze uderzenie''
Takie problemy, niemal natury egzystencjalnej, stawia przed czytelnikiem Ian Duglas, a właściwie William H. Keith. Autor, o niezwykłym dorobku literackim. Napisał ponad sto książek, z których większość została umieszczona na liście: ,, New York Time'sa''.Niestety, w Polsce zostały wydane zaledwie dwie książki z serii ,, Star Carrier''. Keith żongluje gatunkami literackimi. Pisze technothrillery polityczne (cocokolwiek to jest), powieści historyczne, kryminały, a także... militarne science fiction. Właśnie do tego gatunku należy recenzowana przeze mnie książka. Autor, nie jest laikiem w tej dziedzinie. Weteran wojny w Wietnamie, były członek Korpusu Medycznego Stanów Zjednoczonych, wykładowca na Uniwersytecie w Pensylwanii i... można tak wymieniać. Autor, dzięki wszechstronnemu wykształceniu, wie o czym pisze. Niemalże z naukową precyzją tworzy militarną wizję świata w XXV w.n.e
Star Carrier: Pierwsze uderzenie - Ian Douglas Akcja powieści dzieje się we wrześniu i październiku 2404r. na pokładzie statku kosmicznego, o sugestywnej nazwie Ameryka. Głównymi bohaterami są żołnierze Marines, którzy walczą z istotami, którym nie podoba się szybki rozwój ziemi. Owe istoty to Turuschowie, należąće do imperium Shadaarów. Ni to zwierzęta (żywią się za pomocą fotosyntezy). Ni to rośliny, myślą i działają jak ludzie. I to właśnie ludziom zarzucają zbyt wysoki rozwój techniki i nauki. Eksperymenty DNAm, galopujący kolonializm może doprowadzić do... wojny. Uczestniczą w niej pracownicy Kongresu Międzyplanetarnego (coś podobnego do Kongresu ONZ), którzy wysyłają żołnierzy na wojnę w imię pokoju. Skąd my to znamy? Jednak, to tylko początek smaczków, o zabarwieniu politycznym, jaki serwuje nam autor.
Main Charkters- czyli żołnierze Marines, a wśród nich aspołeczny Trevor Gray, walczą z dronami Turuschów. Douglas daje czytelnikowi niepowtarzalną możliwość przejęcia sterów statku i walki. Nuklearne eksplozje, awaryjne lądowania, widziana oczami żołnierza. Opanowanie pola walki, wydawanie rozkazów, widziane oczami dowódcy. Czytelnik może to przeżyć na własnej skórze ! Stwierdzenie nad wyrost? Wystarczy przeczytać kilka plastycznych opisów, czy zapoznać się z kawałeczkiem nomenklatury Marynarki Wojennej. Od pierwszej do ostatniej strony czuć, że autor jest ekspertem, w dziedzinie, którą opisuje. Smaczku dodaje specyficzna narracja, widziana z różnych stron- żołnierzy, dowódcy i wroga. W pewnym momencie czytelnik dochodzi do wniosku, że nie wie po której stronie się opowiedzieć. Tą nieco zawiłą narrację porządkuje autor, szczegółowymi opisami, dnia, miejsca i godziny, w której dzieje się akcja. A tak poza tym zastanawialiście się ze Echo Whisky to tak na prawdę empty weapon czyli brak broni. A Wy myśleliście, że tylko uliczni blokersi mają swój slang.
Ian Douglas Jestem osobą dziwną, bo interesuję się polityką i to nie tylko polskim piekiełkiem. W książce doszukałam się średnio co dziesięć stron, nawiązań do bieżących ( tych z XXI wieku) problemów, konfliktów czy zamachów. Owy XXI jest bazą rozważań autora. Choćby: 100 lat po atakach na WTC, podpisano Białą Konwencję (co to za dokument, zdradzać nie będę), w XXII wieku wybuchła wojna chińsko-zachodnia, a kraje arabskie, które się zliberalizowały np. dopuściły kobiety do udziału w polityce przetrwały. Poza tym wspominany przeze mnie Kongres Międzyplanetarny to wypisz wymaluj, nieudolni urzędnicy ONZ. Wypowiedzieć wojnę czy nie? Pytanie, które dziś jest bardzo na czasie ( sprawa Syrii) czy opisy obozów dla uchodźców (tego nie trzeba wyjaśniać).
Niestety książka nie stanie się bestsellerem. Dlaczego? Niewielu interesuje taka tematyka. Trzeba się orientować w tym co się dzieje na świecie, bo inaczej książka stanie się tandetnym opisem jakiś tam światów które nigdy nie było i nie będzie. Czytelniku jeśli wolisz czytać książki obyczajowe to przy nich pozostań. Autor plastycznie i bez skrupułów opisuje wojnę. Jeśli masz słabe nerwy odpuść. Jeśli nie spełniasz ani jednego ani drugiego punktu, przeczytaj serię Star Carrier. Tymczasem, parzę sobie kawkę i zabieram się za drugi tom.
Nauka a fikcja. Najbliższa przyszłość czy wróżenie z fusów ?
O tym, że gatunek ludzki stanowił zagrożenie dla Ziemi, wiedzieli już nasi przodkowie. Jednak, jeśli uświadamia to inny gatunek, mieszkający na planecie, którą chcą skolonizować Ziemianie, sprawy zaczynają się komplikować. Dlaczego? Wystarczy przeczytać: ,, Star Carrier: Pierwsze uderzenie''
Takie...
2013-09-15
Moje słowa są równocześnie protestem. Doktrynie odmawiam prawa do usprawiedliwienia zbrodni popełnianych w jej imieniu. Współczesnemu człowiekowi, który zapomina o tym, jak nędzny jest w porównaniu z tym, czym może być człowiek- odmawiam prawa do mierzenia przeszłości i przyszłości własną miarą.
Z Czesławem Miłoszem spotkałam się w szkole podstawowej, biorąc udział w jakimś konkursie recytatorskim. Laureat Literackiej Nagrody Nobla, z 1980 r. Poeta, prozaik, esteta, prawnik, jak tłumaczy ciocia Wikipedia. Jednym słowem nasze dobro narodowe. Debiutował w grupie poetyckiej Żagary ( uwielbiam ich wiersze), studiował w Wilnie. Podczas II WŚ, lepiej znany jako Jan Syruć. Później romans z komunizmem, który skończył dość szybko, bo już w 1951 jego dzieła objęto cenzurą. Niestety, plama w życiorysie pozostała, dlatego między innymi autor napisał Zniewolony Umysł.
W czym tkwi fenomen komunizmu ? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć autor. Sięga do źródeł, czyli swojego mistrza, jeszcze z czasów Żagary, czyli Witkiewicza. w pierwszym rozdziale Murti-Bing, opisuje, jak Witkacy przewidział funkcjonowanie zbrodniczego systemu, jakim jest komunizm. Miłosz zastanawia się nad fenomenem Witkacego, który już za czasu rewolucji październikowej (znowu odsyłacz do wiki, podstępna edukacja) przewidział, że hasła głoszone przez czerwonych, to podwaliny imperium, które okrucieństwem, przewyższało III Rzeszę. Takie hasła potrzebują odpowiedniej ideologii. Miłosz w jeszcze prostszych słowach wyjaśnia ją w rozdziale trzecim- Ketman. Kto choć trochę orientuje się w systemie totalitarnym, zrozumie przesłanie Ketmana. Totalna inwigilacja, totalne oddanie wodzowi i doktrynie, totalne zniewolenie. Oczywiście taki filozofia potrzebuje wroga. Pewnie wiecie o kogo chodzi ? Zły, zbrodniczy, kapitalistyczny Zachód. Demokracja, jako zniewolenie robotników przez burżujów. Jak wyprać mózg nawet inteligentowi, w rozbrajająco szczery sposób wyjaśnia autor. Do biednych robotników przychodzi człowiek, który mówi że przywróci równość, wolność i zapełni brzuchy biednych robotników, kosztem mieszczańskiej, burżuazyjnej klasy wyzyskiwaczy. Taki robotnik mający widmo nakarmienia pięciorga dzieci i ciężarnej żony, jak gąbka wchłonie takie hasła. No i mamy komunizm. Skoro to totalitaryzm to muszą być ofiary, osoby które nie pasują do systemu. Miłosz pisze, o Alfie intelektualiście, moraliście który dostosował się do czasów i pisał wiersze w stylu Stalin, Słońce Narodu, choć przed wojną był konseratystą, biegał do Kościoła i ścigał Żydów. Takich poetów po wojnie było co nie miara... W opozycji do nich był poeta Beta. Biedny pokrzywdzony przez II WŚ, pobytem w obozie czy trudem wojennego życia, nie może odnaleźć się w powojennej rzeczywistości. No i ostatni. Gamma, który z wolnomyśliciela stał się zniewolonomyślicielem (obiecuję to był ostatni neologizm w moim wydaniu) i Delta, skomplikowany twór, który chcąc być głosem narodu i wnieść choć trochę wolności w niewolę, przysporzył wielu problemów władzy. A na końcu tego ogonka, człowiek. Największy wróg systemu.
Zniewolony umysł - Czesław Miłosz
Kolejna książka, którą mogą postawić na półce: panteon świtowej literatury. Cieszę się że dopiero teraz przeczytałam Zniewolony Umysł. To trudna lektura, do której trzeba się przygotować. Odniesienia do wydarzeń historycznych czy dzieł sprzed 100 lub 200 lat mogą przysporzyć trochę problemu. Poza tym język jest na prawdę na wysokim poziomie, w końcu jej autorem jest Noblista. Książka przypomina długi wykład, do którego trzeba się przygotować. Warto. W Polsce każdemu wydaje się, że jest specjalistą i może moralizować tak jak Alfa. Wielu do tej pory umoralnia Miłosza. Tak najlepiej prawda? Nie wiedzieć nic o czasie, w którym żył autor, a w ogóle to dorastać i dojrzewać w Wolnej Polsce, a potem bawić się w głos sumienia. Czy do takich ludzi jest skierowana książka? Myślę, że nie, oni i tak nie zrozumieją. Zniewolony umysł to manifest dla ludzi wolnych od nienawiści. Krzyczcie, że Miłosz, Szymborska czy Bauman to komuchy, a nie wiedzcie, kiedy wybuchły strajki w Stoczni Gdańskiej.
Moje słowa są równocześnie protestem. Doktrynie odmawiam prawa do usprawiedliwienia zbrodni popełnianych w jej imieniu. Współczesnemu człowiekowi, który zapomina o tym, jak nędzny jest w porównaniu z tym, czym może być człowiek- odmawiam prawa do mierzenia przeszłości i przyszłości własną miarą.
Z Czesławem Miłoszem spotkałam się w szkole podstawowej,...
2013-09-06
''To jesne, że nie jestem wzorem cnót'', a nawet Grey wymięka.
Nie każdy słucha rocka, ale każdy zna Toczące się kamienie, najsłynniejszą kapelę dwudziestego wieku. Nieśmiertelni Rolling Stones, z Mickiem Jaggerem na czele, który jest jak wino. Im starszy tym lepszy. Udawania to Christopher Andersen w biografii "MICK- szalone życie i twórczość Jaggera''
Plik:Jagger live Italy 2003.JPG Rock to muzyka, która wychowała pokolenia. Mam ogromne szczęście, że od dziecka byłam osłuchana z Johnem Lennonem, ACDC czy właśnie Mickiem Jaggerem. Na początek, podam kilka znanych faktów. Szalone lata sześćdziesiąte to swoisty wysyp boysbandów. O większości słuch zaginął, niektóre cieszą się sławą do dzisiaj. Rolling Stones weszło z przytupem na angielską, a później światową scenę swoim pierwszym albumem. Przez wszystkie lata twórczości rozwijał się w opozycji do grzecznych Beatlesów, w czarnych lakierkach z białymi skarpetkami. Mick, Keith czy Brian Jones kochali szokować. Narkotyki, romans z okultyzmem, alkohol, czyli całe zło dzisiejszego i ówczesnego świata. Jednym słowem określenie: sex,drugs & rock'n'roll to wypisz, wymaluj życie Stons'ów, a przede wszystkim Micka.
Jego biografia, nie jest studium twórczości Stons'ów, z czego bardzo się cieszę. Andersen daje nam niepowtarzalną możliwość poznania prywatnego życia Micka. Tak, tutaj zaczyna się jazda. Książka zaczyna się od skandalu, związanego z nadaniem tytułu ''sir'' człowiekowi, który pije, zażywa narkotyki i sypiał z taką ilością osób, z której można uzbierać populację Warszawy. Na początku zastanawiamy się, czy rzeczywiście tak było, wszak dwór brytyjski jest skostniały i anachroniczny, dlatego lubi wyolbrzymiać niektóre kwestie. Rzeczywiście, na początku myślałam dokładnie tak samo. Przez trzysta następnych stron, autor przekonuje czytelnika, że słowa które powiedział Mick :'''... nie jestem wzorem cnót'' to żadna hiperbola.
Po opisie pasowania Micka na szlachcica, Andersen wraca do czasów dzieciństwa piosenkarza i opisuje początkowe lata Stons'ów. Ich pierwsze koncerty, tworzenie się zespołu praktycznie od podstaw, a także jakże ciekawą rywalizację pomiędzy Mickiem a Keith'em. Później autor przeprowadza nas przez wszystkie wcielenia Micka. Od playboya po satanistę. Nieudane małżeństwa, hektolitry alkohol tabuny kobiet... Wilu myśli, że Pięćdziesiąt twarzy Grey'a to erotyk z wyższej półki. Wystarczy pomyśleć, że biografia Jaggera, to nie fikcja literacka, ale prawdziwe życie człowieka, legendy. Czasem mam wrażenie, że o Beatlesach, Metallice czy właśnie Rolling Stones'ach za sto lat będą się uczyć dzieci w szkołach, tak jak dzisiaj o Chopinie albo Lutosławskim. Stwierdzenie na wyrost? Wszak twórczość Goethego, spieniała dziś rolę Zmierzchu, wszyscy krytykowali, ale i wszyscy czytali. Tak, o tym jest cała książka: sex,drugs & rock'n'roll.. Całe siedemdziesiąt lat życia Jaggera... Sposób na długowieczność: sex,drugs & rock'n'roll.
Mick. Szalone życie i geniusz Jaggera - Christopher Andersen Mój opis książki może nie zachęcać do lektury. Średnio inteligenty człowiek przez palce przyjmuje skandale seksualne czy gwiazdy pokroju Madonny albo Angeliny Jolie. Jednakże, autor pisze w taki sposób że od książki nie da się oderwać. Opisy kolejnych kochanek czy kochanków Micka są tak skonstruowane, że potrzeba dużo silnej woli, aby ich nie czytać. Problemy Micka, jego trasy koncertowe, konflikty w zespole... Nie interesuje się plotkami, nie czytam tabloidów, ale czytałam z wypiekami na twarzy. Dlaczego? Język, jak w kunsztownej powieści. Informacje sprawdzone, prosto ze źródła, czyli wypowiedzi Jaggera i najbliższych mu osób. Miłość do Stons'ów spowodował że szukałam każdej minuty by móc wrócić do lektury i nie zasnęłam póki jej nie skończyłam. Przy czym zachowana konwencja biografii, autor nie podchodzi z uwielbieniem to Jaggera. Punktuje jego wady, nie usprawiedliwia ich muzycznym geniuszem Jaggera, choć ma ogromny szacunek i podziwia twórczość zespołu. Co jeszcze mnie zauroczyło ? Kolorowe lata sześćdziesiąte, które mogły być wesołe, szalone i na swój sposób beztroskie dla zwykłych mieszkańców, których wolność nie kończyła się ''za żelazną kurtyną''. Andersen jeszcze bardziej udowodnił mi że lata sześćdziesiąte to nie tylko Gomułka i strajki ''bananowej młodzieży'68''(hahaha, popisywanie się wiedzą historyczną, w moim wykonaniu jest raczej kiepskie), ale fascynacja wolnością, hipisi, dzieci kwiaty i Make peace not war.
Jesteś konserwatystą, albo ortodoksyjnym katolikiem, nie czytaj, szkoda nerwów. Nie słuchasz rocka, nie zrozumiesz świata rockmanów pokroju Jaggera, nie czytaj, szkoda czasu. W każdym innym wypadku biegnij do księgarni/biblioteki.
''To jesne, że nie jestem wzorem cnót'', a nawet Grey wymięka.
Nie każdy słucha rocka, ale każdy zna Toczące się kamienie, najsłynniejszą kapelę dwudziestego wieku. Nieśmiertelni Rolling Stones, z Mickiem Jaggerem na czele, który jest jak wino. Im starszy tym lepszy. Udawania to Christopher Andersen w biografii "MICK- szalone życie i twórczość Jaggera''
Plik:Jagger live...
2013-08-25
Zamek Laghortów, jest pierwszą częścią cyklu Zbrojni, który składa się z czterech tomów opowiadających o grupie najemników, którzy służą Sir Erykowi i jego żonie - Lady Lyanny. Zbrojni, jak zapowiada sam autor, to cykl - lekki, łatwy i przyjemny, utrzymany w średniowiecznym, nieco mrocznym klimacie. Turnieje rycerskie, zamki, polowania w dzikich ostępach, walki zwaśnionych królestw, to tylko niektóre wątki, jakie serwuje nam pisarz, o tajemniczym pseudonimie E.M.Thorhall. Fanom fantastyki jest znany z kilku opowiadań takich jak: Kuzyn, Obrona Aven czy Vartheńczyk. Świetnie rozumie średniowieczne klimaty. Wszak, sam pisarz interesuje się odległymi wiekami średnimi. Jak sam o sobie pisze, lubi książki fantastyczne i obyczajowe, nieobcy jest dla niego świat Wikingów. Łatwo się o tym przekonać, gdyż Zamek Laghortów to połączenie fantastyki, powieści obyczajowej i kroniki życia rycerzy-zwiadowców, często posuwających się do okrucieństw, godnych Wikingów.
Główną bohaterką powieści, jest siedemnastoletnia Kyla, która tylko pozornie nie pasuje do tego świata. Córka, prominentnego rycerza Davera, zostaje osierocona przy porodzie, a jej ojciec ginie kilka dni później. Pierwsze lata życia spędza u wujostwa, ciotki Rebeki i jej męża Gharta, którzy systematycznie uprzykrzają jej życie. Dziewczyna, z godnością znosi upokorzenia, do czasu, aż zostaje zmuszona do wyjścia za mąż. Jak w większości powieści obyczajowych, wybrankiem okazuje się być dużo starszy, znany karczmarz, który nie stroni od alkoholu. Kyla postanawia uciec. Kilka dni błąka się po lesie, aż pewnego dnia spotyka tajemniczą zjawę. Swoim krzykiem alarmuje grupę zwiadowców, którzy cudownym zrządzeniem losu odnajdują dziewczynę.
I tak oto nastolatka trafia pod opiekuńcze skrzydła Sir Eryka, właściciela tytułowego Zamku Laghortów. Tam zostaje rozpoznana, a dzięki pierścieniowi – rodzinnej schedzie - poznaje historię swojego rodu, ojca wojownika i matki, pięknej kobiety, która poświęciła życia, by Kyla mogła przyjść na świat. Nieco przesłodzona historia? Dalsze losy dziewczyny, są nierozerwalnie związane z zamkiem. Polowania, uczty, zaloty ze strony rycerzy, to główne wątki powieści, której akcja na wiosce w Vinryd, należącej do Itarii, krainy rządzonej przez króla Berona. Niejasno, w kilku zdaniach została opisana wojna jaką prowadził władc z sąsiadującym państwem Vathen, którym niepodzielnie rządzi despota Robertem Dodaje ona nieco mroku i tajemnicy, średniowiecznej sielance. Mam nadzieję, że niedopowiedziany, potraktowany trochę po macoszemu wątek zostanie lepiej opisany w następnych tomach. Przecież, nie bez przyczyny, seria nosi nazwę Zbrojni, która sugeruje temat.
Cała powieść to życie perypetie Kyli. Zgodnie z zapowiedzią autora, czyta się ją lekko, łatwo i przyjemnie. Nie jest to fantastyka najwyższych lotów. Nie spotkamy się z tolkienowskimi opisami światów, postaci czy wojen, ani humorem Sapkowskiego. Ni mniej, ni więcej każdy lubiący fantastykę powinien sięgnąć po tę serię. Dlaczego ? Książka potrafi wciągnąć, zainteresować od pierwszej do ostatniej strony, mimo niektóre wątki wydają się być nieco prozaiczne. W powieści spotkamy nieskazitelnych bohaterów, jak również ciemne charaktery, choćby tajemniczego Mhorta, który nie przepada za Kylą, a jego zachowanie wzbudza irytację, nawet u najbardziej wytrwałego czytelnika. Taki podział dodaje smaczku całej powieści i wprowadza zamieszanie w sielankowym życiu zamku.Czy tylko pozornie sielankowym.... ?.
Co ciekawe, wiele wątków w powieści nie zostało dokończonych. W mojej opinii, najciekawsze sprawy takie jak konflikt zwaśnionych królestw, rola magów w życiu Vinryd czy tajemnicze stwory, o jeszcze bardziej tajemniczej nazwie nektosgowie, zostały pominięte, przemilczane lub poświęcono im dwa- trzy zdania opisu. Czytając kolejne strony, w zawrotnym tempie poznajemy nowe wydarzenia, które giną bez echa, na następnych kartach powieści. Na szczęście to tylko pierwsza część cyklu Zbrojni, mam nadzieję, że rozpoczęte wątki wyjaśnią się już w kolejnych tomach. Czyżby ten zabieg, miał zachęcić czytelników do lektury kolejnych tomów? Jeśli tak - to był udany, bo po lekturze Zamku, mam ochotę na więcej i liczę, że się nie zawiodę.
Oczywiście, książka ma kilka mankamentów. Prosta fabuła, której momentami brakuje polotu, język który ani trochę nie przystaje do czasu akcji i znaczna rola kobiet, w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Któryż średniowieczny rycerz godziłby się brać niewiastę na krwawe polowanie?! Od Zamku Laghortów oczekiwałam rozrywki. Dobrze się bawiłam czytając o kolejnych perypetiach bohaterki. Mimo prostej fabuły, książka stawia wiele pytań, a po jej zakończeniu, niemal każdy czytelnik będzie się zastanawiał co dalej… Mam nadzieję, że drugi tom rozwieje owe wątpliwości.
Zamek Laghortów, jest pierwszą częścią cyklu Zbrojni, który składa się z czterech tomów opowiadających o grupie najemników, którzy służą Sir Erykowi i jego żonie - Lady Lyanny. Zbrojni, jak zapowiada sam autor, to cykl - lekki, łatwy i przyjemny, utrzymany w średniowiecznym, nieco mrocznym klimacie. Turnieje rycerskie, zamki, polowania w dzikich ostępach, walki...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-09-06
Powrót do klasycznej fantastyki, osadzonej w elfickim świecie
W literaturze popularnej, od jakiegoś czasu prym wiodą wampiry i wilkołaki. Elfy, nieodłączne istoty fantastycznego świata, dzisiaj pozostają w niszy. Czy Bernard Henen, zmieni ten trend, serwując czytelnikom barwną historię o pięknych nieśmiertelnych istotach, walczących ramię w ramię z ludźmi.
Henen, nie jest znany polskim czytelnikom. Powieść o jakże prostym tytule ''Elfy''' jest pierwszą częścią cyklu dwunastotomowej sagi, przetłumaczonej na język polski. Autor, z pochodzenia Niemiec, z zawodu dziennikarz rozgłośni radiowej oraz redaktor czasopisma ''Czas Zaklęć'' prywatnie fan gier fabularnych, do których pisuje scenariusze oraz miłośnik gier bitewnych.W swoim dorobku literackim ma kilka powieści oraz współpracę z Wolfgangiem Hohelbeinem. Polacy po niemalże dziesięciu latach, od wydania powieści, mają okazję spotkać się z twórczością Henena.
Kim jest elf? Wie to zarówno fan fantastyki jak i czytelnik powieści obyczajowych czy kryminałów. Pomimo tego, że elfy czasem przegrywają w rankingu popularności, z wampirami, wielu autorów umieszczało w powieściach owe magiczne, nieśmiertelne stworzenia. Henen serwuje czytelnikowi powrót do korzeni fantasy, osadzonego w magicznym, niemal tolkienowskim świecie.
Mandred, główny bohater lektury, po starciu z człeknurem- potworem,którego autorem jest wyobraźnia Henena, przekracza bramę do krainy o tajemniczej nazwie Alfenmarchii, zamieszkiwanej przez elfy. Tam poznaje magiczny świat, zupełnie obcy zwykłemu śmiertelnikowi. Poza tym spotyka towarzyszy broni Farodina i Nuramona. Zawiązuje pakt z Emeralle - władczynią tajemniczej krainy. W tle znajdziemy wątek miłosny, którego nie powstydziłby się nie jeden harlequin. Jak potoczę się dalsze losy Mandreda, jak wygląda miłość w świecie elfów. Wszystkie odpowiedzi znajdziemy w powieści Henena.
Na rynku niemieckim, saga została świetnie przyjęta przez czytelników, którzy od 2004 roku, kupują jej kolejne części. Niestety, czasami możemy odnieść wrażenie, że opisy magicznego świata, są sztywne i pozbawione polotu. Krótki zdania odzierają z magii magiczny świat elfów. Głośno zapowiadane opisy tolkienowskiego świata, są niezwykle trudne do znalezienia, a momentami wręcz graniczy to z cudem.
Ni mniej, ni więcej niemieccy czytelnicy zostali oczarowani elficką sagą. Niestety, brakuje jej wiele do naszego rodzimego polskiego ''Wiedźmina'', czy sagi ''Eragon'' pióra nastoletniego pisarza Paoliniego pt. ''Eragon'',a do szumnie zapowiadanego tolkienowskiego świata, Henenowi brakuje lat świetlnych. Co może zachwycić polskiego czytelnika? Przede wszystkim szybka i wartka akcja. Niemal na każdej stronie coś się dzieje. Powoduje, to że oderwanie się od książki to nie lada sztuka. Nie odłożymy jej spokojnie, nie wiedząc co wydarzy się na następnej stronie. Historia okraszona dużym poczuciem humoru, w połączeniu z rycerskim patosem stanowi ciekawą mieszankę, powodując łzy wzruszenia albo łzy uśmiechu. Magia, walka i misja, którą mają wypełnić bohaterowie powoduje, że każdy fan fantastyki, nie przejdzie obojętnie obok sagi. Na rynku wydawniczym, znajdziemy wiele książek o fantastycznej tematyce, ale rzadko. który autor wraca do korzeni gatunku. Niemiecka saga ''Elfy'' to klasyczne fantasy.
Oryginalne wydanie powieści, zawiera niemal 900 stron. Kolejne opasłe tomisko na miarę ''Zakonu Feniksa'', J.K. Rowling czy ''Gry o tron'' Georga R.R Martina? Polskie wydanie powieści zostało podzielone na dwie części. Czytając ostatnią stronę powieści możemy być nieco zaskoczeni, dlaczego książka kończy się akurat w tym a nie w innym momencie. Powoduje to lekki niedosyt, który mam nadzieję zrekompensuje następna część.
Powrót do klasycznej fantastyki, osadzonej w elfickim świecie
W literaturze popularnej, od jakiegoś czasu prym wiodą wampiry i wilkołaki. Elfy, nieodłączne istoty fantastycznego świata, dzisiaj pozostają w niszy. Czy Bernard Henen, zmieni ten trend, serwując czytelnikom barwną historię o pięknych nieśmiertelnych istotach, walczących ramię w ramię z ludźmi.
Henen, nie...
2013-09-01
Życie od kuchni, dystopia która była rzeczywistością.
''Pierwsza znakomicie przyjęta przez czytelników i krytykę książka Orwella'' preludium do ''Folwarku zwierzęcego'' i ''Roku 1984''. Geneza biedy, poznana od podszewki przez samego autora, który był ''Na dnie w Paryżu i w Londynie''
Orwella zna chyba każdy czytelnik, po mimo tego że jego książki, dawno zdjęto z kanonu lektur szkolnych. Każdy słyszał o''Folwarku...'' czy ''Rok 1984''. Jednakże, jego pierwszą, debiutancką powieścią były rozważania o biedzie. Orwell, a właściwie Eric Arthur Blair, jak przystało na niepokornego młodzieńca, chciał spróbować w życiu wszystkiego. Dlatego przeniósł się do Paryża gdzie wylądował na dnie, a później do Londynu... Czym było owo dno, kolejnymi przytułkami i pracą praktycznie za grosze.
Autor jest znany jako eseista, krytyk. Wielu myśli, że przez całe życie siedział w cieplutkim fotelu i pisał książki o świnkach. Nic bardziej mylnego. Nieobca mu była wojna i to ta jedna z bardziej krwawych. Hiszpańska Guarrenica była równie krwawa, jak nasza kampania wrześniowa z 1939. Wcześniej podróżował po Paryżu i po Anglii. Jak ta podróż wyglądała, streściłam już wcześniej. Więcej szczegółów w powieście ''Na dnie w Paryżu i w Londynie''.
Książka składa się z dwóch części. Najpierw autor mieszka w Paryżu. Jak łatwo się domyślić, nie jest to ten wspaniały cudowny Paryż z Luwrem i Wieżą Eiffla w tle. Naturalistyczne opisy żebraków i przymierania głodem, dla nas są tak prawdopodobne, jak opisy Lema w Solaris. Ciężko uwierzyć, że we Francji XX wieku ludzie umierali głodem, a praca w restauracji przypominała niewolnictwo w starożytnym Rzymie. Towarzyszem autora, jest Borys, któremu komuniści zabili rodzinę, a on sam musiał emigrować do Francji. W tym momencie możemy poznać sympatie i antypatie polityczne autora (bol-shevik= bull shit, gra słowna która z moim poziomem języka angielskiego była dla mnie czarną magią), które rozwija w słynniejszych powieściach.
Na dnie w Paryżu i Londynie - George Orwell.Druga część powieści toczy się w Londynie, jak sam tytuł wskazuje. tutaj towarzyszy mu Paddy. O ile pierwsza część momentami bywała humorystyczna i napisana lekkim piórem, druga była przygnębiającym opisem życia w londyńskim przytułku. Nawet wytrwali czytelnicy mogą nie przebrnąć przez opisy śmierci, biedy i głodu, czyli wszystkiemu co towarzyszyło zamożnemu dwudziestowiecznemu państwu.
Na dnie w Paryżu i w Londynie - George Orwell.Rozpisałam się o biedzie, ale to było konieczne bo to książka poświęcona przede wszystkim temu problemowi. Jednakże, odniosłam wrażenie że Orwell chciał w ten sposób pokazać dlaczego powstał komunizm. Wyobraźcie sobie, że jesteście biednymi robotnikami, macie pięcioro dzieci i głodujecie, aż nagle przychodzi człowiek i mówi Wam Obalimy burżujów! Oni jedzą kawior, a Wy jecie resztki chleba ze śmietnika. Zróbmy rewolucje i zmieńmy ten świat. Takie przesłanie dotarłoby do niejednego intelektualisty, a co dopiero do niewykształconego biedaka. Autor chciał pokazać jak na jednym zbrodniczym systemie- kapitalizmie, powstał jeszcze bardziej zbrodniczy system- komunizm. Na dnie w Paryżu i w Londynie to geneza, opis zaplecza dzięki któremu Lenin, Stalin czy zachodni komuniści kanapowi (strasznie podoba mi się to określenie;-)) zapisali się na kartach śmiertelnie nudnych gimnazjalno-licealnych podręczników. ''Rok 1984'' pokazał apogeum tego systemu, czyli to jak ludzie z biedy, przejmą bogactwo bogatych, nie mając przy tym wiedzy, umiejętności rządzenia państwem, jednym słowem niczego innego oprócz wizji napełnienia żołądka. A wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenie. Dlatego przechodzimy z jednej dyktatury w drugą, ale nie będę się rozpisywać. Mechanizmy stopniowego przejmowania władzy, o niebo lepiej zostały opisane w ''Folwarku zwierzęcym''
Sama powieść... Genialna jak cała twórczość Erica Arthura Blaira, który jak już się domyślacie jest w moim panteonie pisarzy wszech czasów.Poza tym mam ogromne szczęście, bo w moich skromnych planach czytelniczych na najbliższy tydzień są ''Dzienniki wojenne
Życie od kuchni, dystopia która była rzeczywistością.
''Pierwsza znakomicie przyjęta przez czytelników i krytykę książka Orwella'' preludium do ''Folwarku zwierzęcego'' i ''Roku 1984''. Geneza biedy, poznana od podszewki przez samego autora, który był ''Na dnie w Paryżu i w Londynie''
Orwella zna chyba każdy czytelnik, po mimo tego że jego książki, dawno zdjęto z kanonu...
2013-08-25
Dawno nie czytałam dobrego, wciągającego skandynawskiego kryminału. Od czasu Larssona czy Marklund czy Nesbo w tym gatunku panował swoisty przestój. Niby non-stop wydawano jakieś książki, ale to nie było to samo. Dopóki, gdy z biblioteki n wypożyczyłam Domek z piernika stwierdziłam, że skandynawska literatura trzyma poziom, który narzucił autor trylogii Milenium.
Domek z piernika - Carin Gerhardsen
Domek z piernika to debiutancka powieść pani Carin Gerhardsen. Wielu czytelnikom, to nazwisko nic nie mówi. Autorka dwóch książek Najmroczniejsza ciemność i Kołysanka Śmierci. Nie były mi one wcześniej znane i szczerze mówiąc nie miałam ochoty żeby ich czytać. Sięgając po Domek... miałam ochotę na lekką i (niekoniecznie) przyjemną lekturę. Dodam, że sam życiorys autorki trochę mnie zniechęcił... nauczycielka matematyki... brrr... Spodziewałam się jakiś matematycznych łamigłówek, które pomogą znaleźć mordercę. Naszczęście, zamiast matematycznego bełkotu, dostałam dobry thriller psychologiczny z Freudem w tle.
Skąd w człowieku bierze się zło ? To pytanie, które od wieków trapi uczonych. Gerhardsen próbuje odpowiedzieć na to pytanie, kreując postać bardzo tuzinkową. Życiowy nieudacznik Thomas Harris, zupełnie niczym nie wyróżnia się w tle. Z zawodu jest zwykłym gońcem, żyje samotnie, obserwuje ludzi, ma 44 lata, nie ma żony, rodziny, pozycji społecznej, ma za to bagaż wspomnień. Życie przeszłością to teraźniejszość Harrisa. Wspomnienia z dzieciństwa, których nie pamięta statystyczny człowiek, nie pozwalają mu normalnie żyć. Piętno prześladowanego dziecka ciągnie się za nim niemal od czterdziestu lat, a co gorsza jego oprawca, żyje w tym samym mieście co on. Żeby było ciekawiej ma rodzinę, dzieci, dobrą pracę piękną żonę i wakacje w ciepłych krajach. Później, jak to w skandynawskich kryminałach bywa, dochodzi do morderstwa. I to nie jednego. I to nie takiego zwykłego, ale pełnego okrucieństwa, skomplikowanych, intryg, śledztw... czyli wszystkiego co w tym gatunku najlepsze. Co ciekawe, sprawą zajmuje się, tym razem nietuzinkowa postać. Policjant śledczy to człowiek opętany pracą, karierowicz który przez 24 godziny zajmuje się śledztwem. Na szczęście Pani matematyk łamie ten stereotyp i na kartach powieści kreuje ciepłego człowieka. Z pięciorgiem dzieci, żoną piekącą ciasto, uroczym domkiem, który zajmuje się śledztwem, które zupełnie do niego nie pasuje.... Więcej Wam nie napiszę, sami przeczytajcie :)
Książka, jak książka, wybitna nie jest posiada kilka mankamentów (oj, poleje się krew, jak na kryminał przystało). Po pierwsze jest cholernie przewidywalna. Jeśli przeczytałeś kilak książek w tym typie, już na sześćdziesiątej stronie domyślasz się kto jest mordercą, na 160 jesteś pewnym, na 200 możesz się założyć o 200 zł, a potem masz satysfakcję w stylu Haha znowu miałem rację. Wada numer dwa. Książka jest na swój sposób psychologiczna, ale autorka chce z tego uczynić główny atut. Psychologia w tej powieści jest raczej próbą realizacji XIX-wiecznych koncepcji Freuda. Czy autorce się udało ? Sami musicie ocenić. Wada numer 3. kocham książki które są napisane pięknym językiem. Nawet książka, która pozornie nas nie interesuje, może zachęcić barwnym językiem, żywymi dialogami i plastycznymi opisami. Tutaj mi ich brakowało.
Warto wspomnieć, że książka jest pierwszą książką z cyklu o nietuzinkowym detektywem z gromadką dzieci. Autorka już napisała kolejne części, czekające na tłumaczenia. Z ciekawości sięgnę. Sama powieść nie wbija w fotel, ale gdy ją kończysz myślisz, myślisz... i myślisz. Jak wyglądało Twoje dzieciństwo?
Dawno nie czytałam dobrego, wciągającego skandynawskiego kryminału. Od czasu Larssona czy Marklund czy Nesbo w tym gatunku panował swoisty przestój. Niby non-stop wydawano jakieś książki, ale to nie było to samo. Dopóki, gdy z biblioteki n wypożyczyłam Domek z piernika stwierdziłam, że skandynawska literatura trzyma poziom, który narzucił autor trylogii Milenium.
Domek z...
2013-08-29
Biografia czy hagiografia polskiego Sarmaty?
Granica między tymi gatunkami jest płynna. Marta Sztokfisz, przez trzysta trzydzieści stron opisała życie legendy polskiego kina. Ile w nim prawdy, a ile mitologizacji?
Jerzego Hoffmana, zna niemal każdy. Na jego filmach wychowywały się pokolenia Polaków. Ekranizacje Potopu czy Pana Wołodyjowskiego były wytchnieniem, od obszernych szkolnych lektur dla niejednego maturzysty. Jego filmy takie jak: Uwaga Chuligani, Prawo Pięści ubarwiały komunistyczną rzeczywistość. Dorobek reżyserski pana Jerzego jest ogromny: Doktor Honoris Causa Instytutu Filmowego w Moskwie, zdobywca sześciu Nagród Ministerstwa Kultury i Sztuki, laureat siedmiu Złotych Kaczek, nominowany do Oskara. O jego twórczości można o nim pisać obszerne tomiska, pełne analiz gier scenicznych. Magdalena Sztokfisz, odbiegła nieco od tej formuły, mniej skupiła się na pracy reżyserskiej, a bardziej na życiu osobistym, rodzinie i wspomnieniach. Dlatego, w jej biografii pt. Jerzy Hoffman, Gorące Serce, znajdziemy pikantne szczegóły dotyczące życia, pracy i charakteru, człowieka, który przez kinowy ekran edukował nie jednego rodaka.
Marta Sztokfisz, z zawodu dziennikarka, specjalizująca się w biografiach. Opisywała życie Marka Grechuty czy Edyty Klein. Jest również autorką cyklu scenariuszy filmów dokumentalnych. Gorące serce jest jej ostatnią książką. Powstała dzięki setkom rozmów, z ludźmi, którzy znają pana Jerzego najlepiej: zaprzyjaźnionymi aktorami, znajomymi z dawnych lat, ludźmi kultury i sztuki tj. Anna Dymna czy Daniel Olbrychski, a także samym reżyserem i jego trzecią żoną, Jagodą. Praca nad książką, zbiegła się z ekranizacją ostatniego filmu Hoffmana, Bitwa Warszawska, 1920. W rozmowie z PAP, Sztokfisz mówiła:
„Nie jest to publikacja poświęcona twórczemu dorobkowi Hoffmana. To opowieść o życiu wyjątkowego człowieka. Wszyscy znają filmy Jerzego Hoffmana, ale o jego życiu publiczność wie niewiele. Teraz ma okazję je poznać. Pośmiać się i wzruszyć".
Biografia jest pełna anegdot, refleksji i życia w trudnych czasach, syberyjskich mrozów czy peerelowskiej rzeczywistości. Sztokfisz przedstawia czytelnikowi, postać nietuzinkową i barwną. Jerzy Hoffman, to współczesny Sarmata lubiący dobrze jeść i jeszcze bardziej popić alkohol. Przy okazji romantyk, niejednokrotnie z nostalgią wspominający drugą żonę Rosjankę, Walentynę, której dedykował Ogniem i Mieczem. Szarmancki, kulturalny, w razie potrzeby potrafiący ustawić do pionu aktorów i przyjaciół. Typ dowódcy, jak mówiła o nim jedna z aktorek samiec Alfa. W wielu dykteryjkach, autorka przedstawia Hoffmana, jako leadera, który potrafił skupić wokół siebie ludzi. Od dziecka przywódca grupy, ale pełen dyscypliny, wychowany w rygorze przez ojca oficera. Jego charakter ukształtowany przez wojnę i lata spędzone na Syberii, kształtowały jego charakter. Lubiący imprezować, towarzyski, ale kiedy trzeba pracowity zdyscyplinowany perfekcjonista.
Człowiek idealny, przy którym bledną inne postacie? Podczas czytania biografii, pióra pani Marty można odnieść takie wrażenie. Autorka bezkrytycznie podchodzi do tematu, do tego stopnia, że negatywne cechy pana Jerzego, Sztokfisz przedstawia w pozytywnym świetle. Rozrzutność, niepotrzebne wydawanie pieniędzy…? Nie, polska gościnność, honor i gest, usprawiedliwia wydawanie pieniędzy na: bale, imprezy czy prezenty dla żony. Sam reżyser, mówił, że Charlie Chaplin nie miał powodzenia u kobiet, bo był skąpy. W ten oto sposób tłumaczona jest większość zachowań, które u innych byłby uznane za złe czy niejednoznaczne, w książce przedstawione są, jako śmieszne anegdoty, a czasem nawet zalety albo zasługi. Pan Hoffman pije, ale się nie upija, jeśli krzyczy to tylko w słusznej sprawie, a prośby żony w stylu: Nie wpieprzaj tego wieprza to nie przejaw obżarstwa czy łakomstwa, ale sarmackość i staropolskie zasady przeniesione do dwudziestego pierwszego wieku. W opisywaniu życia i twórczości wielkich ludzi nie chodzi o wyciąganie przysłowiowych: brudów czy szarganie opinii twórcy polskiej kinematografii. Jednakże, niektóre anegdoty czy dykteryjki miały być śmieszne, a wyszły na sztuczne i przesłodzone. Biografia, to nie hagiografia, nie może idealizować, a tymczasem czytelnik ma wrażenie, że czyta o krystalicznym człowieku, niemal mitologicznym herosie, który na wszystko potrafi znaleźć złoty środek.
Ni mniej, ni więcej, po mimo kilku mankamentów książka jest interesująca. Lekki barwny język powoduje, że trudno się od niej oderwać. Bardziej wrażliwych czytelników mogą denerwować przekleństwa, średnio, na co drugiej stronie. Rekompensuje to szata graficzna, fotosy z planu filmowego i momenty, które potrafią rozbawić do łez.
Czytałam już lepsze, bardziej obiektywne i dopracowane biografie. Z twórczością Marty Sztokfisz spotkałam się pierwszy raz. Dowiedziałam się wiele, nie tylko o życiu pana Hoffmana, ale o polskim kinie, aktorach i pracy reżysera. Przez palce brałam, niektóre wyidealizowane historie, ale ze szczerym zainteresowaniem czytałam o burzliwym życiu pana Hoffmana, zsyłce na Syberię, kolorowaniu peerelowskiej rzeczywistości, czy miłości do żon i córek. Pan Hoffman ma dystans do siebie i do swojej pracy, co najlepiej ujął w słowach:
Kiedyś reżyserowie pili w 4d, dziś kręcą filmy w 3D
Książka warta uwagi i godna przeczytania. Po mimo kilu niedociągnięć zainteresuje niemal każdego. My Polacy, często nie doceniamy, a co gorsza często nie znamy twórców rodzimej kultury. Dlatego książka Sztokfisz powinna być obowiązkową lekturą, dla każdego widza Potopu czy Pana Wołodyjowskiego
Biografia czy hagiografia polskiego Sarmaty?
Granica między tymi gatunkami jest płynna. Marta Sztokfisz, przez trzysta trzydzieści stron opisała życie legendy polskiego kina. Ile w nim prawdy, a ile mitologizacji?
Jerzego Hoffmana, zna niemal każdy. Na jego filmach wychowywały się pokolenia Polaków. Ekranizacje Potopu czy Pana Wołodyjowskiego były wytchnieniem, od...
2013-08-21
2013-08-18
-Kaśka, czemu płaczesz.
-Nie zrozumiesz.
-Jak mi nie powiesz to nie zrozumiem. To co ?
-Płaczę nad losem artysty w czasie dyktatury Stalina, ot co!
-Aha. To nie rozumiem. Jak już skończysz to pomyj garnki, bo idę do Kościoła.
Dzisiejsza poranna rozmowa z moją mamą. Nareszcie przeczytałam Dziennik Mistrza i Małgorzaty. Był to nie lada wyczyn. Książka ma 698 stron, jest wielkości Encyklopedii, a co najgorsze ma 130 stron przypisów. Jej czytanie wygląda mniej więcej tak: przeczytasz dwa zdania- przypis. Ni mniej ni więcej oznacza to, że ze strony pięćdziesiątej lądujesz na stronie 601. I tak przez 570 stron dziennika. Po mimo tych wszystkich niedogodności, na prawdę warto ją przeczytać.
Dziennik Mistrza i Małgorzaty - Michaił BułhakowMichaił Bułhakow, jest (a przynajmniej powinien być) znany wszystkim, którzy posiadają średnie wykształcenie. Wśród jego rozlicznych dzieł: powieści i dramatów, największą popularnością cieszy się Mistrz i Małgorzata. Jest to moja ukochana lektura z liceum, którą przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Właśnie, przede wszystkim akcja dziennika Bułhakowa toczy się wokół pisania tej powieści i związanych z tym problemów. Tak jak napisałam w tytule. Liczne przeszukania, mieszkania, konfiskaty rękopisów i wielogodzinne przesłuchania. Ot uroki państwa totalitarnego. Trzeba rozumieć ten klimat, aby w pełni zrozumieć sens dziennika Bułhakowa. I oczywiście przeczytać Mistrza i Małgorzatę.
Piszę bardzo ogólnie, dziennik Bułhakowa. Nie jest to do końca prawda. Siedmiuset stronnicowa relacja składa się z dwóch części. Pierwsza, o dosyć wymownej nazwie Pod Butem jest zapisem wspomnień samego Mistrza. Zostały w nim opisane relacje z jego pierwszą żoną - Tatianą Łappą oraz (dosłownie) oszczędzanie na chleb, przerwy w dostawie prądu i uroki życia artysty wszech czasów- w postaci głodu i kolegów z CZEK-a ( młodszych czytelników odsyłam do cioci Wikipedii).
Druga część książki to zapiski drugiej żony Bułhakowa, której imię i nazwisko poznajemy w tytule. Jelena Bułhakowa, na prośbę męża skrupulatnie notowała każdy dzień z życia artysty. Wpisy są okraszone listami Michaiła. Raz pięknymi i poetyckimi, drugi raz zupełnie błahymi. Poza tym daje on świetną lekcję, wszystkim rozwiedzionym małżeństwom, jak można rozstać się w zgodzie. Bułhakow jak na mistrza i autorytet w dziedzinie literatury przystało, szanował i przyjaźnił się ze swoją pierwszą żoną.
Jednak nie o tym mowa. Dzienniki to przede wszystkim przerażające świadectwo życia w stalinowskiej dystopii. Bułhakow cierpiał dodatkowo bo.. Należał do inteligencji, nie pisał na polecenie władz, zajmował się niewygodnymi tematami religii i Boga, a w wojnie domowej walczył po stronie białych [znowu Wikipedia:) ]. Żeby nie było tak depresyjnie, żona Mistrza, opisuje również wesołe akcenty, których nie brakowało w życiu Bułhakowów. Spotkania z niepokornymi twórcami, codzienne życie, wspólna praca nad książkami i radość wspólnego życia. Mało kto wie, że to Jelena przepisywała większość dzieł Mistrza. To piękne, jak w tak mrocznych czasach, ludzie którzy spotkali się po latach, mających za sobą bagaż doświadczeń, potrafili się kochać i cieszyć swoją obecnością. Życie z Mistrzem było najpiękniejszą rzeczą jaka mi się przytrafiła. Taki wpis na samym początku zabrzmiał niezwykle cukierkowo, ale czytając kolejne strony o tym jak Michaił i Jelena razem przepisywali kolejne zdania powieści, w pełni potwierdzały owe słowa. Równie pięknym momentem w dziennikach, są listy pary małżonków, gdy na jakiś czas musieli się rozstać.
Gdy czytałam Mistrza i Małgorzatę, miałam poczucie, że czytam o miłości opisanej w najpiękniejszy możliwy sposób. Teraz wiem, skąd Bułhakow czerpał inspirację w trakcie tworzenia powieści. Śmiało można wysnuć wniosek, że powieść jest niejako autobiografią Bułhakowa, a tytułowe postacie, to tak naprawdę małżeństwo, któremu przyszło czekać na siebie czterdzieści osiem lat i żyć w czasach stalinowskiego terroru. Tak nieprawdopodobnego, że diabeł, umiejętność znikania i latania stają się sposobem na pokazanie absurdu i tragizmu... Tragizmu niewoli i życia w czasach pozbawionych miłości. W takich czasach, nawet Diabeł- Woland, traci swoją sprawczą moc zła. Zostaje tylko miłość, Mistrza i jego Małgorzaty (a może powinnam napisać Jeleny).
-Kaśka, czemu płaczesz.
-Nie zrozumiesz.
-Jak mi nie powiesz to nie zrozumiem. To co ?
-Płaczę nad losem artysty w czasie dyktatury Stalina, ot co!
-Aha. To nie rozumiem. Jak już skończysz to pomyj garnki, bo idę do Kościoła.
Dzisiejsza poranna rozmowa z moją mamą. Nareszcie przeczytałam Dziennik Mistrza i Małgorzaty. Był to nie lada wyczyn. Książka ma 698 stron, jest...
2013-08-17
Rafał Kosik, polski pisarz. Znany chyba przez większość blogowych recenzentów. Twórca wydawnictwa powergraph, grafik i pisarz przede wszystkim. Zadebiutował w 2003r. powieścią dla dorosłych Mars. Popularności przysporzyła mu wydana rok później książka Felix, Net i Nika oraz gang niewidzialnych ludzi, która otwiera serię o polskich nastolatkach, napisana dla polskich nastolatków.
Felix, Net i Nika uczą się w gimnazjum. Mają IQ większe od przeciętnego, popularnego gimbusa. Felix jest konstruktorem, Net informatykiem, a Nika ma pewne paranormalne zdolności (kobieca intuicja). W każdym tomie przeżywają najróżniejsze przygody, o których my zwykli czytelnicy możemy tylko pomarzyć.
Felix, Net i Nika oraz Świat Zero - Rafał KosikW powieści Świat Zero, Rafał Kosik próbuje edukować zwykłego, potencjalnego gimbusa. Wymyśla teorię światów równoległych.Na czym ona polega? Starzy czytelnicy zapewne wiedzą, ale gwoli wyjaśnienia. W naszym świecie (tym zerowym) podejmujemy jakąś decyzję np. idziemy na studia, ale w alternatywnej rzeczywistości wygrywamy milion dolarów i jedziemy na Karaliby. Jako, że Kosik zajmuje się fantastyką, jego bohaterowie zaczynają podróżować do owych światów. W końcu ta podróż wymyka się spod kontroli, ale po kolei.
Tata Felixa pracuje w instytucie badawczym, w którym znajduje się niezbadany pierścień- taka brama do światów alternatywnych. Oczywiście trzeba przez nią przejść i znajdujemy się w innym świecie. Tylko że istnieje jeden problem. Każda zmiana światów, oddala nas od świata w którym realnie żyjemy, czyli Świata Zero. Jednym słowem bohaterowie zaczynają gubić się w alternatywnych rzeczywistościach, oddalając się coraz bardziej od swojej.
Jakiś bełkot rodem ze science fiction. Właśnie, że nie. Napisałam że Kosik sprytnie edukuje młodego czytelnika. Bohaterowie, najpierw przenoszę się do światów im bliskich, które mają tylko drobne zmiany np. Felix ma inną dziewczynę niż w Świecie Zero. To nie wszystko, akcja rozkręca się gdy przenoszą się sto lat w przyszłość, do Orwellowskiej dystopii, zalani reklamami, komercją i wielkim bratem w postaci kamer, który śledzi każdy ich ruch. Są zmuszeni do stania się żywą reklamą ubrań, które noszą, a szkoła staje się jednym wielkim banerem reklamowym oranżady. Sprytna krytyka kapitalizmu. Bohaterowie uciekają z tego świata, w niewiele lepszy- komunistyczna Polska-PRL. Młody czytelnik dowie się kim był Pinochet, kiedy był stan wojenny i jak wyglądało życie jeszcze trzydzieści lat temu. Nieco starszy czytelnik zauważy, że autor zręcznie zmiesza z błotem Kiszczaka i Jaruzelskiego. Co więcej, pan Kosik chyba nie jest sympatykiem SLD (wtrącenie o panu Millerze, przy którym nieźle się uśmiałam). Jak łatwo się domyślić naszym bohaterom, również się tam nie podoba. Dlatego idą dalej... czwarty rozbiór Polski. Pakt Ribbentrop- Mołotow.... Nie odbiorę głosu Panu Kosikowi. Przeczytajcie sami bez względu na to czy macie naście czy dziesiąt lat:) A ja po napisaniu notki spotkam się z moją znajomą i zamiast przeczytania powiem Wiszę Ci piwo za książkę ale pożycz mi drugą część:)
Warstwa stylistyczna pozostawia do życzenia. Język jak dla gimbazy, żadnych wzniosłych opisów. Ani grama poetyki... Oj chyba się zagalopowałam, to nie Proust, tylko książka dla młodzieży, z dość dużą warstwą edukacyjną. Warto pominąć wszystkie wstawki w stylu ''ja pierdykam'' (ulubione powiedzenie jednego z bohaterów) i nie skupiać się na niezwykle poważnych problemach każdego gimnazjalisty. Pomysł na książkę, ba na całą serię idealny. Fabuła jak w dobrym filmie sensacyjnym... czego chcieć więcej ? Większość książek dla młodzieży to raczej dno i wodorosty, a tutaj mamy błękitną lagunę i rafę koralową przez ponad 400 stron :)
Rafał Kosik, polski pisarz. Znany chyba przez większość blogowych recenzentów. Twórca wydawnictwa powergraph, grafik i pisarz przede wszystkim. Zadebiutował w 2003r. powieścią dla dorosłych Mars. Popularności przysporzyła mu wydana rok później książka Felix, Net i Nika oraz gang niewidzialnych ludzi, która otwiera serię o polskich nastolatkach, napisana dla polskich...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
2013-08-04
Recenzja, niemalże na gorąco. Nie dlatego, że za oknem jest chyba +500 stopni, ale jakieś dwie godziny temu skończyłam czytać Zafona, w wersji dla dorosłych. Wcześniej miałam do czynienia z Księciem Mgły, a teraz zabrałam się za Grę Anioła. Szkoda, że cały cykl zaczęłam od środka, ponieważ pierwsza część to Cień Wiatru, ale trudno. Jakoś się odnalazłam. Pięć godzin i kilkanaście minut czytania zupełnie wystarczyło.
Gra anioła - Carlos Ruiz ZafónJeśli zaczynam coś czytać o północy, a o drugiej czuję że litery skaczą mi przed oczami to znak że muszę przerwać czytanie. Ale gdy nastawiam budzik na 8 rano by dokończyć lekturę, to znaczy ze musi być ona co najmniej dobra. Dokładnie tak miałam z Grą Anioła. Książką, którą ciężko zakwalifikować do jednego rodzaju. Wątki obyczajowe i romantyczne przeplatają się z kryminałem dobrą przygodówką i odrobiną magii. W przeciwieństwie, do mojej poprzedniej recenzji, gdzie bohaterowie byli tylko nośnikami idei, w tej bohaterowie sami tworzą ideę. (chyba jak w każdej trochę bardziej ambitnej książce).
Pisarz, trochę niezdara życiowa otrzymuje zlecenie, pracuje w podrzędnym wydawnictwie. Potem dowiaduje się, że choruje na raka i dostaje zlecenie życia. A potem akcja dzieje się sama. Owy Pryncypał jak zostaje nazwany przez głównego bohatera Davida Marti'na) zmienia całe jego życie. Dalej jest samotny, co gorsza jego jedyna miłość Christin wychodzi za jego najlepszego przyjaciela. Ale to nic. Przesiąknięty ideę napisania nie byle jakiej książki nie myśli o chorobie. Na jego drodze pojawia się tajemnicza dziewczynka Izabell. Razem trafiają na trop tajemniczej historii domu starszego, niż wszyscy bohaterowie razem wzięci. Wtedy nawet pisanie książki staje się nie ważne. Skrywana od lat tajemnica powoduje, że ginie parę osób... A David próbuje rozwiązać zagadkę, do czasu aż w grę nie wkroczy tajemnicza kobieta. Do i tak zagmatwanej akcji, wplata wątek fantastyczny, magię... Tak oto toczy się Gra Anioła.
Dziesiątki bohaterów, podróż po Barcelonie i miłość do książek. To główne wątki powieści, która wbrew pozorom nie toczy się tylko w okół tajemniczego domu i Pryncypała. Wszystko, bierze swój początek na cmentarzu zapomnianych książek, który łączy wszystkie części.
Gra anioła - Carlos Ruiz Zafón
niedokończonych wniosków.... I równie wiele domysłów. Co by było gdyby? Co się stało z innymi bohaterami ? Kim był tajemniczy Pryncypał? Nawet gdy przeczytamy te 500 stron będziemy jeszcze mniej wiedzieć o Zafonie i cmentarzu zapomnianych książek.Co podoba mi się u Zafona? Miłość do książek. Wszystko dzieje się przez książki, które są obecne w życiu każdego bohatera. Kiedy moi rówieśnicy widzieli czarne robaczki na białych stronach, ja żyłem życiem coraz ciekawszych bohaterów, odkrywałem coraz piękniejsze miejsca. Studium pracy pisarza ? Chyba tak. Autor zręcznie wplótł żywot bohatera wątki swojej autobiografii. Co przeżywa pisarz gdy tworzy ? Zafon chciał przedstawić to w Grze Anioła. Pewnie dlatego jest w niej tak wielu bohaterów, tak wiele miejsc i milion
Wciągająca, szybko się czyta. Literatura nie najwyższych lotów, choć autor do takiej aspirował. Wątki filozoficzne przemyślenia na temat religii i życia stanowią plus tej książki. Fabuła jak w każdej książce sensacyjnej, tyle że ujęta w dużo ciekawszy i bardziej oryginalny sposób. Gdy macie dosyć topornych obyczajówek czy cukierkowych kryminałów, a wakacje odstraszają Was od czytania książek uznanych za Arcydzieła Wszech czasów (użeranie się z Dante na piaszczystej plaży) to polecam. Nie oderwiecie się od niej, a po lekturze będziecie chcieć więcej i więcej :) Tylko, że więcej nie będzie. Zafon z tajemnicy, uczynił swój główny atut.
Recenzja, niemalże na gorąco. Nie dlatego, że za oknem jest chyba +500 stopni, ale jakieś dwie godziny temu skończyłam czytać Zafona, w wersji dla dorosłych. Wcześniej miałam do czynienia z Księciem Mgły, a teraz zabrałam się za Grę Anioła. Szkoda, że cały cykl zaczęłam od środka, ponieważ pierwsza część to Cień Wiatru, ale trudno. Jakoś się odnalazłam. Pięć godzin i...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-12
2013-08-05
Już nie raz zachwycałam się Witkiewiczem, przybliżałam jego biografie, a każdy wpis można byłoby streścić w jednym słowie: Czytajcie nasze dobra narodowe. O ile czytałam tylko jego dramaty, to niedawno przeczytałam książkę. Tak, na początku byłam w szoku, że jak to Witkacy pisze książki. Szczerze? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. I miałam racje. Książka, a raczej manifest schyłku pięknej dwudziestoletniej Rzeczpospolitej nie jest zwykłą książką. Why? Sprawa jest prosta. W konwencjonalnej książce, najważniejsi są bohaterowie. Gdzie idą, co robię, jak potoczy się ich życie. Witkiewicz ma głęboko gdzieś tą całą formę, która sprowadza się do tego co jedzą bohaterowie i z kim się prześpią. Za to go uwielbiam. Bohaterowie, otoczenie, to sprawy drugorzędne. Liczą się idee, które chce przekazać. Bohaterowie są nośnikami idei, tworzą jedno wielkie przesłanie...
Jakie? Nam, ignorantom, na wskroś przesiąkniętym dwudziestym pierwszym wiekiem, sprawy komunizmu, rewolucji, samobójstwa, Boga, miłości- tej mentalnej i cielesnej, są obce. Znaczy, większości populacji wydaje się, że wcale nie są obce, ale gdy w szkole mają przeczytać Szewców, zmieniają butki i idą na wagary. Witkiewicz, po mimo że był uznawany za wariata, rozumiał te sprawy, nie gorzej niż nie jeden filozof. Pewnie dlatego wielu uważało go za dekadenckiego ćpuna, który otworzył sobie żyły na Polesiu ( jak pięknie śpiewał Kaczmarski- Link poniżej)
Hmm wiem że moja recenzja jest trochę nieskładna i bardzo niekonwencjonalna (o ile to w ogóle można recenzją nazwać), ale nadal pozostaję pod wrażeniem książki przeczytanej w niedzielną noc. Nie czytajcie jej w nocy, bo potem nie zaśniecie. Nie będziecie myśleć o bohaterach, o tym co mogło się wydarzyć, a nie wydarzyło. Pomyślicie o sobie jako o światkach permanentnej rewolucji i jej bezsensie, aż w końcu zrozumiecie piękno i tragizm Witkacego.
Tak w ogóle, to zastanawiam się dlaczego on i Gombrowicz nie zostali wieszczami narodowymi. Jakoś ich przepowiednie spełniały się lepiej niż Mickiewicza, aczkolwiek na Mickiewiczu się wychowałam i nie ujmuje mu nic z należnego mu szacunku, a Witkacego poznałam jako dorosła osoba i mogłam go w pełni zrozumieć. O zgrozo, gdybym przeczytała go pięć lat wcześniej.
Już nie raz zachwycałam się Witkiewiczem, przybliżałam jego biografie, a każdy wpis można byłoby streścić w jednym słowie: Czytajcie nasze dobra narodowe. O ile czytałam tylko jego dramaty, to niedawno przeczytałam książkę. Tak, na początku byłam w szoku, że jak to Witkacy pisze książki. Szczerze? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. I miałam racje. Książka, a raczej manifest...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-01
2013-07-28
Życie i rola kobiet.
,,Gołębiarki'' to książka polecana niemal przez wszystkich, od Jodi Picoult i Toni Morrison, po czytelników, którzy rekomendują ją, na formach poświęconych literaturze. Czy warto sięgnąć po książkę, która urzekła tak wielu ?
Już sama postać autorki, nie pozwala przejść obok książki obojętnie. Alice Hoffman to jedna z najbardziej poczytnych pisarek Nowego Kontynentu. Napisała ponad dwadzieścia powieści, dwa zbiory opowiadań oraz kilka książek o tematyce młodzieżowej. Sukcesywnie dostarcza pracy tłumaczom na całym świecie, gdyż jej książki znajdziemy w dwudziestu krajach. Co więcej, jej powieść ,,Totalna Magia'' została zekranizowana, a w rolę głównych bohaterek wcieliły się Sandra Bullock i Nicole Kidman. Jeszcze większą sławę przyniosła autorce ostatnia powieść...
Od wieków życie kobiet nie było usłane różami. To mężczyźni tworzyli historię, podczas gdy kobiety pozostawały w ich cieniu. Strzegły domowego ogniska, opiekowały się dziećmi, ale w różnych kręgach kulturowych były uznawane za osoby drugiej kategorii. Spętane przez niedorzeczne zakazy płynące z religii i obyczajów, pozostawały same ze swoimi problemami, słabe uzależnione od ojców, mężów, braci. Bohaterki ,,Gołębiarek'' zupełnie nie pasowały do stereotypowego opisu żydowskiej niewiasty, żyjącej u progu pierwszego tysiąclecia.
Akcja powieści dzieje się w czasie i miejscu niezwykle odległym od współczesności. Pierwszy wiek, naszej ery rok 71. Rzymianie od roku prowadzą oblężenie twierdzy Maasad, w której schroniła się grupa Żydów. Po niemal trzech latach beznadziejnej walki i rosnącej siły Rzymian, ben Jari wysunął propozycję zbiorowego samobójstwa. Tak zginęło 900 osób; mężczyzn, kobiet i dzieci. Jednakże, przez trzy lata w Maasadzie toczyło się życie. Jak ono wyglądało ? O tym opowiadają kobiety- tytułowe ,,Gołębiarki''.
Cztery niezwykłe kobiety, których losy splotły się w jedną, wzruszającą i przejmującą historię. Jeal, rudowłosa piękność. Wychowana przez ojca, który obwiniał ją za śmierć matki. Nieszczęśliwie zakochana, nie pasująca do żydowskiej społeczności, naznaczona piętnem morderczyni własnej matki. Riwka, której życie przekreślili rzymscy żołnierze. Z ich rąk zginął mąż bohaterki, a jej córka została brutalnie zgwałcona i zabita. Równie okrutnie skrzywdzona została trzecia bohaterka- Aziza. Wychowywana przez matkę na mężczyznę, aby pozbyć się piętna zgwałconej dziewczynki. Szira- dzisiaj nazwalibyśmy ją intelektualistką, w tamtych czasach nazywana czarownicą. Zna się na medycynie i ziołolecznictwie. Co więcej, w twierdzy poznaje swojego dawno ukochanego. Pomimo, że ma męża i dzieci, jej uczucie do mężczyzny nie wygasło.
Życie każdej z kobiet jest związane z gołębnikiem. To właśnie gołębie stanowiły jedyną drogę komunikacji Maasadu z resztą świata. Ich losy i życie, toczy się na tle krwawej historii Żydów, często pomijanej lub bagatelizowanej. Bohaterki, kobiety z krwi i kości, mogą być wzorem dla niejednej zagubionej współczesnej dziewczyny, matki, kobiety.
Powieść Hoffman czyta się jednym tchem. Świetnie skonstruowana powieść historyczna z rozbudowaną fabułą społeczno-obyczajową , daje przekrój społeczeństwa żydowskiego. Oszczędne słowa, ale wzbogacone o niezwykłą symbolikę, tworzą barwny, plastyczny obraz tak bardzo odległej rzeczywistości.
Kobiecy punkt widzenia na tragiczną sytuację sprzed ponad dwóch tysięcy lat powodują wzruszenia. Piękne opisy życia i przemyśleń kobiet, a także opisy żydowskich rytuałów przesądów, powodują że o książce nie da się zapomnieć. Obrazy stworzone przez autorkę pozostają przed oczyma czytelnika na długi czas. Autorka w najprostszych słowach najpiękniej mówi o rzeczach najważniejszych. To chyba główna zaleta książki. Nadto piękne wydanie, stosunkowo duże litery, powodują że lektura to uczta dla ducha. Polecam każdemu, warto tej powieści poświęcić czas.
Życie i rola kobiet.
więcej Pokaż mimo to,,Gołębiarki'' to książka polecana niemal przez wszystkich, od Jodi Picoult i Toni Morrison, po czytelników, którzy rekomendują ją, na formach poświęconych literaturze. Czy warto sięgnąć po książkę, która urzekła tak wielu ?
Już sama postać autorki, nie pozwala przejść obok książki obojętnie. Alice Hoffman to jedna z najbardziej poczytnych...