Biblioteczka
2024-04-20
2024-03-28
„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”
Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku jednego z bohaterów książki „Desire or Defense”, która rozpoczyna trylogię o niektórych zawodnikach drużyny hokejowej. W wersji amerykańskiej poprzedzała ją nowela pt.: „Passion or Penalty” czyli „Pasja czy kara”, a dopiero potem ukazały się trzy główne tomy. U nas seria zaczyna się od „Desire Or Defense”, co oznacza „Pragnienie lub obrona” i wokół tego dylematu toczy się jej opowieść. Okładka tej książki, jak i tytuł wskazują na połączenie dwóch wątków: romansu i sportu, które jest jednym z moich ulubionych powiązań, gdyż to gwarantuje energiczną akcję i wiele emocji.
Mitch ma w sobie ogromne pokłady gniewu, nad którym nie potrafi zapanować, a do tego wciąż na wszystko narzeka, bo zawsze znajdzie się coś, co go denerwuje. Dlatego wszyscy postrzegają go, jako gderliwego, szorstkiego choleryka, z którym lepiej nie zadzierać. Ma, oczywiście, grono swoich kolegów i przyjaciół, z którym gra w drużynie hokejowej D.C. Eagles, co pozwala mu zapomnieć o swoich problemach i demonach. Nikt nie wnika dlaczego on taki jest, ale on też nie zwierza się nikomu ze swej przeszłości.
Źródło jego zachowania znajduje się w dzieciństwie Mitcha, a szczególnie wrażliwy jest, gdy ktoś pyta go o jego ojca. Wówczas natychmiast uruchamia się w nim niekontrolowana wściekłość. To właśnie ona spowodowała, że Mitch wdał się w bójkę podczas jednej z rozgrywek, po której zostaje odsunięty od udziału w piętnastu najbliższych meczach. A to dla niego jest kara niewyobrażalna, gdyż to oznacza dużo wolnego czasu, co wiąże się z bezczynnością i rozmyślaniem. Na szczęście zostaje skierowany na terapię do doktora Curtisa i w ramach poprawy wizerunku - na zajęcia z chłopcami, którzy grają w dziecięcej drużynie hokejowej WOMBAT. Wśród nich jest kilkuletni Noah, który jest dzieckiem cichym, zamkniętym w sobie, ale niezwykle inteligentnym i kochającym hokej. Mitch dostrzega w jego charakterze podobieństwa do siebie, gdy był w wieku Noaha.
Noahem opiekuje się prawnie jego rodzona siostra Andie, która po starcie rodziców robi wszystko, by jego brat wyszedł ze swej skorupy. Dla niej są ważne trzy rzeczy: Noah, praca i niezawodny samochód. Z dwoma pierwszymi sprawami radzi sobie dobrze. Gorzej ze sprawnym autem, które ma już swoja lata i czasami zawodzi.
Pracuje jako pielęgniarka, więc nie ma zbyt wiele czasu na przebywanie w domu i zajęcie się chłopcem. Pomaga jej przyjaciółka Ronda, z którą razem pracuje na OIOM-ie w szpitalu w Waszyngtonie. Kiedy tylko może, uczestniczy w zajęciach sportowych brata. Na jednym z nich reaguje gwałtownie widząc, jak nowy trener, czyli Mitch, źle odnosi się do swoich małych podopiecznych. Nie znając dobrze sytuacji, wpada na boisko i robi mu awanturę. Tak zaczyna się ich znajomość pełna wzburzeń, iskrzenia i wzajemnego zauroczenia.
Akcja książki toczy się głównie w środowisku hokejowej dyscypliny sportu, więc autorka musiała dobrze przygotować sobie to pole zdarzeń, gdyż związane z nim sytuacje na boisku sprawiają wiarygodne wrażenie. Do tego opisy pozwalają uruchomić pole wyobraźni i poczuć się tak, jakbyśmy byli na trybunach i obserwowali treningi oraz mecze. Drugim tłem fabuły jest praca w służbie zdrowia, a konkretnie w szpitalu na OIOM-ie, co z kolei podkreśla trudną służbę pracujących tam kobiet.
Pani Leah Brunner z lekkością, ale i w bardzo esencjonalnym stylu zestawiła ze sobą dwa trudne charaktery. Mitch to wulkan gniewu, który w każdej chwili może wybuchnąć, natomiast Andie nie zamierza mu ułatwiać życia i też potrafi pokazać pazurki uruchamiając swój zadziorny potencjał. Ich historia toczy się w różnym napięciu, otoczona emocjami, ale z czasem można było się spodziewać, jak ich relacja się rozwinie. Obserwowanie rozwoju ich znajomości, działania chemii uczuć i walka ze swoimi demonami z przeszłości dało mi dużą dozę satysfakcji z czytania.
Mitch dostrzega w pewnym momencie, że całe swoje życie spędził nie widząc światła nadziei na poprawę, a dopiero pojawienie się takiej osoby, jak Andie, rozjaśniło ciemność, która opanowała jego duszę.
„Desire or Defense” ma charakter komedii romantycznej, ale poruszane są w niej też trudne tematy, co sprawia, że nie jest to ckliwa i płytka historia. To opowieść o radzeniu sobie z samym sobą, ale też o dostrzeganiu pozytywów w codziennych trudnościach. Bardzo dobrze został ukazany potencjał, jaki tkwi u dzieci, które trzeba umieć dostrzec. Autorka przy tym stworzyła kilka ciekawych osobowości, które z pewnością poznamy w kolejnych tomach serii D.C. Eagles Hokej, pokazując trudną pracę nad sobą, by osiągać sukcesy na boisku.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar
„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”
Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku...
2024-04-08
„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”
Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.
Po śmierci Williama Blake’a Maddy Wolter wyjechała do Włoch, by tam przeżywać utratę ukochanego, swój ból, zatracić się w cierpieniu i depresji. Nie chciała nikogo widzieć, nie miała ochoty na jedzenie, wizyty znajomych. Stała się cieniem samej siebie. Teraz, po dwóch latach od tamtego tragicznego zdarzenia jest zupełnie inną kobietą, dzięki swemu ojcu, który zmusił ją do podjęcia leczenia. Przeszła metamorfozę zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną.
Ojciec i Carter uczyli ją wszystkiego, by przetrwać w mafijnych strukturach i nabyć umiejętności potrzebne do jazdy w nielegalnych wyścigach samochodowych. Stała się silniejsza, pewna siebie, ale i zimna w uczuciach. Z Włoch przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie mieszka razem ze swoim przyjacielem, Chrisem, który prowadzi własny bank i zawsze jest gotowy na to, by pomóc Maddy przejść trudne chwile, ale też pilnuje, by nie popełniła błędów. Maddy ma teraz 20 lat i stara się być samodzielna. Poza studiowaniem dorabia w barze oraz pracuje jako opiekunka dla dzieci w czasie weekendów. Niestety, nie utrzymuje kontaktów ze swoimi przyjaciółmi z Meerbey City i nie zamierza tam wracać. Jednak pewnego dnia okazuje się, że będzie musiała odwiedzić rodzinne strony, gdyż zjawia się ponownie w jej życiu Travis, który ma dla niej zadanie do wykonania. Ona nie ma wyjścia, gdyż Travis wie o niej coś, co może ją całkowicie pogrążyć i zniszczyć.
To zaledwie zarys tego, co dzieje się w tej części trylogii „Secret”, a dzieje się zbyt dużo, by napisać więcej o fabule, więc nakreśliłam szerzej tylko to, co zdradzone jest w opisie książki. Od premiery „Secret game” minął rok, więc można zapomnieć już, co wówczas się wydarzyło. Na szczęście autorka zadbała o niektóre szczegóły i w trakcie poznawania tej części nie miałam problemu z odnalezieniem się w jej historii, chociaż znajomość jej początku z pewnością dużo by wyjaśniła. Przypomnienia w formie wspomnień czy przybliżenia niektórych postaci i wcześniejszych wydarzeń pomocne są nie tylko dla nowych czytelników tej serii, ale też dla tych, którzy rok temu poznali losy bohaterów „Secret game”. Tak długi czas oczekiwania na kontynuację sprawia, że umyka nam to, co działo się na jej kartach. A do tego obie części są dosyć obszerne, bo liczą sobie ponad 500 stron.
Fabuła drugiego tomu jest bogata w wydarzenia, co jest wprawdzie dużym plusem tej powieści, ale to powoduje też, że pojawia się wiele postaci i wątków, więc można było czasami poczuć chaos. Były momenty, gdy musiałam wrócić do wcześniejszych stron, by jeszcze raz przeczytać jakiś fragment i dopiero ruszyć dalej. Zdarzały się też epizody, niezbyt jasne i za bardzo pogmatwane, lub też rozciągnięte w czasie. Z tego, co się dowiedziałam, pani ukrywająca się pod pseudonimem N.J. Zblendowana pisała najpierw na Wattpadzie, a ta seria jest jej debiutem i jest to wyczuwalne, chociaż historia jest oryginalna, z dobrym tempem i mocnym zakończeniem.
Główna bohaterka niestety nie skradła mojego serca. Jej decyzje, zachowanie, irracjonalne pretensje i ogólnie sposób myślenia oraz podejście do swoich relacji z innymi, a także ogólny sposób bycia nie przekonały mnie do niej, a niejednokrotnie irytowały. Autorka chciała z pewnością, by była ona silna, bezkompromisowa, pewna siebie, ale tak naprawdę okazała się niestabilna emocjonalnie, naiwna i mało wiarygodna. Po prostu mnie irytowała od samego początku, gdy swoją niezależność pokazywała poprzez jednorazowe erotyczne przygody z przypadkowymi mężczyznami. Gdy w pewnym momencie jeden z nich nazywa wprost jej podejście odpowiednimi słowami, jest oczywiście oburzona, ale ja całkowicie się z nim zgadzałam. Późniejsze wydarzenia nie naprawiły mojego nastawienia do niej, i trudno mi było ją polubić.
Narracja poprowadzona została z kilku punktów widzenia, więc mamy w niej kilka kluczowych postaci, które przedstawiają nam swoją wersję wydarzeń i to co wówczas myśleli. Widać, że autorka usilnie chciała sprawić, by napisana przez nią historia nie była taka jak inne tego gatunku, wiec to jej się udało, gdyż zaskoczyła mnie niejednokrotnie, a całkowicie zdumiała mnie zakończeniem tej części. W tym momencie w ogóle nie rozumiałam postanowień Maddy i tego co zrobiła. Według mnie niepotrzebnie autorka tak zagmatwała sprawę, bo wydaje się, że wiele się wyjaśniło i mogłoby się skończyć nieco inaczej. Mam nadzieję, że na trzecią część serii nie będziemy musieli czekać aż 24 miesięcy i autorka szybko ujawni nam swoje pomysły na dalsze losy bohaterów.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z grupą Helion oraz wydawnictwem BeYa
„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”
Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.
Po śmierci...
2024-04-01
„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."
Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie życie na nowo. Nie było łatwo, bo mimo wszystko kochała męża, ale jego porywczość i zbyt agresywne emocje nie pozwalały jej prowadzić spokojnego życia. Szef redakcji oświadcza, że zwolnił się etat starszego redaktora i ten, kto napisze intrygujący artykuł, ma szansę na objęcie tego stanowiska. Vanessa dostaje urlop, który ma zamiar wykorzystać na poszukanie ciekawego tematu będącego kolejnym szczeblem kariery dziennikarskiej. Ma być nietypowo, wyjątkowo i zwalająco z nóg. Temat pojawia się niejako sam, gdyż do domu przyjaciółki, która ją do siebie zaprosiła, wkracza znany prawnik, Anthony Hawthorn.
Anthony ma alergię na dziennikarzy, bo nikt tak jak oni nie potrafią zepsuć opinii drugiemu człowiekowi. Zawsze widzą, to co chcą widzieć i przypinają łatki, które wzbudzają sensacje u czytelników. On jest znanym i skutecznym prawnikiem, ale dla wielu klientów ważne jest też jakie prowadzi życie prywatne. A jego wizerunek nie świadczy o tym, by wykazywał cechy wskazujące na dobre rodzinne życie. Ma raczej opinię playboya, podrywacza i kobieciarza. Wspólnicy z jego kancelarii wysyłają go urlop, by dał odpocząć od siebie mediom i by sprawa ostatniego skandalu ucichła. Postanawia wyjechać do siostry, Annie, która mieszka w odosobnionym miejscu w Westchester, gdzie ma dom z basenem. Ironią losu okazuje się, że na miejscu poznaje dziennikarkę, która jest przyjaciółką Annie i akurat też potrzebuje kilkunastu dni odpoczynku.
Po ich pierwszym starciu i wyjaśnieniach, dochodzą do porozumienia. Ona deklaruje, że pomoże mu poprawić wizerunek, a w zamian będzie mogła napisać o nim artykuł. O ile pierwsza część planu idzie dobrze, to gorzej z udzieleniem wywiadu, gdyż Tony nie chce za bardzo otworzyć się na szczerą opowieść o sobie.
Victoria Black ma na swoim koncie siedem książek, z których ja poznałam do tej pory cztery, więc jest to moje piąte spotkanie z jej twórczością. Po tym, jak poznałam dylogię: „Związani z lojalnością” oraz „Pragnienia serc” i „Walka zmysłów”, z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść „Niemoralny układ”. Napisane przez nią historie charakteryzują się charyzmą i często skupiają się na relacjach międzyludzkich. Tak też jest w tej książce, w której fabuła zbudowana została wokół Vanessy i Anthony’ego, którzy opowiadają nam o sobie w narracji naprzemiennej. W tle poznajemy losy ich znajomych, którzy są z nimi w różnych relacjach.
To historia, która z pewnością będzie miała swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od danej książki. Ja należę do tej pierwszej grupy, gdyż sięgając po „Niemoralny układ”, wiedziałam, że będę miała do czynienia z romansem i to napisanym bardzo przyjemnym i lekkim stylem. Pani Victoria Black ma umiejętność opisywania emocji i odczuć tak, że bez problemów mogłam wniknąć w nastrój wydarzeń, przeżycia bohaterów i ich emocje.
Tony nie jest zwolennikiem stałych związków, zbudował wokół siebie mur, który trudno rozbić. Pilnie strzeże swoich głęboko ukrytych uczuć, pokazując na zewnątrz tylko to, co chce, by inni widzieli. Natomiast Vanessa ma traumę po nieudanym małżeństwie, więc też nie zamierza wchodzić w nic trwałego. Nie potrafi zaufać mężczyznom i wszystkich mierzy tzw. jedną miarką. Ich historia pokazuje, że jeżeli spotkamy na swej drodze właściwą osobę, to wówczas inaczej patrzymy na życie, gdyż wiemy z kim czujemy się wyśmienicie i kto daje nam szczęście. Podobało mi się, że oboje od początku stawiają jasno sprawę, są wobec siebie szczerzy, chociaż czasami nie zgadzałam się z podejmowanymi decyzjami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Vanessę, która w pewnym momencie nie wykazała się rozsądkiem i otwartością. Wsparciem dla obojga jest Annie, która także ma swoje problemy, ale też doskonale zna swego brata i przyjaciółkę. To bardzo sympatyczna postać, której losy śledzimy w tle pierwszoplanowych wydarzeń.
Autorka zbudowała tę historię na problemach natury emocjonalnej i przeżyciach z przeszłości, które rzutują na obecne zachowanie bohaterów. Można dostrzec znane schematy i początek powieści wskazywał, że wszystko potoczy się w przewidywalny sposób, ale nie do końca tak było. To jednak nie jest wadą, lecz doskonałym punktem wyjściowym do dalszych wątków. Bardzo zgrabnie zostały one wkomponowane w ciąg zdarzeń, które przyciągają uwagę. Z każdą stroną byłam ciekawa, co wydarzy się dalej i mimo że spodziewałam się jak może wyglądać finał, to i tak niektóre epizody przebiegły inaczej, niż myślałam. Oczywiście w tego rodzaju powieściach są sceny erotyczne, ale nie ma ich za dużo i doskonale uzupełniają to, co dzieje się między bohaterami.
„Niemoralny układ” jest początkiem serii, o której nie ma informacji na okładce, ale napis „koniec części pierwszej” żegna nas wraz z ostatnią stroną książki. Mam nadzieję, że autorka nie będzie nas zbyt długo trzymała w oczekiwaniu, i już wkrótce będę mogła ponownie spotkać się z poznanymi osobami.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."
Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie...
2024-01-20
„Dostrzegaj jasną stronę życia, doceniaj to, co nowe, i po prostu żyj dalej.”
Czasami nie wiadomo, gdzie rzuci nas los i z czym przyjdzie się nam zmierzyć. Robimy plany, zastanawiamy się nad kolejnymi krokami, ale bywa tak, jak u bohaterki książki „Bohater niedoskonały”, że zostajemy postawieni przed wyzwaniami, których nie braliśmy pod uwagę, a to one okazują się decydujące, co do naszego dalszego życia.
Moją uwagę przyciągnęła kolorowa, graficzna okładka oraz opis znajdujący się na jej tylnej części. Czułam, że będzie to historia, którą polubię, tym bardziej, że to dopiero pierwsza część serii „Tajemnice Heart’s Edge”. Do tej niewielkiej miejscowości przyjeżdża Haley West, którą życie zmusiło do opuszczenia rodzinnego Seatle. W podróż wyruszyła wraz z siostrzenicą, dziesięcioletnią Tarą, gdyż jej rodzice właśnie chcą spróbować naprawić związek, więc zrobili sobie romantyczny wyjazd. a przypadek sprawił, że jej podróż skończyła się w połowie drogi do Chicago, gdzie zamierzała ułożyć sobie życie na nowo. Niestety, ale dalsza jazda okazuje się niemożliwa, gdyż wysłużony samochód odmawia posłuszeństwa i wymaga naprawy.
Na szczęście w tym niewielkim miasteczku niedaleko znajduje się warsztat samochodowy, więc Haley zostaje postawiona przed sytuacją, z której nie ma innego wyjścia, jak pozostać na ten czas w małym miasteczku. Wynajmuje jedyny wolny domek w ośrodku „Zajazd Uroczysko”,a właściwie połowę bliźniaka. Niestety, okazuje się, że sąsiadem przez ścianę jest gburliwy i najbardziej irytujący facet, jakiego do tej pory spotkała, a jest nim Warren Ford, który zawodowo zajmuje się tropieniem niebezpiecznych ludzi. Ich pierwsze spotkanie nie należy do przyjemnych i o mało nie skończyłoby się tragicznie. Warren od razu sugeruje, by Haley i Tara opuściła jak najszybciej to miejsce. Jednak kobieta postanawia zostać, wbrew ostrzeżeniom.
To była bardzo wciągająca, pełna niespodziewanych wydarzeń, napięcia, niepewności, ale też żaru opowieść, którą przeczytałam bardzo szybko. Nie jest to romans jakich wiele, chociaż można dostrzec znane schematy, ale ważne jest to, co zostało na ich podstawie stworzone. Pani Nicole Snow ma styl pisania, który lubię, czyli bez zbędnych analiz, przemyśleń i opisów. Potrafi sugestywnie oddać emocje i stworzyć odpowiedni nastrój, co sprawia wrażenie autentyczności. Nie brakuje też mocniejszych słów, ale są one niezbędne, gdyż bez nich całość byłaby zbyt płaska i mało charakterystyczna.
Od początku relacja między głównymi bohaterami jest gwałtowna, agresywna, a z czasem staje się coraz bardziej gorąca, ale wbrew pozorom, nie ma w tej powieści zbyt dużo scen erotycznych. Natomiast autorka doskonale przedstawiła proces przemiany, jak zachodzi zarówno w nich samych, jak i w ich znajomości. Przebieg znajomości Warrena i Haley był jedynym elementem, który można było przewidzieć, jeśli chodzi o finał, nie mniej został przedstawiony w sposób dynamiczny, ekscytujący i emocjonalny. O ile można było spodziewać się takiego a nie innego końca ich wzajemnej fascynacji, to inne wątki całkowicie mnie zaskoczyły, zwłaszcza wyjaśnienie kryminalnej zagadki z przeszłości Warrena. Jest to zatem romans z sensacyjnym tłem, wieloma splotami niebezpiecznych epizodów, dzięki czemu 360 stron przemknęło mi w błyskawicznym tempie. Mam nadzieję, że kolejne tomy tej serii ukażą się szybko i ponownie spotkam się ze wspaniałymi, charakterystycznymi i wyrazistymi mieszkańcami Heart's Edge.
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z księgarnią Bonito i serwisem DOBRE CHWILE
„Dostrzegaj jasną stronę życia, doceniaj to, co nowe, i po prostu żyj dalej.”
Czasami nie wiadomo, gdzie rzuci nas los i z czym przyjdzie się nam zmierzyć. Robimy plany, zastanawiamy się nad kolejnymi krokami, ale bywa tak, jak u bohaterki książki „Bohater niedoskonały”, że zostajemy postawieni przed wyzwaniami, których nie braliśmy pod uwagę, a to one okazują się...
2024-03-22
„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”
Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka okładka, bo pod tą warstwą kryją się poważne problemy młodych dorosłych. Mają oni swoje pasje, marzenia, do których dążą sukcesywnie, ale nic w życiu nie przychodzi łatwo. Mają też swoje demony, tajemnice, trudne doświadczenia , z którymi radzą sobie w rożny sposób.
Hannah Wells jest pewną siebie dziewczyną, ambitną, świetnie radzącą sobie z nauką na studiach, ale gorzej dzieje się u niej w relacjach damsko-męskich. Nie potrafi zaangażować się uczuciowo, gdyż ma za sobą dramatyczne doświadczenie, które odcisnęło ślad w jej psychice. Mimo, że minęło od tamtej pory pięć lat, a ona przepracowała już tą traumę i teraz funkcjonuje bez obaw, lecz nie potrafi w pełni otworzyć się na głębsze uczucia. Do tej pory nie znalazła żadnego chłopaka który by ją całkowicie zainteresował, aż do chwili, gdy po raz pierwszy ujrzała Justina Kohla, który wywarł na niej pozytywne wrażenie. Podczas gdy większość dziewczyn na studiach uczelni w Biar wzdycha do przystojnego hokeisty Garretta Grahama, ona nie zwraca na niego uwagi, gdyż tego rodzaju faceci ją zupełnie nie fascynują. Natomiast Justin wydaje się być idealnym odzwierciedleniem mężczyzny z jej marzeń.
Garrett natomiast nigdy nie przywiązywał się na dłużej do żadnej z chętnych dziewczyn. Traktował je zawsze jako jednorazową przygodę, nie dając im szans na rozwinięcie się w bardziej zaangażowaną relację. Jego marzeniem zawsze była gra w zawodowej drużynie hokejowej. Tego samego żąda od niego ojciec, który jest znaną gwiazdą hokeja. Zakończył już karierę sportową, ale wymaga od syna osiągnięcia jak najlepszej pozycji w tej dyscyplinie. Ten warunek powoduje, że Phil Graham opłaca studia syna i wszelkie inne rzeczy związane ze sportem. Wymaga też, by nic nie rozpraszało Garretta i nie odciągało od gry w hokeja. To też pokazuje, jak ciężko żyć w cieniu sławnego rodzica, który ma nadzieję, że jego dziecko będzie kontynuować jego dzieło i osiągnie co najmniej tyle, co on.
Hannah stara się jak tylko może unikać natrętnego Garretta, co podobało w niej mi się podobała. W końcu znalazła się dziewczyna, która nie biega za zadufanym w sobie hokeistą. Przez dłuższy czas udawało się jej opierać urokowi Garretta, który jest przekonany, że może mieć każdą dziewczynę. Nie spodziewa się, że on jest zdesperowany i tak łatwo się nie poddaje. To jego być albo nie być w drużynie, gdyż bez dobrych ocen nie ma szans na grę w hokeja i to zawodowego. A to może dla niego oznaczać nie tylko porażkę w realizowaniu marzeń, ale też wywołać gniew despotycznego ojca. Jak można się domyślić, dopina swego, proponując układ: ona ma mu pomóc przygotować się do testu z filozofii, a w zamian on pomoże wywołać zazdrość w obiekcie jej westchnień. Ta decyzja dla obojga stanie się niezłą lekcją życia pokazując, co dla każdego z nich jest ważne, ale też pomoże odkryć siebie nawzajem.
Hannah dostrzega, że pod maską hardego, pewnego siebie mężczyzny kryje się wrażliwy, empatyczny i potrzebujący miłości człowiek. Wobec niego początkowo można mieć zastrzeżenia jeżeli chodzi o styl życia jaki prowadzi razem ze swoimi kumplami, z którymi wynajmuje dom. Z czasem następuje przemiana, ale autorka poprowadziła ją tak, że nie mamy wrażenia zbyt nagłej transformacji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Śledzimy raczej proces przemiany na podstawie tego, co Garrett przeżył wcześniej, co teraz myśli, jakie ma spostrzeżenia i refleksje. W pewnym momencie dociera do niego, że można z dziewczyną spędzać wspaniale czas, niekoniecznie w łóżku, a związek na dłużej ma wiele zalet, o ile trafi się na właściwą osobę. Do tej pory po prostu zaliczał narzucające się mu dziewczyny nie interesując się ich osobowością i o których zapominał po jednej nocy. Przebywanie z Hannah uświadamia mu, że coraz trudniej mu jest funkcjonować bez jej obecności i.
Ich wzajemne utarczki, przekomarzania, humor i rozwijająca się znajomość bardzo mi się podobała i sądziłam, że poradzą sobie z każdym nieporozumieniem i kryzysem. Wiadomo, że jeżeli wszystko układa się dobrze, to z pewnością za chwilę co gruchnie i tutaj też tak się stało. Byłam ciekawa, jak sobie z tym poradzą i nieco się zawiodłam reakcją, gdyż zamiast po prostu wyznać prawdę, ona niepotrzebnie robi uniki i komplikuje sprawę. Ja w niektórych sytuacjach postąpiłabym zupełnie inaczej, niż bohaterowie, którzy wprawdzie dogadują się w wielu sprawach, świetnie spędzają ze sobą czas, potrafią ze sobą rozmawiać na różne tematy, ale mimo to nie zawsze podejmują słuszne decyzje. Oboje zyskali moją sympatię po ich bliższym poznaniu, gdyż taką możliwość daje naprzemienna narracja z punku widzenia Hannah i Garretta.
Do tego tłem dla tej historii jest środowisko studentów i hokeistów, a więc to romans ze sportowym wątkiem, a wśród nich są charakterystyczne osobowości, na przykład współlokatorzy Garretta i przyjaciele Hannah. Z niektórymi z nich spotkamy się jeszcze nie raz, gdyż „The Deal. Układ” rozpoczyna serię „Off-Campus”, która miała swoją polską premierę w lutym 2016 roku. Ponownie ukazała się w 2022 roku i wówczas otrzymała nominację do plebiscytu "Książka roku 2022" organizowanego przez portal lubimyczytac.pl. Doczekała się ona wznowienia w grudniu 2023 roku, więc jeżeli ktoś nie miał okazji przeczytać tej historii wcześniej, może to zrobić teraz.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka
„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”
Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka...
2024-03-18
„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”
Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu innych sytuacjach, gdy większość osób ma niemal „przyklejoną” komórkę do ręki. Nawet w czasie spaceru, czy konwersacji ich wzrok wlepiony jest w świetlisty ekran. Internet jest niewątpliwie bardzo przydatnym i pomocnym narzędziem w naszym życiu, ale może być też niebezpieczny, co uświadamia książka pt.: „Deprawacja”.
Fabuła książki toczy się wokół dwóch bohaterów. Pierwszym jest aspirant Robert Grubicki, który pełni służbę w szeregach policji w wydziale prewencji w Chojnicach. Razem ze swoim zawodowym partnerem sierżantem Maciejem Wroną nie raz jest wzywany do różnych sytuacji wymagających ich interwencji. Podobną pracę wykonywał niedawno w Bytomiu, gdzie mieszkał z żoną, ale po rozwodzie przeniósł się do chojnickiego komisariatu. Jego marzeniem jest przeniesienie do dochodzeniówki, ale na razie nie ma na to szans, bo brakuje etatów. Z pewnością przydałyby się nowe miejsca pracy w policji, gdyż widać, że ta placówka nie radzi sobie z zadaniami, jakie codziennie się pojawiają i dlatego sprawy biegną w ślimaczym tempie. Tak jest, gdy znika nastolatka Oliwia Kowalik, a wkrótce też ślad ginie po Emilii Płotce. Robert i Maciej doczekali się spełnienia marzenia, bo zostają przydzieleni do tej sprawy i dostają etat w dziale kryminalnym.
Małgorzata Drebińska niedawno ukończyła aplikację na kuratora sądowego. Wcześniej też była kuratorem, ale społecznym, a potem pracowała w czerskim liceum. Teraz jest zatrudniona w biurze kuratorskim w Chojnicach, ale pod jej nadzorem znajduje się jej rodzinny Czersk. Zaginione dziewczyny mieszkały w tym mieście, a opieka nad nimi nie należała do najłatwiejszych. Ta sprawa powoduje, że ścieżki Roberta i Małgorzaty krzyżują się na polu zawodowym, ale wszystko wskazuje na to, że ich relacje mogą zmienić się na bardziej przyjacielskie.
Razem z tymi wątkami przeplata się postać o nicku Patron, który rozmawia przez internetowy czat z nastoletnimi dziewczynami. One chętnie z nim piszą, wysyłają mu swoje zdjęcia i dają się wciągnąć w erotyczne gierki. Ten motyw od początku wprowadza napięcie i daje poczucie zagrożenia, dlatego czekałam na jakieś ekspresyjne rozwiązanie tego wątku. Szczerze mówiąc, rozwiązanie tej zagadki mnie zaskoczyło, tak jak sprawa zniknięcia dziewczyn. Ten wątek pokazał lekkomyślność nastolatek szukających mocniejszych wrażeń, szukających przygód i zbyt łatwo ulegających iluzjom. Autorka zwraca uwagę, by do tego rodzaju znajomości zawsze podchodzić z rezerwą i uważać, z kim się rozmawia, co się komuś wysyła i co publikuje. Ważna jest też czujność rodziców, których reakcja może zapobiec nieszczęściu.
Twórczość pani Sandry Cichej miałam przyjemność śledzić od początku jej zaistnienia na rynku wydawniczym, gdy 20 października 2021 roku zadebiutowała serią „Za zakrętem”. Autorka nie ujawnia o sobie zbyt wiele, nawet trudno znaleźć jej wizerunek w mediach społecznościowych, można tylko przeczytać, że ma umiejętność tworzenia charakterystycznych i autentycznych bohaterów oraz wielowątkowych intryg naznaczonych ekspresyjnymi zwrotami akcji. Najlepiej czuje się, gdy pisze kryminały, thrillery, ale też romanse i powieści obyczajowe. Ja mogę dodać, że potrafi umiejętnie łączyć je w jednej książce, gdyż zarówno jej debiutancka powieść "Zakręt i „Za zakrętem”, jak i najnowsza „Deprawacja” ma tego rodzaju mix gatunkowy. Do tego wyraźnie widać, że autorka świetnie orientuje się w pracy kuratora, gdyż jej trzecia w karierze książka także pokazuje pracę w tym zawodzie.
„Deprawacja” to kryminał, ale poprowadzony w sposób odbiegający od przyjętych standardów w tym gatunku. Nie jest tak mroczna i emocjonalna, na co wskazywałaby okładka, więc można być pod tym względem zawiedzionym. Jednak styl autorki i poruszane przez nią kwestie, skutecznie przykuwają uwagę. Poza sprawą śledztwa, które prowadzą policjanci, wysuwają się na plan pierwszy różne przypadki związane z pracą kuratora. To jest niewątpliwie wartość dodana w tej historii, gdyż możemy dostrzec ryzyko, jakie ze sobą niesie to zajęcie. Jest to zatem powieść obyczajowa połączona z kryminalnym wątkiem, do których dołącza też element romansu. To razem daje dosyć szeroko ujętą fabułę, w której poruszane są nie tylko zagadnienia związane z działaniem policji i kuratora, ale też środowisko osób, nieradzących sobie z codziennymi problemami. Autorka każdą z tych spraw doprowadziła do końca, włącznie z zagadką zaginięcia nastolatek i śmierci jednej z nich. To nie kończy tej historii, gdyż otwarty pozostał wątek relacji Roberta i Gosi, i to w taki sposób, że z niecierpliwością będę oczekiwać kontynuacji.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”
Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu...
2024-03-15
„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”
Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z bohaterów książki „Sześć powodów, by umrzeć”, od czterech lat tworzą szczęśliwy związek małżeński. Takie przynajmniej robią wrażenie.
7 marca 2020 roku przypadała ich kolejna rocznica ślubu, ale akurat Konrad był trzysta kilometrów od domu, gdyż brał udział w ważnym panelu medycznym. Jest on znanym chirurgiem plastycznym, cieszącym się popularnością i bardzo dobrą opinią, więc pacjentek mu nie brakuje. Prowadzi Klinikę Macharow & Koch, razem ze swoim przyjacielem Stanem, a właściwie Stanisławem Kochem. Czasami musi wyjechać na branżowe spotkania i teraz, w dniu tak ważnym dla jego związku, musi na takim być.
Mają z Miriam ustalony pewien zwyczaj. W takich chwilach, gdy dzieli ich wiele kilometrów, zawsze dzwonią do siebie o godzinie 21:00, by powiedzieć kilka miłych słów na dobranoc. Tego dnia Konrad postanawia wrócić do domu wcześniej i z tą wiadomością dzwoni do ukochanej żony, ale ona wydaje się tym zaskoczona i dziwnie się zachowuje. Gdy Konrad wraca, okazuje się, że Miriam wyszła z domu i nie wiadomo, co się z nią stało. Pół roku później, na terenie starej fabryki Ursusa w Warszawie zostają znalezione spalone zwłoki kobiety. Na rozpoznaniu ciała Konrad stwierdza, że to Miriam. Innego zdania jest siostra zaginionej, Adela, które jest przekonana, że Miriam żyje, a ciało należy do zupełnie kogoś innego.
Jaka jest prawda dowiadujemy się dopiero na końcu, do którego doprowadzają nas zwierzenia kilku osób. Autorka bowiem oddała głos tym bohaterom, którzy mają znaczenie w tej historii, a ich punkt widzenia i ujawniane przez nich fakty powoli rozjaśniają sprawę ukazując prawdziwe oblicze niektórych z nich. Początkowo można mieć wrażenie, że uczestniczymy w historii obyczajowej z lekkim kryminalnym zabarwieniem, gdyby nie tajemniczy prolog, w którym poznajemy dwoje śledczych: Rudolfa Naumana i aspirantkę Shi Lu. Są oni w trakcie przesłuchania dwójki zatrzymanych osób, ale przez większość fabuły nie wiemy, kim oni są. To zdarzenie ma miejsce 17 września 2020 roku i dotyczy znalezionych dzień wcześniej ludzkich zwłok, ale nie wiadomo kto padł ofiarą morderstwa. Na pewno nie jest to ciało zaginionej pół roku temu żony Konrada Makarowa, bo spaloną kobietę siedzącą w aucie odkryto kilkanaście dni wcześniej, o czym dowiadujemy się z prowadzonych wątków jako wypowiedzi poszczególnych występujących osób.
Ciekawostką jest tutaj oryginalnie poprowadzona fabuła, gdyż narracja jest pierwszoplanowa, ale słowa kierowane są nie do czytelnika, lecz do Miriam. Każda z postaci ma wobec niej wyrobione zdanie, niejednokrotnie wyraża swoje żale, wątpliwości, pretensje, odczucia i przemyślenia, którymi dzieli się z zaginioną panią Makarow. Pozornie z ich zwierzeń nie wynika, by ktokolwiek z nich był winny, czy miał coś na sumieniu. Jednak pośród zwierzeń padają od czasu do czasu słowa, które wzbudzają wątpliwość do ich uczciwości. Jedynie kwestia Naumana i Shi Lu nie powoduje takich wrażeń, gdyż ich intencją jest odkrycie prawdy. Ich działania są ukazane z perspektywy trzecioosobowej, co jest dopełnieniem tego, o czym mówią nam pozostałe osoby. Zagadkowe zniknięcie Miriam i poszukiwanie prawdy o tym, co doprowadziło do tego zdarzenia, jest okazją do opowiedzenia o relacjach międzyludzkich, nie tylko w obrębie rodziny, ale też wśród znajomych i przyjaciół. Stopniowo wzrasta napięcie wraz z kolejnymi zwierzeniami, a wraz z nimi poznajemy sekrety, o których nikt nie wie. Nawet najbliżsi.
Pani Marta Zaborowska ma na swoim pisarskim koncie kilka książek o charakterze kryminalnym, które powstały po jej debiucie w 2013 roku zatytułowanym „Uśpienie”. Ja dopiero teraz miałam okazję poznać jedną z jej powieści, którą jestem usatysfakcjonowana. Po mistrzowsku buduje w niej napięcie, dokładając kolejne elementy, uchyla rąbka tajemnicy, pokazując, że za gładkimi słowami kryje się fałsz, a wówczas nasza ufność do danej osoby słabnie. Jest to ten rodzaj fabuły, która biegnie niespiesznie, jest dużo tekstów bez dialogów, ale nie ma w niej niczego zbędnego, gdyż wszystko okazuje się mieć swoje znaczenie, co dostrzegamy w finałowych, pełnych natężenia emocji i ekspresyjnych wydarzeniach. Końcówka była dla mnie jednak zbyt poplątana i jakby mi czegoś brakowało. Miałam wrażenie, że nie wszystko jest jeszcze wyjawione nam w tej powieści, więc nie byłabym zaskoczona, gdyby autorka napisała ciąg dalszy tej historii.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Czarna Owca
oraz PRart Media Bogna Piechocka
„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”
Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z...
2024-03-13
„na przeszłość nie mamy wpływu
i zostaje nam tylko ją zaakceptować”
Wiadomym jest, że we wszystkim najlepiej jest zachować równowagę. Nie można tylko dawać tylko lub tylko brać, bo wówczas tracimy kontrolę nad życiem, a niejednokrotnie tak dzieje się u osób pełnych empatii, poświęcających swój czas i swoją uwagę innym. Robią wiele dobrego, gotowi są na działanie na rzecz potrzebujących w każdym momencie, ale często zapominają o sobie. Powiedzenie, że „szewc bez butów chodzi” doskonale pasuje do jednej z bohaterek książki „Kobieta w słońcu”.
Aletta Różańska prowadzi gabinet terapeutyczny wysłuchując kolejnych dramatycznych opowieści swoich pacjentów, udziela się dodatkowo w szpitalu na oddziale psychiatrycznym i ma niewiele czasu dla siebie. Jej dzień jest wypełniony działaniem, ale też odkrywaniem prawdy o swoim mentorze, po którym odziedziczyła nie tylko gabinet, ale też mieszkanie oraz zegarek na łańcuszku, z którym się nie rozstaje nosząc go na szyi. Na tylnej ściance tego pięknego i wyjątkowego wisiorka odkryła dedykację z podpisem, że jest ona od Anieli. Niestety, nikt nie wie, kim ona była i nikt nie chce o tym rozmawiać, szczególnie mama Aletty, która przyjaźniła się z mentorem Bo, jak nazywany jest zmarły doktor Bogusz Zakrzewski. W rozwikłaniu tej rodzinnej tajemnicy pomaga terapeutce detektyw Sebastian Wysocki, który wykazuje zainteresowanie nie tylko sprawą, ale też swoją klientką. Ona jednak wydaje się tego nie dostrzegać i wciąż unika bliższych z nim kontaktów, poza służbowymi. Jednak świecące coraz częściej letnie słońce ogrzewa aurę coraz bardziej i wnika też w serca bohaterów.
Aletta ma dwie oddane przyjaciółki, Julię i Erykę, które pojawiły się w jej życiu w pierwszym tomie „Kobieta w deszczu” jako klientki, a w efekcie stały się sobie bliższe niż mogły przypuszczać. Ich znajomość rozwinęła się jeszcze bardziej w drugim tomie pt. „Kobieta w burzy”, gdy podejmowane przez nie decyzje wywołały u nich rewolucję w życiu. Teraz muszą na nowo wszystko uporządkować, ale też przekonać Alettę, że w życiu nie liczy się tylko praca, a pewien przystojny detektyw interesuje się nią nie tylko zawodowo.
Nie będę tutaj opowiadać o każdej z nich, bo byłoby tego zbyt dużo. Wspomnę tylko, że Eryka z powodzeniem prowadzi swoją nadmorską kawiarenkę na deptaku, którą nazwała „Ptaszyna”, gdyż pod swoje skrzydła przyjęła pracowników, którzy dzięki pracy u niej znowu mogą latać niesione nurtem życia. Jednak nie do końca Eryka może cieszyć się szczęściem, bo jej mąż Adam nagle uświadomił sobie, że jednak zawalczy o ich związek, ale robi to w sposób niezbyt uczciwy.
Julia pracuje u Eryki i powoli odzyskuje pewność siebie u boku wspaniałego mężczyzny, jakim jest Wojtek, współpracownik detektywa Wysockiego. Wydaje się, że wyzwoliła się już z toksycznych macek poprzedniego związku, ale wkrótce czeka ją życiowa próba, gdyż pewnego dnia Damian ponownie zaznacza swoją obecność.
„Kobieta w słońcu” stanowi wspaniałe zwieńczenie całej trylogii, w której pobrzmiewa pozytywne i motywujące przesłanie. Słowa, jakie bohaterki kierują do siebie nawzajem, ale też analizując swoją sytuację, mają charakter dopingujący każdego czytającego, by zawsze pamiętali o sobie. Pani Dorota Lilli podkreśla, żeby nigdy nie rezygnować z marzeń, być sobą, czerpać z życia pełnymi garściami, ale przede wszystkim dostrzegać szansę, jakie ono niesie. W życiu trzeba być w pewnym sensie egoistycznym i stawiać granice, które nie pozwolą manipulować nami, umniejszać naszą wartość i podcinać skrzydła. Każdy z nas jest wyjątkowy i zawsze powinniśmy pamiętać o tym, co jest dla nas najlepsze, co daje nam szczęście i nie poddawać się trudnościom. A w tle – piękny Kołobrzeg, morska bryza, szum fal i letni, cudowny czas…
Autorka świetnie sobie wszystko przemyślała układając kolejność tomów w trylogii sagi nadmorskiej, gdyż doskonale dopasowała to, co dzieje się na jej kartach do panującej pogody. Początki historii bohaterek miały miejsce w deszczu, gdy razem z nimi płakało niebo. Potem rozpętała się burza zmiatająca wszystko to, co przeszkadzało im w ich drodze do szczęścia, a teraz nastąpił czas, gdy zza chmur coraz częściej wyłania się słońce. Jeszcze czasami gdzieś tam zagrzmi, popada letni deszczyk, zawieje wiatr od morza, ale one już doskonale wiedzą, że taka aura za chwilę przeminie i znowu będą mogły cieszyć się ciepłymi promieniami ogrzewającymi nie tylko ciało, ale też ludzkie serca. Zarówno one, jak i inne osoby, które pojawiają się w tej powieści pokonały długą drogę, by zrozumieć, co jest dla nich najważniejsze.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Luna
„na przeszłość nie mamy wpływu
i zostaje nam tylko ją zaakceptować”
Wiadomym jest, że we wszystkim najlepiej jest zachować równowagę. Nie można tylko dawać tylko lub tylko brać, bo wówczas tracimy kontrolę nad życiem, a niejednokrotnie tak dzieje się u osób pełnych empatii, poświęcających swój czas i swoją uwagę innym. Robią wiele dobrego, gotowi są na działanie na rzecz...
2024-03-10
„Miłość uzdrawia niektórych, dla innych to udręka.”
Znanych celebrytów, bogatych biznesmenów, posiadaczy milionów na kontach, pławiących się w luksusach i mieszkających w pełnych przepychu apartamentach możemy nie raz oglądać na różnego rodzaju galach i czerwonych dywanach. Ubrani w stroje znanych marek, upiększeni kosmetykami drogich producentów prężą się dumnie przed kamerami ukazując uśmiechnięte twarze. Wyobrażamy sobie, że tacy ludzie nie mają większych problemów, gdyż żyją w świecie naznaczonym luksusem, więc niczego im nie brakuje. Czasami wyłaniają się informacje o tym, co skrywają maski pokazywane na zewnątrz, a wówczas dostrzegamy, że bogactwo nie raz mija się ze szczęściem. Książka „So close” zabiera nas w taki świat, pokazując, że pieniądze to nie wszystko. Sięgając po tę powieść, nie spodziewałam się tak emocjonującej historii, jaką zaserwowała mi autorka. Okładka sugeruje żarliwy, erotyczny romans, a tymczasem okazało się, że jest to opowieść z wieloma wątkami, biegnącymi w niespodziewanym kierunku.
Kane Black sześć lat temu stracił żonę Lily i do dziś nie może się z tym pogodzić. Jego ból przybiera formę obsesji, co uwidacznia się w absurdalnych zachowaniach, gdyż wszystko w jego domu poświęcone jest jej pamięci. Ogromny portret Lily wisi w jego prywatnych pokojach, wszędzie widać czarne lilie, w szafach wiszą jej ubrania, a on poświęca swój czas tylko i wyłącznie pracy. Prowadzi życie samotnika, a jeżeli pojawiają się w jego życiu kobiety, to tylko na jedną nocną przygodę. Nie są to przypadkowe piękności, ale takie, które wywołują u niego szczególne zainteresowanie. Zawsze pojawia się taka możliwość, w momencie, gdy kobieta jest podobna do Lily. Jednak po spędzeniu z taką wybranką kilku godzin, on wie, że każda z nich jest zaledwie słabą imitacją oryginału i żadna nie jest w stanie jej dorównać. W jego życiu są na stałe tylko trzy kobiety: matka Aliyah, szwagierka Amy i … Lily. Lily, która uznana była za zmarłą, ale pewnego dnia dostrzegł ją na ulicy, gdy akurat jechał przez ulice Nowego Jorku. Tym razem jest pewny, że to nie sobowtór ukochanej żony, lecz ona, we własnej osobie. Wraz z jej pojawieniem na odżywają uczucia, ale też pojawia się wiele pytań, ale też widać, że nie wszystkim ta sytuacja odpowiada.
Przez fabułę tej fascynującej i niestandardowej historii przeprowadzają nas cztery osoby: Aliyah, Amy, Witte i Lily. Nie ma przedstawionego punktu widzenia Blacka, czego mi trochę brakowało, ale i tak wiemy dosyć dużo o jego spojrzeniu na wszystko, a to dzięki majordomusowi Witte’owi, który z boku całą sytuację. Został niemal prawą ręką swego pracodawcy po jego życiowym dramacie i od sześciu lat stoi wiernie u jego boku.
Od początku autorka wszystko dobrze sobie zaplanowała, także kolejność narracyjną. Zaczyna się ona od Witte’a, który nakreśla nam scenografię i biorących w tej grze aktorów. Przedstawia kto jest kim, jakie łączą ich relacje, sympatie, przyjaźnie, kto się z kim lubi, a kto kogo nienawidzi. W jego bezpośredniej narracji widać, że jemu najbardziej zależy na tym, by Kane był szczęśliwy, więc obserwuje wszystko z dystansem i rozwagą. Z jego relacji wiemy, co dzieje się u Blacka, jakie ma on zamiary, co myśli, gdyż nie poznajemy tego bezpośrednio z perspektywy Kane’a. Wszystko jest przedstawione tak, że wiemy, jakie odczucia ma Black, że jest pod wrażeniem Lily, ale nie do końca jej ufa. Nie potrafi się jej oprzeć, więc prowadzi własne śledztwo, chcąc poznać prawdę.
Matka Kane’a, Aliyah nie może znieść, że jej najstarszy syn poświęca więcej uwagi Lily niż jej. Ona lubi być w centrum uwagi i mieć nad wszystkim kontrolę. Jednak czuje, że coś wymyka się spod jej ręki i jest gotowa zrobić wszystko, by nie dopuścić do przejęcia władzy zarówno w firmie, jak i w życiu. Dla niej bowiem najważniejsze jest poczucie władzy i utrzymanie swoich wpływów w firmie Baharan.
Amy jest żoną jednego z braci Kane’a, Dariusa, przeciwko któremu teściowa nastawia ją negatywnie, czego ona nie zauważa. Amy jest tutaj chyba największą ofiarą, ale na własne życzenie, gdyż zżera ją zazdrość o to, że Kane woli swoją odzyskaną żonę niż ją. To z kolei sprawia, że gubi się w swojej nienawiści do Lily i chęci zdobycia Kane’a. Robi wszystko, by jak najbardziej upodobnić się do Lily. Wie, że urodą ją przypomina i dlatego kiedyś znalazła się w łóżku Kane’a, ale teraz on poświęca uwagę tylko ukochanej żonie, a to dla Amy jest nie do zniesienia.
Lily jest tajemnicza, pewna siebie, elegancka i zmysłowa. Swoją postawą i wizerunkiem wywołuje zazdrość u kobiet i zachwyt u mężczyzn, ale jej serce bije tylko dla jednego mężczyzny, dla Kane’ Blacka. Wyraźnie coś skrywa, prowadzi swoją grę, ale zawsze podkreśla, że najważniejsze dla niej jest szczęście i bezpieczeństwo ukochanego męża.
Fabuła powieści wije się pomiędzy tymi czterema wątkami, w której prym wiodą trzy kobiety mające za sobą traumatyczne zdarzenia. O ile znamy działania Amy i Aliyah, o tyle Lily jest postacią wywołującą wiele pytań. Każda z nich ma swoje miejsce w tej historii i opowiada nam o sobie w narracji pierwszoosobowej, ale narracja Lily różni się od pozostałych. Ona przedstawia nam swoją wersję wydarzeń zdradzając swoje uczucia i myśli, ale jednocześnie wprowadza pewien niepokój, gdyż jej wypowiedzi okryte są mgłą tajemnicy i nie wszystko jest jasne. Poza tym zwraca się nie do nas, tylko słowa kieruje tak, jakby mówiła do Kane’a, co jeszcze bardziej wzbudza ciekawość. Nie są to jedyne osoby występujące w tej powieści, bo w jej trakcie dołączają inne postacie, dzięki którym wszystko staje się jeszcze bardziej intrygujące.
Kto jest kim dowiadujemy się dopiero na końcu, ale to nie oznacza końca tej historii, bo „So Close” jest pierwszym tomem dylogii „Czarna lilia”, a ja już nie mogę doczekać się kontynuacji, po tym, jak to wszystko się zakończyło.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Miłość uzdrawia niektórych, dla innych to udręka.”
Znanych celebrytów, bogatych biznesmenów, posiadaczy milionów na kontach, pławiących się w luksusach i mieszkających w pełnych przepychu apartamentach możemy nie raz oglądać na różnego rodzaju galach i czerwonych dywanach. Ubrani w stroje znanych marek, upiększeni kosmetykami drogich producentów prężą się dumnie przed...
2024-03-07
„jeśli coś dzieje się w naszym życiu to wyłącznie dlatego, że sami do tego doprowadziliśmy.”
Przecudna i jednocześnie tajemnicza jest okładka powieści „Paper dolls”, pierwszej części serii „Mulberry tales”, gdyż patrząc na nią, trudno domyślić się, o czym będzie opowieść. Uwagę zwracają czerwone róże, które są pięknymi kwiatami, bogatymi w gatunki, omamiające zapachem, ale jednocześnie potrafią zranić nieostrożnych. Biorąc do ręki tę powieść i poznając opis na tylnej stronie okładki, zastanawiałam się, dlaczego właśnie te kwiaty zdobią front książki. Ich symbolika nabiera sensu, gdy poznałam całą historię napisaną przez debiutującą młodą pisarkę Natalię Grzegrzółkę.
Charmain Wallace jest życiową porażką swoich rodziców. Ojciec zawsze chciał mieć syna, więc jej straszy o pięć lat brat Timothy był jego ulubieńcem. Natomiast mama myślała, że dzięki niej zatrzyma męża przy sobie, ale to się nie udało, gdyż rodzice i tak się rozwiedli. Nigdy nie była obiektem uwielbienia przez nich, szczególnie matka nie potrafiła obdarzyć ją cieplejszym uczuciem , więc pewnego dnia, by pozbyć się kłopotu znalazła dla swojej córki szkołę która uwolni ją od ciężaru opieki nad dzieckiem. „Mulberry Heights” to szkoła szczególna, położona na odludziu, w środku lasu, otoczona murem i bramą pod napięciem. Kadra nauczycielska surowo traktuje uczniów, a do tego obowiązuje surowy regulamin spisany na kilku kartkach, które Charm otrzymuje przy pierwszym spotkaniu z dyrektorką.
Wkrótce Charm poznaje grono rówieśników, z którymi zaczyna utrzymywać przyjacielskie relacje. Jej uwagę zwraca też starszy od niej chłopak, który ma swoją paczkę przyjaciół i tylko z nimi najczęściej jest wszędzie widywany. Mimo że wszyscy ją przed nim ostrzegają, nawet on sam, to jednak ciekawość jest silniejsza. On również wydaje się nią zainteresowany, ale jego trudny charakter nie pomaga dziewczynie rozeznać się, o co mu tak naprawdę chodzi i co go gryzie. Larue potrafi być agresywny, ale i troskliwy, pełen sprzecznych emocji, pewny siebie i arogancki, ale wkrótce Charm poznaje jego inne oblicze, skrywane pod maską beztroski i buty. Gdy w po pewnym czasie ich relacje wydają się zmierzać w dobrym kierunku, nagle znika jeden z uczniów, a pierwszym podejrzanym staje się Larue. Dziwne jest to, że on nie zamierza się bronić i oczyścić z zarzutów, natomiast Charm nie chce tej sprawy pozostawić bez wyjaśnienia.
Nie spodziewałam się, że ta książka wywoła u mnie tyle emocji i wciągnie w swoją opowieść. Fabuła z początku jest powolna, gdyż wprowadza nas w tę nietypową rzeczywistość, ale im dalej, tym coraz bardziej robi się intrygująca. Wniknęłam w jej nurt płynnie, stopniowo zanurzając się w kolejnych falach tej historii, której wątki biegną w nieprzewidywalnym kierunku i nigdy nie wiadomo, co za chwile się stanie. Do tego dochodzi sprawa kryminalna, a Charm nie jest pewna komu, może ufać.
„The paper Rolls” to bardzo udany debiut młodej pisarski, która zbudowała ciekawe środowisko nastolatków zamkniętych w specyficznej szkole. Przebywanie w tej szkole przypomina raczej odbywanie jakiejś kary, niż edukacji i faktycznie uczniowie są tutaj najczęściej w powodów rodzinnych. Nie wiem, czy jakakolwiek młoda osoba dałaby się umieścić w tego rodzaju placówce, jednak pomysł jest ciekawy i nietypowy, by pokazać problemy z jakimi boryka się młode pokolenie. A tych problemów jest dosyć sporo.
Każdy z nich ma za sobą niezbyt wesołą historię, ale najbardziej dramatyczną dźwiga Larue, który notorycznie jest brutalnie traktowany przez ojczyma. Dopóki nie poznajemy jego wersji zdarzeń i tego co przeżywa, jawi się ona nam jako arogancki, rozchwiany emocjonalnie, o zapędach despotycznych nastolatkiem. Narracja jest głównie ze strony Charm, ale co pewien czas autorka ukazuje nam jego perspektywę, a wówczas zaczynamy rozumieć jego ból i jednocześnie uwidacznia się przyczyna jego destrukcyjnego zachowania.
„The paper Rolls” jest przykładem powieści z gatunku New Adult, ale nie jest ona podobna do żadnej innej, którą miałam okazję do tej pory poznać. W poszczególnych wątkach z jakich składa się na jej fabułę poruszane są trudne problemy nastolatków takie jak agresja, zachowania autodestrukcyjne, uzależnienia, przemoc, rozchwianie emocjonalne próby samobójcze, które oddane zostały w przejmujący i dramatyczny sposób. Poza tym ta historia pokazuje, by nie ufać temu, co mówią o kim ludzie, gdyż ich opinie nie zawsze pokrywają się z prawdą. Autorka umieściła to wszystko w środowisku uczniowskim budując przy tym charakterystyczne postacie, które wzbudzają różnorodne odczucia: od sympatii po złość i konsternację.
Pierwsza część serii „Mulberry Tales” rozbudziła mój apetyt na więcej i pozostawiła mnie z niedosytem, gdyż finał daje do zrozumienia, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda, więc z pewnością będę chciała poznać dalsze losy bohaterów.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar
„jeśli coś dzieje się w naszym życiu to wyłącznie dlatego, że sami do tego doprowadziliśmy.”
Przecudna i jednocześnie tajemnicza jest okładka powieści „Paper dolls”, pierwszej części serii „Mulberry tales”, gdyż patrząc na nią, trudno domyślić się, o czym będzie opowieść. Uwagę zwracają czerwone róże, które są pięknymi kwiatami, bogatymi w gatunki, omamiające zapachem, ale...
2024-03-01
„Życie toczy się w rytmie codziennych maleńkich zmian.”
Ludzie często narzekają na różne swoje codzienne sprawy, które pojawiają się w ich życiu. Są tacy, którzy wciąż są niezadowoleni z tego, czego przychodzi im doświadczać, a od tego ich życie nie zmienia się na lepsze. Zamiast narzekania, autorka proponuje w swojej książce „Słowa wdzięczności” zastosować praktykę wdzięczności za wszystko, co nas spotyka. Przekonuje, że to prosta technika o ogromnej mocy.
Pani Anna Niemczynow doskonale o tym wie, gdyż ma za sobą trudne doświadczenia, ale one ją nie zdołały pokonać, bo pewnego dnia odkryła magię słowa „dziękuję”. Wyrażanie wdzięczności stało się dla niej sposobem na życie. I nam podpowiada to samo: zamiast narzekać, płakać, żałować, widzieć wszystko w ciemnych barwach, wyrażajmy wdzięczność, gdyż to ona „powoduje zachwyt nad światem”. Stąd wziął się tytuł serii „Z zachwytu nad życiem”, do którego należy też książka „Ciche cuda”.
Książka "Słowa wdzięczności" zawiera przemyślenia autorki skłaniają do refleksji w postaci 103 króciutkich motywujących teksty, pełnych mądrych przemyśleń na różne temat. Każdy z nich oznaczony jest jako KOSZYK, a więc mamy aż 103 koszyki pełne obfitości, jakie dają nam wyrazy wdzięczności. Umożliwiają nam świeże spojrzenie na swoje życie w nowy, optymistyczny i bardziej radosny sposób. Autorka pragnie w ten sposób zainspirować czytelników do wprowadzania zmian poprzez dostrzeganie tego, co nam umyka, czego nie postrzegamy w codziennej bieganinie i wskazuje za co możemy podziękować. A naprawdę jest tego sporo. Nie tylko za radosne wydarzenia, ale też za te niezbyt miłe, które nie raz sprawiają nam przykrość, wywołują łzy, ale bez nich nie docenialibyśmy wszystkiego i nie zauważalibyśmy szczęśliwych chwil, jakimi obdarza nas los.
Zaglądając do niektórych koszyczków, ich zawartość wydała mi się znajoma. Odpowiedź znalazłam w we wstępnej części, w której pani Anna Niemczynow opowiadała o genezie powstania i swoich doświadczeniach życiowych. Wyjawiła, że jest to wznowienie „Sto dni wdzięczności”, które ukazało się 8.09.2019 roku. Było w niej zawartych dokładnie 100 inspiracyjnych tekstów, zachęcających do dziękowania za różne sytuacje w naszym życiu. Obecne wydanie otrzymało cudowną okładkę, ale też zostało rozszerzone o dłuższy wstęp, w którym między innymi pani Anna wyjaśnia ideę koszyczków wdzięczności. W pierwszym wydaniu teksty były oznaczone jako „Dzień” z kolejnymi numerami. Teraz każda z refleksji otrzymała piękny koszyczek oznaczony numerem oraz nowe, kolorowe zdjęcia autorki przewijające się przez całą publikację. Nie jest to zatem przedruk jeden do jeden, lecz materiał opracowany na nowo, z nowymi pomysłami, zdjęciami i oprawą graficzną.
Autorka włożyła w swoją pracę dużo serca, rozbudowała niektóre z tekstów, dodała nowe i oprawiła w ładną, czarno-białą delikatną grafikę. Przy każdym koszyczku, na początku zostało zamieszczone motto w postaci cytatu wypowiedzi, lub myśli przez znanych osób ale też przysłów oraz afirmacji, które nawiązują do głównego daru znajdującego się w danym koszyczku. Poszczególne teksty niosą ze sobą pozytywne przesłania, które można analizować po kolei lub losowo otwierając książkę na dowolnej stronie, by przeczytać materiał na dany okres czasu. Przy każdym z nich znajdują się niezapisane strony, na których możemy zapisywać wszelkie myśli wypływające z naszej duszy, a przede wszystkim notować to wszystko, za co jesteśmy wdzięczni.
„Słowa wdzięczności” to zatem zupełnie nowy tekst, który jest doskonałym dopełnieniem tego, o czym pisała autorka kilka lat temu w „Sto dni wdzięczności”, gdyż razem stanowią ogromną ilość powodów i okazji do wypowiadania słowa „dziękuję”. Pani Niemczynow jest doskonałym przykładem na to, że to słowo ma ogromną moc, a wypowiadane w każdej sytuacji, może wywołać cuda, o jakich nam się nie marzyło. Dzięki temu, że nauczyła się go często stosować, nawet w trudnych chwilach, dziś jest spełnioną, szczęśliwą, wspaniałą kobietą.
To poradnik, który każdy powinien mieć na swojej półce i jak najczęściej z niego korzystać. Autorka przekonuje i podkreśla, że wdzięczność jest dostępna dla wszystkich. Każdego na nią stać, gdyż ona nic nie kosztuje, nie wymaga żadnych nakładów finansowych i szczególnych okoliczności. Możemy ją praktykować zawsze, w wielu aspektach naszego życia, bez obawy o jakiekolwiek straty - wręcz przeciwnie - możemy tylko zyskać. Ważne, by we wszystkim dostrzec to co najcenniejsze dla nas, wyciągnąć lekcję z danej sytuacji i cieszyć się życiem.
Wystarczy tak niewiele. Jedno słowo „dziękuję“ - małe, ale o ogromnej sile. To jedno z najpiękniejszych słów świata. Po takiej porcji pozytywnych inspiracji pozostaje mi tylko jedno:
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, po trzykroć dziękuję
autorce za tyle koszyczków wypełnionych miłością
„Życie toczy się w rytmie codziennych maleńkich zmian.”
Ludzie często narzekają na różne swoje codzienne sprawy, które pojawiają się w ich życiu. Są tacy, którzy wciąż są niezadowoleni z tego, czego przychodzi im doświadczać, a od tego ich życie nie zmienia się na lepsze. Zamiast narzekania, autorka proponuje w swojej książce „Słowa wdzięczności” zastosować praktykę...
2024-02-29
„Każde z nas nosi w sobie własne słońce i tylko od nas zależy, kiedy pozwolimy mu zaświecić.”
Strata ma różne oblicza i jest wpisana w nasze życie. Każdy z nas doświadczył z pewnością takiej sytuacji, albo doświadczy tego w przyszłości i za każdym razem trudno się z nią pogodzić. Każdy inaczej sobie z nią radzi, ale najtrudniej pogodzić się ze stratą kogoś bliskiego, o czym doskonale wiedzą bohaterowie książki „Złote blizny”. Oboje stracili nie tylko kogoś ważnego, ale też stracili swoje dotychczasowe życie. Każde z nich podchodzi do tego inaczej, ale łączy ich jedno: trudno im na nowo cieszyć się każdą chwilą i zauważać jej piękno.
Tyler Lewis stracił wszystko, całe swoje beztroskie, pełne sukcesów życie, stając się zgorzkniałym, zbolałym, nieakceptującym siebie samotnikiem, szukającym śmierci. Dawniej, jako lider zespołu MacRock, cieszył się popularnością, powodzeniem i uwielbieniem fanek. Dziś jego duszę otacza mrok, a ciało pokrywają blizny, które przykrył tatuażami. Jednak najbardziej bolesne są blizny naznaczone w duszy, które nie mogą się zagoić, gdyż Tyler nie potrafi sobie wybaczyć. Nie jest mu łatwo zrealizować swego pragnienia, bo jego mama wynajmuje ochroniarzy, którzy strzegą go dzień i noc, by nigdy ono nie spełniło. Najczęściej jest jego cieniem Barney, ochroniarz chodzący za nim niczym cień.
Abigail Morrison prowadzi na pozór normalne życie mieszkając w słonecznej Kalifornii i pracując w jednej z redakcji. Tego dnia, gdy ją poznajemy, spóźnia się na ważne spotkanie ze znaną osobą, z którą miała przeprowadzić wywiad. Niestety zostaje zwolniona, więc przenosi się do Nowego Jorku, ale tam sytuacja się powtarza. Też traci pracę, a wszystko dlatego, że nie potrafi pozbyć się paraliżującej fobii. Abby panicznie boi się wsiąść do samochodu, nie mówiąc już o jeździe. Ten lęk jest efektem dramatycznego przeżycia, jakim była śmierć dwóch jej ukochanych mężczyzn: ojca i narzeczonego. Dwa lata temu mieli wypadek samochodowy, który zdarzył się tuż przed ślubem Abby i Dylana. Od tamtej pory Abby jeździ tylko autobusami, a to i tak wywołuje u niej mdłości. Przy ostatnim ataku paniki poznaje Yuę Sasaki, japońską terapeutkę mieszkającą w Nowym Jorku.
Gdy Tyler umieścił na jednym z portali ogłoszenie oferujące milion dolarów za pomoc w odejściu z tego świata, Yua zgłasza się ze szczególną ofertą. Obiecuje mu spełnić jego życzenie jeżeli weźmie on udział w dwutygodniowej terapii razem z osobą, którą z nią do niego przyleci. Tą osobą jest Abigail, która pragnie w końcu odzyskać normalność i przejąć kontrolę nad swoim życiem.
Anna Dąbrowska jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Już dawno znalazła się na liście moich ulubionych pisarek, odkąd przeczytałam jej powieść „Czas na ciszę”, a następnie dylogię „Kochaj mnie szeptem”, po której była jeszcze „Nasza melodia” i „Escort girl”. Bez względu na rodzaj poruszanych tematów i napisanych gatunków literackich, zawsze wyzwala we mnie mnóstwo emocji. Nie inaczej stało się w przypadku książki „Złote blizny”, po którą sięgnęłam bez czytania notki redakcyjnej. Dodatkowym bodźcem była piękna okładka, która doskonale oddaje sens zawartej w niej historii.
Pani Anna ponownie wrzuciła mnie w burzliwą relację dwóch pokrzywdzonych przez los osób, tworząc przy tym charakterystyczne postacie. Opisy ich nastrojów, przeżywanych sytuacji, doznań, odczuć, bolesnych cierni, które tkwią w ich sercu zostały bardzo mocno i sugestywnie oddane. Uczestniczymy w terapii, w której pojawiają się ważne pytania i kwestie sprawiające, że zaczynamy zastanawiać się nad danym zagadnieniami. To też dla nas świetny materiał wypełniony mądrymi myślami, skłaniającymi do refleksji, wskazówkami i poradami pokazującymi, jak na nowo posklejać swoje życie.
Tyler żyje dniem dzisiejszym, nawet nie rejestrując tego, co się wokół dzieje, a jeżeli myśli o przyszłości, to jedynie z nadzieją, że w końcu jego koszmar się zakończy. Wszystko postrzega negatywnie, nie lubi bliskości, dotykania, a swoje blizny zakrywa szczelnie ubraniami z długim rękawem. Abby wciąż tęskni za Dylanem, opłakując jego śmierć, ale spędzając czas z gwiazdą rocka zaczyna dostrzegać, że do tej pory nigdy nie robiła wielu rzeczy, a jej życie było dosyć nudne i przewidywalne.
Poza tymi dwoma postaciami, ważną i niezwykle ujmującą jest Yua, która także ma za sobą ciężkie doświadczenia, ale udało się jej pozbyć własnych demonów i teraz pragnie nauczyć tego innych. W tej postaci autorka zwraca uwagę, że nie jest możliwe pomóc drugiej osobie, jeżeli nie potrafimy pomóc sobie. Uświadamia, że wszystko, co nas spotyka, ma swój sens, jeżeli spojrzymy na to obiektywnie, wyciągniemy wnioski zaistniałej sytuacji i potraktujemy jako lekcje od życia. Każda osoba jest ważna i każda sytuacja nie pojawia się na naszej drodze bez powodu. Jak to przyjmiemy, zależy tylko od nas. Zwraca też uwagę na piękno, jakie nosimy w sobie. Tyler wciąż uważa, że jego obecny wygląd nie jest w stanie spodobać się żadnej kobiecie, dlatego nie pragnie miłości i jakichkolwiek kontaktów. Dopiero terapia uświadamia mu, jak bardzo się mylił.
Tłem dla ich perypetii jest japońska sztuka kintsugi, która polega na sklejaniu stłuczonego przedmiotu za pomocą specjalnej techniki, w której wykorzystuje się sproszkowane metale szlachetne, najczęściej złoto. Powstają w ten sposób małe dzieła sztuki zachwycające swoją niedoskonałością, która została przemieniona w coś perfekcyjnego. Podobnie jest z naszymi trudnymi przeżyciami, które naznaczają naszą duszę bolesnymi bliznami. Ogromną sztuką jest posklejanie naszego życia po ciężkich doświadczeniach, by znowu móc cieszyć się jego blaskiem
Książkę przeczytałam, w ramach współpracy z wydawnictwem Amare
„Każde z nas nosi w sobie własne słońce i tylko od nas zależy, kiedy pozwolimy mu zaświecić.”
Strata ma różne oblicza i jest wpisana w nasze życie. Każdy z nas doświadczył z pewnością takiej sytuacji, albo doświadczy tego w przyszłości i za każdym razem trudno się z nią pogodzić. Każdy inaczej sobie z nią radzi, ale najtrudniej pogodzić się ze stratą kogoś bliskiego, o...
2024-02-27
„Zazwyczaj, kiedy wydaje nam się, że wszystko się wali, Wszechświat szykuje właśnie dla nas coś niesamowitego.”
Pierwsze spotkanie z Noahem i Bee przysporzyło mi mnóstwo emocji, których nie brakowało w pierwszej odsłonie serii pt.: „Let me know”. Wówczas ich relację śledziliśmy od momentu przyjazdu Noaha do rodzinnych stron, po tym, gdy wyjechał w 2016 roku z mamą do Chicago. Musiały minąć cztery lata, by dwójka przyjaciół z dzieciństwa mogła na nowo zbudować swój wspólny świat. Po tym, co wydarzyło się w tomie pierwszym, teraz możemy ponownie śledzić ich losy w „Let me love you”. Ten tytuł w anglojęzycznej formie oznacza „Pozwól mi cię kochać”, co dokładnie oddaje sens tego, co dzieje się między dwojgiem bohaterów.
Minęły dwa lata od chwili, gdy Noah znowu opuścił ukochaną rodzinną Santa Monicę, by z daleka od dotychczasowych znajomości odzyskać równowagę wewnętrzną, uporządkować życie i poradzić sobie z samym sobą. Nie jest to proste, gdyż cały czas boryka się z poczuciem bezradności, stratą ojca, mimo że nie był on dobrym, wspierającym rodzicem, ale też wciąż tęskni za Bee, która staje się dla niego coraz bardziej bliską osobą. W Chicago, poza studiami, pracuje w warsztacie samochodowym u Luke’a, starając się jak najbardziej wypełniać swój dzień różnymi zajęciami, by nie poddawać się dręczącym myślom i tęsknocie. Bee też nie mieszka już w Santa Monica, lecz w Nowym Jorku, w którym uczęszcza na wykłady, pracuje w cukierni i pisze książkę. Po dwóch latach nieobecności przyjaciela w jej życiu i nie odzywania się w żadnej formie, otrzymuje wiadomość od Noaha, która zapoczątkowuje ich ponowne spotkanie, będące otwarciem nowego rozdziału w ich prawie dorosłym życiu.
Obserwujemy ich losy w dwóch płaszczyznach czasowych i naprzemiennej narracji, ale nie jest to regularna wymiana jeden do jeden. To ułożone jest tak, by w odpowiedni sposób podtrzymać naszą ciekawość i nie udzielić nam od razu odpowiedzi na pytania które pojawiają się w trakcie czytania kolejnych rozdziałów. Poza bieżącymi wydarzeniami, które mają miejsce w 2022 roku, cofamy się najpierw do 2014 roku, gdy Noah miał 10 lat, ale też do 2016 roku, gdy Noah po raz pierwszy wyjechał z mamą do Chicago na cztery lata, zanim ponownie pojawił się w życiu Bee.
Nie jest to prosta, słodka historia o dwojgu przyjaciołach, których znajomość przebiega w całkowicie przewidywalnym toku zdarzeń. Czytając o ich problemach, nastrojach, smutkach i dylematach miałam nadzieję na klasyczne zakończenie. Jednak pani Zuzanna Wólczyńska postanowiła przełamać utarte schematy. I pomimo tego, że nie wszystko przebiegło tak, jakbym chciała, to jednak cała dylogia ujęła mnie swoją historią i klimatem. Ukazała typowe nastoletnie podejście do życia, do swoich wad, dramatycznych wydarzeń, uczuć i pojawiających się przeszkód.
Pisarka jest młodą osobą, dlatego tak umiejętnie oddała świat młodych ludzi, którzy stoją u progu dorosłości. Poruszyła przy tym ciężkie tematy, które są obecne w realnym życiu i z którymi borykają się coraz młodsi wiekiem osoby. Rozchwianie emocjonalne, depresja, uzależnienia, trudne relacje rodzinne, przemoc, syndrom ofiary dodają fabule nieco cięższego nastroju. Trochę było zbyt dużo przeciągania wewnętrznego monologu na oczywiste sprawy, niepotrzebnych spięć, złości, niepewności uczuć i tego, czego się pragnie. Autorka pokazała też, że nie jest łatwo zmienić swoje podejście do wielu spraw, bez wsparcia osób najbliższych.
Głównym motywem jest miłość dwojga osób, których dzieli duża odległość. Taka relacja wymaga zaufania i podejmowania nie raz trudnych decyzji. Oboje czasami mnie irytowali, zwłaszcza Bee zachowywała się jak niedojrzała nastoletnia dziewczyna, która nie umie do końca zaufać Noahowi, bo ciągle nęka ją zazdrość, mimo zapewnień z jego strony o swojej uczciwości i uczuciu. Noah ma swoje wady, bywa trudnym przypadkiem, zwłaszcza jeżeli chodzi o radzenie sobie z depresyjnymi nastrojami. Jednak na plus u niego jest chęć wprowadzenia zmian, by pokazać Bee, że jest dla niego ważna. Na szczęście zaczynają coraz częściej ze sobą rozmawiać, więc sprawiają wrażenie, że uda im się stworzyć fajną relację. W pewnym sensie tak się stało, ale zostałam zaskoczona tym, w jakim kierunku to wszystko się potoczyło.
Autorka w końcowym słowie napisała, że historia Bee i Noaha jest zakończona i jest to „jedyny właściwy scenariusz, jaki mógł zostać napisany”. Nie do końca się z tym zgadzam, chociaż jest on w pewnym sensie realistyczny, gdyż nasze pierwsze młodzieńcze miłości mają różne finały. Mam nadzieję, że autorka postanowi kiedyś napisać powieść, w której poznamy dalsze losy już dorosłego Noaha, bo jego postać nie została w pełni nakreślona, tak jak niektóre wątki też proszą się o kontynuację.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar
„Zazwyczaj, kiedy wydaje nam się, że wszystko się wali, Wszechświat szykuje właśnie dla nas coś niesamowitego.”
Pierwsze spotkanie z Noahem i Bee przysporzyło mi mnóstwo emocji, których nie brakowało w pierwszej odsłonie serii pt.: „Let me know”. Wówczas ich relację śledziliśmy od momentu przyjazdu Noaha do rodzinnych stron, po tym, gdy wyjechał w 2016 roku z mamą do...
2024-02-22
„wielu przez swoje chwilowe zachcianki popełnia błędy, za które niestety musi później słono płacić”
Po tym, jak zakończyła się druga część trylogii „Wspólnik”, autorka długo kazała czekać nam na kontynuację, bo prawie rok. Obawiałam się, że po takiej długiej przerwie trudno mi będzie odnaleźć się w trzecim tomie zatytułowanym „Królewski poker”, ale na szczęście tak się nie stało. Są w niej wątki ciągnące się od początku serii, ale nie miałam problemów z przypomnieniem sobie ich najważniejszych wydarzeń, które teraz otrzymały finałowe rozstrzygnięcia.
Wyraźnie widać, że ktoś miesza w relacji Aleksa i Oktawii, a ich uczucia są wystawione na ciężką próbę. Ktoś rozgrywa tytułowego pokera, prowadząc swoją grę, której finał trudno przewidzieć. Aleks postanawia skończyć ze swoim dotychczasowym życiem, pozamykać wszelkie sprawy, zarówno te firmowe, związane z kongresem i Expolab, jak i prywatne, w które wplątał się w przeszłości. Pragnie poświęcić się całkowicie swojej ukochanej i ich wspólnemu życiu na nowych zasadach. W tym wszystkim nie potrafi być do końca uczciwy wobec Oktawii i wciąż mija się z prawdą, chcąc zaoszczędzić jej nerwów. Oktawia czuje się zagubiona, nie wie na czym stoi, co jest grane, a jej niepewność podsycana jest przez plotki i insynuacje, którym daje wiarę.
Po przeczytaniu drugiego tomu myślałam, że nie jest możliwe wznieść emocji na wyższy poziom, a jednak wraz z książką „Królewski poker” pani A.S. Sivar jeszcze bardziej podkręciła tego typu doznania. Z tego względu zwieńczenie trylogii jest naładowane ogromem różnorodnych przeżyć o szerokiej gamie emocjonalnej i wielu niespodziewanych wydarzeń. Wskutek tego, co dzieje się w tej części, bohaterowie będą musieli zweryfikować swoje uczucia i zdecydować, czego tak naprawdę pragną.
W tej części oboje mnie denerwowali swoją gwałtownością, nieumiejętnością rozmowy, unikaniem konfrontacji, wysłuchaniem drugiej strony. Autorka w ten sposób dosyć sugestywnie i nieco w przerysowany sposób zwraca uwagę na elementy, które niszczą związek. Przede wszystkim na plan pierwszy ukazuje się brak zaufania, szczerości, działanie pod wpływem emocji, tworzenie własnych, absurdalnych scenariuszy i wyciąganie wniosków na podstawie nie do końca jasnych sytuacji. To prowadzi do konfliktów, nieporozumień, huśtawki nastrojów, emocji i w efekcie rozstania. Oboje mogliby uniknąć wielu nieprzyjemnych zdarzeń, gdyby po prostu porozmawiali spokojnie i bez gniewu.
Cała trylogia ma charakter romansu erotycznego, ale element erotyczny nie jest dominujący, a jedynie uzupełnia fabułę. Ten wątek osiąga swoje apogeum już na początku trzeciej części, gdyż od razu autorka serwuje nam gorącą, pełną zmysłowości i żaru sytuację, na którą godzi się główna bohaterka, po tym, gdy poznała tajemnicę skrywaną przez Aleksandra. Warto przez nią przejść, by nie stracić tego, co dzieje się na kolejnych stronach powieści. Wiem, że nie wszyscy lubią tego rodzaju opisy, ale wiadomo, że tyle jest gustów, ilu jest ludzi, a zwłaszcza tych, którzy czytają książki. Ja jednak zachęcam do poznania tej historii, gdyż wyłaniają się z niej intrygujące, niespodziewane i pełne napięcia epizody.
Zwieńczenie trylogii „Wspólnik” jest dopełnieniem tego, co działo się w pierwszych dwóch tomach. Autorka doprowadziła wszystko do końca, nie pozostawiając żadnych niedomówień i wątpliwości. Z ekspresyjnym tempem, charakterystycznym dla jej stylu, opowiedziała o walce toczącej się między głównymi bohaterami o miłość i normalność w związku. Równie fascynujące są wątki związane z osobami drugoplanowymi, zwłaszcza z przyjaciółką Oktawii, Karo i przyjacielem Aleksandra, Oskarem. W tle uwidoczniony jest charakter pracy w korporacyjnej firmie, która potrafi wyssać z człowieka wszelkie siły, a gdy jest on zbędny, lub niewygodny, pozbywa się go bez skrupułów. Jednocześnie uświadamia, że robienie czego, co nie daje satysfakcji, nie jest drogą do szczęśliwego życia, gdyż takie poczucie pojawia się, gdy robimy to, co kochamy. Jeżeli do tego mamy odpowiednią osobę u swego boku, to do pełni szczęście już niczego nie brakuje.
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z wydawnictwem Amare
„wielu przez swoje chwilowe zachcianki popełnia błędy, za które niestety musi później słono płacić”
Po tym, jak zakończyła się druga część trylogii „Wspólnik”, autorka długo kazała czekać nam na kontynuację, bo prawie rok. Obawiałam się, że po takiej długiej przerwie trudno mi będzie odnaleźć się w trzecim tomie zatytułowanym „Królewski poker”, ale na szczęście tak się nie...
2024-02-17
„Najprostszym rozwiązaniem jest po prostu rozmowa”.
Czas szkoły, liceum, czy w ogóle nauki z reguły kojarzy się nam pozytywnie, mamy miłe wspomnienia, z nostalgią wracamy do tamtych dni. Jednak nie zawsze tak jest. Być może znacie kogoś, ktoś nie kojarzy się Wam dobrze. Tak zdarzyło się w życiu bohaterki powieści „Never Yours” czyli „Nigdy twoja”, co doskonale oddaje sens tej powieści, ponieważ wokół tego wątku toczy się przede wszystkim akcja.
Nie raz bowiem bywa tak, że znamy kogoś z wcześniejszych wybryków, nieprzyjemnego charakteru, nieodpowiedniego zachowania, chamstwa, czy agresji i wyrabiamy sobie o nim zdanie, które zapada w pamięć i zawsze postrzegamy tego kogoś poprzez pryzmat tej pierwszej opinii czy wrażenia. Nawet po wielu latach.
Doskonale wie o tym Marietta Szafrańska, gdyż w pierwszej klasie liceum dręczono ją tylko dlatego, że była wycofaną, spokojną, cichą dziewczyną z nadwagą. Nikt nie wysilił się wówczas, by poznać ją lepiej. Ten stan utrwalił się u niej tak mocno, że teraz, gdy jest już dorosła i nie przypomina dawnej siebie, wspomnienia nadal są u niej bolesne.
Jan Walter także jest przez wszystkich oceniany powierzchownie jako niedostępny, gburowaty biznesmen, właściciel firmy zajmującej się budownictwem, ogromnymi inwestycjami i nieruchomościami, co zajmuje mu większość dnia. Nie ma czasu na nic. Z zaangażowaniem poświęca się pracy, nie mając czasu na nic więcej. W jego osobie autorka zamieściła cechy typowe dla pracoholika, który nie ma życia prywatnego, a wszystko kręci się wokół prowadzenia intratnych interesów. Trudno z nim nawiązać jakikolwiek kontakt, umówić się na choćby krótką rozmową, nie mówiąc już o wywiadzie, który Mari planuje z nim przeprowadzić. Jednak najpierw musi przebić się przez mur, jaki wokół siebie zbudował Jan Walter.
Nie jest to proste, ale ona tak szybko nie odpuszcza. Używając fortelu i sprytu udaje jej się w końcu przedrzeć do jego gabinetu. Tym samym nabiera pewności, że Jan Walter jest jej koszmarem sprzed kilkunastu lat. Jednak on jej nie poznaje, gdyż Mari nie jest już zahukaną grubaską, lecz atrakcyjną, pewną siebie kobietą, a do tego potrafi powiedzieć to, co myśli. Nikt nie wie, że on także przybiera określoną maskę, buduje wokół siebie barierę i skrywa za swoją butną postawą dręczyciela wszystko to, czego doświadczał w domu rodzinnym. Obecnie jest już innym człowiekiem, wydoroślał, zmienił się całkowicie, odcinając się od przeszłości tak bardzo, że nie rozpoznał w Mariecie dziewczyny sprzed lat. Ona to postanawia wykorzystać.
Biorąc do ręki tę powieść nie spodziewałam się, że jest to debiut, gdyż pani Aleksandra Banaszek napisała swoją pierwszą powieść w stylu, dzięki któremu pochłonęła ona moją uwagę. Wprawdzie fabuła jest wypełniona zbyt szczegółowymi opisami strojenia się, ubioru, czy nadmiernego analizowania tego samego problemu i powtarzalności niektórych zwrotów, ale fabuła została zgrabnie napisana, przemyślana i doprowadzona do końca. Autorka stworzyła ciekawą historię, która mnie w niektórych sytuacjach zaskoczyła, czasami zdenerwowała, nie raz wywołała uśmiech, ale w żadnym przypadku nie znudziła. Nie jest to typowy romans, jak można by się spodziewać po opisie zamieszczonym z tyłu okładki, a sceny erotyczne są w bardzo okrojonej ilości. Historia opowiedziana została w dużej części przez Mariettę, ale kilka razy poznaliśmy też punkt widzenia Jana, co doskonale uzupełniło poszczególne epizody i dało szerszy i głębszy obraz sytuacji.
Przede wszystkim w tej historii poruszane są, poza sferą uczuciową, ważne zagadnienia. Na pierwszy plan wysuwa się kwestia nietolerancji i nieakceptowania przez społeczeństwo osób z nadwagą, ale też pokazuje podłoże agresywnych zachowań.
Uświadamia, że często przebywamy w jakimś gronie przez wiele lat, wspólnie chodzimy do tej samej szkoły, czy pracy, ale tak naprawdę nic o sobie nie wiemy. Zbyt łatwo i szybko przypinamy komuś określone łatki, traktujemy powierzchownie, wydajemy opinie, bez wnikania, jaka naprawdę jest dana osoba.
Pani Banaszek stworzyła kilka interesujących postaci, nie tylko głównych, ale też drugoplanowych. doskonale oddała ich emocje, ale też przemianę w ich myśleniu o drugiej osobie. Pokazała, że w każdym z nas jest zarówno dobra, jak i ta negatywna strona, a tym samym, uświadamia, jak bardzo można się pomylić w ocenie człowieka, gdy patrzy się na niego z perspektywy przeszłości. W sugestywny i wyrazisty sposób wnika w osobowość każdej z osób, snując jednocześnie opowieść o tym, że nienawiść i miłość, które są tu doskonale wyczuwalne, to dwa żywioły, które dzieli cienka granica. Walka między tymi dwoma skrajnymi uczuciami, zostaje rozstrzygnięta wówczas, gdy do głosu dochodzi serce.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Amare
„Najprostszym rozwiązaniem jest po prostu rozmowa”.
Czas szkoły, liceum, czy w ogóle nauki z reguły kojarzy się nam pozytywnie, mamy miłe wspomnienia, z nostalgią wracamy do tamtych dni. Jednak nie zawsze tak jest. Być może znacie kogoś, ktoś nie kojarzy się Wam dobrze. Tak zdarzyło się w życiu bohaterki powieści „Never Yours” czyli „Nigdy twoja”, co doskonale oddaje sens...
2024-02-08
2024-02-07
Nie raz bywa tak, że sięgając po jakąś książkę, sugerujemy się tym, co widać na okładce. W przypadku powieści „Zwiastun mroku” można odnieść wrażenie, że czeka nas historia nasycona erotyzmem, co dla osób, które nie lubią tego rodzaju opowieści, jest ogromnym minusem. Tymczasem okazało się, że owszem, są w niej elementy romansu, ale scen intymnych jest tutaj znikoma ilość. Natomiast nie brakuje emocji i epizodów z mocniejszym dreszczykiem, gdyż zaliczyłabym tę powieść do romansu z elementami thrillera.
Emily McPhee od wielu lat przyjaźni się z przystojnym policjantem Sethem Connorsem, ale on nie wydaje się być zainteresowany jej osobą. Wciąż trzyma ją na dystans, traktuje jak przyjaciółkę i nie robi nic, by być z nią bliżej. Ma ku temu powody, gdyż zdaje siebie sprawę, że praca policjanta jest niebezpieczna i nie chce narażać jej dziewczyny na cierpienie. Oboje nie wiedzą, że Emily jest obiektem uczuć Jimmy’ego Lasko, który ma na jej punkcie obsesję i jest chorobliwie zazdrosny o każdego, kto się do niej zbliży. Każdego dnia obserwuje ją, wie o niej niemal wszystko i przygotowuje się do chwili, gdy będzie miał ją tylko dla siebie. Czeka jedynie na odpowiedni moment, by spełnić swoje fantazje, aż pewnego dnia ma okazję je spełnić. Lasko napada na nią brutalnie, ale na szczęście tym razem dziewczynie udaje się uniknąć porwania. Jednak to zdarzenie wprowadza w jej dotychczas spokojne życie niepokój i poczucie zagrożenia. Natomiast Seth uświadamia sobie, jak bardzo zależy jej na Emily, a jego uczucia wybiegają poza przyjacielskie relacje.
Nie miałam okazji przeczytać dotąd żadnej książki pani J.L. Drake, mimo że ma ona za sobą dużo powieści, więc nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Udało się jej mnie zainteresować tą historią już od początku, gdyż od razu czuć napięcie, które towarzyszy niemal przez całą fabułę.
Fabuła skupia się przede wszystkim na uczuciach, jakie mają wobec siebie główni bohaterowie, których zachowanie w obliczu zagrożenia czasami mnie zaskakiwało. Wiedząc, że gdzieś w pobliżu czyha psychopata, oni prowadzą normalne życie. Emily nadal mieszka w domu na odludziu na plaży, sama jedzie na uczelnię, do biblioteki, albo towarzyszy jej przyjaciółka lub któryś z kolegów Setha. Ona nie raz postępuje lekkomyślnie, lekceważy niebezpieczeństwo, więc sama prosi się o kłopoty. A poza tym bardzo często zasypia, popada w drzemkę, nie zamyka drzwi na klucz, popełnia wiele błędów, dając psychopacie pole do ataku.
Bardzo ciekawie nakreślone są osoby drugoplanowe, a spośród nich najbardziej byłam ciekawa Garretta, policyjnego partnera Setha. Jego rodzinna sytuacja nie jest wesoła, ale ten epizod został tylko nakreślony jako urozmaicenie fabuły, jakby wrzucony przypadkiem, bez dalszego rozwinięcia.
Osoba Lasko pojawia się co pewien czas, ukazując jego stan psychiczny, mentalność psychopaty, który snuje swoje chore plany, wciąż towarzysząc swojej ofierze, niczym cień. Znamy więc jego reakcje na to, co robi Emily, myśli, zachowanie, gdy nikt go nie widzi. Mimo to nie wiemy wszystkiego, gdyż autorce udało się stworzyć wrażenie tajemnicy ujawniając jedynie, że ktoś jeszcze, oprócz Lasko, zagraża dziewczynie, ale nie wiadomo kto. Kandydatów jest kilku, bo wokół naszej bohaterki jest spore grono przyjaciół i kolegów, też z kręgów policyjnych. Możemy jedynie się domyślić, że wśród nich jest zdrajca.
„Zwiastun mroku” rozpoczyna trylogię pod wspólnym tytułem „Mroczna seria”. Niestety, na okładce nie ma o tym ani słowa, natomiast szukając tego tytułu w zagranicznych serwisach księgarskich można dowiedzieć się, że jest to początek historii Setha i Emily. Wskazuje na to również zakończenie tej części, które pozostawia nas w zawieszeniu, więc mam nadzieję, że kolejne tomy szybko ukażą się na naszym polskim rynku wydawniczym.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Nie raz bywa tak, że sięgając po jakąś książkę, sugerujemy się tym, co widać na okładce. W przypadku powieści „Zwiastun mroku” można odnieść wrażenie, że czeka nas historia nasycona erotyzmem, co dla osób, które nie lubią tego rodzaju opowieści, jest ogromnym minusem. Tymczasem okazało się, że owszem, są w niej elementy romansu, ale scen intymnych jest tutaj znikoma ilość....
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-02
2024-02-02
„Jeśli czegoś bardzo chcesz, nie pozwolisz, by cokolwiek stanęło ci na drodze.”
Mocno bijąca po oczach różowa okładka z żółtym tytułem „Well player” przyciągnęła moją uwagę, gdy ujrzałam kto ją napisał. I to nazwisko VI Keeland wpłynęło na to, że sięgnęłam po tę powieść. Doskonale wiedziałam, że potrafi ona pisać o uczuciach, i przeżyciach poszczególnych osób. Penelope Ward była do tej pory dla mnie mało znaną pisarką, więc z ciekawością sięgnęłam po powieść tego damskiego duetu. Opis zamieszczony z tyłu okładki jest dosyć obszerny, ale i tak nie oddaje tego, co dzieje się na jej kartach.
Poznajemy Presley Sullivan w momencie, gdy sześć dni temu przeprowadziła się z Nowego Jorku do Beauford, razem ze swoim siedmioletnim synkiem Alexem. Gdy zmarł dziadek Thatcher Miller, okazało się, że zapisał swemu wnukowi Alexowi połowę zajazdu, który 30 lat temu był wyjątkowym miejscem, ale teraz jego stan pozostawia wiele do życzenia. Mimo to Presley ma zamiar go odnowić i prowadzić. Jest tylko jedna przeszkoda – jest nią Levi Miller, do którego należy druga połowa zajazdu. On ma zupełnie inne plany, gdyż zamierza go sprzedać, a ich pierwsze spotkanie po latach nie zaczyna się zbyt szczęśliwie.
Nie dziwię się temu, że panie VI Keeland i Penelope Ward zostały uznane za autorki bestsellerów New York Timesa, gdyż swoją wspólną powieścią udowodniły, że zasługują na ten tytuł. Napisały bardzo wciągającą, kipiącą emocjami, sensualną opowieść o uczuciu, pokazując jego kolejne etapy rozwoju.
Wspaniale czytało mi się tę historię i z ciekawością obserwowałam relację dwojga bohaterów, którzy z jednej strony nie potrafią bez siebie żyć, coraz bardziej zbliżają się do siebie, świetnie się dogadują i rozumieją, ale z drugiej strony czują, że ich ewentualny związek postrzegany byłby jako niewłaściwy. A to wszystko dlatego, że Presley zakochała się w bracie Tannera, swego byłego narzeczonego, który okazał się kimś, kto nie był wobec niej uczciwy. Natomiast Levi jest jego przeciwieństwem, co zostało wyraźnie nakreślone i w niezwykle barwny sposób opisane.
Z przyjemnością przyglądałam się temu procesowi, chociaż czasami miałam wrażenie, że czytam o nastolatkach, a nie o dorosłych ludziach, zwłaszcza dotyczy o Presley. Jako matka spełniała się znakomicie, wykazywała wiele empatii, troski i rozsądku wobec syna nie przytłaczając go nadmierną opiekuńczością. Natomiast jej podejście do Leviego, rozważania na temat tego, czy może się w poddać uczuciu wobec niego, były dla mnie absurdalne. Przecież Tanner ją zdradził i to kilkakrotnie, a co gorsza, nadal to robi, a ona ma wyrzuty sumienia, gdy jej serce zaczyna bić szybciej wobec jego brata. Stad można było przewidzieć komplikacje, które prędzej lub później musiały nastąpić, ale to z kolei nadało tej opowieści trochę dramatyzmu i emocji.
Autorki stworzyły szereg ciekawych osobowości, które ubarwiają fabułę i dodają jej charakteru. Wśród nich są oczywiście główni bohaterowie, ale ja bardziej polubiłam Leviego, chociaż Presley ma też dużo ujmujących zalet.
Polubiłam Leviego nie dlatego, że jest przystojnym facetem, ale dlatego, że ma w sobie duże pokłady czułości, troskliwości i pewności tego, co chce. Wprawdzie na początku nie wydawał się sympatyczny upierając się przy swoim planie, co do zajazdu, ale z czasem potrafił do tego podejść rozsądnie.
Niesamowicie ujmującą osobą jest przyjaciółka zmarłego dziadka, mieszkanka zajazdu, Fern, która zawsze celnie sumuje to, co dzieje się między Levim i Presley. Nie raz rozbawiła mnie swoimi komentarzami, zabawnymi ripostami i swoją osobowością, oraz naturalnym, bezpruderyjnym, otwartym podejściem do życiowych spraw.
„Well player” to bardzo lekko napisana opowieść o spełnianiu marzenia, ale też o zaufaniu i otwieraniu się na miłość, która puka do drzwi serca oraz dostrzeganiu tego, co jest ważne dla nas a nie dla innych, bez oglądania się na ich opinie. Często bowiem nie robimy tego, czego byśmy chcieli, obawiając się tego, co pomyślą o nas sąsiedzi, znajomi, otaczający nas całkiem obcy ludzie i co pomyśli rodzina, a przede wszystkim powinniśmy słuchać tego, co mówi nam nasze serce, do czego wyrywa się dusza, gdyż w przeciwnym wypadku możemy stracić to, co dla nas najcenniejsze. Jedną z takich ważnych skarbów jest miłość, która dodaje blasku naszym dniom i to ją warto stawiać na pierwszym miejscu.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Editiored
„Jeśli czegoś bardzo chcesz, nie pozwolisz, by cokolwiek stanęło ci na drodze.”
Mocno bijąca po oczach różowa okładka z żółtym tytułem „Well player” przyciągnęła moją uwagę, gdy ujrzałam kto ją napisał. I to nazwisko VI Keeland wpłynęło na to, że sięgnęłam po tę powieść. Doskonale wiedziałam, że potrafi ona pisać o uczuciach, i przeżyciach poszczególnych osób. Penelope...
„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”
W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i niszczą to, co było piękne. Tak zdarzyło się u bohaterów książki pt.: „Opuszczę ją po śmierci”, u których w pewnym momencie został zburzony znany, nastoletni świat.
Czternaście lat temu Rosie i James byli nierozłączni. Mieli po czternaście lat i połączyła ich wielka miłość. Wiedli szczęśliwe, bezproblemowe życie nastolatków. On urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale wychował się w Meksyku, w Toluce pod opieką mamy Rosaline i jej przyjaciela Riccardo. O ojcu matka nie chciała nigdy rozmawiać. James chodził do ogólniaka, dorabiał w warsztacie samochodowy, miał przyjaciela Stevena i ukochaną dziewczynę.
Ona urodziła się we Włoszech, ale po śmierci ojca musiała z matką Emily wyjechać do Meksyku, porzucając wszystko, co do tej pory miała w życiu. Z czasem dowiedziała się, że ojciec zginął z rąk mafii, a Emily była zmuszona uciekać w bezpieczne miejsce, a takim okazała się Toluca. Tutaj poznała swoją wierną przyjaciółkę Stacey i Jamesa. Razem uczęszczały do liceum, a Rosie marzyła, by studiować medycynę.
Wszystko zmieniło się pewnego marcowego dnia, gdy ojciec Jamesa przypomniał sobie o nim i nakazał swoim ludziom sprowadzić go do Bolonii, wbrew jego woli. Nie miał wyjścia, więc dwa miesiące później, ze swoim przyjacielem wyjeżdżają z Meksyku, rozpoczynając nowy etap życia, a tym samym porzucając przyjaciół i beztroskie życie. Rosie przez wiele lat łudziła się, że ukochany wróci, a gdy nadzieja umarła, ona postanowiła ułożyć na nowo. Teraz, gdy minęło 14 lat od ich rozstania, jest związana z Marco od dwóch lat, a James nosi obecnie imię Ermanno i jest nazywany Aniołem Śmierci. Wykonuje rozkazy ojca, którego nienawidzi, a z dawnego chłopaka nie pozostał żaden cień. Jedynie pamięć o Rosie jest żywa.
Okładka książki wzbudza niepokój, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się delikatna i spokojna, ale gdy przyjrzymy się jej bliżej, widać na niej ślady krwi. Nie jest to zatem słodki romans, lecz opowieść o miłości z mafią w tle. Swoją formą i przebiegiem zdarzeń odbiega od znanych standardów w tego typu powieściach i dla mnie było to miłym zaskoczeniem. Na pierwszy plan wysuwa się historia Rosie i Jamesa, ale też mamy możliwość śledzić drugoplanowe osoby i ich relacje, jeżeli chodzi o Stacey i Steven, którzy także mają za sobą dramatyczne przeżycia. Czytało mi się o ich perypetiach bez większych problemów, gdyż autorka ma styl przykuwający uwagę. Nie oszczędza bohaterom zmartwień i trudnych sytuacji, a nam, czytelnikom dostarcza wielu emocji, powodując wzrost napięcia i obawy o ich życie.
Wszystko wskazuje na to, że jest to debiut pani Joanny Lingi, o której niewiele wiadomo, ale życzę, by jej kariera pisarska nie skończyła się tylko na jednej książce. Ma ona duży potencjał i świetne pomysły, które potrafi przelać na papier. Oczywiście można zawsze do czegoś się przyczepić, chociażby do tego, że nie wszystko jest realne i możliwe do zaistnienia w rzeczywistości. Zastanawiałam się też, dlaczego autorka stworzyła bohaterów, którzy mają na początku fabuły po czternaście lat, podczas gdy ich problemy i podejście bardziej pasowałoby do nieco starszych osób. Tajemnice, które wychodzą w trakcie lektury byłyby wówczas bardziej wiarygodne, gdyby mieli oni chociażby po 16 lub 17 lat.
Zakończenie wskazuje, że pani Joanna Linga nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tej historii, mimo że niektóre wątki zostały doprowadzone do końca, ale jest jeszcze trochę do wyjaśnienia i rozwinięcia. Na okładce ani w opisie nie ma wprawdzie informacji, czy to jest początek serii, czy jednotomowe wydanie, ale zakończenie sugeruje kontynuację. Historia nie jest wprawdzie realna, ale autorce udało się pokazać zło tkwiące w drugim człowieku, ale też siłę miłości, która potrafi się mu przeciwstawić.
Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res
więcej Pokaż mimo to„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”
W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i...