-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2023-12-28
2023-06-13
2020-10-27
2020-04-16
2018-04-17
2015-10-21
2015-06-07
2013-11-20
2013-08-19
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że 900 stronicową cegłę przeczytam w tak (jak na moje możliwości) krótkim czasie. Poprzednia część pozostawiła po sobie niedosyt, dlatego koniecznie z ciekawości musiałam sięgnąć po następną. Jak to u Martina bywa, zawsze zaskakuje, ciekawie opowiada i co najważniejsze nie nudzi przez te kilka set stron. Jednakże pierwsza część bardziej przypadła mi do gustu. Pozostaje tylko pytanie: dlaczego?
Po śmierci króla Roberta rozpoczyna się prawdziwa walka o Żelazny Tron. Każdy z potencjalnych następców na tron zbiera armię by wyruszyć na wojnę o Siedem Królestw. Zaskakujące wiadomości nadchodzące z różnych stron szokują dowódców, którzy mają wątpliwości co do swoich zamiarów, jednak nie poddają się i dalej brną w bitwy, z których tylko jedna strona wyjdzie zwycięską ręką. Kto ostatecznie obejmie władzę nad Siedmioma Królestwami?
Muszę przyznać, że podziwiam autora za wyobraźnię i talent do stworzenia tak świetnej historii. Z pozoru mogłoby się wydawać, że klimat średniowiecza, rycerze oraz walki na miecze nie mogą przejść na dzisiejszym rynku wydawniczym. A jednak. Drodzy autorzy, czasami naprawdę warto ruszyć pecyną, zaryzykować i stworzyć oryginalną powieść, którą pokochają miliony niż pisać beznadziejne książki, głównie opierające się na schematach ze znanych historii. Za świat Siedem Królestw, smoków oraz genialnie wykreowanych bohaterów będę wielbić Martina przez wiele, wiele lat. Mimo, że jestem dopiero na drugim tomie to i tak już mogę śmiało powiedzieć, że cykl Pieśni lodu i ognia zaliczam do jednej z moich ulubionych.
Pierwsze dwieście stron czytało mi się dość opornie. O dziwo, ciężko było mi się znowu wdrożyć w świat Martina. Głównych bohaterów z łatwością kojarzyłam. Podobnie było z częściej pojawiającymi się pobocznymi postaciami. Jednak za licho nie mogłam spamiętać tych wszystkich lordów oraz niektórych rodów. Im dłużej brnęłam w książkę tym bardziej mnie to irytowało. Z czasem przestałam się tym przejmować i w razie czego zaglądałam na dodatek specjalny, który znajdował się na końcu powieści, a w którym były wszystkie występujące postacie wraz z ich pozycjami, funkcjami oraz rodzinnymi korzeniami. Bardzo przydatna rzecz. Od tamtego czasu Starcie królów czytało mi się o niebo lepiej.
Mogłabym bez końca narzekać na poprowadzenie losów moich ulubionych i tych mniej ulubionych bohaterów, jednak po czasie uważam, że to nie ma większego sensu. Mogę chować urazę do autora po tym co im robi, ale i tak w porównaniu do innych powieści, z którymi się spotkałam, podziwiam Martina za odwagę uśmiercania, torturowania bądź sprowadzania na nieszczęście najbardziej lubianych przez czytelników bohaterów. Z pewnością on sam zdaje sobie sprawę z tego, że każdym takim kolejnym krokiem ryzykuje i stawia swoich czytelników na nowe rozczarowania, jednak i tak uparcie realizuje swój plan i nie przejmuje się zdaniem innych. Mogę się założyć, że z czasem ich śmierć będzie miała większe znaczenie dla całości, a w niektórych sytuacjach już nawet teraz ma.
Starcie królów to kolejny tom na wysokim poziomie, który zaskakuje ciekawie oraz skrupulatnie poprowadzoną akcją. Serdecznie polecam wam cykl Pieśni lodu i ognia. Gwarantuje wam on dużą dawkę dobrej rozrywki oraz literatury na najwyższym poziomie.
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że 900 stronicową cegłę przeczytam w tak (jak na moje możliwości) krótkim czasie. Poprzednia część pozostawiła po sobie niedosyt, dlatego koniecznie z ciekawości musiałam sięgnąć po następną. Jak to u Martina bywa, zawsze zaskakuje, ciekawie opowiada i co najważniejsze nie nudzi przez te kilka set stron. Jednakże pierwsza część bardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-16
Tak naprawdę to sama nie wiem, dlaczego tak długo zbierałam się z przeczytaniem tych cudownych opowieści. Przecież to jest klasyka literatury dziecięcej, a u mnie stała i kurzyła się prawie 5 czy 6 lat. To jest zaskakujące i z mojej strony przerażające. Szczerze żałuję, że nie sięgnęłam po nie kilka lat wcześniej... Z pewnością spodobałyby mi się jeszcze bardziej.
Narnia to piękny, magiczny i zaczarowany świat, w którym praktycznie wszystko jest możliwe. Mówiące zwierzęta, cudowne krajobrazy oraz czary wywołują zachwyt w każdej osobie, która się na nie natknie. Jednak kraj pełen magii i cudowności nie jest idealny. Zawsze zdarzy się ktoś kto przejdzie na ścieżkę zła. W ciężkich i trudnych przypadkach mieszkańcom Narnii z pomocą przychodzą ludzie, a nawet sam Aslan. Kim on jest? Czy, aby na pewno można mu zaufać? Co może zdarzyć się w tak wspaniałym świecie jakim jest Narnia?
Już na wstępie mogłam napisać, że pokochałam świat stworzony przez pana Lewisa. Aslana, Łucję, Piotra, Łamigłówka, Eustachego, Polę i jeszcze wielu, wielu innych bohaterów (z wyjątkiem głupiej małpy, Zuzanny i tych wszystkich innych złych postaci, które się w książce pojawiły). Pokochałam drzewo owocowe, wodospad, który mi się, w którymś momencie przewinął... Ahh... Bardzo, bardzo, bardzo chciałabym znaleźć się w magicznej Narnii chociażby na chwilę. Jak na razie pozostaje mi tylko książka, ale mimo swojego wieku jeszcze mam nadzieję!
Prosty język oraz widoczne nawiązanie do Biblii, którego licznie się naszukałam, nie przeszkadzało mi w rozkoszowaniu się każdym słowem płynącym z książki. Wszystkie opowieści nie są pustymi historyjkami o magicznym świecie. Każda z nich wnosi coś do naszego życia. Autor sprytnie w dialogach między bohaterami wplata życiowe prawdy, które dla młodszych czytelników mogą zostać niezauważone, jednak dla nas mają ogromne znaczenie. Pozwalają nam przystanąć i solidnie się nad nimi zastanowić.
Zbiór opowiadań stworzony przez pana Lewisa bardzo mi się spodobał. Posiada lepsze i gorsze historie, jednak znacznie przeważają te pierwsze. Do Narnii z pewnością wrócę jeszcze nie raz i z pewnością nie sama. Polecam ją wszystkim, nie tylko dzieciom. Podobnie jak ja przeżyjcie te przygody, gdyż uważam, że warto.
Tak naprawdę to sama nie wiem, dlaczego tak długo zbierałam się z przeczytaniem tych cudownych opowieści. Przecież to jest klasyka literatury dziecięcej, a u mnie stała i kurzyła się prawie 5 czy 6 lat. To jest zaskakujące i z mojej strony przerażające. Szczerze żałuję, że nie sięgnęłam po nie kilka lat wcześniej... Z pewnością spodobałyby mi się jeszcze bardziej.
Narnia...
2013-02-09
Podejrzewam, że chyba każdy, chociaż w przybliżeniu zna fabułę pierwszego tomu Władcy Pierścieni, dlatego lepiej nie będę się powtarzać. Trylogia, w której zakochał się świat, która do dzisiaj ma miliony fanów na całym świecie, w 2001 roku doczekała się ekranizacji. Film otrzymał 4 Oscary na 13 nominacji oraz 4 Złote Globy. W filmowej adaptacji powieści zagrali tacy aktorzy jak Orlando Bloom, Elijah Wood czy Ian McKellen. Wyzwanie wyreżyserowania tak wybitnego dzieła podjął się Peter Jackson, który odwalił kawał dobrej roboty. Miałam okazję obejrzeć film, który bardzo mi się spodobał, ale jednak nie równa się z prawdziwym pięknem Tolkienowskiego pióra.
W swoim blogowym życiu naczytałam się już bardzo wielu recenzji na temat tej książki. Jedne były lepsze, drugie nieco gorsze. Bardzo chciałabym sprostać swoim oczekiwaniom i zrecenzować Drużynę Pierścienia jak najlepiej. Czy mi się to uda, sami ocenicie. Jednak jakie wrażenia wywarła na mnie książka?
"Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź, więc taki pochopny w ferowaniu wyroków śmierci" ~ Gandalf
Wiele razy karciłam się za to, że taka wielka fanka książek jak ja, ma jeszcze przed sobą trylogię Władcy Pierścieni. Denerwował mnie również fakt, że film obejrzałam przed zapoznaniem się z papierową wersją historii. Robiłam to nadaremnie, ponieważ treść lektury znacznie różni się od tej na ekranie.
Nie jestem pewna czy będę w stanie opisać to co czułam podczas czytania tej powieści. Może nie jest nad wyraz wzruszająca ani brutalna, ale ukazuje realność świata w czasach, w których żył autor. Mimo, że na początku książki Tolkien mocno się wypiera powiązania fabuły z wojną, to możemy zauważyć liczne podobieństwa jak choćby postać Saurona, która w mniejszym stopniu przypomina Hitlera.
Styl Tolkiena nie jest lekki. Drużyny Pierścieni nie czyta się łatwo i szybko. Liczne opisy przyrody oraz krajobrazów większą część czytelników nużą. Z czego to wynika? Nie wiem. W moim przypadku jest zupełnie odwrotnie. Kiedy nie ma tego ważnego elementu ciężko mi jest cokolwiek sobie wyobrazić. Dzięki opisom, lepiej wczuwam się w akcję i klimat powieści. Po za tym w książce jest wszystko tak pięknie opisane, że wprost nie mogłam się od niej oderwać. Obrazy przewijały się w mojej głowie. Czasami były to przeze mnie wyobrażone widoki, ale zdarzały się również fragmenty z filmu.
Zakochałam się po uszy w świecie wykreowanym przez Tolkiena, a zwłaszcza Legolasie. Ten elf wprost ukradł mi serce, a grający go Orlando Bloom wprost wyrwał je z mojej biednej klatki piersiowej. Ale Nie tylko on! Również cały Rivendell, Hobbiton oraz Lorien. Dziękuję autorowi za stworzoną historię i kawał dobrej literatury z najwyższej półki.
Wydaję mi się, że większość z was nie muszę zachęcać do przeczytania tej trylogii. Pewnie część już się przekonała co tak naprawdę za sobą krył geniusz Tolkiena. Jeśli jednak tego nie zrobiliście serdecznie zapraszam na niebezpieczną przygodę w głąb Śródziemia, gdzie z każdej strony może czaić się zło.
Podejrzewam, że chyba każdy, chociaż w przybliżeniu zna fabułę pierwszego tomu Władcy Pierścieni, dlatego lepiej nie będę się powtarzać. Trylogia, w której zakochał się świat, która do dzisiaj ma miliony fanów na całym świecie, w 2001 roku doczekała się ekranizacji. Film otrzymał 4 Oscary na 13 nominacji oraz 4 Złote Globy. W filmowej adaptacji powieści zagrali tacy aktorzy...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-19
Życie przeciętnej rodziny Bennet raptownie zmienia przyjazd bogatego i stojącego wysoko w hierarchii społecznej mężczyzny Charlesa Bingleya. Głowa rodziny oraz ojciec pięciu córek, za namową żony wyrusza do posiadłości znamienitego gościa, aby serdecznie go powitać. Pani Bennet jest z tego powodu bardzo rada i nie kryje pewności, że bogaty młodzieniec zauważy urodę jednej z jej pięciu córek. Samopoczucie poprawia jej fakt, iż pan Bingley wystawia bal i serdecznie zaprasza na niego całą rodzinę Bennetów.
Jane Austen to z pewnością znana wszystkim angielska pisarka, która zasłynęła z powieści takich jak Duma i uprzedzenie, Emma, Perswazje czy Rozważna i romantyczna. Jej niesamowitym pisarskim darem zachwycają się ludzie z całego świata aż do dziś. Ja, jako wielka książkoholiczka nie mogłabym przejść obok jej twórczości obojętnie, dlatego gdy tylko zobaczyłam Dumę i uprzedzenie, czym prędzej ruszyłam do domu w celu zatracenia się w tym magicznym świecie. Jakie są moje wrażenia?
"Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony." - Jane Austen
Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że ta książka, aż tak bardzo przypadnie mi do gustu. Wprost zakochałam się w XIX wiecznej Anglii i tamtych czasach, gdzie zwracano się do siebie z taką elegancją i pełną gracją. Zauroczyły mnie dialogi i klimat, stworzony piórem Jane Austen, który idealnie podkreślał świetność tamtych czasów. Głównym wątkiem w książce jest oczywiście wątek miłosny, ale nie zabraknie również pobocznych problemów, z którymi muszą się zmierzyć nasi bohaterowie. Autorka też genialnie wplata w dialogi refleksje i przemyślenia. Nie zabraknie momentów komicznych, gdzie nie raz i dwa uśmiechamy się pod nosem z sarkastycznych odpowiedzi Elżbiety czy głupiutkich zachować Lidii oraz Katarzyny. Daje to obraz całej książce nie tylko dobrego czytadła, ale i ambitnej lektury.
Jeśli chodzi o bohaterów to po raz kolejny dałam się zaczarować głównym postaciom, czyli panu Darcy'emu i Elżbiecie. On na początku bardziej mi się podobał tą swoją dumą, egoizmem i wyrafinowaniem, potem kiedy uświadomił sobie, że źle postępuje stał się miły i uprzejmy, przez co trochę stracił w moich oczach, ponieważ ja zawsze tak uwielbiam czarne charaktery. Natomiast od samego początku do samego końca podziwiałam Elżbietę za inteligencję oraz sarkastyczne odzywki. Razem tworzyli parę, którą pokochałam od pierwszego wejrzenia. *Gdy doszłam do zakończenia cieszyłam się jak głupia co tylko świadczy o tym jak bardzo zżyłam się z bohaterami tej książki*. Natomiast pani Bennet kompletnie nie polubiłam, tak samo jak Lidii i Katarzyny, które były puste, głupie i myślały tylko o miłostkach z oficerami, przez które wprowadziły rodzinę w niemałe kłopoty. Cieszyłam się szczęściem Jane i pana Bingleya, a kiedy następowały kryzysowe momenty, kibicowałam im do samego końca.
Duma i uprzedzenie to książka jak najbardziej warta przeczytania i polecenia. Dzięki fantastycznemu klimatowi i barwnym postaciom zaliczam ją do jednych z moich ulubionych powieści. Zakochałam się w pięknym stylu pisarskim autorki, przez który po jej twórczość sięgnę na pewno jeszcze nie raz. Nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić was do zapoznania się z perypetiami rodziny Bennetów.
Życie przeciętnej rodziny Bennet raptownie zmienia przyjazd bogatego i stojącego wysoko w hierarchii społecznej mężczyzny Charlesa Bingleya. Głowa rodziny oraz ojciec pięciu córek, za namową żony wyrusza do posiadłości znamienitego gościa, aby serdecznie go powitać. Pani Bennet jest z tego powodu bardzo rada i nie kryje pewności, że bogaty młodzieniec zauważy urodę jednej z...
więcej mniej Pokaż mimo to
John Green to świetny pisarz, a utwierdziła mnie w tym przekonaniu kolejna przeczytana przeze mnie książka jego autorstwa. Nadal nie mogę wyjść z podziwu nad jego pisarskim warsztatem. Po każdej jego powieści widać, że dla niego pisanie to nie praca i źródło zarobków, a wielka pasja i spełnianie siebie. Poprzez pryzmat dzisiejszych młodzieżówek mogło by się wydawać, że tworzenie historii o nastolatkach to nic trudnego. Bzdura. Po prostu niektórzy pisarze biorą się za pisanie w kategorii, o której nie mają zielonego pojęcia. John Green zdecydowanie do nich nie należy.
Szukając Alaski to tylko z pozoru zwykła książka o problemach dzisiejszej młodzieży. Tak naprawdę jest to przejmująca historia o młodych osobach dążących w życiu do czegoś więcej. Nie chodzi tylko o znajomych, imprezy oraz dobrą zabawę, ale też o samorealizację oraz szukanie w życiu Wielkiego Być Może. Jest to bez wątpienia książka o nastolatkach i dla nastolatek, jednak rzadko która powieść potrafi tak genialnie wczuć się w moją obecną sytuację. Podczas czytania Szukając Alaski miałam wrażenie, że razem z autorem działamy na podobnych falach. Dokładnie wiedział czego potrzebuję, czego pragnę, do czego w życiu dążę. Momentami aż dziwiłam się ja
k postać głównego bohatera jest bardzo podobna do mnie. Przez to historia zawarta na kartkach tej powieści była mi jeszcze bliższa.
Zdecydowanie najbardziej wzbudzającą ciekawość postacią była tytułowa Alaska. Jej energiczność, wybuchowość zmienność nastrojów na początku nie wydawała się jakaś nadzwyczajna czy dziwna. Jednak coraz bardziej zbliżając się zakończenia wiemy, że jej charakter ukształtowały wydarzenia i czynniki z przeszłości. Ta niezwykła i tajemnicza dziewczyna na ostatnich kartkach powieści pozostawiła zagadkę, którą wraz z Milesem i Pułkownikiem powolutku odkrywamy, po czym uświadamiamy sobie, że jej jednak nie da się odkryć.
Podoba mi się sposób w jaki autor napisał tę książkę. Podzielił treść na dwie części PRZED i PO. Na początku nie wiemy tak naprawdę do czego zmierza to wielkie odliczanie wzbudzające wiele ciekawości i napięcia, które serwuje nam autor, jednak gdy dochodzimy do pewnego momentu tej historii czujemy jedno wielkie zaskoczenie. Czy rzeczywiście losy naszych bohaterów już w połowie książki musiały się tak potoczyć? Mogłoby się wydawać, że powieść dopiero się rozkręca, a tym czasem John Green rozpoczyna nowy rozdział w życiu głównych postaci.
Jedyne co mi się w książce nie podobało to właśnie zakończenie. Miles i Pułkownik starali się odkryć zagadkę Alaski, kiedy byli już naprawdę blisko, okazało się, że tak naprawdę nie da się znaleźć jednoznacznego i konkretnego rozwiązania. Bardzo nie lubię takich otwartych i niedokończonych wątków, gdyż zawsze później ciągle zaprzątają mi głowę. Alaska wręcz nie daje mi spokoju.
Po genialnej Gwiazd naszych wina nie spodziewałam się po autorze kolejnych dobrych powieści. John Green, jednak mile mnie zaskoczył i poprzez tę książkę pozwolił na chwilę refleksji nad własnym życiem. Te dwie fenomenalne powieści głęboko zakorzeniły się w moim sercu, przez co jestem w stanie teraz przeczytać wszystko co napisze ten autor. Gorąco polecam!
John Green to świetny pisarz, a utwierdziła mnie w tym przekonaniu kolejna przeczytana przeze mnie książka jego autorstwa. Nadal nie mogę wyjść z podziwu nad jego pisarskim warsztatem. Po każdej jego powieści widać, że dla niego pisanie to nie praca i źródło zarobków, a wielka pasja i spełnianie siebie. Poprzez pryzmat dzisiejszych młodzieżówek mogło by się wydawać, że...
więcej Pokaż mimo to