-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
Italo Calvino to zmarły w 1985 roku włoski pisarz i eseista (urodzony w 1923 na Kubie). Jego książkę Wicehrabia przepołowiony (po raz pierwszy wydaną w 1952 i otwierającą trylogię Nasi przodkowie) podrzuciła mi koleżanka z Dyskusyjnego Klubu Książki, która chciała poznać moje wrażenia z tej lektury. Sam bym po tę pozycję nigdy nie sięgnął (ten tytuł, ta okładka), ale darowanemu koniowi…
Dzieło Calvino niestety mnie nie wciągnęło i kompletnie nie przekonało. Po zakończeniu lektury, która na szczęście była bardzo krótka ze względu na znikomą ilość tekstu, który się nań składa, nie pozostały we mnie niemal żadne pozytywne doznania. Powstało za to pytanie - co widzą w tym utworze ci, którzy oceniają go jako arcydzieło, a samego autora uważają za jednego z ważniejszych twórców XX wieku*. Wicehrabia nie wnosi niczego nowego do wiedzy o człowieku czy rozważań o moralności, a powtarzane przez tych krytyków, którzy się nim zachwycają, tezy o ukazaniu dwoistości ludzkiej natury, może być argumentem tylko dla kogoś, kto nie wyszedł poza najprostsze bajki dla dzieci, gdzie dobry jest dobry, a zły jest zły. Ba, mam wrażenie, że dla czytelnika lubiącego dłubać się w naturze ludzkiej, zarówno w ujęciu jednostkowym, jak statystycznym, Calvino jest po prostu infantylny. Prawdziwą zagadką nie jest bowiem złożoność natury ludzkiej, która zresztą nie jest wcale dwoista, a wieloraka, lecz to, dlaczego dobrzy czynią zło.
O warsztacie literackim nie będę się rozwodził. Powiem tylko, że tej tak okrzyczanej oniryczności, alegoryzmu i innych och i ach w ogóle nie widzę. Widzę tylko taki literacki onanizm formą. Sęk w tym, że i forma nie trafiła w mój gust. Za dużo w tym sztuczności, prostego wydumania. Ot – takie sobie czytadło w formie pseudobajki.
Gdybym chciał pokusić się o porównanie, powiedziałbym, że idealnym odbiciem tego dzieła jest jego polskie wydanie. Twarda okładka, dobry papier. Fizyczność sugerująca pewną wagę treści. A w środku nawet błędy ortograficzne. Nawet takie jak wywarzony (bo pochodzi od wagi).
Ja Wicehrabiego absolutnie nie kupuję. I nie polecam. W moim odczuciu nie ma w nim niczego interesującego. Choć mam świadomość, że niektórzy się nim zachwycą. Jeśli jednak macie gust i zainteresowania choć trochę podobne do moich – szkoda Waszego czasu
źródło:
https://klub-aa.blogspot.com/2022/01/italo-calvino-wicehrabia-przepoowiony.html
Italo Calvino to zmarły w 1985 roku włoski pisarz i eseista (urodzony w 1923 na Kubie). Jego książkę Wicehrabia przepołowiony (po raz pierwszy wydaną w 1952 i otwierającą trylogię Nasi przodkowie) podrzuciła mi koleżanka z Dyskusyjnego Klubu Książki, która chciała poznać moje wrażenia z tej lektury. Sam bym po tę pozycję nigdy nie sięgnął (ten tytuł, ta okładka), ale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Któż z nas nie oglądał jeszcze Krucjaty Bourne’a*? Dzięki wielu kanałom polskiej telewizji serwującym na zmianę tę drugą (po Tożsamości Bourne’a) część cyklu o tytułowym eksagencie amerykańskich super tajnych służb, jeśli nawet ktoś taki by się znalazł, to łatwo braki nadrobi, gdyż powtórki tego filmu lecą niemal równie często jak Czterej pancerni. Idąc za ciosem po lekturze, a właściwie odsłuchaniu, audiobooka Tożsamość Bourne’a, postanowiłem poznać literacką wersję części drugiej. Z co najmniej dwóch wersji audio, które były w moim zasięgu, wybrałem tę w interpretacji Kamila Kuli. Niestety, była to porażka i lektor nie okazał się bynajmniej głównym winowajcą.
Tożsamość Bourne’a w wersji książkowej (audiobookowej) była o niebo lepsza niż jej ekranizacja, choć i ta też ma bardzo dobre noty, do których się przychylam i muszę przyznać, że ile razy by ją w TV nie puszczali, to nie powoduje u mnie odruchu wymiotnego nawet przy n-tym oglądaniu. Niestety, filmowa druga część serii jest znacznie słabsza niż pierwsza, a odpowiednik książkowy, jak się okazało, jest jeszcze gorszy.
Fabuła powieści nie ma kompletnie niczego wspólnego z fabułą ekranizacji i, co się naprawdę rzadko zdarza, jest po prostu denna. Choć pomysł stojący u progu jej konstrukcji był dużo lepszy niż w płytkiej filmowej sztampie, oparty na ciekawej politycznej intrydze, to wykonanie kompletnie nie wyszło. Całości brak choćby za grosz realizmu. W dodatku dialogi są tak sztuczne, że aż boli, a przebieg kolejnych konfrontacji między głównym bohaterem i jego przeciwnikami to już wręcz żenada.
Aż za często miałem wrażenie, że to nie książka Ludluma, a jakiegoś uzurpatora pod niego się podszywającego. Widać, że autor kompletnie nie wie o czym pisze ani nie ma za grosz wyobraźni, lub też kompletnie te wszystkie cechy na czas pisania tej książki utracił. Brak podstawowej wiedzy i wyczucia nie tylko psychologicznego, merytorycznego, ale nawet z dziedziny życia niemal codziennego. Scena zaś, gdy Bourne w nocnej ciszy przebija nożem opony w ciężarówce tuż obok strażnika, dosłownie mnie rozwaliła. Do żenującego poziomu powieści dochodzi coś, co mnie ostatnio wręcz wpienia, gdyż to coraz powszechniejsza moda wśród polskich zawodowych lektorów – czytanie bez zrozumienia. Prowadzi to do bezmyślnego powielania w wersji audio takich kwiatków jak pękały śluzy (zamiast pękały tamy) czy humor zeszytów typu skinęła głową kierownicy.
Więcej nie będę się rozpisywał. Choć Tożsamość Bourne’a była świetna, to Krucjaty nie tylko nie polecam, ale wręcz przed nią przestrzegam. Przy okazji pytanie za 10 punktów – dlaczego taki polski tytuł, skoro oryginalny jest jaki jest?
źródło:
http://klub-aa.blogspot.com/2021/11/zaskakujaca-porazka-czyli-powiesciowa.html
Któż z nas nie oglądał jeszcze Krucjaty Bourne’a*? Dzięki wielu kanałom polskiej telewizji serwującym na zmianę tę drugą (po Tożsamości Bourne’a) część cyklu o tytułowym eksagencie amerykańskich super tajnych służb, jeśli nawet ktoś taki by się znalazł, to łatwo braki nadrobi, gdyż powtórki tego filmu lecą niemal równie często jak Czterej pancerni. Idąc za ciosem po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Shogun” Clavella otwierający „Sagę azjatycką” doczekał się kilku ekranizacji, spośród których najbardziej znaną jest ta z 1980, w kórej zagrali Richard Chamberlain i Yôko Shimada, a ich interpretacja wątku miłosnego przyczyniła się znacznie do popularności serialu wśród płci pięknej; mężczyźni bardziej docenili chyba inne aspekty. Oglądałem dawno, dawno temu i pamiętam, że się podobało, ale do książki mnie nie ciągnęło. W końcu po nią sięgnąłem i okazało się to dobrym wyborem. Stare (1975), ale w ogóle nie trąci myszką. Jak wszyscy piszą, i jak w serialu, jest i romans, i jest to powieść przygodowa, historyczna (przełom XVI i XVII w.). I jak najbardziej jest to opowieść o władzy i polityce. Jako najciekawsze, najbardziej wartościowe, oceniam jednak ukazanie wyjątkowości historii zderzenia kultury europejskiej z japońską, ekspansywnego chrześcijaństwa z „pogaństwem”, „cywilizacji” z „barbarzyńcami”. Chyba każdy znajdzie w „Shogunie” coś, co go zachwyci, zaciekawi... Naprawdę warto po tę lekturę sięgnąć - nic nie straciła ze swej oryginalności, aktualności i atrakcyjności.
„Shogun” Clavella otwierający „Sagę azjatycką” doczekał się kilku ekranizacji, spośród których najbardziej znaną jest ta z 1980, w kórej zagrali Richard Chamberlain i Yôko Shimada, a ich interpretacja wątku miłosnego przyczyniła się znacznie do popularności serialu wśród płci pięknej; mężczyźni bardziej docenili chyba inne aspekty. Oglądałem dawno, dawno temu i pamiętam, że...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to