-
Artykuły„Foto Retro”, czyli XX-wieczna historia Warszawy zatrzymana w siedmiu albumachLubimyCzytać1
-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński17
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać3
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać21
Biblioteczka
2015-11
2015-11
kingaczyta.blogspot.com
Czasami drobne kłamstwo może zniszczyć ci życie. O tym przekonała się szesnastoletnia Nina Petrykowska, bohaterka "Danych wrażliwych", kiedy chcąc być zaakceptowana przez swoje rówieśnice skłamała, że ma chłopaka. Niespodziewanie to niewinne kłamstewko niszczy dziewczynie życie, gdy kilka dni później w wypadku ginie chłopak, który miał na imię tak samo jak wymyślona sympatia Niny.
Początkowo trochę obawiałam się tej książki, bo sama gimnazjum mam już za sobą i bałam się, że nie przypadnie mi do gustu główna bohaterka. Pozytywnie się jednak zaskoczyłam, bo lektura okazała się naprawdę fajna i pani Ewie udało się mnie wciągnąć. Książka napisana jest w sposób lekki, a zarazem dotyka kilku problemów, które w młodzieżówkach często są poruszane. Głównym tematem jest tutaj kłamstwo oraz jego skutki, ale to nie wszystko. Nina przejmuje się zdaniem innych, pragnie akceptacji, chce pokazać koleżankom, że ona też może mieć chłopka. "Dane wrażliwe" to także historia o przyjaźniach; i tych rodzących się, i tych, które nie zawsze nimi są, bo prawdziwy przyjaciel to ktoś, kto zaakceptuje nas w stu procentach, ze wszystkimi naszymi wadami i ułomnościami. Nie brakuje tu także rodzinnych problemów.
Kolejny raz chcę zwrócić uwagę na to, że w książkach pani Ewy znajdziemy takie zwyczajne historie, ale ukazujące problemy polskich nastolatków i ich rodzin. I za to cenię tę autorkę. "Dane wrażliwe" to książka, którą po prostu dobrze się czyta. Może i nie dzieje się tutaj jakoś szalenie dużo, może i znacznie różni się od innych młodzieżówek, do których teraz jesteśmy przyzwyczajeni, ale przez tą zwyczajność ma w sobie coś wyjątkowego.
kingaczyta.blogspot.com
Czasami drobne kłamstwo może zniszczyć ci życie. O tym przekonała się szesnastoletnia Nina Petrykowska, bohaterka "Danych wrażliwych", kiedy chcąc być zaakceptowana przez swoje rówieśnice skłamała, że ma chłopaka. Niespodziewanie to niewinne kłamstewko niszczy dziewczynie życie, gdy kilka dni później w wypadku ginie chłopak, który miał na imię tak...
2015-12-30
kingaczyta.blogspot.com
Liesel Meminger w wieku dziewięciu lat razem z bratem Wernerem ma zostać oddana przez matkę do rodziny zastępczej Rosy i Hansa Hubermannów. W drodze jednak braciszek dziewczyny umiera, a ona sama musi zmierzyć się z nową sytuacją. Podczas pogrzebu Wernera do Liesel przypadkowo trafia książka pt. "Podręcznik grabarza". Jest to jej pierwsza kradzież i pamiątka przypominająca o zmarłym bracie. Ponadto to z nią zacznie swoją naukę czytania i pozna magię słów wraz z ukochanym Hansem, nazywanym przez dziewczynkę papą. Czasy nie są jednak łaskawe. Jest wojna, a Hitler szaleje. Cierpienie dotyka wielu osób, w tym także zwykłych mieszkańców Niemiec.
"Złodziejka Książek" to lektura obowiązkowa. Dla każdego, bez wyjątku. Tak naprawdę ciężko opisać emocje, które we mnie wywołała. Patrzę na monitor, patrzę na klawiaturę i nie wiem, co napisać. Według mnie są takie książki, w przypadku których wystarczy zwykłe "polecam". Bez uzasadnienia, bo te każdy na pewno znajdzie, gdy po nią sięgnie. I "Złodziejka Książek" właśnie do takich książek należy. Ja jednak postaram się napisać coś więcej.
Pierwsze, co wyróżnia tę książkę to jej narrator, a jest nim Śmierć. Chociaż sam siebie tak nie nazywa to łatwo można to wywnioskować po opisach. Pomysł naprawdę oryginalny, a ponadto książka napisana jest w niezwykle lekki sposób, biorąc pod uwagę poruszaną tematykę.
Książka ta zaczęła mnie wciągać już od samego początku, ale czym więcej stron miałam za sobą, tym bardziej się w niej zatracałam, z uwagą czytałam i delektowałam się nią. Akcja jest powolna, nie da się ukryć, ale jej fenomen tkwi w czymś innym. Może nie od razu potrafiłam to dostrzec, bo początkowo miałam inne wyobrażenia co do tej historii, ale później poczułam tę jej magię, te emocje.
A bohaterowie tej książki są równie fantastyczni. Mamy tutaj tyle różnych charakterów, tyle wspaniałe wykreowanych i zapadających postaci, że po prostu trzeba ich poznać. Główna bohaterka, Liesel Meminger, to dziewczynka silna, ale bardzo pokrzywdzona przez los. W końcu przyszło jej dorastać w hitlerowskich Niemcach wśród biedy, okrucieństwa i wojny. Mimo niewielu lat życia boleśnie je odczuła, tracąc swojego braciszka i rozstając się z ukochaną matką, a mimo to pozostała w niej chęć do życia, do walki, odwaga i ciekawość świata oraz zamiłowanie do książek.
Jednak moim ulubionym bohaterem został Hans Hubermann, którego pokochałam za jego dobroć, życzliwość i piękne wnętrze. Zupełnym przeciwieństwem Hansa jest jego żona Rosa, która nie stroni od wyzwisk w kierunku innych. Bardzo długo jej nie lubiłam, irytowała mnie, ale z czasem odkryłam jej prawdziwe wnętrze. Jest jeszcze Rudy, przyjaciel Liesel, który jest sympatycznym młodzieńcem, z głową szalonych pomysłów.
"Złodziejka książek" to głównie opowieść o wojnie. Pokazane zostały tutaj losy zwykłych obywateli Niemiec, którzy przez wojnę również ucierpieli; ciągłe bombardowania, bieda i bliska obecność śmierci nie była obca. Ale i w tych bolesnych czasach znalazło się miejsce dla miłości, przyjaźni i dobroci dla innych.
kingaczyta.blogspot.com
Liesel Meminger w wieku dziewięciu lat razem z bratem Wernerem ma zostać oddana przez matkę do rodziny zastępczej Rosy i Hansa Hubermannów. W drodze jednak braciszek dziewczyny umiera, a ona sama musi zmierzyć się z nową sytuacją. Podczas pogrzebu Wernera do Liesel przypadkowo trafia książka pt. "Podręcznik grabarza". Jest to jej pierwsza kradzież...
2016-01-22
kingaczyta.blogspot.com
Po "Kasacji" i "Zaginięciu" przyszedł czas na kolejną serię napisaną przez Remigiusza Mroza. Mój wybór padł na "Ekspozycję" z komisarzem Wiktorem Forstem na czele. Oj, nawet nie wiecie, jak duży problem miałam podczas jej czytania i jak różne sprzeczne emocje mi towarzyszyły. Ostatecznie jednak moja "mrozomania" trwa nadal.
Na Giewoncie zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Ciało zamordowanego wisi nagie na krzyżu, a jedynym śladem jest pozostawiona w ustach zamordowanego moneta. Sprawę prowadzi niecieszący się dobrą opinią komisarz Wiktor Forst, jednak nie na długo, bo szybko okazuje się, że z jakiegoś powodu został zawieszony i odsunięty od śledztwa. Ten jednak nic sobie z tego nie robi i zaczyna szukać śladów na własną rękę wraz z dziennikarką Olgą Szrebską.
Na początku byłam zachwycona. Pierwsze strony, a Mróz przyszykował dla mnie wyszukane morderstwo. Z pozoru zwykłe powieszenie na krzyżu okazuje się być bardziej skomplikowanym, ale autor sprawnie wszystko tłumaczy. Co do Forsta to pierwsze wrażenie okazało się pozytywne, ale... No właśnie jest to "ale", bo o ile początek mi się spodobał, tak później moja opinia drastycznie się zmieniła, by potem znowu popaść w zachwyt. Taka amplituda emocji, ale od początku.
Sięgnęłam po tę książkę w ciemno, wystarczyło mi tylko nazwisko autora. Wiedziałam jedynie, że czeka na mnie morderstwo na Giewoncie. Normalnym jest więc, że spodziewałam się jakiegoś smakowitego thrillera. I niestety, na początku, w części pierwszej, bardzo się zawiodłam, bo absurd goni tutaj absurd, a "Ekpozycja" bardziej przypominała mi powieść przygodową albo sensacyjną. Owszem, działo się bardzo dużo, bo czasami aż ciężko mi było nadążyć i bywało, że się gubiłam. Autor zbombardował moją głowę swoimi pomysłami, a tych miał zdecydowanie dużo. Jednak ta pierwsza część do gustu niespecjalnie mi przypadła i nawet zaczęłam się zastanawiać czy nie darować sobie czytania. Na szczęście tego nie zrobiłam.
Druga część na szczęście już bardziej mnie wciągnęła, ale większość wydarzeń brzmi strasznie nieprawdopodobnie i chociaż w serii z Joanną Chyłką tamten lekki brak realizmu akceptowałam, tak tutaj na początku strasznie mnie to raziło i czytałam z takim powątpiewaniem. Później jednak już się wciągnęłam na maksa i bez zastanawiania się nad prawdopodobnością zdarzeń czytałam, ponownie zaczęłam się zachwycać i tak już zostało do ostatnich stron, a Mróz znowu zyskał w moich oczach.
Jeżeli chodzi o komisarza Wiktora Forsta to zdecydowanie jest on postacią wyrazistą, ale mojej sympatii jakoś nie zdobył. Pierwsze wrażenie było pozytywne, ale potem coraz częściej mnie denerwował. Forst ma gdzieś, co pomyślą o nim inni, jest chamski, szalony, agresywny, niecierpliwy, ma w życiu farta, lubi piękne kobiety i nie kryje swoich emocji. Ja z politowaniem patrzyłam na jego miłosne podchody. Ogólnie uważam, że jest to bohater przerysowany. Ba, nawet do herosa mu już niedaleko.
Z kolei dziennikarka Olga Szrebska była według mnie postacią bezbarwną i pozostawała w cieniu Forsta. W sumie to niewiele mogę o niej napisać, przez większą część książki była mi zupełnie obojętna.
Także jak widać, książka zdecydowanie nie pozostała dla mnie obojętna i towarzyszył mi szereg emocji. Cieszę się, że nie przerwałam czytania w pierwszej połowie, tylko że dałam szansę tej książce, bo sporo bym straciła. Do końca pierwszej części byłam pewna, że więcej z Forstem nie będę chciała się spotkać, a teraz nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce trafi kolejny tom. Zresztą po takim zakończeniu nie mogło być inaczej, bo autor tradycyjnie zaskakuje do ostatnich stron i wręcz zmusza czytelnika do poznania dalszych przygód Forsta.
Fanom autora "Ekspozycję" mimo wszystko polecam. Natomiast jeżeli nie mieliście jeszcze okazji czytać żadnej jego książki to proponuję zacząć od serii z Joanną Chyłką, czyli od "Kasacji".
kingaczyta.blogspot.com
Po "Kasacji" i "Zaginięciu" przyszedł czas na kolejną serię napisaną przez Remigiusza Mroza. Mój wybór padł na "Ekspozycję" z komisarzem Wiktorem Forstem na czele. Oj, nawet nie wiecie, jak duży problem miałam podczas jej czytania i jak różne sprzeczne emocje mi towarzyszyły. Ostatecznie jednak moja "mrozomania" trwa nadal.
Na Giewoncie zostają...
2015-12-26
kingaczyta.blogspot.com
Święta potrafią być wykańczające. A zwłaszcza przygotowania do nich. W świątecznej gorączce latamy od sklepu do sklepu, kupujemy produkty spożywcze i prezenty. A portfel robi się niebezpiecznie chudy. A gdyby tak ominąć święta? Tak po prostu zastrajkować i ku zdziwieniu wszystkich sobie odpuścić tę całą gonitwę, a zamiast tego pojechać na Karaiby i jeszcze zaoszczędzić przy tym pieniądze? Czemu nie!
Luther i Nora Krankowie po wyjeździe ich jedynej córki do Afryki postanawiają zrobić sobie wolne od świąt i zamiast tego spędzić ten czas na Karaibach i to tylko za trzy tysiące. A dodać trzeba, że ich poprzednie święta uszczupliły ich portfele aż o sześć tysięcy. Żyć nie umierać, ale okazuje się, że sąsiedzi mają swoje do powiedzenia i nie potrafią pogodzić się z ich decyzją.
Książka jest naprawdę świetna, bo pokazuje, jak bardzo co niektórzy potrafią na punkcie świąt oszaleć. Ludzie prześcigają się w świątecznych dekoracjach, kupują bez opamiętania różne pierdółki, a prezenty stają się coraz bardziej wyszukane. I gdzieś w tym całym szale zapomina się o tym, co tak naprawdę jest ważne. Jednak tradycja to tradycja, prawda?
Gdy Luther i Nora podjęli decyzję o wyjeździe na Karaiby musieli zmierzyć się ze swoimi sąsiadami, którzy nie mogli przeboleć tego, że ktoś może nie ubrać choinki, nie przystroić swojego domu i, o zgrozo, nie ustawić na dachu Śniegurka. Zbrodnia niewybaczalna! Aż strach wychodzić z domu i pokazywać się sąsiadom na oczy - grozi to morderczymi spojrzeniami, a nawet i pogróżkami.
Przeczytałam tę książkę w drugi dzień świąt, ale wspaniale wpasowała się jeszcze w ten świąteczny nastrój. Jest to lektura naprawdę lekka i zabawna, do przeczytania w jedno popołudnie. Mnie rozbawiła i cieszę się, że jednak udało mi się ją przeczytać w tym całym świątecznym szaleństwie. Może teraz jest już troszeczkę za późno na jej lekturę i lepiej zrobić do przed Wigilią, ale jeżeli macie okazję to polecam. Chociaż jest to mało realna historia, to naprawdę odprężająca.
kingaczyta.blogspot.com
Święta potrafią być wykańczające. A zwłaszcza przygotowania do nich. W świątecznej gorączce latamy od sklepu do sklepu, kupujemy produkty spożywcze i prezenty. A portfel robi się niebezpiecznie chudy. A gdyby tak ominąć święta? Tak po prostu zastrajkować i ku zdziwieniu wszystkich sobie odpuścić tę całą gonitwę, a zamiast tego pojechać na Karaiby i...
2015-12-21
kingaczyta.blogspot.com
"W śnieżną noc" to książka, którą chciałam przeczytać już rok temu, ale wtedy mi się to nie udało. Postanowiłam jednak, że przed tegorocznymi świętami na pewno ją zdobędę i sama się przekonam, czy to faktycznie taka świetna lektura, która wprowadzi mnie w odpowiedni nastrój.
Całą historię rozpoczyna opowiadanie pt. "Podróż wigilijna" Maureen Johnson i bardzo dobrze, że tak się stało, bo według mnie tylko ono zasługuje tutaj na większą uwagę, ale szału też niestety nie ma.
Jubilatka (tak, to jest imię) miała spędzić Boże Narodzenie ze swoim chłopakiem. Jednak bójka spowodowana wielką pasją jej rodziców i ich pobyt w więzieniu sprawia, że dziewczyna musi pojechać sama na Florydę do dziadków. Śnieżyca ma jednak swoje do powiedzenia i mocno wda się wszystkim we znaki.
Wciągnęłam się, jednak opowiedziana historia niczym szczególnym się nie wyróżnia, nie niesie też większych wartości. Ot, takie krótkie, przewidywalne czytadełko, które miło się czytało, ale na długo w pamięci nie zostanie. Chociaż może dziwne imię głównej bohaterki na dłużej w mojej głowie zagości. Jubilatka przypadła mi do gustu, podobało mi się jej poczucie humoru i sposób narracji. Według mnie jest to najlepsza część książki. Dalej niestety już tak pięknie nie jest.
Kolejna część należy do Johna Green'a, który po raz kolejny mnie zawiódł. Ciągle pamiętam jego cudowne "Gwiazd naszych wina", ale już kolejne jego książki mnie nie zachwycały. Jednak i tym razem miałam wobec niego wysokie oczekiwania, liczyłam na noś ekstra. Nie ukrywam też, że to właśnie jego nazwisko mnie do tego tytułu przyciągnęło. A tymczasem jego historia ("Bożonarodzeniowy cud pomponowy") okazała się najsłabsza.
Jest to opowiadanie o Tobinie i dwójce jego przyjaciół. Pędzą oni przez zaspę wraz z Twisterem do Waffle Haus, gdzie znajduje się grupa cheerleaderek.
Gdy czytałam tę historię to nie wiedziałam, co myśleć. Czułam głównie irytację, cała ta historia o nastolatkach pędzących na złamanie karku przez zaspy tylko po to, by zobaczyć grupę cheerleaderek, była według mnie bez sensu. Bohaterowie mnie denerwowali, byli dziecinni, a ich poczucie humoru do mnie nie przemówiło. No cóż, może się starzeję. Końcówka trochę uratowała sprawę, ale po Greenie spodziewałam się czegoś innego. Ogólnie czułam się zażenowania podczas czytania. Johnie, naprawdę? Dla mnie porażka...
Finałem jest opowiadanie pt. "Święta patronka świnek" Lauren Myracle. Jest to historia Addie, która opłakuje swoje rozstanie z Jebem. Przez jeden pocałunek z innym chłopakiem straciła swojego prawdziwego ukochanego. Czy ten związek da się jeszcze uratować?
I to opowiadanie mnie nie zachwyciło, a nawet już z niecierpliwością oczekiwałam końca całej tej książki. Główna bohaterka niezwykle mnie irytowała, jej ciągłe humorki i narzekanie działały na mnie rozstrajająco, wszystko było tu jakieś takie sztuczne i po prostu nudne. Ogólnie bezsensowna ta historia i dziwna (inne słowo po prostu nie przychodzi mi na myśl).
Chociaż lektury nie mogę zaliczyć do udanych i uważam, że zmarnowałam przy niej czas, to przyznaję, że doceniam pracę autorów, którzy musieli naprawę ze sobą współpracować, żeby wszystkie te trzy historie ze sobą powiązać. Początkowo myślałam, że będę miała do czynienia z zupełnie odrębnymi opowiadaniami, ale okazało się, że wszystkie się ze sobą łączą.
kingaczyta.blogspot.com
"W śnieżną noc" to książka, którą chciałam przeczytać już rok temu, ale wtedy mi się to nie udało. Postanowiłam jednak, że przed tegorocznymi świętami na pewno ją zdobędę i sama się przekonam, czy to faktycznie taka świetna lektura, która wprowadzi mnie w odpowiedni nastrój.
Całą historię rozpoczyna opowiadanie pt. "Podróż wigilijna" Maureen...
2015-12-18
kingaczyta.blogspot.com
"Tak na marginesie, mam na imię August. Nie powiem wam, jak wyglądam. Cokolwiek sobie wyobrażacie, w rzeczywistości jest pewnie gorzej."
Dziesięcioletni August Pullman przez jeden wadliwy gen urodził się ze zdeformowaną twarzą i dotychczas miał już 27 operacji. Rodzice zawsze starali się go chronić; chłopak uczył się w domu, unikał rówieśników, którzy na jego widok uciekali z krzykiem. Przyszedł jednak czas, by August zmierzył się z brutalną rzeczywistością i zaczął żyć, jak inne dzieciaki w jego wieku. Rodzice podejmują decyzję, że chłopak rozpocznie naukę w szkole.
Ta recenzja będzie trochę osobista, ale co mi tam. Emocje są przecież najważniejsze. Nie ukrywam, że jestem osobą nieśmiałą i zakompleksioną jednocześnie, a jedno pewnie wynika z drugiego. Są takie dni, gdy najchętniej zasłoniłabym wszystkie lustra i nie wychodziła z domu. O tak, uwielbiam sobie znajdować jakieś defekty i szukać w sobie wad. Takie myślenie jest niestety bardzo niszczące i wpływa na różne aspekty mojego życia. Nie ukrywam, że lubię, a raczej potrzebuję sięgać po książki, które pokażą mi, że inni mają gorzej, dając mi przy tym kopa w tyłek. I "Cud chłopak" to właśnie taka lektura.
Historię Augusta poznajemy z kilku perspektyw; opowiada nam ją on sam, ale też jego siostra i znajomi. Mnie oczywiście najbardziej podobała się relacja Auggiego, ale fajnie było poznać też punkt widzenia osób mu najbliższych. I tutaj chciałabym jeszcze wspomnieć o jego starszej siostrze, która zasługuje na podziw, bo zawsze broniła swojego brata i chociaż w jej życiu były różne momenty, to nie wstydziła się go i wspierała. A mogła się przecież buntować, bo otrzymywała niewiele uwagi od rodziców i żyła w cieniu Augusta.
Augusta naprawdę podziwiam za wiele. Kurcze, wyobraźcie sobie dzieciaka, który miał w życiu po prostu pecha i urodził się ze zdeformowaną twarzą. Po 27 operacjach dalej nie wygląda dobrze i doskonale zdaje sobie sprawę. Nie jest to jednak jego wymysł, bo na jego widok dzieciaki uciekają z krzykiem, a dorośli nie wiedzą jak się zachować. Ciągłe gapienie się, obraźliwe komentarze i głupie pytania są z pewnością straszne i trzeba być naprawdę kimś wielkim, żeby to wszystko przetrzymać. A August ma do siebie dystans, właściwie jest juz do tego wszystkiego przyzwyczajony. Nie jest mu oczywiście lekko, czasami ma ochotę się poddać i wrócić do życia w skorupie, ale wewnętrzna siła mu na to nie pozwala. August mi zaimponował, naprawdę.
Jest mi głupio. Tak, po przeczytaniu tej książki stwierdzam, że jestem głupia, bo często nie doceniam tego, co mam i jeszcze narzekam. To niesamowite, ale ten 10 latek dał mi potężnego kopa w tyłek; dostałam sygnał, że pora się ogarnąć i zmienić postrzeganie własnej osoby. Może dla niektórych nie będzie w tej książce nic wyjątkowego, ja jednak potrafiłam Augusta zrozumieć i wczuć się w jego sytuację, bo wielokrotnie tak jak i on miałam ochotę nałożyć hełm i ukryć się przed światem. Przeczytanie tej książki dało mi wiele; jest to lektura wzruszająca i dająca do myślenia, bo pokazuje, że wygląd to nie wszystko, ważne natomiast jest wnętrze. Tylko tak łatwo jest oceniać po okładce, tak łatwo jest zdyskwalifikować człowieka na starcie, bo nie podoba nam się jego wygląd, tak łatwo kogoś wyśmiać i obrazić. Trudniej natomiast kogoś poznać, zajrzeć w jego wnętrze, zapytać o zainteresowania.
Uczmy się. Uczmy się patrzeć sercem...
"Wszyscy powinniśmy przynajmniej raz w żuciu dostać owację na stojąco, bo przecież każdy z nasz zwycięża ten świat."
kingaczyta.blogspot.com
"Tak na marginesie, mam na imię August. Nie powiem wam, jak wyglądam. Cokolwiek sobie wyobrażacie, w rzeczywistości jest pewnie gorzej."
Dziesięcioletni August Pullman przez jeden wadliwy gen urodził się ze zdeformowaną twarzą i dotychczas miał już 27 operacji. Rodzice zawsze starali się go chronić; chłopak uczył się w domu, unikał rówieśników,...
2015-12-11
Marbel i Jack to małżeństwo, które nieustannie marzy o dziecku. Niestety los postanowił inaczej; lata mijają, a para ciągle nie ma potomstwa. Oboje decydują się przenieść na Alaskę, by tam znaleźć ukojenie i rozpocząć nowe życie z dala od ludzi. Zmiana otoczenia niekoniecznie jednak jest dobrym lekarstwem na ból i smutek. Marbel czuje się samotna i nieszczęśliwa, stopniowo zaczynają się z mężem od siebie oddalać.
Wkrótce spada pierwszy śnieg. Jack i Marbel zapominają na chwilę o swoich problemach i korzystając z chwili beztroski lepią ze śniegu postać dziewczynki. Jednak następnego dnia figurki już nie ma, są za to maleńkie ślady stóp na śniegu, a w pobliżu ich domu zaczyna kręcić się jakieś dziecko.
"Dziecko śniegu" to książka niezwykła, o wspaniałym baśniowym klimacie. Jest to lektura idealna na zimę, zwłaszcza śnieżną. Tej jednak nam brakuje, co nie zmienia faktu, że można poczuć ten chłód Alaski i mroźny klimat. Chociaż może będzie to i dobra opcja na upalne lato, żeby trochę się schłodzić, a to zdecydowanie jest przy tej książce możliwe.
Autorka świetnie wykreowała tę odległą krainę ukazując jej piękno, ale też i niebezpieczeństwa, które czyhają na jej mieszkańców. By przeżyć trzeba nieustannie toczyć z ziemią walkę i tylko ciężką pracą można przeżyć surową zimę. Niezwykle ważni są także przyjaciele, na których można liczyć. Takich też mieli Jack i Mabel, którzy razem z Esther i jej mężem Georgiem wzajemnie się wspierali. Chociaż opisy przyrody są długie, to bardzo urokliwe i kompletnie mi nie przeszkadzały.
Książka oparta jest na rosyjskiej baśni, więc i klimat jest baśniowy. Autorka łączy ze sobą świat rzeczywisty z magicznym, świetnie zacierając ich granice. Wszystko jest tutaj takie tajemnicze i w pewnym momencie już kompletnie nie wiadomo, w co można wierzyć, a co stanowi tylko wytwór wyobraźni.
"Dziecko śniegu" to piękna, wzruszająca, pełna magii historia, ale też dosyć smutna. To opowieść o miłości, która ma różne wymiary, przyjaźni, rodzinie, nadziei i codziennych trudach życia. Mnie chwyciła za serce i cieszę się, że ją przeczytałam, zwłaszcza teraz - przed świętami Bożego Narodzenia. Takiej lektury było mi trzeba. I Was także serdecznie zachęcam do tej literackiej podróży wgłąb odległej Alaski.
Marbel i Jack to małżeństwo, które nieustannie marzy o dziecku. Niestety los postanowił inaczej; lata mijają, a para ciągle nie ma potomstwa. Oboje decydują się przenieść na Alaskę, by tam znaleźć ukojenie i rozpocząć nowe życie z dala od ludzi. Zmiana otoczenia niekoniecznie jednak jest dobrym lekarstwem na ból i smutek. Marbel czuje się samotna i nieszczęśliwa, stopniowo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-12-06
Opinia na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Światowej sławy paleontolog Alan Grant wraz ze swoją studentką Ellie Satter dostają zaproszenie od Johna Hammonda na kostarykańską wyspę, na której za pomocą inżynierii genetycznej odtworzono dinozaury. Wyspa ta ma stać się wyrafinowanym parkiem rozrywki pełnym biologicznych atrakcji. Szybko jednak wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli...
Czytałam tę książkę bardzo długo, miejscami mnie nawet męczyła. Dinozaury to zdecydowanie nie moja bajka, więc może dlatego nużyły mnie te wszystkie długie opisy i dyskusje bohaterów. Zabierając się za czytanie, oczekiwałam dobrego thrillera, liczyłam nawet na odrobię grozy. Od razu zaznaczę, że nie widziałam jeszcze filmu, więc nie będę porównywać, ale wydaje mi się, że ekranizacja mogłaby mi się spodobać bardziej, bo pewnie lepiej bym sobie to wszystko wyobraziła.
Nie jestem też zadowolona z kreacji bohaterów, bo dla mnie byli oni nijacy i zbytnio się od siebie nie różnili. Przez długi czas ciężko mi było zapamiętać, kto jest kim i jaką rolę odgrywa. Wykłady profesora Malcolma były nużące, a on sam mnie strasznie irytował, podobnie jak i inni bohaterowie; Hammond miał gdzieś bezpieczeństwo innych ludzi i ich tragedię, ciągle myślał o pieniądzach i ogromnych zyskach, jakie miał mu przynieść Park jurajski.
Nie jest to książka zła, czy w całości nudna, ale na pewno nierówna. Były momenty naprawdę ciekawe, które czytałam z szybciej bijącym sercem i wypiekami na twarzy. A były też takie, które mogłabym spokojnie przespać albo pominąć. Gdyby skrócić tę książkę o połowę, to wyszłoby jej to tylko na dobre, bo zdecydowanie jest przegadana. Dla mnie było zbyt mało dynamicznie, a to właśnie pędzącej akcji oczekiwałam po przeczytaniu opisu z tyłu okładki. Jest też trochę chaotycznie i zdarzało mi się gubić w tym wszystkim. Na szczęście w książce znalazłam także kilka naprawdę mocnych i obrzydliwych zarazem opisów, które bardzo mi się podobały.
Opinia na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Światowej sławy paleontolog Alan Grant wraz ze swoją studentką Ellie Satter dostają zaproszenie od Johna Hammonda na kostarykańską wyspę, na której za pomocą inżynierii genetycznej odtworzono dinozaury. Wyspa ta ma stać się wyrafinowanym parkiem rozrywki pełnym biologicznych atrakcji. Szybko jednak wszystko zaczyna wymykać się spod...
2015-11-27
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
O tej książce zrobiło się ostatnio tak głośno, że i ja koniecznie musiałam po nią sięgnąć i sama przekonać się, o co tyle krzyku. W sumie to nie do końca rozumiem te wszystkie zachwyty, ale od początku.
"Dziewczyna z pociągu" to historia Rachel, która każdego dnia dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. W czasie podróży wnikliwie obserwuje, co dzieje się za szybami. Pociąg zawsze zatrzymuje się przed tym samym semaforem i wtedy kobieta widzi dom, który szczególnie sobie upodobała. Wydaje jej się, że dobrze zna jego mieszkańców; zazdrości im wspaniałego życia, o którym sama marzy, nadaje im nawet imiona, tworzy ich historię. Gdy pewnego dnia widywana przez okno kobieta znika, Rachel postanawia pomóc.
Gdy tylko zaczęłam lekturę, to pomyślałam sobie, że to na pewno będzie dobra książka, bo początek jest niezły, spodobał mi się pomysł autorki z tymi pociągami. Później jednak już tak pięknie nie było. Dobra, mogę przyznać, że książka na początku bardzo mnie zainteresowała, bo dobrze się zaczęła, byłam ciekawa, co wymyśli autorka. W głowie miałam jeszcze te wszystkie pozytywne recenzje, więc z nadzieją na genialny thriller czytałam dalej. Jedak początkowe zainteresowanie szybko słabło i później było już niestety bez fajerwerków. Brakowało mi tutaj akcji i napięcia, o grozie nawet nie wspominam; było bardzo monotonnie i pewnym momencie czekałam już tylko na zakończenie, licząc, że będzie dobre i podniesie poziom. Jednak gdy dobrnęłam do końca, to też odbyło się bez rewelacji. Finał nie był zaskakujący, można było z łatwością od dłuższego czasu przewidzieć, że tak się skończy, a i autorka napisała o tym wszystkich zupełnie bez większych emocji i napięcia.
Rachel również mojej sympatii nie zdobyła; z czasem stała się bardzo irytująca. Miałam już dość ciągłego czytania o o jej złym stanie po kilku kieliszkach i problemach z samą sobą. Ja rozumiem, że jest to thriller psychologiczny i autorka chciała zwrócić uwagę na problem samotności, odrzucenia i alkoholizmu, ale zrobiła to w tak monotonny sposób, że nie mogę tego docenić. Te pijackie monologi Rachel nie były tym, czego oczekiwałam. Może i początkowo jej współczułam, ale moja cierpliwość i zrozumienie szybko przerodziły się w niechęć.
Oprócz Rachel mamy też dwie inne bohaterki; zaginioną Megan oraz Annę - nową żonę byłego męża Rachel. Autorka podzieliła narrację pomiędzy je trzy, co było dobrym pomysłem, bo pozwoliło spojrzeć na rozgrywające się wydarzenia z różnych perspektyw i trochę odpocząć od monotonnego życia Rachel. Jednak nie mogę przyznać, że któraś z bohaterek moją sympatie zdobyła. Dla mnie one wszystkie były jakieś takie nijakie i pozostały dla mnie obojętne. Szkoda, że autorka nie dała głosu męskim bohaterom.
Uważam, że pomysł autorki miał duży potencjał, ale niestety nie udało się go wykorzystać. Rekomendacje znanych pisarzy postawiły tę książkę w naprawdę dobrym świetle; mnie przyciągnęło polecenie mojej ulubionej Tess Gerritsen. Oczekiwałam czegoś naprawdę ekstra, a dostałam przeciętny debiut. Wielka szkoda. Ale za to marketing oceniam na 6+.
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
O tej książce zrobiło się ostatnio tak głośno, że i ja koniecznie musiałam po nią sięgnąć i sama przekonać się, o co tyle krzyku. W sumie to nie do końca rozumiem te wszystkie zachwyty, ale od początku.
"Dziewczyna z pociągu" to historia Rachel, która każdego dnia dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. W czasie podróży...
2015-11-25
Recenzja opublikowana na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Tym razem detektyw Jane Rizzoli dostaje sprawę zamordowanego i powieszonego za nogi preparatora zwierząt - Leona Gotta, który został wypatroszony i oprawiony tak, jak jego zdobiące ściany trofea. Podczas śledztwa okazuje się, że podobne zbrodnie miały już miejsce na terenie całego kraju.
Sześć lat wcześniej. Grupa ciekawych świata osób decyduje się na przeżycie przygody swojego życia w Botswanie wśród dzikich zwierząt. Wycieczka okazuje się jednak prawdziwą walką o przetrwanie.
"Umrzeć po raz drugi" różni się od poprzednich książek z cyklu. Akcja toczy się dwutorowo; współczesne wydarzenia rozgrywają się w Bostonie, a historia sprzed sześciu lat ma miejsce w Botswanie. Mamy także dwóch narratorów; współcześnie jest to narrator wszechwiedzący, a w afrykańskiej historii mamy narratorkę pierwszoosobową. Jednak to nie wszystko, bo dużą rolę odgrywają tu koty, a dokładnie te duże i śmiertelnie niebezpieczne dla człowieka. Obie historie czytałam z zainteresowaniem, chociaż wyprawa do afrykańskiego buszu zrobiła na mnie większe wrażenie i pozwoliła poznać panią Gerritsen z innej strony - według mnie świetnie sprawdziłaby się w jakieś powieści przygodowej. Kto wie, może i takich tytułów się doczekamy. Uważam, że sam ten wątek byłby już świetną bazą do jakiegoś thrillera - to by było coś!
Co tu dużo pisać; książka jest jak zwykle rewelacyjna. Trzyma w napięciu do samego końca, opisy są sugestywne, a zagadka intrygująca; jej rozwiązanie poznajemy dopiero na samym końcu. Tradycyjnie już myślałam, że odgadłam, kto jest zabójcą, ale autorka jak zawsze mnie zaskoczyła i znowu zostałam zrobiona w balona. Gerritsen stopniowo i sprawnie łączy wszystkie wątki, a zakończenie mnie usatysfakcjonowało, bo nie sądziłam, że pójdzie to w takim kierunku.
Seria o detektyw Rizzoli i doktor Isles to thrillery medyczne, więc i tutaj możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego, ale w porównaniu do tomów poprzednich, jest tego dosłownie garstka, nazwałabym tę część raczej książką sensacyjno-przygodową aniżeli thrillerem medycznym. Jednak w tym przypadku nie mam tego autorce za złe, bo historia tak mnie wciągnęła, że nie potrafiłam się oderwać i po dosyć długiej przerwie od czytania thrillerów mam szaloną ochotę, by znowu do nich powrócić. Jeżeli jeszcze jakiś cudem nie mieliście okazji czytać żadnej książki Tess Gerritsen to gorąco namawiam (ale do serii Rizzoli&Isles, bo jej thrillerów romantycznych niestety polecić nie mogę). Według mnie warto czytać od początku, bo chociaż sprawy kryminalne zamykają się w danej części, to mamy odniesienia do życia prywatnego bohaterek z poprzednich tomów.
Recenzja opublikowana na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Tym razem detektyw Jane Rizzoli dostaje sprawę zamordowanego i powieszonego za nogi preparatora zwierząt - Leona Gotta, który został wypatroszony i oprawiony tak, jak jego zdobiące ściany trofea. Podczas śledztwa okazuje się, że podobne zbrodnie miały już miejsce na terenie całego kraju.
Sześć lat wcześniej. Grupa...
2015-11-21
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Jean Louise Finch, zwana Skautem, ma już dwadzieścia sześć lat i wraca z Nowego Jorku do rodzinnego Maycomb w stanie Albama, by odwiedzić swojego ukochanego ojca Atticusa. Spodziewa się zastać wszystko po staremu, ale po powrocie musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Wszystko wydaje się być inne, a osoby, którym Jean ufała, nagle ukazują swoje drugie oblicze. A największym szokiem jest dla kobiety wiadomość o przynależności jej ojca do rasistowskiej organizacji.
Przeczytałam tę książkę i mam w głowie mętlik. Sama do końca nie wiem, jak mam ją interpretować, bo niby jest to kontynuacja "Zabić drozda", ale w rzeczywistości autorka najpierw napisała własnie "Idź, postaw wartownika". Ten tytuł na pewno rzuca nowe światło na "Zabić drozda" i może dla niektórych czytelników okazać się lekturą szokującą, być może nawet nie zechcecie po nią sięgnąć, żeby nie zepsuć sobie odbioru pierwszej części. Ciężko mi w ogóle stwierdzić, czy jest to książka dobra, czy niedobra, warta a może nie warta przeczytania, bo w dalszym ciągu sama się nad tym zastanawiam i chyba na tym etapie pozostanę.
"Pamiętaj i o tym: zawsze łatwo spoglądać wstecz i dostrzec, jacy byliśmy wczoraj albo dziesięć lat temu. Trudno natomiast zobaczyć, jacy jesteśmy. Będzie ci łatwiej, gdy opanujesz tę sztukę".
Bardzo polubiłam dziewięcioletnią Skaut, ale ta dwudziestosześcioletnia w dalszym ciągu zdobywa moją sympatię. Chociaż dorosła i fizycznie stała się kobietą, to mentalnie niewiele się zmieniła. W dalszym ciągu ma swoje racje, nie potrafi zaakceptować niesprawiedliwości i czuje się wyobcowana, doskonale pamięta swoje dzieciństwo i można powiedzieć, że jeszcze nim żyje. Tymczasem po powrocie do rodzinnego miasteczka musi zmierzyć się z rzeczywistością; poznaje nowe poglądy bliskich jej osób, zauważa to, czego w dzieciństwie nie dostrzegała. Jest to dla niej niewątpliwie ważna, ale i niezwykle trudna i bolesna lekcja.
W książce wydarzenia teraźniejsze przeplatają się z dzieciństwem Jean. Mnie bardziej podobały się te retrospekcje, bo przypominały mi "Zabić drozda", a przygody dziewięcioletniej Jean były naprawdę ciekawe i świetnie się to czytało. Dzięki temu zabiegowi "Idź, postaw wartownika" stało się takim dopełnieniem poprzedniej książki autorki, pozwoliło to na lepsze poznanie bohaterów i spojrzenie na pewne sprawy już z perspektywy dorosłej osoby. I właśnie to stanowi większą część książki, co mnie bardzo zdziwiło, bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Niektóre opisane wydarzenia zdają się do siebie nie pasować, momentami brakowało mi spójności. Z kolei wątek, który powinien być głównym, został zepchnięty na bok, zdominowany przez rozmyślania Jean i jej powroty do dzieciństwa. Czy to dobrze, czy niedobrze - ciężko mi to oceniać.
Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy jest to dobra książka, czy nie. Myślę, że w tym przypadku najlepszą opcją jest jej przeczytanie, ale najpierw polecam lekturę "Zabić drozda", a dopiero później "Idź, postaw wartownika", mimo że zostały napisane w innej kolejności. Ja ani nie polecam, ani nie odradzam, zadecydujcie sami, czy chcecie poznać historię "Zabić drozda" z innej strony.
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Jean Louise Finch, zwana Skautem, ma już dwadzieścia sześć lat i wraca z Nowego Jorku do rodzinnego Maycomb w stanie Albama, by odwiedzić swojego ukochanego ojca Atticusa. Spodziewa się zastać wszystko po staremu, ale po powrocie musi zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Wszystko wydaje się być inne, a osoby, którym Jean...
2015-11-18
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blgospot.com
"Człowiek o 24 twarzach" to prawdziwa historia Billy'ego Milligana. Billy urodził się w 1955 roku, a w 1975 roku został aresztowany za porwanie i gwałt na trzech kobietach. Jest on pierwszą osobą w historii Stanów Zjednoczonych, która została uznana za niewinną popełnienia przestępstw ze względu na chorobę umysłową, polegającą na osobowości wielorakiej. Potocznie choroba ta jest nazywana rozdwojeniem jaźni, ale przypadek Billy'ego jest wyjątkowy. W jego wnętrzu żyły dwadzieścia cztery osoby, które różniły się od siebie wiekiem, pochodzeniem, charakterem i umiejętnościami. A sam Billy nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Został oskarżony o zbrodnie, o których nie miał pojęcia, ale które popełniły jego osobowości.
"Człowiek o 24 twarzach" to jedna z tych książek, które po prostu trzeba przeczytać. Jest mi strasznie ciężko napisać o niej coś konkretnego, bo do teraz aż ciężko mi uwierzyć, że taki przypadek istnieje. Oczywiście o rozdwojeniu jaźni słyszałam, ale nie sądziłam, że może to być aż tak groźne i tak bardzo zaawansowane. Gdyby nie fakt, iż jest to historia prawdziwa, to pomyślałabym, że autor książki ma dobrą i bogatą wyobraźnię. Jednak jest to literatura faktu, chociaż może i czasami ciężko w to uwierzyć i sobie wyobrazić. Dla mnie ta historia jest po prostu szokująca; pokazała mi do czego jest zdolny ludzki umysł i jak bardzo traumatyczne wydarzenia z przeszłości mogą na nas wpłynąć.
Chociaż Billy był przestępcą to mimo to wzbudzał przede wszystkim moje współczucie, a niekiedy nawet i sympatię. Bo patrzyłam na niego właściwie tylko przez pryzmat choroby, której był zdecydowanie był ofiarą.
Nie ukrywam, że momentami czytało mi się tę książkę ciężko. Ciągłe zmiany osobowości Billy'ego były dla mnie trochę męczące. Jest to też publikacja, która wymaga skupienia i uwagi, bo czasami naprawdę można się pogubić w tym wszystkim. Podziwiam autora, że zdołał te wszystkie wydarzenia z życia Billy'ego i jego osobowości uporządkować, bo to na pewno nie było łatwe.
Ciągle wspominam tylko o chorobie Billy'ego, ale ta książka to coś znacznie więcej niż tylko możliwość dowiedzenia się o niej czegoś więcej. Lektura ta zmusza też do refleksji na temat ludzi chorych psychicznie, pokazane są szpitale psychiatryczne i ich metody radzenie sobie z trudnymi przypadkami. Metody nie zawsze humanitarne, niestety. Świetnie też pokazano, jak postrzegane są osoby chore psychicznie przez społeczeństwo i trudno się dziwić, że Billy wzbudzał tak wiele negatywnych emocji wśród innych osób.
Książka już wkrótce zostanie zekranizowana, a Billy'ego zagra Leonardo DiCaprio. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa tego filmu, ale też boję się tego, co zobaczę. Nie wiem, czy ktokolwiek poradzi sobie z taką rolą. Ja już czekam na film, a Was mocno zachęcam do poznania historii Billy'ego.
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blgospot.com
"Człowiek o 24 twarzach" to prawdziwa historia Billy'ego Milligana. Billy urodził się w 1955 roku, a w 1975 roku został aresztowany za porwanie i gwałt na trzech kobietach. Jest on pierwszą osobą w historii Stanów Zjednoczonych, która została uznana za niewinną popełnienia przestępstw ze względu na chorobę umysłową,...
2015-11-12
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
Siedemnastoletnia Emma nie może pogodzić się ze śmiercią swojej matki, która według policji zginęła w wypadku samochodowym. Pewnego dnia dziewczyna dostaje tajemniczą przesyłkę, a w niej czarno-białą fotografię małego dziecka i polecenie, by zaczęła szukać morderców matki oraz ulotka obozu dla młodzieży. W ten sposób Emma trafia do starego, zaniedbanego zamku w górach. Na miejscu czeka na nią sporo dziwnych i niebezpiecznych sytuacji, a Emma wraz z innymi uczestnikami obozu dla młodzieży zostaje wciągnięta w jakąś dziwną grę.
"Stigmata" to bardzo przyjemna książka, którą w szczególności polecam młodzieży, chociaż i starsi mogą znaleźć tu coś dla siebie. Historia jest ciekawa, a miejscami dla bardzo wrażliwych osób może okazać się nawet trochę straszna. Jednak horror to to zdecydowanie nie jest, ale thriller młodzieżowy już tak. Zdecydowanie autorka stworzyła dobry klimat, na który składa się między innymi stare zamczysko, tajemne przejścia, mroczne fotografie i straszne wydarzenia z przeszłości. Podczas czytania odczuwa się czyhające na bohaterów niebezpieczeństwa, ale także zdezorientowanie. Ja, podobnie jak Emma, nie wiedziałam, co się dzieje, czy to, co właśnie się wydarzyło, to tylko żart i jakaś głupia próba, a może wręcz przeciwnie. Jest tajemnica, która odkryta zostaje dopiero na końcu. Autorka wodzi czytelnika za nos i nie daje odkryć prawdy przed zakończeniem powieści. Momentami historia robi się trochę zawiła, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jeżeli chodzi o rozwiązanie zagadki to jest ono na pewno zaskakujące, ale jak dla mnie bez większych rewelacji. Trochę to takie naciągane mi się wydaje, spodziewałam się czegoś innego.
Oprócz historii Emmy w książce znajdziemy też rozdziały poświęcone wychowywanej przez zakonnice Agnes. Dla mnie był to bardzo interesujący wątek, ale ze względu na dużo odniesień do wiary katolickiej może nie każdemu przypaść do gustu.
O bohaterach drugoplanowych niewiele mogę napisać, nie wyróżniali się niczym szczególnym i często ich ze sobą myliłam. Jednak postać Emmy jest już zdecydowanie lepiej wykreowana. Jest to bohaterka, którą można polubić. To taka zwyczajna nastolatka, ale zdeterminowana, by odkryć prawdę.
Książka zachęca do siebie już samą szatą graficzną. Okładka przyciąga wzrok, a w środku znajdziemy ozdobne, czasami kolorowe strony i klimatyczne zdjęcia stworzone przez Erola Guriana, które idealnie wpasowują się w treść książki i pozwalają nam na zobaczenie tego, co w danym momencie dostrzega Emma. Wygląd książki od razu sugeruje, jakiej tematyki można się spodziewać, tworzy też w pewien sposób klimat.
"Stigmata" to lekka książka idealna zwłaszcza na wieczór. Nie jest to długa historia, nie jest to też trylogia, nic nie jest przeciągane na siłę, co mnie bardzo cieszy. Co prawda nie jest to nic rewelacyjnego i odkrywczego, ale miło spędziłam czas na czytaniu "Stigmaty" i jako lekką lekturę też ją mogę polecić.
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
Siedemnastoletnia Emma nie może pogodzić się ze śmiercią swojej matki, która według policji zginęła w wypadku samochodowym. Pewnego dnia dziewczyna dostaje tajemniczą przesyłkę, a w niej czarno-białą fotografię małego dziecka i polecenie, by zaczęła szukać morderców matki oraz ulotka obozu dla młodzieży. W ten sposób...
2015-11-08
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
O Przemysławie Skokowskim pewnie wielu słyszało. Jest on znanym blogerem i autorem bestsellerowej książki pt. "Autostopem przez świat". Mężczyzna podróżuje właśnie autostopami (a właściwie wszelkimi stopami), a jego najnowsza powieść to historia podróży przez Atlantyk i Amerykę Południową. Przemek połączył pasję z pomaganiem, bo celem całej podróży było zebranie pieniędzy dla podopiecznych Fundacji Hospicyjnej oraz Hospicjum ks. Dutkiewicza w Gdańsku oraz zobaczenie wielu ciekawych miejsc. Czytając tę książkę będziemy towarzyszyć Przemkowi w jego pieszej pielgrzymce z Lourdes do Santiago de Compostela, wynoszącej ponad 1000 kilometrów, przemierzymy między innymi Kostarykę, Nikaraguę, Panamę, Kolumbię, Ekwador, Peru, a także prześledzimy jego podróż jachtostopem na wyspy Kanaryjskie.
Sam autor przyznaje, że ta książka różni się od jej poprzedniczki. "Autostopem przez życie" jeszcze nie czytałam, więc porównywać nie będę. "Autostopem przez Atlantyk i Amerykę Południową" to książka, po której oczekiwałam między innymi dawki motywacji. I faktycznie na początku to dostałam. Śledziłam losy Przemka z zainteresowaniem, kibicowałam mu, podziwiałam przede wszystkim za odwagę. I tak też pozostało do końca, ale nie ukrywam, że czym dalej byłam, tym bardziej moje odczucia się zmieniały. Nie chcę tutaj dokładnie pisać, o co mi chodzi, żeby niczego nie zdradzać, ale wydaje mi się, że już przed przeczytaniem ostatnich stron udało mi się wyczytać uczucia autora pomiędzy wierszami.
Od samego początku oczekiwałam dawki motywacji, spodziewałam się trochę czegoś w stylu Cejrowskiego. Dostałam to, co chciałam, ale było inaczej niż to sobie wyobrażałam. Przemka zdecydowanie podziwiam i to nie tylko za odwagę, ale też za otwartość, ogromną wytrwałość, pozytywność i wiarę w ludzi. Pokazuje on, że można wszystko, wystarczy tylko chcieć. I nie są to tylko puste słowa, mądre cytaty, ale czyny. Nie ma tutaj wymądrzania się, styl jest lekki, więc książkę czyta się z przyjemnością. Ta książka to nie tylko opis podróży, bo znajdziemy tu także sporo przemyśleń autora, jest trochę o historii danych regionów, więc nudzić się na pewno nie będziemy.
Warto jeszcze wspomnieć, że co kilka rozdziałów znajdziemy kody QR, które umożliwiają zobaczenie filmików z podróży Przemka. Według mnie jest to świetne urozmaicenie, ale szkoda, że nie dołączono do książki zdjęć, bo uwielbiam je oglądać.
Po przeczytaniu epilogu zrobiło mi się jakoś tak smutno, gdzieś tam nawet łezka w oku się kręciła, ale z drugiej strony Przemek w tym momencie całkowicie zdobył moją sympatię. Lubię bowiem ludzi, którzy nie boją się szczerości, nie boją się wyznać, że nie zawsze wszystko jest takie piękne i cudowne, jak by się mogło początkowo wydawać. Mogłabym tutaj dużo pisać, bo te kilka stron zrobiło na mnie ogromne wrażenie, wiele uświadomiło, (w sumie to Przemka dobrze zrozumiałam, bo sama jestem na podobnym etapie życia) ale już cicho sza, żeby nie spoilerować.
Recenzja także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
O Przemysławie Skokowskim pewnie wielu słyszało. Jest on znanym blogerem i autorem bestsellerowej książki pt. "Autostopem przez świat". Mężczyzna podróżuje właśnie autostopami (a właściwie wszelkimi stopami), a jego najnowsza powieść to historia podróży przez Atlantyk i Amerykę Południową. Przemek połączył pasję z...
2015-11-04
http://kingaczyta.blogspot.com/2015/11/ukasz-orbitowski-inna-dusza.html
http://kingaczyta.blogspot.com/2015/11/ukasz-orbitowski-inna-dusza.html
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-28
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Siedemnastoletni Konstanty dalej jest gimnazjalistą; wagaruje, ma kłopoty z prawem, bierze udział w kibolskich bójkach. Zachowuje się jak furiat, jest agresywny, wywołuje u innych osób strach. Ale skrywa też wiele sekretów; jest tajemniczy i wrażliwy na muzykę - w wolnym czasie ją tworzy. Ale to jeszcze nic, bo nawiedzają go także bardzo realistyczne koszmary, w których sam jest bohaterem.
Kostek to bardzo oryginalny i charakterystyczny bohater. Z jednej strony furiat, unikający kontaktu z innymi ludźmi i buntownik, ale w głębi to tak naprawdę wrażliwy chłopak, potrzebujący zrozumienia. Jego życie nie jest kolorowe; matka Kostka popełniła samobójstwo, a w domu ojca i macochy nie czuje się najlepiej. Odtrącony przez społeczeństwo, duszący w sobie emocje, szukający szczęścia - taki właśnie jest. Kosa jest postacią złożoną i dobrze wykreowaną oraz zdecydowanie ciekawą.
Wściekły to połączenie powieści obyczajowej z fantastyką. Połączenie pewnie dla wielu czytelników niezbyt przekonujące. Jeżeli chodzi o mnie, to chyba bardziej przypadł mi jednak do gustu wątek obyczajowy. Elementy fantastyczne pojawiają się w snach Konstantego i są po prostu dziwne; zupełnie niecodzienne i do mnie jakoś to nie trafiło, bo kompletnie nie potrafiłam się wciągnąć. Za to spodobał mi się wątek muzyczny, bo autorka w fantastyczny sposób ukazywała emocje Kosy, jego fascynację muzyką. Szkoda tylko, że nie zostało to bardziej rozwinięte.
Ta książka jest naprawdę dziwna, ale nie da się jej odmówić oryginalności. Coś takiego czytałam po raz pierwszy. I z jednej strony podoba mi się pomysł autorki, ale z drugiej jakoś ta książka do mnie nie trafiła i nie potrafiłam się wczuć. Czytałam ją, ale nie było tego słynnego "jeszcze tylko jeden rozdział i kończę". Bo w sumie to przez długi czas nawet nie wiadomo, dokąd ta historia zmierza, więc może temu nie potrafiłam w nią wsiąknąć. Często też się w niej gubiłam; nie wiedziałam, czy to, co widział Kosa było prawdą, a może tylko kolejnym jego snem. Autorka miała świetne pomysły, ale przy próbie ich połączenia zrobił się jakiś taki chaos.
Styl autorki pozostawia trochę do życzenia, jest nierówny. Nie brakuje wulgaryzmów, zwłaszcza w pierwszym rozdziale, bo później pojawiają się sporadycznie. Autorka, gdy pisała tę książkę, miała 17 lat, więc spodziewać możecie się właśnie bardziej młodzieżowego, luźnego stylu. Widać, że jest to debiut, nie wszystko jest takie, jakie być powinno, gdzieniegdzie pojawiają się też błędy. Mnie na przykład strasznie zirytował rozdział szósty, bo raz o pewnej postaci pisano w rodzaju męskim, a raz w żeńskim i to czasami nawet w jednym zdaniu.
"Wściekły" to lektura specyficzna , więc na pewno wielu do gustu nie przypadnie. Ja po jej przeczytaniu mam w głowie jeden wielki mętlik... Ciężko mi ją też ocenić, bo zyskuje na oryginalności, ale mimo to mojego serca niestety nie zdobyła.
Recenzja także na blogu: kingaczyta.blogspot.com
Siedemnastoletni Konstanty dalej jest gimnazjalistą; wagaruje, ma kłopoty z prawem, bierze udział w kibolskich bójkach. Zachowuje się jak furiat, jest agresywny, wywołuje u innych osób strach. Ale skrywa też wiele sekretów; jest tajemniczy i wrażliwy na muzykę - w wolnym czasie ją tworzy. Ale to jeszcze nic, bo nawiedzają go...
2015-10-19
Recenzja opublikowana także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
W Imperium ludzie podzieleni są na kasty. Laia wraz z bratem Darenem i dziadkami należą do Scholarów - kasty zepchniętej na margines społeczeństwa i stale prześladowanej. Pewnego dnia, gdy do ich domu przybywają Wojanie, Laia traci babcię i dziadka, Daren zostaje wzięty do więzienia, a jej samej natomiast udaje się uciec. Dziewczyna jest załamana, została całkowicie sama i jedyną jej szansą na odzyskanie brata jest wstąpienie w szeregi buntowników. Laia zmusza ruch oporu, by jej pomogli, ale musi zapłacić za to dużą cenę; zostaje ich szpiegiem, stając się niewolnicą nieobliczalnej Komendantki, zarządzającej Akademią specjalizującą się szkoleniem bezwzględnych żołnierzy - Masek. Poprzedni szpiedzy nie przeżyli, czy Lai się to uda?
Jednym ze studentów Akademii Czarnego Klifu jest Elias. Chłopak jest wychowywany na żołnierza od dziecka, ale zaczyna mieć wątpliwości, czy postępuje dobrze i czy na pewno chce życia, które go czeka.
Laia jest dla mnie bohaterką, która wyróżnia się na tle większości powieści tego gatunku. Od innych odróżnia ją to, że czuje strach, nie zgrywa wielkiej bohaterki, można nawet rzec, że jest tchórzliwa. Wielokrotnie walczy sama ze sobą, ze swoimi słabościami, zmusza się do odwagi, bo wie, w jak ważnym celu to czyni. Jej ogromna determinacja, siła i miłość do brata jest godna podziwu.
Elias również się wyróżnia. Od małego wychowywany był w świecie pełnym agresji, widok śmierci nie był mu obcy, sam przecież jest wojownikiem. A jednak cechuje go wrażliwość, różni się od innych Masek, pragnie zmian, dostrzega otaczające go zło. Mimo lat spędzonych w brutalnym świecie on pozostaje sobą, zachowuje duszę.
Główni bohaterowie są wykreowani z dużą starannością, ale podobnie jest z postaciami drugoplanowymi. Autorka poświęca wszystkim dużo uwagi, stworzyła postaci, które wzbudzają emocje. Wspomnieć chciałabym na przykład o Helenie - przyjaciółce Eliasa, która z jednej strony mnie denerwowała, ale ostatecznie zrozumiałam jej zachowania. Jest jeszcze Komendantka, którą znienawidziłam za to wszystko, co robiła. Z tak brutalną postacią dawno się nie spotkałam. Jej chłód zdawał się przenikać przez kartki papieru. Okropne babsko! Są także bohaterowie, którym nie wiadomo, czy ufać, nie wiadomo, po której stronie stoją i jakie są ich intencje.
Rozdziały podzielone są pomiędzy Laię a Eliasa. Sprawiało to, że jeszcze ciężej było mi oderwać się od lektury, bo zawsze u każdego z bohaterów działo się coś ciekawego i nie mogłam tak po prostu przerwać czytania.
W książce nie brakuje przemocy. Często jest brutalnie i niebezpiecznie. Autorka przygotowała dla czytelników coś naprawdę dobrego i wciągającego na maksa. Nie brakuje zwrotów akcji, uczucia niepewności, czy też momentów zaskoczenia. Jednak w tym brutalnym świecie znajdzie się także miejsce na odrobinkę magii, tajemniczości i chyba już tradycyjnie - miłości, która tutaj także jest wpleciona, ale nie dominuje i nie odrzuca ckliwością. "Imperium Ognia" nie bez przyczyny zachwyca się tak wiele osób z różnych krajów i do ja nich dołączam, oczekując z niecierpliwością kolejnego tomu.
Recenzja opublikowana także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
W Imperium ludzie podzieleni są na kasty. Laia wraz z bratem Darenem i dziadkami należą do Scholarów - kasty zepchniętej na margines społeczeństwa i stale prześladowanej. Pewnego dnia, gdy do ich domu przybywają Wojanie, Laia traci babcię i dziadka, Daren zostaje wzięty do więzienia, a jej samej natomiast...
2015-10-17
Recenzja opublikowana także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
Wydawać by się mogło, że wreszcie zapanuje spokój. Callie wraz ze swoim bratem Tylerem i przyjacielem Michaelem mieszkają w odziedziczonym przez bogatą renterkę domu. Chociaż Bank Ciał został zburzony to wojna dopiero się rozpocznie. Callie nie może czuć się bezpiecznie; Stary Człowiek ma nad nią kontrolę, a Starterzy ze wszczepionymi chipami są regularnie porywani. Dziewczyna nie zamierza tak tego zostawić, a z pomocą przyjdzie jej Hyden.
Z ogromnym entuzjazmem zabrałam się za czytanie tej książki. Po bardzo udanym tomie pierwszym miałam duże wymagania i chciałam, by i "Ednder" utrzymał wysoki poziom.
W "Enderze" dzieje się jeszcze więcej niż w poprzednim tomie, a akcja pędzi już od samego początku. Jednak podobało mi się mniej. W dalszym ciągu ciężko było mi się oderwać i z zaciekawieniem czytałam do samego końca, w międzyczasie wielokrotnie rozdziawiając usta z zaskoczenia. Bo wiedzieć musicie, że autorka potrafi czytelnika zaskoczyć, oj potrafi. Dlaczego podobało mi się mniej? W sumie to nie jestem sama do końca pewna, ale na przykład nie spodobało mi się to, że zakończenie jakoś szczególnie się nie wyróżniało. Owszem, dzieje się sporo, ale zbyt szybko. I jeszcze w kilku miejscach w książce tak jest; zaczyna dziać się coś ważnego i robi się naprawdę ciekawie, a tu nagle koniec i lecimy dalej. Trochę szkoda, bo w niektórych miejscach fajnie by było zatrzymać się na trochę dłużej, rozwinąć temat. A tak jest trochę chaotycznie.
Wątek romantyczny jest tutaj już bardziej rozbudowany niż poprzednio, ale w dalszym ciągu nie dominuje i przymykałam na niego oko. Bo ogólnie nudzą mnie już te wszystkie młodzieżówki z trójkącikami miłosnymi, bądź też ckliwymi historyjkami. Tutaj uczucie się pojawia i nie było to dla mnie zaskoczeniem, cały ten wątek też był przewidywalny, ale tutaj ciężko o oryginalność. W każdym razie autorka zachowała umiar i ku mojej uciesze skupiła się na intrydze. Chwała jej za to.
Nowy tom to i nowi bohaterowie. Ale na początek jeszcze trochę o Callie, która w dalszym ciągu pozostaje waleczna, angażuje się całkowicie w walkę ze złem. Czasami uważałam, ze postępuję trochę naiwnie i nieostrożnie, ale nikt przecież nie jest idealny. W tej części pojawia się Hyden, który jest bardzo tajemniczą postacią i ciągle miałam wątpliwości, czy można mu zaufać.
Jeżeli zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po książki z tej serii to odpowiadam, że tak. Dla mnie różnią się one od tak popularnych ostatnio młodzieżówek, bo autorka faktycznie miała dobry pomysł i powstała z tego niezwykle wciągająca historia. Mogę się jedynie przyczepić do tego, że nie wspomniano kompletnie o wojnie bakteriologicznej, która do tego wszystkiego doprowadziła. Szkoda, wielka szkoda, bo gdyby to rozwinąć, to byłoby jeszcze lepiej, a mnie po prostu zżera ciekawość jak do niej doszło i co spowodowało epidemię. Może kiedyś się dowiem, a może i doczekam się kolejnego tomu.
Recenzja opublikowana także na moim blogu: kingaczyta.blogspot.com
Wydawać by się mogło, że wreszcie zapanuje spokój. Callie wraz ze swoim bratem Tylerem i przyjacielem Michaelem mieszkają w odziedziczonym przez bogatą renterkę domu. Chociaż Bank Ciał został zburzony to wojna dopiero się rozpocznie. Callie nie może czuć się bezpiecznie; Stary Człowiek ma nad nią kontrolę,...
2015-10-06
Recenzja opublikowana także na blogu kingaczyta.blogspot.com
Po wojnie biologicznej ze świata zniknęli ludzie pomiędzy szesnastym a sześćdziesiątym rokiem życia. Starterzy, czyli nastolatkowie, trafiają teraz do zakładów dla nieletnich, a Enderzy, czyli staruszkowie, mogą mieć wszystko, co tylko zechcą. Z pomocą firmy Prime Destinations mogą sobie nawet na pewien czas kupić ciało młodego człowieka i robić to, co tylko im się podoba.
W takim właśnie świecie żyje Callie ze swoim braciszkiem Tylerem i przyjacielem Michaelem. Nastolatkowie są zdani sami na siebie, nie mają żadnych krewnych, każdy ich dzień jest walką o przetrwanie. Callie, chcąc zapewnić swojemu bratu normalne warunki, decyduje się na oddanie swojego ciała jakieś Enderce, za odpowiednio wysoką kwotę, która mogłaby zapewnić rodzeństwu byt w normalnych warunkach. Miały to być tylko trzy wypożyczenia, ale niestety sprawy komplikują się, gdy okazuje się, że wszczepiony do ciała chip nie działa tak, jak powinien.
Książka oczarowała mnie od pierwszych stron. Szalenie spodobał mi się już sam pomysł autorki z tym wypożyczaniem i zamianą ciał. Dla mnie było to coś nowego i w jakimś stopniu wyróżnia to ten tytuł na tle innych powieści tego gatunku. Oczywiście są tu pewne schematy, ale tego już się chyba nie da uniknąć.
Na okładce widnieje napis, że jest to książka dla fanów "Igrzysk Śmierci". Przyznaję, że mnie to akurat nie zachęcało, bo nie lubię takiego porównywania i bałam się, że dostanę jakąś marną kopię. A tutaj na szczęście pozytywnie się zaskoczyłam. W ogóle uważam, że te porównanie można było sobie darować, bo dla mnie to są dwa zupełnie inne tytuły i jest to po prostu mylące. Niby dobry chwyt marketingowy, ale może się to też negatywnie na książce odbić, gdy ktoś faktycznie chce drugich Igrzysk. Owszem, jest kilka elementów wspólnych, ale to dwie zupełnie inne historie, inny klimat, inni bohaterowie, inne otoczenie.
Od młodzieżówek odpychają mnie miłosne trójkąty. Na szczęście nie mam się do czego przyczepić, chociaż takowy i tutaj występuje. Jest to jednak na tyle subtelne, że kompletnie mi nie przeszkadzał, nie dominował. I mam nadzieję, że tak też zostanie do samego końca.
Bohaterowie zasługują na uwagę; Callie jest odważną, walczącą o swoje dziewczyną, zdolną do poświęceń i ryzyka. Nawet postaci drugoplanowe są dobrze wykreowane i wzbudzają emocje. Poznajemy na przykład małą dziewczynkę Sarę, która zaimponowała mi swoją odwagą albo Starego Człowieka, który jest niezwykle tajemniczą postacią i do samego końca taki pozostaje, podsycając tylko cierpliwość czytelnika.
Mnie "Starter" podobał się bardzo i już nie mogę doczekać się przeczytania drugiego tomu. Wciągnęłam się niesamowicie i byłam wściekła, gdy musiałam przerywać sobie czytanie. Dla tej książki warto zarezerwować sobie caluteńki dzień. Nie brakuje tutaj nagłych zwrotów akcji, dużo się dzieje, są elementy zaskoczenia, nie ma miejsca na nudę, a akcja praktycznie nie zwalnia. Na początku wszystko wydawało mi się takie zagmatwane, ale autorka sprawnie łączy wszystkie wątki i stopniowo rozwiewała moje wątpliwości. Szkoda tylko, że nie dowiadujemy się czegoś więcej na temat tej wojny biologicznej, a poznajemy tylko jej skutki. To zaś autorka bardzo starannie opisuje, pozwala na wyobrażenie sobie tego nowego, przerażającego świata.
Recenzja opublikowana także na blogu kingaczyta.blogspot.com
Po wojnie biologicznej ze świata zniknęli ludzie pomiędzy szesnastym a sześćdziesiątym rokiem życia. Starterzy, czyli nastolatkowie, trafiają teraz do zakładów dla nieletnich, a Enderzy, czyli staruszkowie, mogą mieć wszystko, co tylko zechcą. Z pomocą firmy Prime Destinations mogą sobie nawet na pewien czas...
kingaczyta.blogspot.com
Bohaterkami "Kiedyś na pewno" są dwie przyjaciółki: Dorota - niewierząca w siebie szara myszka, pełna kompleksów, które zatruwają jej życie oraz piękna i niezwykle uzdolniona tancerka Natalia. Dwie zupełnie inne osobowości, które połączyła przyjaźń. Dorota zazdrości swojej przyjaciółce, czuje się przy niej brzydka, porównuje się. Bohaterki to takie normalne dziewczyny, które popełniają błędy, nie zawsze postępują uczciwie, zmagają się z różnymi problemami.
Kompleksy są już chyba wpisane w nastoletnie życie, ale nie tylko, bo kto z nas może się pochwalić, że w całości siebie akceptuje i nie chciałby niczego zmieniać? Myślę też, że to właśnie w wieku nastoletnim kompleksy mogą najbardziej w życiu namieszać i skutecznie obniżyć jego jakość. Sama kompleksy mam, więc Dorotę rozumiałam doskonale.
"Kiedyś na pewno" to także historia o przyjaźni, która nie zawsze jest taka doskonała i czasami musi pokonać pewne trudności i tak też będzie w przypadku Natalii i Doroty. Autorka porusza tutaj także temat zdrady, kradzieży, skomplikowanych relacji z rodzeństwem, problemów z rodzicami i braku ich obecności w życiu dorastających nastolatek.
Niestety znowu jakoś nie najlepiej trafiłam, bo książka niby mi się spodobała, ale nie ma w niej niczego szczególnego. Autorka zaczyna sporo wątków i niestety ich nie kończy. Miałam trochę wrażenie, że na siłę chciała poruszyć tutaj tak dużo problemów i to dotykających tylko dwie postaci. Może to jednak trochę za dużo jak na jedną książkę.
kingaczyta.blogspot.com
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBohaterkami "Kiedyś na pewno" są dwie przyjaciółki: Dorota - niewierząca w siebie szara myszka, pełna kompleksów, które zatruwają jej życie oraz piękna i niezwykle uzdolniona tancerka Natalia. Dwie zupełnie inne osobowości, które połączyła przyjaźń. Dorota zazdrości swojej przyjaciółce, czuje się przy niej brzydka, porównuje się. Bohaterki to...