-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
1996
2015-06-14
Autor ma potencjał, wykreowane przez niego obrazy są żywe i pozostają w pamięci, a jednocześnie nie ma grafomańskich zapędów, co bardzo sobie cenię. Książkę czyta się lekko, łatwo się w nią wczuć. Historia zasadniczo też zapowiadała się ciekawie, a intryga początkowo budziła grozę.
Dlaczego jednak się czepiam? W zamierzeniu książka była przeznaczona dla młodego czytelnika, ale sądzę, że zarówno młodsi jak i starsi mogli dostrzec parę fabularnych dziur, przez które "Książę Mgły" nie realizuje się w pełni.
Zabrakło solidnego sprawdzenia wszystkich faktów i ustalenia chronologii wydarzeń z czasów poprzedzających bezpośrednio fabułę, a o których dowiadujemy się z opowieści jednego z bohaterów, przez co między innymi rówieśnik rodziców pewnego chłopca zostaje nagle sprowadzony do roli jego dziadka.
Postacie żyją zawieszone w "próżni towarzyskiej". Zgoda, częściowo można to przypisać specyficznemu nastrojowi grozy i opuszczenia, który autor próbuje utrzymywać, ale zdecydowanie nie przypomina to klimatu małego, nadmorskiego miasteczka, gdzie rozgrywa się akcja książki. Najpoważniejszy przykład? "Zmiana" jaką nam przedstawiono nie budzi podejrzeń u sąsiadów. Żadnych.
Zdarzają się również postawy, akcje i zachowania pewnych postaci, które nijak pasują do opisywanych czasów. Trzeba bowiem pamiętać, że wszystko dzieje się przed rewolucją kulturalną lat 60 i pewne działania z całą pewnością nie byłyby akceptowane w tamtych czasach. Tu nikt nie zwraca na nie uwagi.
Podsumowując, książka trochę rozczarowuje. Ma zadatki na dobre czytadło. Jest dobra jako lekki, krótki i niezobowiązujący przerywnik pomiędzy poważniejszymi pozycjami, ale z drugiej strony sprawia wrażenie pisanej w zbytnim pośpiechu, przez co cierpi na realizmie (na tyle, na ile można go wymagać od książek fantastycznych).
Mam nadzieję, że kolejne dzieła Zafona doczekały się już bardziej wnikliwego redaktora i uważniejszej korekty, bo autor niewątpliwie ma talent, ale zabrakło kogoś, kto spojrzałby krytycznie na książkę, nim została ona wydana po raz pierwszy w oryginale.
Autor ma potencjał, wykreowane przez niego obrazy są żywe i pozostają w pamięci, a jednocześnie nie ma grafomańskich zapędów, co bardzo sobie cenię. Książkę czyta się lekko, łatwo się w nią wczuć. Historia zasadniczo też zapowiadała się ciekawie, a intryga początkowo budziła grozę.
Dlaczego jednak się czepiam? W zamierzeniu książka była przeznaczona dla młodego...
2015-06-13
2015-06-07
2015-05-07
2015-04-18
2015-03-16
2015-02-23
2015-02-09
2015-01-25
Baśń, której czarowi z pewnością ulegną nie tylko najmłodsi czytelnicy.
Baśń, której czarowi z pewnością ulegną nie tylko najmłodsi czytelnicy.
Pokaż mimo to2015-01-22
2015-01-06
"Bezcenny" to moje pierwsze spotkanie z Panem Zygmuntem Miłoszewskim.
Książka trafiła w moje ręce razem z trzema innymi. W towarzystwie innych nazwisk autorów światowego formatu powieść Miłoszewskiego wydawała się najmniej smacznym kąskiem i kiedy po szybkiej lekturze dwóch pierwszych dzieł sięgałam po "Bezcennego", nastawiona byłam sceptycznie. Opis z tylnej okładki obiecywał bowiem intrygę ściągniętą od Dana Browna oraz bohaterów przypominających nieco drużynę rodem z RPG (kapłanka -w tym wypadku sztuki- z umiejetnością rozpoznawania artefaktów, kasiasty marszand, złodziejka i wojskowy "tank"; no przyznajcie sami). Czy po takiej rekomendacji można się spodziewać czegoś więcej niż tylko jednorazowego czytadła?
Mój błąd!
Książka już od pierwszych stron mnie wciągnęła, a po kilkudziesięciu kolejnych siedziałam razem z bohaterami w emocjonalnym rollercoasterze, który zafundował mi autor. Postacie są bowiem bardzo wyraziste, relacje pomiędzy nimi dynamiczne, a tajemnica trzyma w napięciu jak trzeba.
Pierwszy plus trafia do autora za dokładny research. Problem wielu pisarzy polega na tym, że jeden człowiek nie może być specjalistą we wszystkich dziedzinach życia. Albo się niewygodne tematy omija, albo trzeba się trochę w danym temacie rozejrzeć. Pan Miłoszewski nie daje się złapać na drobnych niedociągnięciach, a jeśli już musi naciągnąć pewne fakty, robi to świadomie i umiejętnie.
Kolejną zaletą książki jest zachowanie balansu pomiędzy koniecznością udzielenia pewnym postaciom (a pośrednio czytelnikowi) wyjaśnień w kwestii zagadnień technicznych a utrzymaniem napięcia i tempa akcji. Autor potrafi, nie uciekając się do rozwlekłych, wielostronicowych wynurzeń tak opisać szczegóły działania określonych mechanizmów, że czytelnik zyskuje pojęcie potrzebne do zrozumienia dalszej akcji i jednocześnie wciąż czuje chęć dalszego czytania, bez pokusy pomijania "przegadanych" stron.
Jak już wspominałam, postacie są żywe. Mają ostro zarysowane charaktery i działają zdecydowanie. Ich relacje ewoluują, zmieniają się, nieraz dość radykalnie i w krótkim czasie. Motywacja, zarówno osobistości pierwszoplanowych jak i pobocznych bywa niejasna i dopiero dalsza lektura pozwala na uchylenie rąbka tajemnicy. Pośrednio, np. poprzez ocenę bohaterów widzianych oczami innych jak również bezpośrenio, poprzez myśli i słowa poszczególnych osób czytelnik poznaje idee, za którymi gonią. Pozwala to na poznanie wykreowanych przez autora "dusz", polubienie ich (lub wręcz przeciwnie), czasem wręcz utożsamienie się z nimi.
Próba zdobycia zaginionego obrazu i wyjscia z awantury obronną ręką zostały skonstruowane i opisane w taki sposób, że nawet jeśli czytelnik może przewidywać pojawienie się niektórych elementów, to i tak trudno mu się od lektury oderwać. Stężenie elementów sensacyjnych jest cały czas umiejętnie kontrolowane.
Pojawiające się w tekśce żartobliwe opisy czy spostrzeżenia nie psują nastroju, są świeże i naprawdę dowcipne. Tam, gdzie pan Miłoszewski postawił na groteskę (choćby przedstawiając postać Lisy Tolgfors), wykonał swoją pracę z należytym wyczuciem, bez recyklingu własnych kawałow (przynajmniej w obrębie tej jednej książki).
Wielkim minusem książki jest to, że jest... Krotka. Jasne, pewne elementy, które są przez autora wyciągnięte z rękawa "wyłażą" dokładnie wtedy, kiedy nasz mistrz słownej iluzji tego właśnie potrzebuje. Ale książce nie zaszkodziłoby kilkadziesiąt stron więcej, aby nieco rozbudować pewne relacje czy kulisy przygotowań do akcji. Naprawdę, z wielką chęcią spędziłabym jeszcze chwilę czasu z wykreowanymi przez autora bohaterami.
Aby podsumować nieco swoje wywody powiem jeszcze, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, tym większe, że nie spodziewałam się, jaki skarb w ręki trzymam. Zapewne wrócę do niej za jakiś czas, kiedy nieco ochłonę po pełnej emocji lekturze, jaką jest "Bezcenny" i zatęsknię za całą niepoprawną bandą, którą do życia powołał autor.
A tymczasem ją serdecznie polecam każdemu, kto szuka dobrze opisanych strzelanin, wariackich pościgów, tajemnicy i pełnokrwistych bohaterów.
"Bezcenny" to moje pierwsze spotkanie z Panem Zygmuntem Miłoszewskim.
Książka trafiła w moje ręce razem z trzema innymi. W towarzystwie innych nazwisk autorów światowego formatu powieść Miłoszewskiego wydawała się najmniej smacznym kąskiem i kiedy po szybkiej lekturze dwóch pierwszych dzieł sięgałam po "Bezcennego", nastawiona byłam sceptycznie. Opis z tylnej okładki...
2015-01-02
Po raz pierwszy trafiłam na ten tomik jeszcze w podstawówce. Wypożyczona ze szkolnej biblioteki książka, mimo że wydana w solidnej oprawie i na papierze o dużej gramaturze, prawie rozsypywała się w rękach. Poprzecierane okładki oraz wielokrotnie klejone taśmą strony sugerowały, że nie tylko ja uległam urokowi książeczki i wracałam do niej częściej, niż do szkolnych lektur.
Już wtedy chciałam kupić swój egzemplarz. Poszukiwania w antykwariatach i księgarniach spełzły na niczym - cały nakład dawno się rozszedł. Przez lata co jakiś czas przypominałam sobie o wierszykach, aż wreszcie nadszedł moment, w którym dzięki internetowemu zamówieniu mogłam wrócić do lektury, która tak bardzo zapadła mi w pamięć. O co tyle zachodu?
Wierszyki Pana Grońskiego są przede wszystkim dowcipne. Gierki słowne, specyficzny (niemal hip-hopowy) rytm a czasem także zapis wersów sprawiają, że tekst żyje. Dodatkowo opisane sytuacje są bliskie każdemu psiarzowi. Kto miał psa, z całą pewnością niejednokrotnie uśmiechnie się, bezbłędnie rozpoznając psie zachowania i przyzwyczajenia. W dodatku książeczka jest moralizatorska w sposób nienachalny. Nie ma przymusu, a morały podane zostały
z solidną dawką humoru.
Wspomnę jeszcze o wydaniu, które posiadam. Nowe wydanie niestety zupełnie nie zachwyca szatą graficzną i nieco "puszczonym" procesem redaktorskim (tu i ówdzie wyłażą literówki). O ile ocena rysunków to kwestia gustu i w żaden sposób nie wpływa na odbiór całości, o tyle literówki w książkach przeznaczonych dla dzieci i przez dzieci samodzielnie czytanych zasługują na naganę. Mam szczerą nadzieję, że ktoś z Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego następnym razem uważniej przyjrzy się ostatecznej wersji książki oddawanej do druku, bo takie byki to trochę jak błędy w oprogramowaniu symulatorów maszyn i nie powinny były się zdarzyć.
Komu można polecić? Dzieciom - wiadomo. Ale sądzę, że jeśli w najbliższym otoczeniu znajdzie się psiarz z prawdziwego zdarzenia, to żartobliwy prezent w postaci tego tytułu również zostanie doceniony.
Po raz pierwszy trafiłam na ten tomik jeszcze w podstawówce. Wypożyczona ze szkolnej biblioteki książka, mimo że wydana w solidnej oprawie i na papierze o dużej gramaturze, prawie rozsypywała się w rękach. Poprzecierane okładki oraz wielokrotnie klejone taśmą strony sugerowały, że nie tylko ja uległam urokowi książeczki i wracałam do niej częściej, niż do szkolnych lektur....
więcej Pokaż mimo to