-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
Biblioteczka
2024-04-12
2024-01-31
Jednym z moich najbardziej szalonych marzeń jest zwiedzenie Sankt Petersburga, dawnej stolicy Rosji. Nie Moskwy, która jest dla mnie po prostu brzydka, ale Sankt Petersburga zachwycającego mnie swoim pięknem. Raz nawet byłam o krok od spełnienia tego marzenia, niestety, nic z tego nie wyszło. Na razie "poznaję" to miasto w nieco inny sposób, np. czytając książki na jego temat.
"Petersburg. Miasto snu" Joanny Czeczott to ostatnio przeczytana przeze mnie książką o tej tematyce. Jest to właściwie zbiór opowiadań czy też esejów, których akcja dzieje się w dawnej stolicy Rosji. Trochę zrażona do tej formy przekazu informacji, podeszłam do pozycji dosyć sceptycznie. Jednak z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej się do niej przekonywałam. Z zapartym tchem czytałam opowieści o codziennym życiu w tym tajemniczym jak dla mnie mieście, w niektórych esejach dziejących się w odległej przeszłości (autorka ośmiela się nawet sięgać do historycznych początków miasta założonego w XVIII wieku przez cara Piotra Wielkiego), a w innych przedstawiających współczesne miasto. Niektóre z nich budziły we mnie strach i niepokój poprzez opisy okrucieństwa, jakie się tam działy. Kto chociaż trochę zna historię miasta, nawet ze szkolnych lekcji historii, ten może się domyślać, o jakie chwile może chodzić. Ale były też takie opowiadania, które wywoływały uczucie błogości. No bo jak mieć negatywne emocje czytając o sztukach teatralnych (chociażby tytułowym "Mieście snu"), czy też występach baletowych.
Jak możecie wywnioskować - książka tym razem przypadła mi do gustu pomimo początkowych wątpliwości co do jej formy. W ostateczności nie przeszkadzało mi to w jej odbiorze, może też dzięki w miarę zrozumiałemu językowi i niezbyt skomplikowanej treści. Nawet te negatywne w treści rozdziały w ostateczności nie były tak bardzo straszne, jakby się mogło wydawać. Co ciekawe, chwilami czułam się tak, jakbym sama przebywała w tym mieście, co w przypadku XVIII-wiecznego miasta wymagało nie lada wyobraźni. I naprawdę zrobiło mi się smutno, kiedy dobrnęłam do końca książki.
Jednym z moich najbardziej szalonych marzeń jest zwiedzenie Sankt Petersburga, dawnej stolicy Rosji. Nie Moskwy, która jest dla mnie po prostu brzydka, ale Sankt Petersburga zachwycającego mnie swoim pięknem. Raz nawet byłam o krok od spełnienia tego marzenia, niestety, nic z tego nie wyszło. Na razie "poznaję" to miasto w nieco inny sposób, np. czytając książki na jego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-24
Dzieje panującego w Rosji rodu Romanowów interesowały mnie od czasów szkoły podstawowej, kiedy usłyszałam, że cała rodzina ostatniego cara Rosji została uznana przez cerkiew prawosławną za świętą. Potem co nieco usłyszałam na lekcjach historii. Aż w końcu w 2007 roku świat obiegła informacja o odnalezieniu zaginionych szczątków carewicza Aleksego i jednej z jego sióstr (ciała pozostałych członków rodziny i służby znaleziono już w 1991 roku). Media rozpisywały się o tym na lewo i prawo, a moja ciekawość przybrała na sile. Od tamtego czasu staram się poznawać historię dynastii Romanowów, z naciskiem na jej ostatnich władających Rosją przedstawicieli.
O książce napisanej przez Jana Sobczaka "Mikołaj II - ostatni car Rosji" słyszałam już jakiś czas temu, teraz miałam okazję ją przeczytać. Pozycja nie należy do najcieńszych i najlżejszych w odbiorze, a jednak jej lektura była dla mnie całkiem przyjemna. Przedstawiała ona pełny życiorys ostatniego cara Rosji od narodzin do śmierci, a nawet jeszcze dalej, bo aż do odnalezienia ostatnich szczątków rodziny. Autor szczególną wagę przywiązuje do polityki prowadzonej przez Mikołaja II - jej pozytywnych oraz negatywnych skutkach. Trwogę w czytelniku mogą wzbudzać opisy paniki na Chodynce, krwawej niedzieli w Sankt Petersburgu w 1905 roku, czy też egzekucji całej rodziny carskiej. Ale pojawia się też nadzieja, kiedy dochodzi się do momentu, kiedy Romanowie zostają uznani za świętych cerkwi prawosławnej, jako męczennicy. Mieli zostać zapomniani przez wszystkich, a okryli się wieczną chwałą. Automatycznie skojarzyło mi się to z beatyfikowaną niedawno rodziną Ulmów. Podczas czytania próbowałam też znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie od dawna pytanie, czy postać Mikołaja II należy bardziej postrzegać jako ofiarę, despotę, czy może bohatera. I jak zwykle okazało się, że tak właściwie punk patrzenia zależy od punktu siedzenia, a w samym Mikołaju było po trochu wszystkiego.
Książka w bardzo ciekawy sposób przedstawia życiorys Mikołaja II Romanowa od momentu urodzenia do śmierci, a nawet jeszcze dłużej. Język, w jakim została napisana jest zrozumiały, chociaż typowo naukowy. Na uwagę zasługuje kunszt i zebrany materiał, który posłużył do napisania publikacji. Bardzo ciekawym uzupełnieniem całości i przełamaniem treści pozycji są zamieszczone co jakiś czas repliki rycin, obrazów i fotografii związanych z jej treścią. Wszystko to sprawia, że książka, chociaż nie należy do cienkich, jest dosyć przyjemna i zrozumiała w odbiorze.
Dzieje panującego w Rosji rodu Romanowów interesowały mnie od czasów szkoły podstawowej, kiedy usłyszałam, że cała rodzina ostatniego cara Rosji została uznana przez cerkiew prawosławną za świętą. Potem co nieco usłyszałam na lekcjach historii. Aż w końcu w 2007 roku świat obiegła informacja o odnalezieniu zaginionych szczątków carewicza Aleksego i jednej z jego sióstr...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04
2020-04
2020-04
Klasyka rosyjska sama w sobie! Pamiętam, że w domu u rodziców mieliśmy tą książkę(dwutomowe wydanie) i pierwszy raz sięgnęłam do niej chyba jeszcze w gimnazjum. Teraz zdecydowałam się na wersję audiobookową, a wysłuchanie całości zajęło mi ok. miesiąca.
Dzieło przestawia historię Anny Kareniny, młodej i pięknej kobiety żyjącej stabilnie i trochę nudno wraz z dużo starszym małżonkiem, Aleksiejem. Anna jest matką Siergieja, zwanego zdrobniane Sieriożą. Mimo posiadania rodziny, Anna nie stroni od przyjęć, bardzo często pojawia się też na salonach w Petersburgu. Podczas jednego z takich bali poznaje hrabiego Aleksieja Wrońskiego, w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Wkrótce przelotne na pierwszy rzut oka uczucie przeradza się w coś więcej. Anna brnie coraz bardziej w "zakazane" uczucie nie przewidując nawet jego następstw. Niebezpiecznie zaczyna się robić, kiedy Anna dowiaduje się, że spodziewa się dziecka Wrońskiego, a mąż nie chce wyrazić zgody na rozwód i nie daje jej zobaczyć się z synkiem. W dodatku Anna wmawia sobie, że Aleksiej ją nie kocha, zaś cały świat szepcze przeciwko niej. Zdruzgotana kobieta postanawia położyć kres temu wszystkiemu.
Nie będę ukrywać, że zarówno Lew Tołstoj, jak i Fiodor Dostojewski są dla mnie mistrzami w opisywaniu codzienności XIX wiecznej Rosji. Akcja "Anny Kareniny" została umiejscowiona przede wszystkim w Petersburgu(który chciałabym kiedyś odwiedzić) i posiadłości znajdujących się pod miastem. Autor rewelacyjnie opisuje zarówno obyczaje arystokracji, jak i szlachty. Natomiast opis niektórych uczuć sprawił, że czytałam je z wypiekami na twarzy.
Klasyka rosyjska sama w sobie! Pamiętam, że w domu u rodziców mieliśmy tą książkę(dwutomowe wydanie) i pierwszy raz sięgnęłam do niej chyba jeszcze w gimnazjum. Teraz zdecydowałam się na wersję audiobookową, a wysłuchanie całości zajęło mi ok. miesiąca.
Dzieło przestawia historię Anny Kareniny, młodej i pięknej kobiety żyjącej stabilnie i trochę nudno wraz z dużo starszym...
2020-04
2020-11-29
Już dawno chciałam przeczytać książki uważane za narodową epopeję naszych wschodnich sąsiadów.
Akcja powieści toczy się w okresie 1805 - 1812 rok. W 1805 roku w Petersburgu pewna arystokratka, Anna Scherer, organizuje przyjęcie. Wśród gości znajduje się m.in. Pierre Bezuchow, przeciwnik Napoleona. Na zabawie pojawia się też książę Andrzej Bołkoński z żoną oraz hrabiego Ilię Rostowa z żoną i dziećmi. To ich losy będziemy śledzić w kolejnych rozdziałach, a następnie tomach, narodowej rosyjskiej epopei. To z nimi też będziemy się cieszyć czasami pokoju i martwić w okresie najazdu Napoleona na Moskwę.
Cztery tomy "Wojny i pokoju" są doskonałym odzwierciedleniem życia bogatych mieszczan w XIX wiecznej Rosji. Jednak mnogość wątków, podobnie jak w przypadku "Anny Kareniny", znacznie utrudnia jednomierne streszczenie utworu. Mamy tutaj i bogate bale, i przepych pałacowych sal, i romanse wśród arystokracji, i ploteczki, i intrygi, i zamach na Napoleona Bonapartego, i front wojenny, i rany, i śmierć, i łzy. A wszystko dzieje się we wciąż przeplatających się stanach wojny i pokoju. Trochę zaskoczyło mnie zakończenie powieści, oczekiwałam czegoś równie mocnego jak podczas czytania "Anny Kareniny", ale z drugiej strony, czy to nie byłoby nudne, gdyby wszystko kończyło się tak samo?
Już dawno chciałam przeczytać książki uważane za narodową epopeję naszych wschodnich sąsiadów.
Akcja powieści toczy się w okresie 1805 - 1812 rok. W 1805 roku w Petersburgu pewna arystokratka, Anna Scherer, organizuje przyjęcie. Wśród gości znajduje się m.in. Pierre Bezuchow, przeciwnik Napoleona. Na zabawie pojawia się też książę Andrzej Bołkoński z żoną oraz hrabiego...
2021-09-17
Rok 1959 rozpoczął się w Związku Radzieckim XXI zjazdem partii, który odbywał się w Moskwie. Ośmioro studentów oraz absolwentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Swierdłowsku (obecny Jekaterynburg, znany jako miejsce zabójstwa carskiej rodziny) postanowiło uczcić go wyprawą na jeden z uralskich szczytów, Ortoten, którego jeszcze nikt nie zdobył w warunkach zimowych. Tuż przed wyprawą dołącza do nich niejaki Siemion Zołotariow, starszy o około dekadę mężczyzna podający się za przewodnika górskiego. Wyprawa, która miała być wytchnieniem dla młodzieży od codzienności zamieniła się w tragedię, której prawdziwych przyczyn tak właściwie do dzisiaj nie udało się ustalić.
Alice Lugen w napisanej przez siebie książkę przedstawia genezę tragedii sprzed ponad 60 lat. Czytelnik zapoznaje się z krótką charakterystyką poszczególnych członków wyprawy, dowiaduje się o idei powstawania i funkcjonowania sekcji turystycznych na sowieckich uczelniach wyższych, systemie nagród za osiągnięciach w tej dziedzinie, wszechobecnej propagandzie. W końcu Alice rekonstruuje zarówno przebieg samej wyprawy(na podstawie zachowanych dzienników ofiar), jak i akcji poszukiwawczej, która ruszyła prawie miesiąc po zaginięciu ekipy. Opisuje również momenty odkrycia ciał oraz stan, w jakim one zostały odnalezione. Autorka przygląda się także śledztwu mającemu wyjaśnić przyczynę śmierci w tajemniczych okolicznościach 9 osób oraz reakcją władz i społeczeństwa na tą tragedię.
Alice Lugen w reporterski sposób(w końcu z zawodu jest reporterką) zajmuje się sprawą, która przez lata była zamiatana pod dywan. Przełom nastąpił w 2009 roku po odtajnieniu dokumentów z nią związanych. Niestety, niewiele one wniosły do rozwikłania zagadki nocy z 1 na 2 lutego 1959 roku (prawdopodobnie wtedy doszło do tragedii). Być może nigdy nie dowiemy się, dlaczego grupa 9 młodych ludzi wyszło wtedy w środku nocy z namiotu i przepłaciło to swoim życiem. Język, w jakim została napisana książka jest przystępny i zrozumiały, co sprawia, że czyta się ją sprawnie(sama przeczytałam ją w niecałe 4 godziny). Dodatkowym atutem książki są zdjęcia, także te z wyprawy z przełomu stycznia i lutego 1959, które zarazem stały się ostatnimi fotografiami studentów. Można ich zobaczyć jako młodych, pełnych pasji i zapału ludzi. Patrząc na nie czytelnik tym bardziej zadaje sobie pytanie co tak naprawdę wtedy się wydarzyło.
I na koniec taka konkluzja z książki. Kierownik wyprawy (przynajmniej oficjalny, bo z zachowanych notatek wynika, że to raczej Siemion chciał decydować o większości spraw) Igor Diatłow przed podróżą życzył wszystkim jej uczestnikom, aby ich nazwiska zostały kiedyś zapisane na mapach i w atlasach. Nie mógł jednak przewidzieć, że to właśnie od jego nazwiska nazwana zostanie przełęcz, w której zostaną znalezione zwłoki jego i jego znajomych.
Rok 1959 rozpoczął się w Związku Radzieckim XXI zjazdem partii, który odbywał się w Moskwie. Ośmioro studentów oraz absolwentów Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Swierdłowsku (obecny Jekaterynburg, znany jako miejsce zabójstwa carskiej rodziny) postanowiło uczcić go wyprawą na jeden z uralskich szczytów, Ortoten, którego jeszcze nikt nie zdobył w warunkach zimowych....
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-28
John Boyne dał się mi już poznać, jako autor doskonałych jak dla mnie powieści poruszających w dość delikatny sposób problem holokaustu - "Chłopca w pasiastej piżamie" oraz "Chłopca na szczycie góry". Z czystej ciekawości sięgnęłam po "W cieniu Pałacu Zimowego", aby zobaczyć jak poradzi sobie z inną tematyką. Jak zwykle nie zawiodłam się, a lektura należała do prawdziwej przyjemności. Tym bardziej, że dzieje dynastii Romanowów należą do szerokiego kręgu moich zainteresowań.
Akcja powieści rozpoczyna się na początku lat 80 XX wieku. Ponad 80 letni Georgij Jachmieniew, z pochodzenia Rosjanin, mieszka wraz z żoną, Zoją, w Londynie. Zoja jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej, toteż mężczyzna spędza bardzo wiele czasu w szpitalu. Pociechą dla pary staruszków jest syn przedwcześnie zmarłej córki Ariny, Michael, który spędza z nimi wiele czasu.
Chociaż małżeństwo sprawia wrażenie w miarę przeciętnych ludzi, skrywa w sobie pewną tajemnicę. Georgij doskonale pamięta dzień sprzed około 75 lat, kiedy przez jego rodzinną wieś przejeżdżał krewny cara Mikołaja II - Mikołaj Mikołajewicz. Ratując go od śmierci z rak swojego przyjaciela Kolika udowodnił swoją ogromną odwagę. W ten sposób trafił do słynnego Pałacu Zimowego w Petersburgu, zasilając tym samym carską służbę. Zostaje opiekunem chorego na hemofilię carewicza. Poznaje również tajemniczego mnicha Rasputina, traktowanego przez carycę niczym bóg. Jest też mimowolnym świadkiem upadku rosyjskiej dynastii, co powoduje jego rozpacz. A także zakochuje się w pięknej córce cara - Anastazji. Wspomnienia z życia w legendarnym Pałacu przeplatają się z tymi dotyczącymi życia po wyemigrowaniu z Rosji wraz z tajemniczą Zoją. O ile jednak wspomnienia z życia przed emigracją ułożone są według wydarzeń, o tyle te po niej opowiedziane są od najświeższych do najdawniejszych. Poznajemy z nich jak wyglądało jego życie na wygnaniu oraz małżeństwo z samą Zoją.
Boyne jak zwykle stanął na wysokości zadania przekazując stworzonym przez siebie postaciom wspaniałe, barwne życiorysy. Najbardziej podobała mi się w książce postać Georgija - skromnego wiejskiego chłopaka, który nie dość, że awansował społecznie, to jeszcze odnalazł się w nowej roli. Postać Zoji też została ciekawie zakreślona. Z ciekawością czytałam o życiu w samym Pałacu Zimowym. A już najbardziej wzruszyła mnie jedna z końcowych scen, podczas których Georgij i Zoja spotykają w Sankt Petersburgu swoich "starych znajomych", spotkana kobieta zaś prosi staruszkę o to samo, o co poprosiła przed laty...
John Boyne dał się mi już poznać, jako autor doskonałych jak dla mnie powieści poruszających w dość delikatny sposób problem holokaustu - "Chłopca w pasiastej piżamie" oraz "Chłopca na szczycie góry". Z czystej ciekawości sięgnęłam po "W cieniu Pałacu Zimowego", aby zobaczyć jak poradzi sobie z inną tematyką. Jak zwykle nie zawiodłam się, a lektura należała do prawdziwej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-10
Jednym z czarnych dni zapisanych na kartach historii naszego kraju była z całą pewnością noc z 9 na 10 lutego 1940 roku, kiedy z polecenia NKWD niezliczona rzesza Polaków zamieszkujących Kresy Wschodnie została wywieziona w głąb Rosji i Kazachstanu. Na obcej ziemi, z dala od ojczyzny, mieli dożyć kresu swoich dni, wykonując niejednokrotnie pracę ponad swoje siły za racje żywieniowe, które nie zaspakajały ich dziennego zapotrzebowania na kalorie. "Wybawienie" przyszło w sierpniu 1941 roku na mocy amnestii uwalniających obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, przebywających głównie we wszelkich kołchozach i łagrach. Chociaż na pozór byli wolni, ich odyseja wędrownicza dopiero się zaczęła, a powrót do kraju prowadził nieraz przez pół świata.
W rocznicę tej strasznej nocy postanowiłam sięgnąć po książkę dziennikarki Anny Herbich - "Dziewczyny z Syberii. Historie prawdziwe". To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością tej kobiety, toteż po trochu wiedziałam, czego mogę się spodziewać. I przyznam szczerze, że wcale się nie zawiodłam.
Charakterystyczną cechą książek - reportaży napisanych przez Annę Herbich są historię opowiedziane przez dziesięć kobiet, które wpisują się w tematykę danego wydania. Tym razem w książce znajdziemy wspomnienia dziesięciu kobiet, które przeszły przez piekło zesłania na Syberię i do Kazachstanu.
Niektóre z nich trafiły tam właśnie po akcji przesiedleńczej z lutego 1940 roku, inne już po zakończeniu II wojny światowej, w ramach kary za działalność prowadzoną przeciwko Rzeczpospolitej Ludowej. Wszystkie rozmówczynie Anny były wtedy jednak młodymi kobietami, czasami wręcz dziećmi, mającymi przed sobą całe życie. Nie chcąc umrzeć na nieludzkiej ziemi postanowiły walczyć nie tylko o swoje życie, ale też o godność i przyszłość. Tułające się po nieznanym terenie, przechodzące z jednego obozu do drugiego, rozdzielone z rodzinami, zmuszone sprzedać cenne rzeczy, żeby przetrwać kolejne dni - aż włos się jeży na głowie od czytania takich rzeczy. A jednak, wszystkim im udało się przetrwać te ciężkie chwile, a nawet wrócić do ojczyzny.
W książce znajdziemy historię Janiny, która wraz z mamą zgłosiła się do wywózki pociągiem, do którego wprowadzono już jej starszą siostrę i babcię, Stefanii, która została przegrana dwa razy, a ocalała tylko dzięki przyjaciółce, Danuty, która poślubiła bogatego perskiego księcia, Aliny, której rodzina przed wybuchem wojny zajmowała się dystrybucją nafty, Natalii, która bez wahania stanęła w obronie słabszej współwięźniarki i za to miała zamarznąć w karcerze, Danuty, która była w armii generała Andersa, Weroniki, która była Żołnierzem Wyklętym, Grażyny, która stała oko w oko z dwoma wilkami, Barbary, która musiała uciec ze Lwowa oraz Zdzisławy, która uciekała z ukochanym przez tajgę.
Nie będę ukrywać, że mam słabość do książek napisanych na podstawie czyiś wspomnień, jak również interesuje mnie życie na Syberii. Dlatego książkę przeczytałam jednym tchem, na swój sposób przeżywając opisywane w niej zdarzenia i współczując każdej kobiecie, która podzieliła się w niej swoją historią. Lektura zajęła mi niecały dzień, co jednak nie znaczy, że przeczytałam ją pobieżnie. Bardzo podobało mi się zamieszczenie przy każdej z opowieści archiwalnych zdjęć rodzinnych, co nadało wszystkiemu głębszego wydźwięku.
Jednym z czarnych dni zapisanych na kartach historii naszego kraju była z całą pewnością noc z 9 na 10 lutego 1940 roku, kiedy z polecenia NKWD niezliczona rzesza Polaków zamieszkujących Kresy Wschodnie została wywieziona w głąb Rosji i Kazachstanu. Na obcej ziemi, z dala od ojczyzny, mieli dożyć kresu swoich dni, wykonując niejednokrotnie pracę ponad swoje siły za racje...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-26
2018-07-22
Dzisiaj wszyscy wiedzą, że w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku w piwnicy w Jekaterynburgu zginęła cała carska wraz ze swoimi wiernymi służącymi. Jednak do 2007 roku, kiedy odnaleziono brakujące szczątki Aleksieja i jednej z jego sióstr, nic właściwie nie było do końca pewnego. Raporty z tej tragicznej nocy były ze sobą sprzeczne, a brak ciał wysuwał podejrzenia, że być może najmłodsi członkowie rodziny uniknęli tragicznego losu cara, carycy, trzech córek i służby. Od razu nasuwało się pytanie - a co by było, gdyby to była prawda? Na to pytanie odpowiada jedna z książek Steve Berry'ego(nota bene napisana jeszcze przed 2007 rokiem) zatytułowana "Przepowiednia dla Romanowów".
Rosja, październik 1916 roku. Słynny rosyjski mnich, Grigorij Rasputin, zostaje wezwany do cierpiącego na kolejny napad hemofilii carewicza Aleksego. Podczas spotkania z jego matką, carycą Aleksandrą, w cesarskim pałacu w Carskim Siole wygłasza przepowiednię, wedle której rodzina zostanie zgładzona w ciągu dwóch lat od jego śmierci, dwóm jej członkom uda się jednak ujść z niej cało, dzięki czemu uda się utrzymać ród Romanowów w linii prostej. Po latach ich krewni zostaną odnalezieni przez kruka i orła, a zanim tego dokonają zginie dwanaście istnień. Dwa miesiące później zwłoki Rasputina zostają wyłowione z przepływający przez Piotrogród Newy, zaś w lutym 1918 roku rodzina carska zostaje zamordowana w Jekaterynburgu. Kiedy po latach ich mogiła zostaje wreszcie odnaleziona, brakuje dwóch ciał...
Czasy współczesne. Pracujący dla rządu afroamerykański prawnik, Miles Lord, dociera do niedawno odtajnionych dokumentów dotyczących zbrodni na ostatnim carze Rosji i jego rodzinie. Ich tekst napawa go zdumieniem. Postanawia rozwiązać zagadkę i odkryć prawdę sprzed lat. Pomaga mu w tym przypadkowo poznana w pociągu akrobatka cyrkowa imieniem Akilina. Wspólnie przemierzają Rosję i Stany Zjednoczone, rozwiązując pozostawione po drodze zagadki zostawione przez najczęściej nieżyjących już przodków zaangażowanych w całą sprawę. Tym czasem Rosja na powrót planuje przejść do ustroju władzy, jakim jest carat. Rząd ma nawet swojego kandydata na to miejsce, niejakiego Stefana Bakłanowa. W związku z tym wysyła za Lordem dwóch swoich ludzi - Feliksa Orlega i człowieka, który pojawia się w powieści jako "Opadająca powieka", którzy mają za zadanie pozbycie się niewygodnego prawnika i jej partnerkę. Co gorsza, we współpracę z mafią wciągnięty jest także przełożony Amerykanina, Taylor Hayes. Rozpoczyna się walka z czasem, której ceną jest nie tylko ludzkie życie, ale i przyszłość cesarstwa Rosyjskiego.
To kolejny rewelacyjny i wciągający thriller autorstwa Steve'a Berry'ego, który miałam okazję, a raczej przyjemność, przeczytać(a propos, lada dzień skończę czytać ostatnią jak dotąd wydaną książkę o przygodach agenta Cottona Melone, mam nadzieję, że nie ostatnią w ogóle, i w planach mam zrecenzowanie całej serii). Jak we wszystkich przypadkach, także i tym razem akcja wciągnęła mnie na przysłowiowy amen. Tym razem wraz z autorem i Milesem Lordem przeniosłam się do carskiej Rosji i przemierzałam ją wzdłuż i wszerz poszukując kolejnych wskazówek, gdzie szukać zaginionych członków carskiej rodziny, denerwowałam się, kiedy mafiozi namierzyli po raz kolejny Milesa i Akilinę, śmiałam po kolejnym wyprowadzeniu przeciwników w błąd, a nawet czułam żal, kiedy ginęli niewinni ludzie. Ba, doszło nawet do tego, że zaczęłam się zastanawiać co by w danej sytuacji zrobił... Cotton Melone. Tak, tak, tak samo jak można po kilku spotkaniach wyrobić sobie o kimś zdanie, tak też po przeczytaniu kilku książek z danym bohaterem można już obsadzić go w danej roli.
Samą książkę odebrałam na zasadzie "co by było gdyby..." i czytałam ją na tzw. luzie. Wszak odkrycie sprzed dekady przekreśliła wszelkie takie scenariusze. Jednak zastanawiam się co by było, gdybym przeczytała ją przed tym odkryciem(oryginał powstał w 2003 roku). Czy wierzyłabym w cudowne ocalenie carskich dzieci i w to, że ich potomkowie żyją gdzieś na świecie? Ciekawa była dla mnie również interpretacja kruka i orła, którzy pojawiają się w przepowiedni. Ale o co w niej chodzi dowiecie się czytając książkę.
Dzisiaj wszyscy wiedzą, że w nocy z 16 na 17 lipca 1918 roku w piwnicy w Jekaterynburgu zginęła cała carska wraz ze swoimi wiernymi służącymi. Jednak do 2007 roku, kiedy odnaleziono brakujące szczątki Aleksieja i jednej z jego sióstr, nic właściwie nie było do końca pewnego. Raporty z tej tragicznej nocy były ze sobą sprzeczne, a brak ciał wysuwał podejrzenia, że być może...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-10
Po przeczytaniu w ubiegłym roku „Syberiady polskiej” czułam pewien niesmak żałując, że tak mało jest pozycji poświęconych życiu we współczesnej Syberii. Dużo się bowiem mówi o deportacjach w tamte tereny w okresie zaborów oraz II wojny światowej. Mało natomiast poświęca się w światowej literaturze miejsca potomkom deportowanych, ich życiu we współczesnym świecie. Nic nie pisze się też o kartelach, ani zbrodniach w tamtej, zapomnianej już nieco części Rosji. Nikołaj Lilin, mieszkający w Mediolanie właściciel galerii sztuki, swoje dzieciństwo spędził na ukraińsko - mołdawskim pograniczu. Dorastał w warunkach, gdzie nie było miejsca na sentymenty, a liczył się rygor i autorytet miejscowych przestępców. Po latach zawarł swoje wspomnienia w książce „Syberyjskie wychowanie”, która niedawno pojawiła się w polskich księgarniach.
Zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po autobiograficznej powieści. Tym bardziej, że okładka raczej przeraża – na pierwszym planie czyjaś dłoń trzymająca pistolet, w oddali widzimy jakąś zamazaną postać leżącą na ziemi. I jeszcze opis informujący, że książka opowiada o obrazie gangów działających na Wschodzie. Jednak pod wypisanym czerwonym drukiem tytułem znajduje się inna opinia: „Wspaniała, pouczająca”. I to właśnie ona bardziej pasuje do tej pozycji. Ale najlepiej przekonamy się o tym, kiedy ją otworzymy.
Akcja zaczyna się wprowadzeniem czytelnika w świat, który zapewne znał jedynie z książek. Nikołaj przychodzi na świat w lutym 1980 roku w Naddniestrzu. Wychowuje się w bardzo surowych warunkach, wśród nacji nazwanej Urkami, gdzie po ulicach miasteczkach chodzą młodociane gangi, które mają niezbyt dobry wpływ na chłopca. Nikołaj chce być taki jak oni. Musi więc przyjąć ich surowy kodeks. Od zawsze interesuje się balistyką, swój wolny czas poświęca również na rysowanie otaczającej go rzeczywistości. Tak jak swoi rówieśnicy chodzi do szkoły, ogląda kreskówki w telewizji, chodzi nad rzekę. Od zawsze sprawia też swoim rodzicom wiele trosk i zmartwień. Bardzo często drażni się z miejskimi milicjantami, wdaje się w bójki, szamotaniny. Pewnego razu trafia nawet do więzienia dla nieletnich, gdzie jest świadkiem tworzenia się wewnętrznych gangów oraz gwałtów na słabszych. On osobiście nie bierze udziału w tym ostatnim, ale i nie robi nic, aby temu zapobiec. Nie jest jednak do końca zepsutym dzieckiem – porusza go los upośledzonych umysłowo Borysa i Ksiuszy. Pierwszy z nich zostaje zastrzelony z karabinku maszynowego, kiedy bawi się swoim zwyczajem w maszynistę pociągu. Ksiusza umiera kilka lat po brutalnym gwałcie, jaki na niej dokonano. Przyjaźni się też z „dziadkami”, starszymi ludźmi którzy ze względu na swoją przeszłość budzą respekt wśród młodzieży.
Autor w rewelacyjny sposób przedstawia wpływ budzących respekt grup młodzieżowych na młodszych od siebie. Zawsze jest bowiem tak, że dana grupa pociąga za sobą innych. Często zdarza się jednak tak, że przynależność do niej kończy się tragicznie. Tak było i w przypadku Nikołaja – w pewnym momencie za swoje rozboje trafia przed wymiar sprawiedliwości. Nie należy za to obwiniać jego rodziców. Widać że dbają oni o syna, nie mają jednak wpływu na dorastającego nastolatka, który chodzi własnymi ścieżkami i potrafi wymknąć się z domu nawet w środku nocy. Udowadnia również, że można opuścić każdą subkulturę, czy też sektę, jeśli się naprawdę tego chce.
„Syberyjskie wychowanie” to świetny debiut Nikołaja Lilina, przedstawiające jego niesamowite wspomnienia z czasów dzieciństwa. Niektóre historie zadziwiają, inne bulwersują. Dzięki temu książkę szybko się czyta i jest w miarę łatwa w odbiorze. Warto podkreślić, że została przetłumaczona na wiele języków. Dobrze, że wśród nich znalazł się też język polski.
Po przeczytaniu w ubiegłym roku „Syberiady polskiej” czułam pewien niesmak żałując, że tak mało jest pozycji poświęconych życiu we współczesnej Syberii. Dużo się bowiem mówi o deportacjach w tamte tereny w okresie zaborów oraz II wojny światowej. Mało natomiast poświęca się w światowej literaturze miejsca potomkom deportowanych, ich życiu we współczesnym świecie. Nic nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-19
Tak jak pisałam, po przeczytaniu beznadziejnego „Czerwonego Królika” oraz rewelacyjnego „Polowania na Czerwony Październik” postanowiłam dać autorowi tych książek, Tomiemu Clancemu, jeszcze jedną szansę. Nie mogłam się bowiem zdecydować, czy go lubię, czy też nie. Zresztą polecony mi przez trenerkę „Czerwony Sztorm” zaczęłam czytać w tym samym czasie co „Polowanie na Czerwony Październik”, co dodatkowo wpływało na chęć poznania całej historii(zapewniam, że gdybym czytała ją razem z „Czerwonym Królikiem”, to sytuacja byłaby raczej odwrotna). Szkoda tylko, że trenerka nie uprzedziła, że czeka mnie lektura licząca 726 stron napisanych raczej maczkiem. Nie przeżyłabym szoku, podczas odbierania jej z biblioteki. A tak musiałam tylko zagryźć zęby i wziąć się do roboty.
O czym jest książka? Powiedziałabym, że jest to luźna interpretacja wybuchu i przebiegu III wojny światowej, którą wypowiada Zachodowi ZSRR. Kiedy muzułmańscy terroryści napadają i niszczą jedną z syberyjskich rafinerii ropy naftowej, Związek Radziecki staje w obliczu kryzysu ekonomicznego. Na Kremlu powstaje tytułowy „Czerwony Sztorm”, który ma na celu uderzenie w bogaty Zachód. Przez kolejne bitwy Kreml staje się coraz bardziej uboższy w zasoby militarne.
Fabuła wbrew nie jest łatwa. Akcja toczy się w latach 80, które niestety mnie nie dotyczą. Dużo pojawia się szczegółowych, a niekiedy wręcz masakrycznych opisów. Niejednokrotnie musiałam przerwać czytanie i odpocząć, kiedy dochodziło do opisów zabójstw, gwałtów, czy też wybuchów bomb i torped. Dialogi też zbytnio mnie nie powaliły, a czasami wręcz nużyły. Ale miałam i chwilę wzruszenia – na przykład kiedy jeden z kapitanów łodzi podwodnej, Morris, musiał pochodzić po domach członków swojej załogi i oznajmić najbliższym, że członkowie ich rodzin już nigdy nie wrócą do domu. Trochę irytowała mnie też postać Vidgis, zgwałconej kobiety. Nie do końca ją rozumiałam, ale trudno.
Nie lubię opasłych tomów, ale wbrew pozorom książkę czytało mi się szybko. Dzięki usytuowaniu akcji w różnych miejscach akcja nie jest monotonna. Co prawda brakowało mi znanego z innych powieści pisarza Jacka Ryana, ale z czasem zrozumiałam, że i tak nie miałby co robić w tej pozycji. Wojny by raczej nie przerwał. Wbrew pozorom „Czerwony Sztorm” nie jest książką dla każdego. A już na pewno nie dla tych, którzy marzą o szybkiej prostej i przyjemnej lekturze. Bo nad tą pozycją trzeba się porządnie skupić. W przeciwnym razie jej nie zrozumiemy. A Clancy trochę zrehabilitował się w moich oczach.
Tak jak pisałam, po przeczytaniu beznadziejnego „Czerwonego Królika” oraz rewelacyjnego „Polowania na Czerwony Październik” postanowiłam dać autorowi tych książek, Tomiemu Clancemu, jeszcze jedną szansę. Nie mogłam się bowiem zdecydować, czy go lubię, czy też nie. Zresztą polecony mi przez trenerkę „Czerwony Sztorm” zaczęłam czytać w tym samym czasie co „Polowanie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-05-30
Od pewnego czasu lubię czytać powieści przedstawiające losy ludzi deportowanych w czasach zaborów oraz II wojny światowej na daleką Syberię. Temat zaczął mnie interesować tak naprawdę po obejrzeniu filmu „Jeniec. Tak daleko jak nogi poniosą”. Wcześniej moja wiedza nie wychodziła zbytnio poza program nauczania historii w szkole. Od czasu emisji filmu wszystko zmieniło się diametralnie. Jak dotychczas moja wiedza została poszerzona o książki „Jeniec. Tak daleko jak nogi poniosą”, „Syberiada polska” oraz „Długi marsz”. Mnie jednak to nie wystarcza, a wiadomo, że przeczytanych książek nigdy za wiele. Zwłaszcza takich, które poszerzają nasze zainteresowania.
Książka Ruty Sepetys „Szare śniegi Syberii” wpadła w moje ręce całkowicie przypadkowo. Poleciła mi ją moja znajoma słysząc, że interesuję się tą tematyką. Zapewniała mnie, że na pewno mi się spodoba, zwłaszcza, że jestem raczej wrażliwa na ludzką krzywdę. Zresztą sama też przeczytałam sobie szereg recenzji na jej temat na forach internetowych. Już wiedziałam, że muszę za wszelką cenę ją przeczytać. Wystarczyło tylko wybrać odpowiedni moment do wypożyczenia i przeczytania tej pozycji.
Akcja powieści rozpoczyna się w leżącym na Litwie Kownie, w nocy 14 czerwca 1941 roku. Do drzwi inteligenckiej rodziny, Eleny i Kostasa Vilkasów oraz ich dzieci, Liny i Jonasa pukają oficerowie NKWD. W środku znajdują przerażoną kobietę z dziećmi, którym każą się szybko pakować. W pośpiechu dziewczynka zostawia na swoim biurku bochenek świeżego chleba, czego będzie potem długo żałować. Przerażona rodzina zostaje zapakowana na ciężarówkę, na której znajdują się już ich znajomi oraz m.in. łysawy mężczyzna, który przy próbie ucieczki łamie sobie nogę oraz kobieta imieniem Ona, która właśnie zaczęła rodzić. Samochód zmuszony był podjechać pod szpital. Z powrotem Ona wraca już z swoją córeczką. Wkrótce ciężarówka podjeżdża pod dworzec kolejowy, gdzie ludzie zostają załadowani do wagonów bydlęcych. Podczas postoju na stacji Lina z Jonasem i poznanym Andriusem wymykają się z wagonu i idą na poszukiwanie ojców. Udało im się go znaleźć. Mężczyzna przekazuje im swoją obrączkę i daje słowa otuchy. Przy okazji dzieciaki odkrywają, że jadą w wagonach przeznaczonych dla prostytutek i złodziei. Po paru dniach wagony zostają zaprzężone w lokomotywę, która rozpoczęła ich podróż na wschód. Tragiczne warunki podróży oraz koszmarne jedzenie sprawiają, że coraz więcej ludzi umiera. Wśród nich jest córeczka Ony. Biedna kobieta traci głowę i podczas powrotu z łaźni do wagonu na jednym z postojów, dostaje ataku histerii. Zaskoczony oficer NKWD zabija ją z zimną krwią. Dodatkowo okazuje się, że wagon z mężczyznami zostaje odłączony i jedzie w zupełnie inne miejsce. Po kilku miesiącach Lina dowie się, że do Krasnojarska, gdzie był obóz dla zdrajców. Tymczasem Elena z dziećmi trafia do Atajskiego Obozu Pracy, gdzie dzieli mieszkanie z niemiłą kobietą. Teraz aby przeżyć rodzina musi pracować – kobiety przy uprawie buraków i kopaniu dołów, a Jonas przy robieniu butów. Rodzina byłaby pewnie lepiej traktowana, gdyby podpisała papier, w którym przyznaliby się, do zdrady państwa. Nie zrobili jednak tego, co sprowadziło na nich jeszcze większą represję i podróż aż pod biegun północny.
Historia Liny, chociaż fikcyjna, jest historią tysiąca rodzin deportowanych na Syberię w okresie II wojny światowej. To historia kilkutysięcy dzieci, które zostały sierotami, ponieważ ich rodziców albo zabito za ich przekonania, albo umarli z głodu, choroby, zmęczenia lub wypadków przy pracy. Przejmujące opisy drogi niewinnych osób na daleką Syberię przemawiają do wyobraźni czytelnika. Szczególnie napawały mnie trwogą sceny w zwierzęcym wagonie. Aż trudno w to uwierzyć, ale nawet w tych nieludzkich warunkach szesnastolatka znalazła sposób, aby rozwijać swoją pasję – rysowanie. Rysowała wszędzie i wszystkim. Jej talent został dostrzeżony nawet przez komendanta obozu, który najpierw kazał przerysować jej mapę Związku Radzieckiego, a następnie samego siebie. Dzięki temu dostała większą rację żywieniową dla swojej rodziny. Dodatkowo bardzo spodobały mi się wspomnienia z przeszłości Liny, które zostały sprytnie wplecione w teraźniejszą akcję. Ogólnie rodzina Liny wzbudza wiele pozytywnych uczuć w czytelniku, czego nie mogę już powiedzieć o innych bohaterach powieści. Dużo kontrowersji wzbudzał we mnie Andrius wraz ze swoją matką, którzy dla lepszego traktowania postanowili współpracować z NKWD. Elena też miała taką propozycję, ale ze względu na dumę odmówiła. Z drugiej strony widać było, że kocha Linę i stara się pomóc jej rodzinie, np. kradnąc pomidory dla chorego na szkorbut Jonasa. Nie podobał mi się też wiecznie niezadowolony łysy mężczyzna, który złamał nogę wyskakując z ciężarówki. Podziwiam mamę Liny, że miała dla niego cierpliwość i nawet oddawała mu swoje racje żywieniowe.
Czytając książkę wiele razy się popłakałam. Rzadko mi się to zdarza, więc książka należy za jedną z najlepszych, jakie dane mi było przeczytać w życiu. Ale z drugiej strony jak się nie wzruszyć czytając o śmierci dzieci, czy też osób wyróżniających się szczególnym altruizmem. Wciągnęła mnie tak bardzo, że cała lektura zajęła mi niecałe dwa dni. Oby więcej takich lektur.
Od pewnego czasu lubię czytać powieści przedstawiające losy ludzi deportowanych w czasach zaborów oraz II wojny światowej na daleką Syberię. Temat zaczął mnie interesować tak naprawdę po obejrzeniu filmu „Jeniec. Tak daleko jak nogi poniosą”. Wcześniej moja wiedza nie wychodziła zbytnio poza program nauczania historii w szkole. Od czasu emisji filmu wszystko zmieniło się...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-12
Po przeczytaniu dosyć nudnej, jak dla mnie, książki autorstwa Toma Clancego „Czerwony Królik” opowiadającej o próbie udaremnienia zamachu na papieża Jana Pawła II planowanego przez Związek Radziecki, postanowiłam dać autorowi jeszcze jedną szansę i przeczytać jakąś inną jego pozycję. Tym razem mój wybór padł na książkę „Polowanie na Czerwony Październik” na podstawie której John McTiernan nakręcił w 1990 roku film pod tym samym tytułem. Fabułę i problematykę znałam już z ekranizacji, teraz chciałam poznać jej książkową wersję.
Akcja powieści rozpoczyna się w dniu dziewiczego rejsu radzieckiej podwodnej łodzi atomowej, w piątek, 3 grudnia 1981 roku i toczy się przez kolejnych 17 dni. Okrętem dowodzi kapitan pierwszej rangi rosyjskiej marynarki – Marko Ramius. Wraz z nim na pokładzie znajduje się Grigorij Kamarow oraz kapitan drugiej rangi, Iwan Putin. Kilka lat wcześniej Ramius przeżywa osobistą tragedię, wskutek nieudanej operacji usunięcia wyrostka robaczkowego umiera jego żona, Natalia. Od tego momentu życie przestaje mieć dla niego sens, a jedynymi chwilami wytchnienia są te, podczas których wypływa na morze. Tymczasem na pokładzie dochodzi do morderstwa – Ramius pozbawia życia Putina. Nie robi tego bez powodu – w jego głowie powstała myśl, aby za pomocą łodzi podwodnej uciec do Stanów Zjednoczonych i starać się tam osiąść na stałe. W Związku Radzieckim nic go nie trzymało – ukochana małżonka nie żyła, a władza coraz bardziej interweniowała w życie obywateli. Putin z powodu swojej wiedzy mógł zniweczyć plan kolegi. Tymczasem sonary marynarki Stanów Zjednoczonych odkrywają podejrzany obiekt, który zbliżał się do brzegów kontynentów. Szybko zostaje wezwany Anglik Jack Ryan, który ma za wszelką cenę zapobiec atakowi nieprzyjaciela na Amerykę. Ryan szybko jednak odkrywa prawdziwe oblicze tej operacji i postanawia pomóc załodze, tak, aby nikt się nie domyślał, że Rosjanie znaleźli się w Stanach Zjednoczonych.
Kolejny raz spotykamy się z dzielnym agentem Rayanem. To głównie dzięki niemu jesteśmy w stanie określić rok trwania akcji. W „Czerwonym Króliku” synek Jacka miał półroczku, teraz próbował stawiać pierwsze kroczki. Łatwo obliczyć, że wydarzenia dzieją się jeszcze w tym samym roku. Ogólnie polubiłam tą postać – dużo potrafi, jest mądra i inteligentna, a zarazem skromna. Tak naprawdę dopiero teraz to dostrzegłam…
Sama fabuła książki wydaje mi się bardziej rozwinięta. Być może spowodowane jest to podzieleniem całego rejsu na poszczególne dni, co sprawia wrażenie pewnej harmonii. Ponadto akcja nie toczy się tylko na tytułowym „Czerwonym Październiku”, ale i na innych statkach krążących po morzu, w rosyjskim szpitalu, siedzibie CIA, a nawet Białym Domu i Pentagonie. Pozwoliło to uniknąć bałaganu jaki powstał na przykład w „Czerwonym Króliku”. Jedyne z czym autor przesadził, to z wyłowieniem jednego z członków załogi okrętu z morza. Historia trochę naciągana, ale jakoś to przeżyję.
Clancy niejako zrehabilitował się w moich oczach, bo powieść „Polowanie na Czerwony Październik” uważam za rewelacyjną. Co prawda parę wątków było niejasnych, ale jakie to ma znaczenie przy ogólnym wrażeniu. Tak więc autor na razie ma punktację u mnie 1:1. Pędzę więc przeczytać kolejną jego książkę pt. „Czerwony sztorm”. Zobaczymy po niej na którą szalę przechyli się waga. Na razie treść pozycji jest troche nudna, no, ale może potem się rozkręci?
Po przeczytaniu dosyć nudnej, jak dla mnie, książki autorstwa Toma Clancego „Czerwony Królik” opowiadającej o próbie udaremnienia zamachu na papieża Jana Pawła II planowanego przez Związek Radziecki, postanowiłam dać autorowi jeszcze jedną szansę i przeczytać jakąś inną jego pozycję. Tym razem mój wybór padł na książkę „Polowanie na Czerwony Październik” na podstawie której...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-21
Są takie książki, które czyta się jednym tchem. Dla mnie taką książką była pierwsza część Sagi Syberyjskiej Zbigniewa Domino - "Syberiada Polska". Książka, chociaż opisująca niezbyt prosty jak dla Polaków temat - wywózka mieszkańców wschodnich stron naszego kraju na daleką Syberię, napisana jest bardzo zrozumiałym językiem. Dodatkowym atutem książki jest kompozycja sprawiająca, że czytelnik sam z siebie chce przeczytać, co się stanie kartkę dalej. Książka przedstawia historię przesiedlonych ludzi z fikcyjnej wsi "Czerwony Jar" w głąb Rosji na tle rodzin Kalinowskich, Korczyńskich, Dolinów, Żyda Bialera, Ireny Puc, Ilnickich, Daniłowiczów, Jaworskich, Sylwii Krakowskiej, Manterysa, czy babki Szajniny. Wraz z nimi budzimy się w nocy 10 lutego zastanawiając się, dlaczego NKWD dobija się do naszych drzwi i każe pakować najważniejsze rzeczy. Następnie jedziemy saniami na stację kolejową w Wowrolińcach, gdzie wsiadamy do wagonów przeznaczonych na przewóz bydła. Jedziemy w nieznane strony w nieludzkich warunkach przez miesiąc. Niektórzy nasi znajomi umierają po drodze z głodu i wycieńczenia. Widzimy ich twarze po raz ostatni. Wreszcie docieramy na ostatnią stację naszej drogi - Kańsk. Z przerażeniem wysiadamy z wagonów. Okazuje się jednak, że czeka nas jeszcze kilka dni drogi na miejsce. Ponownie wsiadamy na sanie i zaprzęgami jedziemy do obozu pracy przymusowej w Kaluczojach. Trafiamy do miejsca, w którym wyznaje się zasadę - kto nie pracuje, ten nie je. W obozie poznajemy co to ciężka praca, poniżenie, głód, choroba, śmierć i bieda, ale nie tylko. W tym strasznym miejscu toczy się również odrębne życie - życie, w którym jest miejsce na radości, zabawę, a nawet miłość. Wspólnie z przesiedleńcami cieszymy się z amnestii ogłoszonej przez Stalina oraz przeżywamy trudy tułaczki po nieznanym kraju. A przede wszystkim razem z bohaterami powieści marzymy o powrocie do ojczyzny. Pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika tematyki zesłańczej i nie tylko.
Są takie książki, które czyta się jednym tchem. Dla mnie taką książką była pierwsza część Sagi Syberyjskiej Zbigniewa Domino - "Syberiada Polska". Książka, chociaż opisująca niezbyt prosty jak dla Polaków temat - wywózka mieszkańców wschodnich stron naszego kraju na daleką Syberię, napisana jest bardzo zrozumiałym językiem. Dodatkowym atutem książki jest kompozycja...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-11
„Krzyki wzdłuż pociągu nie są mniej głośne niż zazwyczaj, a drzwi wagonów nie są otwierane mniej gwałtownie. Po dwudziestu sześciu dniach ucho nauczyło się jednak w potoku szorstkich rosyjskich słów odróżniać te najważniejsze, a mężczyźni, których ciała wypadają po nagłym otwarciu drzwi, po samym tylko dźwięku rozpoznają, co mają robić – wynieść martwych, by zostali wykreśleni ze spisu, nabrać śniegu do garnka, czy wziąć drewno ze stosu po drugiej stronie. Wprawdzie tylko kilka naręczy na każdy wagon, ale zawsze to drewno, a przecież od kilku dni nie można już palić w okrągłym, żelaznym piecyku…” – tym akapitem zaczyna się niezwykła książka zawierająca w sobie i coś z kryminału, książki przygodowej, podróżniczej, a nawet romansu. Clemens Forell wraz z innymi niemieckimi żołnierzami zostaje skazany na 25 lat morderczej pracy w kopalni ołowiu na dalekiej Syberii. Po kilkumiesięcznej podróży jeńcy wysiadają w zupełnie innym, obcym świecie, gdzie domem jest wydrążona w skale wnęka, a jedynym oderwaniem od szarej rzeczywistości staje się nawet najkrótszy pobyt w obozowym szpitalu. Podczas jednego z takich „urlopów”, Clemens poznaje kolegę swojego brata ze studiów – doktora Stauffera. Lekarz, który też przebywa na zesłaniu, od dawna szykuje się na ucieczkę z nieprzyjemnego miejsca. Rezygnuje, kiedy wykrywa u siebie śmiertelną chorobę. Postanawia jednak pomóc sympatycznemu Niemcowi, oddając mu cały swój zgromadzony ekwipunek na drogę oraz dając ważne wskazówki na niewyobrażalnie długą drogę. Pewnej nocy Clemens wymyka się z obszaru obozu i przez trzy lata przemierza kilkutysięczno kilometrową drogę przez bezkresny bezmiar tajemniczej Syberii.
Książka rejestruje zachowania ludzkiej psychiki wobec niespodziewanych zdarzeń. Wraz z Clemensem planujemy ucieczkę do domu, zastanawiamy się, czy głównemu bohaterowi uda się osiągnąć zamierzony cel, współczujemy mu, kiedy rozwścieczeni współwięźniowie chcą go zatłuc na śmierć, kiedy zostaje znaleziony po pierwszej nieudanej ucieczce. Autor w niesamowity sposób opisał srogość i bezdyskusyjność zasad panujących w krainie wiecznej zmarzliny. Forellowi nie zawsze towarzyszy przecież szczęście – mężczyzna wiele razy ociera się o śmierć oraz chwile zwątpienia. Wreszcie wraz z głównym bohaterem przeżywamy coś takiego jak zezwierzęcenie umysłu – Clemens pod koniec swojej wędrówki gotowy jest nawet do ostatecznych rzeczy, byle tylko osiągnąć ten cel. Przekonuje się jednak, że oprócz ludzi wrogo do niego nastawionych(komendanci MWD, trzej opryszczki, którzy pozornie mają pomóc mu przedostać się przez Rosje), są i tacy, którzy gotowi są im bezinteresownie pomóc(doktor Stauffer, Kolka i Alosza, piekarz Leopold i Michaił Meßmer, Żyd Igor, czy też Ljuba). Na kolejnych kartkach książki dowiadujemy się, że solidarność ludzka potrafi przyjść z najbardziej nieoczekiwanej strony.
Trudno mi porównać książkę i napisany na jej podstawie scenariusz filmowy. Książka zachwyca bogactwem opisów wewnętrznych przeżyć bohatera, film malowniczym syberyjskim krajobrazem. Zarówno w książce, jak i ekranizacji pojawiają się fragmenty, których na próżno szukać w drugiej formie przekazu. Myślę, że w tym wypadku mogę zaryzykować stwierdzenie, że film jest świetnym uzupełnieniem przeczytanej książki, a książka obejrzanego filmu. Ponadto z czystym sumieniem mogę polecić książkę każdemu, kto interesuje się tematyką łagrów, ucieczek z nich, a nawet życiem na dalekiej Syberii.
„Krzyki wzdłuż pociągu nie są mniej głośne niż zazwyczaj, a drzwi wagonów nie są otwierane mniej gwałtownie. Po dwudziestu sześciu dniach ucho nauczyło się jednak w potoku szorstkich rosyjskich słów odróżniać te najważniejsze, a mężczyźni, których ciała wypadają po nagłym otwarciu drzwi, po samym tylko dźwięku rozpoznają, co mają robić – wynieść martwych, by zostali...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niektóre fakty historyczne przybierają formę legendy, stając się tym samym inspiracją dla rzeszy twórców kultury. Za przykład może służyć np. to, że przez wiele lat uważano, że jedna z córek cara Mikołaja II, Anastazja, przeżyła rodzinną rzeź i przez lata po prostu ukrywała się w różnych częściach świata. Wszelkie spekulacje zostały rozwiane w 2007 roku, kiedy odnaleziono zaginione szczątki członków rodziny królewskiej, a badania DNA potwierdziły pokrewieństwo między nimi. Jednak zanim to nastąpiło (i w zasadzie po tym odkryciu też) powstało wiele książek i filmów spekulujących jak mogło wyglądać jej życie po tym cudownym ocaleniu. Podobne emocje odgrywa tajemnicze życie i działalność Grigorija Rasputina, mnicha i znachora, faworyta carycy Aleksandry, mający rzekomo leczyć cierpiącego na hemofilię carewicza Aleksego. Ta zagadkowość związku Rasputina z rodziną carską została wykorzystana przez Thomasa Swana do napisania książki "Ostatni Faberge".
Akcja powieści rozpoczyna się w 1916 roku. Pewnego grudniowego dnia Grigorij Rasputin spotyka się ze znanym rosyjskim jubilerem, Piotrem Faberge. Faberge miał wykonać na zamówienie mnicha jedno ze swoich słynnych jaj, które z kolei miało zostać podarowane na przyszłoroczną Wielkanoc carycy. Nigdy jednak do tego nie dochodzi - tej samej nocy Rasputin zostaje zamordowany, a jajko trafia w ręce lokaja, Mikołaja Karsałowa, który z czasem przekazuje je swojemu synowi - Wasylowi. Niestety, Wasyl przegrywa rodzinną pamiątkę podczas gry w karty w dniu, kiedy na świat przychodzi jego syn, Michaił. Po 35 latach z mieszkającym w Londynie Michaiłem kontaktuje się jeden z uczestników tamtej gry w karty, Sasza. Rozmawia z mężczyzną o jego rodzicach, ale też wspomina o jajku, które niegdyś jego ojciec przegrał. Wkrótce tajemniczy gość z przeszłości zostaje postrzelony. Okazuje się, że legendarną pamiątką interesuje się ktoś jeszcze.
Swan w swojej opowieści świetnie połączył dzieje trzech historycznych postaci - Griegorija Rasputina, carycy Aleksandry oraz Piotra Faberge'a. I chociaż to nie oni są głównymi bohaterami książki, to jednak od tej trójki wszystko się zaczyna. Język opowieści jest bardzo przystępny, chociaż czasami gubiłam się w biegu akcji i musiałam wrócić do poprzedniego rozdziału, aby przypomnieć sobie, o czym była jego treść, albo kto był kim. Ale ogólnie powieść mi się podobała, głównie ze względu na owianie tajemniczością jajek tworzonych przez Piotra Faberge na zamówienie carskiej rodziny. Nawet zaczęłam się zastanawiać czy opisane w niej jajko faktycznie istniało, niestety Internet milczy w tej kwestii.
Niektóre fakty historyczne przybierają formę legendy, stając się tym samym inspiracją dla rzeszy twórców kultury. Za przykład może służyć np. to, że przez wiele lat uważano, że jedna z córek cara Mikołaja II, Anastazja, przeżyła rodzinną rzeź i przez lata po prostu ukrywała się w różnych częściach świata. Wszelkie spekulacje zostały rozwiane w 2007 roku, kiedy odnaleziono...
więcej Pokaż mimo to