-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-07-09
2015-08-02
Choć nie jestem fanką malarstwa, zdarzyło mi się studiować „Beata Beatrix” pędzla Rossetiego, jak również jego wyobrażenie spotkania Dantego i Beatrycze na przyjęciu weselnym, w szczególności zaś, „Dante i Beatrycze” Henry’ego Holidaya. Wpatrując się w owe obrazy przypomniałam sobie o niewielkiej książeczce, zalegającej na moim regale od dłuższego już czasu. Sięgnęłam zatem po nie tak znane, jakby się można spodziewać, „Życie Nowe” florenckiego poety. I cóż tam znalazłam? Już w przedmowie, taki oto fragment:
„Tako się piękna zda i tak wspaniała
umiłowana ma, gdy wśród swej drogi
pozdrowi kogo, że język ubogi
milknie, powieka słoni wzrok nieśmiała.
(…)
A kto zobaczy oną jasną, złotą,
wraz w sercu słodycz uczuwa radości,
której nie pojąć, gdy się nie zaznało. (…)”
Wspaniałe tłumaczenie, prawda? Czytałam zatem dalej.
Obraz Dantego, jaki wyłania się z jego pamiętnika (chyba możemy nazwać tak tą książeczkę) pozostawił kilka rys na wizerunku poety, przynajmniej w moim odczuciu. Pierwszym, co przykuło moją uwagę jest fakt, że Dante, w swoich pochwałach na temat Beatrycze, utożsamia piękno z dobrocią. Beatrycze jest „najszlachetniejsza”, jest „szczytem dobroci”, w tym samym stopniu, czy też przez to właśnie, że jest piękna. Nie określają jej żadne inne niż podane powyżej epitety. Jeżeli przypomnimy sobie, że poeta nie zamienił z nią słowa (przynajmniej nie na kartach książki, nie licząc „pozdrowienia”), dziwne wydaje się jego przekonanie o nieskazitelności jej charakteru. Podczas lektury próbowałam doszukać się dowodów tej wspaniałości i zacności, lecz moje wysiłki okazały się próżne. Jedyne, co odnalazłam, to kolejne peany bez poparcia i ciągłe powtórzenia o „najszlachetniejszej pani”. Nie twierdzę wcale, że Beatrycze była zła, brakowało mi jedynie uzasadnienia uwielbienia, jakim darzył ją Dante. Trudno było mi zaakceptować bezkrytyczność i przekonanie poety o swojej racji, gdy tak naprawdę nie miał możliwości bliższego poznania kobiety, o której pisał. Na żadnej ze stron nie odnalazłam niczego, co potwierdziłoby opinię Dantego na temat swojej wybranki - choćby jednego gestu, słowa czy czynu - przez co, niestety, poeta nie przekonał mnie o jej wspaniałości. Ani trochę.
Zostawmy jednak powody, dla których Dante tak kochał i podziwiał Beatrycze i przyjrzyjmy się bliżej jego zachowaniu.
„(…)w pośrodku między nią [Beatrycze] a mną w prostej linii siedziała szlachetna dama wielce miłego oblicza (…) umyśliłem z owej damy uczynić pozór rzeczywistości (…) Nią tedy osłaniałem się przez miesiące i lata. Ażeby łacniej w to uwierzono, ułożyłem kilka utworów rymowanych; nie mam zamiaru podawać ich tutaj, chyba że wyszłoby z nich coś na chwałę mojej Beatryczy.”
A ja, ze swej strony, szczerze pytam: co w tym godnego pochwały? Dante, nie chcąc, by ktoś poznał jego miłość do Beatrycze, znajduje sobie inną kobietę, która, jak sam stwierdza, służy mu za „osłonę” prawdziwych uczuć. Swoim zachowaniem próbuje oszukać wszystkich dookoła, zapewne z nową „szlachetną damą” włącznie. Doprawdy, czy tylko ja nie widzę tu niczego, co sprawiłoby, że współczułabym właśnie jemu? Czytając zwierzenia poety, cały czas krążyła mi po głowie myśl, że Dante, zamiast przedstawić prawdziwe przywiązanie, ucieleśnia zasadę „cel uświęca środki”. A to, chyba się zgodzicie, nie wpływa dobrze na jego wizerunek.
Podobne urocze fragmenty ciągną się przez całą tą książkę. Dante kombinuje, jakby tu nie ujawnić swoich uczuć, zarówno Beatryczy, jak i innym otaczającym go osobom. Znajduje sobie jedną, potem drugą „szlachetną damę”, której tworzy kilka sonetów lub też udaje, że owe utwory zostały przeznaczone dla niej. Chyba jedyną faktycznie dobrą rzeczą, którą można odnaleźć w jego pamiętniku, tą, za którą dałam mu dodatkową gwiazdkę, jest właśnie kilka całkiem ciekawych sonetów.
Przykro mi (właściwie to wcale nie), jestem realistką i przyglądając się zachowaniu Florentczyka, jawił mi się on jako kłamca i manipulator. Nie chciałam użyć tak silnych epitetów, ale to właśnie one krążyły mi po głowie podczas lektury, nic na to nie poradzę. Być może część czytelników będzie współczuć Dantemu czytając, jak wylewa rzewne łzy i cierpi, wzdychając do kobiety, która o niego nie dba. We mnie niestety nie wywołał głębszych uczuć.
Styl, jakim napisana jest ta książeczka też nie skłonił mnie do wystawienia wyższej oceny. Ot, takie sobie opowiadanie, nieporównywalne wręcz z „Boską Komedią”.
Niemal czuję wyrzut sumienia pisząc źle o słynnym Dante Alighieri, ale mimo szczerych chęci, za nic nie mogłam zrozumieć jego zachowania.
Tym oto rozczarowaniem zakończyła się moja lektura „Nowego Życia”. Wolę myśleć o Dantem, jako autorze „Boskiej Komedii”. Kto zaś ma ochotę, niech czyta, choćby tylko po to, by wiedzieć, co poprzedzało wielką „Divina Commedia”.
Choć nie jestem fanką malarstwa, zdarzyło mi się studiować „Beata Beatrix” pędzla Rossetiego, jak również jego wyobrażenie spotkania Dantego i Beatrycze na przyjęciu weselnym, w szczególności zaś, „Dante i Beatrycze” Henry’ego Holidaya. Wpatrując się w owe obrazy przypomniałam sobie o niewielkiej książeczce, zalegającej na moim regale od dłuższego już czasu. Sięgnęłam zatem...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-06-23
Książkę czyta się przyjemnie i szybko mam jednak wrażenie, że Jane Austen jest tutaj trochę idealizowana przez autorkę.
"Wykorzystać niedogodności własnego życia i stworzyć z nich wyimaginowane sceny, by na koniec odnieść triumf - na to trzeba się urodzić Jane Austen."
Naprawdę? Czy tylko Jane Austen, jako pisarka, tak właśnie pracowała? Czy była też jakimś prekursorem tego działania? Wydaje mi się, że to stwierdzenie to lekka przesada i brzmi trochę jak "fangirling" - być może nie na skalę George'a Moore, który chwalił "Agnes Grey" jako najlepszą powieść angielską, bo przecież Jane Austen była faktycznie świetną pisarką, ale wciąż... nie oznacza to, że mamy jej zaraz przypisywać wykorzystywanie własnych doświadczeń w utworach jako coś nowatorskiego. Taka moja drobna uwaga. W biografii znalazłam kilka takich peanów - a przynajmniej tymi mi się wydawały.
Ogólnie jednak widać, że autorka zrobiła porządny research. Oczywiście wielu rzeczy możemy się tylko domyślać, ilość pozostawionego materiału do analizy jest dość skąpa ale z tego, co pozostało, odkopujemy wiele ciekawych informacji. Podoba mi się też lekki, przystępny styl w jakim napisana jest ta biografia.
Zdziwiło mnie stwierdzenie, że "Perswazje" to "zmierzch talentu" Jane Austen. Kompletnie się z tym nie zgadzam, przeciwnie, uważam, że "Perswazje" to najlepsza powieść Jane Austen, bo najbardziej dojrzała. Wiem też, że nie jestem odosobniona w tym twierdzeniu. Jest to jednak kwestia opinii, a tych, jak wiemy, jest tyle, ilu czytelników.
Przyznaję, że lepsze wrażenie pozostawiła u mnie "Na plebanii w Haworth", która jest biografią sióstr Bronte. Niemniej jednak uważam tą biografię Jane Austen za dobrą pozycję dla tych, którzy chcą dowiedzieć się o niej czegoś więcej.
Książkę czyta się przyjemnie i szybko mam jednak wrażenie, że Jane Austen jest tutaj trochę idealizowana przez autorkę.
więcej Pokaż mimo to"Wykorzystać niedogodności własnego życia i stworzyć z nich wyimaginowane sceny, by na koniec odnieść triumf - na to trzeba się urodzić Jane Austen."
Naprawdę? Czy tylko Jane Austen, jako pisarka, tak właśnie pracowała? Czy była też jakimś prekursorem...