Dziennik Mistrza i Małgorzaty Michaił Bułhakow 7,6
ocenił(a) na 85 lata temu Ponieważ Michaił Bułhakow należy do grona moich ulubionych pisarzy, a „Mistrz i Małgorzata” to jedna z moich ukochanych książek, to z ogromną ciekawością sięgnęłam po „Dziennik Mistrza i Małgorzaty”. Lektura dość obszerna i niezbyt lekka – zarówno ze względu na formę, jak i treść, ale bez wątpienia warto się z nią zmierzyć.
Dziennik podzielony jest na dwie części. Pierwsza p.t. „Pod butem” pisana jest osobiście przez Michaiła Bułhakowa od 1921 do 1933 roku, natomiast drugą – p.t. „Tę powieść trzeba skończyć” spisała jego trzecia żona – Jelena Bułhakowa w latach 1933 – 1940. Ostatni wpis przypada na 10 marca 1940 r. czyli na dzień śmierci Bułhakowa. W tym miejscu nadmienię tylko, że wpisy dotyczące ostatecznego pożegnania z Michaiłem Bułhakowem były bardzo przejmujące i wyjątkowe.
Obie części uzupełnione są listami Michaiła, co szczególnie w części pisanej przez jego żonę było ożywczą odmianą. Różnicę między dziennikami Mistrza i „Małgorzaty” niestety da się zauważyć. O ile wpisy Michaiła można by określić nawet mianem pamiętnika, to dziennik jego żony jest dość rzeczowy, konkretny, relacyjny i często wręcz monotonny, by nie określić nudny. Niby pisała pod dyktando męża, ale mam wrażenie, że nie spisywała jego słów, tylko robiła swoje skróty myślowe – chyba zbyt duże… Dodatkowo książka uzupełniona jest licznymi zdjęciami – zarówno Bułhakowa jak i ludzi z jego otoczenia - oraz komentarzami do wybranych fragmentów, które przybliżają kontekst wielu sytuacji oraz sylwetki opisywanych osób.
Pomijając specyficzną formę – przede wszystkim drugiej części książki – muszę jednak stwierdzić, że bez wątpienia jest to pozycja godna uwagi, ponieważ to nic innego jak swoiste świadectwo czasów z jakimi przyszło się zmagać Michaiłowi Bułhakowowi. Dzienniki doskonale ukazują tragizm i absurd czasów oraz miejsca w jakich żył i tworzył. Są one wręcz namacalnie wyczuwalne na stronach tej książki. Dopiero po lekturze dzienników tak naprawdę mogłam zrozumieć jak niedocenionym za życia, tłamszonym, dręczonym i zaszczutym artystą był Mistrz Bułhakow. Cenzura blokowała praktycznie każde jego dzieło, przez co musiał się zmagać z permanentnym brakiem pieniędzy, oszuści za granicą regularnie kładli swoje chciwe łapy na tantiemach z wystawianych tam sztuk okradając go, każdorazowo odmawiano mu zgody na wyjazd zagraniczny, bądź w celu odpoczynku lub też z powodów zawodowych – zarówno by nabrać dystansu, inspiracji oraz siły do pisania. To wszystko wpłynęło bardzo negatywnie na jego stan zdrowia, pojawiły się nerwice i lęki przed wychodzeniem z domu. Wiele fragmentów wywołało we mnie złość, głównie z powodu jego bezsilności i niemożności zmiany swojej sytuacji. Do jego sytuacji idealnie pasuje powiedzenie „siła złego na jednego” – tylko dlaczego właśnie na TEGO!?
Ubolewam, że mistrz nie zdążył napisać powieści autobiograficznej, chociaż miał taki plan, czego dowiedziałam się z tych dzienników. Bez wątpienia byłoby to genialne dzieło, które zapewne urosłoby do rangi kultowego. Cóż pozostaje nam – miłośnikom Bułhakowa – rozkoszować się niedocenionymi za życia autora utworami i odkrywać je za każdym kolejnym razem na nowo. Bardzo jestem ciekawa jak teraz – po przeczytaniu tych dzienników – będę odbierać jego powieść życia, nad którą pracował do samej śmierci. Nie mogę się już doczekać kolejnego czytania „Mistrza i Małgorzaty”!
Polecam przede wszystkim miłośnikom literatury rosyjskiej – bezwzględny ‘must read’ na liście sympatyków Bułhakowa!