rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„W mroku można znaleźć piękno, tak jak w świetle czasem kryje się groza”

Elfy z reguły przedstawiane są w świecie fantasy, jako świetliste, pełne delikatności i dobroci istoty, które nie mają złych zamiarów wobec innych osób, a tym bardziej ludzi. Przedstawiane z reguły jako małe osóbki ze spiczastymi uszami, urokliwymi oczami, emanujące pięknem, zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym, posiadające magiczne moce, żyjące w otoczeniu natury i mocno związane z przyrodą, a przy tym posługujące się cudnie brzmiącym, delikatnym głosem. Taki obraz wykształciła nie jedna baśń, bajka czy książka lub film fantasy, chociażby „Władca pierścieni Tolkiena. Trudno więc wyobrazić sobie elfy o przeciwnej naturze, złe do szpiku kości, gotowe zabić dla własnej korzyści, nieznające litości i miłości, a takie elfy stworzyła autorka w swojej książce pt.: „How does it feel?” co oznacza „Jakie to jest uczucie?” i jest pierwszym tomem dylogii „Światło i mrok”. W wersji angielskiej seria ma tytuł „Zauroczona wróżka”

Początek fabuły od razu wprowadza nas w klimat powieści i dostarcza emocji, które w kolejnych kilku rozdziałach nieco słabną a akcja znacząco spowalnia, ale tylko po to, by cofnąć się trochę w czasie i opowiedzieć, co się wydarzyło, zanim bohaterka znalazła się w tak niebezpiecznej sytuacji. W tym obszarze otrzymujemy wiele informacji o świecie przyrody, ale z użyciem łacińskich nazw bez wyjaśnień i naukowej terminologii, więc momentami czytało się to z trudem. Głównie dotyczy to zainteresowania Callie poszukiwaniem pewnych grzybów zwanych Aniołami Śmierci i uzasadniania, dlaczego są one ważne dla ciem zwanych księżycówkami. W tej części Callie była zbyt zachowawcza, momentami mnie denerwowała i nie powodowała cieplejszych uczuć. Wszystko się zmienia i jest bardziej wciągające i mroczne, gdy nasza bohaterka wpada w portal i ląduje na plecach księcia Maluma Mendaxa przyszłego władcy Mrocznego Dworu, w którym rządzi Mrocznymi Elfami. On uważa, że jest ona zabójczynią przysłaną ze świata ludzi, by pozbawić go życia, więc wrzuca ją do ciemnego lochu i pozostawia na pastwę przerażającego potwora zwanego bagniakiem.

Autorce udało się stworzyć naprawdę mroczny, zły elficki świat sprawiając, że wnikamy w jego mroczne odmęty i czujemy każdą swoją komórką zło, jakie panoszy się po elfickich ternach i pałacu. Równie morzony i zły do szpiku kości jest książę i jego otoczenie, które nienawidzi ludzi i za wszelką cenę chce te gatunek zniszczyć. Callie ma jednak pewnych sprzymierzeńców, którzy kilka razy ratują ją z opresji. Gdy książę stawia ją przed trzema koszmarnie niebezpiecznymi wyzwaniami, wydaje się, że jej dni są policzone.

To co mnie irytowało to określanie zawodu bohaterki w formie żeńskiej chodzi na przykład o słowo „naukowiec”, który tutaj jest jako „naukowczyni”, albo „biolożka”, „biotechnolożka”, co brzmi sztucznie i dziwnie. Wiem, że teraz jest taka moda, by wszystko feminizować, ale z niektórymi słowami to trochę przesada i wychodzą z tego dziwne sformułowania.

Niektóre zachowania Mrocznego księcia były niezrozumiałe. Z jednej strony ją nienawidzi, co daje jej mocno poczuć, wręcz bywa odpychający i okrutny, a drugiej strony wyraża zainteresowanie jej osobą i coraz bardziej ona go fascynuje. Tylko dlaczego zadaje jej tyle cierpienia i to daje mu satysfakcje? Dlaczego nie próbuje jej pomóc? To kłóciło się z jego odczuciami, więc zabrakło mi tutaj przełomowego momentu, gdy zaczyna się w nim dokonywać przemiana, która zresztą nie do końca została wyeksponowana dostatecznie. Nie mniej jego postać jest wyrazista i bardzo dobrze nakreślona. Czuć wyraźnie zalegający w jego duszy mrok, jaki ma w sobie a dodatkowo opisy jego wyglądu, emanacji zła są bardzo plastyczne, działające na wyobraźnię.

Byłam niejednokrotnie zaskoczona obrotem sytuacji i tym, co wymyśliła pisarka dla swojej bohaterki. Niejednokrotnie poddaje ją różnym próbom, którym zwykły człowiek nie dałby rady sprostać. Jednak Callie okazuje się silną osobowością wbrew temu, co mogliśmy przeczytać o niej w pierwszych rozdziałach, a już całkowicie jej wizerunek nabiera zaskakującego charakteru w finałowych scenach, które mnie nie tylko zaskoczyły, ale zdziwiły, bo nie spodziewałam się takich rozstrzygnięć. Widać jednak, że nie jest to koniec tej historii, lecz jej początek, gdyż pojawiają się zagadkowe kwestie i niejasne sytuacje. Finał mnie w pewnym sensie zawiódł, ale nie dlatego, że był zły, ale dlatego, że spodziewałam się zupełnie innego wyjaśnienia tego, co przeżywała bohaterka i jakie podjęła działania. Jednocześnie zaintrygował mnie pojawiającymi się zagadkami, więc jestem ciekawa dalszej historii Callie i Mendoxa. Autorka pozostawiła nas w pewnej niepewności i z wieloma pytaniami, a na odpowiedzi musimy poczekać do ukazania się drugiej części serii „Światło i mrok”.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„W mroku można znaleźć piękno, tak jak w świetle czasem kryje się groza”

Elfy z reguły przedstawiane są w świecie fantasy, jako świetliste, pełne delikatności i dobroci istoty, które nie mają złych zamiarów wobec innych osób, a tym bardziej ludzi. Przedstawiane z reguły jako małe osóbki ze spiczastymi uszami, urokliwymi oczami, emanujące pięknem, zarówno zewnętrznym, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha. Jednego był pewien. Gdyby jednak czas się cofnął i miał ponownie zdecydować, zrobiłby dokładnie to samo.”

Wojna to nie tylko bezpośrednie działania na froncie, ale także ogromna praca wywiadowcza, dzięki której można było przeprowadzić wiele zadań, by zyskać przewagę nad wrogiem. I tego typu historię opowiada nam powieść pt. ”Dolina szpiegów”, która już swoim tytułem wskazuje na charakter głównych wątków. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie jedyny temat tej opowieści, gdyż wraz z nim przeplata się motyw romansu.

Od razu, gdy tylko zaczęłam czytać tę książkę skojarzyłam jej bohatera z najbardziej znanym agentem w służbach niemieckich, czyli Hansem Klossem. Jednak to tylko pozorne podobieństwo. Bohaterem jest kapitan Abwehry Carl von Wedel, który pracuje dla polskiego wywiadu pod pseudonimem „Amber”. Nie jest, tak jak Kloss, Polakiem, lecz pochodzi z niemieckiej szlachty z Holsztynu. Jego rodzice osiedlili się w Korytowie, gdzie na świat przyszedł Carl. Jak to się stało, że trafił w szeregi Abwehry jako szpieg, o tym dowiadujemy się w trakcie lektury, więc nie będę tutaj tego przytaczała.

Teraz, na tajnej naradzie dowiaduje się, że pewien niemiecki agent działający na terenie Wielkiej Brytanii udaremnił aliantom operację przeciw Niemcom. Wie tylko, że jego pseudonim to „Lothar”, ale i tak przesyła meldunek do swojego wydziału wywiadowczego mieszczącego się w Londynie. Akcja coraz bardziej się zawiązuje, chociaż początkowo było, według mnie, zbyt dużo długich opisów dotyczących działań szpiegowskich. Akcja rozwija się bardzo powoli, ale z czasem dałam się wciągnąć w jej nurt.

Książka nie jest cały czas energiczna, z szybką akcją czy nagłymi jej zwrotami, ale z pewnością wielokrotnie przebieg wydarzeń mnie zaskoczył i nie wszystko potoczyło się tak, jak to założyłam. Sięgając po tę powieść trzeba przygotować się na dłuższą przygodę z udziałem bohaterów oraz na porcję wielu informacji o wojennych zawiłościach, politycznych strategiach i szpiegowskich planach. Momentami było tego za dużo, tak jak za dużo pojawiało się nazwisk i stopni wojskowych, co jest oczywiście nieodzowne, gdyż wszystko dzieje się przecież w czasie wojny, właściwie w jej ostatniej fazie, czyli w 1944 roku.

To opowieść, która doskonale ujmuje zdanie na okładce, że jest to „powieść o walce wywiadów, bohaterstwie, zdradzie i miłości” i te elementy znajdziemy na kartach „Doliny szpiegów”. Wątek miłosny związany jest z Lotte Jung dwudziestojednoletnią dziewczyną pochodzącą ze starego mieszczańskiego rodu z Augsburga. Dla Carla liczy się w tej znajomości to, że jest ona córką generała Waltera Junga, który służy w Zarządzie Dowodzenia Wehrmachtu. Z początku zainteresowanie jej osobą było związane z zadaniem, jakie miał do wykonania. Dziewczyna bowiem pracuje jako sekretarka Einsatzeitera, generała brygady kierującego działem Organizacji Todta, która dostarcza materiały budowlane i siłę roboczą do budowy obiektów obronnych na froncie wschodnim, więc była idealnym źródłem informacji. Z czasem on uświadamia sobie, że piękna Lotte jest mu bliższa, niż sądził.

Na okładce książki, na jej froncie widnieje adnotacja, że „Wreszcie mamy autora na miarę Ludluma czy Folletta”. Z tą opinią mogę się zgodzić, chociaż nie do końca, gdyż zupełnie w innym tempie toczy się akcja, niż w powieściach wspomnianych pisarzy, którzy, nawiasem mówiąc, są jednymi z moich ulubionych. Czy dołączy do nich pan Robert Michniewicz? Czas pokaże. Niewątpliwie jest to satysfakcjonująca lektura dla miłośników historii dziejących się w czasie II światowej z wywiadem na pierwszym planie.

Autor, pan Robert Michniewicz to były oficer polskiego wywiadu, który w 1984 roku ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych, a w polskim wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat za granicą. Udzielał się na na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. Jego doświadczenie było z pewnością bardzo pomocne w pisaniu tej powieści, dlatego powieść sprawia wrażenie wiarygodne. W swoim posłowiu pisarz zaznacza, że to, o czym czytaliśmy na ponad 650 stronach, jest wytworem jego wyobraźni, ale przekazał nam wiele ze specyfiki prawdziwej pracy wywiadowczej. Z rozmysłem nie doprowadził wszystkich wątków do końca pozostawiając dużo pytań, ale ma zamiar napisać ciąg dalszy losów bohaterów, ale osadzonych już w innych realiach, tym razem powojennych, które niekoniecznie były czasem spokojnym.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Czarna Owca
oraz PRart Media Bogna Piechocka

„Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha. Jednego był pewien. Gdyby jednak czas się cofnął i miał ponownie zdecydować, zrobiłby dokładnie to samo.”

Wojna to nie tylko bezpośrednie działania na froncie, ale także ogromna praca wywiadowcza, dzięki której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,


„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”

W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i niszczą to, co było piękne. Tak zdarzyło się u bohaterów książki pt.: „Opuszczę ją po śmierci”, u których w pewnym momencie został zburzony znany, nastoletni świat.

Czternaście lat temu Rosie i James byli nierozłączni. Mieli po czternaście lat i połączyła ich wielka miłość. Wiedli szczęśliwe, bezproblemowe życie nastolatków. On urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale wychował się w Meksyku, w Toluce pod opieką mamy Rosaline i jej przyjaciela Riccardo. O ojcu matka nie chciała nigdy rozmawiać. James chodził do ogólniaka, dorabiał w warsztacie samochodowy, miał przyjaciela Stevena i ukochaną dziewczynę.

Ona urodziła się we Włoszech, ale po śmierci ojca musiała z matką Emily wyjechać do Meksyku, porzucając wszystko, co do tej pory miała w życiu. Z czasem dowiedziała się, że ojciec zginął z rąk mafii, a Emily była zmuszona uciekać w bezpieczne miejsce, a takim okazała się Toluca. Tutaj poznała swoją wierną przyjaciółkę Stacey i Jamesa. Razem uczęszczały do liceum, a Rosie marzyła, by studiować medycynę.

Wszystko zmieniło się pewnego marcowego dnia, gdy ojciec Jamesa przypomniał sobie o nim i nakazał swoim ludziom sprowadzić go do Bolonii, wbrew jego woli. Nie miał wyjścia, więc dwa miesiące później, ze swoim przyjacielem wyjeżdżają z Meksyku, rozpoczynając nowy etap życia, a tym samym porzucając przyjaciół i beztroskie życie. Rosie przez wiele lat łudziła się, że ukochany wróci, a gdy nadzieja umarła, ona postanowiła ułożyć na nowo. Teraz, gdy minęło 14 lat od ich rozstania, jest związana z Marco od dwóch lat, a James nosi obecnie imię Ermanno i jest nazywany Aniołem Śmierci. Wykonuje rozkazy ojca, którego nienawidzi, a z dawnego chłopaka nie pozostał żaden cień. Jedynie pamięć o Rosie jest żywa.

Okładka książki wzbudza niepokój, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się delikatna i spokojna, ale gdy przyjrzymy się jej bliżej, widać na niej ślady krwi. Nie jest to zatem słodki romans, lecz opowieść o miłości z mafią w tle. Swoją formą i przebiegiem zdarzeń odbiega od znanych standardów w tego typu powieściach i dla mnie było to miłym zaskoczeniem. Na pierwszy plan wysuwa się historia Rosie i Jamesa, ale też mamy możliwość śledzić drugoplanowe osoby i ich relacje, jeżeli chodzi o Stacey i Steven, którzy także mają za sobą dramatyczne przeżycia. Czytało mi się o ich perypetiach bez większych problemów, gdyż autorka ma styl przykuwający uwagę. Nie oszczędza bohaterom zmartwień i trudnych sytuacji, a nam, czytelnikom dostarcza wielu emocji, powodując wzrost napięcia i obawy o ich życie.

Wszystko wskazuje na to, że jest to debiut pani Joanny Lingi, o której niewiele wiadomo, ale życzę, by jej kariera pisarska nie skończyła się tylko na jednej książce. Ma ona duży potencjał i świetne pomysły, które potrafi przelać na papier. Oczywiście można zawsze do czegoś się przyczepić, chociażby do tego, że nie wszystko jest realne i możliwe do zaistnienia w rzeczywistości. Zastanawiałam się też, dlaczego autorka stworzyła bohaterów, którzy mają na początku fabuły po czternaście lat, podczas gdy ich problemy i podejście bardziej pasowałoby do nieco starszych osób. Tajemnice, które wychodzą w trakcie lektury byłyby wówczas bardziej wiarygodne, gdyby mieli oni chociażby po 16 lub 17 lat.

Zakończenie wskazuje, że pani Joanna Linga nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tej historii, mimo że niektóre wątki zostały doprowadzone do końca, ale jest jeszcze trochę do wyjaśnienia i rozwinięcia. Na okładce ani w opisie nie ma wprawdzie informacji, czy to jest początek serii, czy jednotomowe wydanie, ale zakończenie sugeruje kontynuację. Historia nie jest wprawdzie realna, ale autorce udało się pokazać zło tkwiące w drugim człowieku, ale też siłę miłości, która potrafi się mu przeciwstawić.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res


„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”

W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„W lesie gęstym, ciemnym jak noc
Wiedźma spieszy, chce odzyskać swą moc"

Czasami okazuje się, że nie trzeba używać zbyt dużo zbędnych słów, by opowiedzieć tak wiele, jak zrobił to autor książki „Wyjąca wiedźma”. W skondensowanej formie pan Adam Szymkiewicz stworzył wciągającą kryminalną zagadkę z paranormalnym wątkiem i to ten element wysuwa się w niej na pierwszy plan.

Od razu jesteśmy wrzuceni w akcję, która dzieje się 19 lipca 2003 roku, gdy dwaj policjanci: Aleks i Robert gonią mężczyznę winnego śmierci kilku osób w brutalny sposób. Każda z ofiar została oznaczona numerem, wyznaczającym kolejność popełnianych zbrodni. Ujętego psychopatę prasa nazwała „Szalonym Jasiem”, a jego skazanie powoduje, że Aleks zaczyna słyszeć jakiś kobiecy głos wymawiający jego imię, ale to ignoruje, tłumacząc to zmęczeniem. Wkrótce dowiaduje się od pewnego księdza o legendzie, która sięga wydarzeń sprzed tysiąca lat.

„Wyjąca wiedźma” to debiut pana Adama Szymkiewicza, o którym znalazłam informację, że lubi horrory, jednak to jego pierwsze pisarskie dzieło nie jest nim w pełni. To opowieść, którą czyta się szybko i wystarczy na to jeden wieczór, gdyż nie jest to gruba książka, a raczej o niewielkiej objętości książeczka. Na niecałych 170 stronach w skondensowanej formie podążamy tropami I nie jest tutaj istotny tok śledztwa, lecz wszystko to, co się wokół niego dzieje. Ewidentnie widać, że przyczyną śmierci osób nie tkwi w realnych ramach, lecz wybiega ono poza naszą rzeczywistość. To pokazuje, że istnieją na tym świecie sprawy, w które trudno uwierzyć i które nie sposób zrozumieć i wyjaśnić racjonalnie.

Kryminalny watek autor otoczył tajemniczą otoczką o charakterze fantasy, mający swoje źródło w klątwie, jaka łączy teraźniejszość z przeszłymi wydarzeniami sprzed wielu wieków. Zabrakło mi przy tym rozwinięcia niektórych wątków, chociażby dotyczący przeszłości Roberta i Aleksa, gdy byli w domu dziecka. Również wątek romansu, jaki też się w pewnym momencie pojawia, jest bardzo pobieżny i skromnie zaznaczony, więc była to dla mnie historia niepełna, chociaż doprowadzona do końca z mocnym, ekspresyjnym zakończeniem. Sądziłam też, że wyjaśni się kwestia tego, dlaczego akurat Aleks ponosi skutki klątwy, ale też pada pod koniec książki kilka pytań, które są bez odpowiedzi, więc byłam zdziwiona napisem na ostatniej stronie, że „Wyjąca wiedźma” to dopiero pierwsza część serii. Jestem zatem ciekawa jaki pomysł ma autor na dalsze wydarzenia i mam nadzieję na nieco dłuższą formę drugiego tomu.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„W lesie gęstym, ciemnym jak noc
Wiedźma spieszy, chce odzyskać swą moc"

Czasami okazuje się, że nie trzeba używać zbyt dużo zbędnych słów, by opowiedzieć tak wiele, jak zrobił to autor książki „Wyjąca wiedźma”. W skondensowanej formie pan Adam Szymkiewicz stworzył wciągającą kryminalną zagadkę z paranormalnym wątkiem i to ten element wysuwa się w niej na pierwszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Łatwo o czyjąś sympatię i aprobatę, gdy wszystko idzie dobrze. Gorzej, gdy pojawiają się kłopoty. To właśnie dopiero wtedy można ujrzeć prawdziwą twarz drugiego człowieka."

O Joannie Jax, jako pisarce słyszałam wiele pozytywnych słów i czytałam wiele zachwytów nad jej książkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by poznać jej twórczość, bez zastanowienia z tego skorzystałam. W moje ręce trafiła powieść „Kair, czwarta rano”, która jest drugą częścią dylogii „Czas zapomnienia”. Zamawiając ją w nakanapie.pl wydawnictwo obiecało, że będzie część pierwsza wraz z nią, ale niestety tak się nie stało, więc postanowiłam mimo wszystko ją przeczytać, bez znajomości wcześniejszych wydarzeń. I było to trudne, bo najpierw musiałam zorientować się kto jest kim i o co chodzi. Zapowiadane w opisie morderstwa już się wydarzyły w „O północy w Berlinie” i to też było mylące. Nie mam zatem porównania do niej, więc jedynie odnoszę się do tego, jak odebrałam niniejszą książkę.

Zastajemy Ann-Karin Schneider ukrywającą się pod nazwiskiem Karen Brenen i Connora Evansa, których kiedyś łączyła gorąca miłość. Jednak pewne wydarzenia doprowadziły do tego, że Karen znienawidziła Connora i przestała mu ufać. Na długi czas ich drogi się rozeszły, jednak teraz, gdy od prowadzi śledztwo w sprawie morderstw, ponownie los ich zetknął. Po łączącym ich uczuciu nie zostało nic. Ona wciąż oskarża go o czyny, których on nie popełnił. Podobnie Evans oskarża swoją dawną kochankę o zbrodnię, ale nie potrafi oddać ją w ręce sprawiedliwości. Zapewnia ją, że udowodni jej, że nie jest winny temu, co zrujnowało życie Karen. Ja od razu uwierzyłam Connorowi i domyśliłam się, prawdy i z czasem nabrałam podejrzenia co do sprawcy przestępstw, co pokazuje, że nie warto wyciągać zbyt pochopnych wniosków, co zrobiła Ann-Karen, czym mnie do siebie zniechęciła. Zachowywała się irracjonalnie, zbyt emocjonalnie, a przez to wpakowała się w kłopoty.

„Tam, gdzie w grę wchodzą duże pieniądze, nie ma sentymentów.”

Fabuła nie od razu mnie porwała, być może dlatego, że nie znałam części pierwszej i nie wszystko od razu było dla mnie jasne. Mimo jej nieznajomości, po początkowej dezorientacji, z powodzeniem odnalazłam się w dalszej części powieści. Jej akcja toczy się raczej umiarkowanie, z niewielkimi zrywami i jest umiejscowiona w dwóch przestrzeniach czasowych. Pierwsza płaszczyzna to Berlin w roku 1947, a więc krótko po wojnie. Rozgrywają się w nim bieżące wątki związane z rozwiązaniem kryminalnej zagadki i dalszymi losami relacji między głównymi bohaterami. Przeplatają się z nimi wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat, jakie miały miejsce w niemieckiej kolonii w południowo-zachodniej Afryce i Kairze w latach przedwojennych, sięgających czasów sprzed I wojny światowej i łączących się z ciągiem zdarzeń biegnących aż do bieżących wątków. Cofamy się aż do 1912 roku, by poznać I to tam źródło obecnych wydarzeń i kłopotów bohaterów.

Dylogia „Czas zapomnienia” to udane połączenie kryminału retro z romansem i sensacją, ale też historycznymi wątkami ukazującymi sytuację na terenach zajętych przez okupantów w Afryce. Autorka oddała też klimat powojennego Berlina, gdzie trudno znaleźć miejsce bez zniszczeń, ale mimo to powoli ludzie powracają do swoich codziennych spraw. Wśród nich są i tacy, u których przeważa chęć zysku za wszelką cenę, ale przebieg wydarzeń pokazuje, że chciwość nigdy nie popłaca.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl

"Łatwo o czyjąś sympatię i aprobatę, gdy wszystko idzie dobrze. Gorzej, gdy pojawiają się kłopoty. To właśnie dopiero wtedy można ujrzeć prawdziwą twarz drugiego człowieka."

O Joannie Jax, jako pisarce słyszałam wiele pozytywnych słów i czytałam wiele zachwytów nad jej książkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by poznać jej twórczość, bez zastanowienia z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
czyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”

Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako dorośli ludzie z nostalgią wracamy do czasów, gdy dopiero wchodziliśmy w dorosłość, a tym samym rodzi się ciekawość, co dzieje się u naszych kolegów i koleżanek z klasy i szkoły, do której razem chodziliśmy. Z tego względu chętnie organizowane są spotkania klasowe po latach, by powspominać dawne czasy i pogadać o aktualnych sprawach. Takie spotkanie postanowili zorganizować bohaterowie książki pt.: „Ostatni”, którą czytałam w formie elektronicznej, ale jest ona dostępna też w wersji papierowej.

Rysiek, Michał, Marcin, Piotr, Bartek, Olek, Filip i Jacek to ośmiu kumpli znający się ze szkoły średniej, wychowani na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, stanowią główne postacie tej powieści. Każdy ma za sobą inny życiowy bagaż wypełniony wspomnieniami z czasów szkolnych i w różny sposób radzący sobie z obecnymi realiami. Ich młode lata przypadły na przełomowe lata PRL-u, co zderzyło się z przemianą nie tylko ustrojową, ale też obyczajową, technologiczną i społeczną. Wraz z ich wzrastaniem i wchodzeniem w dorosłość następowały też zmiany w Polsce, o których też dowiadujemy się poprzez ich rozmowy i powroty do przeszłości. Ostatni raz widzieli się 15 lat temu i teraz stwierdzają, że to zdecydowanie jest za rzadko. Marcin rzuca pomysł częstszego spotykania się oraz założenia funduszu ostatecznego, na który będą przesyłać co miesiąc ustaloną kwotę, a jej całą uzbieraną sumę zbierze ten, kto z nich będzie żył najdłużej.

Szczerze pisząc, zupełnie czegoś innego się spodziewałam, po tym, jak przeczytałam blurb książki „Ostatni”. W jej krótkim streszczeniu głównego wątku pobrzmiewała groźna nutka i raczej oczekiwałam kryminalnej historii niż obyczajowej, a taką okazała się ta powieść. Byłam nastawiona na dynamiczną akcję i takiej nie otrzymałam. Pomysł z ustanowieniem funduszu miał ogromny potencjał, ale autor raczej postawił na ukazanie ośmiu męskich portretów ludzi, którzy po latach mają zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości, niż to miało miejsce w czasach szkoły. Wraz z nimi poznajemy też inne osoby, które są związane z ich losami i wyłaniają się w trakcie opowiadania.

Każdy z bohaterów przedstawiony został w osobnych rozdziałach a ich wspólne losy ułożone aż w dziesięciu częściach, w których stopniowo odsłaniane są nam kolejne płaszczyzny fakty z życia poszczególnych osób. Poznajemy ich coraz lepiej i razem z nimi przeżywamy ich problemy, dylematy i codzienne sytuacje. Przebywamy z nimi od października 2018 roku, gdy mają oni po 45 lat, a kończymy w czasach pandemii w 2022 roku.

Całość prowadzona w narracji trzecioosobowej, a to daje możliwość ukazania w jednym czasie reakcji każdej ze stron. Fabuła toczy się wolno, gdyż wypełniają ją rozważania poszczególnych bohaterów, wspomnienia, wyjaśnienia, ale też opisy ich sytuacji czy sposobu myślenia. Dozowałam tę powieść po kawałku, gdyż nie byłam w stanie za jednym razem pochłonąć większej partii materiału. Powieść ma męski charakter, a kobiety są jedynie jednym z elementów życia bohaterów.

„Ostatni” to powieść złożona z różnych części, niczym puzzle, w których każdy element jest inny, ale razem tworzą wspólny życiowy wizerunek ludzi ze szkolnej ławy. Pan Maciek Bielawski stworzył opowieść na podstawie ośmiu męskich portretów pokolenia lat 70. XX wieku, które niejako są odzwierciedleniem polskich realiów, zarówno obecnych, jak i sprzed kilkudziesięciu lat. Opowiada o czasie przemian, czasie dorastania a wraz z nim o realizmie życia, który nie raz mija się z tym, co planujemy w młodości. Plany układane w przeszłości, gdy mamy po kilkanaście lat, często weryfikuje życie, a podejmowane decyzje mają wpływ na wiele spraw, które ukierunkowują nasze życie.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
czyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”

Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica

W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo symboliczny i doskonale współgra z tym, co działo się w czasie ich panowania. Podsumowaniem tego jest wniosek, że „Jagiellonowie nie potrafili wytworzyć wysokiej kultury politycznej ani zmusić się do solidności w rządzeniu krajem na miarę Piastów.”

Wraz ze śmiercią Kazimierza III Wielkiego w dniu 5 listopada 1370 w Krakowie skończyła się też dynastia piastowska. Był to bowiem ostatni monarcha z dynastii Piastów zasiadający na tronie Polski. Po nim nastał burzliwy czas, po którym władzę królewską objął Władysław II Jagiełło. Dziś jest to dla nas zdarzenia ważne i przełomowe w naszych dziejach, ale w tamtych czasach nie wszystko przebiegało tak prosto i bezkonfliktowo. Autor nakreśla nam ówczesną atmosferę i wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu. Przedstawił w swojej książce charakterystykę prawie 200 lat rządów prowadzonych przez rodzinę Jagiellonów, ukazując ich cienie i blaski, które miały wpływ na wiele kluczowych wydarzeń.

Po kolei poznajemy losy Władysława II Jagiełło, Władysława III Warneńczyka, Kazimierza IV Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta I Starego, Zygmunta II Augusta i Anny Jagiellonki. Każda z nich została przedstawiona w osobnych rozdziałach, obszernie opisujących dany okres historyczny, ukazując nam charakterystyczne cechy władców, ich wady i zalety, ale też innych osób, które były związane z ich panowaniem i życiem. Obrazowo rysuje tło historyczne, obyczaje, polityczne strategie, intrygi, rodzinne koligacje, które pozwalają poczuć atmosferę wówczas panującą. Całość uzupełniają liczne ilustracje i ryciny, co pozwala na wyobrażenie sobie opisywanych czasów.

Pan Sławomir Leśniewski jest wprawdzie z zawodu adwokatem, ale widać, że historia to jego pasja, która od wielu lat mu towarzyszy. To zaowocowało bagażem doświadczeń w popularyzowaniu dziejów naszej ojczyzny m.in. poprzez książki, których ma na swoim pisarskim koncie kilkanaście. Jego opracowanie tematu jest godne podziwu. Autor wykonał niesamowicie pracochłonny przegląd okresu panowania Jagiellonów, podpierając się nie raz znanymi autorytetami w dziedzinie historii. Pisze w sposób intrygujący, wciągający, ukazując nam różne epizody, ciekawostki, historyjki, anegdoty i fakty bardziej znane oraz te mniej popularne. Ukazuje Jagiellonów jako ród, który nie zawsze miał na uwadze dobro ogółu, a raczej przekładający „uciechy stołu i łoża nad sprawami państwa”. Są wśród nich zasłużeni chwałą władcy, ale też tacy, których rządy budzą nie stanowią chluby dla ich działań. Jawi się więc dynastia, która pozostawiła po sobie mnóstwo niezałatwionych spraw, ale też ogrom narastających problemów, które wpłynęły na kolejne pokolenia

Pan Leśniewski w ciekawy sposób opowiada o ich losach, zdradzając sprawy, o których nie usłyszymy na lekcjach historii. Przede wszystkim opisuje ludzi takimi, jacy byli, nie tylko z punktu majestatu królewskiego, jak to przedstawiają nam w suchy sposób szkolne podręczniki, ale jako ludzi z krwi i kości, z ich ułomnościami, popełniającymi błędy, nie zawsze postępującymi w sposób uczciwy i szlachetny.

„Jagiellonowie zeszli ze sceny cicho. Bez fanfar i nie podejmując walki o polityczne przetrwanie, jak uczynili to Piastowie. Opuścili ją jakby zawstydzeni tym, co po nich zostaje.”

Na lekcjach historii nigdy nie jesteśmy w stanie dokładnie wgłębić się w jakikolwiek okres naszej przeszłości, gdyż po prostu nie ma na to czasu. Poza tym podręczniki traktują zagadnienia powierzchownie, wyróżniając jedynie najważniejsze fakty i daty z danego okresu. Nie zawsze przedmiot historii jest ulubionym działem wśród uczniów, ale to dlatego, że fascynujące losy Polski nie są przedstawiane w jakiś ciekawy sposób, który wciągnąłby w swoje odmęty wypełnione pasjonującymi wydarzeniami. Z tego względu takie publikacje jak te pisane przez pana Sławomira Leśniewskiego zasługują na uwagę, gdyż w przystępnej formie pozwalają lepiej poznać naszych przodków, których decyzje i życie wpłynęły na to, jak obecnie wygląda nasz świat.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica

W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”

Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś wartościowego w treści. Z niniejszą miałam jednak problem, bo książka nie spełniła moich oczekiwań i nie potrafiłam się w nią zaangażować. Dałam jej 3 punkty na 6 ze względu na pomysł na tę historię. Gdyby była napisana nieco inaczej, wówczas naprawdę mógłby być to hit czytelniczy. Przyciągająca wzrok okładka i ciekawy opis redakcyjny skutecznie zachęciły mnie do sięgnięcia po powieść „Nie należę do Ciebie” a do tego tytuł bardziej by pasował, gdyby na przykład brzmiał: „Nie zakochaj się we mnie". Po jej przeczytaniu pojawiła się refleksja, że nie wystarczy mieć pomysł na książkę, trzeba jeszcze umieć przełożyć swoje myśli na papier.

Bohaterami, którzy naprzemiennie opowiadają nam o tym, co dzieje się na jej kartach są Scarlett Roberts i Silas Evans. On mieszka w Bostonie od urodzenia, czyli przez 19 lat. Tutaj się uczy, ma swoje grono znajomych i przyjaciół, więc z tym miastem wiąże swoją przyszłość. Teraz jest w ostatniej klasie szkoły średniej, do której uczęszcza od jakiegoś czasu chętniej, odkąd cztery miesiące temu pojawiła się w niej pewna dziewczyna, a jest nią Scarlett. Jego przyjaciel, Max ostrzega go, że jest ona dziwna, stroni od ludzi i trudno z nią nawiązać kontakt. I faktycznie. Silas się o tym wkrótce przekonuje, ale w niedługim czasie ich relacja zmienia się i zawiązuje się między nimi przyjaźń. Ona bowiem nie chce angażować się w żadne głębsze związki i od razu stawia warunek, by Silas obiecał, że nigdy się w niej nie zakocha. Jej zasady zostają wystawione na próbę, gdy na jej drodze pojawia się Chris Parker, który od początku stanowi dla niej zagadkę, ale jednocześnie zaczyna ją intrygować powód jego zainteresowania jej osobą. Okazuje się, że chłopak wie o niej więcej, niż mogłaby przypuszczać.

Zaczyna się wzruszająco, wspomnieniem o zmarłym dziadku, ale nie wiem co to ma wspólnego z treścią książki. Nie ma do tego nawiązania, ani w żadnym momencie nie spotyka się ten wątek z toczącą się historią, więc nijak ma się do treści książki, której fabuła toczy się wokół zupełnie innych zdarzeń. W pewnym momencie stwierdziłam, że jestem znużona opisywaną historią, a mam za sobą dopiero niewiele ponad 1/3 jej objętości, a przed sobą jeszcze ponad 300 stron. Mimo to przeczytałam książkę do końca, gdyż miała w sobie kilka intrygujących epizodów, a przede wszystkim byłam ciekawa, dlaczego Chris nagabuje Scarlett i co z tego wyniknie.

Przede wszystkim w tej historii zabrakło mi dynamiki. Nieco lepiej jest w kilku ostatnich rozdziałach, ale ogólnie przytłacza zbyt duża ilość opisowych tekstów, a za mało jest akcji, a czasami zupełnie nie potrzebne opisy różnych czynności. Chociażby informacja, że Scarlett do godziny trzynastej zrobiła wszystko, co miała zrobić i nawet posprzątała całe mieszkanie. Wprawdzie autorka porusza niektóre sprawy, ale w sposób delikatny i niewystarczający, chociażby zagadnienie depresji i zachowania autodestrukcyjnego, ale to pojawia się jakby przy okazji, często niespodziewania, dając wrażenie, jakby autorka wpadła na ten pomysł na bieżąco, w trakcie pisania.

Czasami są niezrozumiałe sceny, np. Scarlett idzie do kina z Silasem i nagle otrzymuje smsa od Chrisa sugerującego, że one też ogląda ten sam film co oni. Bohaterka najpierw stwierdza w swoich myślach, że „Trudno jednak kogokolwiek zobaczyć, skoro w sali jest ciemno”, a gdy po seansie światła oświetlają kinową przestrzeń, ona „rozgląda się, ale czarnookiego już tu nie ma”, a przecież nawet nie była pewna, czy on tu jest.

Zbyt słabo została ukazana relacja z matką, właściwie prawie w ogóle jej nie było. Miałam często wrażenie, że dziewczyna mieszka sama i robi, co chce. Nie przekonała mnie do siebie swoim zachowaniem i swoimi problemami. Wszystko biegnie wolno, każda czynność i każdy dzień rozłożony jest na drobne elementy, a to wiąże się z długimi partiami tekstu bez dialogów. Opisowy charakter mają też prezentowane rozmowy, tzn, autorka raczej o nich opowiada, niż prezentuje. Niektóre sprawy wychodziły nagle, albo były za mało wyeksponowane, chociażby depresja bohaterki, o której ona wspomina jako swym złym doświadczeniu z przeszłości.

Wszystko biegnie wolno, każda czynność i każdy dzień rozłożony jest na drobne elementy, a to wiąże się z długimi partiami tekstu bez dialogów. Opisowy charakter mają też prezentowane rozmowy, tzn, autorka raczej o nich opowiada, niż prezentuje. Niektóre sprawy wychodziły nagle, albo były za mało wyeksponowane, chociażby depresja bohaterki, o której ona wspomina jako swym złym doświadczeniu z przeszłości. Dialogi często nic nie wnoszą do fabuły. Bywa na przykład tak, że dwie osoby się spotykają, by coś sobie wyjaśnić, ale tak naprawdę rozmowa sprowadza się do kilku zdań niczego niewyjaśniających i bohaterowie wracają do jakiś codziennych czynności, najczęściej do oglądania filmów lub przeglądania telefonu itp. Poza tym rozmowy są płytkie, zbyt ugrzecznione, zwłaszcza gdy rozmawiają faceci.

Ogromnie irytowała mnie Scarlett, która została wykreowana na samotnika z wyboru unikającego bliższych relacji. Jej postawa związana z unikaniem związków i zasada postawiona Silasowi, by on się w niej nie zakochał, była dla mnie irracjonalna, gdyż świadczy to o jej niedojrzałości emocjonalnej. Zawiodła się, bo chłopak, w którym się ona zakochała, nie odwzajemniał jej uczuć, więc się załamała. A przecież nawet się nie znali, on jej nie zauważał, gdy ona wodziła za nim wzrokiem i wzdychała do niego. Ten wątek został przedstawiony bardzo pobieżnie. Uważam, że nie był to powód do depresyjnego zachowania z okaleczaniem się włącznie. Do tego decyzje, jakie Scarlett podejmowała, także w ostatnich akapitach, były niezrozumiałe. Niby kocha, ale robi coś zupełnie przeciwnego. Poza tym prowadzi zakłamane, podwójne życie, oszukuje Silasa, ale ma do niego pretensje, że on nie był z nią szczery i ukrywał swoje sekrety. PRZECIEŻ ONA NIE JEST LEPSZA w tym momencie! I nie ma tu znaczenia rodzaj ukrywanych spraw!

Silas, chyba jedyny bohater, którego zaczęłam darzyć sympatią, ale jego historia też mnie zszokowała, bo jego przeszłość nie jest zbyt chwalebna. Ma bowiem na sumieniu decyzje, których dziś się wstydzi, ale ogólnie jest postacią, której nie da się nie lubić.

Jest jeszcze Chris, który otrzymał w tej opowieści drugoplanową rolę, a jest tutaj najbardziej intrygującą osobą. Jego osobowość miała być wykreowana na czarny charakter z mroczną duszą, ale niezbyt wyraźnie można było to poczuć i nie do końca z nim tak było.

W ogóle brakowało mi w tej powieści emocji. Nie wystarczy bowiem napisać, że „jestem przerażona”, czy „Ja naprawdę tego nie wytrzymam. Już i tak jestem wystarczająco spanikowana”, ale trzeba jeszcze umieć to pokazać, a tego mi zabrakło: emocji ukazanych w sposób sugestywny, plastyczny i mocny, więc trudno mi było poczuć to, co czuli bohaterowi. Gdy się po raz pierwszy spotykają, on obiecuje, że jej wyjaśni wszystko, gdy ona z nim pojedzie w jedno miejsce. Scarlett robi to bez zbytniego namysłu z naiwnością. Chris wywozi dziewczynę gdzieś do lasu nad jezioro i tak naprawdę nie mówi jej nic konkretnego. Następnym razem zawozi ją do jakiegoś domu i też nie mówi po co.

Poza tym nagminnie stosowane są stwierdzenia typu „blondynka” „blondyn, „szatyn”, „niebieskooka”, „czarnooki” itp. jako określenia osoby, o której jest mowa, lub która akurat się odzywa, czy robi jakiś ruch. Brzmi to sztucznie i niestety, jest coraz częstym trendem wśród młodych debiutantów. „Blondynka opuszcza wzrok”, „Blondyn nalegał”, „mój przyjaciel rozmawia z zielonooką”, „czarnooki nie odzywa się” itp.

Zaznaczam, że to moja subiektywna ocena i ktoś inny może ją odebrać inaczej. Według mnie autorka musi jeszcze wiele się nauczyć, gdyż ma z pewnością dobre pomysły, ale gorzej z wykonaniem. Do tego wszystkiego – bezsensowne zakończenie, a właściwie niedokończona opowieść i nie za bardzo rozumiem, dlaczego akurat ta scena była epilogiem. Z reguły to część fabuły, która ukazuje jakieś dalsze losy bohaterów, jest jakby podsumowaniem, a tu mamy niedokończoną scenę, co daje pole do kontynuacji, ale musiałaby być bardziej dopracowana. Mam nadzieję, że autorka weźmie te uwagi do serca i druga część tej historii będzie znacznie lepsza. O tym, że musi powstać ciąg dalszy tej historii, jestem przekonana, gdyż tak to wszystko nie może się skończyć.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”

Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”

Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku jednego z bohaterów książki „Desire or Defense”, która rozpoczyna trylogię o niektórych zawodnikach drużyny hokejowej. W wersji amerykańskiej poprzedzała ją nowela pt.: „Passion or Penalty” czyli „Pasja czy kara”, a dopiero potem ukazały się trzy główne tomy. U nas seria zaczyna się od „Desire Or Defense”, co oznacza „Pragnienie lub obrona” i wokół tego dylematu toczy się jej opowieść. Okładka tej książki, jak i tytuł wskazują na połączenie dwóch wątków: romansu i sportu, które jest jednym z moich ulubionych powiązań, gdyż to gwarantuje energiczną akcję i wiele emocji.

Mitch ma w sobie ogromne pokłady gniewu, nad którym nie potrafi zapanować, a do tego wciąż na wszystko narzeka, bo zawsze znajdzie się coś, co go denerwuje. Dlatego wszyscy postrzegają go, jako gderliwego, szorstkiego choleryka, z którym lepiej nie zadzierać. Ma, oczywiście, grono swoich kolegów i przyjaciół, z którym gra w drużynie hokejowej D.C. Eagles, co pozwala mu zapomnieć o swoich problemach i demonach. Nikt nie wnika dlaczego on taki jest, ale on też nie zwierza się nikomu ze swej przeszłości.

Źródło jego zachowania znajduje się w dzieciństwie Mitcha, a szczególnie wrażliwy jest, gdy ktoś pyta go o jego ojca. Wówczas natychmiast uruchamia się w nim niekontrolowana wściekłość. To właśnie ona spowodowała, że Mitch wdał się w bójkę podczas jednej z rozgrywek, po której zostaje odsunięty od udziału w piętnastu najbliższych meczach. A to dla niego jest kara niewyobrażalna, gdyż to oznacza dużo wolnego czasu, co wiąże się z bezczynnością i rozmyślaniem. Na szczęście zostaje skierowany na terapię do doktora Curtisa i w ramach poprawy wizerunku - na zajęcia z chłopcami, którzy grają w dziecięcej drużynie hokejowej WOMBAT. Wśród nich jest kilkuletni Noah, który jest dzieckiem cichym, zamkniętym w sobie, ale niezwykle inteligentnym i kochającym hokej. Mitch dostrzega w jego charakterze podobieństwa do siebie, gdy był w wieku Noaha.

Noahem opiekuje się prawnie jego rodzona siostra Andie, która po starcie rodziców robi wszystko, by jego brat wyszedł ze swej skorupy. Dla niej są ważne trzy rzeczy: Noah, praca i niezawodny samochód. Z dwoma pierwszymi sprawami radzi sobie dobrze. Gorzej ze sprawnym autem, które ma już swoja lata i czasami zawodzi.

Pracuje jako pielęgniarka, więc nie ma zbyt wiele czasu na przebywanie w domu i zajęcie się chłopcem. Pomaga jej przyjaciółka Ronda, z którą razem pracuje na OIOM-ie w szpitalu w Waszyngtonie. Kiedy tylko może, uczestniczy w zajęciach sportowych brata. Na jednym z nich reaguje gwałtownie widząc, jak nowy trener, czyli Mitch, źle odnosi się do swoich małych podopiecznych. Nie znając dobrze sytuacji, wpada na boisko i robi mu awanturę. Tak zaczyna się ich znajomość pełna wzburzeń, iskrzenia i wzajemnego zauroczenia.

Akcja książki toczy się głównie w środowisku hokejowej dyscypliny sportu, więc autorka musiała dobrze przygotować sobie to pole zdarzeń, gdyż związane z nim sytuacje na boisku sprawiają wiarygodne wrażenie. Do tego opisy pozwalają uruchomić pole wyobraźni i poczuć się tak, jakbyśmy byli na trybunach i obserwowali treningi oraz mecze. Drugim tłem fabuły jest praca w służbie zdrowia, a konkretnie w szpitalu na OIOM-ie, co z kolei podkreśla trudną służbę pracujących tam kobiet.

Pani Leah Brunner z lekkością, ale i w bardzo esencjonalnym stylu zestawiła ze sobą dwa trudne charaktery. Mitch to wulkan gniewu, który w każdej chwili może wybuchnąć, natomiast Andie nie zamierza mu ułatwiać życia i też potrafi pokazać pazurki uruchamiając swój zadziorny potencjał. Ich historia toczy się w różnym napięciu, otoczona emocjami, ale z czasem można było się spodziewać, jak ich relacja się rozwinie. Obserwowanie rozwoju ich znajomości, działania chemii uczuć i walka ze swoimi demonami z przeszłości dało mi dużą dozę satysfakcji z czytania.

Mitch dostrzega w pewnym momencie, że całe swoje życie spędził nie widząc światła nadziei na poprawę, a dopiero pojawienie się takiej osoby, jak Andie, rozjaśniło ciemność, która opanowała jego duszę.

„Desire or Defense” ma charakter komedii romantycznej, ale poruszane są w niej też trudne tematy, co sprawia, że nie jest to ckliwa i płytka historia. To opowieść o radzeniu sobie z samym sobą, ale też o dostrzeganiu pozytywów w codziennych trudnościach. Bardzo dobrze został ukazany potencjał, jaki tkwi u dzieci, które trzeba umieć dostrzec. Autorka przy tym stworzyła kilka ciekawych osobowości, które z pewnością poznamy w kolejnych tomach serii D.C. Eagles Hokej, pokazując trudną pracę nad sobą, by osiągać sukcesy na boisku.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”

Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”

Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej autorki zatytułowaną „Kompleks grzecznej dziewczynki” , która jest pierwszym tomem trylogii „Avalon Bay”.

Dwudziestoletnia Mackenzie Cabot mieszka z rodzicami w Charleston i ma zaplanowaną przyszłość na każdym etapie swego życia. Wie jakie studia ma skończyć, co będzie robić w przyszłości, a nawet kto będzie jej mężem i jak będzie wyglądało jej życie w roli żony. Z tym, że nie są to jej oczekiwania i marzenia, lecz wytyczne bogatych rodziców. Dziewczyna wypełnia je właściwie bez zastrzeżeń, mając na uwadze zadowolenie mamy, ojca, swoich znajomych i Prestona, chłopaka, z którym jest od czterech lat. Próbuje też realizować swoje przedsięwzięcia, które są związane z działalnością w mediach społecznościowych. Z powodzeniem prowadzi serwis „Wpadki chłopaka”, zbierając za reklamy duże sumy pieniędzy. Mimo to najbliżsi, z Prestonem włącznie, nie popierają tej formy zarobku i naciskają na coś bardziej ambitnego. Preston studiuje od dwóch lat na prestiżowej uczelni Garnet College w Tally Hall, a teraz przyjeżdża do niej Mackenzie, by wypełnić kolejny punkt na liście życzeń rodziców.

Takie osoby jak ona, miejscowi nazywają klonami, bo wszyscy z tego bogatego środowiska zachowują się tak samo, uważając się za lepszych, gardząc biedniejszymi i zachowując się arogancko, a tutejszych mieszkańców nazywając lokalsami, z którymi nie warto nawiązywać żadnych znajomości. Do takich lokalsów należą bracia bliźniacy: Cooper i Evan Hartley, którzy mieszkają w pobliskim nadmorskim miasteczku Avalon Bay w domu na plaży. Obydwaj nienawidzą klonów, tak jak i inni z ich grona znajomych i przyjaciół

Cooper ma swoje marzenia i skrupulatnie gromadzi zarobione pieniądze, dorabiając w weekendy w „Barze na plaży” u Joego. Tego dnia, gdy go poznajemy, w piątkowy wieczór dochodzi do bójki między Cooperem, a jednym z zarozumiałych klonów. Jest nim Preston, który doprowadza do tego, że Cooper traci pracę. Pod naciskiem swoich przyjaciół zaczyna realizować ich plan zemsty, gdy dowiadują się, że Preston ma ładną narzeczoną. Zadaniem Coopera jest zdobyć serce Mackenzie i potem sprawić, by Preston się o tym dowiedział, a po wszystkim ma zerwać z dziewczyną kontakt. Jednak bliższe poznanie dziewczyny-klona pokazuje mu, że nie wszystkie osoby z bogatych studentów są takie same. Uświadamia sobie, że coraz bardziej jest zaangażowany w relację z dziewczyną, która tylko pozornie nie pasuje do jego środowiska.

„Kompleks grzecznej dziewczynki” to dobrze napisany romans w stylu YA, z którym spędziłam miło czas. To zasługa lekkiego pióra autorki i jak zwykle ciekawej historii osadzonej w społeczności młodych ludzi stojących u progu dorosłości, ale idących przez życie z całkowicie odmiennym bagażem życiowych doświadczeń.

Głównym tłem dla wydarzeń jest urokliwe nadmorskie miasteczko, w którym mieszkają ludzie doskonale znający się nawzajem, zawsze gotowi nieść pomoc na zasadzie „dzisiaj ty mi pomożesz, jutro ja tobie”. Takie podejście ich jednoczy, bo wiedzą, że w każdym momencie może zdarzyć się sytuacja, w której wzajemne wsparcie jest niezbędne. To jest bowiem region, który czasami nawiedzają silne huragany, więc dobrze jest mieć świadomość, że można polegać na sąsiadach.

Z tym klimatem zestawione są zasady panujące wśród wpływowych ludzi z kontem zasobnym w miliardowe zyski, ale tego, czego brakuje im, to poczucie wspólnoty. Tutaj ważne są pozory szczęśliwej rodziny, którą pokazuje się światu, a to, co jest niewygodne i odbiega od normy, chowane jest w eleganckich ścianach pięknych i luksusowych domów.

Zaletą fabuły jest niewątpliwie wartka akcja i wrzucenie nas od razu w akcję, bez zbędnych wprowadzających wstępnych opisów. Poznajemy środowisko w jakim obracają się bohaterowie, ich dylematy, poglądy, ambicje i sytuację rodzinną. Autorka zestawiła w niej dwa przeciwstawne światy, ukazując kontrasty między pokoleniem bogatych snobistycznych młodych ludzi z młodzieżą pochodzącą z biedniejszych środowisk, którym życie nie ułatwia spełnienia marzeń. Oni muszą dotrzeć do nich poprzez własną pracę, samozaparcie i wytrwałość.

Tą historią pani Kennedy pokazuje, że nie wszystko jesteśmy w stanie kontrolować i przewidzieć, zarówno jeżeli chodzi o drugiego człowieka, jak i o uczucia. Zwraca uwagę, by nie oceniać kogoś powierzchownie, tylko na podstawie tego, co widzimy lub słyszymy na temat jakiegoś środowiska i ludzi mających z nim związek. Wartością człowieka bowiem jest nie to ile ma pieniędzy, jakie ma wykształcenie, jakie ma znajomości, lecz to, co sobą reprezentuje, jaki jest dla innych, co potrafi zrobić i ile dobra ma w swoim sercu. Pieniądze są oczywiście potrzebne, ale jako środek do zrealizowania swoich marzeń, z których nigdy nie powinniśmy rezygnować, tylko dlatego, że inni uważają je za śmieszne czy mało realne. Nie mamy wpływu na to, gdzie się urodzimy, w jakim otoczeniu jesteśmy wychowywani, ale zawsze mamy wybór, w którą stronę iść i co chcemy robić w życiu. Autorka podkreśla tym samym, by nigdy nie rezygnować z marzeń, własnych planów, nawet jeżeli czasami trzeba iść pod prąd, zamiast podążać drogą, którą wyznaczyli nam inni.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka

„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”

Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”

Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.

Po śmierci Williama Blake’a Maddy Wolter wyjechała do Włoch, by tam przeżywać utratę ukochanego, swój ból, zatracić się w cierpieniu i depresji. Nie chciała nikogo widzieć, nie miała ochoty na jedzenie, wizyty znajomych. Stała się cieniem samej siebie. Teraz, po dwóch latach od tamtego tragicznego zdarzenia jest zupełnie inną kobietą, dzięki swemu ojcu, który zmusił ją do podjęcia leczenia. Przeszła metamorfozę zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną.

Ojciec i Carter uczyli ją wszystkiego, by przetrwać w mafijnych strukturach i nabyć umiejętności potrzebne do jazdy w nielegalnych wyścigach samochodowych. Stała się silniejsza, pewna siebie, ale i zimna w uczuciach. Z Włoch przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie mieszka razem ze swoim przyjacielem, Chrisem, który prowadzi własny bank i zawsze jest gotowy na to, by pomóc Maddy przejść trudne chwile, ale też pilnuje, by nie popełniła błędów. Maddy ma teraz 20 lat i stara się być samodzielna. Poza studiowaniem dorabia w barze oraz pracuje jako opiekunka dla dzieci w czasie weekendów. Niestety, nie utrzymuje kontaktów ze swoimi przyjaciółmi z Meerbey City i nie zamierza tam wracać. Jednak pewnego dnia okazuje się, że będzie musiała odwiedzić rodzinne strony, gdyż zjawia się ponownie w jej życiu Travis, który ma dla niej zadanie do wykonania. Ona nie ma wyjścia, gdyż Travis wie o niej coś, co może ją całkowicie pogrążyć i zniszczyć.

To zaledwie zarys tego, co dzieje się w tej części trylogii „Secret”, a dzieje się zbyt dużo, by napisać więcej o fabule, więc nakreśliłam szerzej tylko to, co zdradzone jest w opisie książki. Od premiery „Secret game” minął rok, więc można zapomnieć już, co wówczas się wydarzyło. Na szczęście autorka zadbała o niektóre szczegóły i w trakcie poznawania tej części nie miałam problemu z odnalezieniem się w jej historii, chociaż znajomość jej początku z pewnością dużo by wyjaśniła. Przypomnienia w formie wspomnień czy przybliżenia niektórych postaci i wcześniejszych wydarzeń pomocne są nie tylko dla nowych czytelników tej serii, ale też dla tych, którzy rok temu poznali losy bohaterów „Secret game”. Tak długi czas oczekiwania na kontynuację sprawia, że umyka nam to, co działo się na jej kartach. A do tego obie części są dosyć obszerne, bo liczą sobie ponad 500 stron.

Fabuła drugiego tomu jest bogata w wydarzenia, co jest wprawdzie dużym plusem tej powieści, ale to powoduje też, że pojawia się wiele postaci i wątków, więc można było czasami poczuć chaos. Były momenty, gdy musiałam wrócić do wcześniejszych stron, by jeszcze raz przeczytać jakiś fragment i dopiero ruszyć dalej. Zdarzały się też epizody, niezbyt jasne i za bardzo pogmatwane, lub też rozciągnięte w czasie. Z tego, co się dowiedziałam, pani ukrywająca się pod pseudonimem N.J. Zblendowana pisała najpierw na Wattpadzie, a ta seria jest jej debiutem i jest to wyczuwalne, chociaż historia jest oryginalna, z dobrym tempem i mocnym zakończeniem.

Główna bohaterka niestety nie skradła mojego serca. Jej decyzje, zachowanie, irracjonalne pretensje i ogólnie sposób myślenia oraz podejście do swoich relacji z innymi, a także ogólny sposób bycia nie przekonały mnie do niej, a niejednokrotnie irytowały. Autorka chciała z pewnością, by była ona silna, bezkompromisowa, pewna siebie, ale tak naprawdę okazała się niestabilna emocjonalnie, naiwna i mało wiarygodna. Po prostu mnie irytowała od samego początku, gdy swoją niezależność pokazywała poprzez jednorazowe erotyczne przygody z przypadkowymi mężczyznami. Gdy w pewnym momencie jeden z nich nazywa wprost jej podejście odpowiednimi słowami, jest oczywiście oburzona, ale ja całkowicie się z nim zgadzałam. Późniejsze wydarzenia nie naprawiły mojego nastawienia do niej, i trudno mi było ją polubić.

Narracja poprowadzona została z kilku punktów widzenia, więc mamy w niej kilka kluczowych postaci, które przedstawiają nam swoją wersję wydarzeń i to co wówczas myśleli. Widać, że autorka usilnie chciała sprawić, by napisana przez nią historia nie była taka jak inne tego gatunku, wiec to jej się udało, gdyż zaskoczyła mnie niejednokrotnie, a całkowicie zdumiała mnie zakończeniem tej części. W tym momencie w ogóle nie rozumiałam postanowień Maddy i tego co zrobiła. Według mnie niepotrzebnie autorka tak zagmatwała sprawę, bo wydaje się, że wiele się wyjaśniło i mogłoby się skończyć nieco inaczej. Mam nadzieję, że na trzecią część serii nie będziemy musieli czekać aż 24 miesięcy i autorka szybko ujawni nam swoje pomysły na dalsze losy bohaterów.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z grupą Helion oraz wydawnictwem BeYa

„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”

Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.

Po śmierci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."

Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie życie na nowo. Nie było łatwo, bo mimo wszystko kochała męża, ale jego porywczość i zbyt agresywne emocje nie pozwalały jej prowadzić spokojnego życia. Szef redakcji oświadcza, że zwolnił się etat starszego redaktora i ten, kto napisze intrygujący artykuł, ma szansę na objęcie tego stanowiska. Vanessa dostaje urlop, który ma zamiar wykorzystać na poszukanie ciekawego tematu będącego kolejnym szczeblem kariery dziennikarskiej. Ma być nietypowo, wyjątkowo i zwalająco z nóg. Temat pojawia się niejako sam, gdyż do domu przyjaciółki, która ją do siebie zaprosiła, wkracza znany prawnik, Anthony Hawthorn.

Anthony ma alergię na dziennikarzy, bo nikt tak jak oni nie potrafią zepsuć opinii drugiemu człowiekowi. Zawsze widzą, to co chcą widzieć i przypinają łatki, które wzbudzają sensacje u czytelników. On jest znanym i skutecznym prawnikiem, ale dla wielu klientów ważne jest też jakie prowadzi życie prywatne. A jego wizerunek nie świadczy o tym, by wykazywał cechy wskazujące na dobre rodzinne życie. Ma raczej opinię playboya, podrywacza i kobieciarza. Wspólnicy z jego kancelarii wysyłają go urlop, by dał odpocząć od siebie mediom i by sprawa ostatniego skandalu ucichła. Postanawia wyjechać do siostry, Annie, która mieszka w odosobnionym miejscu w Westchester, gdzie ma dom z basenem. Ironią losu okazuje się, że na miejscu poznaje dziennikarkę, która jest przyjaciółką Annie i akurat też potrzebuje kilkunastu dni odpoczynku.

Po ich pierwszym starciu i wyjaśnieniach, dochodzą do porozumienia. Ona deklaruje, że pomoże mu poprawić wizerunek, a w zamian będzie mogła napisać o nim artykuł. O ile pierwsza część planu idzie dobrze, to gorzej z udzieleniem wywiadu, gdyż Tony nie chce za bardzo otworzyć się na szczerą opowieść o sobie.

Victoria Black ma na swoim koncie siedem książek, z których ja poznałam do tej pory cztery, więc jest to moje piąte spotkanie z jej twórczością. Po tym, jak poznałam dylogię: „Związani z lojalnością” oraz „Pragnienia serc” i „Walka zmysłów”, z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść „Niemoralny układ”. Napisane przez nią historie charakteryzują się charyzmą i często skupiają się na relacjach międzyludzkich. Tak też jest w tej książce, w której fabuła zbudowana została wokół Vanessy i Anthony’ego, którzy opowiadają nam o sobie w narracji naprzemiennej. W tle poznajemy losy ich znajomych, którzy są z nimi w różnych relacjach.

To historia, która z pewnością będzie miała swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od danej książki. Ja należę do tej pierwszej grupy, gdyż sięgając po „Niemoralny układ”, wiedziałam, że będę miała do czynienia z romansem i to napisanym bardzo przyjemnym i lekkim stylem. Pani Victoria Black ma umiejętność opisywania emocji i odczuć tak, że bez problemów mogłam wniknąć w nastrój wydarzeń, przeżycia bohaterów i ich emocje.

Tony nie jest zwolennikiem stałych związków, zbudował wokół siebie mur, który trudno rozbić. Pilnie strzeże swoich głęboko ukrytych uczuć, pokazując na zewnątrz tylko to, co chce, by inni widzieli. Natomiast Vanessa ma traumę po nieudanym małżeństwie, więc też nie zamierza wchodzić w nic trwałego. Nie potrafi zaufać mężczyznom i wszystkich mierzy tzw. jedną miarką. Ich historia pokazuje, że jeżeli spotkamy na swej drodze właściwą osobę, to wówczas inaczej patrzymy na życie, gdyż wiemy z kim czujemy się wyśmienicie i kto daje nam szczęście. Podobało mi się, że oboje od początku stawiają jasno sprawę, są wobec siebie szczerzy, chociaż czasami nie zgadzałam się z podejmowanymi decyzjami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Vanessę, która w pewnym momencie nie wykazała się rozsądkiem i otwartością. Wsparciem dla obojga jest Annie, która także ma swoje problemy, ale też doskonale zna swego brata i przyjaciółkę. To bardzo sympatyczna postać, której losy śledzimy w tle pierwszoplanowych wydarzeń.

Autorka zbudowała tę historię na problemach natury emocjonalnej i przeżyciach z przeszłości, które rzutują na obecne zachowanie bohaterów. Można dostrzec znane schematy i początek powieści wskazywał, że wszystko potoczy się w przewidywalny sposób, ale nie do końca tak było. To jednak nie jest wadą, lecz doskonałym punktem wyjściowym do dalszych wątków. Bardzo zgrabnie zostały one wkomponowane w ciąg zdarzeń, które przyciągają uwagę. Z każdą stroną byłam ciekawa, co wydarzy się dalej i mimo że spodziewałam się jak może wyglądać finał, to i tak niektóre epizody przebiegły inaczej, niż myślałam. Oczywiście w tego rodzaju powieściach są sceny erotyczne, ale nie ma ich za dużo i doskonale uzupełniają to, co dzieje się między bohaterami.

„Niemoralny układ” jest początkiem serii, o której nie ma informacji na okładce, ale napis „koniec części pierwszej” żegna nas wraz z ostatnią stroną książki. Mam nadzieję, że autorka nie będzie nas zbyt długo trzymała w oczekiwaniu, i już wkrótce będę mogła ponownie spotkać się z poznanymi osobami.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."

Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pamięci mordercy Pascal Engman, Johannes Selåker
Ocena 7,8
Pamięci mordercy Pascal Engman, Joha...

Na półkach: , , ,

„Wojna na zawsze pozostaje w tobie. Nigdy się nie skończy, będzie cię drążyć, nawet jeśli tobie wydaje się już, że od niej uciekłeś.”

Gdy wzięłam do ręki książkę „Pamięci mordercy”, byłam nieco przerażona jej objętością. Z reguły sięgam po trochę chudsze powieści, gdyż grubsze zawsze kojarzą mi się z długimi opisami i ciągnącymi się stronami wielu zdarzeń i wątków. Na szczęście nie do końca tak było, chociaż nie brakowało opisów, które z powodzeniem można było pominąć.

Zabiera nas ona do lat 90. XX wieku, a konkretnie do 1994 roku do Szwecji. Dla młodszej części czytelników fabuła będzie z pewnością nieco archaiczna, gdyż jest w niej klimat sprzed 30 lat, gdy sposób działania, metody i technologia były na zupełnie innym poziomie. To tylko uświadamia, jak wiele zmieniło się od tamtego czasu i dziś wiele spraw mogłoby potoczyć się inaczej.

W tamtym czasie, w upalne lato miały miejsce zamieszki w Falun, gdzie doszło do strzelaniny. Ktoś wykorzystuje to zamieszanie, by zamordować kobietę pochodzącą z obozu dla uchodźców. Podejrzenie pada najpierw na Mattiasa Flinka, który jużwcześniej zastrzelił siedem kobiet, ale tym razem ofiara została uduszona, co nie pasuje to metody, jakim posługiwał się psychopatyczny morderca. Śledztwo prowadzi Tomas Wolf, który niedawno wrócił z misji w Bośni, a wkrótce jego ścieżki łączą się ze znaną dziennikarką Verą Berg. Początkowo działania tych dwojga bohaterów śledzimy w osobnych watkach, poznając ich życie, zarówno prywatne, jak i zawodowe. Wiadomym było, że ich drogi w końcu się połączą, by razem podążać za mordercą. Wkrótce okazuje się, że podejrzanym jest sławny aktor filmowy Micael Bratt, ale oni czują, że prawda jest zupełnie inna i chcą ją odkryć.

„Pamięci mordercy” rozpoczyna „Czarną serię”, której autorami są dwaj dziennikarze: Pascal Engman i Johannes Selåker, którzy razem zjednoczyli pisarskie siły, by napisać opasłe dzieło z misternie utkaną historię, w którą nie od razu byłam w stanie wniknąć, ale z każdą stroną wciągała mnie coraz bardziej. Taka ilość stron od razu wzbudza obawy o zbyt powolne i mozolne brnięcie przez poszczególne rozdziały i zbyt dużą ilość szczegółów.

I faktycznie. Fabuła nie pędzi na łeb na szyję, lecz jest raczej umiarkowana, ale obfitująca w wiele wydarzeń, postaci, faktów, na bazie których została zbudowana opowieść. To powieść, która ma ciekawe wątki, porusza istotne kwestie, ale ma też wiele momentów, które spowalniają akcję odciągając naszą uwagę od głównego motywu, jakim są morderstwa. Rozwiązanie ich przebiegu i znalezienie zabójcy przeciąga się, znika gdzieś w tle innych wydarzeń, które nie raz mają charakter osobisty, bądź społeczny.

Autorzy, ze względu na swoją profesję, przekazują sporo ze swojego doświadczenia, zwłaszcza, gdy rozdziały dotyczą Very. Od razu widoczna jest mniejsza rola kobiet i dominacja mężczyzn w tym świecie. Vera Berg jest kobietą pewną siebie, znającą swoją wartość, doskonale radzącą sobie w tym męskim świecie. Niektóre zachowania mogą być szokujące, chociażby oglądanie w pracy filmów porno przez jej kolegów. Ona jednak nie poddaje się, podąża swoją drogą, ale też pakuje się w kłopoty uciekając od swego byłego chłopaka wraz jego synem, którego on zostawił razem z nią i zniknął na jakiś czas bez śladu. Nie jest osobą idealną, ma swoje wady, jest skorumpowana chcąc uzyskać potrzebne informacje, ale też uzyskać coś dla siebie.

Ideałem nie jest też Tomas Wolf, który obecnie jest policjantem służącym w Wydziale Zabójstw w Sztokholmie, ale ma za sobą burzliwą przeszłość. Świadczy o tym prolog, który zabiera nas do Bośni, gdzie w 1993 roku małej wiosce Stupnia doszło do masakry, a on był wówczas żołnierzem ONZ. Te obrazy tkwią w jego umyśle do dziś, gdyż cierpi na zespół stresu pourazowego.

Miał też w swoim życiu styczność z organizacją nacjonalistyczną, do której należał, więc doskonale wie, do czego prowadzą chore ideały, więc chce przed tym uchronić swoich dwóch braci, ale nie jest to łatwe, zwłaszcza z młodszym Peterem, który przypomina mu samego siebie, gdy miał podobne jak on, fanatyczne poglądy. Ten wątek przeplata się z kilkoma innymi, co sprawia, że fabuła obfituje mnóstwo wydarzeń, a to wiąże się z dużą ilością osób, więc czasami można było się pogubić bez notatek.

I mała uwaga na koniec: tłumaczenie. Co do przełożenia ze szwedzkiego na polski nie mam uwag, bo po prostu nie znam szwedzkiego, ale już używanie formy w języku polskim niektórych słów mnie irytowało, na przykład tłumaczenie słowa „lunch” jako "lancz", albo odmienianie słowa „volvo” np. „z volva”. Brzmi to sztucznie, a na to jestem wyczulona.

Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z PRart Media Bogna Piechocka
i wydawnictwem Czarna Owca

„Wojna na zawsze pozostaje w tobie. Nigdy się nie skończy, będzie cię drążyć, nawet jeśli tobie wydaje się już, że od niej uciekłeś.”

Gdy wzięłam do ręki książkę „Pamięci mordercy”, byłam nieco przerażona jej objętością. Z reguły sięgam po trochę chudsze powieści, gdyż grubsze zawsze kojarzą mi się z długimi opisami i ciągnącymi się stronami wielu zdarzeń i wątków. Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Dostrzegaj jasną stronę życia, doceniaj to, co nowe, i po prostu żyj dalej.”

Czasami nie wiadomo, gdzie rzuci nas los i z czym przyjdzie się nam zmierzyć. Robimy plany, zastanawiamy się nad kolejnymi krokami, ale bywa tak, jak u bohaterki książki „Bohater niedoskonały”, że zostajemy postawieni przed wyzwaniami, których nie braliśmy pod uwagę, a to one okazują się decydujące, co do naszego dalszego życia.

Moją uwagę przyciągnęła kolorowa, graficzna okładka oraz opis znajdujący się na jej tylnej części. Czułam, że będzie to historia, którą polubię, tym bardziej, że to dopiero pierwsza część serii „Tajemnice Heart’s Edge”. Do tej niewielkiej miejscowości przyjeżdża Haley West, którą życie zmusiło do opuszczenia rodzinnego Seatle. W podróż wyruszyła wraz z siostrzenicą, dziesięcioletnią Tarą, gdyż jej rodzice właśnie chcą spróbować naprawić związek, więc zrobili sobie romantyczny wyjazd. a przypadek sprawił, że jej podróż skończyła się w połowie drogi do Chicago, gdzie zamierzała ułożyć sobie życie na nowo. Niestety, ale dalsza jazda okazuje się niemożliwa, gdyż wysłużony samochód odmawia posłuszeństwa i wymaga naprawy.

Na szczęście w tym niewielkim miasteczku niedaleko znajduje się warsztat samochodowy, więc Haley zostaje postawiona przed sytuacją, z której nie ma innego wyjścia, jak pozostać na ten czas w małym miasteczku. Wynajmuje jedyny wolny domek w ośrodku „Zajazd Uroczysko”,a właściwie połowę bliźniaka. Niestety, okazuje się, że sąsiadem przez ścianę jest gburliwy i najbardziej irytujący facet, jakiego do tej pory spotkała, a jest nim Warren Ford, który zawodowo zajmuje się tropieniem niebezpiecznych ludzi. Ich pierwsze spotkanie nie należy do przyjemnych i o mało nie skończyłoby się tragicznie. Warren od razu sugeruje, by Haley i Tara opuściła jak najszybciej to miejsce. Jednak kobieta postanawia zostać, wbrew ostrzeżeniom.

To była bardzo wciągająca, pełna niespodziewanych wydarzeń, napięcia, niepewności, ale też żaru opowieść, którą przeczytałam bardzo szybko. Nie jest to romans jakich wiele, chociaż można dostrzec znane schematy, ale ważne jest to, co zostało na ich podstawie stworzone. Pani Nicole Snow ma styl pisania, który lubię, czyli bez zbędnych analiz, przemyśleń i opisów. Potrafi sugestywnie oddać emocje i stworzyć odpowiedni nastrój, co sprawia wrażenie autentyczności. Nie brakuje też mocniejszych słów, ale są one niezbędne, gdyż bez nich całość byłaby zbyt płaska i mało charakterystyczna.

Od początku relacja między głównymi bohaterami jest gwałtowna, agresywna, a z czasem staje się coraz bardziej gorąca, ale wbrew pozorom, nie ma w tej powieści zbyt dużo scen erotycznych. Natomiast autorka doskonale przedstawiła proces przemiany, jak zachodzi zarówno w nich samych, jak i w ich znajomości. Przebieg znajomości Warrena i Haley był jedynym elementem, który można było przewidzieć, jeśli chodzi o finał, nie mniej został przedstawiony w sposób dynamiczny, ekscytujący i emocjonalny. O ile można było spodziewać się takiego a nie innego końca ich wzajemnej fascynacji, to inne wątki całkowicie mnie zaskoczyły, zwłaszcza wyjaśnienie kryminalnej zagadki z przeszłości Warrena. Jest to zatem romans z sensacyjnym tłem, wieloma splotami niebezpiecznych epizodów, dzięki czemu 360 stron przemknęło mi w błyskawicznym tempie. Mam nadzieję, że kolejne tomy tej serii ukażą się szybko i ponownie spotkam się ze wspaniałymi, charakterystycznymi i wyrazistymi mieszkańcami Heart's Edge.

Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z księgarnią Bonito i serwisem DOBRE CHWILE

„Dostrzegaj jasną stronę życia, doceniaj to, co nowe, i po prostu żyj dalej.”

Czasami nie wiadomo, gdzie rzuci nas los i z czym przyjdzie się nam zmierzyć. Robimy plany, zastanawiamy się nad kolejnymi krokami, ale bywa tak, jak u bohaterki książki „Bohater niedoskonały”, że zostajemy postawieni przed wyzwaniami, których nie braliśmy pod uwagę, a to one okazują się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Kobieca intuicja to coś, z czym nie wygrasz.”

Okładka książki „Lisica” przywołuje obrazki związane z jakąś romantyczną i historyczną opowieścią, ale to nieco mija się z oczekiwaniami, gdyż przede wszystkim jest to kryminał retro.

Akcja zaczyna się w niespokojnym roku 1917, gdy jest już po lutowej rewolucji rosyjskiej. To jednak nie koniec buntu ludu, gdyż działają organizacje bolszewickie i nacjonalistyczne. Na tym tle toczy się historia Hanki Lubochowskiej, która miała wówczas 17 lat. Mieszka wraz z rodzicami w Jekaterinosławiu, dokąd dwa lata temu przeprowadzili się z Mińska Mazowieckiego. Jej ojciec pracował wówczas jako inżynier w fabryce „Rudzki i S-ka”, gdzie produkowano elementy mostów przeznaczonych na zamontowanie ich na rzece Wołdze. W 1915 roku inżynier Lubochowski otrzymał propozycję przeniesienia się do Rosji i bez chwili wahania skorzystał z tej możliwości, nie pytając rodzinę o zgodę. Jego pozycja w firmie jest na tyle dobra, że pozwala jego żonie i córce żyć na wysokim poziomie życie, dlatego stać ich na służącą Matyldę, piękne lokum, a nawet na telefon marki ericsson. Właśnie ten telefon terkocze, gdy Hanna wraca do domu pewnego dnia. Informacje przekazane za jego pośrednictwem ścinają nóg, gdyż okazuje się, że ojciec leży w szpitalu ciężko pobity przez robotników. Prowodyrem był jeden z nich o nazwisku Sienko, który wrogo jest nastawiony do każdego, kto należy do arystokratycznej klasy społecznej. To jest jeden z wątków od którego zaczyna się ta historia i można mieć wrażenie, że będziemy mieć do czynienia z fabułą o charakterze historycznym ukazującym perypetie głównej bohaterki. One oczywiście miały potem miejsce, ale wydarzenia ukierunkowane są na zupełnie inne rodzaj gatunkowy, gdyż pojawia się wątek kryminalny.

Otóż pewnej nocy roku 1918 Hanka słyszy hałas rozlegający się z mieszkania sąsiada, kapitana armii austriackiej Gutmanna. Wbrew wszelkim konwenansom postanawia się temu przyjrzeć z ukrycia. Na drugi dzień okazuje się, że sąsiad nie żyje, a do śledztwa zostaje wezwany detektyw Jiri Vlk, który od pierwszej chwili robi na niej wrażenie.

Z reguły osobą próbującą rozwiązać jakąś tego typu zagadkę jest mężczyzna, ale tym razem autor powierzył tę rolę kobiecie, chociaż na razie jest ona asystentką detektywa, ale wykazuje się ogromną intuicją, zdolnością kojarzenia faktów i dostrzegania szczegółów, których inni nie widzą. Jest to niezwykłe z tego względu, że 100 lat temu płeć piękna była uważana za gorszą od rodzaju męskiego i do tego ograniczały ją sztywne ramy społeczne. Dziewczyna zbyt wyzwolona, potrafiąca myśleć, dedukować, zajmować się zawodami przypisanymi mężczyznom, była postrzegana jako ktoś, kto nie zachowuje się przyzwoicie i naraża się na złą reputację. Na szczęście powoli normy się zmieniają, co dane jest nam to porównać, gdyż narracja Hanki ułożona jest tak, jakby snuła ona jakąś opowieść kierując swoje słowa do konkretnego słuchacza i zdradza czasami finał jakiegoś epizodu lub jak potoczyły się dalej losy jakiegoś człowieka. W trakcie czytania wychodzi na jaw, że opowiada ona o tym, co przeżyła, swoim wnuczkom, więc ma do przeszłych wydarzeń jasność co do ich przebiegu.

Powieść jest bardzo rozległa, złożona z kilkunastu wątków, wielu wydarzeń, a w związku z tym pojawia się dosyć pokaźna ilość osób. Przyznam, że trochę było tego za dużo, bo Hanka rozwiązuje nie tylko sprawę śmierci Gutmanna, ale też kilka innych zagadek, jakie pojawiają się na jej drodze. W pewnym momencie, los sprawia, że musi ona opuścić Rosję. Z listu, jaki znalazła po śmierci ojca, dowiaduje się bowiem, że Edward Lubochowski kupił z myślą o niej dom w Konstancinie i prosi ją, by tam się udała, gdy tutaj zrobi się niebezpiecznie. Zanim jednak dziewczyna tam trafi, przebywa długą podróż, w czasie której spotykają ją różne przygody.

„Lisica” to pierwszy tom serii, która nie ma wprawdzie nazwy, ale jej bohaterką jest Hanka Lubochowska, której dalsze losy możemy śledzić w powieści „Dziewczyna z Konstancina. Szkoda, że wydawnictwo nie zadbało o to, by taka informacja znalazła się na froncie okładki, czy chociażby w opisie. Blurb zawiera rekomendację Katarzyny Bondy, która stwierdza, że jest to powieść epicka, misterna i totalnie angażująca. Osobiście zgadzam się z jej zdaniem, gdyż jest wciągająca, ale nie od razu, bo autor stosuje dosyć szczegółowe opisy i dba o detale, gdy przedstawia nam jakąś sytuację, więc nieco zabrakło mi dynamiki i napięcia w toczących się zdarzeniach. Jednak mimo to, była to niezwykła podróż w czasie, ukazująca ówczesny świat i klimat tamtych czasów.

Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości autora

"Kobieca intuicja to coś, z czym nie wygrasz.”

Okładka książki „Lisica” przywołuje obrazki związane z jakąś romantyczną i historyczną opowieścią, ale to nieco mija się z oczekiwaniami, gdyż przede wszystkim jest to kryminał retro.

Akcja zaczyna się w niespokojnym roku 1917, gdy jest już po lutowej rewolucji rosyjskiej. To jednak nie koniec buntu ludu, gdyż działają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„pierwszą zasadą jest mieć zasady”

Na nasze dorosłe życie wpływa wiele czynników, ale najbardziej znaczący i ważnym okresem jest niewątpliwie dzieciństwo, co wyraźnie można dostrzec w książce pt. „Bumerang”.

Hanka była dzieckiem niechcianym przez matkę, która uważała, że córka jest tylko niepotrzebnym balastem, gdyż odciąga ją od codziennych prac, które ona uważa za najważniejsze. Wszelkie pokłady uczuć i nadziei pokładała zawsze w synu, z którego była dumna, gdyż był grzecznym i ładnym chłopcem zwracającym uwagę i wzbudzającym podziw sąsiadów. Hanka czuła się niekochana, samotna, gorsza, głupsza i brzydsza, mimo że tak w rzeczywistości nie było. Jednak zdanie matki wyrobiło w niej takie przekonanie i nawet ojciec nic nie potrafił zrobić, by ująć się za córką. Nigdy nie przeciwstawił się żonie, ulegając jej humorom i rozkazom. Mała Hania nie miała więc żadnych pozytywnych wzorców, będąc zawsze przekonaną, że mama wszystko wie najlepiej. To wyrobiło w niej poczucie winy, które stało się piętnem w dorosłym życiu.

Nie spodziewałam się, że w tak niewielkiej objętościowo książce znajdę tyle wydarzeń i emocji. Wprawdzie akcja toczy się wolno, gdyż autorka stosuje dużo opisów, dając nasycić się nastrojem, klimatem wiejskiego środowiska i zdarzeniami, oraz tym, co przeżywa bohaterka. Bardzo wyraziście i barwnie rysuje charakter mieszkańców, ale też doświadczenia z przeszłości Hanki, mimo że są one w formie skrótowej. Można mieć wrażenie, że wydarzeniom z dzieciństwa zabrakło nieco wgłębienia się bardziej w to zagadnienie, ale widać, że autorce raczej zależało na pokazaniu siły kobiety, która pragnie odmienić swoje życie na lepsze, ale wychodzi jej to niezbyt sprawnie. Uświadamia też, że wszelkie nasze doświadczenia, spotkani ludzie i to wszystko, co podsuwa nam los pojawia się w jakimś celu.

„Bumerang” jest debiutem pani Janki Urbanki, która skupia się na wyzwaniach jakie niesie życie. To opowieść o kobiecie, która nie miała łatwego startu w życie. Przyszło jej wychowywać się bez miłości i czułości, ale też bez perspektyw. Ma swoje marzenia, ale ich realizacja wydaje się trudna, lecz ona postanawia do nich dążyć. Przeszkodą są niektóre wyniesione z domu wzorce wychowania, nakazy i zakazy despotycznej matki, które wracają do dziewczyny, niczym tytułowy bumerang. Raz wprowadzony w ruch sprawia wrażenie, że się oddala i znika z horyzontu, ale za chwilę widać jego kształt kierujący się w naszą stronę i uderzający z podwójną siłą. Tym samym autorka zaznacza, jak ważne jest dzieciństwo i warunki w jakich dorasta dziecko. To, co zostało mu wpojone w tym czasie, trudno jest potem zmienić i potrzeba niesamowitej pracy nad sobą, by odkryć, co jest ważne dla nas samych i co zrobić, by ruszyć nową drogą.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„pierwszą zasadą jest mieć zasady”

Na nasze dorosłe życie wpływa wiele czynników, ale najbardziej znaczący i ważnym okresem jest niewątpliwie dzieciństwo, co wyraźnie można dostrzec w książce pt. „Bumerang”.

Hanka była dzieckiem niechcianym przez matkę, która uważała, że córka jest tylko niepotrzebnym balastem, gdyż odciąga ją od codziennych prac, które ona uważa za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”

Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka okładka, bo pod tą warstwą kryją się poważne problemy młodych dorosłych. Mają oni swoje pasje, marzenia, do których dążą sukcesywnie, ale nic w życiu nie przychodzi łatwo. Mają też swoje demony, tajemnice, trudne doświadczenia , z którymi radzą sobie w rożny sposób.

Hannah Wells jest pewną siebie dziewczyną, ambitną, świetnie radzącą sobie z nauką na studiach, ale gorzej dzieje się u niej w relacjach damsko-męskich. Nie potrafi zaangażować się uczuciowo, gdyż ma za sobą dramatyczne doświadczenie, które odcisnęło ślad w jej psychice. Mimo, że minęło od tamtej pory pięć lat, a ona przepracowała już tą traumę i teraz funkcjonuje bez obaw, lecz nie potrafi w pełni otworzyć się na głębsze uczucia. Do tej pory nie znalazła żadnego chłopaka który by ją całkowicie zainteresował, aż do chwili, gdy po raz pierwszy ujrzała Justina Kohla, który wywarł na niej pozytywne wrażenie. Podczas gdy większość dziewczyn na studiach uczelni w Biar wzdycha do przystojnego hokeisty Garretta Grahama, ona nie zwraca na niego uwagi, gdyż tego rodzaju faceci ją zupełnie nie fascynują. Natomiast Justin wydaje się być idealnym odzwierciedleniem mężczyzny z jej marzeń.

Garrett natomiast nigdy nie przywiązywał się na dłużej do żadnej z chętnych dziewczyn. Traktował je zawsze jako jednorazową przygodę, nie dając im szans na rozwinięcie się w bardziej zaangażowaną relację. Jego marzeniem zawsze była gra w zawodowej drużynie hokejowej. Tego samego żąda od niego ojciec, który jest znaną gwiazdą hokeja. Zakończył już karierę sportową, ale wymaga od syna osiągnięcia jak najlepszej pozycji w tej dyscyplinie. Ten warunek powoduje, że Phil Graham opłaca studia syna i wszelkie inne rzeczy związane ze sportem. Wymaga też, by nic nie rozpraszało Garretta i nie odciągało od gry w hokeja. To też pokazuje, jak ciężko żyć w cieniu sławnego rodzica, który ma nadzieję, że jego dziecko będzie kontynuować jego dzieło i osiągnie co najmniej tyle, co on.

Hannah stara się jak tylko może unikać natrętnego Garretta, co podobało w niej mi się podobała. W końcu znalazła się dziewczyna, która nie biega za zadufanym w sobie hokeistą. Przez dłuższy czas udawało się jej opierać urokowi Garretta, który jest przekonany, że może mieć każdą dziewczynę. Nie spodziewa się, że on jest zdesperowany i tak łatwo się nie poddaje. To jego być albo nie być w drużynie, gdyż bez dobrych ocen nie ma szans na grę w hokeja i to zawodowego. A to może dla niego oznaczać nie tylko porażkę w realizowaniu marzeń, ale też wywołać gniew despotycznego ojca. Jak można się domyślić, dopina swego, proponując układ: ona ma mu pomóc przygotować się do testu z filozofii, a w zamian on pomoże wywołać zazdrość w obiekcie jej westchnień. Ta decyzja dla obojga stanie się niezłą lekcją życia pokazując, co dla każdego z nich jest ważne, ale też pomoże odkryć siebie nawzajem.

Hannah dostrzega, że pod maską hardego, pewnego siebie mężczyzny kryje się wrażliwy, empatyczny i potrzebujący miłości człowiek. Wobec niego początkowo można mieć zastrzeżenia jeżeli chodzi o styl życia jaki prowadzi razem ze swoimi kumplami, z którymi wynajmuje dom. Z czasem następuje przemiana, ale autorka poprowadziła ją tak, że nie mamy wrażenia zbyt nagłej transformacji, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Śledzimy raczej proces przemiany na podstawie tego, co Garrett przeżył wcześniej, co teraz myśli, jakie ma spostrzeżenia i refleksje. W pewnym momencie dociera do niego, że można z dziewczyną spędzać wspaniale czas, niekoniecznie w łóżku, a związek na dłużej ma wiele zalet, o ile trafi się na właściwą osobę. Do tej pory po prostu zaliczał narzucające się mu dziewczyny nie interesując się ich osobowością i o których zapominał po jednej nocy. Przebywanie z Hannah uświadamia mu, że coraz trudniej mu jest funkcjonować bez jej obecności i.

Ich wzajemne utarczki, przekomarzania, humor i rozwijająca się znajomość bardzo mi się podobała i sądziłam, że poradzą sobie z każdym nieporozumieniem i kryzysem. Wiadomo, że jeżeli wszystko układa się dobrze, to z pewnością za chwilę co gruchnie i tutaj też tak się stało. Byłam ciekawa, jak sobie z tym poradzą i nieco się zawiodłam reakcją, gdyż zamiast po prostu wyznać prawdę, ona niepotrzebnie robi uniki i komplikuje sprawę. Ja w niektórych sytuacjach postąpiłabym zupełnie inaczej, niż bohaterowie, którzy wprawdzie dogadują się w wielu sprawach, świetnie spędzają ze sobą czas, potrafią ze sobą rozmawiać na różne tematy, ale mimo to nie zawsze podejmują słuszne decyzje. Oboje zyskali moją sympatię po ich bliższym poznaniu, gdyż taką możliwość daje naprzemienna narracja z punku widzenia Hannah i Garretta.

Do tego tłem dla tej historii jest środowisko studentów i hokeistów, a więc to romans ze sportowym wątkiem, a wśród nich są charakterystyczne osobowości, na przykład współlokatorzy Garretta i przyjaciele Hannah. Z niektórymi z nich spotkamy się jeszcze nie raz, gdyż „The Deal. Układ” rozpoczyna serię „Off-Campus”, która miała swoją polską premierę w lutym 2016 roku. Ponownie ukazała się w 2022 roku i wówczas otrzymała nominację do plebiscytu "Książka roku 2022" organizowanego przez portal lubimyczytac.pl. Doczekała się ona wznowienia w grudniu 2023 roku, więc jeżeli ktoś nie miał okazji przeczytać tej historii wcześniej, może to zrobić teraz.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka

„Czasem ludzie wkradają się w twoje życie, i nagle nie masz pojęcia, jak mogłaś żyć bez nich.”

Patrząc na okładkę książki „The Deal. Układ” można mieć wrażenie, że będzie to kolejna historia podobna do wielu innych z tego gatunku i faktycznie: zaczyna się jak jeden z wielu romansów i ten wątek jest oczywiście dominujący, ale niech was nie zwiedzie opis redakcyjny i słodka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”

Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu innych sytuacjach, gdy większość osób ma niemal „przyklejoną” komórkę do ręki. Nawet w czasie spaceru, czy konwersacji ich wzrok wlepiony jest w świetlisty ekran. Internet jest niewątpliwie bardzo przydatnym i pomocnym narzędziem w naszym życiu, ale może być też niebezpieczny, co uświadamia książka pt.: „Deprawacja”.

Fabuła książki toczy się wokół dwóch bohaterów. Pierwszym jest aspirant Robert Grubicki, który pełni służbę w szeregach policji w wydziale prewencji w Chojnicach. Razem ze swoim zawodowym partnerem sierżantem Maciejem Wroną nie raz jest wzywany do różnych sytuacji wymagających ich interwencji. Podobną pracę wykonywał niedawno w Bytomiu, gdzie mieszkał z żoną, ale po rozwodzie przeniósł się do chojnickiego komisariatu. Jego marzeniem jest przeniesienie do dochodzeniówki, ale na razie nie ma na to szans, bo brakuje etatów. Z pewnością przydałyby się nowe miejsca pracy w policji, gdyż widać, że ta placówka nie radzi sobie z zadaniami, jakie codziennie się pojawiają i dlatego sprawy biegną w ślimaczym tempie. Tak jest, gdy znika nastolatka Oliwia Kowalik, a wkrótce też ślad ginie po Emilii Płotce. Robert i Maciej doczekali się spełnienia marzenia, bo zostają przydzieleni do tej sprawy i dostają etat w dziale kryminalnym.

Małgorzata Drebińska niedawno ukończyła aplikację na kuratora sądowego. Wcześniej też była kuratorem, ale społecznym, a potem pracowała w czerskim liceum. Teraz jest zatrudniona w biurze kuratorskim w Chojnicach, ale pod jej nadzorem znajduje się jej rodzinny Czersk. Zaginione dziewczyny mieszkały w tym mieście, a opieka nad nimi nie należała do najłatwiejszych. Ta sprawa powoduje, że ścieżki Roberta i Małgorzaty krzyżują się na polu zawodowym, ale wszystko wskazuje na to, że ich relacje mogą zmienić się na bardziej przyjacielskie.

Razem z tymi wątkami przeplata się postać o nicku Patron, który rozmawia przez internetowy czat z nastoletnimi dziewczynami. One chętnie z nim piszą, wysyłają mu swoje zdjęcia i dają się wciągnąć w erotyczne gierki. Ten motyw od początku wprowadza napięcie i daje poczucie zagrożenia, dlatego czekałam na jakieś ekspresyjne rozwiązanie tego wątku. Szczerze mówiąc, rozwiązanie tej zagadki mnie zaskoczyło, tak jak sprawa zniknięcia dziewczyn. Ten wątek pokazał lekkomyślność nastolatek szukających mocniejszych wrażeń, szukających przygód i zbyt łatwo ulegających iluzjom. Autorka zwraca uwagę, by do tego rodzaju znajomości zawsze podchodzić z rezerwą i uważać, z kim się rozmawia, co się komuś wysyła i co publikuje. Ważna jest też czujność rodziców, których reakcja może zapobiec nieszczęściu.

Twórczość pani Sandry Cichej miałam przyjemność śledzić od początku jej zaistnienia na rynku wydawniczym, gdy 20 października 2021 roku zadebiutowała serią „Za zakrętem”. Autorka nie ujawnia o sobie zbyt wiele, nawet trudno znaleźć jej wizerunek w mediach społecznościowych, można tylko przeczytać, że ma umiejętność tworzenia charakterystycznych i autentycznych bohaterów oraz wielowątkowych intryg naznaczonych ekspresyjnymi zwrotami akcji. Najlepiej czuje się, gdy pisze kryminały, thrillery, ale też romanse i powieści obyczajowe. Ja mogę dodać, że potrafi umiejętnie łączyć je w jednej książce, gdyż zarówno jej debiutancka powieść "Zakręt i „Za zakrętem”, jak i najnowsza „Deprawacja” ma tego rodzaju mix gatunkowy. Do tego wyraźnie widać, że autorka świetnie orientuje się w pracy kuratora, gdyż jej trzecia w karierze książka także pokazuje pracę w tym zawodzie.

„Deprawacja” to kryminał, ale poprowadzony w sposób odbiegający od przyjętych standardów w tym gatunku. Nie jest tak mroczna i emocjonalna, na co wskazywałaby okładka, więc można być pod tym względem zawiedzionym. Jednak styl autorki i poruszane przez nią kwestie, skutecznie przykuwają uwagę. Poza sprawą śledztwa, które prowadzą policjanci, wysuwają się na plan pierwszy różne przypadki związane z pracą kuratora. To jest niewątpliwie wartość dodana w tej historii, gdyż możemy dostrzec ryzyko, jakie ze sobą niesie to zajęcie. Jest to zatem powieść obyczajowa połączona z kryminalnym wątkiem, do których dołącza też element romansu. To razem daje dosyć szeroko ujętą fabułę, w której poruszane są nie tylko zagadnienia związane z działaniem policji i kuratora, ale też środowisko osób, nieradzących sobie z codziennymi problemami. Autorka każdą z tych spraw doprowadziła do końca, włącznie z zagadką zaginięcia nastolatek i śmierci jednej z nich. To nie kończy tej historii, gdyż otwarty pozostał wątek relacji Roberta i Gosi, i to w taki sposób, że z niecierpliwością będę oczekiwać kontynuacji.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„Czasem w ludziach drzemią demony, z których istnienia nawet oni sami nie zdają sobie sprawy.”

Dzisiejszy świat Internetu zawładnął życiem większej części ludzi na całym świecie, a młode osoby nie wyobrażają sobie funkcjonowania bez zaglądania na różne portale i media społecznościowe. Można to zauważyć na przykład na ulicach, kawiarniach, w sklepach, w szkole i w wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”

Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z bohaterów książki „Sześć powodów, by umrzeć”, od czterech lat tworzą szczęśliwy związek małżeński. Takie przynajmniej robią wrażenie.

7 marca 2020 roku przypadała ich kolejna rocznica ślubu, ale akurat Konrad był trzysta kilometrów od domu, gdyż brał udział w ważnym panelu medycznym. Jest on znanym chirurgiem plastycznym, cieszącym się popularnością i bardzo dobrą opinią, więc pacjentek mu nie brakuje. Prowadzi Klinikę Macharow & Koch, razem ze swoim przyjacielem Stanem, a właściwie Stanisławem Kochem. Czasami musi wyjechać na branżowe spotkania i teraz, w dniu tak ważnym dla jego związku, musi na takim być.

Mają z Miriam ustalony pewien zwyczaj. W takich chwilach, gdy dzieli ich wiele kilometrów, zawsze dzwonią do siebie o godzinie 21:00, by powiedzieć kilka miłych słów na dobranoc. Tego dnia Konrad postanawia wrócić do domu wcześniej i z tą wiadomością dzwoni do ukochanej żony, ale ona wydaje się tym zaskoczona i dziwnie się zachowuje. Gdy Konrad wraca, okazuje się, że Miriam wyszła z domu i nie wiadomo, co się z nią stało. Pół roku później, na terenie starej fabryki Ursusa w Warszawie zostają znalezione spalone zwłoki kobiety. Na rozpoznaniu ciała Konrad stwierdza, że to Miriam. Innego zdania jest siostra zaginionej, Adela, które jest przekonana, że Miriam żyje, a ciało należy do zupełnie kogoś innego.

Jaka jest prawda dowiadujemy się dopiero na końcu, do którego doprowadzają nas zwierzenia kilku osób. Autorka bowiem oddała głos tym bohaterom, którzy mają znaczenie w tej historii, a ich punkt widzenia i ujawniane przez nich fakty powoli rozjaśniają sprawę ukazując prawdziwe oblicze niektórych z nich. Początkowo można mieć wrażenie, że uczestniczymy w historii obyczajowej z lekkim kryminalnym zabarwieniem, gdyby nie tajemniczy prolog, w którym poznajemy dwoje śledczych: Rudolfa Naumana i aspirantkę Shi Lu. Są oni w trakcie przesłuchania dwójki zatrzymanych osób, ale przez większość fabuły nie wiemy, kim oni są. To zdarzenie ma miejsce 17 września 2020 roku i dotyczy znalezionych dzień wcześniej ludzkich zwłok, ale nie wiadomo kto padł ofiarą morderstwa. Na pewno nie jest to ciało zaginionej pół roku temu żony Konrada Makarowa, bo spaloną kobietę siedzącą w aucie odkryto kilkanaście dni wcześniej, o czym dowiadujemy się z prowadzonych wątków jako wypowiedzi poszczególnych występujących osób.

Ciekawostką jest tutaj oryginalnie poprowadzona fabuła, gdyż narracja jest pierwszoplanowa, ale słowa kierowane są nie do czytelnika, lecz do Miriam. Każda z postaci ma wobec niej wyrobione zdanie, niejednokrotnie wyraża swoje żale, wątpliwości, pretensje, odczucia i przemyślenia, którymi dzieli się z zaginioną panią Makarow. Pozornie z ich zwierzeń nie wynika, by ktokolwiek z nich był winny, czy miał coś na sumieniu. Jednak pośród zwierzeń padają od czasu do czasu słowa, które wzbudzają wątpliwość do ich uczciwości. Jedynie kwestia Naumana i Shi Lu nie powoduje takich wrażeń, gdyż ich intencją jest odkrycie prawdy. Ich działania są ukazane z perspektywy trzecioosobowej, co jest dopełnieniem tego, o czym mówią nam pozostałe osoby. Zagadkowe zniknięcie Miriam i poszukiwanie prawdy o tym, co doprowadziło do tego zdarzenia, jest okazją do opowiedzenia o relacjach międzyludzkich, nie tylko w obrębie rodziny, ale też wśród znajomych i przyjaciół. Stopniowo wzrasta napięcie wraz z kolejnymi zwierzeniami, a wraz z nimi poznajemy sekrety, o których nikt nie wie. Nawet najbliżsi.

Pani Marta Zaborowska ma na swoim pisarskim koncie kilka książek o charakterze kryminalnym, które powstały po jej debiucie w 2013 roku zatytułowanym „Uśpienie”. Ja dopiero teraz miałam okazję poznać jedną z jej powieści, którą jestem usatysfakcjonowana. Po mistrzowsku buduje w niej napięcie, dokładając kolejne elementy, uchyla rąbka tajemnicy, pokazując, że za gładkimi słowami kryje się fałsz, a wówczas nasza ufność do danej osoby słabnie. Jest to ten rodzaj fabuły, która biegnie niespiesznie, jest dużo tekstów bez dialogów, ale nie ma w niej niczego zbędnego, gdyż wszystko okazuje się mieć swoje znaczenie, co dostrzegamy w finałowych, pełnych natężenia emocji i ekspresyjnych wydarzeniach. Końcówka była dla mnie jednak zbyt poplątana i jakby mi czegoś brakowało. Miałam wrażenie, że nie wszystko jest jeszcze wyjawione nam w tej powieści, więc nie byłabym zaskoczona, gdyby autorka napisała ciąg dalszy tej historii.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Czarna Owca
oraz PRart Media Bogna Piechocka

„Prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy od jej interpretacji.”

Gdy patrzymy na jakieś małżeństwo z boku, widzimy tylko to, co mamy zobaczyć, a więc szczęśliwy, pełen zrozumienia i troski związek. I z pewnością w wielu przypadkach tak jest, ale bywa też tak, że jest to tylko fasada, za którą kryją się mroczne tajemnice. Konrad i Miriam Makarow, którzy są jednymi z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”

Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to liczyłam, sięgając po książkę „Klucz do Helheimu”

Początek nie zapowiadał tego, że wciągnie mnie ona swoją opowieścią, gdyż był on mało ekspresyjny. Zostajemy bowiem uczestnikami konferencji zorganizowanej w Sali Kolumnowej znajdującej się w Uniwersytecie Warszawskim. Zanim jednak przejdziemy do sedna spotkania i poznamy jego powód, autor uraczył nas opisem miejsca zdarzenia oraz przybyłą na tę okazję społeczności studenckiej, naukowców i polityków. Takie zgromadzenie szerokiego audytorium wywołał fakt wystąpienia profesora Marka Grassera, wykładowcy Katedry Historii Średniowiecznej, który ma ogłosić swoje rewelacyjne odkrycia w dziedzinie przedchrześcijańskiej kultury skandynawskiej. Twierdzi on, że znalazł wskazówkę dotyczącą miejsca ukrycia Świętego Graala Wikingów i planuje wyprawę na Islandię, by dotrzeć tam z wybranymi ludźmi. Spośród uczestników konferencji ma wyselekcjonować uczestników do tej niezwykłej wyprawy i stworzyć „Drużynę Graala”. Przygotował pięć pytań – zagadek, które wymagają nieszablonowego myślenia i wyciągania wniosków, gdyż tego rodzaju zdolności będą potrzebne podczas ekspedycji islandzkiej.

Zanim jednak poznamy wyłonionych w ten sposób uczestników wyprawy, jesteśmy świadkami zagadkowych wydarzeń mających miejsce w IX wieku, a dokładnie w 900 roku, gdy ostatni strażnik zmiennokształtnego Ulhednara i powiernik świętego braektatu, zwanego przez bogów Naczyniem, spisuje dla potomnych wszystko, czego był świadkiem, jako ostrzeżenie dla ludzkości i ku pamięci o wierze ojców. O tym, co wydarzyło się za jego czasów dowiadujemy się w trakcie poznawania kolejnych rozdziałów, które dzieją się zarówno w przeszłości, jak też współcześnie. Zapiski Manu przenoszą nas do roku 875, gdy zostaje zorganizowana wyprawa zorganizowana przez jarla Sigmunda Olafssona, który razem ze swoją zbrojną drużyną na okręcie o nazwie „Smoczy Ząb” udaje się do Helheimu, jak obiecał swemu zmarłemu synowi Ketilowi. Helheim to królestwo bogini Hel, z którego jeszcze nikt żywy nie wrócił.

Ten wątek pojawia się w powieści co pewien czas, by odsłaniać nam kolejne etapy wyprawy i przygody wikingów. W tym temacie autor uruchomił swoją dosyć bogatą wyobraźnię, gdyż oparł wydarzenia z IX wieku o fantasy, odbiegając od realizmu dotyczącego świata wikingów. Zmiennokształtny jarl, który ma zdolność przemieniania się w krwiożerczą bestię, wybiegające poza realistyczne zdarzenia, niezwykłe spotkania z dziwnymi stworami i motyw szukania magicznego przedmiotu nadają temu wątkowi fantazyjny charakter.

Tymczasem wiele wieków później rusza inna wyprawa, która już na początku spotyka trudności, bo widać, że ktoś wyraźnie nie chce, by doszło do jej realizacji. Do tego wątku dochodzi dopiero po kilkunastu rozdziałach, bo wcześniej poznajemy to, co dzieje się u wikingów i u niektórych uczestników współczesnej wyprawy. Te dwie przestrzenie czasowe pojawiają się naprzemiennie, ale nie następowały po sobie regularnie. Czasami między jednym zdarzeniem a drugim był zbyt duży odstęp, co sprawiło, że musiałam za każdym razem przypomnieć sobie, na czym skończył się przerwany epizod, gdy wkroczyły wydarzenia z zupełnie innej rzeczywistości.

Nie mam zastrzeżeń do stworzonej opowieści, bo ona stopniowo wciąga, wprawdzie nie od razu, ale czyta się ją dosyć szybko. W przypisach pan Lewandowski przybliża też niektóre mity z nordyckich podań, co dla interesujących się tym tematem z pewnością jest wartością dodaną. Autor zaznaczył też, że jego opisy run, które pojawiają się w fabule, to jego licencia poetica, i tak faktycznie jest, bo chociażby runa Ingwaz nazwana tu Inguz (Ing). Do nazwy nie ma zastrzeżeń, bo to zależy z jakiego języka jest ona wzięta. Natomiast bez względu na nazwę, nie oznacza ona domu, dziedzictwa ani tradycji, bo to raczej domena runy Othala – tu jako Othel.

Rzadko sięgam po powieści fantasy chyba że zaintryguje mnie jakiś wątek. W przypadku książki pana Radosława Lewandowskiego tym elementem był motyw wikingów, ale też okładka która przykuwa uwagę. Ich dzieje posłużyły do stworzenia wątku fantasy, jakim charakteryzuje się ten motyw. Dla mnie zbyt dużo było fantastyki, za mało realizmu. Z tego względu bardziej interesował mnie przebieg zdarzeń dziejących się współcześnie, która bardziej przypominała literaturę przygodową połączoną z sensacją.

Jest to zatem lektura dla miłośników tego rodzaju połączeń i podróży w czasie. Jeżeli podejdziemy do tego bez wygórowanych oczekiwań z nadzieją na przeżycie ciekawej historii uruchamiającej naszą wyobraźnię. Zaznaczę na koniec, że ja miałam okazję poznać tę powieść wersji elektronicznej, ale jest też dostępna wersja tradycyjna, czyli drukowana.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„Czasami ważniejsza jest od celu jest droga”

Lubię opowieści, które zabierają mnie do zamierzchłych czasów, gdyż mogę poczuć atmosferę dawnych wieków, zwłaszcza, gdy chodzi o czasy przedchrześcijańskie. A do tego jeżeli pojawiają się wikingowie, to tym bardziej jestem zaintrygowana, gdyż wiem, że w pewnym momencie pojawią się tajemnice, runy i świat dawnych wierzeń. Na to...

więcej Pokaż mimo to