-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-12-20
2022-01-14
„Miłość wpada na ciebie niczym rozpędzony pociąg, a ty nawet nie masz chwili, by zrobić unik.”
Na pewno każdy zna bajkę Aleksandra Fredry o osiołku, któremu w żłoby dano. Doskonale pasuje mi ona jako puenta do historii zawartej w książce „Po drugiej stronie strachu”. Tytuł sugerowałby jakieś niebezpieczeństwo związane z mafią, czy sensacyjnymi zdarzeniami, pełnymi niebezpieczeństw. Tymczasem nic z tych rzeczy, gdyż jest to powieść z gatunku romansu z erotycznym podtekstem.
Blake Blue mieszka w Nowym Jorku, w którym mieszka ze swoim chłopakiem, Maksem. Są nierozłączni od roku i nie wyobrażają sobie życie bez siebie, ale teraz czeka ich krótkie rozstanie, gdyż ona na prośbę ojca leci do Barcelony, pozostawiając za sobą swój poukładany świat. Wkrótce dołącza do niej ukochany oraz jej zwariowana, napalona przyjaciółka Zoe. Nie przypuszcza, że ta zmiana spowoduje istny Armagedon w jej uczuciach, ale też będzie musiała zdecydować, czego tak naprawdę chce od życia. Jednym z powodów tej sytuacji jest przystojny Falo, który współpracuje z jej ojcem. Od pierwszego spotkania Blake czuje dziwne przyciąganie do Falo...
Maks od razu wzbudza sympatię, która nie maleje wraz z poznawaniem tej historii, a wręcz przeciwnie. Podobnie jak Falo, który ma swoje wady, ale jest szczery w tym, co robi. Natomiast coraz mniej lubiłam Blake, za jej lekkomyślność, butę, egoizm, uleganie emocjom, nadużywanie alkoholu i niezdecydowanie. Do tego sięga po narkotyki, mimo że wie, jak to się może skończyć. W przeszłości, między innymi one były powodem, że znalazła się na samym dnie. Nie zwraca uwagi na to, czy kogoś rani, nie kontroluje swoich emocji i zachowuje się jak zdzira, tak zresztą podsumował ją Lucas, jej brat. Zwodzi dwóch mężczyzn, nie może się zdecydować na czym jej zależy, a do tego nie liczy się z uczuciami innych.
Cały czas twierdzi, że Maks jest jej życiem, że nie wyobraża sobie siebie bez niego, a gdy zjawia się Falo, od razu mięknie i poddaje się jego urokowi. Dla mnie to osoba, która nie wie, czego chce, tak jak ten osiołek z bajki Fredry. I to kusi i to nęci. Do tego trudno mi było zrozumieć jej obawy przed zakochaniem się, miłością czy wyznaniem tego, co czuje. Wciąż tylko rozpamiętuje swoje wrażenia, często budzi się z bólem głowy albo nie pamięta jak znalazła się w jakimś miejscu. Przeżywa to, jakie emocje wyzwala w niej Falo, potem utyskuje na swoją słabość do niego, utrzymuje z nim kontakt mailowy, kokietując, dając nadzieję, ale potem wycofuje, bo przecież kocha Maksa. Szczerze mówiąc, dziwiłam się mu, że jest tak tolerancyjny dla jej wybryków.
Fabuła złożona jest z kilkudziesięciu rozdziałów opatrzonych tytułami i to uważam za bardzo dobry pomysł. Pozwoliło to odnaleźć się w ramach czasowych i było zapowiedzią tego, czego można się spodziewać na kolejnych stronach. Dużo w niej rozmyślań bohaterki, tworzenia problemów, tam gdzie ich nie ma, rozważań jej odczuć wobec Maksa i Falo, dlatego czytanie nieco się ciągnie. Irytujące był brak czasami zaznaczenia, kto wypowiada daną kwestię lub kto akurat pojawia się w opisywanej sytuacji. Bywa, że pojawiała się jakaś osoba, ale nie została ona w jakiś sposób przedstawiona, kim jest dla bohaterki. Chociażby na początku, gdy poznajemy Nati i Lucasa, którzy są rodzeństwem Blake, ale to dopiero wynikło w dalszej części opowieści.
Autorka próbuje nadać całości nieco metafizyczny aspekt poprzez sny, jakie bohaterka przeżywa. W większości narratorką jest Blake, ale czasami są wtrącenia, z których domyśliłam się raczej niż dowiedziałam się z tekstu, że jest to relacja Maksa i Falo. Są też takie scenki, których ona nie mogła być świadkiem, a mówi o tym w pierwszej osobie. Mimo tych kilku moich zastrzeżeń, byłam ciekawa jak skończy się historia Blake i muszę przyznać, że zakończenie mi to wynagrodziło, gdyż dopiero tam dzieje się coś konkretnego. Jest tam bardziej dynamicznie i dramatycznie okazała się końcówka fabuły, w której w końcu dzieje się konkretnego, czego się w ogóle nie spodziewałam.
„Po drugiej stronie strachu” to lekka historia o skomplikowanych relacjach damsko-męskich, może trochę zbyt nadmiernie krążąca wokół tego samego tematu, jeżeli chodzi o emocje i problemy głównej bohaterki, ale i tak jestem ciekawa jej dalszych losów, po tym, co przeżyła i mam nadzieję, że w końcu Blake zacznie zachowywać się rozsądnie i bardziej dojrzale. Chętnie też poznałabym punkt widzenia innych postaci, na przykład Zoe i jej historię, która tutaj jest tylko tłem. Jest w niej kilka rozpoczętych wątków, które z pewnością znajdą swój finał w kolejnej części i poznamy tajemnice skrywane chociażby przez ojca Blake czy Falo, a może też i Maksa?
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Miłość wpada na ciebie niczym rozpędzony pociąg, a ty nawet nie masz chwili, by zrobić unik.”
Na pewno każdy zna bajkę Aleksandra Fredry o osiołku, któremu w żłoby dano. Doskonale pasuje mi ona jako puenta do historii zawartej w książce „Po drugiej stronie strachu”. Tytuł sugerowałby jakieś niebezpieczeństwo związane z mafią, czy sensacyjnymi zdarzeniami, pełnymi...
2022-12-19
“Żaden związek nie ma przyszłości, gdy nie zaznasz akceptacji takiego, jaki jesteś, od drugiej strony.”
Z twórczością pani Sivar spotykam się po raz drugi, a realnie po raz czwarty, gdyż „Konsorcjum”, które przeczytałam w zeszłym roku było trylogią. Autorka wykazała się w niej pomysłowością, oryginalnością i nieprzewidywalnością zdarzeń dlatego z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieścią pt.: „Rozdanie kart”, która jest początkiem serii zatytułowanej „Wspólnik”.
Oktawia Majewska pracuje w korporacji firmy Expolab we Wrocławiu, ale mimo to jej zarobki są niewystarczające. Postanawia skorzystać z nadarzającej się okazji dodatkowego zarobku, jako kelnerka na podczas zebrania facetów z grubym portfelem będących w zarządzie w jednej z firm deweloperskiej. Na miejscu okazuje się, że przedstawione jej wcześniej warunki umowy nie do końca zgadzają się z rzeczywistością. Zatrudnione kobiety pełnią w niej bardziej rolę pań do towarzystwa, niż podawania dań i drinków. Oktawia ma na razie dość facetów po ostatnim rozstaniu ze swoim chłopakiem, więc nie zamierza wchodzić w żadne relacje, a już na pewno nie ma ochoty na zabawianie obrzydliwie bogatych i obleśnych biznesmenów. Robi więc wszystko, by zniechęcić ewentualne zaloty i przetrwać do końca imprezy. W tym celu wciela swój plan, udając niezdarę, niezgrabnie poruszającą się, nieudolną i bez odrobiny seksapilu. Jedna tylko osoba nie nabrała się na jej grę - Aleksander Wierzbicki, który także ma swój cel uczestnicząc w kongresie. Jego uwagę przykuwa niezbyt atrakcyjnie wygląda kelnerka i szybko ją demaskuje. Okazuje się, że od pierwszej chwili Oktawia go zauroczyła i postanawia za wszelką cenę ją zdobyć.
Uwielbiam takie historie, w których dwoje ludzi odkrywa swoje tajemnice. To romans rozgrywający się w środowisku biurowym owiany erotyzmem i namiętnością, ale w dobrym wydaniu. Poznajemy nie tylko głównych bohaterów, ale też liczne grono postaci drugoplanowych. Niektóre z nich są tylko przelotnie wymienione, a inne mają swoje znaczące role, chociażby przyjaciółka Oktawii, Laura oraz współpracownicy, którzy uzupełniają dziejące się zdarzenia.
W tej części autorka sprytnie zarysowuje niektóre wątki, intryguje niedopowiedzeniami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Aleksandra. Odbieramy go tak, jak go widzi Oktawia, która przez pierwsze rozdziały opowiada nam o sobie i pojawiających się sytuacjach. Dopiero, gdy do głosu dochodzi Aleksander, dostrzegamy, że ma on swoje sekrety. Wobec Oktawii wydaje się szczery, ale okazuje się, że nie wszystko jej ujawnia. Fabuła poprowadzona została poprzez ukazanie najpierw sytuacji Oktawii, która opowiada o sobie i swoich przeżyciach używając czasu teraźniejszego, tak jakby wszystko działo się tu i teraz. Podobnie jest w przypadku Aleksa, ale jego wypowiedzi są bardziej tajemnicze i niejasne, dodają w ten sposób nieco zagadkowości. Zgodnie z tytułem pierwszej części "Wspólnika" wyraźnie widać, że jest w niej prowadzona jakaś gra, w której na razie to Aleks rozdaje karty.
"Uczucie przychodzi jak grom z jasnego nieba. Nie wiesz, kiedy i gdzie nadejdzie, ale z pewnością odczujesz jego uderzenie."
Po raz kolejny nie zawiodłam się na historii stworzonej przez panią A.S. Sivar, która potrafi w bardzo subtelny sposób pokazać różne emocje, od złości, rozpaczy, po namiętność i pożądanie. W przypadku głównych bohaterów ta chemia łączy ich bardzo szybko, gdyż oboje czują, że spotkali właściwe osoby, przy których trudno zachować spokój. Fabuła krąży przede wszystkim wokół ich relacji, z tym że Oktawia ma możliwość przedstawić swój punkt widzenia częściej. Wiemy tyle, co ona, mimo że do głosu dochodzą obie strony opowiadając nam bezpośrednio o tym, co przeżywają i czego doświadczają. Nie ma w niej zbyt gwałtownych zwrotów akcji czy też brawurowych scen, ale mimo to przeczytałam tę powieść z zainteresowaniem i już nie mogę doczekać się kontynuacji, po tym, co wydarzyło się w ostatnich akapitach tej części. Powieść „Rozdanie kart” jest dobrym początkiem serii „Wspólnik”, który swoją fabułą zaostrzył mój apetyt na kolejne spotkanie z bohaterami. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Amare
“Żaden związek nie ma przyszłości, gdy nie zaznasz akceptacji takiego, jaki jesteś, od drugiej strony.”
Z twórczością pani Sivar spotykam się po raz drugi, a realnie po raz czwarty, gdyż „Konsorcjum”, które przeczytałam w zeszłym roku było trylogią. Autorka wykazała się w niej pomysłowością, oryginalnością i nieprzewidywalnością zdarzeń dlatego z chęcią sięgnęłam po jej...
2022-11-30
„Szacunek dojedzenia to podstawa.
W dniu 23 września 2022 roku polską premierę miał film Johnny, który został poświęcony księdzu Janowi Kaczkowskiemu. Film już otrzymał 4 nagrody oraz nominację do udziału w konkursie głównym w ramach „Złotych Lwów”. Ukazała się też książka pod tym samym tytułem. Jednym z głównych bohaterów był pewien młody człowiek, który miał szczęście spotkać księdza nazywanego Johnny’m i dzięki niemu dziś jest wziętym kucharzem, który czuje się spełniony i szczęśliwy. Ich drogi zeszły się w momencie, gdy Patryk znalazł się w puckim hospicjum wyrokiem sądu, a więc za karę i dziś stwierdza, że „gdyby nie ksiądz Kaczkowski, pewnie nigdy nie wyszedłby na prostą.” Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem i może realizować swoją pasję, jaką jest gotowanie. Swoje kulinarne możliwości i propozycje zamieścił w książce „Kuchnia na pełnej petardzie”, w której opowiada o preferencjach smakowych swoich i najbliższych. Jest to też szczególna opowieść o istotnych etapach w życiu autora poprzez smaki i zapachy, które towarzyszą mu cały czas.
Książka została wydana w dużym formacie, więc całość jest przejrzysta i dobrze rozplanowana. Wszystkie przepisy zostały zamieszczone na końcu książki w spisie treści i w alfabetycznym indeksie potraw, więc bez problemu odnajdziemy potrzebną recepturę. Oprawa została usztywniona, ale nie jest zbyt twarda, więc trudno jest stwierdzić, na ile zapewnia ona trwałość. Również brzegi nie dają takiej gwarancji, gdyż nie są zszywane, lecz sklejone, co niestety utrudnia szerokie otworzenie poradnika. Tekst został wydrukowany wyraźną czcionką na ekologicznym papierze, a całą publikację wypełniają kolorowe, duże i wyraźnie zdjęcia, co jest niewątpliwym atutem wydania.
Zostały one ułożone według poszczególnych okresów z życia autora. Przekonuje w nich, że warto szanować jedzenie i umiejętnie wykorzystać każdy składnik, dlatego na przykładzie chociażby kurczaka podpowiada, w jaki sposób spożytkować każdą jego część. Opisy przygotowania poszczególnych dań napisane są w sposób zachęcający, sugestywny, działający na wyobraźnię, lekkim stylem. Mają formę krótkiej opowieści o powstawaniu danej potrawy, więc czyta się je z przyjemnością i apetytem. Zaletą proponowanych potraw jest ich prostota i zestaw składników, które bez problemów kupimy w pobliskim sklepie.
Część pierwsza dotyczy wspomnień z rodzinnego domu, który towarzyszył autorowi w trudnych chwilach. W części pierwszej przedstawia, zatem dania, które kojarzą mu się z domem i pokazuje, jak przygotować smakowite potrawy, ale też stworzyć coś z niczego. W kolejnych częściach towarzyszymy mu w okresie, gdy przebywał w więzieniu, potem w hospicjum aż do chwili obecnej, gdy zaczął karierę kucharza i obecnego życia. Każdy etap go czegoś nauczył i był krokiem ku lepszemu życiu. Ostatni zestaw przepisów poświęcił swojej ukochanej rodzinie, czyli żonie Żanecie i synom Jasiowi i Patrykowi Juniorowi.
"Kuchnia na pełnej petardzie" nie jest tylko książką kucharską, ale zapisaną w oryginalny sposób historią chłopaka, którzy przeżył wiele złego, by w końcu odnaleźć swoją drogę i wygrać życie.
Dłuższą recenzję możecie przeczytać w serwisie Dobre Chwile.
Za książkę dziękuję księgarni bonito.pl i serwisowi Dobre Chwile
„Szacunek dojedzenia to podstawa.
W dniu 23 września 2022 roku polską premierę miał film Johnny, który został poświęcony księdzu Janowi Kaczkowskiemu. Film już otrzymał 4 nagrody oraz nominację do udziału w konkursie głównym w ramach „Złotych Lwów”. Ukazała się też książka pod tym samym tytułem. Jednym z głównych bohaterów był pewien młody człowiek, który miał szczęście...
2022-10-31
„Proza życia tak szybko rozwiewała wszystkie ideały.”
Wielka wojna czyli I wojna światowa jest tak bardzo wyeksponowana w opowieściach, jak ta tocząca się w latach 40. Tymczasem także ona przyniosła wiele ofiar i nieszczęść ludziom żyjący w tamtym czasie. Jedną z nich był bohaterka książki "Melodia serca", na której zostawiła ona swój ślad.
Książka zabiera nas do pierwszych lat po I wojnie światowej. Jedną z jej ofiar jest Julia Corbert i jej matka Amaldine, która straciła wszystko: męża, majątek i marzenia. Pozostały długi i zhańbiona córka, dla której pozostały dwa wyjścia: klasztor, albo wyjście za mąż za jakiegoś bogatego mężczyznę. Kandydatów nie ma zbyt wielu, więc gdy chęć wzięcia Julie za żonę wyraża amerykański biznesmen Maurice Boncoeure, Amaldine bez namysłu zgadza się na wysłanie córki statkiem z Francji do Ameryki, tym bardziej, że hojny narzeczony przysyła jej bilet pierwszej klasy na rejs luksusowym transatlantykiem "Paris". O Boncoeure wiadomo tylko tyle, że zajmuje się handlem dóbr luksusowych.
Na statku Julie poznaje rodzeństwo, Romea i Delię Jonesów. On jest saksofonistą, a jego siostra to gwiazda jazzowej estrady. Umilają czas rejsu pasażerom, by w ten sposób zarobić na wymarzony klub jazzowy w Nowym Orleanie. Między Julie a Romeem szybko rodzi się uczucie, a dziewczyna jest gotowa bez namysłu porzucić wizję życia przy boku Maurice’a Boncoeure’a. Wkrótce dowiadujemy się, że rodzeństwo nie jest tak całkiem niewinnymi artystami. Występy są jedynie przykrywką dla ich nieczystych interesów. Spośród uczestników rejsu zawsze wybierają jakąś ofiarę i tym razem padło na samotną Julie, która wydaje się im łatwym kąskiem. Gdy poznają się bliżej, misterny plan rozsypuje się w pył, gdyż do głosu dochodzą uczucia.
Spodziewałam się trochę innej historii, bardziej romantycznej opowiadającej o płomiennej miłości, ale mimo to przeczytałam ją z zainteresowaniem. Okładka przyciąga wzrok i zachęca do poznania ukrytej za nią historii. Jej fabuła toczy się w większej części na statku i złożona została z kilku wątków. Początkowo wszystko zaczynało się, jak typowy romans retro, jednak z czasem wszystko potoczyło się w sposób nieprzewidywalny. Zaczynają wychodzić na jaw ukryte plany rodzeństwa, ale też prawdziwa twarz narzeczonego, do którego płynie bohaterka. Całość otoczona została klimatem Nowego Orleanu, wraz z muzyką jazzową, magią i czarami Voodoo. Autorka ma lekki styl pisania, dzięki temu możemy poczuć emocje przetaczające się przez kolejne epizody, skutecznie też oddziałuje na wyobraźnię, sugestywnie opisując wygląd danej osoby, jej zachowanie i myśli. Stosuje barwne porównania, metafory i onomatopeje.
"Melodia serca" bazuje na przemianie głównej bohaterki, która z cichej, skromnej i wycofanej osoby przeistacza się w pewną siebie, gotową na wszystko kobietę gotową walczyć o siebie, zwłaszcza wówczas, gdy musi zmierzyć się z rzeczywistością i życiem z obleśnym mężem, którego głos brzmi niczym "zgrzyt gwoździa", a w nocy słychać „bulgoczące pochrapywanie”. To powieść, która przenosi nas w lata 30 XX wieku, więc mamy okazję wniknąć w atmosferę ówczesnej epoki. Nie brakuje w niej emocji, zaskakujących splotów wydarzeń i intryg.
Dłuższa recenzja znajduje się na portalu Dobre Chwile
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z Bonito.pl
„Proza życia tak szybko rozwiewała wszystkie ideały.”
Wielka wojna czyli I wojna światowa jest tak bardzo wyeksponowana w opowieściach, jak ta tocząca się w latach 40. Tymczasem także ona przyniosła wiele ofiar i nieszczęść ludziom żyjący w tamtym czasie. Jedną z nich był bohaterka książki "Melodia serca", na której zostawiła ona swój ślad.
Książka zabiera nas do...
2022-12-25
„Nigdy nie wiadomo, kiedy szczęście zapuka do naszych drzwi.”
Życie ma mnóstwo sposobów, by połączyć ze sobą ścieżki ludzi, którzy mają się spotkać. Jednych łączą wspólne doświadczenia, innych praca, szkoła, czy też spotkanie towarzyskie lub przypadek, ale gdy mają się odnaleźć dwa przeznaczone sobie serca, odnajdą się prędzej lub później. Bohaterów książki „Miłość znaleziona na śmietniku” miłość odnalazła w niecodziennych okolicznościach, bo tak jak wskazuje tytuł, na śmietniku.
Wiktoria jeszcze nie tak dawno była najszczęśliwszą osobą na świecie, mając obok siebie ukochanego Dawida. Oboje cieszą się sobą i chwilą, gdy na świat przyjdzie ich synek, Jakub. Niestety, niedane im było zostać rodzicami, a do tego okazało się, że już nigdy ona nie będzie mogła ponownie poczuć pod swym sercem rodzące się życie. Teraz, po dwóch latach od tamtego zdarzenia, Wiktoria jest sama, gdyż związek z Dawidem nie przetrwał próby czasu. Ból straty i pustka w duszy towarzyszy jej nieustannie. Czas poświęca pracy w firmie korporacyjnej K&Y na stanowisku księgowej, spotkaniom z rodziną i pomocy bezdomnym, którzy przebywają w pobliskim parku. Szczególną troską otacza dwójkę rodzeństwa, którzy wprawdzie mają dom, ale nie stać ich nawet na bułkę.
Wiktoria nie wie, że ma wśród bezdomnych swego opiekuna, jakim jest Robert, który jeszcze kilka miesięcy temu prowadził własną kancelarię prawniczą. Po śmierci swojej siostry bliźniaczki nie potrafił pogodzić się z jej stratą. Teraz swoim wyglądem nie przypomina dawnego siebie i z własnego wyboru wiedzie życie dzieląc los osób z parku.
Pewnego dnia Wiktoria, wracając z pracy, słyszy przeraźliwy krzyk, a na drugi dzień dociera do niej cichy płacz dziecka dobiegający z pobliskiego śmietnika. Ten głos dobiega też do Roberta, który pomaga wyjąć niemowlaka z kontenera. Od początku noworodek ujął ich serca, a Wiktoria dostrzega nadzieję, by wypełnić pustkę w swoim samotnym życiu.
Miałam już możliwość poznać twórczość pani Anny Głowacz, dzięki jej trylogii „Gwiezdne dzieci”, która poza formą beletrystyczną dostarczyła wiele duchowej wiedzy. Powieść „Miłość znaleziona na śmietniku” także zawiera w sobie wiele mądrych i ponadczasowych przekazów, ale są one ukazane poprzez sytuacje, splot zdarzeń, podejmowane decyzje, przemyślenia i czyny bohaterów. Obserwując ich działania, ale też postaci drugoplanowych chciałoby się, by jak najwięcej ludzi miało takie podejście, jak oni. Ujęła mnie nie tylko postawa Wiktorii i Roberta, ich rodziców, ale też personelu szpitala i osób, które są jedynie dodatkiem do tej opowieści. Dzięki temu opowiedziana historia ujmuje za serce otaczając ciepłem i poczuciem szczęścia, dlatego na długo pozostanie w mej pamięci i sercu.
Tej historii nie mogłam czytać całkowicie spokojnie, gdyż naładowana została mnóstwem emocji, które zalewają serce wieloma doznaniami, ciepłem, współczuciem i nadzieją. Razem z bohaterami przeżywałam ich rozterki, a łatwość wniknięcia w ich duszę ułatwiały mi słowa, jakimi posługuje się pani Anna Głowacz, która w niesłychanie wrażliwy, sugestywny i poruszający sposób potrafiła oddać wszystko to, czego doświadczała Wiktoria i Robert. Opisy ich uczuć, samopoczucia, wzajemnej fascynacji, namiętności są pełne ciepła, napawają nadzieją, dając wiarę w dobro tkwiące w ludziach. Autorka sprawiła, że identyfikowałam się z każdym stanem, jaki był ich udziałem i z czułością śledziłam cudownie rozwijającą się relację naznaczoną wzajemnym zrozumieniem i opiekuńczością.
To była niesamowita opowieść z typowo świątecznym klimatem, która dostarczyła mi niezapomnianych przeżyć, emocjonalnej palety barw, od smutku poprzez melancholię, wzruszenie, radość i tkliwość. Fala uczuć, jaka towarzyszyła mi w trakcie lektury jest bardzo bogata i trudno tu mi opisać to, co czułam poznając losy bohaterów. Poruszane zagadnienia wzbudzają współczucie dla cierpienia zarówno Wiktorii, jak i Roberta. Oboje zostali poranieni przez los, ale razem byli w stanie dokonać niezwykłych rzeczy i pokonać przeciwności pojawiające się na ich ścieżce.
Książka jest przepełniona miłością, dobrocią, cudnym klimatem, który rozlewa się na kolejne strony, mimo że nie brakuje w niej poważnych problemów, które dodają całości nieco dramatyzmu, ale ich otoczka sprawia, że czujemy magię świąt. Autorka porusza w niej zagadnienia psychologiczne, społeczne i duchowe, pokazując tkwiące w ludziach dobro. Podkreśla, że nie powinniśmy nikogo oceniać zbyt pochopnie, a często wystarczy jeden drobny gest motywowany odruchem serca, by w życie drugiego człowieka wniknęła nadzieja i obudziła go z marazmu, w którym tkwi od lat. Robert był taką właśnie osobą, obwiniającą się niesłusznie o śmierć swojej siostry i nie widział dla siebie przyszłości. Moc wybaczenia, współczucia, empatii dodała mu otuchy i spowodowała, że zapragnął znowu żyć.
To jedna z tych historii, w której może wydarzyć się wszystko. Jej siłą są niewątpliwie ludzie, których los połączył ze sobą. Pokazuje łańcuch dobrych ludzi, dzięki któremu dobro i miłość triumfuje. Polecam tę historię nie tylko w czasie świąt, ale też poza nimi, gdyż jej przesłanie jest ponadczasowe, mówiące o tym, że to co wysyłamy, do nas wraca. Prawa Wszechświata są niezmienne i zawsze dostajemy więcej niż otrzymujemy, a każda strata zostaje wypełniona nowymi zdarzeniami. Bo świat jest jak matematyka. Bilans zawsze musi wyjść na zero. Przepiękna opowieść doskonale wpisująca się w świąteczno-noworoczny czas, ale też w każdą inną chwilę, gdy potrzebujemy przeżyć coś niezwykłego.
Książkę przeczytałam, dzięki autorce, za co bardzo dziękuję.
„Nigdy nie wiadomo, kiedy szczęście zapuka do naszych drzwi.”
Życie ma mnóstwo sposobów, by połączyć ze sobą ścieżki ludzi, którzy mają się spotkać. Jednych łączą wspólne doświadczenia, innych praca, szkoła, czy też spotkanie towarzyskie lub przypadek, ale gdy mają się odnaleźć dwa przeznaczone sobie serca, odnajdą się prędzej lub później. Bohaterów książki „Miłość...
2022-10-20
„każdy ma w sobie dobrą i złą stronę. Najważniejsze, aby ta pierwsza była dominująca.”
Trudno jest poruszać się w ciemności. Wówczas wszystko wydaje się takie samo i nie wiadomo, na co natkniemy się za chwilę. Próba przejścia z zawiązanymi oczami nawet po znanej przestrzeni z pewnością skończyłoby się potknięciami, dezorientacją i trudnością w odnalezieniu się sytuacji, a jeszcze bardziej byłoby trudno funkcjonować w całkowicie nieznanym miejscu. Osobom widzącym wiele detali umyka i nie przywiązują uwagi do szczegółów, które dla osób niewidomych stanowią nie lada problem i są ważne. Bohaterka książki „Otwórz oczy” jednego dnia straciła ukochaną osobę i możliwość widzenia świata, więc musiała nauczyć się funkcjonować na nowo.
Aurelia Szulc robi karierę, jako fizjoterapeutka i czuje się spełniona, pomimo tego, że ma za sobą trudne doświadczenia. Najpierw straciła rodziców, potem ukochaną babcię, więc nie było łatwo pozbierać się po takich wydarzeniach. Na szczęście od zawsze ma przy sobie świetną przyjaciółkę Glorię nazywaną Grzywką i Tobiasza, z którym łączą ją braterskie więzy. Poznajemy ją w momencie, gdy Tobiasz wylatuje do Stanów Zjednoczonych, co dla Aurelii jest ogromnym przeżyciem, gdyż nikt nie wie, że jej serce bije dla niego. Postanawia odwieźć go na lotnisko, a w drodze powrotnej ulega wypadkowi, który zmienia jej życie w mrok. Ten epizod poznajemy w części nazwanej, „Kiedy było jeszcze jasno", a kolejne wydarzenia części zatytułowanej "Mrok", w której ponownie spotykamy Aurelię, ale po upływie dwóch lat od tragicznego zdarzenia. W jej życiu zaszły ogromne zmiany i pojawiały się nowe osoby. Jednym z nich jest Borys, a drugim przystojny sąsiad Adam, wychowujący samotnie pięcioletniego synka, Wojtusia.
Uważam, że dobra okładka to połowa sukcesu, gdyż z reguły to ona sprawia, czy sięgniemy po daną książkę, czy raczej sobie odpuścimy. W przypadku książki "Otwórz oczy" spełniła ona swoje zadanie, gdyż od razu mnie zachwyciła, więc moja decyzja o sięgnięcia po tę książkę natychmiastowa. Potem dopiero zerknęłam na opis redakcyjny zamieszczony przy książce na stronie Bonito.pl i już wiedziałam, że to będzie historie, którą chcę poznać. Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest nie móc podziwiać otaczającego mnie świata.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Niki Kardasz i już wiem, że na pewno sięgnę po jej kolejne powieści, gdyż tak historia mnie zauroczyła. Nie spodziewałam się, że otrzymam tak ciekawą, niesztampową i złożoną, a tym samym fascynująca historię. Losy bohaterów śledziłam zaintrygowana pomysłem na fabułę, która nie jest tak oczywista, jak można by przypuszczać zaczynając ją poznawać. Narracja jest naprzemienna z prowadzona z perspektywy Aurelii i Borysa, więc przypuszczałam, że ich losy rozwiną się w oczywistym kierunku. Jednak autorka pod tym względem całkowicie mnie zaskoczyła.
Przepiękna była ta opowieść, którą przeczytałam błyskawicznie, gdyż od pierwszej strony dałam się porwać historii stworzoną przez Nikę Kardasz. Pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia, gdyż styl autorki i niestandardową fabułę, w której dzieje się bardzo dużo, a przy tym budzą się różnorodne emocje. Sięgając po nią, czułam, że tak będzie i się nie zawiodłam. Autorka doskonale oddała to, co czuje osoba, która straciła wzrok i jej wrażenie z postrzegania rzeczywistości. Jej opisy są niezwykle sugestywne, gdyż pisarka doskonale się przygotowała do swej pracy nad książką. Konsultantką w sprawach osoby niewidomej była pani Dubiel, której życie także naznaczone są ciemnością. W ten sposób możemy namacalnie poczuć i "zobaczyć" to, co czuje i odbiera Aurelia. W jej przypadku dramat polega na tym, że wcześniej była osobą pełnosprawną, więc niemożność zobaczenia otaczającego ją świata było dla niej szokiem i osobistą tragedią.
To niesamowicie emocjonalna, bardzo życiowa, zaskakująca i wielowarstwowa opowieść poruszające ważne kwestię, które się z niej wyłaniają. Autorka uświadamia, że czasami wystarczy jedna chwila, by wszystko uległo zmianie. Używa bardzo barwnych, sugestywnych słów, którymi opisuje każdy dźwięk, detal, na który z reguły osoby widzące nie zwracają uwagi. Są tu oczywiście wulgaryzmy, ale nie jest ich za dużo, tylko po to, by oddać charakter Bruce’, który jest wypełniony gniewem, więc nie mógł używać grzecznych słów, gdyż straciłby na autentyczności. Ma on w sobie ogromne pokłady bólu sięgające przeszłości, ale nie ma o tym zbyt dużo, być może dlatego, że autorka planuje kontynuację, której będziemy mogli poznać go lepiej. Mam nadzieję, że epilog jest zapowiedzią kolejnej książki z tymi bohaterami, mimo że historia i Aurelii Bruce'a wydaje się doprowadzona do końca. Jednak ostatnie sceny sprawiają wrażenie podstawy do napisania kolejnej części.
"Otwórz oczy" to wzruszająca opowieść o miłości z zaskakującym, ale uroczym zakończeniem, chociaż jest ono zupełnie inne, niż można by spodziewać się po przebiegu całej fabuły. Główny motyw związany jest z niepełnosprawnością i dostosowaniem się do społeczeństwa. Autorka uświadamia, że osoby niepełnosprawne mogą prowadzić życie normalnie, spełniać swoje marzenia, mieć rodzinę, przyjaźnie i pasje. Najpierw poznajemy sytuację głównej bohaterki, gdy jej życie kręciło się wokół zwykłych spraw. W pewnym momencie zapada ciemność i nagle wszystko się zmienia. Jednocześnie jest w tym przekaz do wszystkich, by mogli wczuć się w sytuację osoby niewidomej i zrozumieli, w jaki sposób powinni wobec nich się zachowywać. Często, bowiem można zaszkodzić niż pomóc, mimo najszczerszych chęci wypływających z dobroci serca. Pomagać jednak trzeba się nauczyć, i to jest jedno z ważniejszych przekazów ukrytych w tej bogatej w wydarzenia i emocje opowieści.
Książkę przeczytałam, dzięki Bonito.pl oraz portalowi Dobre Chwile
„każdy ma w sobie dobrą i złą stronę. Najważniejsze, aby ta pierwsza była dominująca.”
Trudno jest poruszać się w ciemności. Wówczas wszystko wydaje się takie samo i nie wiadomo, na co natkniemy się za chwilę. Próba przejścia z zawiązanymi oczami nawet po znanej przestrzeni z pewnością skończyłoby się potknięciami, dezorientacją i trudnością w odnalezieniu się sytuacji, a...
2023-01-01
„Nic nie wywołuje takiej ekscytacji
jak gra, w której stawką jest
ludzkie życie.”
Co się stanie, gdy spotkają się dwie diabelskie natury? Wydaje się, że już jeden człowiek ogarnięty demoniczną duszą jest nie do powstrzymania, ale gdy spotka on na swej drodze drugą podobną do siebie mroczną duszę, wówczas efekt może być trudny do przewidzenia. Co może z tego wyniknąć, tego dowiemy się z trzeciej części serii z Kubą Sobańskim pt. „Spowiedź diabła”. Tytuł, wbrew pozorom, nie świadczy o nawróceniu głównego bohatera. Pan Adrian Bednarek nadaje temu czynowi zupełnie inny wydźwięk.
Jak zwykle prolog od razu wprowadza nas w fabułę mocnym akcentem i zawiązaniem akcji. Poznajemy Sonię Wodzińską, która rozpoczyna tę część opowieści z Kubą Sobańskim, który wydaje się spokojniejszy po tym, jak w „Procesie diabła” uśpił w końcu swoje wewnętrzne, mordercze demony. Nie ma w nim chęci zabijania kolejnych ofiar, gdyż Klara przestała go nawiedzać w koszmarnych snach i teraz może poświęcić się karierze prawniczej oraz rozkoszowaniem się spokojem w swoim raju. Jednak nic nie trwa wiecznie i wszystko zmienia się, gdy podejmuje się obrony córki państwa Wodzińskich oskarżonej o zamordowanie brata, Przemka. Do jego raju zapuka też przeszłość w postaci Julii Merk, która pała chęcią zemsty za to, co jej zrobił. Julia jest teraz, po dwóch latach od wydarzeń w „Procesie diabła” znaną pisarką, która zyskała sławę pisząc książkę „Spałam z Rzeźnikiem Niewiniątek”. Jest przekonana, tak jak inni, że groźny psychopatyczny morderca już nikomu nie zagraża, gdyż skończył swoje życie w więzieniu. Nie jest świadoma tego, jak bardzo się myli i jak niebezpieczną podejmuje grę.
„Ludzie silni godzą się z tym, co nieuniknione, akceptują nową sytuację i próbują wykorzystać traumę do wzmocnienia samych siebie.”
Powieść „Spowiedź diabła” jest kontynuacją, godną swoich poprzedniczek i jeszcze bardziej od nich wciągającą. Jej pierwsza premiera miała miejsce w 2017 roku i wówczas okładka oddawała nastrój tego, co czytelnik mógł poznać na kartach książki. Najnowsza oprawa wznowionego tomu trzeciego jest jednak bardziej intrygująca i elegancka. Nie jest wprawdzie tak mroczna, jak dwóch wcześniejszych tomów, tak jak nie jest tak strasznie, przez pierwsze kilkanaście rozdziałów, ale pomimo tego, czuć cały czas dziwne napięcie, które trudno określić w przypadku książek pana Bednarka. Tym razem na froncie książki widoczne są dwie osoby: kobieta i mężczyzna, którzy stoją na krakowskim rynku zwróceni do nas tyłem i patrzą w kierunku kościoła mariackiego.
Fabuła też nie jest tak mroczna i demoniczna, ale mimo to nadal posiada swoją ciemną stronę zwłaszcza w drugiej połowie. Bardziej skupiona jest na działalności prawniczej Kuby, a jej główny wątek toczy się wokół sprawy Soni i strategii jej obrony. Przez większą część fabuły autor oszczędza nam brutalnych morderstw. W ten sposób usypia naszą czujność, by nagle ponownie przyprawić nas o wzrost napięcia i skok adrenaliny. Sytuacja się zmienia, gdy znaczenia nabiera drugi wątek związany z Julią i Sandrą, które niespodziewanie wywołały u Kuby chęć mordu. Planując zemstę, nie wiedziały, w jakie bagno wdepnęły, gdyż trafiły na prawdziwie diabelskiego osobnika. Obserwujemy też narodziny nowej bestii, a raczej bestyjki, która odciska na Kubie swoje piętno i w specyficzny sposób wiąże swój los z diabłem wcielonym w skórę prawnika.
Postać Kuby wywołuje u mnie za każdym razem sprzeczne uczucia, gdyż jest on człowiekiem, którego czyny nie są przeze mnie akceptowane. Jednocześnie śledzę jego poczynania z ciekawością, gdyż nigdy nie wiadomo, jak to się wszystko skończy. Jego bezwzględność i podejście do ofiar ma tutaj zupełnie inny wydźwięk, niż w "Pamiętniku diabła” gdyż wówczas było to efektem demonów tkwiących w jego umyśle. Teraz jest jego wewnętrzna bestia uruchamia się z konieczności ochrony swych "interesów" i obrony swego raju, do którego wszedł wróg. Na zewnątrz wszyscy znają go, jako skutecznego prawnika, który potrafi wybronić nawet największego przestępcę, ale on postrzega siebie, jako tego, który wymierza sprawiedliwość według własnych zasad.
Ciekawostką jest to, że powstawała ona w umyśle autora i materializowała się realnie na kartach rękopisu. Wówczas nie myślał, że powstaną kolejne tomy i historia Kuby Sobańskiego zamknie się w trylogii. Na szczęście tak się nie stało, gdyż po dotarciu do finałowej sceny w „Spowiedzi diabła” nie mogłabym wybaczyć panu Bednarkowi, że pozostawia mnie z takim finałem.
To, co zaserwował na ostatnich rozdziałach, uderza swoją siłą emocjonalną i sprawia, że pozorny spokój całkowicie zostaje zburzony. Dopełnieniem jest epilog, który wytrąca z równowagi jeszcze bardziej i wywołuje zdziwienie i rodzi mnóstwo pytań, na które odpowiedzi na pewno uzyskam w kolejnej odsłonie.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Zaczytani
https://ezo-ksiazki.blogspot.com/2023/01/1275-spowiedz-diaba-tom-iii.html
„Nic nie wywołuje takiej ekscytacji
jak gra, w której stawką jest
ludzkie życie.”
Co się stanie, gdy spotkają się dwie diabelskie natury? Wydaje się, że już jeden człowiek ogarnięty demoniczną duszą jest nie do powstrzymania, ale gdy spotka on na swej drodze drugą podobną do siebie mroczną duszę, wówczas efekt może być trudny do przewidzenia. Co może z tego wyniknąć,...
2022-12-16
"Święta nie mają być logiczne,
tylko magiczne"
Święta Bożego Narodzenia to czas, który nastraja nas pozytywnie do ludzi i daje nadzieję na lepsze dni. Wydaje się, że każdy z niecierpliwością oczekuje na ten piękny, uroczysty i rodzinny czas. Jednak są takie osoby, jak bohaterka książki "Świąteczne ciacho", która na myśl o tych dniach czuje tylko irytację.
Emmę Walter denerwuje wszystko, co wiąże się z tym okresem od momentu, gdy w sklepach pojawiają się kolorowe dekoracje, poprzez wciąż zabieganych ludzi aż po wigilijne zwyczaje. Święta nie robią na niej wrażenia i nie potrafi wczuć się w ich nastrój. Negatywne nastawienie dotyczy też związków z powodu swego byłego chłopaka, Alana. Ma zwyczaj prowadzić dyskusję sama ze sobą, komentując i krytykując spotkanych ludzi, miejsca i sytuacje. Poznajemy ją, gdy są jeszcze jesienne dni, ale wokół już można poczuć nadchodzące święta. Właśnie wraca do domu z apteki, którą prowadzi ze swoją przyjaciółką Susan, gdy zauważa witrynę nowej cukierni, która kusi wystrojem i ciepłem. Zaciekawiona wchodzi do środka, ale po początkowym zachwycie jej entuzjazm się obniża, gdy widzi na ścianie pewien romantyczny obrazek. Scena na nim przedstawiona wzbudza w niej irytację, więc ona i jej wewnętrzny krytyk usadowiła się w "loży szyderców", poddając osądowi wszystko, co widzi. W pewnym momencie dostrzega mężczyznę, który wyróżniającego się wśród kawiarnianych gości. Jego zachowanie i sposób bycia od razu ją irytuje bez jakiegokolwiek powodu do tego stopnia, że postanawia opuścić to miejsce. Dopełnieniem do jej podrażnionego nastroju jest ogłoszenie wiszące przy drzwiach zapraszające na kurs pieczenia pierniczków. Okazuje się wkrótce, że prowadzi go przystojny właściciel cukierni, Chris Newman, którego ona tak surowo wcześniej oceniła.
"Świąteczne ciacho" jest świetnym debiutem pani Wiktorii Klepackiej, która w uroczy i zabawny sposób opowiedziała o miłości, która rozwija się pośród korzennych zapachów, piernikowych smaków, i czekoladowych aromatów. Ma ona w sobie wiele świątecznego klimatu, ale też emocjonalnego, zróżnicowanego napięcia. Dałam się wciągnąć od początku w jej fabułę ze względu na bardzo przystępną formę przedstawiania kolejnych zdarzeń, które obserwujemy z poziomu Emmy. Jej sposób zachowania wciąż mnie denerwowała, gdyż do wszystkiego podchodziła negatywnie, nie znając dokładnie sytuacji czy osoby. Na szczęście z czasem to się zmienia i zaczyna być bardziej sympatyczna, gdyż dostrzega, że Chris, mimo że wydaje się nie być w jej typie, zaczyna ją interesować. Chris niewiele mówi o sobie. Wiadomo, że ma 29 lat, przeprowadził się do Hometown ze swojego rodzinnego miasteczka i z jakichś powodów nie chce utrzymywać kontaktu ze swoją matką. Na wszelkie pytania o przeszłość niechętnie opowiada, prosząc Emmę o zaufanie.
To powieść, która była dla mnie zaskakująca, gdyż autorka splotła w niej elementy obyczajowe, ale też erotyczne, więc można by ją zaliczyć do świątecznego romansu z pikantną nutką. Pod tą warstwą ukryła trudniejsze tematy związane z sekretami Chrisa i jego przeszłością. Narracja ze strony Emmy także w nas wzbudza ciekawość, daje możliwość wyrobienia sobie zdania na temat tego co dzieje się między bohaterami, ale też pozwala wczuć się w przeżycia dziewczyny, która chciałaby wiedzieć o swoim ukochanym więcej.
Są takie książki, które można czytać o każdej porze roku, mimo są one wydawane z myślą o świętach Bożego Narodzenia i do takich można zaliczyć powieść „Świąteczne ciacho.”
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z Bonito.pl i serwisem Dobre Chwile
"Święta nie mają być logiczne,
tylko magiczne"
Święta Bożego Narodzenia to czas, który nastraja nas pozytywnie do ludzi i daje nadzieję na lepsze dni. Wydaje się, że każdy z niecierpliwością oczekuje na ten piękny, uroczysty i rodzinny czas. Jednak są takie osoby, jak bohaterka książki "Świąteczne ciacho", która na myśl o tych dniach czuje tylko irytację.
Emmę Walter...
2022-12-23
„Ucieczka nie jest rozwiązaniem, twój los i tak cię w końcu dopadnie.”
W Watykanie zostaje zamordowany Giuseppe Esposito, ale ten czyn został upozorowany na bandycki napad. Jakiś czas temu duchowny był spowiednikiem ważnej kościelnej persony, od której dowiedział się pewnych tajemnic, których nie może ujawnić. Jednak pod wpływem szantażu przez zainteresowanych nimi ludzi (cały czas nie wiemy, kim oni są) musiał złamać zasadę tajemnicy spowiedzi. Ten wątek zaistniał tylko na pierwszych stronach powieści, gdyż po tym emocjonującym prologu przenosimy się do Polski, gdzie poznajemy ministra spraw wewnętrznych i szefa wywiadu, do których docierają dokumenty opatrzone klauzulą Ściśle Tajne”. Zawierają one informacje zdobyte od zamordowanego spowiednika i jakimś nieznanym nam sposobem dostają się w ręce polskich agentów.
Dokładnie nie wiemy, dlaczego akurat Jacek Posadowski został wybrany na to, by wkręcić go w tę sprawę i przenieść go do Suwałk. On, niczego nieświadomy, przeprowadza się z warszawskiej Pragi do suwalskiej wsi noszącej nazwę Kaletnik, w której istnieje miejsce także nazywane Pragą. Towarzyszy mu dwunastoletnia córka Zosia, której pasją są powieści kryminalne. Gdy dociera do nich informacja o śmierci miejscowego proboszcza, dziewczynka zaczyna interesować się tą sprawą, wciągając to swego ojca.
Trudno mi było wniknąć się w tę historię, mimo dosyć mocnego prologu. Początek był dosyć dynamiczny, ale potem tempo akcji spada, gdy pojawiają się polityczne dywagacje i plany, a my nie wiemy, o co dokładnie chodzi. Początkowe ustalenia są mało klarowne i trudno było dociec, dlaczego akurat Jacek miał być tą „kluczową osobą" w sprawie, o której rozmawiają politycy i co takiego było w tajemniczych teczkach z napisem „Ściśle tajne”, gdyż nie znamy ich treści.
Nie wszystko było jasne i do końca nie otrzymałam odpowiedzi na istotnie pytania, jakie wyłaniają się z tej opowieści. Chociażby sens manuskryptu i jego ukrycia, gdyż ta kwestia interesowała mnie najbardziej. To ze względu na ten wątek sięgnęłam po tę książkę. Miałam nadzieję, że otrzymam pasjonującą lekturę pełną zwrotów akcji, ale pod tym względem się zawiodłam. Tajemnica wokół "Dziejów Filipa", jakie pojawiają się w dosyć obszernym, rozpisanym na kilkadziesiąt stron temacie, i ta część nie jest jakaś szczególnie rzucająca się w oczy. Trudno wysnuć wniosek, co takiego poruszyło wysokich polityków i urzędników kościelnych. Tekst z rzekomego manuskryptu jest wtrącony nagle w ciąg zdarzeń tak, że nagle, bez zaznaczenia, cofamy się daleko w czasie. W pewnym momencie ten przeskok jest zaskakujący, gdyż cały czas śledzimy wydarzenia dziejące się głównie wokół Jacka i jego córki współcześnie, a w kolejnych rozdziałach wchodzimy do świata Filipa Diakona i czasów tuż po zmartwychwstaniu Chrystusa. Co ciekawe, autor przedstawił ten tekst w języku współczesnym, a mowa jest o starożytnym manuskrypcie, więc ten sposób wysławiania się i opisywania zdarzeń z zamierzchłych czasów nie współgrał z ówczesnym charakterem mowy. Wprawdzie autor w swoim końcowym słowie wyjaśnia, że ówcześni ludzie posługiwali się językiem podobnym do naszego, ale znając styl dawnych pism, chociażby Biblii, czy kronik sprzed kilkunastu wieków, nie brzmi to dla mnie przekonująco.
Fabuła w większości toczy się spokojnie, ukazując życie na suwalskiej wsi, relacje między ojcem i córką, którzy często spędzali czas nad pobliskim jeziorem, nad którym od jakiegoś czasu towarzyszyła im „koścista” sąsiadka, ale mimo takiego spostrzeżenia, godna uwagi. Dziwne mi się też wydało, że ojciec pozwala swojej dwunastoletniej córce prowadzić na własną rękę śledztwo w sprawie księdza, podczas gdy on spokojnie pracuje w niedalekich Suwałkach, gdzie ma firmę naprawiającą komputery. Wprawdzie martwi się o nią i zapewnia jej opiekę, ale i tak miałam wrażenie, że jej działania i sposób myślenia dotyczy osoby dorosłej, a nie dziecka.
Opis zamieszony na ostatniej stronie zapowiada między innymi, że jest to mieszanka gatunkowa złożona z kryminału, powieści historycznej i thrillera politycznego, a nawet zawiązuje się wątek romansu, ale bardzo słaby i krótki, a do tego niedokończony. Jednak nie przebiegały one zbyt szybko i jak dla mnie były za bardzo rozciągnięte w czasie.
Niestety, osoby lubiące poczuć dreszczyk emocji wywołany tego rodzaju gatunkami, zwłaszcza thrillerem, mogą poczuć się zawiedzeni, gdyż z tych trzech rodzajów literackich, obecne są tylko dwa pierwsze. Szkoda, że autor nie utrzymał tempa zaznaczonego w prologu oraz w ostatnich rozdziałach i nie było takiego napięcia przez całą powieść. Wówczas uznałabym ją za pasjonującą i brawurową. Dopiero pod koniec powieści zaczęło się robić naprawdę niebezpiecznie i to przyspieszyło tempo akcji. Gdyby takie tempo było utrzymane przez większą część fabuły, uznałabym ją za pełną emocji, ale takich nie odczułam, mimo wielu zdarzeń, jakie miały w niej miejsce. Docierając do końca miałam wrażenie, że nie wszystko zostało odkryte, a zakończenie i wyjaśnienia przestępcy zbyt pogmatwane, a całość nadmiernie rozciągnięta.
Po sukcesie kilkanaście lat temu serii Dana Browna ze stworzonym przez niego postacią Roberta Langdona, zwłaszcza części „Kod Leonarda da Vinci”, wielu pisarzy próbowało pobić ten rekord zainteresowania i jak dotąd bezskutecznie. Pamiętam, że czytałam ją z zapartym tchem, tak jak z napięciem oglądałam filmy nakręcone na podstawie jego powieści. Nie były to „chude” książki, gdyż każda z części liczyła sobie ponad 500 stron, a nawet 600, a ja nie miałam odczucia znużenia. W przypadku „Szeptu węża”, takie odczucie się u mnie pojawiło, mimo że powieść ma tylko nieco ponad 400 stron.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
„Ucieczka nie jest rozwiązaniem, twój los i tak cię w końcu dopadnie.”
W Watykanie zostaje zamordowany Giuseppe Esposito, ale ten czyn został upozorowany na bandycki napad. Jakiś czas temu duchowny był spowiednikiem ważnej kościelnej persony, od której dowiedział się pewnych tajemnic, których nie może ujawnić. Jednak pod wpływem szantażu przez zainteresowanych nimi ludzi...
2022-12-29
„Jedną z wielkich zalet życia w czasie stagnacji jest to, że każdego dnia może się przytrafić życiowa szansa.”
Książki pana Adriana Bednarka są jak narkotyk, uzależniają stopniowo wraz z kolejnymi jego powieściami. Po serię z Kubą Sobańskim sięgnęłam z ciekawości, po tym jak przeczytałam książki dylogię „Zapomniany1” i "Zapomniany. 2 W matni strachu" i dramat erotyczny „Ona”. Przygotowały mnie one niejako na to, co zastałam w pierwszym tomie serii „Pamiętnik diabła” i teraz w „Procesie diabła”.
Minęły trzy lata od skazania Rzeźnika Niewiniątek, więc społeczeństwo Krakowa odetchnęło z ulgą mając świadomość, że winny okropnych zabójstw został aresztowany i osądzony. Nie wiedzą, jak bardzo się mylą, gdyż seryjny morderca jest bliżej niż myślą. Kuba Sobański z satysfakcją obserwuje to, co dzieje się w mieście i wokół niewinnie skazanego Tomasza Rogowskiego. Mimo upływu lat, pozostaje on w pamięci mieszkańców, jako sprawiedliwie skazany przestępca.
Tymczasem Kuba wydaje się być spokojniejszy. Swój stan określa, jako stagnację, która pozwala mu odpocząć po doznaniach w ostatnim czasie. Od 3 lat żyje w poczuciu całkowitego bezpieczeństwa i spokoju. Ma teraz 27 lat, mieszka w ekskluzywnym apartamentowcu, jeździ wypasionym autem, spotyka się z piękną blondynką, Izabelą, a do tego zaczyna swoją karierę adwokacką, o czym marzył od zawsze. Teraz ma szansę spełnić swoje pragnienia w jednej z najlepszych krakowskich kancelarii prawniczej, którą prowadzi adwokat Szymon Werwiński.
Od jakiegoś czasu w bestialski sposób są zabijane prostytutki. Ich morderca okrzyknięty zostaje Rozpruwaczem z Krakowa, gdyż posługuje się ostrymi nożami amputacyjnymi. Na gorącym uczynku zostaje przyłapany sławny i jeden z transplantolog doktor Wojciech Remiszewski, który na swego obrońcę wybiera młodego, niedoświadczonego Kubę Sobańskiego.
„Wiem, jak łagodnie mogą wyglądać prawdziwi mordercy. Najgorszego z nich widuję codziennie przed lustrem.”
„Proces diabła”, jest wznowieniem powieści, która miała swoją pierwszą premierę w 2015 roku w wydawnictwie Zysk i S-ka, a kolejną w 2018 roku w wydawnictwie Novae Res. Ich graficzna oprawa też miała w sobie intrygujące elementy, ale obecne są bardziej mroczne, mimo że nie mają żadnych elementów wywołujących grozę. Muszę przyznać, że nowe okładki są rewelacyjnie zaprojektowane.
Pozorny spokój na panujący na frontowym obrazku książki daje poczucie, że za chwilę się coś wydarzy i z takim uczuciem zaczęłam czytać o kolejnej fazie życia głównego bohatera.
Pierwszy diabelski tom był szokujący, pełen brutalności i pokazujący nam umysł psychopatycznego mordercy. Drugi tom jest jeszcze bardziej psychologiczny, gdyż autor daje nam poczuć stan człowieka, który ma świadomość zła tkwiącego z nim i próbującego zdusić w sobie buzujące w nim demony. Jest tu drastycznych opisów czynów na rzecz tego, co dzieje się w umyśle Kuby. Kuba jest teraz bardziej dojrzały, opanowany i wydaje się spokojniejszy. W dużej części fabuły obserwujemy jego zmagania z samym sobą, ale też ze wspomnieniami koszmarami sennymi, w których często pojawia się Klara.
Z „Pamiętnika diabła” wiemy już, jakie kobiety fascynują Kubę i dlaczego. Gdy on uważa, że skutecznie panuje nad swoimi instynktami, nagle pojawia się Ada, córka oskarżonego doktora, spełniająca wszelkie warunki, by stać się jego ofiarą. Na jej widok doznaje on szoku, a uśpione demony ponownie zaczynają ostrzyć swoje kły. W tym momencie wie, że trudno mu będzie powstrzymać ich apetyt.
Mimo dużych partii opisowych książka nie jest nużąca, gdyż styl pana Bednarka nie pozwala na spokojne obserwowanie toku myślenia bohatera i jego działania. Napięcie jest obecna cały czas, gdyż autor umiejętnie potrafi podsycać poczucie niebezpieczeństwa i powoduje, że czujemy nawarstwiające zło, niczym powietrze w balonie, który w końcu musi pęknąć, gdy dojdzie do przekroczenia granicy wytrzymałości.
„Proces diabła” to kolejny, mocny, mroczny thriller psychologiczny, który całkowicie zasługuje na to miano. Trudno jest czytać tę powieść spokojnie i obojętnie. Wszystko w niej jest realnie namacalne, dające poczucie zagrożenia, niepokoju, napięcia i nieprzewidywalności. Zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie, gdy podążamy za tokiem myślenia Kuby, obserwujemy jego walkę z samym sobą, wewnętrznymi demonami i żądzami. Spodziewamy się, w jakim kierunku to wszystko może podążać, aż tu nagle dzieje się coś, całkowicie zmienia postać rzeczy i znowu nie mamy pewności, jak to wszystko się zakończy. Gdy dotarłam do finałowych scen, moje emocje sięgnęły zenitu, a zaskakujący epilog zaostrzył mój apetyt na ciąg dalszy.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Zaczytani
„Jedną z wielkich zalet życia w czasie stagnacji jest to, że każdego dnia może się przytrafić życiowa szansa.”
Książki pana Adriana Bednarka są jak narkotyk, uzależniają stopniowo wraz z kolejnymi jego powieściami. Po serię z Kubą Sobańskim sięgnęłam z ciekawości, po tym jak przeczytałam książki dylogię „Zapomniany1” i "Zapomniany. 2 W matni strachu" i dramat erotyczny...
2022-12-21
„Trudno o lepszego nauczyciela, niż własne doświadczenia.”
Bardzo lubię wiosnę, gdyż wszystko budzi się z zimowego snu, a świat coraz częściej zalewają słoneczne, ciepłe promienie. Właśnie w czasie tej pięknej pory roku powstała książka „Wiosna mojego życia”, której historia także rozgrywa się podczas tych pięknych dni.
Summer Rasmusen od dwudziestu lat nosi w sobie tajemnicę, która wiąże się z rodzinnym Flitin. Gdy miała 6 lat, zdarzyło się coś, o czym nie potrafi zapomnieć. Po śmierci ojca nie miała dobrych relacji z matką, więc często spędzała czas u swojej ukochanej babci w Truebourgh, dlatego zdążyła dobrze poznać mieszkańców wsi, w tym tego najważniejszego, którego nosi w sercu do dziś.
Obecnie mieszka w Cherton, gdzie pracuje w banku, w którym tkwi od czterech lat wciąż robiąc to samo, bez widoków na zmianę. Do tej pory trudno jej było na dłużej osiąść w jednym miejscu. Nie potrafi też związać się z jakimkolwiek facetem, bo żaden z nich nie jest Ryanem. Od pierwszej chwili, gdy poznali się mając po 12 lat, połączyła ich silna, przyjacielska więź. Ich drogi się rozeszły, gdy Summer wyjechała na studia, więc pozostały im tylko sms-owe kontakty. Obiecali sobie, bowiem, że będą codziennie pisać o tym, co dzieje się w ich życiu. Jeżeli któreś z nich nie otrzyma chociażby krótkiej informacji, będzie to oznaczało, że coś złego dzieje się w ich życiu.
Taki dzień nadchodzi sześć lat po ich rozłące, gdy losowe zdarzenie sprawia, że spotkają się na żywo. To uświadamia dziewczynie, że jej miłość nie wygasła, mimo upływu lat. Ryan proponuje, by porzuciła dotychczasowe życie, które nie spełnia jej oczekiwań i przeniosła się do Truebourgh. Problemem jest jednak przeszłość, którą Summer skrzętnie skrywa przed otoczeniem, ale też związek Ryana z Dahlią.
"to tak już jest, że po rozstaniu pamiętamy o wszystkim, co miłe, a trudne chwile ulatują we mgle wspomnień"
Moją uwagę przykuła piękna okładka, której twórczynią jest Wioleta Melerska. Jej pastelowe, kojarzące się z wiosną kolory przechodzą też na skrzydełka, więc otwierając je możemy zobaczyć w pełni malarski rysunek. Treść została wydrukowana na ekologicznym papierze, wyraźną czcionką, dzięki czemu nie ma problemów z czytaniem. Objętość książki jest też odpowiednia, jak dla mnie, gdyż nie za bardzo lubię opasłe tomiszcza, mimo że czasami po nie sięgam.
Byłam mile zaskoczona stylem autorki, gdyż jest ona bardzo młodą osobą, ale jej sposób pisania charakteryzuje się dojrzałością. Porusza w swojej powieści życiowe problemy, wśród których wyłania się kwestia swojego miejsca na ziemi, poczucia winy, ale też przyjaźni i miłości między dwojgiem ludzi, którym zabrakło kiedyś odwagi, by wyznać swoje uczucia. Summer jest osobą, która przeprowadza nas przez kolejne zdarzenia i pokazuje wszystko ze swojego punktu widzenia.
„Wiosna mojego życia” to ujmująca, świetnie napisana opowieść z romantyczną, a nawet nieco nostalgiczną i filozoficzną nutką. Już prolog wprowadza nas w odpowiedni nastrój, w którym bohaterka odnosi się do sensu poczucia wolności i zwolnienia tempa w życiu. Summer często prowadzi wewnętrzne rozmyślania nad życiowymi zagadnieniami, a tym samym skłania nas do przyjrzenia się danej sprawie bliżej i wyrobienia własnego zdania na dany temat.
Pani Roza Violet Barlow wraz z tą historią, zabrała mnie do wiejskich krajobrazów, opisując bardzo zgrabnie i przystępnie uroki natury, budzącej się wiosny, a wraz z nią uczucia, które dawno temu zostało uśpione. Na szczęście Summer otrzymała po raz drugi szansę na ułożenie swojego życia z Ryanem. Ich historia pokazuje, że czasami warto zdobyć się na odwagę i zawalczyć o miłość. Życie czasami tak kieruje naszym losem, że daje ponownie szansę na zweryfikowanie własnych pragnień i uczuć, a wtedy warto skorzystać z takiej możliwości, gdyż zaprzepaszczone okazje mogą nigdy ponownie się nie pojawić.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Novae Res
„Trudno o lepszego nauczyciela, niż własne doświadczenia.”
Bardzo lubię wiosnę, gdyż wszystko budzi się z zimowego snu, a świat coraz częściej zalewają słoneczne, ciepłe promienie. Właśnie w czasie tej pięknej pory roku powstała książka „Wiosna mojego życia”, której historia także rozgrywa się podczas tych pięknych dni.
Summer Rasmusen od dwudziestu lat nosi w sobie...
2022-11-12
"Nie ma co utrudniać sobie życia.
Trzeba brać to, co ofiaruje i iść do przodu."
Życie bywa kolorowe, szare, nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki dla nas skrywa. Często spełnia nasze oczekiwania, ale często w zupełnie inny sposób, niż się spodziewamy, o czym przekonała się o tym bohaterka książki "Gdzie moje love story".
Bohaterką jest Nina Brzeska, która pracuje, jako charakteryzatorka na planie filmowym Jest profesjonalistką w swoim fachu, wiec nic dziwnego, że zyskała uznanie i sukces w tym zakresie. Poznajemy ją, gdy właśnie jest jedną z członków ekipy realizującej serial „Przy Lipowej”, w którym główną rolę gra jej obecny narzeczony, Rafał. Pewnego dnia, przez przypadek, jak to zwykle bywa, nakrywa go w niedwuznacznej sytuacji z koleżanką z planu. Nina, bez żalu rozstaje się z tą produkcją i postanawia poszukać innego zajęcia. W tym samym czasie trwa kompletowanie zespołu do nowego przedsięwzięcia, w którym bierze udział sławny Miron Moro. Uchodzi on za gburowatego osobnika, trzymającego kobiety na dystans, nielubiący spoufalania się i bliższych kontaktów. Niewiele nim wiadomo, ale wszyscy cenią go za świetne przygotowanie do każdej roli. Nowe przedsięwzięcie pod nazwą „Dedukcja zła” wymaga profesjonalnej obsługi, a najczęściej Miron ma do czynienia z mizdrzącymi się fankami i kobietami. Gdy zostaje zatrudniona Nina, też ma takie obawy, ale okazuje się, że jest ona też podchodzi do swego zawodu profesjonalnie. Do tego okazuje się zupełnie zwyczajną, naturalną dziewczyną, która ma swoje słabości, ale też wiele zalet. Z lubością pałaszuje ulubione pączki i to najlepiej własnej roboty. Nina jest wrażliwą osobą, więc dosyć szybko zaczyna dostrzegać inne oblicze Mirona.
Bardzo cenię sobie pióro pani, gdyż potrafi ona o prostych, zwyczajnych sprawach pisać w piękny sposób, ujmując za serce, wciągając w stworzoną historię, wzruszając u intrygując. Miałam już okazję przeczytać książki tej autorki, takie jak: „Ogniste serca” i „Skazani na ból”, oraz opowiadanie „Masz wiadomość” w świątecznej antologii „Niezapowiedziany gość”. Z ogromną ciekawością sięgnęłam po jej nową powieść, wiedząc, że czeka na mnie nietuzinkowa historia. I nie zawiodłam się po raz kolejny, gdyż ma ona swój urokliwy klimat romansu w najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak też było z powieścią "Gdzie moje love story", w którą wsiąknęłam całkowicie. Uwielbiam takie sytuacje, gdy dwoje ludzi odkrywa siebie, dostrzega w sobie to, czego nie widzą inni.
„Róbmy w życiu to, co sprawia, że widzimy sens w pokonywaniu trudności i przeżywaniu każdego dnia.”
Fabuła biegnie dwoma ścieżkami narracyjnymi, gdyż poznajemy punkt widzenia zarówno Niny, jak i Mirona, ale autorka nie zdecydowała się na oznaczenie, kto w danym momencie opowiada nam o swoich odczuciach. To jest widoczne dopiero po formie użycia rodzaju osobowego. To jedyne moje zastrzeżenie do prowadzonej opowieści. Każdy rozdział został opatrzony cytatem z jakiegoś filmu lub piosenki, który doskonale wpisanej się w wydarzenia w danym epizodzie. Całość uzupełniają sceny erotyczne, ale nie są one wyzywające czy wulgarne, lecz raczej podkreślające to, co dzieje się między dwojgiem ludzi.
„Gdzie moje love story” to niezwykle ujmująca i romantyczna historia, która jest wprawdzie w pewien sposób przewidywalna, ale daje ogromną satysfakcję z obserwacji rodzącego się uczucia. To wciągająca i emocjonalna opowieść o poszukiwaniu szczęścia, miłości i przyjaźni, opowiedziana z lekkością i humorem. Bardzo polubiłam Ninę za jej podejście do siebie i innych, obowiązkowość i empatię. Miron także zyskuje stopniowo sympatię, próbując zmienić swoje nastawienie do spraw, które do tej pory skutecznie unikał, tworząc barierę trudną do pokonania.
Pani Agnieszka Lingas-Łoniewska stworzyła życiową powieść, w której pokazuje, że każdy zasługuje na szczęście i miłość, dzięki której świat staje się piękniejszy. Miłość przychodzi często niespodziewanie wywracając wszystko do góry nogami, ale też przewartościowując nasze dotychczasowe priorytety. Jest to uczucie angażujące obie strony i wymagające często zrozumienia i szczerości, by historia zakończyła się happy endem, który zależy w ogromnym stopniu od nas samych
Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z księgarnią Bonito
oraz portalem recenzenckim Dobre Chwile
"Nie ma co utrudniać sobie życia.
Trzeba brać to, co ofiaruje i iść do przodu."
Życie bywa kolorowe, szare, nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, jakie niespodzianki dla nas skrywa. Często spełnia nasze oczekiwania, ale często w zupełnie inny sposób, niż się spodziewamy, o czym przekonała się o tym bohaterka książki "Gdzie moje love story".
Bohaterką jest Nina Brzeska,...
2022-12-06
"Ludzie wciąż potrzebują nadziei."
Gdy wszyscy myślimy o zorganizowaniu radosnych, rodzinnych świąt, dla niektórych to czas pełen rozterek i galimatiasu, bo akurat właśnie wszystko zaczęło się psuć. Tak się stało w przypadku bohaterek książki "Jak uratować święta?", która jest pierwszym tomem serii "Drogi święty Mikołaju". Jest to wznowienie książki z 2019 roku, gdy miała wówczas przepiękną okładkę nawiązującą bezpośrednio do świątecznego czasu. Obecna nie jest już tak zachwycająca, ale za nią skrywa się bardzo ujmująca i życiowa historia. Powstała ona przy udziale dwóch pań: Nataszy Sochy i Magdy Mazur. Warto tu zaznaczyć, że pani Mazur jest debiutującą pisarką, a w duecie z panią Nataszą Sochą stworzyły opowieść lekką, podszytą delikatnym humorem i świątecznym klimatem. Wprawdzie jej akcja dzieje się na kilka tygodni przed Wigilią, ale w rozmowach i przemyśleniach na temat życiowych planów, życzeń kierowanych do św. Mikołaja i przygotowaniach.
Fabuła złożona została z kilku wątków, które są zaznaczone w osobnych rozdziałach nazwanych imionami osób, o których opowiada dany epizod. Nie ma w niej jednego głównego bohatera, lecz jest ich co najmniej kilkoro, których autorki ustawiły w pary i tak poznajemy ich historię, naprzemiennie, każdą dwójkę postaci osobno, ale czasami ich drogi się przecinają.
Karolina i Karol to para żyjąca ze sobą w wolnym układzie. Karolina pracuje jako sędzia orzekając w sprawach rozwodowych. Natomiast Karol ma duszę artysty i nie przykłada się za bardzo do domowych obowiązków.
Matylda od sześciu lat wychowuje samotnie Mikołaja po tym, jak zostawił ich jej mąż. Zachowała po nim piękny dom, ale też kredyt hipoteczny. Nie jest jej łatwo związać koniec z końcem, tym bardziej, że zależy jej na zapewnieniu synowi jak najlepszych warunków życia. Praca w redakcji jest wprawdzie dobrze płatna, ale nie zaspokaja wszystkich potrzeb.
Renata Wrzos jest osobą, którą trudno polubić, gdyż uważa się z lepszą od innych tylko dlatego, że stać ją na lepsze ubrania i komfort życia. Jest zdania, że "nie ma niezgrabnych kobiet, są tylko takie, których nie stać na odpowiednie ubrania", więc dla niej strona materialna jest najważniejsza w życiu. Do szczęścia potrzebuje mężczyzny u swego boku, ale najważniejsze, by był to ktoś majętny, by zapewnić jej wysoki poziom życia. Gdy ją poznajemy, jest właśnie na etapie usidlania swego szefa Tomasza Koniecznego, z którym od trzech miesięcy ma romans. Wszystko zawsze musi być według jej wyobrażeń, ale tym razem nie wie, że pan Konieczny ma wobec niej zupełnie inne plany. Będzie musiała zrozumieć, że to życie rozdaje karty i nie zawsze taka gra kończy się szczęśliwie dla gracza.
Duet pani Nataszy Sochy i Magdy Mazur spisał się świetnie przy tworzeniu poszczególnych postaci i ich historii. Dzięki obu paniom powstała bardzo przyjemna w czytaniu historia jakby wyjęta z życia, Pokazuje ona losy kilku osób, które w obliczu zbliżających się świąt muszą poradzić sobie z problemami, zanim zabłyśnie pierwsza gwiazdka. Skłania do refleksji nad istotą świąt. Można bowiem zauważyć, że ten czas jest dla wielu osób to bieganie po sklepach, wir obowiązków i przygotowań, w którym brakuje czasu na refleksję i celebrowanie tych podniosłych dni.
„Święta to nie przymus, każdy powinien je spędzać tak, jak chce.”
"Jak uratować święta" to pierwsza odsłona serii "Drogi święty Mikołaju", która już zaistniała na wydawniczym rynku w 2019 roku, a teraz ponownie została wydana, ale z nową okładką. Fabuła skonstruowana została wokół kilku osób i ujęta w osobne rozdziały opatrzone imionami osób, których dany epizod dotyczy. Autorki ustawiły głównych bohaterów w pary pod względem więzi emocjonalnych i rodzinnych. Naprzemiennie obserwujemy wydarzenia w ich życiu, które poprzedzają świąteczne dni.
Pierwszy tom serii "Drogi Święty Mikołaju" napisany przez kobiecy, pisarski duet ma lekką formę, więc czyta się ją dosyć szybko i bez znużenia, obserwując poszczególne pary i ich perypetie. To powieść, która doskonale wpisuje się w charakter przedświąteczny, pokazując wartości, jakimi powinni kierować się ludzie w swoim życiu. Wyłaniają się ważne przesłania, refleksje i zagadnienia, z którymi możemy spotkać się na co dzień. Finałowe odsłony pozostawiają nas z otwartymi pytaniami, ale nie w każdym przypadku. Z jednej strony wiele się wyjaśnia, ale niektóre zagadnienia pozostają nierozwiązane do końca, więc można poczuć pewien niedosyt, ale ponowne spotkanie z bohaterami gwarantuje nam druga część tej historii zawarta w "Kto uratuje gwiazdkę".
Książkę przeczytałam, dzięki księgarni Bonito i portalu Dobre Chwile
"Ludzie wciąż potrzebują nadziei."
Gdy wszyscy myślimy o zorganizowaniu radosnych, rodzinnych świąt, dla niektórych to czas pełen rozterek i galimatiasu, bo akurat właśnie wszystko zaczęło się psuć. Tak się stało w przypadku bohaterek książki "Jak uratować święta?", która jest pierwszym tomem serii "Drogi święty Mikołaju". Jest to wznowienie książki z 2019 roku, gdy miała...
2022-12-12
„czasem los stawia nas w sytuacji, której nie mogliśmy wcześniej przewidzieć”
Od wydarzeń z pierwszego tomu pt. "Jak uratować święta?" z serii "Drogi Święty Mikołaju", minęły trzy lata i ponownie przychodzi czas, by ratować zbliżające się święta. W życiu bohaterów zaszły zmiany, ale nie u każdego pozytywne, więc ponownie możemy im towarzyszyć w drugiej części pt.: "Kto naprawi Gwiazdkę?"
Spotykamy w niej starych znajomych takich jak Renata Wrzos i jej despotyczna matka Lucyna, Karolinę i Karola, ale też dochodzą nowe osoby. Jest wśród nich Alicja i Maciej Wierzbiccy, którzy są małżeństwem od 13 lat. Alicja to przykład typowej "Matki Polki", dla której najważniejsze jest dobro dzieci i męża. Jej potrzeby i pragnienia schodzą zawsze na dalszy plan. Pracuje w stacji telewizyjnej TV Image, gdzie prowadzi program na temat zdrowego odżywiania, ale sama nie jest wiarygodna dla widzów, gdyż ma nieco więcej kilogramów, niż powinna. Przeszkadza to nowej szefowej stacji, Karina Horwath, która zwalnia Alicję bez żalu. Maciej jest dziennikarzem muzycznym w niszowej, ale popularnej stacji radiowej. To sprawia, że rzadko jest w domu, ale to mu odpowiada, gdyż może poczuć się wolnym i niezależnym, Ma zupełnie odmienne podejście do rodziny, niż jego żona. Kiedyś wybrał ją spośród wielu innych dziewczyn, które chętnie usidliłyby przystojnego licealistę, ale on postanowił, że jego żoną będzie właśnie Anna, która nie jest może zbyt atrakcyjna, ale za to gwarantuje mu wierność i wdzięczność, że to na nią zwrócił uwagę, a nie na bardziej atrakcyjne koleżanki.
Losy Alicji i Macieja obserwujemy naprzemiennie z pozostałymi osobami, gdyż autorka zachowała sposób prowadzenia naszej uwagi wzorując się na pierwszym tomie serii. Mamy, wiec także narrację trzecioosobową, dzięki której poznajemy też historię pozostałych postaci, także tych drugoplanowych.
Warto tu zwrócić uwagę na to, że "Kto naprawi tę gwiazdkę?" jest solowym debiutem pani Magdy Mazur, której udało się utrzymać dobry poziom w tworzeniu kontynuacji, dzięki czemu nie jest odczuwalny brak pióra pani Nataszy Sochy, z którą powstała pierwsza część serii. W równie zgrabny i przystępny sposób połączyła historię kilku osób, dając nam bogactwo wrażeń i przyjemność czytania. Poruszyła przy tym istotne, życiowe problemy związane z wiernością, wybaczaniem, relacjami międzyludzkimi, macierzyństwem i godzeniem roli matki z życiem zawodowym, ale też ważnymi wyborami, poszukiwaniem własnej drogi o określeniem, co jest ważne w drodze do szczęścia. W opowiedzianych historiach ukazała przekrój charakterów, osobowości, stylów życia, radzenie z problemami, podejście do nich. Podążając za kolejnymi epizodami, spędzamy czas w różnych środowiskach i miejscach, przenosząc się nawet do urokliwej Toskanii.
"Kto naprawi tę gwiazdkę?" jest wprawdzie bardziej powieścią obyczajową, niż typową świąteczną, ale Pod warstwą zwyczajnych, ludzkich problemów skrywa się głębsze przesłanie uświadamiające, że życie jest nieprzewidywalne i nie raz zaskakuje pojawiającymi się sytuacjami. Pokazuje, że nasze życie zależy od decyzji, jakie podejmujemy i co dla nas jest najważniejsze.
Książkę przeczytałam, dzięki księgarni Bonito
i portalowi Dobre Chwile, na którym znajduje się moja dłuższa recenzja
https://dobre-chwile.pl/drogi-swiety-mikolaju-2-kto-naprawi-te-gwiazdke-magda-mazur/
„czasem los stawia nas w sytuacji, której nie mogliśmy wcześniej przewidzieć”
Od wydarzeń z pierwszego tomu pt. "Jak uratować święta?" z serii "Drogi Święty Mikołaju", minęły trzy lata i ponownie przychodzi czas, by ratować zbliżające się święta. W życiu bohaterów zaszły zmiany, ale nie u każdego pozytywne, więc ponownie możemy im towarzyszyć w drugiej części pt.:...
2022-12-03
„Życie byłoby bardzo nudne, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami.”
Święta to szczególny czas, gdy wszyscy poddajemy się ich magii i wyjątkowemu nastrojowi szykując się na te magiczne dni. Wielu uważa, że wówczas jest wszystko możliwe i mogą dziać się cuda. Wiążemy z tymi dniami często nadzieję na lepsze życie i zaczarowujemy rzeczywistość drobnymi gestami. Gdy wysyłamy dobre energie, wówczas pomnażamy dobro tkwiące w ludziach. Bohaterka książki "Świąteczna szansa na miłość" przekonała się o tym, że życie ma dla nas zawsze jakieś niespodzianki. Trzeba je tylko dostrzec.
Annie Shark mieszka w miasteczku Leaming on the Lye, w której razem ze swoim mężem, Maksem, prowadzi cieszącą się popularnością restaurację o uroczej nawie "Pestka Granatu". Z Maksem tworzą związek już od 26 lat i razem dochowali się dwóch synów Petera i Aleksa. Peter i Aleks są bliźniakami, ale różnią się pod każdym względem, zarówno jeśli chodzi o charakter, jak i sposobem życie. Peter jest typowym facetem korzystającym z uroków życia pełnymi garściami, zwłaszcza jeżeli chodzi o kobiety, zmieniając je niczym rękawiczki. Aleks jest jego przeciwieństwem, także w kwestii preferencji seksualnych, gdyż interesują go mężczyźni. Gdy go poznajemy, jest właśnie w związku Gregiem. Pewnego dnia wychodzi na jaw niewierność Maksa, więc Annie postanawia na nowo ułożyć sobie życie. Akurat trafia na ogłoszenie, w którym ktoś poszukuje opiekunki domku nad morzem w małej miejscowości Willow Bay. Okazuje się nią sympatyczna starsza pani, Mari Chandler, która pod namową siostrzeńca Johna Grangera przeprowadza się do przyjaciółki mieszkającej w Kornwalii, a dom na wiosnę ma być sprzedany. Mari bardzo zachwala swego siostrzeńca, ale pierwsze wrażenie, jakie wywarł mail od niego do Annie, sprawiło niezbyt miłe wrażenie. Natomiast mieszkańcy Willow Bay od razu polubili nową lokatorkę "Słonowodnego Zakątka", jak nazywa się domek, do którego przeprowadza się nasza bohaterka.
Książka "Świąteczna szansa na miłość" ma piękną okładkę, która swoim charakterem przywołuje na myśl święta, ale w rzeczywistości nie jest powieścią, którą można by zaliczyć do świątecznych historii. Jej akcja rozpoczyna się w czasie wrześniowych dni, a gdy Annie zmienia miejsce zamieszkania, jest akurat 30 dzień września. Jednak cała historia zawarta na kartach tej książki wprowadza nas stopniowo w świąteczny klimat pokazując, że okazja co celebrowania pięknych chwil nadarza się bardzo często. Autorka przywołuje w ten sposób tradycje związane z różnymi mniejszymi lub większymi ważnymi datami, chociażby listopadowe wróżby, halloweenowe zwyczaje, jarmarki bożonarodzeniowe i inne uroczysty chwile, które łączą ludzi i napawają nadzieją.
To powieść z mądrym przesłaniem, które wypływa z ciągu zdarzeń, pokazując, że w naszym życiu obecnych jest mnóstwo cudownych chwil, które przygotowują nas na bożonarodzeniowy czas. Nastrój, klimat, poczucie szczęścia i radość tworzą ludzie, a nie przedmioty, co jest także znaczące w tej historii, gdyż spotykamy w niej wiele wspaniałych osobowości w postaciach mieszkańców Willow Bay, którzy zawsze są chętni do pomocy, wsparcia, bez zawiści i zazdrości. Przede wszystkim uświadamia, że miłość, wzajemna dobroć, nastrój powinien być obecny nie tylko w czasie świąt, ale też na co dzień, a na zmiany, jak i na miłość jest zawsze dobry czas.
Bardzo ciepła, klimatyczna opowieść o przyjaźni, tworzeniu spójnej społeczności, miłości i szukaniu własnej drogi. Autorka uświadamia, że żaden wiek nie jest zły, by zacząć żyć na nowo, spełniać marzenia i realizować własne pasje. To tez historia o tym , że w związku każda ze stron powinna wkładać swoje zaangażowanie, wspierać się i razem podążać w wybranym kierunku. Piękna opowieść, w której ważny jest zarówno czas przedświąteczny, jak i same święta.
W podtytule książki można przeczytać, że "ta powieść otula świąteczną atmosferą jak najcieplejszy pled w mroźne zimowe noce" i ja całkowicie się z tym zgadzam. Czytając tę historię właśnie tak się czułam otulona pięknem chwili, uroczymi zakątkami nadmorskiej miejscowością i klimatem stworzonym przez ludzi.
Książkę przeczytałam, dzięki księgarni Bonito i serwisowi Dobre Chwile
„Życie byłoby bardzo nudne, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami.”
Święta to szczególny czas, gdy wszyscy poddajemy się ich magii i wyjątkowemu nastrojowi szykując się na te magiczne dni. Wielu uważa, że wówczas jest wszystko możliwe i mogą dziać się cuda. Wiążemy z tymi dniami często nadzieję na lepsze życie i zaczarowujemy rzeczywistość drobnymi gestami. Gdy wysyłamy dobre...
2022-12-18
„Są cyfry, choć dobrze znane – trzeba je jak najczęściej przypominać, aby ostrzegały, budziły zgrozę i świadczyły o cenie, jaką za płaciliśmy za umiłowanie Ojczyzny i bezwzględną postawę wobec hitlerowskich okupantów w latach II wojny światowej.”
Rzadko sięgam po lektury obozowe, gdyż one naładowane ogromem cierpienia i bólu, który człowiek wyrządził człowiekowi z niewyobrażalnym okrucieństwie. Trudno mi zrozumieć tego rodzaju postawy tylko dlatego, że ktoś jest innej narodowości czy kultury. Czytanie o tym przytłacza swoim natężeniem i świadomością, że to wydarzyło się naprawdę. Mimo to zdecydowałam się na objęcie patronatem książkę "Przez 581 dni byłem tylko numerem", gdyż w obliczu tego, co dzieje się za naszą granicą, ale też u nas, gdy widać faszystowski nastroje wśród niektórych grup społecznych, trzeba uświadamiać i przypominać, do czego prowadzi nacjonalizm i pogarda dla drugiego człowieka.
Jednym z nich był Franciszek Knapczyk, który urodził się 25 lipca 1913 roku w Mszanie Dolnej – Słomka. W ciągu kilku kilkunastu miesięcy w okresie od 2 października 1943 roku do 5 maja 1945 roku był tylko numerem. Dla oprawców hitlerowskich był tylko numerem, osadzonym w niemieckim obozie koncentracyjnym Oświęcim‑Brzezinka i Mauthausen‑Gusen w czasie II wojny światowej, jako więzień polityczny niemieckich obozów koncentracyjnych (Auschwitz‑Birkenau). Dla autorki był najukochańszym dziadkiem na świecie, który zmarł w 1992 roku.
Pani Agata miała wówczas 15 lat i teraz, jako dorosła osoba, postanowiła spisać wspomnienia dziadka. Ujęła to w formie relacji opisującej tragedię nie tylko jego osoby, ale wielu innych współwięźniów, którzy byli towarzyszami obozowego piekła. Pan Franciszek Knapczyk spisał je osobiście zaraz po powrocie do domu, w 1945, ale notatki robił przez wszystkie lata wojny. Oryginał tych zapisków znajduje się w rodzinnym domu w Mszanie Dolnej.
Pan Knapczyk opisuje swoje losy, od chwili, gdy wybuchła wojna i jak to wyglądało w Mszanie Dolnej, gdzie mieszkał z żoną i dziećmi prowadząc sklep towarów mieszanych i rolniczo-gospodarskich, który został ograbiony przez Niemców, gdy ich wojska wkroczyły 3 września 1939 roku do Mszany Dolnej. Dziadek autorki był naocznym świadkiem egzekucji przeprowadzanych przez okupanta, wywozu Żydów i Cyganów do obozów i wielu innych działań hitlerowców. Jednak najbardziej emocjonalna jest część poświęcona życiu obozowemu i sadystycznemu pastwieniu się na słabszych przez obozowych ciemiężycieli.
Czytając tę opowieść, trudno jest pojąć i zrozumieć, do czego zdolny jest człowiek, który w tak bestialski i nieludzki sposób potrafi upodlić drugiego człowieka. Ogrom cierpienia, jakiego doświadczyli więźniowie obozów koncentracyjnych przekracza wyobraźnię, wstrząsa i przeraża niejednokrotnie.
„Przez 581 dni byłem tylko numerem” jest debiutem literackim pani Agaty Pakuły, która tą spisaną na faktach opowieścią upamiętnia ofiary piekła zgotowanego na ziemi przez ludzi, których trudno ludźmi nazywać. Książka nie jest obszerna, gdyż liczy sobie tylko 79 stron, ale zawiera opisy obrazów przekraczających umysł normalnego człowieka. Jest ona hołdem dla tych, którzy ponieśli śmierć za kolczastymi drutami, ale też dla tych, którzy przeżyli ten koszmar, by opowiedzieć światu o tym, do czego zdolny jest człowiek w imię nienawiści i chorych ideologii swoich przywódców.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Psychoskok
„Są cyfry, choć dobrze znane – trzeba je jak najczęściej przypominać, aby ostrzegały, budziły zgrozę i świadczyły o cenie, jaką za płaciliśmy za umiłowanie Ojczyzny i bezwzględną postawę wobec hitlerowskich okupantów w latach II wojny światowej.”
Rzadko sięgam po lektury obozowe, gdyż one naładowane ogromem cierpienia i bólu, który człowiek wyrządził człowiekowi z...
2022-12-18
„Cały świat powinien się dowiedzieć o zbrodniach, których dopuszczają się esesmani.”
Wojenny koszmar, jaki roztoczył swoje drapieżne pazury po świecie w latach 40. XX wieku, zebrał ze sobą dramatyczne żniwo, obecne w historiach milionów ludzi z tamtych czasów. Wiele z nich zatarł czas, a większość znanych jest jedynie we wspomnieniach osób, które przeżyły tamten koszmar i ich najbliższych, którym zostały opowiedziane rodzinne dzieje. O jednej z takich historii opowiada książka "Ocalona z Auschwitz", która oparta jest na faktach.
Pierwsza połowa książki to opowieść beletrystyczna podzielona na dwie części, w których najpierw poznajemy życie mieszkańców wsi Porębie Wielkiej w cieniu dymów i mroku obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Opowiada nam o nich głównie Franciszka Kulig, która prowadzi skromne gospodarstwo ze swoim mężem Wawrzyńcem i skrycie pomagają uwięzionym ludziom przemycają głównie jedzenie. Wawrzyniec działa w Batalionach Chłopskich a Franciszka zajmuje się domem i rodziną, gdy on znika na cały dzień podejmując się różnych dorywczych prac. Początkowo, gdy czytamy o tym, co dzieje się w życiu bohaterów, mamy wrażenie, że ludzie we wsi żyją normalnie, zmagając się z codziennymi problemami. Franciszka stara się nie narzekać, mimo biedy, która jest obecna pod jej dachem. Nauczyła się dostrzegać chwile szczęścia i cieszyć się nimi. Niestety, wycie syren odległego o osiem kilometrów obozu wzbudza, co jakiś czas niepokój, gdyż oznacza to, że hitlerowcy szukają zbiegów.
Obawy wkrótce się materializują, gdyż 1 czerwca 1941 roku z Auschwitz ucieka Jan Nowaczek przebierając się w mundur niemiecki i kradnąc rower jednemu z obozowych oprawców. O tym fakcie opowiada Nowaczek osobiście w narracji pierwszoplanowej, więc mamy możliwość uczestniczenia w ucieczce razem z nim. Los sprawił, że uciekinier trafia do chaty Kulligów, którzy są przerażeni jego pojawieniem się, gdyż wiedzą, że za pomoc zbiegowie grozi im śmierć. Zmuszeni są pomóc i w efekcie Nowaczkowi udaje się przedostać do Generalnej Guberni. Prawie rok później zjawiają się u Kuligów esesmani. Jednym razem z Niemcami jest Jan Nowaczyk, który ponownie trafia w ręce esesmanów i zdradza tych, którzy mu pomogli. „Nie dbał o to, że swoim parszywym zachowaniem zburzy szczęście wielu rodzin.”
Druga część tej opowieści jest już bardziej dramatyczna od momentu, gdy Niemcy zabierają Franciszkę i jej siostrę, Stefanię, oraz inne osoby pomagające Nowaczykowi w ucieczce. Franciszka wówczas była w zaawansowanej ciąży. Gdy Wawrzyniec dowiaduje się o tym nieszczęściu, decyduje się na pójście do obozu zamiast żony.
Trudno czytało mi się tę część opowieści, mając świadomość, że nie jest to fikcja. Historia chwyta za serce wzbudza złość na postępowanie Nowaczyka i esesmanów, przejmuje scenami rozgrywającymi się w obozie. Przerażające jest okrucieństwo i bezduszność wobec ludzi innej narodowości, ale też to, że dla ratowania siebie człowiek staje się parszywą kanalią i jest w stanie poświęcić wszystko dla wolności.
Poświadczeniem prawdziwości wydarzeń są relacje osób, które przeżyły koszmar wojny. Ich opowieści zostały zamieszczone w obszernym posłowie, które zajmuje drugą połowę książki wraz z aneksem zawierającym fakty o Oświęcimiu, obozowym życiu, historię obozu i związanym z nimi okolicach położonych w pobliżu miejsca zagłady.
„Aż strach pomyśleć, że za ofiarowanie kawałka chleba czy kilku gotowanych ziemniaków można przypłacić życiem”
Pani Nina Majewska-Brown w wywiadzie udzielonym portalowi granice.pl powiedziała, że na tę historię trafiła poznając Marię Brombosz, panią sołtys Poręby Wielkiej, która zasugerowała, że warto opisać historię Franciszki i Wawrzyńca. To doprowadziło do spotkania z Dorotą Nowak, wnuczką bohaterów książki „Ocalonej z Auschwitz". Dzięki nim oraz innym świadkom tamtych dni oraz zebranym materiałom została uwieczniona historia, która wydarzyła się osiemdziesiąt lat temu, by ocalić ją od zapomnienia.
„Cały świat powinien się dowiedzieć o zbrodniach, których dopuszczają się esesmani.”
Wojenny koszmar, jaki roztoczył swoje drapieżne pazury po świecie w latach 40. XX wieku, zebrał ze sobą dramatyczne żniwo, obecne w historiach milionów ludzi z tamtych czasów. Wiele z nich zatarł czas, a większość znanych jest jedynie we wspomnieniach osób, które przeżyły tamten koszmar i...
2022-12-14
„Ludzie są zdolni do wielu rzeczy, także niegodnych, w imię miłości.”
Miałam już przyjemność spędzić czas z powieściami pani Moniki Magoskiej-Suchar dwukrotnie. Najpierw trafił do mnie erotyk „Szantaż”, a wkrótce potem „Sekta”. To one sprawiły, że gdy zobaczyłam w wydawnictwie Jaguar książkę tej autorki pt.: „Więzień namiętności”, bez namysłu sięgnęłam po nią, wiedząc, że czeka mnie nietuzinkowa opowieść.
Od półtora roku świat byłego agenta Thomasa Andersona wygląda tak samo. Po ostatniej misji został skazany na 25 lat, więc nic nie wskazuje na to, by wyszedł szybciej na wolność. Mimo to nie załamuje się, lecz dba o kondycję, regularnie korzystając z więziennej siłowni. Boksując zaciekle w treningowy worek wyobraża sobie, że rozprawia się z tymi, którzy przyczynili się do jego obecnej sytuacji, ale też wyładowuje emocje myśląc o przeszłości. Wypełnia go furia na myśl, że do tej pory nie udało mu się dopaść człowieka, który zamordował jego rodziców. Od tamtego wydarzenia minęło 30 lat, a cały czas ta sprawa ma w sobie wiele niejasności, łącznie z zagadką tożsamości mordercy.
Tego dnia, gdy go poznajemy, wydostaje się poza mury więzienne wskutek interwencji Adriana Krzykowskiego, dawnego szefa Andersona, a obecnie ministra sprawiedliwości w obecnym rządzie. To jednak nie oznacza, że jest już wolny, gdyż najpierw musi wykonać zadanie polegające na szpiegowaniu Bernarda Dembowsky’ego, wpływowego biznesmena i działacza opozycji, który jako szara eminencja ma haka na każdego polityka. Thomas musi wcielić się w rolę ochroniarza jego córki, Elli, by być jak najbliżej tego, co dzieje się w rezydencji milionera.
W swojej kolejnej powieści pani Suchar wrzuca swoich bohaterów, a tym samym nas, w brudny i brutalny świat polityki, gdzie korupcja i zakulisowe działania są na porządku dziennym. Na tym tle rodzi się silne uczucie oparte na wzajemnym pożądaniu i namiętności między głównymi bohaterami. Thomas sam jest zaskoczony reakcjami, jakie wywołuje w nim dwudziestojednoletnia dziewczyna, którą ma ochraniać, Już od pierwszego spojrzenia na jej zdjęcie poczuł się nią zaintrygowany, gdyż Ella nie wygląda na grzeczną dziewczynkę bogatego tatusia. Wręcz przeciwnie. W jej chabrowych oczach można dostrzec było bunt, zadziorność i pewność siebie. Wkrótce okazuje się, że niewiele się mylił, a wraz z tą znajomością odkrywa sekrety sprzed wielu lat zarówno swoje, jak i Elli.
„Więzień namiętności” oparty jest o niektóre rozwiązania klasyczne, jeżeli chodzi o warstwę romansu, ale za to jest pełen niespodzianek, jeżeli chodzi o wątek sensacyjny. Zawiera historię opartą wprawdzie na schematach, ale są one obudowane wieloma epizodami, które poznajemy z punktu widzenia głównego bohatera. Nie brakuje oczywiście scen intymnych, które u pani Suchar zawsze są bezpruderyjne i bogate we wrażenia. Sugestywne opisy, bardzo plastyczne i odważne przewijają się z innymi motywami, tworząc razem wciągającą lekturę, która, pomimo ponad 400 stron, nie jest nużąca, ponieważ wciąż coś się dzieje.
Ciekawostką jest to, że w tej powieści autorka postanowiła także zaistnieć, gdyż Ella jest fanką powieści erotycznych pisarki ujętej jako M.M. Suchar. W fabułę został wprowadzony krótki epizod związany z promocją jej książki pt. „Amnestia” i spotkaniem autorskim na który w pewnym momencie udają się zakochani.
Bardzo się cieszę, że autorka zdecydowała się ująć całą historię w jednej książce, nie dzieląc tego na seryjne tomy i niepotrzebnie wydłużając tę opowieść. Jest w niej wszystko zawarte, dając satysfakcję z lektury, która działa z ogromną siłą na wyobraźnię pod każdym względem. Po raz kolejny nie zawiodłam się na powieści pani Moniki Magoskiej-Suchar, która dostarczyła mi wielu różnorodnych emocji i przeżyć wytworzonych przez dynamiczną akcję, zwłaszcza w końcowych scenach. Z pewnością sięgnę jeszcze po niejedną książkę tej pisarki, gdyż zawsze są to historie mocno wciągające w swą fabułę, z bohaterami o wyraźnych charakterach.
Można oczywiście przyczepić się na przykład do zbyt szybkiego zakochania się w sobie Elli i Thomasa, ale przecież zdarza się miłość od pierwszego wejrzenia. U nich uczucie dało o sobie znać bardzo szybko, ale w trakcie pojawiających się wydarzeń mogli się przekonać, na ile mocne i prawdziwe jest to, co ich łączy. Ella była czasami denerwująca, gdyż ma niewyparzony sposób mówienia. W jej słownictwie pojawiają się wulgarne określenia, ale z drugiej strony jest osobą bezpośrednią, nierozdzielającą włosa na czworo, a przede wszystkim potrafiąca dotrzeć do zatwardziałego serca ukochanego mężczyzny. A takie serce i przedmiotowe podejście do kobiet miał do tej pory główny bohater. Ich historia pokazuje, że miłość obudzi uczucie nawet w najbardziej nieugiętym i zranionym sercu.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Jaguar
„Ludzie są zdolni do wielu rzeczy, także niegodnych, w imię miłości.”
Miałam już przyjemność spędzić czas z powieściami pani Moniki Magoskiej-Suchar dwukrotnie. Najpierw trafił do mnie erotyk „Szantaż”, a wkrótce potem „Sekta”. To one sprawiły, że gdy zobaczyłam w wydawnictwie Jaguar książkę tej autorki pt.: „Więzień namiętności”, bez namysłu sięgnęłam po nią, wiedząc, że...
2022-12-15
„W życiu nie może być nigdy czarno albo biało. Życie to seria pytań, na które trudno znaleźć najtrafniejszą odpowiedź.”
W szumie przydrożnych drzew, w wirach wietrznego powietrza, pluskaniu strumyka można usłyszeć jakąś historię sprzed lat. I jedną z nich opowiada nam autorka książki „Kaszmirowa chustka”, zabierając nas w przeszłość i tworząc w naszej wyobraźni obrazy minionego świata.
Były takie czasy, gdy do panny, którą chciał pojąć za żonę mężczyzna, trzeba było udać się ze swatką lub swatem. Jeszcze nie tak dawno, bo około sto lat temu pewien Antek prowadził gospodarstwo ze swoją siostrą, Marianną. Byli sami, gdyż rodzice jakiś czas temu nagle zmarli pozostawiając wszystko w ich rękach. Antek postanowił się ożenić, by było mu lżej iść przez życie. Wybór padł na piękną młynarzównę, Annę Dąbrowską z niedalekiej wsi. Los jednak miał wobec nich inne plany i w efekcie do ożenku nie doszło, a wkrótce do Kalinki wprowadziła się Stasia, jako pani Grądzka. Natomiast Anna wyszła z mąż za ukochanego, przystojnego Waldka Nizińskiego. I tak każde z nich, osobno, prowadziło życie ze swoimi wybranymi osobami, w dwóch różnych miejscach, domach i światach. Jednak życie pokazuje czasami swoją sprytną, przewrotną stronę i tak było w tym przypadku, bo po kilkunastu latach ścieżki Antka i Anny ponownie się spotykają, ale już w zupełnie odmiennych okolicznościach.
Mamy przy tym możliwość porównania różnych dwóch światów, poziomów życia, sposobów myślenia, ale też zmian pokoleniowych, światopoglądowych i cywilizacyjnych na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Początki mają miejsce w latach 30. i wiodą nas aż do lat 60. XX wieku.
Fabuła została ułożona w trzech odsłonach, które poznajemy po krótkim wstępie pt.: „Dziewczyna z woalką”, a dopiero po niej dowiadujemy się, jak potoczyło się życie Antka w części pt. "Janek" i Andzi w części pt. "Janka", a na końcu wszystko się rozstrzyga w części "Wybory". Każda z nich ma swoje własne rozdziały w których przyglądamy się życiu mieszkańców przedwojennej wsi, ale też warunkom panującym w miastach. W większości uwaga skupia się na wiejskich realiach życia, uwypuklając miłość do natury, pokazując trudy pracy na roli, ale też radość z uzyskiwanych plonów i uroki otaczającej przyrody. Autorka w urokliwy sposób pokazuje rytm życia związany z porami roku, od których uzależnione są wykonywane zadania w gospodarstwie, związane z tym zwyczaje, obrzędy i wierzenia. Opowiada nam o zwykłym życiu, szacunku do ziemi, miłości, która pomaga w trudnych chwilach, ale też dodaje blasku zwyczajnym dniom, podkreślając jak ważna jest rodzina, wzajemne wsparcie, ale też wzajemna pomoc sąsiedzka.
„Góra z górą się nie zejdzie, a człowiek z człowiek tak. Tylko nie wiemy, kiedy i w jakich okolicznościach.”
„Kaszmirowa chustka” to powieść, przez którą się płynie delektując się każdym słowem, tworząc w wyobraźni obrazy, które maluje przed nami pani Celina Mioduszewska. Z pewnością lektura usatysfakcjonuje tych czytelników, dla których równie ważne jest słowo, jak i opowiedziana historia. Napisana została bowiem stylem, który prowadzi nas niespiesznie przez kolejne wydarzenia wplatając w nie opisy przyrody, które są nakreślone za pomocą licznych metafor, alegorii, porównań z często lirycznym charakterem, dające wrażenie sensorycznych przeżyć i odczuć. Całość dopełnia przepiękna okładka, zarówno na stronie frontowej, jak i tylnej. Grafika zachęca do zajrzenia na karty książki, na których zawarta jest nostalgiczna opowieść o ludzkich losach, których życie toczy według własnych scenariuszy. Wyłania się z tej historii refleksja, że: „Życie jest wielką niewiadomą. Nigdy nie można być pewnym swego miejsca na ziemi”. Czasami decydują o nich nasze wybory, a czasami przypadek.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Novae Res
więcej Pokaż mimo to„W życiu nie może być nigdy czarno albo biało. Życie to seria pytań, na które trudno znaleźć najtrafniejszą odpowiedź.”
W szumie przydrożnych drzew, w wirach wietrznego powietrza, pluskaniu strumyka można usłyszeć jakąś historię sprzed lat. I jedną z nich opowiada nam autorka książki „Kaszmirowa chustka”, zabierając nas w przeszłość i tworząc w naszej wyobraźni obrazy...