Biblioteczka
2024-04-14
2024-04-15
„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica
W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo symboliczny i doskonale współgra z tym, co działo się w czasie ich panowania. Podsumowaniem tego jest wniosek, że „Jagiellonowie nie potrafili wytworzyć wysokiej kultury politycznej ani zmusić się do solidności w rządzeniu krajem na miarę Piastów.”
Wraz ze śmiercią Kazimierza III Wielkiego w dniu 5 listopada 1370 w Krakowie skończyła się też dynastia piastowska. Był to bowiem ostatni monarcha z dynastii Piastów zasiadający na tronie Polski. Po nim nastał burzliwy czas, po którym władzę królewską objął Władysław II Jagiełło. Dziś jest to dla nas zdarzenia ważne i przełomowe w naszych dziejach, ale w tamtych czasach nie wszystko przebiegało tak prosto i bezkonfliktowo. Autor nakreśla nam ówczesną atmosferę i wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu. Przedstawił w swojej książce charakterystykę prawie 200 lat rządów prowadzonych przez rodzinę Jagiellonów, ukazując ich cienie i blaski, które miały wpływ na wiele kluczowych wydarzeń.
Po kolei poznajemy losy Władysława II Jagiełło, Władysława III Warneńczyka, Kazimierza IV Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta I Starego, Zygmunta II Augusta i Anny Jagiellonki. Każda z nich została przedstawiona w osobnych rozdziałach, obszernie opisujących dany okres historyczny, ukazując nam charakterystyczne cechy władców, ich wady i zalety, ale też innych osób, które były związane z ich panowaniem i życiem. Obrazowo rysuje tło historyczne, obyczaje, polityczne strategie, intrygi, rodzinne koligacje, które pozwalają poczuć atmosferę wówczas panującą. Całość uzupełniają liczne ilustracje i ryciny, co pozwala na wyobrażenie sobie opisywanych czasów.
Pan Sławomir Leśniewski jest wprawdzie z zawodu adwokatem, ale widać, że historia to jego pasja, która od wielu lat mu towarzyszy. To zaowocowało bagażem doświadczeń w popularyzowaniu dziejów naszej ojczyzny m.in. poprzez książki, których ma na swoim pisarskim koncie kilkanaście. Jego opracowanie tematu jest godne podziwu. Autor wykonał niesamowicie pracochłonny przegląd okresu panowania Jagiellonów, podpierając się nie raz znanymi autorytetami w dziedzinie historii. Pisze w sposób intrygujący, wciągający, ukazując nam różne epizody, ciekawostki, historyjki, anegdoty i fakty bardziej znane oraz te mniej popularne. Ukazuje Jagiellonów jako ród, który nie zawsze miał na uwadze dobro ogółu, a raczej przekładający „uciechy stołu i łoża nad sprawami państwa”. Są wśród nich zasłużeni chwałą władcy, ale też tacy, których rządy budzą nie stanowią chluby dla ich działań. Jawi się więc dynastia, która pozostawiła po sobie mnóstwo niezałatwionych spraw, ale też ogrom narastających problemów, które wpłynęły na kolejne pokolenia
Pan Leśniewski w ciekawy sposób opowiada o ich losach, zdradzając sprawy, o których nie usłyszymy na lekcjach historii. Przede wszystkim opisuje ludzi takimi, jacy byli, nie tylko z punktu majestatu królewskiego, jak to przedstawiają nam w suchy sposób szkolne podręczniki, ale jako ludzi z krwi i kości, z ich ułomnościami, popełniającymi błędy, nie zawsze postępującymi w sposób uczciwy i szlachetny.
„Jagiellonowie zeszli ze sceny cicho. Bez fanfar i nie podejmując walki o polityczne przetrwanie, jak uczynili to Piastowie. Opuścili ją jakby zawstydzeni tym, co po nich zostaje.”
Na lekcjach historii nigdy nie jesteśmy w stanie dokładnie wgłębić się w jakikolwiek okres naszej przeszłości, gdyż po prostu nie ma na to czasu. Poza tym podręczniki traktują zagadnienia powierzchownie, wyróżniając jedynie najważniejsze fakty i daty z danego okresu. Nie zawsze przedmiot historii jest ulubionym działem wśród uczniów, ale to dlatego, że fascynujące losy Polski nie są przedstawiane w jakiś ciekawy sposób, który wciągnąłby w swoje odmęty wypełnione pasjonującymi wydarzeniami. Z tego względu takie publikacje jak te pisane przez pana Sławomira Leśniewskiego zasługują na uwagę, gdyż w przystępnej formie pozwalają lepiej poznać naszych przodków, których decyzje i życie wpłynęły na to, jak obecnie wygląda nasz świat.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica
W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo...
„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”
Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to liczyłam, sięgając po książkę „Klucz do Helheimu”
Początek nie zapowiadał tego, że wciągnie mnie ona swoją opowieścią, gdyż był on mało ekspresyjny. Zostajemy bowiem uczestnikami konferencji zorganizowanej w Sali Kolumnowej znajdującej się w Uniwersytecie Warszawskim. Zanim jednak przejdziemy do sedna spotkania i poznamy jego powód, autor uraczył nas opisem miejsca zdarzenia oraz przybyłą na tę okazję społeczności studenckiej, naukowców i polityków. Takie zgromadzenie szerokiego audytorium wywołał fakt wystąpienia profesora Marka Grassera, wykładowcy Katedry Historii Średniowiecznej, który ma ogłosić swoje rewelacyjne odkrycia w dziedzinie przedchrześcijańskiej kultury skandynawskiej. Twierdzi on, że znalazł wskazówkę dotyczącą miejsca ukrycia Świętego Graala Wikingów i planuje wyprawę na Islandię, by dotrzeć tam z wybranymi ludźmi. Spośród uczestników konferencji ma wyselekcjonować uczestników do tej niezwykłej wyprawy i stworzyć „Drużynę Graala”. Przygotował pięć pytań – zagadek, które wymagają nieszablonowego myślenia i wyciągania wniosków, gdyż tego rodzaju zdolności będą potrzebne podczas ekspedycji islandzkiej.
Zanim jednak poznamy wyłonionych w ten sposób uczestników wyprawy, jesteśmy świadkami zagadkowych wydarzeń mających miejsce w IX wieku, a dokładnie w 900 roku, gdy ostatni strażnik zmiennokształtnego Ulhednara i powiernik świętego braektatu, zwanego przez bogów Naczyniem, spisuje dla potomnych wszystko, czego był świadkiem, jako ostrzeżenie dla ludzkości i ku pamięci o wierze ojców. O tym, co wydarzyło się za jego czasów dowiadujemy się w trakcie poznawania kolejnych rozdziałów, które dzieją się zarówno w przeszłości, jak też współcześnie. Zapiski Manu przenoszą nas do roku 875, gdy zostaje zorganizowana wyprawa zorganizowana przez jarla Sigmunda Olafssona, który razem ze swoją zbrojną drużyną na okręcie o nazwie „Smoczy Ząb” udaje się do Helheimu, jak obiecał swemu zmarłemu synowi Ketilowi. Helheim to królestwo bogini Hel, z którego jeszcze nikt żywy nie wrócił.
Ten wątek pojawia się w powieści co pewien czas, by odsłaniać nam kolejne etapy wyprawy i przygody wikingów. W tym temacie autor uruchomił swoją dosyć bogatą wyobraźnię, gdyż oparł wydarzenia z IX wieku o fantasy, odbiegając od realizmu dotyczącego świata wikingów. Zmiennokształtny jarl, który ma zdolność przemieniania się w krwiożerczą bestię, wybiegające poza realistyczne zdarzenia, niezwykłe spotkania z dziwnymi stworami i motyw szukania magicznego przedmiotu nadają temu wątkowi fantazyjny charakter.
Tymczasem wiele wieków później rusza inna wyprawa, która już na początku spotyka trudności, bo widać, że ktoś wyraźnie nie chce, by doszło do jej realizacji. Do tego wątku dochodzi dopiero po kilkunastu rozdziałach, bo wcześniej poznajemy to, co dzieje się u wikingów i u niektórych uczestników współczesnej wyprawy. Te dwie przestrzenie czasowe pojawiają się naprzemiennie, ale nie następowały po sobie regularnie. Czasami między jednym zdarzeniem a drugim był zbyt duży odstęp, co sprawiło, że musiałam za każdym razem przypomnieć sobie, na czym skończył się przerwany epizod, gdy wkroczyły wydarzenia z zupełnie innej rzeczywistości.
Nie mam zastrzeżeń do stworzonej opowieści, bo ona stopniowo wciąga, wprawdzie nie od razu, ale czyta się ją dosyć szybko. W przypisach pan Lewandowski przybliża też niektóre mity z nordyckich podań, co dla interesujących się tym tematem z pewnością jest wartością dodaną. Autor zaznaczył też, że jego opisy run, które pojawiają się w fabule, to jego licencia poetica, i tak faktycznie jest, bo chociażby runa Ingwaz nazwana tu Inguz (Ing). Do nazwy nie ma zastrzeżeń, bo to zależy z jakiego języka jest ona wzięta. Natomiast bez względu na nazwę, nie oznacza ona domu, dziedzictwa ani tradycji, bo to raczej domena runy Othala – tu jako Othel.
Rzadko sięgam po powieści fantasy chyba że zaintryguje mnie jakiś wątek. W przypadku książki pana Radosława Lewandowskiego tym elementem był motyw wikingów, ale też okładka która przykuwa uwagę. Ich dzieje posłużyły do stworzenia wątku fantasy, jakim charakteryzuje się ten motyw. Dla mnie zbyt dużo było fantastyki, za mało realizmu. Z tego względu bardziej interesował mnie przebieg zdarzeń dziejących się współcześnie, która bardziej przypominała literaturę przygodową połączoną z sensacją.
Jest to zatem lektura dla miłośników tego rodzaju połączeń i podróży w czasie. Jeżeli podejdziemy do tego bez wygórowanych oczekiwań z nadzieją na przeżycie ciekawej historii uruchamiającej naszą wyobraźnię. Zaznaczę na koniec, że ja miałam okazję poznać tę powieść wersji elektronicznej, ale jest też dostępna wersja tradycyjna, czyli drukowana.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”
Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to...
2024-01-14
„Nigdy nie jest za późno, dopóki żyjesz."
Każdy z nas, z reguły, pokazuje innym taką wersję siebie, jaką byśmy chcieli, by w nas ujrzano. Ukrywamy za tą maską swoje kłopoty, trudne przejścia, traumy, zmartwienia, ale też postrzegamy wszystko ze swojego osobistego punktu widzenia, nie biorąc pod uwagę, że ktoś może być zupełnie kimś innym, niż krążą o nim plotki. Z taką sytuacją spotykamy się w powieści „Cały ten popaprany świat”, w której zaufanie i szczerość odgrywają ważną rolę.
Poznajemy Emmę, która spaceruje po parku i przeżywa rozstanie z ukochanym, czyli poznajemy jakby tę historię od końca. Już od pierwszych stron widać, że nie wszystko poszło w szczęśliwym kierunku. Kobieta wspomina moment, gdy postanowili spotkać się w realu. Wcześniej prowadzili jedynie rozmowy na czacie poświęconemu malarstwu. W realnym świecie ona jest nauczycielką w prywatnej szkole języków obcych. Poza tym poświęca się swojej pasji malarskiej, ale nie miała nigdy śmiałości nikomu swoich prac pokazywać. Dopiero on, Bartek Ficz, znany artysta, który ma opinię kobieciarza, dodał jej wiarę w jej zdolności.
Poznali się najpierw w wirtualnym świecie, gdzie wśród grona rozmówców, on zwrócił uwagę właśnie na nią. Pewnego dnia zaprosił ją na kawę przed swoim wernisażem. I tak zaczęła się ich wspólna przygoda, którą teraz Emma sobie nie może darować, że ona, prawie trzydziestoletnia kobieta, zakochała się w żonatym mężczyźnie.
Historię Emmy i Bartka poznajemy z różnych punktów widzenia, ale w trzecioosobowej narracji, więc wiemy, co ich dręczy, co myślą i jaka jest prawda, w przeciwieństwie do bohaterów, między którymi zabrakło wyjaśnień, które by ukazały daną sytuację w rzeczywistym świetle.
Książka ukazała się w formie e-booka, więc jest ona skierowana do tych, którzy akceptują taką formę. W dzisiejszych czasach, gdy tyle mówi się o ekologii, jest to jedna z możliwości dbania o środowisko, więc ja chętnie sięgam po elektroniczne wydania powieści.
Do sięgnięcia po tę powieść zachęcił mnie opis, jaki znalazłam na stronie sztukater.pl gdyż to dzięki temu portalowi mogłam ją poznać. Kolorowa okładka i zabawny tytuł nie wskazują na to, jaka naprawdę kryje się za nią historia. Spodziewałam się jakiejś lekkiej, romantycznej komedii miłosnej z humorem, a tymczasem okazało się, że jest to opowieść ze smutnym, momentami przygnębiającym charakterze, chociaż też dająca nadzieję, że zawsze można coś w życiu zmienić.
Nie znalazłam innych książek pani Karoliny Mełgwy, więc domyślam się, że „Cały ten popaprany świat” jest jej debiutancką powieścią, która miała swoją premierę w 2022 roku. Aż dziwne, że nie została w odpowiedni sposób doceniona, bo przecież opowiada o istotnych sprawach, z jakimi możemy spotkać się w życiu. Przede wszystkim podkreśla, że miłość nie patrzy na wiek, gdyż między zakochanymi jest ponad 10 lat różnicy. Opowiada też o zewnętrznym postrzeganiu innych, zbyt szybkim ocenianiu i przypinaniu łatki. Przy bliższym poznaniu, okazuje się często, że to tylko pozory, za którymi kryje się nieszczęśliwy, pogubiony człowiek.
Pani Karolina napisała niezbyt obszerną opowieść, bo liczącą sobie tylko 149 stron, jednak zawarta w niej historia jest wyczerpująca i satysfakcjonująca. Nie miałam wrażenia zbyt pospiesznych sytuacji, ale dobrze zaplanowanej fabuły o dwójce osób, którzy muszą nauczyć się zaufać sobie, gdyż prawdziwa miłość może wiele zrozumieć i pokonać, ale musi być oparta na zaufaniu. Wszystko zależy od naszych decyzji, ale też od prawdy i uczciwości w związku.
Bohaterowie oparli swoją relację na niedomówieniach, braku zaufania, obawach, że mogą siebie stracić, ale też na domysłach, jak to ma miejsce w przypadku Emmy. Przebieg ich znajomości, a potem łączącego ich uczucia był do przewidzenia, gdyż wszystko biegło i układało się zbyt dobrze. Jak można było się spodziewać, nastąpił moment kryzysu, a wówczas zabrakło po prostu rozmowy, wyjaśnienia, a zamiast tego nastąpiła niechęć do usłyszenia prawdy. Autorka tym samym pokazuje, że czasami musimy doznać jakiegoś wstrząsu, trudnej sytuacji, straty, by docenić to, co mieliśmy, co minęło. Jednak daje też nadzieję, że wszystko można naprawić, gdyż przyszłość zależy tylko i wyłącznie od nas.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Nigdy nie jest za późno, dopóki żyjesz."
Każdy z nas, z reguły, pokazuje innym taką wersję siebie, jaką byśmy chcieli, by w nas ujrzano. Ukrywamy za tą maską swoje kłopoty, trudne przejścia, traumy, zmartwienia, ale też postrzegamy wszystko ze swojego osobistego punktu widzenia, nie biorąc pod uwagę, że ktoś może być zupełnie kimś innym, niż krążą o nim plotki. Z taką...
2024-01-11
„Tylko głupiec się załamuje, gdy napotka przeciwności. Wojownik szuka przyjaciół, by pokonać wrogów.”
Słowo „czynownik” jest dla wielu współczesnych osób słowem nieznanym, ale na szczęście pan Jakub Bielikowski zaczął swą opowieść od wyjaśnienia tego terminu. Przede wszystkim czynownik określa urzędnika państwowego pełniącego swą funkcję w Rosji za czasów cara Piotra I. Szczeble kariery, po których urzędnik się wspina, nazwane były czynami, stąd wzięła nazwa tej funkcji, którą pełni Andrzej Zaleski, bohater książki „Czynownik”, która jest kryminalną antologią retro. Autor postrzega jeszcze to słowo w inny sposób, gdyż określa to, jako rodzaj dziennika, w którym zapisuje się swoje czyny lub po prostu odnosi się do „człowieka czynu” .Takim człowiekiem czynu jest z pewnością porucznik, a potem kapitan Andrzej Zaleski, który służy w policji carskiej Rosji, co nie jest postrzegane przez społeczność polską, jako chluba. On jednak stopniowo wykazuje się ogromnymi umiejętnościami śledczymi i aktywnymi działaniami na polu prawa, co sprawia, że jest często postrzegany, jako porządny człowiek. O jego skuteczności mogliśmy się przekonać w pierwszym tomie pt.: "Awans". Akcja dzieje się w niej, jak i w "Czynowniku" w czasie, gdy Polski nie było na mapie, czyli w czasie zaborów, a w tym przypadku na terenie zaboru rosyjskiego. Towarzyszymy policjantowi mu przy odkrywaniu prawdy w siedmiu różnych sprawach kryminalnych, mając możliwość bliższego poznania porucznika pod względem zawodowym, ale też osobistym.
„Czynownik” to napisana klimatycznie antologia kryminalna retro składająca się z siedmiu różnych spraw prowadzonych przez Andrzeja Zaleskiego. Już w „Awansie” polubiłam tego bohatera, a teraz autor pokazał, że jest to postać nietuzinkowa, potrafiąca radzić sobie w różnych okolicznościach. Wówczas była to powieść samodzielna, zapowiadająca nową serię z detektywem warszawskim. Teraz przedstawia nam kilka odsłon z działalności śledczego, który jest wzywany do spraw dziejących się pod koniec XIX wieku.
Pierwsza z nich ma miejsce latem 1890 roku, a ostatnia dzieje się w 1925 roku, czyli już po uzyskaniu przez Polskę niepodległości. Są wśród nich wydarzenia realne, ale są też ocierające się o gatunek fantasy, chociażby „Gwiazdka Morusa”, która ujęła mnie swoją historią. Wraz z tymi opowieściami autor zabiera nas do głównie dawnej Warszawy, gdzie dzieją się w większej części poszczególne epizody, a prowadzone sprawy przenoszą nas do innych rejonów naszego kraju. Jednocześnie pan Bielikowski nakreśla charakter ówczesnej społeczności ukazując różne środowiska społeczne. Swoim stylem doskonale oddał charakter panujący w kręgu artystów teatru warszawskiego, składając w ten sposób hołd warszawskim teatrzykom ogródkowym, ale też zabiera nas do wojskowych koszar na Pradze, na biebrzańskie bagna, do Płocka, czy na warszawskie Bródno okresu międzywojennego. Oddał wiarygodnie ówczesne nastroje, sposób wysławiania się, panujące normy zachowania i historyczne podłoże. Sposób prowadzenia dialogów, oraz opisywania wydarzeń sprawia, że mamy wrażenie przeniesienia się w czasie. Autor stosuje gwarę warszawską, ale też rosyjską terminologię i sposób zwracania się do siebie oficerów i urzędników, ale też realistycznie oddaje podejście zwykłych ludzi do osób pełniących wówczas ważne funkcje w ówczesnym państwie. Po każdym rozdziale umieścił krótką notkę historyczną, w której przekazuje ciekawostki o danym miejscu czy wydarzeniu, ale też przybliża autentyczne postacie, które pojawiają się w poszczególnych opowiadaniach.
Autor napisał o sobie na swojej stronie, że urodził się w zeszłym stuleciu, wychował na Szmulkach, a los rzucał go po świecie - Ateny, Moskwa, Londyn, Sztokholm, RPA. Dodam do tego, że pan Bielikowski ukończył Politechnikę Warszawską z tytułem inżyniera chemika, a także studiował w Laboratorium Reportażu Uniwersytetu Warszawskiego. Ukończył też Warwick Business School w Coventry. Zadebiutował powieścią „Awans”, w której po raz pierwszy pojawił się porucznik Andrzej Zaleski, którego życie przypadło na wiek XIX i w takich realiach próbuje rozwiązywać zagadki kryminalne. Pomaga mu w tym dzielnie jego żona Alina, która w „Czynowniku” odgrywa znaczącą rolę. Jest dla niego nie tylko wsparciem na polu prywatnym, ale też, jako ogromną pomocą w prowadzonych śledztwach.
Na koniec autor przygotował niespodziankę w postaci zapowiedzi swojej nowej powieści „Światła”. Opublikował jej fragment wzbudzając w tym u mnie ciekawość i chęć poznania tej historii. Pozostaje nam jedynie czekać, aż powieść pojawi się na księgarskich półkach.
Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości autora
„Tylko głupiec się załamuje, gdy napotka przeciwności. Wojownik szuka przyjaciół, by pokonać wrogów.”
Słowo „czynownik” jest dla wielu współczesnych osób słowem nieznanym, ale na szczęście pan Jakub Bielikowski zaczął swą opowieść od wyjaśnienia tego terminu. Przede wszystkim czynownik określa urzędnika państwowego pełniącego swą funkcję w Rosji za czasów cara Piotra I....
2023-12-10
„Ludzie zawsze mają swoje tajemnice. Chodzi tylko o to, żeby je odgadnąć.”
Wielu z nas pragnie w życiu jedynie spokoju, normalności, szczęścia u boku ukochanej osoby i do tego w pięknym otoczeniu. Można zauważyć, że coraz więcej ludzi przenosi się z miasta na wieś, mając nadzieję na spędzenie swego wolnego czasu na łonie natury, z daleka od hałasu, w przyjaznym środowisku i bez problemów. Dla sporej grupy osób jest to też sposób na odpoczynek od trudnych doświadczeń. Takie pragnienia miała bohaterka książki „Sąsiadka”, która znalazła swoje miejsce na ziemi, wyglądające jak wyjęte z bajki. Nie spodziewała się w tym momencie, że bajka zamieni się w horror.
Prolog jest dramatyczny, wzbudzający od razu mocne wrażenia, gdyż jesteśmy świadkami sceny, gdy jakaś dziewczyna jest atakowana przez bliżej niezidentyfikowanego oprawcę. Poraniona, w makabrycznym stanie udaje jej się uciec przed katem do sąsiada. Gdy ten otwiera drzwi, ona pada w progu jego domu nieprzytomna. Kim jest oprawca, kim sąsiad, kim jest ofiara i kiedy dokładnie mają miejsce te wydarzenia, tego nie wiadomo. To wyjaśnia się w trakcie poznawania tej historii.
Po tym ogromnie tragicznym epizodzie przenosimy się do chwili obecnej, gdy jest piękny sierpień. Poznajemy Ankę Jankowską, która lubi mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą, ale teraz nie ma chęci na nic. Miał być ślub z Kostkiem Rakowicem, wspólne życie, dom, a teraz została sama, bez narzeczonego i bez rodziny. On zostawił ją tydzień przed ślubem, a ona teraz nie wie, co robić dalej. Czuje, że traci grunt pod nogami, a to wszystko sprawia, że cierpi na nerwicę. Ma dość Warszawy i miejsc, które kojarzą się z byłym narzeczonym i dotychczasowym życiem. Zaczyna, więc poszukiwać nowego miejsca na ziemi dla siebie.
„Sąsiadka” jest powieścią świetnie napisaną, którą czyta się błyskawicznie, z rosnącym niepokojem i wrażeniem, że za chwilę coś się wydarzy takiego, że zmrozi nam krew w żyłach. To thriller, w którym napięcie wzrasta powoli, stopniowo, ale sukcesywnie. Najpierw mamy mocne uderzenie wraz z otwarciem pierwszej strony, potem napięcie nieco spada, czujemy pozorny spokój, mimo że u bohaterki nie dzieje się zbyt wesoło. Jednak pierwsze rozdziały przypominają bardziej romans niż powieść z dreszczykiem. Wszystko zmienia się, gdy Anka kupuje uroczy domek położony w pięknej okolicy, blisko lasu, w małej wiosce o nazwie Trzembież. Obraz jest niemal sielankowy, więc kobieta ma nadzieję, że czekają ją wspaniałe lata w tym miejscu. Już pierwsze spotkania z mieszkańcami powinny ją zaniepokoić, ale ona była tak pełna optymizmu i ekscytacji, że ignorowała tego rodzaju sygnały. Wkrótce szybko przekonuje się, że nie wszystko wygląda tak, jak sobie wymarzyła. A potem, krok po kroku, scena po scenie niepokój wzrasta i robi się niezwykle tajemniczo, mrocznie, duszno i niebezpiecznie. Nie wiadomo, komu zaufać, kto jest kim i kiedy zło uderzy ponownie. To, że w tym miejscu stało się coś makabrycznego, świadczą zapiski jednej z poprzednich lokatorek tego domku w lesie.
Fabuła ułożona jest tak, że trzyma w napięciu niemal od początku, a do tego obfituje w dużą dawkę emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Zarówno podejście miejscowych, otoczka niewyjaśnionych zdarzeń, o których nie chcą mówić okoliczni sąsiedzi i odkrywanie przez Ankę kolejnych faktów z historii domu sprawia, że klimat powieści staje się coraz bardziej intrygujący i duszny. Ten stan podsycają wątki ukazujące losy kobiet, które mieszkały przed Anką w tym miejscu kilkanaście miesięcy wcześniej. Poznajemy te motywy na przemian z tym, co dzieje się obecnie u nowej mieszkanki Trzebieży.
Zaznacza się też wątek romansu, ale nawet w tym przypadku niczego nie można być pewnym. Z niecierpliwością czekałam na finał, licząc na szybkie wyjaśnienie zagadki skrywającej się za drzwiami domku, a gdy się tego doczekałam i już bez emocji docierałam do końca książki, autorka zaserwowała mi bombę w ostatnich akapitach, pozostawiając z pytaniami bez odpowiedzi.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Ludzie zawsze mają swoje tajemnice. Chodzi tylko o to, żeby je odgadnąć.”
Wielu z nas pragnie w życiu jedynie spokoju, normalności, szczęścia u boku ukochanej osoby i do tego w pięknym otoczeniu. Można zauważyć, że coraz więcej ludzi przenosi się z miasta na wieś, mając nadzieję na spędzenie swego wolnego czasu na łonie natury, z daleka od hałasu, w przyjaznym środowisku...
2023-12-03
Czasem wykonujemy pracę, która nie sprawia nam radości, ale nie mamy widoków na nic lepszego. Bywa jednak tak jak u bohaterki książki „Róże jak motyle”, że niespodziewanie los zesłał jej możliwość zmiany dotychczasowego życia, które odmieniło się o 180 stopni, co pokazuje, że w życiu nie ma nic pewnego, poza zmianą.
Alice – książkowa bohaterka, pracuje w kancelarii adwokackiej, ale nie jest to jej praca marzeń. Od zawsze chciała zwiedzać świat, ale spełnienie tych pragnień wydaje się mało prawdopodobne. Jednak wkrótce przekonuje się, że marzenia spełniają się w nieoczekiwany sposób, gdy za namową koleżanki udaje się na casting na stewardessę i udaje się jej dostać do zespołu PLL LOT.
Autorka książki „Róże jak motyle”, pani Alicia Vanderos urodziła się w Warszawie w 1953 roku, ale od ponad 40 lat żyje za granicą. A od jakiegoś czasu mieszka w Szwecji. Pracowała, jako stewardessa Polskich Linii Lotniczych LOT, więc odwiedziła wiele ciekawych zakątków na świecie. Ten wątek stał się inspiracją dla napisania debiutanckiej powieści "Róże jak motyle", ale też dla kolejnych dwóch: „Piloci” i „Błędy”.
W swojej książce zabiera nas w różne zakątki świata, wciągając jednocześnie w perypetie miłosne i przyjacielskie oraz życiowe głównej bohaterki. Trochę się przy niej nudziłam, gdyż autorka stosuje formę głównie opisową, więc dialogów jest niewiele. W opisie można przeczytać, że jest to historia oparta na elementach autobiograficznych i faktycznie wygląda to tak, jakby pani Alicia Vanderos pisała pamiętnik ze swojego życia. Nawet imię głównej bohaterki brzmi tak samo, chociaż jest zapisane, jako Alice.
Sięgając po tę powieść spodziewałam się nieco innej historii, z bardziej lekkim klimatem i stylem. Okładka na to wskazuje, więc raczej miałam nadzieję na komedię romantyczną. Początek taki był, a potem pierwszy rozdział ukazał nam obraz polskiej rzeczywistości lat 70., bo w tym czasie mają miejsce opisywane zdarzenia. W dalszej części fabuła to w większości opisy tego, co dzieje się u bohaterki z małą ilością dialogów. Do tego nieco irytujące było dla mnie używanie pierwszych liter imion występujących postaci, których jest dosyć dużo. Czasami padają imiona, ale potem są one tylko w formie inicjału.
Nie ma tu jednej osi czy jednego głównego motywu, który prowadziłby nas przez całą powieść. To raczej zbiór wspomnień spisanych na kartach powieści, o czym świadczy też forma zwracania się do czytelnika. Poza tym opowieść trąci nieco archaicznymi dla młodego pokolenia nutami, gdyż akcja ma miejsce w latach 70. i 80., więc są to czasy PRL-u, w których przyszło żyć bohaterce, ale też autorce tej debiutanckiej opowieści. Nieco ciągnęła mi się ta powieść, gdyż nie ma tu wartkiej akcji, jakiegoś szybkiego tempa, chociaż wydarzeń nie brakuje.
Akcja dzieje się w kilku miejscach, nie tylko z racji zawodu stewardessy, ale też licznych znajomości, które przenoszą bohaterkę i nas w różne miejsca. Doświadcza różnych sytuacji, smutnych, radosnych, nawet dramatycznych, a gdy już znajduje tego jedynego, to nie do końca może się tym cieszyć, nie tylko jako pracownica linii lotniczych. Nie ejst to zatem opowieść o życiu stewardessy, lecz o życiu kobiety, która poszukuje miłości, ale przekonuje się, że nie jest łatwo ją znaleźć. Uświadamia swoją opowieścią, że gdy jest to prawdziwe uczucie, jest w stanie przetrwać wiele lat. Nie będę pisała o zakończeniu, chociaż trudno tu cokolwiek zdradzić, poza tym, że było nie takie, jakbym chciała, ale z drugiej strony jest to opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, więc widocznie skończyła się ta historia tak, a nie inaczej.
Książkę przeczytałam przy współpracy z wydawnictwem Sorus
Czasem wykonujemy pracę, która nie sprawia nam radości, ale nie mamy widoków na nic lepszego. Bywa jednak tak jak u bohaterki książki „Róże jak motyle”, że niespodziewanie los zesłał jej możliwość zmiany dotychczasowego życia, które odmieniło się o 180 stopni, co pokazuje, że w życiu nie ma nic pewnego, poza zmianą.
Alice – książkowa bohaterka, pracuje w kancelarii...
2023-11-19
„Bywają sytuacje, o których autorom komedii kryminalnych się nie śniło.”
Za każdą książką, którą bierzemy do swoich rąk, kryje się ogromny sztab ludzi i wiele działań, by mogła ona ukazać się w księgarni i w efekcie trafić na czytelniczą półkę. Jakie problemy istnieją na drodze do premiery jakiegoś tytułu i jaką drogę musi przejść pisarz, zanim zobaczy papierową wersję swojej powieści możemy dowiedzieć się w książce pt. „Smog”. Nie jest to jednak powieść poruszająca tylko ten temat, gdyż przede wszystkim reprezentuje ona gatunek kryminalny, a świat wydawniczy i czytelniczy jest tłem dla kryminalnego wątku.
Do dyspozytorki Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego dzwoni zdenerwowany ochroniarz jednego z krakowskich osiedli zgłaszając śmierć znanego pisarza Daniela Kasprzaka. Gdy ekipa ratowników przyjeżdża na miejsce, okazuje się, że ciało zniknęło. Wkrótce potem pojawiają się policjanci starsza aspirant Klaudia Bator i starszy aspirant Wacław Koziński. Sprawę prowadzi Wit Nawrocki, którego po raz pierwszy spotkaliśmy w powieści „Piekło – niebo”. Śledztwo doprowadza go do świata książek i wszystkiego, co się z tym wiąże, od procesu tworzenia, poprzez proces wydawniczy aż po blogowanie.
„Smog” to drugi tom z serii, której bohaterem jest komisarz Wit Nawrocki. Tak jak poprzednie książki pana Pawła Fleszara, które miałam okazję przeczytać do tej pory wraz z debiutancką powieścią „Powódź”, tak i najnowsza została opatrzona tytułem o znaczeniu symbolicznym, którą autor wyjaśnia w pewnym momencie fabuły, ale też przybliża nam, co widzimy na okładce jego książki „Smog”. Ujawnia też fragmenty powieści napisanej przez zmarłego (lub nie) Daniela Kasprzaka, która nosi ten sam tytuł, co kryminał pana Fleszara. Ten tekst został wyszczególniony kursywą i w efekcie ma znaczenie dla kryminalnej zagadki, ale nie jest to jasne od początku. Gdy pojawiały się te fragmenty, zastanawiałam się, jaki związek mają z tym, co toczy się w pozostałych epizodach fabuły i dopiero po przeczytaniu całości nabrało to sensu.
To książka, którą nie czyta się szybko, ale mimo to rodzi się chęć ciągłego podążania przez kolejne strony, rozdziały, podrozdziały, by dowiedzieć się, o co chodzi w tym wszystkim i poznać rozwiązanie sprawy. Następuje ono oczywiście, ale w sposób niespodziewany, więc tym bardziej stwierdzam, że warto było trochę poczekać.
W trakcie lektury miałam różne typy osób, które mogły dopuścić się przestępstwa, próbowałam razem z komisarzem Nawrockim poskładać wszystko w jedną, logiczną całość, a przy tym poznałam trochę lepiej środowisko wydawnicze, czytelnicze, blogerskie, a przede wszystkim pisarskie problemy, z jakimi muszą się mierzyć autorzy swoich książek, by zaistnieć na rynku czytelniczym. Pan Paweł Fleszar wszedł niemal z butami w te środowiska, odsłaniając nam kulisy procesu wydawniczego, ale też przemycił kilka porad dla tych, którzy chcieliby napisać jakąś historię i ją wydać. Ten motyw jest bardziej wyeksponowany, niż wątek kryminalny, który wyłania się przy okazji rozmów, pojawiających się sytuacji i ciągu zdarzeń. Lekki styl autora sprawia, że czyta się to bez znużenia, chociaż fabuła ma stonowane tempo przerywane o czasu do czasu mocniejszym akcentem. Żongluje przy tym nazwiskami znanych pisarzy, tytułami powieści, analizami postaci i przykładami sytuacji z książek, z reguły podczas rozmów ze świadkami i potencjalnymi podejrzanymi.
"Smog" to kryminał złożony nie tylko z wątku kryminalnego, gdyż wraz z nim biegną też wątki o charakterze obyczajowym, w które zostały wplecione smaczki, ciekawostki, informacje z kręgu świata wydawniczego i pisarskiego. Pojawia się też dosyć dużo charakterystycznych postaci, które tworzą ciekawą galerię osobowości, ale momentami gubiłam się, kto jest kim, więc najlepiej robić sobie notatki, by przypomnieć sobie o kim w danym momencie autor opowiada. Wraz tą opowieścią wędrujemy też po krakowskich zakątkach, osiedlach, centrach handlowych i uliczkach, które autor opisuje z pietyzmem i pasją. Mnie jednak najbardziej interesował motyw kryminalny, którego śledzenie nieco utrudniały mi opisy miejsc lub jakiegoś zdarzenia, który wydawał się nie mieć związku ze śledztwem. Podążamy wraz z komisarzem Nawrockim od jednej rozmowy do drugiej, od zdarzenia do zdarzenia, próbując razem z nim dotrzeć do finałowego rozstrzygnięcia i rozwiązania sprawy, która okazuje się nie być prostą i przewidywalną.
Przy recenzji debiutanckiej książki pana Pawła Fleszara „Powódź” wyraziłam nadzieję na powstanie kolejnych fascynujących powieści, które sprawią, że jego nazwisko znajdzie się na liście poczytnych pisarzy. Po poznaniu trzeciej jego powieści podtrzymuję tę opinię, gdyż z pewnością jest to twórca, obok którego nie da się przejść obojętnie. Jego styl jest charakterystyczny, intrygujący, a przy tym wciągający w to, o czym pisze, a przy tym przekazuje zawsze porcję informacji sięgając w głąb ludzkich osobowości i umysłów.
„Bywają sytuacje, o których autorom komedii kryminalnych się nie śniło.”
Za każdą książką, którą bierzemy do swoich rąk, kryje się ogromny sztab ludzi i wiele działań, by mogła ona ukazać się w księgarni i w efekcie trafić na czytelniczą półkę. Jakie problemy istnieją na drodze do premiery jakiegoś tytułu i jaką drogę musi przejść pisarz, zanim zobaczy papierową wersję...
2023-11-04
„To nieprawda, że faceci są twardzi i idą przez życie obojętni na uczucia. Fakt, rzadko pokazują światu swoją miękką stronę. Ale ją mają”.
Życie i to, jak ono wygląda, co przeżywamy, najczęściej zależy od naszych wyborów. Nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę i jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie mogą być konsekwencje podejmowanych decyzji. Powieść pt.: „Wszystkie nasze poplątane ścieżki” pokazuje, że jedna decyzja, jeden błąd, nierozważny krok, chwila, może zaważyć na kolejnych latach życia, gdyż nigdy nie wiadomo, czym może zaskoczyć nas życie.
W bardzo krótkim prologu poznajemy Janka i Adę, którzy są na początku wspólnej drogi. Jak każdy w takiej chwili mają nadzieję na szczęśliwą przyszłość. Gdy przechodzimy do pierwszego rozdziału widzimy, że nie wszystko poszło po ich myśli. Ponad dwa lata temu na świat przyszły bliźniaczki Aldonka i Emilka, które razem z rodzicami Ady wyczekiwali na nowego mieszkańca ich domu. Trzy dni temu Ada zaczęła rodzić. Na świat przyszła Kornelia, ale jej narodziny okupione zostało bólem. Janek zostaje sam z trójką dziewczynek. Zaczyna się dla niego nowy, trudny rozdział, który okupiony jest cierpieniem. Przez dłuższy czas nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bliźniaczki mu tego nie ułatwiają, bo nie rozumieją, co się właściwie stało i dlaczego nie ma mamusi. Do tego młody tato nie ma pojęcia jak zaopiekować się córeczkami i wszystkiego musi uczyć się na swoich błędach, Zapada się w sobie, odseparowuje od otoczenia, nie chce widzieć nikogo, więc trudno komukolwiek mu pomóc. Im bardziej zagłębiamy się w jego psychikę i przeszłość, tym bardziej rozumiemy, co czuje, ale jednocześnie obserwujemy jego przemianę. Przy tym poznajemy pewne tajemnice, o których wie tylko on i jeszcze jedna osoba, które kiedyś była dla niego ważna.
Jego historia po pojawieniu się Kornelii na świecie biegnie wraz z opowieścią o chłopaku, którego nazywają Reda, którego poznajemy, gdy ma siedemnaście lat. Mieszka w małym miasteczku bez perspektyw i z każdym kolejnym dniem chłopak ma szczerze dosyć egzystowania w tym miejscu. Niewiele się tu dzieje, młodzież głównie spędza czas na piciu alkoholu, rozrywkach, seksie i szybkiej jeździe samochodami. Reda ma dziewczynę, ale nic do niej nie czuje. Jest z nią tylko po to, by mieć, z kim iść do łóżka. Jego serce bije dla Marty, z którą przyjaźni się od dzieciństwa. Niestety z nią spotyka się jego najlepszy kumpel, Gajda.
Te dwa wątki, Janka i Redy biegną obok siebie opowiadając o ich losach, aż w pewnym momencie, w zaskakujący sposób, łączą się ze sobą. To połączenie sprawia, że nagle wszystko zaczynamy dostrzegać zupełnie inaczej, a niektóre wcześniejsze zdarzenia, które nie do końca były nam ukazane i zrozumiałe, wyjaśniają się i wszystko robi się bardziej klarowne.
Doceniam ogromnie pomysł i sprytne poprowadzenie fabuły, która biegnie dosyć szybko, mimo że opowiada o trudnych przeżyciach, traumie po stracie najbliższej osoby, życiu z ojcem alkoholikiem, ale przede wszystkim o odpowiedzialności, trudach macierzyństwa, szczególnie samotnego, przyjaźni i miłości oraz skomplikowanych relacjach międzyludzkich w obrębie rodziny, ale też znajomych i zakochanych osób.
“Ciesz się wszystkim, co masz.
Nic nie jest na zawsze.”
Mnogość poruszanych kwestii nie robi bałaganu, gdyż autorka wszystko logicznie i w sposób przemyślany poprowadziła tak, że jesteśmy zaabsorbowani wydarzeniami. W żadnym momencie nie jest wyczuwalny fakty, że jest to debiut pani Kiry Zielińskiej, więc tym bardziej jestem pod wrażeniem tej powieści. W bardzo mocny, wyraźny, dogłębny i sugestywny sposób ukazała ludzkie emocje, których tu nie brakuje, ale dotyczą one bólu, cierpienia, poczucia straty, poczucia niesprawiedliwości, ale też mierzenia się z codziennością, wychowywaniem małych dzieci, które dają ojcu nieźle w kość. Janek w ciągu swego życia przeszedł wiele, pozostawiając za sobą trudną przeszłość, wciąż doświadczany przez los.
„Biorę to pod uwagę, ale chcę żyć w zgodzie ze sobą. Tylko ja decyduję o tym, jakie życie chcę prowadzić. Mam prawo być szczęśliwy. A mentalność ludzi i tak się nie zmieni.”
W tym dramacie nie jest sam, bo ma wokół siebie życzliwe osoby. Na medal spisuje się Agnieszka, przyjaciółka Ady oraz Kuba, współpracownik w firmie Janka i jednocześnie przyjaciel. Ich gotowość do pomocy jest nieoceniona. Dużą pomocą służą też teściowie Janka, chociaż ich relacje, zwłaszcza z teściową, nie są przyjazne, ale i oni zawsze wspierają zięcia w opiece nad dziećmi.
Fabuła w książce pt.: „Wszystkie nasze poplątane ścieżki” nie jest prostą historią o miłości, lecz bardzo życiową, przejmującą niemal do bólu, opowieścią o ludzkich losach naznaczonych wyborami. Nie da się ująć w słowa wszystkiego, o czym czytamy w tej powieści, gdyż niektóre zdarzenia są bardzo znaczące, a element zaskoczenia, rozwój wątków i ich wspólne punkty dają satysfakcję z poznawania kolejnych wydarzeń.
Co ciekawe, autorka nie wymienia nazw miejscowości, w których żyją bohaterowie, ale to nie ma znaczenia, gdyż najważniejsi są tutaj ludzie i ich przeżycia, jakich doświadczają, wyzwania stawiane im przez życie i ich koleje losu.. Pojawia się też z tego nauka, mówiąca, że co wysyłamy, to do nas wraca i czasami warto wyciągnąć pomocną rękę do drugiego człowieka, bo nigdy nie powinno się z góry zakładać, co wyrośnie z młodego człowieka. Bywa bowiem tak, że nieraz młodzi ludzie nie potrafią poradzić sobie ze swoim życiem i staczają się na samo dno. Jednak, gdy dostaną szansę i z niej skorzystają, wszystko może odmienić się na lepsze.
To świetnie napisana powieść, rozbudowana, głęboka pod względem wnikania w mentalność ludzką, i ich przeżycia, dylematy, z wieloma wydarzeniami, ciekawymi osobowościami, pokazująca jak życie może pokomplikować się wskutek podejmowanych decyzji. Ścieżki życia potrafią poprowadzić nas nie zawsze tam, gdzie byśmy chcieli, ale czasami pojawiające się osoby i sytuacje mogą być znaczącymi krokami milowymi kierującymi nas ku przeznaczeniu.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„To nieprawda, że faceci są twardzi i idą przez życie obojętni na uczucia. Fakt, rzadko pokazują światu swoją miękką stronę. Ale ją mają”.
Życie i to, jak ono wygląda, co przeżywamy, najczęściej zależy od naszych wyborów. Nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę i jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie mogą być konsekwencje podejmowanych decyzji. Powieść pt.: „Wszystkie nasze...
2023-09-13
„Czasami trzeba mieć odwagę i żyć, jak się chce.”
Z pewnością niejednokrotnie każdy z nas użył zwrotu zawartego w tytule książki „Nigdy bym”, zarzekając się, że nigdy by czegoś nie zrobił, że to nie możliwe, to nie dla niego, albo po prostu jest na to za stary. W naszej mentalności społecznej istnieje przekonanie u wielu osób, że „w pewnym wieku” nie czas na zmiany, szaleństwa, a to, co mamy, jest pewną sytuacją, w której będziemy tkwili aż do końca swych dni. Podobnie myślała bohaterka debiutanckiej powieści pani Alicji Filipowskiej, Maria, która przekonała się, że wiek nie jest żadną przeszkodą, by ponownie zacząć korzystać z życia.
Maria znalazła się w trudnej i zaskakującej sytuacji, bo oto po czterdziestu latach małżeństwa jej mąż, Teodor wyszedł z domu i nie wrócił, porzucając ją pewnego dnia bez słowa. Zostawił jedynie list na policji, w którym jedynie informuje ją o swojej decyzji lakonicznie. Niestety, treści tego listu nie poznaliśmy do końca, więc dokładnie nie wiadomo, co napisał, ale widzimy, jak to wpłynęło na Marię. Poznając ją bliżej, nie dziwiłam się, że tak się stało, a wręcz przeciwnie, byłam zaskoczona, że Teodor tak długo z nią wytrzymał.
Maria jest kobietą, która była wychowana surowo przez matkę, wymagającą określonej etykiety w zachowaniu, sposobie bycia, ubieraniu się. To, niestety odcisnęło się na jej charakterze i dorosła Maria nie potrafi wyjść poza pewne reguły wpojone w latach młodości. Z czasem stała się zrzędliwą, narzekającą na wszystko, niezadowoloną i nudną kobietą, która zraża swoim zachowaniem wszystkich dookoła. Ocenia innych powierzchownie, wysnuwając wnioski na podstawie sposobu ubierania się, wykształcenia, pochodzenia i statusu społecznego. Gdy zostaje sama, staje się jeszcze bardziej krytyczna wobec innych, ale też przepełnia ją złość i pretensje do męża. Życia nie ułatwia jej syn, Arek, który teraz obawia się, czy nadal on i jego rodzina będą otrzymywać wsparcie od matki, tak jak do tej pory było.
Takich kobiet jak Maria jest wśród nas z pewnością wiele, uważających, że najlepsze lata mają za sobą i pozostało im tylko egzystować w szarej rzeczywistości wspominając dawne czasy, niczego nie oczekując od losu. I tak by z pewnością bohaterka tej powieści zapadała się w swoim smutku, żalu i poczuciu beznadziejności, gdyby pewnego dnia nie spotkała Marioli, która swoim sposobem bycia wybudza Marię z marazmu.
Spotkanie tych dwóch kobiet tak różnych od siebie, a jednocześnie mających ze sobą wiele wspólnego, staje się dla nich początkiem niezwykłej przyjaźni. Autorka świetnie nakreśliła stan emocjonalny i mentalny obu tych kobiet, ale też okazała się dobrą obserwatorką ludzkiej obyczajowości, sprytnie wplotła w fabułę scenki rodzajowe wzięte jakby z życia. Styka się z nimi Maria, która często przypatruje się spotykanym ludziom, wyrabiając sobie o nich swoje zdanie, które z reguły nie pokrywa się z rzeczywistością. Tak było w przypadku Marioli, ale też innych osób, na przykład Krystyny, z którą Maria spędziła turnus w sanatorium w Ciechocinku. W ten sposób autorka uświadamia, że nie każdy, tak jak główna bohaterka, zapada się w swoim nieszczęściu, lecz wielu stara się żyć w pełni, pomimo trudnych przeżyć.
„Nigdy bym” to opowieść o kobietach, których życie zaskoczyło, postawiło w trudnej sytuacji, przewartościowało wszystko to, w co wierzyły. Każda podchodzi do tego inaczej, ale każda pragnie odnaleźć równowagę po przeżytych trudnych doświadczeniach. Maria zagłębia się w swoim żalu, rozpamiętuje przeszłość, analizuje swoje zachowanie, próbuje zrozumieć, co się właściwie stało, gdzie popełniła błąd i nie może odnaleźć się w nowej sytuacji. Uświadamia sobie, jak bardzo jej życie było związane z Teodorem, mimo że żyli razem tyle lat, ale jednak byli bardziej obok siebie. Niestety, nie polubiłam Marii w jej wersji dojrzałej kobiety. Zraziła mnie swoją obcesowością, brakiem taktu, gburowatością i niegrzecznym odnoszeniem się do innych. Wszystko obserwujemy z jej punktu widzenia, chociaż narracja jest trzecioosobowa. Zdanie Marioli i innych osób pojawiających się w życiu Marii przedstawiane jest najczęściej w formie rozmów.
Mariola wzbudza sympatię od razu. Jest energiczną trzydziestoczteroletnią kobietą, która właśnie niedawno porzuciła swego męża tyrana i teraz korzysta z wolności, robiąc to, na co ma ochotę. Zaraża optymizmem, wesołą naturą, miłym sposobem bycia i chęcią wprowadzenia zmian w swoim życiu. Ma za sobą trudną przeszłość związaną z sytuacją w rodzinnym domu, w którym dominowała wola matki, ale też jej małżeństwo miało znamiona toksycznej relacji.
Pierwsze rozdziały toczą się wolno, gdyż poznajemy bliżej Marię, jej charakter, zachowanie w różnych sytuacjach, warunki życia, scenki z przeszłości, gdy była jeszcze z Teodorem, ale też wcześniejsze wydarzenia, zanim się poznali. W ten sposób dane jest nam przyjrzeć się czynnikom, które wpłynęły znacząco na jej dorosłe życie.
Bardziej podobała mi się druga połowa powieści, gdyż wówczas jest więcej dialogów i wydarzeń, a tym samym historia bardziej mnie wciągnęła. Ma ona w sobie pewną dozę smutku, ale też wyłania się z niej nadzieja na ponowne złapanie przysłowiowego wiatru w żagle i zbudowania swego życia na nowych zasadach. Nie do końca została wyjaśniona sprawa Teodora i trochę zabrakło mi pociągnięcia tego wątku. Autorka bardziej uwypukliła sytuację Marii, chcąc nam przekazać, by nigdy nie mówić „nigdy”, gdyż życie zawsze może nas zaskoczyć w najmniej oczekiwany sposób, a wówczas trzeba umieć podnieść się po upadku i na nowo cieszyć się każdą chwilą, bo na zmianę nigdy nie jest za późno.
Książkę przeczytałam, dzięki autorce
„Czasami trzeba mieć odwagę i żyć, jak się chce.”
Z pewnością niejednokrotnie każdy z nas użył zwrotu zawartego w tytule książki „Nigdy bym”, zarzekając się, że nigdy by czegoś nie zrobił, że to nie możliwe, to nie dla niego, albo po prostu jest na to za stary. W naszej mentalności społecznej istnieje przekonanie u wielu osób, że „w pewnym wieku” nie czas na zmiany,...
2023-08-24
„Zdarzają się śledztwa rozwiązywane od kopa, dzięki klarownemu śladowi na miejscu przestępstwa, drobiazgowej pracy śledczych, która przynosi poszlaki wskazujące na sprawcę, czasem dzięki donosowi, a częściej, dlatego, że przestępca nie wytrzyma napięcia i zrobi fałszywy ruch."
Zbrodnia zawsze przeraża i jest godna potępienia, ale nic tak nie szokuje, jak zabójstwo dziecka, które przyjmuje świat z naiwną wiarą i nie dostrzega, że za gładkimi słowami może kryć się zło. Doskonale zostało to pokazane w książce „Piekło-niebo” napisanej przez Pawła Fleszara. Miałam już możliwość poznania jego twórczości dzięki powieści „Powódź” również wzbudzającą wiele emocji.
Nad Zalewem Nowohuckim zostaje znalezione ciało dziewięcioletniego Manuela Byrdy leżące w rowerze wodnym w kształcie milicyjnego radiowozu. Okazało się, że chłopak interesował się pracą policji, więc morderca musiał wcześniej o tym wiedzieć. Niestety, wkrótce ginie kolejny dziewięciolatek, który z kolei był zafascynowany „Gwiezdnymi Wojnami”. Ślady prowadzą do osób ze skłonnościami pedofilskimi i do pewnego ośrodka opiekuńczego.
"niektóre sprawy ciągną się tygodniami, miesiącami i niekiedy pomaga je rozwiązać dopiero szczęśliwy splot okoliczności albo błąd ściganego przy kolejnym czynie."
Śledztwo zaczyna prowadzić podkomisarz Artur Sulima, ale gdy ginie kolejne dziecko, naczelnik wydziału kryminalnego powołuje do sprawy Wita Nawrockiego, który dobiera sobie do zespołu kryminalnego Piotrka Grzywacza, pseudonim Imbir i Klaudię Bator, która niedawno została przeniesiona z Płocka do krakowskiego komisariatu. Tych dwoje razem jeździli od kilku miesięcy na różne interwencje, więc teraz mają możliwość wykazania się na polu kryminalnym.
Autor trzyma w napięciu od początku do samego końca, skutecznie zwodząc, ukazując tylko część prawdy, stosując zawieszenia, niedomówienia i zaskoczenia, więc niejednokrotnie byłam zdumiona tym, co przeczytałam. Dodatkowym elementem dającym poczucie niepokoju i tajemnicy jest początek większości rozdziałów, których pierwsze wersy brzmią zagadkowo. Chociażby słowa, że „Klaudia śni śmierć”, czy zaglądanie do umysłu mężczyzny o skłonnościach pedofilskich. Czasami jednak zbyt odbiega od tematu, ukazując prywatne życie policjantów, na przykład Wita Nawrockiego, czy Klaudii. Nie ma tu jednego głównego bohatera, gdyż to miano należy się całej grupie śledczych. Początkowo uwaga skupia się na tym, co robi Artur Sulima, który początkowo prowadzi śledztwo, ale potem śledzimy działania innych osób.
Powieść „Niebo-piekło” to kryminał z podłożem obyczajowym, oplecionym intrygami, wieloma zdarzeniami, ciekawymi postaciami, które stanowią dosyć bogatą galerię osobowości, zarówno tych pozytywnych, jak i niezbyt sympatycznych. Wprawdzie przy pierwszych rozdziałach można nieco pogubić się w ilości osób, które pojawiają się z każdym kolejnym epizodem, ale potem już całość biegnie dosyć wartko i płynnie.
Pan Paweł Fleszar wybija się na pisarza kryminalnych opowieści, które nie przebiegają sztampowo, lecz prowadzą naszą uwagę w różnych kierunkach, pozwalając nam wyciągać własne wnioski. Potrafi nie tylko opowiedzieć wciągającą, mrożącą krew w żyłach historię, ale także wyciągnąć na powierzchnię współczesne „choroby” społeczeństwa. W przypadku „Niebo-piekło” jest to możliwość zachowania anonimowości wśród tłumu, łatwość dostępu do informacji i omotania ofiary przy pomocy dzisiejszych możliwości technologicznych, ale przede wszystkim to kryminał ze złożoną fabułą, nieoczywistymi rozwiązaniami i z ciężkim tematem przewodnim, jakim jest pedofilia.
Autor nie omieszkał przypomnieć kilka faktów z naszych współczesnych realiów, chociażby film braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, ale też motyw z papierową archaiczną zabawką zwaną PIEKŁO-NIEBO, która wzbudza w pewnym sensie nostalgię u wielu osób żyjących w czasach PRL-u, którzy umieli ją sobie zrobić z papieru.
„Zdarzają się śledztwa rozwiązywane od kopa, dzięki klarownemu śladowi na miejscu przestępstwa, drobiazgowej pracy śledczych, która przynosi poszlaki wskazujące na sprawcę, czasem dzięki donosowi, a częściej, dlatego, że przestępca nie wytrzyma napięcia i zrobi fałszywy ruch."
Zbrodnia zawsze przeraża i jest godna potępienia, ale nic tak nie szokuje, jak zabójstwo dziecka,...
2023-07-23
„Życie nie polega tylko na ciągłym wyścigu po sukces. Czasami trzeba zwolnić docenić to, co los daje nam w prezencie, by móc cieszyć się tym, co będzie jutro.”
Czasami o naszym losie decyduje zwykły przypadek, który może wydawać się z początku wydawać niezbyt fortunny, ale z czasem okazuje się, że wszystko wydarzyło się w odpowiednim czasie i miejscu. Taka sytuacja zaistniała w powieści „Uśmiech przeznaczenia”
Gaja Nowacka vel Tessa Ross to jedna i ta sama osoba, ale o zupełnie innej osobowości, co nie oznacza rozdwojenie jaźni, a wręcz przeciwnie, o jej bardzo niestandardowym charakterze. Jako Gaja realizuje się jako projektantka wnętrz, ale idzie jej to niezbyt dobrze, gdyż jej projekty odbiegają od klasycznych form, jakie chcieliby widzieć jej klienci. Natomiast Gaja bardziej znana jest jako Tessa Ross, gdyż pod tym pseudonimem powstają poczytne romanse. Jednak teraz, najnowsza jej powieść utknęła w ślepej uliczce wyobraźni, gdyż brakuje najważniejszego elementu – głównego męskiego bohatera, który będzie w stanie rozpalić zmysły czytelniczek. Nie potrafi sobie go wyobrazić, aż do pewnego dnia, gdy spotyka Olega Dolnego.
Oleg Dolny prowadzi firmę inwestycyjną oraz posiada sieć hoteli i restauracji, co pozwala mu na luksusowe życie. To postać, która odbiega od standardowych przystojniaków z romansów. Zachowuje się naturalnie, bez bufonady, arogancji i zarozumialstwa, jest wyrozumiały dla innych ludzi, swoich pracowników traktuje sprawiedliwie, potrafi stanąć w obronie najbliższych osób, a do tego nie jest typem wciąż nienasyconego erotomana. Od początku można zauważyć, że nie wykorzystuje swojego wyglądu i pozycji społecznej, by zaimponować mdlejącym na jego widok dziewczynom. Wręcz przeciwnie, po rozwodzie z piękną Jowitą nie szuka na siłę związku i nie prowadzi zbyt ekstrawaganckiego życia. Zauważa to jego przyjaciel Maciek, z którym od czasu do czasu idzie na piwko na jednej z ulubionych kawiarni.
Tego dnia, który jest tytułowym uśmiechem przeznaczenia, przyjaciele postanowili także spędzić chwilę czasu na rozmowie przy ulubionym, aromatycznym napoju. Maciek proponuje Olegowi założenie się o to, że zaciągnie on do łóżka kobietę, która pierwsza wejdzie do lokalu, w którym akurat oni przebywają. W tym momencie nietrudno było się domyślić, że tą kobietą jest Gaja, ale jej wejście odbiega od wyobrażeń zarówno obserwujących wejście mężczyzn i od naszych.
Polubiłam zarówno Olega, jak i Gaję, która nie jest typem wciąż obrażającej się i ciskającej gromy kobiety, jak to zwykle w romansach bywa. Potrafi natomiast podejść do sprawy rozsądnie, empatycznie, stawiając na pierwszym miejscu uczucia i łączące ją z ukochanym mężczyzną. Czuje się wprawdzie czasami mniej atrakcyjna niż na przykład była żona Olega, ale on szybko ją uświadamia, jakim ona jest błędzie.
Bardzo podobało mi się, że oboje niczego nie udają, lecz wprost wyrażają swoje uczucia, zachowują się jak dorośli ludzie, a nie naiwni, pełni niepewności nastolatkowe. Nie ma pytań typu „Co się ze mną dzieje?”, „Co ja właściwie robię?” i inne tego typu często pojawiające się dylematy, ale od razu wiadomo, czego oboje chcą i robią wszystko, by być razem.
Ogromnie się cieszę, że od razu w jednej książce zostały zawarte dwa tomy, gdyż trudno mi by było czekać na kontynuację. Czytałam zawartą w nich opowieść w wersji elektronicznej, ale dla miłośników tradycyjnej formy wydawniczej, jest dostępna też wersja papierowa. Dzieje się w nich tak wiele, że podążanie za kolejnymi zdarzeniami biegnie w iście zawrotnym tempie. Obie części nie są zbyt obszerne, gdyż w sumie składają się na historię zawartą na 300 stronach, ale dzięki temu nie ma w nich zbędnych opisów czy przeciągających się scen lub dialogów.
Fabuła pierwszego tom pt.: „Odnaleźć szczęście” jest pełna erotyzmu, magii wzajemnego przyciągania, podanego niczym wykwintne danie. Wszelkie tego typu motywy, zostały ujęte w niezwykle zmysłowy, subtelny sposób, podobnie jak emocje różnego rodzaju oraz wrażenia i przeżycia otoczone barwnym, plastycznym, subtelnym obłokiem słów, porównań, metafor, działających na wyobraźnię i zmysły. Nie jest jednak cały czas słodko i namiętnie, gdyż wkradają się w życie zakochanych kłopoty mające korzenie w przeszłości, ale i obecnie ich nie brakuje. Los nie daje im odpocząć i spędzać sielankowo czas, co jeszcze bardziej zostało zaznaczone w tomie drugim pt.: „Ocalić miłość”, a to sugeruje, że trzeba będzie o tę miłość powalczyć. Ta część jest bardziej dramatyczna, gdyż robi się w pewnym momencie niebezpiecznie, chociaż już w pierwszym tomie pobrzmiewały takie mroczne nuty. Dzięki nim całość nie jest płaska i nudna, lecz zróżnicowana, a przez to wciągająca.
Powieść „Uśmiech przeznaczenia” dała mi wszystko to, czego oczekuję od romansu. Są w niej emocje o wielu odcieniach, zazdrość, zawiść, intryga, namiętność, żar pożądania, ale przede wszystkim miłość pokazując, że prawdziwa miłość przetrwa każdą burzę, pod warunkiem że będzie oparta na zaufaniu, oddaniu i szczerości.
Klaudia Max ma na swoim koncie pisarskim sześć książek włącznie z „Uśmiechem przeznaczenia”, a od jej debiutu pt.: „Czerń rubinu” minęły nie całe dwa lata, ale ja dopiero teraz miałam okazję sięgnąć po jej powieść i nie żałuję tej decyzji.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Życie nie polega tylko na ciągłym wyścigu po sukces. Czasami trzeba zwolnić docenić to, co los daje nam w prezencie, by móc cieszyć się tym, co będzie jutro.”
Czasami o naszym losie decyduje zwykły przypadek, który może wydawać się z początku wydawać niezbyt fortunny, ale z czasem okazuje się, że wszystko wydarzyło się w odpowiednim czasie i miejscu. Taka sytuacja...
2023-07-01
„Miłość zawsze jest tajemnicą i ujawnia się w niespodziewanych momentach naszego życia.”
Posiadanie dziecka i jego wychowywanie to marzenie wielu par małżeńskich. Uważają oni, że jego pojawienie się na świecie jest zwieńczeniem ich miłości. Jednak czasami trudno jest zrealizować te pragnienia z różnych powodów. Problemy wynikają z trudności zajścia w ciążę na przykład z przyczyn zdrowotnych, ale też bywają takie, które są niemożliwe do pokonania, gdy dotyczy to par homoseksualnych. Wówczas mają dwie możliwości: adopcja lub dziecko od matki zastępczej i o takiej historii możemy przeczytać w książce pt.: „Wojna o dziecko”.
Fabuła zaczyna się na kilka miesięcy przed wybuchem wojny w Ukrainie, gdy poznajemy Oskara i Niklasa, którzy mieszkają w Berlinie i od niedawna tworzą zalegalizowany związek. Są ze sobą szczęśliwi, pracują dobrze zarabiając, podróżują i pozornie mają wszystko, by być zadowolonymi z życia. W pewnym momencie dochodzą do wniosku, że czegoś im brakuje, by poczuć się pełną rodziną. Słowa ojca Niklasa, że „Rodzina bez dzieci to żadna rodzina” sprawiły, że zapragnęli mieć dziecko. Zdecydowali się wynająć matkę zastępczą, ale niestety niemieckie prawo zabrania tego procederu, więc muszą szukać poza granicami swego kraju odpowiedniej kobiety poprzez agencję Great Parents zajmującej się takimi sprawami. I tak trafiają na młodą Ukrainkę, Nataliję Tkachenko, która ma już trójkę swoich dzieci, ale teraz, gdy znalazła się w trudnej sytuacji decyduje się na urodzenie dziecka parze z Niemiec. Nie wie jednak, że to para męska, a nie mieszana.
„Dwudziesty pierwszy wiek – wiek rozumu, technologii i tak ogromnego rozwoju, a w rzeczywistości czas zatracania człowieczeństwa i empatii, brak solidarności i jedności gatunku ludzkiego.”
Książka najpierw ukazała się w październiku 2022 roku, a więc kilka miesięcy po wybuchu wojny w Ukrainie. Wówczas wydana została poprzez self publishing. Teraz, ponad rok później koszmar wojenny nadal trwa, więc sprawy poruszane w powieści są nadal aktualne i działają na wyobraźnię. Historia jest wprawdzie fikcją literacką, ale napisana tak, że można mieć wrażenie, że wydarzyła się naprawdę.
Powieść była dla mnie miłym zaskoczeniem, gdyż nie miałam okazji poznać innych książek pani Ewy Wyszyńskiej. Ujawnia się w niej to, co można przeczytać na jej stronie, że ma lekkie pióro, niesamowitą wyobraźnię i zdolności dobrego obserwatora rzeczywistości, dzięki temu, że jej książki połyka się w całości. I faktycznie tak jest, o czym miałam okazję się przekonać.
Przede wszystkim pokazuje, że wojna niszczy wszystko, przemienia wszelkie wartości, nadzieje i plany w pył, dotykając nie tylko bezpośrednio mieszkańców danego kraju, ale cały świat. A to wszystko w imię chorych ambicji polityków mających władzę, których nie obchodzą zwykli ludzie, którzy zamiast cieszyć się spokojem, szczęśliwym życiem muszą walczyć o siebie i rodzinę nie wiedząc, co przyniosą najbliższe dni, a nawet godziny. Unaocznia też, że dopóki wojna jest dla nas odległym wydarzeniem, dziejącym się wiele kilometrów od nas, nie potrafimy sobie wyobrazić, co przeżywają ludzie, których dotknęły cierpienia spowodowane wojennym koszmarem. Każdy z nas wie, że wojna niesie zniszczenie, ból i śmierć, ale dopiero, gdy bezpośrednio dotyka naszego kraju, najbliższych wówczas uświadamiamy sobie, jak straszliwym narzędziem politycznym jest wojna i jak łatwo ludźmi manipulować, zmuszać do zabijania innych i odczłowieczać.”
Wojna odsłania, bowiem ludzkie charaktery i dopiero wówczas pokazuje, na co nas stać w chwili zagrożenia. To czas, gdy rodzina jest pozbawiona nie tylko bezpieczeństwa, ale też ojca, męża czy brata, bo mężczyźni idą walczyć za swój kraj, a to nie są łatwe decyzje. Na przykładzie przyjaciółki Nataliji, Victorii, widać do doskonale, gdyż jej mąż, Sergiej, czuje się w obowiązku bronić swej ojczyzny. Dla jego żony jest do decyzja trudna do przyjęcia, gdyż jest zdania, że on ich opuszcza i porzuca. Ta wojna wkracza też w życie Oskara i Niklasa, gdy słyszą o niej w telewizji.
„Wojna o dziecko” to opowieść nie tylko o wojnie i jej koszmarze, gdyż poza tą kwestią autorka porusza różne zagadnienia, które są bardzo życiowe. Przede wszystkim zwraca uwagę na kwestię bycia matką zastępczą i różne podejścia do tej sprawy oraz różnice postrzegania tej roli w Niemczech i w Ukrainie, ale też inne podejścia do spraw homoseksualizmu i wykonywania dla nich usługi surogatki. Kwestia wojny wyłania się w trakcie opowiadania. Autorka pokazuje wojnę z różnych perspektyw, uzmysławiając, że niszczy ona życie wielu rodzin, niweczy wszelkie plany, a marzenia nie zawsze spełniają się tak, jakbyśmy chcieli, co widać po zaskakującym zakończeniu.
Książkę przeczytałam, dzięki serwisowi Sztukater
„Miłość zawsze jest tajemnicą i ujawnia się w niespodziewanych momentach naszego życia.”
Posiadanie dziecka i jego wychowywanie to marzenie wielu par małżeńskich. Uważają oni, że jego pojawienie się na świecie jest zwieńczeniem ich miłości. Jednak czasami trudno jest zrealizować te pragnienia z różnych powodów. Problemy wynikają z trudności zajścia w ciążę na przykład z...
2023-05-24
„Czasem musimy spojrzeć na nasze życie pod innym kątem, żeby rozpoznać dysfunkcje i zniszczenia.”
Patrząc z boku na nie jedną parę uważamy ją za idealną, bez problemów, po prostu szczęśliwą. Jednak bywa i tak, że dostrzegamy tylko pozory, czyli to co dane osoby pokazują światu: iluzję, którą razem tworzą ukrywając to, co naprawdę dzieje się u nich, gdy przebywają w swoich domowych pieleszach. Podobnie stało się w małżeństwie, którego historię poznajemy w powieści pt.: „Doskonała para”. W wersji angielskiej jej tytuł nosi nazwę „The Golden Couple”, co można przetłumaczyć, jako „Złota para” i za taką uznawani są państwo Bishopowie. Jak się wkrótce okazuje, nie wszystko jest złotem, co się świeci, a spod błyszczącej warstwy wyłaniają się ciemne rysy.
Avery Chambers jest znaną psychoterapeutką w Waszyngtonie głównie z tego, że jej sesje i przebieg pracy z klientami różni się znacząco od tradycyjnych. Wprawdzie utraciła licencję pięć miesięcy temu, ale nadal, jako konsultantka, cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Wciąż zgłaszają się do niej osoby poszukujące pomocy i pragnące wyjść z problemów, by ponownie cieszyć się życiem. Jej metody są niestandardowe, ale skuteczne, gdyż ona sama uważa, że dzięki dokładnemu poznaniu klientów potrafi „zabijać dręczące ich demony”, zwalczyć ich fobie, lęki i wyprostować im ścieżki życiowe. Pewnego dnia do jej gabinetu przychodzą Marissa i Matthew Bishopowie, którzy wydają się parą niemającą poważnych problemów. Jednak na pierwszej sesji Marissa wyjawia, że nie była wierna swemu mężowi, ale chce ratować związek, gdyż nadal kocha męża, a poza tym bardzo zależy jej na szczęściu ich ośmioletniego synka Bennetta. To zapoczątkowuje szereg dziwnych zdarzeń pojawiających się wokół Bishopów, które wzbudzają niepokój, a nawet grożą niebezpieczeństwem.
Nie od razu to zagrożenie jest widoczne, gdyż pierwsze rozdziały mają charakter bardziej obyczajowy. Książka została ujęta w kategorii thrillera psychologicznego, ale pobrzmiewają w niej elementy sensacyjne, a nawet kryminalne, chociaż te ostatnie nie są aż tak wyeksponowane.
Wszystko zaczyna się zwyczajnie, gdy poznajemy życiową sytuację, jaka może przydarzyć się każdej parze. Natura ludzka nie jest zbyt silna i bywa uległa wobec pokus, co przydarzyło się Marissie, gdy spotkała mężczyznę z czasów nastoletnich. Wówczas nie udało się im stworzyć związku, a ją los zetknął z Matthew, z którym spędziła swoje dorosłe życie będąc z nim w związku małżeńskim. Teraz właśnie zbliża się ich dwunasta rocznica, ale nie oznacza to dla nich radosnego świętowania, gdyż najpierw muszą poradzić sobie z problemami.
Avery też niepozbawiona jest kłopotów, z którymi nie potrafi się uporać. Jest nękana przez firmę farmaceutyczną Acelia, która dopuściła się nieuczciwych działań wypuszczając na rynek nowy lek o nazwie Rivanux, zwalczający migrenę. Ta informacja wyciekła do mediów, a tylko Avery zna tożsamość osoby, która jej o tym powiedziała. Avery ujęła mnie swoją osobowością, sprytem, inteligencją i dyskrecją. Polubiłam ją niemal od początku, a całkowicie byłam po jej stronie, gdy przygarnęła psa rasy pitbul o uroczym imieniu Romero. Nikt nie chciał go zaadoptować ze względu na złą opinię, jaka przylgnęła do tej rasy. Avery początkowo zabierała go ze schroniska jedynie spacery, ale w końcu zdecydowała się dać mu stały dom i opiekę.
„Doskonała para” reprezentuje ten rodzaj thrillera, który ja bardzo lubię, gdyż niepokój powoli wsącza się w dziejące się zdarzenia pod wpływem wyłanianych faktów i tajemnic. Akcja toczy się nieśpiesznie, ale stopniowo wnikamy coraz bardziej w psychikę bohaterów i ich sekrety.
Panie Greer Hendricks i Sarah Pekkanen skonstruowały powieść ze świetnie poprowadzoną fabułą złożoną z kilku wątków. Doskonale przemyślały sposób opowiadania tej historii, gdyż jest ona prowadzona poprzez spojrzenie Avery i Marissy prowadzone naprzemiennie, z tym że Avery przedstawia nam swoje przemyślenia i działania bezpośrednio w narracji pierwszoosobowej, natomiast Marissę poznajemy poprzez ujęcie trzecioosobowe. Nie wiemy, więc co robią pozostałe osoby z otoczenia tych bohaterek, co dodatkowo rodzi napięcie i ciekawość.
Wszystko razem składa się na intrygę złożoną z wielu trybików uruchamianych przez działania poszczególnych osób. Niektóre z nich wydają się klarowne i szczere, a niektóre wzbudzają podejrzenia i nieufność, tworząc ciekawy splot zdarzeń. Ten skomplikowany węzeł doprowadza nas do niespodziewanego, fascynującego i emocjonalnego obrotu spraw zwieńczający ostatnie rozdziały powieści. Każda z postaci, bez względu czy są one pierwszoplanowe czy drugoplanowe, wzbudza wiele kontrowersji i pytań. Przewodnim motywem jest kłamstwo, które pod różną postacią funkcjonuje w ich życiu i wydaje się, że każdy ma tutaj swoje sekrety, nie jest do końca szczery, a to z kolei udowadnia, że kłamstwo się nie opłaca a jedynie komplikuje życie.
Książkę przeczytałam, dzięki portalowi Sztukater
„Czasem musimy spojrzeć na nasze życie pod innym kątem, żeby rozpoznać dysfunkcje i zniszczenia.”
Patrząc z boku na nie jedną parę uważamy ją za idealną, bez problemów, po prostu szczęśliwą. Jednak bywa i tak, że dostrzegamy tylko pozory, czyli to co dane osoby pokazują światu: iluzję, którą razem tworzą ukrywając to, co naprawdę dzieje się u nich, gdy przebywają w swoich...
2023-01-28
„Szczęście i marzenia kierują się własną logiką, a najczęściej ich brakiem.”
Wszystko w naszym życiu dzieje się w jakimś celu, nawet takie zdarzenia, których nie chcielibyśmy doświadczać. W przypadku bohaterów książki „Dotyk Twoich dłoni” los wystawił ich na próbę ich uczucie, pokazując mocne i słabe strony ich związku i życia.
Barbara i Mariusz Ulatowscy są rodzicami dwójki wspaniałych chłopców: pięcioletniego Julka i siedmioletniego Sebastiana. Tego dnia, gdy ich poznajemy, nic nie wskazuje na nadciągającą burzę. Scenka jest sielankowa. Mariusz jest w pracy, chłopcy jak zwykle się przekomarzają, a Barbara smaży im naleśniki. Wkrótce rodzina ma się powiększyć, gdyż na świat ma przyjść Zosia. Barbara jest w tej chwili w dwudziestym trzecim tygodniu ciąży i razem z Mariuszem cieszą się z nadchodzących narodzin wyczekiwanej córeczki. Wszyscy i wszystko na nią już czeka: piękny pokój, zabawki, kochająca rodzina. Zosia wypełnia myśli i sny Barbary, która z nią rozmawia i zapewnia o swojej miłości.
Ale tego dnia wszystkie nadzieje i radość gasną. Upragnione dziecko nigdy nie pojawi się już w tej rodzinie. W szpitalu Barbara dowiaduje się, że straciła dziecko, a do tego już nigdy nie będzie mogła ponownie zajść w ciążę. W tym momencie autorka ukazuje bezduszność medycznego personelu, któremu brakuje empatii, odpowiedniego podejścia, ale też psychologicznej pomocy. Taka kobieta, jak Barbara, zostaje sama ze swoim bólem i nie ma nikogo profesjonalnego, by pomógł jej przejść przez ten trudny czas.
To była bardzo poruszająca, pełna emocji opowieść niesamowicie prawdziwa i realistyczna. Wiele kobiet pragnie dziecka, spodziewa się, że na świat przyjdzie ukochana istotka, którą będzie mogła otoczyć matczyną miłością. Niestety, czasami nie wszystko przebiega według naszych oczekiwań i życie potrafi dostarczyć dramatycznych przeżyć. I taką historię znajdziemy w książce „Dotyk twoich dłoni”.
Pani Wioletta Piasecka doskonale pozwala wniknąć w duszę kobiety cierpiącej, opanowanej przez ból straty, żałobę i poczucia niesprawiedliwości. Słowami wnika w nasze umysły i serca wywołując burzę emocji, odczuć, myśli, refleksji i przemyśleń. Pojawiają się współczucie, smutek, ale i złość. Przynajmniej tak było w moim przypadku, gdyż w pewnym momencie byłam zła na Barbarę za jej cierpiętniczą postawę. Rozumiem jej ból, gdyż na pewno strata dziecka jest ogromnym dramatem, ale każda żałoba kiedyś się kończy i trzeba wrócić do życia, tym bardziej, że Barbara miała do kogo wracać.
Najbardziej w tej sytuacji było mi żal chłopców. Zamknięta w swoim bólu nie zauważa, że traci najbliższe osoby. Jej zachowanie ma wpływ na męża, rodziców, a przede wszystkim na dzieci, które nie rozumieją jej postawy. Nic dziwnego, że w końcu Mariusz ma dość i zupełnie nie zgadzałam się z podejściem rodziców, którzy mieli do niego żal, że zostawił żonę w potrzebie. Rozumiałam jego postawę, zmęczenie sytuacją i chęć ucieczki od sytuacji, która zniszczyła jego miłość. Tą sytuacją autorka pokazuje, że cierpienie nie dotyczy tylko osoby, którą dotknęło nieszczęście, ale oplata ono serca osób najbliższych. Oczywiście nie ma nic złego w przeżywaniu cierpienia, ale nie powinno się zapadać w nie bezgranicznie, gdyż taka postawa nie prowadzi do niczego dobrego. I gdy wszystko zmierza do tego, że wydaje się być już przesądzony los rodziny Ulatowskich, nagle życie znowu pokazuje swoją siłę, pisząc zupełnie nieoczekiwany scenariusz, dzięki czemu my, jako czytelnicy mamy ogrom emocjonalnych przeżyć.
Książkę przeczytałam, dzięki autorce, za co dziękuję!
„Szczęście i marzenia kierują się własną logiką, a najczęściej ich brakiem.”
Wszystko w naszym życiu dzieje się w jakimś celu, nawet takie zdarzenia, których nie chcielibyśmy doświadczać. W przypadku bohaterów książki „Dotyk Twoich dłoni” los wystawił ich na próbę ich uczucie, pokazując mocne i słabe strony ich związku i życia.
Barbara i Mariusz Ulatowscy są rodzicami...
2022-06-29
„Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz dotrzeć, nie ma znaczenia, jaką drogą pójdziesz.”
Dwa miesiące temu miałam okazję poznać książkę „Zatracona”, która została napisana przez debiutującą pisarkę, Nadię Grim. Pokazała w niej, że spod jej pióra będą w przyszłości wychodzić historie odbiegające od standardowych schematów. Podobnie jest w jej drugiej powieści pt.: „Drogocenna Precious”, która ukazała się niedawno. To książka dla osób lubiących czytać ebooki, gdyż w takim formacie została ona wydana.
Życie Ophelii Sittaford biegnie w przewidywalny i kontrolowany sposób. Od pewnego czasu pracuje, jako aktorka podkładająca głos jednej z baśniowych postaci w serialu o Czarodziejkach pod tytułem „Precious”. Jej drugie oblicze związane jest z prowadzonym razem z przyjacielem, Fredem, podcastem kryminalnym "Drugie okno na podwórze", którego kolejne odcinki tworzą sami słuchacze, wysyłając do Ophelii swoje mroczne opowiadania. Są to fikcyjne historie, ale wśród nich pojawiają się regularnie maile od tajemniczego Przybysza, którego opowieści brzmią bardzo realistycznie, a do tego okazuje się, że podobne przestępstwa miały miejsce w rzeczywistości.
Ophelia nie pragnie sławy, mimo że zarówno postać Czarodziejki, jak i kryminalne audycje są bardzo popularne, ale ona skrzętnie ukrywa swoją tożsamość. Zna ją tylko kilkoro najbliższych osób. Wkrótce do tego grona dołącza Theo Roy, który uczestniczy w spotkaniu z bohaterkami serialu. Od początku jest zafascynowany Ophelią, nie wiedząc wówczas, jakie oblicze skrywa ona pod finezyjną maseczką, którą założyła podczas evetu książkowego promującego serial.
Theo Roy rozpoczyna swoją opowieść, jako pierwszy i cały czas wiemy o nim niewiele. Komentuje sprawy bieżące, opisuje swoje odczucia, ale też zasiewa ziarno niepokoju. Stopniowo odkrywa przed Ophelią i przed nami swoje sekrety, ale to, co najważniejsze - skrzętnie omija lub mówi bardzo ogólnie. Jego postawa i cel pozostają przez cały czas tajemnicze, co sprawia, że fabuła coraz bardziej przyciąga uwagę. Do tego momentu całość toczy się wokół prób zdobycia przez mężczyznę zainteresowania i względów kobiety, co z początku idzie mu opornie, gdyż Ophelia nie zamierza kontynuować tej znajomości. Nie wie jednak, że trafiła na upartego osobnika.
Rozwój ich relacji przebiega w klasycznej formie, gdyż najpierw oparta jest na zdobywaniu, które bardziej jest aktywne ze strony Theo. Nie idzie mu najlepiej, gdyż Ophelia nie zamierza wchodzić w nowy związek, tym bardziej, że ma narzeczonego. Jest z nim, pomimo licznych zdrad w przeszłości, ale rok temu dała mu szansę na naprawienie błędów. Dopiero pojawienie się Theodore zmienia jej spojrzenie na dotychczasowe życie i ustawia priorytety, na których jej zależy.
„Drogocenna Precious” to powieść, która wciąga powoli, ale sukcesywnie. Obserwujemy działania Ophelii i Theo z dwóch różnych perspektyw, gdyż narracja prowadzona jest naprzemiennie. Ten zabieg sprawia, że poznajemy bohaterów coraz lepiej, a sytuacja robi się coraz ciekawsza. Fabuła jest poprowadzona tak, że nietrudno domyślić się, co wydarzy się na dalszych stronach, chociaż w ostatnich rozdziałach byłam zaskoczona takim rozwojem sytuacji. Przy okazji wyłaniają się problemy dręczące Ophelię i sekrety skrywane przez Theo.
Ich relacja oparta jest przede wszystkim na pożądaniu, dlatego fabuła obfituje w dosyć dużo scen erotycznych, które zostały pokazane dosyć odważnie, ale zbyt technicznie, bez finezji. Autorka skupiła się w nich na działaniach obu partnerów, kolejnych krokach, pozycjach i anatomicznych opisach. Dużo jest między nimi rozmów, nawet w chwilach intymnych, dlatego fabuła toczy się powoli i bez nagłych zrywów. Dopiero, gdy poznajemy coraz lepiej plany Theo i niektóre epizody z jego życia oraz z przeszłości Ophelii, wszystko zaczyna nabierać intensywności i tempa Do tego dochodzi wątek kryminalny, który ożywił tę historię i dodał bardziej emocjonalnych przeżyć. Ten element wyłania się nagle, ale po dłuższym czasie, gdyż do tego momentu powieść ma charakter typowy dla romansu erotycznego połączonego z obyczajówką.
Zakończenie tej historii nie do końca mnie usatysfakcjonowało, gdyż miałam wrażenie, że nie zostało w niej powiedziane ostateczne słowo, więc być może spotkamy się jeszcze z barwnymi Czarodziejkami. Chętnie poznałabym bliżej każdą z nich, które w tej powieści pełniły jedynie drugoplanowe role.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz dotrzeć, nie ma znaczenia, jaką drogą pójdziesz.”
Dwa miesiące temu miałam okazję poznać książkę „Zatracona”, która została napisana przez debiutującą pisarkę, Nadię Grim. Pokazała w niej, że spod jej pióra będą w przyszłości wychodzić historie odbiegające od standardowych schematów. Podobnie jest w jej drugiej powieści pt.: „Drogocenna...
2022-06-19
„Jesteśmy panami swego losu, a jednak niezupełnie możemy robić to, na co mamy ochotę.”
Twórczość pani Anny Kasiuk i jej styl pisarski poznałam po raz pierwszy przy okazji lektury „I będę Cię kochać aż do śmierci.” Wówczas była to powieść o charakterze obyczajowym z elementami romansu. Tym razem sięgnęłam po jej kolejną odsłonę, jaką jest tytuł „Prawo pożądania”, który już sam w sobie jest zapowiedzią gorącej historii. Autorka ma za sobą głównie powieści obyczajowe, w które wplata różne inne wątki literackie, dlatego teraz byłam ciekawa jej wersji powieści erotycznej.
Mathilde Macrone to dwudziestopięcioletnia mecenas, która pomimo młodego wieku już zyskała sobie uznanie w kręgach prawniczych udowadniając nie raz swoją profesjonalność i skuteczność. W życiu prywatnym ma za sobą nieudane małżeństwo z Massime, a teraz od trzech lat jest związana z Michaelem w tzw. „białym małżeństwie” i jest przekonana, że taki układ jej odpowiada. Dopiero, gdy w jej kancelarii pojawia się Jean Dubois, ojciec paryskiego, przestępczego podziemia, zwany Bestią z Paryża, pojawiają się wątpliwości i pożądanie. Zdaje sobie sprawę, że bliższa znajomość z nim oznacza kłopoty, zwłaszcza dla jej kariery, dlatego próbuje nie ulegać jego urokowi i pożądaniu. Jednak, tak jak można było się tego spodziewać, nie jest w stanie całkowicie się go zignorować. Z jednej strony wie, kim jest jej klient, ale z drugiej strony uświadamia sobie swoje pragnienia. Toczy walkę sama ze sobą i rozbudzonym ogniem namiętności.
„Życie jest za krótkie, by tkwić w kieracie oczekiwań.
One stanowią ograniczenie.”
Istotna informacja dotyczy wydania książki, gdyż ukazała się ona wyłącznie, jako ebook, więc nie każdy z pewnością po nią sięgnie. Ja jednak nie mam nic przeciwko elektronicznym wersjom powieści, mimo że też lubię papierowe wersje. Okładka nie jest zachwycająca, wręcz zniechęcająca, ale zaintrygował mnie opis, jaki znalazłam na stronie lubimyczytac.pl.
Fabuła wypełniona jest w większej części spotkaniami i rozmowami między głównymi bohaterami. Narracja daje możliwość poznawania zarówno odczuć Mathildy, jak i Jeana, gdyż prowadzona jest w trzeciej osobie, ale nie wszystko jest nam ujawniane. Przede wszystkim trudno jest dowiedzieć się, czym kieruje się Jean i czy do końca jest wobec kochanki uczciwy i szczery. Postać Mathildy została ukazana tak, że nie ma ona przed nami tajemnic i więcej wiemy o jej uczuciach i dylematach. Sprawy Jeana wychodzą stopniowo na jaw, tak jak jego charakter i działania. Pomiędzy opisami ich relacji pojawia się wątek związany z wykonywanym zawodem głównej bohaterki i sprawą, którą zlecił jej Dubois. Jednak ten element stanowi jedynie tło dla tego, co dzieje się między nimi, tak jak tłem jest miejsce akcji, która osadzona jest w Paryżu.
„Prawo pożądania” to powieść napisana z rozmachem i odważnie, bez zbędnych słów i opisów, ale bez wulgaryzmów czy brutalności i wyuzdania. Pani Anna Kasiuk zwraca uwagę na seks, jako ważny element życia dwojga osób. Wykorzystała wątek erotyczny, by ukazać tę stronę życia, jako jeden z elementów łączący dwoje ludzi. Umiejętnie daje poczuć towarzyszące emocje i rozgrywające się sceny. Zestawia ze sobą związek oparty na harmonii, stabilizacji i wzajemnym szacunku, ale bez seksu, z relacją pełną namiętności, intensywności i pożądania, którym trudno się oprzeć. Tym samym stawia przed nami pytanie o to, co jest ważne w związku: spokój, poczucie bezpieczeństwa, czy też namiętność, seks i odrobina szaleństwa. Z drugiej strony pokazuje, czym jest układ bazujący tylko i wyłącznie na pożądaniu i kierowaniu się jedynie fizycznymi potrzebami.
W książce dzieje się bardzo dużo, fabuła rozwija się niezwykle intrygująco i byłam ciekawa jak to wszystko się skończy. Autorka dosyć mocno pokomplikowała to, co na początku wydawało się zwykłym erotycznym romansem, wplatając w niego wątki mafijne. Podążając za kolejnymi wydarzeniami oczekiwałam jakiegoś mocnego zaskakującego i emocjonalnego finału, którego się nie doczekałam. Wszystko nagle się urywa, pozostawiając czytelnika z niedokończoną opowieścią, więc mam nadzieję, że pani Anna Kasiuk nie zostawi tak tej historii i napisze jej kontynuację. Szkoda, że na okładce ani w opisie nie ma nic, co wskazywałoby na serię.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Jesteśmy panami swego losu, a jednak niezupełnie możemy robić to, na co mamy ochotę.”
Twórczość pani Anny Kasiuk i jej styl pisarski poznałam po raz pierwszy przy okazji lektury „I będę Cię kochać aż do śmierci.” Wówczas była to powieść o charakterze obyczajowym z elementami romansu. Tym razem sięgnęłam po jej kolejną odsłonę, jaką jest tytuł „Prawo pożądania”, który już...
2022-09-20
„Kuchnia to miejsce, gdzie koncentruje się życie rodzinne – pełne zapachów, kolorów i smaków.”
Czasami mamy ochotę wprowadzić coś nowego do domowego jadłospisu, by urozmaicić naszą codzienną kuchnię w odmienne smaki. Doskonałą ku temu okazją są propozycje z kuchni świata, więc czemu nie mogłaby być to kuchnia meksykańska? Autorka książki „Apetyt na Meksyk” proponuje 55 przepisów, które z pewnością dostarczą niezapomnianych wrażeń smakowych. Warto wiedzieć, że kuchnia meksykańska została wpisana w 2020 roku na listę niematerialnego dziedzictwa kultury UNESCO, co jest niezwykle ważnym faktem dla zachowania tradycji kulinarnych Meksyku.
Książkę „Apetyt na Meksyk” otrzymałam w formie elektronicznej, więc nie wiem jak wygląda ona w wersji papierowej. Wiem,jedynie, że została wydana w twardej oprawie, więc to z pewnością jest ogromny plus. Jako e-book najlepiej nadaje się do czytania na typowym czytniku, gdzie będzie możliwość powiększenia czcionki.
Po poznaniu zawartości poradnika i informacji na temat kuchni meksykańskiej, można zauważyć, że to, co my, w Polsce nazywamy daniem zrobionym po meksykańsku, mija się z nim całkowicie i nie za wiele ma wspólnego z kulturą tego kraju. Pierwsze skojarzenie z tego rodzaju potrawami łączy się od razu z tequilą, chili, kukurydzą i fasolą oraz popularnym daniem chili con carne. Tymczasem kuchnia meksykańska jest znacznie bogatsza, a to, co my określamy jej mianem, wiąże się raczej z tzw. TEX MEX spopularyzowaną przez południową część Stanów Zjednoczonych. Wymienione składniki są oczywiście wpisane w kulturę Meksyku, ale nie wiemy tak naprawdę o niej zbyt wiele.
„wszystko, co biega, pływa, pełza lub lata,
trafia do garnka”
Magdalena Keller-Bigda wie o tym doskonale, gdyż przez ponad dwa lata mieszkała w tym niezwykle ciekawym kulturowo państwie i doskonale poznała smaki Meksyku. Przybliża je nam poprzez zamieszczenie 55 przepisów, z którymi prowadzi nas nie tylko przez smaki, aromaty, niezwykle bajeczne kolory, ale też ciekawostki o danej potrawie oraz związane z nią informacje. Przedstawia zarówno takie dania, które serwuje się w eleganckich restauracjach, ale też takie, które podaje się w zwykłych barach, czy przydrożnych stoiskach, ale też w domowych zaciszach.
Atutem poradnika jest to, że wszystkie przepisy zostały opatrzone dużymi, wyraźnymi, kolorowymi zdjęciami, które zachęcają do zrobienia danej potrawy. Na sąsiedniej stronie natomiast autorka zamieściła kilka zdań na temat omawianego dania, a pod tymi informacjami znajdziemy spis składników i sposób wykonania potrawy krok po kroku.
Autorka zebrała najbardziej charakterystyczne dania oparte na tradycji Meksyku, ale starała się je dostosować do kuchni polskiej, byśmy nie mieli problemu z przygotowaniem potraw. Podzieliła je na 11 rodzajów, ale pod kątem używanego głównego produktu i rodzaju potrawy. Każdy rozdział rozpoczyna krótki wstęp, w którym autorka przybliża nam krótką historie związaną zdanym składnikiem, jego rolą w kulturze Meksyku oraz zwyczaje w sposobie jego podawania. Znajdziemy, więc w tym niewielkim poradniku potrawy z kukurydzy, fasoli, papryki, awokado. Dowiadujemy się, jakie znaczenie mają tortille, jak je zrobić i w jaki sposób je podawać. Dla amatorów mięsnych potraw także znajdą się propozycje na bazie tego składnika, także dla tych, którzy gustują w daniach ryb. i owoców morza. Wśród receptury nie mogło zabraknąć sosów, które są nieodłącznym dodatkiem do każdej potrawy, ale też napojów, ciast i deserów, które umilają czas spędzany w towarzystwie, ale też przynoszą ulgę w upalne dni. Na koniec autorka zamieściła kilka ciekawostek kulinarnych o owocach i warzywach, których w Meksyku nie brakuje, ale opisuje tylko kilka, te, które zrobiły na niej ogromne wrażenie, a w Polsce są zupełnie nieznane.
Pani Magdalena Keller-Bigda na swoim blogu apetycznie-klasycznie.pl, odkrywa przed nami więcej prawdziwych meksykańskich smaków, które miała okazję poznać w czasie swojego pobytu w Meksyku, ale poprzez swoją książkę zachęca do skorzystania bogatej kulinarnej tradycji tego kraju.
Okazuje się, że kuchnia meksykańska to nie tylko fasola i kukurydza, ale też wiele różnorodnych składników, z których może wyczarować oryginalne przysmaki. Książka „Apetyt na Meksyk” sprawia, że faktycznie zaczynamy mieć ochotę na spróbowanie zaprezentowanych przepisów, byśmy mogli, chociaż w ten sposób poczuć się jak w Meksyku. Udowadnia, że kuchnia meksykańska jest bardzo różnorodna, kolorowa, zakasująca, apetyczna i dostarczająca niesamowitych wrażeń smakowych.
Magdalena Keller-Bigda jest absolwentką Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo przez wiele lat związana z polskim rynkiem kapitałowym. Miłośniczka dobrego jedzenia i podróży. Autorka bloga kulinarnego: apetycznie-klasycznie.pl. Przez ponad dwa lata mieszkająca w Queretaro w Meksyku. Uzależniona od zielonej herbaty i klasycznych angielskich kryminałów. Wielbicielka malarstwa Fridy Kahlo.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Kuchnia to miejsce, gdzie koncentruje się życie rodzinne – pełne zapachów, kolorów i smaków.”
Czasami mamy ochotę wprowadzić coś nowego do domowego jadłospisu, by urozmaicić naszą codzienną kuchnię w odmienne smaki. Doskonałą ku temu okazją są propozycje z kuchni świata, więc czemu nie mogłaby być to kuchnia meksykańska? Autorka książki „Apetyt na Meksyk” proponuje 55...
2022-10-11
„Są prawdy, których objawienie może przynieść zgubę, są tajemnice, które powinny pozostać zawsze ukryte.”
Tajemnice zaklęte w dawnych artefaktach, legendach i mitach fascynują wielu ludzi stając się kanwą filmów i książek. Autor powieści „Zaginiona relikwia” także uległ tej pokusie, tworząc historię, która pobudza wyobraźnię i zabiera nas w podróż, w której przeszłość łączy się z teraźniejszością.
Jest rok 1191, gdy na Morzu Śródziemnym, na kotwicowisku portu w Akkce stoi galera pod flagą Templum, którą dowodzi kapitan Jacopo z Wenecji. W momencie, gdy go poznajemy, obudziły go krzyki „gore” dobiegające z pokładu. Ogień ogarnia coraz większe obszary statku, a jego źródło pochodzi spod pokładu, gdzie znajdują się pojemniki z tzw. ogniem greckim. Załoga wraz z kapitanem nie wiedzą, że obserwuje to wszystko pewien pływak, który przyczynił się do wywołania pożaru, ale na ten moment nie wiemy, kim on jest.
Po tym dramatycznym zdarzeniu przenosimy się do roku 1942, gdy panuje miesiąc luty i także wydarzenia mają miejsce na Morzu Śródziemnym w okolicach Akki. Niemiecki frachtowiec BALILA pod dowództwem kapitana Carlo Benettiego ma problemy wskutek niedawno minionego sztormu. Na swoim pokładzie wiezie broń masowej zagłady dla Afrika Korps. Towarzyszy mu hauptmann Ludwig von Shrekt, który ma za zadanie nadzorować dostarczenie ładunku do Benghazi w Libii. Niebezpieczna przesyłka nie dociera na miejsce, gdyż frachtowiec zostaje storpedowany przez ORP „Sokół” pod dowództwem kapitana Borysa Karnickiego.
Po tych niewątpliwie pełnych napięcia scenach będącymi zaledwie prologami do dalszej opowieści, przenosimy się do czasów współczesnych, a konkretnie do roku 2018, do Watykanu, gdzie ojciec Filippo Accardi pełni funkcję naczelnego kustosza Archiwów Watykańskich. Jego zastępca poinformował go, że znalazł dziwne manuskrypty z końca XII wieku w wydziale wojen krzyżowych.
Kolejny wątek przenosi nas do Polski, do niewielkiej wsi Zagość Stara koło Pińczowa, gdzie młodzi studenci archeologii Uniwersytetu Warszawskiego prowadzą badania w romańskim kościele joannitów i natrafiają na dziwną kryptę.
To moje pierwsze spotkanie z powieścią autora, mimo że ma on za sobą serię „Samotny wędrowiec”, na którą składają się cztery tomy. Jednym z ich motywów był zakon Templum, którego nazwa pada także i w tej powieści, ale stanowi ona osobną historię. Książka trafiła do mnie w wersji elektronicznej, ale jest też dostępna w tradycyjnym, papierowym wydaniu. Jedyny minus e-booka jest brak możliwości oceny wizualnej powieści, więc mogę odnieść się jedynie do treści. A jest ona niezwykle bogata i urozmaicona w wiele wydarzeń.
Od początku fabuła przykuwa uwagę zabierając nas w trzy różne okresy czasowe i fundując od razu mocne, sensacyjno-przygodowe epizody. Bez zbędnego wprowadzenia i opisów Marek Orłowski nakreśla charakter tej powieści, która z każdym kolejnym zdarzeniem coraz bardziej wypełnia się postaciami, tajemnicami, intrygami i wydarzeniami. To świetnie napisana powieść przygodowa, w której główny motyw opiera się na tytułowej relikwii, ale nie zdradzę, o jaką relikwię chodzi, by nie psuć niespodzianki i odkrywania związanych z nią sekretów. Do tego autor ma bardzo przystępny, lekki styl pisania, a przy tym potrafi odpowiednio stworzyć nastrój owiany tajemnicą, a nawet grozą, dlatego czyta się książkę dosyć szybko i z zainteresowaniem.
„Zaginiona relikwia” liczy sobie prawie 500 stron, co nie jest odczuwalne w trakcie lektury. Ja osobiście lubię tego typu historie, dlatego było dla mnie przyjemnością zanurzenie się w tej opowieści, w której poza sferą przygodową, mamy też dosyć sporo informacji z kręgu kościoła, symboliki, teorii na temat relikwii i wielu innych elementów związanych z wydarzeniami historycznymi. Napięcie stopniowane jest miarowo, ale skutecznie, dzięki niespodziewanym zwrotom akcji, podążaniu wszystkiego w trudno do przewidzenia kierunku i wplatanymi wątkami, które często urywają się w najważniejszym, ekscytującym momencie. Odwiedzamy też różne miejsca, począwszy od Watykanu poprzez Akkę, Cypr aż po słynny kompleks Riese w Górach Sowich. Poznajemy fakty z nimi związane, charakterystykę tych miejsc i tajemnice. W każdym opisie i przybliżaniu różnych zdarzeń z przeszłości można wyczuć pasję autora, który między innymi fascynuje się średniowieczną historią i bronią. Poza warstwą historyczną, nie brakuje w jego najnowszej powieści elementów obyczajowych, romansowych, a nawet erotycznych, więc z pewnością z takim zestawem nie można się nudzić.
„Są prawdy, których objawienie może przynieść zgubę, są tajemnice, które powinny pozostać zawsze ukryte.”
Tajemnice zaklęte w dawnych artefaktach, legendach i mitach fascynują wielu ludzi stając się kanwą filmów i książek. Autor powieści „Zaginiona relikwia” także uległ tej pokusie, tworząc historię, która pobudza wyobraźnię i zabiera nas w podróż, w której przeszłość...
2022-07-26
Już po raz trzeci Pablo Poveda zabiera nas do pięknego i gorącego Alicante wraz z dziennikarzem Gabrielem Caballero. Od razu wrzuceni jesteśmy w wartką akcję, w której Gabriel wpada w kłopoty podczas urlopu w znanym ośrodku wypoczynkowym Palma. Budzi się obok ponętnej Valentiny, a kilkanaście minut później staje twarzą w twarz z Rodrigo Gracianem, jej chłopakiem . Gabriel musi ratować się ucieczką przed rozjuszonym osiłkiem.
Z opresji ratuje go inspektor Rojo. Od sprawy prowadzonej w "Wyspie ciszy" mija prawie rok, a dokładniej 11 miesięcy. Życie Gabriela upływało mu na korzystaniu z mile spędzonych chwilach. Zdążył stracić pracę, ale nie narzekał na brak gotówki, gdyż sławę przynosiły mu artykuły, w których pisało swoich przygodach. Po zdarzeniu w Palmie, dziennikarz przybliża swoją obecną sytuację oraz wspomina romans z Blanką, by powrócić do wydarzeń obecnych. Jego drogi ponownie spotykają się z inspektorem Rojo, który ciągle szuka swojej żony.
W międzyczasie mieście dochodzi do serii dziwnych wypadków, w których ludzie stają się nieobliczalni pod wpływem nieznanego narkotyku. Do tego ofiary mają wytatuowany symbol kraba.
Pablo Poveda nie oszczędza swojego bohatera i wrzuca go w brutalny świat dilerów narkotykowych, intryg, niebezpiecznych akcji przyprawiając czytelnika o szybsze bicie serca. W fabułę nie omieszkał wrzucić swoich osobistych spostrzeżeń o sytuacji w Hiszpanii, jej atrakcji, ale też absurdów.
Trzecia część z przystojnym dziennikarzem dorównuje tempem swoim poprzedniczkom. Czyta się ją z napięciem, czasami z uśmiechem, a czasami z zaskoczeniem. To z pewnością zasługa dobrego tłumaczenia, które nie ujmuje całości dynamiki. Dzieje się bardzo dużo w kilku wątkach i wzbudza ciekawość do końca. Finał bardzo emocjonujący, który wyjaśnia bieżącą sprawę, ale jednocześnie zawiązuje kolejny epizod, którego rozwinięcie i wyjaśnienie na pewno znajdziemy w czwartej odsłonie przygód Gabriela.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu AUTORNIA
Już po raz trzeci Pablo Poveda zabiera nas do pięknego i gorącego Alicante wraz z dziennikarzem Gabrielem Caballero. Od razu wrzuceni jesteśmy w wartką akcję, w której Gabriel wpada w kłopoty podczas urlopu w znanym ośrodku wypoczynkowym Palma. Budzi się obok ponętnej Valentiny, a kilkanaście minut później staje twarzą w twarz z Rodrigo Gracianem, jej chłopakiem . Gabriel...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
czyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”
Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako dorośli ludzie z nostalgią wracamy do czasów, gdy dopiero wchodziliśmy w dorosłość, a tym samym rodzi się ciekawość, co dzieje się u naszych kolegów i koleżanek z klasy i szkoły, do której razem chodziliśmy. Z tego względu chętnie organizowane są spotkania klasowe po latach, by powspominać dawne czasy i pogadać o aktualnych sprawach. Takie spotkanie postanowili zorganizować bohaterowie książki pt.: „Ostatni”, którą czytałam w formie elektronicznej, ale jest ona dostępna też w wersji papierowej.
Rysiek, Michał, Marcin, Piotr, Bartek, Olek, Filip i Jacek to ośmiu kumpli znający się ze szkoły średniej, wychowani na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, stanowią główne postacie tej powieści. Każdy ma za sobą inny życiowy bagaż wypełniony wspomnieniami z czasów szkolnych i w różny sposób radzący sobie z obecnymi realiami. Ich młode lata przypadły na przełomowe lata PRL-u, co zderzyło się z przemianą nie tylko ustrojową, ale też obyczajową, technologiczną i społeczną. Wraz z ich wzrastaniem i wchodzeniem w dorosłość następowały też zmiany w Polsce, o których też dowiadujemy się poprzez ich rozmowy i powroty do przeszłości. Ostatni raz widzieli się 15 lat temu i teraz stwierdzają, że to zdecydowanie jest za rzadko. Marcin rzuca pomysł częstszego spotykania się oraz założenia funduszu ostatecznego, na który będą przesyłać co miesiąc ustaloną kwotę, a jej całą uzbieraną sumę zbierze ten, kto z nich będzie żył najdłużej.
Szczerze pisząc, zupełnie czegoś innego się spodziewałam, po tym, jak przeczytałam blurb książki „Ostatni”. W jej krótkim streszczeniu głównego wątku pobrzmiewała groźna nutka i raczej oczekiwałam kryminalnej historii niż obyczajowej, a taką okazała się ta powieść. Byłam nastawiona na dynamiczną akcję i takiej nie otrzymałam. Pomysł z ustanowieniem funduszu miał ogromny potencjał, ale autor raczej postawił na ukazanie ośmiu męskich portretów ludzi, którzy po latach mają zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości, niż to miało miejsce w czasach szkoły. Wraz z nimi poznajemy też inne osoby, które są związane z ich losami i wyłaniają się w trakcie opowiadania.
Każdy z bohaterów przedstawiony został w osobnych rozdziałach a ich wspólne losy ułożone aż w dziesięciu częściach, w których stopniowo odsłaniane są nam kolejne płaszczyzny fakty z życia poszczególnych osób. Poznajemy ich coraz lepiej i razem z nimi przeżywamy ich problemy, dylematy i codzienne sytuacje. Przebywamy z nimi od października 2018 roku, gdy mają oni po 45 lat, a kończymy w czasach pandemii w 2022 roku.
Całość prowadzona w narracji trzecioosobowej, a to daje możliwość ukazania w jednym czasie reakcji każdej ze stron. Fabuła toczy się wolno, gdyż wypełniają ją rozważania poszczególnych bohaterów, wspomnienia, wyjaśnienia, ale też opisy ich sytuacji czy sposobu myślenia. Dozowałam tę powieść po kawałku, gdyż nie byłam w stanie za jednym razem pochłonąć większej partii materiału. Powieść ma męski charakter, a kobiety są jedynie jednym z elementów życia bohaterów.
„Ostatni” to powieść złożona z różnych części, niczym puzzle, w których każdy element jest inny, ale razem tworzą wspólny życiowy wizerunek ludzi ze szkolnej ławy. Pan Maciek Bielawski stworzył opowieść na podstawie ośmiu męskich portretów pokolenia lat 70. XX wieku, które niejako są odzwierciedleniem polskich realiów, zarówno obecnych, jak i sprzed kilkudziesięciu lat. Opowiada o czasie przemian, czasie dorastania a wraz z nim o realizmie życia, który nie raz mija się z tym, co planujemy w młodości. Plany układane w przeszłości, gdy mamy po kilkanaście lat, często weryfikuje życie, a podejmowane decyzje mają wpływ na wiele spraw, które ukierunkowują nasze życie.
Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater
„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
więcej Pokaż mimo toczyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”
Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako...